Jackiem targały silne emocje. Głównie przerażenie i żal. Szczerze żałował tego, co zrobił… Teraz nie mógł uwierzyć, że zdecydował się na tak desperacki krok. Nie chodziło tylko o to, że całe doświadczenie było nieskończenie obrzydliwe - to byłby jeszcze w stanie znieść. Z trudem, ale jednak. Nie przewidział, że ta parszywa kreatura będzie próbowała zakraść się do umysłu. W najgorszych koszmarach nie sądził, że paskudztwo o tak prostej budowie zechce uzyskać świadomość oraz kontrolę nad człowiekiem. Myślał, że po prostu zadowoli się przebywaniem w jego brzuchu. Jakim naiwniakiem się okazał… Jakim głupcem!
Chłopak zmienił pozycję na klęczącą. Przez kilka chwil nie zauważał ani Julii, ani Katii. Jacek zaciskał dłonie na skroniach, tak jakby w irracjonalny sposób próbował zatrzymać rozprzestrzenianie się macek wokół mózgu. Napięte do granic możliwości mięśnie przedramion sprawiały wrażenie, jakby Gołąbek próbował zmiażdżyć własną głowę. Bezskutecznie.
- Julia… Ja chyba… - cedził przez zaciśnięte zęby. - On mnie… Nie wiem czy dam radę… On próbuje…
Nie potrafił jasno wyartykułować tego, co się dzieje. Nie był nawet przekonany, czy sam to rozumiał. Pewny był tylko jednego - że go boli. Także tego, że musi zatrzymać tę obcą inwazję. Z bezsilności zaczął uderzać pięściami w podłogę. Całe to zajście doprowadzało go do szału. Wyglądał tak, jakby próbował zrobić dziurę w ziemi.
Błagania Rosjanki słyszał jak z oddali - niemniej docierały do niego. Pomogły skupić się na czymś. Przypominały dlaczego zdecydował się na połknięcie czerwia. Poszukiwał siły, która pomoże przetrwać im ten koszmar. Jemu, Julii, pozostałym kolegom z klasy. Nawet temu dziwnemu noworodkowi, któremu zagrażała Katia. Gołąbek podniósł się z kolan.
- Katia… Oddam ci te karty… Ale… Zostaw dzieciaka… - wydyszał ciężko, z trudem prostując sylwetkę. Chłopak wyglądał tak, jakby stoczył przed momentem walkę zapaśniczą stulecia. Tak naprawdę pojedynek nadal trwał. Jacek dostał tylko parę chwil przerwy między kolejnymi rundami.
Katia spojrzała na niego nieufnie. Chyba nie miała najmniejszego pojęcia, co sądzić o dziwnym zachowaniu Jacka. Zdawała się tak samo zaskoczona skutkami połknięcia czerwia, jak sam Gołąbek. Mocniej ścisnęła Aaliyę, ale jeszcze nie wypuściła jej z rąk.
- Przywołuj wspomnienia - powiedziała. - Miłe, złe, nieważne. Obrazy. Chodzi o obrazy. Czerwie mają bardzo słabe oczy i widok ludzkiej wizji może go ogłuszy. Dźwięki też powinny zadziałać. Poza tym mnóż, dziel, myśl… Pracuj głową, choć raz - powiedziała Katia. - Jak ci się uda, to zyskasz nad nim kontrolę. Przynajmniej chwilową.
Julia przez cały czas spoglądała to na Jacka, to na Katię. Już chciała krzyknąć, aby Gołąbek jej nie słuchał, ale nie doszukała się w jej słowach żadnej pułapki. Czy to możliwe, że żadnej nie było? Nie mogła w to uwierzyć.
- Najpierw karty - Ceyn wróciła do poprzedniego tematu. - Potem dziecko.
Ulyanova spojrzała na Gołąbka, czekając na jego sygnał.
