Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2010, 00:01   #31
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Genialny plan baronówny nie uwzględniał jednak wszystkich okoliczności zewnętrznych. Miejsce na beczce, tylko pozornie idealne, prawie stało się przyczyną jej zguby i, trzeba powiedzieć, że niewiele rzeczy gorszych potrafiła sobie wyobrazić , niż zakończenie swej historii jako skorupa. Oczywiście istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że tabletki, które rozdała załodze, jednak działają, wtedy śmierć byłaby jedynie śmiercią. Nieco lepszy finał. Niemniej czas wrócić do owego „prawie”, bo przecież baronówna Mercouri przeżyła tę przygodę.

Nie każdy szlachcic jest niewolnikiem konwenansu i , jak po raz kolejny miała to zauważyć, Evros de Varass z pewnością nim nie był. Do tego zdecydowanie preferował broń o dużym zasięgu. Tym razem miał w tej sympatii całkowitą rację, gdyby Aspazja opuszczając bezpieczny batyskaf przypięła sobie granat do paska, wszystko potoczyłoby się inaczej. Tymczasem, gdy rozległ się ogłuszający huk i zatrzęsła się podłoga, nie miała szans utrzymać równowagi. Beczki, choć solidne i metalowe były jednak puste. Wszystkie naraz rozpoczęły szaleńczy taniec. Upadek szlachcianki był szybki, wstać się tak nie udało, można by wręcz z tego wysnuć życiową metaforę. Oczywiście w tym konkretnym przypadku działo się tak dlatego, że upadając uderzyła głową o inną beczkę. Sama specjalnie wybrała do walki tak zagracone miejsce.

Niewiele widziała. Było ciemno i choć coś jej świeciło przed oczami z łatwością zdiagnozowała to jako zaburzenia widzenia powstałe wskutek chwilowego porażenia nerwu trójdzielnego, do tego jatagan wypadł jej z dłoni, co było już powodem do wstydu i zacznie go odczuwać, gdy tylko sytuacja się uspokoi. Wstyd jednak będzie krótkotrwały, bo na głowę Aspazji, głowę po lekkim wstrząśnieniu mózgu dodajmy, by pogłębić grozę sytuacji, zwali się dużo ważniejszych spraw.

Natomiast teraz, już nie na żarty przerażona, po omacku próbowała odnaleźć broń. Uniknęła ataku skorupy, bo w jej głowie rozległ się ostrzegawczy krzyk i ten właśnie moment będzie miał później swoje niezwykłe konsekwencje.
Ostrzeżona zręcznie uniknęła ciosu, pięść skorupy wbiła się w deski. Wtedy nadeszła pomoc.

Nauczyła się dziś jednego. Bycie Damą uratowaną przez Rycerza daje błogie uczucie wewnętrznego ciepła.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 29-09-2010 o 12:49. Powód: nic ważnego
Hellian jest offline  
Stary 29-09-2010, 21:27   #32
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Cała konstrukcja platformy zadrżała od wybuchu granatu. Siła eksplozji nie była może duża, ale widać sama platforma była bardziej zdezelowana niż im się do tej pory wydawało. Na dole rozszalało się piekło, cząstki fosforu rozpryśnięte detonacją małej ilości materiału wybuchowego, paliły się i jednocześnie powodowały zapłon wszystkiego do czego przylgnęły. Skorupy, które go zaatakowały na dole, zakończą raz na zawsze swoje bluźnierskie nieżycie. Domyślał się, że to byli członkowie załogi kutra, straszliwa przemiana wygnała z ich ciał ludzkie rozumy i odczucia, zamieniła w krwiożercze potwory.

Delikatny blask ostrza jego miecza oświetlał mu drogę między zagraconymi odcinkami pomieszczenia. Gdzieś tam wśród tych skrzynek słyszał odgłosy walki. To zapewne Aspazja. Serce zabiło szybciej, wyrzucając do organizmu kolejną dawkę ożywczej adrenaliny, która teraz wprawiała jego mięśnie i ciało w ruch. Szybko lokalizował po kolejnych przewróconych skrzynkach, złamanych deskach gdzie toczy się walka.

