|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
11-01-2017, 20:20 | #131 |
Reputacja: 1 | Koń, jak to miał w zwyczaju, chrapał i boczył się na samą myśl o wsiadaniu na prom, z Schumannem na grzbiecie, czy też bez niego. Mężczyźnie pomysł również się nie podobał. Nie dlatego, że też bał się podróżowania w ten sposób, a raczej ze względu na wyśrubowane ceny, jakich przewoźnicy żądali za przeprawę. Dlatego też po całym dniu podróży trzymał się go zły humor. Prom zostawił daleko w tyle, ale srebra jednak było mu żal. W sakiewce miał więcej kurzu i pajęczyn niż monet, a zapotrzebowanie na usługi przepatrywacza było o wiele mniejsze niż się spodziewał. Tutaj, na północ, skuteczną konkurencję robili mu miejscowi traperzy. Mieli zaufanie ludności, wyrobioną markę i przede wszystkim znali teren. Leo nie. Zamiast tego wynajął się do ochrony spławu drewna. Flisacy i drwale w bindudze wsiadali na wrzucone do rzeki, pieczołowicie powiązane ze sobą ścięte drzewa. Na takich tratwach z krótkimi postojami mieli dotrzeć aż do Pińska, a dalej do Iska, gdzie bale mieli wykorzystać do budowy portu. Schuman miał ich eskortować tylko do tej pierwszej osady. Przemiana dzikich ostępów w tereny - jak to mieszczuchy określały - cywilizowane była rozłożona na kilka etapów. Pierwszym zwykle był karczunek i na tym poziomie była większość okolicy. Przepatrywacz jechał przybrzeżnym, bitym traktem, z jednej strony mając oko na rzekę i spław drewna, z drugiej - na oddzieloną od drogi jedynie wąską linią między ścianę lasu. Ciemną i nieprzeniknioną. Miał dbać o bezpieczeństwo drwali, gdyby coś przyplątało się od strony lądu. W okolicy podobno kręcili się zwierzoludzie, mieli podobno już nawet napaść na jakąś osadę lub sadybę. Stirlandczyk traktował zagrożenie poważnie. Zarządca tartaku chyba mniej, bo zatrudnił do ochrony tylko jego. Ale z drugiej strony, na spławiane bale dostać się niełatwo. Samotnego jeźdźca dopaść prościej. W ciągu dnia przebywali dystans od siedmiu do dziesięciu mil - w zależności od okolicy oznaczało to ominięcie kilku do kilkunastu nawet sadyb i dotarcie w miejsce, w którym spławiający drewno robili sobie przerwę na króciutką drzemkę. On oczywiście musiał czuwać, choć bardziej od niewyspania denerwowało go to, że musiał z własnej kieszeni płacić za przeprawę. Przezornie nie odliczył jeszcze kosztów podróży od przewidywanego wynagrodzenia, ale czuł, że w najlepszym przypadku wyjdzie na zero. Na podgrodziu Pińska było błotniście. Poza tym, były tam też różne inne rzeczy, ale przede wszystkim, było tam cholernie dużo błota i duszącej wilgoci. Wyjątkowo nie miał pretensji do swojego kasztana o poirytowane chrapanie i parskanie. Pomiędzy chylącymi się ku sobie drewnianymi budynkami było rzeczywiście obskurnie. Zgrzytnął zębami i zeskoczył z konia. Negocjowanie wynagrodzenia za ochronę spełzło na niczym i koniec końców dołożył do interesu. Złapał konia za uzdę i ruszył do stajni po drugiej stronie ulicy. Musiał zostawić gdzieś wierzchowca, znaleźć nocleg. Tłok na uliczkach był potworny, wjazd do miasta kosztował mężczyznę mnóstwo czasu i cierpliwości, wynegocjowanie ceny za zostawienie konia też. - A żeby çię şzlag trafił! - zawołał nagle i gniewnie Leonard, zaplątawszy się pomiędzy kopyta czyjegoś konia. Wymawiał słowa świszcząco i sepleniąco. Obelgi kierował