Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2019, 12:38   #31
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Przedświt, 19 Brauzeit 2518 KI, prawy brzeg rzeki

- Kto z was dowodzi tą kompanią? - pobrzmiały w ciszy słowa szlachcianki. Mauer tylko beznamiętnie wzruszył ramionami. Ani nie miał zamiaru z nią gadać, ani mu nie zależało, co by jaśnie pani zwracała na niego uwagę. Stary traper miał tylko robotę do zrobienia. Więc póki co stał tylko i trudno było nie dostrzec, że mowa Lautermannowej obchodzi go tyle co zeszłoroczny śnieg.

- Szanowna Pani raczy wybaczyć. Nie wiem jak reszcie, ale podczas rozmowy ze mną Sędzia Brumstein określił sprawę jasno: Pani tutaj dowodzi, my tylko pomagamy. - Usmięchnął się tylko kątem ust, gdy Hans wytłumaczył pani, kto tu dowodzi. Ale przecież i tak wiadomym było, że podczas podrózy prym wieść będą tropiciele, szukający odpowiednich ścieżek i miejsc do popasu i reszta grupy będzie musiała się podporządkować ich autorytetowi w tychże dziedzinach.

Tak było zawsze jak dotąd. Ile razy prowadził kupców leśnymi ostępami, tyle razy, nieważne jak cwani by byli, to w lesie słuchali się Mauera jak sigmaryckiego kapłana. Zresztą nie mieli wyjścia. W puszczy łatwo było przepaść jak kamfora i przpieczętować swój w straszny sposób, tak że czasem śmierć była nad wyraz litościwym rozwiązaniem.

- Franz? - Felix wyrwał mężczyzne z rozmyślań zwracając się do trapera i pytająco unosząc brew. - Doświadczeniem to z pewnością ze mną wygrywasz.

Schaisse... zaczyna się...- pomyślał, ale ponownie wzruszył tylko ramionami z nijaką miną burknął do młodego:

- Ganz egal...

Felix nie był zaskoczony taką odpowiedzią. Znał Mauera bardziej niż inni i wiedział że stary rzadko kiedy się otwierał, a jeśli już, to napewno nie w towarzystwie. Zdążył już nawet zorientować się, że pod maską opryskliwego i małomównego brodacza, kryje się ktoś, kto czasem ma nawet poczucie humoru. Przekonał się o tym kilkukrotnie przemierzając podremerskie puszcze w towarzystwie Franza.

Mam prośbę techniczną. Możemy pisać wypowiedzi postaci normalną czcionką od myślnika, a przemyślenia kursywą.?Tekst będzie przypominał bardziej książkowy.

 

Ostatnio edytowane przez 8art : 12-09-2019 o 17:19.
8art jest offline  
Stary 12-09-2019, 12:54   #32
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Na zdawkową odpowiedź Hansa, Olivia przewróciła figlarnie oczami, zadowolona, że chociaż ją zrozumiał. Po prawdzie nie spodziewała się pomocy, od rubasznie służącego damie oprycha, zaintrygowana raczej kwiecistością wypowiedzi onego. Z pomocą Karla wyprowadziła wierzchowce, konstatując, że zwierzęta jawią się jej ostatnio lepszym od ludzi towarzystwem, a przynajmniej bardziej można im ufać.

Po kolejnej zdawkowej przemowie pani Kateriny, kiedy zaległa głucha, przerywana krakaniem cisza, wytrzymała trzy, cztery, pięć uderzeń serca, lewym uchem pochwyciła szepty Felixa. Sama zaś odezwała się głośno, głosem porannego ptaka, byle nie zburzyć atmosfery konfidencji i tajemnicy.

- Mauer! Chce czy nie, to jego terytorium. Niech komenderuje. Człek dużo ozorem nie mieli, to kompetencji nie przekroczy. Przez ten las można iść za nim, jak pijany za koniem do domu.
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 13-09-2019 o 19:26.
Nanatar jest offline  
Stary 13-09-2019, 19:26   #33
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Pytanie szlachcianki najwyraźniej wstrząsnęło całym towarzystwem. Widać, że dowodzenie było wśród nich nowością. Sam mógłby oczywiście wybawić ich wszystkich od tego problemu, ale słysząc argument o doświadczeniu Maurera stwierdził, że nie jest to wcale zły pomysł.

