Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2016, 19:33   #231
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Dotarcie do miejsca spotkania poszło gładko, ale Tatooine czasem bywało spokojne, na przykład własnie w czasie wyścigów. Nikt ich nie pokoił, a szemrana interesy w zakazanych uliczkach też nikogo na tej planecie nie dziwiły. Mieli względny spokój co do omawiania planów na najbliższe kilka dni.

Zdziwł go stan Aarona. Wyglądał tragicznie, być może "nieomylny" trep coś spieprzył. Ale musiał wiedzieć co się stało, to mogło być przydatne w przyszłości.
- A tobie co? - padło z ust najemnika. - Wyglądasz jak gówno. - podsumował szczerze.

Kiedy Mira zapytała się o pomysły na napsucie krwi, sam Cyrus miał już własny plan. Postanowił się nim podzielić.
- Czerwoni, a Huttowie koegzystują w dość napiętych stosunkach. Huttowie obiecali im że nie wszczną strzelaniny, ale jeśli Czerwoni zaatakują pierwsi... Wtedy wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Nie masz jakiś umiejętności Jedi żeby wpłynąć choćby na jednego ludka z obstawy? Słyszałem że macie takie umiejętności... A jeżeli nie... - tutaj plan się rozkręcał. - Jeśli nie musimy namierzyć tajniaka lub przejąc kogoś z ochrony i się podszyć pod cyngla Krayta. - chciał zakończyć ideę i poczekać na odpowiedź kobiety co o tym myśli, kiedy nagle w głowę uderzyła go kolejna myśl. - Możemy też nająć jakiś tanich najemników i nasłać ich na wymianę, pewnie padną, ale to co wydarzy się po ataku może nam pomóc. Jak posmarujemy dodatkowymi kredytami mogą nawet udawać Czerwonych lub Huttów. Tylko pytanie czy nas na to stać, kto ile ma w portfelu? Mogę uruchomić moje stare znajomości, może uda się wynegocjować jakaś zniżkę, ale musiałbym urwać się na kilka godzin z Anchorhead do Bestine. Ale nie mogę zagwarantować na sto procent że uda mi się cokolwiek wskórać.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 06-11-2016, 21:50   #232
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Wojownik skinął medykowi głową i przyjął ręcznik. Spokojnie rozciągnął mięśnie, przymocował protezę i wykonał kilka leniwych przysiadów. Gdyby nie brak ręki mógłby choćby teraz walczyć z kolejnym mechem.
- Dzięki, testy możemy sobie odpuścić, czas mi ucieka. Mam cichą nadzieję że już się nie zobaczymy. - rzucił z uśmiechem na ustach arkanianin i spróbował puścić medykowi oczko. Oczywiście pomylił strony. Mruknął jeszcze coś pod nosem kierując się do wyjścia.

***

Dobre kilka minut i kilkanaście pytań o drogę zajęło mu znalezienie inżyniera. Javi klęczał przy groźnie wyglądającym droidzie, wyraźnie lutując coś w jego bebechach. ~ Droid bojowy? ~ zastanowił się Sol ostrożnie obchodząc machinę. Jego wątpliwości szybko się rozwiały, miast działek miał na jednym ramieniu chwytak, na drugim natomiast sporego rozmiaru piłę. Droid do wycinki lasu.
- Javi? Zhar-kan Sol, z... Piątej Łączonej, ponoć możesz mi pomóc z moim problemem. - zwrócił się do inżyniera unosząc przy tym bark.
- Tyś nie z Rect? - odparł zapytany nie odrywając wzroku od uszkodzonej piły łańcuchowej.
- Racja teraz Rect. - poprawił się szybko Sol.
- Cóż, połóż na prasie hydraulicznej, ściśniemy i będzie po problemie, huehuehue... - roześmiał się rubasznie z własnego żartu.
- Dobry żart. - odparł najemnik nie unosząc przy tym nawet kącika swoich ust. Może powinien skontaktować się z Młodą?
- Poczekaj chwile... - szarpnął i naciągnął pasek klinowy na miejsce. Uruchomił manualnie maszynę i ostrze zaterkotało w równym rytmie. - No, gotowe.
Teraz odwrócił się i spojrzał na arkanianina. - O łapę ci chodzi, co? Coś tam znajdziem. Pójdź za mną - wstał i otrzepał się. Nosił lekki pancerz, który był mocno zabrudzony smarem.
- Fantastycznie. - odparł najemnik ruszając za inżynierem - Niezły pancerz. Też preferuję lżejsze.
- W innym nie dałbym rady się odwrócić nawet - wzruszył ramionami. - Patrz na to, będzie pasować, co? - sięgnął po urwane ramię droida protokolarnego... A przynajmniej tak by to osądził jakiś laik. Sol nim nie był i jak się okazało Javi też znał się na swojej robocie.
- Jedyna pamiątka po zabójcy, który ścigał kiedyś taką jedną Jedi. Wyrzucała śmieci z swojego frachtowca i to też tam było. Farba trochę zeszła - srebrne ramię należało do jednostki HK-50, takiej samej jaka latała z Emily Hayes.
- Trochę ciężkie, ale lepsze to niż klaskanie jedną ręką, co?
Sol powstrzymał parsknięcie, tym razem żart się Javiemu definitywnie udał.
- Zdecydowanie. Z czystej ciekawości, masz więcej fragmentów tego droida? Mam znajomą która kolekcjonuje części z modeli HK. - spytał przyjmując ramię. Faktycznie było ciężkie.
- Hmm... - założył ręce na biodrach przyglądając się zagraconej części hangaru. - Nic o czym bym pamiętał. A przekopywać się przez ten bajzel przez najbliższy czas nie mam zamiaru - odparł.
- Jasne. Jak masz zamiar przymocować do mnie to cacko? Obręcz opasująca klatkę piersiową, czy "wkręcisz" je na stałe w resztki mojego barku?
- Hmm... zrobiłbym obręcz, dla tego ciężkiego dziada będzie łatwiej. Potem jak co lepszego ci się zamarzy, to wszczep sobie zafunduj. Lżej chodzi i nie blokuje ruchów. Tylko z podłączeniem to do medyka. Ja się brzydzę krwi - mruknął.
- Dzięki. Potrzebujesz gotówki żeby tą protezę do mnie dostosować? Albo na jakiejś części? - spytał arkanianin.
- Odpal ze dwie stówy na elektronikę i będziemy kwita - odparł.
- Jasne. - odpowiedział Sol sięgając po swój datapad. Kucnął i oparł go o swoje biodro, a wolną ręką zalogował się na konto w Galaktycznym Banku Centralnym. Kilka chwil zajęło mu wklepanie danych do przelewu. - Twój datapad. - poprosił inżyniera. Ten przysunął swoje urządzenie i już po chwili wydało z siebie dźwięk potwierdzający przeprowadzenie transakcji. - Poszło.

***

Kolejne dwa dni spędził ostrożnie ćwicząc, czytając i jedząc wszystko co mesa miała do zaoferowania. Miał apetyt niemal jak ciężarna kobieta, jak miał ochotę na kanapkę z miodem, szynką z banthy i żółtym serem to nie było siły która mogłaby go powstrzymać przed przygotowaniem takiego dania. Bazy danych Mandalorian były wyjątkowo bogate i miał do nich relatywnie swobodny dostęp. W ciągu tych dni nauczył się kilku zwrotów w Mando’a. Głównie proste wojskowe komendy, ale nic skomplikowanego.
Kilkukrotnie podchodził też do napisania wiadomości do Brianny, ale za każdym razem kończyło się na skasowaniu całości i rozpoczęciu od nowa. Był akurat w środku kolejnej próby gdy znalazł go Javi.
- Wszczep gotowy, idź do medyków. Przyjdź do mnie jak ją zamontują. - wyrzucił z siebie i odszedł nim Sol zdążył podziękować. Wojownik zamknął pocztę, nasunął hełm na twarz i ruszył do polowego szpitala. Napisze tego maila później.

***

- Jak się czujesz? - spytał medyk, oglądając bark Zhar-kana. Operacja nie była problematyczna, zajęła tylko godzinę pod miejscowym znieczuleniem, choć została przeprowadzona przez droida medycznego.
Najemnik odparł wzruszeniem ramion.
- Jakby mi ktoś przytwierdził kawał metalu do ciała. Ujdzie. - rzekł, przemilczając fakt że całość cholernie go teraz swędziała. Kwestia przyzwyczajenia.
- No to idź do Javiego. On zajmie się resztą.
- Jasne. - odpowiedział sucho.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 06-11-2016 o 21:55.
Zaalaos jest offline  
Stary 08-11-2016, 19:32   #233
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol szedł ciężko po perfekcyjnie przyciętym trawniku. Wokół niego panowało typowe dla obozu wojskowego poruszenie, ludzie śpieszący we wszystkich kierunkach z różnymi zadaniami, nowi rekruci biegający dookoła obozu, nieco bardziej doświadczeni robiący to samo, tyle że w pełnym ekwipunku i spokojnie nadzorujący to oficerowie. Niejedna osoba skinęła Solowi głową, widać wszyscy wiedzieli kim jest, a pancerz który nosił nie pomagał w zachowaniu anonimowości. Nikt inny nie korzystał z arkaniańskiego sprzętu. Większość korzystała z dość prostych republikańskich konstrukcji, starsi stażem członkowie klanów nosili już sprzęt przekazywany z ojca na syna, tak jak w mandaloriańskiej kulturze bywało. Pancerz był dumą i najcenniejszą rzeczą każdego Mandalorianina, coś co dopiero wpajano nowym rekrutom.
Arkanianin przywołał z pamięci wierszyk który mandalorianie powtarzali by przykazać młodym, a teraz też starszym, rekrutom zasady Resol’nare.

- Ba'jur bal beskar'gam,
Ara'nov, aliit,
Mando'a bal Mand'alor
An vencuyan mhi.


Edukacja i pancerz
Samoobrona, nasz klan
Język i Przywódca
Pomogą nam przetrwać.


W tych kilku słowach tak naprawdę mieściło się wszystko co znaczyło być Mandalorianinem. Z pewnym oporem musiał przyznać że tak naprawdę całe życie postępował w zgodzie z tym kodeksem. Oczywiście, nie znał Mando’a, nie miał kiedy się go nauczyć, w czasie Wojen stał po drugiej stronie, ale mimo to jego honor, jego przekonania stały w znacznej mierze w zgodzie z Resol’nare. Tak naprawdę nie nienawidził Mandalorian jako takich. Nienawidził dawnego Mandalora i ślepo podążających za nim klanów za zbyteczne cierpienia jakie zadali takim rzeszom ludzi. W tym i jemu. Choć z drugiej strony gdybym nie oni, gdyby nie nadzwyczajny pobór to pewnie wciąż wydobywałby diamenty dla swych arkanianiskich mistrzów.
~ W każdym źle jest odrobina dobra, a w każdym dobrze odrobina zła. ~ była to sentencja którą kiedyś usłyszał od swojego dowódcy. Niezwykle trafna.

***

- No myślałem że się zgubiłeś, byłem gotowy żeby przerobić to ramię na żyletki. - rzucił Javi gdy tylko Sol postawił swoją stopę w warsztacie inżyniera. - No, kładź się na stole, zara się za ciebie wezmę. - dodał i zaczął przetrząsać narzędzia zgromadzone na stole przy którym chwilę temu coś robił. - Aha, tu cię mam! - ucieszył się wyraźnie trzymając w dłoni staromodny klucz. Arkanianin w tym czasie położył się dość wygodnie na stole i czekał na rozwój wydarzeń.
Inżynier przygotował protezę, wieszając ją na łańcuchach nad stołem, normalnie musiały służyć do wyciągania choćby napędów repulsorowych ze ścigaczy, czy innego podobnego sprzętu.
- Przewróć się w bok, no trochę dalej, ok dobrze. Wyobraź sobie że unosisz ramię do góry, o tak dobrze, no trzymaj ją w górze, możesz poczuć swąd. - instruował Sola, grzebiąc czymś przy świeżo zamontowanym wszczepie. - Ładnie zrobili, nie krwawi. Teraz powoli opuść ramię. Ale nie tak, bawić będziesz mógł się później, centralnie do dołu, teraz stój. - powiedział, a do uszu najemnika dobiegło coś pomiędzy chrupnięciem, a metalicznym stukiem. - Spróbuj poruszyć. Nie możesz, tak powinno być, kabelki muszę połączyć. Trochę się zejdzie, jakbyś musiał popuścić do śmiało do ręki, tylko mi stołu nie ufajdaj ja tutaj jem! - zażartował Javi i odszedł od “teatru operacyjnego”. Po kilku chwilach wrócił z maską na twarzy i lutownicą w jednej dłoni, a spawarką w drugiej.

***

Zhar-kan uniósł powoli swoje nowe, metaliczne ramię, co wyrwało mu z ust stęknięcie. Było cholernie ciężkie.
- Wszystko jest cacy, parametry w normie, gdyby przestało działać trzepnij je mocno młotkiem, powinno zaskoczyć. - zażartował inżynier, odpinając od ramienia Sola datapad. - Możesz je opuścić.
- Dziękuję. - odpowiedział arkanianin. - Nie masz pojęcia jak wiele to… Sprawność dla mnie znaczy. - wyciągnął w kierunku inżyniera mechaniczną dłoń. Ten chwycił ją pewnie i potrząsnął zdecydowanie. - Gdybyś kiedyś potrzebował z czymś pomocy daj znać.
- To nic takiego. - odpowiedział Javi uwalniając swoją dłoń - Idź zajmij się czymś, mam jeszcze kupę roboty.

***

Czując się o wiele lepiej Sol spytał pierwszego lepszego oficera o to gdzie może znaleźć Mandalora. W końcu skierowano go do centrum dowodzenia, i już z daleka był pewien że głównodowodzący faktycznie tam jest, w końcu wejścia pilnowali uzbrojeni po zęby mandalorianie, co wcześniej nie miało miejsca.
Straż odmówiła wstępu, gdyż Mandalore był zajęty. Rzeczywiście, otwarte centrum dowodzenia z którego wspomniany korzystał było rozświetlone, a dowódca sprawdzał jakieś dane, szybko przechodząc pomiędzy terminalami.
Arkanianin wzruszył ramionami, nasuwając na oczy swoje gogle. Co prawda jedno szkło było zniszczone, ale drugie wraz z elektroniką funkcjonowało. Stanął około dwóch metrów od wejścia w postawie zasadniczej i postanowił czekać. Po jakiejś minucie uniósł dłoń i dostosował przybliżenie jakie dawały mu szkła tak aby w miarę wyraźnie widzieć co jest na wyświetlaczach terminali.
Choć widział wyraźnie, to na niewiele mu się to zdało. Dziesiątki cyferek i wykresów zmieniały się zbyt szybko. Żeby coś z tego wyłowić Arkanianin musiałby wiedzieć czego szukać. W tym momencie było to po prostu zbyt dużo informacji na raz.
Wartownicy nie zwracali na niego uwagi. Sol spostrzegł, że nie był jedynym oczekującym. Już dwóch oficerów przechadzało się obok, obaj w ciężkich zbrojach szturmowych. Zhar-kan pamiętał, że te kloce stali zwykły posiadać także systemy maskujące.
Wreszcie, po kilkunastu minutach, Mandalore wyłączył terminale i uruchomił komunikacyjny holoprojektor. Po chwili pojawiła się tam sylwetka mężczyzny w republikańskim mundurze. Nawet z tej odległości i rozmazanych konturów Cisza rozpoznał insygnia admiralskie, choć nie widział twarzy odwróconej tyłem postaci. Po posturze zdołał wywnioskować, że ów był stosunkowo młody jak na ten stopień.
- Przesyłam symulacje o które prosiłeś, choć wątpię, żeby coś zmieniły.
- Dzięki za fatygę. Dam znać zanim wyruszę.
- Znasz moje zdanie.
- Wiem. Mimo wszystko dzięki.
- Mhm. Powodzenia.
Po tych słowach Mandalore rozłączył się.
Spojrzał na oczekujących i skinął ręką na Sola.
Wojownik skinął głową oficerom i ruszył w kierunku Mandalora.
- W sprawie tego o czym rozmawialiśmy ostatnio... Co mogę dla was zrobić? - spytał zatrzymując się około półtora metra od dowódcy, przemilczając fakt że rozpoznał młodego admirała.
- Być w gotowości. Jak wszyscy wokół. Więcej informacji nie mogę na tą chwilę przekazać - odparł.
Wojownik zamilkł na moment. Był to wnoszący niezbyt wiele rozkaz.
- Jeśli mogę spytać... Skąd znasz admirała Onasiego?
Jeśli to pytanie go jakoś zaskoczyło, to hełm skutecznie osłonił jego reakcję.
- To nie jest istotne - wzruszył ramionami. - Natomiast podsłuchiwanie swojego dowódcy nie leży w dobrym zwyczaju. Nie uczyli was tego? - wyraźnie się zirytował.
- Stojąc przed drzwiami ciężko nie rozpoznać jego sylwetki na holoprojektorze. - odparł spokojnie najemnik. - Mniejsza z tym. Jak przypuszczam mam się zgłosić do klanu Rect, mogę się dowiedzieć kto tam przewodzi?
- Ja. Jak wszędzie - wzruszył ramionami. - Klan Rect składa się w tej chwili z sześciu osób, z których piątka jest na misji poza planetą.
~ Nie ma już przywódców klanowych? ~ pomyślał Sol. Było to nowe rozwiązanie, które centralizowało siłę Mandalorian. Niezwykle mądre i niezwykle groźne rozwiązanie. - Mam zamiar polecieć na Onderon, by zdobyć nowe oko. Muszę też nawiązać kontakt z Akademią i oficjalnie wypowiedzieć im umowę o pracę. Za twoją zgodą?
Zapytany zamyślił się chwilę.
- Jeśli rzeczywiście chcesz lecieć, to równie dobrze możesz wybrać się na dłuższy spacer. Wymagam jednak, żebyś miał przy sobie bardzo szybki statek i być w zasięgu tygodnia podróży od systemu Onderon. Masz taką opcję?
- Nie. Statek na którym przyleciałem należał do Czerwonych, zdziwiłbym się gdyby wciąż czekał na mnie na orbicie skoro chcieli mnie wystawić. - odparł - Przypuszczam że nie ma niczego co mógłbym pożyczyć?
- Akurat flotę mamy skąpą - odparł nie ukrywając swojego niezadowolenia z tego powodu. - Ktoś znajomy może?
Arkanianin uniósł mechaniczne ramię i podrapał się po brodzie.
- Mam dobrą znajoma która ma kilka szybkich jednostek. Skieruję ją na Onderon, a sam dotrę tam jakimś wachadłowcem. O ile będzie miała czas. Bo nie ma pewnie szansy żeby lądowała tutaj?
- Jeśli jest na tyle dobra, żeby przelecieć przez te wahania pól magnetycznych - wzruszył ramionami.
- Jest lepsza. - odparł z pewnością siebie Sol i zasalutował Mandalorowi - Sir?
- Ściągnij ją w takim razie. Przekaż kontroli lotów jej kody, żeby jej nie zestrzelili przez przypadek. I zanim odlecisz zgłoś się do mnie. Będę miał dla ciebie zadanie.
- Tak jest. - wyrzucił z siebie najemnik i odmaszerował.