Jacek skoncentrował zmęczone spojrzenie na czarownicy. Jemu również rada Katii wydała się pożyteczna. Zresztą czy miał lepszą alternatywę? Zawsze mógł wrócić do tłuczenia podłogi lub prób zmiażdżenia własnej głowy.
- Cztery do potęgi szóstej... podzielone przez pięć… - mamrotał pod nosem, sięgając do kieszeni spodni. Zgodnie ze wskazówką Ceynowej próbował zmusić mózg do intensywnego myślenia. Nie szło mu to jednak najlepiej. Nigdy nie był jakimś orłem w matematyce. Prawdę mówiąc ślizgał się z trudem na trójkach. W warunkach polowo-bojowych tym trudniej było mu się skoncentrować.
- Masz - oznajmił rzucając karty tarota pod nogi Katii. - Oddaj... Julii… Dzieciaka.
Nie wiedział czy dobrze postąpił. Zareagował pod wpływem impulsu. Zrobił to w ostatniej chwili, gdyż czerw palił się do kolejnej rundy. Jacek intensywnie potarł skronie i przyklęknął na jedno kolano. Ciałem i umysłem chłopaka wstrząsała pełna paleta nieprzyjemnych doznań. Porzucił działania matematyczne. Zaczął wspominać…
Przez umysł Gołąbka zaczęły przebiegać różne wydarzenia ze szkolnego życia. Zarówno te miłe, jak i nie. Na moment starał się zapomnieć gdzie jest i z czym musi się mierzyć. Zamknął oczy, skupiając się w pełni na chwilach z przeszłości. Oczyma wyobraźni widział, kiedy wyciąga z plecaka tarantulę, którą podrzucił mu Fujinawa. Zaraz potem ponownie smakował obiad u Perenców, po którym znalazł w kurtce liścik od “brzydkiej Marty”, w którym zachwalała jego muskuły oraz dyscyplinę. Miłe komplementy zastąpiła zaraz szydercza twarz Alana. Przypomniał sobie jak wszedł do klasy akurat w momencie, kiedy Wiaderny naśladował jego jąkanie. Poczuł się wtedy jak bezużyteczny frajer. Jedyne co dobrego wynikło z tamtej sytuacji, to rozmowa z Amandą. Zagadała do niego niedługo potem, wymieniła kilka uwag i ładnie się uśmiechnęła. Dopiero teraz dotarło do Gołąbka, że zachowała się tak z litości…
Karuzela wspomnień rozkręcała się w najlepsze. Po Amandzie przyszła kolej na granie z Wiesławem w kościanego pokera. Po paru rzutach kością wizja została wyparta przez chamską gębę Mateusza, ryczącą jak wół “GOŁĄBEK PEDAŁ”. Stamtąd myśli jąkały naturalnie przeszły do Wakfielda i jego osobliwego wyznania. Adam dał mu wtedy jasno do zrozumienia, że chętnie zapozna Jacka z arkanami homoseksualnej miłości. Jacek do dziś był skonfundowany tymi słowami i nastoletniemu umysłowi ciężko było ogarnąć czemu. Kolorowego ptaka zastąpił zaraz na scenie Feliks, oferujący “działkę”. Wzbudził tym jedynie obrzydzenie Jacka.
