Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2009, 01:44   #201
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Free All

William spojrzał uważniej na Izabell, ale ta już odwróciła wzrok i chłonęła klimat sali bankietowej. Dla reszty stało się jasne, że dziewczyna nie pójdzie z nimi. Pan Moorhous wzruszył tylko ramionami i poprowadził wszystkich schodami w dół, do laboratorium. Grupa minęła drzwi do lazaretu, za którymi stał z całą pewnością strażnik, gotowy bronić dostępu do środka za wszelką cenę.

Po pokonaniu jednego zwoju spiralnie zwiniętych schodów wszyscy stanęli w rozległym pomieszczeniu piwnicznym. Strop wisiał niebezpiecznie nisko nad głową zaś całość zastawiona była różnego rodzaju skrzynkami, beczkami oraz workami. Było zadziwiająco sucho i czysto. Na ścianie po prawej stronie paliła się olejowa latarenka, której bliźniacza wersja była przyczepiona do ściany parę metrów dalej. To właśnie tędy szło się do laboratorium. Drzwi do niego było widać już z miejsca, gdzie się wszyscy na moment zatrzymali.

William skinął ręką i skierował się na prawo, wprost na stalowe drzwi. Najwyraźniej laboratorium wydzielono z części piwnicy i do tej części podziemnej kondygnacji trzeba było mieć klucz. Młody pomocnik pana Calla sięgną do kieszeni marynarki i wyjął ów klucz. Wsunął w szczelinę zamka i przekręcił. Zapadki szczęknęły i drzwi stały otworem. Tuż za nimi, na ścianie, czerniał się włącznik światła, które zimnym blaskiem zalało całe pomieszczenie, gdy William go przekręcił.

Laboratorium dla wszystkich, poza oczywiście nowym przewodnikiem grupy, kojarzyło się ze szpitalem. Przestronne stoły zastawione ustawioną szklaną i stalową aparaturą, rzędy butli i butelek, wyciągi oraz szafy z dokumentami, tylko utwierdziły ich w tym przekonaniu. Szafy i regały ciągnęły się przez całą długość przeciwległej ściany i sprawiały niesamowite wrażenie.

Światło sączyło się z sodowych lamp podwieszonych pod sufit i chronionych szkłem przeplatanym z drutem. Widać było, że na stanowiskach pracy jest czysto i nie leży tam nic poza kilkoma książkami czy odczynnikami.
W tym pomieszczeniu rzucał się jeszcze w oczy sejf oraz szare, metalowe skrzynki stojące na blacie tuż przy sejfie. William mógłby przysiąc, że jeszcze wczoraj tego tu nie było. Widać było, że jedna szara skrzynka ma szklaną boczną ścianę i napis na brzegu tego szkła: "Panasonic". Druga szara skrzynka połączona była z urządzeniem podobnym do maszyny do pisania, ale płaskim i z większą liczbą znaków niż na tradycyjnym Blicku.
Sam sejf wyglądał jak normalny sejf, gdzie było wielkie pokrętło z cyframi i kręcąca się rączka. William żałował, że obecnie tylko Call albo Scott znają kombinację otwierającą sejf. Jemu nigdy nie powierzano tej tajemnicy.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 24-01-2009, 19:44   #202
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Moorhous


Ciekawie skomponowana pożegnalna przemowa Izabell wydała się Williamowi manifestacją kobiecej dumy, której pani Reviev z pewnością nie brakowało. Jednak Moorhaus dobrze zdawał sobie sprawę, że ta kobieta poprzez swoje słowa i aroganckie zachowanie może stracić znacznie więcej niż tylko towarzystwo jedynych znajomych jej osób. Zdziwiło go trochę tak ostentacyjne przejawianie niechęci w obecności osób trzecich. Izabell z pewnością musiała wiedzieć, że relacje towarzyskie opierały się głównie na stwarzaniu pozorów, a sztuczność relacji między nieznajomymi ludźmi na tego typu przyjęciach była dość powszechna.

Dla Wiliama oczywistym stał się fakt, że pani Reviev próbująca wcześniej zdobyć prymat wśród nowicjuszy została wyłączona z głównego biegu wydarzeń, a jej znaczenie w grupie zostało zmarginalizowanie do roli statystki.


- Może być pani pewna, że przekażemy podziękowania i ukłony obu wspomnianym dżentelmenom. Tymczasem życzę udanego – uśmiechnął się sarkastycznie – wieczoru.

Kiedy panna Brown wsparła się na jego ramieniu wymienił porozumiewawcze spojrzenie z panem Castelano jednocześnie orientując się ze mężczyzna jest gotowy do drogi.

