Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2013, 22:46   #361
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Tak to jest igrać z siłami, których nie rozumie się w pełni. Will nie był pieprzonym fizykiem... Był historykiem. Nie podejrzewał, że magnes stworzony przez niego może być tak potężny. Jego siła rozrywała wietnamskie centrum dowodzenia na strzępy i podejrzewał, że minuty dzielą od całkowitego zawalenia budynku. Musiał coś z tym zrobić. Właściwie mógłby gdyby nie to, że drabina na której stał porwała go z Mirandą niczym trąbą powietrzna Dorotkę i Toto. I rzeczywiście "nie było to Kansas". Fruwające wszędzie metalowe części mogły dość łatwo zabić po zderzeniu z nimi.

Jedyna droga wiodła w dół, ale także nie była do końca bezpieczna. Krajobraz jak po wybuchu. Walające się wszędzie ostre kamienie, gruz i pozostałości wyposażenia centrum, które nie fruwały w powietrzu. Architekt domyślił się, że widok ten powstał w wyniku działań Solo lub Malcolma. Miał tylko nadzieję, że któryś z nich jest wciąż cały i pomoże w jakikolwiek sposób. Przestał sondować otoczenie i potrząsnął Mirandę za ramię. Powiedział, że muszą skoczyć, ale przecież wciąż mieli założone zatyczki do uszu. Pokazał jej palcem podłogę i skinął głową towarzyszce. Wybrał miejsce, które wyglądało najbardziej bezpieczniej i skoczył. Kontakt z podłogą był... O dziwo dość szczęśliwy. Udało mu się uniknąć poważniejszego niebezpieczeństwa. Nie miał czasu oglądać się na Mirandę. W pierwszej kolejności rzucił się za stertę leżącego na ziemi gruzu próbując ukryć się przed wzrokiem przeciwnika.

Oddychając ciężko wyjrzał zza niego szukając kogokolwiek kto mógłby przeżyć to piekło. Zignorował mniej lub bardziej kompletne kawałki ciał i to co działo się nad jego głową. Dostrzegł ruch i sylwetki nieprzyjaciela podobnie jak on wyglądających zza osłony, w tym wypadku wielkiego stołu do planowania . Skupił się wyobrażając sobie metalowe płytki wszyte pod ubrania wietnamskich mundurów. Najprawdopodobniej nie będzie to ładne, ale nie miał czasu na subtelności. W tej branży ręce brudzą się prędzej czy później. Ucieszył się w duchu, że wciąż ma na sobie zatyczki do uszu. Jeszcze nie skończył a w duchu już nieśmiało wybiegał naprzód by wykonać kolejny ruch zanim nastąpi szach-mat dla nich wszystkich.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 02-04-2013 o 19:00.
traveller jest offline  
Stary 24-03-2013, 22:43   #362
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
- Kurwa no co… - wymamrotał Christopher, próbując wstać energicznie z fotela i zapominając o pasach, którymi był przywiązany, a które zaskrzeczały teraz przeraźliwie, powstrzymując ciało Solo od ostatecznego powrotu do rzeczywistości.

Skrewił. No kurwa skrewił po całości. Patrząc tępo w zapięcia urządzenia, musiał sobie przyznać, że nie spodziewał się takiego zakończenia. Nie spodziewał się, że dosięgnie go granat. Nie przewidział takiej możliwości. Gdyby dostał kulkę, nie byłby chyba taki wkurwiony… ale granat? To go upokarzało.

Kurwa, to był tylko sen… Wszyscy spieprzyli, misja okazała się zbyt hardkorowa. Nie było opcji, żeby tamtym się udało, za chwilę się wybudzą i będą źli tak, jak on. Nikt się pewnie nie odezwie, dopóki szef czegoś nie powie. Albo odwrotnie, każdy będzie miał coś na swoje usprawiedliwienie.
Ze złością i poczuciem frustracji odpinał się od fotela. Obrzucił wzrokiem pomieszczenie i towarzyszy, nikt jakoś nie kwapił się do rozmowy. Przynajmniej wiedzą, że zjebali. Myśl, że będzie musiał się tłumaczyć przed Malcolmem z tak głupiej „śmierci”, wcale nie poprawiała mu humoru. Z tego wszystkiego musiał się wyładować – kopnął w fotel, aż załomotało, po czym wymruczał kilka obelg, właściwie do nikogo. Tylko sen, ale gdyby to była prawdziwa…

Tak właśnie wyglądałaby jego śmierć? Jakiś granat, rzucony przez niedożywionego brudasa? W samym środku akcji, podczas której wszyscy na Ciebie liczą? Wiele poezji w tym nie było.

Kurwa, jeśli następnym razem zginie, to w lepszym stylu.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 24-03-2013, 23:02   #363
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Jakby problemów było mało odezwał si jeszcze telefon Malcolma, który według Rosjanina dzwonił już nie pierwszy raz.

- Jakiś Rodrigo. - przeczytał z wyświetlacza Sukin i rozejrzał się po wybudzonych - To jak myślicie. To wystarczająco ważne, czy nie?

- Żeby go budzić? Na pewno nie - Odparła Amy bez chwili wahania. - Jeśli Rodrigo nadal będzie się dobijał po prostu będzie trzeba odebrać i tyle.

Jak na zawołanie, hałas urwał się nagle, przez co trwająca na poddaszu cisza stała się jakby głębsza. Sukin wpatrywał się nadal w milczący już telefon. Aparat nie dzwonił.

— Kurwa — powiedział Cryer, korzystając z ciszy, która zapadła — to było totalnie zjebane. Co za kretyn wymyślił... Czy któreś z was w ogóle wie, na czym polegał plan? Jak mieliśmy wydostać stamtąd Putina? Jeśli o mnie chodzi, to wrzucono mnie po prostu do totalnego burdelu i nawet nie powiedziano, co mam robić. “O, Cryer! Wiem! Będziesz szpiegiem w obozie wroga, tylko że zrobimy tak, żeby oni cię podejrzewali, a potem po prostu... eee... zrobimy, żeby cię zaatakowali.” Co to miało do cholery być? I co się tam właściwie teraz dzieje?

Nie wiedzieć czemu Amy była dziwnie zaniepokojona faktem, że telefon nagle umilkł. Na szczęście nie mogła długo snuć w głowie czarnych scenariuszy następstwa nie odebrania telefonu, w których to, w najlepszym wypadku Rodrigo chciał ich powiadomić, że w poprzedniej siedzibie znów są poważne problemy.
- Tak - powiedziała patrząc na Cryera i zaczęła odpinać się nerwowo od aparatury - to było totalnie zjebane. - Spojrzała pytająco na Solo, potem na Szóstego jakby chciała podbić pytania Fałszerza.

- Mnie nie pytajcie, ja odpadłem z gry dość wcześnie.- odparł Koroniew- Ale teraz może powiecie mi właściwie co się stało w samym obozie? - Piotr spojrzał pytająco na wszystkich dookoła.

- W obozie... - Amy zaczęła spokojnie - był cholerny rozpierdol! - skończyła podniesionym głosem. Wstała, by po chwili znów opaść ciężko na fotel. Wyglądała jak nieporadne dziecko, które za chwile się rozpłacze. - Tak nie może być... wszystko się sypie. Wszystko - wyszeptała ze zrezygnowaniem, żalem i wściekłością w głosie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 24-03-2013, 23:26   #364
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Blackwood patrzył jak helikopter leci wprost na centrum dowodzenia wietnamców zupełnie jakby przyciągała go jakaś niewidzialna siła. Zresztą, to samo stało się z karabinem snajperskim, który przecież jeszcze przed chwilą trzymał w dłoniach.

"Więc to tak... Popieprzone te sny i to równo..."

"No tak" - otrząsnął się - "Przecież TO jest sen, nie ma się czego bać. Chyba..."

Zadrżał mimowolnie. Wszystko wskazywało na to, że misja nie powiodła się. Ponadto został pozbawiony broni i jeśli nawet ktoś przeżyje eksplozję, to Thomas ma do przebycia niemały kawałek dżungli i niemożliwą wręcz do przepłynięcia, wezbraną rzekę...

SNAFU...
Situation Normal - All Fucked Up

Stary, jakże znany i lubiany slang wojskowy. To jedyne co teraz przychodziło mu do głowy...
- Spierdalajcie stamtąd! Ale JUŻ! - rzucił mając nadzieję, że ktokolwiek z teamu go usłyszy a sam przetoczył się na bok i jednym płynnym ruchem zeskoczył z platformy snajperskiej. Dopadł leżące na ziemi zwłoki szukając czegokolwiek co mogłoby mu posłużyć za broń. Mokre dłonie drżały gdy nerwowo przeczesywał mundur poległego. Niestety musiał się zadowolić jedynie paskiem od karabinu bo wszystkie metalowe elementy, nawet jego nóż który miał przypięty do nogi, w magiczny sposób wyparowały.
Nikt się za ten czas nie odezwał, team milczał. Może ostrzeżenie nie dotarło? Cholera... Rozmyślania przerwał mu ogromny huk dochodzący od strony obozu. Z dołu, przez poszycie leśne nie widział co się stało ale był niemal przekonany, że śmigłowiec ostatecznie trafił w cel. Czy istniał jeszcze choćby cień szansy na osiągnięcie zamierzonego celu? Może powinien spierdalać do punktu ewakuacyjnego? Tak czy siak nie było sensu leżeć w miejscu. Black poderwał się i pobiegł truchtem wzdłuż trasy, którą przebył wcześniej.
- Alfa, Bravo, Delta! Żyjecie?! - spróbował kogokolwiek wywołać. Chciał usłyszeć jakiś znajomy głos. Nie uśmiechało mu się kończyć misji samemu do cholery! Nienawidził gdy sprawy przybierały tak chujowy obrót - Odezwijże się ktoś do kurwy nędzy!
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 24-03-2013 o 23:31.
aveArivald jest offline  
Stary 29-03-2013, 22:11   #365
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Wszystkiego się spodziewała, ale nie tego, że po takim upadku po prostu wyjedzie z całą drabiną z szybu. I z Willem pod sobą. Miała ochotę roześmiać się histerycznie. To jak w jakimś pieprzonym pastiszu Rambo. Wisiała kurna trzymając się prawie odstrzeloną łapą metalowych szczebli, a jej broń poszybowała w nieznane.
Teraz brakowało im już tylko białych opasek z czerwonym okręgiem na czoło. Banzaaaaiiiii!
To od początku wydawało się być misją samobójczą, a teraz było już tylko czystym wariactwem. Ale zamierzała drogo sprzedać swoją skórę, nawet, jeśli to był tylko sen i wziąć udział w ostatnim akcie.

Mimo zatyczek w uszach zrozumiała co chciał przekazać jej Will, ale zanim skoczyła wyśniła sobie porządną berettę z zapasowym magazynkiem naboi.

A potem wybierając w miarę bezpieczne miejsce, ignorując obolałe ciało, skoczyła w dół, amortyzując upadek jak da się najlepiej, aby natychmiast poszukać schronienia za rozrzuconymi przedmiotami. Usłyszała rozkazy Malcolma.

Zdjąć wroga i ostrzelać drzwi. Tego zamierzała się trzymać.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 01-04-2013, 05:05   #366
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Poszedł żwawym krokiem do łazienki, odkręcił kurki, chwycił wody w dłonie i chlusnął sobie na twarz. Ociekając wodą, podniósł głowę, spoglądając na małe, zakurzone lusterko wiszące nad umywalką. Znowu wyglądał jak on sam i chyba po raz pierwszy raz w życiu ta myśl wiązała się z ulgą... Pieprzyć Koreańców... czy tam Wietnamczyków; pieprzyć ten sen, strzelaniny, umieranie. Miał w tej chwili ochotę usiąść sobie w swoim fotelu deluxe (prawdziwa skóra, wyprofilowane oparcie, kilka punktów regulacji), sprawdzić pocztę i może trochę poprogramować. I nie jakieś cholerne protokoły bezpiecznego przesyłania danych, tylko grę we Flashu.

Wciąż patrzył się w lustro i naszła go ochota, by spróbować zmienić swój kształt. Śmierć w jednej rzeczywistości i wybudzenie się w drugiej, i... To wszystko było bardzo dziwne. Dziwnie to na niego działało.

“Nie dajmy się zwariować” — pomyślał nagle. “Nic się nie stało. Odetchnij i wracaj do innych.”

Usłyszał dzwoniący telefon, gdy już wspiął się po schodach na górę i wkraczał właśnie z powrotem na poddasze, na którym część drużyny wciąż leżała pogrążona w śnie. Nikt więcej się nie przebudził poza ich trójką; Cryer stanął za tymi członkami zespołu, którzy prowadzili niemrawą rozmowę, i w milczeniu popatrzył na ich twarze. Sukin trzymał w ręku hałasującą komórkę, ale spojrzawszy na niego, Cryer stwierdził, że niewiele go to obchodzi. Znowu zamyślił się, spoglądając na fotel, na którym wcześniej siedział podpięty do PASIV-a... Machnął głową, by pozbyć się bezsensownych myśli, i gdy zapadła cisza, zebrał w sobie wolę, by się odezwać. Przybierająć swój ostatni zadziorny ton, powiedział ostro:

— Kurwa, to było totalnie zjebane. Co za kretyn wymyślił... Czy któreś z was w ogóle wie, na czym polegał plan? Jak mieliśmy wydostać stamtąd Putina? Jeśli o mnie chodzi, to wrzucono mnie po prostu do totalnego burdelu i nawet nie powiedziano, co mam robić. “O, Cryer! Wiem! Będziesz szpiegiem w obozie wroga, tylko że zrobimy tak, żeby oni cię podejrzewali, a potem po prostu... eee... zrobimy, żeby cię zaatakowali.” Co to miało do cholery być? I co się tam właściwie teraz dzieje?

― Tak ― powtórzyła Amy słabo ― to było totalnie zjebane.

― Mnie nie pytajcie ― odparł Koroniew ― ja odpadłem z gry dość wcześnie. Ale teraz może powiecie mi właściwie co się stało w samym obozie?

― W obozie... był cholerny rozpierdol! ― wykrzyknęła płaczliwie Fox. Cryer spojrzał na nią, lecz sekundę później odwrócił wzrok. Atmosfera wśród ich czwórki była dokładnie taka, jak powietrze w pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Ciężkie. Powolne. Duszne. Niewypowiedziane słowa unosiły się w nim jak fruwające wszędzie drobinki kurzu. Fałszerz wzruszył tylko ramionami i ciągnął, pozornie niewzruszenie.

— Najwyraźniej cel to był Putin. Albo jego klon, nie wiem. Wiedziałeś o tym przed misją? — spytał Rosjanina. — W każdym razie ja nie. Jak wy zaczęliście atakować, to jego ludzie nas zabrali do centrum dowodzenia i zaczęli trzymać pod lufą. A potem nasz szefu zaczął śpiewać przez krótkofalówkę... Rozumiesz to? Śpiewać. I to po angielsku. Więc żółtki zaraz zaczęły do nas strzelać i zginęliśmy. Bo nie, kurwa, mówiłem, żeby Architekt nam załatwił środki do tekstowej komunikacji — zaczął ironizować — ale nie, on wie lepiej.

Naburmuszony, odwrócił się w inną stronę, włożywszy ręce w kieszenie.

― Co śpiewał? ― zainteresował się Sukin.

— Jakiś stary heavy metal. Coś tam, coś tam, huk; coś tam, coś tam, krzyk... wiesz, jak to leci.

― Za mojej młodości w moim kraju nie było heavy metalu ― mruknął doktor.

Po raz kolejny zapadła niezręczna cisza, w której słychać było tylko ciężki oddech Amy.

― Taaak... ― mruknął w końcu Cryer, po czym spojrzał na zegarek. ― Czy oni nie powinni już się wybudzić? ― spytał.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 01-04-2013 o 05:21.
Yzurmir jest offline  
Stary 02-04-2013, 13:57   #367
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Zimne oko małej kamery ustawionej na trójnogu obserwowało beznamiętnie scenę. Mężczyzna oddychał ciężko, trzymając się za zraniony bok.

- Taki gówniarz...- wysyczał, wyglądając przez okno. Zasunął szczelnie żaluzje i jeszcze raz sprawdził kamerę. Rozejrzał się, zerknął na zegarek. Trzeba było teraz po sobie posprzątać, i to szybko. Zanim wziął się do roboty, odruchowo sprawdził czy w wewnętrznej kieszeni marynarki na pewno jest świeże nagranie na małej karcie pamięci. Było oczywiście tam, gdzie przed chwilą je sam włożył. Nie powinno tutaj zostać. Na pewno zainteresuje też zleceniodawcę. Rana bolała, opatrzona jedynie pobieżnie, ale musiała zaczekać. Zanim ręce w białych gumowych rękawiczkach zabrały się za zacieranie śladów, najpierw jeszcze wyjęły niewielki czarny telefon. Pokój na moment rozświetlił błysk flesza wbudowanego weń aparatu fotograficznego.






THE SOLO, THE FORGER, THE FORGER'S WINGMAN, THE SIXTH-MAN, THE ROOKIE


― Czy oni nie powinni już się wybudzić? ― spytał Cryer.

W doktora Sukina nagle jakby coś wstąpiło.

- Już?! - poderwał się, wywalając przy okazji szklankę z niedopitym napojem - Cholera jasna, z drogi!

Rosjanin wyrwał z szuflady coś co było owinięte jasną szmatą i nie zadając sobie nawet trudu by ją domknąć runął potykając się niemal o nogi siedzących w fotelach. Zaskoczony John odsunął się w ostatniej chwili. Sukin przemknął obok niego jak rakieta. Huknęły drzwi od pomieszczenia i już doktora nie było, tylko podeszwy butów doktora zatupotały na zewnątrz...

Pozostali na poddaszu wymienili zdziwione spojrzenia. Nagle okazało się, że spojrzeń jest więcej niż przed momentem.






THE CHEMIST


Dyżurka, królestwo boskiego Rodrigo, nie zmieniła się zbytnio. Strażnik nie trudził się nawet specjalnie by ukryć butelki po piwie, którym raczył się zapewne od rana. Ale trzeba było mu przyznać, że przynajmniej poznał Antonię i jak dżentelmen zaprosił ją do środka. Teraz siedziała swą szeroką brazylijską pupą na pulpicie, z wysoka patrząc na rozpartego na obrotowym krześle portorykańczyka. Rodrigo udawał, że nie zwraca uwagi na stojącą na podłodze klatkę z wielkim i nerwowym aktualnie białym szczurem.

- ...i nie zostawili adresu?
- No nie. - pokręcił głową z troską cieć - Pan Malcolm zostawił tylko numer do siebie, że jakby co się działo to koniecznie mam dzwonić.

- Dzwoniłeś? - Ramos zadała kolejne pytanie.
- Dzwoniłem. Ale dopiero dzisiaj. Właściwie przed chwilą. - wyznał Rodrigo, taksując co jakiś czas pożądliwym wzrokiem machające przed jego nosem kobiece nogi.
- Czyli coś się działo. - walczyła z własną irytacją. Noc w podniebnej podróży nie obdarzyła ją formą ani szczególnym humorem. Jetlag i zwykły niedobór snu dawały znać o sobie.
- Do dzisiaj nic. - ziewnął portorykańczyk, sięgnął do szuflady i machnął Antonii przed oczyma jakąś niewielką, zwykłą kopertą - Ale rano przyszła poczta na ten adres. Oprócz adresu było na niej imię “Malcolm”. No to dzwoniłem powiedzieć.

Ramos zdążyła dostrzec, że w rogu gdzie wpisywało się nadawcę, widniały też inne trzy litery. T.O.M. Spróbowała chwycić wystawioną ku niej korespondencję, ale Rodrigo okazał się szybki jak piskorz.

- Ej, ej, ej! - zasłonił sobą rękę trzymającą kopertę - To nie dla ciebie, tylko dla szefa. Oddam do rąk własnych. I jakbyś nie wiedziała, też zostałem przyjęty do zespołu.