Spokojnie kiwnął głową, zgadzając się z sugestią Felixa - Pasuje, świnko. Skoro się zna, czemu nie? - wzruszył ramionami i poprawił się w siodle, szykując się na długi dzień marszu. Poprawił pas z bronią, przygotował swoją rotellę, aby łatwiej było po nią sięgać, mocniej naciągnął na siebie pelerynę, wiedząc, że wilgotne o tej porze dnia listowie będzie niemiłosiernie moczyć w czasie jazdy.

Zajął miejsce na przedzie szyku, zamierzając co jakiś czas wypuszczać się z wierzchowcem do przodu, aby przepatrzyć teren. Co jakiś czas planował też obskoczyć boki, a czasem zajechać również od tyłu, aby nikt nie próbował śledzić całej tej radosnej zbieraniny. Co jak co, ale planował przyłożyć się do roboty, a chwilowo postanowił też ignorować wszelkie "dobre rady" wszelkiej maści ignorantów.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 13-09-2019, 21:28   #34
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
19 Brauzeit 2518 KI, południowa część Gryfoniej Kniei

Kilka pierwszych godzin marszu na południowy wschód upłynęło wędrowcom w milczeniu, z biegiem czasu coraz bardziej uciążliwym, chociaż Katerina Lautermann wcale nie sprawiała wrażenia głęboko tym przejętej. Wybierane przez Franza leśne ścieżki były dość szerokie i ubite, by wielmożna pani mogła przez cały czas podróżować w siodle swego konia, okazjonalnie tylko pochylając głowę przed zbyt nisko zwieszającymi się gałęziami. Zielona gęstwa rozciągająca się wszędzie wokół pełna była życia. Przebijające liściastą kopułę światło słońca tworzyło plątaninę złocistych promieni, rozpraszających półmrok zalegający w niższych partiach kniei. Co rusz w powietrzu rozlegał się trzepot ptasich skrzydeł, słychać było donośne trele, stukot dzięciołów, pofukiwanie wiewiórek. Donośne trzaski w chaszczach zdradzały obecność większych zwierząt, najczęściej saren i dzików. Ogromne stare drzewa o rozłożystych koronach pochylały się nad ludźmi przytłaczając ich swoimi majestatycznymi rozmiarami, łapiąc za ramiona i głowy wstęgami mchów zwieszających się z konarów na podobieństwo ogromnych zielonych bród. Prastary las szumiał nieustannie, skrzypiał, trzaskał gałązkami dając intruzom jawnie do zrozumienia, że cały czas ich obserwuje. Maszerująca kilka kroków za Olivią Saxa rozglądała się czujnie wokół siebie, coraz bardziej zalękniona pierwotną knieją. Nie należała do ludzi podszytych tchórzem, w Ostermarku zwyczajnie takich nie było, bo tutaj każdy wychowywał się w cieniu prastarych drzew. Lęk ów brał się z ogromnego szacunku do lasu oraz świadomości tego jak małą i nieznaczącą istotą był w porównaniu z nim zwyczajny człowiek. Nie bez powodu mieszkańcy pogranicznych prowincji otaczali swe siedliska kamiennymi murami, nie bez powodu palili w nocy pochodnie na wałach. Nieczuły i groźny za dnia, stary las stawał się po zmroku po dziesięciokroć straszniejszy.

Franz Mauer wiódł panią Lautermann i jej towarzyszy ścieżkami, które początkowo sprawiały wrażenie regularnie uczęszczanych. W pierwszych godzinach marszu przez knieję świta szlachcianki napotykała na innych ludzi: brodatych myśliwych, wiecznie umorusanych sadzą węglarzy, zbieraczy ziół i leśnych owoców. Wszyscy bez wyjątku na widok ekspedycji próbowali od razu dać drapaka, bo w lasach Ostermarku uzbrojeni ludzie słusznie wzbudzali podejrzliwą ostrożność. Kilku najwolniejszych albo zbyt głupich, aby na czas czmychnąć zostało przez Mauera obwołanych, a następnie przepędzonych w chaszcze w celu uczynienia pani Lautermann wolnej drogi.

Lecz w połowie dnia dziewczyna uświadomiła sobie, że znalazła się w miejscu, którego nie tknęły jeszcze siekiery drwali i gdzie tylko z rzadka gruby dywan mchu deptała ludzka stopa. Nigdy wcześniej nie była tak daleko od Remer, toteż nie dziwnym było, że narastało w niej poczucie niepokoju. Nie miała złudzeń, że gdyby zbłądziła w tej okolicy, gdyby zeszła przez przypadek z wytyczonej ścieżki, najpewniej nigdy nie znalazłaby drogi do domu.