- Żegnam panią – po raz ostatni zwrócił się do Izabell i poprowadził pozostałą parę do laboratorium.

Po drodze mijali lazaret, w którym prawdopodobnie znajdował się chory Edward Call. Williama lekko niepokoiło, że nie udało mu się porozmawiać z nim. Zamknięcie lazaretu mogło być tylko pretekstem dla jakichś bardziej tajemniczych celów, ale taką wiedze posiadał z pewnością tylko pan Scott. W drodze do laboratorium William opowiadał Jennifer czym konkretnie zajmuje się w zespole kierowanym przez Calla. Idący nieopodal Nico również słyszał opowiadanie Willa.

- Nie jestem umysłem ścisłym jak nasz przyjaciel Edward. Fizyka i nauka interesują mnie bardziej od strony teorii. Jestem raczej obserwatorem i humanistą, dlatego pełnię rolę konsultanta. Nie zajmuje się doświadczeniami i testami, od tego mamy wyspecjalizowanych laborantów po odpowiednich studiach. Ze względu na moje rozległe zainteresowania służę przede wszystkim swoją wiedzą z różnych dziedzin. Śledzę najnowsze publikacje naukowe i zdaje raporty o postępie prac innych naukowców. Pan Call nie ma czasu na śledzenie nowinek naukowych i musi w pełni skupiać się na powierzonym mu obowiązkach. Dlatego powierzono mi zadanie zbierania i wyszukiwania potrzebnych informacji dla potrzeb całego zespołu kierowanego przez Edwarda. Ostatnio zajmuje się również redagowaniem nowego artykułu i kontaktami z wydawcą. Ale o tym już państwu wspominałem?

- Zapewne dziwi fakt, że ja humanista współpracuje z naukowcami. To nowy trend w badaniach naukowych. Ale ja uważam, że przyszłość nauki to właśnie studia interdyscyplinarne czyli łączenie i współpraca dziedzin pozornie nie związanych ze sobą.

- A czym państwo zajmujecie się zawodowo? - zwrócił się do Nico i Jennifer sprowadzając ich po schodach prowadzących do laboratorium. W piwnicach nie było już tak widno jak na dobrze oświetlonej sali bankietowej. Olejowa latarenka dawała przyćmione światło, a cień obejmował we władanie wszystkie zakamarki pomieszczeń piwnicznych.

William uważnie słuchał co mają do powiedzenia jego towarzysze. Bardzo był ciekawy czym oni zajmują się w życiu zawodowym. Zakon nie przyjmowałby osób niepotrzebnych, stąd łatwy wniosek, że nowicjusze musieli mieć jakieś specjalne predyspozycje bądź koneksje.

Wreszcie dotarli do solidnych drzwi. Moorhaus wprowadził nowicjuszy do pomieszczenia i oświetlił laboratorium. Laboratorium prezentowało się dosyć schludnie. Jedyną różnica było zupełne wyludnienie tego miejsca. W czasie normalnych roboczych zajęć zawsze kręciło się tu kilka osób.



- To właśnie miejsce pracy Edwarda Calla i jego zespołu badawczego. Ja równie często tu bywam, ale jak już wspomniałem zwykle nie biorę udziału w doświadczeniach. Zapraszam… Mogą państwo się rozejrzeć się po laboratorium – wskazał wnętrze sali ręką.
- Jeśli będą mieli państwo jakieś pytania chętnie odpowiem na nie w miarę mojej wiedzy – zaproponował. – A teraz wybaczcie państwo że na chwilę spuszczę państwa z oka. Ale skupię się na poszukiwaniu notatek, które przygotował mi Edward. A za chwilę wytłumaczę na czym polega praca w laboratorium.

Wiliam skierował się do szafy z dokumentami i zaczął przeglądać zgromadzone tam papiery.
 
Adr jest offline  
Stary 31-01-2009, 20:14   #203
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Pożegnanie panny Izabell nie zmartwiło chyba nikogo, powoli mieli dość jej zachowania. Choć nawet Jenifer z początku czuła się pewnie w jej towarzystwie, teraz czuła się lepiej gdy nie było jej w zasięgu wzroku. Cieszyła się, że tuż obok jest Nico, on wygląda na osobę, której można zaufać. Nie to co Moorhouse.

Idąc do laboratorium zastanawiała się jak duże będzie i co tam właściwie jest. Słowo "laboratorium" dziwnie kojarzyło jej się z rozciętymi żabami i próbkami krwi na półkach. Z drugiej strony wiedziała jednak, że takimi błahostkami się tu raczej nie zajmują, choć rozciętych ludzi też zapewne tam nie będzie.

