Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-11-2014, 11:10   #541
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dirk cierpliwie czekał gotowy do dalszej drogi. Gdy Ergan ugasił płomienie, pomógł podnieść się Galebowi z ziemi oraz w marszu przez spaloną komnatę. Tam okazało się, że drzwi stanęły na drodze oddziału, więc wycofał się z Galebem poza komnatę na wypadek gdyby płomienie zapłonęły ponownie. Wtedy na pewno nie zdążyliby wyjść stamtąd bezpiecznie. Jak tylko drzwi ustąpiły ponownie ruszyli z przez komnatę w której cuchnęło siarkowodorem, gazem o niskiej temperaturze zapłonu, a który spalał się dając wiele ciepła. Bez słowa ruszył dalej wciąż służąc Galebowi za podporę.
Gdy oddział bezpiecznie przeszedł na drugą stronę, Dirk pierwszy raz od dawna ucieszył się. W końcu mieli osłoniętą drogę za sobą. Ogniste piekło, które czekało na skavenów było nie lada wyzwaniem dla futrzaków, które panicznie bały się otwartego ognia.
Rozkazy Detlefa odnośnie odpoczynku Dirk wykonał niemal natychmiast, był wycięczony, do tego poparzenia dawały nieustannie o sobie znać. Aby zdjąć pancerz musiał poprosić jednego z towarzyszy o pomoc, to samo tyczyło się wydobycia koca z plecaka. I gdy w obozie panował jeszcze rozgardiasz Dirk umościł sobie posłanie, zawinął się w koc i zasnął.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 30-11-2014, 12:35   #542
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przez dobre parę minut Galeb był jakby w malignie, bowiem jego umysł rozważał co też mogło oznaczać to niezwykłe przeczucie. Iskra? Materiał? Ciało? Własność?

- Moc...
- wymamrotał do Dirka, kiedy obaj spaleńcy wzajemnie się podtrzymując mozolili się za resztą drużyny - Moc... magiczna...

Tyle że nie było czasu, aby pozostawać tutaj. Trzeba było ruszać dalej, ale Galeb czuł że to coś ważnego. Że w pobliżu może być jakiś ślad jego braci runotwórców. A może to wszystko wykrzywiała na nowo rozpalona nadzieja na ponowne ich zobaczenie? Te rzeczy zaprzątały głowę kowala run, a towarzysze mogli tylko widzieć, jak oczy Galeba patrzą gdzieś w dal, jakby nie zważając na to co się dzieje wokoło.
Musiał coś zrobić. Musiał wyczuć... Musiał znaleźć!
I tak wspierając się wzajemnie z Dirkiem szli za resztą grupy, najpierw przez "zaminowane" pułapkami pomieszczenie, a potem do komory spalania.
Znaleziska w komorze spalania wyrwały jednak Galeba z transu.

- Ta barta... mogła należeć tylko do... nadsztygara lub arcysztygara.
- wychrypiał wlepiając w oczy w przedmiot - Weźcie ją... może nam wiele... powiedzieć.. razem z tym co jest... w torbie.

Ewakuacja z tego miejsca postąpiła równie szybko co przybycie tutaj. Kim mógł być ten biedak? Czy był to kierownik kopalni? Czy może ktoś jeszcze ważniejszy? Bardziej zastanawiające było to co robiły tutaj truchła orków? Skąd w kopalni zielonoskórzy?
Była tylko jedna możliwość - byli coraz bliżej wyjścia na powierzchnię.

Wydostali się dość sprawnie z ognistej pułapki i podążyli tunelem, który schodził w dół i prowadził do niższych poziomów komina sitowego. W olbrzymim filtrze coś zalegało, ale drużyna była niesamowicie zmęczona tym wszystkim co spotkało ich przez ostatnie dni. Wreszcie Detlef zarządził postój i to dość długi, dlatego Galeb usiadł pod ścianą, kiedy wyznaczono obozowisko i zaczął się zastanawiać.

Musiał się skupić. Spróbować powtórzyć to samo co wtedy, tam wyżej. Ale tym razem skupić się na konkretnej rzeczy - na tej drobinie mocy którą wyczuł. Może zdołałby namierzyć ją i odnaleźć? Może gdzieś tutaj ktoś ukrył znalezisko wcale nie mniej ważne co ocalone przez spopielonego khazada przedmioty?
Miał zamiar po krótkim odpoczynku wziąć się za zbadanie sztygarskiej barty. Tak bogato zdobiony egzemplarz na pewno posiadał jakieś oznaczenia, heraldykę lub inne znaki mówiące o właścicielu. Jeżeli nie na górniczym toporze to z pewnością pośród dokumentów w torbie znajdowała się odpowiedź na to pytanie. Galeb miał zamiar rozwikłać tą zagadkę, bowiem to co się tu wydarzyło zasługiwało, aby upamiętnić spopielonego khazada...
Jednak póki co... istniała jeszcze jedna sprawa, którą runiarz musiał się zająć.

Siedząc wyprostował się i ułożył luźno okaleczone ręce wnętrzem dłoni ku górze. Wziął parę głębszych oddechów i wyciszył się, starając zignorować głosy towarzyszy, a skupiając się na zwyczajnych odgłosach otoczenia. Odgłosy spadającej wody.
Kiedy w końcu poczuł oddech nabrać w pełni regularnego rytmu, runiarz skupił się na iskrze mocy, którą wyczuwał w swojej piersi. Ostrożnie naparł na nią swoim umysłem, potem zwolnił uścisk, starając się zyskać nad nią kontrolę. W pewnym momencie zaś pozwolił, aby energia z iskry zaczęła się rozprzestrzeniać po całym jego ciele. Kiedy energia została uwolniona siłą umysłu skupił się na swojej głowie, aby tam ją skoncentrować. Chciał znów wyczuć ten mały rozbłysk który poczuł paręnaście minut temu. Chciał znów go wyczuć i namierzyć.
 
Stalowy jest offline  
Stary 30-11-2014, 12:37   #543
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Po zdobyciu zapisków przez Dorrina i szybkim ich przestudiowaniu, strumień ognia został odcięty przez Ergana. W końcu można było swobodnie wejść do sali, niestety drużynie przybył także kolejny ciężko ranny towarzysz Thorgun. Jednak bohatersko w pojedynkę obronił swoich braci przed atakiem podejrzanie wielkich szczurów. Dzielny był z niego krasnolud, kompan na którym można było polegać. Tym bardziej że część braci przy ewentualnym starciu mogła już tylko liczyć na innych, którzy będą bronić ich przed wrogiem. Nie byli w stanie ni dzierżyć oręża, ni walczyć.

Grundi z Dorrinem zajęli się drzwiami, które wkrótce ustąpiły pod naporem ostrzy toporów, niezwłocznie drużyna wkroczyła do komory. Kyan zainteresowany był zaiste wspaniała maszyneria tak i zwęglonymi zwłokami jakie odnalezli. Sakwy zostały uzupełnione o nowe zdobycze, podczas bełkotu Ergana z którego ognistobrody krasnolud nie wiele rozumiał. Przerwał go dopiero jego krzyk, który nakazywał spierdalać czym prędzej, gdy odkrył przeznaczenie tego miejsca.
Drużyna ewakuowała się w mgnieniu oka z tej spalarni. Minęli drzwi i ruszyli jedyną możliwą drogą, schodami w dół. Owa jednak szybko się kończyła, a przywitał ich kolejny zawał blokujący zejście niżej i pozostawiając tylko jedno wyjście…komin sitowy…

Kyan splunął niezadowolony

- Losfasmy efentualne kopanie, f kominie sitofym, nie dosc se psemokniemy doscetnie i samalsniemy na kosc to lodofata foda, stracimy sfiatło, gdys pochodnie po psyjeciu takiej ilosci fody nafet ja nie rospale, stanom siem besusytecne. – rzekł do dowódcy

- Fesme sfojom farte i Thorina, chłop ma na głofie wsystkich lannych sanim snajcie cas na odpocynek,a niektósy sajmą mu spolo casu. Jak padnie nam na pysk z fyciencienia to nie pomose jus nikomu. Musi miec siły, nie dosc se falczyc jako jeden se sdlofsych to i opiekofac siem całom drusynom - skwitował

Sapnął ciężko krasnolud po tym monologu, szczęką ciągle doskwierała i była opuchnięta jak diabli.

