Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2021, 20:03   #371
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Franek przywitał się serdecznie z nowoprzybyłymi. Znał ich wszystkich, przynajmniej z widzenia. Z Arielle próbował nawet raz umówić się na kawę, ale bezskutecznie. W każdym razie nie przeszkadzał Belle w wydawaniu poleceń, zwłaszcza że cieszył go fakt, że będzie on jednym z tych, którzy pojadą na południe. Miał już dość tego miasteczka. I nawet podróż w ciasnym samochodzie wydawała się lepszą alternatywą niż siedzenie tu na miejscu.

- Do pilnowania Jolliotów stosowaliśmy system trzyzmianowy, ale tak aby zawsze dwójka z nas nad nimi czuwała - Polak zabrał głos, dopiero gdy jego szefowa skończyła mówić. - Razem z Pierrem możecie go kontynuować - zwrócił się do Marka i Jeana - ale skoro Arielle będzie w środku, to pewnie jedna osoba na raz też wystarczy. Zachowajcie w każdym razie czujność. Ta historia z niemieckimi spadochronami niepokoi mnie od początku.

- Zostawimy chłopakom twój samochód? - na koniec zwrócił się do Belle. - Skoro profesorek i tak pożyczył jakiś na tę podróż... Chyba nie ma sensu jechać dwoma.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 05-06-2021, 21:20   #372
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 97 - 1940.VI.06; cz; popołudnie; Clermont - Ferrand

Czas: 1940.VI.06; cz; popołudnie; godz. 15:50
Miejsce: Francja; pd Francja; Montauban; samochód profesora
Warunki: wnętrze samochodu, jasno, cicho, gorąco na zewnątrz jasno, pogodnie, umi.wiatr, ciepło


Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier)



- Chyba prawdziwe lato nam się zaczyna. - powiedział profesor zerkając na błękit słonecznego nieba nad głową. Rzeczywiście pogoda zrobiła się ładna. Ciepło i słonecznie. A może to dlatego, że byli już w południowej Francji w rejonie Morza Śródziemnego. Co prawda po tym jak późnym rankiem wyjechali z Clermont to złapała ich mżawka ale poza tym pogoda dzisiaj raczej dopisywała. Może nawet za bardzo. Bo od tego słonecznego blasku karoseria samochodu się nagrzewała a od niej wnętrze. Póki samochód był w ruchu jakoś to dawało się zniwelować przez otwarcie szyb. Ale teraz jak stali na stacji benzynowej to dał się wyczuć ten nieprzyjemny gorąc metalu i tapicerki.

- Ale tutaj też nie mają benzyny. - Frederick rozłożył ramiona w geście bezradności. Okazało się, że ten pożyczony samochód owszem, ma większy bagażnik niż osobówka jaką w Paryżu załatwił Soren ale jednak też i palił więcej. Skoro więc zbliżali się do Tuluzy a po drodze trafiła się stacja benzynowa profesor zaproponował by zatankować. Chociaż spróbować. Liczył, że tak daleko od frontu problemy z zaopatrzeniem w benzynę będą mniejsze. Niestety przeliczył się i wrócił z pustymi rękami.

- Może w Tuluzie coś będzie. To duże miasto. Coś powinno tam być. - powiedział jeszcze zwklekając z wsiadaniem do samochodu. Sam się zgłosił, że pójdzie na stację po to aby rozprostować nogi. Rzeczywiście od rana byli w drodze więc na siedząco. A tu już środek letniego dnia. Jednak i do Tuluzy nie zostało już tak daleko. Jakby dobrze poszło może pół godziny, może godzina drogi. To było trochę trudne do przewidzenia. Bo samochód z trzema osobami i bagażnikiem wypełnionym kanistrami nie jeździł tak zrywnie jak ta osobówka jaką Noemie przyjechała z Paryża. Do tego nikt z całej trójki nie był wcześniej w tych stronach a jedynym przewodnikiem mógł być atlas samochodowy. Więc przy jakichś rozjazdach musieli zerkać gdzie teraz powinni skręcić czy dalej jechać prosto. No i nawet tutaj dało się odczuć echo wojny. A to trzeba było czekać aby przepuścić jakiś konwój ciężarówek wojskowych albo raz im trafiło jechać za a potem w takim i musieli się wlec jak te obładowane ciężarówki. Do tego na poboczach i drogach widać było uchodźców. Od razu widać było, że to uchodźcy. Furmanki z całym dobytkiem, rowery, pchane wózki czy pieszo i cały dobytek upakowany w jednej torbie czy walizce. Ale jakoś chociaż nie przyspieszało to podróży to jednak jak dotąd obyło się bez większych opóźnień i przestojów.

Rano spotkali się przed domem w jakim mieszkali Joliotowie. Pod niego podjechał ten kolega ze swoim samochodem. Państwo Joliot się pożegnali ze sobą. Takie wojenne pożegnanie jak nie było wiadomo czy jeszcze się zobaczą. A nie zwykłe rozstanie przed wyjściem do pracy na uczelnię. Wczoraj Frederic się zgodził na taką podróż we trójkę. A trójka agentów miała tą drugą połowę dnia i wieczór na wprowadzenie trójki nowych w teren i przekazanie pod ich dyskretną opiekę polskiej uczonej. A dziś trochę po 9 rano większa osobówka ruszyła spod domu naukowców w drogę kierując się początkowo na zachód. Teraz zbliżała się 16-ta oraz już końcówka drogi do obranego celu.

- Mam nadzieję, że te jaskinie będą w sam raz. Naprawdę będę w kropce jak się okaże, że nie nadają się do przetrzymywania kanistrów. - rzucił zmartwionym tonem profesor rozkosuzjąc się jeszcze chwilą na świeżym powietrzu. Na zewnątrz rzeczywiście było przyjemniej niż w rozgrzanym samochodzie.




https://lh3.googleusercontent.com/pr...av9U0_OCvb-Aww

Właśnie jak miał już zamiar wsiadać drogą przejechał czarny Citroen. To, że to był Citroen ani, że czarny właściwie nie robiło większej sensacji. W końcu byli we Francji a Citroen był francuską marką. Model sprzed kilku lat też raczej wrażenia nie robił. Często spotkało się go w roli taksówek. A czarny kolor nadal wydawał się najbardziej uniwersalny dla samochodów na całym świecie. Do tego pojazd przejechał obok stacji jak już kilka innych i to w jedną czy drugą stronę po tej ulicy przy jakiej stała stacja. Nawet nie jechał jakoś nadzwyczajnie ani szybko ani wolno. No może trochę wolno ale byli w środku miasta to też dziwne nie było.

A jednak agenci kojarzyli, że przed zjazdem do miasta widzieli na drodze maskę z dwoma, charakterystycznymi załamianiami Citroena. Tylko z daleka. I nie było pewności czy to ten sam samochód czy nie. Ale jakby to był ten sam to kierowca musiałby też wybrać zjazd do miasta i wjechać do niego. Czego nawet agenci początkowo nie planowali ale Frederic prosił by na wszelki wypadek sprawdzić tą stację benzynową jakiej oznaczenia znalazł w atlasie. Jakby wjechali do Tuluzy z pełnym bakiem byłby spokojniejszy. No chyba, że to przypadek i to nawet nie był ten sam samochód co na autostradzie. W końcu była to całkiem popularna marka, model i kolor.

- No trudno, nie ma to nie ma. Jedźmy dalej. - Francuz nie robił zbyt wielkich ceregieli z braku benzyny na tej stacji. Poklepał rozgrzany dach pojazdu i wsiadł do środka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-06-2021, 18:56   #373
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Franek stał oparty plecami o bok samochodu. Rękawy od koszuli miał podwinięte niezbyt elegancko do łokci. Marynarkę w ogóle porzucił i zostawił na tylnej kanapie. Spod rozpiętego kołnierza wyłaniały się nieśmiało włosy z piersi. Generalnie wyglądał raczej jak gdyby był na plaży, albo na molo w Zoppot, a nie na stacji benzynowej. Brakowało mu tylko słomkowego kapelusza. Ale pogoda była istnie wakacyjna.

Agent głową był jednak w chmurach, choć tych na błękitnym niebie nie było zbyt wiele. Ciekawiło go kto był tak dobrym przyjacielem profesora, że bez szemrania użyczył mu auta w tak daleką podróż w tak niepewnym czasie? Musiał zapamiętać, by wypytać o to naukowca i postanowił to zrobić jeszcze zanim dotrą do Tuluzy.

Nie umknął mu też fakt, że profesor bardzo chętnie wybrał się na stację benzynową osobiście. Adamski nie miał w swoim życiu okazji do poznania zbyt wielu ludzi nauki, jeśli już to głównie kryptologów, specjalistów od technologii radiowej, albo jajogłowych z laboratorium. W każdym razie ci których znał, o ile tylko mogli, zawsze wyręczali się kimś innym, samemu raczej stroniąc od prostych czynności życia codziennego. Ale może Jolliot był wyjątkiem, a Franek zaczyna mieć już schizofrenię? Wszystko przez te niemieckie spadochrony, które nie dawały mu spokoju. Kim byli ich właściciele, skoro uniknęli wykrycia, a jednocześnie nie powzięli żadnej akcji przeciw małżeństwu naukowców?

I gdy o tym rozmyślał, drogą wolno przejechał czarny Citroen. Być może Franek nie zwróciłby na niego uwagi, ale pamiętał, że we wstecznym lusterku widział niedawno bardzo podobny, jeśli nie identyczny model. Wytężył wzrok by dostrzec numery wozu i może chociaż jedną twarz wewnątrz pojazdu, a przynajmniej liczbę jego pasażerów. Będzie musiał zwracać uwagę na wszystkie czarne Citroeny, czyli... niemal każdy cywilny samochód osobowy, jaki będzie miał okazję zobaczyć.

- Trudno, skoro nie ma benzynki, to jedziemy dalej - rzucił wesoło, siadając za kierownicę. - Może następnym razem nam się poszczęści.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 11-06-2021, 14:31   #374
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie odprowadziła auto wzrokiem starając się zapamiętać jego rejestrację. Niepokoiło ja zachowanie pojazdu i czuła, spoglądając na Franka, że nie jest w tym odosobniona.

- Wróćmy na trasę, jeśli będziemy mijać jakąś miejscowość spróbujemy zjechać i zatankować. - Zgodziła się na plan swojego towarzysza. Na trasie łatwiej będzie zobaczyć czy pojazd nadal jedzie za nimi.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-06-2021, 21:48   #375
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 98 - 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; Castelnau

Czas: 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; godz. 16:40
Miejsce: Francja; pd Francja; Castelnau - Estretefounds; samochód profesora
Warunki: wnętrze samochodu, jasno, cicho, gorąco na zewnątrz jasno, deszcz, sil.wiatr, umiarkowanie



Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier)



- Przynajmniej się ochłodzi i wiatr przewieje tą spiekotę bo już nie do wytrzymania było. - francuski chemik starał się widocznie nie tracić pogody ducha i optymizmu. I nawet w pogorszeniu pogody dostrzec jakiś pozytywny aspekt. A pogoda jak na złość się popsuła. Pogodne niebo zasnuło się chmurami. I zerwał się całkiem silny wiatr jaki miotał nawet dosć grubymi konarami. Albo na odwrót. To ten silny wiatr przywiał te deszczowe chmury. Grunt, że właśnie spadały pierwsze krople i zanosiło się na regularny deszcz. Tylko nie wiadomo było jak długi.

- No może tutaj coś będzie z tą benzyną. To ostatnia stacja przed Tuluzą. - profesor pomachał trzymanym atlasem. Jak kątem oka widział Polak miał chyba rację. To Castelnau było ostatnią małą kropką przed większym kółkiem oznaczającym większe miasto. W tym wypadku Tuluzę właśnie. Do miasta zostało może z pół godziny drogi obwodnicą.

- No to życzcie mi szczęścia. - powiedział wesoło Frederic i tym razem narzucił na siebie płaszcz o jaki poprosił Noemie. Wcześniej rzucił go na tylne siedzenie i póki było gorąco to w ogóle nie był mu potrzebny. Ale teraz jak zaczynało padać to mógł się przydać. Po czym jeszcze nałożył kapelusz i potruchtał do budynku stacji aby zapytać o benzynę.

A tymczasem para agentów mogła się upewnić, że nie są tu sami. Czarny Citroen co prawda zaparkował na poboczu zbyt daleko aby dało się odczytać jego tablice albo dostrzec detale. Tak jakby kierowca zatrzymał się przed zjazdem z autostrady i teraz sprawdzał mapę albo sprawdzał czy właśnie tu ma zjechać. Ale też na tym kawałku otwartego pola jaki go dzielił od stacji benzynowej miał też podobnie niezły widok jak i agenci na niego. Też pewnie nie widział detali ale sam budynek, sylwetki i samochody pewnie widział całkiem nieźle. Zwłaszcza, że w tej chwili na stacji był tylko ten jeden samochód z którego własnie wyszła jedna sylwetka truchtająca szybko do budynku stacji.

Na poprzedniej stacji Frank za późno spojrzał za odjeżdżającym Citroenem. I zdążył rozczytać tylko początek numerów rejestracyjnych. Blachy były z rejonu* Owernii. A Clermont leżało w Owernii. Noemie miała więcej szczęścia bądź refleksu bo rozczytała całą tablicę. Chociaż poza tym, że to rejestracja z Owernii to sam w sobie ten numer nic jej nie powiedział.

Potem stracili z oczu tego Citroena. Chociaż w trakcie jazdy widzieli za sobą jakieś czarne osobówki. Nie można było wykluczyć, że jedną z nich jest ten sam Citroen. Ale pewności nie było bo trzymał się z dala. Dopiero teraz gdy się zatrzymali to zatrzymał się i chociaż nie było widać tablic rejestracyjnych to widać było, że to czarny Citroen. Poza tym stał bocznym profilem. Ten sam model jaki mijał ich na stacji w Montauban. Wtedy w środku widzieli tylko kierowcę w środku. A teraz nie było aż tak dokładnie widać.


---


*Rejon - francuski odpowiednik naszych województw.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-06-2021, 23:05   #376
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Franek tym razem postanowił nie wychodzić na zewnątrz. Po prawdzie nie miałby nic przeciwko rozprostowaniu nóg, ale nie było to warte moknięcia na deszczu. Widząc jednak w lusterku czarny punkt, który niewątpliwie był czarnym samochodem, nieco zmarkotniał.

