Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2018, 14:55   #601
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przedpołudnie było całkiem przyjemne. Galeb posłuchał historii oraz opowieści tutejszych krasnoludów, wypił z nimi piwo i pracował w kuźni przy, prawdę powiedziawszy, niezbyt wymagającym projekcie. Wziął kilka grubych kawałków blachy stalowej, ukształtował je ogniem i młotem w odpowiednie kształty po czym przynitował je do swojej skórzni. W miejscach gdzie potrzebna była większa elastyczność zastosował ćwieki, drut i paski. Jednak tak naprawdę był to pretekst, aby posłuchać o czym mówią tutejsi. Jakie mają historie, skąd pochodzą i jaki ładunek doświadczenia ze sobą dźwigają. Galeb zdawał sobie sprawę, że aby móc przewidzieć reakcję krasnoludzkiej gminy na zmieniającą się sytuację to musi nie tylko rozgryźć Starszego, ale także jego "podopiecznych". Wspólna praca i rozmowa były do tego doskonałymi okazjami.

Wybiło południe. Galeb był lekko znużony. Zbliżała się pora posiłku, a jego "oddział" znajdował się teraz na murach pod komendą Bojowej Pieśni. Kowal Run zgarnął z gminy beczułkę piwa, prowiant (był gotów zapłacić z własnej kieszeni, jeżeli nie było na nią przydziału dla wojaków, a żądanie czy przyjęcie za darmo było dla niego wykluczone) i ruszył na mur, aby porozmawiać z krasnoludzkimi wojownikami.

***

Z jednej strony dziwnym było, aby ktoś kto dowodzi drużyną nie dzielił z nią trudów i warty. Z drugiej dziwniejszym było trzymać Kowala Run poza kuźnią i nie pozwalać mu pracować. To był taki dysonans, który przeszedł z głów krasnoludom, kiedy Galeb przyszedł na mur z beczułką piwa i posiłkiem. Postawił koszyk z jedzeniem i beczułkę z napitkiem. Przywitał się z każdym z wojowników i skinął głową dowodzącym nimi weteranowi. Rozsiedli się pod osłoną blanek, dzieląc się jadłem i piwem. Galeb zapytał ich o samopoczucie czy dalej panuje spokój, czy może widzieli czy wróg coś kombinuje. Potem i z nimi wymienił się kilkoma historyjkami i krotochwilami.

- Bogowie Przodkowie są blisko nas. - rzekł w pewnym momencie - Chętnie słuchają naszych historii i przeżyć. Obdarzają Łaską tych, których opowieści mają w sobie prawdę i męstwo. Rzemieślnik mając w pamięci te historie przelewa je do broni, którą tworzy. Nadaje jej ten szczególny element, który odróżnia ją od oręża stworzonego szybko, byle w dużej ilości...

Była to część mistycznej otoczki, która otaczała jego rzemiosło. Kowale Run mieli swoje zapatrywanie na kowalstwo i kształtowanie stali i kamienia i nie raz ich przystępowanie do pracy było poprzedzone różnymi rytuałami oraz modłami. Sprawa skórzni była betką. Teraz, kiedy jego umysł nasiąkł wojennymi historiami... mógł wrócić do kuźni i zająć się pracą na poważnie.

***

Po zjedzeniu posiłku z wojakami na murze Galeb wkroczył z powrotem do krasnoludzkiej kuźni. Zdjął z głowy hełm i ustawił go na jednym ze stołów wizjerem do wnętrza warsztatu, jakby był on towarzyszem, który miał obserwować nadchodzącą pracę. Kowale spojrzeli na niego i pozdrowili go, a on odpowiedział skinieniem głowy. Zatrzymał się przed zawieszoną na ścianie podobizną Grungniego i złożył jej głęboki pokłon u przyklęknięciem. Zmawiając cichym głosem modlitwę zaczął szykować sobie stanowisko. Na wolnym kowadle kawałkiem węgla nakreślił runę Smednira - Kowala Losu, Tego Który Kształtuje Metal, patrona mistycznego kowalstwa. Przyłożył pięść do piersi i temu Bogowi Przodkowi też oddał hołd. Potem symbol starł i z wielką determinacją w głosie zapytał najstarszego z pracujących kowali.

- Nad czym pracujecie, kuzyni? Jak was wesprzeć w waszym dziele?

Miał też własne plany, jednak teraz mając już w swojej pamięci kilka historii tutejszych krasnoludów mógł je przelać w rzeczy, które by tworzył dla ich obrony.
 
Stalowy jest offline  
Stary 05-05-2018, 18:29   #602
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Loftus był w średnim nastroju. Prawie że siła odebrano mu miksturę i wygoniono od Sigmaryty. Mikstura nie była przecież trucizną, doprowadziła by kapłana do ładu i umożliwiłaby podjęcie przez niego działania. Cholerni sabotażyści przeżerają to miasto. Ritter zapamiętał sobie twarze tych ludzi. Teraz nic nie zrobi, nie ma wystarczających dowodów, ale miał przecież paru zaufanych ludzi w tym mieście. Pozostało mu więc skierować kroki ku wieży, taki dostał przydział. Przydział, który był sprzeczny z oczekiwaniami jakie przed nim postawiono. Miał wrażenie, że dowództwo w postaci Detlefa nie tylko całkowicie zignorowało większość jego wniosków, to do tego odstawiło go na odstrzał. Został odcięty od Berta, który miał przecież polować na wrogiego maga. Do tego piromanta zdejmie go z tej wieży jeśli tylko spróbuje rzucać czary. Khazadzi gardzą magami, tak było i w tym przypadku. Bliżej kapralowi były rady jakiegoś rzemieślnika, który kto wie czy nie jest szpiegiem Wernickiego, albo Bröka. Ponure rozważania przerwało pojawienie się komendanta.
- Błyski? Tutaj żadnych nie było. – Loftus był szczerze zdziwiony i nim zdążył powiedzieć coś więcej pojawił się Gustaw. Były dowódca próbował wkręcić ucznia czarodzieja w jakieś gówno. Mag zrobił więc strapioną minę i prosto zameldował.
- Komendancie owszem wraz z akolitą robiłem spis w obozie nad rzeką. Został on przekazany dowództwu. Najbardziej kompetentną osobą do takie zadania z pewnością będzie tu obecny sierżant Gustaw von Grunnenberg. Wśród prostych żołnierzy rozpowszechniona jest informacja, że jest on ranny i nie zdolny do dowodzenia i walki. Morale obrońców jednak z pewnością podniesie się na wieści, że mimo ciężkich ran nie zarzucił on wszystkich obowiązków i zajął się pracą pisarską. – Loftus wskazał osobę, pominął kwestie lunety i widząc grajka spróbował się pośpiesznie oddalić.
- Za waszym pozwoleniem udam się ku obowiązkom nałożonym przez dowództwo obrony. – Zameldował dwójce mężczyzn i zszedł do sygnalisty.
- Dobrze, że jesteście. Sygnały znacie i wiecie co grać w razie potrzeby. Za niedługo do Was wrócę – Przekazał mężczyźnie i udał się na mury w poszukiwaniu niziołka.