oczywiście nie w kierunku wierzchowca, a jeźdźca. On też, wąsaty gospodar, mu odpowiedział, ale w całym zamieszaniu przepatrywacz nie dosłyszał wypowiadanych przez niego słów, odszczeknął mu się jedynie na pożegnanie w reikspielu. Całe to zamieszanie wyprowadziło go z równowagi, no cholernie go wyprowadziło. Na szczęście w tej zabitej dechami dziurze mieli przynajmniej karczmę, choć była to tylko jedna, tłoczna izba. A poza tym Leonard dałby głowę, że ktoś jeszcze wczoraj przeprowadzał przez nią bydło. Rozsiadłszy się wygodnie na służącym za krzesło pniaku, zamówił piwo, to było nawet jak na miejscowe standardy niezłe. Nie wiedział jeszcze, że do tej okolicy przyjdzie mu się dobrze przyzwyczaić. Dowiedzieć się przyszło mu blisko godzinę później, kiedy już napełnił brzuch kaszą z kawałkami ryby. W swoim zamyśle miała być to ryba, nie pomniał jaka, z dodatkiem kaszy właśnie. Do odwrotnych proporcji był już przyzwyczajony. Nie zdążył się z kolei zaklimatyzować, jeśli chodziło o nieznanych mężczyzn znienacka kładących mu ciężką łapę na ramieniu. Nie był też ukontentowany tym, że od jegomościa solidnie waliło rzecznym mułem, tak, że w pierwszym odruchu Stirlandczyk dałby głowę, że to topielec do niego podszedł. - Çzego? - warknął, odzyskawszy nieco rezonu. Spróbował też strącił obcą łapę ze swoich w miarę jeszcze czystych ubrań, ale niezbyt mu to wyszło. - Wzywa cię do siebie zarządca portu - odpowiedział nieznajomy i przytrzymał przepatrywacza w miejscu. - Siedź, siedź, dojedz swoją kaszę najpierw. Nie byłoby dobrze, gdyby się zmarnowała. Schumann chciał zaprotestować, ale uznał, że faktycznie lepiej napełnić brzuch. Kilkoma szerokimi ruchami łyżki wepchnął sobie resztę żarcia do gęby i otarłszy sobie usta rękawem kurtki, wstał z pieńka. - Możemy ruşzać - rzucił. - Jestem Jorgow, zarządca portu - powiedział spokojnie znany już przepatrywaczowi wąsacz. W myślach przeklął skurwysyna, swoją nieuwagę zresztą też. - I teraz, skoro już się wszyscy znamy. Konkret. Schumann. Jego Wysokość Michaił Wołga zobowiązał mnie do utworzenia drogowego patrolu. A ja uważam, że ktoś taki jak ty w sam raz się do naszego, już działającego, patrolu nada. Prawdę mówię? - Tak şądzę - odmruknął przepatrywacz. - Umowa - zarządca wyjął spod stołu kartkę papieru i przez chwilę zapełniał ją w milczeniu słowami. - Opiewa na czterdzieści szylingów, za osiem dni, do końca wiosny. O zelżeniu urzędnika carskiego zapomnę. To jak, podpisujesz? - A mam jakiś wybór? - zapytał retorycznie Leonard i podpisał się. Pełnym imieniem i nazwiskiem, całkiem ładnie. A najpierw przeczytał podpisywany dokument. Położył pióro na blacie stołu. - Wikt i opierunek oraz stajnia są dostępne w zajeździe młyńskim na północnym podgrodziu, a docelowo w karczmie w wiosce Isk, gdzie wznoszony jest port. Kiedy twój patrol wróci, a niedługo powinien być z powrotem, dołączysz do niego. Wszystko jasne? - Jak şłoneczko, panie Jorgow. - Tak właśnie myślałem, że bystry z ciebie chłopak. No, to sobie pogwarzyliśmy, ale teraz mam trochę roboty. Weź swojego konia do nowej stajni i się, ten tego... zaklimatyzuj. No, miłej drogi. - Mhm - burknął i zebrał klamoty. Trzeba się będzie wywiedzieć, kiedy ten cały patrol wróci. I zabrać konia z tamtej nory, gdzie go zostawił. |
12-01-2017, 21:53 | #132 |
