|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-10-2017, 12:29 | #91 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
24-10-2017, 00:15 | #92 |
Reputacja: 1 |
|
24-10-2017, 12:54 | #93 |
Reputacja: 1 | Brokk & Wolfgang & Aureolus Przygotowania do wyprawy, cz. II Kolejnego dnia do pracowni Brokka zawitał Wolfgang z ostatnio nieodłącznym dzbankiem miodu. - Witajcie mistrzu. Skinął głową na powitanie. - Napijecie się? Zaproponował. - Tak myślałem nad tym co mówiłeś o magii. Może i nie umiesz zobaczyć jej tak jak ja, ale również potrafisz ukształtować eter swą wolą… Zaczął i wyciągnął swój doskonałej jakości, jednak prosto wykończony miecz o falującej niczym ogień klindze. - Rzuć okiem eksperta. Złapał go za ostrze i podał rękojeścią Brokkowi. - Witajcie Piromanto. - Khazad podniósł głowę słysząc Wolfganga. - Trunku się nie odmawia, a Skeggi to kraina miodem płynąca, żal nie korzystać. - Brokk nadstawił kufle. - Mylicie się Mistrzu, to nie efekt woli, a sekret znaku który nasyca się energią. Siła woli potrzebna jest do wytrwałej, nieprzerwanej, dbałej pracy. Magia Run to inny sekret, którego jednak zdradzić nie mogę, wybaczcie. Słowa maga mile połechtało ego krasnoluda. Brokk przerwał więc pracę i przyglądał się uważnie wyciągniętej klindze, następnie chwycił broń i zważył ją w ręce. Mimo wymyślnego kształtu, miecz był dobrze wyważony. Czuł jak rękojeść klei się do dłoni, a ostrze zdawało się ostrzejsze od brzytwy. Jego wykonanie wymagało dużego kunsztu. - Piękna to rzecz, można chylić czoła przed mistrzem, który to dla Was wykuł. - Mistrz Run pogładził ciemny brzeszczot z lśniącymi jak lustra krawędziami.- Jeśli się zgodzicie, chętnie wykonam na nim starożytna krasnoludzką inskrypcje, Runę Furii. - To ciekawe. - Zamyślił się nad słowami kowala run Wolfgang. - Wasze podejście do eteru. Nie zrozum mnie źle, nie dążę do wykradzenia waszych sekretów. Ot odrobina ciekawości i próba zrozumienia czegoś nowego. Zastanawiałem się czy… - Odebrał od Brokka miecz i odruchowo zważył klingę w dłoni. Po chwili przesunął nad nią drugą dłonią i zaczął mamrotać coś po cichu. Trwało to krótką chwilę po której... nic się nie stało. Pozornie. Mag nałożył na ostrze zaklęcie pozwalające ranić niematerialne istoty i inne problematyczne cele. - A teraz coś się zmieniło? - Ponownie podał ostrze kowalowi. - Nie w tym rzecz Wolfgangu, – kowal run zwrócił oręż właścicielowi. - Może to zły przykład będzie, jednak zdaje mi się, że można to porównać do wykorzystania ognia. Wy magowie rozpalacie go na otwartej przestrzeni. Jest gwałtowny, potężny i niszczycielski. Wystarczy jednak jedna iskra, czy nagły podmuch wiatru i tracicie nad nim kontrolę. Żywioł zwróci się przeciwko Wam. My Kowale tworzymy bezpieczny piec. Ognia nie widzimy, możemy się jednak w jego cieple grzać oraz w dowolnej chwili go wygasić. Żar sam z siebie nie opuści paleniska. – Brokk tłumaczył, w kiedy Mag był skupiony na klindze. Gdy ta wróciła do rąk khazada, ten nie dostrzegł żadnej różnicy. - Domyślam się, że nie kpicie sobie ze mnie i zrobiliście coś z własnym mieczem. Dla mnie nie ma jednak różnicy, klinga jest tak samo chłodna. Wyjaśnijcie cóż uczyniliście. - Zrobiłem. Nasyciłem go magią, dzięki czemu można teraz ranić nim istoty odporne na zwyczajną broń, jak zjawy czy inne podobne tałatajstwo. Więc nie jesteście w stanie rozpoznać magiczności przedmiotu jeśli ten nie ma wyrytych na sobie run, bądź jego właściwości ewidentnie na to nie wskazują? - Rozumiem Magu, dla mnie to tylko doskonałej jakości miecz, nie dostrzegam tego co uczyniliście. Są też krasnoludy, które kształtują eter jak Wy, czy elfy. Obyście ich jednak nie spotkali.- Brokk, który przeważnie pozostawał spokojny zaczął teraz mówić gniewnie. - Część rodziny o której się nie wspomina? - Zapytał zaciekawiony Wolfgang. - A skoro magia i krasnoludy których nie chce spotykać to pewnie i chaos, racja? - Racja mistrzu Wolfgangu. Wspominałem o nich na wyspie, gdy znaleźliśmy broń z obsydianu. Krasnoludy Choasu, dawne dzieci Grungniego, a teraz nieświadomi niewolnicy Hashutuna, ojca ciemności. Ich umysły i ciała zostały bezpowrotnie spaczone. Przodkowie im tego nigdy nie wybaczą! - Khazad, chyba nie do końca świadomie podniósł głos. - Spokojnie Brokku, spokojnie. - Wolfgang dolał im miodu. - W złości źle się pracuje. A właśnie, próbowałeś kiedyś pracować na podobnie nasyconej zaklęciem broni? - Zainteresował się Wolfgang. - Ciekawe jakie efekty można by uzyskać. Mag mógł być zdziwiony reakcją Mistrza Run, zapewne nie wiedział, że to członkowie cechu kowali run zdradzili przodów i tradycje zwracając się do Hashutuna. Wydarzenie to zostało wpisane w Wielką Księgę Uraz. Khazad sięgnął ponownie po kufla z miodem. Zmiana tematu i trunek spowodował, że krasnolud ochłonął. - Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, wymaga to dużej rozwagi. Różne znaki mają różną moc, niektóre z nich są zbyt potężne, aby je łączyć z innymi. Takich Run nie należałoby więc wykuwać na zaklętych przez Was przedmiotach. - Mistrzu, sami najlepiej znacie się na swojej sztuce, ale… Wolgfang zrobił krótką pauzę. - jeszcze nie słyszałem aby jakikolwiek kowal run i imperialny magister współpracowali. Choćby pośrednio. Nasza magia, jak wiesz do najbezpieczniejszych nie należy, ale tyczy się to głównie manipulowania czystą energią eteru podczas nadawania jej kształtu inkantacją. Już tego dokonałem więc w mieczu znajduje się jej niewielka, ukształtowana ilość. Mnie ta wiedza do niczego się nie przyda, ale ty możesz odkryć coś ciekawego. Albo odkryć czego w przyszłości nie robić. Decyzja należy do ciebie, a sam czar rozproszy się za jakąś godzinę. - Mag skinął krasnoludowi. - Nie magu, to zbyt pochopne. – Brokk stanowczo odpowiedział na propozycję Wolfganga. - Stworzenie dzieła wymaga cierpliwości, poświęcenia i ciężkiej pracy. Nie ma tu miejsca na pośpiech. Zasady bractwa kowali run to tradycje i doświadczenia zbierane przez wiele stuleci. To nie czas i miejsce na takie eksperymenty. Dołączyłem do wyprawy licząc na odkrycie nowych rud metali, albo złóż gromrilu. Nie przeciwstawię się nauce i wiedzy przodków. - Khazad liczył, że uciął dalszą dyskusję na temat łączeniu stylów magii i zaklinania przedmiotów. - Więc tak też i będzie. - Odpowiedział Wolfgang. - Teraz się pożegnam aby dalej nie zakłócać twego spokoju, lecz będę zaszczycony jeśli dalej zechcesz wykonać dla mnie te runę. - Nie przeszkadzacie mi piromanto, powiedziałbym wam to wprost gdyby tak było. - Brokk zbyt rzadko opuszczał Karak Hirn i teraz nie był pewien czy aby nie uraził maga. - Zajmę się Waszym mieczem gdy tylko skończę obecną pracę. Wróćcie do mnie przed zmierzchem. – Mistrz Run na koniec rozmowy, rozlał resztę miodu do kufli i wzniósł toast. - Za pomyślność sprawy słusznej! - Za pomyślność! - Wolfgang wzniósł toast razem z krasnoludem. Aureolus zajrzał do Brokka raz, zaciekawiony hałasami. Gdy dowiedział się o co chodzi, przyniósł całą swoją zbroję. Nie wiedział czy na skórzni da się cokolwiek “wykuć”, ale miał w końcu do czynienia z Mistrzem Run. Jak jeden profesjonalista do drugiego, wyłuszczył mu sprawę: - Mówiłeś, że jest jakaś uzdrawiająca runa. Czasem nie można podać mikstury, a potrzebna jest szybka pomoc. Jeśli hełm z runą nałożę rannemu na głowę to może go to z miejsca uzdrowić? - zapytał - Jeśli tak, to na każdej części tyle, ile można. Co do doboru reszty, zdam się na Ciebie. Khazad odebrał skórznie od Aureolusa, jeszcze tego samego dnia miał zamiar się jej uważnie przyjrzeć i poddać drobnym naprawom, zabiegom pielęgnacyjnym, żeby na końcu popracować nad umieszczeniem na niej starożytnych inskrypcji. Skóra nie jest najlepszym materiałem, zbyt łatwo ją uszkodzić i przeważnie jest dość miękka. Jednak skórznie były robione ze skóry gotowanej w wosku, a na takim utwardzonym materiale kowal run mógł już pracować. - I tak i nie doktorze, ich pierwotne wykorzystanie jest bardziej indywidualne. Magia znaku zwiększy wigor, siły witalne, ale nie zatrzyma krwotoku. Zyskasz jednak na czasie, lecz osoba korzystająca z mocy run musi sama ją aktywować. Musi być na tyle świadoma, że sama wyzwoli energię zamkniętą w przedmiocie. Efekt będzie jednak natychmiastowy. - Czyli pacjent musi być przytomny. Cóż, dobre i to. Dziękuję - podziękował Aureolus. Brokk po wyjaśnieniu sprawy postanowił zwrócić się do medyka o pomoc. - Aureolusie, cenię sobie waszą wiedzę. Niedługo wypłyniemy, znajdziecie jakieś środki na suchość w ustach i nudności? Ile razy wejdę na statki zaraz czuję się chory. Medyk uśmiechnął się. Pogrzebał trochę w torbie i wyciągnął przygotowaną wcześniej mieszankę ziół. Przez kilka ostatnich dni poza zbieraniem plotek (mało udanym) przygotowywał też najniezbędniejsze środki - od leków na chorobę morską po proszki na rany. - Powinno pomóc. Tylko trochę otępia. Najlepiej zaparzyć i wypić z pół godziny przed podróżą. - Dziękuje Wam, przygotuję je tak jak mówicie. Gdybym Was nie widział, rzekłbym, żeście krasnoludem. Patrzycie na ciało jak na maszynę, wszystko naprawicie stosując odpowiednią metodę. Nie bawicie się przy tym w gusła czy astrologię. - Khazad był szczerze wdzięczny za przekazane zioła. – A o skórznię się nie martwcie, przygotuję ją zanim wypłyniemy.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
24-10-2017, 13:00 | #94 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 24-10-2017 o 20:48. |
24-10-2017, 22:57 | #95 |
Reputacja: 1 | Dorgundsson spędził kilkudniowe przygotowania na uzupełnianiu płynów. Pił wszystko i w dużych ilościach, przegryzając co jakiś czas czymś, co nie mieszkało wcześniej ani w morzu, ani w dżungli. Wieści o jego zwycięstwie w zawodach picia z pierwszego wieczora rozeszły się, co przysporzyło mu całkiem liczne grono chętnych Norsmenów do spróbowania sił w tej dyscyplinie. Rzecz jasna nie był w stanie przepić każdego z nich z po kolei, dlatego zaproponował połączenie dwóch dziedzin - solidnego picia oraz gry polegającej na odpowiednim ustawianiu białych i czarnych kamieni na blacie, na którym wyrysowano kwadrat podzielony na wiele mniejszych kwadratów tworzących pola. Zadaniem grających było wystawienie wszystkich swoich kamieni tak, aby stykały się ze sobą w określony sposób, przy czym możliwe było blokowanie ruchów przeciwnika. W praktyce sprowadzało się to do zakładów za niewielkie stawki na trzy następujące po sobie gry, a przegrany w danej rozgrywce wypijał kubek samogonu jeszcze bardziej redukując swoje szanse na wygraną w kolejnej. Mając doświadczenie zarówno w piciu, jak i w grach tego typu Borriddim dość szybko w ten całkiem przyjemny sposób wzbogacił się o mieszek wypełniony złotem i innymi błyskotkami. Rzecz jasna nie wszystkim przegranym było to w smak, czego wyrazem było kilka bójek z co bardziej krewkimi (lub też pijanymi) Norsmenami. Piraci z północy biją całkiem solidnie, stąd niektóre miejsca na twarzy krasnoluda zyskały nieco odmiennych kolorów, a kilka świeżych rozcięć można było dostrzec na wargach. Na okręt wracał jednak uśmiechnięty i zadowolony z siebie. Kilka dni pijaństwa, obijania mord i innych rozrywek właściwych najemnikom sprawiło, że dramatyczne wydarzenia z wyspy Harkona nieco zbladły, a odniesione wtedy i gojące się teraz rany rwały jakby mniej. * * * Jakiś czas później dotarli do ludzkiej kolonii w Lustrii płynąc na czele floty Norsmenów. Horda bezlitosnych piratów miała złupić osadę, a później spróbować wydrzeć skarby jaszczurzym mieszkańcom tej krainy. Borriddim wątpił, żeby udało im się dotrzeć dalej, niż do pierwszego większego miasta. Na widok złota poszczególni jarlowie zaczną zagarniać bogactwa dla siebie, nie przejmując się więcej właściwym zabezpieczeniem okolicy i przygotowaniem na nieuchronny w opinii krasnoluda odwet łuskowatych. W tej chwili spajała ich żądza krwi i złota, a gdy już obie te rzeczy dostaną więzi prysną a na wierzch wyjdą ledwo skrywane animozje. To nie był jednak problem Dorgundssona, tylko tych dzikich człeczyn z północy. Gdy tylko podpłyneli bliżej Lexa pognała jak szalona na statek swojej siostry. A przynajmniej ten, który Cassinni zabrał nie pytając właścicielki o zgodę. Wyglądało na to, że przejęcie okrętu z powrotem pozostanie w gestii ich niewielkiej grupy. - No wreszcie... - krasnolud mruknął i założył hełm. Pozostała część jego rynsztunku była na miejscu. Przesunął chronioną pancerną rękawicą dłonią po znakach wyrytych na stylisku potężnego młota, a te rozjarzyły się błękitem jakby odpowiadając na pieszczotę. Młot czekał na dwa tuziny dusz obiecane przy stosie pogrzebowym jego poprzedniego właściciela. Khazad z oczywistych względów mniej skocznie od Norsmenki ruszył w kierunku brzegu. Zatrzymał się na wysokości okrętu Thory i czekał na rozwój wypadków. Jego postawa nie budziła wątpliwości - jeśli ktoś podejdzie do niego z dobytym orężem zostanie bez pardonu zaatakowany.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
01-11-2017, 17:46 | #96 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Holzberg, Lustria 4 Nachgeheim, 2528 K.I. Świt Dźwięk wystrzałów i świst kul przywitał schodzących na brzeg awanturników, lecz nie powstrzymało to ani Lexy, ani towarzyszących jej ludzi przed parciem do przodu. Szkaradna Ladacznica szybko padła ich łupem i wkrótce po niej podobny los spotkał Skidbladnira, którego odbicie kosztowało Thorę utratę dwóch marynarzy. Nie mniej jednak byli już na pokładzie odzyskanych okrętów, stawili czoła i pokonali garstkę ludzi, których zostawił po sobie Lorenzo Casini. Mogli wreszcie rozwinąć żagle i odpłynąć dokądkolwiek ich wiatr poniesie, zostawiając tym samym całą kolonię na pastwę żądnych łupów norsmenów, jednakże przed ucieczką powstrzymał ich ogień dział, który zaczął bezlitośnie dziurawić marsle i burty obu statków.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
02-11-2017, 22:32 | #97 |
Reputacja: 1 | Khazad przez trzy dni podróży statkiem zaparzał sobie zioła od medyka. Mimo lekkiego otępienia zaglądał do piekielnika i myślał nad stworzeniem runy, która uchroniła by machinę od eksplozji. Wiedział, że jest to możliwe. Potrzebował jednak na to więcej czasu. Mimo mistrzowskiej rangi nie specjalizował się jednak w machinach oblężniczych.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 03-11-2017 o 09:54. |
03-11-2017, 13:30 | #98 |
Reputacja: 1 |
|
03-11-2017, 17:30 | #99 |
Reputacja: 1 | Gdy pierwsze kule armatnie spadły na pokład, Wolfganga szczęśliwie omineły wszystkie odłamki latające naokoło. Szybko podszedł do balustrady i wpatrzył się w fortyfikacje wroga. Niemal mógł wyczuć aqshy gromadzący się w pobliżu wystrzałów i magazynowanego prochu. Przyjemne ciarki przeszły mu po plecach, kiedy proste zaklęcie ochronne pokryło jego ciało.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
03-11-2017, 19:54 | #100 |
Reputacja: 1 | Zakuty w stal Dorgundsson nie wziął udziału w odbijaniu okrętów. W tym znacznie lepiej radzili sobie Norsmeni z dawnej załogi Skidbladnira jak i same siostrzyczki. Krasnolud uznał, że jest za stary na skakanie po takielunku, dlatego pozostał na pomoście stojąc samotnie naprzeciw zgromadzonym na brzegu mieszkańcom kolonii. Tym ostatnim jakoś nieśpieszno było do niesienia pomocy ludziom Casiniego zarzynanym przez wojowników z północy. Gdy radosne okrzyki rozbrzmiały na pokładach obu statków, a w ich kierunku wypaliła bateria dział na szczycie skarpy Borriddim zrobił krok naprzód, później kolejny, by po chwili biec w kierunku brzegu. Deski pomostu pod jego wzmacnianymi buciorami skrzypiały miarowo protestując przeciwko słusznej masie krasnoluda. Obciążony ciężarem pancerza nie biegł szybko, jednak niesiony determinacją, z której słynął jego lud oraz równie legendarną wytrzymałością mógł biec bardzo długo nie myląc i nie zwalniając kroku. Jego celem było stanowisko artylerii prowadzącej ostrzał portu. Z dwuręcznym runicznym młotem pewnie ściskanym w dłoniach Dorgundsson parł do przodu niepowstrzymanie. Jak zawsze przed walką poczuł ledwie wyczuwalny zapach krwi, która wkrótce miała zostać przelana.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |