Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2008, 17:31   #1
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
[Warhammer-storytelling] O jedną Królewnę za mało...


Imperium nigdy nie przejmowało się za bardzo niczym poza własnymi ziemiami. A i te nie do końca były zadbane. Wony pomiędzy prowincjami nie były niczym nowym w krainach, czym, że by się tu przejmować?
Nikt nie pytał mieszkających tam ludzi o zdanie...

Niewielka miejscowość o nazwie "Verd", kilka chałup, dużo ziemi dwa niewielkie dworki. Wszystko co było potrzebne, ach tak. Był nawet ratusz, ba, cały rynek, świątynie kilku głównych Bogów (w tym Sigmara), całkiem nieźle prosperujące. Miasteczko to było o tyle małe, że przyjemnie było by tu osiąść, o tyle duże, żeby niczego nie zabrakło i o tyle ważne, że niecałe pięć mil dalej wznosił się pałac, no, pałacyk jednego z mniejszych lecz całkiem znaczących państewek. Państewko to (jak wiele innych), chwaliło się swą niezależnością (dzięki płaceniu w złocie i ziarnie haraczu Imperium). Przynajmniej się chwaliło, teraz już od jakiegoś czasu "Jerdania", (bo taką nazwę nosiło) było pod władzą Panderu...
Ale wróćmy do "Verd'u". To miasteczko, mimo znaczenia, cieszyło się względnym spokojem. Był co prawda garnizon z dwunastoma żołnierzami Panderu, lecz zajmowali się oni własnymi sprawami, przynajmniej dopóki mieli jedzenie i piwo. Życie ludzi tu mieszkających właściwie nie zmieniło się wcale, niezależnie od władzy ziemie trzeba uprawiać a życie toczy się dalej....

Podczas swojej wędrówki trafiliście właśnie do tego miasteczka, stolicy niewielkiej prowincji znaczącej tyle samo co każda inna prowincja. Zatrzymaliście się w lokalnej karczmie, całkiem ładnej, ze swojską nazwą "Pod Winnym Dzbanem", wasze pieniądze powoli acz w postępie niemal geometrycznym topniały przez ostatnie dni. Ostatnie z nich wydaliście w tej właśnie karczmie. Od razu przypadliście sobie do gustu, jako, że każdy z Was wyglądał jak podróżnik (co też zgadzało by się z waszym obecnym zajęciem), woleliście towarzystwo własne niż kmiotków. W takiej sielance minęły dwa, może trzy dni, kto by tam liczył... Jednak życie kosztuje, Wy wiecie to aż za dobrze. Pewnego dnia Ann, wesoła zielono oka dziewczyna, zatknęła się na ogłoszenie.

UWAGA!

Potrzebuję człeków odważnych, co zła ni wędrówki się nie boją,
przyjmę ich w służbę, jako kurierów, ze wszystkimi ich zaszczytami.
Ważną przesyłkę doręczyć trza, bez chwile zwłoki,
a i zapłata za wysiłki odpowiednia będzie.
zgłosić się trza na ratusz miejski i wieczornych godzinach.
Burmistrz Verd'u
Josepf Derking


Nie myśląc długo poszliście do owego burmistrza który okazał się strasznie wyniszczonym dziadkiem z laską chyba tylko dłuższą od własnej brody. Po nie za długich negocjacjach udało wam się dobić targu.
Dostaliście list z pieczęcią owego burmistrza, miał on czym prędzej znaleźć się w rękach Gerda II, Księcia Lemurii, księstwa leżącego około miesiąc drogi stąd. Udało wam sie wytargować po 200złotych koron na głowę, i po dwadzieścia, jako przed wpłatę. Było kilka warunków. Nie mogliście odczytać listu, a niepowodzenie skończyło by się nie tylko torturami i śmiercią, ale także listem gończym w okolicznych księstwach jak i w Impreium. Księciu Gerdowi bardzo zależało na liście...

Nie przeszkadzało wam to zbytnio. Następnego dnia wyruszyliście już jako jedna kompania znając jedynie własne imiona. Musieliście przejść przez granice, przez niewielkie państewko Cardenii, oraz jeszcze mniejsze Firgi. Taka droga wydała się najrozsądniejsza i najbardziej wam na rękę.


