Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-05-2012, 23:33   #421
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gottwin spojrzał na Twardego jak na dziwo pokazywane w menażerii.
- Problem polega na tym, że ciebie nie obchodzi to, co mówią inni - powiedział. - Wydaje ci się, że zjadłeś wszystkie rozumy i tyle. Nie dociera do ciebie, że możesz nie mieć racji. Nadajesz się na dowódcę tak samo, jak na muzyka w orkiestrze i swoim zachowaniem oraz słowami to potwierdzasz. Nie potrafisz pojąć, że ważne jest nie tylko to, co robisz, ale również jak to robisz. Poza tym za dużo się chwalisz. Trzeba było samemu tu wejść i wszystkich załatwić. Bez wsparcia nie zdołałbyś zrobić nic.
Powiedziałby jeszcze wiele prawdziwych acz gorzkich słów, ale wiedział, że do Twardego to nie dotrze. Szkoda było strzępić języka. Zmienił temat.
- Masz uwagi do tego ostrza? Trzeba to było powiedzieć na zamku, a nie tutaj, gdy się okazało, że tylko dzięki Gracjanowi i temu sztyletowi zdołaliśmy tu wejść. Może to nie Chaos, tylko magia. Nie wiesz tego. O, przepraszam.... Przecież ty wiesz wszystko. - W głosie Gottwina zadźwięczała ironia.
- I powiem ci na koniec - dodał - co takiego z pewnością nie podlega dyskusji. Jeszcze jedno takie zachowanie, a zostaną z tobą tylko ci, co skaczą wokół ciebie na dwóch łapkach. Na nich sobie będziesz mógł trenować swoje twarde ręce.
Ruszył w stronę wyjścia.
Zdecydowanie wolałby sam zwalczać Chaos, niż z takim zadufanym durniem. W związku z tym nie był pewien, czy dobrze zrobił, dając twardogłowemu jeszcze jedną szansę.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-05-2012, 00:20   #422
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Moja propozycja jest taka. Dajemy ten cały syf niziołowi i niech on to tacha. Wtedy i mamy to nie zostawiając tego tu, czyli żaden z kultystów tego stąd nie weźmie znów. Już jest jeden plus. Dwa to, że Dawit nam nie zmutuje, ani nie będzie sobie z tego nic robił, bo jest niziołek i nie wygląda na takiego co by problemy miał robić. Pasuje? Wilk syty i owca cała... Wiedziałem, że się zgodzicie, a teraz chodźmy bo mnie kurwica od tej wilgoci łapie. Ja chcę las... - Powiedział spokojnie, mimo tego, że w głowie już mu się gotowało. Darcia, sprzeczki, jakby nie można było tego załatwić po męsku, przy butelce...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 21-05-2012, 06:02   #423
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację


Nim nastanie koniec


Rozdział IV: Krasnoludzka warownia






Wyjście z ostatniego poziomu Jaskini Białego Wilka trwało dobre trzy godziny. Grupa była spora i w wąskich korytarzach musieli maszerować gęsiego, przez co ich pochód przypominał swego rodzaju pielgrzymkę. Po drodze kompani żegnali wzrokiem totalnie zrujnowaną przez Zirniga kapliczkę Pana zarazy, jaskinię, w której mutanci prowadzili prawie normalne życie, która ostatecznie stała się ich grobowcem. Z obrzydzeniem minęli jamę, gdzie wcześniej zasypali gradem strzał i bełtów pełzające mutanty, a potem było już z górki. Co prawda całą drogę musieli uważać. Śliskie podłoże nie ułatwiało triumfalnego marszu. Mimo smrodu i duchoty, do których zdążyli się już dawno przyzwyczaić mieli na twarzach uśmiechy, a serca scementowało kolejne wspaniałe zwycięstwo okupione tylko dwoma żywotami w stosunku do ogromu trupów, jakie najemnicy po sobie pozostawili.
Promienie zachodzącego nad lasem słońca przywitali z jeszcze większym entuzjazmem. Jedni padali na ziemię oddychając z ulgą, inni ściskali sobie ręce a jeszcze inni gratulowali sobie słowami. Jedno było pewne, tym razem znów im się udało.

Kompani wiedzieli, ze podróż nocą jest niepotrzebna. Choć nie uratowali żadnej ciężarnej kobiety, to i tak zrobili wiele, oczyszczając jamę z mutantów i stworów. Von Walter będzie miał im za co dziękować. Jako, że do zmroku nie było daleko, powrócili do obozu banitów i po rozpaleniu ogniska podzielili się na warty. Ci którzy mieli wolny czas od razu położyli się spać a pousypiali jak zabici. Noc na szczęście minęła im spokojnie i przed świtem mogli już w pełni sił wracać do zamku Von Waltera. Yerg co prawda narzekał jeszcze na ból rany na szyi, ale przynajmniej Gracjan był w pełni zdrów.
Sir Valdon mówił, że to błogosławieństwo Pani Jeziora, Dawit był przekonany iż to on zadecydował o sukcesie ratunku panny Louis, a banici, nad ranem rozstali się. Dwójka z nich pozostała z grupą pozostali zaś mieli zgodnie z obietnicą Twardego za pomoc odzyskać spokój, wolność i powrót do swych rodzinnych osad. Czwórka strażników dróg, pozostała z najemnikami. Dolf, chciał osobiście poinformować Von Waltera o powodzeniu (przynajmniej częściowym) ich misji.

