Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2007, 20:24   #51
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Omiotła wzrokiem swoje mieszkanie opadając na dużą zieloną kanapę. Położyła się wygodnie. Jej ubranie pachniało miętowym dymem i mężczyzną. W jej uszach brzmiał mruczący głos... Poderwał a się gwałtownie jakby odpędzając te omamy. Było cicho i pusto.
Muszę chyba pomyśleć o kupieniu sobie kota.

Zamknęła drzwi wejściowe, zrzucając z siebie kolejne części garderoby. Nastawiła płytę z niespokojną rockową muzyką na tyle jej znaną by mogła śpiewać, na tyle głośno, by sąsiedzi nie słyszeli jak fałszuje. Zabrzmiały bębny perkusji.

[center:596f557486]I can cry when You let me cry
Even die when I see Your life
I can fall to save Your heaven

Can not sleep when I see Your dreams
But I can fade out eternal light
I can fall to save Your heaven

I'm fallin' down
I've lost my faith
I'm fallin down
When I die all the angels fade away
I'm fallin' down
I've lost my faith
I'm fallin down

I see the cross over fields of blood
Look around - endless sea of hate
Silence...
Seven songs of darkness

I can cry when You let me cry
Even die when I see Your life
Even die
Just to save Your heaven

Możesz spać, kiedy inni śpią
Nie czuć nic I nie mówić nic
Zwrócić film i przepieprzyć życie...
Lecz jeden krok może zmienić świat
Jeden gest i podanie ręki
Jeden dzień może zmienić wszystko...


Obejrzyj Hunter "Fallen"
[/center:596f557486]


Gorąca woda z prysznica spływała strumieniami po jej ciele. Razem z końcem piosenki dotarło do niej jak cholernie dobrze wybrała płytę - podświadomie. Uderzyła pięścią w ścianę i jęknęła przy zderzeniu z twardymi kamiennymi płytkami. Przenosimy skupisko bólu pomyślała i uderzyła jeszcze raz zdzierając sobie kostki do krwi. Pomogło, mimo że uwierała ją psychika.

Delektowała się długo cudownymi właściwościami wody - relaks i odprężenie. Wyszła z pod prysznica świeża i o wiele spokojniejsza, jakby splukała z siebie problemy minionego dnia, ślady krzyku i gniewu. Ten mały ceremoniał pozwalał jej odżyć. Oczyszczenie.

W drodze do kuchni owinęła się miękkim szlafrokiem w kolorze czekolady. Płyta leciała już drugi raz z rzędu. Odkorkowała wino i napełniła lampkę.

- Za Twoje zdrowie! - przywolała w pamięci obraz Federalnego i wypiła do dna. Wino było kwaśne i mocne. Idealne. Dolała sobie. Zegar w pokoju wskazywał 18:50.


[center:596f557486]Zobaczysz świat, wokół krew
Usłyszysz głos pełen łez
Zrozumiesz sens prostych słów jak morderstwo
I ruszysz znów drogą swą!
W oddali las krwawych rąk!
W oparach fal... gorza-łyk...
/Hunter "Loża Szyderców"/[/center:596f557486]


Po piątym kieliszku usnęła.
 
Wernachien jest offline  
Stary 06-03-2007, 00:06   #52
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Przysłowia skrywają w sobie ziarno prawdy. A właściwie całą prawdę... jeśli odejmiemy niezliczone wyjątki.

Droga nad Białuchą zyskała swoją nazwę nie dlatego, że brakło imion bohaterów czy działaczy, którymi hojnie obdarowano sąsiednie ulice. Nie zyskała jej też z braku innych pomysłów. Bynajmniej! Proponowano dwu działaczy, proponowano też na fali jednej z wielu odwilży, nazwisko pewnego bohatera AK, który jakimś cudem został przeoczony przez wydarzenia historyczne i nie był oszkalowany na wsze strony. Dzięki temu też w ogóle nadawał się na patrona.

Działacze nie przeszli (nie dlatego, że mieszkańcy ich nie chcieli - a nie chcieli - dlatego, że urzędnicy nijak nie mogli przepchnąć projektu przez radę miasta). Bohater AK przeszedł, ale dostał ulicę... ciut dalej.

Droga nad Białuchą bowiem była niczym innym, jak drogą nad Białuchą. Spokojną, cichą uliczką leżącą rzut beretem od równie spokojnej i cichej rzeczki.

Codzienna trasa przebieżki Janusza zaczynała się od sprintu owąż drogą, by wpaść w Bolesława Chrobrego, gdzie błyskawicznie zmieniał buty na rolki, by jak najszybciej sunąć do mekki wszystkich spotkań yamakasi. Szkieletora. Na wysokości pętli tramwajowej ruszał między kamienice, tam, na jednym upatrzonym ganku, zmieniał rolki z powrotem na buty, by pomiędzy i ponad płotkami, z uwzględnieniem jednego psa i jednej kamienicznej piaskownicy śmigać w stronę majączącego coraz wyraźniej na powoli ciemniejącym niebie celu.

Tam miał nadzieję się trochę wyszaleć, potrenować, a może także pogadać.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 06-03-2007, 00:57   #53
 
Szusaku's Avatar
 
Reputacja: 1 Szusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwu
Niekontrolowany dreszcz przeszedl po plecach Adama gdy po raz kolejny uslyszal:

- Abonent czasowo niedostepny ... - Slowa slyszane juz nie pierwszy raz, dzisiaj brzmialy jakos zlowieszczo. Wiedzial ze tylko w jego glowie, ale to nie bylo w tym wypadku pocieszajace. CZEMU DZISIAJ!!! Bywaly tygodnie kiedy nie widywal Skalskiego, ostatnio nawet coraz czesciej sie zdarzaly i przeciez to nic nadzwyczajnego ze wylaczyl komorke.

Jego umysl dostarczal logiczne argumenty, wyjasniajace cala te sytuacje, jeden po drugim. Jednak pierwotny lek nie sluchal argumentow. Pierwotny lek nie znal pojecia przypadku.

Zaczal klac w duchu, siegajac do szuflady po aparat cyfrowy. Mial przemozna ochote, pojechac do domu i poczekac na telefon od Skalskiego, kiedy ten wreszcie wlaczy komorke. I pewnie tak by zrobil ... gdyby nie koniecznosc poznania odpowiedzi. Co sie kryje za dzisiejszym dniem ... i ta kartka. Bal sie ze odpowiedz mu sie nie spodoba. Bal sie tego co moze spotkac o 20. Wiedzial jednek z klarownym zrezygnowaniem, ze sprawa dotyczy jego Pracy i do konca zycia nie darowalby sobie, przepusciwszy szanse na posuniecie jej do przodu.

Spakowal notatnik, dlugopis i troche kopi do plecaka. Zarzucil na siebie kurtke przeciwdeszczowa, aparat scisnal mocno w rece. Zamknal swoj pokoj na uczelni, wyszedl na zewnatrz. Zmrok nieublaganie zmienial perspektywe i zdawal sie szeptac: To nie Twoj czas smiertelniku. To czas istot mroku. Kierunek Park Krakowski.

Przekraczajac granice parku, rozgladal sie niespokojnie, starajac sie juz z daleka dostrzec osobe, z ktora mial sie spotkac. Nie znal tego miejsca dokladnie. Wlaczyl aparat i wsunal go do kieszeni. Spogladajac uwaznie we wszystkich kierunkach i wypatrujac potencjalnego "kontaktu z Orlem", wolno ruszyl w strone stawu.

Lekko fosforyzujaca tarcza zegarka wskazywala 19.46
 
Szusaku jest offline  
Stary 06-03-2007, 19:31   #54
 
Solfelin's Avatar
 
Reputacja: 1 Solfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumny
Gra się o różne stawki.
Tym razem była to stawka o życie. Nowe lub stare. Może to była kwestia czasu, aż ktoś, kto może coś większego, szybciej, zrobić, zrobi to - i to za przyzwoleniem.
Jest przeznaczona propozycja i przeznaczona gra.
Właśnie teraz rozegra się.


Szusaku

Podszedł bliżej i zobaczył, zdaje się, wysoką kobietę siedzącą przy jednym ze stołków do gry w szachy. Przypatrzył się, nieśmiało podchodząc o kilka kroków. Koło niej widniał zegar w kształcie białego orła, na podstawce i tle czerwonym.

Przełknął ślinę, bo musiał pokonać cały dystans, wraz z jakimkolwiek innymi uczuciami. W końcu ciekawość zwyciężyła i poprowadziła go.