Otuchy dodawała jej obecność kompanów, zwłaszcza Franza i Felixa. Ten pierwszy traktował ją jak powietrze, ale kierował grupę na południowy wschód bez śladu wahania. Saxa podejrzewała, że znał doskonale te okolice i jeśli pozostanie w jego obecności, nigdy się nie zgubi. Drugi zmienił się po wejściu w zielony półmrok lasu nie do poznania, stąpając wśród zarośli z szeroko otwartymi oczami i bacznie nadstawionymi uszami. Swój łuk trzymał ciągle w ręce, gotów w każdej chwilę posłać w gęstwę ostry grot strzału. Lecz jednocześnie przez cały czas dawał Saxie do zrozumienia, że czuwa nad nią bardziej niż nad pozostałymi. A to uścisnął palcami jej ramię, kiedy przechodził obok, a to wetknął w dłoń przepiękne kolorowe pióro jakiegoś ptaka albo lub czarnych jagód.

Jego słane ku dziewczynie uśmiechy i mrugnięcia oka podnosiły ją na duchu i ujmowały ciężaru ramionom, chociaż coraz dłuższa podróż dawała się już Saxie we znaki.

Ledwie widoczny w przedzie ścieżki Mauer zatrzymał się w pewnej chwili, oparł o pień drzewa czekając, aż reszta kawalkady dotrze do miejsca, które zajmował. Saxa przejęła się w pierwszej chwili myślą, że traper wypatrzył coś groźnego – może jakiego goblina na wieglaśnym pająku, a może niedźwiedzia – jednakże rozluźniona postawa mężczyzny szybko przywróciła jej spokój.

- Do zachodu słońca zostało jeszcze trochę czasu, wasza miłość – powiedział przewodnik podnosząc wzrok ku siedzącej w siodle szlachcianki, milczącej przez całą drogę z konsekwencją, która zaczynała budzić w Saxie zdumienie i przerażenie zarazem. Jeśli to prawdziwie była kapłanka Vereny, to ferowane przez nią wyroki musiały trwożyć swą surowością, bo przecie żaden miłosierny z natury i życzliwy człowiek nie potrafiłby się tak zachowywać w obecności innych.

- Moglibyśmy pójść dalej i rozbić obozowisko o zmroku nad pewnym leśnym jeziorem, ale tamta okolica mi się nie podoba. To czarna woda, cuchnie zgnilizną i nie wiadomo, co się na jej brzegach dzieje po nadejściu nocy. Wolałbym zatrzymać się na nocleg nieco wcześniej, w niewielkim wiatrołomie, gdzie nie będzie w nocy zbyt mocno widać płomieni ogniska. Ale uczynimy wedle woli waszej miłości.

- Wiesz, o czym mówisz – odparła po chwili namysłu Lautermann – Przenocujemy przy tych skałach, skoro uważasz je za bezpieczne.

- Sądzę, że nie są tak groźne jak czarna woda, wasza miłość – mruknął traper – Ale to nie znaczy, że będziemy mogli w nocy spać niczym niemowlęta.

- Uczynimy jak rzekłeś – powtórzyła szlachcianka unosząc wąskie palce swej dłoni w geście dającym do zrozumienia, że nie ma zamiaru rozwodzić się nad poruszonym przez Mauera tematem – Kiedy opuścimy ten las?

- Jutro wczesnym wieczorem, wasza miłość – powiedział Franz – Przenocujemy na wrzosowiskach, a trzeciego dnia przed zmrokiem znajdziemy się w Herrendorfie.

Saxa jęknęła w duchu słysząc słowa Franza. Czuła się coraz bardziej zmęczona przeprawą przez las, a tymczasem nie minął nawet jeden dzień drogi do celu. Zaiste, musiał ów Herrendorf leżeć na samym końcu znanego świata, być może nawet u podnóża owianych straszną niesławą Gór Krańca. A jeśli był tak daleko od Remer i wielkiej rzeki łączącej miasteczko z cywilizacją, co za ludzie musieli go zamieszkiwać? Na samą myśl o nich Saxa poczuła leciutki dreszczyk, który długo nie chciał jej opuścić.

Mam dobre wieści - niebawem dobiegnie końca pierwszy dzień podróży, a Was jak dotąd nic jeszcze nie napadło! To wydaje się doskonale rokować na przyszłość. Jeśli uważacie, że w kwestii nocnego biwaku powinienem coś wiedzieć na temat poczynań bohaterów, piszcie śmiało!

 
Ketharian jest offline  
Stary 14-09-2019, 22:32   #35
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
19 Brauzeit 2518 KI, południowa część Gryfoniej Kniei

Krok za krokiem, po śliskim błocie, miękkim mchu, omijając korzenie, zdające się specjalnie uprzykrzać każdy stawiany przez grupę krok. Jakaś zbłąkana gałązka uderzyła Olivie w twarz. - Auć. - Na początku drogi upierała się, że będzie czujnie obserwowała współtowarzyszy i otoczenie, niewiele czasu minęło, by dotarło do niej jak niedorzeczne były to mrzonki. Surowy las nie był gościnną łąką, udeptanym traktem, czy nawet chłodną świątynią. To ostatnie wspomnienie wciąż wracało, gdy tylko spoglądała na milczącą Katerinę. Zimna i lśniąca jak wypolerowana posadzka. Posągowa dama niczym nie zdradziła choćby rąbka tajemnicy, dlaczego chciała dotrzeć do Herrendorfu, a słońce stało już wysoko i zaczynało dążyć na spotkanie horyzontu ukrywając się za zbitą zielenią liści i plątaniną gałęzi. Będąc już zmęczoną Olivia starała się zająć myśli czymś innym. Przypomniała sobie jak skryba z Bechaufen opowiadał jej jak rozpoznaje książki po zapachu. Ona poszła dalej, przeniosła tę technikę na inne ośrodki i inne zmysły. Wciągała zapach lasu sycąc się jego symfonią, a potem dzieliła na składowe. Od całości do drobiazgu, już pod koniec; zapach srokacza i ogiera, niestrawionego alkoholu, innego od Karla innego od Hansa, palona smoła, dyskretne perfumy damy, jagody które Felix przyniósł Saxie, grzyby, igliwie, przejrzewające liście, kupa dzika i na koniec zapach mokrych piór.

Leśne świnie przypomniały o wieprzach Oufnira, odruchowo powąchała rękaw. Słowa Karla wciąż tkwiły w pamięci, nie dlatego by bardzo zabolały, dawno nauczyła się ignorować podobne impertynencje. Wtedy nawet nie obdarzyła go spojrzeniem, tylko niezauważalnie drgnął jej lewy policzek. Ten sam, który dotknął swym długim pożółkłym pazurem mistrz Hubert - Pasuje Świnko taka nauka? -Zastanawiała się czy zaiste ma trochę świńską twarz, nos co prawda nieco zadarty, ale buzie uznała za szczupłą, oczy zaś nieco wydłużone, mogło chodzić o niefortunną opaleniznę, której tak unikała. Stary muzyk wytłumaczył jej kiedyś, że to taki męski fetysz, marzą żeby traktować kobietę z wysoka, ale chwilę później już chwytał ją za kolana i ślinił się na szyję. Przez chwilę naszła ją ochota, żeby się komuś zwierzyć, spoglądnęła na Saxę, zastanawiając się na ile może jej ufać, widząc zaś ledwo ukrywane zmęczenie na obliczu dziewczyny, uznała, że nie jest to ani miejsce ani czas na podobne zwierzenia.

Propozycja Mauera o rozbiciu obozu wydała się Olivi boskim błogosławieństwem. Przez chwilę próbowała odgadnąć z jego twarzy na ile chciał uniknąć Czarnej wody, a na ile dać odpocząć słabszej części ekspedycji, wszelako wiadomo, że stado jest tak silne, jak najsłabszy z niego.
Kiedy zaś ten jest zbyt słaby, stado się go pozbywa.

-Ten liść co lśnił najpiękniej i pił najwięcej słońca latem, ten wcześnie przybiera żółty surdut i leci na spotkanie żywiołu ziemi, z którym łączy się w śmierci.-

