Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2011, 20:37   #41
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że..... Luv ma razem z nimi podróżować...
"No co skłoniło tego wiewióra żeby akurat dla mnie powierzyć tą misję... Za jakie grzechy?! Czy ja komuś coś złego zrobiłem? Psa nakarmię, ludzi nie krzywdzę, drzew nie wyrywam, a mimo to dostaje mi się po dupie... i za co ?"
Póki co tylko tyle zdążyło przebrnąć przez głowę Luva, między momentem kiedy wkurwiony Czarno-magiczno-człowiek wyszedł z pomieszczenia po lewej (gdzie zapewne jest kuźnia słysząc po odgłosach), a tym momentem jak poszła tam niewysoka kobitka. To znaczy Emy, albo Emili... Wkażdym bądź razie, była to ona.
Usiadł Luv w ciemnym kącie nieopodal całego tego rozgarbiaszu, w taki sposób w jaki siedział wcześniej. Pies właśnie wrócił z "wyprawy" i najwidoczniej nic ciekawego się nie stało, bo tylko wywrócił oczami i położył się przy nogach...
"Aż dziwnie że Ci się pić nie chce... Chociaż znając Ciebie to pewnie skorzystałeś z jakiejś beczki albo kałuży... a co ja Ci mówiłem o tym? Wiadomo kto tam się szlaja po tych ulicach? A zresztą... mamy większe zmartwienie. Zaopiekować się tą ciekawą gromadką która za grosz nie ma pojęcia o podróży... Chciałbym zobaczyć jak się spakują, wiesz? Zdaje mi się, że ta najmniejsza co nie co ma w głowie, ale owa "kapłanka pierwszego kręgu" to zapewne i suknie na bal gdzieś schowała...
I jeszcze mamy miłośnika ziela... zjarał się do stanu niebytności i nie specjalnie zdaje sobie sprawę z otaczającego go świata... Boję się futrzaku... o to, że w którymś momencie będziemy świadkami ich śmierci, a sami nie damy radę im w tym pomóc... ale wiesz co? Mam pomysł... już wiem jak ich przygotować"
Skwitował i z uśmiechem na twarzy pogłaskał psa po głowie, który patrząc się na niego sprawiał wrażenie jakby rozumiał co Luv chciał mu przekazać... chociaż może podoba mu się tylko głaskanie?
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409
Oktawius jest offline  
Stary 04-07-2011, 19:01   #42
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Nagle drzwi od kuźni otwarły się i wypadł z niej podenerwowany Ihbin. Prawie wpadł na rozmyślającą Emilly.

- o, uh, czego pani życzy? - spytał zmieszany.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 04-07-2011, 23:50   #43
 
Tailong's Avatar
 
Reputacja: 1 Tailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodzeTailong jest na bardzo dobrej drodze
Nagle z zamyślenia Emilly została wyrwana przez wpadającego na nią krasnoluda. Emilly poprawiła szatę skłoniła się dyskretnie krasnoludowi i odpowiedziała na jego pytanie.
-Przepraszam ,że nachodzę was podczas pracy na imię mi Emilly. Z
Zasłuchałam się w melodie waszych narzędzi zamiast poszukać jednego z waszych towarzyszy. Proszę nie mniej na mnie złości i zaprowadzi mnie do pana Khemorina ,albo też wskaż mi drogę jak byś łaskawie mógł. Mam ważną sprawę do omówienia z tym panem.

Emilly uśmiechnęła się delikatnie choć nie pewnie. Przypuszczała że musiała dość idiotycznie wyglądać z zamkniętymi oczami słuchająca uderzeń narzędzi i nucąca pod nosem melodię które śpiewał Raziel o krasnoludach.
 