Antonia obdarzyła go spojrzeniem zarezerwowanym zwykle dla dziwów przyrody. Rodrigo wzruszył ramionami i wrzucił kopertę do swojej szuflady.
- Co powiedział Malcolm? - spytała, przysuwając się nieco.
- A nic. - prytnął ustami - Bo kurna nie odbiera telefonu. Piłowałem i piłowałem aż mnie ucho już wzięło i rozbolało.

Portorykańczyk położył dłoń na dyżurnym telefonie, starym białym aparacie z faksem. Na wiszącym obok papierze ze spisem potrzebnych telefonów alarmowych i innych Ramos dostrzegła świeżo przyklejoną żółtą karteczkę z rzędem cyfr komórki.
- No to może spróbuję jeszcze raz, nie? Przy okazji powiem, żeś przyjechała.





THE MARK, THE EXTRACTOR, THE ARCHITECT, THE POINT-MAN


- Alpha, Bravo!! Zdejmujemy bandytów, potem ogień na drzwi!!

Malcolm mierzy, delikatnie pociąga za spust. Widzi wszystko jak na zwolnionym filmie, widzi przekrój całego pomieszczenia. Widzi opadającego między jakieś graty Willa, cudem unikającego połamania sobie nóg, chowającego się za stertą gruzu. Widzi lecącą ukosem przez pomieszczenie stalową szafę...Biegnących ku nim wietnamczyków. Widzi Mirandę, mimo poranionej ręki wykonującej akrobatyczny upadek, połączony z przekozłowaniem się za linię stołów, uchodzącą przed strzałami idącego ku niej z pistoletem w dłoni niskiego, wąsatego azjaty w czerwonej opasce z trupimi czaszkami na głowie.

Widzi, jak nagle ludzie komendanta podrywają się z ziemi, fruną jak szmaciane lalki, dzieląc los szaf, sztab i wszystkiego co mknie ku opuszczającemu się coraz bardziej sufitowi. Widzi, jak jeden z nich krzyczy przygwożdżony z wielką siłą do stropu, rozłożony niczym na kole tortur, z rozrzuconymi rękoma i nogami. Drugiego, który moment później podziela jego los, ale uderzając przodem o sufit, który prawdopodobnie miażdży jego twarz. Trzeciego, który lecąc nie przestaje strzelać do Mirandy. Mirandy, która wyskakuje za osłony i odpowiada ogniem: wyćwiczona ręka unosi się i pakuje kolejne kule w lecący ku górze cel, zanim jeszcze mózg dziewczyny zdążył zareagować zdziwieniem że cel porusza się niewłaściwym dla istoty ludzkiej torem.

Widzi to wszystko, ale tak naprawdę zwracał uwagę tylko na Niego. Podobnie wynurzający się zza stołu konferencyjnego Putin nie poświęca uwagi swoim przeczącym prawom grawitacji ludziom, ani latającym wokoło przedmiotom. Ich spojrzenia są wbite nawzajem w siebie, komendant również trzyma wycelowany w Malcolma pistolet, również mierzy i miękko naciska spust.

Pociski z MP5 mkną przez chaos latającego metalu. Złote kule, każda z wygrawerowanym imieniem celu. Ciało Putina targa wstrząs, gdy dwie z nich rozrywają jego lewe udo a następne trzy przyszywają lewe przedramię i obojczyk, jedynie ostatni pocisk z serii wbija się w ścianę. Ale Wódz nie przestaje strzelać, pistolet pluje ogniem. Malcolm widzi uważne spojrzenie przeciwnika, gdy niektóre kule rozpłaszczają się o kevlarową kamizelkę, ale czuje tę jedną bolesną eksplozje żywego ognia gdy pocisk Putina wyrywa mu kawał ciała w miejscu gdzie szyja przechodzi w ramię.

Oczy. Zimne oczy Putina, wpatrzonego w Ekstraktora. Majaczące za goglami, oczy skrytego za hełmem Malcolma. Ostatnie, co każdy z nich zapamięta.

Zanim na głowę spadnie niebo. Zanim skończy się ten sen.






THE TOURIST


Od kiedy Blackwood znalazł się na ziemi, nie zdążyło wydarzyć się już wiele. Ten niosący się po niebie, pośród ulewnego deszczu huk, który mógł być tylko uderzeniem przyciągniętego mocą olbrzymiego magnesu śmigłowca w budynek. Thomas zarejestrował jeszcze biegnącego ku niemu z gęstwiny rozwścieczonego, krzyczącego bojowo wietnamca...Nie zdążył dobiec. Świat zalała nagła jasność, gdy najpierw jedno wyładowanie elektryczne, a zanim kilka innych w ułamku sekundy uderzyły w to samo miejsce gdzie przed chwilą spadł helikopter. Przyciągnięte mocą magnesu olbrzymie ilości energii rozniosły większą część budynku, ale Blackwood tego nie widział. On miał wrażenie, że razem ze spadającym na wszystko jasnym gromem wszystko, cały ten zielony świat nagle implodował zasysając do środka całą rzeczywistość - wietnamca, drzewa, czarne niebo, deszcz i nawet jego samego.

- Już?!

A potem nagle już niczego nie było. Gdy doszedł do siebie, gdy odkrył podstawową prawdę że jednak istnieje, powoli otworzył oczy. Siedział między innymi, na ciemnym poddaszu, w miękkim fotelu, jak inni podpięty kablami do stojącej na stole aparatury. Jak przez mgłę słyszał jakieś rozmowy, usta poruszały się ale dopiero po jakimś czasie udało mu się coś zrozumieć. Dzwonienie w uszach powoli ustawało. Patrzył na twarze Mirandy i Malcolma, mimo iż były opanowane i nieruchome, wiedział że i oni czekają aż w bębenkach ucichnie huk z którym kończył się ich wspólny sen. Will dyszał ciężko i przecierał oczy, jego usta poruszały się. Inni też byli dookoła, chyba wszyscy, choć nie widział na przykład Sukina. Tętno jeszcze nie chciało zwolnić, dłonie zaciskały się nadal na krawędziach wytartego fotela.






THE EXTRACTOR, THE TEAM

- Cholera jasna! Z drogi!

Koniec, kołatało mu się po głowie. Budynek zawalił się...Wieża runęła. Sen skończył się. Elektryczność, pioruny, śmigłowiec, magnes...No tak...Może i tak stabilność...Nie wiadomo. Oczy biegały od fotela do fotela, taksując stan uczestników. Przytomni...Nikt nie został po tamtej stronie...Ale i tak nadal widział tylko to spojrzenie Putina, wypalone pod powiekami jak piętno. Ciało zaczynało działać automatycznie, nawyki po wielu wybudzeniach miał właściwie we krwi. Trening zakończył się, należało więc go podsumować i wyciągnąć wnioski. Ale najpierw poziom zero. Co tu robi...Malcolm nie wstając jeszcze sięgnął po leżący na biurku Sukina własny telefon i obrzucił sprzęt krótkim spojrzeniem. Aparat był zablokowany, ale na ekraniku widniał raport z ostatnich zdarzeń. Nieodebrane połączenia od Rodrigo (7). Wiadomość z pewnego numeru. I jeszcze jedna, z innego - ta druga nawet, jak informowała linia raportu, z załączonym obrazkiem. Oba numery znał. Na obie wiadomości czekał. Co jednak działo się w studio filmowym?

Telefon w ręce Malcolma nagle rozdzwonił się znowu. Ekstraktor miał wrażenie, że wibracja przeniosła się na całe jego ciało. Władimir Władimirowicz Putin patrzył tym samym zimnym, beznamiętnym wzrokiem co zawsze.











THE MARK



Spałem dziś długo, dłużej niż zazwyczaj. Miałem dziwny sen. Zadziwiająco często je ostatnio miewam. Zupełnie jak w innych czasach, zupełnie tak wtedy, zupełnie jak w czasach gdy nie grałem jeszcze głównych ról. W tym dzisiejszym śnie grałem główną rolę. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba byłem na planie filmowym. Świeciły punktowe reflektory, a dekoracje były bardzo sugestywne. To musiała być jakaś wojenna produkcja. W ostatniej scenie, jak mi się wydaje, stałem naprzeciwko jakiegoś człowieka. Człowieka bez twarzy, w czerni, może była to maska...Strzelaliśmy do siebie. Pamiętam, że on strzelał tak, jakby rozmyślnie nie chciał jednak wcale pozbawić mnie życia.

Ja pragnąłem go zabić.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 02-04-2013 o 14:01.
arm1tage jest offline  
Stary 08-04-2013, 15:13   #368
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
W jego nozdrza wdarł się zaduch pomieszczenia. Otworzył oczy. Ciemność. Niewyraźnie twarze teamu. Kolejno przyjrzał się każdej z nich. Wszyscy byli wybudzeni. Nikt nie został po drugiej stronie. Chyba nikt … pomyślał Malcolm mając w pamięci twarz Marka. Whitman machinalnie sięgnął po leżący na stole telefon, który wyraźnie dawał o sobie znać pulsującym światłem. Extractor odblokował aparat. Siedem nieodebranych połączeń od Rodrigo wzbudziło w nim niepokój. Dwie wiadomości tekstowe. Oba numery były mu znajome. Oba były ważne. Niepokój nie opuszczał Whitmana gdy przesunął kursor niżej. Kliknął na wiadomość. Jedna dobra, druga … z załączonym obrazkiem … Extraktor przekręcił telefon w poziomie … druga bardzo dobra.

Telefon w ręce Malcolma nagle rozdzwonił się znowu. Malcolm przystawił go do ucha.
Słuchał krótkich, przekazywanych informacji.
- Doprawdy? … hmmm przyjadę niebawem.

Same dobre wiadomości. Poziom zero okazał się o wiele lepszy niż sny. Misja była zupełnie spieszona. Ale czy zupełnie? W sumie nie wszystko było spartolone. Gdyby sufit nie zawalił im się na głowy … Mark był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło podejść, zabrać co swoje i odejść. Było tak blisko. Wystarczyłaby minuta na pierwszym poziomie. Minuta tyle co mrugnięcie okiem na zerowym. Opierdolić czy pochwalić … zastanawiał się Extractor. W sumie się nie udało … w systemie zero jedynkowym wypadli źle, czyli powinna być reprymenda. Ale z drugiej strony to był tylko trening, który miał wskazać błędy jakie są możliwe do popełnienia. No i jeszcze te wiadomości na wyświetlaczu telefona. Bardzo dobre wiadomości. Wiadomości, które pozytywnie nastroiły Extractora.

Malcolm zerknął na wchodzącego Sukina. Krótko wymienili spojrzenia. Potem odpiął wężyk z przedramienia.

- Skończyło się. Cel nieosiągnięty. Powody: 1. Niedoprecyzowany plan. Skutkowało to improwizacją podczas snu. 2. Wyłączenie fałszerzy z akcji. Powinni wejść do snu dwie godziny wcześniej. Wtedy spędziliby w obozie jeden dzień. Mogliby tym samym coś zdziałać. – Malcolm mówił szybko, nie skupiał się na roztrząsaniu szczegółów, wymieniał tylko główne problemy. – Gdy weszli, prawie jednocześnie z pozostałymi Mark zorientował się, że coś nie gra. Zbyt wiele działo się w jednej chwili. Delegacja Chińczyków, ostrzał, atak z powietrza, akcja na lądzie , jeep z białą flagą. To musiało wzbudzić jego wątpliwości. 3. Pochwały. Miranda sprawdziłaś się w akcji, pomimo kontuzji nie odstawałaś od reszty – dwa plusy, William – Malcolm nawet nie spoglądał na wymienionego, mówił szybko, jakby mu się spieszyło co chwila zerkając na telefon – świetna scenografia, umiejętność improwizacji … przesadziłeś natomiast z kreatywnością. Magnes rozpieprzył sen. Na przyszłość jeśli nie masz wiedzy z zakresu nie stosuj. Coś co jest duże albo silne tak bardzo jak możesz sobie to wyobrazić może być niebezpieczne i destrukcyjne. Brakowało minuty podczas snu a Cel byłby osiągnięty. Traktując sen jako trening a nie właściwą akcję suma summarum wychodzisz na plus, nawet dwa plusy. Chris … trzymaj tak dalej żołnierzu. Dwa plusy. Blackwood … obserwacja plus informacje dotyczące lokacji. W sumie nie postrzelałeś ale i tak zasłużyłeś na dwa plusy. Amy, Cryer za późno zaczęliście przez to mieliście ograniczone pole działania. Nie było kontaktu by was ostrzec, sami nie podjęliście lub podjęliście nieudanie próbę ataku. Skończyło się jak widziałem … dwa ciała z opaskami. Szósty … odpadłeś pierwszy. W takich akcjach zdarza się. Żółtek ukrył się w błocie, termika go nie wykryła. Tak samo jakbyś wdepnął na minę. To dopiero pierwszy trening. Musimy zaplanować kolejny, myślę, że nie jeden. Pozwoli nam się to razem lepiej zgrać.
Plany na najbliższe dni. Amy lecisz do Berlina, sprawa dziewczyny Putina. Potem będę miał dla Ciebie zadanie w Madrycie. Porozmawiamy o tym wieczorem. Will, możesz z doktorem rozpocząć prace nad kolejnym snem. Scenografię i cel ustalcie we dwóch. Miranda mamy dużo pracy związanej z planowaniem. Szósty, Solo, Blackwood miejcie baczenie na okolicę. Obmyślcie też ewentualną drogę ewakuacji z magazynu. Sprawdźcie kanały, drogi, dach, lokalizację możliwe najbliższego lądowiska etc. Cryer wiesz co masz robić. Laptop Smitha ... - Malcolm sięgnął po leżący na stole telefon.

- Teraz zostawię was na kilka minut. Muszę oddzwonić. Porozmawiajcie sobie o śnie albo o czym tam chcecie a ja zaraz wracam. Doktorze Sukin pozwoli Pan ze mną.

Malcolm wstał z krzesła uważając by nie uderzyć głową o skos dachu. Wyszedł z pomieszczenia. Podążający za nim Sukin zamknął drzwi.
 
Irmfryd jest offline  
Stary 16-04-2013, 10:41   #369
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Rodrigo dzwonił. Antonia majtała nogami. Szczur imieniem Joshua mył łapkami mordę.

Pięć minut później sytuacja nie uległa znaczącej zmianie, a dziesięć później również nie.

Rodrigo dalej stał i próbował się dodzwonić. Antonia spisała sobie numer Malcolma z kartki i dalej majtała nogami, choć najchętniej kopnęłaby Rodriga w krocze morderczym szpicem swej szpilki, otworzyła list i skończyła te idiotyczne podchody. Joshua był już bardzo czystym szczurem.

