Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2021, 20:38   #131
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Trigger warning / wyzwalacze: Groźby gwałtów, molestowanie, tortury,wspomnienie mart

Ostrzeżenie Trigger warning / wyzwalacze: Groźby gwałtów, molestowanie, tortury. Wspomnienie martwych dzieci. Postać nie jest mną a jej poglądy nie są moimi.
________

Kiki spojrzał z czystą nienawiścią w oczach na kobietę zwaną kiedyś Erynnis niegdyś taką nienawiścią mógł obdarzyć jedynie biologicznych rodziców teraz dołączyła do nich trzecia istota.
- TY GŁUPIA SUKO! CZY TY MASZ POJĘCIE ILE RAZY MODLIŁEM SIĘ O ŚMIERĆ?!! - Krzyknął na uwięzioną niemal zdzierając sobie gardło.
- Czy ty wiesz ile cierpienia w świecie ludzi? Ile osób umiera z głodu? Ile zdycha na raka ?! - Krzyczał już o parę tonów ciszej. Cały spokój który uzyskał wyparował jak sen złoty. - Czy ty wiesz na co skazał mnie ten twój gest? Pewnie myślisz że jesteś wspaniałomyślną bohaterką, co?! Że cierpisz za radość niewinnych dzieciaczków które mają szczęśliwe życie? To może opowiem ci jaką sielankę rodzinną przeżyłem dzięki twojej decyzji, co ty na to? - Uśmiechnął się zimno pytanie zadał spokojnym tonem.
- Ojciec macał mnie po przyrodzonym mieczu od 7. wiosny życia i zmusił żebym robił mu to samo oraz wiele innych okropieństw, których nie powinno doświadczyć żadne dziecko… Jedyna miłość jakiej doświadczyłem w życiu to sprzeczne z naturą chucie jego oraz innych mu podobnych dorosłych. Moja Matka to zimny głaz bez emocji i sumienia jestem dla niej tylko rzeczą, którą należy wykorzystać aby zyskać bogactwo oraz luksusy a potem zabić! Myślałem że znalazłem miłość w twoim bracie ale ten kłamca tylko łamał moje serce i pewnie umierał ze śmiechu nad moją ludzką głupotą i naiwnością! Jej wysokość jest dla ciebie zbyt łaskawa! Gdyby to ode mnie zależało nigdy nie odzyskałaby wolności! W twych oczach jest za mało udręki! Gdybym mógł sam bym ci je wydłubał gołymi rękami, ty naiwna kurwo niedojebana! Nie masz zielonego pojęcia co odebrałaś mnie i mojemu niedoszłemu rodzeństwu! Nie masz świadomości ile cierpienia jest w ludzkim istnieniu! - Chciał mówić spokojnie z zimną furią ale pod koniec znów wstrząsnęła nim złość i zaczął wydzierać mordę.

Znów potrzebował muzyki słowa same do niego przyszły zaczął śpiewać emocjonalny szczyt piosenki “Rose’s turn” z musicalu Gypsy jedno z najlepszych przedstawień załamania nerwowego w historii tej formy artystycznej.

Tym razem było jednak inaczej dostroił się bardziej do magii Arkadii a może to kraina snów dostraja się do niego ? Oczy zaczęły mu nagle zmieniać kolory na wzór włosów jakby był postacią Mary Sue z kiepskiego fanfika dwunastolatki. W tle zaczęła rozbrzmiewać muzyka ale nie mogli to być paziowie bo brzmiało to jak pełna orkiestra. Rzeczywistość stawała się musicalem do tego głos mu się zmienił, na jawie nigdy nie mógłby osiągnąć tych rejestrów, lecz w tym królestwie snu i ułudy miał głos którego pozazdrościłby największe gwiazdy, taki na jaki w swoim mniemaniu zasługuje. Był skrzyżowanie głosu Patti LuPone, Sass Bette Midler, emocje Imeldy Staunton oraz jadu Elaine Stritch :


Why did I do it? What did it get me?
Cheering them on, being there best friend
Give 'em love and what does it get you?
What did it get me?
One quick look as each of 'em leeeft me!
All your life and what does it get you?
Thanks a lot and out with the garbage
They take bows and you're battin' zero!

Nie dotknął zbrodniarki palcem ale tańcem wyrażał swoją furię pokazywał że gdyby od niego to zależało rozerwał ją na strzępy roześmiał się szaleńczo niepokojący ton w muzyce podkreślił jego niebezpieczny rozstrój emocjonalny. Tupnął trzy razy a przed nim wyrosły wysokie róże czarne jak bezgwiezdna noc!
Róże o czarnych płatkach kojarzone są negatywnie z wydarzeniem, którego nadszedł kres. Symbolizują koniec miłości między dwojgiem ludzi, ale jednocześnie zapowiadają znaczące przemiany w przyszłości. Były końcem kłamstwa które sprzedał mu Feliks a początkiem jego zemsty a chuj nie docenił Adama! Jego królowa była kreatywną istotą w tej kwestii, ale długowieczni nie doceniają ludzkiej kreatywności wynikającej z krótkiego żywota oraz silnych emocji.
Kiki wyrwał róże z podłoża i dzięki dream logic splótł je w baton zaczął nim robić tricki śpiewając dalszą część utworu na jawie takie skrzyżowanie nie byłoby możliwe lecz to nie była jawa:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9humJeYW4To[/MEDIA]

I had a dream, I dreamed it for you Felix
It wasn't for me, Ester!
And if it wasn't for me then where would you be
Miss Pagan Marta Perc ?!
Gangway world get off of my runway
Starting now I bat a thousand
This time boys I'm taking the bows and
Everything's coming up Adam
Everything's coming up Addamus
Everything's coming up KIKI, this time for me?
For me?! for me! for me, for me, for me, for meEEEEEeeeeEEE!!!

Ukłonił się przed królową, następnie padł przed nią na kolana wyciągając w jej stronę Baton potrójnej czarnej róży. Kiedy przemówił jego głos brzmiał odmiennie oczywiście nie mógł się umywać do melodyjności Tytanii ale brzmiał głębią radiowego narratora z telewizyjnych reklam amerykańskich w latach 50tych. W jego głowie pojawiły się nowe słowa sam nie wiedział skąd zna ich znaczenie, może to jego koneksja z Arkadią? A może, wróciły do niego wspomnienia z dzieciństwa?

- Dzięki niech ci będą za ten asiling* o najwspanialsza i najłaskawsza z Adrien** twoje piękne Annun*** po raz kolejny ratuje mą duszę oraz wspomaga mnie swoim ciepłem. Wszystko w świecie ludzi jest jeno bladą poświatą wiem że nigdy nie osiągnę takiego piękna i wyżyn artystycznych których doznałem podczas mej krótkiej wizyty tutaj ale potrzebuje wrócić do świata szarzyzny i cierpienia. Adrien Pyrgus jest umierający od ran które zadało mu staropolskie bóstwo natury Trójgłów ani ja ani on nie jesteśmy winni tego że nas złączono, grupa satanistów zebrała nas w jednym miejscu żeby rozbić magiczną barierę i pokonać swoich odwiecznych wrogów ale są dyletantami którzy nie docenili sił wroga - Wróciła do niego większość wspomnień.

- Pani krzyczałem o pomoc ponieważ pragnąłem mocy aby uzdrowić Feliksa oraz inną istotę ludzką zwaną Mają która została wykorzystana i zraniona w podobny sposób. Potrzebuje mocy aby przeciwstawić się tym obcym siłom. To się nie zmieniło mimo tego czego się dowiedziałem nadal coś czuje do wygnanego księcia, lecz oprócz miłości czuje do niego coś czego wcześniej nie czułem choć mnie o to prosił i z całej siły próbował mnie odepchnąć może dlatego że wyczuwał moją koneksje z Arkadią i zbrodnią jego siostry ? CZUJE CHĘĆ ZEMSTY - Teraz gdy wszystko sobie przypomniał w jego wzroku pojawił się zły błysk.

- Pyrgus zrobił sobie ze mnie zabawkę na przemian rozkochiwał mnie w sobie żeby potem łamać moje serce oraz dręczyć umysł. Jego siostra skazała mnie na cierpienie i pozbawiła piękna istnienia tutaj nie śmiałbym podważać twej woli o najmądrzejsza lecz może mógłbym zaproponować dodatek do twego wyroku który pozwoliłby mi wywrzeć moją osobistą zemstę na obojgu? Niech Pyrgus zostanie więźniem w świecie ludzi! Niech będzie uwiązany ze mną ciągle mi mówił że pragnie spokoju że niszczy życie innych, czemu ma wracać po odzyskaniu tych dusz? Jasne niech jego siostra odzyska wolność ale gdyby tak sprawić żeby dożył stu ziemskich lat zanim będzie mógł tu powrócić? Gdy złamał mi serce i umysł mówił mi że nie wytrzyma tego mojego poszukiwania rozgłosu, że pragnie spokoju oraz bycia ze swoją siostrą! Zapewniam cię najwyższa z Adrien Tytanio że będzie cierpieć i będzie moim trofeum ta świadomość przysporzy więcej cierpienia tej zbrodniarce. - Roześmiał się histerycznie ta zemsta była bardziej okrutna niż to co obmyślił wobec rodziców może sam miał rys psychopatyczny?

- Mam jednak świadomość że proszę o wielki Boon co mógłbym zaoferować w zamian? Życie pierworodnego jak w klasycznych legendach? Chciałbym mieć kiedyś dzieci i być dobrym ojcem ale to nie problem spłodzić dziecko które umarło by żeby odpracować to co mnie ominęło. Nigdy nie skrzywdziłbym, dziecka bo mnie skrzywdzono za mocno, ale wiem że pod twoją opieką byłoby szczęśliwsze niż na ziemi. Problem Królowo w tym, że Książe Pyrgus wykonuje twój rozkaz niechętnie nie ma teatralnego rozmachu, robi to co musi ale jest minimalistą! Ja mógłbym dosypać księżycowy pył do nowego napoju dla dzieci, wynajdywać nieco starsze dzieciaki podobnie jak niegdyś ja skrzywdzone przez rodziców, które nie marzą o niczym jak opuszczenie swych znękanych gwałtami ciał i zapomnienia jakie daje ten piękny wymiar! Mogłabyś Pani ich przesiewać podczas Asilingów wybierając tylko najbardziej obiecujące jednostki reszta budziłaby się z przyjemnego snu. Mógłbym podawać ten środek gwiazdom kina i teatru utalentowanym śmiertelnym muzykom bo większa szansa że ich dzieci odziedziczyły ten potencjał niż sprzedawanie narkotyków na chybił trafił jak czyni to Feliks. To tylko kilka pomysłów które wyrzucam z siebie teraz na szybko, Matka w swym szaleństwie i bezwzględności nauczyła mnie myśleć w ten sposób jeżeli taka twoja wola Pani mogę spróbować otworzyć w świecie śmiertelnych przejście dla twych poddanych aby jak dawniej tańczyli wśród śmiertelnych, coś mi mówi że idę wielkie zmiany mam przeczucie że wielu ludzi będzie chciało uciec od rzeczywistości choć nie wiem skąd ale wyczuwam jakimś szóstym zmysłem że nadchodzi mrok… Pozwól Królowo abym skorzystał z niego na twą chwałę zawrzyj ze mną pakt i pozwól abym mógł być katalizatorem dla renesansu ludu Mooinjer Veggey - błagał. Chciał być Czarnym Piotrusiem, Pipie Piper prowadzącym legiony skrzywdzonych dzieci z dala od wrogiego świata wykorzystującego je dla własnej satysfakcji, aby dać innym to co jemu samemu zostało odebrane. Dziecięcą Krucjatę przeciw złu!

Titania nie przeszkadzała Adamowi. W tym wymiarze miała czasu pod dostatkiem, nie było więc najmniejszej potrzeby, aby przerywać występ Wakfielda. Albo jego słowa. Zdawała się nimi naprawdę zainteresowana. Wydawała się zaskoczona tym, jak mocno potępił działania Erynnis, ale bardzo jej to odpowiadało. Nawet uśmiechnęła się i skinęła głową z aprobatą. Tymczasem siostra Feliksa jęknęła przeciągle i chciała coś powiedzieć, ale kiedy otworzyła usta, nagle zgięła się z bólu i upadła na ziemię. Królowa przez chwilę spoglądała na jej mękę, po czym przeniosła wzrok na Adama.