__________________
Czym jest dla człowieka wyobraźnia ...Nie wiem czym jest dla innych, ale dla mnie to świat do którego mogę uciec i być tam siłą dla innych.
Człowiek jest bogiem kiedy śni,i tylko żebrakiem kiedy myśli.
Tailong jest offline  
Stary 05-07-2011, 10:54   #44
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
- Khemorin nie lubi przyjmować gości podczas pracy, ale.., widzę po tobie że to coś ważnego. Proszę wejdź.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 15-07-2011, 01:35   #45
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Po nieprzyjemnej wymianie zdań z magiem, Khemorin powrócił do pracy. Nic tak go nie uspokajało, jak ciężki wysiłek fizyczny. Szczególnie, gdy miał coś do przemyślenia. Regularne uderzenia młota o metal poddający się powoli woli twórcy pozwalały spojrzeć na wszystkie rzeczy z innej perspektywy. Mimo woli przyrównał każdą osobę z przydzielonej mu drużyny do kawałka nieobrobionego metalu, który czekał na dobre ukształtowanie. Większość stanowiła wciąż zagadkę, ale o jednym mógł na pewno powiedzieć, że nie chce się nim zajmować.

W pewnym momencie bardziej wyczuł, niż zauważył lekkie zamieszanie przy przejściu z kierunku karczmy. Podminowany po ostatniej wymianie zdań, gniewnym ruchem odrzucił młot na kowadło, a upadające narzędzie brzęknęło, protestując przeciw takiemu traktowaniu i spojrzał spode łba w kierunku, skąd dobiegały echa przyciszonej rozmowy.

- Jak masz jakąś sprawę, to wejdź, a nie skradaj się, jak … - nie dokończył zdania, gdy zorientował się, że tak naprawdę nie wie, z kim będzie miał do czynienia. To wcale nie musiał być ktokolwiek z tej zgrai, która została mu powierzona pod opiekę.

Emilly została wyrwana z własnego świata w którym słuchała pięknej melodii której jeszcze nigdy do ton nie znała. Uderzenia młotem sprawiały wielką przyjemność dla jej uszu. Podeszła do Khemorina który się pierwszy odezwał. Wstyd jej się zrobiło bo zamiast słuchać jego słów chciała ponownie słuchać melodii którą grały uderzające narzędzia. Zarumieniła się jak burak po czym spojrzała w twarz krasnoluda. Złapała więcej powietrza w płuca i rozważnie układając zdania odpowiedziała.

- Wybacz Khemorinie że przerywam ci tak cieszką i wspaniałą pracę... Przyszłam w dość istotnej sprawie do ciebie jednak nim zacznę mówić na temat który miałam zamiar mówić proszę wyjaw mi które to narzędzie wydawało tak piękny choć drażniący uszy dźwięk? Może nie mam takiego słuchu jak elfy i nie umiem tworzyć pieśni ,ale melodia życia jest cenniejsza dla mnie niż wszystko inne.

Krasnolud westchnął głośno, wznosząc jednocześnie oczy do nieba w grymasie irytacji. Najpierw trafił mu się jakiś młokos z przerostem ego, a teraz okazało się, że ta, którą uważał za najlepszy materiał, ma duszę artysty i niespełnionego elfa. W innych okolicznościach prawdopodobnie ucieszyłby się z tak miłego komplementu, ale teraz ciągle odczuwał rozdrażnienie po rozmowie z Sylviusem, co znalazło ujście właśnie teraz na niewinnej niziołce.

- Młot - odburknął w odpowiedzi na grzeczne pytanie. - Co to za sprawa? I pośpiesz się, bo żelazo mi stygnie. - Ponaglił na zakończenie rozmarzoną rozmówczynię.

Ton nie był zbyt przyjazny, a i formie wiele brakowało do uprzejmości. Emilly wyczuła nutę zdenerwowania w głosie krasnoluda więc postanowiła poważnie podejść do tematu. W końcu drużyna na nią liczy, no poza nerwusem.