Truskawa szykował swoich ludzi do odparcia szturmu.
- Bert, całkiem solidnie to wygląda, mam dla Was prezent. – Ritter przywitał się, docenił przygotowania i wręczył małą glinianą buteleczkę.
- Zdaje się na Was, ja na wieży jej nie użyje Do pierwotnego planu się nie przyda, skoro Idra opuściła miasto. W środku jest kwas, substancja przeżre nawet krasnoludzkie żelazne pręty. Pomysł ze skarbcem stał się nieaktualny. – Ostatnie zdanie wyszeptał smutno.
- Traficie w koło którejś z wrogich machin, to może uda się ją unieruchomić, albo spowolnić. Chyba da się tym z procy wystrzelić. Albo inaczej to wykorzystajcie. Jeśli jakaś broń została na magazynie, to można by ją rozdać po całym murze? – Bert wcześniej miał coś wspólnego z zaopatrzeniem, więc i o tym mu wspomniał. - Jak graniczni zaczną na mury włazić, to się nasi przezbroją, a tak niech strzela kto tylko może.– Zasugerował, ale nie naciskał na żadne rozwiązanie.
-Dobra ja wracam na wieżę, chyba, że Detlef zmieni zdanie. Z bliższa i z obstawą może dałbym radę unieruchomić magią którąś z tych maszyn oblężniczych. – Mag pożegnał się i udał w drogę powrotną.



Loftus szedł w stronę swojego posterunku, drogę wybrał jednak tak, aby przejść obok świątyni Sigmara. Przed jej wrotami wszedł na odwróconą taczkę i spróbował przemówić. Wiedział, że nie wywoła on takiego wpływu jakby to zrobił kapłan, nie liczył na zryw i większą ilość ochotników do walki, czy służb pomocniczych. Miał jednak nadzieje, że ludzie po doświadczeniu ostatniego szturmu i przejściu granicznych przez mury odpowiedzą na jego apel i zabarykadują najbliższe uliczki*.
- Ludzie, wierni Sigmaryci. – Zainteresowanie uchodźców i mieszkańców było niewielkie. Od kolejny żołnierz się do nich drze. Mężczyzna spojrzał w niebo, zachmurzenie było niewielkie. Wyszeptał więc krótką formułę prostego zaklęcia
- Procidat deceptionem audiunt canetis – Grzmot, głośny ostry trzask rozległ się w okolicy, choć świeciło słońce i nigdzie nie było widać burzowych chmur.
- Ludzie, bohaterski kapłan Sigmara, który powstrzymywał wczoraj wroga żyje! Graniczni nie znają żadnej świętości, wykorzystali niewinnych ludzi, wrzucając ich ciała do fosy, zastrzelili młodego podrostka. Ponieśli rękę na Kapłana! Waszego przewodnika i sługi. Człowieka, który własną piersią zasłonił drogę plugawym najemnikom wroga do Waszych domostw! Armia Wissenlandu Was nie porzuciła. Krwawimy razem z Wami. – Mag miał nadzieje, że jego opatrunki dadzą trochę autentyczności przemówieniu. W między czasie wyszedł ze świątyni młodzieniec, który pomagał kapłanowi. Zapewne młody pretendent do bycia akolitą.
- Ale my wszyscy możemy krwawić mniej, jeśli wszyscy włożymy w obronę tego miejsca trochę siły. Ludzie, wierni wyznawcy Sigmara Młotodzierżcy, obrońcy Imperium oddajcie proszę hołd Kapłanowi i zabarykadujcie najbliższe ulice. Pozastawiajcie przejścia, beczkami, taczkami, narzędziami, czy choćby i workami z piaskiem. Powyciągajcie stare niepotrzebne rzeczy z komórek i kurników. Niech za murem południowym urosną barykady. Nie pozwólmy Granicznym splugawić świątyni Sigmara. Pozostawcie jednak wąskie przejścia, tak aby można było znosić rannych i przenosić rozkazy. Niech dzielni obrońcy wiedzą, że w chwili kryzysu będą mogli oprzeć się na tych umocnieniach i uderzyć na wroga ze zdwojoną siłą. Za Sigmara! - Loftus wskazał na przyszłego akolitę, młodzieńcza głowa, natchniona i pełna wiary musi mieć okazję do wykazania się.
- Pokierujesz tymi ludźmi co się zgłoszą w imię Sigmara, wybierz spośród nich jednego czy dwóch mężczyzn, żeby Ci pomogli. Wykażesz się w oczach Boga i Kapłana. – Dodał na końcu schodząc z podwyższenie.
Uczeń czarodzieja liczył, że dopisze mu odrobina szczęścia. A jego samowolne działania nie zostaną przez dowództwo potępione. Zresztą w razie czego, będzie twierdził, że to oddolna inicjatywa tamtego młodzieńca. Teraz kierował się na wieże, skąd chciał kontynuować obserwację i trochę odpocząć.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 05-05-2018 o 18:32.
pi0t jest offline  
Stary 05-05-2018, 21:07   #603
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Obrońcy gotowali się do odparcia niechybnego szturmu. Nosili garnki z wodą, wyrywali bruk i przygotowywali inne niespodzianki dla wrogów. Walter pilnował południowego muru. Odpowiedzialny był za 10 kuszników i 12 łuczników. Było ich mało, zważywszy że wrogów są dużo więcej. Wszyscy czekali zniecierpliwieni na atak przeciwnika. Z jednej strony bali się, gdyż szturm będzie na pewno bardzo krwawy i wielu z nich skończy w jego czasie swój żywot. Z drugiej chcieli by działo co dziać się musi i jak najszybciej to nastąpiło.
Lekko poddenerwowany cyrkowiec zwrócił się do swoich ludzi:
-Sprawdźcie swoją broń, bo później będzie na to za późno. Na pewno macie ją sprawną i nieuszkodzoną? Macie ze sobą komplet strzał i bełtów?

