Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2013, 20:28   #31
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
Melisa przyglądała się każdej z grodzi, zastanawiając się o czym myślał człowiek, który je zaspawał, a następnie wysadził się. Chyba nie do końca chciał wysadzić siebie. Nie rozerwało doszczętnie jego ciała, więc nie można było uznać tego za samobójstwo. Więc co chciał osiągnąć? Wysadzić ścianę i uciec w kosmos? Było to nielogiczne i kompletnie bez sensu.
Po chwili kobieta usłyszała głos Petrenki.

„- Co proponujecie?”

Kobieta miała mnóstwo pomysłów, ale wszystkie krążyły wokół wyniesienia się z tego cholernego statku jak najdalej. Niestety mieli rozkazy i musieli je wykonać. Nie mogli tak po prostu odwrócić się i odejść. Przede wszystkim dlatego, że statku nie było, a oni nie mieli połączenia nawet z drugą grupą. Ciągłe zakłócenia były niepokojące, tym bardziej, że zanim wyruszyli sprzęt wydawał się być sprawny.

- Nie mamy zbyt wielu opcji - odpowiedziała Melisa, wracając do przeglądania planów. Długo śledziła wzrokiem przejścia i tunele, które mogłyby pomóc im w wydostaniu się.
- Możemy spróbować sforsować jedną z grodzi, albo wybrać... tunel techniczny - kobieta ponownie spojrzała na grodzie, a następnie na obu mężczyzn. Byli po prostu tu uwięzieni i nie mieli większego pola manewru. Pomysł z forsowaniem grodzi został odrzucony przez Rosjanina, a pomysł powrotu tą samą drogą, którą tu weszli został odrzucony nawet przez samą pomysłodawczynię.

„-Jeżeli się ze mną zgadzacie, wchodzimy przez tunel techniczny”

Petrenko podjął decyzję za całą grupę. Prawdopodobnie najlepszą. Nie mieli innego wyjścia. Musieli iść do przodu i liczyć na to, że wszystko pójdzie dobrze.


Przechadzka tunelem technicznym do najwygodniejszych nie należała, ale nie napotkali tam żadnych nieprzyjemnych niespodzianek, co można uznać za ogromny plus. W końcu dostali się do kolejnego pomieszczenia, w którym znajdowały się elementy systemu podtrzymywania życia na Harvesterze. Kobieta rozglądała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, szukając czegoś, co wydawałoby się jej być dziwne i nie na miejscu. Po chwilo okropny dźwięk rozszedł się po statku, gdy coś uderzyło o kadłub statku. Melisa zaklęła w myślach, kiedy drgnęła przerażona, widząc na ścianie jakiś kształt, który okazał się być cieniem Sancheza.

„- Stevenson, zrób skan w poszukiwaniu życia - głos Rosjanina był przyciszony, jakby bał się, że ktoś ich usłyszy.”

- Skanuję - zakomunikowała blondynka, rozglądając się jednocześnie po pomieszczeniu. Kolejne nieco mocniejsze uderzenie w kadłub statku i ten wrak rozleciałby się w drobny mak! To cud, że jeszcze tak się nie stało! Nawet Petrenko martwiło to, nad czym zastanawiała się Melisa. Co tu się stało? Skan wykazał brak żywej duszy z pomieszczeniu, jednak zakłócenia mogły mieć również na to wpływ, więc kobieta nie do końca była przekonana, że są tu sami. Ale co mogłoby tu być jeszcze oprócz nich? Jacyś ocalali, albo…? Nie. „Kosmici” to absolutnie najgłupsza myśl jaka mogła jej przyjść do głowy.
Nawet w rozmowie z Rosjaninem usiłowała znaleźć jakieś przyczyny samobójstwa mężczyzny, ale nic nie mogło zastąpić prawdy. Co więcej im dłużej się nad tym zastanawiała, tym dziwniejsze pomysły przychodziły jej do głowy.

„-Powinniśmy iść do sterowni. Może uda nam się przywrócić zasilanie. Zobaczymy co ten trup jeszcze potrafi.”

- Może ten wrak nas czymś jeszcze zaskoczy - kobieta przytaknęła mężczyźnie.
 
Neride jest offline  
Stary 28-05-2013, 14:33   #32
 
Mrsanczo's Avatar
 
Reputacja: 1 Mrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znanyMrsanczo wkrótce będzie znany
Co proponujecie? - zagadnął Dimitrij.

Niestety dla Sanchez był przyzwyczajony do omijania retorycznych pytań. I tak było wiadome, że w krytycznych sytuacjach Meksykanin woli siedzieć cicho i się nie wychylać.

***

Tak samo było i tym razem. Zastanowił się nad swoim położeniem, było względnie stabilne, potem nad tym czy koledzy ze statku mogą mu powiedzieć coś czego sam nie wiedział. Zapewne mogli i chcieli, ale Sanchez nie miał ochoty i chęci ich słuchać. Znalazł przycisk na skafandrze odpowiadający za komunikację. „Tak... to jest cisza” - stwierdził w chwili odnalezienia przycisku – "teraz mogę wymyślić coś na spokojnie... hym..." - rozmyślał człowiek z wiecznie przyklejonym uśmiechem na twarzy. Nastałą zupełna cisza i przytakiwanie na spojrzenia załogi. Ogromna do tego stopnia, że nie dało się jej początkowo odczuć. Uwielbiał ten stan. Zupełna cisza nie uspokajała go jednak. Niechęć do słuchania wywodów na temat jak bardzo są w dupie raczej nie pomagała by mu się uspokoić, lecz i nie słyszenie ich nie poprawiało nastroju. Wiedział, że to nie najlepsze posunięcie, lecz jedyne odpowiednie do tej sytuacji.

***

To pomieszczenie wygląda co najmniej złowrogo. Złowrogo to zbyt słabe określenie. Tutaj jest jak w więzieniu. Wszystkie wyjścia odcięte. Możliwości miał tylko dwie lecz tylko jedna była tą dobrą. Pójdzie tam gdzie reszta drużyny zadecyduje.

