Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2013, 22:41   #11
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Wzmianka o gorącej kąpieli ostatecznie przekonała Shaenę i Astrę, a zwłaszcza Astrę, że warto zostać w Źrebięciu mimo wszystko.
- Za sprawę, królową, powodzenie i naszą współpracę. - zawtórowała dziewczyna Hadrianowi.
W zasadzie mało ją obchodziło, czy jej obecność jest komuś nie na rękę. Miała swoje powody, by pójść za Hadrianem w ogień. Nie do końca wiedziała, na ile on zdaje sobie z tego sprawę i czy wie, czego ona oczekuje w zamian.
~ W końcu się dowie. Ale to krasnolud, oni mają swój honor, spełni prośbę. ~ w tok myśli czarodziejki wtrąciła się srebrnołuska.
~ Najpierw wyruszmy i wróćmy, potem będziemy myśleć o nagrodach. ~

Tymczasem był to ostatni wieczór przed wielką wyprawą. Trudno było stwierdzić, jak to wszystko przebiegnie, trzeba było więc korzystać z okazji do napełnienia żołądka czymś innym niż magicznie tworzone racje i woda. Tak więc czarodziejka nie szczędziła sobie krasnoludzkiego piwa, gdy oficjalny temat spotkania został zakończony. Jakieś dwa kufle później trafiła nawet do wspólnej izby, gdzie udało jej się zbratać z trzema krasnoludami, wyglądającymi na tutejszych strażników (strażników po służbie, rzecz jasna). Kolejne dwa kufle i partyjkę kości później, żegnana wesołymi okrzykami radosnego trio, lekko się zataczając, udała się do opłaconego dla niej pokoju. Astra nie wyglądała na zadowoloną. Cały ten czas spędziła na jednej z belek pod sufitem, obserwując niesforną dziewczynę.
~ Jak ty się w ogóle zachowujesz? Czy tego cię nauczyłam? Tak zachowuje się dama? Co za pijaństwo! Warcholstwo! Pomyślałby kto... ~
~ Trujesz, Astra. Też by ci się przydało... ~ pomyślała Shaena i zachichotała głupkowato.

Zamknęły za sobą drzwi i rozejrzały się po całkiem sporym pokoju. Ciemność mogłaby przeszkadzać zwykłym ludziom, ale nie Shaenie. Dzięki własnej magii już od dłuższego czasu nie musiała przejmować się takimi drobnymi niedogodnościami. O Srebrnym Źrebięciu z pewnością nie można było powiedzieć, aby była to pierwsza lepsza karczma krasnoludzka, choć tak mogło się początkowo wydawać. Pokój był względnie czysty - w stopniu zadowalającym Shaenę, ale budzącym sprzeciw Astry. Łóżko, kufer na rzeczy, stół, krzesło i komoda były w zasadzie całym wyposażeniem izby. Wszystko solidne i porządnej roboty, jak na krasnoludzkich rzemieślników przystało. Niewielkie okienko po uchyleniu wpuściło do pomieszczenia świeże powietrze nocy. Dziewczyna spojrzała w gwiazdy migocące gdzieś wysoko na niebie.
- Wrócimy stamtąd w jednym kawałku. Obiecuję. - niespodziewanie odezwała się podchmielona czarodziejka.
Czarne paciorki oczu smoczycy spojrzały na nią, ale trudno było odczytać cokolwiek z gadziego pyska.
~ Wiem, Shaeno. ~ Astra przytknęła łebek do policzka towarzyszki.
Dziewczyna uśmiechnęła się czule, odeszła od okna i wyciągnęła z plecaka koszulę nocną.
- To chodźmy sprawdzić tę kąpiel, o której wspominał Hadrian. - rzuciła znów beztroskim tonem.


Czasem gorąca woda potrafiła rozluźnić bardziej niż alkohol. Jak zaś powszechnie wiadomo kobiety ogółem myślą za dużo, a już szczególnie przy wzroście promili we krwi. Na szczęście Astra czuwała nad swą czarodziejką i nie dała jej ani za dużo myśleć, ani zasnąć. Gdy wróciły do pokoju, smoczyca natychmiast zajęła miejsce na poduszce, moszcząc się do spania. Shaena zaś rzuciła jej TO spojrzenie.
~ O nie. O nie, nie, nie. Nie, Shaeno. Nie powinnaś. Nie dzisiaj. Nie. ~ zareagowała niemal panicznie.
- Kiedy czuję, że właśnie powinnam. - przycupnęła na łóżku, wyciągając z plecaka kryształową kulę, świecę i kilka gałązek pachnącego krzewu.
~ Nie zgadzam się. ~
- Trudno. Wybacz, Astro. Tym razem to ja wiem lepiej.
Nie dbając o urażoną dumę chowańca, czarodziejka zasiadła na podłodze, rozkładając przed sobą wyjęte przedmioty. Jednym słowem zapaliła świecę i dorzuciła do niej kawałków zeschłych liści, nadając rozgrzewającemu się powietrzu specyficzny aromat.
~ Pamiętaj, że cię ostrzegałam. ~ mruknęła srebrnołuska, układając się do snu.
~ Zawsze, kochana. ~
Płomień świecy zatańczył i w ślad za nim zatańczyły jego odbicia wewnątrz kuli. Choć kryształ był jednolity i światło nie powinno załamywać się wielokrotnie, to jednak pojawiły się w środku maleńkie rozbłyski. Ciemność je otaczająca zdała się przez to jeszcze głębsza. Po chwili kula przestała być przezroczysta. Była kłębkiem czerni pośród ciemności nocy, nieśmiało jeszcze rozświetlanym przez iluzję ognia.


Najpierw przyszedł dźwięk. A może pierwszy był obraz? Czyżby pojawiły się nagle i niespodziewanie razem? Ciemność wewnątrz kuli przyciągała w dziwny sposób, nieznany zwykłej ciemności nocy. Rozszerzała się w ciasnej przestrzeni, aż w końcu pochłonęła chwiejny blask wszystkich odbitych płomieni. Jedynym źródłem światła była teraz prawdziwa świeca. Ale i ona zdawała się przygasać. A może to Shaena przestawała na nią zwracać uwagę? Liczył się teraz tylko obraz w kuli. Obraz, który sięgał ku umysłowi czarodziejki w równym stopniu jak ona sięgała ku niemu. Hałas zabaw odbywających się na partnerze ucichł, jak cięty nożem. Coś czaiło się w ogarniającym dziewczynę mroku. Gdzieś na krańcu świadomości coś trzepotało się niczym schwytany motyl. Przymknęła oczy, stapiając się w jedność z tajemniczym cieniem dookoła. I wtedy to uderzyło w nią z całą siłą...

Stała pośród ciemnej jaskini utworzonej przez skrzyżowania różnych korytarzy. Jama ciągnęła się w górę i w przód daleko poza zasięg jej wzroku. Powietrze drżało od nieznanej Shaenie mocy. Drżenie narastało, tak jak narastał dudniący dźwięk zdający się dobiegać zewsząd i znikąd. Przenikał dziewczynę i płynął dalej. Dopiero po jakimś czasie udało jej się zrozumieć, że to co słyszy to pieśń. Pieśń w języku, którego nie potrafiła teraz przetłumaczyć. Czy słyszała jej właściwe słowa? Czy jedynie wizja próbowała przekazać jej uczucia towarzyszące tej niesamowitej muzyce? Nucenie przeplatało się z wyśpiewywanymi frazami. Brzmiało to jak chór setek barytonów. Muzyka z serca świata.


Pieśń niosła się wśród spowitych mrokiem jaskiń. Rozciągała się w najdalsze zakątki, sięgała ku najgłębszym szczelinom. A wraz z nią przemieszczała się świadomość czarodziejki. Była w tej pieśni i była obok niej. Zlała się z nią w jedno obserwując mroczne zakamarki podziemi. Niektóre budziły lęk, inne zachwycały niezwykłym pięknem. A wszystko przeplatało się z tajemniczą nutą. Śpiewały korytarze, stalaktyty, stalagmity, kamienne ściany... Nawet podziemne jezioro śpiewało, a w rytm pieśni kręgi rozchodziły się po jego powierzchni. Ostrzeżenie? Przebudzenie? Zwiastun? Tęsknota? Wołanie o pomoc? Obietnica? Było tak wiele możliwości... A Shaena w żaden sposób nie potrafiła zinterpretować tego, co widzi, słyszy i czuje.

Tak samo nagle jak wpadła w wizję, wróciła do swego ciała. Otworzyła oczy i nabrała głęboko powietrza, czując jeszcze przez chwilę dziwne wibracje w ciele. Kula była teraz tylko kawałkiem magicznie formowanego kryształu. Świeca nie stopniała ani trochę, więc to co zdawało się długą podróżą trwało w rzeczywistości ledwie kilka uderzeń serca. Powróciły dźwięki dobiegające z parteru. Czarodziejka zdmuchnęła świecę i schowała rzeczy do torby, wspominając wizję i uczucia jej towarzyszące. Podeszła do okna, by odetchnąć świeżym powietrzem. Dała sobie jeszcze chwilę na uspokojenie i udała się do niewielkiego łóżka, by dać odpocząć ciału. Pewne rzeczy trzeba było po prostu przyjąć takimi, jakie były. Znaczenie wielokrotnie przychodziło z czasem...