W razie gdyby były jakieś braki zamierzał wysłać do magazynu gońca z prośbą o przysłanie stosownych uzupełnień.
 
Ismerus jest offline  
Stary 06-05-2018, 09:26   #604
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Leonor ujrzawszy burdel tuż przed pożarem zrobiła to co potrafiła najlepiej. Zaczęła krzyczeć. Zanim jednak do tego doszło uznała za sensowne ustalić gdzie jest jednak Trotsky, który zdawał się w obecnej sytuacji jedynym, który mógł konkretnie pomóc we wsparciu obrony swoimi ludźmi. O ile był przytomny. Złapała dwójkę chłystków z mało użytecznej służby pomocniczej i wysłała ich na poszukiwanie mężczyzny po miejskich punktach medycznych i lekarzach. Sama zostawiła sobie zapytanie medyka w porcie, jeśli tylko zdoła do niego dotrzeć.

Potem przystąpiła do frontalnego ataku. Szukanie gdzie jest wróg nie miało już żadnego sensu. Był wszędzie na drugim brzegu i prawdopodobnie na całej długości murów. Pilnowanie porządku też nie miało sensu. Szturm najwyraźniej się zaczynał. Jak wróg się wedrze, nie będzie czego pilnować. Nie miało też sensu organizowanie odpoczynku, jeśli obrona się nie powiedzie większość tu obecnych zaśnie snem wiecznym jeszcze przed zmrokiem. Te imperialne barany wydawały jej się jednak bardzo małostkowe. Bronić za wszelką cenę łóżka, w którym za kilka godzin mogą się znaleźć co najwyżej twoje zwłoki. Tępota tych ludzi była z pewnością większa, niż armia pod murami.

- ¡Silencio! Calla, tontos! - zaczęła się drzeć ile miała sił w płucach w kierunku mieszkańców kamienicy.
- Ci ludzie mają wam pomagać! Jeśli rozejdą się po całym mieście, jak ich zbiorę na wypadek niebezpieczeństwa, a oni mieli, do jasnej cholery trochę odpocząć przed kolejnym ciężkim dniem i nocą! Skoro macie tyle sił, aby się kłócić o taki głupstwa, to armia może was wykorzystać również w innym celu.
- Ciszaaa!
- ryknęła ponownie. - Módlmy się, abyśmy w pokoju i bezpieczeństwie przetrwali ten kolejny dzień. Módlmy się za obrońców na murach i służby pomocnicze! Każdy, kto zaraz nie przestanie się kłócić ściągnie na siebie gniew potępienia Myrmidii i Sigmara!
- O Wszechpotężna Myrmidio, która wspierasz żołnierzy na polach bitew i w oblężonych twierdzach – Wspieraj nas!
- Pocieszycielko utrudzonych – Wspieraj nas!
- Opiekunko strwożonych – Wspieraj nas!
- Dodająca odwagi – Wspieraj nas!
- Prowadząca miecz i rapier żołnierza – Wspieraj nas!
- Nosząca strzały – Wspieraj nas!
- Tarczo obrońców – Wspieraj nas!
- …


Z pewnym zdziwieniem stwierdziła, że wyliczanie zalet i zachwytów nad Najpotężniejszą przychodzi jej po kilkunastu dniach nieustannego szeptania do siebie, nadzwyczaj łatwo. Uznała, że jeśli kiedykolwiek wydostanie się z tego oblężenia zapisze to sobie, jako „Estalijską Litanię Obrońców do Wszechpotężnej Myrmidii” i będzie ją rozpowszechniać po świecie.

Skończywszy tą wcale nie krótką wyliczankę zwróciła się do mieszkańców kamiennicy.
- Służby pomocnicze będą potrzebne na już w porcie. Możecie więc sobie siedzieć w tych swoich łóżkach do usranej śmierci – miała bowiem w głowie chamską uwagę od niejakiego Karla Tophera. Znała, jak się jej wydawało, tylko jednego Karla o tym nazwisku, ten jednak był wspaniałomyślnym zdobywcą rapierów, a nie tępym burakiem, ale najwyraźniej Imperialna armia była pełna i Karlów, i Topherów. Kto wie, może Imperialni mieli tylko jedno nazwisko, a może i jedno imię, aby było ich trudniej rozróżnić. Teraz jednak była w kropce. Wyglądało na to, że zanosi się na atak również od strony portu, a bronic nie było się kim. Kazała części służb ochotniczych rozładować barkę z około jednej trzeciej materiałów łatwopalnych i zanieść ją do Detlefa z następującymi wiadomościami:
Do głównodowodzącego Detlefa:
- Materiały łatwopalne z barki do obrony murów dla Tophera w załączeniu. Potrzebujemy łuczników na wypadek ataku z rzeki.
Do Karla Tophera:
- Topher, ciulu chędożony. Masz materiały łatwopalne. Daj tuzin łuczników to dostaniesz więcej.



Wysłała jeszcze dwóch młodzików do pilnowania, aby raportowali, czy nie idzie atak od strony mostu, a dwóm spośród tych, którzy udali się pod bramę nakazała pozostanie tam na wypadek konieczności przekazania pilnych rozkazów od dowódców.

