|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-06-2021, 21:04 | #131 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:52. |
12-06-2021, 23:51 | #132 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 - 2051.03.12; nd; rano Czas: 2051.03.12; nd; rano Miejsce: Miami; Liberty City; kawiarnia “Palmowa”; stolik kawiarni Warunki: wnętrze lokalu, jasno, gwarno; na zewnątrz jasno, umiarkowanie, pogodnie, powiew Roxy i Rita Niedzielny poranek dał się poznać po biciu w dzwony jakiegoś kościoła co musiał być nieopodal. A okazał się pogodny, słoneczny i nie taki gorący. W sam raz aby siedzieć na zewnątrz nawet na krótki rękaw. Podczas śniadania znów poszła kolejna porcja gambli na samo śniadanie i za wspólny pokój. Ale przynajmniej można było napełnić żołądek. Popatrzeć na gości bo raczej widok pustej ulicy z niezbyt interesującą fasadą hotelu w jakim mieszkały raczej nie był zbyt porywający. Chociaż ten poranny, słoneczny blask nawet te tynkowane na różne sposoby ściany stawiał w jakimś ładniejszym świetle. Z ładniejszych atrakcji dzisiaj w “Palmowej” był jakiś zlot ładnych dziewczyn. Dwie to z początku nawet podeszły do ich stolika. - A wy też czekacie? Możemy się przysiąść i poczekać z wami? - zapytała jakaś Mulatka pytając ich jakby brała je za kogoś innego. - Nie Claire, zobacz. To chyba tam. - blondynka z jaką przyszła klepnęła ją jednak w ramię wskazując na stolik nieco w głębi lokalu gdzie siedziało już kilka innych dziewczyn. - O chyba tak… - Claire spojrzała w tamtą stronę przyglądając się przez chwilę po czym uśmiechnęła się przepraszająco do Roxy i Rity. - A to przepraszam, pomyliłam się. - powiedziała do nich i poszła z koleżanką do tamtych co też widocznie na coś czy kogoś czekały. A poza tym zebraniem w jednym z rogów kawiarni to obie poszukiwaczki miały aż nadto czasu aby wspólnie omówić co się działo poprzedniego wieczoru. Roxy spędziła swój wieczór w jednym z mieszkań wieżowca zmienionym w domowe muzeum i gratowisko. Gospodarz okazał się jednak mieć całkiem uporządkowaną pamięć i wiedzę. Pomimo, że wyglądał jak podstarzały hipis. - Aaa! Piramida. No tak, tak, było takie laboratorium, to prawda. Nawet nie tak daleko. Znaczy… W skali Stanów to nie tak daleko. Bo tutaj na Florydzie. No ale teraz… - Eliot pokręcił swoją siwą głową. Z początku wydawał się z miejsca kojarzyć o jakie miejsce pyta jego wieczorny gość. No ale jak zwykle diabeł tkwił w szczegółach. - No to było porządne laboratorium. Rozmawiałem kiedyś z gościem co mówił, że tam przed wojną zwieźli masę sprzętu. Mieli tam zrobić coś w stylu arki przetrwania czy coś takiego. Nie wiem czy to prawda. Ani czy mi nie zmyślał. To już lata temu było. Ale tak to zapamiętałem. No i to nie było wtedy tak daleko. Godzina czy dwie jazdy samochodem. Ale nie słyszałem aby w tamtą stronę coś teraz jeździło. Tam jest teraz dżungla i bagno. Jak się nie wie jak iść to można się potopić w błocie już na rogatkach miasta. - pokręcił głową na znak, że coś co przed wojną było raczej formalnością co można było załatwić w jedno popołudnie teraz jest niezłą przeprawą przez dzicz. - I nie wiem czy to to ale wydaje mi się, że teraz mówią o tym Zaginione Miasto. Tak sądzę bo mowa o jakimś porośniętym dżunglą kompleksie. I piramidzie. Jak już ktoś mówi o tym miejscu. No a te laboratorium to jedyne miejsce jakie kojarzę, gdzie mogłaby być jakaś piramida. Ale nie