Ona była szczupła, ładna, posiadająca długie włosy, przenikliwe spojrzenie. Zaczęła pierwsza, szczęśliwie dla niego:

- Widzę, że jesteś - uśmiechnęła się. - Proszę, usiądź. Poczuł woń perfum.

Siadając dopiero teraz zauważył pełną szachownicę. Po jej stronie były białe figury, jemu przypadły czerwone, co go totalnie zdziwiło i zmieszało. Odezwała się:

- Wiesz, białe zaczynają zawsze pierwsze - wysłała mu rozbrajający uśmiech. W następnym momencie zauważył pewną różnicę w figurach. Mianowicie, ona zamiast króla i królowej miała większego i mniejszego orła. Widząc jego zdziwienie, wyjaśniła:

- To Wielki i Mały Orzeł. Oba potrafią się poruszać po każdym, dowolnym polu w kolorze tego, na którym stały. Przeskakiwać, ruszać się - „teleportować”. Jest tylko jedno ale.

Zrobiła małą pauzę, na wzięcie oddechu.

- Dopiero po 10 turach można ich użyć. Gdy nadejdzie czas 10 tury - można je posunąć gdziekolwiek się chce. Oczywiście, to jest pewne zwycięstwo - chyba, że ktoś zechce się bawić. - ostatnie powiedziała z ironicznym, przyjaznym uśmiechem.

Podjęła znów temat.

- Wiesz, już tu siadłeś - wskazała jego miejsce - a to oznacza, że gra się zaczęła, tak, czy inaczej. - spojrzał na zegar-orła i zobaczył, że wskazówki, zresztą, stylizowane na szpony zaczęły się ruszać.

Ciągnęła swoje małe przemówienie dalej:

- A skoro tak, to jeśli odejdziesz, wygram walkowerem - uśmiechnęła się, przerywając, jakby dając mu czas na namysł. Jednak rozmyślenia, te lub inne, przecięła, mówiąc:

- Czas upływa. Jeśli wygrasz - dam Ci odejść wolnemu - chociaż pewnie ponowimy grę za pewien czas - jeśli przegrasz - Ty oraz kilka osób, - przerwała z wyczuciem - powiedzmy, staniecie się przydatni do pewnych celów.

Dodała, jakby dla czaru tego wieczoru:
- Przestań dzwonić do Skalskiego. On nic nie wie. On jest zwykłym łowcą. Może zna podwójne dno świata, ale ominęła go uwaga na potrójne. - uśmiechnęła się złowieszczo.

- a3, zwykły pionek - rozpoczęła, patrząc mu prosto w oczy, tym samym przewiercając na wylot jego duszę i jego zamysły, bo poczuł pewną pustkę i otwór w duszy, jakby powietrze czy wiatr mógłby przez niego swobodnie przepływać.
 
Solfelin jest offline  
Stary 06-03-2007, 23:35   #55
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Jest coś w przestawianiu figur na szachownicy. Czym, dla tych niewielkich kawałków rzeźbionego drewna, kamienia czy kości słoniowej lub innego tworzywa, jest przesuwająca je ręka? Dłonią Boga? Splotem przeznaczenia? A może po prostu zbiegiem okoliczności? Wszystko to upaja władzą. Jest też inny rodzaj upojenia dalece mniej subtelny. To upojenie własnymi możliwościami. Osiągniętą harmonią, swoim poziomem, siłą. Ten rodzaj wynikający z pewności siebie... niemal przeradzającej się w arogancję.


Przebiegłszy niemal bez zwalniania dystans od pętli, do szkieletora, Janusz bynajmniej nie poprzestał. Bez śladu wahania runął po schodach do góry, skacząc po dwa, trzy schodki, naprzemiennie. Lewa noga, dwa schodki, prawa trzy. Sześć razy. Potem zmiana. Potem zmiana znowu, tak nóg, jak i ilości powtórzeń. Skupiając się na tym, co i jak zmienia, ignorował narastające zmęczenie. Kiedy dłużej już nie mógł, zatrzymał się na półpiętrze, by począć zeskoki w dół. Po trzy schodki, po cztery. Z półobrotem, bez. Żabką, z naskokiem, od ściany, na skróty, a nawet na przełaj. Chodziło o to, by wpierw wbiec jak najwyżej, a potem jak najciekawiej pozeskakiwać w dół. Bez zatrzymywania się. Dotarłszy na dół, odpoczął przy luźniejszych ćwiczeniach, rozciągając się. Powoli, spokojnie. Miał czas. Przy okazji normował oddech, uspokajał bijące serce. Potem powtórka. Tym razem piętro wyżej. W zeskokach robił wpierw zwykłe gwiazdy, potem te bez rąk, potem gwiazdy z obrotem. Te ostatnie robił blisko ziemi, nie chciał ryzykować, nie było potrzeby.

Przy trzeciej próbie czuł już wyraźnie zmęczenie. Ostatni raz. Poszedł na całość. Wyskoki, dwa salta, aeriale, skoki o ścianę na każdym prawie rogu, kiedy lądował na dole był zadowolony jak diabli, zdyszany, zgrzany i spocony jeszcze bardziej. Rozglądnął się.

Nikt nie widział. Szkoda. Ładną pokazówkę odwaliłem.

Powolnym truchtem ruszył do domu. Chciał się jeszcze wyspać.

* * *

Kiedy po zjedzeniu - z wilczym apetytem - kolacji, sprawdzeniu drzwi, okien, piwnicy i strychu, umyciu się i modlitwie szedł spać, czarna postać była ciekawym motywem dnia. Zaledwie. Zbyt był zmęczony, by roztrząsać jej pojawienia się. Zasnął, ledwo przyłożył głowę do poduszki.

22:56.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 07-03-2007, 19:21   #56
 
Szusaku's Avatar
 
Reputacja: 1 Szusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwu
Spodziewal sie wszystkiego, ale nie tego. Spodziewal sie porwania, ataku, tego ze nikt sie nie zjawi. ALE NIE JEJ. Jego rece zaczely drzec, tylko niesamowita szachownica sprawila ze nie uciekl. Aparat lezacy w jego kieszeni sam sie wylaczyl, niepotrzebny, jednak jego dlonie pozostaly w kieszeniach. Dzieki temu nie bylo widac jak sie poca i jak bardzo drza.

Jego niesmialy wzrok powedrowal po jej figurze, po jej twarzy. Nie odwazyl sie spojrzec jej w oczy. Staral sie patrzyc poza nia, gdzies w bok. Nic z tego nie wychodzilo. Czerwien jej ust zdawala sie, wypelniac cala jego percepcje, pomimo tego ze patrzyl na swoje buty.

-... Prosze usiadz. Jego umysl z trudem zarejestrowal jej slowa. Jej zapach ... Mysli stawaly sie chaotyczne. Zrozumienie najprostszego zdania, wydawalo sie wymagac calego jego skupienia. Jego umysl krzyczal o absurdalnosci calej tej sytuacji, propozycji gry, pionach o ksztaltach orlow, kolorach. Jednak jego cialo, jego mysli byly pelne niej i czegos co niewiele roznilo sie od pierwotnego przerazenia, checi ucieczki.

- Gdy nadejdzie czas 10 tury ... - Uslyszal jej nieskonczenie melodyjny glos, ktory zdawal sie wylaczac kolejno funkcje jego mozgu. Mial ochote wykrzyczec - O co chodzi? Dlaczego ja? Cale to orle przedstawienie? Jednak pozostal cicho, probujac ukryc to jak bardzo oniesmiela go jej obecnosc.

Dopiero szpony zegara wyrwaly go z tego wszystkiego na tyle aby pojac zasady, ktore ona mu przedstawiala. I jego znikoma wiedza szachow, partie rozegrane w mlodosci, podpowiedziala mu - Nie masz szans. Musialbys zrobic mata w 10 ruchach i jezeli ona umie choc troche grac to nie uda Ci sie. - Jednak juz po chwili jego mysli znowu pograzyly sie w niej. Byl jej dozgonnie wdzieczny, za to ze mowila, nienawidzil sie jakac, a nie sadzil, aby cokolwiek innego udalo mu sie w tej chwili wydobyc z siebie. Oczy, policzki ... jego wzrok, choc spuszczony, sledzil kazdy dostepny mu fragment jej ciala.

- ... staniecie sie do czegos przydatni. Zlowieszcze slowa brzmialy w jego uszach dziwnie slodko. I tego czaru nie rozwiala nawet uzyta przez tajemnicza kobiete liczba mnoga. Swiat zaczynal tracic kolory poza czerwienia jej ust i jego szachow. Stawal sie czarnobialy z rozkosznymi pociagnieciami czerwieni. Mial ochote przegrac. Bo wtedy moglby byc jej w czyms przydatny. Pragnal tego tak bardzo.

- Przestan dzwonic do Skalskiego ... On nic nie wie ...potrojne. - Te slowa rozwialy mgle ktora coraz mocniej osiadala na jego myslach. Jego oczy najpierw rozszerzyly sie ze zdziwienia, a nastepnie zwezily sie gniewem. Wbrew sobie podniosl wzrok i spojrzal jej w oczy. Byl wsciekly, obserwowala go, wiedziala o Skalskim, ponadto wypowiadala sie o nim z pogarda. Zlosc dala mu ta niesamowita klarownosc mysli, jaka doswiadczyl do tej pory tylko kilka razy w zyciu. Jego umysl analizowal rownoczesnie cala ta sytuacje. Szachowa - obmyslalajac ruchy z niesamowita szybkoscia. Prywatna - zdal sobie sprawe, ze ktos o nim wie, wie o nich. Potrojne dno - cos o czym jeszcze wczesniej nie pomyslal. Moze pod fasada swiata mroku kryje sie kolejny, jeszcze mroczniejszy i jeszcze lepiej ukryty? ONA - czemu potrzebowala gry, aby cos dla niej zrobil? Czyzby i gra miala niejedno dno?

Jednak ona spojrzala prosto w jego oczy i wscieklosc znikla tak szybko jak sie pojawila, zabierajac ze soba czystosc z jaka jeszcze chwile temu mogl myslec. Teraz mogl przynajmniej, jakos sie skupic. Jednak jego dlonie znowu zaczely drzec i niesmialosc opanowala go nowa fala. Jednak wyciagnal reke ...

-Pi..pio...on nna E5- Uslyszal swoj niepewny glos z daleka.
 
Szusaku jest offline  
Stary 10-03-2007, 19:16   #57
 
Solfelin's Avatar
 
Reputacja: 1 Solfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumnySolfelin ma z czego być dumny
Gra jest ostatecznością.
Wygrywanie lub przegrywanie jest jak kochanie lub nienawidzenie.
Jest jak pokaz - pokaz dla życia, i jedynym sensem gry jest sama gra, zaś wynik jest stałą zmienną lub zmienną stałą, która ostatecznie jest bez znaczenia.
Bo zawsze nadchodzą nowe gry.


