04-12-2023, 13:43
|
#1 |
| [Pf 1ed, SoP, Gestalt] Hunger that lingers...
Czas bohaterów dawno przeminęły. Tarcze przekuto w kołyski. Miecze w motyki. Tak mówią ludzie.
Nie ma już wielkich wojen… inwazji. Cywilizacja je pokonała. Jedność i braterstwo. Tak mówią ludzie.
I Herkules dupa gdy ludzi kupa i inne durne przypowiastki dające motłochowi poczucie bezpieczeństwa gdy chowają się za plecami swoich władców. Wszyscy głupcy. Genus się budzi…
Czas nastąpi właściwy. Ścieżki losu się przetną. Kręgi zatoczą pełne obroty a historie się powtórzą. Widząc przyjaciela nie dostrzeże się wroga, a wśród wrogów nie jeden się ukryje brat. Nie ma przypadków a Przeznaczenie. Nie losowość a Los. Chao chao Mater Infortunatus! Bajania starego głupca
Oczekiwania księcia Douglasa vel Yorke były… niskie. Wywiad, może inflitracja a nawet eliminacja (wedle własnego uznania) kultu w południowym miasteczku Zielonej Bramy małego hrabstwa Drugie Eshal. Jedynym prawdziwym problemem miał być aspekt polityczny… bowiem książę Douglas nie miał prawa decyzyjności w tej krainie, ten przywilej należał do hrabiego Valery'ego vel Yorke. Stąd zachodziła potrzeba ostrożności… pewnej powściągliwości i rezerwy a jako nieprzekraczalną granicę… braku zuchwałości, bo o ile lokalny włodarz przymknąłby powiekę na działania obcych sił na swoich ziemiach (szczególnie tych dla niego korzystnych) to kruche ego łatwe było do ubodnięcia, w przeszłości już powołując zbędne kryzysy polityczne. Jedna rzecz w której wykazywał się zmysłem i kompetencją. To wciąż nie tłumaczyło wysłania tak kompetentnej kompanii do tego zadania... jednak oferowana gratyfikacja znajdowała się w przyjemnym konsensusie pomiędzy trudnością zadania a umiejętnościami Nienazwanej-Jeszcze Drużyny (a od kiedy coraz wyraźniejsze stawało się, że ten zgrany zespół się zjednoczył i nie zamierza w najbliższej przyszłości rozpaść tym bardziej rosło pragnienie, kaprys czy może nawet potrzeba nadania jej konkretnej, doniosłej, może trochę epickiej nazwy… takiej, która mogłaby zyskać rozpoznawalność i popularność w właściwych kręgach). Rozmaitymi ścieżkami, w różnych dniach pod różnymi pozorami kompania zebrała się w Zielonej Bramie. Drugim największym skupisku ludzi (po stolicy Lubberg) liczącym koło pięciu tysięcy dusz różnych ras, pochodzeń, przeszłości i marzeń. O pięknych złotych polach zbóż, o głębokich kopalniach żelaza i miedzi, nieco niepoważnie małym, ale za to bajkowo pięknym i ważnym handlowo porcie gdzie dziesiątki płaskodennych barek każdego dnia zataczały kręgi między Zieloną Bramą a przyjętym punktem przeładunkowym, gdzie któryś z trzech poważniejszych okrętów wędrujących po słonowodnym Jeziorze Piołunowym, czasem zwanym Morzem Koronnym (zależnie jakie definicje morza, zatoki i jeziora przyjmował dany mędrzec), czasem opuszczając ten akwen by wypłynąć na szerokie wody Morza (tym razem jednogłośnie uznanego za morze) Płonących Wrót. Te różne dni przywiodły śmiałków rozmaitymi ścieżkami już trzy tygodnie temu. W rzadkim ostatnimi dniami zdarzeniu zgromadzili się wszyscy w jednym miejscu, aby podsumować swoje odkrycia którymi mogli się pochwalić.
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 08-12-2023 o 10:43.
|
| |