Ruszył w tamtym kierunku, oczy przyzwyczajone już do ciemności widziały coraz wyraźniej kształty. Baronówna leżała na ziemi, a jej ręce gorączkowo szukały wśród gratów zagubionego ostrza. Potwór stał nad nią i szykował się do zadania ciosu. Evros jeszcze nie zdążył, na szczęcie gibkość i zręczność zgrabnego kobiecego ciała wygrała nad brutalną furią odczłowieczonego ciała. Pięść która miała zadać morderczy uderzyła w deski niedaleko głowy jego pracodawczyni. Zadrżał ale już się nie zawahał, runął na skorupę niczym wcielona furia, klinga jego starożytnej broni z wielką łatwością zdjęła ohydną łepetynę z karku.

Cielsko, na szczęście już bezwładne upadło na połamane skrzynki metr od Aspazji. Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu innych źródeł zagrożenia, ale na szczęście nic go nie zaspokoiło. Podał rękę swojej szefowej i pomógł wstać.
Przez chwilę patrzył na jej potargane włosy i ubrudzoną twarz, cieszył się, że się nie spóźnił, że znowu poczuł ciepło jej dłoni. Przez chwilę patrzył się na Nią, zapewne jak rażony piorunem głupek, ale po chwili zreflektował się i lekko odwracając wzrok zapytał: - Wszystko w porządku? Musimy znaleźć resztę… Ponoć mamy mieć gości.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 30-09-2010, 02:44   #33
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pojazd nieco zawiódł oczekiwania Sorena. Jak na dwunożny, około 3,5-metrowy pojazd, poruszał się strasznie powoli. Pilot miał nadzieję dobiec do walczących w ciągu kilku sekund i pięknym skokiem włączyć się do akcji. Tymczasem sporo wysiłku wymagało rozpędzenie łazika do prędkości odpowiadającej szybkiemu marszowi. Skakanie zostawało w sferze marzeń. Gdyby z Nadią pobiegli, na pewno dotarliby dwa razy szybciej. Ale metalowa konstrukcja zapewniała pewne bezpieczeństwo, więc zdecydował się nie porzucać robota. Poza tym wyglądali tytanicznie.

Gdy dotarli na miejsce walki Evros właśnie deakapi... dekato... ucinał głowę humanoidalnemu czemuś, co najwidoczniej walczyło z podłogą. Ewentualnie z Aspazją, która wcześniej znajdowała się na tej podłodze, któż to mógł wiedzieć? Gdy się rozejrzał, po swojej prawej stronie zobaczył jeszcze dwójkę walczących. Co ciekawe wyglądali bardzo podobnie (można by się spodziewać, że to sojusznicy), z tą różnicą, że jedno z nich nie miało głowy. Soren przyglądał się tej walce jeszcze przez chwilę, po czym silnym ciosem stalowego ramienia uspokoił zapaśników. Ten z głową jeszcze próbował coś mruczeć, ale drugi cios przykleił go do ściany na stałe. Wyraźnie ramiona robota były sprawniejsze niż jego nogi. Pewnie w kopalni nie miał gdzie biegać.

- Jaśnie Pani, jest sens się gdzeikolwiek chować? - zapytał Soren swojej skrzekotki. - Podejrzewam, że marynarze z tego czegoś już dawno wykryli nas eteroskopem. Może po prostu weźmiemy kuter i odpłyniemy, a jedna osoba zostanie, żeby zobaczyć po co tu w ogóle przypłynęli?

W duchu postanowił, że niezależnie od tego co powie baronówna, w najgorszym wypadku ucieknie na kuter i spróbuje odpalić radio i przygotować jakąś dywersję. Ciekawe jak ich goście zareagowali by na próbę staranowania
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 01-10-2010, 00:20   #34
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
R 1!

Kurz bitwy opadł, nawet pożar przygasł, choć i tak pozostawił na środku hali wypaloną dziurę na dole której widać było fale oceanu. Skorupy nie były już zagrożeniem, choć drobne zwycięstwo nie obyło się bez strat. Pilnujący tyłów Nikodemus padł od szponów nieumarłego, a krew jego obficie broczyła na skromne szaty, Proroka jednak czuwał nad swymi sługami i z odsieczą szybko nadciągnęła Aspazja, która z pomocą zdobyczy dawnej technologii zdołała ustabilizować stan Eskatonika.