Następnie zrzucił plecak przy ścianie, usiadł i odsapnął chwilę, ciągłe zagrożenie i pogoń męczyły go nie tyle fizycznie co psychicznie. Sytuacja nie pozwalała mu myśleć o bólu czy innych sprawach, które go dręczyły. Tutaj mogli w końcu czuć się w miarę bezpiecznie, pierwszy raz od wielu dni.Gdy minęło parę klepsydr i napięcie opadło, skatowane oba boki krasnoluda zaczęły mocno przypominać o sobie. Mógł leżeć tylko na plecach, każde podniesienie ramienia powyżej barku powodowała napięcie strupów i świeżych ran, co wywoływało fale bólu. Skręty ciałem na boki także urażało ranione miejsca. Szczurki wręcz zrobiły z jego prawego boku tatara, a z lewego pieczyste. Krasnolud wziął bukłak i napił się wody. Ciągle był od stóp do głów umazany we krwi wrogów.Korzystając z odpoczynku jaki zarządził Detlef, Kyan rozebrał się i obmył całe ciało w kominie sitowym z zaschniętej jego i wrogów krwi, potu i pyłu. Następnie obmył elementy uzbrojenia, i zaprał ciuchy. Może to była jedyna okazja ku temu przez bliżej nieokreślony czas. Poprosił Thorina o sprawdzenie jego ran i pomoc w poprawieniu bandaży jakie okalały jego pas. Następnie ubrał się, pożyczył koc jeżeli ktoś miał na zbyciu z towarzyszy i zapadł w sen, wstając dopiero na swoją wartę,a po niej znowu się kładąc.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 30-11-2014 o 18:41.
PanDwarf jest offline  
Stary 30-11-2014, 14:05   #544
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Ocknął się Roran i to choć tyle dobrego, bo mary jakie nękały jego umysł gorsze się zdawały już niźli to co w rzeczywistości wokół się działo. Nie mógł iść, unieśli go więc i ruszyli dalej byle znaleźć się poza strumieniami ognia jakie miały wybuchnąć lada chwila. Niestety – płyta skrywająca dotychczas jego ciało i broniąca od ciosów nie mogła mu dalej towarzyszyć – wszystkim brakowało sił, nieść nie miał jej kto. Tak więc dopatrzył Ronagaldson stłoczenia owej porzucanej zbroi u wylotu strumienia gazu

Tymczasem hełm swój pożyczył Thorinowi by ten na głowie niósł go, topór zaś otrzymał Grundi by drzwi mógł on sforsować. Śpieszyć się musieli – pościg zaraz za nimi szedł, czego dowodem były te psy gończe co jest teraz Ergan konsumował jako pieczyste. Może ogień mógł zapewnić im osłonę ale przypuszczam Roran, że jest to problem łatwy do obejścia.

Znaleźli się w kolejnej komorze, gdzie skazani byli na sito bo dalsza droga była zamknięta. I jakże było nie zgodzić się ze słowami Detlefa. Stary krasnolud wymruczał głośno –Tej jebanej gleby też mam już dość. Sadzę że to młot Ergana, wyśliznął mi się w komorach na górze, za ślisko było. Grundi, Thorinie, pomóżcie mi, przerzućcie te kamienie na sicie z buta albo mnie tam podciągnijcie to sam to zrobię, może gdzieś tu moje pistolety spadły. – poprosił, krzywiąc się na kolejną falę bólu.
 
vanadu jest offline  
Stary 30-11-2014, 14:07   #545
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Szczęśliwie szybko pokonali niebezpieczny odcinek i odgrodzili się od niego solidnymi drzwiami. Thorin miał już na sobie nałożony hełm Rorana , który dość dobrze leżał na skórzanym czepcu. Niestety był podniszczony przez chemiczny ogień Dirka i nie zapewniał takiej osłony jak wcześniej. Mimo wszystko był to jednak kawał żelastwa który chronił jedną z ważniejszych dla Thorina części ciała.

-Detlefie, mam pewien pomysł. - Rzucił Thorin gdy znaleźli się już za drzwiami oddzielającymi ich od komory gazu. - Zostawmy tu jedną zapaloną pochodnie. Jeśli szczury pójdą za nami i przerąbią wejście to rozszczelnią pomieszczenie i wybuchną gdy tylko choć szczelinka powstanie. Tracimy jedną pochodnie, zyskujemy możliwość, szansę, doszczętnego pozbycia się wroga, jak dla mnie rachunek prosty i opłacalny. Zresztą gorzej będzie gdy rozszczelnią pomieszczenie a gaz nas dogoni i zastanie z płonącymi pochodniami, wówczas i my z pewnością ucierpimy - Thorin szukał wzrokowo poparcia u Ergana i u Dirka, sam nie znał się specjalnie na gazie, to byli fachowcy, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał mu właśnie takie rozwiązanie. Po chwili dodał. - Można by jeszcze użyć kilku zapałek , mocując je do drzwi w ten sposób, iż gdyby były wyważone czy poruszone , wówczas potarłyby się o podłoże krzesząc ogień. To na wypadek gdyby skaveny opóźniały się z nadejściem dłużej niż żywotność pochodni. Generalnie taka myśl przyświecała tym którzy konstruowali pułapki w poprzedniej sali, tyle że tamci obawiali się nadejścia wroga z kierunku w którym podążamy, my zaś z kolei wiemy że obecnie wróg idzie za nami. Khaidar? Jeśli byłaby zgoda to pomożesz mi je zamontować . - nie silił się nawet na pytanie khazadki. Było to dla niego oczywiste, że wszyscy skazani są na współpracę.

Ergan spojrzał na Thorina i pokiwał głową. Z pełną gębą powiedział. - To nie ma sensu. Zostaw te drzwi. Gaz spala się sam co jakiś czas i to dość często. Wystarczy, że zablokujemy te drzwi. Jestem pewien, że pokonanie tej przeszkody zajmie im więcej niż nasz postój. A jeśli się spalą zwiadowcy a na pewno się spalą jeśli wlezą do komory spalania, to szczury będą szukać innej drogi lub długo się zastanowią zanim ponownie spróbują. Jak dotąd nie wlazły do środka więc wiedzą czym to pachnie...spalenizną hehe… Ergan ogryzając kość udową wielkiego szczura ruszył dalej. Widząc zniesmaczenie na twarzy medyka dodał. -To moje jedzenie. Znajdź sobie swoje szczurze udko…

Gdyby nie to że Thorin mało jadł zapewne tym razem porzygałby się zupełnie. Najlepsza metodą było jednak odwrócenie wzroku i zajęcie myśli czymś innym niż widok który miał przed chwilą. Szkoda mu było więcej słów, po prostu ruszył dalej, zgodnie z rozkazem taszcząc Rorana. Zatrzymał się jednak przypominając sobie o tym co zobaczył wcześniej.

Zdjął z barków Rorana pozostawiając go zwisającym na ramieniu Khaidar, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu szukając identycznego schowka który wcześniej dojrzał w poprzedniej komnacie. Schowek faktycznie tkwił w miejscu analogicznym jak w poprzedniej komnacie i zawierał skarb prawdziwy. Cynowa puszka pełna żywicy i patykopędzel zatknięty w nieznanym Thorinowi płynie. Thorin zabrał obie rzeczy, wiedząc, że żywica dobrze się pali i może posłużyć do ulepszenia pochodni, a może nawet zrobienia innych rzeczy, o których w wolnej chwili trzeba by podyskutować z Dirkiem. Niebawem miała tez mieć zupełnie inne znaczenie, zbawienne wręcz dla kronikarza...

Było ciężko, zastanawiał się nad dodatkowym balastem który ze sobą zabrał, nad nożami do rzucania , nad hełmem Rorana, wreszcie nad wszystkimi rzeczami które targał wcześniej. Po raz kolejny uznał że w każdej chwili może część z tego zostawić po drodze, gdy nie będzie dawał rady, póki co wciąż powtarzał "jeszcze tylko trochę, jeszcze kawałek" mięśnie wciąż były dalekie od tego by odmówić posłuszeństwa. Gdy w końcu dotarli do krat, Thorin odetchnął z ulgą. Pomimo że była to kolejna przeszkoda, to jednak dawała możliwość wypoczęcia.

Kyan poprosił o zbadanie, Thorin nie zamierzał mu zaś odmawiać. Była to zresztą dobra okazja do przyjrzenia się jego ranom i próby oceny czy nadaje się do zażycia litworu. Przy ostatnim leczeniu uznał że mógłby już litwor wypić, ale po prawdzie to sam sobie nie dowierzał gdy patrzył na rozległe zranienia khazada. Wiedział, że łatwiej będzie mu ocenić po szybkości gojenia się ran i o ile teraz mógł się im przyjrzeć to kolejnego dnia mógł lepiej ocenić postęp w leczeniu a tym samym zadecydować o użyciu mikstury. Podobnie zamierzał uczynić z pozostałymi ciężko rannymi towarzyszami. Lepsze przyjrzenie się ranom i z perspektywy ich gojenia ocena ich stanu i zdatności do leczenia litworem.