Jenifer słuchała Williama z uwagą, chłonęła każdą informację odnośnie działania zakonu i odnośnie pracy Call'a. Zapytana o zawód natychmiast odpowiedziała.
- Oh, jestem jak pan, panie Moorhouse, humanistką. Wciąż zgłębiam wiedzę w dziedzinach historii czy sztuki i to zajmuje mi sporo czasu. Poza tym pomagam mojemu ojcu prowadzić restaurację, może pan słyszał o Restauracji Carl'a?

Gdy dotarli na miejsce Jenifer na chwilę przystanęła, rozglądajac się uważnie czy nigdzie nie widać żadnych trupów. Ulżyło jej gdy pomieszczenie okazało się wyglądać jak... swego rodzaju biblioteka, ale połączona z salą bilogiczno-chemiczną. Próbówki, aparatura, książki - to robiło wrażenie. Dziewczyna oczami wyobraźni zobaczyła siebie siedzącą za jednym z takich biurek i wypełniającą jakieś papierki. Szybko się z tego otrząsnęła, bo jakie papierki ona by tu mogła wypełniać.
- Interesująco to wygląda...

Powoli spacerowała po laboratorium uważając by niczego nie potrącić i nie stłuc. Wolała nie myśleć ile to jest warte. W końcu dotarła do dziwnego pudła z napisem Panasonic. Hmm, pewnie jakieś nazwisko, tylko po co ktoś umieszczałby tu swoje nazwisko, moze to ajkieś prywatne pudło? Tylko dziwne jakieś. Przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem czekając aż William skończy załatwiać swoje sprawy. Gdy to nastąpiło, zapytała:

- Ile osób tu pracuje, i ile godzin dziennie? Zastanawiam sie czy praca dla Zakonu to praca dorywcza czy raczej na pełen etat.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 21-02-2009, 00:08   #204
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

Gdy pozostawili pannę Review w sali bankietowej, Nico obejrzał się tylko na moment, po czym spokojnym krokiem ruszył dalej za Williamem. Wysłuchał opowiadania ich przewodnika. Nie wyglądało to na jakąś zmyśloną bajeczkę. Kto wie, może ten człowiek rzeczywiście jest bardziej godny zaufania, niż można było przypuszczać na początku. Być może i on jest wtajemniczony przez Calla w jego próbę ucieczki. Nawet jeśli nie, to być może nie będzie stanowił przeszkody. Czas pokaże.

Gdy dotarli do piwnicy, Nico uśmiechnął się do własnych myśli. Pamiętał, że własniej w takiej piwniczce jak ta tutaj, w domu starego Gaspare, on i Brigitte spędzili pierwszą, spontaniczną chwilę sam na sam.

- A czym państwo zajmujecie się zawodowo? - usłyszawszy pytanie Moorhousa Nico ocknął sie z zamyślenia i wysłuchał odpowiedzi panny Brown. Mogłoby się wydawać, że jako humanistka pasowała tutaj jak ulał. On sam nie mógł o sobie tego powiedzieć. Zresztą kto wie, może bractwo potrzebuje takich ludzi jak on. Przez chwilę zastanawiał się jakiej odpowiedzi udzielić. Przecież nie może mu powiedzieć wprost, czym naprawdę się zajmuje.

- Jeśli chodzi o mnie, panie Moorhous - podjął Nico - to należę do osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo interesów pewnego wpływowego biznesmena. Jego nazwiska pozwolę sobie jednak nie wymienić - utkwił spojrzenie swoich oczu w twarzy Williama, chcąc jakby podkreślić wagę swoich słów.

Po wejściu do laboratorium Nico rozejrzał się. Spodziewał się zobaczyć coś podobnego. Nie żeby obcował na codzień z podobnymi rzeczami w podobnych miejscach. Ale nazwa "laboratorium" jakoś jednoznacznie kojarzyła mu się z miejscem podobnym do tego. Rzucił okiem na dziwne pudło, którym zainteresowała się również panna Brown. Nigdy nie widział niczego podobnego. Zastanawiał się do czego to mogłoby służyć. Nikt nie powiedział, że mają niczego nie dotykać. Pudło wykonane było z jakiegoś dziwnego materiału. Zapukał palcem w szklaną ścianę, wyglądało na grube szkło. Tylko w jakim celu ktoś miałby robić podobny przedmiot? Nie wiedzieć czemu, nagle przypomniał mu się zegarek, który Edward pokazał im w Odeonie. Po chwili porkęcił głową. Nie... to pewnie element jakiejś nieznanej mu aparatury laboratoryjnej.