~ Pobudka, Shaeno. Wstawaj i bierz się do roboty. O świcie trzeba wyruszyć, a Ty musisz jeszcze przejrzeć księgę. No już, już. ~ delikatny głos Astry brutalnie wyrwał dziewczynę z resztek snu.
- Tak, tak, mamo. - mruknęła, odwracając się na drugi bok.
Smoczyca uważała, że podnoszenie głosu jej nie przystoi, podobnie jak gryzienie kogokolwiek w jakimkolwiek celu, jeżeli nie zależało od tego czyjeś życie.
~ Zakładając, że miałabym swoje młode, byłoby mi bardzo smutno, gdyby moje dziecko tak się zachowywało. ~ docięła dziewczynie.
- Ależ ty bywasz męcząca... - ziewnęła czarodziejka w odpowiedzi i usiadła na łóżku.
Dała sobie chwilę, aby pokój przestał wirować.
- Niee mooogę.
~ A nie mówiłam... ~ zaczęła srebrnołuska z satysfakcją.
- Dobra. Nie bój się. Dam sobie radę. - prychnęła Ardalan i sięgnęła do plecaka po księgę, by nie dawać smoczycy powodów do dalszego narzekania.
Nim zaczęła naukę, wysypała na dłoń zawartość najmniejszej i najpilniej strzeżonej sakiewki. Złoto, srebro i błękit skupiły i odbiły szare światło przedświtu, a refleksy zatańczyły na ścianach i podłodze małego pokoju. Shaena uśmiechnęła się do siebie i pogładziła ciepłe kamienie palcami, po czym schowała je i zabrała się do wkuwania zaklęć.

Do śniadania Shaena zdążyła się już spakować i wyglądać jako-tako. Długie czarne włosy związała w warkocz, pozostawiając kilka luźnych kosmyków wokół twarzy. Ubrała się wygodnie i skromnie bez specjalnego wydziwiania. Ciemne spodnie wpuszczone w wygodne buty, Luźna koszula wiązana w rękawach i ozdobiona gustowną kamizelką z dobrze wyprawionej skóry. Do tego nieodłączny ciemny płaszcz.
~ Dlaczego nie możesz jak przystało na panią magii chodzić w pięknych szatach? ~ zrzędziła smoczyca.
~ Bo to niewygodne, niepraktyczne i nie idziemy na salony. Jak ci tak brakuje luksusów to możesz zostać.
~ Żebyś skończyła jak na Anauroch? ~ fuknęła iście po kociemu.
~ Przeginasz, Astro. ~ ucięła rozmowę dziewczyna.
Shaena rzadko kiedy irytowała się przez swojego chowańca, ale były pewne tematy, w których Astra powinna być ostrożniejsza. Temat wydarzeń na Anauroch był jednym z nich.

Przy śniadaniu obie podziubały jajecznicy i chleba, a na koniec sztukmistrzyni poczęstowała się jabłkiem. Wtedy też wjechały kufry i zaczęło się dobieranie potrzebnych rzeczy. Wiele do zabrania nie miała. Sporo przydatnych rzeczy posiadała sama, część była dla niej całkiem zbędna. A już na pewno nie zamierzała dźwigać kilofów. Mimo wytrzymałości na trudne warunki była jednak słabą płcią i nie chciała się przeciążać w imię czegokolwiek. Dobrała więc do własnych zapasów parę kolców na buty (magia czasem mogła być potrzebna w ważniejszych kwestiach niż ułatwianie sobie życia), dwie świece (tego nigdy mało) i trzy patyki dymne (ot tak, na wszelki wypadek). Obie panie były natychmiast po śniadaniu gotowe do podróży.


Podczas podróży ku Wrotom czarodziejka pokazała chowańcowi oczyma pamięci scenę widzianą w nocnej wizji. Próbowała też przekazać zasłyszaną pieśń, ale udało jej się wskazać jedynie ogólne wrażenie i efekt niż konkretną melodię czy słowa.
~ Przynajmniej nie wciągnęło cię na kilka godzin jak ostatnio. ~ srebrnołuska skomentowała sceptycznie.
~ Mówiłam, że muszę. I miałam rację... ~
~ Mh... A dowiedziałaś się czegoś? ~
~ Jeszcze nie. Jeszcze. Wszystko w swoim czasie. ~
Z ich dwóch to Shaena bardziej wierzyła, że faktycznie może zobaczyć przyszłość lub teraźniejszość, skrytą za kurtyną niewiedzy żyjących. Astra miała do tego nieco bardziej sceptyczne podejście i w dużej mierze traktowała wszystko jak fanaberie przyjaciółki.

Na rozmowę Hadriana z dowódcą gwardzistów Shaena tylko częściowo zwróciła uwagę. Konkretnie - zarejestrowała, że nastąpiła wymiana zdań. Zdecydowanie bardziej pochłaniały ją Wrota. A były absolutnie piękne. Twarze na wieczność wykute w kamieniu przyglądały się im, gdy zbliżali się do monumentalnych drzwi. Próbowała zidentyfikować i przypisać twarze do znanych krasnoludów, których kojarzyła, ale chyba Wrota były znacznie starsze niż wiedza, jaką posiadała w temacie ludu ziemi. Widok otwierających się skrzydeł był niezapomniany, ale - umówmy się - dla Shaeny często każda nietypowa chwila taką była. W końcu należała do jednej z krócej żyjących ras, więc chwytała każdy ważny moment, a że pamięć miała dobrą...

Gdy Wrota zatrzasnęły się za nimi z hukiem, zamykając ich w mrocznym wnętrzu, Ardalan niemal podskoczyła. Srebrnołuskiej nie do końca podobały się zapachy i ciemność podziemi, ale uznała, że sprosta wyzwaniu i tym razem nie będzie narzekać. Czarodziejka natomiast zadrżała lekko na wspomnienie podobnego miejsca.
~ Spokojnie. To Poddom. Wszystko będzie dobrze. Po prostu... Nie dotykaj niepotrzebnie rzeczy nieznanego pochodzenia, hm? ~ odezwała się Astra zadziwiająco łagodnie, co na szczęście pomogło Shaenie do tego stopnia, że się uśmiechnęła.
Nim się obie obejrzały, grupa dotarła do pierwszego fortu strażniczego.

Napotkany czarodziej od razu nie spodobał się ani dziewczynie, ani smoczycy. Było w nim coś budzącego ich niepokój i nie nakłaniającego do pokładania w nim zaufania. Zdawało się, że jego chęć pomocy wcale nie była taka szczera, jakby być mogła. Skoro jednak Hadrian był zmuszony mu zaufać, to cóż mogły one dwie? No, może jedynie mieć go na oku. Nim jednak ktokolwiek zdążył zrobić cokolwiek zaczęło się przedstawienie z udziałem niejakiego Lorda Grima w roli głównej. A przyznać trzeba, że teatrzyk był niezmiernie pasjonujący.
~ Królowa mianowała Hadriana Namiestnikiem Czeluści, rozumiem. Ale że zakazała opuszczać Poddom, choć nie może tego zrobić bez zgody lordów? To przestaje tak ładnie się układać. ~ podsumowała Astra, na co Shaena skinęła tylko lekko głową, przysłuchując się rozmowie.
~ Skoro nie posłuchają czarodzieja z pospólstwa, jak sam siebie nazwał, to co dopiero bandy z ludźmi w składzie. ~ Ardalan skierowała swą myśl ku smoczycy.
Z zamyślenia wyrwały ją słowa Hadriana. Zaproponowane wyjście było chyba najrozsądniejszym. Krasnoludów posłać do rozmów z pobratymcami, a w tym czasie pozostałym zostawić zbieranie informacji. Miała cichą nadzieję, że Torst ruszy z jej grupą, bo czarodziej miał łeb nie od parady, a to mogło się bardzo przydać. No i miały okazję, by mieć na oku Haffnara.
- Zostaw to nam. Dowiemy się, czego tylko zdołamy. - odważnie zapewniła Hadriana, posyłając mu pełen entuzjazmu uśmiech.
~ Całe szczęście, że nie posyłają cię samej do takich zadań. Albo być nie wróciła, albo napytała sobie takiej biedy, że...
~ Oh, skończ. Jak ty we mnie wierzysz! - fuknęła na przyjaciółkę.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 21-02-2013, 12:49   #12
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Pobudka w loszku do miłych nie należała. Wszechobecne gówno, biegające wokół szczury i obity Tharik były jednymi z ostatnich rzeczy, które Thorik mógł chcieć oglądać rano po pobudce. On sam również zmagał się z bólem głowy i kilkunastoma siniakami, ale jego ratowały przynajmniej wczorajsze zaklęcia leczące. Kleryk miał nadzieję, że Clangeddin nie obrazi się za wymodlenie nowej porcji objawień w cuchnącej celi, chociaż liczyły się chęci i szczera wiara, a i krasnoludzkie bóstwa miały chyba trochę luźniejszy stosunek do awanturniczej natury swoich dzieci. W przeciwieństwie do świętoszkowatych ludzkich prawiczków wymagających od swojego kleru napastowania małych dzieci w wielkich świątyniach, taki Clangeddin nie miał za złe jak taki Thorik wylądował w celi bo dał komuś w ryło za to, że podniósł rękę na jego brata. Nawet jak owa bohaterska interwencja kończyła się noclegiem w lochu, pieprzeni gwardziści-służbiści.
- Tharik, Storn żyjecie? Zdaje się, że rano mieliśmy się gdzieś stawić, a jak tego nie zrobimy królowa zawiąże nam jaja na szyi jak muchy, a z kutasa zrobi krawat - zagadał kapłan kończąc litanię ciepłych słów koncentrujących się na “dobry Clangeddinie, a zrzućże temu kurwiarzowi z gwardii grom jasny na paskudne ryło”. Mniej więcej w tym samym momencie na górze odbywała się szopka dwóch innych parciarzy najwidoczniej strasznie cieszących się z pozycji społecznej klawisza i korzystających z ów standardu pełnymi garściami.