Kiedy obóz zostanie rozbity, konie oporządzone, brzuchy nieco napełnione, Olivia po raz wtóry spróbuje odciągnąć Hansa od szlachcianki na bok. Może nawet zwrócić się do niego jego językiem.
- Hans, panienka Valdis nieco jest zmęczona. Nie patrz jak wół, pomóż jej jutro, weź coś od niej. Nie bądź chujem niemytym.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 15-09-2019 o 17:18.
Nanatar jest offline  
Stary 15-09-2019, 16:53   #36
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Trudno było przyznać przed samą sobą że jest się przerażonym. Służka nie była pod tym względem inna od reszty ludzi. Wolała oszukiwać sama siebie że wcale nie boi się tej kniei. Obecność innych towarzyszy pomagała jej w tym, choć nie na tyle by Saxa zdecydowała się na zboczenie ze ścieżki czy wyjście z szeregu. Trzymała się blisko innych i udawała że nic się nie dzieje. Chyba tylko Felix który znał ją lepiej co jakiś czas wspierał ją przynosząc “skarby” kniei. A to jadalne jagódki albo kolorowe piórko. Sam też był inny w tym ciemnym lesie. Pierwszy raz Valdis widziała go tak uważnego i gotowego do działania. Zamyśliła się czy kiedy jest sam w ich gaju bliższym Remer wygląda tak samo kiedy poluje.
Innym problemem była sama podróż. Valdis nie była przyzwyczajona do długich wypraw. Jednak nie pozwalała sobie na narzekanie, niek inny tego nie robił.

W końcu się zatrzymali, ulga wielka, chociaż to nie oznaczało końca pracy nie dla niej. W końcu trzeba było zadbać o obie szlachcianki. Cichutko Valdis miała nadzieje, że nie mają jakiś wygórowanych potrzeb.
- Wasza miłość czy mam przyszykować coś ciepłego z ogniska czy pożywi się pani suchym prowiantem? - Zapytała grzecznie ich pracodawczyni, badając tym samym gusta żywieniowe kobiety.

Kiedy myśliwi ogarniali ognisko Valdis zadała to samo pytanie Olivii i zabrała za pomaganie obu kobietą w przygotowaniu miejsca do spania i właściwie wszystkim z czym chciały czy wymagały pomocy.
 
Obca jest offline  
Stary 15-09-2019, 19:02   #37
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Podczas drogi Felix trzymał się możliwie z dala od wielmożnej panienki, czy jak tam chciała być nazywaną. Jednocześnie ukradkiem ją obserwował, co jakiś czas przynosząc Saxie jakieś ciekawsze znalezisko. To, że droga dla młodej służki była trudna go nie dziwiło. Ciekawiło go natomiast jak radzi sobie ich pracodawczyni. W prawdzie siedziała na koniu, ale interesowało go czy wypatrzy w jej postawie zmęczenie albo zobaczy jakiś grymas na jej chłodnej twarzy? Może jakimś dziwnym sposobem zdawała się być do tego nawykła? Co jak co, ale z każdą spędzoną chwilą Katerina stanowiła coraz większą zagadkę.

- Dobra, ja zajme się zebraniem jakichś suchych gałęzi. Nie będą bardzo dymić. Przy okazji rozejrze się po najbliższej okolicy. Pomyśle jak rozstawić warty wokół obozu i to obgadamy Franz - Młody łowca zwrócił się do trapera kiedy grupa już zebrała się w dogodnym na popas miejscu. - Proponowałbym abyś wziął ostatnią i rano zarządził wymarsz. Ja moge zacząć od pierwszej, znaleźć pare miejsc do obserwacji i oprowadzić mojego zmiennika jak przyjdzie czas, a on oprowadzi swojego i tak dalej. - Młodzieniec rzucił propozycją powoli odchodząc od grupy, jednak jeszcze na chwile przystanął opierając nogę na jednym z większych kamieni. Poprawił strzały w kołczanie i dał Franzowi szanse na odpowiedź.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 15-09-2019 o 19:10.
Cattus jest offline  
Stary 15-09-2019, 19:28   #38
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Ależ zadupie… - mruknął Karl przejeżdżając pod ogromnym, zwalonym najpewniej przez jakiś piorun lub wichurę dębem. Pień pokryty mchem, podobnym do liszaju był ogromny niczym karczma na placu Sigismunda w Altdorfie i w podobnym stanie jak większość burdeli w południowych dokach. Rzezimieszek przez chwilę podziwiał skłębione niczym kudły dzikiego zwierza ostenmarskie runo leśne, pokrywające niemal każdą przestrzeń między ogromnymi pniami drzew. Wiszące mchy przypominały mu włosy dziewek, które myły je często przy miejskich studniach, szczebiocąc do siebie, i kręcąc swoimi obszernymi spódnicami. Karl otrząsnął się z zadumy. Las przywoływał wspomnienia, zbyt stare by były przydatne w tym ogromnym lesie ale nudy nie dało się opanować w inny sposób. Bywały czasy, kiedy rzezimieszek, wolno przemierzając gościńce Talabeclandu, klecił nawet rymy i piosenki, ale wolałby ich nie cytować przy pani Lautermann, choć przez chwilę nawet kusiło go aby to zrobić, i sprawdzić jej reakcję.