Rozkaz Detlefa napotkał oczywistą przeszkodę w wykonaniu - nie był w stanie spać nie będąc na warcie gdyż musiał zająć się rannymi. Zresztą po prawdzie wszystko co nie wiązało się z dźwiganiem nadmiernego wyposażenia i dupska Rorana było wypoczynkiem dla jego mięśni. Zwłaszcza rutynowa zmiana bandaży czy insze czynności medyczne. Bandaże zużyte zostały przywiązane do krat, gdzie woda w naturalny sposób czyściła je z krwi. Sam po skończonych zabiegach postanowił się umyć , korzystając z mydła i na ile się dało oczyścić ubranie. Zmienił koszule na czystą, poprzednią zaś wyprał i wywiesił. Najbardziej martwił się o kronikę której pisana była wodnista kąpiel. Woda i papier nie były dobrym połączeniem, zwłaszcza papier zapisany atramentem. W sukurs przyszła znaleziona wcześniej żywica! Skoro używano jej do uszczelnienia drzwi, równie dobrze mogła uszczelnić osłonę dla kroniki. "teraz przydałby się mój namiot" - pomyślał żałując że go wcześniej pozostawił.

Spojrzał jednak na plecak wszak nie była to gorsza osłona. W wolnej chwili, zwłaszcza w tej w której Detlef spał nie mogąc mu zarzucić łamania rozkazu, Thorin zabrał się za impregnowanie plecaka. Nie trwało to w sumie długo, musiał dopilnować jedynie by pokryć warstwą żywicy większość plecaka, z wyjątkiem części na plecy - wszak nie chciał się z nim kleić cały czas... poza tym jedna strona spuszczanego bagażu i tak była tą spodnią i nie była narażona na strugi wody. Kronika ( do której włożył wszelkie inne kartki i papiery i notatniki) docelowo miała być owinięta w koc a ten z kolei w zimowy płaszcz Thorina. Pakunek miał tkwiąc w samym środku plecaka. Zasadniczo postanowił jeszcze transport plecaka osłaniać tarcza, by zminimalizować ilość wody która miała spaść na plecak z drogocenną zawartością. Dopiero gdy tak się przygotował mógł wreszcie pójść spać, prosząc by wyznaczono go na ostatnią wartę.

Pozostawił nadruszoną puszkę z żywica i rozpuszczalnikiem nieopodal Dirka. Wiedział że gdy ten się przebudzi, będzie miał tysiąc pomysłów na jej zastosowanie. Ulepszenie pochodni, prócz impregnacji plecaka, było zasadniczo jedynym które przychodziło do głowy Thorinowi, no ale on nie był chemikiem...

Po prawdzie i tak by wcześniej nie zasnął dopóki nie upewniłby się, że ma sposób na transport kroniki... Wiedział że gdziekolwiek nie mieliby ruszyć, konieczne będzie przestudiowanie papierzydeł znalezionych w komnacie z górnikiem. Była szansa że będą w nich opisane wyjścia i przejścia co mogło zaoszczędzić im sporo pracy i poszukiwań. Thorin musiał o nim wspomnieć gdyż wyglądało , że pozostał on jako jedyny na posterunku, broniąc i osłaniając jedno z ważniejszych miejsc w Azul. Wreszcie ginąć wraz z zielonoskórymi wrogami. Thorin nie miał wątpliwości, że ów górnik, zapewne mistrz w swym fachu na co wskazywała bogato zdobiona barta, pozostał na posterunku i zginął na posterunku, broniąc tego miejsca. Taki czyn i taką postawę należało spamiętać i uhonorować. Z taką tez myślą w końcu zasnął.
 
Eliasz jest offline  
Stary 08-12-2014, 02:00   #546
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
11 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, poziom maszyn spalania gazu, późny ranek


Jeśli ktoś z oddziału czekał na ogień lub eksplozję to musiał czuć się rozczarowany gdyż nic takiego nie nastąpiło. Czas płynął a z tunelu prowadzącego do komory spalania nie dochodził także żaden odgłos, zupełnie jakby skaveny zaniechały dalszego pościgu, jednak mało kto chyba na to liczył. Nastał moment niepokojącego oczekiwania który przerywały jedynie ciężkie oddechy krasnoludów i odgłos cieknącej z dużej wysokości wodnej zasłony w kominie sitowym. Sytuacja była poniekąd dziwna gdyż zdecydowano się odpocząć a przecież było to miejsce bez drogi ucieczki, zawalone schody w dół z jednej strony, komin sitowy zablokowany kratami od dołu i od góry lub alternatywnie tunel w górę, ten który prowadził do komory spalania gazu, jakby nie spojrzeć na to miejsce to było ono pułapką. Choć być może w swój przewrotny sposób stawało się dobrym miejscem na postój, niebawem wszyscy mieli się o tym przekonać. Detlef rozdzielił warty i obozowe zadania między sprawnych i zdrowych wojowników, reszta miała odpocząć na ile to było możliwe. Doszło też do podziału racji żywnościowych i sytuacja okazała się kiepska, po zrzuceniu wszystkich kawałków suszonego mięsiwa, sucharów, orzechów i owoców okazało się że przy minimalnych porcjach jadła starczy na góra trzy, może cztery dni. Drużynowy medyk zaś musiał zdawać sobie sprawę z tego że na więcej porcji nie można podzielić tego zapasu, inaczej wszyscy zaczną tracić siły - ci którzy są sprawni staną się wycieńczeni gdyż to na nich ciążyła teraz moc obowiązków, natomiast ranni bez odpowiedniej dawki pożywienia mogą wyziębić organizmy i nie mieć sił by trwać warownie w obronie swego życia. Zabrano się do szykowania jadła i w ten czas zapłonął ogień w miejscu postoju. Khaidar nie miała zamiaru dalej taszczyć tego całego drewna i miast zamoczyć je pod wodą jeśli przyszłoby się przedzierać przez komin, to postanowiła że zapali je teraz, to pozwoliło ogrzać się, oszczędzić pochodnie oraz wysuszyć mokre odzienie, choć to ostatnie na dłuższą metę mogło nie mieć wielkiego sensu. Dym unoszący się znad ogniska wędrował do komina sitowego i cug zasysał go w górę, co do samego ognia zaś to jasnym było że nie starczy opału na długi i żar w końcu zniknie, ale te kilka godzin w cieple i przy świetle było dla niektórych tym czego potrzebowała ich psychika. Grzejąc swe dłonie i stopy, Huran siedział i popijał wódkę, za którą podziękował Detlefowi w kilku słowach.

- Zacny z ciebie druh Thorvaldssonie. Tego mi właśnie było trzeba na umęczone gnaty, azulska księżycówka. Wasze zdrowie. - Wychylił kubek do dna po czym wytarł go kawałkiem płótna które wyciągnął zza pasa. Huran zabrał się za sprawdzanie ekwipunku, zapinanie pasów i sprzączek, później umościł sobie posłanie i położył w zasięgu ręki topór oraz naładowaną skaveńską kuszę. Jako ze z racji ran był on zwolniony z wart, Huran rozpiął buciory i pozwolił sobie na odrobinę wygody, okrył się kocem i ułożył głowę na plecaku, chwile później chrapał już mocarnie a w powietrzu nosić począł się skwaśniały zapach jego śmierdzących stóp. Prawie identycznie sprawa miała się z ciężko rannym Siggurdssonem. Usiadł, zjadł, wypił i zasnął, co w jego przypadku było błogosławieństwem Valayi gdyż cena jaką zapłacił za samotny pojedynek ze szczurami była poważna, poharatany na twarzy i żebrach, z przebitym udem i rozszarpanym kolanem… co prawda rany te nie groziły śmiercią ale ze strzelca który jeszcze przed godziną był okazem zdrowia stał się on teraz wrakiem, strzaskanym i zakrwawionym ochłapem mięsa. Wiele dni miało upłynąć nim Thorgun znów mógłby iść na czele oddziału, oczywiście jeśli w ogóle miał przeżyć to co bogowie przygotowali dla grupy dzielnych khazadów pod wodzą Detlefa. Do grupy śpiących szczęśliwców dołączyć też zdołał Roran, syn Ronagalda którego stan zdrowia był najtragiczniejszy ze wszystkich. Roran niesiony był przez towarzyszy na blacie zrobionym z wiekowego cedru, nie mógł się ruszyć, nie mógł nawet myśleć klarownie, gdy tylko minął pierwszy szok a skóra wyschła, Ronagladson spuchł niczym topielec i każda próba działania kończyła się w spazmach bólu i kałużach krwi która wyciekała z pęknięć w skórze. Zmasakrowany krasnolud okryty był bandażami tak że nie sposób było go rozpoznać, co więcej, owe bandaże miały stać się druga skórą dla rannego na długi czas. Upór długobrodego, którego trudno było dalej takim nazywać biorąc pod uwagę fakt że stracił na zawsze całe swe owłosienie, był jednak ogromny, gdyż nie tylko Roran przeżył ale i zdołał uciec z pułapki w kominie a nawet więcej, bo poza utratą przytomności od czasu do czasu to jednak wciąż mógł mówić i widzieć. Ktoś powiedzieć mógłby że to żaden wyczyn ale w przypadku tego krasnoluda to był faktyczny cud. Drewniana ława nie była wygodnym miejscem do spania czy do transportu rannego, jednak ból jaki czuł poparzony wojownik całkowicie niwelował te niedogodności, nic nie miało znaczenia gdy miast skóry miało się skorupę z węgla… jednak jasnym było że jeśli Roran miał wrócić kiedykolwiek do zdrowia to dalsza droga nie jest możliwa, nie było nawet pewne czy ranny przeżyje zejście w dół komina sitowego. Leki, solidne posiłki, opieka, czysta pościel i opatrunki, tego potrzebował były dowódca oddziału, a co miał w zamian?!