- Khemorinie wybacz że przerwałam pracę ,ale sprawa tyczy się naszej wędrówki. Raczej powiedziała bym opieki twojej nad nami. Ja otwarcie mogę się przyznać nie mam zbyt wielkiego doświadczenia co do podróżowania ,ale mam ochotę pokonać wszelkie przeszkody i sprawdzić swoje umiejętności. Jednak wiem że nasza podróż bez silnego doświadczonego wsparcia nie ma szans. Raczej bardziej czuję że może nie mieć szans...

Tu Emilly zrobiła krótką przerwę przez myśl przeszły jej wszystkie czarne scenariusze jednak postanowiła kontynuować rozmowę dalej.

- Chciała bym się upewnić tylko czy ty zostaniesz naszym przewodnikiem... Nie chcę byś nas prowadził za rączkę ,jednak chcę byś otwarł nam drzwi do naszej przygody...

Emilly spojrzała na metal który stygnął w piecu krasnoluda po czym postanowiła ich przyrównać do takiego metalu.

- Jesteśmy jak metal z którego ty tworzysz piękne rzeczy. Nas również trzeba wziąć pod obróbkę dobrego kowala.

Pochlebstwa wyraźnie pozytywnie wpłynęły na nastrój jej rozmówcy, bo ściągnięte gniewnie brwi powoli rozeszły się, a czoło wygładziło. Broda poruszyła się wokół ust, ale trudno było powiedzieć, co się z nimi działo. A był to lekki grymas uśmiechu, który przemknął przez twarz krasnoluda, gdy jego młoda rozmówczyni prawie powtórzyła jego myśli sprzed chwili. Westchnął z ulgą i odprężył.

- Obawiam się, że nie wszyscy z drużyny w ten sposób postrzegają moją rolę w tej wyprawie. Zdaje się, że niektórzy widzą we mnie jedynie osiłka, który ma nadstawiać za was karku i zapewnić bezpieczną podróż. Ale proszę, wejdź dalej. - Powiedział już dużo łagodniej i wskazał w głąb swojego warsztatu. - Będziemy mogli spokojniej porozmawiać.

Emilly spojrzała na krasnoluda. Zmierzywszy krasnoluda od stóp po głowę uśmiechnęła się wesoło cichutko chichotając. Po czym nie wiedząc co w nią wstąpiło powiedziała.

- Przepraszam, masz robić za osiłka hihihih Przecież ja mam szersze ramiona od ciebie tylko że jakiś czar na mnie rzucili i zmniejszyłam się od tak sobie.

Emilly zaczęła się wesoło śmiać po czym czerwieńsza od rzodkiewki zrozumiała co się stało by złagodzić sytuację już spokojniej ,ale z zawstydzeniem odpowiedziała.

- Wybacz proszę moje zachowanie. Nie chciałam cię urazić ,ale uważam że każdy powinien umieć bronić własne plecy. I powinien wiedzieć jak sobie radzić w ciężkich chwilach owszem nie powiem ,że proszenie o pomoc jest złe. Jednak sądzę że jeśli się nie będziemy starać o przetrwanie to czy ma sens ta wyprawa?

Przez chwilę marsowy wyraz powrócił na twarz Khemorina. To nie była właściwa chwila na żarty. W każdym razie on nie był w nastroju na żarty. Gdy padły słowa przeprosin, trochę się rozchmurzył, ale tym razem broda nawet nie drgnęła.

- Musisz panować nad sobą. - Powiedział całkowicie poważnie patrząc prosto w oczy swojemu gościowi, co było o tyle łatwiejsze, że byli prawie tego samego wzrostu. - Takie zachowanie może nas wpędzić w nie lada kłopoty, jeśli powiesz coś za dużo, albo zaczniesz żartować w nieodpowiednim momencie. Zapamiętaj to sobie. Nie możesz zachowywać się jak dziecko. Wyprawa wygląda na łatwą i przyjemną, ale wcale nie musi być taka.

Podniósł leżący na ziemi młot, który rzucił, gdy zirytowany szedł zobaczyć intruza.