Ciemny i zimny ostenmarski las skutecznie potrafił jednak odciągnąć od dyrdymałów i myśleniu o przeszłości.
Wilgoć wciskała się w wełniane ubranie rzezimieszka, ale przezorny otulił się szczelnie peleryną, spod której wystawały jedynie rękojeści sztyletu i pałasza. Wysokie jeździeckie buty dobrze chroniły nogi, a szeroki kapelusz nie przepuścił ani kropli ze spadających z liści kropel rosy. Skóra i wełna były przyjaciółmi każdego podróżnika i rzezimieszek dobrze to wiedział, choć doświadczenie to okupił nie jeden raz rozcierając przy ognisku przemarznięte stopy.
“Przydałyby się rękawice” pomyślał rozcierając zgrabiałe nieco ręce które kurczowo trzymały wodze.Karl postanowił się nieco rozruszać i wprawić go w nieco żwawszy ruch, aby rozgrzać ręce i nogi, i nieco obudzić się po kacu, który ustąpił nieprzyjemnej suchości w trzewiach i ustach. Koń poszedł raźno, omijając przeszkody i zwinnie wdrapując się na pagórki i przeskakując nad niewysokimi przeszkodami szlaku. Przez chwilę rzezimieszek miał pewne obawy, czy rosły zwierzak da radę w tych ostępach i nie skręci sobie kostki na jakiejś króliczej norze, to jednak wierzchowiec dzielnie i sprytnie szedł na przód. Po pewnym czasie, Karl wypuszczał się już na swoim reiklandzkim koniku co jakiś czas do przodu, czasem na boki, a czasem zbaczał do tyłu, aby zorientować się czy ktoś ich nie śledzi. Lata praktyki zrobiły swoje. Karl miał przeczucie.

Pewne nieodparte przeczucie, kiedy mijając zieloną ścianę listowia przestawał słyszeć szczebioczące ptaki. Powietrze jakby gęstniało, a cały las jakby zamierał w bezruchu, jakby bał się jego obecności. Lub coś się tam czaiło. Przeczucie mogłoby pozostać przeczuciem, gdyby nie fakt, że trwało długo. Zbyt długo jak na jego gust i rzezimieszek przestał chwilowo myśleć o czymkolwiek innym, a skupił się na robocie.
Przeczucia mają jednak to do siebie, że mijają po pewnym czasie, a rzezimieszek miał spory dystans do objeżdżania swoim wierzchowcem, aby martwić się na zapas. Nawyki jednak zastały. Kiedy Franz zaordynował biwak, Karl wziął go na bok i przez chwilę rozmawiali, ściszonymi głosami.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 15-09-2019 o 20:25.
Asmodian jest offline  
Stary 15-09-2019, 21:21   #39
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wieczór 19 Brauzeit 2518 KI, biwak w Gryfoniej Kniei

Olivia Hochberg kiwnęła z aprobatą głową spoglądając na miejsce, które Franz Mauer wybrał na nocne obozowisko. Wyrastające ponad darń granitowe skały tworzyły nieregularny półkrąg, częściowo zarośnięty krzakami, w swoim najgłębszym punkcie doskonale osłonięty od podmuchów wiatru. Brodaty traper miał rację, przynajmniej w przeświadczeniu mało obeznanej z puszczą dziewczyny. Wiatrołom sprawiał wrażenie bezpiecznego schronienia.

Pani Katerina Lautermann najwyraźniej doszła do tego samego wniosku, bo obejrzawszy uważnie wnętrze skalnego półkręgu ześlizgnęła się z siodła i przeciągnęła z głośnym trzaskiem kości. Chociaż spędziła na grzbiecie konia praktycznie cały dzień, Olivia nie dostrzegła na jej twarzy śladu znużenia jazdą. Szlachcianka zrobiła na próbę kilka kroków, a potem spojrzała wymownie na towarzyszące jej kobiety.

- Nie odmówię ciepłej strawy - powiedziała do Saxy udowadniając, że wbrew pozorom jednak zwracała uwagę na to, co do niej mówiono - Nie musi to być przesadnie wykwintny posiłek, niemniej liczę, że mnie czymś zaskoczycie. Hans, zechcesz łaskawie rozbić mój namiot? Sprawiasz wrażenie człeka, który spędził lata na szlaku i jest wielce doświadczony w biwakowaniu pod odkrytym niebem.