Wieści o wojnie nie były niczym nowym, jedyne co znaliście to kilka plotek, coś o niezwyciężonej armii najemników... nic co by można traktować poważnie. Pierwsza część waszej podróży przebiegła bez większych trudności. Kilka walk z niewielkimi grupami goblinów czy bandytów, raz z wilkami w lesie, nic specjalnego. Jechaliście w bardzo zadowalającym tempie które pozwoliło by wam dotrzeć do celu w ciągu dwóch tygodni. Przynajmniej tak Wam się zdawało.

Gdy dojechaliście do granicy, spotkało Was coś dziwnego. Strażnica celnika była pusta, zniszczona i ograbiona, nie było wewnątrz żywego ducha. Pojechaliście dalej, niewiele mogąc z tym zrobić. Po kilku godzinach jazdy dotarliście do rozłożystego dębu, był to makabryczny widok. Całe drzewo było obwieszone trupami, a w powietrzu utrzymywał się dławiący i ohydny zapach padliny. Głównie byli to wieśniacy, lecz kilku zbrojnych także, większość powieszona lub przybita do drzewa, w sumie około 50 ludzi. W dolinie osnutej mgłą zauważyliście małą wioskę, cała stała w płomieniach. Chyba znaleźliście właśnie mieszkańców...
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"

Ostatnio edytowane przez Manni : 14-07-2008 o 18:18.
Manni jest offline  
Stary 14-07-2008, 22:07   #2
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
"To chore." - pomyślał Dolwen, elfi wędrowiec, przyglądając się drzewu. - "To straszne i chore"
Stał, pozornie spokojny, wyprostowany przed drzewem, nie mogąc oderwać wzroku od paskudnego krajobrazu. Kaptur zjechał mu na szyję, odsłaniając ciemnobrązowe włosy, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Zza włosów wystawały uszy, które rzucały się w oczy niemal tak, jak parę blizn, zdobiących piękne, elfie oblicze. Był na tyle wysoki, że przewyższał o parę cali jednego z powieszonych, co zauważył z irytacją.
Nie pierwszy raz widział makabrę. Było wręcz odwrotnie - widział ich tyle, że ciążyły mu coraz bardziej. Czuł, że rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Mimo to, tak ostre obrazki zawsze spinały moralne zwieracze. Na tyle, by porządnie się obrzydzić.
Oprócz niesmaku i smutku czuł jeszcze jakiś wewnętrzny ogień. Powieszono ich na drzewie - jakby specjalnie kalecząc tą część przyrody, ukochany symbol. Uczucie, które się w nim kłębiło, było gniewem.
Ludzie, żywe stworzenia, zostały potraktowane w tak obmierzły sposób. Było ich tak wielu... zamknął oczy i postarał się zapamiętać ten widok, by wylać z siebie żal i gniew, gdy znajdzie winowajcę. Był pewien, że tak się stanie. Nakrył kaptur szczelniej na głowę, gniewając się i obawiając jednocześnie.

- Przeszukajmy domy. - powiedział do towarzyszy. - Może znajdziemy coś, co pomoże nam wystrzec się podobnego losu. Albo dopaść winowajcę.

Jego cichy głos był na swój sposób smutny i straszny.
 

Ostatnio edytowane przez Van der Vill : 15-07-2008 o 08:54.
Van der Vill jest offline  
Stary 15-07-2008, 18:02   #3
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Ann ze świstem wciągnęła powietrze do płuc, przez chwilę wpatrywała się w drzewo nie wierząc w to co widzi. Stała w milczeniu nie mogąc oderwać oczu od mrocznego widowiska aż każdy makabryczny szczegół odcisnął się boleśnie w jej świadomości. Wtedy z jej bystrych zielonych oczu popłynęły dwa strumienie łez spływając po gęsto upstrzonych piegami policzkach i spadając w trawę. Odwróciła się gwałtownie tyłem do drzewa i zakryła twarz rękami. "Tylu ludzi, tylu niewinnych ludzi." Martwe twarze przypominały jej wieśniaków z jej rodzinnej wioski w której się urodziła i dorastała. Przecież właśnie po to wyruszyła! Żeby ratować swoje małe królestwo i być może swoją wioskę przed okrucieństwami wojny. "Jak to się stało że znalazłam się tu w tym obcym miejscu zamiast służyć ojczystej ziemi?"- zapytała sama siebie, po czym otarła łzy i spojrzała na płonącą w dolinie wioskę.
-Wybaczcie.-szepnęła do wiszących na drzewie ciał.-Wybaczcie że nie zdołamy was pochować. Oby wasze dusze zaznały spokoju.- powiedziała ze smutkiem.
-Przeszukajmy domy.-powtórzyła nieświadomie słowa elfa- Może ktoś ocalał!- krzyknęła i rzuciła się na przód w dół do trawionej płomieniami wioski gnana szaleńczym pragnieniem by wyrwać z zimnych rąk śmierci choć jedno istnienie, by choć odrobinę zmniejszyć jej triumf. Czarny płaszcz łopotał za nią, skórzane buty z długimi cholewami zagłębiały się w trawę w coraz szybszym rytmie kiedy biegła pochylona z dłonią zaciśniętą na rękojeści swojego bojowego tasaka.

Młody kasztanowy ogier o lśniącej sierści lecz nieco przyciężkawej budowie, do tej pory całkowicie ignorował zarówno drzewo jaki i swoją panią, węsząc z głową przy ziemi w poszukiwaniu świeżych źdźbeł które nieśmiało pokazywały się wśród zeszłorocznych pędów. Kiedy Ann popędziła przed siebie ruszył za nią nieśpiesznie, jakby z rezygnacją.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 16-07-2008 o 09:53. Powód: Mam konika :)
Piiiink jest offline  
Stary 15-07-2008, 22:57   #4
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Ostatnie dni niepokoiły wielce Georga, który słyszał o jakich wojnach w okolicy, choć nikt nie określił gdzie owe walki trwają. Nie to że bał się wojen. Nieraz przemierzał całe imperium samemu szukając jakich potyczek bo w walce wielce się lubował, a niestraszna mu była krew nawet ta lejąca się potokami. Lecz jakże tu się nie bać gdy owe walki mogą dotykać jego ojczyźnianej ziemi, ojca i matki? Jechał więc ogarnięty strachem, ten co nieraz ruszał do bitwy przeciw potężniejszemu wrogowi, w pierwszych szeregach ścierał się z olbrzymimi armiami, ten gotów był skoczyć w ogień byle dochować danego słowa teraz się bał. Wracał więc szybko do domu, do Cardani by przekonać się, iż życie tam jest tak samo spokojne jak było zawsze...
W końcu dotarł do Verd, gdzie miał nadzieje rozwiać długo gromadzone wątpliwości. Niestety o dziwo i tutaj nikt nic nie wiedział. Postanowił więc zostawić swój wóz wraz z sługami w gospodzie, a jak wszytko się rozwiąże, posłać po pachołków już z domu. Dołączył się również do osobliwej drużyny- młodej kobiety, elfa i krasnoluda, którzy następnego dnia mieli zawieść list do księcia Gerda (znał go, jako że nie daleko od jego ziem znajdował się pałac księcia), samemu również na tym co nie co zarabiając, ale co ważniejsze było mu po drodze do domu.
Nie wiele z nimi rozmawiał, był raczej przybity niepewnością, a gdy dotarli do granicy jego obawy sie wypełniały. Opuszczona komora celna zwiastowała sytuację w Cardani. Resztę nadziei stracił gdy zauważył dąb, postawnej postury z którego prócz liści i gałęzi wisiały trupy wisielców. Dziesiątki. Później zauważył czarny dym unoszący sie nad doliną. Usta same otwierały się Georgowi gdy dojeżdżając do upiornego drzewa dostrzegał kolejne szczegoły makabrycznej sceneri. Kilku wojów, chłopi, baby i dzieci... prócz wisielców nie któży przybici do drzewa, kilku leżało bezwładnie na ziemi, pewno galęzie nie wytrzymały. Usta same sie kilka razy otwierały, lecz za każdym razem rycerzowi udawało sie opanować swoją twarz. Kilka razy już widział podobną scenerię, poplecznicy chaosu lubowali się w takowych masakrach, choć i spotkał ludzi z imperium co potrafili dokonywać podobnych jatek, ale nigdy nie zrobiło to na nim takiego wrażenia. Zsiadł z konia ciągle przyglądając się kolejnym trupom, nic jednak nie mówił, nic też nie okazywał, stanął tylko nieco z tyłu nadal nie mogąc wyjść z swoistego szoku. Ostatnie złudzenie podpowiedziało mu że to może bandyci... Lecz jacy zbójcy zaatakowaliby tak dużą wioskę dotego z zbrojnymi? "A więc jednak..."
