|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-05-2016, 21:34 | #121 |
Reputacja: 1 | Kiedy Edgar zobaczył oddział od razu chciał by udali się do dowódcy by wspomnieć o orkach. Jednak nim zaczął przekonywać dowódcę do tego odpuścił sobie przypominając, że są incognito i lepiej nie zwracać na siebie uwagi. Wieści o tak szybkich porażkach Kislevitów zmroziły krew w żyłach młodego rycerza i kiedy byli w Middencheim tak chciał wrócił do zakonu i wyruszyć do walki w bojowym szyku wraz z braćmi zakonnymi. Jedynie zaciągną kaptur i cieszył się, że zarost mu się pojawił czym nie zwracał zbytniej uwagi. Z resztą zazwyczaj nikt z Panter nie zwracał uwagi na awanturników, których było pełno w mieście. W końcu wyjechali i jechali dalej na północ. ... Podróżowali dalej traktem ku stolicy Nordlandu. Yrseldain prowadził bacząc by nikt nie zakłócił ich pochodowi. Dotarli wreszcie do Salzemund. Miasto to dwa razy w życiu odwiedził za młodu Edgar jeszcze jako początkujący rycerz najemny. Nigdy mu się nie podobał przez zapach chyba. Teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Okazało się, że drużynowy elf miał tu znajomego do którego nie czekając poprowadził oddział. Jakie było Edgara zdziwienie gdy się okazało, że przyjaciel elfa prędzej pasował na druha Algrima lub niedźwiedzia. Wieczór przy wesołych śpiewach i rozmowach minął rycerzowi przyjemnie. Popił trochę i porozmawiał z synami gospodarza. Chłopaki byli na schwał i nie jeden dowódca pewnie by ich widział w swoim oddziale. W końcu do głowy von Duneberga przyszły myśli o zadaniu i wykorzystując okazję zagaił Horsta. - Jaki mamy plan?- Spytał i umoczył usta w kuflu piwa. |
23-05-2016, 09:24 | #122 |
Reputacja: 1 | - Plan? Dosyć prosty i chyba nawet przyjemny. Szukać człowieka. Wypytywać. Karczmy, burdele, targowiska, place, magazyny - wszędzie tam, gdzie spotykają się ludzie. Nie od rzeczy byłoby sprawdzić półświatek, jeśli ktoś ma dojścia. Najlepiej wymyślcie bajkę, dlaczego go szukacie. Niezawodnym motywem jest, że on wisi wam pieniądze - większość ludzi nie lubi dłużników i z czystej zawiści go wydadzą. Albo, że szuka go prawo i jest za niego nagroda, w tym za informację o nim. Chętnych, by zarobić zawsze kilku się znajdzie, choć tej bajki należałoby użyć w ostateczności. Plotki lubią krążyć i jeszcze się nam nasz poszukiwany ukryje. Jeśli ten punkt tutaj jest pewny, można się tu zatrzymać i zrobić sobie coś w rodzaju sztabu, przynajmniej przez kilka dni, zanim nie ruszymy dalej. |
23-05-2016, 21:43 | #123 |
Reputacja: 1 | - Idę z tobą. - oznajmił krasnolud - Widziałem jak walczysz, jeżeli napadnie cię kilku zbójów na raz będziesz miał ostre kłopoty. Razem i ty będziesz bezpieczniejszy, będziesz miał zawsze w zanadrzu krasnoludzki argument, a i gładsze gadanie masz ode mnie i ładniejszy ryj. Ja bym tylko wszystkich płoszył. - tu Algrim pokiwał głową - A co do zamtuza... Krasnolud oblizał wargi z drapieżną miną. - Zamtuz... gdzieś gdzie mają cycate baby... albo w sumie to niech mają elfie... po tamtych wspominkach jakoś mnie chętka wzięła na elfi tyłek. - krasnolud zarechotał i dźgnął Horsta w bok łokciem - Bo wiesz, szefie... Wąska w pasie dobrze pcha się. |
29-05-2016, 10:51 | #124 |