pytaj mnie jak tam dotrzeć bo nie wiem. Jak są plotki na mieście to pewnie komuś się co jakiś czas udaje ale jak nikt tam celowo nie dotarł to pewnie nie licha to przeprawa. Dżungla jest ciężka. - powiedział nim poszedł nastawić nową herbatę w czajniczku. Mówił chętnie jakby cieszył się, że ma z kim porozmawiać na takie tematy. Ale też nieco ze współczuciem jakby nie zazdrościł nikomu kto zdecydowałby się udać w tamto miejsce. Ale gdy wrócił z czajniczkiem i postawił go na stole uniósł do góry swój sękaty palec. - Ale przypomniałem sobie coś. - powiedział uśmiechając się przez swoje dziurawe zęby. - Jest taki jeden na mieście. Treser bestii. Wygląda jak stary dziad ale podobno zna się na swoim fachu. I nigdy mi się nie przyznał ale czasem jak z nim rozmawiałem co widział tam i tu to mi się wydaje, że on tam był. Ale nie chce puścić pary z gęby co tam widział czy spotkał. - powiedział nie przestając się uśmiechać. I tak nakreślił jej adres na stary wieżowiec IBM i owego Saemusa “Bico” Washingtona co być może nawet był kiedyś w Zaginionym Mieście. Tylko jak uprzedził Eliot treser już raczej nie jest w formie a temat owych tajemniczych ruin w głębi dżungli wydaje się być dla niego tabu. Rita zaś po spędzeniu wieczoru w “Trashyard” i zanurzeniu się w stalkerskich klimatach mogła ponownie zweryfikować kurs ich usług. Z żadnym jakoś specjalnie nie gadała to nie miała okazji zweryfikować jakby indywidualnie to wyglądało. Ale pogadała z barmanem o tym zatopionym skarbie. - No Lori. Loretta. Z “Hell Gate”. - powiedział jakby było oczywiste o kim mowa. I, że rozmóczyni to wystarczy. - Aaa… Pewnie jesteś nowa w mieście… - pokiwał głową gdy zorientował się w czym rzecz. No i skoro tak to bardziej rozwinął swoją wypowiedź. - Nie wiem czy “Hell Gate” to najlepszy lokal w tym mieście. Polemizowałbym. Zależy co kto szuka. W każdym razie to najpopularniejszy lokal z tych na łajbach. Jest przycumowana w porcie. Jak pójdziesz do portu to tam już każdy wskaże ci drogę gdzie to jest. - wyjaśnił jak znaleść rzeczoną knajpę na jakiejś łajbie. - No i właścicielką jest Lori. Loretta. Prawdziwa blondynka. Żyje tu od urodzenia a mimo to nie może się porządnie opalić. Więc łatwo ją rozpoznać. I jak ona kogoś polubi to zaprasza na swoją łajbę. Na imprezę. Albo można zapłacić grube gamble by się tam legalnie wbić. No ale już taka trochę tradycja, że ktoś na tych imprezach zdejmuje cumy i łajba zaczyna dryfować. Czasem tylko trochę no a czasem jest heca. Tak właśnie widocznie było ostatnim razem. - tłumaczył dalej o co chodzi z tą łajbą i jej nietuzinkową właścicielką. No i widocznie ostatnio coś znaleźli po takim tradycyjnym dowcipie. Tylko trzeba by tam zanurkować i wyłowić. Barman nie wiedział jak głęboko jest wrak. Jak niezbyt to w mieście zawód nurka był całkiem popularny. Wystarczyły do tego tylko gogle. No ale jak głębiej to już może nie być tak łatwo i bez akwalungu może się nie obyć. Ale to już pewnie trzeba by rozmawiać z samą Lori.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-06-2021, 12:49 | #133 |
Reputacja: 1 | Miami; Downtown; dzielnica wieżowców; wieżowiec Nakatomi Plaza |
20-06-2021, 12:40 | #134 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 20-06-2021 o 12:42. |