Nie tyle co przeszedł lecz staranował go niepokój. „Co jeśli tutaj są obcy, kto inny mógł robić coś tak okropnego” - taran niepokoju go nie opuszczał - „jeśli doszukiwać się tutaj jakichkolwiek logicznych wyjaśnień to nie u mnie” - myślał nad tym co się dzieje i jaki skutek to może przynieść. Roztrzęsiony próbował usunąć się z widoku. Oddech znów mu przyśpieszył a łza sprawiały, że jego ciemne oczy przepełniły się krwawymi żyłkami. Nie czuł się dobrze w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Oczywiste było, że nie jest jakkolwiek odważny. Takie chwile miewał kiedyś i myślał, że potrafi tego unikać. Niestety nikomu nie uda się zwieść tego co sam czuje. Krótki wdech i wydech nie pomógł. Jeszcze raz zaciągnął powietrze. Czuł, że rozum mu się rozjaśnia. Poza uspokojeniem chciał posłuchać co mają do powiedzenia znajomi. „Gdzie ten jebany przycisk” - rzucił niedbale - „Kur...de” - odnalazł palcem przycisk na skafandrze. Dźwięk dotarł jakby z oddali wprost do jego uszu.

***

Bambus, co do kurwy nędzy z tymi drzwiami? - Mówił co najmniej zdenerwowany Rosjanin. - Yyy – jąkał Bambus jakby jeszcze w szoku, że kogoś słyszy – tych drzwi... raczej nie otworzymy yyy materiałami wybuchowymi i ten... – stuknął ostentacyjnie w nie pięścią – odradzam ten pomysł – wziął głęboki wdech – choć możemy spróbować... - dodał trochę bardziej entuzjastycznie. Wizja wybuchu znaleziska powoli wygrywałą ze strachem.
 
__________________
"Ignorance is bliss." ~ Cypher

Ostatnio edytowane przez Mrsanczo : 31-05-2013 o 23:37.
Mrsanczo jest offline  
Stary 29-05-2013, 15:28   #33
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Bennet nie zdążył jeszcze dobrze zastanowić się nad dalszymi działaniami, a do pomieszczenia wdarł się rozszalały mechanik... który zabił pierwszego nawigatora. W pierwszym momencie zamrugał jedynie powiekami. Miał wrażenie, że coś mu się przewidziało. Może to było po prostu zmęczenie? Jednak złudzeń pozbawił go kapitan, który rzucił się na agresora. To się działo naprawdę!
- Chuju jebany!!! -
Zakrzyknął po polsku chociaż nikt na statku do tej pory nie słyszał by używał tego języka. Bennet był amerykaninem od około dziesięciu pokoleń i zasób słów z języka swoich przodków posiadał bardzo niewielki... Tak czy siak według biologów istniało coś takiego jak pamięć gatunkowa zapisana w naszym kodzie genetycznym, to dzięki niej noworodek potrafi oddychać, wie, że należy ssać sutek matki a dorosły facet, w sytuacjach takich jak ta znajduje najodpowiedniejszy sposób na określenie kogoś kto zagraża jego życiu. Kerensky zerwał się z miejsca. Dopadł do panelu komunikacyjnego i machnąwszy ręką przed czujnikiem ruchu przestawił tryb na ogólnodostępny, tak by wszyscy członkowie załogi usłyszeli komunikat.
- Mamy sabotaż na mostku! -
Następnie nieco bardziej nieśmiało ruszył w stronę walczących. Wiedział, że nie da rady powstrzymać mechanika gołymi rękoma więc nerwowo obmacał swoje kieszenie i wyciągnął z nich stary, dobry scyzoryk wielofunkcyjny. Wysunąwszy z niego ostrze zaszedł Temparillo od tyłu i doskakując do niego wolną ręką spróbował go przytrzymać, a prawą, uzbrojoną w niewielkie ostrze z całej siły dźgnąć go w prawy bok szyji, miał nadzieję, że uda mu się trafić w tętnicę a upływ krwi uspokoi napastnika i sprawi, że ten straci przytomność. Nie chciał go zabijać, w razie, gdyby mu się udało, mogliby zatamować krwawienie do czasu, aż personel medyczny wróci z opuszczonego wraku. Później kapitan napewno chciałby przesłuchać tego popieprzeńca.
 
Komiko jest offline  
Stary 31-05-2013, 20:38   #34
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Analiza faktów... Cóż, jakby na to nie patrzeć najlepiej wychodzi, gdy robiona jest na chłodno. Bez emocji. Rzetelne dane poddawane starannej obróbce, dzięki której można dojść do wniosków niosących niejednokrotnie rozwiązanie problemów. Tak... tak wychodzi najlepiej...

- Kurwaaaa!!!!! - zaczął krzyczeć Luvezzi - Spieprzajmy stąd!

Stan, w którym znajdował się Massimo daleki był od głębokiego spokoju, który może sprzyjać analizie. Można by go raczej przyrównać do wzburzonego morza. Morza w czasie sztormu. Morza które niszczy okręty znajdujące się na nim, kiedy to skłębione bałwany przelewają się przez burty odbierając życie marynarzom.

Kiedy jednak nie można myśleć racjonalnie, do głosu dochodzi instynkt. Na przykład instynkt przetrwania, a ten był w młodym Włochu dość mocno rozwinięty.

Złapał Zwarcie i Nico i zaczął odciągać je od... od... tego czegoś...

Uciekaj! Uciekaj i to jak najdalej! - podpowiadał mu instynkt.

Tym razem zamierzał go posłuchać.

Czując interwencję analityka jego towarzyszki same zaczęły oddalać się od źródła niebezpieczeństwa. Uciekli poza pomieszczenie ze skafandrem w stronę z której przyszli. Zwarcie zamknęła awaryjnie właz. Mogli teraz obserwować jak skafander puchnie.