Potem poszła do dowódcy balisty, aby pogadać z nim o swoim planie. Przynajmniej to było na swoim miejscu. Balistą dało się strzelać tylko w duże przedmioty, należało więc ustawić ją precyzyjnie tak, aby można było z niej najefektywniej strzelać w burty łódek, które mogły nadpłynąć od strony cumowiska. Liczyła na to, że ten rzeczowy dowódca balisty będzie wiedział w co dokładnie wycelować.

Na koniec zrewidowała zawartość punktu medycznego i jakiegoś dziwnego warsztatu, w którym leżał nawalony w sztok Oleg z jakimiś innymi ludźmi. Niestety nikogo poza kalekimi weteranami załatwić się nie uda do ochrony medyka. W warsztacie zaś wylała po wiadrze wody na każdego z pijaków, a następnie łoiła ich kijem, aż nie wstali na nogi. Zdaje się, że nie była jedyną, która uważała, że to świetny pomysł.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 06-05-2018, 17:01   #605
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Z dziewiątki kandydatów Diuk przyjął tylko dwóch młodzieńców, a resztę odesłał do oczyszczania fosy, nie przejmując się, że nie ma nawet którędy wyjść za mury. Zbroje (Karlowi nadal zostały trzy zestawy zbroi płytowej) były na nich nieco za duże, ale jako synowie bogatszych mieszczan byli i tak wyżsi i lepiej odżywieni niż ich odpowiednicy z biedoty. Nakazał ich szybkie przeszkolenie swoim ludziom, a sam zajął się zbieraniem informacji.
Po kasę wybierze się każdy, więc i przestępczy “szefowie” wybrali się do Diuka ze swoimi ludźmi. Informacje miejscu pobytu Trotsky’ego mieli i zgodzili się je podać tuż po otrzymaniu pieniędzy, jakie Karl był im winien.
A goniec, którego wysłał do portu, wrócił z odpowiedzią Do Karla Tophera:
Topher, ciulu chędożony. Masz materiały łatwopalne. Daj tuzin łuczników to dostaniesz więcej
i kilkoma dzbanami oliwy.
Za to rozkazy Detlefa zabrały mu jego osobiście stworzonych, ciężko opancerzonych halabardników (choć ich wyszkolenie pozostawiało nieco do życzenia), a dały pod komendę siedmiu pozostałych przy życiu weteranów z Czwartej i ośmiu kuszników, z których połowa wyglądała na trzynaście lat.


Walter myślami był nadal przy obronie fortu i swoich strzelcach. Tym razem oprócz łuczników i kuszników dostał też wsparcie krasnoludów, ale za to po chwili odebrano mu łuczników.
Sprawdził broń, zbroje i zapasy amunicji dla strzelców - wszystko było w porządku. Od rana warsztaty pracowały na to, by naprawić pancerze, załatać dziury i naostrzyć miecze, włócznie i topory.
Jedyne czego obecnie brakowało to posłaniec - ale byli jeszcze wolni ludzie ze służb pomocniczych, więc wziął jednego z nich i zatrzymał przy sobie.



Waldemar jednak nie zajął się krasnoludem i odniósł go do jego pobratymców. Ci w milczeniu wysłuchali jego słów i nie skomentowali śladów otwierania zbroi przez kowala.

Na prośbę Gustawa zorganizował wartę dwóch synów kupca Grobke pod punktem medycznym w porcie, a w przystani spotkał się z najbardziej szanowanym wśród rybaków, Starym Ottonem. Dziadek, mimo siedemdziesiątki na karku nadal łowił ryby w rzece. Jako jeden z najstarszych ludzi w mieście miał swoje nawyki i pykał fajką podczas gdy medyk mówił. Nieco już spowolniały dziadek myślał długo, ale zgodził się bez problemu:
- W końcu ktoś poprosił zamiast, khe, khe, rozkazywać - rozkaszlał się. Kiwnął głową. Jeden z jego wnuków utykając zbliżył się do cyrulika i gestem pokazał mu jedną z łodzi. Szpotawa stopa kaleki przyciągnęła na chwilę uwagę Waldemara, ale w końcu zobaczył jedną z łodzi.
- Ta się nada? - zapytał - Do szwagra należała, ale go wzięli w pobór i nie wrócił. Dziadek was polubił, to i sam siędę z synem i zrobimy co trzeba. A jak mówicie żeby łodzie poukrywać i poprzesuwać to tak zrobimy, pomosty i tak rozebrane - zgodził się wykonać polecenia cyrulika.

W końcu udał się na mury pogadać z Bertem.
Wspomniany niziołek wykorzystał swój niski wzrost jako atut, a nie przeszkodę. Widząc, że nawet niziołek może posłużyć się kuszą, ośmiu nastoletnich chłopców otarło smarki z nosów i raźno zabrało się do ćwiczeń. Choć żaden z nich nie naciągnąłby nawet pięćdziesięciofuntowego łuku, dzięki korbom każdy z nich spokojnie naciągał dwa razy mocniejszą kuszę. Tyle że powoli. Ale na murach każdy pocisk się przyda. Dowódca obrony zgadzał się z nim widać, bo wymieszał tych chłopców z miejskimi kusznikami i podzielił, zostawiając część pod opieką Berta, a część oddając Karlowi.
Nie był to jego jedyny kontakt z młodzieżą - siedmioosobowa tym razem grupa sama przyszła.
- Panie Kwatermistrzu, zgłosiliśmy się na ochotnika i Pan Topher wysłał nas do oczyszczania fosy. Prosimy o narzędzia - łopaty i pług - zaraportowała najstarsza z nich, może piętnastoletnia dziewczyna. Razem z nią były jeszcze dwie. A także czterech chłopców. Z wyglądu - mieszczanie, wyższa klasa średnia. Zupełne przeciwieństwo umorusanych chłopców, synów chłopstwa, którym rozdał kusze.
Wszystkiemu przysłuchiwał się Waldemar, którego do tej pory zajęty niziołek ignorował. Cyrulik był pewien, że nie widział tego kwiatu miejskiej młodzieży w garnizonie. Obaj wiedzieli, że ta siódemka pierwszy raz w życiu trzymałaby łopatę czy pług w dłoniach. Rodzice pewnie nieźle by zapłacili by wrócili do domów. Ale siedmioro ochotników mogło się przydać.
Skoro już o "ludziach od Diuka" mowa - na jego odcinek przyszli także ochotnicy z garnizonu. W ciężkich zbrojach, z halabardami prezentowali się niemal jak prawdziwi żołnierze. Ich morale jednak spadło, kiedy okazało się, że zamiast uwielbianego przez nich Diuka miał nimi dowodzić niziołek.