Georg był już nie młodzian, wiosem mógł mieć 30 parę, choć doświadczone brązowe oczy dodawały mu przynajmniej 10 lat. Nie był zbyt wysoki, ale za to pokaźnej postury z mocnymi barami. Nie golił się często więc zarost miał przynajmniej tygodniowy, a krótkie ciemne włosy w nieładzie i tłuste. na sobie nosił lekka zbroje, na którą założony miał płaszcz podróżny. Dwa sztylety za pasem, miecz pokaźnej wielkości w przy boku, ana koniu dodatkowo krótki łuk z zapasem strzał, tarcza żelazna herbem i niewielki toporek dobry i do walki i do zbierania drzewa na opał.
- Przeszukajmy domy. - powiedział elf. - Może znajdziemy coś, co pomoże nam wystrzec się podobnego losu. Albo dopaść winowajcę.
-Przeszukajmy domy.-powtórzyła kobieta o imieniu Ann, jakby w szoku, po czym dodała żywszym - Może ktoś ocalał!
"Albo może znajdziemy łopaty by ich pochować" pomyślał gorzko Georg, próbując ocenić, ile oni tutaj już wiszą. Nie spodziewał się znaleźć wiele w pogorzelisku wsi, nie liczył na cud znalezienia kogoś przy życiu, prędzej kolejne trupy, i więcej śladów, kto to uczynił.
Trzeba będzie szybko ich pochować i ruszyć dalej w trasę- powiedział cicho do pozostałej dwójki, gdy Ann biegła już w stronę chmury dymu- Ocalałych bym się raczej nie spodziewał, śladów być może, pewno więcej trupów. Może jszcze zdazymy się uwinąć z tym przed zmrokiem- spojrzał jeszcze raz na dąb, na krasnoluda i elfa po czym ruszył za dziewczyną.
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline  
Stary 19-07-2008, 10:52   #5
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Ludo Bubbletown podczas podróży zastanawiał się nad ostatnimi wydarzeniami. Najpierw dotarł do małego, acz uroczego miasteczka Verdu. Jak zwykle zwiedzanie rozpoczął od wizyty w karczmie. Jej jakże wymowna nazwa „Pod Winnym Dzbanem” bardzo mu się spodobała. Rzeczywiście wino było tu znakomite, a jaka kompania się znalazła. Od razu do gustu przypadł mu Georg. Piło się z nim świetnie. I chociaż Ludo nie dotrzymywał mu w tym krzepy, to mu się to podobało. Co prawda Georg co chwila mówił do niego „krasnoludzie”, a Ludo nie należał do przedstawicieli tej burzliwej rasy. Był niziołkiem. Co prawda starym, miał duży nos i wielu naprawdę myliło go z krasnoludem, ale jednak był niziołkiem. Poznał również Ann, wesołą ludzką dziewczynę i Dolwena, elfa. W miłym towarzystwie dzieją się miłe rzeczy, a miłe rzeczy, jak powszechnie wiadomo sporo kosztują, więc i sakiewka stawała się coraz chudsza, aż w końcu na próżno było w niej szukać czegokolwiek.
Trzeba by się rozejrzeć za jakimś zarobkiem.” – pomyślał Ludo. Na szczęscie Ann znalazła jakieś ogłoszenie. Praca kuriera niezbyt odpowiadała niziołkowi, który stworzony był do wyższych celów. On miał walczyć ze straszliwymi bestiami, miał ratować wioski, a nie donosić listy. Ale w końcu żadna praca nie hańbi, a i zarobek był z tego niezły. Dwadzieścia koron wesoło zabrzęczało w sakiewce. Ludo uśmiechnął się, niebawem bowiem kolejne dwieście miało zagościć u niego w trzosie. Z resztą list był nie do byle kogo, bo do księcia Lemurii.