****

Noc. Jedynym źródłem światła jest monitor komputera, na którym młody chłopiec ogląda film. Sceny rozgrywające się na ekranie musiały wyjść spod pióra jakiegoś psychopaty. Wszędzie krew, fruwające flaki, potwory, które zabijają bohaterów w ilościach hurtowych. Chłopiec zawsze lubił takie filmy. Oglądał ich wiele. Ich akcja mogła rozgrywać się w dawnych czasach, kiedy to jeszcze pojęcie “pojazdu kosmicznego” ograniczało się do archaicznych wahadłowców. Widział też wiele starych filmów, które przedstawiały wizję reżysera dotyczącą współczesnych chłopcu czasów. O dziwo pewne elementy tejże wizji okazały się trafione i po wielu latach stały się rzeczywistością.

Pasji chłopca nie podzielała jego matka. Zawsze robiła mu awanturę gdy nakrywała go na oglądaniu takich filmów. Pech chciał, że tym razem weszła do pokoju chłopca w momencie gdy jeden z bohaterów będący w próżni tracił szczelność skafandra...i wnętrzności.

-Massimo Luvezzi! Ile razy mam Ci powtarzać, że nie wolno Ci oglądać takich filmów!

- Ale Mamma!
- chłopiec próbował rozpaczliwej obrony....

****

Massimo przypomniał sobie, że dekompresja wywołana rozszczelnieniem skafandra mogła spowodować podobny efekt “puchnięcia”, jednak nadal nie miał pewności, czy z resztek pracownika MISCHIMY wystaje teraz kręgosłup czy może to jakaś zmutowana istota chce wydostać się na zewnątrz. Jedyne czym się w tym momencie pocieszał, był fakt, że nie zwrócił zawartości swojego żołądka do wnętrza hełmu.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline  
Stary 01-06-2013, 18:54   #35
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Zamarła na widok tego, czego dokonała Zwarcie. Było to dla niej tak bardzo abstrakcyjne, że maszyna zamknięta w jej czaszce doznała awarii. Trybik odpowiadający za kontakt z rzeczywistością, nie tyle, że się zaciął, lecz zaczął wymuszać ruch w przeciwnych kierunku.

Mózg załoganta był borowany na wylot a Ratowniczka nie zrobiła nic. Dokładnie nic. W dalszym ciągu przyciskała kolanem barku, by ten się nie wyrwał. Jedną ręką trzymała uchwyt karku, by podnieść go i pistoletem tlenowym trzymanym w drugiej ręce, opróżnić zasobnik powietrza w jego skafandrze.

Trybiki nadal nie działały jak powinny, starając się zrozumieć, co poszło nie tak w akcji ratowniczej, w której powinno się pomagać i ratować życie. Gdzie szczególnie ważni są pierwsi napotkani ocalali. Gdzie to właśnie oni mogą udzielić informacji o losach statku oraz jego katastrofie.

Blada twarz z rozwartymi oczyma, która widziała szalejące wiertło w miejscu hełmu nie reagowała, gdy flaki wybiły w górę. Ciało natomiast chcąc odskoczyć z wrażenia odepchnęło się. Uwolniona ręka, przyzwyczajona do grawitacji, złapała się pierwszej rzeczy, która złagodziłaby tradycyjny upadek.

Zanim cały system naczyń powiązanych sobie uświadomił, co się stało, Nicko znajdowała się w pozycji półleżącej zaciskając wystrzeloną linę. Tak zastał ją Massimo, który pomógł skorygować awarię w czaszce.

Maszyneria ruszyła widząc pęczniejący skafander. Była w stanie też wywnioskować, że coś, co powiększa się jak balon końcu pęknie. Wybuch w takim pomieszczeniu zdecydowanie mógłby być groźny.

Popędzona przez towarzysza, z wciąż niezmiennym wyrazem twarzy, ewakuowała się zbierając za sobą swój sprzęt. Wyrwała więc hak i żwawo skierowała się do jedynej drogi ucieczki - wciąż otwartej śluzy, z której wypadł zabity załogant. Po drodze też pochwyciła pudełko ochronne wsuwając je za pas, a tuż przed samym wyjściem w wolną rękę złapała reflektor.
 
Proxy jest offline  
Stary 01-06-2013, 23:02   #36
 
Nasty's Avatar
 
Reputacja: 1 Nasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnieNasty jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zwarcie traciła powoli cierpliwość. Ręce jej drżały z ciągłego mocowania się z agresorem.

Jej wybuchowy charakter detonował się samoistnie. Widać granica normy została przekroczona i jak to miała często w swoim postępowaniu impulsywnym zrobiła to co nikt nie mógł przewidzieć. Puściła rękę agresora i chwyciła wkrętarkę z wkrętem na końcu bita. Włączyła swoją wiertarkę, przycisnęła wiertło do powierzchni hełmu szaleńca i wcisnęła wysokie obroty. Wkręt szedł jak w maśle przez szybkę jak i czaszkę. Z hełmu uniosła się smuga czerwieni zmieszana z brązową mazią mózgu i podryfowała w górę w zero – G.

Przeciwnik znieruchomiał. Przynajmniej tyle udało się osiągnąć. Anastazy siedziała na nim chwile bez ruchu patrząc na hełm, a po chwili na swoje ręce i wkrętarkę.

I nagle, nim minęło kilkanaście sekund, nagle wizura hełmu eksplodowała od środka!

Zwarcie odskoczyła zaraz po wybuchu i poczuła jak znów coś lub ktoś ją ciągnie. Cały czas patrzyła na skafander z rozwalonym hełmem.

Drobinki cosmo – szkła, kości, skóry poleciały w górę, a z ust wysunął się pokrwawiony fragment czegoś, co wyglądało jak kręgosłup lub … kolczasta, ociekająca krwią macka.

Skafander zabitego przez Zwarcie człowieka zdawał się puchnąć, rozrywać od środka, jakby za chwilę i on miał eksplodować.