Drugi okręt się zbliżał, czasu było dość, ale załoga nie ryzykowała, sprzątnęli ciała skorup z pokładu by nie dawać przybyszom powodów do podejrzeń, Nadia wróciła do batyskafu, tak samo Nikodemus, który jeszcze nie odzyskał przytomności. Aspazja swoim zwyczajem upierała się, by zostać tam gdzie największa szansa na kłopoty, więc wybrała sobie dogodnę miejsce obserwacyjne na przejściach podwieszonych pod sufitem hali, skąd mogła obserwować płytę stacji, jak i samą halę. Evros siła rzeczy został przy niej, bardziej przezornie zaopatrując się w odpowiednią broń "na wszelki wypadek". Kano zebrał z Batyskafu środki wybuchowe i zaczaił się w pobliżu jednego z wsporników, gotów założyć zdalnie odpalany ładunek. Tymczasem Soren uparł się, by zaczaić się na kutrze.

Statek okazał się być towarową karawelą z trzema masztami jednak wspieranymi przez silnik parowy, niepokój budził umieszczony na dziobie ciężki karabin maszynowy. Statek zatrzymał się kilkaset metrów od stacji, z burty spuszczono ponton z trzema pasażerami, ekspedycja kierowała się w stronę kutra, kutra na którym ukrywał się Soren. Widząc to Aspazja wywołała pilota przez skrzekotkę, ale numer nie odpowiadał. Soren przepadł jak kamień w wodę. A może po raz kolejny spróbował wziąć sprawy w swoje ręce?
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 01-10-2010 o 00:30.
behemot jest offline  
Stary 02-10-2010, 03:41   #35
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podczas gdy Aspazja zajmowała się rannym kapłanem, reszta drużyny lokowała się na pozycjach. Soren wybrał zanurzający się powoli kuter. Bez problemów dostał się na pokład i zajął miejsce na mostku. Dość szybko udało mu się uruchomić radio, ale jedyne co dzięki temu uzyskał to akompaniament szumów i trzasków. Pewnie nadpływający okręt nie miał potrzeby nikogo nawoływać. Silnik kutra najwidoczniej był martwy i pilotowi nie udało się go odpalić. Przygotował karabin i stanął w drzwiach na pokład. Z tej pozycji zarówno widział zbliżający się okręt, jak i słyszał szum radia.

Gdy intruzi zbliżyli się wystarczająco, mógł zobaczyć, że to trójmasztowa karawela, napędzana dodatkowo silnikiem spalinowym. Na dziobie znajdował się ciężki karabin maszynowy, najwidoczniej gotowy do użycia. Okręt zatrzymał się w odległości około stu metrów i z jego burty spuszczono ponton z trójką ludzi. Parszywe mordy i dość obfite uzbrojenie świadczyło, że raczej nie są to rybacy poszukujący swoich zaginionych znajomków. Ponieważ udawali się w stronę kutra, Soren postanowił wykonać ruch w przeciwną stronę. Wyłączył radio pokładowe i swoją własną skrzekotkę, zabezpieczył karabin przed wodą i niepostrzeżenie uciekł do wody. Płynąc kilka metrów pod jej powierzchnią minął ponton. Przytroczony do pasa nóż nieprzyjemnie uwierał, jakby dopraszał się, żeby przedziurawić łódź piratów. Pilot powstrzymał odruch. Nie chciał jeszcze robić zamieszania, a poza tym nie miał pewności z kim ma do czynienia. Na zabawę jeszcze będzie czas.