I wyruszli w drogę. Podróż przebiegała bez większych trudności. Doszło do kilku potyczek, w których Ludo pełnił dość marginalną rolę, raz nawet, podczas potyczki z goblinami nocą nawet się nie obudził. I tak podróżował na swym wspaniałym towarzyszu Samie, kucu, którego kupił kulawego za bezcen, a znajomy cyrulik opatrzył go i teraz Sam wesoło podskakiwał. W podróży można było dopiero dokładniej przyjrzeć się Ludo. Długie, siwe, poskręcane włosy wylewające się spod hełmu, broda takiego samego koloru zaplatana wzorem krasnoludów w dwa warkocze. Do tego zbroja skórzana, tarcza i toporek. Ludo wyglądał w tym wszystkim nieco śmiesznie, mało kto wziołby go za wojownika, a nim przecież właśnie był.

-Słyszeliście historię, jak pokonałem straszliwego smoka, który terroryzował wioskę w Middenlandzie? Nie? Przecież wszędzie o tym mówią! Bardowie w całym Imperium wysławiają moją odwagę! Widzę, że będzie trzeba nadrobić. Otóż pewnego dnia, podczas mojej podróży doszedłem do pewnej wioski, której nazwy już nie pamiętam. W każdym razie do dziś stoi tam mój pomnik ufundowany przez mieszkańców. Gdy wszedłem do wioski chłopi rzucili się na ziemię i poczęli błagać mnie, abym pokonał bestię, która ich terroryzuje – straszliwego czarnego smoka. Jak wiadomo, ze mnie człowiek honoru, więc zgodziłem się chętnie... – Ludo urwał i pokazał palcem przed siebie.
Przed nimi znajdowała się wioska, a raczej to, co z niej zostało. Na wielkim drzewie powieszeni byli wieśniacy! To wszystko przedstawiało okropny widok.
Ludo zrobił się zielony na twarzy i zwymiotował. Takiej makabry jeszcze nie widział w swoim życiu. Na zaproponowane przez towarzyszy przeszukanie domów pokiwał głową i poszedł za resztą.
 
maciek.bz jest offline  
Stary 21-07-2008, 23:17   #6
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Trupy na drzewie były dość świeże, wisiały tutaj nie dłużej niż dzień, góra półtory. Większość dyndała spokojnie na wietrze, reszta była przybita za pomocą różnego rodzaju prętów, złamanych włóczni czy wyszczerbionych mieczy. Najgorsze było w tym to, że wisiały tam również dzieci. Były one całkiem symetrycznie poukładane wokół drzewa, widać już nie starczyło dla nich sznura czy prętów. Mężczyźni byli mocno poranieni, szczególnie Ci wyglądający na wojaków, większość nie z okazji walki, a bardziej tortur. Wypalone oczy, powyrywane paznokcie czy palce sterczące pod różnymi dziwnymi kątami dawały do zrozumienia ile Ci ludzie musieli przejść. Część kobiet było rozebranych, lub też na wpół rozebranych, mogliście tylko wyobrażać sobie co one musiały przejść, staraliście się szybko odegnać te myśli. Kora drzewa była czerwono brunatna. Nad wami skrzeczały wrony, którym przerwaliście właśnie posiłek. Odwróciliście wzrok powoli i w milczeniu schodząc w dół wioski. Owa wioska paliła się bujnym i żywym ogniem, nie mieliście nawet szans na podejście bliżej, żar bijący od płonących domów, i stodół (prawdopodobnie wypełnionych sianem lub słomą, sądząc po wysokości ognia), był tak wielki, że nie mieliście szans nawet wejść do wioski, co dopiero czegoś szukać. Wioska była zbudowana na planie koła (jak większość tutaj), w środku był mały rynek oraz niewielka kapliczka oraz niewielki dom, prawdopodobnie należący do wujta lub kogoś w tym stylu. Po kilku godzinach udało wam się dostać do środka owego "koła", było niemożliwie gorąco. Ziemia była niemal przeorana przez ślady kopyt. Przed domkiem stojącym na środku wbite były cztery włócznie, na nich nabite były cztery głowy. Jednej kobiety, jednego starca, jednego mężczyzny przez czoło którego przechodziła szeroka blizna oraz jednego dziecka.
Ta robota nie była raczej dziełem bandytów (tych z którymi przyszło Wam walczyć już kilka razy), oni nie porywali się na całe wioski i nawet największe opryszki zostawiały w spokoju dzieci, i starców, z kobietami to różnie bywało, to tutaj wyglądało na "coś większego", co więcej, chata celnika była pusta, nie było nawet ciała czy śladu na to, że ów celnik mógł wyjechać. Wszystkie rzeczy były zostawione.
Serce wam pękało na myśl o tamtym drzewie, lecz bez niezbędnych narzędzi niewiele zrobicie, a szukanie tutaj czegokolwiek mijały bo się z celem, pożar mógł hulać jeszcze co najmniej przez całą noc, jeśli nie dłużej. Poza tym, nawet z łopatami, ściągnięcie wszystkich ciał i pochowanie ich zajęło by Wam bardzo dużo czasu, za dużo. List ciążył Wam odpowiedzialnością w kieszeni, a doskonale znaliście konsekwencje nie dopełnienia terminu... Odczuwaliście lekki niepokój związany z tym co możecie jeszcze ujrzeć na swojej drodze, lecz ominięcie tego terenu zajęło by wam co najmniej trzy tygodnie, tak więc to też nie za bardzo Wam pasowało, wyszliście z wioski, patrząc na prawo widzieliście ponury dąb, od lewej bił żar palącej się wioski.
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"
Manni jest offline  
Stary 22-07-2008, 09:24   #7
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Ann w szaleńczym pędzie dobiegła do wioski gnana irracjonalną potrzebą ratowania ludzkiego życia. Gdy miała już wpaść pomiędzy zabudowania fala rozedrganego gorącego powietrza zatrzymała ją w miejscu niczym prawdziwy mur. "Nie sposób iść dalej"- zrozumiała nagle i mimo iż pobiegła jeszcze kawałek w jedną a potem drugą stronę próbując znaleźć przejście, to wiedziała już że nie ma kogo ratować. Kiedy okazało się że nie można dostać się do środka przystanęła w bezpiecznej odległości naprzeciw szczególnie widowiskowo płonącej stodoły i czekała na towarzyszy wpatrując się w ogień.