Zwarcie oprzytomniła już w następnym pomieszczeniu. Jeszcze tylko chwilę spojrzała na skafander który rósł w oczach. Podbiegła do konsoli i wciskała awaryjne zamykanie włazu, cały czas patrząc na skafander zza wąskiej ścianki na której była przymocowana konsola.
 
Nasty jest offline  
Stary 02-06-2013, 09:56   #37
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
KERENSKY


Tramp był silnym człowiekiem. A teraz, dodatkowo, walczył o życie. Nic dziwnego, że robił to z dziką, prawie zwierzęcą furią. Jedną ręką kapitan trzymał w uścisku uzbrojoną w przecinarkę plazmową rękę Temparillo. Drugą dłonią dowódca SPACE DRAGONA II zadał kilka silnych ciosów prosto w twarz pierwszego mechanika.

To dało czas Kerenskyemu w prześliźnięcie się za plecy szaleńca i wbicie scyzoryka w bok szyi Temparillo.

Trysnęła krew z zadanej rany, ale na oszalałym mordercy najwyraźniej nie zrobiło to większego wrażenia. W końcu Temperiilo udało się wyszarpnąć z uchwytu Trampa. Ostrze plazmowej przecinarki zakreśliło kolejny łuk i przecięta w łokciu prawa ręka kapitana upadła na podłodze. Tramp wrzasnął z bólu. Nie krwawił, bo plazmowy łuk wysmażył połączenia krwionośne zasklepiając żyły, ale szok spowodowany raną wystarczył.

Temperillo, którego lewa część szyi, zalana była strugą czerwieni runął do przodu i w tym momencie łuk zgasł. Bateria zasilająca musiała się wyczerpać. Temparillo jednak nie zaprzestał swojego szaleńczego ataku. Na razie całkowicie ignorował Kerenskyego i skoncentrował swoje ataki na nieszczęsnym Trampie. Uderzenie metalowej obejmy plazmowej przecinarki trafiło kapitana w brodę posyłając na tablicę sterowniczą SPACE DRAGONA II.

Szaleniec runął na półprzytomnego, oszołomionego ciosem kapitana. Wyglądało na to … że chce mu odgryźć twarz, bowiem kłapał zębami, jak wściekłe zwierzę wyjąc coś niezrozumiale.



SHROUD


Nikt nie odpowiedział, na zapytanie Shrouda. Raz tylko usłyszał jakieś krzyki, chyba Kerenskyego. Drugi nawigator krzyczał coś o sabotażu na mostku! Czyżby to była pułapka. Klasyczne zagranie piratów, którzy wykorzystali wrak HARVESTERA jako przynętę na okręty ratownicze. Historia lotów w kosmos znała już takie przypadki.

Po tym koszmarnym ataku makabrycznych wizji, Shroud czuł się nieco osłabiony. Szedł więc powoli, opierając się o ścianę, aż dotarł do drzwi technicznych. Otworzył je sprawnie i po chwili był już na łączniku prowadzącym do pokoju nawigacyjnego.

Dobrze znany Shroudowi korytarz SPACE DRAGONA II zdawał się ciągnąć w nieskończoność.

Wizje znów zaatakowały go niespodziewanie, w pół drogi do celu. Znów była w nich krew i przemoc, głównie autodestruktywna – samookaleczenia, samobójstwa – tak szaleńcze, że Shroud znów znalazł się na pokładzie.
Kiedy się ocknął na jego WKP alarmowa lampka pulsowała sygnałem zagrożenia.


Czerwony napis emitowany na holowyświetlaczu informował właściciela:

ZWIĘKSZONY POZIOM ZANIECZYSZCZEŃ KRWI NIEZNANEGO POCHODZENIA. PROSZĘ NATYCHMIAST UDAĆ SIĘ DO PERSONELU MEDYCZNEGO CELEM UDZIELENIA POMOCY. ZAGROŻENIE ŻYCIA.


SANCHES, PETRENKO, STEVENSON


Otworzyli wyjście Ana korytarz korzystając z mechanicznych, awaryjnych systemów otwierania grodzi. Po chwili oczom ich ukazał się mroczny, paskudny korytarz, który nie wyglądał lepiej niż ten, w rozwalonej wybuchem części HARVESTERA.

Metal znaczyły plamy krwi, ściany jakaś siła rozdarła w kilku miejscach na strzępy. Kawałki mocowań sterczały ze ścian, niczym żebra skatowej bestii. I wszędzie była krew. Bardzo dużo krwi. Za dużo, jak na ich ocenę.
Najwyraźniej na całym wraku nie działała grawitacja, bo widzieli unoszące się tu i ówdzie śmieci: kawałki metalu, drobiny czegoś nierozpoznawalnego, szczątki i resztki.

Zgodnie z mapą statku mieli do przejścia cztery korytarze.

Sto metrów.

Tylko tyle.

Aż tyle.

Omiatając latarkami przestrzeń wokół siebie ruszyli ostrożnie do przodu. Zrobili góra dwadzieścia kroków, kiedy przez pokład HARVESTERA przeszło dziwne drżenie przerywając ciszę jękliwym, metalicznym zawodzeniem. Cokolwiek to było spowodowało, że serca zabiły im szybciej. Droga prowadziła prosto, chociaż musieli minąć dwa zakręty.

W pewnym momencie, pośród unoszącego się śmiecia, ujrzeli ludzkie ciało lub skafander. Dryfował w pół wysokości pomiędzy podłogą, a sufitem korytarza.

Nagle, wyraźnie, skafander lub człowiek w nim siedzący, obrócił się wokół własnej osi i stanął plecami do idących. A potem zaczął się kiwać. Jak człowiek pod wpływem szoku pourazowego. Zakłócenia i szumy, które wpływały negatywnie na ich łączność i elektronikę znów przybrały na sile, do tego stopnia, że nawet ich własne głosy w komunikatorach zdawały się być zmienione, zniekształcone, jakby należały do kogoś innego.