Usłyszawszy pytanie panny Brown, zwrócił się w stronę Moorhousa. Jego również interesowała odpowiedź.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 13-03-2009, 00:40   #205
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Moorhous


Szafa na dokumenty znajdująca się w laboratorium była jednym z tych solidnych mebli, które przeżywają kilka pokoleń właścicieli jednocześnie zachowując swój pierwotny wygląd i jakby nie licząc się z upływem czasu. Jednakże niezmienną prawdą jest fakt, że sam czas nie stoi w miejscu wyraźniej odciskając swoje piętno na ludziach niż na przedmiotach.

Myśli Williama poszukującego w papierach notatek krążyły wokół postaci Edwarda Calla. „Czyż nasz profesor nie jest już człowiekiem słusznego wieku i czyż nie nastał czas, aby ustąpił miejsca młodszym i bardziej ambitnym naukowcom. Coraz wyraźniej widać na jego twarzy zmarszczki, podkrążone oczy i starzejącą się skórę. Czasami wydaje mi się, że Edward jest już znacznie posunięty w latach. A te jego ostatnie żarty o emeryturze zawierające śladowe ilości humor są bardziej przesiąknięte zmęczeniem i gorzką bezsilnością. Kiedyś jeszcze ożywiała go praca naukowa i każde nowe odkrycie dodawało mu wigoru. Ale teraz jestem prawie pewny, że to koniec. Czasami wydaje się nam przez kilka lat, że jesteśmy w jednym, niezmiennym wieku i wtedy mało zastanawiamy się nad upływającym czasem. Dlatego tak trudno dostrzec ten moment kiedy dziecko z kołyski staje się beztroskim chłopcem, chłopiec zakompleksionym młodzieńcem, młodzieniec poważnym mężczyzną i w końcu mężczyzna zniedołężniałym starcem. Chyba to nagle starość dopadła profesora i czuje to nie tylko on, ale również jego współpracownicy. Call to człowiek, który się wypalił i chce definitywnie odejść.”

Kiedy Williamowi udało się odnaleźć poszukiwane notatki jego uwagę przykuł pewien zielonkawy papier wyróżniający się wśród notatek. Początkowo wydawał mu się dolarówką, ale szybko zorientował się, że to „recepta”. Postanowił ją zachować wkładając miedzy notatki Calla, które trzymał w ręce.



William razem z materiałami, które zostawił mu Edward Call podszedł do Nico i Jennifer. Pierwszy kontakt wzrokowy z młodziutką, panną Brown szybko wymusił na niej pytania:

- Ile osób tu pracuje, i ile godzin dziennie? Zastanawiam się czy praca dla Zakonu to praca dorywcza czy raczej na pełen etat.

- Tak jak już wspomniałem praca dla Zakonu to wiele różnych działań w zależności od tego co jest w danej chwili potrzebne. W laboratorium działają osoby, które znają się na swojej pracy. Zwykle pracuje tutaj Call z dwoma lub trzema asystentami. Z Zakonem współpracują profesjonaliści w swych dziedzinach. William wstrzymał na chwilkę wypowiedz i zerknął w stronę drzwi.

- Krótko mówiąc zakon ma pieniądze i wybiera najlepszych ludzi. Każdy kto tu trafia ma jakiś talent, a talenty jak zapewne państwu wiadomo należy umiejętnie rozwijać. Zakon ma fundusze i prestiż. To bardzo pomaga młodym ludziom się rozwijać i nawiązywać wartościowe znajomości. Prawie wszyscy nowi, którzy tu trafiają są osobami perspektywicznymi. Państwo też zapewne macie w zanadrzu jakieś ciekawe umiejętności, skoro zostaliście zaproszeni do naszego grona.

- AhaWilliam potarł podbródek i przypomniał sobie coś zerkając na Jennifer - pani pytała jeszcze o czas pracy dla Zakonu. To sprawa dosyć względna. Na pewno nie jest to praca na pełen etat, po której można spokojnie iść do domu – uśmiechnął się. – Zwykle największa aktywność i najwięcej pracy jest w czasie większych projektów. Ale zwykle wygląda to tak, że przełożeni zlecają szeregowym członkom jakąś pracę i są to bardzo konkretne zadania. Oczywiście różne w zależności od dziedzin w jakich się ktoś specjalizuje. Tak to wygląda. W siedzibie pojawiamy się w czasie spotkań bractwa i od projektu do projektu. Za czas pracy spędzony tutaj jest wypłata. - podsumował Moorhous.

