Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2013, 00:16   #1
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[DnD+FR 3.0] Pieśń Kamienia

Pieśń
Kamienia


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aYevBLUtuLc[/MEDIA]


Nim noc wlała się na dobre do wnętrza Wielkiej Rozpadliny, w drogę ruszyli gońce. Grupa krasnoludów, odzianych w lekkie, skórzane zbroje pognała na swych kucach przez gościniec zdający się niknąc gdzieś za szatą nocy. Każdy z nich niósł ze sobą kopertę z wiadomością, zapieczętowaną królewskim pierścieniem, co nie pozostawiało żadnych złudzeń- była to przesyłka niezwykle ważna, której treść mogła zmienić los każdego z adresatów na ziemiach złotych krasnoludów.
W czasie, kiedy kopyta uderzały pośpiesznie od bruk gościńca, Hardian z niepokojem wpatrywał się w mrok, w ciągnący się spod bram Poddomu trakt, nakreślony przez majaczące w oddali światła zajazdów i punktów kontrolnych. Przypominał sznur złocistych paciorków.
W jego głowie kotłowała się jedna myśl- Czy jego przyjaciele odpowiedzą na wezwanie? Czy nie będzie to zbyt wielka próba dla ich, niekiedy bardzo świeżo zawiązanych stosunków?
Z pewnością czuł się przytłoczony powierzonym mu zadaniem. Misją, której odrzucić nie mógł ze względu na swój własny jak i całego klanu honor. Należąca jednocześnie do tych, z których nawet tęga głowa mogła nie wyjść cało.
Raz jeszcze odtworzył treść listów, jakie wyszły spod jego ręki:

Jak nieprzewidywalne są ścieżki losu? Czasami mam wrażenie, że łatwiej odgadnąć co kryje się w czeluściach kolejnej groty. Dla Ciebie nadszedł kres podróży, przynajmniej tej ostatniej. Dla mnie powrót do domu okazał się jedynie wstępem do kolejnej... I choć nie powinienem o to prosić, oddałbym prawie wszystko za towarzystwo kogoś takiego jak Ty. Z czeluści dobiegł nowy skowyt, wezwanie nowej przygody. Nie proszę o nic więcej niż spotkanie, wtedy zdecydujesz. Spotkajmy się jutro, o zmroku w karczmie "Srebrzyste Źrebie". Znajduje się ona na jednej z bocznych ulic stolicy mej ojczyzny. Każdy z tutejszych wskaże Ci drogę.
Do listu tego załączam królewski nakaz, który zapewni Ci bezpieczną drogę i swobodne przejście przez bramy Poddomu.
Głęboko wierzę, iż spotkamy się niedługo.

Hadrian Rozpalona Kuźnia


Z zadumy wyrwało go dudnienie w drzwi komnaty. Tak donośne, jakby po drugiej stronie ustawiono taran i przy jego pomocy starano się zdobyć fortecę- izbę na piętrze "Srebrzystego Źrebaka".
-Kogo niesie?- zmarszczył brwi. W szparze, powstałej po uchyleniu drzwi ukazał się zarośnięty ryj jednego z krasnoludów przydzielonych do pomocy.
- To ta baba... Szuka was mój panie i rozpierduchę zaraz taką sprawi na dole, że do jutra nie zostanie tutaj no kamień na kamieniu.
- C'ath?
- Ruda...
- potwierdził.
Twarz Hadriana rozpromienił uśmiech. Ktokolwiek jutro odpowie na wezwanie, był pewien, że C'ath będzie obok. Jak zawsze pomoże mu udźwignąć każdy ciężar.
- Każcie przygotować świniaka i beczkę piwa. A najlepiej dwie... Zaraz zejdę.





Noc, Poddom.

Są miejsca, które nie wygasają nawet po zapadnięciu zmroku. Metropolie, wielkie miasta, stolice gdzie życie zawsze kipi niczym piana z kufla przedniego piwa. Wiele opowieści tak właśnie opisuje Poddom. Serce narodu złotych krasnoludów, najszlachetniejszy klejnot w ich koronie. Wielka metropolia, której świetność odkryć można przede wszystkim "zaglądając" pod powierzchnię ziemi.
Chociaż mury i forty, wydarte ze szczerej skały, widoczne już z oddali z pewnością zapierały dech w piersiach, nie można tego powiedzieć jakże przeciętnych budynkach wzniesionych naokoło i pośród tych skalnych budowli. Krępe, przysadziste rzec można domy, wzniesione z myślą o nikim innym niż krasnoludach, które często były łudząco podobne do siebie.
Smutkiem napawał jednak przede wszystkim fakt, że wbrew wszelkim opowieściom ulice zdawały się opustoszałe. Z rzadka natrafić można było na grupkę brodaczy, wracających chwiejnym krokiem z biesiady. Przede wszystkim w oczy rzucały się liczne, ciężko uzbrojone patrole straży miejskiej, która rzadko ograniczała się jedynie do spojrzeń spode łba. Zaczepiali wszystkich, zagadywali, dopytywali się o cel podróży. Najczęściej jednak padało pytanie:" Czy ostatnim czasy nie zdarzyło się wam do Czeluści zawędrować?".
Znajomi Hadriana, wedle jego zapowiedzi, dotarli bez przeszkód, późnym wieczorem pod bramy Poddomu. Zwoje im wręczone, opatrzone królewską pieczęcią zwierały jadaczkę każdemu, nawet najbardziej zawziętemu strażnikowi. I chociaż nie raz było widać, że piana strzeli takiemu z uszu jeśli nie przez zaciśnięte szczęki, puszczali dalej bez zająknięcia.
Strażnicy zapytani przy bramach o położenie wybranej przez Hadriana karczmy odpowiadali niemal jednakowo każdemu:
- Srebrzyste Źrebie? A no jest, jest... Główną ulicą jak w mordę strzelił, przy dziedzińcu w lewo. Nad drzwiami wisi szyld, na pewno poznata. To przecie nie labirynt!
Po tak precyzyjnych wskazówkach jak można by nie trafić? Niebo było czyste, nawet maleńkiej chmury. Może nawigować za pomocą gwiazd, które gęsto wyściełały niebo? Wraz księżycem zalewając bladym światłem pochmurne ulice...
Najlepszą wskazówką okazałą się jednak skoczna muzyka, której słabe echo było słyszalne pośród domostw już z daleka. Karcz co prawda mijali wiele, jednak niemal wszystkie świecił pustkami. Srebrzyste Źrebię było bardzo mocnym wyjątkiem...
Pod widocznym szyldem, zawieszonym nad drzwiami panował wzmożony ruch. Mieszkańcy jak i przyjezdni mijali się w drzwiach po właśnie zakończonej zabawie, bądź dopiero zmierzając po upragniony kufelek.
Stoły, poustawiane ciasno obok siebie, w większości były zajęte. Barczyste, krasnoludzkie ciała otaczały je jak truskawki swój krzaczek. I jak to u krasnoludów już bywa, przy każdym z tych posiedzeń toczyły się zajadłe dyskusje koloryzowane mało wyszukanymi dowcipami, obelgami i bluźnierstwami stosowanymi tutaj w formie interpunkcyjnej. Panowała niebywała duszność, spowodowana zapewne tak gęstym "zakrasnoludzeniem", do którego oberżysta dodał coś od siebie- mimo, iż wieczór był przyjemnie ciepły, ten postanowił rozpalić wspaniałe palenisko, nad którym zwieszone był skrzyżowane topory. Jego dbałość o klientele kończyła się jednak na tym, nikt bowiem nie przejął się śmierdzącym piwskiem porozlewanym na podłodze, do tego stopnia, iż czasami brodziło się w nim po kostki, ani resztkami jedzenia, które ze stołu zwyczajnie frunęły ku ziemi.
Przy jednym ze stołów, rzucającym się w oczy niemal od wejścia jako jedyny opustoszały, siedział Hadrian we własnej osobie. Jak zwykle w towarzystwie C'ath. Ich twarze były ledwie widoczne znad wielkich, zwieńczonych biała pianą kufli. Każdego powitał jak zwykle: powściągliwym uśmiechem, proponując kufelek czegoś mocniejszego. Zagadywał o wydarzenia w Młocie i Kowadle, o podróż, o rzeczy zwyczajnie błahe unikając tematu wysłanych dnia poprzedniego listów.
Dopiero kiedy zjawili się wszyscy, chwycił za kufel i powstał od stołu.
- Pozwólcie za mną przyjaciele. Sprawy, które chce poruszyć teraz przeznaczone są jedynie dla waszych uszu...- zarzucając licznymi warkoczami rozejrzał się dookoła podejrzliwie. - Na szczęście mam chody u właściciela. Przygotował dla nas osobną izbę. I poczęstunek.
Raz jeszcze, wspólnie musieli przeciskać się pomiędzy rozpychającymi się, wymachującymi ramionami klientami, którzy jakby tylko czekali aż ktoś wytrąci im kufel z ręki. Kiedy w końcu jeden z nich trącił o bark Hadriana- sytuacje takie zawsze prześladowały Rozpaloną Kuźnię- chyba nikt nie był zaskoczony...
Jego własny rodak, o wykrzywionej gniewem gębie poderwał się z miejsca, natychmiast sięgając po uwieszony pasa topór.
- Albo zapłacisz bratku no za ten kufelek, albo wycisnę z ciebie...
Nim dokończył, ze wszystkich stron rzuciły się w tym kierunku krasnoludy. Młoty, miecze, topory, sztylety nawet- wszystko to spoczęło w gęstej brodzie pieniacza, paraliżując go z rozwartą gębą. W głównej izbie zapanowała cisza i oczywistym się stało, że część klientów Srebrzystego Źrebaka nie przybyła tutaj jedynie na ucztę. Hadrian był pilnie strzeżony.
Jeden z obrońców pociągnął awanturnika za brodę, rzucając go na stół. Jego ziomkowie nawet nie pomyśleli o odsieczy, czując na sobie spojrzenia pozostałych strażników, którzy chyba jedynie czekali na sygnał by wprawić toporzyska w ruch.
- Kiedy ostatnio zlazł ty pod ziemie, co?- huknął strażnik na rozłożonego na stole krasnoluda. Ten na chwilę zbaraniał, a rezonu dopiero dodał mu potężny jak grom cios w twarz. - Pytanie kurwa twoja mac zadałem zdaje się? Kiedy?! Gadaj albo ogolim ci ten ryj i wypuścim za mur, coby pokazali Ci jak traktuje się tutaj psa bez honoru.
- Bedzie... Bedzie z cztery miśonce temu. Ja kupiec jestem, z Młota i Kowadła przyjechał.
- Cztery? Z Młota...
- mruknął do siebie strażnik, zerkając na zażenowanego Hadriana. - Masz szczęście... Ale jeśli to łapsko podniesiesz raz jeszcze na kogo nie trzeba tak Ci mordę obije, że psy Cię po niej wąchać będą jak rzyc innych kundli, jasne?
- Jak...Jak...Słoneczko.


Chwilę później cała grupa wraz z Hadrianem, poczerwieniałym ze wstydu, minęła kontuar i zniknęła za drzwiami po jego drugiej stronie.
Izba była dużo bardziej przyjazna zmysłom. Otwarte okiennice wpuszczały do środka rześkie, nocne powietrze, które za sprawą sąsiadującej kuchni mieszało się z wonią strawy.
Od razu dostrzegli również okrągły stół ustawiony w centralnej części pokoju, którego blat zastawiały misy z owocami, duszonym mięsem, pieczone prosie z ryjem nabitym czerwonym jabłkiem, dzbany z winem i piwem. Wszystko dla nich. Nim jednak ktokolwiek zdarzył choćby zbliżyć się do tych cudnych darów, całą izbą wstrząsnął zdarty, ochrypły głos.
- Nie śpieszyliśta się, co psubraty?!
We wnęce, tuż przy drzwiach wejściowych zasiadał na zydlu krasnolud o siwej brodzie, okuty w zdobioną stal. Strzelista przyłbica, opasłe naramienniki, masywne rękawice a nawet sam napierśnik zdawały się wrosnąć w jego skórę i teraz stanowić integralną część organizmu.
Wsparty o bojowy topór i ściskając w dłoni kufel piwa, wpatrywał się z niezadowoleniem w przybyłych.
- Ach tak...- mruknął pod nosem Hadrian.- Przedstawiam wam jednego z lordów Czeluści. Goberrada z klanu Tęga Pięść. Pana Zachodnich...
- Troglodyta jebał czego na zachód pan, a czego na skurwiały wschód.
-przerwał mu stanowczo.- Goberrad, wystarczy. Nigdy psia mac nie lubiłem tego całego "lordzenia".- splunął częściowo na podłogę, a częściowo na własną brodę, po czym przepił całość łykiem piwa. - Siadajże młokosie i zaczynaj ten teatrzyk. Nie mamy przeca tygodni, na zaropiałe, kurwie łono!
Zakłopotanie na twarzy Hadriana przybrało na sile. Bez słowa, a raczej dławiąc się pokrętnymi monosylabami zaprosił wszystkich do stołu.
- Przede wszystkim chciałem podz...
- Do rzeczy młokosie.
- mruknął lord, dalej siedząc na zydlu z dala od stołu.
- Chcecie Goberradzie może sami przeprowadzić tę dyskusję? Może jeśli porzucacie jeszcze kilkoma panienkami, porównacie moje starania do różnych, upośledzonych przez starość części ciała mężczyzny czy pośmiejecie się z mojej wygolonej twarzy wszystko rzeczywiście przyśpieszy?
- Ja tylko chciał żem po...
- To do mnie należy głos, to moi przyjaciele, więc z całym szacunkiem... Ja będę decydował co i kiedy powiedzieć.
- Się kurwa bajarz znalazł...
- warknął pod nosem Goberrad, następnie zalewając przełyk piwem.
Hadrian wziął głęboki oddech, po czym z nieśmiałym uśmiechem popatrzył po swych towarzyszach.
- Chciałem podziękować wam za przybycie. Domyślam się, że niektórym z was moja prośba przeszkodziła we własnych planach, w które bynajmniej nie wliczała się podróż w głąb Rozpadliny. Wiedzcie jednak, że gdyby sytuacja nie była wyjątkowa...
- Przejebane po całości...
-mruknął z kąta lord.
-... Wyjątkowo niefortunna.- wymówił z naciskiem Hadrian besztając spojrzeniem starszego krasnoluda. - Nigdy bym was nie fatygował.- westchnął ciężko.- Jest tyle do powiedzenia...
- A czas goni...
- Tak.
- przyznał rację lordowi, zerkając przelotnie na C'ath.- Przede wszystkim zacznę od bardzo istotnej sprawy. To co zaraz wam powiem jest trzymane... Przynajmniej staramy się by takie było... W tajemnicy. Nie oczekuję od was, że przystaniecie na moją propozycję jednak z proszę was, iż jeśli tak się nie stanie zachowacie tę rozmowę tylko dla siebie. Dla bezpieczeństwa mojej ojczyzny jak i rodaków.
-Są podłe istoty na tym świecie, które tylko czekają na moment słabości...
- dodał od siebie Goberrad.
- Dokładnie tak... Dobrze, jeśli się zrozumieliśmy. Zapewne dotarły do was pewne niepokojące plotki? O zamknięciu wrót do Czeluści, naszych podziemnych włości? Znam was i jestem pewien, że jeśli nie usłyszeliście plotek, zauważyliście jak bardzo wzmocniono straże na obszarze całego królestwa. - popatrzył po zebranych, doszukując się zrozumienia w ich spojrzeniach.- Wszystko to za sprawą zarazy nazywanej głębinowy mór.
Tęga Pięść wciągnął głośno zawartość nosa, po czym splunął plwociną na posadzkę.
- Zarażeni wykazują brak samokontroli. Są niczym dzikie bestie, które sprowokować może najdrobniejszy gest. Nie zrozumcie mnie źle, pozostają sobą jednak...Tracą zdrowy rozsądek a ostatecznie umierają w męczarniach. W gorączce, pokryci trądem.- mięśnie twarzy Hadriana wyraźnie się napięły.- Pierwsze oznaki, jakie zdołali zaobserwować lordowie nastąpiły niecałe trzy miesiące temu. W burdach zginęło wiele krasnoludów... Jak wiecie o nie nie trudno, szczególnie w karczmach, jednak rzadko dochodzi do tego, że jeden krasnolud porywa się z toporem na cała zgraję i ćwiartuje ich bez większego powodu.- pokręcił głową.- A z tego co mi wiadomo stało się to bardzo notoryczne. Dopiero później pojawiły się pierwsze ofiary. Mam na myśli gorączkę i trąd. Wcześniej bowiem nikt nie przypisywał tych aktów bezsensownej agresji żadnej zarazie. Od niedawna stała się ona faktem... Dostała imię. Głębinowy mór. - wypowiedział z grozą.- Moja ciotka, królowa, postanowiła zamknąć Czeluści. Dopóki zaraza nie zostanie opanowana nikt nie może opuścić podziemi. I tutaj, moi drodzy, pojawia się wielka prośba, misja o której wspomniałem w listach do was. Ciotka wybrała mnie, bym udał się do podziemi, zaprowadził tam porządek i odnalazł przyczynę, ognisko tej zarazy. Zrobił wszytko by ją powstrzymać. Chyba jednak każde z was rozumie, że nie dokonam tego sam. Nawet dla grupy doświadczonych podróżników, którymi jesteście to wielkie wyzwanie... - popatrzył po zebranych.- Szczodrość mojej ciotki jest dobrze znana. Wynagrodzi was sowicie za udzielenie pomocy jej ukochanym poddanym...
- Dostanieta co tylko zechceta, jeśli to bogactwa materialne są tym co w was współczucie budzi.
- pałeczkę przejął Gonberrad, powstając z zydla.- Złoto? Obsypie was nim, napakuje jego pełne skrzynie. Moje ziemie pełne są jego żył. - popatrzył po czarodziejach, którzy nawiedzili to miejsce.- Wiedza? Sam ucałuję w zadek każdego kapłana, skryby i magika w Sercu Ziemi , napcham kieszenie złotem i diamentami byle tylko otworzyć przed wami jego sekrety.- zważył swój topór w dłoni, ciskając go prosto na stół- w jedzenie, dzbany i talerze. - Psia jucha, nawet on jest wasz jeśli potrzeba!
- Gonberradzie, takie gesty są chyba nie na miejscu...
- Hadrian poparzył z niesmakiem na topór rzucony między krasnoludzkie potrawy. W jego głosie jednak nie pojawił się cień złości. Rozumiał bowiem, że krasnolud w ten sposób wyraża swoją desperację, prosi o pomoc... Chociaż w bardzo inwazyjny sposób.
- Nie oczekuję od was czynów wbrew własnym poglądom. Decyzja należy do was...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 13-02-2013, 02:26   #2
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu

Przeczucie? Wrażenie, że lada moment, lada dzień, wydarzy się coś ważnego. Świadomość przyszłości? Wiedza, że coś nadchodzi. Zwykły przypadek? A może bogowie? Czasem ciężko określić, co kieruje losami istot żywych. Niezwykle trudno jest przewidzieć, jaką ścieżkę ułoży przeznaczenie. Jednak kurtyna niewiedzy od czasu do czasu pozwala dojrzeć coś w oddali. Może to być tylko zarys, może też jasny kształt. Oczywiście wszystko podlega zmianie, co tylko utrudnia przewidywanie. Mimo wielu prób zrozumienia losu, tylko nielicznym udało się pojąć zasady, jakimi się kieruje na tyle, by z całą pewnością określić przyszłość. Byli oni jednak daleko bardziej zaawansowani w swych doświadczeniach niż młoda czarodziejka, która jeszcze wiele musiała się nauczyć...

Shaena Ardalan często miewała przeczucia. Nie zawsze były trafne, rzadko były całkiem jasne. Czasem przychodziły jako sen, innym razem jako krótka wizja - zawsze jednak jawiły się tak samo ulotne i delikatne. Sztuką było je wyczuć i zinterpretować. Tym razem było inaczej... Teraz po prostu wiedziała, że coś się zbliża, że nie powinna oddalać się od Rozpadliny. Zresztą... Dokąd miałaby pójść? Trop się urwał. Przybyła do Hadriana. Dowiedziała się, czego chciała, a nawet więcej, bo zabrał ją na swoją wyprawę, z której także wyniosła wiele. Pozostawało jedno podstawowe pytanie - co dalej? I nagle jakby cały świat chciał jej odpowiedzieć... Czuła to wszędzie dookoła - w powietrzu, w ziemi, w wodzie, w przepływie Splotu dookoła. Wszystko zdawało się mówić jednym głosem jedno polecenie: “Czekaj.”. Zatem czekała w Młocie i Kowadle, goszczona - uprzejmie, acz może nie do końca chętnie - przez lud krasnoludzki.

I doczekała się - szybciej niż myślała.


Ledwie za posłańcem zamknęły się drzwi, a Shaena już łamała pieczęć drżącymi z podekscytowania dłońmi. Przebiegła wzrokiem po tekście, a z każdym zdaniem jej uśmiech się poszerzał. Przeczytała dla pewności po raz drugi i trzeci.
- Królewski nakaz. Poważna sprawa. - mruknęła, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Dziewczyna podeszła do okna, spoglądając niewidzącym wzrokiem w dal. W zamyśleniu leciutko uderzała raz po raz listem w usta.
- Z czeluści dobiegł nowy skowyt... Wyobraź sobie, że Hadrian prosi nas o wsparcie w sprawie wielkiej wagi. - odezwała się pozornie do nikogo.
W odpowiedzi z grubego koca niedbale rzuconego na łóżko podniosła się niewielka, gadzia głowa. Światło zamigotało w srebrnych łuskach, rzucając płochy poblask na ścianę. Srebrzyste stworzenie było wielkości rosłego kota. Paciorki czarnych oczu spoczęły na pannie Ardalan z niejaką dezaprobatą.


~ Przepraszam? Raczysz żartować, Shaeno. Z czeluści? Zdajesz sobie sprawę, że w pobliżu nie ma wielkiej różnorodności w tej kwestii. Nie interesuje mnie, kto prosi ciebie o wsparcie. Ja...
- Ależ oczywiście, że pomożemy! Pomyśl tylko, jaka to okazja. Wspomnij, o jak wielu ludziach zaproszonych do Poddomu i podróżujących z królewskim nakazem słyszałaś. Naprawdę sądzisz, że Hadrian zaprosiłby nas tam, gdyby mógł się bez nas obejść? - czarodziejka wpadła pseudosmoczycy w słowo, kompletnie nie przejmując się jej westchnieniem irytacji - Oh, milady, nie daj się prosić.
Dziewczyna migiem znalazła się przy łózku i opadła na kolana. Położyła ręce na łóżku, a na nich oparła głowę, spoglądając błagalnie na chowańca.
- To taka okazja. To na pewno coś ważnego, może uda nam się dzięki temu dowiedzieć czegoś więcej, poznać szczegóły, historię. Przecież to krasnoludy! Na pewno coś wiedzą... Ale znają prawa handlu, a wiedza też bywa towarem. Wiesz przecież o tym...
Nie musiała prosić, mogła nakazać. Jednak specyficzna relacja dziewczyny i pseudosmoczycy wymagała chwilami... poświęceń.
Astra spojrzała z góry na Shaenę i w umyśle czarodziejki rozległo się kolejne zirytowane westchnienie.
~ Dobrze, już dobrze. ~ odparła, z gracją na powrót opadając na poduszki ~ Niech ci będzie. Tylko zachowuj się, jak przystało na... Twoje zdolności i pochodzenie.
- Tak, tak. - rzuciła niedbale dziewczyna i zabrała się za przygotowania, by wyruszyć o brzasku.


Droga minęła im spokojnie. Zgodnie ze słowami Hadriana królewski nakaz otwierał wszelkie drogi i zapewniał pomoc oraz bezpieczeństwo. Nawet w rękach ludzkiej kobiety. Podróż była długa, ale niewymagająca. Klimat Rozpadliny zupełnie odpowiadał zarówno Shaenie, jak i Astrze. O zmroku stawiły się więc w “Srebrzystym Źrebięciu”. Przybytek u obu wywołał reakcje pełne emocji. Czarodziejka była zachwycona nowym miejscem, chłonęła je wszystkimi zmysłami - nieważne jak... intensywne... były akurat doznania. Wszystko było tutaj zupełnie inne niż w karczmach, które znała. Z kolei pseudosmoczyca była wręcz oburzona warunkami tak uwłaczającymi godności stworzenia jej podobnemu. Na szczęście Shaena dawno nauczyła się w pewnym stopniu ignorować jej marudzenie.

Dziewczyna szybko odnalazła Hadriana z C’ath i podeszła ku nim. Jako przedstawicielka rasy nieco wyższej - ciężko byłoby powiedzieć “większej” - niż krasnoludy górowała nad zebranym w pomieszczeniu towarzystwem. Długie, czarne włosy, spięła w warkocz, co okazało się bardzo rozsądnym rozwiązaniem w takim tłumie. Błękitne oczy błyszczały wesoło, a z jej ust nie schodził delikatny uśmiech. Na ramieniu Shaeny dostojnie - w jej mniemaniu - przesiadywała Astra, owijając ogon wokół szyi towarzyszki i spoglądając z góry na wszystkich.
- Chętnie napiję się z wami! - rzuciła dziewczyna tonem pełnym entuzjazmu.
~ Nieee, proooszę... Tylko nie to. ~ odparła w jej myślach pseudosmoczyca.