Banned Reputacja: 1 | Yrseldain Na pytanie efla, stary marynarz przepił je kolejnym łykiem gorzałki. Głośno cmoknął, westchnął i oparł się o ścianę. Zadumał na chwilę, przeszukując swoją obszerną pamięć. - Mikry Jorgen? Wiesz Liściasty, tutaj jest do chuja Jorgenów, Bjornów i innych cholerstw. Już w mojej kamienicy jest przynajmniej dwóch, ale żaden z nich nie ma takiego przydomka. Najlepiej jak popytasz na mieście, tutaj nikt nie puści pary z gęby, a ja nie słyszałem o takim. Horst i Algrim Podziękowaliście za gościnę, tłumacząc, iż pilne sprawy nie czekają tak jak gorzałeczka. Zabraliście niewiele, Horst tylko miecz, Algrim miał przy boku topór. W tłum wtopiliście się idealnie. Dwójka najemników w mieście portowym, gdzie łatwo o dostanie po mordzie i szybką robotę, stanowiła stały element. Szliście trasą, którą zdołał zapamiętać Horst. Horst: Inteligencja - 10 za gęstość zabudowy 96/49 porażka! Wychodząc na nieco węższą uliczkę, baron poprowadził w lewo, potem skręcił w kolejne lewo przy małej studni na rozwidleniu dróg. Z tego co pamiętał, mieli teraz przejść przez taki łącznik, stanowiący o połączeniu dwóch kamienic. A może to będzie na kolejnej przecznicy, po skręceniu przy szewcu? Nie mniej, waszym zamiarem było wydostanie się na główną ulicę dzielnicy, zwaną Drogą Syrenki. Obecnie znajdowaliście się na zakręcie, otoczeni budynkami mieszkalnymi. Ktoś patrzył na was z okna, jakieś smutne i zmęczone życiem twarze lustrowały was bardzo uważnie. Algrim zaklnął szpetnie, wiedział, że zgubiliście się. Do wszystkiego, ktoś dołożył wam, trzech miłych panów, którzy wypełzli z pobliskiej bramy. Raczej wysocy, normalnie zbudowani, o ogorzałych mordach. Jeden miał wąs, drugi szczecinę, ostatni szramę na pół mordy. Gdzieś błysnął kastet, jakiś nóż. - Co jest, chłopy? Zgubiliście drogę, pomóc wam? - zahuczał szrama, cały czas zbliżając się do dwójki. Edgar Nim zdążyłeś zareagować, Horst wraz z Algrimem zdążyli wyjść. Na Ragnwalda nie miałeś co liczyć, bowiem pochłonięty był siłowaniem się na rękę z całą piątką Herzogów. Jak na razie szło mu nieźle... Wzruszyłeś więc ramionami, kiwnąłeś głową elfowi i wyszedłeś. Przed samym budynkiem zrobiłeś szybką lustrację otoczenia.. Edgar: Inteligencja -10 za gęstość zabudowy 20/40 sukces! Nie mniej, przypomniałeś trasę jaką prowadził was Yrseldain. Bardzo sprawnie pokonałeś kilka ulic, skręcałeś w różne kierunki, nawet wspinałeś się na pagórek. Cholera, to miasto było na takich zbudowane! Było lekko faliste, dziwne. Zabudowane, zatęchłe i ponure. Dostałeś się jednak na główną ulicę dzielnicy. Uderzył Cię smród ryb oraz gwar ludzi. Wozy pokonywały tą trasę wielokrotnie wyrabiając koleiny. Cienki strumień rynsztoka dawał o sobie znać zapachem. Ludzie dokądś szli, nie gnali jak w Altdorfie. Leniwie płynęli. Ktoś coś sprzedawał, ktoś robił fikoły. Przestrzeń była otwarta. Ragnwald Nasz Niedźwiedź wygrał pojedynek z każdym z synów, choć musiał przyznać, że Kurt nieźle wychował młodzieniaszków. Mieli zacięcie do rywalizacji i parę w łapach. Jeśli nie odbije im palma, wyrosną na porządnych ludzi. Wyobraźnią widział, jak jeden czy drugi sprzedaje papiaka jakiemuś typowi w karczemnej bijatyce. Najstarszy łyknął piwa, kiwając z uznaniem głową. Sędziował pozostałe pojedynki. - Szacun, panie Niedźwiedź. Nie tylko pan wyglądasz jak on, ale masz pan jego siłę. Wujo elf mówił, że kogoś szukacie. Może jakoś pomożemy, co? Jak na komendę, pięć gęb wyszczerzyło się w uśmiechu. Byli gotowi pomóc komuś, kto zyskał w ich oczach niezwykły szacunek. |