- W porządku, mój drogi, proszę nie rozpędzajmy się - powiedziała. - Widzę, że sercem jesteś jednym z nas. Ale ciało masz wciąż człowiecze. Niestety jest już za późno, abyś dołączył do Mooinjer Veggey w standardowy sposób. Jedynie duch noworodka jest w stanie to uczynić. Natomiast ty żyłeś już wiele lat na Ziemi jako człowiek i zdołałeś poznać ból i cierpienie. To sprawia, że nie mogę w tobie rozbudzić naturalnej cząstki Fae - powiedziała.
Zamilkła na moment i zastanowiła się. Następnie podeszła do Adama i odebrała mu jego różaną batutę. Przesunęła po jej powierzchni długimi, smukłymi palcami. Wnet jej koniec zmienił się w ostre, żelazne ostrze.
- Co nie znaczy, że nie możesz stać się czymś jeszcze innym. Otóż po przebiciu serca Mooinjer Veggey żelazem i spróbowaniu krwi… można ukraść ofierze wielką moc. Oczywiście potępiam to i nie przyzwalam na to - powiedziała i mrugnęła do Adama okiem. - Gdybym ci to zaleciła, zerwałabym moją umowę z Pyrgusem, co byłoby nie do zaakceptowania. Śmierć Erynnis, nigdy bym na to nie mogła pozwolić. Więc jeżeli miałoby to miejsce, to zdarzyłoby się jedynie poza moją wiedzą - uśmiechnęłą się słodko do Adama.

Po czym podała mu żelazny oręż.
- Nie mogę zachęcać cię do zemsty… Ale ty już jesteś zachęcony. Nie powiem ci, żebyś teraz się zemścił… ale przyznam, że miałbyś na to świetną okazję. Muszę udać się na moment po kielich miodu pitnego. Moje usta zrobiły się suche od tych wszystkich wypowiedzianych słów. Pozwól, że zostawię was teraz samych - powiedziała.

Zanim Adam zdążył zareagować, przeszła przez drzwi, które znów zamknęły się za nim. Chyba wypowiedź Wakfielda sprawiła, że naprawdę gorąco zapragnęła śmierci Erynnis, skoro zrobiła wszystko co mogła, aby Kiki mógł ją jej zadać.
Adam spojrzał się na ostrze i na wróżkę.
- Mógłbym to zrobić i wszystkie moce mi świadkiem że na to zasługujesz ale śmierć byłaby dla ciebie ulgą w cierpieniu a ty powinnaś cierpieć… Choć cię nienawidzę, nie zrobię tego, bo zbytnio kocham twego brata oszusta. Chcę żebyś, zapamiętała tą chwilę na całe życie gdy ten który miał wszelki powód żeby odebrać to co przez ciebie utracił darował ci twoje marne życie wróżko… Mam wrażenie że nawet jakbym to zrobił trafiłbym na dwóry Zimowy albo Jesienny bo po takiej zbrodni na pewno nie przyjęto by mnie do Wiosennego a naprawdę nie jest mi do twarzy w zimnych czy ziemistych barwach. Zresztą twój brat zgodził się wziąć na siebie twoją karę więc i to uszanuje… Nie martw się nie zamierzam go mordować. Taki dziwny ze mnie osobnik że mimo tego że sam doświadczyłem cierpienia nie lubię męczyć fizycznie innych dziwne co nie? I takie nieludzkie nie sądzisz ? - Monologował szeptem kucając nad wróżką.
Uniósł jej głowę aby spojrzeć jej w oczy.
- To że nie zamierzam cię zabić nie zmienia faktu że ja i twój brat oraz nasi przyjaciele jesteśmy w czarnej dupie. Chce od ciebie dwóch rzeczy po pierwsze skalecze ci palec i wyssę trochę krwi skoro krew z serca potrafi coś dać to z palca wskazującego też powinna czyż nie ? Po drugie chcę cię pocałować w legendach pocałunki nimf i wróżek miały mistyczną moc a nawet jeżeli nie mają to dawno nie całowałem dziewczyny a ty jesteś mi winna o wiele więcej twój brat tylko mi obiecuje swoje ciało ale potem ucieka w objęcia śmierci. Nie zamierzam ci niczego odbierać siłą ale jeżeli masz w sobie jakąś cząstkę magii to lepiej się nią podziel, bo inaczej on zdechnie w świecie ludzi a ty zostaniesz tutaj na zawsze… No chyba, że jełop ma jakąś wersję reinkarnacji? Nie zamierzam cię jednak do niczego przymuszać jeżeli ci to pasuje mrugnij powiekami dwa razy. Mnie gwałcono ale ja nie jestem gwałcicielem nawet jeżeli w grę wchodzi tylko pocałunek… Potem spróbuje sam siebie ukłuć w palec mam nadzieje że to zbudzi mnie z magicznego snu bo Królowa raczej nie będzie zachwycona kiedy nie skorzystam z jej wspaniałomyślnej oferty… Fajnie byłoby zatrzymać tą magiczną batutę na te wszystkie inne magiczne koszmary które próbują nas zabić w świecie realnym - Kiki najwyraźniej kochał dźwięk swojego głosu i cieszył się z okazji do monologowania w świecie gdzie czas nie gra roli.
Nie czuł, się dobrze, z myślą o odebraniu życia innej istocie z zimną krwią a po wysłuchaniu Tytanii miał wrażenie że jej oferta ma drugie dno które by mu się nie spodobało. Mógł mieć tylko nadzieję że fairy formerly known as Erynnis da radę wynagrodzić go jakąś cząstką mocy bo inaczej wątpił w swoje szanse przetrwania w Rowach.
Chwilę namyślał się nad swoim planem po czym, pokręcił głową i boleśnie ścisnął policzki wróżki tak jak ojciec nieraz robił to jemu.
- Wiesz co Złotko ? Jestem dla ciebie zbyt łagodny, nie wiem czemu, tyle osób nie rozumie że śmierć jest wyzwoleniem? To koniec udręki, a nie odpowiednią karą! Dawno temu, mogłem zabić rodziców układałem nawet plany na ten temat... Zrozumiałem jednak, że gdy będą żyli będą mogli cierpieć. Mam nawet pomysł, żeby wynająć gangi więzienne żeby codziennie ich biły i gwałciły oraz upewniły się że nie odbiorą sobie życia. Pociesza mnie że tyle, cierpiałaś za moje krzywdy ale zamiast cię zabijać wolałbym, aby zesłano cię do świata śmiertelnych żebyś musiała być tanią dziwką i musiałabyś rodzić martwe dzieci dopóki nie wyrównasz rachunków za twoją kradzież - W oczach Adama zapalił się zły blask a na twarzy wypełzł uśmiech który by go przeraził gdyby spojrzał w lustro bo był tak podobny do tych które widział na twarzach swoich oprawców.
- A może zaczniemy już teraz ? Mógłbym cię tutaj rozkraczyć i posiąść nie zajęłoby mi to dużo czasu bo twój brat cały dzień wodzi mnie za fiuta obiecankami i zabrał mi możliwość wyżycia się na chętnym starym pierdzielu. Może nawet zaszłabyś ze mną w ciąże co skróciłoby twoją karę co o tym myślisz? Pół Wróżka pół człowiek zupełnie jak w operetce “Iolanthe.” Poczułabyś choć jedną setną tego cierpienia które ja przeżyłem przez ciebie! - Na samą myśl tej sytuacji dostał wzwodu. Po chwili, jednak pokręcił głową i westchnął.
- Nie jestem i nie będę gwałcicielem ale wciąż należy ci się jakaś kara z mojej strony, śmierć byłaby za łatwa i zbytnio ulżyłaby ci w cierpieniu... Już wiem! Obetnę i zjem palec wskazujący twojej ręki. Nie jestem głupi, legendy mówią żeby nigdy nic nie jeść oraz nie pić w Krainie Wróżek bo utknie się tu na zawsze czyż nie ? Może tu się kryje podstęp Królowej Tytanii ? Jeżeli wypiłbym krew z twojego serca zostałbym uwięziony? Niektóre legendy mówią że mięso syreny zapewnia nieśmiertelność może mięso wróżki da mi moc której potrzebuje aby przetrwać ? W tej kwestii nie dam ci wyboru bo możliwe że odebranie posiłku siłą pozwoli mi uniknąć klauzuli Wróżkowego Daru o którym mówią legendy? To będzie moja kara dla ciebie i wieczna po mnie pamiątka mam nadzieje że grasz na harfie albo flecie. W tym, czasie pomyśl czy chcesz mi ofiarować jakąś cząstkę swojej mocy poprzez pocałunek… Pamiętaj o tym, że twój zdradziecki brat właśnie umiera w świecie śmiertelników, jeśli nie pomożesz mi tam wrócić i go uratować zostaniesz tutaj na zawsze - Uśmiechnął się bardzo brzydko i puścił wreszcie głowę Erynnis która zapewne będzie miała siniaki na policzkach od tak długiego ściskania.
Siłą rozprostował jej prawą dłoń następnie schował wszystkie palce poza wskazującym przymierzył do niego ostrze i zaintonował piosenkę - “Believe me, if all those endearing young charms, Which I gaze on so fondly to-day, Were to change by to-morrow, and fleet in my arms, Like fairy-gifts fading away…” - Była to ponad dwustuletnia pieśń wyrażająca miłość do małżonki która popadła w depresję po tym, jak ospa oszpeciła jej twarz zapewnienia męża wyrażone w tymże utworze pomogły jej wrócić do normy. W wykonaniu Adama brzmiały jednak jak groźba.
Większość ludzi kojarzyła melodie z kreskówek Looney Tunes gdzie powodowała wybuch instrumentów. Tam gdzie powinna nastąpić eksplozja Kiki wziął zamach, chcąc odciąć palec!
Zamierzał wsadzić go sobie w usta, połknąć bez żucia i zacząć ssać krew aby połknąć jak najwięcej z esencji wróżki. Od najmłodszych lat zmuszano go do przełknięcia różnych obrzydliwości zaczynając od spermy której smak nauczył się lubić a kończąc na fekaliach czego nienawidził i nie zamierzał powtórzać ale wyrobiło to w nim pewną tolerancję oraz umiejętność powstrzymywania odruchu wymiotnego połknięcie kawałka ciała i odrobiny krwi nie powinno być wielkim problemem.

Odcięcie palca jednak nie było aż tak proste, jak wydawałoby się z początku. Adam nie miał tasaka, a jedynie szpikulec stworzony przez Titanię. Uderzył nim bardzo mocno w palec Erynnis, a ta wierzgnęła, ale nie miała siły się bronić. Nawet nie mogła wyszarpnąć swojej ręki. Krzyknęła głośno, a w jej oczach pojawił się ból. Zdawał się jeszcze mocniejszy od strachu. Z każdym kolejnym słowem chłopaka dziewczyna bała się coraz bardziej. Adam nie przywykł do tego. Zazwyczaj to on był ofiarą. W ten czy inny sposób. Teraz natomiast został zamknięty w pomieszczeniu z siostrą Feliksa, która nie mogła w żaden sposób się bronić. A na dodatek… wiedziała o tym dobrze. Wakfield sprawiał wrażenie psychopaty. Groził, że ją zgwałci, zapewni los gorszy od śmierci, okaleczy, mówił o tym, co działo się z jej bratem… a na dodatek jeszcze w międzyczasie śpiewał. Z jej oczu polały się gęste łzy, kiedy Adam zaczął ją katować. Raz za razem uderzał szpikulcem w dłoń Erynnis, miażdżąc jej paliczek, rozcinając skórę… Aż dziwiło, jak wiele krwi mogło wydobywać się z takiego palca. Wakfield słyszał odgłoś łamanej kości. Erynnis płakała i wrzeszczała. Miotała się, ale nieskutecznie. Zaklęcie Titanii wciąż ją mocno pętało i była skazana jedynie na łaskę lub niełaskę Adama.
Minęło kilka minut, aż wreszcie Wakfield zdołał oderwać palec od reszty ciała… Sama Erynnis natomiast była na skraju przytomności. Bez wątpienia zaczęła ją tracić.
Adam sam był zdziwiony że nie poczuł potrzeby zatrzymania się, sądził że jest inną osobą, która podejmuje lepsze decyzje ale prawda była taka że upajało go poczucie władzy i kontroli nad sytuacją. Z szaleństwem w oczach zlizał wszystkie krople krwi z ziemi potem scałował wszystkie łzy.
- Mnie nikt nie słuchał gdy krzyczałam i płakałam, wszystko przez ciebie, ty zmieniłaś mnie w potwora! You Reap what you sow no good deed goes unpunished my Dearie hahahha! Jedyny powód dla którego żyjesz to twój brat - Nienawiść którą do niej czuł wcale nie zgasła jej cierpienie nie poruszyło jego serca. Może miał w sobie więcej z matki niż chciał sam przed sobą przyznać ? Powtarzał sobie że nie skrzywdziłby jej gdyby nie skazała go na piekło…. Ale sam nie wiedział czy aby była to prawda ?