Kompania powiększyła się w połowie czasu trwania ich misji. Było ich o kilka osób więcej, ale na szczęście Gregor nie pomylił się i każdy na coś się zdał. Co prawda milczący Aberald, czy nieco bojaźliwy Firedrich trochę mniej, lecz nikt nie mógł zaprzeczyć ich odwagi, podczas walki w jaskiniach. Friedrich osobiście zabił dwa zmutowane noworodki, które były również niebezpieczne, kąsając po nogach, mogąc zarazić któregoś z najemników paskudną chorobą. Wszyscy bez wyjątku zasłużyli sobie na odpoczynek, kufel dobrego piwa, porządną kolację i sowitą nagrodę. Tylko Louis nie podzielała entuzjazmu grupy, obserwując każdego z osobna tajemniczo. Kobieta przyodziała się w podróżne spodnie Heleny, która miała je w swym plecaku w obozie. Kobieta była zdrowa i nie odniosła żadnych widocznych ran a to oznaczało, że prawdopodobnie nic jej nie będzie. Z jednej strony dobrze, gdyż wdzięczność łowcy czarownic jest cenną rzeczą. Z drugiej strony niektórzy żałowali, że kobiecina nie spłonęła za drewnianą palisadą, bo teraz mimo wszystko może i tak im kłopotów przyrządzić. Jedno było pewne. Wszyscy mieli wrażenie, że jeszcze kiedyś ją spotkają.

Wieczór, zamek Eryka Von Waltera

Drzwi do komnaty otwarły się energicznie. Każdy z członków grupy powoli pojawiał się w futrynie, wchodząc do środka na spotkanie z ich zleceniodawcą. Mąż siedział samotnie przy sporym stole obiadowym spoglądając na nich posępnym wzrokiem, które mówiło, że coś może być nie tak. Mimo wszystko każdy miał dobry humor.
-Panie! Meldujemy, że Jaskinia Białego Wilka jest wyczyszczona ze wszelakiej maści mutantów, stworów i bestii, zagrażających okolicy.- rzekł Dolf -Co prawda nie udało nam się uratować żadnej uprowadzonej niewiasty w ciąży, gdyż wszystkie pozostałe przy życiu były już spaczone mutacjami... Na szczęście udało nam się ocalić z niewoli tę oto kobietę. Panią Louis, łowczynię czarownic.- dowódca czwórki strażników dróg wskazał gestem ręki kobietę.
-Pannę Louis.- poprawiła go, po czym wystąpiła przed szereg i pokłoniła się lekko panu tych włości.
-Roderyk nie żyje...- syknął lord wstając z miejsca -Podpalił się... Spłonął żywcem w swej komnacie...- rzekł chłodno podchodząc do strzelistego okna, przez które widać było dziedziniec jego zamku.

-To jednak nic w porównaniu z wieściami, które otrzymałem zaraz po wyruszeniu waszych posiłków...- wejrzał na Wolfgrimma i pozostałych „nowych” członków grupy najemników -Siły chaosu natarły na Kislev. Ich dowódcą jest ponoć człek o imieniu Surtha Lenka. Posiada pod swoimi sztandarami barbarzyńców zza gór, oraz sporo zwierzoludzi, służących w boju jako piechota...- oznajmił spoglądając na zebraną grupę -Roderyk miał rację. Może zbliżać się wielki koniec. Kislev jest ostatnią deską ratunku, zanim armia chaosytów uderzy na Imperium, plugawiąc, mordując i paląc. Jutro o świcie moi gońcy wezwą do mnie całej wojsko, które posiadam. Jak mniemam kilku innych lordów również tak postąpi i za kilka dni ruszymy do Kislevu by wspomóc naszych sąsiadów w wojnie z przeklętym wrogiem...- zdawał się być zmęczony tymi złymi wieściami, lecz mogąc się nimi z kimś podzielić lekko odetchnął -Na bogów...- pokręcił głową -Udajcie się na spoczynek. Świetnie się spisaliście. Rankiem porozmawiamy o waszej nagrodzie.- dodał na koniec uśmiechając się z przymusu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 21-05-2012, 07:59   #424
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** W jaskini ***

Dawit czekał, aż Twardy zareaguje w jakiś sposób na jego słowa. Nie doczekał się więc kręcił tylko głową mówiąc po cichutku - Nie.. nie… nie –. Mogło to być denerwujące. Aczkolwiek tyle czasu już spędzili z biadolącym niziołkiem, że teraz już widać jego zachowanie weszło w normę. Na koniec dodał jeszcze tylko- Jak Twardy nie przeprosi, to się nie odzywa do Dawita, nie. I dobrze, że tego nie robi teraz, o! Mądry czasem. Ale przeprasza jak mądry na prawdę! Dawit miał takich dowódców w wojsku i już oni nie są już nimi. Ani przyjacielami Dawita też nie są. A to szkoda przecie. Już Dawita nie widują, ani Dawit ich. Chce tego niemądry? Chce by Dawit już nie ratował wszystkich. Oj chyba nie, nie, nie.

Później się już nie odzywał, czekając na przeprosiny. Odezwał się dopiero po propozycji Felixa. - Tak ja mogę sztylet zabrać. To duże czarne nie, bo za ciężkie. Ale mały sztylet tak. Ja już wcześniej chciał o tym mówić. Ale wolał się nie odzywać, bo Twardy dziwnie reaguje jak kto sztylet chce. I bije, a Dawit już w twarz dostał dziś. Narażał się raz i nie chce bez potrzeby dostać ponownie. Więc jak Gracjan pozwoli, Dawit bierze sztylet i Twardy mu go odda prędko. Bo Twardy za bardzo chce by on i jego żołnierze go chcieli i mieli. Dawit nie jego żołnierzem i Dawit sztylet teraz będzie miał. O! I nie pyta teraz nikogo, tylko mówi. I tak mówi, że tak będzie. Na was te Chaosy wstrętne duży wpływ mają, za dużo. Wy nie takie silne jak niziołki, ale to normalne, nie smućcie się o to. – Zakończył po czym podszedł do osoby posiadającej obecnie sztylet, domagając się oddania go.

***

- Co do przeprosin mały niziołku nie będą one możliwe. Gracjanowi przyda się lekcja pokory. Moje decyzje i ciężar jaki niosę nigdy nie są lekkie. Wiedz jednak, że twoje rozgadane towarzystwo i przyjaźń są dla mnie ważne. Ale w walce z chaosem są i wyższe cele. W zasadzie mógłbym oddać ci sztylet-popatrzył jak szalonemu malcowi oczy rosną z podniecenia- pod warunkiem, że wrzucisz go do skrzyni którą zrobi dla nas kowal na zamku. Będzie obita grubą blachą. Gdy mieszkałem w Karak-Azgal w podobnych skrzyniach pewne męty chowały spaczeń. Więc to dobra izolacja przed złymi mocami. I naturalnie oddasz go dopiero wtedy, wcześniej nikomu innemu łącznie zemną. No i oczywiście nie będziesz się dąsał. Jęki Gottwina mi wystarczą.-zażartował na koniec. Choć po jego twarzy było widać zmęczenie.