Reputacja: 1 | -w porządku trochę mi łapsko spuchło, poza tym w porządku- Roger mówiąc to uśmiechnął się do gladiatora - masz rację wracajmy - to powiedziawszy ruszył za towarzyszem . |
15-01-2017, 16:55 | #133 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Las nad Barwią, 4.09.2512 roku Niezależnie od tego, jakie były zamiary Adelmusa spanikowany Felek faktycznie załadował Arniego na grzbiet siwka a sam wskoczył w siodło tuż za bezwładnym towarzyszem. Na odchodne przyglądał się oddalającemu się kapłanowi z mieszaniną strachu i gniewu. - Masz przesrane - powiedział Pioter do Felka, po czym ruszył za Adelmusem. * * * Farma Kulawego Zenka, 4.09.2512 roku Asyłbiek zatrzymał się. Nie mógł być świadomy tego, że irytacja ogarnęła już ponad połowę spośród tych, którzy przeżyli patrol. Naprzeciw niego stał Frederick, rozbuchany i gotowy do walki przedstawiciel wagi ciężkiej. Jego postura i słowa zrobiły wrażenie. - Nie mam dowodów, ale nie ogonisz się. Zobaczysz. - Schował broń, odszedł kawałek ku drodze, gwizdnął. - Szlag, poleciał już spory kawałek. Od drogi wiało ciszą, natomiast zza stodoły wyłonili się nieustraszeni łowcy leśnych mutantów i pogromcy zwierzoludzia z mackami, Wasyl i Roger. Grupa wspólnie zadecydowała zabrać na wóz poległych, truchło mutanta spalić a wejście do tunelu prowizorycznie zamaskować. Nie były to ostateczne postanowienia, bowiem W międzyczasie na farmę dotarł Adelmus i Pioter. Ten ostatni stanął przed Frederickiem i zaraportował. - Znaleźliśmy waszego ogiera na drodze, panie. Arni oddycha, ale się nie rusza. Felek zabrał go do miasta, do medyka. Atmosfera na wozie mimo wszystko była nieciekawa. Wzajemne zarzuty nadwyrężyły i tak wątłe relacje strażników. Pozostali wymęczeni trawili posłyszane i doświadczone fakty. Co chwila ktoś podnosił głos przekonany, że zauważył mutanta na skraju drogi, to za nimi, to znowuż kryjącego się w wodzie przy brzegu. Wszystkie alarmy były jednak fałszywe. Halucynacje o zwierzoludziach dręczyły Wasyla, Rogera i Fredericka. Asyłbiek był czujny jak zając, choć ujebany po szyję. * * * Zajazd młyński, 4.09.2512 roku Jorgow powitał ich zagniewanym spojrzeniem z okna swojego pokoju, znajdującego się na piętrze zajazdu. Wyglądał patrolu już od dłuższej chwili a zatroskane myśli uspokajał popijając ciepły kwas z ceramicznego pucharka. Widok zwłok na wozie nie poprawił mu humoru. Wóz potoczył się turkocąc po głównej ulicy. Gdy zjechali w boczną uliczkę koła ugrzęzły w błocie. Wierzchowiec Kuczmy nie miał siły ich wyciągnąć, chwiał się na postoju ze zmęczenia. Niebo za chmurami zapewne zaciągnęło się pomarańczą i czerwienią. Na ziemi nie było sposobu, by się o tym przekonać. W podróży od dłuższej chwili patrolowi towarzyszyła mżawka i wiatr. Przemoczeni, milczący choć zwycięscy wkroczyli do knajpy straży. Stajenny zajął się wozem i mdlejącym zwierzęciem, a schodzący na parter Jorgow zaczepił pijących w sali młynarzy. - Spierdalać mi stąd. Won! Tamci wyszli nie podnosząc głów. Zarządca z oczekiwaniem przyglądał się ocalałym. Nigdzie nie było ani śladu Felka czy Arniego. Przy kominku siedział natomiast brodacz z piwem w ręku. Ostatnio edytowane przez Avitto : 15-01-2017 o 17:30. |
19-01-2017, 16:18 | #134 |
Reputacja: 1 |
|
19-01-2017, 18:26 | #135 |