- Może mają państwo jeszcze jakieś pytania?
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 13-03-2009 o 00:52.
Adr jest offline  
Stary 23-04-2009, 09:19   #206
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
"Tak, na pewno zostaliśmy zaproszeni do Zakonu bo mamy jakieś specjalne zdolności..."

To zdanie brzmiące w umyśle Jenifer było pełne sarkazmu. Albo William naprawdę nie wiedział, skąd się tu wzięli i po co przyszli, albo zręcznie udaje próbując ich wmanipulować w powiedzenie czegoś, co ich zdradzi. Na wszelkie wypadek dziewczyna postanowiła za dużo nie mówić, nie zdradzając się z niewiedzą na niektóre tematy. A pytanie to zawsze oznaka jakiegoś rodzaju niewiedzy.

- Hmm, ja na razie nie mam więcej pytań. A pan, panie Castelano?

Jenifer odwróciła wzrok od rozmówców udając ogromne zainteresowanie jakąś stojącą na półce kolorową próbką podpisaną łaciną. Ciekawa była co dalej? Gdzie teraz skierują swe kroki i jakie wiadomości uda im się zdobyć?
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 25-04-2009, 23:59   #207
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

Słuchając uważnie Moorhousa, Nico miał mieszane uczucia. Widząc wyraz twarzy Jennifer wnioskował, że nie jest osamotniony. Nie było widać po niej wprost, że sądzi, że w wypowiedzi ich przewodnika coś nie gra. Ale Nico z doświadczenia potrafił zauważać drobne, nawet ledwie zauważalne zmiany, często powodowane ukrywanymi emocjami. Jak dotąd, rzadko się w takich ocenach mylił. Chociaż Moorhouse chwilowo był dla niego zagadką...

"Państwo też zapewne macie w zanadrzu jakieś ciekawe umiejętności, skoro zostaliście zaproszeni do naszego grona."

Te słowa zdawały się wybitnie wskazywać na to, że William nie ma pojęcia w jakim celu się tutaj znaleźli. Chociaż z drugiej strony, jeśli jest wtajemniczony, to może stara się być dobrym aktorem. Niewykluczone, że ściany takiej rezydencji jak ta, mają uszy...

Zastanawiał się, ile sam może powiedzieć Moorhouse'owi, aby go wybadać. Nadal mu nie ufał i nie wiedział, czy powinien choćby spróbować. Skoro już wciągnęli się w konwersację, nie wypadało ot tak po prostu jej przerywać. W sumie i tak nie mieli za wiele do roboty, przynajmniej chwilowo. Edward był nieosiągalny. Nico zaczynał się wręcz obawiać, że może w ogóle już nie będą mieli szansy z nim porozmawiać.

Panna Brown nie miała zamiaru zadawać nowych pytań, aby podtrzymywać rozmowę, ale Nico wręcz przeciwnie.

- Rozumiem, że każdy członek bractwa, został do niego przez kogoś wprowadzony, zaproszony, prawda? Skoro tak, to można zapytać, jak pan się tutaj znalazł?

Powiedziawszy te słowa, uważnie spojrzał Williamowi w oczy, kiedy ten tylko zwrócił się ku niemu.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 05-05-2009, 23:27   #208
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Boston, 22 października 1926 (między godziną 19 a 21)

Młoda kobieta uważnie przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Poprawiała misternie ułożoną fryzurę – zwykle proste i gładkie ciemnobrązowe włosy ufryzowała w delikatne loki i zaczesała lekko do góry. Teraz wystarczyło jedynie podkreślić jej ciemne oczy i zaznaczyć kontury cienkich brwi, by nadały twarzy tajemniczego uroku. Czerwona szminka na ustach stała się zwieńczeniem makijażu, tak starannie przygotowanego na ten wieczór. Kobieta skończyła wszystkie zabiegi i zerknęła na ścienny zegar. Bardzo nie lubiła się spóźniać, a wszystko wskazywało na to, że dziś zbyt wiele uwagi przywiązała do toaletki i piętrzących się na niej kosmetyków.


Właściwie dlaczego tak się stroję? - pomyślała zakładając satynową sukienkę z głębokim dekoltem – Czyżbym stawała się coraz bardziej próżna? No cóż, chyba to On tak na mnie wpływa... chcę wyglądać pięknie nawet gdy na mnie nie patrzy.”