29-05-2016, 21:34 | #125 |
Reputacja: 1 | - Ano potrzebujemy. Jak rozumiem panowie przyszli pobrać podatek od wchodzenia do dzielnicy. Krasnolud uśmiechnął się szczerym krasnoludzkim uśmiechem wychodząc naprzeciw zbirom. Roztarł pięści i uśmiech zniknął z jego twarzy. Zastąpiło go spojrzenie psychopaty. - Wiecie... Ostatniego mytnika jaki się do mnie przyczepił pozbawiłem jajec. - wypowiedział Algrim oblizując wargi i szykując się do bitki. Miał tylko w pamięci że w razie czego ci ludzie mogą być ich językami. Dlatego w jego zamiarze było porządne obtłuczenie człeczyn... No chyba że będą się bardzo prosić... wtedy po prostu ich zmasakruje... jak Najwyższy Król Gotrek Starbreaker elfiego króla Caledorna II. |
29-05-2016, 22:50 | #126 |
Reputacja: 1 | -Pozostaje mi pociągnąć kilka języków. - Odparł spokojnie Yrseldain. Wstał, otrzepał się i sprawdził czy broń siedzi na swoim miejscu. - Ciekawe ile mord złapie siniaki w tym pięknym dniu. - Zażartował sobie i ruszył do wyjścia. Miał w tym momencie dwa cele. Pierwszym był słup ogłoszeniowy, elf musiał uzupełnić listy gończe i sprawdzić czy nikt nie szuka szampierza. Zapewne zleci im tu trochę czasu, zanim informator się znajdzie lub ujawni, trzeba było mieć jakieś zajęcie. Na drugi ogień szedł port. Warto było spróbować wypatrzyć osobę pasującą do rysopisu. Mógł też popytać szlajających się tam typów, żeby przyciągnąć uwagę. Jeśli Otto sam się nie pokaże, zawsze może znaleźć się ktoś, kto będzie coś wiedział, albo jakiś wykidajło wynajęty przez rzeczonego by jego poszukiwania ukrócić. W obu wypadkach dowiedziałby się tego, czego by chciał, a w tym drugim miałby jeszcze zapewnioną rozrywkę. Liściaste Ostrze zastanawiał się, czy nie poszukać też guza, ale uzbrojony elf w dzielnicy portowej przyciągał dość uwagi, by guz mógł znaleźć go sam. Miał nadzieję trochę rozruszać kości po podróży.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |
29-05-2016, 23:59 | #127 |
Reputacja: 1 | Bardzo lubił Salzenmund jak i zresztą całą imperialną północ. Pozwalał chłodnym, przenikliwym wiatrom smagać jego niemłodą już twarz, a jako prosty człowiek cieszył się, kiedy zimne ciarki grały gromkiego marsza na jego niedźwiedzich plecach. Bo chociaż piękna jest pogoda i słońce grzać potrafi jak oszalałe - północ to zawsze będzie północ. Inwazja plugastwa z tegoż pięknego kierunku nie napawała serca Ragnwalda szczęściem. Chociaż miał odwieczny, wpojony żal do rodzinnych stron, do całego Ostlandu, do miasta Ferlangen, gdzie po jego uliczkach jako młodzik latał za rówieśnikami, targał młode dziewuszki za warkocze. Gdzie tak paskudnie splamił swoje sumienie, imię i sam sobie rozjebał dobrze zapowiadające się życie. To jednak nadal była to mateczka ziemia, która zrodziła takiego nieszczęśnika, jebakę-hulakę, złoczyńcę i złodzieja jakim on był. A mateczkę się kocha, choćby wyrodna i znienawidzona była. Jego włochaty łeb - jaki głupi by nie był - to nie chciał myśleć, ale serce miało szczerą nadzieję, że wróci choć na chwilę na stare podwórko, nim to ostatecznie utonie w chaotycznej gnojówce, co pędem przelewa się