20-06-2021, 19:21 | #135 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 30 - 2051.03.12; nd; przedpołudnie Czas: 2051.03.12; nd; przedpołudnie Miejsce: Miami; Downtown; okolice IBM; ulica Warunki: na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, pogodnie, d.si.wiatr Roxy Na piechotę to było nieco do przejścia. Zwłaszcza w obcym mieście. Ale po paru dniach chodzenia w tę i we w tę to chociaż drogę Liberty - Downtown Roxy miała rozpoznaną. Właściwe poszukiwania w samej dzielnicy wieżowców. Gdzieś tu miała mieszkać chociaż część z tych traperów o jakich zdołała się dowiedzieć wcześniej. Najszybciej poszło jej ze znalezieniem Jeana Louisa. Trafiła na niego w jednym z lokalów do jakiej skierował ją jakiś straganiarz gdy pytała o właśnie tą knajpę o jakiej wczoraj mówiła Cherry. Tam rzeczywiście ów Jean wyglądał jak klasyczny twardziel z Miami o jakich krążą legendy daleko poza Florydą. Opalony, w kamizelce ze dzikich zwierząt i potężnym nożem za pasem. No ale kompletnie nie był zainteresowany opuszczaniem miasta. - Nie no dziewczyno dopiero co moczyłem się po bagnach przez trzy miesiące chcę się wreszcie wysuszyć, opalić i zabalować. - pokręcił głową śmiejąc się wesoło i pogodnie. Ale nie. Za cholerę nie chciało mu się ruszać z miasta. Może za miesiąc jak się wyszumi ale nie teraz jak dopiero co wrócił z zatopionych w dżungli bagien. Na Kenta trafiła trochę później, w jednym z lokali niedaleko portu. Douglas też nie wyglądał na ułomka. Miał opinię łowcy krokodyli i kamizelka z charakterystycznej skóry krokodyla mogła robić wrażenie. Tyle, że nie bardzo chciał rozmawiać o jakiejś mętnej dla niego wyprawie. - Myśliwy? No ale ja to na krokodyle poluję. A tak to nie wiem. Może jak się Mario zgodzi. - pokręcił głową ćmiąc swoje grube cygaro. Mario to miał być ten jego wspólnik i organizator. Ale jakoś nigdzie nie było go w pobliżu. A bez niego Kent coś nie kwapił się do podejmowania pochopnych decyzji aby ruszać z obcymi nie wiadomo gdzie i po co. W sensie, że nie po polowanie na zimnokrwiste gady w jakich się specjalizował. Może z owym Mario by szło coś ugrać ale póki co Roxy go nie zastała. Może wieczorem będzie. Z całej trójki o jakiej wczoraj mówiła Cherry została jeszcze owa Kimberly, dama z pejczem. Ale ona mieszkała w innej części miasta i było to nie po drodze z portu czy Downtown. Za to po drodze było do tego wieżowca IBM. Tylko komuś obcemu nie było tak łatwo się połapać o który wieżowiec chodzi. Znów blondynka musiała pochodzić i popytać tubylców. Ranek zdążył przejść w późny ranek i zbliżało się południe. Wiatr przybrał na sile chłodząc powietrze do dość nieprzyjemnego poziomu. Dobrze było móc ubrać coś na długi rękaw. Ale tubylcy, często o ciemniejszej od lekarki karnacji, często znający angielski dość symbolicznie okazali się zaskakująco uśmiechnięci i życzliwi wskazując kolejny fragment drogi w jaki pownna pójść. No i wreszcie staneła przed jednym z narożnych budynków gdzie widać było stare, zdezelowane ale wciąż czytelne litery “IBM”. https://i.pinimg.com/originals/bf/3d...e32b212bcc.jpg Wieżowiec wyglądał na opuszczony. Na pewno nie był tak zadbany jak ten zajmowany przez Cantano i właściwie nie różnił się od innych zdezelowanych wież jakie Roxy widziała także w innych wymarłych metropoliach. Do przeszukania w pojedynkę jednej osoby to zanosiło się na sporo szukania. Ale innych wskazówek gdzie można było zastać tego Washingtona nie miała. Czas: 2051.03.12; nd; przedpołudnie Miejsce: Miami; Port; nabrzeże portowe; ulica Warunki: na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, pogodnie, d.si.wiatr Rita Dotarcie do portu na piechotę zajęło Ricie trochę chodzenia. Niestety piechotą to się robiło całkiem spore miasto do schodzenia na własnych nogach. W samym porcie poszło już łatwiej bo okazało się, że barman z “Trashyard” nie przesadzał i rzeczywiście było to rozpoznawalne miejsce. Tyle, że znalezienie “Hellgate” jeszcze nie załatwiało samej sprawy. Lokal okazał się jednym ze statków zacumowanych przy nabrzeżu. Z nabrzeża wydawał się całkiem duży. Burty sięgału mu gdzieś na wysokość pierwszego piętra. Sam w sobie nie wyglądał jakoś porywająco. No chyba, że był to pierwszy statek jaki ktoś z bliska oglądał w życiu. Rdza i odłażąca farba nie wyglądały jakby tu miały odbywać się najpopularniejsze imprezy w tym mieście. Trap jednak był opuszczony i można było wejść na pokład. No prawie. Bo tam stał jakiś typek pełniący widocznie rolę strażnika i bramkarza. - No ładna jesteś chica ale przyjdź wieczorem. Teraz nie ma żadnej imprezy. - powiedział łamanym angielskim nie chcąc przepuścić dalej na pokład. Ale jak Rita wyjaśniła mu po co przyszła pokiwał mądrze głową i wskazał na widocznie niedaleko osiedle. Z tej wysokości był na nie niezły widok. Tam miała być Lori a w sprawie skarbu to z nią trzeba było gadać. https://i.pinimg.com/originals/e3/21...6ec6871e5b.png Osiedle wyglądało podobnie jak wiele innych w ZSA. Mieszanina przeróbki dawnych budynków sprzed wojny i tego wszystkiego co przy nich, w nich, na nich wyrosło przez ostatnie kilka dekad. Do tego w barwnym, wielojęzycznym, tubylczyk kolorycie gdzie na pierwszy rzut oka wydawało się, że jasny kolor skóry nie jest najpowszechniejszym podobnie jak mówiony angielski. Znów musiała popytać tu i tam ale znów okazało się, że owa Loretta jest tu chyba znana i musi być blondynką. Bo prawie każdy zapytany jak ją opisywał to jako “rubio” lub zamiennie jako blond właśnie. Blond kolor włosów rzeczywiście wydawał się tu w zdecydowanej mniejszości. W końcu jednak w jednej z knajp, na wolnym powietrzu, w cieniu pod parasolem i z kolorowym drinkiem w dłoni. Też z małą parasolką. Zastała smukłą, jasnoskórą blondynkę w dżinsowych szortach i na kraciastej koszuli. Wyglądała jakby leczyła swoje dolegliwości po intensywnie spędzonej nocy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
29-06-2021, 15:57 | #136 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:52. |
03-07-2021, 15:59 | #137 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 31 - 2051.03.12; nd; przedpołudnie Czas: 2051.03.12; nd; przedpoudnie Miejsce: Miami; Port; osiedle mieszkalne; kawiarnia Warunki: na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, pogodnie, d.si.wiatr Rita - Noc była w dechę. Tylko ten poranek… - blondynka miała zmęczony, wczorajszy głos a ona sama wyglądała na częściowo jeszcze w rozkroku pomiędzy ową nocą a dzisiejszym dniem. Zdobyła się jednak na iskierkę poczucia humoru prychając ironicznie. Towarzystwo kogoś przy stoliku pomogło jej chyba przemóc ten poranny stupor o poranku blisko południa tego całkiem znośnego dnia. Dopiła duszkiem końcówkę kolorowego drinka i od kolorowej kelnerki zamówiła kolejnego. Nieco przytomniej zaczęła rozmawiać przy tym nowym drinku. - No mógłby ktoś się przydać kto by tam wskoczył i pogrzebał. Może udałoby się wyciągnąć coś ciekawego. A co? Znasz się na tym? I kim jesteś? Bo