Niezauważony dotarł do kadłuba karaweli i wspiął się po jej burcie. Po pokładzie kręciła się spora grupka osób wyglądających równie świątobliwie jak ich towarzysze na pontonie. Mimo to, niemalże cudem unikając wykrycia, Soren przekradł się do zejścia pod pokład. Przygotował broń do strzału i począł ostrożnie zwiedzać zakamarki statku. Nie potrzeba było dużo czasu, by dotarł do kazamatów, gdzie bardziej lub mniej radośnie spędzała czas ponad dwudziestka niewolników. Zwiadowcy aż szybciej zabiło serce w piersi. Niektórzy z nich podnieśli głowy i spojrzeli na niego z mieszaniną zdumienia i nadziei.
- Zaraz Was uwolnimy. Tylko cisza ma tu być - wyszeptał rozglądając się po pomieszczeniu.
- Uważaj, za Tobą - wyszeptał jeden z niewolników.
Soren natychmiast się odwrócił, by zobaczyć, że tuż za nim stoi postawny grubas, łysy i śmierdzący potem, w ręku trzymający bat. Pirat zamachnął się i strzelił batem. Soren chwycił nóż i nie zastanawiając się zbyt wiele cisnął w twarz napastnika. Niestety równocześnie cofał się jeszcze przed poprzednim ciosem i nie wymierzył dostatecznie dobrze. Pocisk przeleciał gdzieś nad głową strażnika, nie robiąc na nim większego wrażenia.
- Hej, hono tu który, mamy insekta - wrzasnął spaślak.
Soren natychmiast podrzucił karabin do policzka i wycelował w pierś przeciwnika. Już już miał nacisnąć spust, ale się rozmyślił.
- Służycie Beliahowi - ni to zapytał, ni stwierdził.
- Bingo frajerze
- To zamknij ryj i otwieraj klatki.
Niestety władczy ton nie podziałał i pirat nadspodziewanie sprawnie cofnął się kilka kroków i rzucił w bok. Huknął strzał, ale tylko go drasnął. No i oczywiście zaalarmował cały okręt. Pilot rzucił się do ucieczki tą samą drogą, którą tam wszedł. Zatrzymał się jeszcze na moment w ciemnym zakamarku tuż przed wyjściem na pokład, żeby zbadać sytuację. Z nasłuchiwania jednak nic nie wyszło, bo od tyłu rozległa się krótka seria, rozbijająca się o tarczę energetyczną. Strzał Sorena przyniósł równie mizerne rezultaty, ale przynajmniej obaj ściagający go piraci schowali się za jakieś beczki. Pilot wybiegł ile sił w nogach na pokład i rzucił się w stronę burty, w czasie biegu zarzucając na ramię, niepotrzebnie zajmujący mu ręce karabin. Ponownie opuszczał okręt poganiany ostrzałem jego załogi. Czyżby miało mu to wejść w krew? Tym razem jednak ostrzał był celniejszy i po kilku chwilach tarcza padła. Na szczęście był już wtedy na samej krawędzi.

Dopiero gdy wpadł do wody poczuł szczypanie i uświadomił sobie, że z jego pleców wystaje drzewce strzały. Na szczęście rana była płytka, ale w słonej wodzie dawała się we znaki. I zapewne zwabiała rekiny. Nie było jednak czasu na rozmyślania. Gdzieś nad powierzchnią rozlegał się dźwięk do złudzenia przypominający terkot ciężkiego karabinu ostrzeliwującego kuter. Soren zagryzł ustnik akwalungu i popłynął w stronę batyskafu, rozglądając się jednocześnie, czy Kano zdążył już zaminować okręt. Będąc pod wodą i tak nie mógł zaalarmować nikogo o więźniach na pokładzie, ale brak ładunków oznaczał, że może wybrać najdogodniejszą dla siebie trasę. Nie docenił niestety zawziętości piratów. Już po chwili rozległy się w wodzie eksplozje granatów. Większości z nich Soren nie słyszał, bo jedna z pierwszych ogłuszyła go i rzuciła do przodu. Po chwili jego bezwładne ciało wypłynęło na powierzchnię, twarzą w dół.

Tymczasem karawela odwróciła się i z cichym pluskiem wody odpłynęła w mrok nocy.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 02-10-2010 o 14:28.
Radagast jest offline  
Stary 07-10-2010, 15:47   #36
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po zabezpieczeniu stanu kapłana, przez miksturę szlachcianki, i po jego przeniesieniu, do batyskafu. Pozostały tylko dwie rzeczy do zrobienia. Pierwszą i najważniejszą było teraz przeszukanie platformy, aby upewnić się czy mają czyste plecy. Zasugerował to wszystkim, po czym dodał, że na niego, jako że nie jest żywy, te monstra powinny nie reagować. Po czym ruszył sprawdzić całość platformy. Sprawdzał szybko, bo czasu nie było wiele, ale dokładnie, każde pomieszczenie, każda szafę i lukę. Okazało się, że poza oznakami szabrunku, nie było już czego szukać. Platforma pozostawała czysta.