niżej i niżej ku południowym landom. Zarówno gospodarz jak i jego synowie wydawali się być ludźmi porządnymi, z takimi co tarcza przy tarczy chciałoby się iść, z jednego kufla pić i razem baby nieładnie niepokoić. Bo choć pokonał młodzików siłując się z nimi, to pewien był, że mierząc się za parę lat - łapę by mu urwali, już w pierwszej rundzie kości na miazgę gruchocząc. - Zaiste, wasza znajomość tego wspaniałego portu, urok osobisty i niebywała siła w łapach mogą się bardzo przydać - rozglądnął się i zobaczył, że wszyscy jego towarzysze poszli w swoją stronę, każdy wykonując robotę w najlepiej znany mu sposób. - Pierw chciałbym zwiedzić najlepszy burdel jaki tu macie - poprawił skórzany pas i pogładził bujne brodzisko - mówiąc najlepszy, mam na myśli taki, gdzie panny droższe są, ładniejsze takie i rzadziej syfa mają, bo i tak za dużo zmartwień mam w tym pieprzonym życiu. - pomyślał sekundę i dodał - Myślę też, że człowiek co mu się chce dbać o dystyngowany, estalijski wąsik, prędzej pójdzie macać zacniejszą dziewkę, niźli brudną i prostą z tańszego bajzlu, jakich tu pewnie nie brakuje. - nie chcąc jednak urazić rodzimych mieszkańców Salzenmund, z krzywą miną postarał się poprawić - W końcu to imperialne miasto! Ludzkie więc, a ile ludzi tyle zboczeń i fantazji, he he... - nie wyszło jednak najlepiej. |
31-05-2016, 00:15 | #128 |
Reputacja: 1 | Edgar wchodząc na główną ulicę myślał, że pagórkowate ukształtowanie terenu na jakim znajdowało się miasto i zarazem stolica prowincji będzie dobrze skanalizowane i zadbane. Jak się mylił gdy jego nozdrza mówiły mu o smrodzi z rynsztoka płynącego główna arterią miasta. To nie Middenheim ani Aldorf. Mogliby władcy zadbać o to miasto lepiej. No cóż, nie wszędzie cywilizacja trafiła na czas. Pieniądze pewnie na inne cele były przeznaczone w tych stronach. Ciągłe ataki na wybrzeże pochłaniały masę złota na wojsko a i gospodarka nie była tu pewnie dobrze prosperująca. Młodzian stanął przy jednym z kramów i rozejrzał się wokół. Sporo ludzi się kręciło. Stragan nie jeden tu stał i zapraszał swoim urokiem. Edgar będąc tylko w ubraniu podróżnym z mieczem i sztyletem przy pasie nie wyróżniał się zbytnio wśród miejscowych. Cieszyło go, że może przechadzać między ludźmi i nikt większej uwagi na niego nie zwracał. Podszedł tedy do jednego z zajazdów przy głównej i wszedł. Komnata była zasnuta dymem i bywalców wcale nie było mało. Rozejrzał się i jego wzrok spoczął ja pulchnym, brodatym gospodarzu. Podszedł do człowieka, który na jego widok życzliwie się uśmiechnął. - W czym mogę służyć?- Zapytał sięgając po kufel stojący pod barem. - Szukam pewnej osoby.- Powiedział siadając za barem kiwając głową na znak, że napije się piwa, które już wpadało z beczki przez kurek do naczynia. - Wielu tu szuka różnych ludzi. Nie wszyscy chcą być znalezieni jak i niektórym nie jest godne znaleźć.- Odpowiedział grubas stawiając kufel przed von Dunebergiem. Młodzieniec położył Karla na blacie i mówił w te słowa. - Może uznasz, że jestem godny znalezienia człowieka, a osoba poszukiwana prze zemnie jednak może chcieć być odnaleziona?- Przesunął monetę w stronę rozmówcy, który uśmiechnął się na widok monety. - Poszukuję człowieka. Jest niskiego wzrostu mężczyzną. Ma chudą twarz o wyraźnych kościach policzkowych, bliznę na szczęce, bystre zielone oczy i przerzedzone brązowe włosy. Nosi mały wąsik pod nosem, na wzór estalijski i wołają na niego niektórzy Mikry Jorgen.- Ostatnie słowa już mówił ściszonym tonem ściągając twarz rozmówcy ku sobie. Edgar patrzył cały czas w oczy zamyślonego i słuchającego mężczyzny. |