Wbrew temu co wcześniej obiecał uniósł jej głowę i złożył na jej ustach brutalny policzek aby posmakowała własnej krwi i łez a potem przegryzł dolną wargę aby niczym wampir wyssać z niej jeszcze odrobinę posoki.
Po tym, wszystkim poczuł się odrobinę usatysfakcjonowany i połknął palec miał nadzieję że poczuje jakąś przemianę jeżeli nie to będzie musiał jednak przebić jej serce.

____
Słowniczek terminów Fey

* Senny trans zesłany przez wróżki
** High queen of elfs
*** Kraina Faerie

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 22-02-2021 o 20:46.
Brilchan jest offline  
Stary 22-02-2021, 20:52   #132
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Przejechał człowieka, przejechał człowieka. Czuł się nieswojo, jak wtedy kiedy zaatakował tamte wiedźmy. Ale potem widok Marty wszystko odmienił... Flashback

Beyond the horizon of the place we lived when we were young
In a world of magnets and miracles
Our thoughts strayed constantly and without boundary
The ringing of the division bell had begun


Zrobił zamach i uderzył pięścią w lalkę, porcelanowa twarz rozprysła się na wszystkie strony. Zawsze była lalką, w szkole udawali że się nie znają, mogli być ze sobą tylko jak nikt się nie patrzył. *

Zacisnął powieki, a kiedy je otworzył wizja zniknęła, zaczęły go boleć dłonie tak ja wtedy w autobusie, jakby się pociął papierem. Co się dzieje? Do tego ten rysunek... Oddychaj stary, oddychaj.
Breathe in, breathe out
Breathe in, breathe out
Breathe in

To był jego rysunek, był tego pewien, w świetle padającym z tyłu rozpoznał że to był jego ostatni szkic, zrobiony w polu, z autobusem wśród ziemniaków i wszystkich zebranych wokół niego. Prawie wszystkich, nie było tam Marty z klasy, a Słonicka była tylko kropką nad linią symbolizującą początek lasu. Miał go jeszcze dokończyć, drzewka i tego typu cienie, ale nie zdążył.
-Dawaj - przechwycił rysunek od Feliksa nie bardzo myśląc że nazwał to mapą. Piotrek, Olga, Ceyn, Mateusz, Ala... Wiesław i Adrian, Marta... Marta...

Tied to a wheel, our fingers got to feel
Bleeding through a tourniquet smile
Spinning on a whim, a slide to the right
I felt you like electric light
For our love
For our fear
For our rise against the years and years and years
**

Oni nie żyją, nie żyją, wiedział to, po prostu, Piotrek był maźnięty i nie żył, Marta tak samo. Miał mętlik, prawa ręka z rysunkiem mu się trzęsła. Do tego te wizje, jakieś porcelanowe lalki, kość wyłażąca z uda...

Ringing od Division Bell has begun

-Oni nie żyją. Olga już nie żyje. - powiedział to z takim spokojem w głosie, że sam się siebie przestraszył. Czuł pustkę, mówiącą mu gdzieś w środku „Oni nie żyją. Aha. Skup się na drodze, Franz***” Czuł się jak ci żołnierze z „Helikoptera w ogniu”, gdzie wymęczeni tkwili otoczeni w nocy w budynku, a kolejny z nich zginął. Ale się nie poddali. - Jadę w miasto, za rzekę. Jak najdalej od ośrodka.
Oldze już nie pomogą, kretynka do końca musiała stawiać na swoim. A ty co teraz robisz? - zapytał sam siebie - jedziesz kradzionym wozem z rannymi, przejechałeś człowieka, zamordowałeś starszą kobietę... Wiedźmę! - nakrzyczał sam na siebie.
Reszta na szczęście tego nie słyszała, gadał tylko w swojej głowie.

Ringing o Division Bell has begun

- A to nie jest mapa, to nam pokazuje kto już nie żyj... - gwałtownie odruchowo zahamował przed Martą Perenc która pojawiła się przed maską z powietrza.

* patrz post #20 ([Horror: 18+] Rowy Krwią Płynące) (sen)
** Bush - Machinehead (fragment)
*** Franz Mauer z "Psów"
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 24-02-2021, 18:34   #133
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację

Przemyślenia

Adam zaczął płakać usiadł na tyłku, bo dotarło do niego, co zrobił - Kurwa mać! Jestem przemocowym chujem do kwadratu! Ain't I the fucking cliché? Wykorzystywany dzieciak korzysta z pierwszej lepszej okazji żeby wyżyć się na kimś innym! Shit! Zatopiłem wszelkie szanse, jakie miałem z twoim bratem wiesz? Ale kurwa, czemu tylko ja mam wybaczać? Mam wybaczać jemu kłamstwa, to, że bawił się mną jak wszyscy inni? To, że mnie truł? Ja rozumiem, że mogę nie być w jego typie, ale kurwa no nie wierze, że można żyć parę setek lat, jako vanila hetero! How fucking, lame is that shit! - Adam nie był pewien czy ktokolwiek go słyszy ani czy wróżka w ogóle jest przytomna.

- Nie zrozum mnie źle! Ja rozumiem, że tobie się wydaje, że jesteś świętą! Nie jestem głupi znam legendy wiem, że macie tu niewolnictwo, pewnie wszystko jest w chuj brzydkie a iluzje pierdolą mi z głową, ale wiesz, co? Nie żałuje tego, co zrobiłem! Nie mówię, że nie zachowałem się jak ostatni skurwysyn syn gwałciciela, bo to, co ci zrobiłem też opiera się na władzy i kontroli, więc to jest to samo, co gwałt! To, co przez ciebie przeżyłem mnie nie usprawiedliwia, to, co ci zrobiłem jest straszne i mroczne a ja jestem potworem, ale do kurwy nędzy, czemu tylko ja mam cierpieć?! Czemu ja mam być tańczowym wyrozumiałym świętym, na którego wszyscy we wszechświecie srają?! E. źyjesz tylko, dlatego że Felix Perceivable czy jak tam książę się zwie zdechłby gdybyś nie była jego damsel in distress do uratowania. To, co tu zrobiłem to kara dla was obojga - Wyjaśniał próbując nadać światu sprawiedliwość i wprowadzić weń własny porządek.

- A wiesz, co jest najgłupsze? Gdyby powiedział mi, że jest wróżkiem, który potrzebuje uczynić masę ludzi bezpłodnych żeby uratować swoją siostrę, która oddała moją duszę w ręce gwałciciela i wariatki to ja bym mu kurwa pomógł! Oddałbym dla niego wiele! Oczywiście, sądziłbym, że po prostu jest, otterkinem z popierdoloną historią, ale bym mu pomógł! Bo wiesz, co? On NAPRAWDĘ jest chujowy w rozprowadzaniu tego księżycowego pyłu. Pewnie będzie chciał mnie zabić za to, co ci zrobiłem... Ale jeżeli mi pozwoli to kurwa ja cię stąd wydostanę, bo on nie ma zupełnie Pena, che ani flare for the dramatic! Chyba te wszystkie stulecia zabijają w was kreatywność nie sądzisz ?
 
Brilchan jest offline  
Stary 24-02-2021, 19:21   #134
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Z udziałem Ombrose

Jackiem targały silne emocje. Głównie przerażenie i żal. Szczerze żałował tego, co zrobił… Teraz nie mógł uwierzyć, że zdecydował się na tak desperacki krok. Nie chodziło tylko o to, że całe doświadczenie było nieskończenie obrzydliwe - to byłby jeszcze w stanie znieść. Z trudem, ale jednak. Nie przewidział, że ta parszywa kreatura będzie próbowała zakraść się do umysłu. W najgorszych koszmarach nie sądził, że paskudztwo o tak prostej budowie zechce uzyskać świadomość oraz kontrolę nad człowiekiem. Myślał, że po prostu zadowoli się przebywaniem w jego brzuchu. Jakim naiwniakiem się okazał… Jakim głupcem!

Chłopak zmienił pozycję na klęczącą. Przez kilka chwil nie zauważał ani Julii, ani Katii. Jacek zaciskał dłonie na skroniach, tak jakby w irracjonalny sposób próbował zatrzymać rozprzestrzenianie się macek wokół mózgu. Napięte do granic możliwości mięśnie przedramion sprawiały wrażenie, jakby Gołąbek próbował zmiażdżyć własną głowę. Bezskutecznie.

- Julia… Ja chyba… - cedził przez zaciśnięte zęby. - On mnie… Nie wiem czy dam radę… On próbuje…
Nie potrafił jasno wyartykułować tego, co się dzieje. Nie był nawet przekonany, czy sam to rozumiał. Pewny był tylko jednego - że go boli. Także tego, że musi zatrzymać tę obcą inwazję. Z bezsilności zaczął uderzać pięściami w podłogę. Całe to zajście doprowadzało go do szału. Wyglądał tak, jakby próbował zrobić dziurę w ziemi.

Błagania Rosjanki słyszał jak z oddali - niemniej docierały do niego. Pomogły skupić się na czymś. Przypominały dlaczego zdecydował się na połknięcie czerwia. Poszukiwał siły, która pomoże przetrwać im ten koszmar. Jemu, Julii, pozostałym kolegom z klasy. Nawet temu dziwnemu noworodkowi, któremu zagrażała Katia. Gołąbek podniósł się z kolan.
- Katia… Oddam ci te karty… Ale… Zostaw dzieciaka… - wydyszał ciężko, z trudem prostując sylwetkę. Chłopak wyglądał tak, jakby stoczył przed momentem walkę zapaśniczą stulecia. Tak naprawdę pojedynek nadal trwał. Jacek dostał tylko parę chwil przerwy między kolejnymi rundami.

Katia spojrzała na niego nieufnie. Chyba nie miała najmniejszego pojęcia, co sądzić o dziwnym zachowaniu Jacka. Zdawała się tak samo zaskoczona skutkami połknięcia czerwia, jak sam Gołąbek. Mocniej ścisnęła Aaliyę, ale jeszcze nie wypuściła jej z rąk.
- Przywołuj wspomnienia - powiedziała. - Miłe, złe, nieważne. Obrazy. Chodzi o obrazy. Czerwie mają bardzo słabe oczy i widok ludzkiej wizji może go ogłuszy. Dźwięki też powinny zadziałać. Poza tym mnóż, dziel, myśl… Pracuj głową, choć raz - powiedziała Katia. - Jak ci się uda, to zyskasz nad nim kontrolę. Przynajmniej chwilową.

Julia przez cały czas spoglądała to na Jacka, to na Katię. Już chciała krzyknąć, aby Gołąbek jej nie słuchał, ale nie doszukała się w jej słowach żadnej pułapki. Czy to możliwe, że żadnej nie było? Nie mogła w to uwierzyć.
- Najpierw karty - Ceyn wróciła do poprzedniego tematu. - Potem dziecko.
Ulyanova spojrzała na Gołąbka, czekając na jego sygnał.