Szusaku

Popatrzyła na niego, przewiercając jego duszę na wylot. Na jego szczęście lub nieszczęście krótko się zastanawiała, gdzie się posunąć. Powiedziała:
- Rycerz na f3. - uśmiechnęła się, czekając na jego posunięcie.
Adam niemal skulił się pod jej wzrokiem. Jego myśli z trudem dawały sobie radę z sytuacją na planszy. W jego myślach krążyło tylko ... 10 ruchów, tylko 10 ruchów.
- Rycerz na c3 - powiedział drżącym głosem i powoli przestawił figurę.
Cały czas siedziała wyprostowana, ale teraz bardziej się wyprostowała. Dla niego to było trochę za wiele. Spuścił głowę, bo wiedział, że cały czas się uśmiecha.
- Pion na a4 - zabrzmiał jej głos w jego głowie.
Bawila sie z nim, oscentacyjnie bawila sie z nim czekajac az nadejdzie 10-ty ruch. Co robic? Co robic ... Bawilo ja to ze nie mogl przez nia skupic mysli. Mial ochote to zakonczyc. Odejsc. Jednak wtedy niczego sie nie dowie
- Pion na e4 - ledwo wyszeptal
Przez chwilę sprawiła u niego uczucie mrozu, ale zarazem słodyczy. Jednak doszła do niego świadomość, bijąca przez jej śmiech: Niczego się dowiesz. Będziesz jedynie pionkiem.
- Rycerz... na e4. - wzięła figurę i jednym, rozkołysanym ruchem wybiła pionka, który gdzieś zniknął, jakby wyparował po drodze w powietrzu.
Uśmiechnęła się złośliwie.
Mial przewage na planszy. W normalnej parti juz moglby myslec o zwyciestwie. Klasyczny otwarty gambit, jakim rozpoczal partie, zapewnial duze szanse na zwyciestwo. Ale nie teraz, bo ta partia nie byla normalna. W tej parti przegrywal. Piasek w jego dziesiecio-turowej klepsydrze przesypywal sie tak szybko. To nie strata pionka go bolala, ale JEJ SMIECH. Musi wiedziec.
- Pion bije rycerza na e4 - Jakajac sie powiedzial zamieniajac jej figure na swoja.
Popatrzyła na niego uważnie, jeszcze bardziej złośliwie się uśmiechając, a po chwili śmiejąc.
Bez brania jakiegokolwiek pionka, ustawiła swoją delikatną, małą, kobiecą rękę z kredowymi paznokciami na środku planszy, po prostu strącając pionka z e4.
Tego niestety był bez mocy przewidzenia. Czekała na jego reakcję, jakby w napięciu, ale wyraźnie udawanym. Pomyślał, że śmiała się z niego.
Jak to? Dopiero zrobil 5 ruchow! Nie mogla jeszcze uruchomic orla! Jego rece zaczely drzec. Bezradnie spojrzal na nia. Nie dopytal przeciez czy chodzi o jego 10 posuniec czy 10 w sumie. Poprostu zalozyl to, przeciez tak sie liczy w turniejach szachowych.
- Dlaczego tak zrobilas? Dlaczego ja? - Drugie pytanie ktore caly czas wypelnialo jego mysli wyrwalo mu sie bezwiednie.
Jakby znając jego myśli, odpowiedziała zupełnie na coś innego.
- Masz rację, można przecież mieć na myśli 10 posunięć w sumie lub 10 posunięć na każdego gracza. - uśmiechnęła się, rozpreżając w miejscu, a zaraz powiadamiając go o czymś, co wydawało się być jeszcze straszniejszym.
- Mój ruch.
Wzięła obydwa Orły, stracając jego królową i jego króla. Popatrzył na zegar. On też wydał wyrok, ponieważ, czas, jakby magicznie, skończył się. Usłyszał jeszcze jej dobicie:
- Przegrałeś.
Uśmiechnęła się, triumfująco. To wytrąciło go z równowagi. Powiedziała jeszcze na dodatek:
- Niczego się dowiesz. Na razie. - a po chwili, jakby go pocieszyła, bo powiedziała coś mądrego:
- Zgadzaj się na wszystko, bez pytania dlaczego. - a dalej powiedziała po francusku - C'est la vie... Non, c'est la voie. Takie jest życie... Nie, taka jest droga. - dokończyła, przeczuł, że tłumaczyła, w polskim.
Nie zalezalo mu na wygranej. Porostu mial nadzieje, ze wygrywajac wiecej sie dowie. A teraz? Zeby poznac co miala na mysli mowiac trzecie dno, musial poddac sie jej planom. Narazic siebie. Chociaz wiedzial ze jedno slowo z jej strony by wystarczylo. Przynajmniej do momentu az wreszcie uda mu sie oddalic od jej cudownej obecnosci. Wtedy moglby to wszystko przemyslec, opracowac taktyke i strategie. tutaj jednak byl bez sil. Moze wlasnie o to chodzilo? Nie pytaj dlaczego powidziala bo takie jest zycie. Czasem mial wrazenie ze dobrze wie o co chodzi. Wiedzial ze wlasnie zostal pionem. Jeszcze nie wiedzial w jakiej grze ... ale po cichu mial nadzieje, ze ona tam bedzie i byc moze w odpowiedniej chwili ... dowie się
- Możesz odejść, wyrwała go z rozmyślań. Inaczej, niż w innych przygodach, to właśnie on miał odejść, ten, kto do przygody przyszedł.
- Ki... kiedy znno...owu sssie spotkamy? - Wyjakal z nadzieja, obawa i wstal od stolu.
- Odejdź. - rzuciła krótko, jakby ze złością i pogardą.
Nie odwrocil sie, nie mialo to sensu, powolnym krokiem ruszyl z powrotem w kierunku uczelni. Straznik pewnie go jeszcze wpusci. Znal ich bardzo dobrze. Wiedzial ze potrzebuje czasu. Czasu aby to przemyslec i otrzasnac sie. Jeszcze tyle bylo do zrobienia, notatki czekaly.

* * *

C’est la vie... Non, c’est la voie.

Takie jest życie... Nie, taka jest droga.
 
Solfelin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172