31-05-2016, 14:19 | #129 |
Reputacja: 1 | - My? My się nigdy nie gubimy. Mieszkam kurwa tutaj i oprowadzam mojego przyjaciela po naszym zasrajdołku. Guza szukasz czy sobie jaja robisz? Od Khazada chcesz toporem wyrwać czy jak? - Horst uśmiechnął się ironicznie obserwując uważnie trójkę napastników. Miał nadzieję, że jego szerokie rondo kapelusza zasłania twarz na tyle, by nie ujawniać oczu. W oczach zawsze można było wyczytać kłamstwo, a ludzie ulicy od razu wyczuwali wszelkiego typu kapusiów czy wtyczki. Wręcz byli na to wyczuleni. A Horst kłamał właśnie bezczelnie, patrząc bandycie prosto w oczy. Zgubił się, i to cholernie. Najwyraźniej rajfur który wskazał im drogę był z szumowinami albo w zmowie, albo wyjątkowo kiepsko go zrozumieli. W każdym razie tkwili w tym parszywym zaułku, z trzema obwiesiami na karku - gotowymi zabrać co najmniej sakiewki. - Szukamy was właśnie. Podobno czai się na was kordegarda. Że niby ograbiliście tu kogoś, i nie podzieliliście się z nimi. Pierdolone psy, zawsze biorą co im pasuje - szlachcic spróbował najlepszej broni człowieka - blefu. Rozlew krwi był mu nie na rękę, bo przynosił jedynie niepotrzebny rozgłos i stanowczo za dużo pytań. Komplikacje związane z ewentualnymi ranami również. Widząc, jak prowodyr waha się, szlachcic postanowił postawić wszystko na jedną kartę - No, ruszże się człowieku i spierdalaj! Wiejcie stąd! Oni zaraz tu będą! - Horst rzucił na bok głową udając, że zerka za plecy, spodziewając się nadciągania wymyślonego patrolu straży. Jednocześnie szykował jednak broń do wyjęcia, gotując się na ewentualne starcie. Ostatnio edytowane przez Asmodian : 31-05-2016 o 14:29. |
01-06-2016, 00:23 | #130 |
Banned Reputacja: 1 | Algrim i Horst Wystąpienie szerokiego w barach i łapskach krasnoluda nieco zelektryzowało akwizytorów. Jego mięśnie dalece przekraczały standardy rasowe, sugerując, iż osobnik ten wbija w ziemię niczym młotek gwoździe. Algrim: Zastraszenie (Siła Woli) 50/33 sukces! Tanie dranie: Opanowanie 29/65; 29/52; 29/49 porażka! Nie wiadome czy była to zdecydowana postawa Algrima, jego postura - nota bene był dość wysokim krasnoludem, mierząc całe 162 centymetry wzrostu - która sugerowała jeden, słuszny tytuł: koks. Możliwe, że było to czyste szaleństwo w piwnych tęczówkach jego oczu. Panowie z firmy Wpierdol-und-Wpierdol cofnęli się do tyłu. - Nie no.. wiadome kurwa, co nas będą.. - próbował ciągnąć temat jeden z nich. Wtedy właśnie wkroczył Horst.. Horst: Krasomówstwo (Ogłada) 64/93 porażka! O ile pierwsze kłamstwo nie wywarło na zbirach większego wrażenia, a baron mógłby się założyć, iż szramowaty zatrzymał się na chwile słysząc werbalny pierd zwany kłamstwem, tak.. Horst: Krasomówstwo (Ogłada) 64/64 sukces! druga fala kocopołów, w połączeniu z postawą krasnoluda, poskutkowała. Na dźwięk słów: kordegarda, straż miejska, dług oraz obrazowanie pałowania w lochach, podziałały w dostatecznym stopniu. Wycofali się ciągle patrząc na dwójkę, by po kilku