Jacek skoncentrował zmęczone spojrzenie na czarownicy. Jemu również rada Katii wydała się pożyteczna. Zresztą czy miał lepszą alternatywę? Zawsze mógł wrócić do tłuczenia podłogi lub prób zmiażdżenia własnej głowy.
- Cztery do potęgi szóstej... podzielone przez pięć… - mamrotał pod nosem, sięgając do kieszeni spodni. Zgodnie ze wskazówką Ceynowej próbował zmusić mózg do intensywnego myślenia. Nie szło mu to jednak najlepiej. Nigdy nie był jakimś orłem w matematyce. Prawdę mówiąc ślizgał się z trudem na trójkach. W warunkach polowo-bojowych tym trudniej było mu się skoncentrować.
- Masz - oznajmił rzucając karty tarota pod nogi Katii. - Oddaj... Julii… Dzieciaka.
Nie wiedział czy dobrze postąpił. Zareagował pod wpływem impulsu. Zrobił to w ostatniej chwili, gdyż czerw palił się do kolejnej rundy. Jacek intensywnie potarł skronie i przyklęknął na jedno kolano. Ciałem i umysłem chłopaka wstrząsała pełna paleta nieprzyjemnych doznań. Porzucił działania matematyczne. Zaczął wspominać…

Przez umysł Gołąbka zaczęły przebiegać różne wydarzenia ze szkolnego życia. Zarówno te miłe, jak i nie. Na moment starał się zapomnieć gdzie jest i z czym musi się mierzyć. Zamknął oczy, skupiając się w pełni na chwilach z przeszłości. Oczyma wyobraźni widział, kiedy wyciąga z plecaka tarantulę, którą podrzucił mu Fujinawa. Zaraz potem ponownie smakował obiad u Perenców, po którym znalazł w kurtce liścik od “brzydkiej Marty”, w którym zachwalała jego muskuły oraz dyscyplinę. Miłe komplementy zastąpiła zaraz szydercza twarz Alana. Przypomniał sobie jak wszedł do klasy akurat w momencie, kiedy Wiaderny naśladował jego jąkanie. Poczuł się wtedy jak bezużyteczny frajer. Jedyne co dobrego wynikło z tamtej sytuacji, to rozmowa z Amandą. Zagadała do niego niedługo potem, wymieniła kilka uwag i ładnie się uśmiechnęła. Dopiero teraz dotarło do Gołąbka, że zachowała się tak z litości…

Karuzela wspomnień rozkręcała się w najlepsze. Po Amandzie przyszła kolej na granie z Wiesławem w kościanego pokera. Po paru rzutach kością wizja została wyparta przez chamską gębę Mateusza, ryczącą jak wół “GOŁĄBEK PEDAŁ”. Stamtąd myśli jąkały naturalnie przeszły do Wakfielda i jego osobliwego wyznania. Adam dał mu wtedy jasno do zrozumienia, że chętnie zapozna Jacka z arkanami homoseksualnej miłości. Jacek do dziś był skonfundowany tymi słowami i nastoletniemu umysłowi ciężko było ogarnąć czemu. Kolorowego ptaka zastąpił zaraz na scenie Feliks, oferujący “działkę”. Wzbudził tym jedynie obrzydzenie Jacka.

W końcu przyszła kolej również na Martę Wiśniak. Tutaj rozpoczęła się prawdziwa, umysłowa jazda bez trzymanki... Gołąbek poczuł jak wydostaje się z niego długo tłumiona wściekłość. Nikt w klasie nie wiedział, że chodziła razem z nim na terapię mającą na celu wyleczyć jąkanie. Jej się udało. Jemu nie. Jacek nie czułby jednak żalu, gdyby nie zachowanie Wiśniak. Nie przyznawała się do tej znajomości. Udawała, że nigdy wcześniej nie widziała Jacka na oczy. A wszystko po to, aby móc przebywać w towarzystwie “cool kids”. Bananowej młodzieży, która traktowała ją jak popychadło. Jacek czuł niesmak za każdym razem, gdy widział jak “piękna Marta” ściska różaniec. Zawsze wtedy zastanawiał się, co by powiedział Jezus na jej poczynania. Czuł, że przepełniają go negatywne emocje…

Nagle przed oczami stanęła Jackowi terapeutka. Miała ciepły, pełen zrozumienia ton głosu. Jacek sam nie potrafił zrozumieć dlaczego doprowadzała go tym do szału. Wiedział, że kończą się jej pomysły. Znowu zaczęła delikatnie, niby przypadkiem omawiać, że czasem wady wymowy spowodowane są traumą i w takich przypadkach pomocny może okazać się psycholog. Jacek zacisnął mocno pięści.
- Co ty kurwa nie powiesz… - wycedził przez zęby, z trudem panując nad ogarniającą go agresją. Ani Katia, ani Julia nie mogły wiedzieć z kim rozmawia. Najwyraźniej Jacek odpłynął bardzo daleko do krainy wspomnień…

Wszystko wskazywało na to, że to… działało. Mimo że okoliczności nie były ku temu sprzyjające, Gołąbek myślał, obliczał i rozpamiętywał różne przebyte wydarzenia. Nawet nie wiedział kiedy Czerw umilkł. Oczywiście nie kompletnie. Wciąż tam się znajdował. Chłopak wyczuwał go nie tylko w pełnym żołądku, ale również w głowie. Do jego umysłu dołączyła się druga, bardziej prymitywna świadomość. Przysłuchiwała się myślom i wizjom zsyłanym przez Jacka. Czuła się przytłoczona, ale zarazem zainteresowana… i Gołąbek to zainteresowanie wyczuwał. Ciche, milczące, wyczekujące. Czerw chłonął informacje. Posiadał swoją własną inteligencję i ciężko było stwierdzić w tej chwili Jackowi, jak bardzo prymitywna lub zaawansowana była.

Tymczasem Katia chwyciła karty i uśmiechnęła się szeroko. To nawet nie był nieprzyjemny lub złowieszczy uśmiech, ale Julia i tak mocniej chwyciła ramię Jacka. Tymczasem Ceyn westchnęła głęboko. Na pewno czuła się teraz nieco pewniej, niż jeszcze przed chwilą. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła kredę. Zaczęła rysować okrąg wokół siebie i wypełniać go symbolami. Jacek większości nie znał, ale rozpoznał odwrócony krzyż oraz pentagramy.
- Starczy mi energii na wyleczenie się - mruknęła. - Tak mam nadzieję.
Następnie odwróciła się w stronę Julii i Jacka. Podniosła do góry dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym.
- A wy… nie zbliżać się do mnie! - warknęła.
Najwyraźniej nie przepadała za tą dwójką tak samo, jak oni nie przepadali za nią. Położyła dziecko na zewnątrz kręgu. Julia od razu go odebrała i wróciła na miejsce obok Jacka.

Chciałą pogłaskać go po ramieniu, ale nie mogła ze względu na to, że trzymała niemowlę. Dlatego też po prostu odezwała się.
- Wyglądasz trochę lepiej…? - to zabrzmiało jak niewinne pytanie pełne nadziei. - Znaczy trochę lepiej wyglądasz… tak mi się wydaje - mruknęła pod nosem.

- Ty też niczego sobie - odparł chłopak podejrzanie płynnie. Minę miał taką, jakby wrócił z bardzo dalekiej podróży, ale rzeczywiście wyglądał już przytomniej. Stanął pewnie na nogach i otrzepał nogawki. Wydawał się bardzo… Skoncentrowany. Tak, to chyba było najlepsze określenie na obecny stan umysłu Jacka.
- Lepiej nie wchodźmy Sabrinie w drogę - oznajmił mrużąc oczy w stronę rysującej pentagramy Ceynowej. Widząc, że Julia patrzy na niego nieco zaskoczona, zaraz szybko dodał:
- Sabrina, nastoletnia czarownica. Nieważne.

Jacek niespiesznie schylił się po porzuconą wcześniej siekierę. Chcesz więcej wspomnień? Ciekawski z ciebie skurwysyn… - przyznał w duchu. Czuł osobliwe zainteresowanie czerwia. Ta atencja niemal mu schlebiała. Gołąbek miał wrażenie, jakby nałykał się całego, narkotycznego asortymentu Feliksa. Pomimo tego, że wyczuwał obecność obcej istoty, nigdy wcześniej nie czuł się bardziej sobą niż teraz. Całymi latami żył w strachu, bojąc się że wściekłość i agresję ma wypisaną w genach. A jednak zdołał opanować umysł! Okiełznał wszystkie negatywne emocje, a sen z autokaru pozostał… Snem. I niczym więcej.

Spojrzał w stronę tulącej niemowlę Julii. Po raz pierwszy czuł, że ma dość bierności. Pierwszy raz czuł, że jest kowalem własnego losu. Pierwszy raz czuł się silny. Jak bardzo silny?

Wystarczająco.

Jacek wyciągnął lewe przedramię, przykładając do niego ostrze siekiery. W nabożnym skupieniu zaczął powoli kaleczyć skórę, ciekaw jak zareaguje ciało…

Poczuł ból. Ale zdawał się nieco przytłumiony. W pierwszej chwili pomyślał, że najwyraźniej zbyt słabo napiera ostrzem na skórę. W rzeczywistości tak wcale nie było. Powłoki ciała okazały się bardziej wytrzymałe na urazy. Kiedy już Jacek przeciął skórę, polała się wąska strużka krwi, ale to wciąż nie bolało zbyt mocno. Najwyraźniej jego odporność na cierpienie również wzrosła. Ostrze cięło głębiej. Chłopak użył chyba nieco zbyt dużo siły, gdyż przeciął tkankę aż do kości. Wiedział, że to bolało, ale nie był w stanie z tego powodu panikować. Jak gdyby jego własne ciało w jakiś sposób wiedziało, że to nie mogło sprawić mu prawdziwej krzywdy. Jacek wyciągnął toporek i spojrzał na ranę, którą sobie zadał.

Wtem jednak zdarzyły się trzy rzeczy jednocześnie. Pierwsza była oszałamiająca i nagła. Czerw poczuł przerażenie, które odezwało się zwielokrotnionym echem w umyśle Jacka. PANIKA! PANIKA! BÓL! ZAGROŻENIE! ATAK! PRZEPROWADZONO ATAK! Robal zaczął ponownie walczyć z Gołąbkiem o kontrolę nad ciałem. Wysłał do jego krwioobiegu potok najróżniejszych substancji, które sprawiły, że zmysły i reakcje chłopaka wyostrzyły się. Rana zaczęła się momentalnie regenerować i wnet nie było po niej śladu, nie licząc drobnej blizny. To była ta druga rzecz. Trzecią niespodzianką okazało się zachowanie Julii. Kiedy ujrzała, że bez zapowiedzi Gołąbek zaczął się okaleczać, walnęła go łokciem w skroń.
- Dasz radę, Jacek! - krzyknął. - Nie pozwól mu przejąć nad tobą kontrolę! Ty sil'neye etogo!
Najwyraźniej uznała, że to Czerw kazał chłopakowi zrobić sobie krzywdę. Ten natomiast zaryczał wewnątrz Jacka. Uznał Julię za zagrożenie, które należało wyeliminować...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=c5NcaVp2-5M[/MEDIA]

Prawdziwą ironią było to, że Jacek miał wszystko pod kontrolą. Dokładnie do czasu, kiedy to Julia postanowiła mu „pomóc”. W okamgnieniu chłopak uzmysłowił sobie, że od dzisiaj nie będzie już jedynym decydentem. Nie, jeśli chodzi o rozporządzanie własnym ciałem. Rosjanka praktycznie nie miała żadnych szans, by wyrządzić Jackowi krzywdę. Z trudem przecież sam przeciął rękę! Czerwa jednak to nie interesowało. Osobliwy byt, który zamieszkał wewnątrz chłopaka najwyraźniej nie znał litości i nie kierował się rozsądkiem. Nie obchodziły go szczegóły. Ktoś podniósł właśnie rękę na jego gospodarza i musiał zostać czym prędzej ukarany. Najlepiej zniszczony. Gołąbek nawet nie zdążył jeszcze pojąć dlaczego Julia uderzyła, a już jego wolna ręka zdążyła wystrzelić w stronę dziewczyny.