Olivia uśmiechnęła się w duchu rozpoznając filuterny ton głosu szlachcianki, odpięła skórzane paski swego podróżnego plecaka zrzucając nieznośny już ciężar na gęstą trawę. Do zachodu słońca pozostało niewiele czasu i głębokie cienie czające się przez cały dzień pośród korzeni wiekowych drzew jęły ponownie wypełzać na powierzchnię obejmując w swe władanie coraz większe połacie kniei. Ptasie śpiewy cichły, stawały się coraz rzadsze. W ich miejscu pomiędzy koronami drzew zaczynały się nieść niepokojące porykiwania, skowyty i piski dowodzące jawnie tego, że nocni mieszkańcy puszczy opuszczali z wolna swe kryjówki rozpoczynając kolejne łowy.

Olivia rozejrzała się raz jeszcze wkoło, odnotowując w pamięci poczynania swych druhów. Podczas gdy Hans Hans wpatrywał się z dziwnym wyrazem twarzy w wiszący na luzaku worek z namiotem szlachcianki, a Saxa naprędce rozpakowywała sakwy z jadłem, Felix zbierał naręcza chrustu. Franz i Karl zniknęli Olivii na chwilę z oczu schowani za końmi, toteż krewniaczka sędziego wspięła się na palce spoglądając ponad grzbietem luzaka pani Lautermann.

Mayer i Niers stali kilkanaście kroków dalej, w cieniu porośniętego kożuchem mchu dębu, pogrążeni w bardzo cichej, ale wyraźnie zajmującej konwersacji. Olivia zmrużyła na ów widok czoło, bo nie zauważyła wcześniej, aby brodacz z Remer i przyjezdny awanturnik zamienili z sobą choćby jedno słowo. Nim jednak zdążyła uczynić w ich kierunku choćby jeden krok, dostrzegła skierowane w swoją stronę spojrzenie szlachcianki.

- Tuszę, iż nie zamierzasz się wałkonić, kiedy inni pracują - powiedziała Lautermann krzyżując ramiona na kształtnym biuście i nie przejawiając jednocześnie najmniejszej chęci ku temu, aby samemu komukolwiek pomóc w jego robocie - Zdejmij z jucznego sakwy i tobołki, przenieś je w tamte miejsce, tylko ostrożnie. Hans, czy zrozumiałeś, o co cię poprosiłam? Jeśli tak, zapewniam, że spoglądasz na właściwą torbę. To jest właśnie namiot.



Niedługo zapadnie ciemność, ale macie jeszcze dość czasu, aby przygotować biwak, nazbierać odpowiedni zapas chrustu, rozpalić ogień i zacząć gotowić strawę. Proponuję ustalić jeszcze podział ewentualnych wart czy wszelkie inne deklaracje, które jako Mistrz Gry powinienem wiedzieć, zanim zacznę pisać następną scenkę (w założeniu pobudkę połączoną z leniwym śniadaniem).


 
Ketharian jest offline  
Stary 15-09-2019, 23:19   #40
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Wieczór 19 Brauzeit 2518 KI, biwak w Gryfoniej Kniei

Majestatyczna puszcza uświadamiała małość każdemu obdarzonemu wrażliwością stworzeniu. Wczepiała się w zmysły i duszę na wzór absolutnego wzorca. Dziewczyna słyszała o wielu uczonych próbujących opisać absolut, mistrzowie twierdzili, że nikt nie wyszedł z owej próby zwycięsko. [poza pewnym krasnoludem, który opisał Absolut Spirytus - wielce popularną obecnie mocną gorzałkę].

Nieopisywalne

Znów wrócił do niej obraz porannej szubienicy i tknąca dziwną, ciągnącą ku sobie aurą, chata. Obiecała sobie wrócić tam kiedy już zawita na powrót do Remer.

Po czupurności wczorajszego wieczora pozostał wiór. Olivia czuła się zmęczona, jak nie czuła się dawno, zmęczona, ale i podekscytowana, tyle wszak mogło się wydarzyć, a nie musiała przykładać reki do czynienia owego chaosu. Choć wszystko czego pragnęła to ściągnąć buty i dać odpocząć umęczonym stopom, oraz zmyć jeszcze lepki pot z pleców, zrzucony z ramion ciężar dodał jej nowych sił. Szukając wzrokiem Franza dostrzegła go w poufałej rozmowie z Karlem. Już, już poczuła podniecenie odkrycia tego małego spisku, gdy usłyszała z za pleców chłodny, wyważony głos pani Lautermann.