- Wiesz, może warto mieć na oku naszego profesorka? Wypuszczamy go tak samopas, kto wie co się może zdarzyć? Zwłaszcza, że znowu mamy na ogonie jakiegoś Citroena - Adamski wolał nie zdradzać się ze swoimi wątpliwościami co do osoby naukowca, bo po pierwsze były wyjątkowo nieprawdopodobne, a po drugie nie chciał by nowa szefowa wzięła go za jakiegoś nadgorliwca. - Może skoczysz na stację pod wymówką, że chciałaś coś kupić? Jakąś paczkę papierosów, czy coś. Poszedłbym sam, ale może mu się nie spodobać, że łazi za nim smutny pan, rozumiesz. Co innego piękna kobieta.

Franek odwrócił się i sięgnął po leżący na tylnej kanapie płaszcz. Wyciągnął spod niego szelki z pistoletem. Pistolet włożył w drzwi samochodu, a szelki odłożył z powrotem na miejsce.

- Wolę go mieć przy sobie - oznajmił lekceważącym tonem, wzmacniając przekaz wzruszeniem ramion.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 20-06-2021, 15:37   #377
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 100 - 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; bonus

Czas: 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; godz. 16:40
Miejsce: Francja; pn Francja; okolice Calais; plaża nad Kanałem
Warunki: plaża morska na zewnątrz jasno, pochmurno, łag.wiatr, umiarkowanie






https://live.staticflickr.com/8141/7...62296e6c8f.jpg


- To tamto, to co tam widać to już Anglia? - młody mężczyzna siedzący na plaży wskazał brodą na to coś majaczące na horyzoncie. Kolega podniósł wzrok i zmrużył oczy aby też spojrzeć w tamtym kierunku.

- Tak mówią. - odparł wygodnie opierając dłonie o piach za sobą. To było to. Przepustka idealna. W sam raz na francuskie plaże. Z francuskim winem. No może jeszcze jakieś dziewczynki by się przydały. Mogłyby być francuskie. Coś nie kojarzył aby Francuzi a zwłaszcza Francuzki były w narodach podludzi aby się z nimi nie móc zabawić jak należy.

- To nie tak daleko. Ile by się tam płynęło? Z godzinę? Dwie? I już jesteśmy na miejscu. Jak zrobimy porządek z Francuzami i resztą tej hałastry to trzeba będzie się wziąć za Anglików. - ocenił szatyn próbując oszacować odległość do ledwo widocznego przeciwległego brzegu. Niestety z morzem nie był za pan brat to kiepsko mu to szło.

- Cholera! Niby lato! A jaka zimna! - trzeci z półnagich mężczyzn wyszedł otrząsając się z morskiej wody jak pies. Ale chociaż brzmiało to jak skarga to śmiał się na całego. Przebiegł po ciepłym piasku i upadł na koc na nim rozłożony obok kolegów.

- Mówiłem ci. Przecież to podobna woda jak u nas w Północnym albo na Bałtyku. Ale nie chciałeś słuchać. - blondyn co był z ich trójki najstarszy, także pod względem stażu w jednostce popatrzył na niego z wyższością.

- Oj tam, nie mędrkuj tylko daj wina! - pływak machnął ręką i wyciągnął ręke po wino. Upił z niego kilka chętnych łyków po czym przekazał ją kolegom. Po czym zaczął energicznie wycierać się ręcznikiem aby się rozgrzać i wysuszyć. Pogoda była dzisiaj niby ciepła ale dość pochmurna.

- O cholera, żelazne psy! - sapnął brunet czując instynktowną niechęć każdego żołnierza na widok żandarmerii. A blaszane ryngrafy na piersiach czwórki żołnierzy jasno wskazywały, że są z niemieckiej Feldgendarmerie.

- Mówiłem wam, że przez tą ciężarówkę nic nie będzie widać! - syknął pływak próbując nie prowokować wzrokiem czwórki żołnierzy z karabinami na ramieniu. Rozbili się na ten odpoczynek za jakąś angielską ciężarówką jaka została na tej plaży. Całkiem nieźle osłaniała ich od strony lądu. Niestety im też blokowała widok do tyłu, zwłaszcza jak woleli obserwować szarozielone morze. Teraz ta czwórka wojskowych żandarmów zaskoczyła ich pojawiając się dość znienacka z kilkadziesiąt kroków do nich.

- To przez ciebie durniu! Musieli cię zobaczyć jak pływasz i tu wracasz! - zezłościł się blondyn patrząc oskarżycielsko na kolegę. Zwłaszcza, że czwórka mundurowych zaczęła się wyraźnie kierować w ich stronę.

- Może się zwiniemy? To jakieś dziadki i grubasy z zaplecza. Dekownicy. Nie dogonią nas. - zaproponował brunet szacując odległość. Tu na lądzie i na znacznie krótsze odległości sprawiało mu to o wiele mniej kłopotu niż przed chwilą próbował wzrokiem dotrzeć do Anglii.

- Od kuli też jesteś szybszy? Wezmą nas za Francuzów albo dezerterów. Pokażemy im papiery to się pogadają coś i tyle. - blondyn nie na darmo miał największy autorytet w ich trójce. Jak powiedział tak zrobili. Poczekali spokojnie aż czwórka żandarmów do nich podejdzie.

- Papiery proszę! - fuknął na nich sierżant. Był w średnim wieku i patrzył na nich podejrzliwie. Widział walające się na kocu elementy munduru to domyślał się, że ma do czynienia z niemieckimi żołnierzami. Ale tutaj wciąż była strefa ścisłej kontroli gdzie mogli ukrywać się wrodzy maruderzy więc trzeba było zachować czujność. Dobrze, że to nie ta cholerna Polska. Tu przynajmniej nie trzeba było obawiać się tych cholernych insurgentów z jakichś band jak tam.

- SS? - żandarm spojrzał krytycznie na trójkę półnagich młodzieńców. Byli gdzieś o połowę młodsi od niego. I o połowę smuklejsi. Ale o samej formacji ledwo coś słyszał. Znaczy w armii. Bo na ulicach to się rozbijali razem z SA przez ostatnie kilka lat.

- Tak SS. 3-cia Totenkopf. - odparł niedbale blondyn za nic sobie mając tego spoconego grubasa z tyłów.

- Baczność kapralu! Jak się meldujecie starszemu stopniem! Baczność! Jak wy wyglądacie!? Jak półnagie małpy! To jest strefa działań wojennych a nie bałtyckie kąpielisko! Tu jest zakaz wstępu! I jesteście pijani! - sierżanta rozsierdziło to jawne lekceważenie jego wieku i autorytetu przez tych bezczelnych młokosów. Z satysfakcją obserwował jak się trójka poderwała i wyprężyła na baczność. Chociaż byli w samych szortach i podkoszulkach. Jeden to tylko w szortach. Pewnie ten co przed chwilą wyszedł z wody.

- Co tu się dzieje sierżancie? - niespodziewanie do sceny dołączyła nowa postać. Z powodu ciężarówki blokującej wzrok i skoncentrowania na czym innym udało jej się zaskoczyć całą grupkę.

- Melduję panie Sturmbannfuhrer, że przyłapałem tych trzech w strefie zmilitaryzowanej bez odpowiednich przepustek. I proszę spojrzeć w jakim są stanie. Są goli i pijani! - sierżant zameldował poprawnie oficerowi. Odczuwał od dziecka wpojony szacunek dla munduru, zwłaszcza oficerskiego munduru. A chociaż ci z SS mieli inne stopnie niż prawdziwi żołnierze to jednak nadal rozpoznawał po tych czterech rombach na kołnierzyku oficera. I to o całkiem wysokiej szarży. Jednak w duchu obawiał się, że pewnie jeden ss-man będzie bronił drugiego ss-mana. Wolałby aby to był jakiś oficer z armii no ale musiał grać tymi kartami jakie dostał.

- Na pewno? Prosze się przyjrzeć sierżancie. Nie są goli. Mają na sobie przepisową bieliznę. I trzymają się prosto to chyba nie są za bardzo pijani. Może troszkę chłopcy wypili ale trzymają się prosto. - sturmbannfuhrer odparł spokojnym tonem patrząc swoimi błękitnymi oczami na spoconego sierżanta.

- Być może herr sturmbannfuhrer ale nadal nie prezentują się godnie żołnierza niemieckiego. I nie powinno ich tu być. Nie mają odpowiednich przepustek. - sierżant zaczął się pocić. Zdawał sobie sprawę, że w starciu z oficerem tej rangi jako zwykły sierżant jest bez szans. A tak jak się obawiał oficer wziął stronę tych trzech karaluchów. I spocił się jeszcze bardziej gdy uświadomił sobie, że tego błękitnookiego też właściwie powinien zapytać o przepustkę.

- Zapewne ma pan rację sierżancie. Prosze mi zapisać nazwiska tych trzech chłopców. Obiecuję panu, że po powrocie do jednostki zostaną odpowiednio ukarani za ten brak dyscypliny. - oficer pokiwał głową i przybrał dobrotliwy, ojcowski ton. Jednak mowa o dyscyplinie i karze sprawiła, że po plecach trójki szeregowych ss-manów przebiegł chłodny deszcz. Nagle zdali sobie sprawę, że pojawienie się sturmbannfuhrera mogło oznaczać wpadnięcie z deszczu pod rynnę. Zwłaszcza tego sturmbannfuhrera. Widzieli niedawno co on potrafi.

- Powinienem ich aresztować i odprowadzić na punkt kontrolny. - sierżant czuł, że przegrywa z kretesem ten mecz. Ale poczucie obowiązku zmuszało go by grać dalej.

- Zapewne sierżancie. Ale czy to naprawdę konieczne? Ci dzielni chłopcy wzięli ostatnio do niewoli 10 000 wrogich żołnierzy. Niedługo znów ruszamy w bój aby dobić te francuskie wypierdki i ich angielskich sługusów. Możemy ruszyć na południe lada dzień. To może być ostatnia przepustka tych chłopców przed powrotem na pole walki. - oficer nie wychodził z tego ojcowskiego tonu. Nie nadużywał swojego stopnia, wolał własny autorytet. Niby prosił sierżanta o przysługę aby ten przymknął oko na tą głupotkę dzielnych, szeregowych ss-manów. Ten zaś czuł, że chyba lepiej nie zadzierać z odpowiednikiem majora z SS i pójść mu na rękę.

- No dobrze. Ale proszę dopilnować aby zabrali się stąd jak najszybciej. I aby takie rzeczy się nie powtarzały. Wy z SS też musicie wykonywać rozkazy i pilnować dyscypliny. Moim obowiązkiem jest patrolowanie tego kawałka plaży i takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Tu wciąż mogą się czaić jakieś niedobitki spod Dunkierki. - sierżant postanowił postawić na swoją obowiązkowość i podkreślić jak dobrze wykonuje te swoje obowiązki. Ostatecznie jednak ustąpił. Zasalutował ostatni raz oficerowi, dał znak swoim ludziom i razem minęli wciąż wyprężonych na baczność młokosów w szortach wznawiając swój patrol plaży.

- Spocznij. Zabierzcie swoje rzeczy i wracajcie do jednostki. Natychmiast. - sturmbannfuhrer popatrzył na plecy odchodzących żandarmów armii lądowej nim zwrócił się do wciąż stojących w postawie zasadniczej swoich żołnierzy.

- Tak jest sturmbannfuhrer! - trójka młokosów krzyknęła dziarsko i rzucili się w pośpiechu na koc zbierając swoje ubrania, torby, chlebaki, buty i błyskawicznie się ubierając. Na karkach czuli chłodny, niebieski wzrok oficera który śledził i oceniał każdy ich ruch. Ale mieli wprawę! Tyle apelów i nocnych capstrzyków zahartowało ich w takich sytuacjach i mogli się ubrać do inspekcji w parę błyskawicznych minut.

- Koc zostawcie. Jazda stąd. - oficer nie musiał nawet podnosić głosu. Zresztą uważał to za niestosowne o ile nie było niezbędne. A teraz nie było. Wiedział, że trójka szeregowców słyszy każde jego słowo. I czuł, że ten pokazywany przez niego spokój działa na nich bardziej deprymująco niż najgorszy wrzask. Poza tym wrzask wyglądał niegodnie dla oficera. Od tego byli kaprale i sierżanci aby się wydzierać ale oficer i to tak wysokiej rangi. Teraz obserwował jak trójka pośpiesznie ubranych żołnierzy, jeszcze w rozpiętych mundurach odmeldowuje się i zbiera swoje rzeczy w pośpiechu kierując się przez piach w stronę głębi lądu. Obserwował ich odwrót przez chwilę nim sam rzucił na pozostawiony koc swoją torbę i zaczął rozpinać guziki swojego munduru.

- O mamusiu! To był on! - jęknął brunet jaki zdążył w pośpiechu ubrać koszulkę i bluzę mundurową. Nawet spodnie i właśnie dopinał pas. Co nie było łatwe jak się trzymało w rękach buty a te wszystkie torby i karabin obijały się o ciebie.

- Cholera oby nas nie zapamiętał. Zaraz nas wyśle na ochotnika do jakiegoś chujowego zadania. - mruknął blondyn idąc pospiesznie i wsuwając koszule w spodnie. Zbliżali się już do porośniętych rzadką trawą wydm jakie otaczały plażę.

- O cholera! Chłopaki! Zostawiłem zegarek! - amator pływania w morzu złapał się za nadgarstek pokazując kolegom, że jest pusty. Zatrzymał się i spojrzał niezdecydowany na angielską ciężarówkę jaka już stała dobry kawałek za nimi.

- Zostaw ten głupi zegarek! Kupisz sobie nowy. - warknął na niego blondyn zirytowany zachowaniem kolegi.

- Dostałem go od ojca jak się zaciągnąłem. - jęknął kolega dając znak, że dla niego to nie jest tylko zwykły zegarek.

- Gdzie on jest? - zapytał zdziwiony szatyn. Widział oddalające się sylwetki żandarmów co już byli spory kawałek dalej i widać było ich tylko jako figurki. A gdzie zniknął Theiss? Nigdzie nie było widać pojedynczej sylwetki jaka by odchodziła z plaży.

- Zaczekajcie, zaraz wrócę! - drugi z brunetów podjął szybką decyzję. Zostawił swoje buty i resztę kolegom a sam sprintem rzucił się ku ciężarówce. Miał nadzieję, że zdąży wrócić i znaleźć zegarek zanim Theiss wróci czy w ogóle się połapie. Nie wyglądało to dobrze jak ss-man okazywał takie roztargnienie. Dobiegł do ciężarówki w ekspresowym tempie. Ale gdy zdyszany spojrzał na to co tam zastał zamurowało go kompletnie. Na kocu siedział Theiss. Pewnie dlatego kazał im go zostawić. Siedział jednak półnagi, w samej bieliźnie. Ze skrzyżowanymi nogami jakby medytował. I tatuaże! Ile on ich miał! I to jakieś dziwne! Jak był w mundurze to ich nie było widać ale jak teraz siedział w samych…

- Zapomniałeś zegarka chłopcze? Jest tutaj. - sturmbannfuhrer podniósł głowę aby spojrzeć na stojącego przy nim żołnierza. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien go tak widzieć ani mu przeszkadzać. Ale już było za późno aby coś z tym zrobić. Domyślił się po co tamten wrócił gdy znalazł zegarek. Zamierzał go oddać sierżantowi po powrocie do jednostki aby ten odnalazł tego chłopaka. No ale skoro sam wrócił mogli to załatwić od ręki.

- Tak herr sturmbannführer. Dziękuję herr sturmbannfuhrer. - wyjąkał młody ss-man schylając się prędko po położony na brzegu koca zegarek i chcąc jak najszybciej się stąd zmyć. Nie miał pojęcia na co trafił ale był pewny, że nie chce się w to mieszać.

- Czy coś cię niepokoi chłopcze? Dostrzegasz coś niezwykłego? - Theiss wciąż mówił tym ojcowskim, dobrotliwym tonem. Chociaż różnica między nimi nie mogła być chyba aż jednego pokolenia. Ton jednak jasno sugerował żołnierzowi jak powinien się zachować.

- Nie herrsturmbannfuhrer. Nic niezwykłego. Tylko plaża. I mój zegarek. Prosze o pozwolenie odmeldowania się! - młody żołnierz przełknął nerwowo ślinę próbując się odnaleźć w tej zaskakującej i niebezpiecznej sytuacji na jaką żadne szkolenie go nie przygotowało.

- Właśnie. Nic niezwykłego. O to właśnie chodzi chłopcze. Nic niezwykłego. Tylko plaża i twój zegarek. Cieszę się, że się rozumiemy. Musiałbym podjąć odpowiednie kroki gdyby było inaczej. - oficer siedzący w kucki na kocu uśmiechał się dobrotliwie do wyprężonego żołnierza bez butów i w rozpiętej bluzie mundurowej. Ale świdrował go chłodną, stalą niebieskich oczu dając mu poznać, że to nie są żarty.

- Tak jest herr sturmbannfuhrer! - krzyknął młodzieniec wyprężony jak na jednym z licznych apeli przez jakie przeszedł.

- Dobrze. Cieszę się, że się rozumiemy. Odmaszerować. Za 20 minut powinniście być w jednostce. Sprawdzę was czas przybycia jak wrócę. - ostrzegł spokojnie oficer i w duchu uśmiechnął się widząc jak żołnierz znika. Nie widział go ale był pewny, że będą biegiem gnać do jednostki aż się będzie za nimi kurzyło. A on sam mógł wrócić do swoich zajęć licząc, że już więcej nikt mu przeszkadzał nie będzie. Musiał się wyciszyć. Pomedytować. Odzyskać równowagę przed czekającymi go zadaniami.

W tym czasie młody ss-man biegł przez plażę co sił w nogach. Widział dwie czekające na niego sylwetki kamratów. I miał pustkę w głowie co im powiedzieć. Przecież to widział! Słyszał wcześniej, że ten Theiss to nie jest jakiś tam kolejny sturmbannfuhrer. Tylko jakiś wyjątkowy. Specjalny. Taki z jakim lepiej nie zadzierać. Wszyscy wokół niego chodzili na paluszkach. Chociaż on sam wydawał się spokojny. Nie krzyczał, nie był wulgarny, niby taki dobrze wychowany i w ogóle. Wzorowy oficer. Ale miał w sobie coś z gadziego spojrzenia węża. Ale to co zobaczył na tamtym kocu…

~ Cholera to była czaszka! Ludzka czaszka! ~ to właśnie go zamurowało jak to zobaczył. Theiss postawił na kocu przed sobą ludzką czaszkę. I mazał na niej jakieś wzoru. Na czerwono. Wolał nie myśleć skąd była ta krwawa czerwień. I najlepiej nie myśleć w ogóle co on tam robił. Albo wtedy w tamtej wiosce. Jak ci Anglicy się w końcu pod koniec dnia poddali. Walczyli aż im się skończyła amunicja. I dopiero wtedy się poddali. A Theiss też tam był. Kazał ich zebrać w jednym miejscu, za stodołą… A potem…

Biegnący ss-man tak dokładnie to nie wiedział co potem. Bo wtedy zabezpieczał skraj wioski. I tylko słyszał potem te serie wystrzałów jak już było po walce. Ale od kamratów dowiedział się, że to już było po. Po tym co ten sturmbannfuhrer zrobił z tymi Anglikami. Jak już było po wszystkim to kazał rozstrzelać ciała. Aby wyglądało jak rozstrzelanie ciała.

- I co? - blondyn zapytał powracającego kamrata. Domyślili się z kolegą, że jednak znalazł Theissa po tym jak się wyprężył jak struna i darł się jak na apelu. Co ich nieco zaniepokoiło. Ale jednak wracał do nich w jednym kawałku.

- Nic! Tylko plaża i mój zegarek! I nic więcej! Theiss daje nam 20 minut na powrót do jednostki! Powiedział, że nas sprawdzi! - brunet wysapał zdyszanym tonem pośpiesznie zakładając na nadgarstek zegarek. Ale był tak zdenerwowany, że kolega musiał mu pomóc bo mu się ręce trzęsły. Czy Theiss dotrzyma słowa? Zapomni o sprawie jak będzie trzymał gębę na kłódkę? Niepokoiło go to bardziej niż ten zegarek i cała reszta.

- To trzeba się spieszyć, dopinajcie się i jazda! - blondyn spojrzał na swój zegarek. 20 minut? Do zrobienia! Ale musieli się streszczać.


---



Sturmbannfuhrer - stopień oficerski w Waffen SS, odpowiednik naszego majora w Waffen SS.


---





Czas: 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; godz. 16:40
Miejsce: III Rzesza; pn III Rzeszy; okolice Hamburga; baza Luftwaffe
Warunki: wnętrze klasy, ciepło, cicho, jasno; na zewnątrz jasno, pochmurno, łag.wiatr, umiarkowanie



- Cholera co im powiemy? Kim oni w ogóle są? - Kurt nachylił się do siedzącego obok kolegi aby szepnąć mu do ucha.

- To co widzieliśmy. Że Gustawowi odwaliło. Mają innych świadków to lepiej nie kombinować. - kolega odparł podobnym tonem. I sam nie był pewny co powinien zrobić w obecnej sytuacji. Ani czego byli świadkami.

- To czemu wezwali tylko nas? - Martin nie miał przekonania do takiego wyjaśnienia. Albo raczej do ich obecnej sytuacji.

- Byliśmy najbliżej i daliśmy się złapać. - odparł kwaśno Kurt spoglądając w stronę drzwi do sali w jakiej siedzieli. Zwykle odbywały się tu różne zajęcia i szkolenia. A teraz miało być przesłuchanie. Większość ławek stała pusta. Tylko oni we dwóch zajmowali jedną. A za drzwiami było słychać jakieś głosy. To pewnie byli “oni”.

- Co to są za jedni? Jak myślisz? - Martin też to usłyszał i posłał drzwiom podobne spojrzenie pełne obaw i podejrzliwości.

- Cholera wie. Może Abwehrra? Gestapo? Cholera wie. - Kurt też był zaniepokojony. To nie była zwykła sprawa. W co oni się wplątali? Zwykły wypadek rozpatrywałaby prokuratura wojskowa. Ale zazwyczaj komendant bazy i wszystko odbywało się na miejscu. Przez skórę czuł, że to przez te nowe odbiorniki. Były dziwne. I instruktorami byli dziwni ludzie. W marynarkach a nie w mundurach. Jak jacyś profesorowie z uniwerku. Podali swoje imiona i mieli błogosławieństwo komendanta bazy i ich jednostki aby sie tu kręcić. Ale wszystko było otoczone ścisłą, tajemnicą wojskową. I lepiej było nie zadawać pytań co cywile robią na terenie wojskowej bazy i dlaczego tak się panoszą. Śmierdziało na kilometr zabawami wywiadu i innymi takimi.

- Już jesteśmy panowie. Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo. - drzwi do klasy otworzyły się i do środka weszło tych trzech gryzipiórków oraz dowódca ich jednostki. Obecność tego ostatniego znacznie podnosiła na duchu dwóch przesłuchiwanych lotników.

- Co z Gustawem? - zapytał Kurt gdy cała czwórka rozsiadła się pod portreten Fuhrera i za ławkami w tym improwizowanym trybunale sądowym.

- Odwieziono go w bezpieczne miejsce. I to my jesteśmy tu od zadawania pytań. To my chcielibyśmy dowiedzieć się co tam się stało. - przewodniczacy tej komisji miał wygląd i ton jakiegoś profesora z uczelni ale szybko pokazał kto tu rządzi. Nawet w samym środku bazy Luftwaffe.

- To te wasze nadajniki! One są niebezpieczne! To przez nie Gustaw zwariował! - Martin nie wytrzymał napięcia i krzyknął oskarżycielsko w stronę przesłuchujących.

- Proszę o zachowanie spokoju. I nie wyciąganie pochopnych wniosków. - przewodniczacy zniósł ten wybuch złości i gniewu spokojnie. Dzięki czemu udało mu się okiełznać emocje młodego lotnika.

- Ale to prawda. To coś z tymi nadajnikami jest nie tak. - Kurt wsparł kolegę chociaż w bardziej opanowany sposób.

- Może to z wami jest coś nie tak? - ten drugi w okularach uniósł do góry brwi jakby oskarżenie dotknęło go osobiście.

- Z nami jest wszystko w porządku. Walczyliśmy w Polsce i Norwegii. Jesteśmy wyszkolonymi bombardierami. Pod Narvikiem zatopilismy niszczyciela a dwa tygodnie później krążownik. - Kurt też się zjeżył odbierając uwagę tego gryzipiórka jak osobisty afront.

- Spokojnie panowie, nikt tu nikomu nie zarzuca braku doświadczenia, odwagi czy złej woli. Walczymy przecież po tej samej stronie. Czy możemy wrócić do tematu co się stało dziś na zajęciach z waszym kolegą? - przewodniczący uspokoił zarówno kolegów jak i lotników przypominając wszystkim o porządku obrad. Zdawał sobie sprawę, co mogło pójść nie tak. Teoretycznie. Ale tak eksperymentalna dziedzina nauki wciąż miała wiele plam. I taki nieszczęśliwy wypadek jak dzisiaj chociaż sam w sobie tragiczny to jednak mógł te plamy wypełnić. Jeśli się je odpowiednio zbada.

- Właściwie to nie wiemy co się stało. Założyliśmy słuchawki jak zawsze. A potem próbowaliśmy złapać wyznaczony kurs. Wszystko szło w miarę dobrze. Ale Gustaw nagle zaczął krzyczeć. Zerwał z siebie słuchawki, złapał się za głowę i krzyczał. Próbowaliśmy go uspokoić i w ogóle dowiedzieć się o co chodzi. Ale on tylko krzyczał. - Kurt starał się zachować spokój bo wiedział, że tego się po nim oczekuje jako po weteranie dwóch kampanii lotniczych. Jednak czuł się z tym sztucznie. Bo to wszystko nie było spokojne. Jak niedawno wrócili z Norwegii pod Hamburg to dostali przepustkę. Ale krótką bo trzeba było wracać do pracy. Okazało się, że czeka ich przeszkolenie na nowym sprzęcie. Nowe urządzenie nawigacyjne jakie miało pomóc obrać właściwy kurs i zrzucać bomby we właściwym momencie. Teoria była wspaniała. Niewykrywalne żadnymi środkami fale jakie były odporne na latanie w nocy, pokrywę chmur czy kiepską pogodę. Zawsze pokazywały właściwy kurs i moment zwalniania bomb. I to im, Wikingom, przydzielono rolę powietrznych zwiadowców. Mieli lecieć na czele formacji i zrzucać bomby na cel. Co miało pomóc reszcie już bez tych aparatów zrzucić swój ładunek na to co trzeba. Tak, teoria brzmiała dumnie i wspaniale. Tylko praktyka z tymi aparatami…

- A co krzyczał Gustaw jak się zerwał ze swojego miejsca? - przewodniczący zadał kolejne pytanie. Obaj bombardierzy spojrzeli po sobie niepewnie. Wiedzieli jak było. Ale teraz, w tej czystej i spokojnej sali brzmiało to kompletnie niedorzecznie.

- Przypominam panom, że zeznajecie pod przysięgą. Oraz wasze wyjaśnienia mogą pomóc w przyszłości uniknąć podobnych wypadków przyczyniając się do zwiększenia bezpieczeństwa was i waszych kolegów. Zdajemy sobie sprawę, że to eksperymentalna technologia i jeszcze wiele jest do zrobienia. My jesteśmy teoretykami i inżynierami. Panowie jesteście praktykami. Jak połączymy siły możemy osiągnąć sukces i odnieść zwycięstwo w tej wojnie. - przewodniczący widząc wahanie obu lotników domyślił się o co może chodzić. Więc starał się ich bardziej zmotywować do dobrowolnej współpracy. Brzydził się metodami gestapo i wierzył w naukę. Ale jak ten trzeci z ich komisji nie będzie przekonany to może dążyć aby przesłuchać świadków po swojemu.

- Krzyczał “Wyjmijcie to z mojej głowy, zabierzcie to” - powiedział w końcu Martin nie będąc pewny czy właśnie nie przypieczętował swojego losu. Zwłaszcza jak spostrzegł, że pióra tych za stołami poruszyły się jakby zapisywali jego słowa.

- Dobrze. A wspomnieliście, że coś jest nie tak z naszymi aparatami. Czy możecie to jakoś sprecyzować? - przewodniczący o dziwo przyjął te wyjaśnienia spokojnie. Liczył się z takim wariantem. Teoretycznie. Widział tego biedaka jak bełkotał i ślinił się na pryczy w wojskowej izolatce. Nie był jednak pewny źródła pochodzenia tych objawów. Słowa lotników jednak sugerowały pewne rozwiązanie. Do tego jednak zamierzał wrócić za chwilę, teraz interesowało go co innego. Dwaj bombardierzy znów popatrzyli na siebie niepewnie.

- No… Po prostu… Jak się założy słuchawki to słychać… Różne rzeczy… Znaczy trzaski… I inne odgłosy… One są… Dziwne. Niepokojące. To jakieś zakłócenia? Nie można tego jakoś wyregulować? Wyciszyć? - Kurt spróbował swoich sił aby wyjaśnić o co chodzi. Właściwie jak rozmawiali półgębkiem między sobą z chłopakami to doskonale wiedzieli o co chodzi. Chociaż oficjalnie był zakaz rozmów na ten temat. Ale to było tak dziwne i nietypowe… Teraz też odkrył, że ma zbyt ubogi język aby to opisać słowami. To uczucie jak włosy stawały na karku. Gdy wydawało się, że coś zaczyna drapać pazurami czaszkę od wewnątrz gdy się słuchało… Głosów? Szeptów? Tak to brzmiało. To były słowa jakie pierwsze mu przychodziły do głowy. Ale wiedział, że to niemożliwe. Czytali intrukcje obsługi. To tylko eter. Trzaski eteru. Nic więcej. Po prostu musieli wyłowić odpowiednią częstotliwość i utrzymać ją przez godzinę, wie, trzy. Tyle co trwałby dolot na cel. To tak to trenowali. Jednak wszystkim się chyba zdawało, że w tym eterze coś jest. Coś próbuje do nich mówić. Szeptać. Udawali, że nic takiego nie ma miejsca, on sam przynajmniej tak robił. Martin też. Nie chcieli wyjsć na panikarzy ani jakichś histeryków. Więc nie raportowali o tym. Jednak to co się dzisiaj stało z Gustawem… A jak oni będą następni? I co się właściwie z nim stało? Wróci do nich? Albo chociaż do zdrowia? Bo jak go sanitariusze zabierali na noszach to na zdrowego na pewno nie wyglądał.

- Spróbujemy nad tym popracować. Właśnie takie uwagi mogą znacznie nam ułatwić pracę. Wyścig trwa i wróg czuwa. Oni też mogą pracować nad takimi technologiami więc musimy być o krok lub dwa przed nimi. - przewodniczący zachęcił obu świadków dzisiejszych wydarzeń w sali treningowej do swobodniejszych wyjaśnień. Do niedawna był przekonany, że Niemcy są przodownikami w tej eksperymentalnej dziedzinie. Właściwie to nie uległo zmianie. Jednak niefortunny wypadek z “Alsterem” wprawiał go w pewien niepokój. Ten ważniak z SS co prawda zminimalizował straty pozbywając się zwłok Schweinhounda ale było prawie pewne, że alianci mogli przechwycić jednego z techników jacy mieli sprawować pieczę nad tym eksperymentem w warunkach zbliżonych do bojowych. Jednego udało mu się zlikwidować. Przykre. Ale konieczne. Ale ta kobieta… Jeśli poszła do niewoli i okaże się prawdziwą Niemką no to jeszcze nie tak źle. Ale jeśli pójdzie na współpracę z Anglikami? Co prawda nie była zaangażowana w te najważniejsze projekty. Ale i tak widziała dostatecznie wiele aby naprowadzić Anglików na odpowiedni trop. A to już było mocno niepokojące.

- Dziękuję panom za rozmowę. Mogą panowie wracać do swoich zajęć. Jeśli będą nam panowie potrzebni wezwiemy panów ponownie. - przewodniczący gdy uznał, że dalsza dyskusja robi się jałowa zakończył to przesłuchanie uśmiechając się do obu lotników. Zebrał swoje notatki do teczki i podobnie postąpili jego koledzy. Obaj lotnicy też wstali ze swoich miejsc, zasalutowali i wyszli z pomieszczenia.


---



Czas: 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; godz. 16:40
Miejsce: Pn. Atlantyk; otwarty ocean; okolice Islandii; belgijski frachtowiec
Warunki: wnętrze mostka, ciepło, cicho, jasno; na zewnątrz jasno, pochmurno, łag.wiatr, umiarkowanie


- Morze dość spokojne. - na mostku panował znajomy szum rozmów i urządzeń. Kapitan skinął głową twierdząco słysząc słowa swojego pierwszego oficera.

- Tak, dość spokojne. Szkoda, że chmur nie ma więcej. - zgodził się z pierwszym i nie bardzo mając co do roboty przyłożył lornetkę do oczu. Przez szyby i dziób swojego statku obserwował nieboskłon.

- Jesteśmy już chyba poza zasięgiem Luftwaffe. - tak do końca pierwszy nie był tego pewny. Ale nie wiedział co innego mógłby powiedzieć. Niemcy co prawda dopiero co zlikwidowali kocioł pod Dunkierką i z tego co w radio mówiono to znów ruszyli do ataku. Ale Francuzi nie ustępowali.

- Nie byłbym tego taki pewny. Poza tym są jeszcze U-Booty i rajdery. - kapitan lustrował morze i niebo. Było w tym coś kojącego. I pozwalało się czymś zająć. Widnokrąg jednak był pusty. Niebo na górze, morze na dole. Wszystko tak jak powinno być.

- Myśli pan, że Francja się utrzyma? - pierwszy pokiwał głową dając znać, że zgadza się ze swoim dowódcą. Patrzył na jego plecy i sam nie bardzo wiedział co powiedzieć dalej w tej sytuacji. Byli na środku Atlantyku. Po przepłynięciu przez Morze Północne skierowali się na Islandię. Teraz wypływali na szeroki bezmiar oceanu. To zwiększało szanse na uniknięcie kłopotów ich powolnego frachtowca pod trójkolorową banderą. Właśnie dlatego kapitan nie zdecydował się płynąć przez Kanał. Zwłaszcza jak jeszcze wówczas trwała ta awantura pod Dunkierką. I RAF oraz Royal Navy zmagały się z Luftwaffe tworząc powietrzny i morski kocioł jakiego kapitan wolał uniknąć.

- Kto ich tam wie? Nam się nie udało. - kapitan wzruszył ramionami. Starał się tego nie okazywać przed załogą ale upadek ojczyzny mocno go przygnębiły. Belgia upadła tak samo jak wcześniej Polska i Norwegia. Chociaż tam w Narviku chyba jeszcze coś się działo. Ale zajęcie go przez Niemców wydawało się kwestią nadchodzących dni. To jednak tak nie bolało jak upadek Belgii. Coś co go trzymało na duchu to poczucie misji. Miał ostatnie i to ważne zadanie do wykonania dla swojego kraju. Takie jakie mogło pomóc mu się podnieść po tym upadku. Rozmyślania przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Bez odwracania wiedział kto przyszedł. Poznał po szybkich, energicznych krokach. I wszyscy inni się meldowali wchodząc na mostek.

- Panie kapitanie. Nalegam aby dodał pan nieco pary do tej łajby. Wleczemy się jak żółw w smole. Przypominam panu o ważności naszej misji. - mężczyzna był w wieku podobnym do kapitana. Ale pozwalał sobie na ton na jaki nikt inny sobie z załogi nie pozwalał. Ale on nie był z załogi. Niejako przypadł im w udziale razem z ładunkiem.

- Panie inspektorze, proszę o zachowanie spokoju. To jest parowy frachtowiec. A nie wyścigówka. I ma już swoje lata. Zaś ja panu przypominam, że naszą misją jest dostarczenie ładunku na miejsce a nie na czas. - kapitan odwrócił się frontem do swojego rozmówcy obdarzając go spokojnym spojrzeniem orzechowych oczu. Inspektor czuł się bezradny. Pakowali się w takim pośpiechu, że nie bardzo mogli wybrzydzać na wybór statku. Prawie z oddechem Niemców na karku. Zdążyli w przysłowiowej ostatniej chwili kilkanaście godzin później do miasta wjechali Niemcy. Ale teraz jak już z tydzień minął a pełnym morzu czuł rosnącą frustrację na te powolne tempo. Zwłaszcza, że to on był odpowiedzialny za ten bezcenny ładunek. Jednak na statku rządził kapitan. I to on podejmował kluczowe decyzje. Mógł mu co najwyżej coś sugerować. A i zdawał sobie sprawę, że ta łajba na zbyt nowoczesną nie wygląda a frachtowce nigdy nie były demonami prędkości.

- A ja panu przypominam, że każdy dzień na morzu zwiększa ryzyko spotkania z Niemcami! - sfrustrowany inspektor pogroził kapitanowi palcem po czym wyszedł z mostka głośno i wymownie zamykając za sobą drzwi. Pierwszy z kapitanem popatrzyli na te malowane na biało drzwi po czym na siebie nawzajem.

- Naprawdę płyniemy do Afryki? No bo jak tak to jeszcze parę dni może nam zejść na tym morzu. - zapytał kapitana bo chociaż już znał cel podróży i nawet nie wydawał mu się taki zły. W sam raz z dala od tej wojennej zawieruchy jaka objęła Europę. To jednak inspektor miał rację. Kriegsmarine może nie tak potężna jak Royal Navy ale jakoś poczynała sobie całkiem śmiało. Co chwila było słychać, że zatopiono jakiś aliancki statek. Podobnie jak Luftwaffe. A na ich bezbronny frachtowiec to nawet jeden samolot z czarnymi krzyżami mógł wystarczyć. Między innymi dlatego wypływali na środek oceanu. To była ich jedyna szansa, że pojedyncza jednostka zagubi się w nieprzebranych odmętach Atlantyku i nieprzyjaciel jej nie wytropi.

- Tak. Do Afryki. Jeszcze z tydzień, może dwa i powinniśmy być na miejscu. No chyba, że wcześniej przyjdą nowe rozkazy. - kapitan odwrócił się znów w stronę przestworzy oceanu i przyłożył lornetkę do oczu. Obaj wiedzieli, że kolejnych rozkazów raczej nie powinni się spodziewać skoro wróg zajął cały kraj jaki te rozkazy wydawał. No chyba, że z Londynu coś by wysłał ten nowy belgijski rząd co zdążył się tam zainstalować przed upadkiem kraju. Na razie nic nie przychodziło. Więc płynęli środkiem oceanu powolutku kierując się na południe ku odległym jeszcze brzegom czarnego kontynentu. I oby pogoda się popsuła. Jak były chmury to samoloty miały utrudnione zadanie albo nawet nie latały. A jak była wysoka fala to i ze statku ciężej było dojrzeć drugi statek. Zwłaszcza przez peryskop U-Boota.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-07-2021, 20:43   #378
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Francja; cen Francja; gdzieś na trasie

Noemie przytaknęła ruchem głowy.
- Tak pójdę za nim, a ty patrz czy tamci się nie zbliżają. Powinniśmy ich spróbować gdzieś zgubić. - Belgijka poprawiła marynarkę, pod którą kryła się jej broń i wojskowe dokumenty.

Chciała porozmawiać z profesorem o swoich podejrzeniach i wypytać czy kojarzy gdzie by można ich ogon zgubić. Pytanie tylko czy będzie chwila spokoju i okazja ku temu.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-07-2021, 22:49   #379
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 101 - 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; Tuluza

Czas: 1940.VI.06; cz; późne popołudnie; godz. 16:45
Miejsce: Francja; pd Francja; Castelnau - Estretefounds; samochód profesora
Warunki: wnętrze samochodu, jasno, cicho, gorąco na zewnątrz jasno, deszcz, sil.wiatr, umiarkowanie


Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier)



Z perspektywy Franka sytuacja nie zmieniła się jakoś znacząco. Ot, szefowa wysiadła z auta i potruchtała do wnętrza stacji benzynowej gdzie przed chwilą zniknął francuski fizyk. Rozpadało się się na dobre. Ten czarny Citroen jak stał na tym deszczu na poboczy autostrady tak dalej stał. W zjazd autostrady zjechała jakaś furmanka wyładowana jakby uchodźcy pakowali wszystko co dali radę zabrać i jechali przed siebie. Poza tym nic właściwie się nie działo.

Dla Noemie też obyło się bez sensacji. Gdy przetruchtała kawałek odkrytego terenu do stacji mogła się w jej wnętrzu schronić przed deszczem. Zastała wewnątrz stacji tylko Frederica który właśnie płacił sprzedawcy przy kasie. Obaj odwrócili głowę ku niej aby sprawdzić kto wszedł do środka.

- Już zapłaciłem, nie musiałaś się fatygować. - powiedział do niej Francuz pokazując głową na wymianę pieniędzy przy kasie. Rozległ się charakterystyczny brzdęk gdy sprzedawca zamknął kasę a naukowiec nie brał rachunku tylko schował portfel do kieszeni gotów wrócić do samochodu. Gdy od sugestii porucznik odeszli od lady kilka kroków dalej spojrzał zdziwiony na ów stojący w oddali czarny samochód. Przez zalane deszczem szyby było widać tylko jakąś osobówkę stojącą na poboczu autostrady. Ale wysłuchał belgijskiej agentki uważnie.

- Nie mam pojęcia kto to mógłby być. Ale z gubieniem ich obawiam się, że wam nie pomogę. Pierwszy raz tu jestem i nie znam okolicy. - przyznał zafrapowany zdając sobie sprawę, że w tej zagmatwanej sytuacji nawet umysł światowej sławy fizyka nie bardzo może pomóc.

- Mogę zadzwonić do tego mojego kolegi w Tuluzie. Tylko nie wiem co to by nam miało pomóc. - powiedział po chwili zastanowienia zerkając pytająco na ciemnowłosą kobietę. - A twój kolega może coś pomoże? - zaproponował wskazując wzrokiem na ich blondwłosego kierowcę jakiego sylwetka majaczyła w samochodzie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-07-2021, 19:15   #380
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Mój kolega? - Noemie przez chwilę przyglądała się profesorowi. - Nie.. obawiam się, że też nam nie pomoże, podobnie jak i telefon do pańskiego znajomego.

Belgijka zamyśliła się na chwilę spoglądając przez okno na stacji w kierunku zaparkowanego auta, w którym siedział Franek. W końcu podeszła do ekspedientki i zapytała czy mają może mapy najbliższej okolicy. Planowała jedną nabyć jeśli będzie taka okazja. Cała ta podróż potwornie ją męczyła. Gdzieś tam z tyłu wisiała nad nimi groźba. Ludzie, którzy podążali za nimi co krok, a z drugiej strony... nic się nie działo.

- Jeśli Pan się zgodzi… może ja teraz poprowadzę. Spróbuje ich zgubić gdy wypatrzę okazję. - Zaproponowała gdy już wróciła do profesora. - Najważniejsze by nie wskazać im drogi do jaskiń bo inaczej ciężka woda zniknie stamtąd szybciej niż my dotrzemy do Paryża.

Jeśli Noemi uda się kupić mapę to zapozna się z nią w aucie szukając ewentualnych dróg w okolicy by zgubić ogon.
Jeśli profesor da Noemie poprowadzić, spróbuje zgubić ogon.

 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172