W ostatniej chwili Jacek zdołał nakłonić lewe ramię do kooperacji. Zamiast z całej siły uderzyć Julię pięścią, chwycił ją za gardło i przycisnął do ściany. W głowie Gołąbka toczyła się tak zacięta walka między udziałowcami, że zaciśnięte zęby chłopaka zaczynały trzeszczeć. Czerw nie był zadowolony. Udaremniono jego zamiary. A tak konkretnie to plan urwania Rosjance głowy. Nie zamierzał łatwo odpuszczać. Dłoń Jacka nadal znajdowała się na krtani ofiary. Czuł, do czego namawia go piekielna istota. Czerwia zadowoliłoby kilka rozwiązań. Udusić Rosjankę? Wybornie. Tłuc jej głową o ścianę aż zamieni się w krwawą miazgę? Wyśmienicie! Wyrwać krtań? Jeszcze lepiej!

Jacek zamknął oczy. Nie mógł dłużej patrzeć na przerażone oczy Julii, przyciskającej do piersi płaczące dziecko. Tak bardzo chciał, aby ktoś go powstrzymał… Mięśnie nastolatka napięły się do granic możliwości. Zginacze dążyły do zmiażdżenia gardła Julii, podczas gdy prostowniki próbowały im się rozpaczliwie przeciwstawić. Walka przestała się toczyć jedynie w kończynach, a zaczęła również w umyśle. Jacek po raz kolejny przywołał wspomnienia.

Próbował myśleć o czymś miłym, licząc że to złagodzi zapędy czerwia. Nie był jednak w stanie. Bardzo szybko myśli chłopaka stały się równie brutalne, jak toczące się w chatce zajście. Zamknął oczy, by nie widzieć jak krzywdzi Julię, tylko po to by ujrzeć jak własny ojciec robi to samo z matką. Był to jeden z tych razów, kiedy wpadł we wściekłość. Ulegał jej nad wyraz łatwo i z byle powodu. Nie musiał być nawet pijany. Jacek nie pamiętał o co chodziło tamtego razu. Zresztą miał wtedy tylko dziesięć lat, więc niewiele rozumiał. Tylko tyle, że tatuś krzywdzi mamusię, więc rzucił się na ratunek. Chłopiec nie miał zbyt dużych szans z krzepkim mężczyzną, więc mógł jedynie bezsilnie próbować wywrócić ojca, napierając całym ciałem na nogę kata. Do czasu aż poczuł silne uderzenie w tył głowy i świat zawirował. Słyszał jeszcze tylko histeryczne krzyki. Zdecydowanie dużo krzyków – żeńskich i męskich.

Kiedy otworzył oczy, opierał się ramionami o ścianę i ciężko dyszał. Niemowlę nadal płakało. Julia leżała na ziemi. Jacek patrzył z niedowierzaniem w oczy dziewczyny. Wciąż malowało się w nich przerażenie. I coś jeszcze.

Życie.

Jacek zatoczył się do tyłu i ciężko upadł na podłogę. Prostowniki wygrały.

Rzut wykonany zgodnie z zaleceniem Mistrza Gry. Wynik 1-5 oznacza, że Jacek się opanuje. 6-10 oznacza że zaatakuje Julię.
Link do rzutu

 
Bardiel jest offline  
Stary 25-02-2021, 19:20   #135
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Łukasz, Maja, Feliks

W pierwszym momencie Maja nie dowierzała własnym oczom, ale po tym wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatniej godziny, gotowa była uwierzyć we wszystko.
- Marta, to ty?! Jak to, Dobrawa nie żyje?!? - dopytywała się. Wszak dziewczynkę widzieli zaledwie minutę temu.
Marta zrobiła kilka kroków do przodu. Jej sylwetka delikatnie mieniła się najróżniejszymi kolorami, ale głównie zielenią i fioletem. Samo spoglądanie na nią było w pewien sposób nieprzyjemne. Jak gdyby mózg w jakiś sposób wiedział, że obraz przed jego oczami był nieprawdziwy, dziwny, magiczny… ale też nie potrafił się go pozbyć.
- Olga! - krzyknęła dziewczyna w odpowiedzi. - Ta potworzyca zabiła dziewczynkę, kiedy Ratsław szarżował na nią. Zrobiła to w odwecie, chciała aby cierpiał! Wszystko widziałam - Perenc załkała. - Krążyłam nad nimi w ciele jaskółki. Czemu, och czemu ta dziewczyna miała nóż! Czemu przystawiła go do gardła tej biednej dziewczynki!
Maja odruchowo zakryła usta dłonią, a jej oczy zalśniły od łez. Ta dziewczynka, z którą rozmawiała zaledwie kwadrans temu, z którą miały spędzić wieczór podjadając słodycze - została zamordowana. I to przez kogo? Przez jej kumpelę z klasy!
Normalnie, Maja byłaby zaintrygowana tym, że rozmawia ze zjawą swojej koleżanki, która do tego mówi że wcześniej przybrała postać ptaka. Ale w świetle informacji o zabójstwie, nie zwróciła już na to szczególnej uwagi. Z resztą w Rowach od początku działy się bardzo dziwne rzeczy.
Feliks wzdrygnął się.
- Olga zabiła dziecko? - zapytał cicho. - Znaczy… wiadomo, to było na pewno magiczne dziecko. Ale mimo wszystko… dziecko…
Uśmiechnął się do zapłakanej Mai, potem do Łukasza. Chciał również do Adama, ale ten był wciąż nieprzytomny.
- Zdaje się, że i my jesteśmy w tej opowieści potworami - powiedział. - Ktokolwiek nie wygra, ktokolwiek nie przeżyje… nikt nie powinien mieć powodu do dumy…

Łukasz był coraz bardziej rozdygotany. Nie żal mu było dziewczynki, była w zmowie z tym całym Ratsławem. Piernikowa chatka? Też sobie wymyślili.
- Jak myślisz że w tej Krakersowej chatce damy się wpakować do pieca, to się mylisz - Łukasz wrzucił bieg - Z drogi!
Miał chwilowy plan, odjechać od ośrodka, przynajmniej na drugą stronę rzeki (w drodze do ośrodka przechodzili przez most) i opatrzyć rany. A Marta z klasy zamieniająca się w ptaka to było zbyt wiele, nie ufał jej, należała teraz tych typów do Ratsław.

W obliczu możliwej utraty kontaktu z Martą, która zdawała się lepiej od nich wiedzieć co tu się dzieje, Maja nagle się zreflektowała.
- Ochronić przed kim?! Gdzie ta chatka?! - zawołała.
Ośrodek miał być tym miejscem, w którym odpoczną po tym piekielnym wieczorze, ale skoro ludzie uciekali z niego w takiej panice, należało poszukać innego schronienia.

Marta nie poruszyła się.
- W lesie na zachód od ośrodka Słowianie! - krzyknęła. - Będę tam na was czekała! Jestem waszą przyjaciółką, pamiętajcie o tym! Ochronić przed wszystkimi, przed Ratsławem, przed… - niestety nie było jej dane dokończyć wypowiedzi.
Wnet jej eteryczna sylwetka została przecięta przez rozpędzoną karetkę, którą kierował Łukasz. Jeżeli to zabolało Martę Perenc, to nie objawiło się to w żaden sposób.
 
Mekow jest offline  
Stary 01-03-2021, 19:14   #136
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Kiedy Agata skończyła mówić, na oczy Alana opadła ciemność, zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział co bardziej nim wstrząsnęło, to że Berenika próbowała zabić koleżankę z klasy, czy osobista tragedia Agaty, tłumacząca, dlaczego jest kim jest, dlaczego wyrządziła w swoim życiu tyle zła. Wiaderny zupełnie nie spodziewał takiego wyznania i wszystko co zamierzał powiedzieć koleżance, nagle stało się nieważne. Przypomniał sobie, dlaczego uścisnął rękę Złemu i zrobiło mu się słabo. Szumnej nie powinno być na spotkaniu z Halmann, obiecała iść z Adrianem do biura, zamiast tego jednak postanowiła policzyć się z Ceynem a potem zaprezentowała pokaz skończonego skurwysyństwa. Agata była jaka była, ale nie posunęłaby się do zbrodni, nie przekroczyłaby tej ostatniej granicy. Żyła w przekonaniu, że na jej szczere wyznanie Wiaderny roześmieje się, miała o nim takie same zdanie jak on o niej. Może oboje się mylili? Położył swoją dłoń, na jej dłoni.

- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Doceniam to, naprawdę. Chciałbym ci pomóc, ale …

Chłopak szukał odpowiednich słów. Czy Agata w ogóle by zrozumiała, gdyby próbował wyjaśnić co czuje do blondynki? Że nie jest w stanie wykrzesać w sobie ikry, dotknąć innej, w taki sposób jaki chciałby dotykać Amandę?

- Jeśli masz jakąś więź z Martą, jeśli mówisz, że ona cię wciąż odwiedza i ma jakąś moc , spróbuj poprosić ją o po…

Dopiero teraz Wiaderny zwrócił uwagę na ludzkie krzyki. Dochodziły zza domku. O ile wcześniej wydawały się jakąś odległą senną marą, tak teraz, gdy skupił się słyszał je wyraźnie.

- Zostań tu, zaraz wrócę.
Puścił dłoń Agaty a potem zaniepokojony wstał i ruszył by sprawdzić źródło hałasu. Tymczasem Woś pokiwała głową i została na swoim miejscu. Chyba nie miała tyle odwagi, albo ciekawości świata. Alan ruszył za kraniec domku i jeszcze ostatni raz spojrzał na Agatę. Siedziała cały czas w tej samej pozycji, obejmując obie nogi i spoglądając pustym wzrokiem w przestrzeń. W głowie Wiadernego pojawiła się niespodziewana myśl, że może równie dobrze patrzy na nią po raz ostatni…

Amanda niedługo stała nie tyle przerażona, co może zaskoczona nagłym obrotem spraw. Prawdopodobnie wyobrażała sobie już naprawdę wiele i wydawało jej się, że jest przygotowana na wszystko. Miała w końcu kij baseballowy a to była nawet dobra broń. Jednak w przypadku tego, co ją zaatakowało, zdawała się być co najwyżej kijem do aportowania dla zmutowanego bydlaka.

Dziewczyna była szybka. No i oczywiście sprawna jak na cheerleaderkę przystało. Nie zastanawiała się nawet sekundy nad tym, co powinna robić. Od razu rzuciła się biegiem w stronę Alana, korzystając z tego że pazerny psi-mutant zajęty był pochłanianiem kogoś innego.

- Alan! Agata! Szybko, uciekajmy! - nawoływała blondynka, aby przygotować przyjaciół do szybszej reakcji.

Tak się zdarzyło, że za rogiem natrafiła na Alana. Wpadła na niego rozpędzona. Chłopak instynktownie objął ją rękami. Jego uścisk był silny i zdecydowany. Instynktowny. Męski. Po impakcie Wiaderny przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy napotkał wroga, czy przyjaciela. To wymagałoby kompletnie odmiennych działań. Ale wtedy do jego nozdrzy dotarł słodki zapach szamponu Amandy i momentalnie ją rozpoznał. Stali akurat pod wysoką, elektryczną lampą. Jej sztuczne światło padało na blond kosmyki dziewczyny. Lśniły tak, jak gdyby wokół jej skroni znajdowała się aureola. Wiadernemu od razu przypomniała się opowieść Agaty o tym, jak nawiedziła ją Marta w postaci anioła. Alanowi przydarzyło się w tym momencie dokładnie to samo, tyle że Amanda na szczęście żyła w odróżnieniu od Wiśniak. Sabotowska podniosła głowę i jej oczy zetknęły się z oczami Alana. Nawiązali kontakt wzrokowy…
W błękitnych oczach Amandy dojrzał strach. Nie pierwszy raz tej nocy, lecz teraz ten strach był bardziej intensywny. Chłopak wyraźniej też słyszał krzyki. Straszne krzyki, które zmroziły mu krew w żyłach. Dotarło do niego, że dzieje się coś bardzo, bardzo złego. Na chwilę znów znalazł się blisko blondynki. Nie mógł oderwać od niej wzroku, w świetle latarni wydawała jeszcze piękniejsza, choć wydawało mu się to przecież niemożliwe. Wyciągnął rękę po kij, który ściskała w dłoni.
- Daj mi to skarbie – poprosił cicho, ostatnie słowo wypowiedział nieświadomie, jakby zwracał się tak do niej całe życie – Biegnijcie z Agatą do biura Halmann.

Przez dłuższy czas piąstka Amandy była mocno zaciśnięta na kiju. Patrzyła na Alana jakby zahipnotyzowana, ale było to bardziej wynikiem zaskoczenia i strachu. Nie puściła broni tak od razu, dopiero gdy dotarły do niej słowa chłopaka, zwolniła uścisk
- Nie… - odmówiła drżącym głosem - Uciekamy razem. Teraz - chwyciła go za rękę aby odciągnąć od niebezpieczeństw - Jeśli nas zostawisz to umrzemy. Bez ciebie nie damy rady
Krzyki nie milkły, tam działo się coś strasznego, ludzie potrzebowali pomocy. Odgłosy rzezi hipnotyzowały, przyciągały, Wiaderny czuł w sobie zew, nie był w stanie dokładnie nazwać tej emocji, to było obezwładniające euforyczne uczucie, trwające jedno uderzenie serca. Czy to samo czuli strażacy wbiegający do płonącego domu, albo ratownicy wskakujący we wzburzone morskie fale?.
Poczuł na dłoni dotyk jej delikatnych palców. Głos Amandy, to w jaki sposób do niego mówiła, otrzeźwił go, sprowadził z powrotem na ziemię. Chciał zerknąć jej przez ramię by spróbować dojrzeć to samo co zobaczyła ona, ale wciąż nie był w stanie odwrócić wzroku od jej twarzy. W jej spojrzeniu kryła się jakaś siła. Amanda miała w sobie coś czego nie potrafił jeszcze określić ani zrozumieć.
- Dobrze, chodźmy – odpowiedział krótko. Wziął ją za rękę, gotowy rzucić do natychmiastowej ucieczki, choć tylko blondynka wiedziała przed czym uciekają.

Tymczasem dołączyła do nich Agata. Musiała usłyszeć krzyk Amandy, która wezwała również nią. Spojrzała na parę stojącą pod migoczącą latarnią. Nieco posmutniała, ale starała się to ukryć Sabotowska i Wiaderny wyglądali jak wyjęci wprost z romantycznej ilustracji. Równie dobrze mogliby być aktorami w filmie. Niestety wszystko wskazywało na to, że gatunkiem był jednak horror…
- Amanda? - zapytała Woś. - Co się dzieje?
Z tego miejsca nie widzieli ogromnej istoty, która wznosiła się nieopodal budynku administracyjnego. Jednak wystarczyłoby ruszyć do przodu i zajrzeć za róg domku, aby ujrzeć potworność.
- Dlaczego ci ludzie uciekają? - zapytała. - Czy sataniści zaczęli mordować ludzi?
Wydawało jej się to całkiem prawdopodobne po śmierci Sebastiana. Prędzej czy później Ceynowie na pewno musieli zacząć się mścić.
-Nie wiem - blondynka zwróciła się bezpośrednio do Agaty - To chyba inne potwory. Sataniści mają… Odmienny styl. Musimy uciekać, te potwory pożerają ludzi - Amanda ścisnęła dłoń Alana i przyciągnęła go do siebie. Ponieważ nie miała już ręki zajętej prowizoryczną bronią, drugą wolną dłonią chwyciła też Agatę. Musiała uniknąć tego ich ociągania się, zdusić ciekawość, bo nie było czasu na to.
- Zaufajcie mi i po prostu biegnijmy. Wydostańmy się z ośrodka, ale najpierw szybko po Julię i Jacka, oni też muszą wiedzieć co się dzieje.

Inne potwory? Pożerają ludzi? Jakich ludzi? Alan był zdezorientowany, krew w żyłach znów jednak się zagotowała, krzyki i wrzaski stawały nie do zniesienia. Powinien uciekać, próbować przetrwać za wszelką cenę, ale nie potrafił. Kiedyś, gdy miał dwanaście lat i wciąż jarał się komiksami, wymyślił historyjkę o facecie, który dowiaduje się, że ma guza mózgu i zostało mu parę miesięcy życia więc zostaje super bohaterem i zaczyna tłuc bandytów. Chłopak zdążył zrobić parę rysunków z dymkami, zanim się znudził, nigdy nie ukończył tej opowieści, nie zdążył nawet nazwać swojego vigilante.
- Agata, zabierz Amandę do biura Halmann. Zaopiekuj się nią, jeśli to zrobisz, ja spróbuję pomóc tobie – powiedział wyrywając blondynce kij z ręki.
- Nie potrafię inaczej. Wybacz mi. Biegnij z Agatą do biura – poprosił blondynkę choć zabrzmiało to trochę jak rozkaz. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę miejsca skąd przybiegła Amanda.
Wisielec. To wykurwista ksywka dla superbohatera, tak powinienem był go nazwać, pomyślał Alan podchodząc pod róg budynku.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 01-03-2021 o 19:14. Powód: Amanda, Alan i Agata cz.I
Arthur Fleck jest offline  
Stary 01-03-2021, 19:21   #137
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Alan, czekaj! - krzyknęła za nim, kiedy poczuła na nadgarstku uścisk Agaty. Alan spojrzał na nią przez ramię. Chwila ta trwała dosłownie sekundy. W jego oczach dostrzegła coś, dzięki czemu zrozumiała jedno; nie powstrzyma go. Choćby nie wiem co powiedziała, nie zdoła odwieźć go od podjętej już decyzji. W jego głowie zakiełkowała myśl, jego ręce mechanicznie nastawione były na walkę, ciało gotowe do przyjmowania ciosów. W oczach Amandy zbłądziły łzy. Zza zaszklonych oczu widziała go gorzej. Żałowała, że nie mogła go powstrzymać. Po prostu czuła, że już jest za późno. Na wszystko.

- Przepraszam… za wszystko - powiedziała dość wyraźnie. Wzięła głęboki wdech. Chłopak myślał, że tylko tyle chciała mu powiedzieć. Zastanawiała się przez ułamek sekundy, czy poczuł zawód wynikający z treści, jaką mu przekazała. Czy zatrzymał się po coś więcej? Blondynka nie chciała żałować niczego w swoim życiu, tym bardziej w chwili, gdy miała złe przeczucie. Czuła jak serce rozsypuje jej się na drobne kawałki, jak boli ją krtań od powstrzymywania płaczu. Nie umiała żegnać się z kimś, kto umiera… A to, co robił Alan, właśnie tak odbierała. Jakby odchodził.

- I... kocham Cię… Żyj dla mnie - kolejne słowa przeszły jej z trudem. Właściwie nie potrafiła określić, czy zakochała się w chłopaku, czy to po prostu był “ten moment”. Uczucie możliwości stracenia kogoś było zbyt silne, wszystko wokół wywoływało zbyt wiele, intensywnych emocji. Doprowadziło to do eskalacji uczuć, być może wcale go nie kochała, jednak w chwili, gdy wiedziała, że właśnie go traci, czuła, że jednak jest najbliższy jej sercu. Nie chciała żałować, że nie powiedziała mu tego, póki jeszcze żył.

O Boże, nie, nie teraz. Alan stracił powietrze w płucach, czuł jak dosłownie przestaje oddychać, nogi zaczęły zmieniać w stopiony metal, wrastały w ziemię nie pozwalając mu się poruszyć. Nie wiedział czy powiedziała to by ratować mu życie, zmusić do ucieczki, ale to w jaki sposób wypowiedziała to jedno… dwa słowa oszałamiał. Wiele lasek wyznawało mu miłość, ale nigdy w taki sposób, w jaki zrobiła to Amanda. Gdyby mógł zatrzymać czas, sprawić by świat zatrzymał się na chwilę w miejscu, odwróciłby się, podszedł do niej i pocałował najczulej jak potrafił. Naszła go dziwna pewność, że to Amanda jest i będzie miłością jego życia. Że gdyby wrócili razem do Warszawy, zbudowaliby coś pięknego. Zakochał się w niej do szaleństwa.

- Ja ciebie też. Uciekaj. Wrócę do ciebie kochanie, obiecuję. – odpowiedział próbując opanować drżenie głosu. Stanął przy rogu domku, mocniej zaciskając dłoń na kiju.


Kiedy Alan i Amanda z sobą rozmawiali, Agata wybiegła za róg domku. Chciała upewnić się, czy koleżanka mówi prawdę. Choć potwory nie byłyby niczym aż tak zaskakującym, biorąc pod uwagę poprzednie wydarzenia… To wciąż zdawały się w miarę abstrakcyjną ideą. Kiedy Woś wróciła do kolegów z klasy, była cała blada. Bez wątpienia sytuacja w obozie nie prezentowała się zbyt dobrze.
- Obok biura Halmann jest taka wielka, różowa purchawa - szepnęła. - I wydaje mi się, że to ona rodzi te potwory - mówiła. Jej słowa były powolne, jak gdyby sama nie wierzyła w to co mówi. - W duchy, czarownice i satanistów byłam gotowa uwierzyć dużo łatwiej, niż w dosłownie… stwory z innego wymiaru - jęknęła. - Na pewno tam nie pobiegnę, to samobójstwo. I Amanda, ty też nie możesz tam biec, musiałaś widzieć to… nawet nie wiem, jak to nazwać. To zjebane coś. Proszę, nie rozdzielajmy się - jęknęła. - Znajdźmy Jacka i Julię, a następnie ucieknijmy stąd razem. Nie pokonasz tego czegoś, Alan. Sam kij nie wystarczy, musimy poszukać lepszej broni.
Agata na moment zamilkła.
- Na pewno nie chcesz o tym słyszeć… ale jest pewna istota, która może nam dać tę moc - mruknęła i spuściła nieśmiało oczy.
Jeżeli Agata wydawała się nieśmiała, to musiało być naprawdę źle. Zdawało się to jednym ze znaków zwiastujących prawdziwą apokalipsę.

Alan wciąż był oszołomiony słowami blondynki, a serce pompowało do tętnic coś co kazało mu stanąć w obronie zabijanych ludzi. We wszystko włączyła się nagle Agata. Chłopakowi szumiało w uszach, ale słyszał wyraźnie każde jej słowo. W ciągu paru chwil dowiedział się, że w obozie pojawiły krwiożercze potwory, dziewczyna, w której się zakochał wyznała mu miłość a Agata zaczęła opowiadać o istotach z innego wymiaru. Na ostatnie słowa koleżanki o mocy, coś w nim drgnęło. Nie uratował Mateusza, nie uratował Adriana bo był zwyczajnym, słabym człowiekiem. Siedemnastolatkiem z bejsbolem. Zrozumiał, że to euforyczne uczucie niezłomnej odwagi jest pułapką, ogniem do którego ćma ciągnie tylko po to by spłonąć w płomieniach.

Wycofał się z powrotem do Amandy i Agaty. Nie mógł napatrzeć się na blondynkę i poczuł ulgę, bo wydawało mu się, że dostał od losu kolejną szansę, nie spłonął w płomieniu szalonej, głupiej odwagi. Nie chciał walczyć już tylko o życie niewinnych i bezbronnych ludzi. Chciał walczyć o tą chwilę, gdy znajdzie się z nią znów sam na sam i powie wszystko co do niej czuje.

- Zadzwońmy do nich i ustalmy gdzie są
– zaproponował po czym przeniósł wzrok na Agatę – Zdobędziemy lepszą broń i uciekniemy stąd razem. Wszyscy. Pomóż mi tylko dostać tę moc.

Amanda nie wierzyła, że zdoła go zatrzymać. Do Wiadernego nie dotarły poprawnie jej słowa o powadze sytuacji, chciał iść i walczyć. Uznała to za zwykłe samobójstwo. Jak okropnie musiał się czuć z zawartym paktem, którego de facto nie chciał, skoro podjął taki krok? Nie wiedziała i sprawiało jej to przykrość.

Dlatego też zaskoczyło ją gdy jednak zawrócił. Czyżby Agata naprawdę go przekonała do tego? A może sam przemyślał? Przecież nie chciał słyszeć o żadnej mocy od Szatana. Czemu nagle miałby chcieć? Blondynce bardziej chodziło po głowie rozwiązanie w jego stylu; “zginę na własnych zasadach”, tak go widziała. A teraz wycofał się z tego.

Amanda rzuciła się mu na szyję i ścisnęła mocno. Wrócił do niej szybciej niż się spodziewała. Nie mogła niestety długo cieszyć się tą bliskością.To nie był ten moment. Być może nigdy takiego nie będzie. Musiała odkleić się od Alana. Spojrzała na niego z uśmiechem i wyjęła telefon.

- Dowiem się - odpowiedziała wybierając kontakt do Julii. Była zadowolona, kamień spadł jej z serca, jednak wszystko do czasu. Póki nie zda sobie sprawy, co Alan będzie musiał zrobić, aby wspomnianą moc uzyskać.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 04-03-2021, 15:20   #138
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
I took a little journey to the unknown
And I've come back changed I can feel it in my bones
I fucked with forces that our eyes can't see
Now the darkness got a hold on me
Oh, the darkness got a hold on me


[media]http://www.youtube.com/watch?v=d5axbaGBVto[/media]




Łukasz, Maja, Feliks


Jechali przez ciemny las. Starali się uciec jak najdalej od Ośrodka Słowianie, w którym przecież niedawno oczekiwali schronienia. Może jednak w całych Rowach nie było pojedyncze miejsce, które mogliby nazwać bezpiecznym. Wszyscy poczuli się źle, kiedy przejechali przez ducha Marty Perenc. Zupełnie tak, jak gdyby dziwne wibracje pojawiły się w ich ciałach, nieprzystosowanych do zderzenia z półprzezroczystą ektoplazmą. Jednak znacznie gorzej poczuli się, kiedy przejechali przez kolejną koleżankę.

Olgę. Jej zwłoki leżały na samym środku drogi. Światła karetki oświetliły jej ciało i bez wątpienia nie żyła. Łukasz chciał skręcić, aby ominąć ją, ale zauważył Kowalską dosłownie w ostatniej chwili. To byłoby zbyt niebezpieczne. Mogliby uderzyć w drzewo lub kompletnie się wykoleić. Ułamek sekundy później opony karetki przecięły ciało Olgi, miażdżąc ją kompletnie. Przynajmniej już tego nie czuła.


– Ja... ja chyba zwymiotuję – jęknął Feliks. 
Usiadł na podłodze karetki i objął nogi rękami. Łzy same napływały mu do oczu. Wcale nie panikował, nie czuł się rozedrgany, nie lamentował, nie czuł przytłaczającego smutku. Tyle że jego ciało zdawało się i tak reagować na to, co widziały oczy.
– Gdzieś pośród lasu za słodziutką rzeką znajdziesz polanę, jej złe trole strzegą. Więc łuk swój napnij, w swój kołczan włóż strzały, jeśliś jest duży, czy może mały. Razem staniemy do chwalebnej walki, wrogowie zginą, padną niczym lalki – śpiewał Feliks. Zdawało się, że chyba nawet nie był do końca tego świadomy. – Lecz bądźmy razem, bo w jedności siła, a ludu chwała jak lśni, będzie lśniła. A na sam koniec będziemy pić miodu puchary wielkie, nie będzie też głodu. Śmiech przyjaciela będzie wszechobecny, kiedy już zginie adwersarz bezecny.

To był dziwny śpiew. Melodia była piękna, ale niespotykana. Może skomponowana w bardzo niecodziennej tonacji. Pośród lasu zrobiło się na moment jaśniej, kiedy nad ich głowami przeleciał feniks. Prawdziwy, płonący ptak. Zionął ogniem w powietrzu, jak gdyby starając się spalić wszystkie komary kłębiące się nad Rowami. Choć najpewniej jego cele nie były aż tak szlachetne. Mai wydawało się, że spostrzegła również na nocnym ciele pojedynczą kreskę, która wyglądała jak kobieta ujeżdżająca miotłę. Prędko jednak znikła, a Krawiec uznała to za halucynacje spowodowane stresem.

Wnet dotarli do rzeki, którą spodziewał się ujrzeć Łukasz. Po prawej stronie ujrzał posąg. Albo go wcześniej tu było, albo nie zwrócił na niego uwagi. To była postać diabła, dzierżącego trójząb. Trójząb. Trójgłów. Bez wątpienia to był jego teren.


Zieliński znalazł miejsce, w którym pragnął zaparkować. Na chwilę zrobiło się... spokojnie. Nic ich nie atakowało. Nie widział na ulicy absolutnie nikogo. Mówiło się, że brak wiadomości to dobra wiadomość. Łukasz zdawał sobie sprawę z tego, że brak obcych w zasięgu wzroku jest jeszcze lepszą.

Mogli przez chwilę ochłonąć. Maja mogła zająć się swoimi ranami. A Łukasz czuł dziwny zew swojego własnego rysunku. Po prostu wiedział, że kryło się w nim więcej. Dużo więcej. Czy naprawdę on to narysował? Co stałoby się, gdyby narysował coś innego? Było wiele pytań... a ile czasu na szukanie odpowiedzi. Tego nikt w karetce nie wiedział. Na pewno jednak było spokojnie. Przynajmniej chwilowo.

Wtem Adam otworzył oczy. Przebudził się.
– G-gdzie ja jestem? – zapytał.
Rozejrzał się po otoczeniu, a na koniec umieścił wzrok na Feliksie.
Uśmiechnął się do niego szeroko.


Adam

Adam nie miał zbyt wielkiego szczęścia w ostatnim czasie. Czy może odkąd przyjechał do Rowów. Albo od czasu, gdy się urodził. Tak, najpewniej ostatnie zdanie było najbardziej precyzyjne.

Wezwał Szatana, aby mu pomógł. W rezultacie trafił do Arkadii, czyli zupełnie innego wymiaru... ale czy dużo lepszego? Tańczył, śpiewał i rozkoszował się tym wymiarem. Dbał o to, aby niczego nie zjeść, ani nie wypić... Ale czy nie zakorzenił się tutaj jeszcze bardziej swoimi występami? Przez całe jego jestestwo przepływała energia krainy Fae. Królowa Titania miała na niego oko i bez wątpienia pragnęła go wśród swoich poddanych.

 W następnej kolejności Wakfield postanowił wszystko wygarnąć jednej z kilkusetletnich Faerie. Księżniczka Erynnis była spętana i niegroźna, ale na pewno świadoma otoczenia. Świadoma jego słów. Jak bardzo mogło ją zranić to, że oddała życie Adamowi, a to okazało się tak koszmarne? Żałowała go i czuła ogromny smutek... do momentu, kiedy Wakfield przekroczył pewne granice. Odrąbał jej palec i to wcale nie eleganckim ciosem ostrza. Boleśnie uderzał w jej paliczek, a w sercu Erynnis pojawił się ogromny ból. Nie tylko fizyczny, ale również psychiczny. A wraz z nim nadeszła nienawiść.

Być może przeprowadzanie rytuałów nie było zbyt dobrym pomysłem. Kiedy Adam nie wiedział na ich temat kompletnie nic. Może wydawało mu się, że jest specjalistą od magii Fae na podstawie seriali i książek, które przeczytał na Ziemi w celach rozrywkowych... Ale tak naprawdę był jednym wielkim ignorantem. Nie wiedział, co robił, ale i tak zaczął przywoływać moce, których nie rozumiał. W swojej hybris pragnął ukraść moce siostry Feliksa... i nie przyszło mu do głowy, że te moce mogły ukraść go. Kiedy spoglądasz w otchłań, otchłań spogląda w ciebie.

Wakfield odrąbał palec Mooinjer Veggey, po czym go połknął. Przyjął w siebie cząstkę Erynnis. Ta zaczęła się w nim rozrastać. Ucieszył się z powodu mocy, którą czuł. Tyle że ona... rozrastała się. Była coraz większa. Wypełniała wszelki centymetr jego ciała... wnet zaczęła go przytłaczać. To było okropne. Dziwne. Z każdą kolejną sekundą czuł się coraz mniej jako Adam. A coraz bardziej jako... coś zupełnie innego. Obcego. Straszliwego.

Wtem Wakfield zrozumiał, że to on znalazł się w ciele Erynnis. Czuł, jak jego skrzydła oblepiała biała maź zaklęcia Titanii. Przeżywał ogromny ból, będąc spętanym nie tylko w obcym ciele... ale również w więzieniu w Domu Faerie. Spoglądał na swoje własne ciało, ciało chłopaka. Uśmiechało się do niego.

– Jeżeli tak bardzo nienawidzisz świata ludzi, to nie wrócisz do niego – usłyszał swój własny głos, choć nie były jego słowa. – Skoro tak bardzo kochasz ten wymiar, to tu pozostaniesz. Na wieki, mój miły. Dziękuję za twój dar.

Wnet Adam spostrzegł, jak jego ciało rozpłynęło się w powietrzu.
On natomiast pozostał w ciele Erynnis.
Wielokrotnie zapewniał Feliksa, że uratuje Esterkę. Że dzięki niemu dziewczyna wyzdrowieje.
Nie miał tylko pojęcia, jak wielkie będę tego dla niego konsekwencje.




Jacek, Julia, Katia, Aaliyah, Alan, Amanda, Agata

Jacka przeszył atak. Czerw raz jeszcze postarał się przejąć kontrolę nad jego ciałem. Na szczęście Julia i niemowlę w jej ramionach miało się dobrze. Chociaż tyle był w stanie uczynić Gołąbek. Może sam czuł się okropnie, ale przynajmniej nie zranił osób wokół siebie. Ta myśl dodawała mu otuchy, a tej potrzebował w ogromnych ilościach. Usłyszał, jak Ulyanova odebrała telefon.
– Da, my ryadom s rekoy – powiedziała Rosjanka. – W chatce. Jak dobrze, że cię słyszę, Amando! Tak, biegnijcie do nas czym prędzej! Chcę was zobaczyć! Całą waszą trójkę!
Wnet rozłączyła się i opadła na kolana.
– To była Amanda – powiedziała. – Biegną do nas! Ona, Alan i Agata! Ktoś jeszcze przeżył oprócz nas. Ya tak schastliv! Wytrzymaj, Jacku! Oni nam pomogą!
Nie sprecyzowała tylko, w jaki dokładnie sposób. Może liczyła na to, że sama obecność przyjaciół go pokrzepi. Nawet westchnęła z ulgą.
– Mam nadzieję, że czym prędzej do nas dotrą... Uciekniemy i będziemy szczęśliwi! Ya veryu v eto. Ver'te vmeste so mnoy!
Naprawdę się rozpromieniła.

Tymczasem Katia kończyła rytuał. Przycisnęła dłoń do swojej ręki i odpoczywała. Wnet jeden z palców drgnął. Ceyn uśmiechnęła się z nieśmiałą ulgą. Wszystko prezentowało się naprawdę optymistycznie i to dla każdej osoby w chatce. Nawet Gołąbek czuł, że zaraz może wygra z Czerwem. Wybuch entuzjazmu ze strony Rosjanki rzeczywiście napawał go nadzieją, a ta była paliwem dla umysłu.

W tej samej chwili Alan, Amanda i Agata... Drużyna Potrójnego A... przekroczyła południową bramę i biegła przez las. Ten był niepokojący. Drzewa rzucały cienie, które kurczyły się i wydłużały. W samych roślinach było coś niepokojącego. Sposób, w jaki rosły, wygięcie pni, korzeni, gałęzi... ciężko było stwierdzić, co dokładnie nie pasowało. Może chodziło o to, że trójka mieszczuchów po prostu nie była przyzwyczajona do takich naturalnych przestrzeni i dlatego czuła się tu nieswojo. Może.

Mimo to ciężko było pozbyć się wrażenia, że te drzewa miały swoją świadomość.
Obserwowały ich. Oceniały. Niczym rosiczki produkujące soki trawiące na widok much. Ścieżka pod ich stopami zdawała się nikłym promyczkiem światła, ostatnią ostoją wątpliwego bezpieczeństwa pośrodku straszliwych cieni.


– One... ja myślę, że one za nami podążają – szepnęła Agata. – Chyba powinniśmy biec – mruknęła.
Nie musiała tłumaczyć, o kogo chodzi. Wrogowie czaili się nie tylko po bokach w bezkresnym lesie, ale również za nimi w Ośrodku Słowianie. Bez wątpienia potwory nie z tego świata wnet z niego uciekną. Nic dziwnego. Były głodne, a zdecydowana większość ludzi i tak uciekła z ogrodzonego terenu.

Wnet linia drzew nagle się skończyła i wypadli na niewielką polankę, na skraju której wznosiła się pojedyncza, drewniana chatka. Wznosiła się na podwyższeniu z cementu. Ujrzeli, jak drzwi otwierają się i wyskakuje z nich Julia. Trzymała niemowlę w ramionach.
– Przyjaciele! – krzyknęła. – Moi luchshiye druz’ya! Jak dobrze was widzieć!
Gdzieś w tle słychać było inny kobiecy głos. Jednak tylko Jacek będący w domku usłyszał słowa Katii, która kazała Rosjance nie drzeć się jak pojebana na całe Rowy.

Tyle że ta jej nie słuchała. Uśmiechnęła się do Alana, Amandy i Agaty. Czuła się naprawdę szczęśliwa. Wierzyła, że teraz już wszystko będzie dobrze. Zjednoczą się i uciekną łódką przypiętą nieopodal chatki. Łupawa tylko czekała na to, aby z niej korzystać.

Wszystko układało się tak dobrze...
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 04-03-2021 o 15:33.
Ombrose jest offline  
Stary 04-03-2021, 17:47   #139
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adam Epilog


Pierwszą rzeczą, jaką poczuł Adam był przeogromny ból jakby kwas wżerał mu się w całe ciało! Potem usłyszał słowa wróżki i zaczął się śmiać jak szaleniec jednak nie oszalał. Pierwszą i najtrudniejszą rzeczą było myślenie w koszmarze nieustającego bólu jednak jedyną rzeczą, której niewątpliwie się nauczył w życiu była dysocjacja od własnego ciała, co w tym przypadku było łatwiejsze, bo to ciało wcale nie należało do niego... A może właśnie należało?

- Zawsze, wiedziałem, że jestem blisko z moją wewnętrzną kobietę, ale to przesada - Powiedział na głos i zaniósł się histerycznym chichotem wspomaganym bólem, który cały czas był z tyłu głowy jak nieustające palenie jednak nie blokowało mu już myśli tak jak czyniło to przed chwilą.

- Twój ból jest potrzebny, aby zyskał Felix przeżył pomógł ciebie uwolnić. To cena, którą musisz zapłacić, za kurestwo. Które zrobiłeś w chwili słabości, należy ci się kara Kiki? Bądźmy szczerzy, nienawidziłeś swojego życia, nienawidziłeś swojego ciała, nienawidziłeś ludzkości i ziemi, która i tak zmierza do zagłady! Spełniło się to, o czym, marzyłeś, księżniczka jest teraz w świecie śmiertelnych i musi się męczyć....HahahaHAHAHA... Twoje cierpienie zmieni się w coś pięknego... Kiedyś cię uwolnią - Zapewnił i sam siebie zaczął śpiewać piosenkę Fiony Apple, która była dla niego prawdziwą inspiracją:


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WCQ6Nv1HP7E[/MEDIA]

Erynnis

Ból, ból, OGROMY ból... I wreszcie przerwa! Wreszcie zakończenie cierpienia! Światło, odmieność, ale wszystko było lepsze od tego, co czuła przez tak długi czas...

Nagle usłyszała znajomy głos i znajomą pieśń z ich dzieciństwa.
– G-gdzie ja jestem? – zapytała.
Rozejrzał się po otoczeniu, a na koniec umieścił wzrok na Feliksie.
Uśmiechnął się do niego szeroko. Podskoczyła z pozycji leżącej złapała Feliksa w pasie, przytuliła się do niego z całej siły obcych ramion i ucałowała w policzek
- Braciszku! Pyrgusie mój najukochańszy tak się cieszę, że cię widzę! - Zawołała.
- Ten chłopiec Kiki, zlitował się nade mną i oddał mi swoje ciało - Skłamała, bo sama nie była pewna, co czuje w sprawie tego człowieka: Z jednej strony czuła się winna cierpienia tego człowieka z drugiej strony był potworem i zasłużył sobie na to, co go spotkało! Musiała jeszcze o tym, pomyśleć czuła, że miała z łączność mentalną z Adamem czuła dalekie widmowe echo jego bólu, ale również coś innego... Jakby ulgę? Śpiew? On NAPRAWDĘ był szaleńcem... Z całej siły zablokowała tą część swego umysłu!

Na razie cieszyła się, że znów jest z Pyrgusem oboje byli bezpieczni w świecie śmiertelnych po za zasięgiem mocy Tytanii musiała upewnić się, że jej kochany bohaterski starszy brat będzie bezpieczny!

Przepełniona szczęściem Księżniczka zaczęła śpiewać drugą zwrotkę pieśni nie puszczając brata zaczęła kiwać się na boki w rytm melodii:

Gdy wrócimy z polowania
Druhu mój
Druhu mój
Miód i wino nam pomogą
Zmyją bitwy trud i znój
Będą śpiewy i hulanki
Druhu mój
Druhu mój
Od kochanka i kochanki
Słodki buziak Przytulanki
Druhu mój
Druhu mój

Głos był dla niej obcy o kilka oktaw niższy od jej własnego, ale muzyka była jej drugą naturą, więc odruchowo dostosowała się do nowego instrumentu. Reszta uczniów św. Jana mogła zauważyć, że manieryzm Adama uległy całkowitej zmianie. Zawsze był bardzo damski w usposobieniu, ale teraz nie było w nim tej seksualnej drapieżności, którą przed chwilą wykazywał w kontaktach z Feliksem.


 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 04-03-2021 o 18:26. Powód: Doszedłem do wniosku że za mało uwagi poświęciłem księżniczce więc napisałem wiersz/ piosenkę
Brilchan jest offline  
Stary 08-03-2021, 17:35   #140
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Z udziałem Ombrose

Jacek opieszale pozbierał się z ziemi. Entuzjazm Rosjanki rzeczywiście napawał optymizmem, był niemal zaraźliwy. Julia okazała się dzielniejsza, niż podejrzewał. Niewiele dziewczyn tak szybko pozbierałoby się do kupy po tym, jak niemal zostały uduszone. On z pewnością jeszcze nie doszedł do siebie… Przeklęty Sebastian Ceyn. Nie powinien był słuchać bredzącego w malignie historyka. To miała być ta tajemna moc, która pomoże mu chronić Julię? Czerw prawie ją zabił. Ciarki przechodziły po plecach Gołąbka na samą myśl o tym, jak niewiele brakowało, by zacisnął dłoń na jej krtani.

- Odpuść jej - mruknął do Katii, słaniając się bliżej wyjścia z chatki. Czuł się otępiały, jakby pijany, lecz nadal miał zakodowane w głowie, by mieć oko na Rosjankę. Zastanawiał się dlaczego to robi. Bo była ładna? Zakochał się? Bo był rycerski? Bo bał się klątwy Sebastiana Ceyna? Bo miał silny instynkt bronienia innych? Nie wiedział. Rozważania nie miały sensu. Czuł, że godziny istnienia jaźni Jacka Gołąbka są policzone. Po prostu to czuł.
- Jak twoja ręka?
Skierował mgliste spojrzenie na twarz, potem na dłoń Katii.

Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. Nie spodziewała się, żeby Jacka to naprawdę interesowało. Zastanawiała się, czy chodziło o jakieś wyrzuty sumienia w związku z tym, że to on odciął jej tę część kończyny. Choć z drugiej strony wcale nie taki był jego zamiar, więc mógł nie poczuwać się do odpowiedzialności. No i dobrze, Katii nie obchodziło jego nastawienie do sprawy.
- Mrowi i boli w chuj - odpowiedziała dziewczyna. - Ale tak z plusów, to mogę poruszać palcami. Nie za bardzo, ale włókna nerwowe połączyły się z sobą. Jednak jestem totalnie wykończona. Nie zostało we mnie ani trochę mocy i pewnie nie powinnam się tym chwalić. Nie lubię się przyznawać do słabości. Robię to dlatego, bo pewnie i tak się już tego domyślacie - westchnęła.
Jacek kiwnął tylko głową na znak potwierdzenia.

Rzeczywiście, wyglądała raczej kiepsko. Była blada i drżąca. Katia na pewno mogła cieszyć się wspaniałą urodą, lecz w tej chwili pewnie niewielu ludzi nazwałoby ją piękną. Wyglądała na chorą i wykończoną, jak gdyby schudła w międzyczasie kilka kilogramów. Włosy straciły połysk i przykleiły się do skroni z powodu potu.
- Jak Czerw? - Ceyn odbiła piłeczkę z pytaniem.

Chłopak oparł się o framugę. Nie spieszył się z odpowiedzią. Jego spojrzenie powędrowało z powrotem w stronę Julii. Dobrze, że już nie krzyczała. Powoli zbliżała się do nich reszta kolegów i koleżanek z klasy. Sam nie wiedział czemu nie cieszy się z tego pojednania. Czuł tylko większy niepokój.
- Jeżeli czerw przejmie kontrolę… - zaczął wreszcie niepewnie. - Co wtedy? Co będzie chciał zrobić?
- To bardzo prosty umysł, jednak posiada swoją inteligencję - odpowiedziała Katia. - Z biegiem czasu twoje pragnienia i jego się z sobą stopią. Chodzi mi o te najbardziej podstawowe. Zabić kogoś, kogo nie cierpisz. Zaruchać kogoś, kogo pożądasz. Zjeść coś, na co masz ochotę… albo na co ochotę będzie miał Czerw. Potrzebuje szczególnych składników do życia i wielu pewnie nie znajdziesz w zwyczajnej ludzkiej diecie. Nie zdziw się, jak najdzie cię ochota na ludzkie włosy. Albo na kocie ogony. Stąd wziął się między innymi mit o satanistach zabijających koty. To nie taki znowu mit. Czerwie kochają kocie mięso…
Źrenice Jacka rozszerzyły się nieznacznie. To wszystko brzmiało jak… Zezwierzęcenie. Po prostu zezwierzęcenie. Brak panowania nad impulsami. Podejmowanie decyzji pod wpływem aktualnych pragnień i żądz. Całkowita bezwzględność oraz egoizm. I jeszcze te koty… Gołąbek bardzo je lubił, ale inaczej niż czerw. Podziwiał ich grację, majestat, zwinność… A także zwyczajnie uważał te istoty za rozkoszne. Na samą myśl o tym, że miałby próbować zjeść kota, zbierało go na wymioty. Najwyraźniej czerw gustował w bardzo chudym mięsie.

Tymczasem Julia stanęła w oknie. Chyba nie do końca słuchała pozostałych.
- To oni! - krzyknęła. - Nadchodzą!
Wyrwała Jacka z obrzydliwych rozmyślań. Spojrzał w stronę nadchodzących i zaklął cicho pod nosem. Nie miał pojęcia co robi tutaj Agata. Ostatni raz gdy ją widział, musieli rozpaczliwie barykadować drzwi. Sądził, że Julia uprzedzała Amandę oraz Alana… Eks-jąkała ruszył w stronę przybyszy.
 
Bardiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172