Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2017, 23:42   #1
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
[+18] Prosta Robota: Polowanie na Jelenie


“Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości...”
Albert Camus – Dżuma

Wioska Waldbach
23 Sigmarzeit 2511 K.I.
Południe


- Herr Feig! Herr Feig! HERR FEIG! - młody chłopak wkroczył do wnętrza domostwa, wzrokiem poszukując jego właściciela. Krzyknął po raz kolejny. Tym razem usłyszał w odpowiedzi donośne ziewnięcie. Lepsza taka odpowiedź niż żadna.

Młodzieniec przeszedł do niewielkiego salonu, by dostrzec, siedzącego na obitym w skórę fotelu, starca. Ten wyglądał jakby właśnie toczył zaciekły bój z Morrem, który ponownie chciał zabrać go w krainę snów, jednak ponowny krzyk chłopca przechylił szalę zwycięstwa na jego stronę.

- Co się stało? - Z ust starca dobyło się pytanie, które swym brzmieniem przypominało otwieranie skrzypiących, od lat nienaoliwionych drzwi. - Znowu bandyci? Jak tak to wynoś się stąd, ja nie żyję… Za stary jestem na...

- Nie, Herr Feig - przerwał mu młodzieniec. - Jacyś konni wędrowcy z północy. Herr Ehman mówi, że to może być ta obiecana pomoc od barona.

- No najwyższy czas - ożywił się nieco staruszek i zaczął bardzo powoli, z widocznym trudem, wstawać z fotela. - Ile można czekać na garnizon… Naliczyliście ilu ich jest?

- Ośmiu.

Starzec nagle zaprzestał walki z grawitacją i opadł ponownie na fotel. Wyraz jego twarzy zastygł w wyrazie załamania.

- A więc jednak dalej jesteśmy w dupie…


Głośne skrzypienie drewnianej bramy obwieściło mieszkańcom wioski przybycie gości. Wydawać by się mogło, że wszyscy wyszli na zewnątrz, by przyjrzeć się bohaterom, którzy już wkrótce mieli ich ocalić od niedoli w jakiej się znaleźli. Tłum stanął po dwóch stronach głównej “ulicy”, w bezpiecznej odległości, nie zastampiając im drogi. Jadąc bardzo powoli na grzbietach swoich wierzchowców, każdy najemnik z osobna mógł poczuć na sobie tuziny par oczu.

Kolumnie przewodził ponury mężczyzna w średnim wieku. Wyprostowany w siodle kierował spojrzenie przed siebie, ani na chwilę nie łamiąc swojej zdyscyplinowanej postawy. Przylegający do jego ciała stary i noszący na sobie wiele ran przeszłości uniform wojskowy zdawał się niszczyć wszystkie dziecięce wyobrażenia o wspaniałości imperialnej armii.

Zaraz za nim kroczył równie ponury cudzoziemiec. Jego strój, sposób uczesania (tej partii głowy na której jeszcze znajdowały się włosy), oraz skośne oczy natychmiast zdradzały, że jest to przybysz z odległego Kislevu.

Kolejną osobą w szeregu była kasztanowowłosa kobieta, z parą wielkich… oczu. Męska część tłumu właśnie na niej skupiała największą uwagę, zastanawiając się, cóż taka urokliwa i sympatycznie wyglądająca kobieta robi w takim podłym towarzystwie.

Jeżeli ona skupiała na sobie spojrzenia mężczyzn, to podążający tuż obok niej brodacz zajmował uwagę kobiecej części tłumu. Przylegające do ciała obranie wyraźnie ujawniało jego mięśnie… Których z resztą z pewnością potrzebował, do obsługi wielkiego topora, który zwisał u boku jego wierzchowca.

W porównaniu do brodacza, jadący za nim chłopak wyglądał niezwykle zniewieściale. Potargane kasztanowe włosy powiewały wraz z rękawami jego schludnych ubrań, które ewidentnie nie kryły pod sobą mięśni. Jednak w wyrazie jego młodzieńczej twarzy kryła się jakby bystrość.

Towarzyszył mu równie chuderlawy mężczyzna o ciemnych włosach i piegach wokół nosa. Wodził po tłumie zaciekawionym spojrzeniem, a wyraz jego twarzy sprawiał wrażenie, jakby kłębił się w nim cały potok myśli.

Jeżeli poprzednia dwójka nie wywoływała groźnego wrażenia, to jadący za nimi mężczyzna wręcz przeciwnie. Ludzie w tłumie wyraźnie próbowali unikać jego spojrzenia, który wodził po nich nie jak po ludziach, a po potencjalnych zwierzynach. Nikt z pewnością nie chciałby wejść mu ani jego kuszy w paradę.

Zaś na samym końcu jechał mężczyzna o długich blond włosach. Jego miejscami potargany i pobrudzony strój nijak się miał do wyprostowanej, dumnej postawy jaką przybrał. Jadąc w ten sposób przywodził na myśl jakiegoś żebraczego króla.

Wszyscy oni zatrzymali się na malutkim placu, na którym czekał już na nich jakiś starzec w towarzystwie grupki uzbrojonych w pałki i widły mężczyzn. Być może stado owiec przestraszyłby ten widok, jednak na najemnikach robiło to znikome wrażenie. W tym momencie jednak nastała dziwna patowa sytuacja, kiedy każda ze stron oczekiwała, że to ta druga zacznie. Cisza zdawała się nie do zniesienia...

- Wyglądają niezbyt… - zaczął coś szeptać skryty z tyłu chłopak, jednak zaraz starzec zagłuszył jego słowa.

- No dobra, skoro już tu jesteście to chodźcie do gospody - skrzypiącym głosem odezwał się starzec. Młodzieniec podał mu drewnianą laskę i oboje ruszyli w kierunku wyróżniającego się wielkością budynku. Tempo na jakie stać było starca, pozwoliło najemnikom spokojnie zsiąść z koni i przywiązać je przed gospodą.


Gospoda była kompletnie pusta. Nawet jeżeli najemnicy mieli ochotę na jakieś piwo lub ciepłe danie, to nie mieli nawet do kogo się o nie zwrócić. Za barem świeciły pustki.

- Musicie wybaczyć mi tą sytuację, ale karczma od kilku dni jest niestety nieczynna - odezwał się starzec. Następnie przez dłuższą chwilę siedział cicho, przyglądając się zebranym. Chwila zaczęła się na tyle przeciągać, że najemnicy zaczęli zastanawiać się, czy starzec aby nie umarł, jednak w tej właśnie chwili znowu przerwał milczenie.

- Nazywam się Hasso Feig i zostałem ostatnio po raz kolejny mianowany na sołtysa tej wsi. Poprzedni sołtys, mój syn, został dwa dni temu porwany wraz kilkunastoma innymi mieszkańcami tej wioski, przez bandytów, których, Sigmarze dopomóż, macie się pozbyć - starzec westchnął, po raz kolejny przyglądając się każdemu z was z osobna. - Ale do rzeczy…

- Wszystko zaczęło się początkiem miesiąca, kiedy zaczęli pojedynczo znikać niektórzy ludzie, którzy zapuszczali się samotnie w las lub na wzgórza. Najpierw zaginęła jedna osoba, później druga, która szukała tej pierwszej, później dwie kolejne, które z kolei szukały tych poprzednich, i tak dalej, aż do momentu kiedy wszyscy zbyt bardzo się bali szukać kogokolwiek. Z początku myśleliśmy, że to jakaś bestia zalęgła się w lasach, jednak po pewnym czasie zaczęli ginąć bez śladu także ludzie, którzy pracowali samotnie na polach nieopodal wioski. Nikt nie wiedział kto za tym stoi, aż do czasu ataku na naszą kopalnie miedzi, która znajduje się niecałe dwie mile imperialne stąd.

- Niewielu górnikom udało się uciec, jednak ci którym się udało, mówili o wielu zamaskowanych mężczyznach, którzy na twarzach nosili zwierzęce czaszki z porożami. Porwali oni wtedy ponad tuzin osób. Od tego czasu już nikt nie miał odwagi wychodzić poza naszą palisadę. Niejeden raz jednak widzieliśmy grupy wędrowców, napadane przez tych zbirów, którzy zaciągali ich do lasu lub na wzgórza… Przez cały czas myśleliśmy, że za palisadą jesteśmy bezpieczni…

- Zaatakowali po raz pierwszy tydzień temu. Jeżeli można by to nazwać w ogóle atakiem. Gdy wszystkich w środku nocy obudziły krzyki, oni byli już wewnątrz. Podstępnie musieli zakraść się do środka i od wewnątrz otworzyć bramy. Nim ludzie zdążyli się otrząsnąć i dobyć broni, oni już umknęli, wraz z kolejnymi mieszkańcami. Dwa dni temu wszystko się powtórzyło, tylko tym razem byli o wiele bardziej zuchwali. W jednej chwili wyważyli równocześnie wschodnią jak i zachodnią bramę, po czym wtargnęli do środka, tym razem porywając nawet kilka koni. Porwali mi syna. Porwali właścicielke gospody. Porywają nawet dzieci. A po co, to nikt nie wie…

- Jest nas coraz mniej, a bandyci z dnia na dzień stają się bardziej zuchwali. Jeżeli nikt z tym nic nie zrobi, to już wkrótce ta wioska zmieni się w wioskę duchów. Mieliśmy nadzieję, że baron załatwi jakichś żołnierzy, którzy wyrżną w pień całą tą zgraję, ale przysłał was… Mówię to z ciężkim sercem, ale jesteście naszą ostatnią deską ratunku.


Wraz z tymi słowami, najemnicy już wiedzieli, że ta robota wcale nie będzie taka prosta...
 
Hazard jest offline  
Stary 29-08-2017, 13:43   #2
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
TAK! JESTEM BOHATEREM!


... i nawet nie było głupim pomysłem, aby ktoś wygłosił naukowe prawo o tym. Jakiś szanowany bakałarz, albo niezachwiany autorytet, czy też postać z heroicznych opowieści. Dajmy na to: "Prawo Felixa Jaegera: gdy coś wydaje się łatwe i proste, szanse na to iż będzie przeciwnie są równie wysokie jak znalezienie okazji do mordobicia przez Gurnissona".
Nie brzmiało to źle, Daan uśmiechnął się do własnych myśli.

Zasadniczo przez całą podróż z Nuln, jak i wcześniejsze zapoznanie się w tym bogatym mieście z kilkoma innymi awanturnikami, de Vries wyglądał jakby intensywnie zgłębić chciał jakiś nurtujacy go problem, lub po prostu coś planował. Permanentnie. W połączeniu z trochę odbiegającą od standardów przeciętnych Imperialczyków wesołą naturą i buzującym niepoprawnym optymizmem, nie pozwalało to czuć się pewnie tym co nie mieli z cyrulikiem kontaktu dłuższego niż kilka dni… Można było wszak wysnuć przypuszczenie, że Daan planuje względem kogoś jakiś niecny żart, który przynajmniej jednej osobie nie zapewni wesołości. Wrażenie to mógł powiększać wyraz mieszanki niewinności i jakiejś naiwności widocznej na miłym dla oka obliczu. Wszak gdy widać iż jakiś wesołek coś knuje i do tego wygląda niewinnie, najpewniej oznacza to kłopoty.
Na przykład proszek na przeczyszczenie dosypany ukradkiem do piwa.

A jednak nie.

Grzeczny, opanowany, układny i logiczny do bólu cyrulik nie odpalił niczego podczas wspólnej wędrówki. Do wyrazu skupienia i ciągłej analizy jakiegoś problemu szło się przyzwyczaić i mieć poczucie jakby wyjście do wychodka de Vries planował jak partię tileańskich szachów. Tak samo teraz siedział rozmyślając o czymś, a mogło to być zarówno skoncentrowanie się na informacjach Hasso Friega, co kwestii proporcji drzew liściastych do iglastych w południowej części puszcz Ostermarku.

Podrapawszy się po lekko piegowatym nosie spojrzał na towarzyszy szukając jakiegoś autorytetu w kwestii wojaczki w aspekcie jakichś zorganizowanych działan a nie zwykłych umiejętności walki.
Nie znalazł...
Wprawdzie medyk sam szczupłą sylwetkę skrywał pod wojskową kurtą nabijaną żelaznymi guzami, ze śladami po starannym poodpruwaniu naszywek i oznaczeń jakiejś niemożliwej do ustalenia kompanii, ale z wiedzą wojskową wydawał się być nieobyty. Patrząc na na Czanbarsa, oraz kolejno Edgara i Emmericha nabierał optymizmu. Oni wszak wyglądali na pewnych siebie i znający smak walki. Wielka siła zaklęta w doskonale zarysowanych, potężnych mięśniach Blasiusa tylko wzmacniała malujące się radośnie na twarzy Daana: Będzie dobrze!.
Choć z drugiej strony chłopak pewnie niepoprawnie miałby podobne podejście gdyby pociskał na tajemniczą bandę sam w towarzystwie jedynie Juliena i Rózi, na która też zerknął (ale spojrzenie szarych oczu jakoś odruchowo prześlizgnęło się nie po twarzy tylko niżej).
Trudno było wszak o inne nastawienie u kogoś, kto nie zakłada świadomości własnego zagrożenia, a jak już to nawet przy strachu reaguje jakąś niewytłumaczalną ekscytacją…

- Ostatnia deska ratunku! - szepnął do siedzącego obok drobnego Juliena poznanego w Altdorfie, z którym spotkawszy się ponownie pod miastem zawędrował do Nuln. Toćnął go lekko w żebra. - Można poczuć się jak bohater!
To szeptając pogładził opartą o ławę rusznicę, z którą nie rozstawał się prawie wcale. Broń pasowała do zawodu cyrulika jak pięść do nosa, ale de Vries targał ją ze sobą jakby była dla niego ważna nie mniej niż przybory medyczne spoczywające aktualnie w prostym worku podróżnym.

Poza tym milczał woląc nie wcinać się przed bardziej doświadczonych towarzyszy.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 02-09-2017 o 13:28.
Leoncoeur jest offline  
Stary 29-08-2017, 14:07   #3
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
BLASIUS - DRWAL


Blasius Shoenholz, tak się zwał jeden z członków tej “dzielnej”, choć bardziej prawdziwie by brzmiało, chwytającej się każdej okazji zarobku, ósemki. Przydomka się nie dorobił, zawsze było tylko Blasius - Drwal ewentualnie.

Obserwując Blasiusa niektórzy z jego współtowarzyszy już mogli uznać, że zbyt dużo czasu spędza nad swoim wyglądem. Może nie aż tak, by mogli już to uznać za chorobę, ale jednak... sporo. Który z nich mógł myśleć o tym, by regularnie pielęgnować brodę, starannie składać nocą ubrania, czy inne niepodobne dla większości poszukiwaczy przygód dziwota. Złota bransoletka na ręce, która bardziej wyglądało na damską, nie poprawiała tego zdania. Szczególnie, że bransoletka nie służyła temu, by pokazać jak bardzo jest bogaty, tylko Drwal uważał, że z nią wyglądał korzystnie. Taką miał wizję siebie.

Z drugiej strony obserwując resztę ferajny, jeszcze jeden z nich z pewnością wyobrazić sobie zwyczaje Blasiusa mógł. Do zapuszczenia brody miał on jednak zbyt daleko, ale cudze, o dziwo, go interesowały nazbyt. Schoenholz odwrócił się na moment do tyłu… Z lekkim niedowierzaniem spozierał właśnie na chłopczyka jadącego za nim. Tak to między innymi przez ryzyko posiadania takiego syna nigdy nie chciał mieć swoich dzieci. A Drwal, gdyby tylko chciał, mógłby je już mieć w jego wieku. Liczył już aż trzydzieści pięć wiosen, więc zdecydowanie część z jego towarzyszy mogłaby być jego dziećmi. Z drugiej strony, „młody chłopczyk” już był na trakcie, a on dopiero teraz wyruszył. Był na trakcie, tak jak podobnie młodzi bracia Blasiusa. To tylko pokazywało Shoenholzowi ile lat swojego życia przegapił.

Z ogromnym za to zainteresowanie spozierał na Rózię. Tą by się porządnie zajął, pooglądał z każdej strony dokładnie, potarmosił, wymęczył. To był obiekt, którym mógł się zająć... Zdecydowanie. Teraz opuścił swoją rodzinną mieścinę, więc o „takie” przygody byłoby łatwiej. Łatwiej w sensie, że owe kobiety nie będą wiązały od razu z nim przyszłości, traktowały przelotnie, jak powinny, bo jeżeli chodzi o łatwość w ich zdobywaniu, to zawsze było… łatwo.

Z charakteru dał się poznać jako pewny siebie. Uważał życie jako etap podróży, aczkolwiek nikt z jego obecnych współtowarzyszy nie wiedział, że mimo jego sporego wieku, była to jego pierwsza prawdziwa podróż. Teraz jednak niebezpieczeństwa nie były mu aż takie straszne. Swoje lata miał i w końcu postanowił resztę życia intensywnie spędzić. Mimo to jednak cały czas pozostawała mu raz na czas chęć by pozostać w samotności. Musiał mieć chwilę w trakcie dnia, czy nocy, na zadumę, izolację. Zwykle osiągał to w czasie wschodów i zachodów słońca, których opuszczenie uznawał za przynoszące pecha. Czasami po prostu znajdował cichy kąt.

Krótkimi słowy na pewno był specyficzny. Silny, pewny i męski z jednej strony, ale też nostalgiczny, przesadnie patrzący na swój wygląd z drugiej.


***


Wjeżdżając do Waldbach czuł się jak bohater. Tłum jaki widział z daleka i który ich witał chełpił jego ego. Aczkolwiek z każdą chwilą, z każdym kolejnym krokiem wierzchowca, czuł że entuzjazm tłumu maleje do zera. Gdy byli na miejscu, zmalał on całkowicie. Schoenholz czuł tylko płochą nadzieję. Inaczej to sobie wyobrażał.

Szczególnie też gospodę sobie wyobrażał inaczej. Brzuch grał mu już od dłuższego czasu, ale zachowywał prowiant wyobrażając sobie bogatą ucztę na koszt gospodarzy. Nieco go fantazja poniosła, czego obecnie żałował.

Wysłuchawszy monologu Feiga wyciągnął podsuszane mięso i począwszy je przeżuwać zaczął myśleć o obecnej sytuacji.
- “(...) prosta robota” (...) kilku bandziorów (...) brzęcząca sakiewka (...)” – Nie tak to sobie wyobrażał, oj nie tak…
Widząc skalę porwań i przybierających na sile ataków nie było to na pewno kilku zwykłych bandziorów. A rozglądając się po towarzyszach uznał, że ta prosta robota jest skazana z góry skazana na niepowodzenie.

Dzisiaj i tak już tego miejsca nie opuści, więc zaczął się zastanawiać cóż ze sobą uczynić po zaspokojeniu pierwszego głodu. Z pewnością, jak już siedzą w gospodzie, muszą krótko obgadać zastałą sytuacją. Ciut się po okolicy rozejrzeć.

Wybiegając myślami nieco dalej. Na pewno przed zachodem słońca chciał się udać na pobliskie wzgórze. Dobrze wiedział, że brzmiało to niebezpiecznie. Ale lepiej uważnie przejść lasem i nie ominąć zachodu słońca, niż sprowadzić na siebie pecha nie oglądając go.

 
AJT jest offline  
Stary 29-08-2017, 19:52   #4
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Duch Młodości
Julien od samego początku był optymistycznie nastawiony do roboty, do której najął się nieprzypadkowo. Miało to być proste i lekkie zadanie, wynagrodzone wieloma złotymi monetami, które już skrupulatnie przeliczał w swoim matematycznym umyśle. W całej tej wyprawie dodatkową radość sprawiało mu towarzystwo cyrulika, którego poznał całkiem przypadkiem, a zdążył już polubić. Był trochę starszy od niego, pomocny i według bretończyka bardzo sympatyczny. Choć potrafił zaopiekować się w potrzebie, nie mógł zapewnić młodzieńcowi tego, czego ten potrzebował najbardziej - ochrony. Julien co prawda nie należał do osób tchórzliwych, a przynajmniej nic o tym nie świadczyło. Był uśmiechnięty, pełen energii oraz podekscytowania, a całą tą otoczkę napędzał jeszcze Daan, swoim pełnym zafascynowania zachowaniem. W takim towarzystwie wręcz nie mógł się doczekać, aż dojadą do tego miasta na “w”, którego nazwy Julien nie pamiętał, a kiedy pytał cyrulika i ten mu odpowiadał, po jakimś czasie znowu zapominał. Właściwie, tak szczerze, to chyba nie robiło to różnicy, prawda?

Croisseux był bardzo zaskoczony obecnością kobiety. Dziwiło go to, że ta tak odważnie pokazuje się i godzi na podróż wśród tylu mężczyzn. Zastanawiało go, czy jest odważna, czy może po prostu “lubi przygody” i jest już wystarczająco doświadczona przez życie, by czerpać z nich przyjemność. Świat nie był przecież idealny, a jego mieszkańcy byli bestiami w ludzkiej skórze. W wyobraźni potrafił rozebrać kobietę i zgwałcić ją przy pomocy każdego dorosłego mężczyzny biorącego udział w przydzielonym zadaniu. Oczyma wyobraźni widział, jak co silniejsi ją przytrzymują i korzystają z każdego otworu, w jaki mogliby się zatopić i czerpać z tego przyjemność. Julien aż wzdrygnął się z obrzydzenia i przerażenia. Podjechał bliżej Daana, aby móc porozumieć się z nim szeptem.
- Myślisz, że któryś z tych mężczyzn ją broni, tylko się jeszcze nie ujawnił? - spytał całkiem poważnie cyrulika, będąc najwyraźniej zainteresowany tematem. Zlustrował drwala oraz ungoła od góry do dołu, próbując dojrzeć w ich zachowaniu cokolwiek, co sugerowałoby powiązanie z Rózią. Istotnie, Blasius zdawał się pożerać ją wzrokiem, jednakże Czanbars chyba raczej nie był zainteresowany takimi przyziemnymi sprawami i relacjami. Silni mężczyźni wzbudzili w młodzieńcu podziw, który trudno było ukryć. Jego jasnoniebieskie tęczówki często spoglądały na nich jeszcze w czasie podróży, choć chyba najwięcej razy oglądał się za Emmerichem. Jego postawa oraz wyraz twarzy sprawiał, że oprócz podziwu i ekscytacji, kiełkował w nim swego rodzaju niepokój. Cieszył się jednak, że znaleźli się oni w tej samej co on grupie, bo być może dzięki nim, zlecenie okaże się być prostsze niż mogłoby się zdawać.

Wjeżdżając do miasta na “w”, o którego nazwę pytał Daana już czwarty raz, Julien czuł coraz większe obawy. Odwagi dodawało mu zachowanie cyrulika, którego pewność siebie zarażała. Przez to i on sam mógł tryskać podobnym entuzjazmem jak i optymizmem. Młodzieniec był bardzo urodziwy, obdarzony delikatną estetyką muśniętego świeżością i energią oblicza, nieskalanego wyostrzonymi kantami ani nie podkreślającego męskich rysów twarzy. Był na to zdecydowanie zbyt młody. Kasztanowe włosy w słońcu mieniły się bursztynem, ułożone w chaotycznym nieładzie, jakby dopiero co wstał z łoża, nadawały mu nutki chłodnego spokoju i zdystansowania. W całokształcie nabierał cech wyrafinowania i uroczego roztargnienia. Był swoistą mieszanką słodkości i zarazem niebywałej inteligencji, która ujawniała się nawet w błyskotliwym spojrzeniu błękitnych, dużych oczu. Lekko rozwarte, pełne usta chłonęły nową dawkę powietrza, uspokajając podekscytowanie otaczającym ich tłumem wnętrze. Choć ciało chłopca było wiotkie i niezwykle szczupłe, w jego postawie i ubiorze nie było żadnej charakterystycznej cechy, która sprawiłaby, że można go lekceważyć i nim gardzić, bo i tak jest bezużyteczny. Wraz z medykiem tworzyli duet intelektualistów, porywających innych młodzieńczą energią i bucznością.

Opustoszałe miejsce nie napawao optymizmem, choć z drugiej strony, skoro nie ma w gospodzie tłumów, to może można samemu się obsłużyć? Dobrze by było mieć gdzie co zjeść i się zdrzemnąć później, przecież nie będą całej dobry śledzić jakiś stukniętych bandziorów! Swoją drogą naprawdę było ciekawe z jakiego powodu porywają tych ludzi? No i czy jeśli natknęliby się sam na sam w lesie z Rózią, to wykorzystaliby fakt, że jest kobietą? Skoro są rąbniętymi dzikusami, to pewnie tak robią, używają w kobiecym ciele ile wlezie! Julien naprawdę zaczął się o nią martwić i żal mu było, że tutaj jest. Pewnie liczyła na szybki i łatwy zarobek, a się trochę skomplikowało.
- Bohaterami? - powtórzył po Daanie w zamyśleniu. Odruchowo założył nogę na nogę, ale po chwili ponownie obydwie położył równo na ziemi. Oparł głowę o rękę patrząc to na starca, to na cyrulika. - Przerażasz mnie gdy tak się podniecasz - przyznał po dłuższej pauzie w wypowiedzi i uśmiechnął się lekko kręcąc głową z niedowierzania.
- Niezłe jaja, miało być łatwo! - nabzdyczył się młodzik. Jego pełnego westchnięcia nie dało się słyszeć, gdyż celowo je zagłuszył. Dziwiło trochę to krótkie milczenie, jakie zapadło, więc postanowił zabrać głos. Odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę.

- Czy byłaby możliwość rozmowy z górnikami? Jako świadkowie napaści na kopalnię mogliby udzielić nam kilku wskazówek. Istotnym wydaje się być chociażby kierunek, w którym zbiegli wtedy przestępcy. Wypadałoby też zrobić pomiary gabarytów, wysokości, budowy ciała, odmierzyć odległość jaka dzieli kopalnie od ostatniego punktu, w jakim byli widziani podczas ucieczki
- Żak zaczął wyliczać na palcach, będąc bardzo pochłonięty tymi matematycznymi danymi, zupełnie jakby to miało rozwiązać cały problem i sprawić, że nagle pojawi się wynik równania.

- Bo jak mniemam nie ma pewności, że to w ogóle są ludzie, tak? Mają maski zwierzęce, być może pod nimi kryje się inne oblicze. Porywają ludzi, trzeba poznać cel porwań, bo to może wydać się istotne. Poza tym trzeba też zrobić małe rozeznanie wśród osób, które jeszcze ocalały w wiosce. Skoro bandziory już nawet osobiście zaczęli się tutaj pojawiać, to większość mieszkańców ma już jakąś wyrobioną opinię. A może jest jakiś myśliwy, leśniczy? Las by się zbadać przydało - Julien zasypał wszystkich swoimi chaotycznymi myślami, rozsiadając się w karczmie w głębokim zamyśle.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 02-09-2017 o 11:45.
Nami jest offline  
Stary 30-08-2017, 01:31   #5
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację


Spoglądając na “tą poważną” część zgromadzonych, Feig zdawał się z początku nie słyszeć chłopca. Prawdopodobnie od samego początku brał go jako jedynie “dodatek” do bandy najemników. Jednak po chwili zaczęły w końcu dochodzić do niego słowa Juliena, które nie były wcale takim bełkotem. A przynajmniej nie do końca.

- Mieszkańcy z pewnością powinni wiedzieć więcej niż ja. Z górników pozostał już tylko Jürgen Baumgartner, stary (no może nie tak jak ja) zrzęda, ciężki w obyciu. Reszta górników, którym udało się przeżyć wyjechała stąd zaraz po tamtej sytuacji. Woleli skryć się gdzieś indziej aż do rozwiązania tej sytuacji. Co do łowców… Pozostało już niestety tylko rodzeństwo Heidelbergów - Anna i Volker. Ta pierwsza to łasa na kasę jędza, a ten drugi to miejscowa pijaczyna. Także lepiej trafić nie mogliście...

- Inni mieszkańcy na pewno będą wiedzieć więcej ode mnie. Ja jestem już stary. Ledwo słyszę, ledwo widzę, ledwo chodzę i w ogóle ledwo żyję. Gdyby nie to, że porwali mi dwa dni temu syna, to pewnie dalej siedziałbym na tyłku w swojej chacie.

Tymczasem zza drzwi znajdujących się nieopodal baru zszedł młodzieniec, który wcześniej pomógł przyprowadzić starca do środka.

- Przygotowałem dla was pokoje. Są dwa trzyosobowe i jedno dwuosobowe z podwójnym łóżkiem. Jeżeli chcecie zjeść coś ciepłego później, to mogę poszukać Lisy. Pracowała tu na kuchni kiedy jeszcze gospoda była czynna.

- Na waszym miejscu modliłbym się, by Frau Gersten się nie znalazła. Bo jak się znajdzie, to zedrze z was krocie kiedy się dowie, że wszyscy tu mieszkaliście - powiedział starzec. W sposobie jaki to powiedział, nie sposób było dostrzec sarkazmu czy też żartu...


 
Hazard jest offline  
Stary 30-08-2017, 09:34   #6
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację

- Gdzie znajdę łowców? – odezwał się spokojnie Blasius. Po posileniu się i lekkim odpoczynku miał zamiar udać się do nich. Może coś więcej dowie się o okolicznych terenach. Szczególnie, gdzie najlepiej udać się na zachód słońca. O sprawie pewnie też coś podpyta, gdy rozmowa się utrzyma.

***

Słysząc o dostępnych pokojach część z mężczyzn od razu z nadzieją odwróciło wzrok na Rózię. Pewnie skończy się na tym, że wyląduje sama na podwójnym łożu, ale może nie… Może wybierze kogoś do towarzystwa... A jeśli wybierze, to kogóż innego, niż Blasiusa? Gra w jego wyobraźni się już rozpoczęła.

Wpierw jednak musiał zaspokoić głód
- Szukajże chłopcze tej Lisy! Niech ciepłej strawy naszykuje nam. Ino po prędku! – zawołał na chłopaka, będąc nieco zaskoczonym pytaniem. Dopiero co dotarli na miejsce, więc niejako jasną sprawą było, że głodni byli wielce.

 
AJT jest offline  
Stary 30-08-2017, 10:28   #7
 
lShadowl's Avatar
 
Reputacja: 1 lShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputację
Wesoły mściciel

Blondwłosy młodzieniec o niebieskich oczach dopiero od krótkiego czasu pracował jako najemnik, dlatego w obecnym momencie nie miał zamiaru nikomu zwierzać się ze swej przeszłości i zdradzać swoich planów na przyszłość. Kiedy po raz pierwszy przekraczał drzwi karczmy pełnej zapijaczonych mord, z których większość gotowa była zrobić wszystko za garść brzęczących złotych koron, postanowił że na ten etap swojego życia założy na siebie niewidzialną maskę. Miał nią być zawadiacki uśmiech i rola wesołka w każdej towarzyszącej mu grupie. Ktoś taki wzbudza o wiele mniejsze zainteresowanie niż człowiek stąpający wśród cieni. Pod tą maską jednak krył się mściciel. Człowiek, który każdego dnia szukał nowych sposobów na wykonanie wydanego przez siebie samego wyroku. „Nie… to nie ja wydałem ten wyrok. On sam skazał się na śmierć robiąc coś tak straszliwego i hańbiącego. Teraz tylko ja znam godzinę jego śmierci i niech nikt nie waży się w to ingerować. To musi być i będzie całkowicie moje dzieło.”

Wjeżdżając do miasta Edgar zauważył, że jego koń jedzie jako ostatni, a on sam skulony skrywa się pod swoją peleryną, którą szczelnie się okrył. Przez większość podróży znudzony widokami całkowicie pochłonął się w swoich krwawych myślach. O mały włos, a jego starannie budowana maska skruszałaby. Młody mężczyzna rozrzucił pelerynę na boki i wyprostował się dumnie ukazując wysportowane kształty, które bardziej przywodziły na myśl biegacza niż siłacza. Na jego plecach wisiał łuk, a do boku konia przypasał swoje strzały, aby nie ciążyły mu podczas podróży.

Edgar zaczął rozglądać się po towarzyszach chcąc przeanalizować ich zachowanie w sytuacji, w której postrzegani są jak bohaterowie, a nie zgraja najemników. Jego wzrok szybko przykuła dwójka z nich. Julien i Blasius, bo tak mieli na imię bez końca przenosili swój wzrok na jedyną w tym towarzystwie kobietę. „Ciężki będzie jej żywot w kompanii, która aż kipi od pożądania. Chyba, że coś takiego całkowicie jej pasuje. Może jest jeszcze bardziej wyuzdana niż oni.. Bóg wie, o czym teraz myślą.” Młodzieniec podjechał bliżej rozmawiającej dwójki i powiedział z wielkim rozbawieniem na twarzy – Panowie, panowie coś czuję, że zamiast skupiać się na tym, co może nas czekać bardziej w głowie wam całkowicie inny miecz i zupełnie inna pochwa, do której moglibyście go schować. – Chłopak puścił do nich zawadiacko oczko i pojechał nieco dalej. Przejeżdżając obok kobiety wypalił bez ogródek, co zdążało mu się bardzo często. – Oglądając to nasze cudowne stadko na myśl przychodzi mi zgraja niedźwiedzi próbujących dobrać się do jedynego w tym lesie miodu. – Edgar uśmiechnął się do Rózi i podjechał nieco dalej.

- Ja idę do trzyosobowego. Macie jednego z głowy w zmaganiach o podwójne łóżko. – Wypalił Edgar huśtając się na jednym z krzeseł. Kiedy Julien i Blasius zakończyli swoje wywody zabrał głos zaraz po nich. – Widzę, że kreuje nam się już jakiś plan. Skoro Blasius chce odwiedzić łowców to chętnie udam się razem z nim. Myślę, że nasza dwójka wystarczy, aby się z nimi dogadać i najprawdopodobniej odwiedzić okoliczne lasy. Sam przez długi czas mieszkałem wśród drzew, więc będę się czuł jak u siebie w domu, a jako że noszę przy sobie łuk może uda mi się zrobić dobre wrażenie na tym pijackim łowcy. Być może weźmie mnie za człowieka po fachu. Co ty na to Blasius? Piszesz się na wspólną wyprawę w dzikie ostępy?.
 

Ostatnio edytowane przez lShadowl : 30-08-2017 o 17:38.
lShadowl jest offline  
Stary 30-08-2017, 11:00   #8
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Na waszym miejscu modliłbym się, by Frau Gersten się nie znalazła. Bo jak się znajdzie, to zedrze z was krocie kiedy się dowie, że wszyscy tu mieszkaliście - powiedział starzec. W sposobie jaki to powiedział, nie sposób było dostrzec sarkazmu czy też żartu...

- Na waszym miejscu również bym się o to modlił, bo jeśli koszty pobytu mają być większe niż zarobek za zlecenie, to wasza ostatnia deska ratunku idzie na dno - Julien rozłożył teatralnie ręce w geście bezradności, posilając się tym wyszukanym porównaniem.
- Nie ma dla nas żadnego sensu by narażać życie i zdrowie i jeszcze do tego dopłacać. Jesteśmy najemnikami, a nie klasztornymi siostrzyczkami miłosierdzia. - westchnął opierając się mocniej o siedzenie. Zastanawiał się nad tymi proponowanymi, póki co, za darmo łożami i strawą. Spojrzał najpierw na Daana, ale widział, jak ten patrzy na Rózię, więc i na nią przeniósł wzrok. Szkoda mu było tej kobiety cały czas, nie powinna z tyloma chłopami spać w jednym pokoju, chociaż z drugiej strony przynajmniej były pojedyncze łóżka, a nie podwójne.

- Trochę dziwne rozwiązanie z tym podwójnym łóżkiem - stwierdził szeptem do cyrulika- Myślisz, że powinienem z tą kobietą iść do podwójnego? Te chłopy zaraz ją zeżrą wzrokiem, są obrzydliwi! - wzdrygnął się z niesmakiem, nie wyrażając jednak głośno swej opinii. Nie chciał by ktoś ją skrzywdził, choć może i jej nie doceniał? Może była zdolna położyć trzech rosłych chłopów na łopatki? Nie miał pojęcia.

- Czarna Rózio, wybierzesz jako pierwsza gdzie chciałabyś wypocząć? - zwrócił się do kobiety miło z lekkim i niewinnym uśmiechem na ustach.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 30-08-2017, 11:08   #9
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Uczony Pan.


Niektóre kobiety posiadają tą tajemną zdolność rozpoznania kiedy ktoś gapi się na ich pośladki. Rose McCann takiej umiejętności nie posiadała nigdy, jednak nawet ona była wstanie zauważyć, gdy ktoś gapił się na jej piersi, a z pobieżnej obserwacji wychodziło, że gapili się wszyscy. Rose była przekonana, że każdy chłop jest w swojej osobowości skomplikowany jak budowa cepa, któremu do szczęścia potrzebne jest jedzenie, najlepiej dobre, kobiety, najlepiej ładne oraz inni mężczyźni, najlepiej słabsi. Kobiety i mężczyźni służyli do dymania lub pogardzania – tutaj następowały różnice w zależności od poszczególnych jednostek.
Z pobieżnej analizy wychodziło więc, że większość zgromadzonych w tej przedziwnej kompani obok kategorii kobiety ma zaznaczone dymanie. Ta opcja wydawała się Rose ostatecznie lepsza.

Niestety na tym kończyły się dobre wieści na temat tej zbieraniny. Żaden z nich nie prezentował się bogato, cóż więc z tego że chciał seksu, skoro nie był w stanie za to zapłacić. Żaden nie był też jakoś szczególnie ujmujący, może poza drwalem, ale on zdaje się lubiał bardziej własne towarzystwo od innych. Nie śmierdział i siedział dużo w lesie. A może... jednak ewidentnie gapił się na jej piersi jak każdy inny chłop. Rose tak czy inaczej tego nie oceniała, przestała się dziwić czemukolwiek po pierwszym pobojowisku, które zobaczyła.

Początek wyprawy, był całkiem niezły. Rózia zakupiła przed wyjazdem zapasy suchego żarcia na jakieś dwa tygodnie oszczędnego racjonowania, uznając, że gdzie jak gdzie, ale na wsi najłatwiej właśnie tego może zabraknąć. Wymieniła miskę i sztućce z drewnianych na metalowe. Do tego dorzuciła mydło, proszek do czyszczenia zębów i flakonik perfum, przeklinając w duchu Martina. Całość zamknęła czterema flaszkami wódki. Gorzałka potrafiła rozwiązywać w tymczasowy sposób większość problemów tego świata.

Im dalej w góry, tym więcej goblinów, jak to mówią. To co dobre skończyło się, zanim się zaczęło. Kompania była jako taka, Rózia nie liczyła, że jakiś paniczyk się tam znajdzie, ale to co zastała miejscu okazało się obrazem nędzy i rozpaczy. Gówniany sołtys uraczył ich gównianą historią o jakieś gównianej sprawie. Całość nie miała nic wspólnego z prostym nabijaniem kabzy, nie dość, że zaczęła wyglądać na niebezpieczną, to jeszcze prezentowała się zupełnie bez sensu. Wymagała zdecydowanie dalszych dociekań i Rose powoli tracąca cierpliwość do tego starca chciała zabrać głos, gdy nagle odezwał się ten radosny chłopczyk, zabrany na wyprawę, chyba przez jakiegoś wujka. To było to! Do tego dobry początek, który trzeba było poprzeć wysublimowaną argumentacją.

Prawie ryknęła kończąc wydłubywanie brudu zza paznokci:
- Skończże pierdolić od rzeczy sołtysie z bożej łaski. Nie będziemy łazić po wsi i tracić czasu, bo tobie chce się wciskać nam jakieś karczemne bajania. Chcesz nam kur..., ku... Chcesz nam powiedzieć, że jakaś banda zbójców, czy ktokolwiek tam wpadł na pomysł, żeby ludzi ze wsi porywać. Chłopie. Głodu nie ma, więc na żarcie was nie biorą. Do kopania rowów lub dziur w ziemi nająłby was za garść miedziaków i worek mąki... na co komu chłop? Baron wam dupy złotem ponapychał i teraz, każdego z was można sprzedać za porządnego konia z rzędem? Wymyśl coś lepszego, bo ci się chyba we łbie noc z dniem zamieniła miejscami. Możemy robić te... - Rózia spojrzała na chłopczyka – te wszystkie mądre rzeczy co uczony Pan powiedział, ale za lepszą kasę, żarcie i coś więcej, niż ten twój stek bzdur – zadowolona sięgnęła do torby po butelkę gorzałki i pociągnęła łyk. Potem wyciągnęła rękę do drwala:
- Masz. I chłopczykowi też daj. Może powie jeszcze coś fikuśnego - i wyszczerzyła zęby. Kompletne o dziwo.

Nie zamierzała walczyć z bandą chłopów o władzę w oddziale, ale chyba nikt poza tym szatynkiem nie uwierzył w bełkot tego sołtysa.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 30-08-2017 o 12:42.
druidh jest offline  
Stary 30-08-2017, 14:33   #10
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
PIĘKNO IMPERIUM UNGOLSKIM OKIEM


Czanbars Akmat od kilku lat podróżował szlakami i bezdrożami Imperium. Czym dalej zagłębiał się na południe tym bardziej zachwycała go ta kraina i ludzie. Ze stepów pochodząc gdzie tylko lud koczowniczy i ciągłe starcia z najeźdźcami z północy czy to z hobgoblinami życie wędrowca było normalną sprawą. Tu ludzie osiedlali się i uprawiali ziemię lub mieszkali w wielkich, bogatych miastach. Nie raz młody wojownik ungolski myślał jakby to było najechać na takie jedno z miast wraz ze swoim plemieniem. Z drugiej strony cieszył się, że na świecie są takie spokojne tereny.

Na ofertę pracy u Barona w celu ochronienia wioski Czanbars przystał z lekkim oporem. On był dzieckiem stepów. Kochał otwarta przestrzeń a odkąd zapuścił się w ziemie Kisleva a następnie Imperium pokochał także lasy i te nieprzebrane pola złotym żytem obsiane czy inną roślinnością.
Niestety nigdzie nie zagrzał długo miejsca. Wszędzie znajdowali się ludzie szydzący z niego lub po prostu bojący się jego aparycji. Fakt, że nie pomagał w zmianie tego wizerunku dbając o swój tradycyjny jak na koczownika wygląd to był także małomówny i zamknięty w sobie.

Na polecenie Barona wyruszył z grupą śmiałków na tą wyprawę. Akmat zastanawiał się tylko czemu w tak cywilizowanym świecie takie rzeczy się dzieją. Przecież to domena dzikich, północnych terenów. No, ale innej pracy nie było a ta złotem płatna wydawała się spokojnym zadaniem.

Podczas podróży z dziwną grupą ochotników Ungoł często wybywał ku przodowi w celu rozpoznania szlaku. Niezbyt lubił towarzystwo, przynajmniej przez dłuższy czas. Kompania do tego była dość dziwną. Poza trzema czy czterema osobami, które mogłyby dać zbrojne ramię do walki to pozostali nijak wyglądali na wojowników, których to miasteczko potrzebowało.

Czanbars jeździł, jak na standardy Imperium na śmiesznym koniku. Mniejszy od tutejszych, ale wytrzymalszy i zwinniejszy wyglądał na mieszaninę kuca i konia. Ludzie często wyśmiewali Tuchida. Bo tak wołał na niego Akmat.
Młody ungoł bo mający około 20-25 lat większośc czasu w towarzystwie poswięcał na obserwację. Przyglądał się każdemu z uwagą i w jego wzroku było widać, że oszukać go czy ukryć coś przed nim jest rzeczą niewykonalną. Nie było na to poparcia bo nawet próby sprawdzenia jego czujnego spojrzenia nie przynosiły efektu. Jedyne co mogli usłyszeć po podejściu do niego to krótkie: - Słucham Efendi. Tak Efendi- i prawie zawsze stawał na baczność i prawie do ziemi się kłaniał. Jedynie przy dzieciach i kobietach jego postawa się zmieniała. Przy mężczyznach zagajony przez kobietę odpowiadał wpierw mężczyźnie a jeśli kobieta pytała to zerkał pytająco na faceta i odpowiadał. Zawsze był uprzejmy, czy to do dzieci czy kobiet. Po prostu taka hierarchia u niego była w rodzinie i stosował ją także na tych ziemiach.

Podczas wędrówki z grupą prawie zawsze wracał z jakąś upolowaną zwierzyną. Czy to zającami czy raz nawet się zdarzyło z sarną. Ci co wiedzieli, że w Pańskich lasach polowanie na taką zwierzynę jest karane śmiercią mogli mu o tym powiedzieć bo Czanbars takiego prawa nie znał.

Głównymi zajęciami Akmata było czyszczenie i dbanie o konia oraz o rynsztunek. Czyszczenie czy ostrzenie broni było standardowym zajęciem wojownika.

Gdy wjeżdżali do miasteczka ungoł siedział wyprostowany. przy boku przy siodle widać było jego łuk oraz kilkadziesiąt strzał gibających się przy każdym ruchu wierzchowca. Zakrzywiony miecz wisiał przy pasie a strój jeźdźca składający się ze skórzanych i płóciennych materiałów nie spotykanych w tych stronach. Wojownik zerkał to na lewo to na prawo na otaczających go ludzi.
Dojechali w końcu przed oblicze starca. Młodzian nie schodził z wierzchowca póki nie proszono ich do gospody. Tam przywiązał wałacha, ściągnął kołczan i łuk przewieszając przez ramię i wszedł do przybytku.
Usiadł z boku tak by widzieć całą gospodę. Plecami przy ścianie. Siedząc wyciągnął jedną ze strzał i dyskretnie sprawdzał jej upierzenie i czy nie ma żadnych uszkodzeń.

Gdy odezwał się młodzieniaszek przerwał oglądanie pocisku i wsłuchał się w rozmowę bacznie obserwując to starca to każdego co miał coś do powiedzenia. Nie wtrącał się póki co bo i tak mądrzejsi niech się wypowiedzą. Na słowa Edgara tylko się uśmiechnął. Jak zwykle Czanbars był traktowany jak powietrze.

W pewnym momencie zszedł młodzieniec, który pomagał starcowi kiedy przybyli. Oznajmił o przygotowanych pokojach. Większość męskiego grona spojrzało na Rózie. Ungoł tylko pokiwał głową delikatnie i podniósł wzrok na ostrzegającego starca Juliena. Młodzik mu się podobał. Nie tylko z wyglądu ale i z języka. Ciekawiło tylko Czanbarsa czy ktoś wie coś więcej o młodziaku.

Wypowiedź Rózi niezbyt się podobała Akmatowi, ale może w tym kraju kobiety mogą sobie pozwolić na więcej. Zastanawiała go przy tym czemu skoro jest taka swoboda poglądów to niektóre dziewki kryją się pod męską odzieżą.
 
Hakon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172