Czekała z niecierpliwością na zamówioną wcześniej taksówkę. Nie mogła dłużej bezczynnie siedzieć w domu, skazana na towarzystwo matki, choćby nawet przebywającej w innym pomieszczeniu. Obie kobiety nie przepadały za sobą, spędzając ze sobą tyle czasu, ile to absolutnie konieczne. Zupełna rozbieżność charakterów, przekonań i usposobienia, odcisnęły na nich swój trwały ślad. Matka, cierpiąca na wieczne migreny i liczne dolegliwości, wolała zamknąć się w świecie czterech ścian własnego pokoju. Denerwowało ją każde towarzystwo i wszelki rozgardiasz. Ona nie wyobrażała sobie życia bez innych ludzi, spotkań, rozmów, przyjęć i przede wszystkim bez sztuki. Całe jej życie było pełne wrażeń. Tak więc nie miały ze sobą zbyt wielu wspólnych tematów i trudno było im się porozumiewać. Na szczęście dzięki temu mogła bez przeszkód wychodzić wieczorami z domu, pozwalając matce upajać się ciszą pustego domu. Zakładając płaszcz jeszcze raz zerknęła do wielkiego, kutego lustra, które zdobiło przedpokój.




Taksówka podjechała pod wskazany adres. Tremont Street pogrążona była w półmroku, a rzadko rozstawione latarnie dawały nikłe światło, rozjaśniając jedynie niewielki krąg wokół własnej osi. Było chłodno. Kobieta pewnie przekroczyła bramę posesji numer 28 i ruszyła ku drzwiom kamienicy. Mrok i tajemnicza aura nie robiły na niej wrażenia, jakby była tu częstym gościem i zdążyła przywyknąć do tego widoku. Ochroniarz przed wejściem przywitał ją i otworzył przed nią drzwi do zalanego złocistym światłem hallu.


- Dobry wieczór panno Widmore - elegancki lokaj w czarno-białej liberii pomógł zdjąć jej płaszcz i powiesił go w szatni. - Pan Sędzia oczekuje pani w sali bankietowej.


- Ach, chyba nie spóźniłam się aż tak bardzo? Czas nie jest dziś moim sprzymierzeńcem, a pan Sędzia tak bardzo nie lubi czekać.


- Czy życzy sobie pani czegoś jeszcze, panno Widmore?


Kobieta podziękowała lokajowi i udała się wprost do obszernej sali, wypełnionej gośćmi. Już od wejścia zauważyła znajome twarze, zarówno swych przyjaciół, jak i ludzi powszechnie znanych w Bostonie. Zebrała się tu dziś niemal cała śmietanka towarzyska, co cieszyło ją niezmiernie. Z pewnością ten wieczór będzie bardzo interesujący i pełen niespodzianek. Przechadzając się po pomieszczeniu witała się z kimś niemal na każdym kroku. Jednych zaszczycała swym uśmiechem i skinieniem głowy, z innymi witała się bardziej wylewnie, gdzieniegdzie przystając na chwilę grzecznościowej rozmowy na temat samopoczucia lub pogody. Na poważniejsze tematy przyjdzie jeszcze czas – na razie jednak wciąż rozglądała się w poszukiwaniu Sędziego. Wreszcie jej oczy dostrzegły sylwetkę postawnego, starszego mężczyzny, otoczonego grupą ludzi, będącego – jak zwykle – w centrum uwagi. Opowiadał właśnie o czymś, podparty jedną ręką pod bok, w drugiej trzymając swą ulubioną fajkę z kości słoniowej. Emanował pewnością siebie i autorytetem. Panna Widmore uśmiechnęła się z czułością i ruszyła w jego kierunku.


- Och, Marlo, moja droga – ucieszył się na jej widok i pozwolił sobie na ucałowanie jej policzka – Obawiałem się, że już się nie pojawisz. Znasz już panów Willisa, Jordana i Hanksa? - wszyscy trzej skinęli głowami na przywitanie. - To wspaniali młodzi prawnicy, właśnie dyskutowaliśmy o ostatniej sprawie.


- Oczywiście. Mam nadzieję, że niewiele mnie ominęło? Proszę mi wybaczyć to spóźnienie.


- Ależ naturalnie, że nie. Z pewnością dopiero teraz to przyjęcie nabierze całego uroku – odezwał się jeden z dżentelmenów. - A jak zdrowie pani szanownej matki?


- Dziękuję, za troskę. Niestety mamę zatrzymała w domu migrena, lecz nie wątpię, że bardzo chciałaby tu być.


Marla Widmore zamieniła jeszcze kilka zdań z panami Willisem, Jordanem i Hanksem, świetnie zapowiadającymi się, młodymi prawnikami. Gdy jednak panowie, pod przewodnictwem Sędziego, powrócili do tematu ostatniej rozprawy sądowej, która jakże bardzo zaprzątała ich głowy, przeprosiła ich i postanowiła kontynuować swoją przechadzkę po sali bankietowej. Wzięła z tacy kieliszek wina i zwyczajowo przywitała się ze wszystkimi znajomymi, którzy gościli na przyjęciu. W ciągu niespełna pół godziny znalazła wreszcie odpowiadające jej towarzystwo – młodego pisarza, Jeffrey'a Flappera, którego znała również z licznych wernisaży, oraz okalające go grono rozmówców. Dyskusja toczyła się wokół najnowszej kontrowersyjnej wystawy malarstwa dadaistycznego. Marla już dawno chciała wybrać się na nią wraz ze swoim narzeczonym, lecz do tej pory nie mieli okazji jej zwiedzić. Choć niewiele mogła powiedzieć na temat kontrowersyjnych obrazów, to z żywym zainteresowaniem słuchała wrażeń, jakie pozostawiły w duszach jej współrozmówców.

 
Milly jest offline  
Stary 06-05-2009, 14:59   #209
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
William Moorhous


Nico po raz kolejny spoglądał uważnie na Williama Moorhousa.

- Wprowadzenie do Zakonu zawdzięczam naszemu wspólnemu znajomemu. To właśnie Edward Call zaprosił mnie i dlatego w ramach podziękowań pomagam mu w kontaktach z wydawcami. Z tych samych powodów spełniam właśnie jego prośbę i zajmuje się oprowadzaniem państwa po siedzibie bractwa - odpowiedział na zapytanie pana Castelano.

- A początki w bractwie wcale nie są łatwe - kontynuował z uśmiechem Will.

- Niewiedza i niepewność towarzysząca nowym członkom to norma. Na przyjęciach nowicjuszy traktuje się z dystansem i powściągliwością. Można nawet powiedzieć, że to jedno z niepisanych praw Zakonu. Swoją drogą ciekawe jak sobie radzi państwa przyjaciółka... - zapytał zerkając na Jennifer. Will ciągle jeszcze zastanawiał się czy Jennifer jest tak bardzo związana z panią Review, aby nazywać ją przyjaciółką.

William dopiero teraz dostrzegł metalowe skrzynki stojące obok sejfu. Już na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że wcześniej nie widział tutaj takich elementów wyposażenia.

- Bardzo ciekawe... - zaczął William. - Widzę, że wreszcie przysłano nowy sprzęt. Proszę spojrzeć – rzekł wskazując na metalowe skrzynki i kierując tam uwagę Jennifer i Nico.

- "Panasonic" to o ile dobrze pamiętam słowa Edwarda jakieś nazwisko, chyba wynalazcy czy producenta. Zresztą nieważne. A to drugie to chyba prototyp nowej maszyny do pisania. - przejechał palcem po klawiszach nieznanego urządzenia.

Niezwykle ciekawe urządzenia przykuły uwagę Williama i stały się najważniejszym obiektem jego zainteresowania.
 
Adr jest offline  
Stary 10-05-2009, 22:38   #210
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Izabell Review

Mijała kolejna godzina na przyjęciu, które zabrało praktycznie jeden dzień z życia Izabell. Atmosfera powoli rozluźniała się. Obecni ustawiali się w małe grupy wedle swoich upodobań i zaczynali rozmowy o interesach i sprawach prywatnych. Pierwszy zapał kobiety wynikający z niedogodności, a nawet problemów, które się pojawiły mijał. Ciążyły jej spojrzenia obcych osób, których ciekawość powoli zmieniała się niechęć do wyobcowanych jednostek. Izabell ruszyła w przeciwległy kąt sali by zmieniła otoczenie i odciąć się od osób, które być może zwróciły uwagę na jej niepotrzebny wybuch. Zatrzymała się przy sofie wyścielonej szkarłatnym aksamitem, która obecnie była wolna. Zmęczona całym wieczorem opadła na nią by zastanowić się co dalej począć z zaistniałą sytuacją. Dziwiło ją zachowanie jej towarzyszy, nikogo tutaj nie znali... Wszyscy wkroczyli w krąg obcych ludzi i innego świata z takim samym lękiem i nieufnością. Zaś po już po chwili zaufali człowiekowi, który nie potrafił w żaden logiczny sposób wyjaśnić im swojej motywacji i zainteresowania ich osobami, nie mówiąc nawet o zagwarantowaniu bezpieczeństwa. O ile była w stanie zrozumieć młodziutką pannę Brown, o tyle bezmyślność pana Castelano przyprawiała ją o frustracje. Skinieniem dłoni zatrzymała kelnera i poczęstowała się jednym z przygotowanych na tacy papierosów. Nim ten podał jej ogień odsunął się gasząc płomień zapalniczki. Zdegustowana jego zachowaniem, wyjęła z ust papierosa by po raz wtóry o przywołać.