- Twoja matka hezrou, twój ojciec pixie synu chuja z butem - warknął Thorik pod nosem obserwując, jak Storn powoli zbiera masywne cielsko z ziemi.
- Te Storn, szykować się na zostanie wujkiem czy jednak już nie bardzo? Jaja na miękko? - Zapytał czempiona Dumathoina (bez względu na to jak absurdalnie to teraz brzmiało) masującego się po klejnotach.
- Nie wiem, jak podupczę to ci powiem... Ale jak ciula dorwę bez gwardi przybocznej to mu tak przypierdolę w rzyć, że mu gówno zęby wybije...

Dopiero po dłuższej chwili pojawiła się oczekiwana odsiecz w postaci Hadriana Gdziemojabroda, który o dziwo okazał się całkiem przydatny z tym swoim ważnym i królewskim gadaniem. Po szybkim zruganiu gołodupiec zebrał trójkę krasnali z powrotem do karczmy, jednak zanim się to stało Thorik wymienił spojrzenia z bratem, przez moment zastanawiając się czy nie spuścić wpierdolu któremuś ze strażników. Kapłan spojrzał w oczy temu, który przodował w przygotowaniu zupy po czym kopnął talerz tak że ten wylał się na ziemię.
- Uważaj, uważaj bo se brata przypadkiem zrobisz. Słyszałem że kiedyś całe plemię orków zesmarkało się do takiej miski i potem twoja matka na tym siadła.

(...)


Thorik średnio angażował się w wymianę zdań między jednym z Lordów Czeluści, magikiem, a Hadrianem dotyczącą wyjścia z podziemi na powierzchnię. Kapłan sam był zdania, żeby nie wypuszczać niczego na zewnątrz skoro powiedziane jest, że panuje zaraza. Jeszcze tego brakowało, żeby wszystko zaczęło tłuc się także na powierzchni.
- Dobrze! Tharik, Thorik...C'ath? - Popatrzył po krasnoludach - Udacie się ze mną za lordem Grimem. Postaramy się go przekonać. Jeśli nie, pójdziemy do pozostałych lordów... Ktoś musi mieć choć trochę oleju w głowie - spojrzał ponownie na Haffnara.
- Pozostałych mych towarzyszy zapoznajcie z sytuacją. Wykorzystajcie ten czas aby dowiedzieć się czegoś o zarazie, przyjaciele. I gdzie udać się dalej... Nie obawiajcie się mych rodaków. Po mieście przemieszczać będziecie się mogli swobodnie.
- I Storn też, zdaje się - Thorik skinął na rosłego kuzyna - Hadrianie, lepiej ode mnie orientujesz się co i jak tutaj się dzieje. Opanowane to jakoś w miarę macie w Poddomu? Spodziewać się, że zaraz wyskoczy na mnie stado pieniących się z ryja krasnoludów, czy raczej nie muszę dobywać broni niepotrzebnie?
Na pytanie miast Hadriana postanowił odpowiedziec Haffnar.
- Chyba wyraźnie zaznaczyłem... Poddom zaraza dotknęła w małym stopniu - jego głos zdradzał lekką irytację - Zatem nie... Horda na was nie wyskoczy. Może jeden czy dwóch gołodupców... Ale straż miejska, dzięki kilku mym wskazówkom, trzyma mieszkańców w ryzach. Staramy się zarażonych szybko separować od reszty. Kontrolujemy migracje mieszkańców między halami i zabroniliśmy opuszczac domostw o wybranych porach. Jednak sami wiecie... - Eozłożył ręce bezradnie.
- Mimo wszystkich tych działań nie mogę zagwarantowac, że nic się nie stanie. Siedzimy na beczce prochu, obok której ktoś rozpalił solidne ognisko. Czekac tylko aż nam zadki przysmaży.
- Dobra styknie mi to, prowadźcie chociaż wątpię żeby trójka brodaczy z góry dała radę przemówić takiemu kamiennemu łbowi do rozsądku.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 21-02-2013, 13:36   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy można było zaufać wyborowi Hadriana?
Torst miał pewne wątpliwości, szczególnie jeśli chodziło o obu braciszków. W kompanii wyruszającej w tak niebezpieczne tereny raczej powinna panować zgoda, zaś stosunki między Thorikiem a Tharikiem raczej trudno było nazwać "braterskimi". Jako że ta para również ruszała na podbój Czeluści, trzeba było jakoś pogodzić się z tym faktem i liczyć na to, że gdy pojawią się kłopoty, to tamci zmądrzeją.
~ Naiwniak ~ mruknęła Afreeta. ~ Liczysz na cud?

Po wzniesieniu toastu "Za naszą sprawę..." Torst opuścił zacne zgromadzenie.
Pić do upojenia nie miał zamiaru. W przeciwieństwie do innych, mniej posługujących się głową, przedstawicieli rożnych profesji, od czasu do czasu musiał poświęcić kilka godzin na odpoczynek tudzież naukę czarów.
Wszystko miało swoją cenę, nawet zwykłe zapalenie świecy za pomocą magii.

Pokój był w miarę porządny. Miał wszystko, czego można było wymagać od miejsca, gdzie się miało spędzić noc. I było w nim czysto.
- I jakie wrażenie? - Torst zwrócił się do Afreety.
~ Całkiem nieźle ~ odparła minismoczyca, rozglądając się dokoła z wysokości szafy. ~ Całkiem nieźle ~ powtórzyła.
Pożyczyła sobie od Torsta poduszkę i urządzała z niej sobie wygodne legowisko.
- O wyprawę pytam - sprecyzował Torst.
Smoczyca skrzywiła się, co widać było mimo niesprzyjającej tego typu gestom budowie pyska.
~ W bagno możemy trafić. ~ Sprecyzowała. ~ Będę cię musiała pilnować.
- Dziękuję, moja droga. - Mag uśmiechnął się. - Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Wspiął się na palce i pogłaskał główkę Afreety.

Stukanie do drzwi przerwało rozmowę.
Do pokoju wniesiono balię z wodą, dwa wiadra z wodą zimną i gorącą, ręczniki, mydło.
Gdy tylko za służbą zamknęły się drzwi Torst z chęcią skorzystał z okazji zmycia z siebie trudów podróży. Nie było rzeczą pewną, czy kolejnego dnia uda się skorzystać z podobnego luksusu.

***

Sen był spokojny, niczym nie zakłócony. Może tylko nieco zbyt krótki, bowiem Areeta obudziła Torsta ledwo w gospodzie zaczął się ruch.
~ Dzień dobry, pora wstawać! ~ powiedziała.
Dzień to jeszcze zdecydowanie nie był, a "pora wstawać" odnosiło się tylko do Torsta, bowiem Afreeta nawet nie raczyła unieść głowy.
- Dzień dobry, skarbie - odparł mag.
Ubrał się, a potem usiadł przy stole i otworzył księgę. Mag, jak powiadano, uczy się przez całe życie.

Na śniadaniu zjawili się wszyscy uczestnicy wyprawy, chociaż niektórzy wyglądali, jakby już zrobili mały rekonesans...
Torst przywitał się, a potem zajął się jedzeniem. Zanim przejdzie się na własny wikt i opierunek warto było korzystać z tego, co oferują inni. Szczególnie jeśli to "coś" było całkiem smaczne.
~ Całkiem niezłe ~ stwierdziła Afreeta, częstując się kawałkiem jajecznicy. ~ Weź dla mnie kilka jabłek ~ dodała.
~ Smacznego ~ odparł Torst. ~ Nie zapomnę.
Na wszelki wypadek natychmiast zrealizował prośbę miniaturowej smoczycy.

Ze przyniesionych do sali skrzyń zabrał niewiele rzeczy. Raki, trzy świece, kilka patyczków dymnych. To samo, jeśli dobrze widział, zabrała Shaena.
Najwyraźniej ich myśli biegły tymi samymi drogami.

***

Wrota prowadzące do Poddomu były nad wyraz okazałe. I Torst w najmniejszym stopniu nie dziwił się zainteresowaniu, z jakim Shaena przyglądała się dwudziestometrowym odrzwiom. Wbudowana w nich magia była wprost fascynująca. Jeśli oczywiście ktoś potrafił to dostrzec. Jednak ważniejsze od Wrót było to, co ich spotkało tu po przekroczeniu progu.
Trudno się było dziwić, że nikt nie chciał tkwić w miejscu zagrożonym zarazą. Ale czy otwarcie Wrót i wypuszczenie każdego, kto chciał (lub tylko wybrańców) było słuszne? Chyba nie.
Z pewnością na ich miejscu Torst myślałby inaczej.
No cóż... Prawdę mówiąc był już na ich miejscu. Z własnej o nieprzymuszonej woli. Na szczęście nie sam.
Za to jeśli chodziło o zablokowanie wyjścia... Skoro wielki smok nie dał radę Wrotom, to banda zbuntowanych lordów również powinna zostać powstrzymana. Przynajmniej przez jakiś czas. Z tym tylko, że byłoby to wyjście mało dyplomatyczne. Można by rzec wprost urągające wszystkim zasadom dyplomacji.