***

Arkanianin siedział wygodnie w korpusie zdobytego mecha i kończył pisać krótką wiadomość do Młodej.

“Emily, mam do ciebie prośbę. Jeśli jesteś wstanie to podleć po mnie na Dxun. Tak Dxun, tam gdzie są Mandalorianie. W wiadomości masz koordynaty, zwrotnie daj mi swoje kody, żeby Cię nie próbowali zestrzelić. Jest tutaj coś co może cię zainteresować, zdobyłem ramię od modelu HK-50, potencjalnie może uda się znaleźć więcej części + mam wartego kilkanaście kół mecha bojowego i nie bardzo wiem co z tym zrobić. Przydałaby by mi się Twoja ekspertyza.
Cisza.”


Jeszcze raz sprawdził czy podał właściwe dane, po czym posłał wiadomość w eter. Oparł dłoń na kontrolkach mecha i zamknął korpus, co odcięło go światła. Nie żeby mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Postanowił się zdrzemnąć.

***

Po paru godzinach obudziło go popiskiwanie datapadu. Wyglądało na to że dostał nową wiadomość.
“Ktoś ty??!!”
Solowi opadła szczęka. Młoda nie miała go w kontaktach? Był stary, ale chyba nie aż tak! Po kilku minutach datapad zapiszczał znowu.
"AAACH Zhar-kan! Będę za dwa dni!"

Wojownik prychnął coś pod nosem o niewychowanej młodzieży i zabrał się za pisanie wiadomości do Micala.

”Wielki Mistrzu,
nie będę owijał w bawełnę. Spędzone z Wami lata nadały mojemu życiu odrobinę znaczenia i czystej zawodowej satysfakcji, ale czuję że nasza współpraca powinna dobiec końca. Krayt niestety domyślił się że działam na dwa fronty co okupiłem nowym zestawem ran, z których bez wątpienia zdajesz sobie sprawę. W związku z tym mam poczucie że zamknąłem to zadanie, nawet jeśli, co przychodzi mi z trudem, odniosłem przy tym porażkę. Proszę, pozdrów w moim imieniu Laurienn.
Niech Moc będzie z Tobą.
Zhar-kan Sol.”


Z ciężkim sercem posłał tą wiadomość do Mistrza. Teraz przyszła pora na najtrudniejszą część tego dnia.

”Brianno,
przymierzałem się do tej wiadomości kilkukrotnie, ale nie byłem wstanie znaleźć odpowiednich słów. Wciąż nie mogę. Mniej więcej teraz do Micala powinno dotrzeć moje wypowiedzenie i wypada żebym napisał też do Ciebie. Czas który razem spędziliśmy był najlepszą rzeczą jaka przytrafiła mi się w życiu. Jesteś jedną z niewielu osób które mi imponują i żałuję że nie jestem wstanie polecieć na Coruscant, na co zasługujesz, żeby przeprowadzić tą rozmowę w cztery oczy. Nie mamy razem przyszłości. Czy też raczej ja, jako klon jej nie mam. W każdym razie zostało mi tylko kilka lat życia, z dnia na dzień robię się coraz wolniejszy, słabszy i mniej ostrożny. Nie chcę żebyś marnowała na mnie swój czas. Masz wystarczająco dużo obowiązków w Akademii, bez chromego najemnika pod bokiem.
Niech Moc będzie z Tobą
Zhar-kan.”


Wojownik westchnął i wysłał ostatnią wiadomość. Zrobił właściwą rzecz. Otarł wierzchem dłoni wybite oko i otworzył mecha. Oczy zalała mu fala światła, był już ranek, obóz znowu obudził się do życia, a to oznaczało że musi odmeldować się do Mandalora. Sol skierował się najpierw do wspólnej łaźni i do mesy, dopiero po odświeżeniu się ruszył po rozkazy.

***

Tym razem strażnicy nie próbowali Ciszy powstrzymywać przed wejściem do centrum dowodzenia. Mandalor siedział w wygodnym fotelu, otoczony kilkoma datapadami, wyraźnie czytał raporty.
- Sir. - zasalutował arkanianin - Emily, moja znajoma, będzie w przeciągu półtorej standardowej doby. Zgłaszam się po zadanie.
- Emily? Emily Hayes? - zapytał.
- Dokładnie tak. Jak widzę sława ją wyprzedza.
- Powiedzmy... - odparł lakonicznie. - Wracając do meritum. Udaj się priorytetowo na do systemu Ploo na czwartą planetę i znajdź Wuthana Draxa. Powinien walczyć dla Fluggrian bądź Glymphidów. Przekaż mu tą wiadomość. - Sol dostał prosty datapad. - To wezwanie do podporządkowania się. Jeśli odmówi, to zgodnie z Resol’nare wykonasz wykonasz na nim egzekucję.
- Od dawna nie dostałem takiego rozkazu. W razie odmowy ma umrzeć, czy ma umrzeć tak aby wszyscy wiedzieli dlaczego umarł?
- Możesz wykazać się inicjatywą - odparł.
- Rozumiem. Zgoda na odmaszerowanie?
- Udzielam.

***

Kolejny dzień spędził szukając w sieci informacji o Draxie i o systemie Ploo, a także ćwicząc z swoją nową ręką. Był bardziej niż zadowolony z jej działania, nie męczyła się i była bardzo silna, o wiele silniejsza niż jego naturalna. Był akurat w trakcie przebijania się przez jedno z forów fanów prowadzonych w systemie Ploo walk gladiatorów, gdy na ekranie wyskoczyła krótka notka od Emily.

“Właśnie weszłam w atmosferę.”

Zhar-kan zamknął wszystkie programy i popędził do lądowiska. Jak znał Młodą to ta nie odpuści sobie efektownego lądowania i okazji do zaimponowania wszystkim zgromadzonym. Nie mylił się. Podchodziła do lądowania pod słońce, tak że jej statek był tylko ciemną plamą, z ciężkimi do rozróżnienia szczegółami. Statek poruszał się szybko, zbyt szybko żeby lądowanie było możliwe.
- Rozbije się - wyszeptał ktoś z boku z odrobiną przestrachu w głosie
- Spokojnie, to najlepszy pilot jakiego nosiła galaktyka. - uspokoił obcego Sol i stanął swobodnie, czekając aż Młoda skończy się popisywać.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 08-11-2016 o 19:34.
Zaalaos jest offline  
Stary 08-11-2016, 23:29   #234
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Im bardziej zagłębiała się w temat Czerki tym bardziej żałowała, że nie mogła zająć się tą sprawą osobiście. Była przecież najlepszym kandydatem na stanowisko wtyki i pierwszego mieszającego w interesach tego molocha. Oczami wyobraźni widziała to co mogłaby tam zdziałać. Praca w Kraycie sprawiła, że dla Laurienn każda organizacja, czy przestępcza czy też nie, była dla niej wspaniałym polem do wykazywania się. Ale niestety teraz musiała odpuścić i obejść się smakiem. Jeszcze przez długi czas pozostanie z dala od wszelkich działań w terenie. I nawet nie zamierzała wspominać o swoich myślach Wielkiemu Mistrzowi, bo wiedziała, że to tylko by go zezłościło.
Na ten czas działanie z Akademii musiało jej wystarczyć. Dobrze, że przynajmniej Mical już niczego przed nią nie ukrywał. To działało wręcz zbawiennie na ich związek.

Niestety kontakt z Mistrzem Randem pojawił się nim była w stanie przeanalizować wszystkie posiadane przez Jedi materiały na temat Czerki. Oczywistym było, że Czerka wieść o powrocie Sith przyjmowała z pocałowaniem ręki. To było dla nich niczym powrót do starych dobrych czasów w których ich pozycja na rynku była niewiele gorsza od tej jaką reprezentowała Korellia. No dobrze, Laurienn wcale tak bardzo nie nudziła się a Akademii, gdy tak się mocniej nad tym zastanowiła. Mogła stąd koordynować kilka spraw na raz. I choć rzeczywiście teraz Czerka stała na tapecie to plany względem Korelli wciąż były na uwadze Rycerz Jedi.

I tak, poganiana przez Attona, wróciła myślami do osoby Andrasa Berganna. Osobnik ten miał wpływ na zarząd Czerki. Był tą szarą eminencją, która wie o wszystkim, zapewne ma haki na wszystkich w firmie i w sumie to mógłby sterować Czerką jak chce. To że chciał się spotkać z “Sith” osobiście mogło być czymś dobrym ja i tragicznym w skutkach.
- Przede wszystkim bądź ostrożny - tak, odkryła Coruscant na nowo. Czy można było dać bardziej oczywistą poradę? Nie. - Niczego nie wykluczaj. Nawet tego, że ten cały Bergann sam jest Sith - tak, Laurienn już raz bardzo boleśnie przejechała się na założeniu, w którym żyła Akademia. A mianowicie na zapewnieniu, że nie ma już żadnych Sith ani Jedi poza Akademią na Coruscant.

“No przecież, Yuthura!” przypomniała sobie po raz kolejny o fioletowej twileczce. Hayes obiecała sobie, że zaraz po rozmowie z Attonem w końcu zajmie się odzyskaniem kontaktu z Ban.

- Pamiętaj też od razu, na dzień dobry traktować go z góry. Żadnych uprzejmości. No i żadnych konkretów nie dawaj ze swojej strony, przy czym wymagaj pełnego podporządkowania i wglądu w działania Czerki - owszem, było to ryzykowne, ale konieczne. - Jak będzie się opierał to wspomnij o ostatnim wybuchu XSa nad korelliańskim niebem, możesz to zwalić na działania Sith. Pochwal mu się, że jeden z Czerwonych stracił tam swoją prawą rękę. Jeśli mają swoje wtyki w Kraycie to szybko będą mieli potwierdzenie. A my w razie czego czyścimy rączki od tego wydarzenia - jeśli dobrze pamiętała, to wstępne oględziny wraku wskazywały na “możliwość wystąpienia sabotażu oprogramowania sterującego przepływem paliwa do silników”. Oczywiście dla opinii publicznej nie było wiadome po co ktoś by wysadzał statek z nieznanymi nikomu osobami i raczej podejrzewali Korellię o upieranie się co do spisku by tylko nie przyznawać się do własnego błędu w nowym przecież modelu jakim wciąż był XS. Ale już światek przestępczy dobrze wiedział, że musiało pójść o drobne złośliwości pomiędzy wrogimi frakcjami.
Atton uśmiechnął się wrednie na jej słowa.
- Widzę do czego zmierzasz - ewidentnie spodobał mu się jej plan. - Od razu z grubej rury. Ale to dobrze, nie ma na co czekać. - sięgnął ku kapturowi i poprawił go. Deszcz naprawdę mocno zacinał po jego stronie. - Jednak jakiś konkret będę musiał im zostawić. Trudno łowić bez zanęty. Chciałem im obiecać jakąś wspólną akcję, żeby pomachać trochę czerwonym mieczem, czy coś w tym stylu i wykorzystać tą okazję, by załatwić jakąś niewygodną dla Akademii sprawę. Wina spadłaby na Czerkę w ostateczności. Co sądzisz?

Laurienn uśmiechnęła się szeroko i drapieżnie niczym Cathar. Z jakiegoś powodu to właśnie z Mistrzem Randem najłatwiej przychodziło Hayes znaleźć wspólny język. On też, częściej niż Wielki Mistrz, przystawał na jej pomysły. Laurie tłumaczyła to podobieństwem charakterów.
- Że czytasz mi w myślach Mistrzu - mrugnęła go niego. - Z pewnością masz lepszą wiedzę w temacie tych spraw więc działaj wedle uznania. Jeśli potrzebujesz pomocy to... - przygryzła wargę bo odruchowo chciała zaproponować swój udział. - To ściągnę ci do pomocy Jona. Na pewno przyda mu się takie rozładowanie, bo z pewnością z rozmów z Munami wróci poirytowany - uśmiechnęła się szeroko.
- Heh, zapewne. Jednak zanim tu doleci trochę czasu minie. Wygląda na to, że pozostanie to na mojej głowie… Skoro dajesz zielone światło, to biorę się za to. Z informacji jakie Jon złapał na Kessel wynika, że pewna duża firma transportowa dorabiała na boku przerzucając czerw… ...sek - połączenie zaczęło się rwać. - Kon… ...ką, po… ..yć za… ...nie miejsca. Coś jesz…
- Stań bliżej okna bo przerywa - weszła w słowo Mistrzowi Laurienn. - Zupełnie nie zrozumiałam ostatniego zdania. Powtórz
- ...goda… ….zwe… źniej.
Połączenie zostało przerwane po tych ostatnich sylabach.

Laurienn powstrzymała się od próby przywracania połączenia. Westchnęła i schowała komunikator.
Ledwo poprzedniego dnia wróciła ze SPA, do którego zabrał ją Mical na ugłaskanie jej gniewu po tym jak przyuważyła go jak obściskuje go jakaś pani senator... Hayes prychnęła na to wspomnienie. Wciąż była niewyspana przez tamtą noc, ale mimo to, od samego poranka przeglądała materiały do jakich dał jej dostęp Wielki Mistrz. Laurienn naprawdę żałowała, że nie miała więcej czasu na analizę, bo przynajmniej teraz nie musiała by Mistrzowi Randowi odpowiadać takimi ogólnikami, improwizować.

Rycerz Jedi rozsiadła się wygodniej na fotelu w sali komunikacyjnej Akademii. Rozmowa w tym miejscu była najbardziej bezpieczna dla strony będącej poza murami gmachu, bo zapewniała niewykrycie, dzięki potężnym komputerom szyfrującym jakie były tu od chyba wieków. Laurie sięgnęła po talerz z przekąskami. Serowe chrupki maczane w słodkim sosie. Dziś tylko na to miała apetyt.
- Już niedługo bal na Taris - mruknęła pod nosem. Dziś jej entuzjazm związany z tym wydarzeniem był dużo mniejszy niż początkowo. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to co mówiła poprzedniego dnia wypowiedziane zostało w złości... Ale teraz już nie mogła się wycofać. I to pomimo niechęci do opuszczania Akademii przez to w jakim była stanie.

Hayes zastukała wypielęgnowanymi paznokciami o blat terminala komunikacyjnego.
- Mical teraz będzie nadrabiał w Senacie to co mu się zebrało za wczorajszą nieobecność... - stwierdziła niepocieszona.
Chwilę się wahała. Zrobić to, czy nie... Przyglądała się przy tym konsoli terminala.
- Może powinnam z nim najpierw porozmawiać... - skrzywiła się. Doskonale pamiętała kody jakimi posługiwała się, by nawiązać kontakt ze swoją Mistrzynią. - Wykłady mam dopiero za jakiś czas… - nie potrafiła podjąć decyzji. - A może powinnam przestać wszystko analizować, szukać najbardziej odpowiedniego momentu i po prostu zadziałać? - jęknęła niezdecydowana, widząc całą masę możliwych reakcji jakie mogą dać jej decyzje.

W końcu Hayes wyprostowała się i przysunęła bliżej do konsoli. Wystukała wiadomość.
- I tak już za długo z tym zwlekam - stwierdziła z westchnięciem i wysłała na kodowanym kanale wiadomość do Yuthury Ban. Zaproszenie na spotkanie do Akademii Jedi na Coruscant, wraz z zapewnieniem o pokryciu kosztów podróży i zakwaterowania.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 09-11-2016, 23:23   #235
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Nie miał za dużo czasu. Podszedł do Vato i przyklęknął na jedno kolano, tak, żeby ich twarze były na mniej więcej tym samym poziomie. Położył mu rękę na ramieniu:
- Muunowie ustąpią i dadzą wam więcej swobód. Wasze warunki życia poprawią się i będziecie lepiej traktowani... - spuścił głowę – Przepraszam, ale to wszystko. Obydwaj wiemy, że wasz lud zasługuje na więcej. I ja to rozumiem. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana niż to. Ja... Mam obowiązki. Jestem tutaj, bo kogoś reprezentuję i nie zawsze mogę do końca robić to, co uważam za słuszne. Słuchaj... - przyciągnął go bliżej do siebie i zniżył głos – Gdyby to zależało tylko ode mnie, z ogromną przyjemnością razem z wami wyrzuciłbym tych sukinsynów z tej planety. Ale nie mogę tego teraz zrobić, to wywołałoby skandal. I nie mam wystarczającej mocy, by wam naprawdę pomóc. Bądźmy realistami, nie mam nic, nie mam armii, a tylko wasza pomoc mogłaby się okazać niewystarczająca. Tylko tyle w obecnej sytuacji udało mi się wytargować. To i tak będzie duży skok w porównaniu do tego, co jest teraz, ale nie rozwiązuje problemu. Obiecuję ci, że wrócę tu kiedyś, najszybciej jak będę mógł. Cały czas będę się starał, żebyście odzyskali pełnię wolności. Śmierć Jiri i wszystkich innych nie pójdzie na marne. Masz moje słowo. Czy rozumiesz?
- Czyli mamy na ciebie czekać Wybawco? Nabierzesz sił i wrócisz nas poprowadzić? - Vato zrozumiał jego słowa w sposób jaki chciał je zrozumieć i patrzył teraz z równie wielką nadzieją na Jona jak wtedy gdy zobaczył go po raz pierwszy.
- Tak. Ale to może długo zająć. Do tej pory będziecie musieli radzić sobie z tym, co macie. - Jedi podniósł się z klęczek - Muunowie powinni sami wyjść teraz do was z inicjatywą, bądźcie gotowi do rozmów. Jeśli będą próbowali was oszukać, dajcie im do zrozumienia, że w każdej chwili mogę tu z powrotem wrócić. To powinno im dać do myślenia. Muszę teraz odejść. Potrzebujesz jeszcze czegoś?
- Jaki będzie znak twojego powrotu? I czy dasz nam coś, co będzie sprawiać, że twoja obecność wśród nas będzie wiecznie żywa, Wybrańcu? - zrobił wielkie, proszące oczy.
To pytanie go zaskoczyło. Na początek pomyślał, że nie ma co zaoferować. A potem nagle zrozumiał, że ma jedną taką rzecz. I to nie byle błahostkę.

Zacisnął dłoń na rękojeści swojego miecza, jak setki razy wcześniej. Zawahał się. Czy naprawdę powinien to robić? To było coś więcej niż narzędzie pracy. Miał masę przeżyć, tych radosnych i traumatycznych z tą bronią związanych. Kształt i wygląd rękojeści znał na pamięć, ostrze był jak przedłużenie ręki. To była rzecz droga dla niego. Ale co lepszego mógł zaoferować niż niemalże część samego siebie? Wciąż pamiętał dzień, w którym go otrzymał. Trzy lata temu, na jego pierwszej misji, gdy wracał na Nar Shaddaa z zaatakowanej areny. Był wtedy innym człowiekiem. Gdy Issamar mu go wręczył, nigdy by nie pomyślał, jak to wszystko się dalej potoczy. Wciąż pamiętał bardzo dobrze ich imiona. Mandalorianin Issamar Cadera. Kha’Shy. Musiał przyznać, że tworzyli zgraną ekipę, oczywiście dopóki nie pokazali swojego prawdziwego oblicza... Zdradzili go. I spotkała ich adekwatna kara. Wyciągnął z tego lekcję i teraz mógł tylko cieszyć się, że te szumowiny nie żyją. Ale sam miecz był dobry i nie raz Jon dobrze go spożytkował. Chociażby Zonju...
Potrząsnął głową, skupiając się na teraźniejszości. Za bardzo dał się ponieść wspomnieniom. Podjął decyzję.
- Proszę. Oto moja broń, którą przez lata wykorzystywałem, by czynić dobro. Przyjmij ją i przechować jako dowód na ważność mojej obietnicy.
Chyba wtedy zdał sobie sprawę, że miecz tak naprawdę nigdy nie był jego. Nie zbudował go samemu, tylko kiedyś najpewniej zrobił to jakiś Sith. Zaadoptował go, ale w gruncie rzeczy był on obcy. A jego kolor przynosił więcej złego niż dobrego. Przyszła pora na coś prawdziwego. Wyciągnął dłoń z mieczem przed siebie, tak, żeby tamten mógł go zabrać. Czuł dziwny smutek ale też dumę w środku.
Vato wyciągnął obie ręce i przyjął broń z wielkim szacunkiem. To miał być najważniejszy moment w jego życiu. Nie potrafił wypowiedzieć ani słowa.
- Żegnaj... - wyszeptał mimowolnie Baelish. Cieszył się, że ma to za sobą. Zebrał się w sobie i teraz już do Vato powiedział:
- W takim razie nie pozostało mi nic innego, niż się pożegnać z tobą, przyjacielu. Opiekuj się dobrze mieczem. Pewnego dnia wrócę i dokończymy, co zaczęliśmy. Do zobaczenia.
Jeszcze raz poklepał Vato po ramieniu i odszedł, zostawiając go ze sobą. Pomyślał, że to nawet lepiej. To była broń wroga i do tego aż za często przypominała mu o bolesnych wydarzeniach przeszłości. Szanował ją i miał do niej sentyment, w końcu to jego pierwszy miecz, ale pora było zostawić to za sobą. Oczywiście do czasu, ale nie wiedział, jak długo zajmie mu realizacja tego nieprawdopodobnego planu. Trzeba było patrzeć w kategoriach całych lat. Ale wiedział, że jeszcze kiedyś odzyska ostrze i dotrzyma obietnicy danej Mygettianom.
 
Kolejny jest offline  
Stary 11-11-2016, 14:17   #236
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Emily rzeczywiście leciała za szybko. Jednak nie rozbiła sie tak jak prorokował przechodzeń. W ostatniej chwili, chcąc uratować statek dodała mocy silników i wzbiła się w powietrze. Podmuch rozgrzanego do tysięcy stopni celsjusza powietrza spalił skórę, oczy i płuca wszystkich przebywajacych w kosmoporcie. Nie umarli od razu. Sol tak jak i inni po prostu się udusił, nie mogąc złapać oddechu.
Tak by to wyglądało, gdyby młoda Hayes nie miała odpowiednich zdolności by poprzeć swoje popisy.
Tymczasem Nilus zbliżał się w niesamowitym tempie i ledwo kilkanaście metrów nad lądowiskiem zrobił wiraż i zwolnił zastygając w powietrzu tuż nad płytą. Następnie powoli i z gracją osiadł na stanowisku.
Teraz dopiero Sol mógł sie dobrze przyjrzeć temu frachtowcowi. Gdyby nie wiedział, że to statek Emily, to nigdy by go nie rozpoznał. Dziewczyna zupełnie go przerobiła w ciągu tych dwóch lat. Wymieniono zewnętrzne powłoki, wyloty silników zmieniły kształt, zamontowano nowe działa, które mogły teraz obracać się w każdym kierunku. Przemalowanie go na ciemny odcień granatu dopełniało tylko reszty.
Po chwili opadła rampa z której wyłoniła się... młoda kobieta. Zhar-kan naprawdę dawno jej nie widział.
Tuż za nią kroczył wiernie HK-50.
Ten również nie uniknął modernizacji. Jeśli to w ogóle możliwe, to wyglądał jeszcze bardziej groźnie.

Zaraz dopadł do nich zarządca lądowiska.
- Panna Hayes! Miło ponownie panią gościć! Czy usługi te same co zawsze?
- Nie dzięki, jestem tu tylko przelotem.
- Och rozumiem, to może przynajmniej dotankowanie? Zrobimy to w momencik i oczywiście gratis!
- Nooo dobra, niech będzie. Tylko szybko.
- Tak jest! - mandalorianin zgiął się w ukłonie i pobiegł pogonić pracowników i droidy obsługi.
- Heeej Zhar-kan! - pomachała do niego wreszcie. - Co cię tu przygnało?
Tymczasem HK zlustrował go od stóp do głowy i zatrzymał spojrzenie na mechanicznym ramieniu Arkanianina.
- Spostrzeżenie: Widzę, że dążysz do doskonałości.
- Młoda! Ale wyrosłaś! - odparł Zhar-kan zbliżając się do kobiety - Praca dla Akademii. Ale to stare dzieje, złożyłem im wczoraj wymówienie. Ciebie też miło widzieć HK. Nowe poszycie?
- Sarkastyczna odpowiedź: Nie, wyprane w perwolu.
- Już przestań rzucać tymi sucharami z lamusa - Emily pokręciła głową - Niepotrzebnie dałam ci wgląd do tamtego archiwum. A ty zbieraj tyłek, bo jestem na niedoczasie. Pogadamy po drodze - zwróciła się do mężczyzny.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. - odpowiedział Sol i obrócił się na pięcie. Po kilku minutach wrócił w zdobycznym mechu, wypchanym ekwipunkiem Batisty. Poruszał się raczej nieporadnie, nie miał czasu opanować kontrolek, ale ruch w przód był w miarę prosty. Hamowanie też. - Zmieszczę się?
- Spostrzeżenie: Ten organik rzeczywiście musi mi bardzo zazdrościć.
- Niezły sprzęt - Em nie zwróciła uwagi na komentarz droida - Choć wygląda, że albo ktoś ci wcisnął uszkodzony towar, albo musiałeś zabić poprzedniego właściciela.
- To drugie. - powiedział z odrobiną smutku w głosie - Okupiłem to ramieniem i okiem. - dodał unosząc swoje google, co odsłoniło ziejącą dziurę w miejscu gdzie powinna być gałka oczna.
- Ugh - stęknęła.
- Spostrzeżenie: Dlatego mechaniczne istoty są wyższym stadium ewolucji. Trudno znaleźć dla was odpowiednie części zamienne, a jeśli już to i tak korzystacie z mechaniki właśnie.
- Musiało boleć - Emily się wyraźnie zmartwiła.
- Tak HK, masz trochę racji. - zwrócił się do droida i wyskoczył z mecha. - Bolało jak się obudziłem, w czasie walki nic nie czułem przez adrenalinę. Wiesz, te wszystkie modyfikacje genetyczne. - dodał i wyciągnął z pancerza kilka rzeczy, żeby Emily mogła wygodnie do środka wejść. - Nie chcesz go wprowadzić? Nie miałem okazji za dużo w nim ćwiczyć, nie chciałbym zarysować ci statku.
- Pewnie! Nawet lepiej tak, bo akurat magazyn mamy pełny i nie opuszczę tamtego podnośnika.
Wskoczyła do środka pancerza i szybko zlustrowała oprzyrządowanie.
- Uach, ale staroć. To znaczy sprzęt w miarę nowy, ale rozwiązania sprzed dobrego wieku. To tak jakbyś do Nilusa zamontował najnowsze działa, a w trakcie walki stosował taktykę taranowania przeciwnika... Oprogramowanie... też zasyfione, po cholerę takie długie sekwencje, opóźnia to reakcję - jej palce bębnił w wewnętrzny terminal z prędkością karabinu maszynowego. - Dobra chodźmy. HK, pożegnaj grzecznie zarządcę i niech przekaże panu M., że wpadniemy ponownie zgodnie z rozkładem.
Droid-zabójca skinął głową i poszedł do biura kosmoportu. Hayes ruszyła mecha i zgrabnie przemaszerowała po rampie. Pancerz ledwo się zmieścił w przejściu. Musieli go zostawić tuż przy wejściu, bo nie zmieściłby się w korytarzach.
- Później go rozbiorę na części i poskładam do kupy. Teraz już startujmy - pobiegła w kierunku mostka.
HK-50 po chwili też wszedł na statek, podnosząc za sobą rampę.
- Ostrzeżenie: Trzymaj się z dala od mojej pani.
- Uważasz że z mojej strony grozi jej jakiekolwiek niebezpieczeństwo? Jest dla mnie jak młodsza siostra, nigdy bym jej nie skrzywdził. - odpowiedział spokojnie Sol - Ale to jest coś co jak przypuszczam rozumieją tylko organicy.
Pomarańczowe optyki zdały się zajaśnieć. Droid zbliżył się do arkanianina, spojrzał na niego z góry.
- Obserwacja: klon powołuje się w rozmowie z maszyną na pojęcie "rodziny". Fascynujące. Zapytanie: Czy zechcesz bym przytoczył statystyki jak często spokrewnione ze sobą osoby dokonują... Krzywdy krewniakowi? - zaproponował HK z uprzejmością droida protokolarnego. - Ostrzeżenie: Trzymaj się z dala od mojej pani - powtórzył.
Wojownik wzruszył ramionami i poszedł w kierunku mostka.
- Nie mam zamiaru nadużywać jej gościnności. - rzucił do droida na odchodnym.
Gdy tylko postawił stopę na mostku od razu rzuciły mu się w oczy modyfikacje które wprowadziła Emily. Wyglądało na to że nie tylko zewnętrze, ale też i wnętrze statku zostały zmodernizowane.
- Widzę że ci się powodzi. Jak bardzo rozrosła się twoja flota? - spytał siadając na wolnym fotelu.
- Oprócz Nilusa latają jeszcze dwa frachtowce i trzy małe transportowce. Wkrótce dołączy do nich Nefaren - odpowiedziała korygując ustawienia silników. Przesunęła dźwignię i statek podniósł się znad lądowiska. Zrobiła to tak płynnie, a silnik pracowały tak cicho, że gdyby miał zamknięte oczy, to nie zdołałby tego zarejestrować.
- Nieźle. Nie chciałabyś pomóc mi z kupnem własnego statku? Mam jedenaście kół do wydania, plus ewentualnie mógłbym spieniężyć mecha. Nie chcę cię męczyć dłużej niż jest to konieczne.
Roześmiała się.
- Za te drobne, to może kokpit lekkiego myśliwca kupić - mknęli już przez niebo Dxun. Emily prowadziła statek jak po sznurku, unikając niewidzialnych dla oka pól magnetycznych powstałych z powodu bliskości planety z księżycem. Ewidentnie nie robiła tego pierwszy raz.
- I źle kombinujesz. Wydaj kasę na ulepszenie mecha, swojej ręki, zdobycie oka, a statek o którym sobie marzysz po prostu zdobądź za pomocą wydanej w ten sposób gotówki.
Zhar-kan uśmiechnął się słysząc te słowa.
- Jak zwykle masz rację. Dokąd planujesz teraz lecieć? Mam robotę na Ploo 4.
- Hmm... - otworzyła mapę galaktyki.
- Przepraszam, ale nie mam pełnej, to jest tylko z tymi planetami, które odwiedziłam - wyjaśniła.
- W takim razie widziałaś ich więcej niż ja. - odparł i przyjrzał się mapie.
- Tutaj, w rejonie ekspansji. - wskazał po chwili poszukiwany system - Bezpośrednio na północ galaktyczną.
- Może być. I tak na Taris lecę, więc po drodze - odparła.
- Dzięki. Emily… Dałabyś radę coś zrobić z tym? - spytał unosząc ramię. - Jest dobre, ale nie aż tak dobre jak bym chciał. Jest mało… Precyzyjne, nadaje się tylko do miażdżenia głów.
- Mmm, coś mogę poprawić. Zerknę na nie jak będziemy w nadprzestrzeni.
- Super. Wyciągnę resztę mojego sprzętu z mecha i zdrzemnę się w wspólnym pomieszczeniu. - powiedział klon unosząc się z fotela.

***

Po Batiście odziedziczył dwa granaty i blaster. Nic niezwykłego, ale zawsze lepiej mieć więcej sprzętu niż za mało. Pancerz był ciężki, solidny i zaopatrzony w dwie tarcze energetyczne, coś perfekcyjnego do szturmów i długich wymian ogniowych, ale nie było to coś co odpowiadałoby stylowi walki arkanianina. Ograniczył się do wyciągnięcia tarcz, będzie miał na wymianę gdyby jego się przepaliły. Pozostawało mu coś zrobić z samym korpusem. Po namyśle uznał że przekaże pancerz ewentualnym dzieciom, czy to naturalnym, czy adoptowanym, jeśli Batista takie miał. Będzie też musiał przemalować swój sprzęt. Jako oficer powinien być żółty, ale tym zajmie się kiedy indziej.
W końcu skończył przegląd i czyszczenie ekwipunku. Wyjął datapad i sprawdził czy nie ma nowych wiadomości. Nic się nie pojawiło. Zhar-kan westchnął z ulgą i położył się wygodnie na kanapie. Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 11-11-2016, 15:21   #237
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Podróż powrotna trwała sześć dni. Rycerz prawie nie wychodził ze swojego pokoju. Czas upływał mu na medytacji nad tym wszystkim, co się wydarzyło, przegląniu ekstranetu i zwyczajnym nudzeniu się. Zastanawiał się, jak podejść do kwestii nowego miecza. Jego wiedza w tym zakresie była mocno ograniczona, a szczegółów nie mógł się dowiedzieć z ekstranetu. Był pewien, że będzie musiał zdobyć odpowiedni kryształ, ale na tym jego wiedza teoretyczna kończyła się. Po prostu nigdy się tym nie zainteresował. Ale nie przejmował się tym zbytnio, potrzebne informacje znajdzie na pewno w archiwach Akademii bądź uzyska od Mistrzów. Miał tylko nadzieję, że nie zajmie to dłużej niż okres jego leczenia. Był w stanie zrobić dużo tylko Mocą i choć uważał to za swój główny atut, w warunkach bojowych miecz często okazywał się więcej niż kluczowy.
Pod koniec podróży, już gdy podchodzili do lądowania w Coruscant, wdał się w rozmowę z panią komandor. Skłamałby, gdyby jej słowa go nie ucieszyły. Wiedział, że zrobił wszystko co mógł i nie obchodziło go zdanie negocjatorów Republiki, ale dobrze było wreszcie dostać trochę uznania. I to od samej Laily. Rozmowa kleiła się zaskakująco dobrze, ale gest komandor zaskoczył go. Do tej pory nie dostał od niej żadnego takiego znaku. Miał ochotę się roześmiać, gdy się ewidentnie zawstydziła i zaczęła się gubić w słowach. Podobała mu się od samego początku, ale był pewien, że taka nagła śmiałość była spowodowana czymś innym niż dobrym nastrojem, więc na razie postanowił podejść do tego z pewną dozą dystansu.
- Wie pani, przez następne parę tygodni będę najpewniej siedział tutaj, w Akademii. Jeśli znajdzie komandor chwilę czasu, nie miałbym nic przeciwko spotkaniu. – uśmiechnął się ciepło – Ale wyobrażam sobie, że będzie pani miała masę obowiązków.
- Och, podejrzewam, że po degradacji raczej będę miała nadto czasu - westchnęła. - Dlatego z chęcią przywitam propozycję by gdzieś wyjść... - spojrzała na niego z nadzieją, której nie zdołała ukryć.
Nie musiała go dwa razy przekonywać.
- Ja też z wielką chęcią. Mamy swoje numery... I możesz mi mówić Jon.
- Och, a ty mi Laila - wyciągnęła do niego rękę. - To czekam na telefon - odparła z wielkim uśmiechem na swojej ślicznej buzi. Zdecydowanie ładniej jej było po cywilnemu, zarówno w ubiorze jak i zachowaniu.
Rycerz też wyszczerzył się jak głupi. Odwzajemnił uścisk.
- To do zobaczenia, Lailo.
Wziął torbę ze swoimi rzeczami i ruszył w kierunku Akademii, rozmyślając. Spojrzał na zabandażowaną dłoń. Musiał przyznać sam przed sobą, że ten urlop zdrowotny zapowiadał się nader ciekawie. Oczywiście miał nadzieję, że jak najszybciej wyzdrowieje i wróci do akcji, ale nie mógłby znaleźć lepszego momentu na nieco dłuższą przerwę przed kolejnym przydziałem. Będzie miał wystarczająco czasu, żeby zająć się sprawą nowego miecza świetlnego, potrenować trochę w Akademii i pomóc, przy czym będzie mógł. No i był umówiony na randkę, a naprawdę wątpił, że byłby w stanie zmieścić to w swój grafik przy normalnym tempie. Wciąż burzyło się w nim po całej tej sprawie z Muunami, ich krętactwa i tego, że sprawili, że musiał się uciekać do ostateczności, żeby nie stracić wszystkiego. Ale pamięć o tym, jak bardzo zmiękł Xar gdy go nacisnął, o tym, że pomógł ludowi Vato i postanowienie, że kiedyś tam powróci, żeby naprawdę się zemścić, oraz afekt komandor do niego osładzały porażkę. Spróbował ścisnąć lekko dłoń, co wywołało falę bólu. Wycierpiał swoje, ale teraz miał czas na regenerację i nabranie pełni sił. Wciąż żył i patrzył w przyszłość z optymizmem, podobnie zresztą jak Mygeetianie. W dobrym nastroju wszedł do Akademii, swojego domu.
 
Kolejny jest offline  
Stary 13-11-2016, 20:20   #238
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Martella stał w bezruchu, gdyż nieprzemyślany ruch mógł doprowadzić do ogromnego spazma bólu. Parker oczywiście musiał dosrać, jak to przystało na takiego najemnika, ale medyk specjalnie się tym nie przejął. Jego pomysł mu się spodobał z opłaceniem innych najemników do tej roboty.
- Nie chętnie, ale jestem za propozycja Cyrusa, wynająć najemników niech oni zrobią tam mały rozpozdziel, a potem my wkroczymy i rozjebiemy ta chołote pilnującą wejścia. - stymulanty dawały radę mu jakoś funkcjonować, ale w tym przypadku musiał skorzystać z kąpieli kolto.
- Jeśli myślisz, że ktoś to zrobi za nas to się grubo mylisz - odparła Mira. - To może być ewentualne odwrócenie uwagi. Jeśli Parker ma tu znajomości, to nie są to płotki. A ktoś ogarnięty nie będzie zbyt chętny do wskoczenia pomiędzy młot Krayta a kowadło Huttów. Natomiast rzeczywiście podszycie się pod jednego z cyngli to świetny pomysł.
- To my z Aaronem odpadamy - wtrącił się Goel. - Po akcji na torze wyścigowym będziemy zbyt łatwi do skojarzenia.
- Fakt. Skoro Parker urwie się poszukać jakiegoś wsparcia, to ta robota spada na mnie. I dobrze. Nie traćmy w takim razie czasu. Droga tam i z powrotem do Bestine powinna ci - zwróciła się do tatooinczyka - zająć dwie godziny. Masz drugie tyle na zorganizowanie wsparcia. Wy - spojrzała na Zozina i Martella - macie być po tym czasie na chodzie.
Był wdzięczny Mirze że dała im chwile przerwy.
-Goel idziemy, pomożesz mi, i musimy się jakoś zakamuflowac, nie wiadomo czy owy nieboszczyk którego wykonczyles na torze wyścigowym nie miał znajomości i ktoś na nas nie poluje.
Udał się razem z Zozinem do laboratorium zażyć uzdrawiającej kąpieli, aby te niecale dwie godziny może coś pomogą. Zanim jednak gdziekolwiek poszli, medyk poczuł jak znieczulenie przestaje dzialac, i kolejna dawka poszła się rypac. Tyle adrenaliny w sobie miał że nie będzie spał przez kilka następnych dni.
 
Ramp jest offline  
Stary 13-11-2016, 22:13   #239
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nigdy nie myślała, że znalezienie kreacji na galę dobroczynną będzie stanowiło dla niej tak wielki problem. Kilka dni spędziła na przeszukiwaniu sieci. Już nawet w pewnej chwili zwątpiła rzucając datapadem na łóżko, uznając że pójdzie ubrana w pierwsze lepsze szaty Jedi.
Ale nie o to jej przecież chodziło. To miała być uroczystość na której oficjalnie zostanie podkreślone jak bardzo Akademia Jedi różna jest od tego czym był Zakon, że użytkownicy Mocy są zwykłymi osobami, a nie istotami przyuczanymi do roli narzędzi, które nie mają prawa upomnieć się o swoje prawa.

Więc nie mogła założyć zwykłych szat, musiała wyglądać tak jak cała reszta kobiet które odwiedzą galę.
- Byłoby mi dużo prościej gdyby zorganizowali to tak, za pół roku… - westchnęła Laurienn i spoglądając na swój ostateczny wybór, który wisiał teraz na wieszaku przed nią, skrzyżowała ręce przed sobą, nad bardzo wyraźnie już zaokrąglonym brzuchem.

[media]http://i.imgur.com/zsJwa1M.jpg [/media]

Jedi krytycznie przyglądała się swojemu wyborowi. Niby mogłaby zamówić coś na miarę. Ale po to musiałaby opuścić Akademię. A tak wybrała coś w miarę luźnego, ale też eleganckiego i z odpowiednim stopniem negliżu oraz . Bzdurą przecież było twierdzenie, że nie liczy się to jak wyglądasz. Na takich imprezach to tylko na ciebie patrzą i oceniają. Odpowiedni ubiór pozwalał zapanować nad tym co o tobie będą mówić.
Raz już założyła swój strój i rzeczywiście dobrze na niej leżał, nie był opięty na brzuchu. Martwiło ją tylko czy wytrwa przez całą imprezę na tym obcasie.
- Najwyżej użyję regeneracji - stwierdziła ze wzruszeniem ramion.
- To jest wręcz wskazane - wtrącił się jej Mical. On siedział jeszcze w zwykłych szatach. W końcu jemu jako mężczyźnie do przygotowania się wystarczył prysznic i włożenie na siebie elegancki strój. - Najmniejsza wpadka będzie komentowana przez najbliższe pół roku. Niecodzień Wielki Mistrz pojawia się ze swoją partnerką na oficjalnym przyjęciu. Takiego wydarzenia nie było chyba… jeszcze nigdy? - uśmiechnął się do niej.
- Nie zapominaj, że ta partnerka jest w zaawansowanej ciąży - dodała odwracając w jego kierunku głowę. Mrugnęła do niego i wróciła do kontemplowania swojego stroju. - Tego na pewno nigdy wsześniej nie było. A uwierz mi, dopatrzyłabym się informacji o tym w rejestrach. - dodała z rozbawieniem.
- Czyli jesteś gotowa na bycie główną atrakcją wieczoru? - dopytał z przekąsem.
Wpierw Laurienn nieco skrzywiła się na myśl o tym. Mical miał rację, cała uwaga może być skierowana właśnie na nią. Nie bardzo jej się to podobało, ale też nie było mowy, żeby się wycofała.
Wyprostowała się.
- Przynajmniej masz pewność, że nikt mnie przez cały wieczór nie będzie próbował podrywać - odparła uśmiechając się do niego wymownie.
- Niech tylko by spróbował - powiedział pół żartem, pół serio, ale jednocześnie wymownie położył rękę na blacie biurka, gdzie leżał jego miecz świetlny.
Hayes rozbawiona jego słowami pokręciła głową. Za to kiedy jej wzrok zatrzymał się na mieczu świetlnym to po raz kolejny złapała się na tym, że wciąż nie wspomniała mu o zaproszeniu jakie sama wysłała do pewnej fioletowej twileczki. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Już chciała zacząć ten temat, lecz tylko przytuliła się do niego.
Zdecydowanie nie był to dobry moment na rozmawianie o tym. Musieli oboje tryskać radością i pewnością przed publicznością. Nie mogli się na siebie boczyć tylko dlatego, że jedno zapomniało drugiemu powiedzieć o z pozoru błahej, acz jednak ważnej sprawie jaką jest nawiązanie przyjaźni z użytkownikiem Mocy, który nawet nie powinien istnieć.
- Zawsze gdy będziemy mieli już dosyć to zwyczajnie wykręcimy się z pomocą Zasłony Mocy stwierdziła z zadowoleniem. - Już nie mogę się doczekać - uśmiechnęła się triumfalnie na samą myśl o reakcji tamtej kobiety, gdy ją zobaczy w towarzystwie Micala.
- Czy masz dla mnie jakieś szczególne uwagi co do tego co mówić, o czym nie wspominać i czego się wypierać? - zapytała go.
- Hmm… - podrapał się po brodzie. Miał dwudniowy zarost, który będzie musiał jeszcze ogolić. - Jeśli chodzi o tematy rozmów to oczywiście unikaj jak ognia dyskusji o ostatnich wojnach. Jeśli ktoś to poruszy, to możesz być pewna, że zrobi to by wyłapać jakąś słowną wpadkę. Grzecznie wymigaj się od odpowiedzi i najlepiej szybko narzuć inny temat. To samo oczywiście jeśli padną pytania o nasze aktualne działania. Zazwyczaj działamy incognito, ale któryś z wywiadów mógł coś wyciągnąć i teraz będą chcieli to potwierdzić. Możesz stwierdzić, że zajmujesz się nauczaniem teorii w Akademii i nic nie wiesz o działaniach terenowych. Jeśli natomiast padną pytania o nasz związek... - tutaj uśmiechnął się. - Tutaj będzie dobrze, jeśli opowiesz prawdę o naszej filozofii. To może wyjść tylko na dobre przybliżeniu Jedi do zwykłych obywateli.

Laurienn skinęła głową. W pełni zgadzała się z uwagami Mical. Słusznie mówił, żeby unikać tematu wojen. Był on tak zabagniony, że niezależnie co się powie, z jaką intencją, to i tak po okrojeniu wypowiedzi można ją użyć w dowolny sposób na niekorzyść Akademii. W trakcie swojego pobytu wśród najemników Laurienn zauważyła, że wśród pospolitego ludu Jedi nie cieszyli się dobrą opinią, a populiści co raz chętniej chwytali się tematu użytkowników Mocy by mieć kozła ofiarnego, którym można sobie wycierać twarz. A na to Laurienn nie zamierzała pozwalać.

Teraz przypomniało jej się jak wyglądała jej odprawa, którą zrobił jej Sladek przed jej wylotem na spotkanie ze wszystkimi Czerwonymi.
"Nie zadawać pytań, nie wychylać się, nie podejmować żadnych decyzji" Hayes zaśmiała się.
- Ale nie mam zakazu by rozmawiać z politykami o polityce? - zapytała wciąż rozbawiona swoim wspomnieniem. - A jakby się tak głębiej nad tym zastanowić to jestem wyjątkowo dobrą parą dla Wielkiego Mistrza - dodała zaraz z wyzywającym uśmiechem na twarzy. - Mam czystą kartę, żadnej przeszłości, w której czaiło się jakieś bagno, które dziennikarze z lubością by chcieli odkrywać - dłonią pogładziła po jego policzku. - A nim przeniosłam się do Akademii to na Korelli byłam wzorową uczennicą, która dużo udzielała się na rzecz swojej szkoły - mrugnęła do niego i wstała z jego kolan. Wróciła do swojego poprzedniego miejsca, z którego oglądała sukienkę.
- Myślisz, że Zero może się tam pojawić? - zapytała po dłuższej chwili milczenia.
- Nie - odparł z przekonaniem. - Jest na Coruscant spalony. Co prawda kosztem była wpadka Sola, ale taka wymiana ostatecznie stawia nas w lepszej sytuacji. Myślę, że pokrzyżowaliśmy mu wiele planów. Większą zagadką jest dla mnie to, co się stało z tym Karellenem, o którego prawie pozabijali się Sol i Quest. To jednak odłóżmy na później. - wstał od terminala i ruszył w kierunku łazienki. - Nikogo innego z Akademii ze sobą bym na taki bal nie zabrał. Jako jedyna masz zdolności, by wyjść z rozmowy o polityce nie strzelając sobie przy tym w oba kolana.

Laurienn uśmiechnęła się z pewną dozą ulgi na zapewnienie o braku Zero. Czuła przy tamtym osobniku niepokój i to od samej jego obecności. A strachliwa przecież nie była. Odetchnęła i odwróciła głowę w kierunku Micala. Jej mina wskazywała, że coś co powiedział ją oburzyło.
- Jeśli dobrze pamiętam to nikogo z Akademi nie chciałeś ze sobą - ciężko było stwierdzić czy się tylko z nim droczy czy naprawdę mówi to z urazą.
Spojrzał na nią i westchnął.
- Dobrze wiesz, że to nie o to chodziło Laurie…
Hayes przewróciła oczami, ale zdecydowała się już mu odpuścić.
- To ile oficjalnie jesteśmy razem? - zapytała go samej zastanawiając się nad tym. Odwróciła się znów w kierunku sukienki. Nieco speszyła się zdając sobie sprawę z tego jak długo podkochiwała się w nim zanim pojawiła się okazja by urzeczywistnić swoje marzenia.
- Hmm… Oficjalnie? Masz na myśli to kiedy przedstawiliśmy sytuację padawanom?
- No... Na pewno może takie pytanie pojawić się, więc lepiej, żeby nasze zeznania się pokrywały - odparła. - Niestety moment kiedy powiedzieliśmy o nas oficjalnie w Akademi to tak... trochę już byłam w ciąży w tym czasie - dodała nie kryjąc rozbawienia.
- Prawda - również się uśmiechnął. - Oficjalnie niech się pokrywa zgodnie z prawdziwą sytuacją, czyli… prawie trzy lata?

Laurienn uśmiechnęła się do niego ciepło i skinęła głową.
- Tak, to zaraz będą trzy lata - potwierdziła. - Eh... Trochę się tremuję tym… - wyznała w końcu. - Znaczy wiem, że dam sobie radę - zaraz się zaczęła tłumaczyć. - Ale jeszcze nie byłam w centrum uwagi, tak całkiem. Co innego stać z boku i analizować, a co innego stanąć na środku i… - wzruszyła ramionami. - Nie oznacza to też, że zakładam, że muszę być główną atrakcją wieczoru, ale zawsze co nowe to przyciąga gapiów…
- Ależ tak właśnie będzie. Laurie. Nasze wspólne wejście będzie komentowane jeszcze przez pół roku. A wspominane przez dziesięciolecia. W końcu to spora odmiana od dotychczasowego zachowania Jedi. Pozwól, że wezmę prysznic, bo się jeszcze spóźnimy - wszedł do łazienki.

- Stanę się gwiazdą niczym ta aktorka grająca paladynkę z ulubionego serialu Mistrzyni - odparła za nim Hayes, gdy została sam na sam ze swoją sukienką. Możliwe że Mical nie usłyszał już tego. Wzruszyła ramionami. Miała wrażenie, że Mical po awanturze jaką mu zrobiła z tego powodu teraz miał nie lada ubaw widząc jak się sama teraz waha wiedząc, że nie może tego odkręcić, bo przecież sama tego chciała... - Zazdrość to straszne uczucie, które najwięcej szkodzi zazdrośnikowi - powiedziała do sukienki. A ta uprzejmie milczała.

- A teraz jeszcze będzie konieczne wymyślenie sposobu jak sprawić, żeby moja osoba nie była kojarzony JEDYNIE z bycia parą i przyszłą matką dziecka Wielkiego Mistrza - Jedi skrzyżowała ręce przed sobą. Była to sprawa wielce trudna, zważywszy na to, żeby nie przedobrzyć, nie popełnić jakiejś gafy, która tylko może zaszkodzić Micalowi.
- Powinnam sobie jednak to odpuścić - mruknęła mając na myśli towarzyskie wybijanie się na tej imprezie. Nie tracąc więcej czasu wróciła do biurka, przy którym miała już rozłożone kosmetyki. Musiała jeszcze odpowiednio ucharakteryzować się by nie wyglądać za młodo, by różnica ponad 10 lat jakie ją dzieliły między wiekiem Micala, nie była wiele widoczna.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-11-2016, 18:57   #240
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
No i rozkazy się posypały jak z rękawa. Cyrus bez większego przekomarzania się, po prostu przytakiwał głową. Nie miał zamiaru się "dowództwu" wtrącać, aczkolwiek nie miał zamiaru dla nich nadstawiać głową. Jakie było jego zdziwienie, kiedy ów "dowództwo" przystało na jego propozycję. Oczy zrobił duże jak 5 kredytowa moneta. Po odprawie sprawdził tylko poziom energii w blasterze, sprawdził czy nóż przy pasie wygodnie siedzi i ruszył w kierunku śmigacza.

Czas jaki mu wyznaczyli był raczej racjonalny, dlatego też nie miał zamiaru go marnować. Czas to pieniądz.

Nie wiele miał wyjść, ale Bestine, największe miasto obfitowało w samozwańcze grupy najemników chcących być jak Czerwoni albo Mandalorianie. Wystarczyło zapłacić sporą zaliczkę, obiecać że po wykonaniu dostanę dwa razy więcej i będą strzelać do wszystkiego co się rusza. Wiedział o tym, bowiem nie zawsze był samotnym wilkiem.

Niewiele osób wiedziało cokolwiek o Slevinie prócz tego, że jest diabelnie skuteczny. Wiadomo z jakiej pochodził planety, wręcz się tym chełpił, ale żeby znaleźć miasto w jakim się wychował trzeba było się napocić. A przedmieście Bestine to nie były takie przedmieścia jak na innych planetach, gdzie żyło się szczęśliwie i dostatnio. Na przedmieściach Bestine trzeba było walczyć, za każdym rogiem można było dostać wibrokosę pod żebra.

Pamiętał że kiedy zaczynał był pewien skład, mały, trzymający się na uboczu. Nazywali siebie prosto. Pustynni. Rywalizowali z takimi gromadkami jak Boksado, Mug Vizaĝo czy Klingoj. Ale była taka bardzo zdesperowana ekipa, która imała się wręcz wszystkiego, a w dodatku nawet dobra i niedroga. Liczyła się dla nich pozycja, więc często atakowali Huttów. Przecież najebanie Huttom windowało zawsze ekipę w górę. Nazywali się Blastery Cziczewa. Cziczew był ich przywódcą jak ostatnio Slevin był na Tatooine. Postanowił najpierw skierować się do nich.

Dał gazu, a śmigacz wzbił w powietrze więcej piachu niż normalnie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 14-11-2016 o 19:03.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172