Popijając krasnoludzkie piwo i siedząc w krasnoludzkiej karczmie, Ardalan obserwowała bawiące się w krasnoludzki sposób krasnoludy i prowadziła ożywioną rozmowę z Hadrianem na temat ich poprzedniej podróży. Kolejnym przybyłym, którzy jeszcze jej nie znali, przedstawiała się jako Shaena Ardalan z Silverymoon. Znajomych witała z radością. Jeszcze bardziej rozpromieniła się z kolei, gdy do grupki dołączył Rafunk. Przywitała go ciepło, obracając w palcach prezent od niego, który nosiła zawieszony na rzemyku na szyi.
~ Lepszy byłby delikatny, srebrny łańcuszek. Byłoby cię na niego nawet stać, gdyby nie aż tyle książek i magii... ~ skomentowała to swego czasu Astra.


Gdy wszyscy byli już obecni, Hadrian zaprosił ich do osobnej izby. Nie było to dziwne, zważywszy na ton jego listu. Ledwie wstali od stołu, a wszystko potoczyło się tak szybko, że nim Shaena zdążyła zareagować ktoś już leżał na stole, ktoś inny mu groził, a za chwilę zamieszanie się skończyło.

W drugiej izbie Astrze jakby nieznacznie poprawił się humor. Za to czarodziejka z każdą chwilą była coraz bardziej podekscytowana. Usiedzieć też jej było ciężko, choć chowaniec stale napominała ją, by zachowywała się jak na dostojną istotę przystało. Dziewczyna starannie wyławiała informacje i konkrety subtelnie wplecione w potok przekleństw. To co wyłapała dokładnie analizowała i powierzała pamięci. Wiedzy nigdy za wiele, jak to mówiła jej babcia... Jednak odetchnęła z ulgą, gdy stanęło na tym, że sprawę zaprezentuje Hadrian.

On wiedział, że ona pójdzie. Wiedział na pewno. List był tylko formalnością. Pozostawało poznać zdanie innych i zadać kilka ważnych pytań.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 13-02-2013, 12:22   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
~ Wstawaj, śpiochu! Lezie ktoś!
W myślach Afreeta zawsze mówiła cicho, lecz szept ten był w stanie przebić się przez najgrubsze nawet warstwy snu otaczające umysł Torsta.
Na szczęście nigdy nie robiła tego bez potrzeby.
- Kogóż demony niosą - mruknął Torst, przecierając zaspane oczy. W końcu powiedział gospodarzowi, żeby go nie budzono, nawet gdyby wybuchł pożar. Osobiście i tak był przekonany, że w razie pożaru nikt by się nie fatygował na drugie piętro, by obudzić durnia, co to zdołał przespać takie wydarzenie. ~ Witaj, skarbie. Już nie śpisz?
~ Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś. ~ Czerwono-złota miniaturka smoka pochwaliła się znajomością literatury pięknej.
Ta, jasne, nie śpi... A kto wieczorem rozłożył się na poduszce i pochrapywał przez sen? Nawet nie czuła, gdy ją przeniósł.
Nim jednak zdołał skomentować wypowiedź Afreety rozległo się delikatne stukanie do drzwi.
- Mistrzu Glorsonie?
Głosik był jakby niepewny i Torst zaczął się zastanawiać, co takiego powiedział czy zrobił wieczorem, że nastraszył posługacza, jakby nie bylo przyzwyczajonego do gości różnego autoramentu i temperamentu.
- Czego... ? - spytał.
- Pismo ważne przyszło.
Torst otworzył drzwi, odebrał zalakowany kawał pergaminu i zamknął drzwi przed nosem posługacza.
Złamał pieczęcie.
"Jak nieprzewidziane są ścieżki losu?"
Przerwał czytanie i spojrzał na podpis.
Hadrian? Bogowie mu rozum odebrali? Od Afreety petyką się zaraził? Jeszcze trochę i wierszem zacznie gadać. Ciekawe, czego chce.
~ Czytaj na głos ~ dobiegły go obrażone myśli Afreety.

- To co? Masz ochotę na małą przygodę? - zwrócił się do pseudosmoczycy.
~ Skoro oferuje prawie wszystko... - Afreeta w zasadzie zachłanna nie była. W zasadzie.
- No to trzeba by się powoli zbierać - powiedział Torst.

Mag obrzucił spojrzeniem pokój.
Z doświadczenia wiedział, że jeśli coś zostawi, to z pewnością nie zdoła już tego odzyskać, choćby wrócił tu po godzinie. Jakimś dziwnym trafem rzeczy nader szybko potrafiły zmienić postać lub (częściej) właściciela.
~ Masz wszystko? ~ Afreeta miała brzydki zwyczaj wymawiania najdrobniejszego nawet zapomnianego przedmiotu, zostawionego przez Torsta.
- Mam, mam. - Torst pogłaskał chowańca po główce.


Królewki nakaz umożliwiał (w tych okolicach oczywiście) dokonanie wielu rzeczy. I zdecydowanie przyspieszał podróż, chroniąc okaziciela przed natręctwem na - przykład - strażników. I nie trzeba było stać w kolejce.


Ktoś, zdawać się mogło, nie znał się zbytnio na kolorach tudzież zwierzętach. Srebrne źrebię przypominało Torstowi bardziej białego kucyka, jednak mag nie miał zamiaru dyskutować ani z twórcą herbu, ani z właścicielem przybytku. Dosyć okazałego przybytku. I na dodatek bardzo zatłoczonego. Zdecydowanie zbyt zatłoczonego, jak na gust Torsta, nie przepadającego za zbyt licznymi zbiorowiskami. Zdecydowanie zbyt zatłoczonego jak na załatwianie spraw, które do wiadomości publicznej mogły się nie nadawać. Chyba że ta akurat mogła być znana całemu światu.

Stół zajmowany przez Hadriana rzucał się w oczy każdemu. I to nie tylko z powodu wybitnej osobowości krewnego królowej czy obecności człowieka - Shaeny. Stół wprost świecił pustkami, co w “Źrebięciu” było rzeczą bardziej osobliwą, niż oaza na Anauroch.
Torst przygarnął poły płaszcza i, lawirując miedzy stolikami i klientami, dotarł do stołu Hadriana. Przywitał się z trójką obecnych (a w zasadzie z czwórką - uwzględnił oczywiście Astrę) i cierpliwie czekał na pojawienie się pozostałych. Nie sądził, by przy tak poważnym zadaniu (a to sugerował i ton listu, i wsparcie królowej) Hadrian ograniczył się do tak małej liczby osób. Co prawda niektórzy uważali, że trzy to tłok, ale tę opinię Torst popierał tylko w niektórych sytuacjach.
No i, po jakimś czasie, pojawili się następni.

Przeniesienie się do innej sali przyjął z uznaniem.
Tu można było nie tylko zjeść w spokoju, ale i zebrać myśli, z dala od gwaru wszechobecnego. Tudzież porozmawiać bez ciekawskich uszu.
Afreeta opuściła ramię Torsta i poszybowała ku oknu otwartemu.
~ Nikogo nie ma ~ przekazała. ~ Ale zostanę tu na wszelki wypadek. Tylko przynieś mi coś dobrego.
~ Oczywiście, moja droga ~ odparł Torst.
Afreeta była w zasadzie wszystkożerna, ale lubiła, jak każda dama, dobre potrawy i dobre trunki.
Torst rozsiadł się wygodnie i zaczął się częstować jedzeniem i piciem, gotów równocześnie wysłuchać propozycji.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-02-2013, 16:15   #4
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Goniec zastał Mata w jednej z karczm na ziemiach krasnoludów. Od czasu rozstania z Hadrianem nie minęło wcale tak wiele czasu, więc tancerz chwilowo przechodził przez jedną ze swoich faz. Obecnie była to faza trzeźwienia i kaca, nawet nie moralnego, doskonale wiedział że raz na jakiś czas po prostu musi uśpić wszystkie demony jakie w nim śpią solidną dawką trunku, albo na dobre dostać kręćka. Preferował to pierwsze i ryzyko zapicia się na śmierć. Obecnie jednak myszy obgryzały ser zbyt głośno a huk podkutych kranoludzkich butów był niczym grom uderzający o skały za każdym razem gdy któryś z brodaczy się ruszył. Posłaniec wręczył mu pismo zalakowane królewską pieczęcią i przysiadł się z kuflem piwa, teraz, kiedy jego poszukiwania tancerza były skończone, mógł odsapnąć po męczącej drodze. Mat z kolei nie przejął się zbytnio pieczęcią i wrócił do powolnego przeżuwania śniadania. Jedynie napar z kory wierzbowej, który spijał z kufla zamiast piwa trzymał go w jednym kawałku.
- Panie Largo, to wieści wielkiej wagi, czemu pan nie otworzy wiadomości? – Karsnoludzki goniec prawie kipiał jak piwo w jego kuflu.
- Chwilowo nie jestem w nastroju na czytanie. – Odparł wzruszając ramionami.

Pół miarki świecy, solidne śniadanie i drugi kufel naparu później, tancerz w końcu otworzył przesyłkę i przeczytał dokładnie wiadomość od Hadriana. Nawet lubił krasnoluda, o tyle przyjemnie podróżowało się w jego towarzystwie, można było się dostać w różne miejsca i powolutku pokazać swoje występy w coraz to innych zakątkach. Z całej wiadomości największą ciekawość Mata wzbudziła królewska pieczęć, takiej jeszcze nie miał. Uśmiechnął się do samego siebie i wyszedł z karczmy, czekał go solidny dzień drogi.

Kamienisty trakt był dość opustoszały, nie licząc wzmożonych krasnoludzkich patroli. Mimo zmęczenia poprzednią nocą, nogi Matrima same ustawiały się w tanecznych pozycjach, co dodatkowo wzmagało podejrzenia oddziałów na które trafiał. Brodacze mieli zwykle swoje własne zdanie na temat ludzi, ale widok osobnika, który więcej skacze, lub odbija się za pomocą solidnej tyczki niesionej w dłoni niż chodzi, od razu podpinali jako szaleńca. Tym bardziej widok królewskiej pieczęci przyprawiał ich o apopleksję.

Wieczorem dotarł do Srebrnego Kucyka, pot parował z niego w wieczornym chłodzie, ale przynajmniej pozbył się całkowicie efektów kaca i nie przerwał swoich treningów. Z uśmiechem wkroczył więc do rozbrzmiewającej muzyką, z gracją przeszedł między bawiącymi się gośćmi, starając się nikogo nie potrącić, udało się, tak samo jak zobaczenie kilku bardziej i mniej znajomych twarzy. Ukłonił się szeroko i zasiadł na wolnym miejscu niedaleko Hadriana.

Kiedy już przeszli do osobnej komnaty i wyłuszczono im jasno całą sprawę, tancerz prawie się roześmiał. Kiedy badacz na przemian z lordem czeluści starali się wszystko rozjaśnić, podgryzał kawałek prosiaka. Teraz obgryzioną kością wskazywał oskarżycielsko w stronę Goberrada.
- Nie spodziewacie się że wydziemy z tego cało, ani tym bardziej wrócimy rozwiązując sprawę. Nie żebym znał proste rozwiązanie, wystarczy czasem wietrzyć te wasze zatęchłe korytarze ze zdrowym powietrzem z powierzchni. Jednak nie o to chodzi, teraz obiecacie nam wszystko czego tylko zapragniemy, spora obietnica, daj nam to na piśmie, wierzę w krasnoludzki honor i słowo, ale będę nieco większą motywację mając to w nieco bardziej fizycznej postaci. – Na koniec swoich słów uderzył kością w stół. Po chwili przypomniał sobie że znowu pije krasnoludzkie piwsko.
- W tej całej waszej otchłani jest ciemno jak w dupie i światło słoneczne nigdy nie dochodzi? – Wolał się upewnić, chwilowo nie miał nic innego do roboty, więc mógł równie pójść na samobójczą misję w podziemia, nie byłaby to jego pierwsza, miał nadzieję że nie ostatnia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 13-02-2013, 21:39   #5
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Pobyt w Młocie i Kowadle dłużył się niemiłosiernie. Dlatego też szybko zwinęła manatki i opuściła kompanów udając się do Poddomu.

Jeśli gdzieś miała spotkać Hadriana, to musiało to być Srebrne Źrebię. Jak się wkrótce okazało miała rację. Poinformowano ją, że Hadrian owszem jest, ale zajęty.

Cóż było więc robić? Atmosfera w karczmie była swojska. Szybko przysiadła się do jednego ze stolików, przywitana radośnie przez krasnoludzką brać. Wnet w ruch poszło krasnoludzkie piwo zakrapiane spirytusem. C'ath nie zwykła była wylewać za kołnierz więc już wkrótce zbratana była z nowymi kompanami w podobnym stopniu upodlenia a że podróż, którą ostatnio odbyła wymusiła na niej ograniczenie trunków tak mocnych jak zwykło się było podawać w Poddomu, toteż organizm odwykły od regularnego zatruwania alkoholem szybciej na niego reagował.

Ale cóż. Należało jej się w końcu trochę rozrywki po długiej nieobecności w domu. Dość, że w stanie w jakim się znalazła inaczej odbierała otaczające ją bodźce. Mówiąc ściślej, niezbyt trzeźwo oceniała sytuację. Nie pamięta już co spowodowało bijatykę. Czy była to kosa uwaga pod adresem Hadriana, czy może klaps w tyłek wykonany przez któregoś z podochoconych kompanów. W każdym bądź razie efekt był taki, że kufel z piwem, który właśnie zbliżał się do jej ust zmienił kierunek i wylądował na twarzy jednego z krasnoludów, by rozbić się na nim z hukiem, opryskując wszystkich wokół. Prawdopodobnie to właśnie marnotrastwo trunku nie spodobało się pozostałym siedzącym przy ławie gdyż poderwali się na nogi jak jeden mąż.

Nie myśląc wiele dziewczyna wstała również, łapiąc równocześnie obiema dłońmi za krawędź blatu. Stół z całą zawartością przewrócił się na siedzących na przeciwko agresorów unieruchamiając ich chwilowo. W tym właśnie momencie doszedł ją podbródkowy. Odrzuciła w tył głowę. Rude warkocze opadły na plecy. Splunęła czerwoną plwociną na brudną podłogę.

- Osz ty w mordę chędożony... Chcesz zatańczyć? - spytała zupełnie retorycznie po czym rzuciła się w wir walki.

Skończyłoby się być może zupełnie źle ale zainterweniował Hadrian z grupą krasnoludów przydzielonych mu do pomocy.

...

- Chyba żartujesz? - spytała chwilę później gdy siedzieli już razem i skończyła czytać pismo, które wetknął jej w ręce. - Gdzie ty tam ja!

Uważała sprawę za obgadaną.

Wieczorem zebrali się wszyscy, łącznie z lordem Goberratem, którego niewybredne słownictwo i cięty żart tak kochała od lat młodzieńczych.

Zostało powiedziane wszystko, co było istotne. Dla niej wybór był prosty i nie zamierzała nawet dyskutować. Teraz czekała tylko co sądzą o tym pozostali.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 14-02-2013, 11:08   #6
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Po ostatniej bijatyce w murach świątyni arcykapłan sprawiał wrażenie, że Thorika rozerwie na strzępy i rzuci na niższe plany. Mimo spływających na okudlony łeb krasnoluda pochwał, talentu metalurgicznego, charyzmy, zdolności przywódczych, ten non-stop ładował się w jakieś kłopoty i to nie takie wynikające z walki o porządek na świecie. Raczej były to kłopoty rodzaju podbródkowego w zęby albo połamania komuś szczotki na łbie za krzywe spojrzenie. Hierofanta był więc uosobieniem szczęścia w dniu, w którym przyszło oficjalne wezwanie Thorika na dwór królowej jako czempiona Clangeddina i dowódcy wojennego jednego z oddziałów. Od tego czasu mistrz runów więcej czasu spędzał w polu szkoląc rekrutów, odsypiając na naradach wojennych i zdając sprawozdania królowej, co z resztą doprowadzało go do szewskiej pasji. Tyle było chociaż fajnie, że mógł się wyżyć na rekrutach, a i większość siedzących w cytadeli weteranów lubiło dać i dostać w ryj, także na brak rozrywek krasnolud nie narzekał. Wszystko pokomplikowało się nieco w dniu otrzymania kolejnego wezwania, tym razem dostarczonego w mniej oficjalnej formie, po cichu i w pełnej tajemnicy.

(...)

Hadriana kojarzył jako gołowąsa pojawiającego się czasami na dworze, kilka razy zdarzyło im się nawet zamienić parę zdań ale Thorik nie potrafił oddać należytego szacunku krasnoludowi bez brody. No po prostu nie umiał i kropka, taki tam mechanizm naturalny. Mimo wszystko królewska pieczęć to królewska pieczęć, tak więc chcąc-nie chcąc musiał stawić się na wyznaczonym stole o wyznaczonej porze. On i Storn, czempion Dumathoina, arcykapłan nalegał by Thorikowi przydzielić kogoś myślącego - o ironio dali Storna. Tak się składało, że łysy jak kolano krasnolud był dalekim kuzynem Holderhelka i w porównaniu do niego kapłan miał całkiem poukładane w głowie. Siepacz miał najebane, chwilka wróć. Siepacz miał NAJEBANE w głowie po sam łysy jej czubek i nawet gwoździe w domu wbijał swoim przeskalowanym młotem (zazwyczaj niszcząc przy okazji ściany), co nie zmieniało faktu że w wojaczce skurwysyn był z niego nie miara. Dwójka krasnali stawiła się więc w Srebrzystym Źrebaku przepychając się na sam koniec przybytku, gdzie też miało się odbyć wielce konspiracyjne spotkanie.