W końcu przyszła kolej również na Martę Wiśniak. Tutaj rozpoczęła się prawdziwa, umysłowa jazda bez trzymanki... Gołąbek poczuł jak wydostaje się z niego długo tłumiona wściekłość. Nikt w klasie nie wiedział, że chodziła razem z nim na terapię mającą na celu wyleczyć jąkanie. Jej się udało. Jemu nie. Jacek nie czułby jednak żalu, gdyby nie zachowanie Wiśniak. Nie przyznawała się do tej znajomości. Udawała, że nigdy wcześniej nie widziała Jacka na oczy. A wszystko po to, aby móc przebywać w towarzystwie “cool kids”. Bananowej młodzieży, która traktowała ją jak popychadło. Jacek czuł niesmak za każdym razem, gdy widział jak “piękna Marta” ściska różaniec. Zawsze wtedy zastanawiał się, co by powiedział Jezus na jej poczynania. Czuł, że przepełniają go negatywne emocje…
Nagle przed oczami stanęła Jackowi terapeutka. Miała ciepły, pełen zrozumienia ton głosu. Jacek sam nie potrafił zrozumieć dlaczego doprowadzała go tym do szału. Wiedział, że kończą się jej pomysły. Znowu zaczęła delikatnie, niby przypadkiem omawiać, że czasem wady wymowy spowodowane są traumą i w takich przypadkach pomocny może okazać się psycholog. Jacek zacisnął mocno pięści.
- Co ty kurwa nie powiesz… - wycedził przez zęby, z trudem panując nad ogarniającą go agresją. Ani Katia, ani Julia nie mogły wiedzieć z kim rozmawia. Najwyraźniej Jacek odpłynął bardzo daleko do krainy wspomnień…
Wszystko wskazywało na to, że to… działało. Mimo że okoliczności nie były ku temu sprzyjające, Gołąbek myślał, obliczał i rozpamiętywał różne przebyte wydarzenia. Nawet nie wiedział kiedy Czerw umilkł. Oczywiście nie kompletnie. Wciąż tam się znajdował. Chłopak wyczuwał go nie tylko w pełnym żołądku, ale również w głowie. Do jego umysłu dołączyła się druga, bardziej prymitywna świadomość. Przysłuchiwała się myślom i wizjom zsyłanym przez Jacka. Czuła się przytłoczona, ale zarazem zainteresowana… i Gołąbek to zainteresowanie wyczuwał. Ciche, milczące, wyczekujące. Czerw chłonął informacje. Posiadał swoją własną inteligencję i ciężko było stwierdzić w tej chwili Jackowi, jak bardzo prymitywna lub zaawansowana była.
Tymczasem Katia chwyciła karty i uśmiechnęła się szeroko. To nawet nie był nieprzyjemny lub złowieszczy uśmiech, ale Julia i tak mocniej chwyciła ramię Jacka. Tymczasem Ceyn westchnęła głęboko. Na pewno czuła się teraz nieco pewniej, niż jeszcze przed chwilą. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła kredę. Zaczęła rysować okrąg wokół siebie i wypełniać go symbolami. Jacek większości nie znał, ale rozpoznał odwrócony krzyż oraz pentagramy.
- Starczy mi energii na wyleczenie się - mruknęła. - Tak mam nadzieję.
Następnie odwróciła się w stronę Julii i Jacka. Podniosła do góry dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym.
- A wy… nie zbliżać się do mnie! - warknęła.
Najwyraźniej nie przepadała za tą dwójką tak samo, jak oni nie przepadali za nią. Położyła dziecko na zewnątrz kręgu. Julia od razu go odebrała i wróciła na miejsce obok Jacka.
Chciałą pogłaskać go po ramieniu, ale nie mogła ze względu na to, że trzymała niemowlę. Dlatego też po prostu odezwała się.
- Wyglądasz trochę lepiej…? - to zabrzmiało jak niewinne pytanie pełne nadziei. - Znaczy trochę lepiej wyglądasz… tak mi się wydaje - mruknęła pod nosem.
- Ty też niczego sobie - odparł chłopak podejrzanie płynnie. Minę miał taką, jakby wrócił z bardzo dalekiej podróży, ale rzeczywiście wyglądał już przytomniej. Stanął pewnie na nogach i otrzepał nogawki. Wydawał się bardzo… Skoncentrowany. Tak, to chyba było najlepsze określenie na obecny stan umysłu Jacka.