krokach spierdolić szybkim tempem, po albiońsku jak się zwykło mawiać. Jakaś okiennica się zamknęła, czyjaś morda odłączyła się od sztachety płotku. Widowisko zakończone, 1:0 dla obcych. Zostaliście sami. Jedyne drogi to ta z której wróciliście i ta, w którą zmierzaliście. Co robicie? Eleishar Bardzo sprawnie pokonał dzielącą go odległość do centrum dzielnicy portowej. Elf posiadał świetną pamięć, a w Salzemund spędził całe trzy lata, co dla niego jako elfa, było śmieszną miarą czasu. Zdążył jednak poznać to miasto w dobrym stopniu. Nim się obejrzał, wyszedł z tyłów magazynów na główną ulice. Ruchliwa, krzykliwa i pełna smrodu. Ryby, pot, ścieki i więcej ryb. Kupcy przekrzykiwali się z innymi kupcami. Kurwy w sposób całkowicie wolny przechadzały się po uliczkach, łowiąc klientów. Pierwszym celem był słup ogłoszeń, stojący na największym i chyba jedynym placu w tej części miasta. Było tutaj jeszcze gorzej.. Co było na sporej grubości słupie, który przewyższał Yrseldaina o dobre 50 cm? Wszystko. Począwszy od drobnych ogłoszeń w postaci ofert szczurołapów, faktorii kupieckich, czy szkutników, po krótkie notki. "Zaginoł Sven. Sven, Ty chuju na kaczych łapach, gdzie moje sto milijonów?!" "Zlecę dyskretnym typom dyskretną robotę przy przerzucaniu ryb" "Wstąp w szeregi miejskiego garnizonu! Straż miejska Salzemund poszukuje ochotników do pełnienia służby. Dobrze płatna, niezłe warunki, elastyczne godziny pracy i praca w młodym oraz dynamicznym zespole. Budynek odwachu przy Ratuszu." Pod spodem ktoś naskrobał szybkim, acz wyraźnym pismem: lepiej chujem mieszać ciasto, niż ze strażą iść na miasto Listów gończych nie było. Totalna posucha, co bardzo zasmuciło Liściaste Ostrze. Skierował swoje kroki w stronę dalszą, w inne czeluści portu. Obserwował ludzi, pracę dokerów i marynarzy. Przystanął nawet przy małym kramie, o dziwo wyposażonym w kółeczka! który oferował kufelek zimnego piwa. Było to jasne, ale orzeźwiające piwo. Za małą ladą stał grubas o minie kota wracającego z chwackiego chędożenia kotek. Właśnie przecierał jeden z cynowych kufli. Leniwie lustrował przechodniów, czekając na przybyszów.. Co zrobisz? Ragnwald Piątka Herzogów zamyśliła się. Najmłodszy z nich po chwili wypalił, że za chuja nie zna takiego typa i musi lecieć na miasto załatwić sprawę dla papy. Towarzyszył mu drugi brat, dla draki i śmiechu, bliźniak. On wyruszył razem z nimi. Pozostała trójka dalej dumała. Odezwał się trzeci w kolejności wiekowej, co plasowało go po środku. - Mikry Jorgen? E, Uwe, pamiętasz go? To ten, co miał jakieś zatargi z lokalnym gangiem. Uwe, bo tak miał na imię najstarszy pokiwał głową. - Teraz sobie przypominam. Był taki Jorgen, choć nie wiem czy mikry był, czy może bysior... tak czy inaczej, jakieś kilka miesięcy temu była draka w całej dzielnicy. Podobno ten Jorgen spółkował z dwoma wrogimi gangami ulicznymi. To jednym coś sprzedał, to drugim powiedział. Interes się kręcił, dopóki nie wydało się. Ktoś bardziej rozumny i podejrzliwy dodał jeden do jednego. W słowo wszedł ponownie ten środkowy. - Chcieli go zaciukać, nawet na chwilę zawiesili broń, bo Mikry zrobił sporo szkód dla własnej kabzy. Napadli go w jednej z karczm, Morskiej Murwie. Zrobił się raban, błysnęły noże. Podobno ten Jorgen zaczął spierdalać. - Dupa