~ Mały niziołku?~
zakodował w głowie Dawit. ~Czemu tak mi mówi? Czemu dokucza?~ kołatało się w głowie, aż do momentu gdy usłyszał o przyjaźni. - Przyjaźń, tak przyjaźń. Ja wiem, że ważne. Dawit obrażać się nie będzie. Obrażają się dzieci, nie Dawit. To głupie, a my nie głupie. Przeprosić, że uderzył, powinien. Nie może bić tak innych. Gracjan też może mądry być. Jak ja i Ty. On czarownik i to strach. Ale taki czarownik może wiedzieć więcej o takim czymś niż ty czy i ja nawet. A jak głupot nie robi, to bić nie ma co Twardy, nie ma co. Jak głupotę zrobi, to my go wtedy pac. Ale nie zrobi. – Zaczął odpowiadać Twardemu. - A sztyletu nie chcę ja. Ja mam Victorię moje, nie sztylety. Ja nie potrzebuje, ale ja wiem, że ja silny i najsilniejszy tu przecie. Więc Twardy powinien dać sztylet mi tu od razu, bo to mądre i najodpowiedniejsze, o. Ale nie będę się upominał, by nie wyszło że chce. Ja nie chce, ja się poświęcę. Jak zawsze. Bo ja dzielny i nie mały, bo duży. A skrzyni to ja tachał nie będę, tylko sztylet i tylko do zamku. A na zamku sztylet zostawić i nie nosić więcej przecie. Gdzie my ze skrzynią skarbów złych biegać będziemy. Złe wyrzucić, jak złe, nie nosić. Oj nie. - Zakończył dumnie, czekając na reakcję krasnoluda. Był przekonany, że sztylet, który widać już problemy robi, powinien być u niego. Tak było według niego najbezpieczniej. Nie miał zamiaru zmieniać decyzji i czekał, aż Twardy ją zaakceptuje. Lepiej by Dawit nie musiał jednemu po drugim tego wyperswadować. Nie lubił bić innych, nie lubił jak później z bólu jęczą. To nie jego metody. Siła języka, umysłu i charyzmy, nie mięśni. To jest cały Dawit. Dawit – Bohater – Frontham.

Twardy tylko się uśmiechnął. - W takim razie trzymaj. Tylko pamiętaj obiecałeś, że sztylet wyląduje w skrzyni. Oddamy go Gregorowi czy komuś kto jest biegły. Nie wykluczam, że coś z tym dziadostwem można pozytywnego zrobić. Jak się je oczyści czy coś. A nawet jeśli nie zniszczy go ktoś biegły i ostatecznie. Wyrzucenie go, zagrzebania czy zakopanie to żadne rozwiązanie. Zło zawsze znajdzie drogę. Trzymaj- podał malcowi sztylet w zaufaniu. Twardy nie chciał narażać się na większą dawkę chaosu niż potrzeba. Rany były już dla niego problemem. A sztylet i topór to byłoby już za wiele. Przynajmniej jeden przedmiot musiał nieść ktoś inny. A niziołek odporniejszy nawet na zło niż krasnolud.

- Zniszczym to, spalim, jak Gregor powie że tak trza. On kiego maga dobrego, znanego musi znać. A jak pobadają i powiedzą, że dobre może być, to nie zniszczym i damy Grackowi. Teraz Dawit mieć będzie na to oko i nie odda bo to zwadę sieje. Ale Twardy pogada z Grackiem, tak? Pogada i wytłumaczy, spokojnie, po ochłonięciu. I przeprosić powinien. Takie zdanie moje. Widzisz, ja silny, a siły nie używam. Powiedział, wyjaśnił. Zdecydowanie, ale nie bił. I Twardy cały, nie? I Dawit też cały, nie. I zgoda jest. I da się tak i można. Twardy się nauczy jeszcze. Dawit go nauczy mówić i respekt mieć i poważanie. Jakie Dawit ma. Bo mądry to nie głupi, o! Pamięta! – Odpowiedział zdecydowanie malec, po czym zabrał sztylet i owinął w szmatę i wsadził go pod obiór, tak by go nie zgubić.


*** W zamku ***

- Dawit chce pomóc w walce ze złymi Chaosami. Dawit odpocznie od jutra. Ale jak potrzeba, to jutro będzie gotów by zło znowu niszczyć. Jak pan von Walter ma ludzi to Dawit może dostać ich pod opiekę i do boju poprowadzić oddział. Dawit może być taki sierżant, jak lord potrzebuje. A jak nie potrzebuje tak, to mówi jak Dawit pomóc ma, bo Dawit do wojska nie tak bardzo chętnie, ale do walki tak. Bo Dawit taki weteren można by powiedzieć, taki co do walki go rwie. Lord się zastanowi, a Dawit może do kuchni pójdzie, do kucharza, by mu cosik dobrego, bardzo dobrego, mniam, zrobił. O dobre bym zjadł teraz mięsko fajne, z miodem jakim. O tak, tak.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 21-05-2012 o 15:38.
AJT jest offline  
Stary 21-05-2012, 09:21   #425
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Na zamku nie wiedziałem o żadnym ostrzu.-rzucił krasnolud do Gottwina, patrząc na niego dziwnie. Czyli ten skurwiel wiedział i ich narażał. -Decyzja zaś o odebraniu sztyletu była słuszna. Metoda wybrał sam Gracjan. Ty zaś Gottwinie możesz mówić co ci się podoba. Dobrze wiem, że na każdym kroku będziesz próbował wbić klin.. Między mnie a tych którzy uważają, że moje deycje choć "Twarde" są słuszne, a jest ich większość-pokreślił.-Nie zawsze można być delikatnym. To nie szkółka świątynna. Ale walka z siłami chaosu.

Tym zdaniem rozmowa się zakończyła. Nikt nikogo nie przekonał. Twardy domyślał się, że Gottwin ma go za brutala i despotę. Choć ledwo co dotknął czarodzieja. Twardy zaś miał Gottwina po prostu za miękką cipkę. Bo kto widział, żeby w bandzie najemników w bezwzględnej walce z chaosem zachowywać się niczym dziewica? Twardy zawsze podejmował konieczne decyje. Mogły być mało delikatne ale zawsze kierował się w nich życiowym doświadczeniem. Jego metodą można było zarzucić wiele, były jednak skuteczne. Gdy zaatakowali ich banici. To Twardy dorwał ich szefa, mało tego dogadał się z nimi tak, że ich grupa dostała dodatkowe miecze. A dwójkę ich konających przyjaciół uratowano. Co zrobił wtedy Gottwin? Twardy kontem oka widział jak spierdalał pod drzewo. By z "bezpieczniejszej i z góry ustalonej pozycji" prowadzić ostrzał. W jaskini heroizmu w wykonaniu tej ludzinki też nie widział. A Twardy nadal nie był pewny czy wyżyje i czy owe rany od robaków nie zabiją go. Po jego starciu ze zmutowanym orkiem, szefem tych wszystkich mutantów. Świat był pełen takich malkontentów jak Gottwin dlatego właśnie Twardy mało jakiego człowieka lubił. Krasnoludzkie słowo nawet bandyty było mocne jak stal. A ludzie kłamali gdy tylko było im wygodnie. Woleli wysługiwać się innymi. A najgorszy typ to tacy jak Gottwin. Twardy rozumiał brutali, rozumiał nawet kłamców, nie rozumiał mowy....

Teraz musi naprawić ten burdel. Gdyby Gracjan się nie stawiał rozmowa z łowczynią mogłaby przebiec inaczej. Gdyby Gottwin zaś trzymał mordę zamkniętą. No ale nie trzymał... W zasadzie powinien ją zajebać. Inaczej dużo ryzykował. Rację miał tu Wolfgrim. Twardy jednak zawsze był uparty jak miał swoje zdanie, nie wydawała mu się ślepą fanatyczką. Choć nawet nie ślepy fanatyk po tym co widział w jaskini, z pewnością spaliłby Gracjana. Twardy też kiedyś był młody i być może nawet rozumiał pragnienie potęgi czarodzieja. W końcu magiczny sztylet który uzdrawia nie chodzi piechotą. Ważniejsze jednak od potęgi było życie. Pal licho jego życie, chodziło jednak o nich wszystkich. Zabić, nie zabić, zabić, nie zabić. Mnie też spali może spalić za sam kontakt z robakami. Dobra ostatecznie z nią porozmawia a nóż ją wyczuje? W sumie gdyby on był na jej miejscu, rozważyłby spalenie ich. Jednak musiałby się liczyć z tym. Że pojmanie ich grupy kosztowałoby na jego oko z dziesięć, dwadzieścia trupów. Czy w dobie nadchodzących problemów ktoś chciałby tylu stracić? A my może po swojemu ale walczymy po tej samej stronie. Pytanie tylko czy to rozumiała.

-Pani czy możemy zamienić słowo szczerze. Ale tak naprawdę bez żadnych gierek.-zaczął Twardy

-Słucham... Jak właściwie masz na imię?- spytała unosząc lekko brew.

-Twardy od dawna nie jestem nikim więcej ani nikim mniej. Moje imię... Ono przestało być ważne. Ten przydomek to ja.

Louis skinęła głową -O czym zatem chcesz rozmawiać?-

-O prawdzie pani i przyszłości.

Kobieta uniosła brew dziwiąc się lekko -A co czytasz w kartach przyszłość? zażartowała.

Twardy się uśmiechnął.- Karty przyszłości definiuje często przeszłość, więc zacznijmy od niej. Gdybym był rozsądny powinienem cie zabić wiesz o tym prawda?-delikatność godna rozjuszonego Trola ale taki już niestety był,- Po pierwsze tak naprawdę nie wiadomo do końca co ci robili. To wiesz tylko ty, a mimo że nie podważam twojego honoru. Oboje wiemy, że rasa ludzka dość często kłamie. Zwłaszcza gdy gra idzie o życie. Dalej oboje wiemy, że inkwizycja w sytuacjach takich jak miała miejsce w jaskini. Powinna w zasadzie zabrać nam przedmioty tam znalezione. A część z nas uśmiercić i to w wersji optymistycznej. Po tym co widziałaś choćby mnie z powodu mych ran, czy młodego Gracjana. Liczę jednak, że uratowanie życia i nie odebranie go mimo iż powinienem mówi o mnie dosyć dużo. Chciałbym się jakoś dogadać. W te mroczne dni możemy działać dla wspólnego dobra. Ślepy fanatyzm nie będzie dobrą metodą...

Nie jestem głupia.- oznajmiła -Wiem, że mogliście mnie zabić, tym bardziej, że było was kilkoro, a ja byłam bezbronna. Doceniam waszą "dobroduszność"- podkreśliła to słowo -Dlatego, zapomnę o wszystkim co widziałam w jaskini. Mieliście dobre intencje i działaliście dla dobra sprawy. Byłabym hipokrytką skazując was na przesłuchania inkwizytorów czy moich kolegów po fachu.- wyjaśniła ozięble.

Oboje wiemy, że to nie "dobroduszność". Nie było potrzeby cie mordować. Sporo ryzykuje ale wiesz, że zawdzięczasz mi życie. Inaczej Wolfgrim by cie zajebał. O czym zresztą jawnie wspomniał. Masz dług, dług życia, krwi największy i najcięższy rodzaj długów. Jeśli dobrze cie oceniam to znaczy dla ciebie wiele.

-Cieszy mnie pani twój rozsądek. Czy znacie już skalę tego co nadciąga?
-bo co niby mogła odpowiedzieć. Zabije was... Ryzyko istniało.

-Tego, co nadciąga?- spytała zaciekawiona.

-Ostatnio dość poszerzyłem horyzonty w tym temacie. Przesłuchiwanie kultystów, walki ze zwierzoludźmi.- Coś musiał powiedzieć, zamiast wspomnieć o Gregorze i wieszczu.- Oni szykują coś grubszego. Wojna na wielką skalę inwazja... Znaków jest zbyt wiele by je zignorować.

Kobieta pokręciła głową. -Nie brałabym na poważnie gadania dociśniętych butem do ziemi mutantów czy umierających zwierzoludzi. Te stwory zrobią wszystko by siać zamęt. Pewnie gadali tak by was wystraszyć, zdeprymować. Nie powinniśmy się tym przejmować. Od zawsze, palone na stosie wiedźmy w agonii groziły końcem Imperium, czy wielkim atakiem sił chaosu.- wzruszyła ramionami.

-Być może pani, być może.

Dojechali do zamku i usłyszeli, że naturalnie inwazja powoli się zaczyna. Pierwsze co zrobił Twardy to odnalazł zamkowego kowala. Potrzebuje skrzyni dodatkowo obitej metalem. Grubszą warstwą jeśli łaska najlepiej na wczoraj, to priorytet. Poszedł też porozmawiać z Lordem było dużo spraw do poruszenia.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 21-05-2012 o 10:03.
Icarius jest offline  
Stary 21-05-2012, 13:44   #426
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gracjan powrót do zamku odbył w milczeniu. Nie musiał nic mówić. Po prostu zamierzał spokojnie odczekać. Chciał by gniew i złość która się w nim nagromadziła minęła. Zaczął zauważać, że sztylet wpływał jakoś na jego osąd, lecz sposób w jaki Twardy go potraktował nadal mu ubliżał. Nie wiedział co zrobić, lecz miał czas.
Co jakiś czas zerkał dyskretnie na łowczynię czarownic. Miał przeczucie że ta baba napyta mu biedy i zgubi go jakoś. Trzeba było trzymać się od niej z daleka.

Gdy dotarli do zamku Gracjan wysłuchał Lorda a potem udał się na spoczynek. Potrzebował ciszy i spokoju. Poza tym miał zbyt wiele wrażeń jak na noc. Był zbyt zmęczony.

Gdy tylko dotarł do komnaty zasnął. Śnił..o całej sytuacji w jaskini. Śnił o wyborach..jakich musi dokonać...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 23-05-2012, 11:09   #427
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
A więc wreszcie wyszli z tej przeklętych przez bogów jaskiń. Khazad żałował, że nie jest sławnym khazadzkim inżynierem, bo przeprowadziłby kanał z najbliższej rzeką i zalał całe te cholerstwo.

Zirnig z niespodziewaną przyjemnością odczuł podmuchy wiatru na twarzy i zapach rozgrzanego słońcem igliwia sosen. Najwyraźniej brakowało mu tego bardziej niż się spodziewał.

Powrót do zamku z radością w sercu, po dobrze wykonanej robocie, przytłaczało poczucie winy. Zirnig spozierał na młodego maga, który zamknięty w sobie i zaciętą miną powracał do zamku, unikając rozmów.
Gdy dotarli na miejsce po "odprawie" poszedł za Gracjanem.

Zanim Gracjan usnął posłyszał pukanie do drzwi i zobaczył wślizgującego się do pokoju Zirniga.

-Idziesz spać? To dobrze! Sen przynosi rozwiązania dręczących nas problemów. Hmm ten tego, mam ze sobą piwo
- krasnolud postawił na stole dwa kufle i nalał do nich pieniące się napój.

- Masz młody - podał Gracjanowi kufel.
-Chciałem Ci coś powiedzieć. Jeśli chodzi o ten sztylet...

- Nie jestem najlepszy w gadaniu więc powiem prosto - krasnolud podrapał się po nosie.
- Ten sztylet .... no wiesz, ten Idelgi - zamilkł na chwilę.
- Nie jestem magiem, ale trochę wiem. Czasami proste osądy są najlepsze....
-Powiem tak, trochę już żyje na tym świecie i swoje widziałem. Magowie to dumny ludek, często przeceniający swoje siły. Paracie się sztuką, która łatwo deprawuje. Przyciąga jak krasnoluda kufel mocnego ale. Ani się obejrzysz jak będziesz chciał więcej mocy, więcej i jeszcze więcej...Takie jest moje zdanie. - Khazad pociągnął łyk piwa i kontynuował.

- Rozumiesz? Powiem tak. Ten sztylet to parszywe gówno, pułapka, marchewka panów chaosu dla osłów, którzy za nią podążą. Drobny prezent, za który wiele będzie trzeba zapłacić. Inni to mówili ale powtórzę to jeszcze raz. To sztylet wyznawcy chaosu, otwierający przejścia w jaskini mutantów, sztylet, którym popełniła samobójstwo Idelga. Jakoś szybkoś wyzdrowiał. Twoja chęć zatrzymania sztyletu przy sobie, mimo powyższych argumentów...
To oznaki niepokojące dla każdego tylko nie dla Ciebie - khazad pociągnął kilka łyków z kufla.

- Ne krzyw się na Twardego, że ci to gówno zabrał. Być może jeszcze będziesz mu za to dziękował. Czas pokaże. Teraz jesteś wściekły, ale to minie. - Zirnig postanowił zmienić temat.

- Wiesz dlaczego Ci to mówię? Dlaczego do Ciebie przyszedłem?- Zirnig nie czekał na odpowiedź - Bo widzisz czuję się winny. Cała ta rozróba to moja wina. Widzisz, jak Idelga sczezła, strach mnie obleciał i dupa mi się zatrzęsła jak pannie na wydaniu. Wiedziałem, że ten sztylet to plugastwo i trzeba coś z nim zrobić. Sam nie chciałem go zabrać bo macki chaosu sięgają bardzo daleko. Wolałem oddać go komuś innemu. Pozbyłem się brzemienia, a przez to naraziłem Ciebie. Myślałem, że jako mag rozwalisz to abo co. Nie wiem sam. Powiesz kilka słów, sztylet zrobi puff i będzie po problemie. Ty natomiast nosiłeś go przy sobie, a takie gówna mogą działać na głowę. Zaburzać ocenę sytuacji. Zrobić z mózgu papkę - khazad ponownie napił się piwa.

- Inaczej mówiąc wpieprzyłem Cię w gówno, które może doprowadzić Cię na północne rubieże za Kislevem, albo stosik. Jakby się tak stało musiał bym zmienić fryzurę na taką jaką nosi Wolgrim, a nie będzie mi w niej do twarzy. Takoż, zachowuj się racjonalnie i odpuść sobie ten sztylet i zapomnij o uderzeniu z bańki, bo być może uratuje Ci to dupę. Teraz słuchaj uważnie. Czuję się winny, a nie lubię tego uczucia, dlatego możesz zapamiętać, że mam u Ciebie dług do spłacenia. Masz u mnie przysługę, w miarę rozsądną, ma się rozumieć. No, tyle chciałem powiedzieć - krasnolud odstawił kufel.

- Być może sztylet okaże się jedynie magiczną zabawka, ale jeżeli chodzi o chaos zawsze spodziewaj się najgorszego młody - taka to moja rada na długie życie. Idź spać. Ja też idę.

Gracjan spokojnie wysłuchał przemówienia krasnoluda. Długo się zastanawiał co powiedzieć. Złość mijała, i choć Zirnig miał częściowo rację to jednak to co zrobił Twardy.. Nie miał słów do tego. Żeby ktoś, kto wcześniej uratował mu życie, ktoś kto był członkiem jednego zespołu uderzył go od tak..bez uprzedzenia..powodu.. to nie mieściło się w głowie. Spojrzał na krasnoluda i rzekł:

- Nie masz długu. Stało się co się stało, lecz wiedz jedno "magowie mają dobrą pamięć". Nie ważne zresztą. Zapewne masz w wielu rzeczach rację lecz to co zrobił Twardy...wybacz jeśli sądził że mu rzuciłem wyzwanie to się mylił. Ale rzucę - po tych słowach młody adept zamilkł.

Krasnolud zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na Gracjan, miał wyjść, ale zawahał się i przemówił, kopiąc futrynę drzwi.
- Dobrze, że masz dobrą pamięć. Bardzo dobrze. Pozwala to na ocenę niektórych faktów z perspektywy czasu. Czasem okazuje się, że to co mieliśmy za zło było dla nas dobre - zbierał się chwilę w sobie, aż w końcu przemówił.

- Zrządzenie losu spowodowało, że wychowałem się w sierocińcu prowadzonym przez kapłanów Shalyi. Byłem jedynym krasnoludem wśród pięćdziesięciu lidzkich sierot. Szybko poznałem co to znaczy być "innym". Jakby tego było mało, że dręczyły mnie pozostałe sieroty, do tego jeden z kapłanów Dragomir, uparł się na mnie. Karał mnie przy każdej okazji, za moje, ale też winy innych. Najgorszą z kar było trafienie na zmywak. Tylko się nie śmiej, uwierz mi, że gdyby któryś z katów popróbował mycia kotłów po przypalonej kaszy, zaraz dołączył by to do repertuaru swoich tortur- khazad zaśmiał się trochę nienaturalnie.

-Jednak nigdy nikogo nie wsypałem, byłem za dumny, nie skarżyłem się. I wiesz co się stało? Ludzie zaczęli mnie szanować. Przestali się nade mną znęcać, ba nawet zaczęli przyznawać się do winy, żebym za nich nie trafił na zmywak.

- Wtedy myślałem, że Dragomir to zło wcielone. Godzinami marzyłem, o tym jak udowadniam, że jest czcicielem boga chaosu i własnoręcznie go zabijam.
Teraz jednak już nie jestem taki pewny, że on chciał dla mnie źle
- krasnolud skończył i otrząsnął się ze wspomnień.
- Pomyśl nad tym. Wiec, także, że khazadzi długo zawsze spłacają i to nie słowami, a czynami.Teraz śpij dobrze. Czeka nas długa podróż, co będzie na jej końcu nie wie nikt. Jedno jest pewne, raźniej będzie stanąć ramieniem przy ramieniu koło przyjaciela, nie wroga.

Zirnig wymknął się z komnaty, zamykając za sobą drzwi.

Nie dane było im jednak pospać. Zaraz jak krasnolud wyszedł, spotkał Twardego zwołującego drużynę na naradę.
 
Deliad jest offline  
Stary 23-05-2012, 19:43   #428
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Warto było czasami znaleźć trochę czasu, by rozwiązać taki czy inny problem, lub też by zmienić tematyką rozmów lub rozmyślań. A że czasu w trakcie powrotu mieli pod dostatkiem, Gottwin postanowił zamienić kilka słów z Heleną. A raczej - spróbować zamienić kilka słów. Nikt nie mógł zagwarantować, że towarzysząca im niewiasta zechce z nim rozmawiać, szczególnie na interesujący Gottwina temat.
- Heleno, znajdziesz parę chwil na rozmowę? - spytał, gdy w pewnym momencie kobieta znalazła się obok niego.
- Wiedziałam, że prędzej czy później o to spytasz... Oczywiście, słucham- odezwała się niezbyt zaskoczona słowami mężczyzny.
Zwolnili nieco, by tłum wędrujących znalazł się przed nimi i nikt niepotrzebnie nie słyszał wymienianych słów.
Gottwin nie uśmiechnął się, chociaż miał na to ochotę.
- Od samego początku mi się przyglądasz - powiedział. - Nie sądzę, żebym ci przypominał zaginionego brata czy narzeczonego. Mógłbym zatem poznać powód? Jeśli oczywiście zechcesz i możesz mi go zdradzić. Jeśli nie... - Rozłożył ręce i uśmiechnął się. - Nie mam zamiaru nikogo zmuszać do jakichkolwiek zwierzeń.
Helena wzruszyła ramionami
-To długa historia, a ja nie mam pewności... No i nie wiem czy w ogóle chcesz tego słuchać, bo to mogą być dla Ciebie brednie chorej na głowę wieśniaczki...- odrzekła.
- Nie powiem, że i tak mamy dosyć czasu - stwierdził Gottwin - bo to rzecz oczywista. A co sobie pomyślę, gdy skończysz mówić? Z pewnością nie uznam cię za chorą na głowę. I z chęcią wysłucham całej historii, jeśli zechcesz się nią ze mną podzielić. Może zdołam ci pomóc lub rozwiać jakieś wątpliwości.
Nawet gdyby nie mieli zbyt wiele czasu, to i tak by chętnie posłuchał, co Helena ma do powiedzenia. Ciekawość, powiadają, pierwszy stopień do piekła.
-Skoro tak... Wydaje mi się, że trafiłeś jak bełtem w jabłko... Myślę, że jesteś moim bratem. Znaczy twój ojciec, jest również moim...- Widząc minę Gottwina, postanowiła czym prędzej kontynuować.
-Moja matka była Wędrownym magiem, jak Gregor. Znali się dobrze. Nigdy nie opowiadała o ojcu ani o swej przeszłości... Ostatnio zaczęły nawiedzać ją straszne wizje o nadchodzącej zagładzie, o śmierci wielu ludzi i upadku Imperium... Widziała syna swego dawnego kochanka u boku Gregora. Wysłała mnie do niego, a on wysłał mnie do sir Von Waltera. Tak oto jestem. Oczywiście nie mam pewności, czyś jest mym bratem. Matka jednak wyśniła twoje imię.- wzruszyła ramionami.
Dość rzadko zdarzało się, że Gottwin nie widział, co odpowiedzieć. Przez moment wpatrywał się w Helenę bez słowa, a potem, po dość długiej chwili, spytał:
- Wiesz od swojej matki cokolwiek o swoim ojcu?
Oczywiście Helena mogła sobie najnormalniej w świecie żartować. Ale w tym przynajmniej momencie nie wyglądała na taką.
-Niestety nie. Matka kiedyś opowiadała mi, że jej serce i ciało należało tylko do jednego mężczyzny, mego ojca... Jakiś czas temu jej wizje zaczęły być tak straszne, że umierała mi w oczach... Któregoś dnia rzuciła się z mostu, a kiedy przypadkowy podróżnik znalazł jej ciało... Okazało się, że na plecach miała parę oczu...- mówiąc o tym, oczy Heleny zaszkliły się a głos zadrżał na tragiczne wspomnienie -Jeśli jesteś moim bratem... To znaczy, że mam tylko Ciebie.- Wzruszyła ramionami z trudem powstrzymując się od płaczu.
Siostra... Gottwin przez dość długą chwilę milczał, bezskutecznie poszukując tak słów, jak i chusteczki. Nigdy nie wiedział, jak należy postępować z płaczącymi kobietami. Na dodatek ta historia...
Ojciec nigdy mu się zwierzał z tego, co się działo, zanim spotkał jego matkę. Dwadzieścia sześć, może siedem lat... Wtedy jeszcze byłby przed ślubem. A mężczyźni, cóż, wszak lubili przygody wszelakie. On też lubił.
Helena miałaby go oszukiwać? Po co? Dla garści złotych koron? I pchać się w niewiarygodne tarapaty? To by było dość głupie.
Musiał dojść do siebie, bowiem ta historia nieco zbiła go z tropu. I zastanowić się, co dalej. Z pewnością nie mógł w ciemno powiedzieć ‘nie!’. Co by dało stwierdzenie pożyjemy - zobaczymy? I tak żadnych dowodów by nie znaleźli. A powiedzieć “tak” opierając się na jasnowidzeniu? Problem na tym jednak polegał, że z prawdziwością jasnowidzeń Gottwin się ostatnio spotkał.
Siostra... Nigdy nie miał rodzeństwa, więc czemu by nie zacząć mieć? Chociaż dziewucha to zawsze kłopot. Trzeba pilnować przed różnymi oczajduszami.
Uśmiechnął się lekko. Helena nie wyglądała na taką, którą by trzeba pilnować. I która by pozwoliła na jakikolwiek nadzór.
- Nie sądzę, by matka cię okłamała - powiedział. - Zatem witaj, siostrzyczko. - Uśmiechnął się do niej.
Na jej zatroskanej twarzy pojawił się mały uśmiech.
-Witaj bracie...- zaśmiała się lekko. Chyba poczuła wielką ulgę.
Gottwin przytulił ją do siebie na sekundę, potem odsunął na wyciągnięcie ręki i zlustrował od stóp do głów.
- Udałaś mi się - stwierdził.
Helena znów się zaśmiała, lecz tym razem przez krótką chwilę na jej twarzy malował się uśmiech beztroski i swobody. Po chwili spoważniała.
-Myślisz, ze spotka mnie podobny los co matkę? Czy te wizje... Mnie nie dopadną?-
Gottwin pokręcił głową, chociaż pewności nie miał.
- Z pewnością nie masz jej daru, bo już byś miała takie wizje - powiedział. - A czego one dotyczyły? - spytał.
- Mówiła, że widzi upadający pomnik w Altdorfie. Widziała śmierć potężnego wilka, zabitego toporem barbarzyńcy. Śniła o czarodziejach, którzy byli porywani i mordowani w strasznych mękach, oraz o tych magach, którzy oddali się pokusie chaosu. Nocami szeptała o pladze owadów, o śmierci zwierząt i jałowej ziemi. To, co opowiadała było straszne...- pokręciła głową jakby nie chciała o tym myśleć.
- Nie ona jedna widziała nadejście Chaosu - powiedział cicho Gottwin. - Nasz znajomy jasnowidz też coś takiego widział. I zapewne nie tylko oni. Gregor też wspominał o takich przepowiedniach. Ale jej wizje nie muszą się spełnić. I nie mogą - dodał.
Helena skinęła głową, chciała uwierzyć w słowa Gottwina. Bardziej niż w cokolwiek innego.