- Lepiej nie wchodźmy Sabrinie w drogę - oznajmił mrużąc oczy w stronę rysującej pentagramy Ceynowej. Widząc, że Julia patrzy na niego nieco zaskoczona, zaraz szybko dodał:
- Sabrina, nastoletnia czarownica. Nieważne.
Jacek niespiesznie schylił się po porzuconą wcześniej siekierę.
Chcesz więcej wspomnień? Ciekawski z ciebie skurwysyn… - przyznał w duchu. Czuł osobliwe zainteresowanie czerwia. Ta atencja niemal mu schlebiała. Gołąbek miał wrażenie, jakby nałykał się całego, narkotycznego asortymentu Feliksa. Pomimo tego, że wyczuwał obecność obcej istoty, nigdy wcześniej nie czuł się bardziej sobą niż teraz. Całymi latami żył w strachu, bojąc się że wściekłość i agresję ma wypisaną w genach. A jednak zdołał opanować umysł! Okiełznał wszystkie negatywne emocje, a sen z autokaru pozostał… Snem. I niczym więcej.
Spojrzał w stronę tulącej niemowlę Julii. Po raz pierwszy czuł, że ma dość bierności. Pierwszy raz czuł, że jest kowalem własnego losu. Pierwszy raz czuł się silny. Jak bardzo silny?
Wystarczająco.
Jacek wyciągnął lewe przedramię, przykładając do niego ostrze siekiery. W nabożnym skupieniu zaczął powoli kaleczyć skórę, ciekaw jak zareaguje ciało…
Poczuł ból. Ale zdawał się nieco przytłumiony. W pierwszej chwili pomyślał, że najwyraźniej zbyt słabo napiera ostrzem na skórę. W rzeczywistości tak wcale nie było. Powłoki ciała okazały się bardziej wytrzymałe na urazy. Kiedy już Jacek przeciął skórę, polała się wąska strużka krwi, ale to wciąż nie bolało zbyt mocno. Najwyraźniej jego odporność na cierpienie również wzrosła. Ostrze cięło głębiej. Chłopak użył chyba nieco zbyt dużo siły, gdyż przeciął tkankę aż do kości.
Wiedział, że to bolało, ale nie był w stanie z tego powodu panikować. Jak gdyby jego własne ciało w jakiś sposób
wiedziało, że to nie mogło sprawić mu prawdziwej krzywdy. Jacek wyciągnął toporek i spojrzał na ranę, którą sobie zadał.
Wtem jednak zdarzyły się trzy rzeczy jednocześnie. Pierwsza była oszałamiająca i nagła. Czerw poczuł przerażenie, które odezwało się zwielokrotnionym echem w umyśle Jacka. PANIKA! PANIKA! BÓL! ZAGROŻENIE! ATAK! PRZEPROWADZONO ATAK! Robal zaczął ponownie walczyć z Gołąbkiem o kontrolę nad ciałem. Wysłał do jego krwioobiegu potok najróżniejszych substancji, które sprawiły, że zmysły i reakcje chłopaka wyostrzyły się. Rana zaczęła się momentalnie regenerować i wnet nie było po niej śladu, nie licząc drobnej blizny. To była ta druga rzecz. Trzecią niespodzianką okazało się zachowanie Julii. Kiedy ujrzała, że bez zapowiedzi Gołąbek zaczął się okaleczać, walnęła go łokciem w skroń.
- Dasz radę, Jacek! - krzyknął. - Nie pozwól mu przejąć nad tobą kontrolę! Ty sil'neye etogo!
Najwyraźniej uznała, że to Czerw kazał chłopakowi zrobić sobie krzywdę. Ten natomiast zaryczał wewnątrz Jacka. Uznał Julię za zagrożenie, które należało wyeliminować...
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=c5NcaVp2-5M[/MEDIA]
Prawdziwą ironią było to, że Jacek miał wszystko pod kontrolą. Dokładnie do czasu, kiedy to Julia postanowiła mu „pomóc”. W okamgnieniu chłopak uzmysłowił sobie, że od dzisiaj nie będzie już jedynym decydentem. Nie, jeśli chodzi o rozporządzanie własnym ciałem. Rosjanka praktycznie nie miała żadnych szans, by wyrządzić Jackowi krzywdę. Z trudem przecież sam przeciął rękę! Czerwa jednak to nie interesowało. Osobliwy byt, który zamieszkał wewnątrz chłopaka najwyraźniej nie znał litości i nie kierował się rozsądkiem. Nie obchodziły go szczegóły. Ktoś podniósł właśnie rękę na jego gospodarza i musiał zostać czym prędzej ukarany. Najlepiej zniszczony. Gołąbek nawet nie zdążył jeszcze pojąć dlaczego Julia uderzyła, a już jego wolna ręka zdążyła wystrzelić w stronę dziewczyny.
W ostatniej chwili Jacek zdołał nakłonić lewe ramię do kooperacji. Zamiast z całej siły uderzyć Julię pięścią, chwycił ją za gardło i przycisnął do ściany. W głowie Gołąbka toczyła się tak zacięta walka między udziałowcami, że zaciśnięte zęby chłopaka zaczynały trzeszczeć. Czerw nie był zadowolony. Udaremniono jego zamiary. A tak konkretnie to plan urwania Rosjance głowy. Nie zamierzał łatwo odpuszczać. Dłoń Jacka nadal znajdowała się na krtani ofiary. Czuł, do czego namawia go piekielna istota. Czerwia zadowoliłoby kilka rozwiązań. Udusić Rosjankę? Wybornie. Tłuc jej głową o ścianę aż zamieni się w krwawą miazgę? Wyśmienicie! Wyrwać krtań? Jeszcze lepiej!
Jacek zamknął oczy. Nie mógł dłużej patrzeć na przerażone oczy Julii, przyciskającej do piersi płaczące dziecko. Tak bardzo chciał, aby ktoś go powstrzymał… Mięśnie nastolatka napięły się do granic możliwości. Zginacze dążyły do zmiażdżenia gardła Julii, podczas gdy prostowniki próbowały im się rozpaczliwie przeciwstawić. Walka przestała się toczyć jedynie w kończynach, a zaczęła również w umyśle. Jacek po raz kolejny przywołał wspomnienia.
Próbował myśleć o czymś miłym, licząc że to złagodzi zapędy czerwia. Nie był jednak w stanie. Bardzo szybko myśli chłopaka stały się równie brutalne, jak toczące się w chatce zajście. Zamknął oczy, by nie widzieć jak krzywdzi Julię, tylko po to by ujrzeć jak własny ojciec robi to samo z matką. Był to jeden z tych razów, kiedy wpadł we wściekłość. Ulegał jej nad wyraz łatwo i z byle powodu. Nie musiał być nawet pijany. Jacek nie pamiętał o co chodziło tamtego razu. Zresztą miał wtedy tylko dziesięć lat, więc niewiele rozumiał. Tylko tyle, że tatuś krzywdzi mamusię, więc rzucił się na ratunek. Chłopiec nie miał zbyt dużych szans z krzepkim mężczyzną, więc mógł jedynie bezsilnie próbować wywrócić ojca, napierając całym ciałem na nogę kata. Do czasu aż poczuł silne uderzenie w tył głowy i świat zawirował. Słyszał jeszcze tylko histeryczne krzyki. Zdecydowanie dużo krzyków – żeńskich i męskich.
Kiedy otworzył oczy, opierał się ramionami o ścianę i ciężko dyszał. Niemowlę nadal płakało. Julia leżała na ziemi. Jacek patrzył z niedowierzaniem w oczy dziewczyny. Wciąż malowało się w nich przerażenie. I coś jeszcze.
Życie.
Jacek zatoczył się do tyłu i ciężko upadł na podłogę. Prostowniki wygrały.