NICOLAYEVA, ZWARCIE, LUVEZZI


Dziali pod wpływem niewątpliwego stresu, ale – jak na warunki – niezwykle szybko i sprawnie. Cała trojka znalazła się bezpiecznie po drugiej stronie śluzy, a Zwarcie zajęła próbą szybkiego zamknięcia grodzi.

Tymczasem skafander nadal przechodził swoją potworną transformację. Wśród tryskającej krwi, unoszącej się w pozbawioną grawitacji przestrzeń, i kawałków ciała z pancerza wyłoniły się dziwaczne odnóża, przypominające owadzie nogi. Głowa zmieniła w kłębowisko wijących się macek, a z brzucha wyrósł ogon do złudzenia przypominający skorpiona. Lśniący od zamarzniętej posoki skafander nadspodziewanie szybko ruszył w stronę przerażonej trójki ludzi. Pędził, niczym wściekła bestia.

Zwarcie przełamała blokady, zwolniła elektromagnetyczne zabezpieczenia grodzi i śluza zamknęła się szybko, odcinając ich od tego czegoś po drugiej stronie. Czegoś, czego nie dało się wytłumaczyć w żaden znany nauce sposób.

Mieli chwilę oddechu i mogli rzucić okiem na korytarz, na którym się znaleźli.
Był ciemny i cichy, pełen unoszącego się w przestrzeni śmiecia.

I nagle Nicolayeva zauważyła jakiś ruch na końcu korytarza. Światło ocalonego przez nią reflektora wychwyciło wyraźnie ludzki cień, który szybko znikł za zakrętem. Ktoś uciekał na ich widok, w charakterystyczny, typowy do poruszania się w zerowej grawitacji sposób.

Przez kadłub HARVESTERA przebiegło kolejne drżenie. Pokład, ściany i cale poszycie weszły w dziwne, niepokojące wibracje brzmiące tak, jakby statek za chwile miał się rozpaść.

Luvezzi zobaczył coś jeszcze. W świetle reflektora ratowniczki, na jednej ze ścian ktoś narysował dwa znaczki – zapewne po japońsku.

巨悪

Translator na WKP bez trudu odczytała znaki, jako dwa słowa „WIELKIE ZŁO”.
A na podłodze kolejne dwa znaki, namalowane żółtą farbą.


結晶

„Kryształ”.

Ktoś chciał im przekazać wiadomość? Ostrzeżenie? Kto? Czy ta uciekająca przed światłem osoba? Czy człowiek, który właśnie próbował ich zabić, a potem … potem …

Nawet teraz trudno im było uwierzyć, że stało się to, co się stało.
Ale przepoczwarzony skafander tam był. Widzieli go przez iluminoplast wstawiony w wejście. Stwór, bo trudno było to cos nazwać inaczej, miotał się tam bezsilnie, próbując dostać do środka.

Tak jak chcieli znaleźli się na pokładzie SCS HARVESTER. Teraz mogli spróbować dostać się do sterówki zgodnie z ustalonym planem działania. Podczas gdy pierwsza grupa miała sprawdzić ładownie i zabezpieczyć rozwaloną część HARVESTERA i spróbować jakoś odizolować ją od reszty okrętu.

W każdym razie Zwarcie już zaprzepaściła im szansę na nagrodę, zabijając członka załogi. Jeśli to wyszłoby w śledztwie korporacyjnym, mogłaby mieć oczywiście również zarzuty natury prawnej. Oczywiście, przepoczwarzający się w coś, co nie miało prawa istnieć członkowie załogi, mogli stanowić spore okoliczności łagodzące.
 
Armiel jest offline  
Stary 07-06-2013, 09:03   #38
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
we współpracy z Neride vel Melisa Stevenson

Жнец zdawał się żyć własnym życiem. Trzeszczał i zawodził wprowadzając w drżenie metalowe ściany korytarzy. Wśród metalowych śmieci i strzępów materii wszędzie pełno było krwi. Jasnym stawało się, że statek nie padł ofiarą zabłąkanego meteorytu. Coś lub ktoś musiał wedrzeć się na pokład i zrobić tą jatkę. Pytanie brzmiało, czy to coś już sobie poszło, czy ciągle tutaj było? Dla bezpieczeństwa należało założyć tą drugą opcję. I jeszcze te zakłócenia powodujące szwankowanie elektroniki i łączności. Jakieś zaburzenia pola elektromagnetycznego?

Z pomiędzy dryfujących śmieci wynurzył się większy obiekt. Skafander. Z zawartością lub bez. Ciężko było ocenić, tym bardziej, że nagle odwrócił się do nich plecami i zaczął kiwać.

Dimitrij podniósł dłoń, dając znać Sanchezowi i Stevenson aby się zatrzymali. Przybliżył dwa palce do szybki hełmu i następnie pokazał na dryfujący kombinezon. Dał im znak “OBSERWUJCIE”. Sam uzbroił lewą rękawicę MODLISZKI w nitownicę i ruszył w kierunku unoszącego się obiektu. Trzymając uzbrojoną rękawicę przy hełmofonie, prawą ręką złapał za ramię i powoli obrócił.

Powolne ruchy w zerowej grawitacji przypominały balet pod wodą. Wszystko było płynne, odrealnione, prawie nierzeczywiste.
Obiekt obrócił się powoli i Petrenko ujrzał rozwaloną, pokrwawioną wizurę hełmu. Przez dziurę widać było resztki tkanki kostnej ze zmiażdżonej twarzy. W tej całej zamarzniętej brei, w jaką zmieniła się twarz trupa, spoglądało na Rosjanina jedno oko. Pozbawione życia, puste, szkliste, jak obiektyw jakiejś nieludzkiej kamery. Martwe spojrzenie wydawało się być Dimitriejowi niezwykle wręcz niepokojące.