***

Powrót na zamek kojarzył się Gottwinowi z kąpielą, jedzeniem i zasłużonym odpoczynkiem. O ile dwa pierwsze elementy go nie zawiodły, o tyle ten ostatni... Nim zdążył się wygodnie rozlokować w swojej komnacie zaproszono go na małą naradę w niewielkim gronie.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-05-2012, 01:49   #429
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Konflikty w drużynie poczęły coraz bardziej się zaogniać. Kiedy Twardy niemal znokautował Gracjana, wszyscy na moment zamilkli. Ragnar przez chwilę sam nie był pewien czy nie będzie trzeba kogoś uspokoić siłowo. Prawdę mówiąc spodziewał się podobnego zagrania po Twardym. Nie, żeby nie odczuł pewnej dozy satysfakcji kiedy wyszczekany magus dostał w te swoją przemądrzałą paszczękę. W niektórych chwilach trzeba było użyć metody silnej ręki. Zbytnia swoboda doprowadzała do lekceważenia, a lekceważenie do przykrych skutków. A taki właśnie skutek mogli przed chwilą obserwować. Gracjan otrzymał swoją szansę by oddać sztylet, skoro nie chciał z niej skorzystać, trudno, ale przedmiot ten był niebezpieczny i Ragnar wiedział o tym najlepiej ze wszystkich. Przez chwilę myślał, czy nie zwierzyć się całej tej zbieraninie z jego wizji Idalgi, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Już wystarczająco się wydarzyło. Oczywiście nie zamierzał trzymać tego w całkowitym sekrecie, miał zamiar powiedzieć o tym wszystkim kiedy już dotrą bezpiecznie na zamek i ochłoną. Te jaskinie źle na wszystkich oddziaływały.

Przez całą podróż Ragnar był mniej zrzędliwy niż zwykle. To już było coś, w końcu odnieśli spory sukces. Odratowali łowczynię czarownic, której wdzięczność może się okazać wielce przydatna w nadchodzących mrocznych czasach. Na horyzoncie zaś rysowała się już wspaniała nagroda w złocie, którą mieli otrzymać od lorda. A co przyniosą dni następne? O to Ragnar się już nie martwił. Ważne aby miał ciągle co pić i z kim się bić.Więcej mu do szczęścia nie było trzeba. W drodze do zamku miał baczenie na młodego Gracjana, ot tak, na wszelki wypadek. Żeby czasem nie zrobił czegoś głupiego i nie zechciał odebrać sztyletu niziołkowi albo wsadzić kosy pod żebra Twardemu. Na całe szczęście nic takiego nie miało miejsca. Na chwilę zapomniał o Idaldze i jej plugawej zjawie.

Wieści, które przekazał im von Walter nie były pocieszające. Przynajmniej dla większej części grupy. Ragnar był w pewien sposób zadowolony, bo szykowało się kolejne zajęcie. Prawdą już jest niestety okrutną, iż wojownicy żyją z wojny. Bardziej niepokojąca była natomiast wieść o samospaleniu się Roderyka. Mężczyzna co prawda był zdrowo szurnięty, ale kiedy udało się przekształcić go z żebrzącego szaleńca w schludnie ubranego, zdawał się o wiele spokojniejszy. Jak widać była to tylko cisza przed burzą. Na prawdę nadchodziły mroczne czasy. "Czerwonemu" nie było szkoda Roderyka, wiedział, że człek ten znalazł ukojenie w śmierci. Ciągłe wizje na jawie raczej uniemożliwiały dalsze normalne życie. Miał tylko nadzieję, że jego dusza prawidłowo trafiła do królestwa ludzkiego bóstwa Morra mimo skazy Chaosu jaką nosiła jego cielesna powłoka. Zdecydowanie trzeba było się jutrzejszego dnia dobrze uchlać. Dobre piwo powinno ukoić skołatane nerwy. Ale pierw drużyna musiała omówić parę spraw...
 
Blackvampire jest offline  
Stary 24-05-2012, 23:00   #430
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Wydarzenia, które nastąpiły po walce ciężko było nazwać radosnym poklepywaniem po plecach. Yerg zaczynał martwić się o Gracjana. Młodemu czaroklecie najwyraźniej zaczynało odbijać od tego całego Chaosu naokoło, z paskudnym sztyletem na czele. Twardy słusznie zrobił, że dał mu po twarzy, magik wyraźnie nie zachowywał się zdrowo, a ktoś musiał pilnować porządku. Rębacz był tego świadomy widocznie bardziej niż inni i cieszył się z obecności khazadów. Yerg już miał przed oczami obrazy Gracjana wbijającego zaklęty nóż w plecy towarzyszy... Nie takie historie znał. Jedno było dla niego jasne jak słońce: Wszystko, co ma choćby najmniejszy związek z Chaosem, należy tępić i wystrzegać się tego, jak to tylko jest możliwe. Jedynie dzięki temu teraz żył. Na całe szczęście nie był odosobniony w swoim poglądzie na sprawę.

W drodze powrotnej Yergowi jeszcze doskwierała paskudna rana na szyi, zanosiło się na niezłą bliznę, może nawet kiedyś mu się przyda nieco twardszy wizerunek. Ale na ten moment to było nieważne. Wykonali swoje zadanie. Niedługo nadejdzie czas na wypoczynek i wynagrodzenie...

Widok murów zamku podniósł starego rębacza na duchu. Ciężka wyprawa dobiegła końca. Yerg ciekaw był bardzo, jak przyjmie ich powrót von Walter. Stary lord nie wyglądał na radosnego, a w jego uprzejmościach i uśmiechach dało się zauważyć sporo wymuszenia. Po raz kolejny trzeba było odłożyć zmartwienia o przyszłość i korzystać z wygód i bezpieczeństwa fortecy. Twardy niemal od razu zarządził naradę, może i lepiej było mieć to od razu z głowy...
 
Ryder jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172