Drugą natomiast było przygotowanie ładunków, i po namyśle harpuna, gdyby został wykryty, i gdyby, ktoś próbował go brać żywcem. Zdążył już się dowiedzieć, że większość istot zamieszkujących teraz galaktykę, albo by go rozłożyła, albo sprzedała. Ładunki, zawiesił na prowizorycznej uprzęży przy pasie, a harpun, przewiesił przez plecy.
- Zakładam, że w razie ataku, mam domyślnie odpalić ładunki – kiedy uzyskał potwierdzenie, zszedł powoli do wody, i zanurkował na około 10m tuż przy filarze, Odłączył nadawanie i pobieranie sygnałów z skrzekotki, oraz zmniejszył moc czujników aby samemu nie zostać, przez to wykrytym. Założył, że kiedy statek podpłynie blisko, będzie miał dość czasu, aby go dostrzec, albo wykryć. Coś poszło jednak nie tak, statek, zatrzymał się kawałek od stacji, a na wodę spadł ponton. To odrobinę komplikowało sprawę, bo teraz musiał płynąć do statku i potem wrócić, z drugiej strony, na pontonie nie mogło być wielu, więc faktycznie lepiej zająć się ładunkami, aby nie dostali wsparcia. Ruszył w kierunku statku, ale wszechświat po raz drugi pokazał, że nigdy nie jest tak łatwo jak by się planowało.


Zobaczył, że ze statku ktoś skacze do wody, najpierw w wodzie pojawiły się ślady po kulach, a potem rozległy się wybuchy, które w wodzie bardziej brzmiały jak uderzenia drewnianym młotem w piach, tylko o wiele mocniejsze. Teraz dostrzegł także, że człowiekiem w wodzie był Soren, który jakimś dziwnym trafem znalazł się na statku ich przeciwników. Ponton zawrócił, i ucieka na statek, a on nie podłożył jeszcze ładunków. Soren zaczął bezwładnie wypływać na powierzchnię, prawdopodobnie ogłuszony granatami.


Kano podjął szybkie decyzje, albo Soren albo ładunki, dwóch nie da rady zrobić. Zdjął harpun i odciął kawałek linki na której był przymocowany, za jej pomocą przywiązał ładunki do strzały, wycelował i strzelił śledząc pocisk. Oczywiście przy haku wystrzelonym z harpuna, paczka z ładunkami była niczym krzywy swawolny ster, więc precyzji nie było w tym żadnej, jednak ładunek podleciał na tyle blisko wrogiego statku, że Kano uznał iż wystarczy. Zdetonował zdalnie ładunki, i nie patrząc na efekt ruszył po Sorena.


Gdy go wyłowił, zobaczył, że ma wbita w plecy drewnianą strzałę, doprawdy parszywa noc, każdy z kim zostaje sam na sam, obrywa. Teraz ważne było dopłynięcie z pilotem do platformy, zanim jego krew ściągnie rekiny. To na szczęście się nie stało. I po chwili, która ciągła się dość długo znaleźli się na platformie, gdzie Soren dostał opiekę, a Kano opowiedział co zobaczył i zrobił. Całość podsumował tylko.
- Nie trafiłem bezpośrednio, ale może udało mi się go spowolnić, albo rozszczelnić, więc może uda nam się ich śledzić. -
 
deMaus jest offline  
Stary 14-10-2010, 12:12   #37
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Na horyzoncie ciągle widać było czarne żagle karaweli, tak samo jak od dwóch dni pogoni za uciekającym okrętem piratów. Po burzliwych wydarzeniach na platformie i opatrzeniu rannych załoga Rybki ruszyła za ofiarą. Okręt podwodny nie należał do najszybszych, za to na drugim statku turbiny przestały pracować i uciekająca jednostka mogła polegać tylko na swoich żaglach. Raz żaglowiec oddalał się od pogoni, lecz gdy tylko wiatr osłabł myśliwy nadrabiał stratę. Wyścig był wyrównany.