Wpatrywał się tak przez chwilę w martwotę oka, nim się w końcu otrząsnął. Przyczyna śmierci była oczywista. Uszkodzenie hełmu. Dekompresja. Omiótł snopem reflektora dalszą cześć korytarza. Przyjrzał się jeszcze raz członkowi załogi Harvestera. Obrócił jego martwe ciało. Nie mógł zrozumieć skąd wziął się jego wcześniejszy, nienaturalny, wymuszony ruch.



W połowie ruchu, w jaki wprawił go Rosjanin nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Ciało gwałtownie zamachało ramionami, a kiedy obrót zbliżał się ku końcowi rozciapierzone dłonie próbowały sięgnąć w stronę Dimitrieja! Martwe oko, nadal martwe, zdawało wpatrywać się w Rosjanina z nienawiścią i żądzą mordu. Z jakąś bezduszną, nieludzką świadomością.

Dłoń Petrenki zacisnęła się mimowolnie. Uwolniony spust pneumatyki z cichym sykiem zaczął wypuszczać nity. Tępe metalowe kawałki wyrzucone z dużą siłą z rękawicy MODLISZKI wgryzały się w głowę japońca z charakterystycznym staccato mlaśnięć. Wybałuszone, nienawistne oko rozbryzło się jak bańka mydlana.



Ciało dryfowało jednak dalej w kierunku Rosjanina, wyciągając w jego stronę szeroko rozcapierzone łapska.

Statek ponownie, wyraźnie zadrżał. Przez pokład przetoczył się kolejny jęk. Niczym westchnięcie wielkiej metalowej bestii.

Usłyszał krzyk Melisy i kątem oka zauważył jej ruch.

- Блять! Zdychaj sukinsynu! - warknął odsuwając się od... no właśnie, od czego? - Nie zbliżaj się do tego! - ostrzegł dziewczynę.

Petrenko rozejrzał się wokół. Wśród śmieci dojrzał płat blachy wyrwanej z jednej ze ścian. Złapał go i cisnął w kosmonautę. Postrzępiony arkusz poleciał wirując wokół własnej osi odbiła się od twardego kombinezonu przesuwającego się w ich stronę truchła, nie czyniąc mu krzywdy. Powoli, niezgrabnie, niemniej jednak nieubłagalnie, zamarznięty człowiek z rozwaloną twarzą, w odszczelnionym kombinezonie, parł na nich, niczym jakiś stwór z dziecięcych koszmarów. Im bliżej był, tym bardziej narastały zakłócenia ich komunikacji i urządzeń elektronicznych. Wewnętrzne wyświetlacze w hełmach co chwila traciły obraz i parametry.

Dimitrij zaklął ponownie pod nosem. Japończyk ja na swój stan przejawiał niesamowitą żywotność. Nigdy nie bił się w stanie nieważkości ale zawsze musiał być ten pierwszy raz. Podpłynął do zombii i zasadził mu cios w brzuch. Uzbrojona w ostry szpikulec rękawica przecięła kombinezon wgryzając się w zmarznięte wnętrzności trupa. Przezbroił rękawicę modliszki na piłę tarczową. Wizg przecinanych kości miednicy i lodu świdrował uszy. Wyszarpnął rękę z ciała. Zamachnął się na zbliżającą się dłoń. Oderwane od ciała palce ruszały się jeszcze gdy odlatywały wgłąb korytarza.

Rosjanin był w amoku. Kawałek korytarza Harvestera stał się dla niego ringiem. Uderzał i ciął, uderzał i ciął. Cios, unik. Trzymaj gardę! Cios, cios, unik. Garda! Pamiętaj o gardzie! Po chwili cały zlany potem zerknął na dzieło swych rąk.

Latające kawałki ciała unosiły się w całym korytarzu. Pot spływał Dimitrijowi po czole na oczy. Podkręcił klimatyzację w skafandrze.

- Да. No to możemy ruszać dalej.

- Prowadź - usłyszał słaby głos Melisy.

Petrenko nie był pewien. To wszystko co działo się wokół nie było normalne. Nie był przekonany, czy powinni. Wątpliwości te zresztą miał od samego początku, lecz z każdym pokonywanym metrem korytarza pogłębiały się.

- Możemy jeszcze zawrócić - spojrzał w zawaloną latającymi śmieciami część korytarza, którą mieli pokonać. Sam jednak nie wierzył w to co mówił. Czekał na potwierdzenie. Jakie mieli w końcu wyjście?

- Nie mamy gdzie zawrócić - potwierdziła, to co już wiedział.

Westchnął i nie oglądając się już więcej ruszył wzdłuż korytarza.

Im bliżej pomieszczenia sterowni byli, tym dziwniej się czuli. W słuchawkach swoich hełmów słyszeli wyraźnie szepty. Nieznanych sobie ludzi, ale i też takich, których nie spodziewali się usłyszeć. Zmarłych członków rodziny, dawno porzuconych partnerów, kolegów i koleżanek ze szkół i zapomnianych miejsc pracy. Szum przypominał echa jakiegoś zgromadzenia. Co jakiś czas nad dziwaczne omamy wybijał się jeden, wyraźnie rozpoznawany, należący do kobiety głos.
- Uciekajcie.
Znów szepty i znów ten sam głos.
- Uciekajcie.
Natarczywy, niczym niechciany wyrzut sumienia.

- Еб твою мать! - warknął. Zwidy zaczęły działać mu na nerwy. Czuł się jak po pokaźnej dawce siwuchy. Z tym, że po alkoholu wizje nigdy nie były takie wymowne i realne. Coś oddziaływało na ich umysły, grzebało w ich mózgu a to się Dimitrijowi nie podobało.


- Co tu się do diabła dzieje? Słyszycie to? - w głosie Melisy wyczuł lekkie przerażenie..

- Я слышу! Słyszę, słyszę. Coś grzebie nam w mózgach. Masz pojęcie co to może być?