(...)

Drzwi otwarły się może nie z hukiem, ale na pewno też nie delikatnie, pchnięte dość mocno przez Storna obiły się o ścianę i wróciły na swoje miejsce. Wewnątrz siedziało już kilka osób: Hadrian i dwójka innych krasnoludów, jednego z nich Thorik dość często widywał na dworze królowej, rudowłosa kobieta zaś była mu nieznana. Oprócz tego wewnątrz siedziała także trójka ludzi, co zdziwiło dwójkę rębajłów jako że rzadko kiedy wpuszczano którego dalej, wgłąb Rozpadliny.
- Wybaczcie lekki poślizg, Thorik, czempion Clangeddina i Storn, czempion Dumathoina stawiają się na służbę - rozpoczął kapłan zdejmując broń i siadając do stołu.

Oboje wyglądali imponująco nawet jak na standard krasnoludzkiej braci. Thorik był średniego wzrostu i słusznej postawy, długa broda i włosy opadały mu na zbroję i kaptur płaszcza. Sam pancerz był unikatem, jednym z nielicznych egzemplarzy kamiennej zbroi dodatkowo ozdobionej lśniącymi lekko w mroku runicznymi symbolami. Na plecach wisiała pokryta piórami tarcza, zaś u boku dyndał wesoło pierwszej jakości topór. Uwieszony u przedramienia zbroi symbol dwóch skrzyżowanych toporów jasno określał preferencje religijne Thorika. Stojący za nim Storn zdawał się być powiększoną wersją kapłana. Wysoki jak na standard krasnoludów, o budowie zbrojonej szafy kuzyn Holderhelka spoglądał ponuro na zebranych. Ten też pochwalić się mógł długą brodą i włosami, z czym czubek jego głowy zdobiła łysina.

Dla widzącej magiczne aury Shaeny dwójka wyglądać mogła jak obwieszona choinka w liczbie dwóch. Silnymi aurami lśniła się zbroja, tarcza i topór Thorika, głównie transmutacji i odpychania, ale i płytówka oznaczona symbolem Dumathoina (i standardowo wyrytymi runami) oraz gigantyczny młot targany przez Storna. W przeciwieństwie do niższego z krasnoludów, te dwa ostatnie przedmioty posiadały na sobie potężne, ewidentnie ponure aury złej i nekromantycznej magii.

(...)

Z diabolicznym uśmiechem na ustach szukał karczmarza. I znalazł. Stał za ladą, nieopodal licznych stołów przy których watahy jemu podobnych ziomków, wlewały w siebie kolejne hektolitry procentów.
- Panie gospodarz! Mam do was sprawę niecierpiącą zwłoki! Pewien jegomość towarzyszący temu gładkolicemu krasnoludowi, niejaki Thorik Holderhelk, prosił aby do jego rachunku doliczyć kolejnego prosiaka, a także – zwrócił się w stronę reszty biesiadujących brodaczy – kolejkę najlepszego piwska dla wszystkich!!! Zdrowie jaśnie nam panującej!
-Thorik Holderhelk? – Oberżysta z trudem wypluwał kolejne słowa, jakby zawstydzony hojnością swego klienta.
-Tak. Wiecie… Ten taki wór kompleksów, brzydal jakich mało co to paraduje w runicznej zbroi i łysym pachołem u boku. Kapłan Srebrnobrodego.
- Ten podobny do was, panie?
- Do mnie? Na gniew Moradina! Co wy za herezje prawicie! Niedomagacie, czy co?!
- Wybaczcie panie…
- Ach zapomniałbym! Proszę przygotować jedną alkowę z wielgachną miednicą i łożem… Najlepiej małżeńskim. Dla pana Thorika rzecz jasna. A ponadto… -
Pochylił się nad ucho szynkarza - dochowacie tajemnicy?
- Oczywiście. To znaczy zależy za ile… - W oczach małego pyrlika zagościł płomyk chytrości.
W odpowiedzi Tharik wysunął pękatą sakiewką, po czym wyciągnął zeń kilka sztuk złota i dyskretnie wsunął je swemu rozmówcy do kieszeni.
- Nasz kapłan potrzebuje na noc jakiegoś młodzieńca… Do towarzystwa. Ach te klechy… Wszędzie machają swym kropidłem. Znajdziecie jakiego śmiałka?
- Da się zrobić!
- Jeno pamiętajcie! Cicho sza!
- Będę milczeć jak grób!
-Tak trzymać, tak trzymać –
młody Holderhelk odwrócił się na pięcie, starając się zamaskować kwitnący uśmiech.

Czego jednak nie mógł przewidzieć to fakt, że Tymora miała zamiar uśmiechnąć się do jego brata, jako że ten poszedł w ślad za nim. Ot dziwne przeczucie, że Tharik zbierze w zęby od pierwszego napotkanego krasnoluda przybrało wyraz o tyle inny, że...
- Patrz ci kurwa niespodzianka - mruknął kapłan zza pleców bliźniaka, po czym złapał najbliżej stojący kufel i literacko to ujmując - przypierdolił mu z całych sił w zęby, aż zadzwoniły w nich duchy przodków.
- Uważaj sobie, co innego twoje durne dogadywanie, a co innego moja reputacja jako czempiona świątyni, tak więc jak nie chcesz jeszcze dzisiaj szukać uzdrowiciela, proponuję powrót do stołu i grzeczne zaczekanie do rana - mina Thorika w moment przybrała wyraz niemal grobowej maski, błyskawicznym ruchem odwrócił się do karczmarza.
- Ty zaś, synu kurwy i elfa, ja jestem Thorik Holderhelk i jutro z samego, pierdolonego rana widzę cię w świątyni, nauczymy cię rzeczy albo dwóch.
Na odchodne odwrócił się jeszcze.
- Aha, spróbuj kurwa nie przyjść to sam przytaszczę tutaj dupę i cię tam zawlokę, a wiesz czemu? Bo ja jestem kurwa jednym z opiekunów tej świątyni!

Czerwone plwociny pociekły z ust zaskoczonego Tharika. Nie minęła chwila nim ten wypluł trzonowy ząb, który jakby w obawie przed następną serią zdarzeń opuścił swój wieczny posterunek, uciekając jak najdalej od czarnych chmur, które poczęły zbierać się nad głowami zwaśnionego rodzeństwa.
- Ty suczy synu!
Tharik doskoczył do kapłana nurkując pod jego ramieniem po czym mocnym sztychem z łokcia, posłał go na posadzkę. Pochwycił pobliskie krzesło i z dziką furią rozbił je na oszołomionym bracie.
- Nie strasz bo się zesrasz!

Krasnoludy, do tej pory gawędzące głośno między sobą, poderwały się ze swych siedzisk. Podobnie jak przed kilkoma chwilami, kiedy to jeden z gości trącił ledwie Hadriana kuflem, w ruch poszły topory, młoty i miecze. Żaden z braci nie zdążył nawet zareagować, kiedy pod ich brodami zaświeciły ostrza, nad łbami zaś zawisnęły młoty.
- Chyba mamy do pogadania, panowie - mruknął złowrogo rudobrody krasnolud, przeciskając się pomiędzy swoimi podkomendnymi. Bez ogródek chwycił rozszalałego Tharika za brodę, szarpnął mocno i pchnął na kontuar.
- Skąd przylazłeś zmarszczony knurze?

- Z rzyci Bhaala, do kurwy nędzy! - Krasnal soczyście splunał czerwienią na ryj komendanta, po czym przyjebał mu ostro z główki.
Cios okutą w stal dłonią rozniósł się echem pośród ścian gospody. Dziwaczny rezonans zrodził się zapewne w pustej głowie brodacza. Dowodzący skrzywił się jedynie bardziej, chociaż z jego nosa ciekła krew.
- Tak to mi mamuśka klapsy dawała, młokosie - tutaj poprawił dla pewności lewicą, podziwiając jak nogi miękną pod Tharikiem.
- Skąd przylazłeś moczymordo, gadaj...