Zbliżali się do Masry, karawela płynęła kursem okrążającym od południa wyspę, jednocześnie jednak znalazła się w cieniu lądu i wiatr nie wiał już tak mocno w żagle. To była okazja by nadrobić odległość, a nawet ostatecznie unieruchomić jednostkę. Ale i batyskaf nie miał łatwo, od brzegu dzieliło ich zaledwie dwie mile morskie, a wody były płytsze, do tego często z dna wyrastały skały pokryte koralem. Manewrowanie pośród przeszkód nie było proste, mieli zaledwie dwadzieścia metrów i nie mogli zbytnio zanurzyć się bez ryzyka. Nawet czujniki nie były tak sprawne pośród raf. Do tego pojawiły się komplikacje:
- Chyba jesteśmy śledzeni. - powiedziała Nadia wróżąc z Eteroskopu. Na ekranie miernika prócz licznych szumów migała biała kropka za ich rufą, była zbyt duża i stabilna jak na zakłócenie, i zbyt ruchliwa jak na rafę. - Dwie mile za nami, długi na około 40 metrów, musiał płynąć blisko dna skoro dotąd go nie zauważyliśmy.
- Czy próbowała wysłać nam jakiś sygnał?
- Nie, chwila...
- spojrzenie na ekran -... Torpedy! Okręt wystrzelił w naszą stronę torpedę, dopłynie za... dwie minuty . - nie tylko oni mieli dostęp do okrętów podwodnych, na wodach Masry był jeszcze jeden, większy, uzbrojony a co najgorsze o wiele bardziej agresywny.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 14-10-2010 o 13:03.
behemot jest offline  
Stary 18-10-2010, 22:10   #38
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Pierwszego dnia non stop chodziła między Nicodemusem i Sorenem. Oczywiście w batyskafie człowiek się nie naspaceruje, może obracała się, lepiej oddawałoby istotę tego ruchu, niemniej tak właśnie było, krążyła między rannymi, a w chwilach gdy nie podawała im lekarstw, albo nie zmieniała opatrunków i tak była tuż obok. Myśl, że niewiele brakowało, żeby któryś z nich zginął gryzła ją niczym robak i baronówna wydawała się całkowicie zatracona w tym pomaganiu. Ale tak naprawdę nie była ani tak naiwna, ani tak egocentryczna, żeby przypisywać sobie winę za tę wyprawę i jej wczorajszy finał. Zdawała sobie sprawę, że wszyscy byli ludźmi, którzy nie unikali kłopotów. Toteż gdy Soren powiedział o niewolnikach na karaweli nikt z załogi nie miał chyba wątpliwości. Skoro mogą coś zrobić powinni spróbować. Na szczęście było to możliwe. Cenne eliksiry wykonały za nią większość roboty i obydwaj mężczyźni zdrowieli.

Unikała natomiast Evrosa. Ale chociaż unikała i tak było go wszędzie za dużo. Więc kiedy się mijali odwracała głowę, co było jakimś dziecinnym zachowaniem, dużo prościej było zwyczajnie podziękować za pomoc na platformie.
Ale jej sarkastyczny umysł jeszcze pływał po romantycznych wodach i nie chciała pewnie usłyszeć, nie ma za co, to mój obowiązek.

No i były ważniejsze sprawy. Coś w baronównie od zawsze krzyczało o wolności i samostanowieniu jednostki. I chyba uważała, że lepsza jest śmierć niż niewola. Oczywiście z wychowania była arystokratką. I wierzyła w genetykę. Głupim rodzicom rodziły się zazwyczaj głupie dzieci, arystokracja wyrosła na wszystkich perturbacjach tego świata, dzięki zdolnościom i inteligencji. Supremat arystokracji nad resztą miał więc uzasadnienie biologiczne. Ale hermetyczność klasy już nie, genetyka nadal zaskakiwała. Geniusz mógł narodzić się wszędzie. Jego prawa powinien określać rozum. Oczywiście znała założenia demokracji, wydawały jej się straszliwie naiwne. Jak mogą funkcjonować społeczeństwa gdzie rządzi większość. Przecież większość jest głupia.

Chyba oni wszyscy, stłoczeni w tym małym okręcie, wierzyli w nadrzędną rolę wolności.
Dlatego nie odpuścili. Choć oczywiście Soren miał jeszcze dodatkowy powód. Którego uparł się nie zdradzić.
Mimo całkowicie szczerej troski, gdy robiła mu zastrzyki zawsze wybierała największą igłę.

Mimo, że życiu Sorena i Nicodemusa nic w tej chwili nie groziło, a dobre tempo dawało nadzieję, że dogonią karawelę nawet następnego dnia, tej nocy długo nie mogła zasnąć. Gdy zamknęła oczy widziała skorupę, która szykowała się do śmiertelnego ciosu i słyszała znowu ostrzegawczy krzyk, głos co brzmiał jak jej własny, ale przecież własnym nie był.