coś cię nie kojarzę. - Loretta podniosła głowę aby przyjrzeć się tej co się do niej dosiadła. Z tego co mówiła to tak, miała namiar na wrak zatopiony na tyle płytko aby była szansa się do niego dostać. I czekała aż się zgłosi ktoś kto będzie mógł tam zanurkować. Sama zapewniała transport pod ów zatopiony adres i ekipę na łodzi. Potrzebny był więc sam nurek. Nadbudówki zatopionej łajby wznosiły się może 10 czy 15 metrów od powierzchni. Więc nie tak głęboko. Sam biały wrak było widać z powierzchni wody. To było coś poredniego między dużym jachtem a małym wycieczkowcem. Leżał nieco częściowo na burcie i po skosie. Rufa była nieco głębiej niż dziób. To wciąż było osiągalne dla tutejszych poławiaczy pereł. Niemniej było mało wygodne bo mogli nurkować na dość krótki czas. Tak przynajmniej przedstawiła to Lori. - Jak będzie coś większego to trzeba będzie przywiązać linę albo siatkę. I ci na górze to wyciągnął. Nurek dostaje 10% z tego co dzięki niemu wyciągnie na powierzchnię. - oświadczyła blondynka w kraciastej koszuli zawiązanej w supeł na płaskim brzuchu. Jak znała z doświadczenia Rita często się tak umawiano, że przy takich kombinowanych robotach gdzie trudno było zawczasu oszacować łup umawiano się ze stalkerem czy złodziejem na jakiś procent. A jak to nie on znalazł fanty tylko miał je wydobyć, wynieść czy nakierować innych to zwykle procent był mniejszy niż gdyby to on rozdawał karty. Poza tym z tego co mówiła Loretta wynikało, że mają tu branżę poławiaczy pereł jakich można było zatrudnić do tej roboty. I Rita była chyba pierwszą co rozmawiała z właścicielką statku na jakiego trapie była ale pewnie nie ostatnią skoro wieści się rozniosły po mieście. Czy taki procent to był mało czy dużo było wiadomo dopiero jak się było po robocie. W tym wypadku od tego ile uda się wyłowić tych fantów.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
05-07-2021, 17:09 | #138 | |||
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:53. | |||
09-07-2021, 20:34 | #139 |
Reputacja: 1 | Miami; Downtown; okolice IBM; ulica |
10-07-2021, 20:19 | #140 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 32 - 2051.03.12; nd; zmierzch Czas: 2051.03.12; nd; zmierzch Miejsce: Miami; Liberty City; kawiarnia “Palmowa”; stolik kawiarni Warunki: wnętrze lokalu, jasno, gwarno; na zewnątrz zachód Słońca, nieprzyjemnie, zachmurzenie, powiew Rita i Roxy https://assets.hongkiat.com/uploads/...2947360632.jpg Na zewnątrz z nadejściem zmierzchu zrobiło się dość nieprzyjemnie. Przynajmniej jakby siedzieć tylko na krótki rękaw. Ale wewnątrz “Palmowej” było jasno od zapalonych lampionów, ciepło i gwarno. Wraz z nadejściem zmierzchu zaczynały się godziny wieczornego szczytu we wszelkich lokalach. Dało się poznać po dźwiękach muzyki, śpiewów i tańców. Wydawało się, że tubylcy potrafią tańczyć i bawić się przy każdej okazji. Środek sali kawiarni zmienił się w parkiet gdy przygrywała kolorowa orkiestra a co chwila ktoś dołączał tańcząć sambę czy inny latynoski, gorącokrwisty taniec. Nie przeszkodziło to jednak rozmowie jak się siedziało w przeciwległym końcu sali przy froncie budynku. A dwie koleżanki jakie się spotkały dopiero niedawno miały o czym porozmawiać. Ricie udało się załatwić sprzęt do nurkowania tam gdzie podpowiedziała jej Loretta. Chociaż schodziła na to nogi przez drugą połowę dnia. Dopiero teraz miała okazję usiąść i