tam! Byłem wtedy w Morskiej Murwie - wtrącił się drugi w kolejności starszeństwa. - Mikry Jorgen spiął się jak spodzieny na dupsku, wystrzelił do przodu i wywalił jednemu takiego luja, że tamten padł na klepisko. Wpierdolił się w nich, kogoś roztrącił. Ktoś poleciał na stół marynarzy, czy to sam Jorgen go pchnął. I zaczęła się rozruba.. Ktoś kilka razy wybiegał z lokalu, ulicznicy też chyba z Jorgenem. - Nie wiadomo czy go dopadli, ale kilka dni potem z Salzu wyłowiono jakieś ciało. Nieźle zmasakrowane, z ostrzem pod żebrami, objedzone przez ryby. Rozpoznano go po ubraniu, chociaż niby wzrost się nie zgadzał czy brak szramy na ryju. Mikrego nie widziano od tamtej pory, te dwa gangi jakoś też w dziwny sposób ucichły. Edgar Kawaler von Duneberg miał okazję na zwiedzanie miasta. Musiał pozostawać w roli, bowiem typowo szpakowate zachowanie i zaglądanie w każdy kąt sugerowało jedno - przybył obcy. To zawsze przyciągało kłopoty.. Główna ulica była pełna różnych przybytków. Najczęściej były to magazyny czy przedstawicielstwa jakiś gildii kupieckich. Warsztaty szkutnicze, jednak daleko im było do stoczni w Marienburgu. Tu wyrosła jakaś gospoda, to tam. Edgar minął się z Yrseldainem o kilka minut, o czym nie mogli wiedzieć, bowiem na główny plac dzielnicy, zwany Dupą Krakena (zapewne kształt miejsca i odchodzące od niego liczne uliczki były podłożem dla tej nazwy), weszli innymi stronami. Edgar: Inicjatywa 68/22 sukces Ktoś krzyknął, ktoś zaklął, gdy z uliczki naprzeciw Rycerza Panter wyskoczył rozpędzony koń. Galopował przez ulice, roztrącając tych, którym nie udało się ujść. Co ciekawe, koń miał na sobie pełne oporządzenie.. Zareagował jednak w porę, obracając się ku wierzchowcowi. Edgar: Zręczność 57/57 sukces Edgar w porę zdążył uskoczyć spod kopyt, zostawiając przywilej zatrzymania konia komuś innemu. To, że odskoczył w bok sprawiło, że wpadł na jedną osobę. Osoba ta, w chwili zderzenia coś mówiła. Głośnym, wyraźnym głosem. Przerwała poprzez uderzenie. Gdy Edgar podnosił się, pojawiła się nad nim pochylona sylwetka mężczyzny. Mężczyzny w sile wieku, o wyraźnej siwiźnie w zaczesanych do tyłu włosach. Towarzyszyło mu bystre spojrzenie błękitnych oczu oraz wyraźny zarost. Najlepsze było to, że mężczyzna nosił szaty kapłańskie i to świątyni Ulryka. Widząc medalion Edgara jego spojrzenie złagodniało. Pomógł wstać rycerzowi. - Masz dobry refleks, bracie. Zapewne Pan Zimy były rad widząc taką tężyznę w boju. Uśmiechnął się krótko, po czym wrócił na swoje miejsce. Wskoczył ponownie na małą skrzyneczkę, by ponownie rozpocząć głoszenia kazania. - ... powiadam wam, bracia i siostry, iż gwiazdy są dziełem bogów! To oni poznali ich tajemnice, sekrety. Przechadzają się z jednej na drugą. Kto wie, może gdzieś tam, na jednej z nich, którą upatrzył sobie Pan nasz Ulryk, jest właśnie on, spoglądając na nas góry. A każdy z nas, urodził się gdy jedna z nich świeciła jaśniej! Stanowiło to kompletną abstrakcję, bowiem kapłan Ulryka raczej sceptycznie podchodzi o astronomii. Nie mniej, miał grono zainteresowanych, którzy uważnie go słuchali. Umiejętne wplatanie w to wszystko Pana Wilków, gromadziło tłumy ulrykanów. Salzemund stało dwoma religiami - Mananna i Ulryka. Jesteś po środku placu, niedaleko prawiącego kazania kapłana. Co robisz? |