Kiedy wreszcie ogień przygasł nieco weszli do wioski. Żar był nie do wytrzymania, bezpośredni kontakt z rozgrzanym powietrzem na twarzy i dłoniach wywoływał u niej niemal ból. Kolejny dowód makabrycznych wydarzeń jakie się tu rozegrały w postaci nabitych na włócznie głów przyjęła niemal ze spokojem. Widok drzewa w pewnym sensie przygotował ją na to. Nie szukała narzędzi, jak tylko zobaczyła ciała wieśniaków wiedziała że nic nie mogą dla nich zrobić. W milczeniu odeszła poza obręb wioski, zresztą cóż mogłaby w takiej chwili powiedzieć?
-Roger!-przywołała swojego rumaka który stał kawałek dalej wyciągając szyję i niespokojnie obserwując jak wychodzi z pomiędzy dogasających resztek domów. "Ślady na ziemi wskazują obecność koni, mnóstwa koni. Dobrze by było wiedzieć w którą stronę pojechali oprawcy."- oczywiście nie po to by ich ścigać, wręcz przeciwnie powinni ich unikać jak ognia. Nie miała złudzeń co do tego jak skończyłoby się spotkanie z nimi. Wsiadła na konia, chciała jeszcze coś zrobić nim opuszczą to miejsce.
- Objadę wioskę dookoła. Może uda mi sie ustalić skąd przyjechali i w która stronę się udali. - powiedziała do reszty drużyny i ruszyła.
 