Jedno skrzyżowanie przed drzwiami do sterówki natknęli się na kolejną przeszkodę. Gródź ciśnieniowa. Zamknięta najwyraźniej na głucho. Jej powierzchnię znaczyły plamy czegoś, co wyglądalo na krew, a panel sterowania ktoś pieczołowicie rozwalił w drobny mak.

Mechanik spojrzał na pozostałych starając się wyczytać w ich oczach zwątpienie czy przyzwolenie. Przyjrzał się panelowi dokładniej. Był ciekaw, czy uda się otworzyć grodź za jego pomocą. Jeśli nie, to pozostał jeszcze system awaryjny.

- Może przesadzam, ale ktoś wyjątkowo nie chciał, żeby te drzwi można było otworzyć... Musimy być ostrożni

W odpowiedzi na apel lekarki potraktował panel pięścią. Niezawodny sposób, żeby przywrócić coś do życia... lub wykończyć całkowicie.

- I co? Naprawiłeś?

~ От женщины - pomyślał gdy panel nie zareagował na jego sugestię.

- Нет! - kopnął w grodź dla pewności. - Bambus - rozejrzał się za milczącym towarzyszem - przydałbyś się w końcu na coś. Potrafisz coś temu zaradzić?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 07-06-2013, 23:39   #39
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
Teraz Melisa powinna powiedzieć, że wywołała wilka z lasu, bo o to na swojej drodze spotkali kolejną niespodziankę. Skafander. Biorąc pod uwagę, że ostatnie pół członka załogi wraku nie dawał nadziei, tak teraz Melisa nie dawała zbyt wiele nadziei, że ktoś tu przeżył. Wszędzie, absolutnie wszędzie było mnóstwo śmieci i krwi. Zbyt dużo krwi, jak na lekkie obrażenia, z których można się wylizać. Statek wyglądał, jakby odbyła się tu regularna walka, a momentami rzeź. Tylko ciał brak.

Rosjanin dał im znak, żeby zostali, chodź Melisa chciała zaprotestować. Przypomniała jednak sobie, co należało do ich zadań, więc zamilkła. Obserwowała Rosjanina, który badał skafander. Wyglądało na to, że znaleźli kolejne ciało. Melisa była ciekawa, co było powodem śmierci. Może udałoby się jej znaleźć coś, co rzuciłoby nieco światła na to, co działo się na statku. Wykluczała chorobę psychiczną. Nie mogła nagle wystąpić u wszystkich. Może jakieś substancje? Czekała, aż Rosjanin pozwoli jej podejść do ciała.
Nagle stało się coś, co z krzykiem wyrwało Melisę z jej własnych myśli.

- Co do cholery...? - powiedziała zszokowana Melisa, kiedy ciało nagle “ożyło”. Nie było na to medycznego wyjaśnienia. Spojrzała pytająco na Sanchez’a i ruszyła powoli w stronę Rosjanina, żeby mu ewentualnie pomóc. Chociaż tak naprawdę nie wiedziała, w jaki sposób miałaby mu pomóc z ciałem. Zatrzymała się jednak po paru krokach, słysząc ostrzeżenie Rosjanina. Obejrzała się ponownie na Sanchez’a, nie wiedząc, co ma teraz robić. Miała tak stać i przyglądać się jak Rosjanin walczy z…z… ze zwłokami? Tak naprawdę Rosjanin jednak radził sobie nieźle. Walka, a raczej rzeź spowodowała, że Melisa przez chwilę przestała panować nad własnym głosem, który zdradził jej emocje.
Emocje były tu czymś, nad czym kobieta musiała panować. Nie było to łatwo, biorąc pod uwagę, że z każdym krokiem zaczynała słyszeć głosy. Głosy… Jeszcze parę tygodni temu śmiałaby się z takich rzeczy, ale nie teraz. Najdziwniejsze było to, że słyszała głosy ludzi, których już dawno nie było na świecie, albo których ledwo pamiętała. Od razu przypomniała sobie głos, który słyszała, jak się zbliżali do statku.


Kolejne parę kroków i kolejna przeszkoda. Tym razem było to coś o wiele poważniejszego, niż ożywające ciało. Były to drzwi. Kobieta naprawdę uważała, że ktoś bardzo, ale to bardzo nie chciał, żeby te drzwi zostały otwarte. Rozwalony panel nie dawał za wiele nadziei, w odpowiedzi na próbę naprawienia go pięścią przez Petrenko kobieta uniosła zdziwiona brwi. Kopnięcie w drzwi też nie pomogło, co kobieta skwitowała lekkim uśmiechem. Naprawianie czegokolwiek w ten sposób należało chyba do domen kobiet, a nie drugiego mechanika. Teraz rozumiała, dlaczego na statku nic nie działało jak powinno, o czym chciała wspomnieć, jednak w ostatniej chwili ugryzła się w język.

- Kopanie i walenie w zniszczony panel nie zadziałało. Potrzebujemy nowych pomysłów.

W tym momencie potrzebowali pomocy Sanchez'a. Milczący mężczyzna cicho poruszający się za kobietą ani trochę nie poprawiał jej humoru. Wolałaby, żeby chociaż narzekał. Wiedziałaby przynajmniej, że nadal jest z nimi i nie odpłynął w otchłań obłędu.
 

Ostatnio edytowane przez Neride : 08-06-2013 o 13:51.
Neride jest offline  
Stary 09-06-2013, 13:16   #40
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Bosko, nie dość że mamy sabotaż, to jeszcze te halucynacje. Gdyby nie fakt że miał na sobie skafander, mógłby pomyśleć że ktoś rozpylił jakąś substancję w powietrzu. Niestety wyjaśnienie nie było aż tak proste. Przyjrzał się WKP, chcąc zrozumieć w pełni komunikat o zanieczyszczeniu. Nie był pewien czy chodziło o skafander, pokład, czy też jego własny organizm. Sytuacja była tak nienaturalna i dziwna, że mógł uwierzyć prawie we wszystko. Zdjął hełm, na wypadek gdyby ciągnący się bez końca korytarz, był tylko dziwną iluzją stworzoną przez wizjer.

Perspektywa nie uległa zmianie, ale już widział drzwi sterówki na końcu korytarza - doskonale mu znane i często otwierane podczas lotu.

Jeżeli tylko coś może pójść źle... to oczywiście pójdzie źle. Co mogło się dostać do jego organizmu w kombinezonie nie dawało mu spokoju. Otworzył drzwi do sterówki, szykując się na jakąś niemiłą niespodziankę. Kolejną. Naszykował rękawicę z narzędziami, w ostateczności mógł ją wykorzystać jako broń, gdyby zaszła taka potrzeba i faktycznie byliby pod atakiem piratów lub coś podobnego. Profilaktycznie trzymał w dłoni solidny klucz, nie ufał chwilowo niczemu, co miało jakiekolwiek ruchome części.



Co tu się do cholery dzieje?! - Rzucił Shroud, sytuacja wyglądała fatalnie, coś opętało chyba pierwszego mechanika. Nie umiał znaleźć innego wyjaśnienia, chyba że pustka kosmosu zrobiła swoje i zamieniła jego mózg w zezwierzęciałą galaretę. Które było prawdziwe, nie miało znaczenia. Szybko podbiegł w kierunku zwierających się mężczyzn i zamachnął się na Temperillo kluczem trzymanym w dłoni. Nie był jednak pewien czy to wystarczy.
- SI, wyłącz grawitację na wszystkich pokładach. - Mógł jedynie mieć nadzieję że centrala go posłucha, był tu chyba jedynym, który miał na sobie kombinezon a wraz z nimi buty magnetyczne.

- Wyłączam - odpowiedział mechaniczny, sztuczny głos. - Trzy, dwa, jeden.
Nieumocowane sprzęty poszybowały w powietrze, podobnie jak pierwszy mechanik nadal jednak szczepiony z kapitanem Trampem. Krew z gryzionej twarzy pierwszego po Bogu na SPACE DRAGONIE II również uniosła się grubymi kroplami w górę.

Kerensky uniósł się w górę. Shroud nie do końca wiedział co tu się działo, ale najwyraźniej nawigator pomagał kapitanowi. Scyzoryk, przeciwko oszalałemu mechanikowi, wszystko to zaś przy braku grawitacji, pośrodku chmury kosmicznego śmiecia. Gdyby nie surrealistyczność sytuacji, Olivier być może by się roześmiał, niestety scena ta rozgrywała się na jego oczach. Na dodatek Temparillo gryzł kapitana po twarzy, zupełnie nie zważając na to, że nawigator w tym czasie dobiera się do jego tętnic i oczu, pozbawiając go życia z każdą unoszącą się smugą krwi.

Po dłuższej chwili, kiedy sterówka zaczęła przypominać rzeźnię od dryfującej w zero-G zdawało się już być po wszystkim. Temparillo wzniósł się bezwładnie w górę, najwyraźniej nieruchomy i martwy. A Tramp bełkotał coś w szoku

Przez chwilę zastanawiał się co było lepsze, wizje w którymś z korytarzy technicznych, czy też rzeź i obłęd, które rozgrywały się przed nim na żywo. Zdecydował że woli chyba jednak opcję drugą, przynajmniej miał jakąś minimalną kontrolę nad tym co się dzieje.
- Kerensky, Tramp, wyprostujcie się i uważajcie co macie pod sobą. SI, przywróć grawitację. - Miał nadzieję że z kapitana cokolwiek zostało, mechanik bezwładnie lewitował w kontrolce, nie dając już żadnych znaków życia. Zresztą zdawało się że cała zawartość jego żył, pływała bezwładnie dookoła w mniejszych i większych skupiskach. Założył z powrotem hełm, żeby się nią za bardzo nie upaćkać, starczyło mu że bio monitor mówił mu że jego ciało jest skażone, nie chciał dołączać do tego obcej krwi.

- Polecenie zostało przyjęte. Włączam grawitację za trzy ... dwa ... jeden... start.

Polecieli w dół. Ciało Temparillo, jego krew, Kerensky i Tramp. Wszystko wokół zrosił krwisty deszcz - ściany, podłogę, konsolę sterowania, ciała leżące już na ziemi.
Kerensky był przygotowany na upadek, ale i tak odczuł go dość dotkliwie. Tramp walnął o podłogę z łoskotem i uderzenie najwyraźniej pozbawiło go przytomności.

Po chwili włączyło się światło alarmowe i SI zaczęła nadawać jednostajnym, mechanicznym głosem.

- Poważne uszkodzenia w sekcji silników. Pomoc techniczna powinna niezwłocznie zająć się naprawą. Odcięto sekcję A i B ze wzgledów bezpieczeństwa.

- Pamiętasz jak wspominałem że mamy problemy w maszynowni? No więc to co miałeś tutaj to betka. Biegnij po skafander zanim skażenie się rozejdzie albo nas wysadzi. - Shroud szybko sięgnął po leżącą przecinarkę plazmową, była mu potrzebna. Stan baterii poraził go krótkim przypływem rozpaczy, ale zaraz ruszył w kierunku schowka. Mógł mieć tylko nadzieję że znajdzie się gdzieś zapasowa, naładowana... i to szybko. Na szczęście Temparillo dbał o narzędzia lepiej niż o siebie i znalazła się praktycznie od razu.
- SI, odetnij wszystkie silniki, zostaw jedynie systemy podtrzymywania życia! Ty Kerensky, pomóż mi w naprawie lub odcinaniu silników, chyba że dasz radę skontaktować się z ekipą na Harvesterze, potrzebuję medyka. - Zawiesił głos na sekundę. - Tramp chyba też. - Po tych słowach ruszył w kierunku maszynowni, nawet nie zastanawiał się ile ochrony daje lekki skafander, tym miał zamiar się zajmować później, o ile przeżyje tą psychozę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172