- Gówno cię to obchodzi zasrańcu! Z cipami nie gadam - zanurkował przed kolejnym wymierzonym weń ciosem i odskoczył w głąb sali.
- Ehh, tacy to się nigdy nie nauczą.
- On jest od Hadriana... - Wyjaśnił cicho karczmarz.
- Ach tak? Hola, wy trzej. Zostawcie tego drugiego, zaraz się nim zajmiemy. Teraz no mi tego poturbo... Spacyfikować. Nockę spędzisz w loszku, chłodnym jak cipsko elfiej kapłanki!

- Elfia kapłanka to się spłodziła zasrany pederasto, brata tylko ja mam prawo przypierdolić w ryj! - Huknął na pół tawerny bliźniak wyrywając się (w akompaniamencie Storna, który szarpnięciem ramienia praktycznie przerzucił nad sobą jednego z oprawców) krasnoludowi i dobiegając do tego trzymającego Tharika... I dla odmiany również przypierdalając mu w ryj.
- Bić skurwysynów! - Ryknął Tharik, z radością przyjmując wybawienie brata i kolejny cios w ryj. Stare wspomnienia odżyły.
- Hejże hej, arcykapłan mnie zabije! - Wykrzyczał radośnie okrzyk bojowy Thorik wyzwalając zaklęcie, w mgnieniu oka urosło mu się z metr lub dwa, tak że teraz sięgnął rozmiarów rosłego ogra.
- Hejże... Hyj? Tak czy siak, zaraz strażaku obiję ci ryj!
Chociaż dla niektórych popisy braci i ich przydupasa byłyby niezwykłym widowiskiem, na królewskiej gwardii bynajmniej wrażenia zrobić nie mogły. Rudobrody krasnolud, dowodzący oddziałem, bez większego entuzjazmu podziwiał skoki, pchnięcia i wszelakie ewolucje Throrika, którego tak zwana selekcja naturalna zapewne ominęła, po czym bez ogródek, gdy ten wylądował, zdzielił wydobytym zza pasa młotem w potylicę.
Kapłan finezyjnie, niczym ścięte drzewo, padł na kant kontuaru, tracąc przy tym kilka zębów. Kolejne ciosy upadły już na kulącego się niczym pies przy kupci Tharika. Zręczny cios młotem, obuchem topora i drugi z braci ułożył się do snu na zasyfionej podłodze.
- Jegomość chce dołączyć czy odbierze ich rano z lochu? - Rzucił w kierunku Storna.
- Ssij kij, za rodzinę spuszczę wpierdol i twojej matce, a większego trolla w Dolinach nie znajdziesz - odrzekł Storn łapiąc mocniej za młot.
- Słyszeliście, on chce w kij.
Jak na życzenie Storna, stojący za jego plecami krasnolud uderzył młotem od dołu, prosto między rozstawione szerzej do ataku, nogi. Ten właśnie wylądował najgłośniej na podłogę, bo z piskiem i łzami płynącymi strumieniami z oczu.

Obudzili się w celi, Thorik przetarł solidnie łeb i sprawdził stan swojego uzębienia.
- Kurwa mać, znowu... - Mruknął szukając srebrnego łańcuszka z symbolem Clangeddina.
- Jak mateczkę kocham, chyba tylko krasnoludzkie bóstwo zdzierży używanie zaklęć leczących do wprawiania sobie zębów...
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 14-02-2013, 18:34   #7
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Tabuny kurzu, pyłu i innego syfu szczelnie wypełniały kryptę, by wraz z królującym mrokiem, skutecznie ograniczyć pole widzenia.
Gdzieniegdzie z gęstego, zdawać by się mogło nieprzeniknionego całunu, przebijały się soczyste, świeże pasma czerwieni.
Krew.
Wszędzie krew. Na ścianach, suficie, podłodze. Niektóre rozbryzgi zdawały się tworzyć coś w rodzaju wzorów. Może run? Albo liter?

Pośród chaotycznego tańca szkarłatnych plam można było dostrzec wplecione w ów dramatyczny obraz, dziesiątki nadgniłych, rozszarpanych na strzępy zwłok. Wszystkie należały do krasnoludów. Mężczyźni i kobiety. Starcy i dzieci. Smród rozprutych wnętrzności niestrudzenie wisiał w powietrzu.

Skonali w męczarniach, na pustkowiu, ledwo kilkadziesiąt stóp pod ziemią.
Teraz w ciemnych korytarzach niepodzielnie królowało milczenie, od czasu do czasu przerywane rytmicznym dudnieniem serca.

Nie trzeba było słów i wyjaśnień. Wiedzieli co tu się stało.


Ochrypły śmiech rozdarł zasłonę ciszy…


***

- List? Do mnie?
Spod krzaczastych, ciemnych brwi wyjrzała para intensywnie czarnych węglików, mieniących się blaskiem pewności i wigoru.
Dwa soczyste robale przyozdobione bujną, kasztanową brodą bezgłośnie poruszały się w takt kolejnych słów, które nakreślone wprawna ręką, zdobiły żółtawy pergamin.

Duży, bulwiasty, porowaty nochal zmarszczył się w grymasie niezadowolenia.

Tharik od małego nie przepadał za runami. Kreślenie liń i innych szlaczków nigdy nie leżało w obszarze jego zainteresowań. W czasie wolnym wolał dla relaksu i kondycji psychicznej, rozkoszować się cudownymi darami fermentacji. Był prostym krasnoludem. Całe swe życie starał się postępować podług starożytnej, krasnoludzkiej maksymy – „Głową do przodu.” Wyznawał też zasadę trzech P – Popić, popierdolić, a na koniec przypierdolić. W sumie mógłby uważać się szczęśliwego brodacza…
-Od Hadriana. Może nie pamiętasz, ale przez ostatni tydzień towarzyszyłeś mu w drodze powrotnej do Młota I Kowadła. – Siwobrody kapłan z zażenowaniem spojrzał na młodego Holderhelka, który jakgdyby nigdy nic stał sobie nagusieńki w swej sypialni, ulokowanej na piętrze tawerny i bezwstydnie eksponował swe bujne owłosienie, jakie gęsto pokrywało jego muskularne ciało. – Goniec miał niezwłocznie dostarczyć dla ciebie ową wiadomość. Pozwoliłem sobie zająć się tym osobiście.

Spod pierzyny wciśniętego gdzieś w kąt łóżka wysunęła się blada ręka, a następnie bezwładnie opadła na ziemię.

-Widzę, że masz za sobą… barwną noc, THARIKU. – ostatnie słowo wymówił z wyjątkowo mocnym akcentem - Szkoda tylko, że przez ten czas nie uraczyłeś mnie raportem z twojej misji. Czy ty aby nie zapominasz komu służysz i jaką instytucję reprezentujesz?
- Nie sposób zapomnieć. – Na moment oderwał wzrok od listu. - Ilekroć zamykam oczy, tylekroć widzę szpetną mordę tego patafiana.
-Widzę, że bardzo kochasz swego brata…
-Oczywiście. Z tej miłości zadusiłbym go na śmierć.
-Dosyć bredni. Pojedziesz do tej gospody i zrobisz co Ci tam karzą. Traktuj to jako polecenie służbowe.
-Skąd wiesz, że…
- Siwobrody gestem ręki nakazał milczenie.
-Zbieraj się. Raport zdasz mi w drodze.
 
Glyswen jest offline  
Stary 24-02-2013, 18:26   #8
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Po naradzie C'ath zeszła do baru. Przy kilku głębszych zaczęła przetwarzać na spokojnie całe spotkanie.

Delikatna, chuda czarodziejka Shaena nie wzbudzała w niej sympatii. Podobnie jasnowłosy Torst. Czego można się spodziewać po czarodziejach. Nie zdziwiłaby się zresztą gdyby mór wywołany był jakimiś czarodziejskimi eksperymentami. Same z nimi problemy. Zresztą... czy ta wymuskana paniusia poradzi sobie w krasnoludzkich korytarzach? Wątpliwe. Ale skoro Hadrian dopuścił ich do wyprawy musiał mieć ku temu swoje powody a ona nie zamierzała w te powody wnikać. Kulawy pies ich nosem trącał.

Bliźniacy. Thorik i Tharik. Iskrzyło między nimi. Była jednak pewna, że jawnie pokazywana wrogość i niewybredne żarty były tylko przykrywką dla prawdziwie braterskiej miłości. Ich niesubordynacja jednak mogła być dużą przeszkodą w osiągnięciu celu wyprawy. I jeszcze ten Storn...

Mat, człowiek tancerz, skaczący po ścianach, niczym jakaś małpa. Niewiele mogła poza tym o nim powiedzieć.