***

Pierwsza warta należała do Detlefa i to on był świadkiem całej aktywności drużyny, wartownicy mieli nakaz spać, ale te pierwsze chwile zawsze były chyba najtrudniejsze, bo każdy za coś się chwytał miast spać. Fulgrimsson który miał objąć drugą wartę wypił jakiś specyfik po czym zabrał się za reperację protezy Galeba, co z pomocą Ergana udało się i nie minęła klepsydra gdy dwaj khazadzi doprowadzili do ponownej użyteczności drewnianą nogę której stalowe stawy i mechanizmy były wygięte i uszkodzone. Oczywiście proteza dalej wyglądała jak kawał złomu, spalona miejscami, złamana, rozłupana i pozbijana gwoździami na byle jak… ale była sprawna jak kiedyś, tylko to się liczyło, bo choć robota była prowizoryczna to zdała swój egzamin i Galeb mógł znów cieszyć się tym ze nie będzie spowalniał marszu, co się zaś tyczyło estetyki to ta nie miała większego znaczenia szczególnie że drewniana noga była skryta pod nogawicami z utwardzonej skóry. W czasie gdy towarzysze broni mocowali się z protezą i narzędziami, Galeb wziął się za próbę mocy, tym razem jednak ta nie przyniosła żadnych rezultatów, może poza nikłym wrażeniem że woda w kominie jest nośnikiem jakiejś energii, jednak to było tylko echo. Tym razem nie było iskry czy świadomości obecności wzorów runotwórców, żadnego kierunkowego strumienia mocy, nic… być może moc się rozproszyła lub przemieściła albo to Galvinson był zbyt słaby?! Kowal run zabrał się więc za górnicze dokumenty ale nie potrafił nic z nich wywnioskować, opisy, daty, dziwne znaki, sekwencje, zmiany szycht, wszystko to było czarną magią dla Galeba. Same wyrazy były spisane klinkarunem i były zrozumiałe, jednak ułożone w ciągi nie miały dla runiarza żadnego sensu, było to jak poprawne czytanie księgi ale bez jej zrozumienia. W końcu Galeb sięgnął po wspaniale zdobiona bartę sztygarską i obejrzał ją sobie dokładnie, od razu odkrył napis wygrawerowany kwasem na stylisku, głosił on iż barta ów należy do Hrodgara Targanssona Goraza bachmistrza z azulskiego klanu Goraz, który wszystkim musiał być doskonale znany. Poza tym na stylisku i ostrzu było mnóstwo zdobień, bardzo skomplikowanych i na swój sposób układających się jakby w płaskorzeźbę ale nic nie wynikało z tych obrazów. Na koniec Galeb znalazł coś jeszcze, w rękojeści był klucz, wystarczyło przekręcić stylisko i dało się wyciągnąć końcowy czop w którym uwieziony był właśnie ów klucz.



Kolejną wartę objął Grundi, w ten czas większość towarzyszy już spała a ogień powoli przygasał. Jedynie Thorin i Ergan ślęczeli jeszcze przy ognisku i starali się coś robić, co innego Dirk i Kyan którzy zadbali o higienę osobistą i pomimo ran wyczyścili ekwipunek jako tako, choć w przypadku Urgrimsona skończyło się tylko na odpoczynku. Alchemik postarał się jakoś pokryć rany lekarstwem i wkrótce potem zapadł w głęboki sen. Thravarsson zaś wziął się za przeszukanie komina sitowego z nadzieją na to iż może faktycznie są tam samopały Rorana, ale bez skutku przegrzebał kamienie i piach zalegający na kracie. Trzeba było jednak przyznać że kąpiel oraz przepranie ubrań podziałało odświeżająco na krasnoluda, nie tylko fizycznie ale i mentalnie - włosy, broda czy ubiór które nie były pokryte krwią wrogów, lepkie od potu i śmierdzące łajnem i śmiercią potrafiły zdziałać cuda. Tego samego z pewnością nie mógł powiedzieć Alrikson który żywicą wysmarował swój plecak i upaprał się przy tym jak dziecko. Tobół po takiej kuracji nie był już nigdy możliwym do odratowania a rąk nie szło zmyć wodą czy nawet spirytusem. Thorin popakował wszystko jak chciał i rzucił okiem na rannych, poddał ich swej ocenie i od razu wiedział że Detlef, Khaidar i Grundi są okazami zdrowia, te kilka oparzeń, zadrapań czy ból jaki czuła Khaidar w przełyku były niczym w porównaniu do reszty oddziału. Dirk i Galeb byli w niezłym stanie biorąc pod uwagę to z czym przyszło im się zmierzyć w alchemicznym ogniu, obaj mogli iść i mieli już dość sił by ich nawet objuczyć ładunkiem. Problem Galeba i Dirka polegał jednak na tym że nie mogli korzystać ze swych dłoni, te były spalone, poparzone, oślizgłe od osocza, pokryte wonnymi maściami i szczelnie zabandażowane, podobnie jak szyje i twarze wspomnianej dwójki. To co Thorin zauważył od razu to fakt iż rany Dirka goiły się znacznie szybciej niż reszty wojowników. Co do Kyana to ten szybko odzyskiwał siły i było jasnym że bliski jest powrotu do zdrowia, nawet mimo ciężkich ran zadanych przez szklane ostrze… odtrutka pewnie zrobiła swoje, a może wcale rana nie była zatruta? Grungni jeden tylko to wiedział. Ważne że Kyan przestał być pacjentem Thorina, ale co z tego skoro jego miejsce zajął Thorgun który ranny był tak okrutnie że bliżej mu było do grobowej deski niż między żywych. Zupełnie jakby jakieś fatum wisiało nad grupą… wciąż ktoś musiał być ranny, lżej lub ciężej ale krwawa droga pod górami srodze kazała sobie zapłacić za przejście.

Dorrin był wciąż dość ciężko ranny ale on jeden miarowo, już od kilku tygodni dochodził do siebie i choć jego lewe ramię nadal było sparaliżowane i całkowicie bezużyteczne to on sam czuł się lepiej z dnia na dzień. Ergan i Huran również byli poważnie ranni ale ich Thorin ocenić mógł jako stabilnych, ważne że obaj byli głównie ranni od pasa w górę co pozwalało im na normalne pokonywanie trudnej drogi i tak jak Ergansonowi nic nie groziło i potrzebował tylko dnia by zregenerować siły tak Rorinson to była zupełnie inna historia. Huranowi uratowano życie i choć w jego prawej piersi wciąż ziała paskudna rana to starzec kroczył i nie poddawał się i jeśli tylko wraże ostrze lub Stalowy Szczyt nie upomną się o jego życie to Huran miał wyjść żyw z tego podziemnego labiryntu. Najgorsza ocena dotyczyła Rorana, bo nie dość że krytycznie ranny i w gorączce to jeszcze trzeba było go nieść i jedynie pies ze złamaną noga wiedział jak długo to potrwa i czy w ogóle przeżyje. Z tego wszystkiego najstraszliwsza była końcowa diagnoza… jasnym stało się że skorupy grubych bandaży, przesiąkniętych krwią i osoczem nie będzie dało się bezboleśnie ściągnąć, rany musiały oddychać jednak zdjęcie całego opatrunku z pewnością zabiłoby Rorana. Okazywało się że gdy tylko wyjdzie on ze stanu krytycznego będzie trzeba zdjąć część bandaży, to spowodować miało pewnie rozległy krwotok i szok oraz ponowne pchnięcie khazada na próg śmierci… do tego było daleko, ale już należało podjąć decyzję którą z pięciu poparzonych lokacji jako pierwszą należy uleczyć?! Przed Ronagaldsonem była bardzo daleka droga do jako takiego stanu, a co tu dopiero było mówić o pełnej sprawności fizycznej.

Przed końcem swej warty Grundi Fulgrimsson sprawdził jeszcze kratę w kominie sitowym, szukać miał jakiś słabych punktów, tych jednak nie było ale nie to nie stwarzało problemów gdyż krata była drobna i dość lekka, cała była słabym punktem. Jedno mocniejsze uderzenie toporem mogło zrobić w niej pokaźną dziurę, a wystarczyło kilka uderzeń serca by wyciąć w niej ostrzem otwór tak duży by wszedł weń krasnolud. Poniżej było jeszcze przynajmniej dwie kraty i to pewnie równie łatwe do pokonania albo i nawet jeszcze łatwiejsze. Tym co przyciągnęło uwagę Grundiego były śruby i kotwice skalne które trzymały kratę w kominie, wyglądało na to że uderzanie młotami lub nogami, w ogóle zbyt duża waga i napór, mogły wyrwać kratę ze ściany i posłać ją na niższy poziom. To mogło być niebezpieczne.