Antonia majtnęła raz jeszcze, zakładając jedną posągową nogę na drugą.
- Malcolm musi ci bardzo ufać – odezwała się głosem głębokim i zamszystym. - Bardzo, bardzo... skoro cię przyjął do grupy w tak nerwowym momencie. Ale, wcale mnie to nie dziwi, szczerze mówiąc. Łebski z ciebie gość i już pokazałeś nieraz, że się potrafisz odnaleźć w trudnej sytuacji i podejmować samodzielne decyzje.
Rodrigo spojrzał spode łba. Antonia opuściła nogi na posadzkę i ze zmysłowym stuknięciem obcasów zeskoczyła ze stołu. Szczur Joshua gapił się przez pręty klatki spojrzeniem wyrażającym głęboką pogardę do ludzkich poczynań.
- Powiedz mi, Rodrigo – Antonia oparła dłonie na miejscu, w którym to, co z braku lepszego określenia i litości należało nazwać klatką piersiową Portorykańczyka, przechodziło w to, co z braku lepszego określenia i litości należało nazwać jego brzuchem. - Powiedz mi, kim jesteś z wykształcenia?
- Mechanikiem samochodowym – wydusił z siebie ochroniarz.
- Ach. Ścisły umysł – zachwyciła się Antonia i przesunęła dłonie w górę, na, no powiedzmy, że ramiona. - Nic mnie nie podnieca tak bardzo, jak męskie ścisłe umysły. Ta precyzja. Ta zdolność do szybkich, konkretnych decyzji, bez popadania w bezpłodne dylematy moralne. Zgodzisz się ze mną?
- No tak. Chyba tak?
- Ja widzisz, jestem z wykształcenia lekarzem. Dyplomowanym – zwierzyła mu się w zaufaniu Antonia. A szczur jest po meteorologii, chciała dodać, ale ugryzła się w język. Rodrigo nie był gotowy na torpedowanie podwalin jego ścisłego, rzeczowego świata. - I też jestem za podejmowaniem szybkich, konkretnych decyzji, kiedy sytuacja tego wymaga. Bo inaczej mogą się stać bardzo przykre rzeczy.
- Jakie przykre? - wyszeptał Rodrigo, dostosowując głos do jej szeptu.
- Ach. Ktoś może umrzeć, na przykład. Ale, nie ma strachu, brachu. To palec Boży, że my dwoje spotkaliśmy się tutaj, kiedy Malcolm nie odpowiada, a z resztą naszej grupy może dziać się coś bardzo, bardzo złego! Bo my jesteśmy zdolni do szybkich decyzji i nie będziemy się pierdolić jakimś dobrymi obyczajami, kiedy trzeba działać.
- Znaczy co?
- Znaczy, mój drogi Rodrigo, że skoro tamci tak długo nie odpowiadają, to dzieje się tam coś złego. Musimy ich znaleźć i przyjść im z odsieczą, jako część grupy, która szczęśliwie jest poza problemem. Ty i ja, razem! - i szczur, nie zapominajmy o szczurze – Tylko musimy ich znaleźć. Dawaj, otworzymy ten list i zobaczymy, czy znajdziemy tam jakąś wskazówkę, gdzie może być Malcolm i reszta. Dawaaaj, nie ma czasu. Oni potrzebują naszej pomocy. Pan Malcolm na ciebie liczy!
 
Asenat jest offline  
Stary 17-04-2013, 15:24   #370
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
- O żesz... - zająknął się Blackwood podnosząc z fotela i przecierając skronie - Ta dżungla... to... to było niesamowite... - potrząsnął głową jakby pod oczami nadal miał zieleń tropikalnego lasu a po chwili zapytał - Ale właściwie, co się stało tam na dole? Co z tą cholerną rzeką? I jakim cudem... Jakim cudem cała snajperka wyrwała mi się z rąk i poleciała w stronę obozu?
Will zamrugał kilkakrotnie oczami jakby próbował sobie coś przypomnieć...
-Jeśli chodzi o snajperkę to mogę udzielić ci odpowiedzi. Nie wszystkie będą jednak tak proste i trzeba będzie wyciągnąć wnioski... - Rozmasowywał palcami lewą skroń i podniósł się powoli z fotela - Musiałem improwizować a fizyka to jednak nie moja specjalność. Magnes, który stworzyłem okazał się zbyt potężny. Biorę to na siebie.
- Magnes? - zająkał się turysta jakby nie zrozumiał wyjaśnień.
-Wróg spodziewał się nas i był uzbrojony po zęby w większości używając starego żelastwa w przeciwieństwie do naszych broni wykonanych z tworzyw sztucznych.. Chciałem pozbawić go przewagi. Może gdybym zmniejszył jego rozmiary i moc... - Will wzruszył tylko ramionami - Trudno, alea iacta est.
- A czemu przerwaliśmy akcję? Bo nie przypominam sobie żebym we śnie... - Blackwood ciężko przełknął ślinę - ...zginął...?
-Nie jestem pewny... Być może budynek zawalił się nam na głowę zabijając wszystkich pozostałych przy życiu oprócz ciebie? Być może jednak stabilność snu zwyczajnie nie wytrzymała tych wszystkich zmian... W każdym razie jest co analizować - odpowiedział Will wciąż będąc w lekkim szoku po tym co się stało.
- Mhm... no tak... - odparł cicho Thomas opierajac się plecami o ścianę.
Thomas miał dużo do przemyślenia. Chciał też wiedzieć co u innych ale tęgie miny reszty teamu skutecznie zniechęciły go przed zadawaniem jakichkolwiek dalszych pytań. Zdecydował, że podszkoli się przy innej okazji.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172