odpocząć. Blondynka jednak była gotowa zabrać ją łodzią jutro z rana. Znaczy jak wstanie. Czyli pewnie tak jak dzisiaj się spotkały. W każdym razie Lori powinna być w tym samym miejscu co dzisiaj ją Rita zastała. Jak jej nie będzie to miała poczekać. Nie upierała się też jakoś za bardzo przy procencie ze znaleźnego jaki zaproponowała na początku. Ostatecznie stanęło na 25%. Lori chyba nie chciało się za bardzo wykłócać o każdy wyłowiony gambel, wciąż czuła efekty imprezy z ostatniej nocy albo nie napalała się na jakieś nie wiadomo jakie gamble. A może jakoś sympatyczna nieznajoma przypadła jej do gustu i była skłonna pójść jej na rękę. Koniec końców skończyło się na tym, że były umówione na jutro mniej więcej w tym samym miejscu i czasie co spotkały się dzisiaj. - Weź sobie olejek do opalania. Jak nie masz to kup. Wszędzie kupisz. Na wodzie Słońce mocniej grzeje a z cieniem słabo. - coś w ten deseń powiedziała jej dzisiaj przed rozstaniem smukła blondynka jaka rzeczywiście była dziwnie blada jak na ten gorący klimat. Roxy też miała swoje schodzone miasto w nogach. Z trzech suriwalowców o jakich wczoraj mówiła Cherry dzisiaj spotkała dwóch. No i tego odludka Samusa o jakim powiedział jej Eliot. Ten ostatni pod względem atrybutów fizycznych wyglądał najmniej zachęcająco. Był stary, bezzębny, chudy i wyniszczony chorobami. Lub po prostu życiem w tym tropikalnym mieście. Więc przy tych dwóch krzepkich i tryskających energią myśliwych z jakimi lekarka rozmawiała wcześniej wyglądał jakby miał się zaraz rozpaść na kawałki. No ale jakoś się nie rozpadł. A nawet wysłuchał blondynk. Chociaż z początku traktował ją jak natręta jaki mu w szkodę włazi którego by najchętniej spławił jak najszybciej. - Tak, tak, Hameuh, Hameuh ale gdzie to ja tam icht w hunglę… No chdzie? Stahy juf jestem juf emeryt… - pokręcił starą, osiwiałą głową uśmiechając się dobrotliwie. Rzeczywiście jego wygląd pasował do zdezelowanego wyglądu. Dopiero jak wypłynął temat Zaginionego Miasta to nagle zamilkł. Spojrzał gdzieś w dal na ulice i wieżowce zdezelowane tak samo jak on. Całkiem długo się zastanawiał. Machinalnie stukał bumerangiem o jakieś oparcie bujanego fotela jaki zajął na czymś co widocznie robiło mu za werandę. - Tak, tak… Hwiątynia w hungli… Tak… Niefamowite miejhe… Ale niebezpieczne… Tak… Tyle lat… - kiwał swoją siwą głową i memłał słowa które momentami trudno było zrozumieć. Przez chwilę wyglądał jakby w ogóle zapomniał o swojej blond rozmówczyni jaka siedziała po drugiej stronie biurka jakie robiło tu chyba za stolik śniadaniowy czy w ogóle po prostu za stół. Przy okazji odkryła leżącego leniwie jaszczura jaki wygrzewał się w Słońcu na dachu jakiejś zdezelowanej osobówki. A ogon to leżał nawet na masce. Zwierz nic sobie nie robił z ludzi a przynajmniej gospodarz zdawał się go nie zauważać. W końcu jednak otrząsnął się z zamyślenia i popatrzył przez to biurko na gościa pytając o to samo co wszyscy inni. Ile płacą za jego usługi. Przynajmniej nie wymagał odpowiedzi od ręki. I dał znać, że zwykle przebywa właśnie w tym miejscu gdzie spotkała go Roxy. Więc jak się zdecydują to może do niego wrócić. Jak szła z Downton do Liberty City i “2018-ki” gdzie się zatrzymały zrobiło się już dość późno. Więc jeśli by miała jeszcze odwiedzić tą Kimberly o jakiej mówiła wczoraj Cherry to już raczej na jutro.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |