Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2009, 17:39   #31
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Tymczasem, w innej części Jakovgradu, Brat Mesto i Baronet Masseri starali się wypełnić powierzone im zadania...

******

Wbrew waszym obawom, odnalezienie przedstawiciela Sędziów nie okazało się trudne. Pierwszy lepszy napotkany przechodzeń skierował was do niejakiego Nathana. Ponoć już od lat udzielał niższym sferom pożyczek, korzystając z kapitału i wsparcia Sędziów. Na miejscu zastaliście skromnie wyglądający barak z falowanej blachy, przed którym ustawiła się już kolejka trzech oczekujących. Najwyraźniej procedury nie trwały długo, bo po parunastu minutach znaleźliście się w środku. Za skromnym, zawalonym papierami biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, nie wyróżniający się absolutnie niczym szczególnym. Ot przeciętny, średnio zadbany mieszkaniec tej biednej planety. Za nim, pod ścianami siedziało dwóch potężnych ochroniarzy. Wbrew oczekiwaniom nie łypnęli na was groźnie wzrokiem, a jedynie skłonili lekko łyse głowy w geście powitania. Mężczyzna siedzący za biurkiem oszczędnym choć grzecznym ruchem wskazał wam miejsca. Gdy tylko dowiedział się o co chodzi, poprosił o papiery. Po dokładnym sprawdzeniu oryginalności za pomocą lupy wręczył wam spory i ciężki worek połyskujących monet. Prędkość z jaką wszystko się odbyło szczerze was zadziwiła. Najwyraźniej Sędziom bardzo zależało na tym, by bogaci użytkownicy ich papierów zawsze i wszędzie otrzymywali najlepszy możliwy serwis. Po wszystkim pożegnał was grzecznie i podziękował za korzystanie z ich usług. Gdy wychodziliście, zauważyliście, że następnych oczekujących odprawiono już z kwitem. Chyba wyczerpaliście finansowe zapasy placówki.



O więzienie nie musieliście pytać. W czasie swojego pobytu w Jakovgradzie wielokrotnie mijaliście jego ponure mury. Olbrzymi, zajmujący sporą część centrum, kompleks budynków aż za dobrze świadczył o zasadach funkcjonowania tutejszej władzy. Ruch przy głównym wejściu był spory. Grupy żołnierzy co jakiś czas wprowadzały do środka szarpiących się albo zwisających już bezwładnie oskarżonych. Po krótkim zastanowieniu, postanowiliście skorzystać ze skromnego wejścia oznaczonego szyldem „Dla odwiedzających”. Ci z was, którzy weszli do środka, ujrzeli skromną, wypełnioną metalowymi schowkami, salę. Pod ścianami stało sześciu lekko znudzonych żołnierzy. Na końcu pomieszczenia znajdowało się okratowane okienko, za którym widać było wychudzoną twarz jakiegoś starszego urzędnika.

- Witamy w Jakovgradzkim ośrodku więziennym – przemówił wypranym z uczuć, urzędniczym głosem – Prosimy przygotować się do kontroli osobistej. Przed kontrolą prosimy o pozostawienie broni i groźnych przedmiotów w szafkach.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 30-03-2009 o 01:46.
Tadeus jest offline  
Stary 30-03-2009, 23:13   #32
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Duncan wzruszył ramionami. Nie miał powodu, żeby nie udzielić odpowiedzi.
- Hawkwoodowie? - skrzywił się - Banda pyszałków, jeśli chcesz znać moje zdanie. Dużo gadają, mało robią. Nie to, żebym miał z nimi jakieś zatargi, ale tacy jak on cholernie mnie drażnią.

Mesto uzyskał swoją odpowiedź. Właściwie uzyskał więcej, niż prawdopodobnie chciał. Masseri, znalazłszy wiernego słuchacza, nie zamierzał przerywać.

- Sam widziałeś tego tutaj. Kazał nam mówić do siebie po imieniu. W tym na wpół dzikiemu obcemu, Przewoźniczce i Inżynierowi. Widziałeś kiedyś szlachcica, który by się tak zachowywał? Nie mam nic przeciwko gildiom, sam pracuję dla jednej z nich. Ale, na miecz Lextiusa, porządek musi być. Gotów jestem się założyć, że to jakiś heretyk. Członek Wcielonych, albo jeszcze innego tałatajstwa. Zresztą takie zachowanie ściąga uwagę, a nam tego nie potrzeba.

Zamilkł na chwilę.

- W ogóle, to co mu przeszkadza rozmowa z władzami więzienia? Jeżeli ktokolwiek ma się tu czegoś obawiać, to raczej my. Decadosi nie ukatrupią Hawkwooda ot tak sobie.

**

"Sunny" ostatecznie nie poszedł z nimi. Szkoda, Hawkwoodzki autorytet by się przydał. To, oraz argumenty Mesta, sprawiły, że plan z przedstawieniem Grigorija jako Symbionta musiał zostać odłożony. Niemniej jednak Duncan wciąż był gotów na jego przeprowadzenie. Ot, tak w razie potrzeby.

Odpiął swój karabin szturmowy i wyjął z niego magazynek, następnie wręczył broń jednemu z żołnierzy. Oddał również pozostałą mu broń. Zamierzał jedynie wyrwać stąd więźnia, a nie przeprowadzać zbrojny szturm. Przynajmniej na razie.

- Się robi - pochylił się nad blatem - Baronet Duncan Masseri. To jest Mesto, mój ochroniarz. Wracam ze służby na Stygmacie. Muszę zobaczyć niejakiego Grigorija, który dostał się tu za obrazę zarządcy. Macie tu takiego, prawda?

Zerknął ponuro na urzędnika. Zastanawiał się jeszcze, czy nie uderzyć jednak z Symbiozą. Szkoda zostawiać tyle pieniędzy w rękach tych nierobów. Z drugiej jednak strony... lepiej było nie ryzykować, że coś pójdzie nie tak.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 31-03-2009, 00:17   #33
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Urzędnik słysząc znajome nazwisko uniósł brwi w zdziwieniu. Odwrócił się i chwycił ciężkie tomisko zalegające na pobliskim stole.

- Masseri… Masseri – szukał palcem odpowiedniego fragmentu. Gdy go odnalazł, począł czytać, szepcząc coś pod nosem. Udało wam się wyłapać tylko słowo „Daishan”. Po chwili uniósł wzrok i dokładnie przyjrzał się Duncanowi.

- Szlachetny Panie – zawahał się - zgodnie z obowiązującym prawem, zmuszony jestem przypomnieć, iż podawanie się za szlachetnie urodzonych karane jest na Malignatiusie śmiercią.

Odczekał przepisową chwilę. Nie widząc jednak oczekiwanej reakcji, kontynuował.

- W takim razie serdecznie witamy. Jako przedstawiciel szlachetnego rodu nie podlega Pan kontroli osobistej. To samo tyczy się świty Jaśniepana. Zmuszony jestem jednak prosić o słowo honoru, w sprawie wnoszonej broni. Dopuszczona jest tylko biała broń pojedynkowa.

Po otrzymaniu odpowiedzi, dał znak jednemu z żołnierzy. Ten wprowadził was głębiej do więziennego kompleksu. Wyraźnie widać było, iż to skrzydło przeznaczone jest tylko dla drobnych przestępców. Strażników było niewielu, a jeśli już jacyś się zdarzali, najczęściej byli wyraźnie rozleniwieni. Prowadzący was żołnierz w końcu wskazał krótki korytarz mieszczący sześć cel. Między nimi przechadzał się bogato ubrany starszy jegomość z Decadosów. Za nim ciągnęła świta złożona z trzech kłaniających się nieustannie służących. Starszy Pan od czasu do czasu przystawał przed jedną z cel i dokładnie obserwował jej mieszkańca, głośno przy tym cmokając. Czasem dzielił się też jakimiś spostrzeżeniami, co wywoływało zgodne potakiwanie wśród jego świty.

Żołnierz wskazał wam jedną z cel. Na szczęście szlachcic w tym momencie nie wydawał się nią zainteresowany.

- Gregorij – powiedział do was i odszedł.

Mieszkaniec celi zauważył wasze zainteresowanie. Uniósł głowę i dokładnie zmierzył was wzrokiem. Sam był mężczyzną w średnim wieku o długiej, zaniedbane brodzie i takich samym włosach. Na sobie miał znoszony, brudny uniform pozbawiony jakichkolwiek oznaczeń. Gdy podeszliście do jego celi, powstał i oparł się o kraty.

- No, no… cóż widzą moje oczy. Stary, dobry żołnierski krok! Ach nawoziliśmy się swego czasu takich jak wy. Nie mówcie mi tylko, że szykuje się jakaś nowa wojna i szukają po więzieniach mięsa armatniego?

- Za jedyne 200 feniksów dostaniecie jednego z najbardziej doświadczonych pilotów w tej części Znanych Światów! Starczy, że podpiszecie odpowiednie papiery i możemy ruszać w kosmos.

- Co? Licencja na kolonie karne? Tak… – zastanowił się chwilę – lataliśmy tam swego czasu. Niby do kolonii trafiają wojskowe transporty z zaopatrzeniem ale to nie starcza nawet, by wykarmić połowę z tych biedaków. Na szczęście więźniom często udaje się wykopać jakieś klejnoty lub cenniejsze rudy i z chęcią zamienią je na wszystko czego im brakuje. O dziwo strażnicy pozwalają im na drobny handel. Pewnie dlatego, że mają z tego spory procent… Często sami strażnicy też coś kupują. Dobrze zawsze sprzedawało się tłuste mięso, najlepiej z Aarlu, tani tytoń i wytrzymałe ubrania. Czasem dało się też sprzedać jakieś sztuki do magicznych latarni i lekkie książki. Nie jest to najbardziej opłacalny interes ale da się na tym dorobić, jeśli robi się to dodatkowo do normalnego handlu.

- Licencja? Nie jest imienna… Nasza jest ważna jeszcze dwa lata. Jeśli tylko na tym was zależy, to chętnie przekaże ją wam, gdy mnie stąd wydostaniecie. Sam najchętniej zostałbym na planecie. Mam tu pewne plany…

Waszą wymianę zdań zauważył starszy jegomość. Podszedł zainteresowany i spojrzał wgłąb celi.

- Hoho! - przyklasnął ciężkimi od pierścieni dłońmi - Jaki ten żywy. Aż hm... tryska energią! - oblizał się lubieżnie spoglądając na więźnia - I te bujne włosiska na jego słodkiej buźce. No patrzcie patrzcie, a jak poprzednio tu zaglądaliśmy, to udawał półmartwego. Zdecydowanie lepszy od tej nudnej reszty! Amandzie! Bierzemy go! Zapisz numer celi! - zwrócił się uradowany do jednego ze służących.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 31-03-2009 o 02:32.
Tadeus jest offline  
Stary 31-03-2009, 21:06   #34
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Po słowach Decadosa Mesto nie tracił czasu na rozważanie do czego potrzebny mu więzień. Postanowił zadziałać szybko. Szepnął do Duncana.
- Idź go wykupić czym prędzej - po czym odwrócił się do Decadosa i powiedział lekko się kłaniając - Proszę o wybaczenie, ale czy mógłbym zapytać do jakich celów będzie użyty ten więzień? Oczywiście rozumiem, jeśli szlachetny pan nie zechce mi udzielić odpowiedzi, ale chciałbym się zwrócić z uprzejmą prośbą, o udostępnienie mi go na kilka godzin, do przesłuchania. Mam powody sądzić, że rozmowa z nim rozwieje wiele moich wątpliwości w poszukiwaniach, pewnej osoby, której imienia zdradzić nie mogę. - Liczył, że Masseri już odszedł i wykupi więźnia, zanim ten Decados zgłosi zapotrzebowanie na niego. - Czy mogę liczyć na pańską przychylność w tej kwestii?

Szlachcic prawie podskoczył wyrwany z zamyślenia. Spojrzał na Mesta zamglonym wzrokiem, jakby dopiero teraz zauważając jego obecność. Dokładnie się mu przyjrzał po czym odparł do służącego:

- Amandzie! Zapytaj kim jest ten... człowiek i czemu uważa, że może przemawiać do mnie w tak intymnej chwili!

W tym momencie zauważył Duncana opuszczającego korytarz i w jego oczach pojawił się błysk zrozumienia... i paniki...

- Amandzie! Do urzędnika! - wypiszczał łamiącym się głosem.

- Proszę zaczekaj, gwarantuję, że nie będziesz żałował tej decyzji!

Służący słysząc ton głosu swego pana, wystartował jak rakieta do więziennego korytarza.

- Alicio. Powiedz mu, że jeśli pozbawią mnie mojego... nowego przyjaciela zadbam o to, by wylądowali w lochach na jego miejscu!

- Jaśnie Pan Markiz Alfonso Lustro Decados... chciałby wyrazić swój żal wynikający z obecnej rywalizacji, lecz zmuszony jest ostrzec przed ewentualnymi konsekwencjami tego niefortunnego zdarzenia...

- Źle mnie zrozumiałeś panie, Nazywam się Mesto, jestem przedstawicielem Kościoła, z ramienia Bractwa Wojennego. Moim pragnieniem jest jedynie porozmawiać z tym więźniem na osobności, nie zamierzam go zatrzymywać.

- Jaśnie Pan Markiz Alfonso Lustro Decados odmawia dalszej konwersacji do rozwiązania tego przykrego incydentu w obecności miejscowego oficjela.

- Skoro taka wola Pana Markiza udajmy się do niego, choć w tej sytuacji, rozumiem, że Pan markiz nie wyraża zgody na to abym odbył rozmowę, z więźniem. Niezwykle, żałuję że taka skromna prośba członka Kościoła, jest ignorowana, ale nie pozostaje mi nic innego jak przeprosić Pana markiza, i udać się z nim do miejscowego oficjela, jeśli nadal taka jest jego wola.

Szlachcic rzucił zimnym spojrzeniem, zadarł dumnie podbródek i wymaszerował w stronę sali przyjęć.

*******

Duncan słysząc pościg, zaczaił się za pierwszym lepszym zakrętem i podstawił biegnącemu słudze nogę. Sługa nie spodziewając się tak brudnego zagrania, potknął się i pozbawiony równowagi padł na śliską podłogę. Stracił przytomność, gdy trafił go but Pośrednika.

- Tak to jest, jak się cham przed szlachetnie urodzonego próbuje przepychać. I do tego jeszcze nie uważa. Czekaj na swoją kolej, śmieciu.

Widząc zbliżającego się, nieświadomego sytuacji, strażnika, odparł:

- Dajcie mu jakiegoś medyka, chyba dostał krwotoku z nosa – rzucił, udając się pośpiesznie w stronę pokoju urzędnika.

Urzędnik czekał w swoim okienku. Uniósł wzrok znad księgi - O! Tak szybko? Szlachetny Pan już się zdecydował?

- Tak jak myślałem - Duncan nachylił się nad okienkiem urzędnika, niemal wkładając głowę do środka - To ten. Wiecie, kogo tu macie?
- Sasza Griegorij - były pilot - Odparł urzędnik niepewnie. Kroki były coraz bliżej.
- Bzdura. To nie jego prawdziwe imię. To William Trombone, ostatni uciekinier z niedawnej czystki zrobionej przez Bractwo Wojenne. Podejrzany o kontakty z Symbiontami.
Oczy urzędnika otworzyły się do granic możliwości.
- Ss- symbiontami? Będę musiał to natychmiast zgłosić!
- Bardzo możliwe, że został zarażony. Musicie nam jak najszybciej go wydać i ogłosić kwarantannę.

W tym momencie do sali wkroczył szlachcic z reszta świty, a za nimi brat Mesto. Starzec widząc Duncana przy okienku zawarczał ze złości i wyszeptał coś do jednego ze służących.

- Jaśnie Pan Markiz każe unieważnić jakiekolwiek trwające rozmowy handlowe, ponieważ jako pierwszy zadeklarował chęć wykupienia więźnia i przewaga czasowa drugiej strony była jedynie wynikiem niehonorowego podstępu.

Urzędnik popatrzył to na Duncana, to na Markiza. Pot wystąpił mu na czoło

- To nie są rozmowy handlowe - odparł Duncan - Więzień stanowi niebezpieczeństwo dla mieszkańców planety.

Urzędnik uniósł słuchawkę i zaczął wykręcać numer

- Tak... Biuro zarządcy? Tu stanowisko 5B... mamy tu pewien problem... Będę zmuszony prosić o przybycie przedstawiciela zarządcy!

- Jaśnie Pan Markiz nie uwierzy w żadne zarzuty postawione jego nowemu nabytkowi, póki nie ujrzy przekonujących dowodów. Zdążył się już do niego... przyzwyczaić i nie ma zamiaru sie dzielić.

- To smutne, ale nie ma innego wyjścia. Potrzebne są testy Inżynierów, które trzeba sprowadzić ze Stygmatu. Możemy teraz wydać nabytek, ale jeżeli okaże się Symbiontem, będzie trzeba poddać eksterminacji wszystkich, którzy mieli z nim kontakt.


Urzędnik przełknął ślinę starając się przypomnieć sobie, czy wchodził w kontakty z więźniem. Paru żołnierzy również niepewnie przestępowało z nogi na nogę.

Na twarzy szlachcica pojawił się cień zwątpienia... później zastąpił go cień fascynacji nieznanym... wyszeptał coś do ucha służącego. Służący skrzywił się z trudem ukrywając obrzydzenie. Odpowiedział coś szeptem szlachcicowi. Ten się wyraźnie zasmucił ale chyba przyjął jego argumenty.

- Jaśnie Pan Markiz gotów jest rozsądzić ten spór w cywilizowany sposób. Proponuje walkę służących.

- Dobrze zatem - Duncan odwrócił się w stronę urzędnika - Niezależnie od wyniku, proszę przygotować ludzi, być może konieczna będzie kwarantanna więzienia.

Szlachcic widząc wynik negocjacji uśmiechnął się z nieskrywaną satysfakcją. Ruchem ręki nakazał jednemu ze służących opuszczenie sali.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się i wszedł do środka nieznany wam człowiek w eskorcie dwóch żołnierzy. Wymienił kilka zdań z urzędnikiem, po czym zwrócił się do was.

- Moi szlachetni Panowie. Po skonsultowaniu się z kodeksem, zmuszony jestem niestety ogłosić, iż nie ma jednoznacznego zapisu, mówiącego o tym, który z Jegomości ma do więźnia prawo.

- Nawet jeśli istnieją podejrzenia względem więźnia, nie mam możliwości odmówienia Markizowi jego prawa do zakupu.
- Chyba ze mielibyśmy jednoznaczne dowody? - spojrzał z nadzieją na Duncana
- Gdyby były jednoznaczne dowody, już mielibyście na miejscu oddział Inkwizycji z miotaczami ognia. Na szczęście pan markiz zgodził się rozwiązać problem w bardzo interesujący sposób.

Drzwi do sali otworzyły się. Do środka wszedł znany wam już służący, prowadząc za sobą potężnego łysego komandosa. Widzieliście już takich na froncie… Bez wątpienia wzmocnieni za pomocą zakazanej technologii ale nie na tyle widocznie, by Kościół ścigał ich posiadaczy.
Przez moment wydawało się Duncanowi, że ujrzał zielone iskry, sypiące się z prawej ręki olbrzyma. Najwyraźniej jednak nikt inny tego nie zauważył.

- Jaśnie Pan Markiz na pole walki proponuje plac przed więzieniem.
- Bardzo dobrze. Proponuję zacząć jak najszybciej, chyba że jaśnie Pan Markiz chce pokazać walkę przyjaciołom.
- Jaśnie Pan Markiz Alfonso Lustro Decados chce załatwić to najszybciej jak się da. Chciałby móc cieszyć się już swym nowym nabytkiem.


Gdy obu zawodników szykowało się do walki, Duncan wyszeptał, nachylając się do towarzysza: - Mesto, nie jestem pewien, ale ta prawa ręka wygląda podejrzanie. Rozwal mu ją, jeśli możesz.

Po chwili Markiz upuścił perfumowaną chusteczkę, dając znak do rozpoczęcia walki. Gdy tylko dotknęła ziemi, jego czempion ruszył jak rozjuszony byk. Jak na takiego olbrzyma, poruszał się zadziwiająco szybko i zwinnie. Uniknął precyzyjnego ciosu skierowanego w prawe przedramię i z nieludzką prędkością zwinął się w półobrocie, mierząc barkiem w nos Mesta. Ten wytrącony z równowagi po nieudanym ciosie, poleciał z impetem do przodu, odsłaniając się na ewentualny atak. W locie odzyskał jednak równowagę i po krótkim obrocie znalazł się za plecami zdziwionego wroga, który nie mógł już powstrzymać swojego źle wycelowanego ciosu. Mesto korzystając z korzystnego położenia, chwycił ramionami bark olbrzyma i podcinając mu nogi, szarpnął krótkim, kontrolowanym ruchem za stawy. Coś chrupnęło i olbrzym zajęczał żałośnie. Nagle jednak obudziła się w nim nieludzka furia, oczy zaszły mu krwią. Rycząc wściekle, odwrócił się, uderzając masywnym prawym łokciem w głowę kapłana. Mesto poleciał ogłuszony do tyłu, lądując ciężko na plecach. Olbrzym widząc bezbronnego wroga, rzucił się do ataku ze zwierzęcym rykiem. Kapłan ledwo uniósł się na kolana, świat wirował mu przed oczami. Czuł już na sobie oddech rozjuszonego przeciwnika. Nagle ogarnął go absolutny spokój. Nie miała już znaczenia krew lejąca się z czoła i nosa, ani ból promieniujący z każdej komórki jego ciała. Zamknął oczy i odpowiedź przyszła sama. „Machnij ręką – zgaś światło” – pomyślał, a jego ciało wykonało resztę. Nagle zerwał się do błyskawicznego uniku. Przeciwnik przebiegł koło niego. Wtedy kapłan odwinął się i z impetem zyskanym na obrocie, wbił trzy wyprostowane palce między łopatki olbrzyma. Ten postąpił jeszcze parę kroków, rozejrzał się niewidzącym wzrokiem i padł nieprzytomny na bruk, opróżniając przy tym żołądek. Krótko po nim padł z wyczerpania Mesto.

- Bardzo mi przykro Markizie. Odparł wysłannik zarządcy.

Markiz tylko prychnął, owinął szyję szalem i odszedł ze świtą do swojego mechanicznego ptaka. Podczas drogi tylko raz się odwrócił, posyłając Duncanowi nienawistne spojrzenie.

Zastępca zarządcy pomógł wam powierzchownie opatrzyć rany Mesta. Więzienny medyk stwierdził, że to tylko wstrząśnienie mózgu, lekko strzaskana chrząstka nosa i parę nadkruszonych żeber. Zabandażował głowę kapłana i poprosił, by w najbliższym czasie się zbytnio nie wysilał. Następnie zapłaciliście 200 feniksów za więźnia, który przez całą drogę do domu zapewniał was o swojej dozgonnej wdzięczności. Na miejscu wręczył wam potrzebne papiery. Po odebraniu wiadomości od portiera ruszyliście do baru.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 01-04-2009 o 14:01.
Tadeus jest offline  
Stary 31-03-2009, 21:53   #35
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Zgodnie z sugestią Bruggbuhr wyruszył przez miasto, żeby sprowadzić pozostałych towarzyszy do baru. Mijał po drodze znane już od dawna alejki, oraz poznane dopiero podczas ostatniej wizyty u Mesta uliczki. Czasem trochę śnieżyło, ale cały czas znośnie i nie przeszkadzało to zbytnio w dotarciu na miejsce. Co prawda krajobraz tego miasta na innych planetach, szczególnie tych najbogatszych, mógłby nie kwalifikować się miejscami nawet do kategorii slumsów, jednak było tutaj coś przyjemnego ze czym będzie tęsknił.

To spokój. Nie licząc pojawienia się Decadosów i dziwnego zlecenia od starca, można by powiedzieć iż miasto było niemalże senną miejscowością, gdzie nigdy nic się nie dzieje. A już na pewno nic ponad całkiem normalny tutaj przemyt i kłusownictwo, oraz wszelkie inne formy przestępczości, które są w całym wszechświecie równie naturalne jak woda w stanie ciekłym. Nawet, jeśli dla tej planety jest to wyjątkowo niefortunne porównanie.

“Pomyśleć jak wiele może się zmienić.” - Myślał sobie. - “Na początku mieszkałem na planecie gorących i wilgotnych lasów, pełnych wa chala, czy jutzików. Teraz za to jestem na bryle lodu, tak zimnej, jak gorący był dom.” - Zaśmiał się pod nosem pod wpływem nagłego przypływu wspomnień.
- No tak. A teraz awansowałem z bryły lodu na metalową puszkę, gdzie nawet nie jestem w stanie się wyprostować. Chyba nie chcę wiedzieć co jeszcze mnie czeka ... - Zamarudził pod nosem do siebie wypowiadając jednocześnie ostatnią myśl na głos.

Przez chwilę przekomarzając się w myślach z samym sobą, przekonał swoją sentymentalną połowę, że nie czas na wspominanie, bo im szybciej się ruszy, tym szybciej z metalowej puszki się wydostanie. Od tego momentu w zadziwiający sposób dotarcie na miejsce nie zajęło mu dużo czasu. Wchodząc do budynku ukłonił się lekko portierowi, który poznał go i najwyraźniej uznał za jak najnormalniejszego u Mesto gościa. Pewnie w środku ktoś był i właśnie na to bardzo liczył Bru. Wchodząc do pokoju zauważył, wewnątrz jest tylko jedną osobę.
Był nią młody Hawkwood, który rozciągnął się na łóżku i beznamiętnie patrzył w sufit. Na dźwięk otwieranych drzwi podniósł się do pozycji siedzącej, jakby na kogoś czekał.

- Mam chyba nadzwyczajne szczęście, że Cię tutaj spotkałem. Gdzie się podziała reszta? Mamy już statek i nie ma na co czekać. - Rzucił Bru od progu.
Wyraźnie nie podobało mu się to, co zobaczył. Miał to niemiłe wrażenie, że zmarnował czas.
- Bru? To ty?! - zdziwił się Sunne na widok Voroxa. - Ech... Myślałem, że to Mesto i Masseri. Poszli po więźnia a mnie wyznaczyli, żebym wynajął pokój na noc. Już trochę tu na nich czekam, ale wciąż nie wrócili... Jasna cholera, czemu robię za posłańca?
Ostatnie zdanie mruknął tak, żeby nawet wyczulony słuch Bru tego nie wyłapał.
- Jak to "poszli sobie"? Nie powiedzieli Ci nic więcej? Z pewnością mają jakiś plan i pewnie chcą też załatwić wszystko w określonym czasie. Na pewno nie wiesz nic ponad to, że poszli do więzienia? Mamy statek, a sprawia on więcej kłopotów niż myślałem i chyba lepiej będzie żeby opuścić planetę tak szybko, jak tylko zdołamy.
Dobrze zapamiętał rozmowę w hangarze i starał się używać podłapanych argumentów.
- Nie ma czasu na noclegi. - Rzucił na koniec.
- To co to za statek? Decadosom go zakosiliście, czy co? A Mesto i Masseri... Nie powiedzieli mi niestety nic. Wypytamy się ich jak wrócą. No, chyba że wolisz iść do nich do więzienia. Ech... Wierz mi Bru, coś mi się wydaje, że szybko nie będziemy mogli tu wrócić... A tak swoją drogą, to mógłbyś mi opisać tą maszynę.
- Nie, decadosom nie ubyło ani jednej maszyny, chociaż i tak mieliśmy małą zbrojną przygodę.

Przez chwilę zastanawiał się, jakby szukał w pamięci jakiegoś wyjątkowo odległego zdarzenia. Trwało to kilka chwil, aż wreszcie zrezygnowanym tonem powiedział:
- Nie znam się na statkach, ale widać było na nim sporo śladów walk, albo czegoś podobnego. Nie pytaj mnie o szczegóły, inżynier będzie wiedział, ten cichy. - Jakimś cudem czuł się dziwnie nie mogąc przypomnieć sobie imienia. - Ta kupa metalu ma dwie ładownie i trzy pokłady, w tym jeden z niespodzianką. Martwi mnie to, co może tam być, ale jeszcze go nie otworzyli. Chyba była też jakaś broń pokładowa ...
- Jakoś nie wydaje mi się, żeby dało się z nim po ludzku pogadać - mruknął, przeciągając się na łóżku. - Dobra, nieważne. Obejrzę wszystko jak już się znajdę na pokładzie. Teraz powiedz mi... Wolisz poczekać tutaj na Mesta i Masseriego czy iść do nich? Bo wiesz, ja nie jestem pewien, czy powinniśmy tam iść. Obaj mocno byśmy zwracali na siebie uwagę, to trzeba przyznać. Z drugiej strony, sam powiedziałeś, że czasu mało, a ja nie mam bladego pojęcia, kiedy i czy ci dwaj wrócą. Po nich można spodziewać się absolutnie wszystkiego. Nie zdziwiłbym się, jakby i ich zamknęli - Hawkwood uśmiechnął się krzywo na tą myśl.
- Nie, chyba nie warto po nich iść. Ciebie nie zamkną, ale ja wyglądałbym im pewnie na jednego z osadzonych i nic ponad to. Masz jakieś inne pomysły? Reszta zebrała się a barze i tam mamy się spotkać, a ja mam ochotę się napić.
- Szczerze... Też nie chce mi się tu siedzieć. Ale trzeba im zostawić wiadomość, żeby po powrocie tutaj, natychmiast udali się do baru. Hmm... Może portier. Mesto zdaje się mu ufać. Chociaż nie jestem pewien, czy nie okaże się szpiclem Decadosów. A na papierze wolę im nie zostawiać wiadomości, bo mógłby wejść tu ktoś niepowołany. Nie ufam tej planecie, ani jej mieszkańcom...
- W tym miejscu każdy może być szpiclem, ale chyba jesteśmy zbyt blisko portu, żeby portierzy nie byli przychylni kieszeniom szmuglerów. Sądzę, że prędzej dałby się pokroić niż coś powiedział, bo gdyby się rozeszło, straciłby połowę klientów.

Po chwili dorzucił jeszcze spostrzeżenie z poprzedniej wizyty.
- Z resztą Mesto urządził się tutaj jak u siebie, więc pewnie znają się już jakiś czas.
Hawkwood zastanawiał się moment, po czym zdecydował.
- Dobra, możemy iść do baru. Przekażę portierowi, żeby Mesto, Masseri i ten cały Griegorij czy jak on się tam zwie stawili się jak najszybciej w barze, w którym spotkaliśmy się ostatnio - młody szlachcic zebrał rzeczy, które przyniósł ze sobą i ruszył do wyjścia. - Możemy ruszać?
- Tak, nic mnie tu nie trzyma.
Zeszli na dół razem. Hawkwood przodem, tuż za nim Vorox. Na parterze młody szlachcic podszedł do portiera i powiedział:
- Wychodzę razem z przyjacielem. Czy mógłby pan przekazać panu Mesto, gdy tylko wróci, żeby stawił się najszybciej jak to możliwe w barze przy porcie?
- Oczywiście. Zrobię to z przyjemnością -
oświadczył portier. - Miłego dnia panie Raver.
- Nawzajem - Sunne uśmiechnął się szeroko, po czym ruszył na dwór. Przy wejściu poczekał na Voroxa i obaj skierowali się w stronę brudnej speluny, w której spędzili trochę czasu wcześniej.
- Trzeba było mu powiedzieć, żeby przyszli "tam, gdzie ostatnio". Powinieneś przejść szkolenie wojskowe. Uczą tam, jak mówić jawnie to, czego nikt nie może wiedzieć. - Dla Bruggbuhra nie była to zwykła gra słów, ale prawdziwie nabyta umiejętność.
- Chyba masz rację. Chociaż w naszym przypadku można to rozumieć na kilka sposobów, a nie chciałem, żeby szwendali się po mieście jak pijane dzieci we mgle. Opowiedz mi może Bru o tej całej Walkirii, bo bardzo mnie ona interesuje.
- To matka Berta, barmana z baru przy porcie. Cwana kobieta, jej synalek siedział w tym cały czas i to właśnie on ze swoimi koleżkami zrobili nam zbrojne odwiedziny w hangarze. Uzbrojeni po zęby w karabiny i jeszcze trochę śmiecia. Może to on sam jest tym sprytnym w rodzinie, a matka tylko nadstawia karku dla przykrywki.

Sunne patrzył na voroxa zdziwiony. Po chwili wyobraził sobie twarz Berta i parsknął śmiechem.
- No... Skoro to jego matka, to muszą być podobni... A to oznacza, że jest naprawdę uroczą kobietą - powiedział starając się złapać oddech. Po chwili jednak spoważniał. - Zastanawia mnie jednak, czemu od razu wyciągnął karabin. Nie wydaje mi się, aby na tym polegał handel. I w dodatku nie był sam... Dziwna planeta - dziwni ludzie...
Z każdym krokiem byli coraz bliżej baru, gdzie czekała część towarzyszy. Nawet nie zwrócili uwagi jak szybko minął im cały odcinek, kiedy rozmawiali.
- Wbiegli już z karabinami w rękach. Myślę, że to miała być niespodzianka, ale robili za dużo hałasu i czekałem na nich przy drzwiach. Chyba popsułem im połowę zabawy. - Uśmiechnął się szeroko.
- Zapamiętam to, w razie, gdybym chciał Cię kiedyś czymś zaskoczyć - szlachcic mrugnął do Bru.
- Pod warunkiem, że będą tam drzwi. - Zaśmiał się vorox. - Bez drzwi ani rusz.
Hawkwood pokręcił głową i zaśmiał się. Przypomniało mu się, że miał zapytać o coś jeszcze.
- Ile daliście za statek? Skoro sprzedawcą okazał się kumpel Andi, to rozumiem, że cena mocno opuszczona, tak?
- Skończyło się na dwudziestu trzech tysiącach. - Wzruszył ramionami. - Dla mnie najważniejsze, że dodali nam do tego wódkę. Nie interesuję się za bardzo tym statkiem, i tak nie wiedziałbym co z nim zrobić.
- Przynajmniej nam się podróż nie będzie dłużyła. Akurat dobrze się składa. Po ostatnich wydarzeniach mam ochotę nieco się podchmielić.
- Tak, chociaż mam wrażenie, że ostatecznie wszystko jest na mój koszt. Pamiętasz butelkę, którą kupiłem tam poprzednim razem? Nie była warta nawet dziesiątej części tego, co dałem. On pewnie nawet to sobie dokładnie przeliczył. - Westchnął. - Chciwość jest chyba flagowym wynalazkiem ludzi.
- Cała przyjemność po naszej stronie -
Sunne uśmiechnął się szeroko.
Byli już na miejscu. Stojąc przed drzwiami wejściowymi Bruggbuhr wyraźnie cieszył zmysły zapachami znajomych mniej lub bardziej trunków. O dziwo cała droga przebiegła nadzwyczaj spokojnie i beż żadnych nawet najmniejszych znaków, którymi można by się martwić. Może ten dzień nie był wcale taki zły?
- Tym razem po mojej też. Nie mam zamiaru darować mu jakichś resztek spod baru. Skoro tyle dostał już pieniędzy, obiecał doliczyć to do statku i mam zamiar trzymać go za słowo.
To powiedziawszy Bru pchnął drzwi do baru, żeby przepuścić szlachcica.
- Ty pierwszy.
Szlachcic skłonił się przesadnie i wszedł do środka. Nie musiał być voroxem, żeby wyczuć zapachy wszystkich alkoholi, w tym niektórych przetrawionych. Nie przeszkadzało mu to jednak zbytnio. Pogawędka z Bru wprawiła go w dobry humor, toteż miał nadzieję, że nie będzie zmuszony do słuchania Andi, ani do rozmowy z nią. Ruszył na zaplecze bez słowa. Na miejscu ograniczył się do obdarzenia wszystkich znudzonym spojrzeniem. Ani na moment nie dawał po sobie poznać w jak dobrym jest nastroju. Wolał, żeby reszta grupy, (która wyraźnie za nim nie przepadała) nie miała okazji do ubliżania mu.
 
QuartZ jest offline  
Stary 31-03-2009, 23:00   #36
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Pierwszą rzeczą jaką Mesto zrobił po przebudzeniu było zadanie podstawowego pytania.
- Wygrałem? - dopiero wtedy rozejrzał się i zorientował, że jest w oddziale szpitalnym, a widząc Duncana dodał - miałeś rację, gnój miał wszczepy w ręce. - spojrzał dokładniej i widząc urzędnika i ośmiu żołnierzy dodał - to miała być chyba walka wręcz, a z tego co pamiętam to walczy się bez modyfikacji. -
- Co z tego? - Duncan wzruszył ramionami - Wygrałeś. -
- Dobrze że mi czaszki tym nie połamał - spojrzał na medyka i dodał z ironicznym uśmiechem - bo nie połamał? -
- Skończ jęczeć. - Szlachcic był wyraźnie rozbawiony, ale zaczynał się już irytować.
Medyk popatrzył na Mesta i dodał z oburzeniem
- Nie, lekki wstrząs mózgu i poobijane żebra, to wszystko. najlepiej przez jakiś czas by było jakbyś się nie obijał głową o modyfikowane ręce -

- Już kończę, idź po tego Grigorija, a ja się zbiorę do reszty i wracamy. -
- Dobra - Duncan uśmiechnął się krzywo - Pora odebrać naszego "Symbionta".
Gdy wyszli w trójkę przed budynki więzienia, dodał jeszcze.
- Nie wiem jak to jest do końca z tymi Markizami, ale ja bym pilnował cz ktoś nas nie śledzi. -



Mesto prowadził Duncana i Grigoria do niedużego hotelu niedaleko portu, tuż po wejściu skłonił się lekko portierowi i zapytał.
- Czy dotarł tu mój przyjaciel? muszę z nim pilnie porozmawiać -
- Pan Raver? tak był, ale wyszedł w towarzystwie Voroxa, który przybył niedługo po nim, kazał przekazać, żebyś udał się bracie do baru przy porcie kosmicznym. - Mesto przez chwilę zastanawiał się, czy w hotelu niema zasadzki, i czy dlatego portier nie używa obcego nazwiska, ale jak tylko wspomniał voroxa, doszedł do wniosku, że Hawkwood podał lipne nazwisko.
- Dziękuję, niech wszechmogacy ma cię w opiece. - Nakreślił w powietrzu znak ortodoksji i wyszedł.
Na zewnątrz powiedział tak, aby Grigorij nie usłyszał.
- Coś się musiało stać, skoro Bruggbuhr zaczął nas szukać. Lepiej się pośpieszmy. -

Duncan tylko kiwnął głową.
Po dotarciu do baru, poszli od razu na zaplecze.
- Oto nasz pilot, a właściwie licencja, bo podobno jest nieimienna. - Powiedział Mesto wskazując na Grigorija. Kiedy mówił zdjął kaptur, który założył tuż po wyjściu z więzienia. Nie chciał aby ktokolwiek obcy wiedział, że został ranny.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 31-03-2009 o 23:02.
deMaus jest offline  
Stary 01-04-2009, 01:10   #37
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Vorox przez chwilę przyglądał się nowo przybyłym, po czym złapał za świeżo napoczętą butelkę i pociągnął z niej solidnego łyka. Zastanawiał się przez chwilę co też mogło spowodować takie obrażenia u jego towarzysza, po czym rzucił rozbawiony.

- Niemożliwe! Co Ci się stało? Przecież nie poszedłem z wami do więzienia żeby było komu takie szkody wyrządzać, ani już tym bardziej gdybym poszedł to na pewno nie byłbym aż tak pijany, żeby prać się z jednym z nas. Opowiadaj z kim się biłeś przyjacielu! - Uśmiechnął się serdecznie do poturbowanego. - No i jak masz zamiar teraz nam pomagać? Przecież będę Cię musiał na rękach nosić biedaczku! Przez jakiś czas będziesz tylko wspominał dzisiejsze przepychanki. - Bru wyraźnie jeszcze bardzie poprawił się humor od czasu spaceru z Hawkwoodem.

Sięgnął jedną z rąk na bogato zastawiony stolik, po czym złapał najlepiej zapowiadającą się flaszkę i płynnym ruchem otworzył ją. Przez chwilę wpatrywał się w nią chłonąc aromaty ze środka, następnie wręczył ją Mesto.

- Napij się tego, powinno Ci zrobić dobrze na tą głowę. Na pewno boli Cię już teraz, więc żadna strata. - Znów sięzaśmiał.
Nie czekając na odpowiedź rzucił do przyprowadzonego:
- A Ty tutaj nie pasujesz. Powinieneś sobie znaleźć jakiś kawałek okrągłego metalu. - Pomachał bransoletą. - To taki dodatek, żebyśmy odróżniali tych z którymi będziemy się bić od bitych. Wiesz może, kto chciałby Cię z więzienia wyciągnąć kolego? Taki stary i dyszący jak maszyna parowa.
- Tylko Wy się zainteresowaliście. No i jeszcze ten stuknięty szlachcic ze sługami, ale to chyba przypadek.
- No dobra, trudno.
Zdaje się, że nie będzie mu dane jeszcze przez jakiś czas dowiedzieć się dla kogo pracuje. Miał jakieś dziwne poczucie obowiązku i tym bardziej męczyło go to, że kompletnie nie wiedział względem kogo je ma. Znów zwrócił się do poobijanego Mesta.
- Zdaje się, że miałeś jakieś książki u siebie. Miał byś coś przeciwko użyczenia mi jakiegoś tekstu? - Zapytał niepewnie.

W głowie miał niemały mętlik, bynajmniej nie od alkoholu. Z trudem porządkował myśli. "No i co tutaj zrobić dobrego? Jedni mają swój statek, drudzy licencję i wszyscy teraz będą się szykować do drogi. Pewnie znowu będę musiał nosić wszystko na pokład, bo vorox, bo najsilniejszy i w ogóle." - Zaczynał popadać w nastrój będący przemieszaniem świetnego humoru z nakładającym się nań uczuciem, że prędzej czy później ludzie i tak potraktują go jak zwierzaka,który może tylko nosić i warczeć na wroga. Nie podobało mu się to, ale chyba już zdążył do tego przywyknąć. - "Może lepiej będzie, jak przeczekam wszystko nad książką, a oni dogadają się wreszcie jakie towary przy okazji zabrać na kolonię i każą mi je wnieść, co jest chyba jedynym pewnikiem. Założę się, że tak będzie. Parszywe szczęście voroxa. Przynajmniej zgarnę swoją część forsy." - Westchnął ciężko. - "Oby Mesto miał tam coś do czytania w zanadrzu."
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 01-04-2009 o 01:33.
QuartZ jest offline  
Stary 01-04-2009, 09:17   #38
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Rozsiadł się wygodnie na krześle, zastanowił czy faktycznie wygląda tak źle czy może tak śmiesznie, Bruggbuhr wydawał się bardziej rozbawiony niż zatroskany.
- Nie oferuj się z noszeniem bo ja trochę ważę - zaśmiał się - ale poważnie to naszego pana Grigorija chciał wykupić pewien markiz od Decadosów, zagadałem go a Duncan poszedł wykupić więźnia, jednak pan markiz uznał to za podstęp i zażądał jak to sam nazwał cywilizowanego rozwiązania. - powąchał napój podany przez
Bruggbuhr ale jednak się nie napił - Cywilizowany okazał się pojedynek sług, bo pan markiz nie chciał się, ubrudzić, zresztą on nie miałby najmniejszych szans, nawet ze wszczepami. Wystawił za to jakiegoś modyfikowanego wszczepami komandosa, miałem szczęście że Duncan zauważył, że coś nie tak z jego ręką i mogłem opracować wcześniej taktykę. Niestety zdążył mnie trafić. - Zamilkł na chwilę, ale zaraz kontynuował - Właściwie to jedno trafienie o mało co nie wystarczyło. Mam nadzieję, że tamten markiz da spokój, ale przez jakiś czas zamierzam chodzić w kapturze, a najlepiej, jakbyśmy z Duncanem i Grigorijem się nie pokazywali na ulicach. -

Odstawił flaszkę na stół.
- Raczej się nie napiję, a co do tego czy czy się do czegoś jeszcze przydam, uwierz mi, że jestem twardszy niż się wydaje i te rany nie stanowią jakiejś większej przeszkody. Panie Hawkwood
- odezwał się niespodziewanie do szlachcica - miałeś moją torbę, w niej mam książkę, co prawda tylko jedną, bo reszta stanowiła własność hotelu, i został mi jedynie wypożyczona. Za to ta, którą mam jest najciekawszą na świecie. Jeśli masz ochotę to nie krępuj się z niej korzystać. -




///Odpowiedz do postu poniższego posty Nhuntera

- Oczywiście, że to był podstęp, a właściwie taktyka odwrócenia uwagi. -
powiedział to lekko i swobodnie, jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem - Przecież nie chcieliśmy stracić licencji na handel z koloniami więziennymi. Prawda? - Tu zamilkł na chwilę po czym dodał - Ale faktem jest, że powinniśmy ruszać jak tylko będziemy gotowi. Co ze statkiem? -
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 01-04-2009 o 12:26.
deMaus jest offline  
Stary 01-04-2009, 11:45   #39
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Młody Hawkwood sięgnął do torby Mesta, którą wciąż miał ze sobą i wyciągnął z niej książkę, którą od razu podał Voroxowi.
- Proszę przyjacielu. Ja narazie nie mam ochoty na nic do czytania. I tak pewnie nie mógłbym się skupić, przez te wszystkie wasze wybryki - Sunne usmiechnął się szczerze. - A tak swoją drogą. Nie sądzisz Mesto, że ten cały markiz miał rację? Jakby nie patrzeć, to faktycznie był podstęp.
Sunne rozejrzał się po pomieszczeniu. Zastanawiał się na co jeszcze czekają.
- No... Skoro już wszyscy się zebrali, to może bysmy się ruszyli i wyrwali z tej planety. Jeszcze trochę i dostanę szału od tego przeklętego mrozu.
Przez chwilę zastanawiał się czy ma jeszcze cos do dodania, ale doszedł do wniosku, że nie ma co sobie strzępić języka.
Poza tym, myslami był w zupełnie innym miejscu. Zastanawiał się jaka jest teraz pogoda na jego ojczystej planecie. Zapewnie piękna - jak zawsze. Chłopak zastanawiał się, czy zarobiona suma wystarczy, aby wrócić na Rawennę i żyć w spokoju. "No cóż... - pomyslał. - Nie ma co gdybać. Trzeba jak najszybciej zabrać się za wykonywanie zadań." Spojrzał na bransoletkę. "Czasu mało... Trzeba bardziej się spieszyć."
Jako szlachcic nie bardzo miał ochotę zdechnąć gdzies na brudnej ulicy przez wstrzykiwaną mu już od jakiegos czasu truciznę. Może Andi albo Duncanowi by to odpowiadało. W końcu wydawali się wprost stworzeni do smierci w ten sposób. Ale nie jemu. Sunne chciał przeżyć soje życie godnie. Aby na łożu smierci nie musieć się wstydzić przed samym sobą.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 01-04-2009 o 13:37.
NHunter jest offline  
Stary 02-04-2009, 14:30   #40
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Amx już w drodze do znachora zastanawiał się, co potrzeba jeszcze zrobić, zanim wyruszą na tą więzienną planetę. Na pewno mieć dobry powód do dokowania tam, chociażby handel. Tu liczył na Masseriego. Sam musiał szybko wrócić do statku, by razem z Andiomene przygotować go do odlotu. Nie oszukujmy się, systemy wymagały sprawdzenia, Rot nie miał ochoty zostać zdezintegrowany przez wybuch czegoś nieprzetestowanego. Wprowadzić kody, przeprogramować komputer. I podejrzeć co jest na trzecim pokładzie, bo bez niego faktycznie byli pozbawieni ochrony. Dlatego zaraz po oddaniu krwi ruszyli bezpośrednio do znanego im już nieźle baru.

Pozostałych jeszcze nie było, co oczywiście było logiczne, więc zajęli się czymś innym. Amx odwiedził mały sklepik z rupieciami, który wskazał mu Bert. Zakupił kilka rzeczy, które normalnemu człowiekowi nigdy by się nie przydały. Potem zaś rozsiadł przy tym samym stoliku na zapleczu, konstruując jakieś dwa małe urządzenia, składające się z pudełeczka, przewodu i słuchawki. Proste komunikatory, z namierzalną i ogólnodostępną częstotliwością, z raczej średnim, ale wystarczającym na ich potrzeby zasięgiem. Zrobić więcej niż dwóch nie miał czasu, zresztą nawet to była lekka prowizorka, która po testach wydawała się jednak działać. Włożył sobie jeden z odbiorników do kieszeni. Andiomene tymczasem przygotowała listę zakupów, które mogłyby być w jakikolwiek sposób przydatne na więziennej planecie.

W końcu przyszli pozostali, zaczynając dyskusję o książce i tym, że Mesto był poturbowany. Grigorij jednak był z nimi, więc z zadania się wywiązali. Amx nie skomentował, ale siedząca jak zwykle w dość niedbałej pozie Andiomene przerwała im w końcu tą radosną wymianę zdań.
-Cieszę się, że macie dobre humory i lubicie pogawędki, ale możemy już przejść do konkretów?
Wyjęła kartkę, wręczając ją Duncanowi.
-To lista zakupów, może być zmodyfikowana. Wierzę, że potrafisz załatwić i towar i ludzi do jego przetransportowania na statek. Oczywiście z oczywistych względów nie możemy tu podlecieć, a statek jest godzinę drogi od miasta. Trzy tysiące z pieniędzy, które rozmieniliście dajcie mi, muszę zapłacić za nasz transport. Resztę można wydać na towar.
Na kartce były podstawowe rzeczy, jak koce czy jedzenie marnej jakości za to długiej przydatności, jakie zwykle daje się więźniom. Dodatkowo trochę pojedynczych przedmiotów bardziej luksusowych, jak wódka dla strażników więziennych i innych, których można by w ten sposób przekupić. No i jedzenie i zaopatrzenie dla nich samych. Amx podsunął mu natomiast drugi komunikator.
-Bert mówił, że szukają nas już po całym mieście. Nie możemy więc w nim przebywać dłużej niż to konieczne. Macie wszystkie swoje rzeczy? Jeśli tak to udamy się do mojej i Andi kwatery, weźmiemy kilka gratów, zahaczymy o medyka i idziemy prosto do statku. O samym frachtowcu możemy porozmawiać po drodze, ale nie wiem po co, skoro go zobaczycie. Ładownie ma dużą, nie kupisz tyle, byśmy nie mogli tego załadować. A nie możemy rozdzielić się na więcej niż dwie grupy, zrobiłem tylko dwa nadajniki. Pasmo ogólnodostępne, nie używać nazw, miejsc i imion.
Podniósł się razem z Andi. Nie mieli zamiaru tracić więcej czasu.
-Pytania? Bru, trafisz z powrotem do statku? Mógłbyś pójść wtedy z Duncanem, nie wymagałoby to zatrudniania kolejnego przewodnika.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172