No i pozostał jeszcze gnom Rafunk. Szalony i zakręcony naukowiec z żabą na kapeluszu. Ten wbrew pozorom zdobył u niej sympatię. Jego wynalazki, tam na dole, mogą się przydać a nawet jeśli nie to i tak był nieszkodliwy.

Wysuszywszy kufle poszła do swego pokoju, gdzie po dłuższej gorącej kąpieli, rozluźniona położyła się do czystej pościeli. Takich luksusów nie spodziewała się w Czeluści. Ale też ich nie wyglądała.

Położyła się do łóżka z głową nabitą różnymi myślami. Trochę trwało nim w końcu odpłynęła...

~~~~
- Trzyyymaaaj szyyk!

Ryk mogący uruchomić lawinę przedarł się bitewny zgiełk. Krasnoludzka kompania tarczowników stała nieruchomo u wylotu jednego z korytarza. Z jego wnętrza wydobywał się odór przyprawiający o mdłości. Rudowłosa dziewczyna stojąca w środku drugiego szeregu zwymiotowała na buty towarzysza przed nią.

- To nic. To nic. - krasnolud po jej prawicy ze szramą biegnącą przez lewy, pusty oczodół podał jej bukłak. - Przepłucz gardło.

Uczyniła to posłusznie. Spirytus wytrawił przełyk ogniem. Zakrztusiła się. Zarechotał głośno. Ale nieprzyjemny smak w ustach zniknął.

Wtem z korytarza rozległ się ryk, pod wpływem którego posypały się drobne kamyczki ze sklepienia spadając na ich głowy.

- Muuuur! - ryknął głównodowodzący.

Tarcze uderzyły o podłoże. Brodacze zgieli karki kryjąc się za nimi. Ujęli pewniej młoty i topory. Czuła strach. Obezwładniający ją strach. To miało być tylko proste rozpoznanie a teraz...

Ryk powtórzył się.
Znacznie bliżej.
Nadchodził.

~~~~

Obudziła się zlana potem, z łomoczącym sercem. Znowu ten koszmar. Duchy przeszłości.

Ubrała się, zebrała ekwipunek i zeszła do sali.

Gdy wniesiono skrzynie poczekała aż inni wybiorą ekwipunek, sama zaś podeszła na końcu. Zabrała linę, dwa haki do niej, kolce na buty, dwa bukłaki na wodę oraz lampę naftową z paliwem, do tego trzy świece i trzy patyki dymne.


FORT

- Dobrze! Tharik, Thorik...C'ath?- popatrzył po krasnoludach.- Udacie się ze mną!

Skinęła głową. Była przekonana, że trzeba za wszelką cenę powstrzymać rozprzestrzenianie się zarazy na zewnątrz. Jeśli będzie trzeba nawet kosztem śmierci zamieszkujących Poddom lordów i mieszkańców. W imię wyższego dobra. Temperament bliźniaków mógł jednak pokrzyżować negocjacje i zaprzepaścić pokojową drogę zatrzymania lordów. Jeśli go nie powściągną może się zacząć robić gorąco.

Nie była jednak pewna, że brama mogła powstrzymać napór od środka. Brama choć monumentalna, była skonstruowana do odparcia ataku z zewnątrz. Jeśli lordowie pociągną za sobą ciżbę, żadna przeszkoda ich nie powstrzyma.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 24-02-2013 o 22:39. Powód: Torst
GreK jest offline  
Stary 10-03-2013, 01:25   #9
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Po wizycie w błogim raju, gdzie ochocze dziewice miały po trzy cipy i trzy pary cycków, Tharik ocknął się w wilgotnej celi z nosem w dupie swego kuzynka - Storma.
Ze smutkiem uświadomił sobie, że śniąc nie zdążył napoić swego rączego ogiera miodkiem ze wszystkich źródełek miłości.

Wygramolił się ze sterty starej słomy i rozejrzał po ciasnym loszku.
Przez chwilę wpatrywał się tępo w parę klawiszów, której z każdą chwilą spędzoną w towarzystwie swego podłego brata, miał szczerą chęć przypierdolić. Jednak na kraty szkoda mu było zębów, toteż postanowił pójść śladem wielkiego, strategicznego geniusza - Stolicusa i wykorzystując cały swój wrodzony spryt, zaskoczyć nieprzygotowanego przeciwnika.

Udał się więc w róg celi, a następnie zdjął spodnie i nie szczędząc sobie, wysrał się iście po kurewsku. Gówno nic nie kosztuje. Mógł sobie poszaleć. Z dumą spojrzał na swe nowe dziecie, które zawzięcie nosił w swych trzewiach od wczorajszego wieczoru.
Pociągnął nosem.
Wysiłek popłacił. Złapał w garść kloce ciepłego stolca i pieczołowicie zawinął go w swą koszulę.

Wstał i beztrosko ruszył w stronę krat.
-Możesz się modlić do Srebrnobrodego, może w końcu zauważy jaka pokraka śmie mu służyć i litościwie pierdolnie cię piorunem. Ja tam wolę działać miast jęczeć jak stara kurwa na wozie. Hej! Cipoki jedne świńskim chujem w ryj pierdolone! Nadstawcie ryja bo mi się szczać chce! - Dla podkreślenia wyciągnął fujarę ze spodni i począł celować w strażników. Mocz rozlał się po korytarzu, spływając wprost pod ich nogi.

Jeden z klawiszy zerwał się z miejsca, chcąc najwidoczniej zdzielić pałą dyndającego penisa Tharika. Jednak ten uprzedził jego ruch i wyciągając kawał gówna zawiniętego w koszulę, rzucił nim prosto w twarz klawisza.
- Tak to się robi bracie! No dalej! Na co czekacie? Podejdźcie bliżej! - Holderhelk drapieżnie wyszczerzył zęby...

***

Dumę nadzorców loszku, uratował Hadrian, który pofatygował się o odwiedziny swych niedoszłych towarzyszy. Bez trudy wyciągnął trójkę krasnali z ciasnej celi. A szkoda... Tharik miał jeszcze sporo planów odnośnie swych niedoszłych oprawców. Zadowolił się więc jednym zdaniem na odchodne.
-Jeszcze się zobaczymy. - A coś w jego oczach mówiło, że bynajmniej nie żartuje... i na pewno nie będzie to miłe spotkanie.

Defiladowym krokiem ruszył z resztą parszywej gromadki do karczmy, gdzie wczorajszego wieczoru ostro obił ryj kapitana gwardii. Dziś z dumą prezentował swą opuchliznę i liczne zadrapania na twarzy.

Na miejscu umówionego spotkania z namysłem przyglądał się kufrom ze sprzętem niezbędnym na wyprawę w głąb Poddonu. Spośród całego złomu wybrał kilkadziesiąt metrów bajlepszej liny, sprzęt do wspinaczki, ciężką, oblężniczą kuszę z bełtami, a także zapas alkoholu z zaplecza gospody. Wszystko zapakował do swej magicznej torby.

Po suto zakrapianym śniadaniu był gotów do drogi. Niestety... na dziwki nie starczyło czasu.

***

Dotarłszy do zapieczętowanej bramy młody Holderhelk z zadumą spoglądał na cudo krasnoludzkiego rzemiosła.

Nie trwało to jednak długo, albowiem w chwilę potem wszyscy biegli w głąb ciemności, która niczym uda dziwki, rozwarła się przed ich obnażonymi ostrzami.

Na miejscu w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie Hadriana i maga. Jakieś jałowe pierdolenie o prawie. Potem nadeszli nieoczekiwani goście, a krasnal odżył.
Nawiązała się ostra kłótnia zwieńczona fochem obcego jegomościa.

-Najpierw gadamy, czy dajemy im od razu wpierdol? - Spytał niewinnie Tharik wskazując oddalającego się lorda Czeluści i jego kilku ocipiałych synków.
 
Glyswen jest offline  
Stary 10-03-2013, 13:38   #10
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
~ Niesubordynowany dupek! ~ pomyślała po czym podeszła do śmierdzącego odchodami Tharika.

- Widzę, że lubisz ostrą jazdę, złotko - powiedziała przysuwając swoją twarz do jego twarzy. - Więc posłuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz. - Wciągnęła ze świstem powietrze przez zęby. - [i]Jeśli zrobisz coś, co narazi naszą wyprawę na szwank, przez twoją głupotę lub niewyparzoną gębę, to pierwsza odetnę ci kuśkę i wsadzę głęboko w gardło.[i]

~ Myśli kutasem, a że kutas mały to i myślenie idzie mu niewprawnie - uśmiechnęła się nieznacznie.

- Będę cię miała na oku. - dodała jeszcze zamykając temat.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172