Bert w ogóle miał dziś mnóstwo odwiedzin i każdy coś od niego chciał (minusy bycia p.o. kwatermistrza). Nawet przyszedł ktoś od komendanta i polecił zorganizować krzesła i stół na dachu garnizonu oraz jakiegoś pisarza, a jak się da to i kogoś umiejącego liczyć.
Jakby tego było mało, na chwilę pojawił się jeszcze Loftus, który przyniósł buteleczkę z czymś co miało według niego być silnym kwasem.

Loftus wykręcił się wcześniej od pomocy Komendantowi, niewiele mógł jednak poradzić na utratę lunety. Gustaw miał opory przed dołożeniem choć miedziaka do jej naprawy, nie miał jednak żadnych przed zabieraniem jej czy chwaleniem się nią każdemu napotkanemu człowiekowi. Jego próba wrobienia Gustawa w towarzyszenie Komendantowi nie powiodła się, rozpromienił się jednak gdy usłyszał, że szlachcic wybiera się za rzekę. Sam zaś udał się do Berta właśnie, a potem, wracając, zahaczył o świątynię Sigmara, gdzie zachęcił ludzi do budowy barykad. A przynajmniej spróbował, oskarżając granicznych o rzeczy, które obrońcy miasta robili równie chętnie. Uchodźcy przebywający w świątyni doskonale pamiętali jak dosłownie rano próbowano użyć ich bliskich do prac w fosie, a młody jeszcze-nie-akolita doskonale wiedział, że Kapłan niemal zginął z powodu decyzji Dowódcy Obrony, by zignorować wezwania pomocy. Na szczęście nikt nie połapał się, że uczeń maga użył czarów do próby zmanipulowania ludzi, bo wtedy zamiast bolesnych słów poleciałyby kamienie. Cóż, kiedy do przekonywania bierze się ktoś pozbawiony charyzmy i ogłady, nawet dobre argumenty mogą nie wystarczyć.
Pewnie budową barykad mogliby się tym zająć wolni ludzie ze służb pomocniczych, ale tych akurat używał Detlef do wzmacniania bramy i Leonora do robienia zamieszania w porcie.



Gustaw zabrał się za naprawianie błędów. Przy pomocy Waldemara załatwił naraz dwa problemy - wartę przed punktem medycznym i wycofanie z frontu bliskich kupca dostarczającego zaopatrzenie Glormowi. Samymi dostawami zajął się zresztą chwilę później.

Na wieży spotkał się z Komendantem i tak go zagadał, że ten skołowany odparł, że jemu też się tak zdarza, że dwie rzeczy mu wchodzą w jedno zdanie. Zrozumiał najwyraźniej, że sygnały były widoczne z dachu garnizonu, ale człowiek, o którego mu chodziło jest na wieży i stąd nieporozumienie.
Zdziwił się jedynie kiedy Gustaw stwierdził, że Kadet to jego człowiek, skoro był przypisany do sztabu, a sierżant nie. Pytanie “kogo on tam zna” wywołało uśmiech - Wszystkich? - a dalsze zaowocowały powtórzeniem, że chodziło o to by tu przypadkiem nie zginął głupio, bo wtedy to by dopiero się im oberwało. I pochwałą za to, że Gustaw cały czas używa słowa “Kadet” na określenie “wiadomo kogo”. Problem polegał na tym, że Gustaw nie wiedział. Wiek i wygląd Kadeta nie pasowały mu do żadnego ze znanych mu synów wystarczająco wysoko postawionych osób by i wszystkich znali i ich ewentualna śmierć napawałaby takim strachem Komendanta.

A potem zabrał się za zmianę image’u i namawianie rybaka do wypłynięcia na połów nieco dalej na północ. Poszło mu dobrze, tylko wierzchowca w łódce nie zmieścił. A już w łodzi nawet pomógł przy wiosłowaniu i rozstawianiu sieci czym już zupełnie zmyliłby każdego obserwatora znającego jego charakter.


Leonora spanikowana zaczynającym się (w jej głowie) szturmem krzyczała. Głównie na mieszkańców zaniedbanej kamienicy zamieszkanej przez biedotę, których głównym grzechem było to, że istnieli i bali się, że nawet te niewiele co mają zostanie im zabrane. Kobiety tuliły płaczące dzieci, a jedna bardziej odważna zapytała: - Gdzie się mamy podziać z niemowlętami i dziećmi? Na ulicy?
Zaintonowana później modlitwa ku czci Myrmydii niewiele pomogła - notowania tej Bogini spadły u mieszkańców okolicy na pysk. Wychowana w bogatej rodzinie zupełnie nie rozumiała biedoty, zmuszonej do gnieżdżenia się po dwanaście osób na dwudziestu metrach. Ale przynajmniej wiara Leonory była szczera i gorąca.

Krasnoludzki inżynier z niesmakiem przyglądał się burdzie wszczętej przez akolitkę i ludzkim zabobonom, ale chętnie wdał się w dyskusję na temat najlepszego ustawienia balisty i notowania akolitki, która rozumiała wagę prawidłowego rozmieszczenia i użycia machiny wzrosły u niego.
Do dyskusji na chwilę dołączył też Detlef, który zasugerował użycie żelaznych kul połączonych łańcuchem, ale celność i zasięg takiej broni pozostawiałaby wiele do życzenia. Zresztą, jak wyjaśnił inżynier, wystrzelony ciężki oszczep pogruchocze burtę lub przebije pokład każdej barki i szybko pójdzie ona na dno, a przynajmniej zmieni ją w niesterowalny, ledwo utrzymujący się na wodzie cel dla łuczników i przeszkodę dla kolejnych barek. Używał różnych trudnych słów jak “energia kinetyczna” i “rozkład naprężeń” więc zapewne miał rację, a w każdym razie ani Detlef ani Leonora nie mieli wiedzy, która pozwoliłaby zrozumieć o czym on mówi.

Poza tym akolitka posłała też dwóch chłystków nieznających miasta i ludzi na poszukiwania jednego z lokalnych “bossów” półświatka i jedynie szczęściu zawdzięczała, że wrócili tylko bardzo wystraszeni, a nie obici. I że w ogóle wrócili. Możliwe że ludzie, którzy kazali im spierdalać byli litościwi, albo, co bardziej prawdopodobne, wstyd im było tłuc dziesięciolatków. Sama zapytała o niego medyka w porcie, który potwierdził, że pomógł rannemu, ale gdzie jest teraz nie wie.

Dostała wsparcie dwóch kuszników, których na wartę przed punktem medycznym przyprowadził Waldemar na polecenie Gustawa, potwierdzone później przez Detlefa. Gdyby tylko w ogóle raczyła ich zauważyć. Zdublowała ich wartę dwójką weteranów Komendanta, a potem poszła tłuc pijaków, co pozwoliło jej rozładować nieco złości. “Pijaki” trafili potem pod opiekę medyka, a później jeden na barykadę, a drugi z powrotem do warsztatu. W międzyczasie do warsztatu dotarły także wszystkie potrzebne materiały.
- A jak chcecie, hep, zapalacze, to część tego oleju też się przyda - wspomniał jeszcze Glorm, nim kazał swoim pomocnikom ugniatać siarkę i węgiel drzewny na proszek, a sam zajął się robieniem czegoś co nazwał saletrą.


Oleg obudził się tłuczony kijem i oblewany wodą przez jakąś wściekłą boginię, potem trafił do medyka, a zanim się połapał siedział już z Salem na barykadzie. Kac i efekty złości Leonory i Detlefa współzawodniczyły o pierszeństwo. Łeb bolał go wściekle, zresztą, całe ciało rwało bólem.


Galeb spędzał dzień w przyjemny sposób. Jego relacje z krasnoludzką gminą były dobre, z wojownikami, z którymi miał walczyć - nawet lepsze. Tak dobre, jak ich morale. Ulf poprosił go tylko na bok, by ustalić, który z nich ma dowodzić podczas walki. Dwóch dowódców to chaos.

Przebywając i pracując między ludźmi wielu krasnoludzkim rzemieślników przejmowało ich sposób bycia, gdzie bardziej liczyła się skuteczność niż tradycja. Co nie znaczy, że jej nie szanowali. Sposób w jaki Galeb zabierał się do pracy wzbudził szacunek jego kolegów.

W czasie gdy topił stary hełm dla odzyskania metalu zajął się pomocą w innych zadaniach. Ludzcy rzemieślnicy, gdyby nie byli zajęci naprawianiem i dopasowywaniem oręża i zbroi po poległych produkowaliby nowe zbroje byle jak, toporne i kiepskie, byle szybciej. Ale khazadzi tak nie robili. Za to pełna płyta, jaką kończyli dla Detlefa prezentowała się wręcz zjawiskowo. Niemal tak jak podwójny topór, którym mógłby się ogolić, gdyby krasnoludy się goliły. Tarcza do kompletu była oczywistością. Gmina nie mogła pozwolić, by krasnolud-dowódca został przyćmiony przez umgi.

W trakcie pracy usłyszał też o odmowie udzielenia pomocy rannemu krasnoludowi przez ludzkiego medyka z garnizonu. I o plotkach o dowcipie z dłonią w ciepłej wodzie. Kowale zastanawiali się czy Kazgar gdy usłyszy jak zsikał się przy ludziach i ich wybuchu śmiechu ogoli głowę czy postanowi zmazać hańbę zabijając śmieszków oraz czy Starszy wycofa po prostu wojowników do huty i skarbca, czy zaprzysięgnie przy okazji zemstę.

Gdy stal na hełm była już stopiona uszlachetnił ją kilkoma dodatkami i uzyskał stop trwalszy i wytrzymalszy przy mniejszej masie. Setki uderzeń młota, tysiące kropli potu i kilka kropli krwi później uzyskał hełm aż proszący się o ozdobienie runą Kamienia.


Detlef zaakceptował misję Gustawa, a sam z częścią krasnoludów zabrał się za rozbiórkę mostu. Jako że silne z nich skurczybyki, uwinęli się z tym szybko. Ostatnie kilka metrów nawierzchni mostu zniknęło w ciągu godziny, zostały same podpory. A belki trafiły pod bramę, już wcześniej zabarykadowaną amatorsko przez Diuka. Teraz jednak, podparta jeszcze belkami zgodnie z sugestiami khazadów, mogłaby wytrzymać nawet bezpośrednie trafienie z katapulty. Przynajmniej jedno.

Dowódca obrony zajął się też opracowywaniem planu obrony i po kilku zmianach miał już jego szkic, podzielił także obrońców na warty i ustalił jasne zasady reagowania, zapewniając tym swoim ludziom (i krasnoludom) wypoczynek, sen i poprawę morale, gdyż każdy wiedział gdzie i kiedy ma iść.

Do każdego dotarł też plan obrony stworzony przez Detlefa.

Meissen w końcu przestawało przypominać ogarnięty pożarem burdel.

I byłoby naprawdę pięknie, gdyby nie został zaproszony do Starszego Barrudina przez bardzo przejętego posłańca. Starszy był zły. A jego serce kamienne. Miał tylko jedno pytanie: Co dowódca obrony planuje zrobić z winnymi obrazy khazada rannego podczas obrony miasta.
Pewien cyrulik i kowal z garnizonu trafili na poczesne miejsce w lokalnej Księdze Krzywd.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 06-05-2018, 19:59   #606
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Ciężko ranni odpoczywali, co dobrze wróżyło ich przyszłości. Przed wieczorem czekała ich jeszcze pobudka, kuracja i karmienie ale nie były to atrakcje mogące znacząco odmienić ich los na najbliższe godziny. Waldemar nie uzewnętrzniając emocji był zbudowany postawą zespołu w nocy. Przed lazaretem w dalszym ciągu gromadziła się ciżba i oczekiwała na pojawienie się choć fragmentu swego kapłana. Choć zdecydowanie woleliby zobaczyć go w całości. A w ogóle najlepiej, żeby mówił i chodził samodzielnie. Ot ludzka naiwność.

Waldemara cieszyło również, że rybacy okazali się nie w ciemię bici. Jeśli łodzie przeciwnika wpłyną na niewidoczne ponad powierzchnią wody pale pozostałe po konstrukcji pomostów będzie to dla nich wielce niemiła niespodzianka. A na wypadek wszelki miał własną łajbę! Dostał ją bez długich targów zupełnie za darmo. Pozbierał więc trochę żywności i zawinąwszy ją w lniane prześcieradło zabrał na pokład.
Łódka była ustawiona razem z innymi za murami garnizonu. Cyrulik na swoje potrzeby oznaczył ją białą flagą zawieszoną na młodym, giętkim pędzie odciętym z jabłoni rosnącej nieopodal. Wiosła były w środku. Liny również, choć ich przeznaczenia Waldemar nigdy szczegółowo nie zgłębiał. Była też nieduża kotwiczka.

Po powrocie do garnizonu mężczyzna odnalazł swój niezbędnik higieniczny i z jego pomocą ogolił się oraz uczesał. Włosy związał rzemykiem jak zwykle. Przeczesał dłonią wąs. Stojąc na murze ponad bramą garnizonu obserwował okolicę. Do wieczora była jeszcze kupa czasu.
 
Avitto jest offline  
Stary 06-05-2018, 22:26   #607
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- Słuchajcie - powiedział Bert do młodzieży przysłanej od Karla. Głos zniżył do teatralnego szeptu, a gestem kazał żeby go otoczyli - odkopanie fosy to była taka ściema, by zdezorientować szpiegów. Teraz prawdziwe zadanie, którego celu nie mogę wyjawić i trochę sprawdzian zaangażowania. Pójdziecie do garnizonu, a jak będzie i potrzeba to w miasto załatwicie stół, narzędzia do pisania i ze trzy krzesła. Zaniesiecie to na dach garnizonu, a ty piękna - wskazał najbardziej niepewną dziewczynę - zostaniesz tam i poczekasz na oficera, któremu będziesz służyć za pisarza. Tylko morda w kubeł bo to ściśle tajne, a jakby kto pytał to wykonujecie moje rozkazy.

Bert nawciskał kitu młodzikom, nie wiedząc że to nie kit, a najszczersza prawda.

- Reszta gdy skończy, ma w garnizonie znaleźć broń strzelecką i białą, a jak się da to jakieś zbroje. Jakby nie chcieli wam dać, to powiedzcie że ja tak kazałem, a jak i to nie pomoże to pójdziecie do szefa lazaretu, oficera Waldka i on wam to wszystko ułatwi. Aha i przynieście jedną procę mam dla niej jedno specjalne zastosowanie. - tu Bert pomyślał o kwasie dostarczonym przez czarodzieja, czy jednak zdecyduje się go użyć na machiny wroga, to już była inna kwestia.

Potem Bert zwrócił się do halabardników, by podnieść ich morale - Wiem skurczybyki, że wolelibyście być dowodzonym przez kogoś solidniejszego wzrostu, ale wierzcie mi, tu na tym odcinku dowództwo przewiduje najcięższe walki, więc wysyła mi największych twardzieli, by mogli pokazać swą wartość. No co jesteście najtwardsi, czy mam was odesłać do niańki?!

Na sam koniec wysłał posłańca do Waldka, żeby dokładnie zrelacjonował to co wie o tych materiałach wybuchowych, a potem tę wiedzę posłaniec miał przekazać dowódcy Detlefowi.

Niziołek był gotów do szturmu.
 
Komtur jest offline  
Stary 06-05-2018, 23:15   #608
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Waldemar widział przygotowania "granicznych i rosnące wieże oblężnicze i ". A ziemia przeschła już na tyle by móc podprowadzić je do murów. Zaprzestali już pozorowanych ataków słysząc, a właściwie już nie słysząc alarmów na murach ilekroć jakiś oddziałek wychodził z obozu.
Dotarł też posłaniec od Berta z pytaniami o materiały wybuchowe.