Trzecia warta należała do Khaidar i nie było w niej niczego ciekawego, woda w kominie szumiała w najlepsze, z tunelu nie dochodził zaś żaden odgłos, ognisko zgasło a Khaidar mogła poczuć ulgę że nie będzie musiała targać tego całego drewna. Jedynym źródłem światła w obozie była pochodnia w pobliżu której siedział Ergan, jedyny członek grupy który wciąż nie spał. Khaidar nie zwracała jednak na niego zbytniej uwagi, siedziała skupiona i pilnowała obozu i towarzyszy, jej myśli zaś wędrowały w kierunku kolejnego dnia, bo jeśli dobrze khazadka liczyła to zbliżał się trzynasty dzień miesiąca, czyli… Ergan miętosił jakieś papierzyska i to wytrąciło Khaidar z równowagi, kobieta napiła się łyk wody i ruszyła na obchód, weszła w tunel i zbliżyła się do drzwi, wszystko było w porządku. Wartownikom czas zawsze zdawał się dłużyć, nie inaczej było z siostrą Rorana. W tym czasie Ergan, zmęczony, z obolałą ręką i rosnącym uczuciem głodu, przeglądał zawartość torby bachmistrza Hrodgara oraz dziennik kopalni który znalazł w schowku, w sali służby nadzoru spalarki i komina. Rozszyfrowanie tych wiadomości nie było trudne, jednak materiału było sporo i dużo czasu upłynęło nim rzemieślnik mógł wreszcie złożyć to w jakąś sensowną całość. Pierwej dziennik zdradził w części sprawozdania o czyszczeniu spłonki zapalnika maszyny że gaz spala się tylko wtedy gdy osiągnie odpowiednie stężenie w komorze, po drugie mowa była o sprawdzeniu procedury alarmowej, ta jednak nie była wyjaśniona jak się jej dokonuje, najciekawszy by jednak wpis z przed czterech miesięcy który wyraźnie zaznaczył czyszczenie pieca spalarki na dziewiątym poziomie zwanym chodnikiem Fyra, nie gdzie indziej a właśnie w Karak Undzul, znanej powszechnie jako twierdza Skaz, ta sama która ponoć od 400 lat była opuszczona! Na końcu dziennika Ergana znalazł wpis inżyniera górniczego trzeciej klasy z klanu Goraz.


Po przetrawieniu tych informacji przyszedł czas na torbę znalezioną przy maszynie w komorze spalania, były w niej dwa pergaminy, oba tłumaczyły dokładnie jak ugasić tunel w przypadku eksplozji gazu oraz jak zalać komin sitowy, było też tam o tym jak użyć klucza oraz barty jako specjalnej dźwigni. Jako miejsce uruchomienia mechanizmu podano najniższy poziom komina sitowego lub panel na jego szczycie. Informacje wspominały także o tym jak ręcznie zamknąć śluzę komina w przypadku awarii mechanizmu głównego ale nie było już wytłumaczone gdzie taki mechanizm się znajduje. Ergan czytał i czytał, w końcu sen postawił na swoim i rzemieślnik zapadł w sen. Warta ponownie się zmieniła, Khaidar ruszyła do swego leża a straż objął zmęczony i śpiący Thorin.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganit, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, poziom maszyn spalania gazu, południe


Jako pierwszy z drużyny otworzył oczy Grundi. Nieustanny odgłos szumiącej wody, poza nim tylko głośne chrapanie które dobiegało z kilku gardeł. W podziemnym obozie panowała całkowita ciemność, ognisko wypaliło się już wiele klepsydr temu a i żadna z pochodni nie została odpalona, nie było słychać też kroków czy jakiegokolwiek ruchu wartownika. Fulgrimsson w całkowitych ciemnościach widział niewiele, ale na tyle by jakoś sprawnie w końcu odpalić pochodnię. Odgłosy uderzeń krzesiwa o krzemień którymi wzniecił ogień Grundi, zbudziły kolejnych krasnoludów, jeden po drugim budzili się, spragnieni, obolali i głodni. Fulgrimsson jako jedyny zauważył że wartownik zasnął, nie był tylko pewien czy była to Khaidar, Thorin czy Kyan, wszak to ta trójka miała objąć straż obozową kolejno po Grundim. Ktoś nawalił, ale kto? Zdawało się jednak że wszystko gra, nikt nie zginął, zatem czy warto było podjąć ten temat?! Grundi czuł się znacznie lepiej tego dnia, tak jakby wypity poprzedniego dnia eliksir zdziałał cuda i być może tak było… odświeżony i wyspany mógł podjąć kolejne wyzwania. Urgrimsson oraz Kyan, syn Thravara także czuli się lepiej, widać kąpiel i dokładne oczyszczenie ran w połączeniu z lekami i odpoczynkiem miała swoje ogromne plusy. Ergan po przebudzeniu także poczuł się lepiej, mógł już ruszać ramieniem i to choć wciąż bolało to różnica była ogromna, widać dobry, długi sen i odciążenie ramienia na kilka dni poskutkowało jak trzeba. Thorin zbudził się zaś obok swego plecaka który był już twardy jak kamień, żywica na nim wyschła i stała się niczym solidna skorupa, czyli wyszło jak trzeba… ale radość Alriksona trwała krótko, bo wtedy zdał sobie sprawę że przecież nie zbudził Kyana tak jak to było w planie… zasnął na warcie!

Oddział odpoczął ale wciąż znajdował się w tej samej pozycji co wcześniej. Z jednej strony komin zablokowany kratami od dołu i góry, z drugiej strony schodu na górę które prowadziły do komory spalania gazu oraz schodu na dół które były zawalone gruzem. W kominie sitowym, na kracie powyżej, widać było trzonek narzędzia lub broni którego to nikt nie potrafił rozpoznać jako swojego… ot trzonek jak trzonek, pies wiedział czyje to było, choć słowa Rorana wydawały się sensowne i faktycznie mógł to być młot Ergana Erganssona. Co zaś się tyczyło samego rzemieślnika, zaraz po przebudzeniu sprawdził pobieżnie zawał w tunelu i z przykrością musiał stwierdzić że nie sposób ocenić na jak długim odcinku głazy zablokowały drogę, wyliczenia wskazywały w najlepszym razie na trzy, może cztery dni pracy. Później Ergan zrobił prowizoryczny szperacz na pochodni i spojrzał na niższy poziom w kominie, przez kratę. Od razu zauważył że jest tam tunel między kratami, ale nie taki w jakim znajdowała się na ten czas grupa, to był inny rodzaj tunelu, ten był mały, niski i wąski, wyglądał bardziej jak rura ściekowa którą może ktoś zdołałby przejść ale zaiste musiałby to być bohater prawdziwy bo ów rura wyglądała niczym przełyk gigantycznego stwora i ziała obietnicą śmierci w potrzasku. Do kolejnej kraty było jakieś dwadzieścia stóp, później widać było kolejną kratę, a dalej następną. Jak daleko mogło to sięgać w głąb? Ciekawym też mogło być czemu wciąż nie było huku eksplozji gazu lub choćby zapachu gazu czy śladu ognia albo wroga?!
 
VIX jest offline  
Stary 10-12-2014, 11:56   #547
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganit, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, poziom maszyn spalania gazu


Zaimpregnowanie plecaka było czymś co mocno uspokoiło kronikarza. Wszak gdy tylko usłyszał o przedzieraniu się pod wodospadem jego największym zmartwieniem stała się ochrona kroniki. Czymże kronikarz był bez swego dzieła? Zwłaszcza że w owe dzieło włożył mnóstwo pracy i nie mało pieniędzy. Niestety ową troskę o księgę przypłacił zaśnięciem na warcie. Czego nie zamierzał zresztą ukrywać. Nie mógł pozwolić by przez jego własny wstyd czy zażenowanie, choć cień podejrzeń spadł na niewinnych towarzyszy - Kyana czy też Khaidar. Tak się po prostu nie godziło.

- Przepraszam, musiało mnie zmóc. Pamiętam że obudziła mnie Khaidar i pamiętam, że przez jakiś czas trzymałem wartę. Nie pamiętam jednak abym budził Kyana.

Rzekł Detlefowi na tyle głośno by i inni nie mieli problemu z usłyszeniem tego. Nie było sensu się tłumaczyć. Każdy był zmęczony , poprzedni przypadek zaśnięcia na warcie tylko to potwierdzał. Wszystko wskazywało na to, że do warty potrzebnych jest dwóch osobników , jeden budzący drugiego. Mało prawdopodobne by obaj zasnęli w tym samy momencie, a prawdą było, że lepiej było chodzić niedospanym, niż uzyskać drugi szeroki uśmiech, wyżłobiony skaveńskim sztyletem na gardle.