- Jeśli chodzi o mój udział w wyprawie, to zależy przede wszystkim od tego, czy reszta podzieli Twoje zdanie w sprawie mojej roli. Wiem na pewno, że Ważniak i ja mamy odmienne opinie w tej kwestii. I to na tyle odmienne, że razem nie wyruszymy w jednej drużynie.

Złapał w szczypce przestygnięty już kawałek metalu, włożył w żar pieca i zaczął miarowo poruszać miechem.

Emilly patrzała swoimi jasno błękitnymi oczami w wielkie ,piękne ,brązowe oczy krasnoluda. Jego dojrzały i spokojny sposób w jaki prowadził rozmowę sprawił ,że Emilly poczuła się nieco nieswojo. Jednak poczuła że w krasnoludzie jest coś co sprawia ,że pragnie mu zaufać ,a zarazem przeskoczyć jego umiejętności wiedzę ,dojrzałość a może coś więcej. Sama nie była pewna ,ale poczuła chęć zmierzenia się z tą misją u jego boku jako towarzyszki.

- Khemorinie ... Pozwolisz że będę zwracać się do ciebie po imieniu i wyrażę swoje zmartwienie na temat tej misji?

- Oczywiście. - Potwierdził kowal. - W obu sprawach.

- Obawiam się że coś z tą misją jest nie do końca pewne. Może to głupie myślenie ,ale mam wrażenie że gildia coś ukrywa przed nami. Może to tylko mój wścibski nos i mam nadzieję złe przeczucia ,ale obawiam się że coś się pod tym wszystkim kryje. Nie chciała bym by ktokolwiek zginął przez nasz brak informacji na ten temat. Co do Sylviusa nie przejmuj się nim jak ja to mówię “W stadzie zawsze musi być czarna owca”.

Emilly uśmiechnęła się wesoło parząc jak ogień tańczy po metalu. Po czym ponownie spojrzała na Khemorina i kontynuowała rozmowę.

- To bogaty, rozwydrzony dzieciak któremu nikt jeszcze nie utarł nosa bo się obawiają jego bogatej rodzinki. Jak dostanie raz drugi w zęby złagodnieje. W sumie to ja tu jestem najgorszy dzieciak ... heheh Mam nadzieję ,że mimo wszystko staniesz u naszego boku i będziemy mieli okazję przekonać się razem co tak naprawdę ta misja kryje w sobie. Co do mojego języka niestety taka już jestem najpierw mówię potem pomyślę ,może to być moja najbardziej kłopotliwa cecha dla wszystkich w drużynie. Jednak wiedz Khemorinie że poważnie podchodzę do tej misji i mimo ,że nie znam tych ludzi nie pozwolę ich skrzywdzić. Nawet jeśli gildia wysłała nas na pewną śmierć nie mówiąc nam o tym.

Emilly znów spojrzała w tańczące płomienie jej twarz spoważniała ,a czerwień na policzkach znikła. Na twarzy Emi było widać powagę i głębokie zamyślenie ,a jej policzki różowiły się delikatnie od żaru paleniska. Chciała jednocześnie odejść ,a zarazem zostać i słuchać dźwięków wokół niej jednak siła spokoju jaka udzieliła się jej od Khemorina sprawiła że czekała na jego odpowiedź. Przez dłuższą chwilę krasnolud milczał, a w pomieszczeniu rozlegały się jedynie regularne uderzenia młota o metal leżący na kowadle. Najwyraźniej rozważał nowości, których przed chwilą się dowiedział. Nie podzielał patetycznego podejścia młodej kobiety, ale nie mógł wykluczyć, że rzeczywiście w całej sprawie drugie dno. Ostatnie uderzenia spadły na prawie gotowy przedmiot, który po chwili dołączył do innych, już zakończonych. Tym razem spokojnie, prawie z namaszczeniem, odłożył narzędzia na swoje miejsce, wytarł ręce w fartuch i odwrócił do Emilly. Wszystko wskazywało na to, że decyzja została podjęta.

- Nie wiem, czy gildia zdecydowałaby się na wysłanie Was na śmiertelną wyprawę wiedząc o tym. A na pewno nie wysłaliby tego całego Sylviusa, choćby z obawy przed jego rodziną. A co do niego samego, to nie widzę dla niego nadziei. Jest idealnym kandydatem na tyrana, a na pewno zdrajcę. Ma wybujałe ambicje, całą resztę świata traktuje jak śmieci i jest tchórzem. On nie stanie do otwartej walki, tylko wbije mi nóż w plecy. A ja jestem już za stary, żeby tak ryzykować. A jeśli chodzi o dostawanie w zęby, to on nigdy się nie przyjmie do swojej zakutej mózgownicy myśli, że mógł dostać, bo coś zrobił źle. On wszystko robi cudownie, to inni są zawsze winni. A pierwszym winnym będę ja, bo przecież gildia mi zapłaciła, żebym was ochraniał. - Pokręcił głową bez przekonania. - Ale spróbujmy inaczej. Nie mam zamiaru wam rozkazywać. To jest wasza wyprawa, a ja mam wam pomagać i ochraniać, w miarę możliwości. Jeśli inni stwierdzą, że Ważniak ma z nami dalej jechać, zaryzykuję i ścierpię go w drużynie. - Uśmiechnął się ironicznie półgębkiem. - Choć właściwie nie powinienem chyba o was tak mówić, bo wystarczyła niewielka przeszkoda, jaką była informacja o opóźnionym wyjeździe, a rozpierzchliście się, jak owce pozbawione pasterza. Daj mi znać, kiedy się wszyscy znów zbierzecie, to znów porozmawiamy. - Wskazał ręką przejście do wnętrza karczmy. - I chętnie się dowiem w końcu, co Wy wiecie o celu tej wyprawy. - Dodał idąc obok.

Emilly skłoniła się nisko i podziękowała jednak nim wyszła dodałą z uśmiechem.

- Właśnie się wszyscy zebraliśmy w karczmie jeśli chcesz zapraszam do stolika przyrzekam że zaknebluję tom słodką buźkę Nerwusowi ...

Emilly mrugnęła okiem, uśmiechnęła się szczerze i wesoło do Khemorina i odchodząc dodała jeszcze.

- Khemorinie czy mogę wpaść kiedyś posłuchać muzyki twego młota i śpiewu ognia z komina?

- Jeśli wrócimy, to zawsze jesteś mile widziana. Niedługo do was dołączę, tylko się przebiorę. - Odpowiedział ciepło i odszedł w kierunku prywatnej części karczmy ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 19-07-2011, 16:16   #46
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Gdy Emi wyszła z kuźni Khemorina zastała Lothel i Sylviusa w tej samej pozycji. Co prawda mag trochę poczerwieniał, a kapłanka zbladła, co oznaczało że oboje są naprawdę podenerwowani. Wojownik stał obok nich nie wiedząc jak ma sie zachować. Emilly czując napiętą sytuację miedzy wszystkimi stanęła między Sylviusem a Lothel i spokojnym łagodnym tonem odezwała się do całej grupy.