Bert zaś zorganizował rękoma miejskiej młodzieży stanowisko pracy dla Komendanta, przygotował siebie i swoich ludzi na szturm i zdziwił się niepomiernie, kiedy szóstka młodych mieszczan wróciła do niego wyposażona w miecze, skórznie i połatane mundury Czwartej.
- Tylko nie powiedz "niziołku", tylko nie powiedz "niziołku" - szeptała dziewczyna będąca, jak się okazało, rzecznikiem grupy.
- Meldujemy się na rozkaz. Zrobione, tak jest. Nikt tego nie pilnował, panie mały... Panie niziołku... Panie oficerze - wypaliła i spłoniła się.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 07-05-2018, 20:43   #609
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Wróg był przebiegły, musiał mieć swoich agentów w mieście. Ci podburzali i podpłacili mieszczan/uchodźców, a takie były tego efekty. Zamiast odpowiedzieć na wezwanie, to pomrukiwali, buczeli, a gdyby nie ograniczenia zapasów żywności to jeszcze niewidomo czym by obrzucili Loftusa. Na całe szczęście nie pomyśleli o łajnie, a zwyczajnie rozeszli się do swoich zajęć. Mag zeskoczył z prowizorycznego podwyższenia i udał się na wieże. Ten dzień nie przynosił mu nic dobrego. Przez Gustawa stracił lunetę, tak zdecydowanie łatwo rozporządza się cudzym mieniem i bierze za to pochwały. Zresztą i wcześniej poświęcał własne zasoby, a mógł zwyczajnie odpłynąć z Idrą, albo przeczekać ruchawkę skrywając się w siedzibie maga. Zapewne jeszcze mógłby to zrobić, potem tłumaczyłby to magicznymi i alchemicznymi sprawunkami. Ba kto wie, może nawet Bert by go poparł, w końcu silnie żrący kwas. – Ehh - mag tylko westchnął, cholerne poczucie obowiązku, nie pozwalało mu jednaj tego uczynić. Nawet jeśli był ranny i nie w pełni sił. I choć tego dnia los nie był dla niego łaskawy, to ktoś o nim pomyślał i podesłał mu dwóch posłańców. Chociaż tyle.
Mężczyzna przywitał się z młodzieńcami, wymienił parę zdań i pozwolił im na odpoczynek w cieniu. Następnie wspiął się na wieżę obserwacyjną i rozejrzał po okolicy. Co prawda stracił lunetę i nie mógł dobrze obserwować wrogich poczynań, jednak działania prowadzone w mieście widział doskonale.
Dowództwo jak widać zmieniło koncepcję i zrobiło przegrupowanie sił. Obrońcy na murach doznali znacznego osłabienia. A najgorsze w tym wszystkim było, że najsłabszy odcinek mury, ten na który wróg się przebił był najsłabiej chyba obsadzony. Z pewnością mniej licznie, niż wyższy i solidniejszy mur północny. Za to druga strona miasta szykowała się na przyjęcie silnego uderzenia wroga. Mogło to znaczyć, że pojawiły się nowe informacje i oddziały Bröka ponownie zagrażały miastu, albo Detlef miał zamiar zrobić pozorowany atak/wycieczkę na drugi brzeg, aby umożliwić wślizgnięcie się i bezpieczny powrót do miasta Gustawowi. Zresztą im dłużej Ritter się przyglądał tym mniej rozumiał. Oczywiście nie jest to nic niezwykłego, w końcu nie ma pojęcia o strategii i taktyce. Ale zdecydowanie przeniósłby procarzy na mury, a w okolice portu podesłał łuczników. Zresztą ze tego co pod słyszał i zrozumiał w magazynie nadal znajdowały się wolne łuki. Czemu nie rozdano ich walczącym w zwarciu? Nim wróg podejdzie i zacznie wspinać się na mury obrońcy zdążyliby spokojnie parę razy wstrzelić. Albo ochotnikom z procami dać łuki, a proce rozdać tej chętnej młodzieży/dzieciarni która widział na murach. Dać ich na basztę i tam się może sprawdzą. Wróg nie miał aż takich wysokich drabin, czy wież, żeby się tam bezpośrednio wspinać. Nie groziła by im walka wręcz, ani jakiś silny ostrzał wroga. Zamiast tego jeśli dobrze widział na baszcie przebywały khazady. Tylko po co? Czyżby Detlef chciał ich użyć jako odwodu na murach? W razie wdarcia się wroga na mury wysłać ich do kontrataku? Czy może rzeczywiście oszczędzał ich, żeby to ludzie się wykrwawili tak jak mówiła ulica? To było zastanawiające. Z balistą też była ciekawa sprawa, ostatnio nie wiadomo czemu nie wystrzeliła. Z drugiej strony po tym jak wypuści pocisk, to może stać się celem dla wrogiego piromanty. Cholera go wie, jaką realną mocą dysponuje ten mag. I Loftus zapewne mógłby głowić się tak do samego szturmu zamiast tego nakazał sygnaliście obserwację, a sam zajął się odpoczynkiem i przeglądaniem magicznej księgi pozyskanej z siedziby maga kolegium cienia.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 07-05-2018, 21:25   #610
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Waldemar przekazał posłańcowi co wiedział, choć nie było tego wiele.
- Gdy byłem w porcie trwała bójka w jakimś warsztacie. Jakiś krasnolud tam leżał z żołnierzem Olegiem a z wnętrza wiało wódą. Obaj byli dość biernie bici przez dwie kobiety. Jedną z nich była ta stuknięta z południa, druga dużo od niej starsza.
- Mówili sporo o materiałach wybuchowych a i siarkę mieli bo ją nosem potrafię wyczuć. Tak myślę, że nasi coś tam szykowali. Tylko skąd tam ten karzeł? I czemu wszyscy pochlani?


Gdy goniec ruszył w drogę powrotną Waldemar zrobił jeszcze jedną wycieczkę do łódki tym razem ładując nań bukłak z wodą. Na przechadzkę zabrał ze sobą halabardę by nie wyróżniać się wyglądem pośród żołnierzy. Wracając zatrzymał się na chwilę przy barykadzie, gdzie krytycznym okiem obejrzał resztki mostu i konstrukcję służącą do poruszania się pod ostrzałem. Czemu miałaby zostać i się zmarnować?
Cyrulik wrócił do garnizonu i poinstruował weterana dowodzącego służbą pomocniczą by wziął tylu ludzi, ilu potrzebuje i w miarę możliwości dostarczył konstrukcję na północny mur po czym wrócił do garnizonu.
- Gdyby nie udało się wam jej wtaszczyć w bezpieczny sposób, przynieście ją tutaj - dodał Waldemar.

Gdy służba ruszyła cyrulik udał się do lazaretu i obudził kapłana Sigmara.
- Mój kolega Loftus przyniósł ci prezent. Od chwili, gdy tu trafiłeś niedługo minie doba, więc los cię raczej nie zabierze z tego świata. Wypij ten wywar, podobno magiczny. Ja Loftusowi wierzę. wypijesz, zobaczymy co dalej.
Waldemar w milczeniu obserwował efekty działania magicznego dekoktu a gdy ten zrobił już swoje zaczął kolejną serię zabiegów na rannych, by jak najszybciej odzyskali sprawność. Przy tym często agitował.
- Nie bez powodu to wy bronicie tego miasta. Nie bez powodu rany was nie powaliły. Silniście, więc ja wam pomogę. Jeszcze się odgryziemy tym południowcom. Nie dajcie obcym bez zaproszenia z buciorami włazić do waszych domów.
 
Avitto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172