Na przełknięcie gorzkiej pigułki obwieścił jednak do czego się dokopał studiując zapiski skavenów.

- Możemy być niemal pewni że to nie Gorfang wydaje rozkazy skavenom. Jego imię pada w środku tekstu, najwyraźniej skaveny omawiają między sobą jego działania niżli słuchają jego rozkazów. Na podstawie tych papierów co prawda nie można nic wykluczyć, ale przynajmniej wiemy, iż nie są to rozkazy Gorfanga. Całkiem możliwe że to przez te zapiski skaveny tak uparły się na nas, być może chcą je odzyskać? A być może swoją obecnością na tyłach ich armii stwarzamy jakieś realne zagrożenie. Dobrze byłoby wiedzieć co planują , można by im było wówczas pokrzyżować szyki , podobnie jak niegdyś pokrzyżowaliśmy je oddziałowi najemników gdy pierwszy raz błądziliśmy w tunelach.

Nie dodawał o jakich najemników chodziło. Ci którzy w tym uczestniczyli wiedzieli dobrze, a z uwagi na Hurana wolał nie mówić za wiele. Właśnie ten ich starszy przewodnik wzbudził zainteresowanie Thorina gdy Dirk starał się zapoznać z możliwościami drużyny. Powinna to być robota dowódcy oddziału, który winien wiedzieć co kto może, co potrafi, ten jednak najwyraźniej się do tego nie kwapił.

A przecież ułatwiało to dowodzenie w trakcie walki do której wszak Detlef aspirował od samego początku przejęcia władzy. Na pewne rzeczy w trakcie bitwy zwyczajnie nie ma czasu, a wiedza kogo może oddelegować do lekarza, kogo przydzielić strzelcowi do ładowania broni, komu zlecić sprawdzenie pułapek... Do tej pory Thorin nie rozumiał czemu Detlef nie zabrał na dół Khaidar , skoro mieli tam do czynienia z pułapkami, a nie pozostawił rannym Grundiego do obrony pozycji , na których tyłach wszak krążył wróg. Być może wynikało to właśnie z nierozeznania, być może było to jakimś elementem obcej Thorinowi taktyki. Faktem było iż przypłacili to niemal śmiercią Thorguna, a z pewnością wyeliminowaniem go z walk na dłuższy czas. W sytuacji gdy każda para zdrowych rak była na wagę złota...

Nie rozumiał stąd reakcji zwłaszcza dowódcy na pomysł poznania umiejętności towarzyszy, wszak prawda było iż nie wiedzieli o sobie za wiele. O ile jeszcze Thorin każdego zdołał podpytać o rodzinę, miejsce narodzin, o ród czy inne ważkie rzeczy do kroniki, o tyle wciąż jeszcze wielu rzeczy nie wiedział. A co dopiero inni , choćby Detlef , którzy takich rozmów między sobą nie prowadzili.

O ile jednak Dirk postanowił ominąć Hurana , zapewne z uwagi na jego nie przynależność do drużyny, o tyle Thorin uznał że jest to dobra okazja by bez wzbudzania podejrzeń dowiedzieć się co nieco o przewodniku. Wszak mieli go mieć na oku. Zdołali dowiedzieć się iż zarządzał kilkoma wozami podróżując pomiędzy miastami czy twierdzami. Nauczył się przy tym powozić i pochwalił się umiejętnością wyprawiania skór i bednarstwem. Podróże tłumaczyły w jakiś sposób jego obecną role w oddziale. Thorinowi zabłysła jednak jeszcze inna myśl. -"Zwykły handlarz znałby jedynie główną drogę wjazdową i wyjazdową z twierdzy. Huran zdaje się zaś dość dobrze orientować w pozostałych dróżkach i odnogach tego labiryntu. Czyzby był przemytnikiem???"

Gdyby Thorin chciał kogoś okłamać z pewnością wplótł by w swoją opowieść ziarno prawdy, aby uwiarygodnić bajeczkę. Huran zapewne przewoził towary, jednak jego znajomość terenu oraz niewątpliwa chęć opuszczenia Twierdzy sugerowały że mógł mu się tu palić grunt pod nogami, nie wykluczone, iż z powodu tego co przywiózł do twierdzy... lub dla kogo coś przywiózł...
Musiał o pewne kwestie podpytać Rorana...

Przynajmniej wybór części ciała które należy w pierwszej kolejności przywrócić do funkcjonalności nie nastręczał większego problemu Thorinowi. Było dla niego oczywistym że muszą to być nogi - im szybciej będzie chodził na własnych, tym szybciej zniknie potrzeba jego transportu i nadwyrężania sił pozostałych członków drużyny.

Widząc Galeba studjującego dokumenty górnicze i bartenę omieszkał zapytać go o jej właściciela. Pamiętał o tym by znaleźć dla niego godne miejsce w swojej kronice.

Po porannym przejrzeniu pacjentów uznał w końcu iż może Kyana podleczyć miksturą. Jego stan wyraźnie się poprawiał, a to oznaczało iż Krwawy Litwor nie zostanie zmarnowany. - Wypij proszę - podszedł i podał Kyanowi miksturę - Raczej nie ma powodu do obaw, w chwili obecnej jestem niemal pewny że halucynacje wywołane zostały przez środek znieczulający jaki zastosowałem przy zszywaniu twojej rany. Mówiąc szczerze używałem go po raz pierwszy i nie przypuszczałem że w kontakcie z krwią może wywołać takie efekty uboczne. Nie wiem po prawdzie czy został prawidłowo przyrządzony, wiem jednak że na nikim z nas już go nie zastosuje. No chyba że mi podpadnie - dodał z przepraszającym uśmiechem na koniec.

Kwestie badania krat i tego co pod nimi pozostawił Detlefowi i chętnym. Sam miał i tak ciągłą pracę przy zranionych członkach ekipy. Zwłaszcza opieka nad Roranem była czasochłonna, gdyż wymagała ciągłego podawania mu wody i pomocy w opróżnianiu się. Nie był przecież w stanie nawet stać o własnych nogach, a leząc na desce mógł lać jedynie na siebie samego... Thorin miał już zresztą wprawę w czynnościach pielęgniarskich i bynajmniej niczego się nie wstydził. "nic co khazadzkie nie jest mi obce" powtarzał oswojony z czynnościami które innym nie przyszłyby łatwo. Czasami przez głowę przemykała mu mysl "Jak oni sobie będą radzić gdy mnie zabraknie..." tą myśl zbywał jak zwykle wzruszeniem ramion - wiedział, że gdy go zabraknie to już nie będzie go to zajmować czy martwić...

Przy popołudniowej wyprawie nad kratę z Roranem, zapytał go możliwie cicho, bacząc by zwłaszcza Huran nie usłyszał tej rozmowy. - Czy wśród przestępców istnieje jakiś uniwersalny sposób komunikacji? Rozpoznawania siebie nawzajem? - zapytał Rorana ciesząc się że szum wodospadu dość dobrze zagłusza ich rozmowę. - Myślę że Huran może mieć coś na bakier z prawem, dobrze byłoby to jakoś dyskretnie ustalić, potwierdzić. Jeśli dasz radę jakoś to w nim rozpoznać to daj znać. Nie jesteśmy już milicją i nikt nie będzie go starał się aresztować czy coś, ale dobrze byłoby wiedzieć z kim podróżujemy. Thorin po chwili przypomniał sobie jeszcze o czymś, wszak odkrycia dokonał zanim napotkali Rorana. Ten może już nie był ich sierżantem, ale Thorin dobrze wiedział że wciąż czai się w nim chęć pomocy twierdzy i że mało kto dysponuje taką wiedzą jak on. - Przy skavenach znaleźliśmy monety Tilańskie i Estalijskie no i Imperialne, oraz pewną notatkę sugerująca że te armie są dość blisko i zamierzają nawet wybudować jakiś przyczułek. Wszystko wskazuje na to że miałeś racje podejrzewając obecność tych armii nieopodal i ich niechęć do bezpośredniej pomocy. Chyba czekają aż Gorfang i skaveny załatwią swoje... a może czekają na efekt negocjacji. Pomożemy jeśli wy zrobicie coś dla nas... Jeśli tak to musieli postawić cholernie trudne warunki których królowi najwyraźniej nie śpieszy się spełnić. Zwłaszcza że ten cały atak Gorfanga i zebrane armie zdają się być elementem przygotowanego szantażu, wszak te armie nie zdołałyby tak szybko przybyć pod twierdzę, chyba że wiedziały o ataku orków na długo zanim on nastąpił.