Nie mogła pozwolić sobie w tej chwili na niesubordynację. Z gracją na jaką było ją stać po ciężkim dniu marszu, zeskoczyła z srokacza i odwróciła się lekko w kierunku rozmówczyni.

- Nigdy, wasza miłość. Wałkonienie jest mi obmierzłe. - Sprawnie rozpięła troki plecaka, wyciągając z niego mosiężny cylindryczny przedmiot, z torby ser i bochen chleba.

- Saxo, tu wlewasz wodę, tu wkładasz niewielką ilość gałązek. Pali się długo i daje niewiele dymu, do tego pozwala zagotować wodę szybko. - objaśniła pospiesznie dziewczynie działanie podróżnego wulkanu. Pokazała jak podtrzymywać ogień, przez otwór w dole przedmiotu. - Gorąca woda będzie gotowa nim nasi herosi rozpalą porządne ognisko. Uwiążę konie i przyniosę ci ziół, lub pędów sosny. - wskazała na wiktuały - ser i chleb, słodycze pozostaw na później. A uważaj, ucho się nagrzewa, weź jedną rękawiczkę.

Pogładziła ją po włosach, nieco zbyt czule uznała za chwilę. Nawet nie czule, zmysłowo. Tymczasem wracając do tajemniczej rozmowy, oddała juki luzaka w ręce Hansa i skierowała się w kierunku wierzchowców, by uwiązać je w grupie. Zdjęła siodło z ogiera. Chciwie nadstawiała uszu pragnąc usłyszeć cokolwiek z konfidencji rozmowy mężczyzn, co choćby pobudziło jej wyobraźnię.

Znów poczuła zapach mokrych piór. Wtedy wydał się tak wyraźny, jak zapach potu kochanka. Zgodnie z obietnicą wyszukała w okolicy cokolwiek, co dałoby smak gotowanej wodzie. - Po coś Valdis proponowała tej kobiecie ciepły posiłek? - pomyślała.

Wróciła do służki, podejrzliwie spoglądając na nie zamkniętą wcześniej torbę, pospiesznie zaciągnęła troki, uważnie sprawdzając zawartość. Pomogła przygotować ciepły łyk dla każdego. Spoglądnęła w stronę Hansa, wiele minęło czasu gdy pomagała rozbijać namioty pod gwieździstym niebem, wtedy prawie zawsze była nieco odurzona winem, teraz stroniła od alkoholu. Inne życie, Inna Olivia.

Cienie na dobre rozgościły się w obozie, a cały las spowiły ciemności, nieliczne tylko gwiazdy zdołały przebić się przez gęsty baldachim korony puszczy.

- Chłopcy poszli bawić się w podchody, oby ręce mięli pełne jak wrócą. - rzuciła marząc jednak, że może dostać jeszcze ciepły posiłek, tymczasem przegryzła chleb z serem. W sercu zazdrościła młodej dziewczynie i Mayerowi tak niewinnego uczucia, które ją w życiu zupełnie ominęło, a wtedy miała wrażenie było już za późno.

Jeśli trzeba dodatkowo pomóc Valdis, lub Hansowi, a Olivia to potrafi, to pomoże. Rozpałkę ma w ekwipunku gdyby zabrakło. Konie dostaną miejsce, gdzie będą mogły trochę poskubać, bo nie sądzę byśmy mięli dla nich obrok, oraz w uznaniu dziewczyny bezpieczne. Kiedy będzie mogła już zwolnić biegu, dyskretnie poobserwuje szlachciankę. Jeśli trzeba Olivia zgodzi się tez pełnić straż, ale nie w środku nocy, najchętniej nad ranem.



Kiedy później, pozwoliła sobie na zdjęcie butów z umęczonych stóp, poczuła wstyd czując ich zapach. Co tam zapach: Smród. Widząc jednak, że nikt poza nią nie zwrócił na to uwagi, do oczu napłynęły jej łzy. Otarła rękawem. Naciągnęła na głowę czapkę, mając w pamięci zrujnowaną fryzurę, poprawiła sobie humor czernic brwi i powieki sadzą z ogniska. Chciałaby pokazać tę sztukę Saxie, ale ta patrzyła tylko w ciemność za swym wybrankiem. Olivia poczuła się samotna.

Czy noc nie jest piękna, pełna księżycowych cieni, z których każdy może zdradzić swą tajemnicę? Każdy może zostać kochankiem, aż nie rozproszą go światła poranka.
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 15-09-2019 o 23:46.
Nanatar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172