Musiała nie być do końca przytomna, gdy to robiła. Sięgnęła do sieci.To było jak bieg przez zatłoczoną salę balową, starała się tak manewrować, żeby nikogo nie dotknąć, żeby tylko w dzikim pędzie obejrzeć wirujące we wspólnym tańcu umysły. I znalazła ją ... siebie ... jedną. Hermes mówiła w liczbie mnogiej, o siostrach, ale Aspazja nie miała odwagi na drugi taki rajd. Zerwała się z posłania z tłumionym szlochem. Podniosła się zbyt gwałtownie, zrobiło jej się ciemno przed oczami, do tego trzęsły się pod nią nogi, więc ciężko oparła się o ścianę. Przytrzymując się przedmiotów po drodze podeszła do kokpitu odprowadzana czujnym spojrzeniem Evrosa, wyciągnęła z wciśniętej pod świecący diodami pulpit skrzynki butelkę czerwonego masarskiego i duszkiem wychyliła jej połowę. Po chwili stwierdziła, że to jednak za mało, żeby zasnąć natychmiast, najlepiej na długo, by dać szanse jawie zmieszać się ze snem, i jutro jednego nie odróżnić od drugiego, więc sięgnęła do apteczki. Ręce jej drżały gdy odkręcała buteleczkę, kilka kapsułek wypadło na ziemię, kilka zostało w dłoni, nie połknęła jednak niczego, bo drogę do ust zagrodziła jej ręka ochroniarza.
- Daj spokój – powiedziała tonem który nie wróżył nic dobrego. Ale Evros jakby jej nie słyszał, siła odgiął jej zagięte palce. Fentanyl rozsypał się po podłodze.
- W każdej chwili mogę cię zwolnić – miała chrapliwy głos i wypieki od wina na policzkach. Myśli skakały w niej szaleńczo. Gdyby się roześmiał pewnie by go uderzyła, gdyby zapytał co się stało, rozpłakała się i potem nie mogła mu tego darować.
Wykonała więc pierwszy ruch i pocałowała mężczyznę.
Długo nie mogła oderwać od niego ust, chyba zapomniała jak jest cudownie, gdy całe ciało drży kompletnie zanurzone w jednej chwili, a potem gdy ją delikatnie odsunął, mówiąc, że jest pijana, wróciła na swoje posłanie.

Jeśli przytłacza cię jeden problem znajdź sobie drugi.

***

Drugiego dnia obaj ranni czuli się dobrze. Aspazję bolała głowa, ale ile razy próbowała sięgnąć do skrzynki Evros stawał jej na drodze. Obmyślali plany jak zaatakować goniony statek. Soren, chyba zadowolony z wyzwania, zręcznie omijał rafy.

Wtedy ich zaatakowano.

Absolutnie nie znała się na możliwościach współczesnych statków podwodnych. Zdała się na Kano, Sorena i Evrosa.
Choć przy pomyśle wyrzucenia tratwy wyraziła wątpliwości, wolałaby wyrzucać co innego.

A potem już nie brała udziału w gorączkowej naradzie co robić. Od wczoraj zmieniło się tak wiele, ze Aspazja spróbowała sięgnąć umysłem na wrogi statek.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 20-10-2010, 11:31   #39
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Cały pościg za wrogą jednostką przebiegał w niezwykle uciążliwy sposób dla załogi, zwłaszcza, że i Nicodemus i Soren byli ranni, a reszta jak z każdą godziną spędzoną w ciasnym wnętrzu kabiny, także nie zyskiwała dodatkowych sił. Kano zastanawiał się, czy gdyby Soren prowadził statek, to czy nie dopadli by wroga szybciej, jednak były to bezcelowe rozważania, więc nie tracił czasu na dzielenie się nimi. Zauważył natomiast u Aspazji zachowanie podobne do tego, które obserwował u kapitana Avrama, kiedy ktoś z jego ludzi był ranny, praktycznie nie opuszczał takich ludzi. Znał granice, i wiedział, że jego miejsce jest gdzie indziej, ale kiedy już robił się spokój, to zawsze szedł do rannych. Aspazja jednak znosiła to gorzej niż on. może dlatego, że brak jej było takiego doświadczenia bojowego jakie posiadał Avram, a może dlatego, że jego ludzie byli żołnierzami, i wiedzieli na co się piszą. Soren może był twardym i przez nie jedno doświadczonym pilotem, ale nie był prawdziwym wojownikiem, a co dopiero Nicodemus. Były i rzeczy, które Kano obserwował, biorąc pod uwagę, że nie musiał odpoczywać, i pełnił te wszystkie funkcje, na batyskafie, które były w jego kwalifikacji, a zwolnienie z nich reszty załogi, dawało im czas do odpoczynku. Zauważył np. że opieka jaką Evros roztaczał nad Aspazją daleko wykraczała poza relację ochroniarza i szefowej. Tego także nie komentował, bo po pierwsze nie do końca rozumiał, relacje tego typu, a po drugie to nie jego sprawa.