Reputacja: 1 | Adelmus słysząc słowa Drozdowa pokiwał smutnie głową, rozglądając się pobojowisku. -To nie jest dobry dzień, przynajmniej dla tych co polegli. Oby przynajmniej nasz ranny dotarł na czas do grodu i tam pomoc zastał. Po czym przyglądając się ciałom zmarłych powiedział. -Trzeba by ich ciała godnie pochować. Oby Morr przyjął duszę tych co dziś zginęli do swego królestwa. A przeklęte plugastwo spalić, tylko na to zasłużyli. *** Gdy dotarli do pod zajazd, Adlemus wchodząc otrzepał się z wody i widząc Jorgowa zwrócił się do niego, rozglądając się po sali. -Ranny dotarł do Medyka Panie Jorgow? Był z nim inny strażnik, mieli konia Colonskiego. A po za tym Panie Jorgow trzeba zmarłych pochować, wielu dziś trafiło do królestwa mego Pana
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |
19-01-2017, 21:00 | #136 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Mikołaj nieznacznie osunął się w krześle wzdychając. - Od początku. Byli drwale. No byli, większość nie żyje. Dwaj się ostali po napadzie zwierzoludzi. Namordowaliście się i należy się wam za to nagroda. Ale zanim cokolwiek wypłacę powiedzcie co znaleźliście w lasach? Może skradzione narzędzia, a? Gdzie się kryły te plugawe stwory? - Nic mi nie wiadomo o rannym, Wielebny. Któż to taki? Zaraz poślę po Madeja, może od razu doń się udali? Pozostań z nami, Ojcze, odprawimy zmarłych w podróż niezwłocznie po tym, jak zajmiemy się obecnymi, żywymi znaczy. - No i niech mnie Chaos pochłonie, od czego ja was mam co? - zwrócił się smutnym tonem Jorgow do Kuczmy i Colonskiego. - Co tak milczycie? |
19-01-2017, 21:20 | #137 |
Reputacja: 1 | - Co tak milczymy? O KURWA! Potwory przemieszczają się podziemiami! Wykopują przejścia, a potem wdzierają się przez piwnicy i równocześnie wchodzą od frontu! Powinniśmy sprawdzić piwnicę! Natychmiast! - zaraportował krzykiem Colonsky po czym poszedł do regału z trunkami, a jak jest jakaś beczka to raczej do niej, uraczył się piwa po czym upił trochę z kufla. Trochę? Wydoił połowę na raz, a jego nogi ruszyły w kierunku wejścia do piwnicy. W pewnym momencie odwrócił się i kuflem wskazał na Kuczmę - A jego to chyba zaczarowali hipnotyzmem, czy czymśtam, bo odprawił mi konia i byłby mnie zaatakował, gdybym nie przemówił mu do rozsądku. Ostatnio edytowane przez Anonim : 20-01-2017 o 21:13. |
20-01-2017, 08:33 | #138 |
Reputacja: 1 |
|
20-01-2017, 17:16 | #139 |
Reputacja: 1 | -musiałem chyba zabardzo skupić się na tych poczwarach bo nie mogę sobie przypomnieć czy to co znaleźliśmy to wszystko - odpowiedział na słowa Wasyla - i nie stawiał bym na to że to koniec zwierzoludzmi z tej farmy byli bardzo zorganizowani myślę że to pierwsza fala . W Isku Starszyzna zignorowała zagrożenie z strony tych poczwarach i skończyło się żezią - dodał krzywiąc się na samą myśl |
20-01-2017, 20:15 | #140 |
Reputacja: 1 | Adelmus pokiwał na słowa drwala, miał rację i on uważał że bestii było więcej. -Roger ma rację, bestii na pewno jest więcej u medyka znaleźliśmy jednego z mutantów, co dziwniejsze został zaatakowany przez jedno z plugastw które ubiliśmy - to może znaczyć że są dwie bandy. Może z sobą rywalizują, próbując zdobyć przychylność plugawych bogów? Po czym młody kapłan zwrócił się do zarządcy. -Ranny to jeden z strażników, jedna z bestii pokąsało go i jadem zatruła. Kazałem od razu do medyka spieszyć, może już tam są.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |