Pierwsza grupa szkieletów pomknęła w stronę bohaterów, a trupi rycerz machnął mieczem, wypowiadając kilka słów głosem, który brzmiał niczym chór potępionych dusz. Ostrze na moment zabłysnęło zielonkawym blaskiem, a cienie wokół zmieniły się. Poza tym nic się nie zmieniło, ale bohaterowie dostrzegli, że między nimi a magiem pojawiło się coś dziwnego, jakby jakaś przejrzysta zasłona spowijała fragment przestrzeni. Edward rozpoznał w niej pułapkę nasączoną magią śmierci – szczęśliwie wiedzieli, które miejsca omijać, by się na nią nie nadziać.
Nie zważając na to, Zod pochylił się i pomknął w stronę szkieletów, rzucając się na nie ze schodów. Potężne pchnięcie tarczą odrzuciło szkielet poza krawędź podestu, rozsypując go zupełnie, a drugi wrócił do nieżycia przepołowiony cięciem toporzyska.
Szkielet w długich szatach cofnął się, chowając częściowo za cyklopim siedziskiem, po czym zawodzącym głosem zaintonował zaklęcie, w którym zawtórowały mu otaczające go dusze. Mrok wokół bohaterów nagle zgęstniał, dusząc trzymane przez Jina i Edwarda źródła światła, redukując je zaledwie do pełgającego blasku, zmieniającego się w kompletną czerń parę stóp od nich. Ciemność pełna była przerażających szeptów i jęków, które sprawiły, że bohaterom przechodziły ciarki po plecach.
Serce Jina zmroził strach. I nawet świadomość tego że był pod wpływem magii, ani wiedza jak dokładnie ich oponent utkał to zaklęcie nie pomagała mu z walką z własnym kołaczącym sercem. Wyrwał się z ciemności, tylko po to by przekonać się że ta przykleiła się do niego jak smar, ciągnąc się za nim z swoimi oślizgłymi mackami.
- Są odporni na zimno, bronie ostre i kłujące, oraz na efekty wpływajace na umysł! - krzyknął Jin, przypominając sobie istotne informacje mimo strachu ściskającego serce.
Szkielet anihilował jednego z swoich oponentów. Różnica w jakości była ewidentna, nieumarły Jina przerastał swych oponentów pod każdym względem. Był szybszy, silniejszy, wytrzymalszy, a złowrogi kwas przetapiał się przez niechronione magią kości. Jeden z nich szybko zmienił się w kupkę topniejącego wapnia.
Nekrochemista w tym czasie drżącymi dłońmi przygotował jedną z swoich formuł, grubą wiązkę lodowatych granatów, które poleciały krótkim łukiem i wylądowały obok nieumarłego woja. Ich eksplozja momentalnie pokryła posadzkę w promieniu metra w grubą warstwą lodu, ale było to na tyle daleko że szkieletowi nic się nie stało.
Otoczony ciemnością Edward może nie widział zbyt wiele ale na tyle dużo wstających szkieletów po przeciwnej stronie sali że się nieco przeraził. Gdy jego towarzysze zniknęli nagle w ciemności nie był pewien jaki cel obrać postanowił przygotować się do walki nim grupa szkieletów zacznie ich zasypywać. Wyskandował zaklęcie, po którym skóra na jego szyi pokryła się łuskami złotej barwy. W tym czasie szkielety rzuciły się w stronę bohaterów - dwa minęły rycerza i pobiegły w stronę Jina, a trójka pomknęła do Amosa. Półork był przygotowany: pchnął jednego z nich szablą, która rozcięłaby nieumarłemu bebechy, gdyby ten jakiekolwiek miał. Udało mu się powalić trupa, ale następne cięcia nie robiły na nim wielkiego wrażenia.
Te, szkielety, które ruszyły się moment wcześniej, wciąż atakowały zażarcie mimo że stały już na resztkach swoich towarzyszy, ich pazury ześlizgiwały się jednak po pancerzu Zoda. Ten, który zaatakował podopiecznego Jina, miał większego pecha - trafił w jeden ze zbiorników z kwasem, który eksplodował, obryzgując go żrącą substancją i kończąc jego nieżycie.
Trupi rycerz ustawił się w centrum pomieszczenia i krzyknął zawodzącym głosem
- Profani! Zetrzyjcie się ze mną, waszą śmiercią! - podkreśli wyzwanie, uderzając mieczem o tarczę.
- Żryj gruz! - odkrzyknął mu Amos, skupiając się na przebiciu przez przeciwników, a towarzyszący mu Zod zatańczył w piruecie, jednym płynnym ruchem rozbijając dwa pobliskie szkielety.
Nieumarły mag wysforował się nagle do przodu, w biegu wykrzykując kolejną inkantację i wskazując stojący obok medyka szkielet. Otaczające go smugi światła pomknęły w tamtą stronę, otaczając kościanego sługę. Ten zaczął się trząść, by nagle eksplodować w wybuchu negatywnej energii, który spowił Jina i Zoda, wysysając z nich siły życiowe i energię – obaj czuli, że spowijająca ich ciemność utrudnia im bronienie się przed tą mocą. Zamaskowany wojownik poczuł, jak jego skóra pokrywa się zgnilizną.
- Czy nie m-możemy porozmawiać jak nekromanta z nekromantą? - zażartował Jin, szukając w tym siły by zwalczyć obejmujące go fale negatywnej energii. Bez większego efektu. Coraz cięższymi dłońmi przygotował kolejną lodową mieszankę i posłał ją drogą poprzedniej. Chciał się położyć, schować i zniknąć. - Obejdź go od pleców i zniszcz… - wydał komendę słabnącym głosem, wskazując przy tym okutą szatą postać. Szkielet rzucił się z werwą w przód, ignorując przy tym oponentów po drodze.
Edward planował spróbować otoczyć nieco szkielety, trochę gorzej że stracił wszystkie ze wzroku gdy weszły w obszar ciemności. Na szczęście większość towarzyszy była oświetlona... poza Amosem, chociaż jego było słychać gdzieś niedaleko jak odkrzykuje wojownikowi... Mimo przerażenia jakie wywołali w nim przeciwnicy ruszył do przodu, ale tylko trochę. Zaraz po tym gdy jego pochodnia oświetliła delikatnie sylwetkę czegoś co bije jeszcze coś innego, założył że czymś są szkielety, a czymś innym jest Amos. Doprowadziło to do decyzji o oświetleniu pomieszczenia nieco bardziej i próby zionięcia ogniem w szkielety. Ognisty podmuch spopielił uszkodzonego szkieleta, drugiego tylko przypalając, tak samo jak włosy na ramieniu Amosa. Nagły blask płomieni rozproszył półorka, który przypłacił to chlaśnięciem od ostatniego stojącego przy nim wroga. Jin także nie miał szczęścia - stojący pod jego podestem szkielet wspiął się i zamachnął pazurzastą łapą, niemal trafiając w arterię. Na szczęście cienista energia przechwyciła cios, zmieniając go w delikatne muśnięcie.
Nieumarły zbrojny rzucił się na Zoda w biegu wyrzucając z siebie słowa mocy. Jego miecz pokrył się zielonkawą poświatą, gdy próbował uderzyć wojownika, pudłując haniebnie. Zod wykorzystał ten moment i mimo osłabienia i ciężkiego pancerza Zod, z gracją niespodziewaną dla kogoś jego postury zawirował w wojennym piruecie. Trzonek topora uderzył w dłonie rycerza wytrącając go z rytmu, a ćwierć sekundy potem wielkie toporzysko, z mocą gilotyny spadło na jelec miecza, rozbijając go w drzazgi, a mroczne energie go wypełniające na miriady mrocznych światełek. Gracja ruchów Zoda zniknęła, ale uśmiechał się do siebie pod maską, bo drobiazgowo obmyślony i dziesiątkami godzin ćwiczony manewr wreszcie się powiódł. W tym momencie dobra passa wojownika się skończyła – gdy próbował powtórzyć uderzenie, szkielet był już na to przygotowany. Wyrzucił tarczę przed siebie, wpychając ją pod brodę topora, a następnie szybkim ruchem wyrwał broń z jego rąk. Zaraz potem oblała go kolejna fala nekromantycznej mocy, wywołana przez eksplozję szkieletu i zaklęcie maga. To, co przedtem czuł jako zmęczenie, teraz stało się kompletnym osłabieniem – pewnie trudno byłoby mu utrzymać topór w rękach, gdyby ten nie leżał już na kamiennej posadzce.
Nie był jedyną jego ofiarą - alchemik z coraz większym trudem walczył z otępiającą go magią. Nie miał w mięśniach nawet ułamka siły i sama czynność przesuwania nóg w przód była ponad ludzką wytrwałość. Tylko dzięki żelaznej woli udało mu się zssunąć z podestu i przepełznąć kilka kroków dalej, obejmując niemal całe pomieszczenie w władanie swojej ochronnej magii.
- Grupa. Obrona. Wytrwałość. - wyszeptał kreśląc w powietrzu mistyczne znaki, a powoli topniejąca cienista energia nabrała siły, otaczając ściśle ciała towarzyszy. Zaklęciu towarzyszył nagły rozbłysk światła, gdy oblepiająca medyka ciemność zelżała, a trzymana pochodnia robłysła pełnym światłem.
Szkielet natomiast rzucił się w pogoń za uciekającym magiem, kłapiąc przy tym pełną kwasu żuchwą. Cios był efektywny, kości zatrzeszczały trąc o siebie, ale fala żracej substancji szybko zaczęła przedzierać się przez ciało maga.
- Detonuj. - rozkazał Jin widząc że jego sługa złapał przeklętego oponenta. Ułamek sekundy później wszystko w zachodniej części pomieszczenia było pokryte odłamkami kości i syczącym kwasem, choć mag wciąż stał na nogach.
Widząc, że Zod jest w trudnej sytuacji, Amos warknął i ruszył w jego stronę, brutalnym pchnięciem blokując szkielet, który próbował go chlasnąć po drodze. Nieumarły zaraz potem i tak przestał się poruszać, zmiażdżony przez wyczarowaną przez Edwarda eksplozję. Półork dopadł do rycerza, ale jego kopnięcia były bez trudu zbijane przez tarczę. Niemal go ignorując, zbrojny wyrzucił z siebie kolejną inkantację, zamierzając się na Zoda pazurami otoczonymi złowrogą, zgniłozieloną poświatą, ale nie był w stanie przebić jego zbroi, chociaż niewiele mu brakowało.
Zod czuł się niemożliwie słaby pod klątwą nieumarłych a do tego nie miał swojej broni w rękach! Skoczył w tył przed szarpnięciem nieumarłego i wyczekał pół sekundy na odpowiedni moment nim nie zanurkował po swój oręż, przyjmując kolejne uderzenie na pancerz, ale była to tym razem wystarczająca obrona.
Szkieletowy mag, wciąż trawiony kwasem, zbliżył się nieco, po czym wypowiedział pojedyncze słowo inkantacji. Efektem była fala negatywnej, gnijącej energii, która oblała nieumarłych oraz Zoda i Amosa. Nie zrobiła ona na nich wielkiego wrażenia, półork w zasadzie nawet niczego nie poczuł, kompletnie skupiony na swoim celu.
Jin widząc że szkielet-rycerz jest chwilowo zaabsorbowany jego towarzyszami obszedł walczących i dotarł do trupów. Wyjął z bandoliera garść granatów i wbił je w stertę kości skandując magiczne frazy i wplatając w słowa Płomienny.
- Życie. Śmierć. Odwrócenie. Prędkość. Gniew. Ogień. - a wraz z ostatnią sylabą kości zaczęły się formować wokół jego dłoni. Ułamek sekundy później kolejny szkielet, tym razem gorejący pomarańczowym ogniem rzucił się w kierunku szkieleta-maga. Antyczny nekromanta zderzył się brutalnymi wybuchami ognia, które szybko zaczęły wypalać jego kości.
Nie tracąc rytmu, Amos zanurkował pod uderzeniem szkieleta wyciągając nogę zahaczył stopą o piętę szkieleta. Dokręcił biodra wstając i wykorzystując wygenerowany moment do wyrwania nogi i przewrócenia przeciwnika, który gruchnął o ziemię. Półork płynnie przeszedł do atakowania leżącego, jednak temu udało się zasłonić tarczą. Łup, Łup, pirat kopał w tarczę opuszczając ją coraz niżej, robiąc miejsce na kolejne uderzenia. Kolejne trafienie zgruchotało kość ręki trzymającej tarczę, która opuszczona nieznacznie odsłoniła głowę. Amos tylko na to czekał spuszczając topór prosto w osłonięte miejsce. Zgrzytnął pancerz i gruchnęły kości szyji, gdy topór zatopił się głęboko w “ciele” przeciwnika. Pirat z siłą wyszarpał broń nie kryjąc uśmiechu. Po takim ciosie żywy człowiek straciłby głowę, jednak ten szkielet mógł najwyraźniej działać z główą ledwo trzymającą się reszty ciała tylko za pomocą powyginanego od ciosów pancerza.
Edward wybiegł z magicznie zacienionego obszaru, kontynuując swoje inkantację. Posłał w stronę leżącego przeciwnika niewielką sferę, która tuż obok niego eksplodowała błyskawicznie rozrastającą się masą kryształów, które wdarły się pomiędzy kości wojownika, utrudniając mu poruszanie się i dosłownie przyczepiając go do podłoża. Ten z trudem zerwał się na nogi, tarczą odbijając kopnięcie Amosa. Chwilowo zignorował Zoda, skupiając się na półorku - zakrzywione, jaśniejące poświatą pazury chlasnęły go po piersi, powodując obfite krwawienie. Poczuł też nagłe zmęczenie, jak po długotrwałym rejsie, jednak zdołał przeciwstawić się nekromantycznej mocy.
Zod warknął pozwalając wściekłości przyćmić jego umysł. Odrobinę. Powtórzył swoją standardową, wyćwiczoną do perfekcji kombinację… trzonkiem nisko, głowicą z góry i ćwierć tarczy nieumarłego oderżnięta koziołkowała w powietrzu.
Nieumarły mag umknął przed płonącym szkieletem Jina, za cyklopi tron, po czym chwycił za kość olbrzyma i wykrzyczał inkantację.
- Wstań mój panie, i zmiażdż profanów! - wysyczał w końcu, gdy w ogromnym oczodole zapłonęło złowrogie światło.
Cyklop wstał ze swego tronu i nie zważając na palący go ogień, chlasnął pazurami sługę nekrochemika.
Nekrochemista z satysfakcją obserwował jak jego gorejący sługa wypala kości wrażego nekromanty, ale z zdecydowanym brakiem satysfakcji obserwował jak ten wskrzesza cyklopa. Było to o wiele za blisko. Szybko animował kolejne zwłoki.
- Zniszczcie go! - wskazał maga, odganiając strach i zmęczenie. Nieumarli z werwą zasypali swój cel brutalną serią ataków, ale żaden z nich nie trafił solidnie, co najwyżej ocierając się o szaty szkieleta-maga.
Edward zaprzestał na chwilę niszczenia wrogów, zamiast tego sięgając po pozytywną energię życia i ukierunkowując ją w Amosa. Ta nie tylko wyleczyła jego rany, ale też dosłownie nabuzowała go, niczym solidny zastrzyk adrenaliny. Czując przypływ sił, Amos ponownie zanurkował pod tarczą przewracając nieumarłego rycerza solidnym kopnięciem w nogę. Poprawił to jeszcze czterema szybkimi atakami, ale z połowicznym skutkiem. Duża tarcza sprawnie blokowała dostęp do rycerza. Amos próbował ją odciągnąć kopnięciem, uderzając toporkiem w odsłoniętę na chwilę miejsca. Ciężko uszkodzony rycerz podniósł się, osłaniając przez kopnięciem Amosa. Nie zdołał jednak powstrzymać topora Zoda, który nieomal odrąbał mu kościstą rękę. Będąc już na nogach wysyczał kolejną inkantację i wbił szponiastą dłoń w bark półorka, wysysając z niego siły, które zaczęły naprawiać pogruchotane kości. Zod w uniku oparł topór na barku i wraził pięść pod żebra po czym sięgnął do hełmu szkieletu, licząc że pozbawiona ciała czaszka stanowi dla niego gorszą dla niego podporę niż pełna głowa i, że uda mu się go odwrócić zasłaniając mu widok, ale musiał cofnąć rękę nie chcąc dać się chwycić szkieletowej, owianej ciemnością dłoni.
Nieumarły mag posłał swojego cyklopowego pana/sługę przodem, by ten zniszczył szkieletowe wytwory Jina, co poskutkowało efektowną eksplozją, osmalającą im kości. Nekromanta umknął za olbrzyma, wyrzucając z siebie kolejną falę negatywnej energii, niewiele tylko silniejszą od poprzedniej. Ledwie raniony nią nekrochemik przesunął się o kilka kroków, zaczynając brodzić po łydki w kościach. To była jego domena. Jego narzędzia. Tutaj był bezpieczny, i z tego bezpieczeństwa ciągnął siłę. Szybkimi ruchami wskrzesił kolejne płonące zwłoki, wciskając w nie torbę lepkiej substancji.
Szkielet rzucił się w kierunku wrogiego maga, złapał go za ramiona i zdetonował worek, oblewając go od góry do dołu. Zignorował przy tym brutalny cios cyklopa, który niemal go rozszczepił na części składowe, a klej zaczął szybko schnąć w ogniu otaczającym kości nieumarłego.
Drugi szkielet natomiast kontynuował zasypywanie cyklopa ciosami, którym towarzyszyło staccato eksplodujących granatów i fal ognia. Dołączając do tej symfonii Edward odsunął się od Amosa, podbiegając niebezpiecznie blisko pazurów rycerza, po czym bluznął płomieniami, przypalając nieumarłe kości. Zanim ktokolwiek zdążył go tknąć, zniknął, pojawiając się kilka metrów dalej, w bezpiecznej odległości.
Szkielet kurczowo trzymał się “życia”, jednak chwiał się i reagował coraz wolniej. Amos uderzył barkiem w tarczę ponownie próbując posyłać przeciwnika na ziemię, jednak tym razem rycerz cofnął nogę i ustał. Nie powstrzymało to jednak półorka, który uderzył mocno centralnie w lekko odstającą głowę, po czym poprawił toporem pod kolanem. Głowa ledwo wytrzymała uderzenie niemal odrywając się od ciała, zaś kolano ugięło się i rycerz ponownie padł na ziemię. Widok był dziwaczny, bowiem trupia głowa zwisała szkieletowi na plecach, a on dalej blokował tarczą, choć już nie tak sprawnie. Amos był w stanie znaleźć lukę w obronie zadając kolejne uderzenia.
Leżący pod nogami bohaterów szkielet był w tragicznym stanie, przed kompletnym rozsypaniem się utrzymywała go chyba tylko czysta wola walki. Ta sama złowroga wola sprawiała, że mimo uszkodzeń nie zamierzał się poddawać. Nie podnosząc się i osłaniając tarczą, chwycił Zoda za kostkę, wysysając jego siły życiowe, a sobie dodając energii. Kontrolowany gniew wojownika wciąż przykrywał jego umysł i o ile ograniczona percepcja często była skupioną percepcją to tym razem nie pomogła i po wytrącającym z równowagi uderzeniem w kolano szkielet zbił uszkodzoną tarczą uderzenie topora. Tym razem jednak Zod zmienił chwyt na broni i nie pozwolił wyrwać go sobie z rąk.
Kierowany podszeptami nekromanty, nieumarły cyklop odepchnął jednego z ognistych szkieletów Jina, po czym chwiejnym krokiem ruszył w stronę Zoda. Jego kości były już niemal spopielone przez płomienie.
- Tak, Panie! Ofiara z twego nie-życia da twym sługom zwycięstwo! - po tych słowach mag wykrzyczał kolejną inkantację.
Martwy cyklop zatrzymał się nagle, spoglądając na bohaterów pustym oczodołem. Ci odnieśli wrażenie, że w jego spojrzeniu tli się nie tylko świadomość, ale też żal i rozgoryczenie. Trwało to ledwie ułamek sekundy, po którym nieumarły eksplodował falą mrocznej energii, która oblała wszystkim obecnych w grobowcu, wysysając z nich siły życiowe z mocą nieporównanie większą niż jeszcze chwilę temu. Jin był na to gotowy. Widział tą samą sztuczkę zbyt wiele razy. - Grupa. Obrona. Wytrwałość. - wyskandował w tym samym momencie gdy cyklop eksplodował. Cienista chmura nekrochemisty ruszyła naprzeciw nekrotycznej energii maga-szkieleta. Nie towarzyszyły temu rozbłyski światła, ani hałas. Wręcz przeciwnie. Dwie fale negatywnej energii zderzyły się w całkowitej ciszy i choć ostatecznie to nieumarły miał przewagę, to wyrywająca życie siła znacznie osłabła. Na tyle że drużyna odczuła to tylko jako umiarkowany dyskomfort, a nie łamiący kości ból.
Ogniste szkielety kontynuowały swój atak, wyrywając głębokie dziury w kościach przeciwników, nic nie robiąc sobie z pojedynku nekromantów. Amos splunął na leżącego przeciwnika. - Giń w końcu, śmieciu - syknął spuszając potężne kopnięcie, które zgruchotało żebra i mostek. Resztkami sił kościej próbował jeszcze poskładać się, ale półork wiedział, że to już koniec. Ruszył w kierunku maga i to był błąd. Chwila nieuwagi kosztowała go cios w nogę od leżącego nienaturalnie i połamanego w wielu miejscach rycerza. Nic to nie dało, on się nie podniesie, a stojący nieopodal nieumarły mag trzymał się jeszcze całkiem nieźle. Amos zamierzał to zmienić.
Nieumarły wojownik za nic miał słowa półorka, kurczowo trzymając się swojej egzystencji. Po raz kolejny wyssał siły życiowe z Zoda, tym razem jednak nie wystarczyło, by go utrzymać – rozpadł się, niczym lalka której ktoś odciął sznurki. Mając wolną drogę, Zod doskoczył do maga nie dając rady skutecznie go uszkodzić, ale miał go już związanego w zwarciu, więc była to kwestia czasu.
Jin powstrzymał kolejną falę nekrotycznej energii swoją magią, ale słabość która wypełniała jego żyły niemal go powaliła. Stracił zbyt wiele sił.
- Dobijcie go! - warknął na swoich nieumarłych wskazując maga-szkieleta, równocześnie wyjmując z bandoliera alchemiczne narzędzia i tynktury. Szybkimi ruchami zmieszał kilka substancji, dodał do środka kroplę zdobytej trollowej krwi, odgiął głowę w tył i przełknął świeżo stworzoną miksturę, powstrzymując przy tym odruch wymiotny. Rany, otarcia, złamania, oparzenia i ogólne zmęczenie zniknęły z ciała i twarzy alchemika. Zupełnie jakby sam był trollem.
Nieumarły mag nie miał szans – wyczarowana przez Edwarda magiczna eksplozja, doprawiona jeszcze serią ciosów Amosa sprawiły, że nawet trzymający się zadziwiająco mocno swego nieżycia szkielet rozsypał się. Wraz z gasnącym zielonkawym światłem jego oczodołów bohaterów dobiegł jęk uciekających dusz oraz syczący głos, zapowiadający rychłą zemstę…