Po dwóch dniach, stało się coś bardzo niepożądanego, nie dość że zostali wykryci, to jeszcze przez inną jednostkę podwodną, do tego lepiej uzbrojoną, większą, zapewne szybszą. Nowa jednostka była wrogo nastawiona, jak zdaje się wszystko w tym świecie i po tym jak tylko ich namierzyła, bez jakiejkolwiek próby komunikacji odpaliła dwie torpedy.
- Proponuję bardzo szybko, znaleźć jakąś zasłonę, i schować się za nią tuż, przed tym jak torpeda w nas uderzy, a dla zmyłki odpalić, coś w co trafi torpeda. Tratwę, jeden zbiornik z powietrzem, cokolwiek. W ten sposób, pomyślą, że nas załatwili. A my możemy, przeczekać, aż przepłyną na wyłączonym zasilaniu. Alternatywę widzę tylko jedną, wynurzamy się jak najszybciej, i opuszczamy batyskaf. -
 
deMaus jest offline  
Stary 20-10-2010, 14:15   #40
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy tylko Soren się ocknął podniósł do ust skrzekotkę i nadał:
- Na pokładzie są niewolnicy, proszę nie wysadzać karaweli, powtarzam, nie wysadzać karaweli.
Nie miało to wiele sensu, bo skrzekotka była wyłączona, a Kano, który z resztą już spróbował okręt zatopić był w zasięgu głosu. Ale pilot jeszcze nie kontaktował jak należy i po chwili znowu odpłynął do krainy sennych marzeń, w których... nie wnikajmy.

Następne przebudzenie było już dłuższe, ale Soren podejrzewał, że nadal śni, tylko tym razem był to koszmar. Co prawda dalej była w nim piękna kobieta (teraz już jedna), ale wyposażona w strzykawki z okropnie dużymi igłami, które z lubością wykorzystywała na biednym rannym pilocie. Próby obudzenia się nie przynosiły rezultatów, więc musiał uznać, że jest to najwidoczniej sposób Aspazji, żeby się na nim zemścić za... cośtam.

Przez pewien czas leżał spokojnie i w milczeniu przyjmował wszystkie tortury jakie wymyślała jego szefowa (a wszystkie pod pretekstem dbania o jego zdrowie). Dzięki tej potulności przynajmniej na niego nie krzyczała, co, biorąc pod uwagę, że cały czas dzwoniło mu w uszach (może stąd opowieści o dzwonach w głębinie), mogło się skończyć źle. Dopiero gdy poszedł do toalety udało mu się uciec spod jej opieki. Do łóżka już nie wrócił, tylko udał się na mostek, gdzie rozsiadłszy się w fotelu obserwował poczynania sternika. Nawet się nie zastanawiał co robi. Po prostu mostek jest dla niego najnaturalniejszym środowiskiem bytowania i podświadomie tam skierował swoje kroki. Nie pytał dokąd płyną, a po chwili znowu usnął.

Śpiąc nawet nie miał świadomości, że tuż za nim rozegrała się scena niczym z al-Malickich poematów. Ach ta szlachta.

~*~

Następnego dnia zrobiło się wesoło. Choć najwidoczniej większość załogi nie uważała bycia namierzanym przez torpedę za powód do wesołości.
Nie czekając na zachętę Soren wyciskał z batyskafu siódme poty. Płynął możliwie blisko dna, skręcając w prawo po dużym łuku i szukając odpowiednio dużego zagłębienia, żeby się w nim schować. W końcu znalazł schronienie za jakąś większą rafą i wyłączył całą elektronikę. Czekał na odległy odgłos eksplozji.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172