Piiiink jest offline  
Stary 28-07-2008, 19:54   #8
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Kroki powoli stawały sie coraz dłuższe, aż rycerz przystanął, na tyle, by móc jeszcze spokojnie oddychać. Na twarzy czuł gorące powietrze, które falami uderzało w jego posturę. Patrzył na ogień trawiący kolejne bele domów, a jego oczy zaczerwieniały się od dymu. Zdawał się jednak w ogóle tego nie czuć, stał bowiem przy Ann, jakby niewzruszony przerażającym widowiskiem. Ale w sercu i umyśle buzowało się wielce, gdy rozważał co dalej. Nawet niewielki bodziec starczyłby teraz, by wskoczył na konia i dogonił owych zbrodniarzy, by choć dwóch zakosztowało zimnej stali jego miecza. Próbował to w sobie zgasić, wiedział bowiem, że to niczego nie zmieni, a powinien inaczej przysłużyć sie królowi, zwłaszcza w tych czasach.
Trwało to dłuższą chwile, a ocknął sie jakby dopiero gdy dziewczyna przywołała swego konia. Najcięższy ogień szybko strawił dach i co cieńsze bele, ale teraz, same ściany mogły sie bardzo długo palić, tak iż nie warto było czekać, aż to się skończy. Wiedział również ze pochówek mógł trwać zdecydowanie za długo, nawet jeśli znaleźliby 3 łopaty w tym pogorzelisku.
- Objadę wioskę dookoła. Może uda mi sie ustalić skąd przyjechali i w która stronę się udali. -powiedziała Ann. Obojętnie przyjął to oznajmienie, wiedział ze i tak będą musieli jechać traktem by zdążyć oddać list, nawet jeśli tamtędy ruszyli owi oprawcy. Mogli się oczywiście na to przygotować, ale i tak w tej chwili było mu wszystko jedno.
Ruszył na dziedziniec, omijając ostrożnie tak zabudowania, by żar doskwierał jak najmniej. Przystanął przed czterema głowami spoglądając na nie przez chwile, po czym ostrożnie zdjął każdą z nich i zamykając powieki położył je na ziemi. Odmawiał przy tym modlitwę do Sigmara i Morra, by przychylnie spojrzeli na zabitych mieszkańców wioski. Nic więcej nie mógł raczej zrobić. W przypływie wściekłości chwycił każdą z włóczni będących częścią makabrycznego postumentu i cisnął w najbliższą chatę, by tam strawił ją plomień, po czym udał się w stronę koni, by ruszyć w dalsza drogę
Rzucił tylko ponuro do reszty: -Jedźmy stąd, nic tu po nas.
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline  
Stary 28-07-2008, 22:43   #9
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Ludo poszedł za resztą w kierunku chat, nie chcąc bynajmniej szukać czegokolwiek. Bardziej zależało mu na tym, żeby nie został sam, bo wizja samotności wśród tylu trupów, nawet w dzień przerażała niziołka.
Fala gorąca nie pozwoliła im się zbliżyć bliżej chat. Ludo znowu wyciągnął palec przed siebie wskazując na cztery głowy zatknięte na włóczniach. Znowu zwymiotował. To miejsce nie działało na niego najlepiej.

-Chodźmy stąd jak najszybciej! – krzyczał ciągnąć za rękaw Georga.

Jednak ludzki wojownik pozdejmował po kolei każdą głowę i odprawiał nad nimi coś w rodzaju prowizorycznego pochówku.
Ludo przełknął ślinę, bo zobaczył, że głowa starca jest troche podobna do jego samego.

Później rozejrzał się po pobojowisku ( jeśli oczywiście było jakieś) w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak.

-Niech ja tylko dorwę tych, którzy to zrobili! – wrzeszczał niziołek.
-Co za bandyci zabijają dzieci!

Wreszcie niziołek wsiadł na kuca i pojechał, wraz z Ann na obchód terenu.
Chodźmy stąd jak najszybciej. Nie chcę już oglądać tej masakry...” – mruczał pod nosem.
 
maciek.bz jest offline  
Stary 30-07-2008, 09:41   #10
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Dolwen już z daleka zatrzymał się, czując gorący powiew. Z przeszukania jednak nici. Zacisnął usta, założył ręce na piersi i obserwował mniej i bardziej chaotyczne zachowanie towarzyszy. Starał się stłamsić w sobie emocje na tyle, by nie wybuchnąć na jakikolwiek z możliwych sposobów.

Po chwili obserwowania ognia cofnął się, wypatrując konia, którego uwolnił z jednego z ludzkich siedzib. Wielkodusznie zrzucił z niego cały skórzany ekwipunek tuż, kiedy opuścili miejskie mury. Nie miał pojęcia, po co człeczyny opatulają swoje zwierzęta tymi wszystkimi pasami i płatami. Jazda na oklep była wiele przyjemniejsza i bardziej wygodna.

Razem z rumakiem wrócił w okolice płonącego miasteczka. Poszukał wzrokiem przyjaciół, ale trafił tylko na rycerza, Georga. Ogień za to wciąż płonął. Podobno był jedną z magicznych domen, chociaż Dolwen nie wyobrażał sobie maga, parającego się tak brutalną, niszczycielską siłą. Czarodzieje byli magistrami sztuki, wyżynami elfiej inteligencji i twórcami najpiękniejszych rzeczy na świecie.

Podszedł do Georga, mruczącego właśnie coś pod nosem.

- Gdzie reszta naszej grupy, przyjacielu? Czas chyba wracać na trakt. Nie ma sensu wpatrywać się w płomienie, jak w gorejącą przeszłość.
 
Van der Vill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172