- Zebranie informacji o tym, co się tu dzieje, to ważna sprawa. - Torst natychmiast poparł Shaenę. - Z chęcią pójdziemy z tobą, Haffnarze.
To ostatnie zdanie było tylko częściowo prawdziwe. W Haffnarze było coś, co mu się nie do końca podobało. Pogarda dla innych? Kompleks niższości?
~ Coś jest nie tak ~ powiedziała Afreeta. ~ Z nim. Z tym magiem.
Nie wypadało się nie zgodzić.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-02-2013, 19:23   #14
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Matrim widząc że ważne spotkanie rozmyło swoją atmosferę, oraz zasłyszawszy wzmiankę o gorącej kąpieli, nie myślał wiele. Porwał kufel i kolejny kawałek mięsiwa, jedynie po to by po chwili zniknąć z pokoju tanecznym krokiem. Jego ciało ruszało się do muzyki płynącej z dołu, ale udało mu się niczego nie rozlać. Kąpiel za to powitał jako małe zbawienie.

Zanurzony po uszy w gorącej wodzie zastanawiał się nad całą tą zarazą i tym, czego tak naprawdę od nich chciano. Zbadanie choróbska na pewno nie było zadaniem dla Mata, jego talenty leżały bardziej w strefach otwierania tego co zamknięte i znajdywania tego co miało pozostać ukryte. Wątpił by ktokolwiek chciał go wziąć na tą wyprawę po to, by tańczył, chociaż i to mogło zapewne zdać egzamin. Była duża szansa że ogarnięty szałem krasnolud zwyczajnie by zdurniał i nie wiedział co dalej robić, gdyby nagle pojawił się przed nim tańczący w najlepsze człowiek, w samym centrum Poddomu. Wchodziły też oczywiście opcje dotyczące polityki, nie wątpił że napotkają na tarcia, zamknięcie lordów w Poddomu, mogło kosztować królową głowę. Nie zdziwiłby się więc, gdyby zaszła konieczność skrócenia któregoś z wysoko postawionych kurdupli nieco bardziej. Mimo że był niechętny takim rozwiązaniom, nie miał zamiaru zbytnio oponować. Konsekwencje nie były dla niego zbyt wielkim problemem w życiu, zwykle przemieszczał się od jednej chaotycznej decyzji do drugiej, póki co wychodził na tym nie najgorzej. Zostawił rozmyślania i zwyczajnie poszedł spać.

Rano na szczęście obudziło go pukanie, nikt nie był na tyle głupi żeby wejść do pokoju samemu, inaczej miałby spore szanse spotkać się z rzuconym sztyletem. Na dole był w ciągu kilku minut, przemył jedynie twarz zimną wodą, założył plecak i przeskoczył przez barierkę chroniącą od upadku zamiast skorzystać jak każdy rozsądny człowiek ze schodów. Okazało się że Hadrian sprowadził nawet niesfornych krasnoludzkich braci, którzy spędzali noc poza karczmą. Matrim zapychał się ostatnim zjadliwym posiłkiem, który miał go czekać na najbliższe kilka dni lub miesięcy. Nie miał pojęcia ile im to tak naprawdę zajmie, a jedzenie w drodze bywało różne, rzadko kiedy przyzwoite. Kiedy już skończył całość, dobijając sute śniadanie słodkim ciastem, przyjrzał się zawartości skrzyń. Większość tego co potrzebował, miał już w plecaku lub przy sobie, ale dostrzegł kilka ciekawych rzeczy. Fiolkę ognia alchemicznego, zestaw wspinaczkowy, dziesięć patyczków ognistych, dodatkowy zwój liny, i dwie torby kolczatek. Wypatrzył nawet gdzieś trzy srebrne bełty do kuszy.


Niedługo potem był wymarsz i wrota do Poddomu. Zignorował popędzenia krasnoludzkiego dowódcy, ale było to dość naturalne, nawet jego taneczny krok, który zdecydowanie nie szedł w linii prostej, był o wiele dłuższy niż przeciętny krasnoludzki marsz czy bieg.
- Mówiłem że zwykłe przewietrzenie tych przeklętych korytarzy by starczyło. – Mruknął kiedy doszedł go zaduch podziemnych tuneli, teraz zupełnie go nie dziwiło że tutejsi brodacze zaczęli wpadać w szał i rzucać się jeden na drugiego. Obawiał się również że za całkiem niedługo, jego nos przyzwyczai się do tych zapachów do tego stopnia, że nawet nie poczuje jak sam do cna przesiąknie fetorem.

Spotkanie z magiem i jednym z lordów nie pozostawiało zbyt wielu złudzeń. Czekała ich nieciekawa sytuacja, na dodatek dowódca fortu zdawał się coś skrywać przed swoimi braćmi, będącymi pod jego komendą, nie wspominając już o prawdopodobnych kompleksach. Dla Mata każdy był równy, a własność wspólna. Niektórzy po prostu u schyłku życia mieli nieco okazalsze groby lub więcej wrogów czy przyjaciół. Rozglądał się uważnie w czasie kiedy mag ich prowadził, zwłaszcza wyrazom twarzy załogi fortu. Dowódca pilnował się i odgrywał sztukę, prawie jak partię szachów, do której mógł się przygotować, znając kilka ruchów przeciwników wprzód. Może była to po prostu prywatna paranoja tancerza, nie był do końca pewien niczego, poza tym, żeby wszystkie informacje jakimi będą próbowali go nakarmić, przesiać przez sito.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 23-02-2013, 23:10   #15
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Gdy tylko sprawy związane z wyprawą zostały obgadane nastał czas uczty. I to czas jakich mało. Rafunk nie często przebywał na podobnych biesiadach, zwykle zbyt zajęty naprawianiem którejś z części swej legendarnej zbroi lub projektowaniem nowego czajnika do herbaty. Jednak gdy tylko znajdował się na popijawie taka jak tak, nic go nie powstrzymywało by się dobrze bawić. No nie licząc tylko słabej głowy.

Kufelek po kufelku przerózne płyny znikały w drobnym ciele gnoma. Zresztą nie tylko płyny tam trafiały. Kilka kanapek w ekspresowym tempie straciło kontakt ze światem będąc połykanymi przez Rafunka. Do tego, przeważnie z pełnymi ustami jął opowiadać historię nie tylko ze swojego życia
Gdy pochwycił dwa udka kurczaka w dłonie i wpierwej objadając ciutkę mięsa z obu nóżek wskoczył na stół opowiadając historię o pewnym elfim tancerzu walczącym dwiema szablami. Jak można by się domyśleć, oba kawałki mięsa i kości posłużyły za owe miecze zaś przedziwne ruchy Żelaznego Gnoma miały imitować powabne i taneczne ruchy derwisza, budząc przy tym salwę śmiechu.



Z każdym kolejnym kuflem nastrój był coraz przyjemniejszy. Opowieści zostały zastąpione przez pieśni śpiewane krasnoludzkimi gardłami. Donośne głosy dudniły w sali, a jeden malutki, piskliwy głosik ledwo przebijał się przez swych potężnych kompanów. Ręce okute w większości w stal, wybijały miarowy rytm o drewniany blat stołu.

Chwała, chwała naszemu gospodarzowi,
Dziękujmy naszym bogom, ześ spotkać go mogli!
On szczodrze nas ugościł, niczego nie żałuje,
On szczodrze nas ugościł, niczego nie żałuje!

Dzięki, dzięki, dzięki, za złociste piwo
Whiskey, woda, kawa, się nas nie imo.
Żółciutki płynek z białą pianką, daje radość nam.
Żółciutki płynek z białą pianką, daje radość nam!

Sława, sława, sława, temu co leje w róg!
By żaden bękart w walce, pokonać go nie mógł!
Dziękujmy mu z całego serca jak nikt przed nami.
Dziękujmy mu z całego serca jak nikt przed nami!


Rafunk nawet próbował siłować się na rękę z barczystymi brodaczami, jednak nie szło mu najlepiej i ostatecznie zrezygnowany, zmęczony i przede wszystkim pijany powlókł się do swego pokoju.

Pan Roman zaś dalej biesiadował w najlepsze.

Dnia następnego Rafuk zbudził się skoro świt. Tylko po to by w panice biegając po całym przybytku szukać czegoś do picia. W końcu gdy oblazł całą karczmę, o mało nie wszedł do prywatnego pokoju czarodziejki i nie potknął się o swego chowańca budząc go tym samym, znalazł wielką balię z wodą... w swoim pokoju. Owa kąpiel pozostawiona dnia wcześniejszego zdążyła już wystygnąć na dobre, za to przydała się jako zbiornik zastępczy gaszenia pożaru. W gardle gnoma rzecz jasna.

Na śniadaniu już ogarnięty, pożądanie ubrany i wyczyszczony, oraz naumiany swych drobnych sztuczek, znalazł ropucha bezczelnie siedzącego pod stołem, naprzeciw rudowłosej krasnoludzicy i wpatrującego się tam gdzie dżentelmen się nie wpatruje. Posadził płaza na swej głowie i usiadł wszamać co nieco. Sam chowaniec nie miał albo apetytu, albo rodzaj serwowanego jedzenia mu nie pasował, toteż przycupnął sobie smutno i tylko patrzył wkoło. Gnom zaraz tylko jak skończył się posilać wielką uwagę zwrócił na potężne skrzynie przytaszczone przez krasnoludy.
- Ja chcę tą! - zakrzyknął uradowany i podekscytowany doskakując to jednej z nich i nawet nie otwierając chwycił za uchwyt i starał się pociągnąć. Jednak jak skrzynia stała, tak i nawet o milimetr się nie ruszyła. Nawet jak Pan Roman z drugiej strony pchać począł by swemu przyjacielowi pomóc nic to nie podziałało. Zasmucony wynalazca musiał ograniczyć się do wzięcia latarni, dodatkowych pięciu litrów oliwy, dziesięciu świec, zestawu wspinaczkowego, kilka metrów łańcucha, dodatkowe pół setki metrów liny i dziesięc patyków dymnych. Schował to wszystko w swym cudownym plecaku, i choć wydawało się, że cały sprzęt wypełni go po brzegi, a i jeszcze zwój liny wystawać będzie, to jednak wszystko zgrabnie się ułożyło i plecak jak leciutko wyglądał tak i swych rozmiarów ni wagi nie zmienił.
- No to w drogę! - zakrzyknął do reszty towarzyszy.

Gdy szli powoli w stronę Wrót, ropuch leniwie wyłapywał tłuste muchy latajace wkoło trójki niedoszłych więźniów, zaś młody inżynier począł wpierw po cichu nucić potem już głosem pełnym śpiewać pieśń, którą ułożył na poczekaniu. Słowa same spływały mu z języka zaś melodia wykształciła się w trakcie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0HuxwXGpF38&feature=youtu.be[/MEDIA]

Wrota były czymś o czym gnom marzył od dawien dawna. Jednak w przeciwieństwie do Shaeny, jego wcale nie interesowały twarze wykute w kamieniu przedstawiające swe historie i przypominające młodym pokoleniom o poświęceniu jakie ponieśli ich dziadowie. Choć artystyczne wrażenie zrobiły na nim nie małe, Rafunk oddał by duszę by zobaczyć jakież to życie kryje się pod skałami, stalą i kamieniem. Co też skrywały w sobie owe potężne drzwi. Możliwość obejrzenia mechanizmów napędzających tę maszynerię była by godną nagrodą za przysługę o jaką prosił go bezbrody karzeł. Może kiedyś będzie mu to dane?


Wrota otwarły się przed nimi może nie otworem, ale szparą wystarczającą dla dzielnych śmiałków. Finezja z jaką działały zabrała dech z piersi malucha i prawie przyprószyła jego policzki kroplami łez wzruszenia.

Sprint jaki wymusił na nich Hadrian nie był wyzwaniem dla takiego poszukiwacza przygód jakim był Żelazny Gnom. Maluch przebierał swymi nóżkami w niezrównanym tempie, przeganiając nie tylko opasłe krasnoludy, ale i też długonogich ludzi. Ów wyczyn zawdzięczał między innymi swym butom, które wypuszczając z cicha niewielkie kłęby pary pracowały ciężko nadając zadziwiającą prędkość swemu posiadaczowi.


Całe przedstawienie jakie urządził im Lord Grim wywarło nie mały wpływ na Rafunka. Dzielny łotrzyk schował się za nogami dużej kobiety i tylko łypał na złowrogiego brodacza chcącego wydostać się na zewnątrz. Gnom zapewne nie chciał by stać się celem złości pieniacza, ani stanąć nim oko w oko. Co śmieszniejsze, słyszał wcześniej o dwóch braciach, bardach mających to samo miano, jednak ich sława nijak się miała do zachowania krasnoluda. Oj chyba był jakimś wyklętym z grupy braci Grim.

Niewielki jegomość z niezwykłą prędkością podreptał do łysawego czaromiota. Z oczyma wielkimi jak talerze spojrzał w górę ciągnąc go delikatnie za szatę. Uszy spuszczone w dół, świadczyły o onieśmieleniu jakie czuł w towarzystwie kogoś kto swój głos i rękę podnosi na takie osobistości jak lord czeluści.
- Panie magu, panie magu. Mam, Ja Rafunk w skrócie Żelazny Gnom drugi - powiedział swe naprawdę okrojone imię wiedząc, że nie mają sporo czasu - mam zapytanie. A raczej prośbę. A może jednak zapytanie połączone z prośbą? Nieważne. No bo sprawa jest taka, że mimo wszelakich mych dobrych nadziei i słuszności naszej sprawy nie sądzę by udało się powstrzymać słowem jak i poczuciem obowiązku, honorem czy posłuszeństwem wobec królowej, tamtego grubego pana - wskazał w kierunku w którym lord Grim odszedł - a jak sami stwierdziliście, siłą ich też nie powstrzymacie, co zresztą i ja wam nie pomogę, bo siłacz ze mnie żaden. Choć słoik korniszonów sam umiem - rzekł z dumą - otworzyć. Tak! I to taki wielki! No ale wracając do sedna sprawy... co ja to chciałem - złapał się za czoło po czym rozpromienił się widocznie - gdyby tak sprytem się wykazać i choćby jeden, taki najważniejszy, ale taki naprawdę…
- Gnomie...- mruknął czarodziej wyrywając szarpnięciem skrawek swej szaty z ręki Rafunka- Dla osób mojej profesji słowa są cenne. A ich nadmiar to... Do rzeczy. - zmarszczył brwi, zerkając badawczo na Hadriana. Nie trudno było zgadnąć, iż gniew wstrzymuje tylko ze względu na jego obecność.
- No więc do rzeczy - rzekł z tonem jakby chciał dodać “Ale przecież właśnie mówię krotko i zwięźle” - Gdyby usunąć jeden niezbędny trybik z mechanizmu wrót unieruchamiając go do czasu umiejscowienia go z powrotem, to czy nawet jak zdobędzie fort to czy otworzy Wrota? Nie chwaląc się, jestem najlepszym, jeśli nie jedynym, gnomim wynalazcą z Poddomu i znam się na rzeczy, tak więc i zając się tym mogę spróbować.
Raz jeszcze, jakby z niedowierzaniem zerknął na przywódcę kompanii, samozwańczego jak na razie namiestnika czeluści.
- Ty...? Znaczy.- przerwał by odchrząknąć. - Wynalazki wynalazkami Raplanku, ale mechanizm kontrolujący wrota nie opiera się jedynie na trywialnych w działaniu kołach zamachowych, ciężarkach czy zębatkach. To instrument...- wypowiedział z naciskiem.- Magiczny. Wprawiany w ruch dzięki potędze splotu. Myślisz, że teraz. W kilka chwil jakie mamy zdołasz go unieruchomić? A co jeśli coś popsujesz... Wrota zostanę zapieczętowane tak, iż nawet z zewnątrz nikt się dostać tutaj nie będzie mógł. Nie, nie... Hadrianie. To niedopuszczalne. Gnom grzebiący przy spuściźnie praojców? - potrząsnął głową.
Namiestnik popatrzył z pewną dozą niepewności na gnoma.
- Rafunku, sądzisz że podołasz wyzwaniu?
- Na magii też się znam, a szczególnie na tej zaklętej w przedmiotach. Mogę tylko zerknąć okiem gdy będziesz przekazywał naszym mistrzom wiedzy swe informacje i jeśli uznam, że zabezpieczenie Wrót będzie jak kaszka z mleczkiem, bułka z masełkiem, dziecinną igraszką czy małym piwem, wtedy to uczynię. Jednak jak będzie to mnie przerastało nie tknę nawet mechanizmu. Zgoda?
- Innymi słowy, jeśli coś nawalisz, to się stąd nigdy nie wydostaniemy? - spytał uprzejmie Torst. - I jeśli przerobisz drzwi, a potem przypadkiem zginiesz, to też zostaniemy tu uwięzieni?
Gnom zastanowił się sekundkę potem spojrzał na grubaśne paluchy maga i inteligentne miny braci Holderhelk. Pokręcił w myślach swą głową z powątpiewaniem.
- Dokładnie - rzekł wesoło i radośnie.
- No dobra... Ale jak coś spieprzysz osobiście cię wygarbuję – rzekł w końcu piskliwy mag. Wskazał na jednego ze strażników i wydał rozkaz odprowadzenia namolnego kurdupla. Krasnolud widocznie niechętnie, jednak przywołał gestem mechanika i ruszył mozolnym tempem w stronę fortu. Korytarze wydawały się istnym labiryntem naturalnie chroniąc serce Wrót przed wszelakimi "zakażeniami". Jednak w towarzystwie tarczownika maluch nie miał problemów z dostaniem się tam gdzie marzył od kilku lat. Wielki mechanizm, odczuwalnie bijący magią stał przed nim otworem. Brodacz spojrzał z powątpieniem na Rafunka po czym prychając przycupnął sobie przy wejściu. Już po kilku sekundach słychać było miarowe chrapanie.
Żelazny Gnom podkasał rękawy, poprawił rękawice i spojrzał raz jeszcze na cudo przed nim rozpostarte. Wziął głęboki oddech po czym zanucił kilka nut zabierając się do pracy. Już po chwili melodia w wesołą piosenkę się zmieniła pomagając skupić mu się przy zadaniu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DSf4Rw4LZ6I[/MEDIA]

Po kilku minutach gnom rozszyfrował skomplikowane mechanizmy ożywiające bramę na tyle dobrze, że udało mu się ją zaryglować. Jedno z kół zębatych, wielkości dłoni dziecka, przenosiło moment obrotowy nadany przez zespół mechanizmów wejścia. Bez tej części-klucza cały mechanizm nie mógł być uruchomiony, gdyż polecenie otwarcia nie szło do głównych zespołów otwierających Wrota. Gnom zadowolony z siebie, zmierzył ową część dokładnie, zapisał na jednym z arkuszy papieru jej wymiary, tak by w razie czego odtworzyć ją i podbiegł do drzemiącego strażnika i trzymając koło terpnął go w nogę.
- Wracamy? Bo mnie się zadanie udało. Co prawda mógłbym sam wrócić ale w towarzystwie zawsze raźniej. Co nie? A tak to przynajmniej rozmową umilimy sobie powrót. Swoją drogą, musisz skontaktować się z jakimś zielarzem. Twoje chrapanie napewno spowodowane jest zatkanym nosem, albo impotencją. A to nie ciekawa sprawa i warto było by ją wyleczyć. Jesteś impotentem? - jął peplać mały inżynier, zaś krasnolud jedynie jękną z rezygnacją w głosie i odprowadził go do reszty.