- Pani pozwoli.

Uprzejmy głos zza jej pleców natychmiast wyjaśnił sytuację - w chwili w której ona była zajęta rozmyślaniami przysiadł się do niej przystojny, ciemnowłosy mężczyzna, który odwołał kelnera by móc w jakiś sposób zwrócić na siebie jej uwagę. Owy mężczyzna trzymał w dłoni zapaloną srebrną zapalniczkę z wygrawerowanym herbem jednego ze znaczących rodów Bostonu, które zbijały obecnie fortuny w półświatku powstałym w wyniku prohibicji. Izabell uśmiechnęła się delikatnie rozjaśniając swoje do tej pory przygasłe brakiem zainteresowania społeczeństwa oblicze. Odpaliła papierosa, wypuściła z ust dym i uprzejmie skinęła głową w podziękowaniu. Od dłuższego czasu znalazła sobie punkt zaczepienia by zostać w na przyjęciu, a raczej to on ją znalazł.

- Proszę wybaczyć śmiałość, ale zakon widać zaczął dbać o swój nikomu do tej pory nieznany wizerunek rekrutując tak urocze osoby jak Pani.

- Śmiałość mogę wybaczyć, lecz rozpoczęcie rozmowy bez uprzedniego przedstawienia się może być dla mnie już trudniejszą do rozwikłania kwestią.

- Michael Raytheon i ma Pani rację ,przepraszam za ten mały nietakt. Co więc mógłbym zrobić w ramach zadośćuczynienia?


Podając swoje nazwisko Michael podniósł się z sofy, kłaniając się nisko delikatnie ujął i ucałował dłoń Izabell. Zaś sama kobieta była by skłonna przysiąc, że w tym momencie w jego oku pojawił się wiele znaczący błysk.

- Izabell Review, również do usług. Co zaś do zadość uczynienia, czekam na propozycje.

"Konwenanse, zabawa pozorami... Wszystkie intencje widoczne jak na dłoni. " Uśmiech panny Rewiev poszerzał się z każdym kolejnym spojrzeniem młodzieńca. Nie tylko wiekiem była od niego starsza, ale też doświadczeniem.




- Tańca nie mogę zaproponować, gdyż ani miejsce, ani muzyka ku temu nie jest odpowiednia. Może jednak ciekawą konwersacją dam radę Panią do siebie przekonać?

- Propozycja wydaje się kusząca, zwłaszcza, że widać Pana , tak samo jak mnie nie fascynuje zjawisko tak mocno obecnie opiewanej recesji, masowych zwolnień i zamykania fabryk.

- Cóż, być może na filozofa nie wyglądam i pozować się nie staram, ale uważam, że wykształconemu człowiekowi nie pieniądz powinien przysłaniać, świat, gdyż jest na nim tak wiele bardziej wartościowego piękna.

- Trudno się z Panem nie zgodzić. Choć samo to miejsce skłania do licznych rozważań, niekoniecznie nad istotą piękna.

- Intryguje mnie Pani coraz bardziej.

- Nie wątpię. Lecz z pewnością będącą częścią zakonu od dłuższego czasu, niż ja i moi dzisiejszy towarzysze ma Pan na tę sprawę własny pogląd, którego warto by posłuchać... rozważyć. Zawierający ogromną liczbę fascynujących informacji, których nowicjuszom długo jeszcze nie będzie dane poznać i zrozumieć...


Ostatnie zdania wypowiadała pochylona nad jego uchem, delikatnie pieszcząc je swoim ciepłym oddechem i kusząc rozmówcę całą sobą - uśmiechem, zapachem, grą świateł w oczach o niezwykłej barwie. Dla obserwatora stojącego raptem dwa kroki od sofy scena miała jednak zupełnie inny wydźwięk, całkowicie pozbawiony intymności - ot, młody gentelmen podaje damie uprzejmie popielniczkę. Aktorskie zdolności Izabell częstokroć były jedyną rzeczą jaka potrafiła uratować jej dumę, gdy nieposkromiony charakter dawał o sobie znać. Także i tę scenę rozegrała na miarę nie jednej wspaniałej gali teatralnej. Pozostawiając sobie jednocześnie i możliwość odwrotu w każdej chwili i niczego nie podejrzewającego młodego wielbiciela, który to sam wydawał się sobie obiektem uwielbienia i ostoją mądrości. Tak łatwo można było zamienić myśliwego w zdobycz.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172