Thorin wiedział że ta układanka powoli wchodzi na swoje miejsce i był już niemal pewny swoich racji. Otwartym pytaniem pozostawało co oni moga z tym zrobić i czy w ogóle cokolwiek mogą.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 10-12-2014 o 12:09.
Eliasz jest offline  
Stary 10-12-2014, 20:59   #548
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Kiedy Grundi otworzył oczy, obóz był ciemny i szum spadającej wody skutecznie zagłuszał cichsze dźwięki. Wojownik leżał tak przez dłuższą chwilę w ciemności, pozwalając swym mięśniom na ostatnie chwile bezczynności. Te parę godzin odpoczynku okazały się zbawienne. Ból w większości minął, ubranie obeschło i znów zatrzymywało ciepło. Znaczyło to, iż najbliższy czas ruszać w dalszą drogę. W chłód, ciemność i śmierć. Dzień jak co dzień.

Gdy Fulgrimsson wstał i zaczął rozpalać jedną z pochodni, dostrzegł że wszyscy w obozie śpią. Kto to miał wartować? Kto zawalił? Przeszło mu przez myśl, lecz w tej samej chwili przypomniał sobie jak to sam przegrał walkę z wycieńczeniem na swej warcie. Szczęściem wtedy, jak i teraz czuwali nad nimi bogowie i żaden atak nie nastąpił. Ale czy będzie tak zawsze? Nosił wilk razy kilka... jak to mawiano.

Dźwięk uderzania krzesiwem o krzesiwo zbudził resztę kompanii. Kiedy już ogień zapłonął na prowizorycznym łuczywie, Grundi pozwolił sobie na ostatnie chwile oddechu. Nim nałożył zbroję i ruszył ponownie przyjrzeć się sitom, wydobył ze swego toboła kartę z zapisanymi przez Thorina słowami i za pomocą kawałka węgla z byłego ogniska, starał się przepisać je na skałę obok legowiska i przeczytać to co nabazgrał. Gdy węgiel starł się i Grundiego zaczęły wkurwiać koślawe symbole, poprawił broń za pasem i ruszył do komina.

- Te sita są znacznie delikatniejsze. Może i ułatwi to przebijanie się, lecz trzeba nam uważać żeby nie przeciążyć żadnego z nich. Te kotwy są znacznie mniejsze i jeśli za dużo nas wlezie na jedno sito, to jedno jest pewne. Do góry nie polecą! Maksymalnie dwie osoby na sito, najlepiej bez sprzętu. Ja idę przodem. Zakomunikował i zaczął się przygotowywać. Poprawił wiązanie plecaka i przymocował do niego napierśmik. Kolczugę zostawił, chuj wie co tam na dole może siedzieć. Zamierzał najpierw opuszczać swoje graty, a następnie samemu schodzić po linie za nimi. Węzeł co jakiś czas miał ułatwić mu drogę. Nie ufał zbytnio swym umiejętnościom wspinaczki i wszechobecnej wodzie.

***

Kiedy przebił się przez pierwszą kratę i postawił stopy poziom niżej, przyjrzał się dokładnie róże w ścianie komina. - Jakiś odpływ, pewno na wodę czy co. Ściekiem nie jebie, ale i nie wygląda jakby był to szlak dla khazada. Idę niżej! Krzyknął do góry i kontynuował schodzenie. Woda szybko wsiąknęła w ubranie, a światło obozowiska niemalże zniknęło. Szczęściem przyzwyczajenie wzroku do ciemności i odrobina praktyki w poruszaniu się po omacku pozwalały całkiem nieźle rozeznać się w otoczeniu. Nie żeby kolejne poziomy sit bardzo się różniły między sobą.

Kiedy Fulgrimsson zjechał na linie piętro niżej i omal nie rozjebał ryja gdy poślizgnęła mu się noga oparta o śliską ścianę szybu, zauważył zasypany tunel w jednej ze ścian. Widział już wcześniej taką robotę.
- Kolejny tunel, ale zasypany. Wygląda na to że zablokowali co się dało kiedy się wycofali. Na wygodne przejścia nie ma co liczyć. Krzyknął jeszcze do góry, nie do końca pewny czy ktokolwiek go usłyszał. Ale chuj z tym, zejdą to sami zobaczą i poprzerzucają kamienie jeśli będą się nudzić.


Tym sposobem pokonywał kolejne sita, a ciemność wydawała się gęstnieć jeszcze bardziej. Mijał kolejne odpływy i zasypane tunele. Ile to już poziomów? Pięć? Siedem? Ie by nie było i tak jedyna droga prowadziła w dół. Gdy syn Fulgima stanął na kolejnym sicie i skupił wzrok na tym co poniżej, początkowo nie dostrzegł niczego. Żadnego sita, żadnego niczego, poza ciemnością. Lecz gdy tak wpatrywał się w nicość udało mu się ustalić że znajduje się na poziomie sklepienia jaskini, dokładnie na samym końcu komina odpływowego. Jakieś dwadzieścia stóp poniżej znajdowało się jezioro. Woda zabarwiona ciemnością, niczym smoła wzburzona była spadającą wodą i zdawało się że bez łodzi mogą równie dobrze rozpocząć wspinaczkę na górę. Lecz wspinaczka po śliskiej od wody linie i rozkuwanie coraz grubszych krat, wisząc pod nimi nie uśmiechało się Grundiemu, więc wbił wzrok w ciemność dokładnie badając okolicę. Może budowniczy tego komina pozostawili tu coś co może im pomóc? A może bogowie z nich zadrwili i utknęli tu jak gówno na dnie szamba?

- Heeeeej kuuuurwa! Słyszyta? Jeestem na doole! Kooniec siit! Jeezioro pod naami! Jaakieś dwadzieścia metrów, może więcej, może mniej. Ale szczyn leci, jakby leciał dwadzieścia metrów. Krzyknął do góry, starając się przekrzyczeć spadającą wodę i przeciągi komina.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 11-12-2014, 20:28   #549
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Nowa forma wędrówki – na ławie – było dogodniejsza dla starego krasnoluda, lecz jednocześnie irytowała go coraz bardziej. Nienawidził polegać na innych, a tym razem był od nich zupełnie uzależniony. Irytowało go to coraz to bardziej i bardziej. Czuł się co prawda coraz lepiej…o ile znaczyło to cokolwiek.. ale chciał już wstać.
Okazało się, że znów trafili na komin, co do którego od początku sugerował go jako dalszą drogę. Po raz kolejny okazywało się, że bez jego przewodnictwa byli ślepi i głusi na własnej drodze. Ale cóż, był to ich wybór. Przerwa na sen była bezcenna, dla wszystkich chyba, ale teraz czas było ruszyć dalej. Szczęśliwie podjęto tą inicjatywę, nim posnąć i nigdy się nie obudzić mieli by okazje wszyscy…żarcie się kończyło.
Postój miał i wady. Dirk – a miał on już u Rorana Ronagaldsona poważną krechę – wpadł na kolejny durny pomysł i począł krążyć między nimi wypytując ich co umieją i w czym są dobrzy by…sporządzić listę i im ją odczytywać. Kretynizm.

[***]

Dirk wraz z Thorinem podeszli do Rorana ciężko rannego, leżącego na kawałku deski, owiniętego w bandaże niczym mumia. - Roranie robimy spis umiejętności, wiedzy i rzemiosła w oddziale. Zechciałbyś wyliczyć na czym się znasz?

- Pheh...I uważasz ...khe zakasłał Roran -Że to dobry i właściwy moment by dowiedzieć się jakie znam języki i gdzie byłem?

Dirk obserwował Rorana ze spokojem i uwagą. - Proszę, powiedz krótko na czym się znasz, co potrafisz, jakie opanowałeś rzemiosło, wiedzę. Czy potrafisz się wspinać, pływać, szybko przeładować broń, może umiesz celnie miotać pociskami.. Jest to bardzo ważne, bo dzięki tej wiedzy będziemy mogli ocenić kto do danej czynności nadaje się najlepiej.

- Idźcie spać parsknął Roran - I nie trujcie dupy zmęczonym…. Ty Thorinie powinieneś wiedzieć lepiej…

Thorin wzruszył ramionami - Już po odpoczynku, niebawem ruszamy. To zresztą nie moja inicjatywa, ja tu jestem po to aby słuchać i być może w przyszłości ubogacić wasze nekrologii o kilka dodatkowych wzmianek. Po części jednak masz rację w swoim stanie i tak nie masz możliwości ani się wspinać, ani pływać, ani jak przeładować nawet broni czy rzucać czymkolwiek. - wyliczał za Dirkiem spoglądając alchemika z przekąsem, te konkretne pytania do “zwłok” rzeczywiście nie miały sensu. - Możemy z tym spokojnie poczekać aż wydobrzejesz, a jeśli nie zdołasz wydobrzeć to ta wiedza na nic nikomu. Ja w sumie wiem dość żeby spisać barwny nekrolog o tobie. - Uśmiechnął się na koniec przypominając wspólne posiadówki i rozmowy.


[***]

I Thorin miewał ostatnio chyba gorsze dni, jeśli i on podjął się tak beznadziejnego tematu. Spędzali jednak mimowolnie sporo czasu razem, tak więc nie był to jedyny poruszany przez nich temat. Zapytał bowiem o Hurana i komunikacje pomiędzy przestępcami.