_____
Rzut na unieszkodliwianie urządzeń - 46
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 23-02-2013 o 23:14.
andramil jest offline  
Stary 24-02-2013, 18:26   #16
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Po naradzie C'ath zeszła do baru. Przy kilku głębszych zaczęła przetwarzać na spokojnie całe spotkanie.

Delikatna, chuda czarodziejka Shaena nie wzbudzała w niej sympatii. Podobnie jasnowłosy Torst. Czego można się spodziewać po czarodziejach. Nie zdziwiłaby się zresztą gdyby mór wywołany był jakimiś czarodziejskimi eksperymentami. Same z nimi problemy. Zresztą... czy ta wymuskana paniusia poradzi sobie w krasnoludzkich korytarzach? Wątpliwe. Ale skoro Hadrian dopuścił ich do wyprawy musiał mieć ku temu swoje powody a ona nie zamierzała w te powody wnikać. Kulawy pies ich nosem trącał.

Bliźniacy. Thorik i Tharik. Iskrzyło między nimi. Była jednak pewna, że jawnie pokazywana wrogość i niewybredne żarty były tylko przykrywką dla prawdziwie braterskiej miłości. Ich niesubordynacja jednak mogła być dużą przeszkodą w osiągnięciu celu wyprawy. I jeszcze ten Storn...

Mat, człowiek tancerz, skaczący po ścianach, niczym jakaś małpa. Niewiele mogła poza tym o nim powiedzieć.

No i pozostał jeszcze gnom Rafunk. Szalony i zakręcony naukowiec z żabą na kapeluszu. Ten wbrew pozorom zdobył u niej sympatię. Jego wynalazki, tam na dole, mogą się przydać a nawet jeśli nie to i tak był nieszkodliwy.

Wysuszywszy kufle poszła do swego pokoju, gdzie po dłuższej gorącej kąpieli, rozluźniona położyła się do czystej pościeli. Takich luksusów nie spodziewała się w Czeluści. Ale też ich nie wyglądała.

Położyła się do łóżka z głową nabitą różnymi myślami. Trochę trwało nim w końcu odpłynęła...

~~~~
- Trzyyymaaaj szyyk!

Ryk mogący uruchomić lawinę przedarł się bitewny zgiełk. Krasnoludzka kompania tarczowników stała nieruchomo u wylotu jednego z korytarza. Z jego wnętrza wydobywał się odór przyprawiający o mdłości. Rudowłosa dziewczyna stojąca w środku drugiego szeregu zwymiotowała na buty towarzysza przed nią.

- To nic. To nic. - krasnolud po jej prawicy ze szramą biegnącą przez lewy, pusty oczodół podał jej bukłak. - Przepłucz gardło.

Uczyniła to posłusznie. Spirytus wytrawił przełyk ogniem. Zakrztusiła się. Zarechotał głośno. Ale nieprzyjemny smak w ustach zniknął.

Wtem z korytarza rozległ się ryk, pod wpływem którego posypały się drobne kamyczki ze sklepienia spadając na ich głowy.

- Muuuur! - ryknął głównodowodzący.

Tarcze uderzyły o podłoże. Brodacze zgieli karki kryjąc się za nimi. Ujęli pewniej młoty i topory. Czuła strach. Obezwładniający ją strach. To miało być tylko proste rozpoznanie a teraz...

Ryk powtórzył się.
Znacznie bliżej.
Nadchodził.

~~~~

Obudziła się zlana potem, z łomoczącym sercem. Znowu ten koszmar. Duchy przeszłości.

Ubrała się, zebrała ekwipunek i zeszła do sali.

Gdy wniesiono skrzynie poczekała aż inni wybiorą ekwipunek, sama zaś podeszła na końcu. Zabrała linę, dwa haki do niej, kolce na buty, dwa bukłaki na wodę oraz lampę naftową z paliwem, do tego trzy świece i trzy patyki dymne.


FORT

- Dobrze! Tharik, Thorik...C'ath?- popatrzył po krasnoludach.- Udacie się ze mną!

Skinęła głową. Była przekonana, że trzeba za wszelką cenę powstrzymać rozprzestrzenianie się zarazy na zewnątrz. Jeśli będzie trzeba nawet kosztem śmierci zamieszkujących Poddom lordów i mieszkańców. W imię wyższego dobra. Temperament bliźniaków mógł jednak pokrzyżować negocjacje i zaprzepaścić pokojową drogę zatrzymania lordów. Jeśli go nie powściągną może się zacząć robić gorąco.

Nie była jednak pewna, że brama mogła powstrzymać napór od środka. Brama choć monumentalna, była skonstruowana do odparcia ataku z zewnątrz. Jeśli lordowie pociągną za sobą ciżbę, żadna przeszkoda ich nie powstrzyma.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 24-02-2013 o 22:39. Powód: Torst
GreK jest offline  
Stary 10-03-2013, 01:25   #17
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Po wizycie w błogim raju, gdzie ochocze dziewice miały po trzy cipy i trzy pary cycków, Tharik ocknął się w wilgotnej celi z nosem w dupie swego kuzynka - Storma.
Ze smutkiem uświadomił sobie, że śniąc nie zdążył napoić swego rączego ogiera miodkiem ze wszystkich źródełek miłości.

Wygramolił się ze sterty starej słomy i rozejrzał po ciasnym loszku.
Przez chwilę wpatrywał się tępo w parę klawiszów, której z każdą chwilą spędzoną w towarzystwie swego podłego brata, miał szczerą chęć przypierdolić. Jednak na kraty szkoda mu było zębów, toteż postanowił pójść śladem wielkiego, strategicznego geniusza - Stolicusa i wykorzystując cały swój wrodzony spryt, zaskoczyć nieprzygotowanego przeciwnika.

Udał się więc w róg celi, a następnie zdjął spodnie i nie szczędząc sobie, wysrał się iście po kurewsku. Gówno nic nie kosztuje. Mógł sobie poszaleć. Z dumą spojrzał na swe nowe dziecie, które zawzięcie nosił w swych trzewiach od wczorajszego wieczoru.
Pociągnął nosem.
Wysiłek popłacił. Złapał w garść kloce ciepłego stolca i pieczołowicie zawinął go w swą koszulę.

Wstał i beztrosko ruszył w stronę krat.
-Możesz się modlić do Srebrnobrodego, może w końcu zauważy jaka pokraka śmie mu służyć i litościwie pierdolnie cię piorunem. Ja tam wolę działać miast jęczeć jak stara kurwa na wozie. Hej! Cipoki jedne świńskim chujem w ryj pierdolone! Nadstawcie ryja bo mi się szczać chce! - Dla podkreślenia wyciągnął fujarę ze spodni i począł celować w strażników. Mocz rozlał się po korytarzu, spływając wprost pod ich nogi.

Jeden z klawiszy zerwał się z miejsca, chcąc najwidoczniej zdzielić pałą dyndającego penisa Tharika. Jednak ten uprzedził jego ruch i wyciągając kawał gówna zawiniętego w koszulę, rzucił nim prosto w twarz klawisza.
- Tak to się robi bracie! No dalej! Na co czekacie? Podejdźcie bliżej! - Holderhelk drapieżnie wyszczerzył zęby...

***

Dumę nadzorców loszku, uratował Hadrian, który pofatygował się o odwiedziny swych niedoszłych towarzyszy. Bez trudy wyciągnął trójkę krasnali z ciasnej celi. A szkoda... Tharik miał jeszcze sporo planów odnośnie swych niedoszłych oprawców. Zadowolił się więc jednym zdaniem na odchodne.
-Jeszcze się zobaczymy. - A coś w jego oczach mówiło, że bynajmniej nie żartuje... i na pewno nie będzie to miłe spotkanie.

Defiladowym krokiem ruszył z resztą parszywej gromadki do karczmy, gdzie wczorajszego wieczoru ostro obił ryj kapitana gwardii. Dziś z dumą prezentował swą opuchliznę i liczne zadrapania na twarzy.

Na miejscu umówionego spotkania z namysłem przyglądał się kufrom ze sprzętem niezbędnym na wyprawę w głąb Poddonu. Spośród całego złomu wybrał kilkadziesiąt metrów bajlepszej liny, sprzęt do wspinaczki, ciężką, oblężniczą kuszę z bełtami, a także zapas alkoholu z zaplecza gospody. Wszystko zapakował do swej magicznej torby.

Po suto zakrapianym śniadaniu był gotów do drogi. Niestety... na dziwki nie starczyło czasu.