- Panowie i Panie szanowny krasnolud Khemorin przyjdzie z nami jeszcze raz porozmawiać na spokojnie. Prosiłabym z szacunkiem do niego się odnosić i na spokojnie porozmawiać. Nie wiem czy wiecie ,ale taki szacunek jaki ma się do obcych także ma się do siebie. Więc proszę bez nerwów i spokojnie usiądziemy i porozmawiamy. Ja mogę z siebie robić dzieciaka, jestem najmłodsza. Jednak ty Sylviusie chyba masz jakiś szacunek do siebie i już więcej nie będziesz się głupio odnosić do Khemorina?
- Co? Przecież zrezygnował, nie mamy czasu na jego ciągłe zmiany zdania. - Sylvius oderwał wzrok od Lothel i jeszcze bardziej poczerwieniał - Co jeśli podczas podróży ponownie je zmieni?!
- Sylviusie jeśli mogę to przyrównam Khemorina do czegoś istotnego w naszej drużynie. Nie wiem czy to ty masz być przywódcą tej wyprawy ,ale wiem jedno Khemorin, będzie dla nas przewodnikiem. Jednak to nie będzie przewodnik który nas będzie prowadził za rączkę. Jego zadaniem będzie otworzyć nam drzwi do naszych umiejętności, ale to od nas zależeć będzie czy przez te drzwi przejdziemy. Chyba wiesz ,że nam taki przewodnik będzie i jest potrzebny. - Choć prawda i myśli Emi były nieco inne chciała by jednak Sylvius dogadał się jakoś z Khemorinem. Wolałaby drużyna się nie rozpadła zanim jeszcze powstała. Sylvius uspokoił się troszkę i zamrugał niepewnie oczkami
- nie mam zamiaru mieć czegoś wspólnego z tym krasnoludem, ale rada nam go przydzieliła więc powinien z nami wyruszyć - powoli zmierzył całą drużynę. Ale niech nie robi problemów i wyruszamy najpóźniej jutro! - mówiąc to zamachał nerwowo rękoma.
Emi zauważyła że Lothel nadal patrzy na Sylviusa ze złością, jakby zastygła w miejscu.
-Sylviusie jesteś dorosłym paniczem, poważnym oraz dumnym i rozumiem twoje zdenerwowanie i ci się nie dziwię. Jednak my też powinniśmy spojrzeć od strony Khemorina na całą sytuację. Dla niego jesteśmy niedoświadczonymi podróżnikami gdy on ma już na swoim koncie wiele przygód i blizn. Proponuje byśmy zamiast wykłócać się z nim o naszą wyprawę udowodnili mu jacy jesteśmy naprawdę. Odwaga ,siła szacunek do innych niech staną się naszą bronią chyba taki mag jak ty jest w stanie podjąć taką dziecinną grę. -Emi uśmiechnęła się do Sylviusa nieco szyderczo z pewnym błyskiem w oku które nie było często spotykane. Po czym odwróciła się do Lothel i zapytała. - Lothel co się stało ,że tak stoisz jak wryta? Coś się stało? Proszę powiedz mi o co chodzi? Lothel lekko podskoczyła jakby wyrwana z letargu przez głos Emi. Chciała coś powiedzieć lecz Sylvius ponownie dostał słowotoku:

- Ja niczego nie muszę udowadniać, szczególnie byle komu. Ewentualnie może to być mój mistrz, któremu udowodnię coś, jeżeli w końcu ruszymy dalej. Ty jednak karzełku nie udawaj że wielce znasz tego krasnoluda, kiedy rozmawiałaś z nim zaledwie chwilę. Każdy brodacz jest taki sam, a ty jesteś naiwna.
Jego dalszą gadaninę przerwała kapłanka.
- uważaj jak się odzywasz do damy prostaku ! - jej krzyk był tak silny że aż ludzie w karczmie zwrócili się w stronę drużyny.
- Sylviusie spokojnie skoro udowodnić chcesz coś swojemu mistrzowi to pomyśl nad tym że on wybrał tego krasnoluda by z nami wyruszył. Owszem może i rozmawiałam z nim chwilę ,i wiem że nie powinnam od razu mu ufać. Jednak z tobą i pozostałymi też nie wiele mam wspólnego więc co też powinnam ci nie ufać? Pomyśl nie wiemy tak naprawdę co nas czeka na tej wyprawie. Nie wiemy kto nam zagrodzi drogę, mogą to być różne siły i istoty. Jeśli mamy wyruszyć na tą wyprawę musimy zacząć sobie ufać może i nie w 100%, ale na tyle musimy sobie zaufać by wiedzieć że gdy będziemy wisieć nad przepaścią otrzymamy pomocną dłoń od drugiej osoby. Nie chciała bym patrzeć swojemu mistrzowi w oczy i mówić "Poświęciłem innych by wykonać tą misję".- Emi złapała Lothel za rękę sama nie była pewna czy miało to dodać jej siły czy kapłance dać znać by się uspokoiła. Emi nie była pewna ,ale wokół niej zaczęła się zbierać dziwna aura i Niziołka nie była pewna czy to jej magia czy tylko głupie uczucie że zaraz wybuchnie jak wulkan. Lothel puściła dłoń Emi, zmierzyła ją wrogim spojrzeniem i usiadła przy stoliku, to samo uczynił Assanar, lecz cały czas obserwując Sylviusa. Sylvius natomiast nachylił się nad Niziołkom jakby miał jej splunąć w twarz i wyszeptał:

- mi nie ma co ufać - po czym sam usiadł do stołu jak najdalej od wojownika i kapłanki. Emilly wyczuła że coś jest nie tak ,nie była pewna co się stało przez tą chwilę gdy jej nie było ale wiedziała że ta drużyna będzie mieć kłopoty. Miała wielką ochotę tupnąć i wykrzyknąć. "Wy bando tępaków czy tylko ja mam odczucia ,że nas wysyłają na śmierć" Emi wzięła głęboki wdech i powiedziała już nieco uspokojona.

- Nie chcesz by ci ludzie ufali dobrze nie ma kłopotu proszę bardzo ,ale ja chcę by mi ludzie ufali i nie mieli strachu w oczach jak będą na mnie patrzeć. Chcę umieć podać każdemu pomocną dłoń. Nie wiem co się stało przez tą chwilę gdy mnie nie było? Nie wiem co nas czeka w tej podróży ,ale wiem jedno kazano nam wyruszyć razem z Khemoinem jak i wspólnie. Więc chciałabym byśmy wyruszyli wspólnie i postarali się jakoś rozmawiać chociaż ze sobą razem już nie mówię o całkowitym zaufaniu czy też przyjaźni ,ale jednak powinniśmy umieć iść na kompromisy i umieć ze sobą wszyscy porozmawiać.

- I dodam powinniśmy umieć razem współdziałać.
- Więc siadaj i czekaj na Khemorina, bo jak Sylvius zam... przestał mówić to ty wciąż męczysz uszy - powiedziała Lothel
Sylvius uśmiechnął się z pogardą słysząc słowa kapłanki. Emilly natomiast wiedziała że jest na straconej pozycji, jednak poczuła siłę by włożyć w tą wyprawę więcej serca i ducha. Poczuła jak pali się w niej jej ogień serca. Emi dumnie uniosła swą małą pierś i odpowiedziała. - Postoję. - Po tych słowach Emilly stanęła spokojnie na boku i obserwowała ludzi w karczmie. Bacznie spoglądając przy tym na Sylviusa. Nie obawiała się jego wzroku i nie miała zamiaru spuszczać swojego gdy na nią spojrzy. "Jestem silnym haflingiem jeszcze ci to kurduplu udowodnię".
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 19-07-2011, 22:22   #47
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Po dłuższej chwili do głównej sali wszedł Khemorin, ale już umyty i przebrany. Teraz wyraźnie było widać gęste nitki siwizny przetykające jego wciąż bujną brodę i czuprynę. Brązowe oczy miały zacięty wyraz, choć wydawał się być spokojny i rozluźniony, gdy podchodził do stolika z zebraną drużyną. Choć ciężko było odnieść takie wrażenie. Grupa wyraźnie była podzielona i było to widać na pierwszy rzut oka. Wyraźnie zdenerwowana, ładna kobieta siedziała przy stoliku pozornie nie zwracając uwagi na nikogo innego, młody mężczyzna siedział na krześle obok obserwując uważnie i wcale nie z sympatią Ważniaka, który stał oparty o blat stołu. Emily zaś oparła się plecami o ławę i rozglądała po karczmie. Widząc taki obrazek, krasnoludowi znów przemknęło przez głowę, że nie ma sensu się pakować w pewne kłopoty z taką zbieraniną obcych sobie ludzi. Sądził, że przyślą mu kogoś, kto choć trochę będzie chciał współpracować, ale chyba nie tym razem. Tak czy siak musiał się dowiedzieć o ich decyzji, a przynajmniej posłuchać, co każde z nich ma do powiedzenia.

- Dobry wieczór. - Przywitał się, gdy już podszedł do samego stolika. Mimo, że nie wszyscy obecni na to zasługiwali w jego mniemaniu, to pewne formy należało zachować. - Widzę po waszych minach, że pałacie chęcią współpracy i wspólnej podróży. - Skomentował zastaną sytuację, spoglądając na wszystkich, poza Sylviusem, którego całkowicie zignorował. - Ale nie po to tu przyszedłem. Pierwsze nasze spotkanie nie wypadło zbyt dobrze, więc spróbujmy jeszcze raz. - Ci, którzy spodziewali się, że przeprosi za swoje niezbyt grzeczne zachowanie, rozczarowali się, bo krasnolud nawet się nie zająknął. - Jestem Khemorin - kontynuował - i rada poprosiła - podkreślił to słowo - mnie, żebym towarzyszył w waszej wyprawie w charakterze przewodnika i doradcy. Ale to jest wasze zadanie i nie mam zamiaru was w nim wyręczać. Teraz chciałbym usłyszeć od każdego z was kilka słów o sobie, żebyśmy choć trochę się poznali. Panie mają pierwszeństwo, więc może zaczniesz? - Skinął głową w kierunku naburmuszonej Lothel.
 
Smoqu jest offline  
Stary 22-07-2011, 13:41   #48
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Lothel spojrzała na Khemorina, a w jej wzroku nadal można było zobaczyć złość. Wstała powoli, skłoniła się w typowym dla kobiet ukłonie i powiedziała:

- Jestem Lothel Ceradin, kapłanka, ale to chyba już wszyscy wiecie... - Za bardzo nie wiedziała co powiedzieć, więc skłoniła się ponownie krasnoludowi:

- Miło cię poznać Khemorinie, przepraszam za moją wcześniejszą niekompetencję i chamstwo. Nie wiem co mogłabym powiedzieć jeszcze, gdyż myślę iż opowieść o mojej przeszłości i obowiązkach byłaby zbyt nużąca, szczególnie dla tak obytego w przygodach i wyzwaniach krasnoluda. - Skłoniła się po raz trzeci i opadła na krzesło.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 22-07-2011, 17:54   #49
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Kowal uśmiechnął się pod zarostem, przez co jego twarz nabrała łagodniejszego wyrazu. Spodziewał się, że Sylvius, który stał z boku, znów wtrąci swoje trzy grosze, ale tym razem człowiek nie przeszkadzał w rozmowie. To było niespodziewane i ... całkiem przyjemne.

- Dziękuję Ci Lothel i też przepraszam za moje zachowanie. - Odpowiedział ukłonem. - Nie musisz opowiadać ze szczegółami i bądź pewna, że żadna opowieść mnie nie znuży. Szczególnie, gdy będzie opowiadana przez kogoś, z kim mam razem podróżować. Ale rzeczywiście lepiej będzie, jak odłożymy snucie opowieści na wieczory przy ognisku. O ile będziecie mieli jeszcze siły i ochotę na jakiekolwiek opowieści. - Zaśmiał się w głos i przeniósł spojrzenie na młodego wojownika. - To może teraz Ty coś powiesz o sobie?

Wciąż dość ostentacyjnie ignorował maga ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 22-07-2011, 18:46   #50
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Assanar zerwał się z miejsca i stuknął mocno sandałem o podłogę.

- Legionista Assanar z Celae, wezwany do służby 10 lat temu. Miło poznać tak zacnego bohatera jak Waść. - Jego powitanie było szkolniackie ale uprzejme. Wojownik pozostał w pozycji stojącej czekając na odpowiedź Khemorina.

(Post napisany za Thanora, który jest na wczasach bez dostępu do komputera).
 
Garzzakhz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172