- Thorinie, nie ma czegoś takiego. Istnieją pewne zestawy znaków ale nie są one aż tak uniwersalne czy rozpowszechnione. Porozmawiam z nim gdy samopoczucie i sytuacja pozwoli, ale tak po prawdzie nie poręczę ci, że coś z tego wyjdzie. Zbyt wiele jest band, grup i Gidli, zbyt wielu samodzielnych.. czynników. Ale zobaczymy. A za twe słowa co do listu dziękuje ci, jak się pewnie domyślasz interesuje mnie to wielce. Będę myślał nad tym…

Wiele więcej nie mógł, może poza nieprzeszkadzaniem. I liczeniem że Detlef z Grundim ściągną jego pistolety.
 
vanadu jest offline  
Stary 12-12-2014, 01:09   #550
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Następnym razem zajmij się tylko tym, co potrzebne - gdybyś wcześniej poszedł spać nic takiego by się nie stało. - Odpowiedział stojącemu przed nim Alriksonowi. - Tym razem się udało, ale kiedyś szczęście nas opuści. Weźcie się w garść, albo wszyscy skończymy jako karma dla szczurów! - Podniósł głos tak, aby pozostali też usłyszeli, a przede wszystkim - zrozumieli. Kolejny raz zawalili tak gardłową sprawę, jak warty. Kiedyś będzie o jeden raz za dużo.

Thorvaldsson sam chętnie wróciłby do snu, choćby na tej samej skale wyścielonej jedynie płaszczem, na której spał przez ostatnie kilka godzin. Mimo wszystko czuł się lepiej, niż przez ostatnie dwa dni. A może trzy? Łatwo stracić rachubę w mrocznych i dusznych korytarzach azulskiej kopalni. Po obliczach otaczających go khazadów dostrzegał, że im także długo wyczekiwany postój się przysłużył. Warto było poświęcić ten czas i nabrać sił na dalszą wędrówkę.

Fulgrimsson szykował się do wyprawy kominem w dół. Detlef zatrzymał go, zawołał również Khaidar i wyjaśnił, że zanim ruszą dalej chciałby zobaczyć co za ustrojstwo wisi im nad głowami. W tym celu przygotował kotwiczkę przewlekając przez jej ucho koniec konopnego sznura, nie obwiązując go wokół samej kotwiczki. Do kraty na górze było jakieś dwadzieścia stóp, zatem do pierwszej trzydziestostopowej liny dowiązał kolejną. Na jednym z jej końców zrobił zgrabną pętlę mającą spełniać rolę strzemienia.

Wysunął nieco dyndającą na sznurze kotwiczkę tak, aby mógł zakręcić nią porządnie i cisnąć w górę. Udało się dopiero za czwartym podejściem, przy każdym sprawiając radochę krasnoludom na kracie poniżej - spadający kawał żelastwa o trzech hakach wybierał zwykle miejsce zajęte przez któregoś z nich. W końcu się udało. Kotwiczka chwyciła pewnie, czego nie omieszkał sprawdzić główny zainteresowany, ciągnąc kilkakrotnie za sznur. Poprosił o kolejny czterdziestostopowy kawałek liny, przyzdabiając jeden z jej końców pętlą na stopę i wtykając sobie za pas. Krótko wyjaśnił dwójce khazadów co mają robić i już po chwili windowany był w górę na przewleczonej przez ucho kotwiczki linie. Strzemiono jako oparcie dla stopy oraz opleciona wokół ramion i pleców lina sprawdziły się znakomicie. Wcześniejsze zdjęcie pancerza i pozostawienie na dole oręża wymiernie pomogło dźwigającym jego ciężar krasnoludom, podobnie jak przewleczenie końca liny przez oko dolnej kraty.

Będąc na górze sięgnął po stylisko młota, jak zdołał rozpoznać. Przypominał ten, którym posługiwał się Ergan. Niestety głownia utknęła i Zhufbarczyk musiał dłuższą chwilę natrudzić się z jej przeciskaniem przez sito. Pręty poddały się w końcu i mógł oswobodzony oręż zawiesić przy pasie. Powrót na dół miał zostać przeprowadzony przy udziale drugiego sznura. Thorvaldsson przewiesił koniec liny przez dwa sąsiednie oka kraty, włożył stopę w strzemię i dał znak pomocnikom na dole, żeby naciągnęli linę. Aby nie spaść na dół asekurował się trzymając pręty kraty nad głową i zawisł na drugiej linie dopiero, gdy została napięta. Wtedy też odczepił kotwiczkę i już miał ją odrzucić w dół, gdy dostrzegł błysk metalu w innym miejscu na górnym sicie. Nie schodząc jeszcze postanowił sprawdzić znalezisko. Sięgając ramieniem jak najdalej przewiesił kotwiczkę z liną w kierunku błyszczącego przedmiotu. Wykonał zmianę strzemienia i liny tak samo, jak za pierwszym razem, upewniwszy się wcześniej, że ci na dole znają jego zamiary.

Przewieszając raz linę, raz kotwiczkę dotarł w pobliże kolejnej broni - pistoletu łudząco podobnego do tych, którymi posługiwał się Ronagaldson. Tutaj było nieco łatwiej, bowiem udało się przełożyć samopał przez oko kraty i został on zatknięty za pas. Tknięty przeczuciem zaczął rozglądać się za kolejnymi - stary Roran miał ich chyba ze trzy. W istocie, wszystkie trzy pistolety zostały odnalezione, a Detlef całkiem sprawnie potwierdził skuteczność swojej metody na poruszanie się między poziomami komina sitowego. Zjeżdżając dostojnie na dół nie krył zadowolenia tym większego, że był pewien ukontentowania właścicieli odnalezionej broni. Nie pomylił się - Ergan bardzo się za swoim młotem stęsknił, a Ronagaldson zdobył nawet na wychrypiane podziękowanie.

Detlef zamierzał nieco odpocząć, a w tym czasie Grundi zaczął opuszczać się w dół komina. Miał zapas liny, Thorvaldsson wyjaśnił mu dokładnie sposób w miarę bezpiecznego własnoręcznego opuszczania się za pomocą sznura przewieszonego przez oka kraty. Taką linę można było odzyskać i wykorzystać ponownie i to właśnie stanowiło jej główną zaletę. Zjazd w strzemieniu również zdawał się dobrym pomysłem, a prędkość opuszczania regulował sam zjeżdżający poluźniając oplecioną wokół ramion i przeciągniętą przez plecy linę.
To samo dotyczyło sposobu dotarcia na górę, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Podciągając strzemię w górę oparcie dla stopy było wyżej i wyżej można było za linę chwycić, by znowu pociągnąć. Nie była to szybka metoda, ale minimalizowała ryzyko upadku na które byli narażeni, gdyby spróbowali zejścia po śliskich ścianach komina.

Po dłuższym czasie z dołu dobiegło wołanie Grundiego. Dotarł na ostatnią kratę i gdzieś pod nim było rozlewisko spływającej kominem podziemnej rzeki. Było oczywiste, że gdzieś tam na dole musi być woda i ważne stało się znalezienie suchego lądu - problem w tym, że tylko jedna osoba z tych w miarę sprawnych potrafiła pływać i mogła spróbować wybadać dalszą drogę. Thorin.
- Thorinie Alrikson, masz okazję odkupić swoją winę, jaką było zaśnięcie na warcie i narażenie towarzyszy broni na śmierć z ręki podstępnego wroga. - Nieco patetycznie zagaił do medyka. Prawda była taka, że i tak musiałby go posłać, gdyż reszta najpewniej potopiłaby się w sadzawce na dole.

Nim jednak Thorin dołączył do Grundiego, Detlef zarekwirował ławę pełniącą rolę noszy dla Rorana i przygotował ją do opuszczenia w dół. Ranni i tak musieli być opuszczeni w postaci baleronu - tę pracę musieli wykonać towarzysze w najlepszym stanie. Tymczasem wraz z Khaidar przygotował ławę, która odwrócona i położona na siedzisku miała pełnić rolę transportu wodnego i posłał ją wraz z Thorinem na dół. Alrikson miał zostać opuszczony na wodę przez Grundiego i Khaidar, po czym Ronagaldsdottir miała wrócić na górę i pomagać Detlefowi w transporcie rannych.

Ten planował nie czekać na wyniki zwiadu Thorina i umieszczać towarzyszy na niższych poziomach sita tak, aby na każdym nie było więcej, niż dwóch. Kraty zdawały się być coraz cieńsze i słabsze - zbyt duża masa khazadów na jednym z nich mogła spowodować zerwanie kotw i upadek na sam dół.

Na koniec Zhufbarczyk opuści ich plecaki i zbroje, po czym sam zacznie schodzić, a raczej zjeżdżać na dół. Oby Alrikson znalazł brzeg i zdołał wyciągać z wody nie umiejących pływać towarzyszy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172