***

Dotarłszy do zapieczętowanej bramy młody Holderhelk z zadumą spoglądał na cudo krasnoludzkiego rzemiosła.

Nie trwało to jednak długo, albowiem w chwilę potem wszyscy biegli w głąb ciemności, która niczym uda dziwki, rozwarła się przed ich obnażonymi ostrzami.

Na miejscu w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie Hadriana i maga. Jakieś jałowe pierdolenie o prawie. Potem nadeszli nieoczekiwani goście, a krasnal odżył.
Nawiązała się ostra kłótnia zwieńczona fochem obcego jegomościa.

-Najpierw gadamy, czy dajemy im od razu wpierdol? - Spytał niewinnie Tharik wskazując oddalającego się lorda Czeluści i jego kilku ocipiałych synków.
 
Glyswen jest offline  
Stary 10-03-2013, 13:38   #18
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
~ Niesubordynowany dupek! ~ pomyślała po czym podeszła do śmierdzącego odchodami Tharika.

- Widzę, że lubisz ostrą jazdę, złotko - powiedziała przysuwając swoją twarz do jego twarzy. - Więc posłuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz. - Wciągnęła ze świstem powietrze przez zęby. - [i]Jeśli zrobisz coś, co narazi naszą wyprawę na szwank, przez twoją głupotę lub niewyparzoną gębę, to pierwsza odetnę ci kuśkę i wsadzę głęboko w gardło.[i]

~ Myśli kutasem, a że kutas mały to i myślenie idzie mu niewprawnie - uśmiechnęła się nieznacznie.

- Będę cię miała na oku. - dodała jeszcze zamykając temat.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 11-03-2013, 22:24   #19
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
- O niczym innym nie marzę złotko. - Dla podkreślenia swych słów oblizał pulchne wargi, posyłając wilgotnego całusa w stronę krasnoludzicy. Zapewne pokusiłby się jeszcze o porządnego klapsa w dupę jednak topór dzierżony w jednej i tarcza w drugiej dłoni skutecznie hamowały jego zapędy. - Oszczędzaj jednak energię na później. Czeka nas co najmniej kilka upojnych wieczorków w romantycznej scenerii loszków po brzegi wypełnionych trupami... A ja nie chcę cię zbytnio forsować.
 
Glyswen jest offline  
Stary 13-03-2013, 03:12   #20
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=91_5YxmJ9Ic[/MEDIA]

W pogoni za lordem

-C'ath...- Hadrian ułożył dłoń na ramieniu swej dalekiej kuzynki, po czym z przejęciem popatrzył na Tharika.- Nie wątpię, że twoje ciosy ciężkie są jak dowcip Thariku, pamiętaj jednak że lord Grim ma pod swoim rozkazem więcej ramion równie tęgich i gotowych do boju. Kto wie jakie mór zebrał już żniwo. Nie dopomagajmy mu wywołaniem kolejnego obłędu i bratobójczej walki. Proszę cię byś w rozmowie ostrożnie dobierał słowa. I pamiętajcie...- ostatnie słowa skierował już do wszystkich.- Niech waszych dłoni do toporów nie ciągnie. Jedynie w razie agresji taką drogę przyjmiemy.
- Mądre słowa Hadrianie.- wtrącił się niespodziewanie Haffran.- Obyś równie mądre przywołał przed obliczem lorda, który swoją drogą...- spojrzał w głąb tunelu.- Zdaje się wam umykać.
- Na brodę Clangeddina!- podskoczył niemal.- Kiedy tylko Rafunk ukończy pracę zabierz mych przyjaciół w bezpieczne miejsce.
- Jak sobie życzycie królewski namiestniku, ale wątpię czy jakiekolwiek miejsce w Czeluściach można obecnie nazwać bezpiecznym.
- ukłonił się teatralnie.
- Zrób ile możesz. Ruszamy, biegiem!

Nie zastanawiając się dłużej grupa krasnoludów ruszyła w głąb tunelu oraz wypełniający go, wydawałoby się gęsty jak smoła mrok. Ten tylko co kilkanaście metrów rozdzierała zawieszona na nienaturalnie płaskiej ścianie pochodnia, znacząc drogę niczym przy dziecięcej grze w podchody. Po chwili zniknęły również echa głosów Haffrana i pozostałych za ich plecami towarzyszy. W pustej, skalnej przestrzeni odbijały się tylko ich własne, ciężkie kroki i ciche sapanie. Powietrze jakie wciągali w płuca wydawało się wręcz cierpkie. Ciepłe, bezlitośnie nieruchome, przesycone zapachami, które niejeden określiłby jako "cywilizacyjne". Mknąc przed siebie, raz po raz wyłaniając się z absolutnych ciemności w obszar oświetlony płomieniami pochodni, nasłuchiwali w nadziei odnalezienia lekko mówiąc niepocieszonego Grima Wirującego Młota.
Ostatecznie, zdyszani jak psy po pogoni za jurną suczą, stanęli w wejściu do dużej, owalnej sali. Rozwidlenia na dalszej drodze, bowiem w tym miejscu początek miało wiele ścieżek prowadzących dalej do konkretnych części Poddomu.
- Psia krew...- warknął Hadrian przełykając głośno ślinę i kawałek płuca, jaki starał się umknąć z jego falującej piersi.- Jak ja nienawidzę biegać.- wyprostował się i rozejrzał po wrotach i okalających je, wyżłobionych w skale posągów- wiecznych strażników, jacy mieli doglądać gościńców królestwa krasnoludów.
- Jestem pewien, że ten pieniacz popędził prosto do sali zgromadzeń.- stwierdził po krótkiej chwili ciszy. - Przemówmy mu do rozsądku nim zasieje zwątpienie pośród innych lordów. Tędy.- ruszył z nieco mniejszą niż wcześniej werwą ku jednym z wrót.

+-+-+

Już pędząc przez kolejny, nieco mniejszy tunel poczuli nagłe uderzenie gorąca. Krople potu jakie zrosiły ich czoła szybko przemieniły się w istne potoki, ściekające za kołnierz w dół pleców.
- Krew ziemi.- rzucił Hadrian, przecierając w biegu twarz rękawem.- Przodkowie wydrążyli wieki temu kanały, którymi wypływa ona przed salę zgromadzeń. Pompatyczne, nawet jak na przodków.- nie wydawał się zadowolony.
Najpierw dostrzegli wątły blask gdzieś na końcu tunelu. Z każdym krokiem przybierał na sile tak samo jak gorąc, który stawał się coraz bardziej dotkliwy. Wszyscy pochodzili z Poddomu, widać jednak jedynie najważniejsze osobistości wielkich klanów przystosowały się do tej niewygody. Ostatecznie wyżłobiony tysiącami ramion tunel rozrósł się na wielką pieczarę. Drogę przed nimi znaczyły dalej kilkumetrowe posągi, za których plecami spływała leniwie magma. Wielkie twarze wyżłobione w ścianach po bokach przyglądały się gniewnie wysłannikom królowej jak i orszakowi lorda Grima, który brnął w kierunku sali zgromadzeń. Ta, jak przystało na tak przytłaczającą przepychem scenerię, prezentowała się okazale wraz ze wszystkimi [i kolejnymi rzec można] posągami, przypominającymi baszty konstrukcjami i otworami po obu stronach wysokich wrót, z których ściekała w dół lawa.
- Lordzie Grim!- wrzasnął Hadrian przyśpieszając kroku. Pochód klanu Wirującego Młota wstrzymał się.
- Idź precz łysamordo!- warknął groźnie lord.- Za chwilę przyjdzie kres twojego namiestnikowania, samowolki twej cioteczki i więzienia nas tutaj!- lord chwycił za sterczącą zza pasa rękojeść topora i machnął nim groźnie w powietrzu.- I Moradin mi świadkiem, porąbię cię jak drewno jeśli spróbujesz stanąć na mej drodze!
- Nikt z nas nie chce rozlewu krwi, lordzie Grim. Pragniemy porozumienia...
- Ha! Śmierdzisz strachem jak gobiln gównem! Nie dla mnie układy zasrańcu. Chcesz się dogadać, co? To otwieraj Wrota nim sam je sfatyguje.
- Tego zrobić nie mogę. Nie mogę i nie chcę ryzykować zdrowiem mieszkańców... Zrozumcie. Królowa ma na sercu los wszystkich a dowodem jej przejęcia waszym losem, tutaj w Czeluści, niech będzie obecność moja i mych ziomków. Przecież wysłała kapłanów, czyż nie?
- Taaa? I gdzie oni są, co? Zdechli! Ta franca upewniła się jaki los nas czeka i przysłała tutaj ciebie abyś wszystkiego dopilnował!

Hadrian popatrzył na starca zaskoczony niczym kowal, który po beczce piwa zasiadł zadkiem we własnym piecu.
- To szaleństwo... O czym gadasz!
- Uważaj na swój język.
- warknął jeden z synków lorda, chwytając za topór.
- Grimmdarze, spokój.- wydał z łaską polecenie starzec uśmiechając się wrednie do Hadriana.- Nie prowokuj moich synków, bo ci zęby przerzedzą aż dziąsła będziesz miał łyse jak twarz młokosie.- Grim zmarszczył brwi, a jego twarz przybrała na chwilę istnie demoniczny wyraz. - Twoja ciotka chce Rozpalonej Kuźni na tronie po sobie i po nim... I tak po kres wszystkich dni, co? Dlatego tutaj jesteście i dlatego nie chcesz wypuścic pozostałych lordów na powierzchnię. Żebyśmy sczeźli tutaj, żeby nasze ciała pokryły wrzody a rozumy zżarła zaraza... O nie!- uderzył bokiem topora o własną pierś.-Jeśli trzeba będzie wysadzę w pizdu wrota, zbrukam krasnoludzką krwią tunele a później nabije łeb każdego z klanu Rozpalonej Kuźni na pikę. I możesz mi wierzyć, kiedy tylko otworzę oczy pozostałych- mówiąc to skinął głową ku sali zgromadzeń.- Na prawdę stanie się to faktem. Najpierw pokonamy zdradę stanu, a później zarazę!
- To szaleństwo!





[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LdZyKLi55V0[/MEDIA]

Salony u Haffnara

Po kilku długich, ciągnących się jak smród za braci Holderhelk chwilach Rafunk powrócił w towarzystwie oddelegowanego z nim zbrojnego.
Mina jaką ozdobił swą twarz Haffnar przypominała młodą dzierlatkę, której tyłek ktoś postanowił potraktować rozgrzanym do czerwoności prętem.
- I jak panie Rafaelu? Czy będzie nam dane rozewrzeć jeszcze kiedyś wrota?- wyśpiewał niemal ze zwątpieniem.
-Gnom... Coś... No...Eeee tego wymajsterował zębatkę. Tyle żem widział... Tak jakby.
Czarodziej zmarszczył brwi słysząc słowa gwardzisty.
-Wracajcie na posterunek. Od tej pory nie przepuszczacie NI-KO-GO.- spojrzeniem powrócił do gnoma. -Oczywiście rozumiecie, że jako ciało odpowiedzialne za nienaruszenie wrót muszę was prosić o przekazanie mi tego mechanizmu. Wątpię bym umiał w razie co go naprawić własnoręcznie... Ale jeśli macie się udać dalej mądrzej jest by klucz pozostał tutaj. Względnie bezpieczny. - popatrzył po pozostałej trójce: wysokiej jak na krasnoludzkie standardy ludzkiej parce i zakapturzonemu Trostowi. -Mam nadzieję, że zgadzacie się ze mną. A teraz w drogę. Jak mówiłem moja stancja znajduje się w nieco w głębi, w głównej części miasta.- nie przestając mówić ruszył w dół tunelu. - Pierwszy raz w Poddomie? To zapewne wielkie przeżycie, prawda? Widzicie te ściany... Jakie są równe? Gładkie? Wszystko dzięki zastosowaniu magii, chociaż kiedy powstały wyglądały nieco inaczej. Widzicie, otóż kilkaset lat temu...


+-+-+

Głos Haffnara przez całą drogę męczył uszy przyjaciół Hadriana. Nie tyle słowa, o ile ktoś interesował się architekturą, co jego iście irytująca barwa. Pasowała do wyniosłego szlachcica, który w swym życiu tylko raz wyszedł poza mury własnej posiadłości o wyłożonych szczerym złotem ścianach. Do osoby zamkniętej w świecie wyobrażenia o samym sobie, która na wszystkich patrzy nieco z góry.
I nie zechciał przestać, nawet na chwilę. Na nic zdały się pytania, nawet tyrady ciekawskiego gnoma, które czarodziej traktował jak spontaniczne napady autyzmu u niedorozwiniętego dziecka, albo goblina?
Gdzieś przy opowieści o poprawkach wniesionych w konstrukcję tuneli przez władców z klanu Złotego Kowadła dotarli do obszernej, owalnej sali, która okazać się miała rozwidleniem dróg.
Haffnar skręcił w lewo, przechodząc jednocześnie do kolejnej opowieści: genezy posągów jakie strzegły każdej z bram w mijanej właśnie sali.
- Każdy z nich nosi imię wielkich wojowników, jacy wysławili się w wojnie z drowami... Oczywiście według legend, ale czy to nie wspaniała idea?
Już po chwili skupić swoje zmysły mogli na dźwiękach zupełnie innych niż monotonny głos maga. Od zarania dziejów towarzyszących każdej osadzie, miastu czy metropolii. Fantastycznej rewii odgłosów poczynając od charakterystycznego szczęku młota o rozgrzane żelazo, po szmery słów niesionych echem, przez śmiech, krzyk zatroskanej matki, nagabywania żebraków o jałmużnę aż do stąpnięć ciężkich, wojskowych buciorów.
U szczytu tunelu stanęli przed sercem podziemnego Poddomu- wielką jamą w ziemi pełną ogromnych stalagmitów i stalaktytów upstrzonych misternie wykonanymi domostwami i łączącymi je mostami.
Czarodziej jakby tknięty niewidzialną dłonią przerwał swą opowieśc i zerknął na twarz kobiety, która zdawała się chłonąc teraz każdym zmysłem otaczający ją krajobraz.
- Ach tak, tak... Witamy w Poddomie. - mruknął raczej mało zadowolony konkurencją jaka powstała dla jego porywającej opowieści. - Tak, już prawie jesteśmy na miejscu. Starajcie się nie zaczepiać mieszkańców, ostatnio szybko puszczają im nerwy. No i raczej nie warto ryzykować, że trafimy na nowe ognisko zarazy?
Ruszyli przez niewielki dziedziniec otoczony krępymi, kwadratowymi domkami przypominającymi cegiełki, a następnie weszli na wąski most przewieszony nad głęboką rozpadliną. Klify w dole obrosły w podobne domostwa niczym drzewa w hubę, te zaś łączyła ze sobą cała siec tarasów i mniejszych mostów.
Po drugiej stronie napotkali na patrol straży- piątkę krasnoludów odzianych w nieco mniej okazałe niż gwardziści zbroje, dalej pozostające jednak w przodzie jeśli porównywać je do wyposażenia straży miejskiej w przeciętnym, ludzkim mieście.
- Haffnarze.- zasalutowali uderzając pięścią w pierś.
- To goście z powierzchni przysłani tutaj przez królową.- wyjaśnił czarodziej z miejsca.- Zmierzamy do przydzielonej mi posiadłości. Jak sprawy w mieście?
- Dwóch nowych...
- mruknął cicho strażnik nachylając się ku czarodziejowi.
- Kto?
- Jeden z kowali i jego żona. Rzucili się sobie do gardeł, poturbowali dzieciaka...
- Żyje?
- Młodzik? Tak, tak. Wybiegło na ulicę, ma pogruchotane kości ale dało radę.
-Zajmę się tym później. Odseparować.
- popatrzył raczej bez wyrazu na stojących za jego plecami gości.- To już niedaleko. Przepraszam was, odkąd dowódca straży miejskiej...-pokręcił głową.- Wszystko jest na moich barkach. Lordowie pozamykali się w swych posiadłościach i czekają tylko aż uchylą się Wrota. Przynajmniej tak mi się wydaje...

+-+-+



Czarodziej miał albo niebywałe szczęście, albo większe wpływy niżeli chciał przyznać. Przyznana mu stancja z pewnością była daleka od standardów przeciętnego mieszkańca Poddomu. Już z zewnątrz prezentowała się z goła inaczej. Fasada i kolumny wykute w szczerej skale, sięgające kilka pięknych metrów nad głowy. Tak, iż nawet towarzyszący mu ludzie nie czuli się skrępowani, wręcz przeciwnie.
U drzwi posiadłości stróżowało kilku gwardzistów, którzy widząc Haffnara zasalutowali natychmiast. Ten minął ich niczym kamienne posągi wcześniej, tym razem nie zaznaczając ich istnienia najmniejszą opowiastką.
U drzwi dopadł go młodszy krasnolud w szacie magika.
- Mistrzu! Mistrzu!- zamarł w bezruchu dostrzegając postacie za plecami Haffnara.
- Yaeron... Yaeron... Gadajże!
-A...A...A tak. Przepraszam. Pierwszy raz widzę...
- Do rzeczy.
- A tak, tak. Posłaniec od l...
- Teraz? Nie. Odeślij go.
-Ale to waż...
- Dobrze!
- na łysym placku czarodzieja pojawiła się nabrzmiała żyłka.- Zaprowadź gości do mojej pracowni. Posłańca przyjmę u siebie. - zerknął obojętnie za siebie.- Wybaczcie, obowiązki. Niedługo do was dołączę.

Yaeron zadanie przyjął i wykonał z przerażeniem w oczach jak i absolutnej ciszy. Tak jakby obawiał się, że jakiekolwiek wypowiedziane w kierunku ludzi słowo sprowadzi na niego gniew krasnoludzkich Bogów... A może chodziło tylko o jego mistrza? Jego spleciona w warkocz, kozia bródka podskakiwała wraz z drżącą brodą, a skulona postawa przypominała bardziej jakby to on był prowadzony przez grupkę za jego plecami... Na stracenie.
Przekręcił klucz w starym zamku drzwi i uchylił je przed gośćmi kłaniając się głęboko.
Izba była dość okazała, same drzwi jednak zmuszały co wyższych z towarzyszy Hadriana do uginania karku. Wnętrze było skromnie umeblowane, jakby pośpiesznie. W oczy niemal od razu rzuciły im się kryształy- mniejsze i takie wielkości piąstki dziecka, ułożone na regale pod ścianą. Na kamiennym stole, stanowiącym integralną część podłogi, ułożone w stos zostały pożółkłe zwoje. Niektóre z nich dalej w starych, popękanych tubach. Dopiero gdzieś dalej, nieopodal niewielkiego łoża znajdował się skromny warsztat alchemiczny.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172