Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-07-2013, 23:22   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
[spellsing & path] Schody do Nieba


New Heaven... Miało być nowym początkiem. Czymś lepszym od miast starego kontynentu. Stało się jednak czymś gorszym. Zbudowane na wschodnim wybrzeżu miasto, rozrastało się błyskawicznie pochłaniając dziesiątki uchodźców z ogarniętego wojną starego kontynentu. Tu, w Terrze Incognicie zwanej częściej po prostu Terrą, postawiono miasto z którego zaczęto kolonizować Dziki Zachód, ale Wschód wcale nie stał się ostoją nowej wspanialszej cywilizacji. Miasto ogarniał mrok korupcji, nierówność społeczna, wyzysk i inne choroby cywilizacji. Technologia się rozwijała bujnie, magia wtajemniczeń zwana sztuką arcanum też, ale... Im słabsza była wiara w bogów tym słabsza była moc kapłanów w ich imieniu czyniących cuda. Im silniejszy był rozwój technologii, tym słabsza była potęga natury druidów.

Zanikała moc u jednych i u drugich. Teraz jedynie niektórzy z nich dysponują ledwie ułamkiem dawnej potęgi.

Królował rozum, umierało serce.

Magia stała się sztuką dostępną tylko tym, którzy mieli dość rozumu by ją opanować i wystarczająco pieniędzy by studiować sztuki magiczne na uniwersytecie.
Bycie arkanistą stało się przywilejem dostępnym jedynie wybranym. I dlatego arkaniści stanowili elitę miasta pomiatając słabszymi. Rada miejskich magów stanowiła całkowitą władzę w New Heaven likwidując wszystkich, których potęga mogła zagrozić ich rządów i trzymając pod kontrolą uczniów uniwersyteckich.
Nieliczni, którzy z natury mieli potencjał magiczny mogący zagrozić arkanistom, byli wyszukiwani i zamykani do “resocjalizacji” w Devil’s Island, zakładzie psychiatrycznym dla utalentowanych magicznie.
Jeśli wracali, to całkowicie wyrugowani z mocy i jako psychiczne wraki.

Niemniej, magia przebijała się w postaci czarowników o niewielkim potencjalne mocy zwanych ulicznymi magikami. Ale ci akurat nie interesowali rady, byli szczurkami kryjącymi się w cieniu.

Byli zbyt słabi by im zagrozić.

New Heaven pod rządami arkanistów się rozwijało i rozrastało... głównie w górę. Nad starym miastem, na olbrzymich słupach zbudowano drugie miasto, przeznaczone dla elity.


Nowe świetliste miasto, nazwano Uptown, dolne zaś zostawiono biedocie i robotnikom. I ochrzczono Downtown.
W Downton szybko rozprzestrzeniła się przemoc i gangi. Ale rady miasta to niepokoiło tak bardzo, dopóki w Uptown był spokój, a wojny gangów nie przeszkadzały za bardzo w interesach bogatych właścicielach miasta.
Downtown pozostawiono samemu sobie nie przejmując się rozrastającemu w nim półświatkowi przestępczemu i anarchii, Straż miasta zamiast chronić i służyć pilnowała jedynie spokoju.

Takoż i narodziły się familie mafijne rządzące miastem. Pierwsza z nich mafia Cycione, pod przewodnictwem rodu Cycione powstała z rodu gnomich rusznikarzy i wynalazców, zagarniając produkcję i sprzedaż broni, palnej oraz alkoholu dla siebie. Krasnoludy i półorki o korzeniach z Green Island za morzem stworzyły własną rodzinę która trzęsła dokami. Od decyzji krasnoludzkiego rodu O’Maleyów zależało, który statek zostanie wpierw załadowany, jakie towary zostaną oclone... a o których się zapomni. Owa rodzina przyjęła dość zabawne przezwisko “Związki zawodowe dokerów”.

Rejony miasta opanowane przez uchodźców z dalekiego wschodu nigdy nie podporządkowały rodziny rządzone z poza ich dzielnicy. Niemniej samo Azjatown, jest rządzone przez dziesiątki mały gangów zwanych Triadami, pod przywództwem słynnego rodu Yakuzaou. Tam częściej niż broni palnej i kuszy, używa się szurikenów i katan.

Uchodźcy z centrum Starej Terry mieszkający w małej Slavii zajmują się pędzeniem bimbru, szamanizem i walką szablami. Tu jednak kryje się magiczne serce Downtown, tu zbudowała sobie małe imperium gildia alchemiczna pędząca eliksiry po okazyjnych cenach. I tu ukrywają się czarownicy ścigani przez Czarnę Gwardię, łowców magów na usługach arkanistów.

Wreszcie najnowszym i najgroźniejszym gangiem jest Czarna Ręka. Terrorystyczna grupa uważająca, że za wszelkie nieszczęścia w Downtown odpowiadają magowie, nie tylko arkaniści z Uptown, ale i czarownicy oraz alchemicy w Downtown. Idąc pod hasłem “Zabić wszelkich magów” popełniają morderstwa i zamachy terrorystyczne. Aby sfinansować swą działalność, produkują i sprzedają narkotyki oraz zioła odurzające.

Ale tam gdzie jest Niebo musi być i Piekło. A pod New Heaven istniało Old Hell i to dosłownie. Pod New Heaven rozciągały się jaskinie zarówno sztuczne jak i naturalne. New Heaven istniało bowiem na ruinach prastarej cywilizacji z którą osadnicy nie musieli konkurować, gdyż znikła przed ich przybyciem.
Pod ciągami kanalizacyjnymi, w podziemnym mieście zwanym Purgatory, żyły “ludzkie szczury”. Ci którzy uciekali przed prawem miasta i zemstą gangów gnieździli się w drugim poziomie podziemi tuż pod kanałami, tworząc zdegenerowaną, acz niebezpieczną społeczność rządzoną swoim prawami nie mniej okrutnymi od tych na powierzchni.
Tu jeszcze czasem docierało prawo z powierzchni, gdy Rada Miasta wysyłała jednostki policyjne wzmocnione Czarną gwardią oraz arkanistami oraz by zrobić obławę na uciekinierów.
Ale rzadko... głównie odbywał się tu handel artefaktami z głębi tajemniczych tuneli i zakazanymi towarami powierzchni.
Pod pierwszym poziomem kanałów i drugim poziomem Purgatory, znajdowały się cztery inne... Ale o piątym i szóstym krążyły legendy. Bowiem przebicie się przez trzeci i czwarty poziom, opanowane przez gobliny i szczurołaki, było niezwykle ciężko.
Do piątego i szóstego mało kto docierał i jeszcze mniej osób wracało...

Dla Morgana „Morlocka” Lockerby New Heaven było obce. Gdy miasto przeżywało bujny rozkwit, on spędzał dni na spacerniaku Więzienia Stanowego New Heaven. Nie było to na szczęście Devil’s Island, a zwyczajny zakład penitencjarny o zaostrzonym rygorze.
Spędzał tam pięć lat pokutując za dawne grzeszki... ale jego czas za murami w końcu się zakończył.
I ruszył w kierunku bramy więzienia, by ją przekroczyć jako wolny człowiek.
Jako wolny człowiek z 25 dolcami New Heaven w kieszeni i ze znoszonym ubraniem na grzbiecie. Wolny człowiek bez celu i perspektyw.


Ciężka brama do której zmierzał była widokiem upragnionym przez każdego więźnia. Ale gdy Morlock do niej zmierzał... Za ciężką bramą zaczynała się niewiadoma. Miasto, którego już nie znał.
A kilka banknotów było ponurym żartem losu.
Za ciężką bramą kończyła się stabilność i zaczynała niepewność.
Za ciężką bramą nikt nie czekał na Morgana.

Poza prywatną czarną dorożką. Fanaberią raczej niż koniecznością. Dorożki co prawda jeździły jeszcze pomiędzy “wozami bez koni” popularnymi coraz bardziej w New Haeven (i zwanymi automobilami), niemniej...
Ta dorożka była zaprzężona w dwa mechaniczne rumaki.


Kogoś kogo stać było na mechanicznego konia (nie mówiąc już o dwóch), stać też było na drogi luksusowy automobil.
Drzwiczki dorożki się otworzyły i stanęła w nich kobieta w kapelusiku.



Niewątpliwie właścicielka dorożki i dama z wyższych sfer i... Morlock nie mógł oprzeć się uczuciu, że kryło się w niej coś jeszcze. Coś co stawiało wszystkie włoski na jego karku.
Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie i rzekła.- Pan Lockerby jak przypuszczam? Z zakładu karnego do miasta jest kawałek drogi. Skusi się pan podwiezienie? Powiedzmy, że ja stawiam tą przejażdżkę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-07-2013 o 22:15.
abishai jest offline  
Stary 21-07-2013, 23:06   #2
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=V8hyd_63Y-Y&list=PLCC6C969EBF5E3C41[/MEDIA]


Morgan obrócił się i spojrzał ponuro na bramę.

W sumie, pięć lat.

Pięć długich lat w zimnych murach, które zaczął traktować jak dom. Czy to nie dziwne? Dawniej, chociaż nie dawno, słysząc o więzieniu wzdrygałby się i pluł przez ramię. Teraz niemal tęsknił za obskurną celą, chrapaniem starego Flathera na warcie i mączną papką którą jadał, i w której zaczął doszukiwać się śladów smaku.

A dlaczego?

Bo wyjście wiązało się z konfrontacją. Konfrontacją człowieka z nową rzeczywistością, możliwościami i rzeczami, których nie robił, tłumacząc sobie że mogą czekać aż do opuszczenia więzienia.

I stało się. Morgan „Morlock” Lockerby po pięciu latach twardego wychowu wyszedł na wolność.

Z ponurym uśmiechem poprawił starą, kamizelkę, która przez pięć lat kurzyła się w szafce i odruchowo odnalazł kciukiem dziurę po pocisku. Koszulę dali mu nową, bez brunatnych śladów krwi na piersi. Chwała im za to.

A najdziwniejsze było to, że po tych wszystkich latach Lockerby czuł… pustkę? Złość, gorycz, skrajna apatia i późniejsza akceptacja opuściły go, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.

A teraz jeszcze to…

Morgan zmierzył wzrokiem za równo mechaniczne konie jak i sam powóz. Za młodu słyszał o żelaznych wierzchowcach, ale uważał je bardziej za mit niż coś co będzie mu dane spotkać za życia.

A teraz stały przed nim, trzeszcząc w chłodnym powietrzu z gorąca.

Albo naprawdę dużo zmieniło się przez ostatnie pół dekady, i mechaniczne konie stały się rzeczą powszechną, albo Morgan stanął przed osobą której bogactwo wykraczało po za jego możliwości pojmowania.

Mimo złych przeczuć, wyrobionych przez lata w pierdlu, spojrzał w górę ulicy, potem na tajemniczą ślicznotkę a w ostateczności wzruszył ramionami.

-Jasne. Czemu nie?

Ładując się do środka szybkim spojrzeniem obciął ją od góry do dołu. Mimo niepokojącego wydźwięku całej sytuacji, jego libido trzeszczało niczym deska w imadle po kilku latach odsiadki.

Nie była sama w powozie. Oprócz niej siedziała Azjatka w okularach na nosie i stroju pokojówki zakrywającym dość szczelnie ciało. Drzwiczki się zamknęły, kobieta uderzyła laseczką w dach powozu i żelazne konie ruszyły.

Kobieta uśmiechnęła i oparła dłonie o laseczką.

-A więc panie Lockerby, skoro już jedziemy to pewnie jest pan zaciekawiony powodem mego zainteresowania, prawda?

Morgan przeczesał dłonią włosy i rzucił okiem przez okno powozu.

-To zadziwiające, ale bardziej zainteresowany bym był skąd zna pani moje nazwisko. Od pięciu lat zwracano się do mnie numerem do którego mnie przypisano, lub też po imieniu.- młody mężczyzna uśmiechnął się, intensywnie wpatrując się w twarz rozmówczyni.- Wie pani... W więzieniach nie ma zbyt wielu ludzi przejmujących się tytułami czy też nazwiskami. A jeśli są... szybko przywilej oddychania tracą.

-Zapewniam pana, że moja... przyjaciółka.- kobieta wskazała ręką na pokojówkę.-Zabije pana zanim zdąży mi pan wyrządzić krzywdę.

Uśmiechnęła się delikatnie.

- Skoro znam pana nazwisko, to też zapewne wiem do czego jest pan zdolny, więc... zapewne przygotowałam się na każdy obrót sytuacji, prawda?

Westchnęła teatralnie.

- Poza tym... Nieładnie zaczynać rozmowę od pogróżek. Jeśli chciał pan wiedzieć jak się nazywam wystarczyło spytać. Jestem Charlotte Mc'Kay.

Morgan zaś uniósł brwi, szczerze zaskoczony.

Nie zwracając większej uwagi na informację o zabójczyni w stroju pokojówki, pochylił się do przodu i wsparł łokcie na kolanach.

Zaskoczenie przeistoczyło się w rozbawienie, kiedy kobieta spokojnie ciągnęła swój monolog jak bardzo przewidująca jest i wie... Cholera, co wie? Morgan Lockerby kradł, zabijał i łamał prawa ludzkie i boskie.

Nigdy jednak nie dopuścił się względem kobiety czegoś, za co staruszek Jeb przetrąciłby mu kark.

Dlatego po wszystkim zaśmiał się, klasnął i chwycił dłoń panny Charlotte i pocałował ją w sposób niezbyt wyszukany. Przez rękawiczkę czuł ciepło jej skóry.

-Morgan Lockerby, do usług. A jeśli moja anegdotę uznała pani za groźbę, proszę o wybaczenie. Pięć lat spędziłem pośród ludzi którzy uznaliby ją za przyjazny żarcik.- rozsiadł się na swoim miejscu, cały czas świadom niemal niewidocznego napięcia mięśni pokojówki kiedy to złapał dłoń jej pani.

Była gotowa, ale nie popędliwa. To się liczyło.

Morlock uśmiechnął się, zakładając nogę na nogę.

-A tak z ciekawości, do czego jestem według pani zdolny?

- Do odszukania kogoś, ale nie teraz. Nie obecnie...-
odparła zagadkowo kobieta. I mruknęła z uśmiechem.- Jestem kolekcjonerką panie Lockerby. Między innymi kolekcjonuję użyteczne osoby. Pan ma zaś w sobie potencjał, który musi zostać rozbudzony. Długie więzienie nieco go stępiło. Niemniej...- sięgnęła ku dekoltowi sukni i wyciągnęła z niej kopertę, podając ją Morganowi.- W środku jest moja wizytówka i mały datek. Coś na początek. Na razie liczę, iż zaaklimatyzuje się pan w naszym pięknym mieście. A gdy już to pan uczyni... skontaktuje się ze mną. Skoro mogę taką sumę dawać w ramach kaprysu, to niech pan pomyśli... ile mogę zapłacić za drobną przysługę.

Morgan uśmiechnął się lekko, chowając kopertę do wewnętrznej kieszeni. Wolał żeby panna Mc'Kay nie widziała jego wytrzeszczu.

A jego pojawienia się był prawie pewien. Wóz, najęta azjatka, mechaniczne konie i wiedza o czymś o czym prawie sam zapomniał.

Spodziewał się przynajmniej czterech cyfr. I kilku ładnych zer.

-Cóż... Skoro jest pani tak pewna że wie do czego jestem zdolny, nie bierze pani pod uwagę możliwości że wezmę pieniądze i czmychnę cholera wie gdzie?- jednocześnie dyskretnie zerknął na jej dekolt, upewniając się że nie ma tam nic po za korespondencją.

W sumie był to bardzo klasyczny, kobiecy schowek.

Jedna tancerka w barze u McLaughina trzymała w staniku zgrabny dwustrzałowiec. A panna Mc'Kay miała tam dość miejsca nawet na ścięty rewolwer.

-Ależ oczywiście, że może pan czmychnąć.- uśmiechnęła się kobieta nie przejmując się jego zerkaniem w jej dekolt.- Ale zawartość koperty nie jest dla mnie sporym wydatkiem. Prawdziwe pieniądze... dopiero będą przed panem, o ile się pan skusi... później.

Położyła dłonie na swej srebrnej laseczce. Na razie ma pan spory potencjał, ale jeszcze pan nie jest użyteczny dla mnie. Jeszcze nie...

Morgan parsknął bez śladów wesołości.

Po początkowym szoku, uczucia zaczęły wracać. W tym wypadku poczucie irytacji całą tą sytuacja i lokalizacją rewolwerowca, którą co prawda nie była tragiczna, ale dostatecznie bliska określenia "Dupa" by być niezadowolonym.

-Moja śliczna pani, ja dobrze zdaję sobie sprawę że w obecnej chwili nie jestem użyteczny dla kogokolwiek, wliczając w to siebie...- spojrzał za okno, lecz nie podziwiał widoków.

Widok był niezły. Mosty prowadzące do New Heaven były perłami topornej architektury i arteriami miasta.




Ale mimo to Morgan patrzył w przeszłość.

-Dużo się zmieniło gdy mnie nie było...

- Właśnie. Niemniej nadal uważam, że jest w panu potencjał.-
uśmiechnęła się kobieta. I po chwili milczenia.- To dokąd pana zawieść?

-Zakładam, że nie robi pani kursów w głąb Wypalonych Ziem więc wystarczą doki w centralnym Downtown.
- odpowiedział krótko, nieobecny myślami.

Do Morgana natomiast dopiero teraz dotarła przerażająca myśl.

Za jakiś czas, gdy stanie na nogi, musiał spotkać się ze staruszkiem. Nie widział Jeba od pięciu lat, lecz przybrany ojciec przysyłał mu listy, przemielony przez szukających pilnika strażników i co ciekawsze wycinki z gazet, dla zabicia czasu.

Wolał nie myśleć co stanie się jeśli list oznaczony "Więzień Wyszedł na Wolność" trafi w progi starego rusznikarza przed Morganem we własnej osobie.

-Wypalone Ziemie rzeczywiście nie wchodzą w rachubę.-rzekła Charlotte i walnęła znów w dach laseczką. -Do doków!

Jazda nie trwała zbyt długo, bowiem po kilkunastu minutach byli na miejscu.

-Tu... nasze drogi rozstają się na razie. Ale myślę, że przyjdzie czas gdy znów się skrzyżują.- rzekła Charlotte otwierając drzwiczki.

-Nie powiem, mam taką nadzieję.- Morlock pokłonił się i z uśmiechem musnął wargami dłoń swojej przyszłej pracodawczyni.- Do zobaczenia, mademoiselle...

Niemal zadowolony zeskoczył ze stopnia na gwarną, ruchliwa ulicę.
Dorożka odjechała, po owej tajemniczej Charlotte pozostała jedynie koperta. Dookoła zaś Morgana ludzie i nie ludzie zmierzali do pracy. Przez ulicę przejeżdżały transportowe automobile, które to były w mieście popularniejsze od koni. A znam morza wiatr przynosił zapachy ryb i smarów .

Doki zmieniły się od czasu, gdy Morgan widział je ostatnio. Rozrosły się. Magazyny stały się większe, w wielu miejscach były budki strażnicze, oraz budynki administracyjne. Pierwotną samowolkę zastąpiła cywilizacja. Jedynie przy nadbrzeżu stały stare dobre żaglowce wymieszane z parostatkami.

Młodzian westchnął.

Rozejrzał się.

I pewnym krokiem ruszył do starego placu rybnego. Dawniej było tam targowisko na którym można było dostać wszystko. Od wpierdolu po broń, ale w tym wypadku Lockerby'emu chodziło właśnie o broń.

I może jakąś kurtkę do zarzucenia na grzbiet.

Jakaś podejrzana ryba z parszywymi frytkami też byłaby niczego sobie po pięciu latach zakamuflowanej głodówki.

Dyskretnie rzucił też okiem do koperty i gwizdnął cicho, kciukiem przejeżdżając po grzbietach banknotów.

-Nieźle... Ale chyba przeceniła mój zachwyt nad jej kaprytsami.- mruknął, idąc znajomymi ulicami.

Dawniej znajomymi.

Teraz całkowicie obcymi. Targ rybny rozrósł się bardziej i w dodatku pojawiły się skleby rybne przepędzając drobnych przedsiębiorców z połowy placu. Ala nadal kłębił się tam spory tłumek handlarzy i kupujących..

Wśród nich Morlock zauważył znajomą twarz niziołka o szczurzowatej fizjonomii i ciemnej karnacji. Sprzedawał obecnie mątwy jakieś i kalmary mając na grzbiecie starą znoszoną kurtkę, pod którą o ile Morgan dobrze pamiętał, krył się szeroki rzeźnicki nóż, dobywany w razie zagrożenia z olbrzymią szybkością. Nizioł nazywał Fendrick i był kieszonkowcem i czasami naganiaczem dla ladacznic nie pierwszej świeżości, jak i jego mątwy.

Morgan westchnął.

Na bezrybiu i rak ryba, a w tym wypadku mątwa. Mątwa pieczona w podejrzanej, brązowej panierce i ogromnej ilości tłuszczu.

Spokojnie podszedł do niziołka i położył mu na wytartym, metalowym talerzyku dolara.

-Cztery od razu, Fen. Z twoim specjalnym sosem.

Nikt o zdrowych zmysłach nie zamówiłby tyle u tego małego przechery, zwłaszcza znając już jakość jego przysmaków.

Pięciolatka zmieniła jednak ludzi.

-O! Morgan... a już myślałem, że zamknęli cię na dobre.- stwierdził Fenrick i dodał cicho.- Znam taką jedną i tanią, co może ci się uwolnić od złych wspomnień. Za piątaka. Tanio zważywszy, że forsą chyba nie śmierdzisz?

I po tych słowach zaczął smażyć głowonogi.

-Dzięki. Gumiak wystarczy.- mruknął Lockerby, wgryzając się w coś, co chyba było morskim stworzeniem.

Tłuszcz i ostry sos z musztardy i pomidorów pociekł mu po brodzie.

Bezwiednie wytarł je wierzchem dłoni.

-Pewnie za miesiąc przeklnę te słowa ale... Cholera, dobre to twoje żarcie. Za to dużo się tu pozmieniało... Słyszałeś coś o Amelii? Albo chociaż o miejscu gdzie mógłbym dostać w miarę nie zardzewiałą broń?

-Amelia założyła bar. "Płonąca ostryga", tak się nazywa. Niezłą whisky sprzedaje, ale nie jest to interes życia. A broń, da się załatwić. Kwestia tylko ile chcesz wydać.- odparł cicho Fenrick.

-Wiesz, że wyznaję zasadę że broń ratuje życie, więc potrafię sporo na nią wydać...- wzdrygnął się na myśl, że jego stare rewolwery tkwiły teraz za pasem jakiegoś policjanta który znalazł je pewnie gdzieś na pokładzie gdy ich złapano.

-I gdzie jest ten bar?

-Tuż na nadbrzeżu. Trzymaj się tej drogi, a w końcu dotrzesz do jej przybytku. Łatwo rozpoznasz. Amelia wykosztowała się na całkiem udany szyld. Jej ostryga płonie iluzyjnym ogniem. Wpadnę tam, by dać ci namiar na handlarza i odebrać swoją prowizję
.- rzekł niziołek wyciągając dłoń po zapłatę.- Należy się, jak dla ciebie, dwa dolce New Heaven po starej znajomości.

Morlock dołożył dolara do tego, którego dał już na początku. Wszystko podrożało.

-Dzięki, Fed... I do zobaczenia.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 27-07-2013 o 17:52.
Makotto jest offline  
Stary 23-07-2013, 23:11   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Miasto się zmieniło, rozrosło znacznie, stając się labiryntem pełnym szczurów pędzących różne strony. Dużych szczurów na kołach i mniejszych szczurów na dwóch nogach.
Obcy Moloch... Miasto które kiedyś Morlock znał jak własną kieszeń, miasto raczkujące dopiero stało się dorosłą metropolią.
W dokach toczyło się już inne życie. Nie tylko rozładowywano tu statki, także je remontowano



i budowano.
Życie wręcz kipiało w dokach New Heaven, tylu ludzi i nieludzi nie widział nigdy w życiu. Ale idąc ulicą zauważał szybko pewne prawidłowości. W dokach... oprócz ludzi było bardzo dużo krasnoludów i półorków.
Z tego co pamiętał z opowieści matki, na starym kontynencie obie te rasy się nie lubiły. Tu było inaczej.. tutaj te brodacze i kiełgęby pracowały razem, a nawet dyskutowały ze sobą.
Cóż... New Heaven, było dla wielu nowym początkiem.

A minąwszy doki remontowe Morgan dochodził do nadbrzeża. Zapach morza się nasilił... Zresztą teraz mógł nie tylko poczuć zapachy, ale i zobaczyć jego błękit może pomiędzy okrętami dokującymi przy brzegu. Mijając szeregi rozładowujących je dokerów Morgan mimowolnie podsłuchał ich rozmowy.

-Parszywi arkaniści, jak podwyższą czynsze to nas wykończą. Magiczne pijawy.
-Rada miejska tego nie zrobi, to plotki.
-Przecież z własnej kiesy nie zapłacą za zniszczenia wywołane przez Czarną Rękę.
-Mówi się, że zamkną Plac Krzykaczy.
-Nie odważą się... To tylko takie gadanie.


Plac Krzykaczy, plac na którym wszelcy mówcy stojąc na kamiennym głazie robiącym za podium mieli prawo mówić co im leży na żołądku i nie mogli być za swe słowa aresztowani. Plac Krzykaczy był centralnym punktem Downtown. Znajdował się na wprost pierwszego ratusza.
Jego zamknięcie, było czymś niepojętym także dla Morgana. Plac Krzykaczy był świecką tradycją.

-Znowu spalili jakiegoś bielmookiego na ulicy Krzywego Rogu..
-I dobrze tak, parszywemu magowi.
-Bzdury gadasz. Bielmoocy to swojaki, a Czarna Ręka nie ma dość jaj, by uderzyć w arkanistów.
-Przymknij się głupi...-
wtrącił jeden widząc Morgana w pobliżu i rozmawiające półorki zerknęły podejrzliwie na Morgana. W końcu jeden z nich napiął muskuły by ryknąć głośniej.- Na co się gapisz człowieczku. Szpicel arkanistów z ciebie, a może Czarnej Ręki co? Won stąd, idź niuchać gdzie indziej.
Nie było co dyskutować z osiłkiem przerastającym Morgana o głowę.

Zresztą dostrzegł płonącą czerwonym ogniem drewnianą ostrygę. Mimo że ogień wydawał się bardzo realistyczny, to drewniany mięczak nie ulegał spaleniu.
Szyld... bardzo efektowny. Sama tawerna już mniej. Przerobiony na lokal stara przetwórnia ryb, była dość posępnym budynkiem.
W środku było nieco lepiej. Drewniana podłoga, schody na górę świadczące o możliwości wynajęcia pokoju na noc. Kilka okrągłych stolików, przy których siedziała wielorasowa klientela. Gnomi inżynier popijał trunek przeglądając jakieś schematy. Dwójka krasnoludzkich roboli siłowała się na rękę, mają za widownię kilku półelfów i ludzi wraz towarzyszącymi im ludzkimi kurtyzanami . Pijane towarzystwo obstawiało swych czempionów i zachęcało krasnoludy do wysiłku.
Amelię stać było na wynajęcie nawet rozrywki do swej tawerny. W postaci barda grającego na gitarze i wspomaganego przez iluzyjne dźwięki orkiestry.


A przynajmniej Morgan miał nadzieję że to był bard, bo ubrany w obszarpany czarny strój i sfatygowany kapelusz grajek śpiewał dość niepokojącą balladę.


Może i przyjemną dla ucha, ale wywołującą ciarki na grzbiecie. Nic dziwnego, że nikt go nie słuchał. Ale też on wydawał się tym nie przejmować, zahipnotyzowany własną pieśnią. Było coś szalenie niepokojącego w tym mężczyźnie... Być może dlatego, że przypominał opowieści o Truposzu. Nieumarłym rewolwerowcu, który wędrował po cmentarzach małych miasteczek i budził zmarłych do nieżycia i do zemsty na żywych.
-Na święte ognie... Morgan ?! Czy to ty?!- kobiecy krzyk przyciągnął uwagę Morlocka i skupił jej na kobiecie przy barze.


Amelia Summers, jak na elfkę nie oznaczała się typową dla nich filigranową urodą. Ale też i daleko było jej do typowej elfki. Amelia była silna i nieustępliwa. Była twarda. Była też naznaczona. Dlatego na dłoniach nosiła białe rękawiczki i zawsze koszule z długimi rękawami. By ukryć fakt, że jej prawa dłoń i pół przedramienia były czarna jak antracyt.
-Cholera... Mógłbyś napisać, że wychodzisz z kicia. -rzekła stawiając najlepszą whisky na swój kontuar i dwa kieliszki. Po czym rozlewając do nich trunek.- Chociaż... może lepiej, że nie napisałeś. Nie wiem czy bym się zjawiła pod bramą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-07-2013 o 10:58. Powód: poprawki... od groma poprawek
abishai jest offline  
Stary 27-07-2013, 01:22   #4
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany


Morgan uśmiechnął się lekko i oparł o bar. Przekrzywił lekko głowę, by lepiej przyjrzeć się starej przyjaciółce.

-A mądre to pojawienie by nie było... Nic się nie zmieniłaś.- stwierdził, zauważając oczywistość.- Porzuciłaś szmugiel?

-Powiedzmy, że stary O’Maley dał mi propozycję nie odrzucenia. Zresztą...- wzruszyła ramionami elfka podsuwając jeden kieliszek Morganowi.- To już nie ten szmugiel co kiedyś. Teraz wchodzisz w paradę nie tylko szeryfowi, ale związkom które rządzą w dokach. Trzeba przekupić tych, przekupić tamtych, przekonać kolejnych... cholera, to robota dla buchaltera jest... Przemyt stracił swój urok.

-W przeciwieństwie do ciebie.- Morlock uśmiechnął się lekko i jednym ruchem wlał do gardła ogień w płynie.

Jak nazywali go miejscowi?

A, no tak, woda ognista. Ciekawe jak się dzikusom powodziło w czasach rewolucji. W gruncie rzeczy Lockerby zazdrościł im ich stylu życia.

Ale mimo wszystko przełknął whiskey i uśmiechnął się.

-Cieszę się że jakoś ci się poukładało... Ale kim jest O'Maley?

-Szef związków zawodowych dokerów i nie tylko. Zajmuje się tutejszymi pracownikami najemnymi, pilnując by każdy członek jego małej organizacji dostał swój kawałek ciasta. I by ci którzy podbierając pracę jego chłopców, ginęli w pokazowy sposób.
- wyjaśniła Amelia popijając trunek.- Klan O'Maley'ów rządzi dokami i interesami odbywającymi się w dokach... przynajmniej większością z nich.

-Hmmm...- Morgan zmarszczył brwi, stawiając na blacie pustą szklankę.- Naprawdę dużo się pozmieniało... Spod bram więzienia odebrała mnie pewna niebrzydka panna. Bogata, sądząc po mechanicznych koniach i wystawnym powozie... Mówi ci coś imię Charlotte Mc'Kay?

Bezwiednie rozejrzał się po lokalu.

Dawniej już dawno ogrywałby kogoś w pokera albo w inny sposób powodował słodkie zamieszanie.

Ale to było kiedyś. I nie tutaj.

-Imię... nic. Natomiast nazwisko tak... Mc'kay'owie to potężna i wpływowa rodzina. Kilka fabryk, kilka statków i kilka firm stanowi ich własność. To też ród arkanistów, mający wpływy w Radzie miejskich magów i prowadzący działalność filantropijną. Ich nestor nazywa się Ebenezer Mc'Kay.- wyjaśniła elfka dolewając sobie i jemu.- W co ty się wpakowałeś Morgan? Mieszanie się w politykę magów kończy się na cmentarzu.

-Formalnie to polityka wpakowała się we mnie. Nie dosłownie, ale jednak
.- Morgan znów opróżnił szklankę jednym, płynnym ruchem.- Zastanawiam się czy przyjąć jej propozycję...

Z kieszeni wyjął wizytówkę i podał ją Amelii.

-Co sądzisz? Czego może chcieć od cyngla z nieciekawą przeszłością?

-Cholera wie... Nic legalnego i nic bezpiecznego zapewne.-
rzekła w odpowiedzi Amelia spoglądając na kawałek papieru podejrzliwie. Po czym oddała go Morlockowi mówiąc.- Znowu chcesz się wpakować w gówno,przez które siedziałeś pięć lat? Tym razem stawka może być wyższa, niż twoja wolność.

-Wcześniej też była, a pięć lat siedziałem tylko dzięki swojej zaradności
.- Morgan schował kartonik do kieszeni.

-Masz jakieś wieści... o nim?

- O kim?
-spytała Amelia, choć wiedziała o kim mowa. Spuściła wzrok zerkając na kieliszek.

-Nie zgrywaj się.- mruknął Morgan a śladowa wesołość całkowicie go opuściła.- Jeśli wiesz, powiedz. Co z Mathiasem... ?

Młody rewolwerowiec zacisnął szczęki, dłonią bezwiednie przejeżdżając po otworze w kamizelce.

- Morgan... Odpuść sobie, proszę. Mathias założył własny gang wkrótce po twoim zamknięciu. Zrobił się silny i niebezpieczny... Zostawił po sobie szlak trupów. Na końcu zrobił skok na muzeum i przepadł bez wieści. Znaleziono tylko wybebeszonych członków jego gangu. Ani łupu, ani Mathiasa nie znaleziono nigdy. Nie słyszałam o nim od dwóch lat.- westchnęła smętnie Amelia nalewając alkohol.- Morgan, nie opłaca się marnować życia w pogoni za widmami.

-To nie ty zostałaś zdradzona, to nie ty straciłaś pięć lat, to nie zwątpiłaś we wszystko co wierzyłaś...-
trzecia szklanica został opróżniona.- I to nie ty zostałaś postrzelona z własnej broni...

Lockerby westchnął, odstawił szklankę i rozejrzał się.

-Miałem się tu spotkać z Fenem. Miał załatwić mi namiar na jakąś w miarę porządną spluwę...- mruknął, unikając wzroku elfki.

-I chcesz tracić kolejne pięć lat w pogoni za duchem ?- spytała w odpowiedzi Amelia i łyknęła nieco trunku.- Mężczyźni to głupcy.

Spojrzała na mężczyznę.- A jakieś inne plany? Zemstą się jeszcze nikt nie wyżywił.

-Powiedzmy że mam pewien pomysł... A i sama Mc'Kay była dość szczodra w swych "kaprysach" więc wyżyję przez kilka dni, ubiorę się i uzbroję. Z bronią w ręku nie umrę z głodu, ale wolałbym zarabiać na siebie w bardziej... cywilizowany sposób.

Zaśmiał się cicho, wspominając dawne czasy.

Wtedy było łatwiej, ale nigdy nie posuwał się w bandytyźmie tak daleko jak Scotvielle. Półelf był stworzony do przemocy.

- Nie wiem czy chcę wiedzieć, co to za pomysł.- westchnęła smętnie Amelia i spojrzała za Morgana.- Twój... kontakt przyszedł.

Rzeczywiście, niziołek wkroczył niepewnie do baru.

Morlock obrócił się i pomachał Fenowi, by ten zbliżył się i przestał czaić po kątach.

Kątem oka spojrzał na Amelie.

-Ech, mówcie co chcecie ale on naprawdę zachowuje się czasem jak szczur...- mruknął, obserwując jak uliczny kucharz zbliża się do nich chyłkiem.

-Tsss.. obraża, płaci tyle co nic i jeszcze wymaga.- odgryzł się Fendrick mający słuch równie czuły jak szczur.- Mam umówionego rusznikarza dla ciebie.

-Świetnie. Kto i gdzie?- zapytał Lockerby, nie zwracając uwagi na marudzenie niziołka.

W końcu powiedział prawdę.

-Kto... to się dowiesz na miejscu.- odparł Fendrick, drapiąc się za uchem. Wyjął kartkę papieru i trzymając ją w dłoni, drugą wyciągnął w kierunku Morgana. -Dziesięć dolców się należy.

-ILE?!- Morgan spojrzał na niego z niedowierzaniem.- To połowa mojej wyjściówki! Oszalałeś?!

-Osiem... narażam się, wiesz?- burknął niziołek.- Zdradzam dla ciebie tajemnicę moich krewnych. Doceń to.

Amelia dolała sobie whisky dodając ze śmiechem.- Zachciało ci się handlu z wydrwigroszem, więc cierp Morgan.

-Wypraszam sobie takie określenie.- odparł urażony Fendrick.

-Jesteś szczurowatym, małym wyrwigorszem ale jednocześnie jedyną osobą którą mogę chwilowo prosić o pomoc a ona będzie wiedziała jak mi pomóc.- podał niziołkowi zwitek banknotów, odbierając kartkę.- Za opłatą, oczywiście.

Spojrzał jeszcze na Amelie.

-Zobaczymy się niedługo, jak sądzę.

-Zero empatii i zrozumienia dla drobnego przedsiębiorcy
.- westchnął głośno niziołek po czym rzucił trzy dolce na blat.- Coś dobrego i coś mocnego Amelio.

Na kartce papieru zaś było zapisane miejsce i hasło. "Przyniosłem list od panny Jones".

Morlock parsknął.

-Do zobaczenia.- z rękami w kieszeniach ruszył w stronę drzwi.

Doki zmieniły się. Małych, sprzedawców wygnano takimi rzeczami jak „umowa o wynajem”, „opłata targowa” czy „licencja kupiecka”. Małe, przyjazne oku stragany składające się ze stołu, kilku szmat i sprzedawcy o szybkim refleksie zginęły bezpowrotnie, zastąpione wystawnymi szyldami albo chociaż małymi, obwoźnymi budkami od straganów różniącymi się tylko większymi kołami i właścicielami z kiesą dość wypchaną by pozwolić sobie na te wszystkie opłaty.

Były piekarnie. Były bary. Były nawet małe kantory licencjonowanych lichwiarzy a nawet krawcy!

Kto widział krawców w Dokach?!

Te wszystkie manekiny wystrojone w wykrochmalone koszule, krojone na ich rozmiar spodnie, chusty których twórca zapomniał o ich podstawowym celu, ochronie twarzy przed pyłem.

I płaszcze.

Przechodząc obok wozu obwoźnego krawca, Morgan zamarł z nogą wyciągniętą w pół kroku.

Od zawsze wyznawał zasadę, że człowiek obdarty, brudny, spocony i pokrwawiony mógł być tylko przybłędą lub obmierzłym zachlaj mordom, który dawno trafił na życiowe dno. Lecz osoba ubrana dokładnie tak samo, równie brudna i śmierdząca, lecz mająca na sobie płaszcz, obojętnie jak stary i znoszony, zawsze budziła minimum szacunku.

A ten płaszcz przyzywał Lockerby’ego swoim nietypowym szwem, wytartą skórą i matowym odcieniem brązu powstałym od wielogodzinnego stania na słońcu.

Ten wiszący na manekinie płaszcz mówił językiem duszy młodego rewolwerowca.




Mówił: „Jestem czadowy…”

Pięć minut później Lockerby szedł dalej, z kieszenią lżejszą o dwadzieścia pięć dolców.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 31-07-2013, 20:56   #5
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nowy ciuch na grzbiecie, od razu poprawił nastrój Morgana. Teraz czuł się lepiej i wyglądał lepiej. Co potwierdziło parę zalotnych spojrzeń kobiet które go mijały i parę uśmiechów. Co prawda dwie z tych dziewcząt były muskularnymi półorczycami. Niemniej na tyle zgrabnymi, że nawet to było miłe.
Im dłużej szedł przez uliczki New Haeven, tym bardziej humor Morlocka się poprawiał.
Miasto pulsowało życiem. Wszędzie coś się działo. Jeździły automobile, ludzie i nieludzie, chodzili, rozmawiali... pracowali. Coś wnoszono w jednym miejscu...


.. wynoszono w innym. Handel się rozwijał, miasto się rozwijało. A tam gdzie się miasto rozwija, zawsze znajdzie się zajęcie dla przedsiębiorczych ludzi i nieludzi.
A Morgan nadal miał ponad czterysta dolców New Heaven. To niezła sumka jak na początek.
Idąc pod wskazany przez Fendricka adres Morgan powoli wychodził z Doków. Mijający go przechodnie byli coraz lepiej ubrani i coraz bardziej zamożni.
I pewnie dzięki temu zauważył że był śledzony.



Półork, sądzą po burym stroju i chuście... Pracownik doków. Czasami szedł blisko Morgana, czasami się chował... ale cały czas starał się pilnować go, choć z różnym skutkiem. Czasami bowiem gubił Morgana z oczu, a może to Morlock gubił jego? Ów prześladowca był co prawda nieuzbrojony, ale był też rosły i postawny.
A choć Morgan swego czasu obijał gęby przeciwników w różnych bójkach, to jednak półorków i krasnoludów unikał podczas takich pijatyk i bijatyk. Jak coś ma gębę twardszą od twej pięści, to lepiej nie marnować sił na walenie w nią pięścią.
Na razie był tylko śledzony, a nie atakowany. Należało więc dotrzeć jak najszybciej do rusznikarza i zdobyć broń. Jeszcze tylko przecznica i dotarł do pancernych drzwi. Zapukał w nie nerwowo i obejrzał się za siebie. Półorka nigdzie nie widział, ale był pewien że znów na niego natrafi. A jeśli to będzie jakaś pusta uliczka, dla Morlocka to spotkanie może być ostatnim.
Lockerby zapukał ponownie i ponownie... Dopiero za trzecim pukanie, słychać było szuranie i odsunęła się żelazna zapadka w drzwiach odsłaniająca jedynie oczy rozmówcy na wysokości wzroku Morgana.
-Czego tu szukasz?- padło pytanie zadane nieprzyjemnym tonem głosu. Morlock poczuł się niemile widzianym gościem.
-Przyniosłem list od panny Jones.- rzucił hasłem Morgan.
-Acha... to zaraz wpuszczę. Czekaj.- padły słowa równie nieprzyjemnym tonem. Obsługa klienta tutaj był gburowata.
Kilka minut czekania przed drzwiami i szurania za drzwiami. W końcu te się otworzyły i Morgan zobaczył niziołka przyglądającego mu się bacznie, po czym rzucającego przez zęby.- Na co czekasz, wchodź. Zimne powietrze wpuszczasz, a ja jestem chorowity.-

Ciężkie metalowe drzwi zostały zawarte za Morganem i ruszył on za niziołkiem wąskim korytarzem i schodami prowadzącymi w dół, po drodze mijając składaną drabinkę.
-Liczę że masz pieniądze, ostatniego którego podesłał Fendrick odesłałem z kwitkiem. Chciał kupić ode mnie na kredyt. Kredyt! Co ja jakiś bankier jestem?! A może lichwiarz, co?!- pieklił się niziołek, gdy schodzili do jego pracowni. Morganowi kojarzyła się ona z krzyżówką kuźni z zakładami: rusznikarskim i alchemicznym.
I chyba tym właśnie była. Narzekający niziołek nie wyrabiał tylko rewolwerów. Były tu wyważone sztylety do rzucania, noże, krótkie miecze, proce czy też ręczne kusze powtarzalne. Prawdziwa zmora... Co prawda taka mała kusza nie miała dość impetu by poważnie ranić, ale była cicha. i w mrokach nocy zabójcza, ponieważ bełty do niej zawsze nasączano jakimiś wrednymi jadami.
Kontakt od Fendricka produkował broń dla swojej rasy, wszelaką broń. Toteż wszystko co mógł udźwignąć i użyć niziołek, łącznie z różnymi fiolkami zawierającymi różne “ciekawe” substancje tu się znajdowało.
-No to panie od Fendricka, pokaż że masz czym zapłacić za mój czas i moje towary. A potem robimy interes, tak?- spytał rusznikarz zerkając na Morlocka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-07-2013 o 21:02.
abishai jest offline  
Stary 05-08-2013, 18:08   #6
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Morgan przewrócił oczami, sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął zwitek pięćdziesięciodolarowych banknotów.

-Sądzę że moja wypłacalność to ostatni z pana problemów.- rzucił spokojnie, rozglądając się po pracowni niziołka.- Przepraszam, nie dosłyszałem też pana godności.

Niziołek pożądliwym spojrzeniem spojrzał na zwitek banknotów i rzekł.- Twister. Samuel L. Twisterbottom. Acz mówią na mnie Twister właśnie.

Spojrzał na Morgana dodając.- To na co chcesz wydać te pieniądze?

-Planuje większe zakupy, więc zapewne będę mógł liczyć na pewnego rodzaju... upust z tego powodu.
- Lockerby uśmiechnął się rozbrajająco.- Wstępnie chodzi mi jednak o dwa lekkie rewolwery, możliwie dobrej klasy, wraz z amunicją do nich. Trzydzieści sześć pocisków, jeśli mam być precyzyjny. Zakładam że przy takim zakupie pas na amunicję i dwie kabury będą odpowiednim dodatkiem?

Spokojnie przysunął sobie schodek, używany przez niziołka do wyjmowania rzeczy z wyższych półek i usiadł nań jak na stołku.

-Pociski sprzedaję w paczkach po dwadzieścia.- wyjaśnił niziołek drapiąc się po karku.

I zaczął rozglądać się po towarze, by wyciągnąć dwa kawaleryjskie kolty zdobione grawerunkiem.


-Te są dobre. I drogie... dość drogie.- rzekł prezentując je Morganowi.-Najlepsze jakie mam, jeśli chodzi o lekki kaliber.

Lockerby wytrenowanym ruchem zluzował bębenek i zajrzał do środka, by następnie zatrzasnąć go, sprawdzić wyważenie broni w ręku i na sucho nacisnąć spust, celując w ścianę przed sobą.

Muszka i szczerbinka były precyzyjne, lufa bez skazy, mechanizm wyślizgany przez częste używanie połączone z wielką dbałością o konserwację broni.

Drugi colt to samo.

-Ile?- zapytał po chwili, oddając broń Twisterowi.

-Dwieście każdy.- odparł niziołek krótko.- Zostały wzmocnione magią, by lepiej opierać się zaklęciom czarowników wszelkiego rodzaju.

Pieszczotliwie wodząc dłońmi po broni Twister dodał z czułością.- Prawdziwe skarby.

-Ech, tylko ze względu na Feda nie uznam że chce mnie pan w ten sposób obrazić.-
uśmiech nie opuścił twarzy młodego rewolwerowca.- Przyznam, to dobra broń, może wiąże pan z nią jakieś wspomnienia, ale ja niestety nie jestem posiadaczem tych że wspomnień więc dla mnie to po prostu całkiem niezła broń... Sto osiemdziesiąt od sztuki. To i tak sporo za używane, pseudomagiczne rewolwery.

-One nie są pseudomagiczne. One są magiczne.-burknął urażony niziołek tym, że mu się obraża jego cacuszka. Niemniej przyglądał się im przez chwilę zastanawiając nad propozycją Morgana.- Teraz ja się powinien obrazić posądzaniem o wciskanie kitu. Jestem prawie uczciwym rusznikarzem... Prawie, bo biurokraci z Uptown to sępy żywiące się na żywotnej tkance społeczeństwa...Hmmm... no dobra, niech stracę. Sto osiemdziesiąt siedem.

-Osiemdziesiąt a zostawię tutaj przynajmniej dodatkową setkę.
- i o dziwo, Morgan nie żartował. Zawsze lubił mieć asa w rękawie a takie były zwykle dość kosztowne.

Jednocześnie nie zamierzał znów zostać bez grosza przy duszy.

-Noooo dobra...- mruknął niechętnie niziołek spoglądając karcąco na mężczyznę.- Ale żadnych więcej upustów z mej strony. To nie sklep z męską galanterią.

-Pogadamy, zobaczymy.- Lockerby rozprostował kark.- Dwa rewolwery i czterdzieści pocisków, do tego pas na kule i dwie kabury. Same rewolwery Sto osiemdziesiąt za sztukę. Ile za to czterdzieści pocisków?

-Trzydzieści dolców.
-wyjaśnił niziołek krótko podając dwie ładnie zapakowane paczuszki zawierające pudełka z nabojami.

-Hmm... Dostaniesz dodatkowe sto pięćdziesiąt za kieszonkowy dwustrzałowiec, kastet połączony z nożem i Grzechotnika.

Grzechotnik. Już za czasów Morgana były przebojem, teraz pewnie patrzono nań jak na przestarzałą zabawkę. Morgan uważał jednak, że mała kabura do rękawa, zawierająca w sobie mechanizm sprężynowy wpychająca broń prosto w dłoń strzelca, była koniecznym nabytkiem dla samotnego strzelca w wielkim mieście.

-Sam kieszonkowy dwustrzałowiec to wydatek stu dolarów.- odparł niziołek i licząc na palcach dodawał.- Z grzechotnikiem i kastetem wraz z nożem to będzie...sto osiemdziesiąt. Tak. I tym razem żadnych upustów.

-Czyli w sumie za wszystko... ?- Morgan uniósł brew.

-Trzysta dziewięćdziesiąt.- obliczył na palcach Twister, po kilkunastu minutach liczenia.

-Masz czterysta.- powiedział Lockerby, wręczając niziołkowi banknoty.- I dołóż dodatkowy pas z amunicją... I kapelusz.

Dodał, wskazując na wytarte nakrycie głowy na mocno sponiewieranym manekinie.


-Możesz brać... to manekin jest strzelecki. Jeśli któryś z klientów go podziurawił, to już nie mój problem.- rzekł niziołek podając pas Morganowi.-Cóż...pas bez amunicji. Bo ona droga.

-Sam ją tam powkładam
.- stwierdził spokojnie Morgan, przyjmując pudełko z kulkami i biorąc pierwszy pocisk z brzegu.- Niezłe wykonanie... Sam odlewałeś?

Zapytał, wsuwając je kolejno w skórzane przegródki.

-To? To nic. Adamantowe kule to dopiero wrzód na tyłku przy robieniu.- zaśmiał się niziołek.-Albo z zimnego żelaza... to dopiero mistrzowstwo rusznikarskie. Też je wykonuję. Jak mam materiał, oczywiście.

Lockerby spokojnie ubrał oba obciążone pociskami pasy. Następnie przypiął doń kabury a Grzechotnika wraz z dwustrzałowym maleństwem ukrył w rękawie płaszcz. Broń była załadowana i gotowa do użytku.

Kastet trafił do wewnętrznej kieszeni.

-Cóż... Miło było zrobić z panem interesy.

Morlock potrząsnął rękawem, pozwolił by dwustrzałowiec wskoczył mu do dłoni i uniósł broń, naciskając spust w chwili gdy pistolet znalazł się na wysokości oczu niziołka.

...

A raczej tak zrobiłby kilka lat wcześniej, chcąc mieć pewność że nikt nie sprzeda go łowcom nagród albo szeryfowi.

Zamiast tego poprawił płaszcz na grzbiecie i ruszył w kierunku drzwi.

-Wpadnę tu jeszcze jeśli przytrafią mi się niezapowiedziane zakupy.- powiedział, kiedy Twister odsuwał kolejne skoble w drzwiach.

-Jasne, jasne... tylko hasła nie zapomnij.- rzekł w odpowiedzi niziołek zamykając za nim drzwi.

Półork zaś który śledził dotąd Morlocka... okazał się czekać blisko drzwi. I na widok mężczyzny spytał za nadzieją.

- Pan Lockerby jak mniemam?

-Zależy w jakiej sprawie.- odpowiedział Morlock, ciesząc się z Grzechotnika w rękawie.

W sumie nie miał pojęcia jakim cudem Twister miałby być spokrewniony z Fenem. Fen żądał dolara reszty z zakupu za dwadzieścia pięć centów. Twister zaś jebnął się o sto dolców przy obliczaniu ceny za broń zakupioną przez Morlocka. Na jego korzyść.

-Wiedziałem, że pana rozpoznałem. Czytałem wszystkie artykuły o panu...- rzekł z głośnym entuzjazmem półork po czym zaczął coś wyciągać powoli z kieszeni... z trudem i powoli wydobył złożoną wielokrotnie gazetę, tak by artykuł o aresztowaniu Morgana był widoczny... wraz ze zdjęciem. Kto nosił ze sobą gazetę sprzed pięciu lat? Wariat chyba.

-Proszę potrzymać... jeszcze coś muszę... znaleźć.- rzekł półork wciskając papier w dłonie Morlocka.

Paranoja paranoją, ale Lockerby był gotowy do ataku ze strony wielkoluda.

Gazetę chwycił tak by w razie zagrożenia móc bez trudu ją przestrzelić, przy okazji mając na linii pocisku tego podejrzanego typa.

Chociaż nie, to byłby zły ruch.

Zamiast tego chwycił swój najcichszy nabytek, czyli ukryty pod płaszczem kastet.


Morgan doceniał finezyjne połączenie narzędzia do obijania mord z nożem, przydanym w zacznie cięższych sytuacjach niż zwykła, barowa bójka.

Pomijając jednak perspektywę jatki, najbardziej irytował go fakt, że za cholerę nie pamiętał by ktoś się nim interesował przy aresztowaniu. Jego nazwisko było co prawda w gazecie, ale pośród tuzina innych, zaaresztowanych załogantów ze statku Amelii. Tak samo na zdjęciu był jedną z wielu twarzy.

-Ooo mam... poproszę podpisać... Imię, nazwisko i... dla Tima. Tak mam na imię. Tim... właściwie Timothy, tak dali mi w sierocińcu.- wyjaśnił rozradowany półork, uzbrojony we wieczne pióro.

-Em... Proszę...- Lockerby napisał szybko to, o co był proszony.- Skąd mnie znasz... ?

Przed odsiadką kilka razy pojedynkował się pod swoim własnym nazwiskiem, ale kto by o tym pamiętał... ?

I tu się półork rozgadał. Z tej paplaniny Morgan zaczął wyławiać poszczególnefakty. Otóż okazało się, że jakiś czas temu jakiś pisarz o imieniu Faubrizzio Esperanza Goldencione objeżdżał dzikie miasteczka i mieściny nowego świata zbierając legendy i historie, w tym o rewolwerowcach. Także i Lockerby'm. A potem wydał broszurkę, je zawierające... I stąd półrok Tim o nim słyszał. Niektóre te historie brzmiały w jego ustach inaczej niż to Morgan zapamiętał, inne... zostały błędnie przypisane. Koniec końców Lockerby okazał się być znany jako rewolwerowiec... i Tim był jego fanem.

W ostateczności Morgan westchnął.

-Tak, fajnie, miło, dzięki za uwagę.- mruknął, poprawiając kurtkę.- A teraz adios amigo.

Szybkim krokiem ruszył w górę ulicy, kierując się w stronę przybytku Amelii. Zostało mu jeszcze trochę pieniędzy, a ona chyba znajdzie dla przyjaciela miejsce by złożyć umęczoną głowę.

Półork był uparty w podążaniu za Morganem.

- Jak długo jesteś w mieście? Co planujesz? Gdzie się zatrzymasz? Zamierzasz zrobić coś w stylu dzikiego zachodu, pojedynek w zachodzącym słońcu ze złym bandytą? Mogę zostać twoim pomocnikiem? Jestem silny i znam miasto i... rozłożyłem dwóch krasnoludów w walce.

-Widać byli zbyt pijany by wyjechać ci ze łba w krocze i zrobić tam berbeluche.- uciął Lockerby, patrząc krytycznie na półokra.- Biorąc pod uwagę, że dopiero wyszedłem z pierdla i sam chcę się rozeznać po okolicy... Daj mi spokój, dobrze? Bazgroły których się naczytałeś w ogóle nie pokrywają się z rzeczywistością i wierz mi, nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.

Poirytowany jął przeciskać się przez tłum.

Dotarcie do Amelii zajęło trochę czasu Morganowi, ale... przynajmniej pozbył się z grzbietu namolnego wielbiciela czytadeł. W "Płonącej ostrydze", tłumek nieco się zmienił. Poza kilkoma krasnoludzkim robotnikami nie było w niej innych gości. Nadal ten sam artysta, którego nikt nie słuchał... poza Amelią. Elfka skinęła głową wchodzącemu mężczyźnie.

Morgan uśmiechnął się lekko, podchodząc do baru i rozkładając ręce.

-No i co myślisz?- zapytał, całkiem zadowolony z zakupionego stroju.

-Ładny... to co teraz? Weźmiesz się za uczciwą robotę?- spytała Amelia z uśmiechem na twarzy, przynajmniej dopóki nie zobaczyła... rewolwerów przy pasie z nabojami.- Najwyraźniej nie.

Morgan westchnął.

-Czemu zawsze zakładasz że praca powiązana z bronią to z założenia przestępstwo? A bycie ochroniarzem? A pilnowanie karawan i pociągów? A Peelerstwo?

Ech, lord Johny Peel. Morgan nasłuchał się o nim sporo będąc w pierdlu.

Dawniej policjanci byli tymi ludźmi którym dawało się łapówki żeby nie pójść do pierdla za krzywy zgryz swojego konia lub też tymi, których się przepraszało ze wezwanie pomocy kiedy ktoś dźgał cię nożem i zabierał dorobek ostatniego miesiąca.

Lord John Peel to zmienił.

Teraz policjant, o ile trafiło się na wspomnianego "peelersa" faktycznie pomagał, faktycznie pilnował porządku, i co najgorsze, nie chciał łapówek.

Prawda, większość policjantów wciąż była przekupnymi draniami.

Wciąż była jednak spora szansa na spotkanie funkcjonariusza ze szkoły Johny'ego Peel'a. I wtedy należało być pewnym, że jest się po właściwej stronie prawa.

-Wiesz dobrze, że z wyrokiem na sumieniu... nie dołączysz do niebieskich mundurów.- stwierdziła Amelia splatając ręce razem.- Jak i ciężko będzie i z innymi służbami mundurowymi. Ochroniarze mają garniturkowych naganiaczy, co się siedzą w papierkach i mają znajomości wśród szych z Uptown. I dzięki temu ich organizacje dostają kontrakty. Samotny strzelec... cóż... jest samotnym strzelcem.

-Nie martw się, mam pewien plan ale do niego będę potrzebne mi pieniądze.- oparł się o kontuar i puścił przyjaciółce oko.- Ale nie martw się, tym razem nie wpieprzę się w takie gówno jak ostatnim razem...

-Bo to razem nikt nie będzie mnie weń wpychał..
.- dodał w myślach, obserwując twarz elfki.

-Wiesz ilu pijanych przegrańców bredzi przy tym kontuarze o swych przyszłych planach na bogactwo?- spytała ironicznie Amelia mimowolnie unosząc lewą brew w geście zdziwienia. Splotła dłonie razem i wsparła na nich głowę.-No dobrze Morgan, odstawmy na bok twój plan. Skupmy się na pieniądzach na teraz... skąd je weźmiesz?

-Ta cała Kay... Key... Cholera, bogata pannica. Wątpię żeby na wstępie dała mi robotę która właduje mnie w niebotyczne gówno, więc wykonam dla niej kilka zleceń... A jeśli wyczuję że owo gówno nadciąga, podziękuję za współpracę i popracuje dla kogoś innego. W brew pozorom nie jestem tak bezużyteczny na jakiego wyglądam.

Zaśmiał się cicho.

-Znalazłoby się u ciebie wolne łóżko? Zapłacę jakby co.

-Pięć dolców za tydzień i masz pokój dla siebie...- rzekła Amelia i potarła podbródek.- Możesz też zaczepić się u krasnoludów. Lub zostać... nie.. w sumie to chyba jednak nie.

-Zostać... ?-
mruknął Lockerby, kładąc na ladzie piątkę.

-Łowcą nagród. Tropić ludzi i nieludzi poszukiwanych przez prawo. Niemniej New Heaven to labirynt którego nie znasz Morgan.- uśmiechnęła się krzywo elfka biorąc pieniądze i mówiąc.- Ale jedzenie i napitki nie są wliczone w cenę pokoju. Nie stać mnie na taką ulgę. Nawet dla ciebie.

-Gdybyś przyjęła i karmiła mnie za darmo, albo miałabyś gorączkę, albo dość pieniędzy żeby się stąd wynieść.-
Morlock musnął dłonią rękę dziewczyny.- I dzięki, Amelio. Normalnie mało kto by mnie przyjął, znając moja kartotekę.

Spokojnie przyjął klucz do pokoju i nieśpiesznie ruszył na piętro.

Pokój był standardowy.

Łóżko, stolik z krzesłem, szafa no i miska z wodą do pobieżnej higieny. Na szczęście przed wypuszczeniem z pierdla, Morgan trafił pod natrysk. Nie było to co prawda najprzyjemniejsze przeżycie, ale dzięki niemu nie śmierdział niczym ostatni cap.

Wetknąwszy dwustrzałowiec pomiędzy ramę łóżka a materac, Lockerby przewrócił się na bok i ostatni raz przed snem rzucił okiem na wizytówkę od panny Charlotte.

Jutro rano zamierzał złożyć jej wizytę.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 06-08-2013 o 19:46.
Makotto jest offline  
Stary 06-06-2014, 12:30   #7
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 1. poznajcie Suki

- Spokojnie... Yaosharu… Kansei... - Opal przywołała na twarz swój najbardziej olśniewający uśmiech, choć jej ostentacyjnie swobodna poza świadczyła o czymś zgoła odmiennym… wprawne oko bez trudu rozpoznało charakterystyczne ułożenie ciała, przeniesienie ciężaru na jedną nogę, spojrzenie rejestrujące wszystkie detale w okolicy. Co by się nie działo, zamierzała bronić Cichej. Jedynie otwarte dłonie miała wyciągnięte przed siebie w uspokajającym geście - ...nie chcemy kłopotów, prawda? Czego Białe Smoki szukają na terytorium Czerwonych Tygrysów?
- To, co obiecał mi ojciec… jej ojciec. Yozuka-san… ta sprawa cię nie dotyczy. Ani nikogo z Tygrysów. - odparł butnie młody Smok.
- Ale nie przyszedłeś sam… - mruknął w odpowiedzi Kansei.
Na co Yaosharu odparł gniewnie. - Bo chciałem ostudzić zapędy do walki. Twój ojciec…
- Mój ojciec, twój ojciec… Oni nie żyją. A twój klan dopuścił się nielojalności wobec mojego. Nic ci nie jestem winny. - warknął gniewnie Kansei.
- Yumei… o czym on mówi? - olśniewający uśmiech przecięła zmarszczka zaskoczenia - Co mu obiecał Twój ojciec? - szepnęła niemal bezgłośnie, przysuwając się jeszcze bliżej do dziewczyny.
- Obiecał mu mnie... obiecał mu żonę. By połączyć nasze rodziny, gdy… jeszcze istniały. - aranżowane małżeństwo. Stara tradycja wielu cywilizacji, która w New Heaven była jednak anachronizmem, poza Azjatwon i Uptown właśnie. Tyle, że gdy Suki poznała rodzeństwo, byli już sierotami, jak ona. Uliczne gangi zasilały właśnie dzieci bez rodzin.
- Posłuchaj, Honokari-san... - wyjątkowe sytuacje wymagały wyjątkowych środków. Opal miała nadzieję, że porywczy młodzieniec wykaże się jednak rozsądkiem - Być może rzeczywiście ta sprawa nie jest moją sprawą, nie ja mam prawo o tym decydować. Niemniej, wasi ojcowie od dawna nie żyją… więc decyzja należy do Yumei. Próbą zastraszenia niczego nie wskórasz… a jeśli spróbujesz zrobić cokolwiek wbrew woli mojej przyjaciółki, wszystkie Tygrysy ruszą jej z odsieczą. Czy naprawdę uważasz, że to najlepsze wyjście? - było ich za dużo, żeby wdawać się w konflikt. Z drugiej strony, taka zniewaga nie pójdzie im płazem, Irbis powinien zdawać sobie z tego sprawę. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Tygrysy zostałaby udobruchane… ostatecznie to dla jej dobra. Nie jestem pierwszą lepszą czterdziestką dziewiątką. - prychnął gniewnie Yaosharu, choć już mniej bojowym tonem.
- Po moim trupie, zdradziecki psie! - warknął w odpowiedzi Kansei.
- Jak mnie nazwałeś? Ty… - zacisnął dłonie w pięści Yaosharu, próbując przełknąć tą zniewagę. Uspokoił się w końcu i dodał. - Nie chcę rozlewu krwi w rodzinie.
- Nie jesteśmy rodziną, nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy. - odparł Kansei.

Huk wystrzału przerwał te rozmowy.
Powoli na koniu przejeżdżał uliczką jeździec.


Powoli zatrzymał się… Prawa ręka Czerwonych Tygrysów. Kirumasu “Dziki Kot” Yensei. Przez jego wrogów nazywamy “Wściekłym Psem”… ale tych nie było zbyt wielu. Przynajmniej w świecie żywych.
- Co tu robią Shiro Ryūi? - mruknął cicho.
- Przyszedłem po to, co moje… - przypomniał Yaosharu. - Umowa…
- Umowa jeszcze nie została w pełni dopracowana. Ale ty… - wymierzył rewolwer w głowę Yaosharu. - Jak zwykle się spieszysz.
- Yensei-dono, to nieoczekiwane szczęście spotkać Cię przypadkiem na swej drodze. - Suki otoczyła ramieniem Cichą i poprowadziła ją bliżej do Dzikiego Kota, rzucając przelotne, ostrzegawcze spojrzenie Kansei - A Yaosharu zajrzał tylko zapytać, czy Yumei pozostaje w dobrym zdrowiu i zapewnić o swojej wierności… prawda, Honokari-san? - zwróciła się do młodzieńca, z uśmiechem i trzepotem rzęs akcentując ostatnie słowa.
“Wąż” skinął głową, posyłając wrogie spojrzenia Yaosharu.
- Yensei-dono… - mruknął Honokari, przypominając o sobie. - Wiesz dobrze, że… Czerwone Tygrysy są…
- Wiem tylko, że rozmowy trwają. A twoja obecność tutaj wraz z całą świtą… jest niepożądana. Zawróć. - odparł “Dziki Kot”. - Zawróć.
“Irbis” wykonał gest dłonią i jego ludzie zaczęli się wycofywać. Rzucił ostatnie spojrzenie Yumei, dodając. - To… dopiero początek, Yamato-san.
Suki odetchnęła niezauważalnie, gdy Smoki zniknęły w tłumie, a potem uśmiechnęła się swoim najbardziej rozbrajającym uśmiechem do jeźdźca.
- Dokąd się wybierasz, Yensei-dono? - nie ulegało wątpliwości, że przy Dzikim Kocie będą bezpieczniejsze, zwłaszcza, że Smoki z pewnością pokręcą się jeszcze po okolicy, więc... - Możemy Ci towarzyszyć?
- Ja? Do herbaciarni Cheng’a. A tam towarzystwo kobiece zawsze jest mile widziane. - odparł wesoło Yensei. Suki oczywiście znała to miejsce. Herbaciarnia Cheng’a była też palarnią opium, a i same herbatki były też wzmacniane ziołowymi wyciągami. Ot, miejsce zabaw dla tych, których było na to stać. A “Dzikiego Kota” stać było zawsze. W końcu on ciągnął profity z tego, że Czerwone Tygrysy pobierały haracz z tej herbaciarni. On mógł… Suki stała jeszcze za nisko w hierarchii.
Grzechem było więc nie skorzystać z tak nieoczekiwanie hojnej propozycji. Opal radośnie zmrużyła oczy i puściła oko do Yumei, po czym zwróciła się znów do Kirumasu - Wyglądasz na zadowolonego. Dobry dzień?
- Tak. Tak. Bardzo dobry. - odparł z uśmiechem Yensei, korzystając ze swej pozycji i czasami zerkając w dekolt Suki. - A szykują się ciekawsze, nie? A u was, spokój?
Pomijając niedawne pojawienie się Smoków, Opal mogła uznać, że ostatnie dni upłynęły spokojnie, wręcz nudno.
- Nudy. - beztrosko odpowiedziała dziewczyna - Pojawienie się Irbisa było… interesującą… odmianą. Myślisz, że szybko wróci?
- Wróci. Jest uparty… - potwierdził Yensei jadąc konno, podczas gdy Suki i Yumei szły obok niego.
Kansei zaś, gdzieś zniknął… oby wrócił do szkoły, w której poznawał sztuki walki.
Dotarli do herbaciarni Chang’a. Od razu dwaj usłużni kelnerzy przytrzymali konia i pomogli Yensei zsiąść, po czym zaprosili całą trójkę do środka.


Trzeba było przyznać, że wysoka pozycja w Triadach pozwalała na smakowanie luksusowego życia.
Wytworne wnętrze, wygodne i wyłożone poduszkami siedzenia. Miła i ładna obsługa w delikatnych wyszywanych jedwabiach, czekająca na życzenia gości. To nie było życie, do którego przywykła Suki czy Yumei.
- Pięknie tu… - westchnęła dziewczyna, nie starając się nawet ukryć zachwytu, kiedy z ciekawością rozglądała się po luksusowym wnętrzu herbaciarni. Yumei trzymała się tuż za Suki, gdy “Dziki Kot” rozsiadał się wygodnie na poduszkach. Spojrzał na obie dziewczyny. - No… Na co czekacie? Siadajcie.
Opal pociągnęła przyjaciółkę za sobą i usadziła ją po jednej stronie Kirumasu, a sama zajęła miejsce po jego drugiej stronie, z przyjemnością czując pod pośladkami miękkość poduszek.
- Mówiłeś, że nastaną ciekawe dni… - zagaiła Suki, wiercąc się w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji - ...uchylisz rąbka tajemnicy? - zapytała, uśmiechając się swoim firmowym uśmiechem i z ukosa zerkając spod rzęs na Dzikiego Kota.
- Ktoś się wpycha na teran Azjatown, albo Czarna Ręka, albo… Cicione. - odparł wesoło Yensei, przyglądając się Suki. Najwyraźniej jej egzotyczna uroda przyciągnęła jego oko. - Choć gnomy… udają, że nic nie wiedzą na ten temat, chodzą plotki, że to ich sprawka. Ale… cóż… do mnie docierają tylko odpryski tajemnic Białych Papierowych Wachlarzy.
- Nigdy nie byłam bliżej ich tajemnic… niż w tej chwili… - wyszeptała z przejęciem Opal, wpatrując się w swego rozmówcę niemal z uwielbieniem.
- To prawda. - uśmiechnął się mile podłechtany Yensei i poufale objął Suki ramieniem. Po czym zamówił ziołową herbatę doprawioną szczyptą rzadkich aromatów i alkoholem, którą zamówiła też rozbawiona Opal. Yumei wybrała zaś dość niewinną, jak na to miejsce, mieszankę ziołową.
Młoda kelnerka z uśmiechem się oddaliła, by po kilku minutach wrócić z zamówieniem. W tym czasie wyraźnie rozluźniony “Dziki Kot” szeptał do ucha Suki, jak mu zaimponowała stanowczością, spokojem ducha i charyzmą podczas spotkania ze Smokami. Dziewczyna była pewna, że zwłaszcza urodą… i sam Yensei zabrał je obie właśnie z powodu ich uroków. Nie bez powodu każdy pokoik herbaciarni można było zamienić w komnatę schadzek, przesuwając ruchome papierowe ściany. Na razie jednak “Dziki Kot” cieszył się towarzystwem ślicznotek, za które nie musiał płacić.
Suki z rozbrajającą niewinnością wysłuchiwała tanich komplementów, którymi raczył ją Yensei, ze swobodą dając się obejmować i przytulać, a także “przypadkiem” prezentując to i owo, widoczne a to przy głębokim dekolcie, a to pod podwiniętą falbanką spódniczki… doskonale zdawała sobie sprawę z własnych atutów i bez skrupułów z nich korzystała, usiłując jak najgłębiej i najtrwalej zapisać się w pamięci Prawej Ręki Tygrysów.
To niewątpliwie się jej udawało. Oczy Yensei często wpadały w pułapkę kuszących wzgórz jej piersi, czy rozpalających wyobraźnię zgranych ud. Ale… i Suki wpadła w pułapkę, gdy posmakowała trunku pitego przez Yensei. Niewątpliwie rozgrzewał on ciało i wprawiał w dobry humor, ale też… czynił ciało bardziej pobudzone i wrażliwe na dotyk. A myśli bardziej swawolne. Tym bardziej, gdy piła to osoba nieprzywykła do takiego trunku. Na szczęście Yensei nie wykorzystywał jeszcze za bardzo sytuacji, może z powodu siedzącej obok Yumei. A może… dlatego, że Suki była Tygrysem, a nie naiwną gainjin, którą można było wykorzystać i porzucić.
Niemniej dźwięczny i głośny śmiech Opal coraz częściej rozbrzmiewał wśród jedwabnych wstęg i zasłon, miękko odbijając się od papierowych ścian. Dziewczyna też znacznie swobodniej traktowała Dzikiego Kota, jakby alkohol rozpuszczał dzielący ich dystans. Czując w głowie przyjemny szum, znacznie ostrożniej raczyła się napitkiem, usiłując poskromić pragnienia płynące z pobudzonych fragmentów jej ciała. Zamawiając to samo, co Kirumasu, wykazała się lekkomyślnością… ale mogła z tego jeszcze wyciągnąć korzyści dla siebie. Niemal każdą bezczelność będzie mogła zrzucić na karb zbyt mocnego trunku… Póki co jednak świetnie się bawiła, udając nieco bardziej zamroczoną i pobudzoną, niż w rzeczywistości i z ciekawością obserwując wewnętrzną walkę Yensei.
Prawa Ręka Tygrysów był w doskonałym nastroju, nieco poufale muskając czasem piersi Suki osłonięte tkaniną. Nie pozwalał sobie jednak na więcej, bo i chyba nic więcej nie miał obecnie w planach poza miłą zabawą w towarzystwie dwóch ładnych dziewcząt. Zapewne później rozładuje swą yang poduszkując z jakąś gejszą lub inną kochanką. Bo niewątpliwie taki dziki kocur jak on, nie spędzał nocy nie tuląc się do ładnej kobiety.
Za to znał mniej lub bardziej zabawne anegdotki, mniej lub bardziej znane Suki… I opowiadał je, starając się zabawić dziewczęta swymi dykteryjkami.
Pokładająca się ze śmiechu po jednej z takich historyjek Opal “przypadkiem” otarła się biustem o ramię Yensei, czego zdawała się nawet nie zauważyć… choć nie umknęło to uwadze samego Dzikiego Kota. Jednak była to jedynie maleńka dywersja, mająca na celu dyskretne przekazanie Cichej wyraźnego znaku… Suki prosiła przyjaciółkę o pozostawienie ich samych. Zręczny gest dłoni szybko został przykryty kolejną “wpadką”... palce dziewczyny natrafiły na wyraźnie rysujący się w spodniach Tygrysa kształt, po czym nastąpiło wyraźne odsunięcie się, połączone z rumieńcem zażenowania i spojrzeniem spod opuszczonych rzęs… mówiącym coś zgoła przeciwnego.
Yumei nagle wstała i przeprosiła oboje mówiąc, że musi niestety już iść. I wychodząc szybko zasunęła parawan...

<...>

Tę chwilę spokojnej sielanki przerwało pukanie w parawan.
- Czego ? - warknął Yensei gniewnie.
- Kozorii-sama wzywa do siebie. Kazała to przekazać natychmiast. - odparła cicho służka.
- Kto… to…? - w głosie Suki zabrzmiała ciekawość i niechęć zarazem. Wyraźnie nie była zadowolona, że ktoś przerywa jej cenne chwile spędzone z Prawą Ręką Tygrysów.
- Ktoś… ważny. Dokładnie to nie wiem. Ale Honomaru kazał traktować ją z respektem. - odparł z podobnę niechęcią w głosie Kirumasu. Oparł wygodnie głowę o podbrzusze Suki i zabrał się za wciąganie spodni na swój oręż. - Jest ona… posłańcem. Przekazuje rozkazy z góry.
- Zabierzesz mnie ze sobą? - wypaliła, zanim zdążyła wytłumaczyć sobie, jakie to niebezpieczne.
- Po co? Stałabyś przed drzwiami tak jak yojimbo tej Kozorii. Nawet gdybym cię mógł wpuścić, to i tak rozmowy są bardzo nudne i bardzo… - przesunął palcami po łonie dziewczyny. - Chyba, że jeszcze cię nie nasyciłem i… pragniesz więcej?
Spojrzała mu prosto w oczy, jej spojrzenie skrywało dumę i ogień, ale też pragnienie.
- A Ty nie pragniesz więcej, Kirumasu-kun? - czerwień ust wypowiadających te słowa hipnotyzowała i przyciągała, kusiła słodyczą i obietnicą.
- Cóż… - powędrował spojrzeniem po jej twarzy, odsłoniętych piersiach i sekretach kobiecości, kuszących do kolejnego spróbowania. - Tak. Pragnę.
Wzruszył ramionami. -[i] Ale mogę nie mieć na nie czasu, w przeciągu kilku następnych godzin.
- W takim razie pozostaje mi liczyć na łaskawy los, który pozwoli nam znów spotkać się “przypadkiem” za te kilka godzin… na przykład w okolicy wieży czerwonego feniksa...
- Dobrze… Pojawię się tam. Ale uprzedzam. Biorę to, na co mam ochotę. - rzekł z bezczelnym uśmieszkiem Dziki Kot, wędrując po nadal obnażonych krągłościach Suki.
Dziewczyna nachyliła się nad nim tak, że ich twarze niemal stykały się ze sobą. Jej uśmiech był równie bezczelny, gdy językiem powoli zwilżała wargi - A czy ja mówię, że ma być inaczej?
- Mogę się też dowiedzieć, gdzie pomieszkujesz. - mruknął i po chwili poczuła jego usta przy swoich w drapieżnym i namiętnym pocałunku.
- Nic… zachęcającego. - przyznała niechętnie, gdy ich usta się rozdzieliły - Ale zawsze możesz mi pokazać, jak sam mieszkasz. - łobuzersko zmrużyła oczy. Wiedziała, że ma na to nikłe szanse - Lepiej już idź… nie chcę, żebyś miał kłopoty z mojego powodu. - nie miała ochoty go wypuszczać, widział to po jej zachowaniu i reakcjach ciała… ale co mogła poradzić? Nie dyskutuje się z rozkazami Honomaru.
- Nie wiem, czy by ci się spodobała typowo męska nora. - zaśmiał się wesoło Kirumasu i wstał, ruszając do do papierowych drzwi. Odwrócił się jeszcze na chwilę i spoglądał na Suki, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół. Przez chwilę pozwalała się podziwiać, a potem wstała i sięgnąwszy po porzuconą bieliznę, podeszła do Yensei, by z bezczelnym uśmieszkiem wsunąć mu ową część garderoby do kieszeni spodni. Uśmiechnął się, wsuwając ów drobiazg głębiej. Jego mina świadczyła o tym, że planuje pozbawić dziewczynę reszty ubrania w przyszłości. Po czym wyszedł.


Opal wyszła niedługo po nim, bo i cóż miała robić sama w tym przybytku? Do spotkania gangu miała jeszcze ponad godzinę, w sam raz, żeby coś zjeść i dotrzeć na miejsce. Brak bielizny wydawał jej się w ogóle nie doskwierać, uważała to nawet za całkiem zabawne i nie zamierzała zmieniać tego faktu.
Napotkała na swej drodze Yumei z minką wyrażającą dezaprobatę. Nie dziwiło to Suki, “Cicha” miała cichą nadzieję, że Yozuka i jej brat zejdą się z sobą. Co jak na razie raczej nie następowało.
I trudno powiedzieć, czemu. Wszak Kansei nie był niechętny Suki, ani też Yozuka nie żywiła wrogości wobec niego… Po prostu jakoś... Nie iskrzyło dotąd między nimi.
- Co teraz? - spytała cicho Yumei. Po czym dodała. - Szminka ci się nieco rozmazała.
- Och, daj spokój, Yumei-chan. - rozbawiona jej minką Opal przejrzała się w najbliższej witrynie, by poprawić makijaż - Twój brat jest zakochany tylko w sztukach walki i jest strasznie dziecinny jeszcze. Nie to, co Kirumasu. - objęła ramieniem przyjaciółkę i konspiracyjnie wyszeptała jej do ucha - Poza tym rozmazana szminka to nic w porównaniu z brakiem majtek. - roześmiała się głośno na widok miny Cichej i dodała wesoło - Chodźmy coś zjeść, niedługo spotkanie.
- Tienshenki może? - rzekła Yumei przewracając znacząco oczami, by zamaskować rumieniec wstydu. Bardziej nieśmiała od Suki dziewczyna, “oficjalnie” i wyjątkowo nieśmiało potęgowała sposób bycia Yozuki, ale… co naprawdę myślała, trudno było stwierdzić. Objęła ramię przyjaciółki, odciągając ją od herbarciarni i prowadząc ku restauracja pana Yuna.
- Zamierzasz się z nim spotkać jeszcze. I czemu zgubiłaś majtki? - “Cicha” może i była bardziej skromna i nieśmiała od Suki, ale nie mniej ciekawa.
- Dałam mu je, żeby miał o czym myśleć przez caaaałe oficjalne spotkanie, na które został wezwany. - Opal była w doskonałym humorze - I masz rację, spotkam się z nim później. Mamy parę spraw do dokończenia. - zachichotała.
- Łatwo się domyślić, jakie. - rzekła zarumieniona Yumei, choć z lekkim wyrzutem. Po czym zmarszczyła brwi w zamyśleniu. - A jakie inne plany masz… oprócz tych oczywistych?
- Być druhną na Twoim slubie. - Suki pokazała przyjaciółce język, po czym jej twarz przybrała jakby sugestię powagi - Zależy, co jest dla Ciebie oczywiste. - odpowiedziała w końcu z wesołymi błyskami w oczach.
- Wiesz… co… - odparła cichutko Yumei, gdy wchodzili do restauracji Yuna. Knajpki mniejszej i nieco zatłoczonej i wypełnionej zapachami docierającymi z kuchni. Dziewczyna czerwieniła się wyraźnie, wyobrażając sobie zapewne, jakież to działania doprowadziły Suki do zgubienia bielizny.
- Czekanie na księcia z bajki jest strasznie nudne... - Opal poprowadziła dziewczynę do stolika i wesoło pomachała Yunowi, który uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, bowiem ręce miał zajęte przyrządzaniem jedzenia.
- ...co właściwie myślisz o Yaosharu? - zmieniła temat - Wydaje się niebrzydki. I zdecydowany. A to, jak na Ciebie patrzył... - zachichotała, widząc pogłębiający się na twarzy Yumei rumieniec - ...jakby chciał zajrzeć pod Twoją sukienkę...
- On? - zaskoczona tym, zarumieniła się jeszcze bardziej, plącząc się w wyjaśnieniach. -[i] Dla niego jestem pewnie tylko kolejną zdobyczą… będę… może… Tylko tyle ważniejsza, że powiązana z obietnicą, która już nie obowiązuje.
Yun postawił talerze z tienszenkami przed dziewczynami i Yumei zabrała się do jedzenia.


Dopiero po chwili dodała. - A tobie podobało się jego zdecydowanie? I on sam? Jak… bardzo?
- Nie podnieca mnie specjalnie, jeśli o to pytasz. - Suki litościwie poczekała, aż Yumei przełknie kęs, nim odpowiedziała na jej pytanie. Nie chciała przez przypadek zabić przyjaciółki, która niewątpliwie zakrztusiłaby się, przełykając - Ale jest przystojny i ambitny… mógłby być dobrą partią. Nie wiem tylko, jak traktuje kobiety. Ale mogę się dowiedzieć, jeśli chcesz. - wyszczerzyła białe zęby w uśmiechu, pozostawiając wyobraźni Cichej dopowiedzenie sobie, w jaki sposób miałaby to zrobić. Dziewczyna z pewnością nie pomyśli o tym, co oczywiste… zwykłym przepytywaniu kogo trzeba. Pomyśli o tym, co jej najbardziej chodzi teraz po głowie…
- A Dziki Kot? - odparła Yumei, najwyraźniej rozważając propozycję Suki.
- Kirumasu? Co z nim? - tym razem niewinne spojrzenie Opal było bezlitosne. Skoro już rozmawiały na takie tematy, nie było tu miejsca na zbyt wielkie niedopowiedzenia.
- On cię podnie… Nic ważnego, nic. - Yumei od razu zrejterowała. Szybko więc powróciła do kwestii “Irbisa”. - Może i dobrze się będzie dowiedzieć jak traktuje kobiety, jeśli ktoś... jedna z nas zostanie mu ofiarowana.
- Jeśli… to z pewnością nie będę to ja. - Suki uśmiechnęła się łobuzersko i nachyliła nieco bliżej Cichej - A Dziki Kot zawsze mnie podniecał, a teraz, kiedy wiem już, co potrafi… - znacząco zawiesiła głos - ...cieszę się na samą myśl. Chcesz sprawdzić?
- Chcę... wiedzieć, jaki jest Yaosharu. Chcę… - Yumei spojrzała w blat. - Chcę spokoju… Nie chcę, by Kansei wdał się w kłopoty. Nie wiem, czy “Irbis” jest tym kłopotem. Ale chcę wiedzieć.
Yozuka w jednej chwili spoważniała. Przez długą chwilę badawczo przyglądała się twarzy przyjaciółki, nim w końcu odpowiedziała - Mogę spróbować się dowiedzieć, jaki on jest. - wiązało się to z wejściem na terytorium Smoków i podejściem Yaosharu… zapowiadało się ciekawie - Chociaż nie obiecuję, że sprawdzę jego umiejętności. - nie odmówiła sobie niewybrednego żartu - Co do Kansei… spróbuję z nim porozmawiać. Ale wiesz, jaki on jest. Dla niego honor ma zbyt wielkie znaczenie, cały czas tkwi w przeszłości, zamiast patrzeć w przyszłość. Jesteś jego siostrą. Sama mogłabyś przemówić mu do rozumu. - mruknęła.
- Nie. To niemożliwe. - odparła dziewczyna, kręcąc przecząco głową i mówiąc bardzo cichutko.
- Jak będziesz zawsze tak cicho mówić to z pewnością Cię nie usłyszy. Dlaczego w ogóle pozwalasz mu tak sobą rządzić? - Opal, która od zawsze była panią samej siebie, nie potrafiła zaakceptować takiego układu, choć próbowała go zrozumieć.
- On jest moim bratem i gdy utraciliśmy dom… opiekował się mną, jak ojciec. - odparła cicho Yumei jakby kuląc się w sobie.
- No już, już… - Suki przytuliła przyjaciółkę i delikatnie pocałowała ją w czoło. Wiedziała, że Cicha mocno przeżyła śmierć rodziców, chociaż nigdy nie poznała towarzyszących jej okoliczności - Zrobię, co mi się uda. Tyle mogę obiecać.
Czarki ze zwyczajną herbatą znalazły się na stoliku, a Yun odebrał puste miseczki. Yumei sięgnęła ku swojej i upiła nieco. Po czym zaczerwieniona, zapytała. - Jak to jest… z mężczyzną?
Opal zadumała się nad tym pytaniem. Bo jak wytłumaczyć dziewicy, jak to jest?
- A próbowałaś kiedyś sama ze sobą? Albo z inną kobietą? - zapytała w końcu.
- Z inną... kobietą? - Yumei zaczerwieniła się jeszcze bardziej i opuściła głowę, nie mogąc spojrzeć Suki w twarz. - Nie. Oczywiście, że nie. A ty próbowałaś?
- Nie. Ale wcale nie twierdzę, że nie spróbuję. - odpowiedziała wesoło - Hmmmm… a całowałaś się chociaż?
- Nie. Z kim niby bym miała. - wybąkała Yumei, a jej uszy były czerwone wręcz.
Opal w zamyśleniu podrapała się po głowie - W takim razie trudno mi będzie to wytłumaczyć. Łatwiej by było pokazać… przynajmniej do pewnego stopnia. - zamilkła na chwilę - Więc robiłaś to sama ze sobą, czy nie? - wróciła do niedopowiedzianej kwestii.
- Nie. - pisnęła bardzo cichutko Yumei. - Nawet nie wiem, jak. Jestem bardzo… porządną dziewczyną. Przepraszam.
- Hej… - Opal łagodnie ujęła podbródek przyjaciółki, by mogły spojrzeć sobie w oczy - ...to nie ma nic wspólnego z byciem… porządną. - szepnęła z naciskiem - To, czy będziesz przeżywać przyjemność z wieloma mężczyznami, czy z jednym, to Twój wybór i nikt nie ma prawa Ci tego narzucić. - ich twarze były bardzo blisko siebie, oddech Suki nadal pachniał doprawioną mieszanką ziołową z herbaciarni Cheng’a, mimo zjedzenia porcji aromatycznych tienshenek i popicia kolejną porcją herbaty - Ciężko mi będzie wytłumaczyć Ci, jak to jest… z mężczyzną, jeśli nie masz żadnego punktu odniesienia. Nie chciałabym też, żebyś dowiedziała się tego z kimś… nieodpowiednim. Kimś, kto nie będzie dość delikatny i zupełnie Cię do tego zniechęci… - było oczywiste, że do czegoś zmierza i nawet Yumei zaczynała mieć niejasne podejrzenia w tej kwestii. Nie myliła się - Mogę Ci pokazać, jakie to wspaniałe. Jeśli chcesz. - szepnęła, niemal dotykając wargami słodkich warg przyjaciółki.
- Ale chyba… nie tutaj… i… tylko… - zadrżała Yumei, złapana w pułapkę spojrzenia Suki, ale nie mogła się od tych oczu oderwać, podobnie jak od pokusy, jaką była ciekawość spraw, o których Yozuka mówiła.
- Nie… tutaj nie byłoby dobrze. - zgodziła się z nią Opal - Bliżej mamy chyba do mnie...? - nadal szeptała wprost w jej usta, tak blisko, że niemal łączyły się w pocałunku, a jednak dość daleko, by nadal pozostawały rozdzielone. Suki doskonale rozumiała, co się teraz dzieje w głowie… i ciele Cichej. I umiejętnie to podsycała.
- U ciebie… tak… Ty mieszkasz bliżej. - odparła cichutko Yumei, nie oddalając twarzy, ale i nie przybliżając się. Trwała tak, wpatrzona szeroko otwartymi oczami w oblicze Suki.
- Chodźmy więc. - nie było czasu do stracenia, dziewczyna mogła w każdej chwili otrzeźwieć i nie dopuści do podobnej sytuacji w przyszłości. Więc Opal położyła na stoliku pieniądze i poderwała się z krzesła, pociągając za sobą Yumei. Trzymała ją za rękę przez całą drogę do swojego mikroskopijnego mieszkanka, którego większą część zajmowało wygodne łóżko - jedyny luksus, na jaki sobie pozwoliła. Cicha już tu bywała, regularnie wygrywając bitwy o utrzymywanie porządku. Bo Suki nie przywiązywała do tego większej uwagi… ale zaczęła się starać. Wystarczyło tylko zebrać kilka rzeczy z podłogi i można było wprowadzić gościa. Cicha wydawała się toczyć wewnętrzną walkę, więc Suki postanowiła nie dać jej czasu do namysłu. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, ujęła twarz przyjaciółki w dłonie i delikatnie ucałowała jej karminowe usta.
“Cicha” przylgnęła plecami do drzwi, uniosła ręce w poddańczym geście. Oddychała szybko, jej oczy rozwarły się szeroko w przerażeniu. Ale nie broniła się przed pocałunkiem, przylegając wargami do ust całującej ją Yozuki.
Opal lekko zakończyła pocałunek i badawczo wpatrzyła się w twarz przyjaciółki - Wszystko w porządku? - zapytała z troską, widząc przerażenie w jej oczach - Nie zmuszaj się, jeśli nie chcesz…
- Nie wiem… - odparła nieco płaczliwie Yumei. - Mam wrażenie, że ciało… mi płonie, a serce chce wyskoczyć z piersi. To… takie są pocałunki?
- Nie wszystkie… ale pierwsze doświadczenia zawsze są najsilniejsze. - miękko odpowiedziała Suki - Spróbujemy jeszcze raz? - zapytała, nachylając się już do kolejnego pocałunku.
- No dobrze… Ale… ty też masz się… nie zmuszać. - odparła niepewnie Yumei, kładąc dłonie na biodrach Suki.
- Wierz mi… do niczego nie muszę się… zmuszać… - wymruczała, na powrót łącząc swoje wargi z wargami dziewczyny. Tym razem pocałunek był dłuższy i nieco głębszy, Suki nie chciała przestraszyć przyjaciółki zbyt śmiałymi działaniami, ale stopniowo oswajała ją z rolą języka przy pocałunku. Także i dłonie Opal nie pozostały bezczynne, delikatnie przesuwając się po ramionach Cichej na jej plecy i pośladki. Ocierające się o siebie piersi obu dziewczyn nawet dla Yozuki były nowym doznaniem, ale musiała przyznać, że było to nader przyjemne doznanie.
Yumei oswoiła się dość szybko z pocałunkiem, łącząc łapczywie swe usta z ustami Yozuki, a języczkiem nieśmiało muskając jej język. Dłonie nerwowo zsunęły się z bioder na pośladki Suki i zaczęły je ugniatać, naśladując działania “Opal” i… cóż, Yume podchodziła do sprawy mniej spokojnie, szybki ruch dłoni sprawił, że spódniczka Suki została podciągnięta do góry, a palce “Cichej” masowały i ugniatały nagie pośladki dziewczyny.
Suki zamruczała, zaskoczona i zadowolona zarazem, a potem pociągnęła Yumei na łóżko. Jej palce szybko i z wprawą rozpięły sukienkę dziewczyny i pomogły oszołomionej nieco Cichej się z niej wyplątać, zaraz za sukienką na podłodze wylądowała bielizna i zapomniane pantofelki. Strój Opal także podzielił ich los i już po chwili obie dziewczyny były zupełnie nagie. Yozuka z wyraźną przyjemnością podziwiała przez chwilę figurę Yumei. Opal musiała przyznać, że miała iście posągową figurę i doszła do wniosku, że grzechem jest zasłanianie jej skromnymi strojami. Była podekscytowana... choć mniej, niż Cicha. Ale obiecała coś zrobić… więc zabrała się do dzieła. Na początek ułożyła się obok, by znów złączyć wargi z ustami Yumei, ale to był dopiero początek ich wędrówki. Kolejnymi przystankami były wrażliwe miejsca na szyi i za uchem, obojczyki, dekolt… i wreszcie usta Opal dotarły do miejsca, które ją samą tak bardzo fascynowało… do krągłości biustu Cichej, które poruszały się w przyspieszonym oddechu. Gdy usta poznawały i pieściły te tak znane, a równocześnie tak nieznane obszary, liżąc i ssąc lekko, dłoń już wędrowała niżej, ku gniazdku rozkoszy między udami przyjaciółki.
- Suki… Suki… ja… miał być tylko… czy ty sama robisz… coś tak sobie? - urywany oddech. Urywane słowa. Cicha przymknęła oczy, drżąc pod dotykiem “Opal”. - Gdy jesteś… sama... robisz tak?
Widać było, że nie w pełni panuje nad swym ciałem. Strach, rozterki i narastająca pod pieszczotami żądza mieszały się w niej, niczym w dzikim tyglu.
- Ćśśśśśśśś… - Opal porzuciła kuszące krągłości i wróciła wyżej, wolną ręką tuląc do siebie drżącą dziewczynę - Tak robią mężczyźni. A kiedy jestem sama… robię tak… - podniosła drugą rękę do ust, by na oczach Cichej oblizać palce, a potem sięgnęła wilgotną dłonią do nabrzmiałego pączka rozkoszy przyjaciółki i zaczęła go delikatnie masować - Czy tak… przyjemnie...? - szepnęła jej do ucha.
- Taaak… bardzo… - cicha drżała pod jej pieszczotą, jej biodra odruchowo uniosły się ku pieszczącej je dłoni. Po czym dodała zbyt zawstydzona, by spojrzeć Suki w oczy. - Ale… nie powinnaś przypadkiem pokazać… na sobie? I… naprawdę ty nigdy z kobietą? Nawet z Urei?
- Jakoś nie było okazji… - Opal wydawała się sama być zaskoczoną takim obrotem spraw - ...a pokazywanie na sobie nie pokaże Ci, jakie to przyjemne… chyba, że chcesz spróbować sama na sobie? - Suki oderwała dłoń od ciała przyjaciółki i podniosła jej palce do swych ust, by je zwilżyć tak samo, jak przed chwilą własne.
- Miałaś mi pokazać... na sobie chyba? - wydukała zaczerwieniona po uszy Yumei, zerkając na Suki zza kurtyny włosów.
- W takim razie… - Yozuka ułożyła się wygodnie i poprowadziła palce Cichej ku swojemu guziczkowi przyjemności, tłumacząc cicho - ...poprowadzę Twoją dłoń... na sobie. Jeśli jednak będziesz miała ochotę na coś więcej... nie krępuj się.
- Więcej? - ciało Yumei zadrżało. Dłoń pieszcząca punkcik rozkoszy potarła go mocniej i drapieżniej przez to. - Ja… czy ja ci się podobam? Czy ty mnie... uwodzisz?
Suki zatrzymała się w pół gestu, a potem łagodnie zabrała dłoń przyjaciółki i przycisnęła ją sobie do ust, siadając. W końcu wpatrzyła się w jej oczy, z tak niezwykłą u niej powagą.
- Yumei-chan… jesteś śliczną dziewczyną i chyba zdajesz sobie z tego sprawę. Znamy się już długo i bardzo mi na Tobie zależy. Być może trochę mnie poniosło... dla mnie to też jest nowe doświadczenie, ale… nie miałam w planach Cię uwodzić. Bałam się… i nadal się boję, że to może zniszczyć naszą przyjaźń. - westchnęła, delikatnie masując ściskane w dłoni palce Cichej - Chciałam Ci tylko pokazać, że to naprawdę wspaniałe doświadczenie. Niezależnie od tego, czy przeżywasz to sama ze sobą, z mężczyzną, czy z… kobietą. Za każdym razem jest inaczej, ale też za każdym razem jest to wspaniałe. Jeśli wiesz, czego się spodziewać i czego chcesz. Jesteś taka delikatna… a niektórzy mężczyźni potrafią myśleć tylko o sobie. Mam nadzieję, że Yaosharu taki nie jest. - w oczach Opal zatliły się iskierki gniewu - I ci potrafią zepsuć całą przyjemność. Ale większość z nich naprawdę dba, by kobiecie było dobrze. Chciałam Ci to pokazać... żebyś się nie bała, gdy do tego dojdzie… - westchnęła - ...jeśli nie chcesz... możemy to przerwać. - dodała niechętnie.
- Czyli nie spodobałam ci się aż tak bardzo… Nie jestem ta pierwszą, która sprawiła, że postanowiłaś spróbować z kobietą? - zasmuciła się Yumei, acz lekki uśmieszek błądzący na jej twarzy świadczył o żartobliwości tej uwagi, jak i o… uldze mimo wszystko.
Nieśmiało dotknęła palcami łona Suki i zaczęła badawczo wodzić po jej pączuszku rozkoszy.

<...>

- Warto było…?
- Tak. Dziękuję za naukę. Odpłacę ci się za nią… kiedyś. Ale nie mów o tym nikomu. - szepnęła cicho Yumei, tuląc się do Suki. - Dobrze?
- Oczywiście, że nikomu nie powiem. - Opal delikatnie ucałowała przyjaciółkę w usta - I nie musisz mi się odwdzięczać. To była dla mnie przyjemność… - zawahała się, nim dodała - ...ale jest jeszcze coś, o czym koniecznie musisz wiedzieć. Choć chciałabym Ci pokazać znacznie więcej... - jej dłoń “przypadkiem” zabłądziła na pierś Cichej.
- Co robisz? - zadrżała Yumei, czując dotyk Suki. - I jak chciałabyś mi pokazać, przecież… nie jesteś mężczyzną? I po co? Przecież już wszystko mi… pokazałaś?
Ale nie próbowała unikać pieszczoty dłoni Yozuki.
- Pokazałam Ci tylko, jak to jest, kiedy ma się orgazm. - mentorskim tonem wyjaśniła Suki i roześmiała się widząc, jak pod jej dotykiem twardnieje szczyt piersi dziewczyny - Mężczyźni bardzo lubią nasze piersi i zawsze wtykają ręce gdzie się da. Ręce i usta… czasem nie idzie się opędzić od pocałunków. - w miarę jak to mówiła, znów schodziła ustami znanym szlakiem w dół… ale tym razem nie zatrzymała się na piersiach - Bo widzisz… osiągnąć rozkosz można na wiele sposobów… Ty poznałaś na razie ten, do którego wystarczysz sama sobie… a można jeszcze… tak… - miękko, choć stanowczo rozchyliła uda Cichej, by wetknąć tam swoją twarz. Pchała ją nie tylko chęć pomocy przyjaciółce… Suki była równie ciekawa nowych doznań. Po raz pierwszy mogła zrozumieć, co czuje całujący ją “tam” kochanek - ...mężczyźni to lubią… przynajmniej ci, na których ja trafiłam… - uściśliła, czubkiem języka smakując nowe doznanie.
Yumei zadrżała i jęknęła czując nową pieszczotę, ale też… spanikowała. Nagle zaczęła się wycofywać, aż do krańca łóżka, z którego po chwili spadła na podłogę.
- Suki-chan… ja... to dla mnie… za dużo. Ja nie mogę. - zaczęła płaczliwie wyjaśniać Yumei. - Przepraszam.
Opal nie odmówiła sobie ostatniego pocałunku i niechętnie porzuciła ten kuszący kącik. Znów przytuliła przyjaciółkę, szepcząc uspokajające słowa - Nie masz za co przepraszać. To ja przepraszam, znów się zapędziłam. To dlatego, że… że jesteś tak pociągająca. - głaskała jej jedwabiste włosy, kołysząc lekko - Nigdy nie przepraszaj, że nie pragniesz tego samego, co Twój kochanek. Masz do tego prawo. Nie musisz i nie powinnaś być mu uległa i posłuszna. Gbur, który nie będzie Cię słuchał, nie zasługuje na Ciebie. - westchnęła - Ale jedno naprawdę musisz jeszcze wiedzieć. - odsunęła Cichą, by spojrzeć jej w oczy - Widziałaś kiedyś nagiego mężczyznę? - pytanie wydawało się dziwne, ale powaga malująca się na twarzy Opal mówiła wyraźnie, że to ważne.
- Brata… jak byliśmy dziećmi. - odparła z powagą w głosie Yumei.
- Oczywiście wiesz, skąd się biorą dzieci? - kontunuowała swój wywiad Suki.
- Oczywiście… kobiety je rodzą po tym, jak mężczyzna z nimi poduszkuje. - odparła z powagą głosie Yumei.
Yozuka westchnęła i wstała z łóżka, by udać się do łazienki, a po chwili wróciła, niosąc w dłoniach sprzęt, jakiego Yumei jeszcze nie widziała. Usadowiła się z powrotem przy Cichej i wskazała jej ów przedmiot - Wiesz, co to jest?
- Nie. Skąd to masz? Musiał kosztować fortunę. - zapytała zaciekawiona Yumei, przyglądając się przedmiotowi. Który rzeczywiście kosztował dość sporo, nie tylko w monetach… ale i w dość namiętnej znajomości z jego twórcą.
- Od... przyjaciela. - odpowiedziała oględnie Suki, uśmiechając się na samo wspomnienie owych “transakcji” - To jest wibrator. Służy sprawianiu przyjemności. - wyjaśniła, wskazując włącznik i uruchamiając urządzenia - Ale nie w tym rzecz. - Opal na powrót spoważniała, wyłączając zabawkę - Chodzi o to, że… Widzisz, on jest mniej więcej wielkości męskiego… przyrodzenia. - Suki z trudem znajdowała właściwe słowa - A my mamy… w środku… barierę, którą to… przyrodzenie musi przebić za pierwszym razem. Oczywiście Twoim pierwszym razem. Tylko raz. I to może trochę… zaboleć. Ale tylko przez chwilę, potem znów jest przyjemnie. Tak przyjemnie, jak przed chwilą… a nawet bardziej. - dodała szybko.
- Acha, ale… on będzie delikatny, prawda? I tylko raz. - Yumei trwożliwie wpatrywała się w ów przedmiot, niepewna co o tym myśleć.- I ja chyba nie chcę go sprawdzać. Tego wibratora. Jeszcze nie. To dla mnie zbyt wiele, co się już stało. Nikt… nie całował mnie jak ty, Suki-chan.
- Yumei-chan… - Opal czule pogładziła dziewczynę po policzku - Nie musisz używać wibratora. Być może nigdy go nie użyjesz. Chciałam Ci tylko pokazać… wydaje się być duży, prawda? - wiedziała, że tak. Sama kiedyś przeżyła niemały szok uzmysławiając sobie, jak dużo może jej się zmieścić w środku - Ale to tylko takie wrażenie. Naprawdę. Mogę to pokazać na sobie, jeśli chcesz. - dziwnie się czuła, składając taką deklarację, ale nie wahała się ani przez moment - Słyszałam też, że niektóre dziewczyny wolały sobie oszczędzić bólu z mężczyzną i używały tego, by przebić tę… barierę… żeby potem myśleć tylko o przyjemności. - opowiadała, starając się jak najlepiej wytłumaczyć Cichej te zawiłe kwestie.
- Ja może ubiorę bieliznę, a ty… pokaż. - wyrwało się z ust Cichej, gdy trwożliwie macała podłogę w poszukiwaniu swych jedwabnych majteczek. - Tak zrobimy… dobrze?
- Dobrze. - w głosie Suki słychać było zaskoczenie, ale nie zamierzała się wycofywać ze swojej propozycji.
- Nie musisz teraz, ani w ogóle… - odparła zaczerwiona na twarzy Yumei, czując się dziwnie, że wydała Opal polecenie. W gangu zawsze było odwrotnie, to Suki miała wyższą pozycję.
- Nie przejmuj się, tylko usiądź wygodnie i patrz. - na twarz Opal wrócił typowy dla niej kpiący wyraz, w oczach zapaliły się łobuzerskie iskierki - A z bielizną to bym poczekała, być może natchnie Cię w trakcie…

<...>

- Suki-chan… ja… - zawahała się Yumei wstając i zerkając na łazienkę. - Posunęłyśmy się tak… daleko, że… ja… to dla mnie za dużo. I za szybko.
Uśmiechnęła się blado i dodała. - Było miło, ale… zrozum, ja nie mogę tak wiele tak na raz.
- Sama chciałaś, żebym Ci pokazała, co się robi z wibratorem. - Suki odzyskała humor - I tak jestem pod wrażeniem, że doszłyśmy tak daleko. Jest w Tobie ogień, z którego sama nie zdajesz sobie sprawy. - uśmiechnęła się wesoło, zerkając na zegar - Poza tym, i tak powinnyśmy już iść. Za chwilę spotkanie.
- To prawda… - rzekła Yumei porwawszy swoją bieliznę i czmychnąwszy do łazienki, rzekła głośno. - Ja pierwsza.
Suki uśmiechnęła się do siebie i ruszyła do małego aneksu kuchennego, by porządnie opłukać swoją "zabawkę" i schować poza zasięg wzroku Yumei, a potem po prostu się ubrała i starannie poprawiła uczesanie i makijaż. Zniknęła w łazience tylko na chwilę, gdy już zwolniła ją Cicha i wyszła z niej świeża, pachnąca i uśmiechnięta od ucha do ucha.
- No to w drogę... - rzuciła wesoło, otwierając przed przyjaciółką drzwi.

 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 06-06-2014 o 13:02.
Viviaen jest offline  
Stary 06-06-2014, 12:38   #8
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 2. jeszcze lepiej poznajcie Suki

Ruszyły do kryjówki, którą stanowił stary magazyn urządzony dość wygodnie w stare meble.
Zanim dotarły do bocznego wejścia, ukryte przed wzrokiem postronnych, doszły do ich uszu dźwięki fletu. Znak, że Urei była już na miejscu.


Urei Shirako, zwana Słowikiem. Dźwięk jej fletu brzmiał hipnotycznie i uwodząco zarazem. Urei nie pasowała do reszty, zawsze ubrana w tradycyjnie szaty, zawsze uprzejma i dystyngowana. Jej figlarność zawsze była ukryta pod pozorami dobrych manier i enigmatycznym uśmieszkiem. Niemniej Suki poznała nieco lepiej Urei, gdy ta uczyła dziewczynę manipulowania mężczyznami. I szczyciła się także umiejętnością uwodzenia kobiet. Zajęta grą na swym ulubionym instrumencie, Urei pozornie nie zauważyła pojawienia się dwójki dziewcząt.
Opal jednak wiedziała, że jest inaczej. Uwadze Słowik nic nie uchodziło, choć pozornie mogło się wydawać, że wcale tak nie było. Niemniej słuchanie jej muzyki było przyjemnością samą w sobie, tak samo, jak przyglądanie się grającej Shirako. Tym razem jednak Suki spoglądała na swoją mentorkę nieco inaczej… dostrzegła zmysłowość jej ust, detale sylwetki, wydawałoby się tak doskonale skryte pod tradycyjnym strojem… a jednak widoczne, jeśli patrzyło się odpowiednio. Do tej pory nawet przez myśl Suki nie przeszło, że mogłaby spojrzeć na Urei jak na… kobietę. Była jej mentorką, jej wzorem do naśladowania, skarbnicą wiedzy o mężczyznach. Jej gesty Opal odczytywała zawsze jako naukę, nigdy nie brała ich do siebie. Czy coś przeoczyła? A może nie była w guście Shirako? Skupiona do tej pory na mężczyznach Yozuka poczuła nagle mętlik w głowie. Musiała przyznać sama przed sobą, że chwile zapomnienia w towarzystwie Yumei zrobiły na niej większe wrażenie, niż przypuszczała.
Yumei zaś przysiadła się z boku i w zamyśleniu wsłuchiwała się w melodię, starając się być jak zwykle niezauważalną.
W końcu jednak Urei zakończyła swą pieśń i spojrzała z ciepłym uśmiechem na Suki oraz Yumei. - Cieszę się, że was widzę. A już myślałam, że się nikt nie zjawi. Wiecie może, gdzie jest reszta?
Oczy Shirako zerkały nieśmiało to na Suki to na Yumei, ale i z pewną dozą ciekawości. Czyżby… coś wiedziała, lub czegoś się domyślała?
Opal wzruszyła ramionami w odpowiedzi, przy czym jakoś tak “przypadkiem” wyeksponowała swój biust.
- Mistrza Yoha nie widziałam od rana, Kansei pewnie gdzieś ćwiczy i jak zwykle się zapomniał, Yin i Yang pewnie ślinią się do jakichś lasek, a co porabia Noun, tego nikt nie potrafi zgadnąć. - Suki odliczała na palcach kolejnych mężczyzn - Poczekajmy jeszcze, może się zjawią. - uśmiechnęła się swobodnie do Słowik.
- Huramu-san... pewnie przyjdzie na końcu, jak zwykle. Szef musi mieć… wejście. - rzekła cichutko Yumei, choć z wyraźnym sarkazmem.
- Mężczyźni… wschodu. - odparła z dezaprobatą Urei. - Moi zachodni wielbiciele nigdy nie każą kobiecie czekać.
Co przypomniało Suki, że Urei miała legalne zatrudnienie w orientalnej gospodzie, gdzie zabawiała gości głównie grą na flecie i konwersacją.
Głównie… ale nie tylko. Opal czasami jej zazdrościła. Sama nie miała szans dostać się do szkoły, po której mogłaby wyglądać jak Słowik, ubierać się w takie stroje i zachowywać się tak… dostojnie, naturalnie, kobieco… wręcz niewinnie. Oczywiście, potrafiła manipulować mężczyznami i to z całkiem niezłym skutkiem. Ale brakowało jej… ogłady. Przy Urei zawsze czuła się jak dzikuska, wyzywająca i nieokrzesana. Ale ją wychowała ulica, a Słowik kształciła się w kosztownej szkole. Kto płacił za jej naukę? To była jedna z jej wielu tajemnic.
- Wygląda więc na to, że przez ten czas musimy się cieszyć własnym towarzystwem. - Suki roześmiała się, przekrzywiając głowę w tak charakterystyczny dla siebie sposób - Urei-san, może zagrasz nam coś jeszcze?
- Z przyjemnością. - odparła Urei, z gracją kłaniając się słuchaczkom. Ale zanim przytknęła instrument do ust, wtrąciła mimochodem. - Słyszałam, że miałyście spięcie ze… Smokami.
- Od razu spięcie… Yaosharu pali się do ożenku z Yumei… i wcale mu się nie dziwię. - Suki wyszczerzyła się radośnie do przyjaciółki - A Kansei jak lew broni honoru swej siostry... więc doszło do pyskówki… ale się rozeszło.
- No tak... Kansei. - westchnęła znacząco Urei i dodała. - Cieszę się Suki-san, że załagodziłaś sytuację.
Opal wzruszyła ramionami w odpowiedzi - Staram się. Poza tym... trochę mi pomógł Yensei-dono… akurat tamtędy przejeżdżał... - uzupełniła, z niewinną minką nawijając na palec kosmyk jasnych włosów, które tak ją wyróżniały wśród mieszkańców Azjatown.
- Dziki Kot? A co on tam… robił? - jedna brew Urei uniosła się w zaciekawieniu. Niewątpliwie swoimi słowami Opal zaintrygowała Słowik.
- Wybierał się na herbatkę do herbaciarni Cheng’a. - odpowiedziała Suki, uśmiechając się tajemniczo.
- Później muszę cię spytać… skąd to wiesz. - odparła żartobliwie Urei zaczynając grać piękną, acz smutną melodię na flecie, podczas gdy “Cicha” wyraźnie się zaczerwieniła, gromiąc “Opal” spojrzeniem.
Suki uśmiechnęła się uspokajająco do Yumei i złożyła palce skrytej prze wzrokiem Urei dłoni w dwa szybkie znaki, przekazując przyjaciółce, że jej… ich tajemnica... jest bezpieczna. A potem rozsiadła się wygodnie w fotelu, by delektować się muzyką i widokiem grającej Słowik.
Jej uśmiech nie umknął spojrzeniu Urei. To był pewien problem… Słowik była ciekawską osóbką. Ale grała bardzo pięknie. Jej flet dźwięczał nutkami tęsknoty, a jej spojrzenie badawczo spoglądało na Suki w sposób niewątpliwie zmysłowy. Jakby ów flet właśnie ją przywołaływał ku Urei.
Zauroczona tą muzyką Opal pomyślała leniwie, że tak właśnie musi się czuć każdy i każda z “wielbicieli” i “wielbicielek” talentów Shirako. Wyjątkowo. Jakby była jedyną wartą uwagi osobą na całym świecie. I doszła do wniosku, że to bardzo przyjemne uczucie. Czy ta subtelna zmiana zachowania mentorki świadczyła o tym, że Suki zakończyła swoje szkolenie? Że jest już gotowa? A może to jakaś forma sprawdzianu? Myśli płynęły nad wyraz leniwie w głowie Opal, która stwierdziła wreszcie, że pozwoliłaby się uwieść Urei nawet, jeśli oznaczałoby to negatywną ocenę jej postępów w nauce. Powolnym rozważaniom towarzyszyło jednak zamyślone spojrzenie utkwione w oczach Słowik i enigmatyczny uśmiech na jej twarzy… intrygujący i niewątpliwie skrywający jakieś tajemnice. Tak bardzo podobny do tego, jaki na co dzień zdobił śliczną twarz Urei…
Ich spojrzenia spotykały się co chwila… Oczy Urei wydawały się hipnotyzować i kusić. W jej przypadku trudno się było oprzeć tej magnetycznej melodii. Suki nie raz widziała, jak przeciwnicy Urei ulegali magii jej muzyki. Ale Słowik nie korzystała z takich sztuczek na przyjaciołach. Jej oczy czasami leniwie się przymykały, gdy melodia przyspieszała, ale gdy otwierały, ich błyszczące spojrzenie zdawało się przenikać ubranie Yozuki i próbowało wedrzeć się do jej duszy. Melodia jednak miała swój koniec i Urei skłoniła się lekko tuż po przebrzmieniu ostatniego tonu.
- Piękne… - westchnęła Opal, posyłając Urei przeciągłe spojrzenie spod długich rzęs - ...jaki nosi tytuł?
- Getsumen e no akogare… Tęsknota za księżycem. - mruknęła zmysłowym tonem głosu Urei, odkładając z pietyzmem instrument na bok. - To opowiedzcie o spotkaniu z “Dzikim Kotem”. I o całej tej awanturze ze Smokami.
- W sumie to wszystko już wiesz. - Opal lekko wzruszyła ramionami - Przyplątał się Yaosharu ze swoimi przybocznymi i zaczepił Yumei. Nim zdążyłam zareagować, wtrącił się Kansei i omal nie doszło do bójki… ale na to wszystko wjechał jak zwykle z hukiem Kirumasu i dość… stanowczo… - uśmiechnęła się mimo woli - ...kazał mu wracać do siebie. I tyle. - zakończyła niewinnie.
- Tak... to w stylu Yensei-dono. - zachichotała wesoło Urei i zerkając wprost w oczy Suki, spytała. - A co się wydarzyło… później?
- To… to jest pieśń na inną okazję.... - odpowiedziała Opal, uśmiechając się łobuzersko - ...poza tym... jeszcze nie gotowa. - zamruczała, nie spuszczając wzroku z twarzy Słowik.
- Och… szkoda. - rzekła z uśmieszkiem na twarzy Urei. - Słyszałam, że…
- Zrobiło się ostatnio głośno u nas… - słowa te skończyły się głośnym, jazgotliwym śmiechem. A pochodziły z ust wchodzącej do magazynu postaci.

]

Masaru Fuse przezywany Noun - Hieną z racji śmiechu i sposobu bycia podobnego do tego zwierzęcia i o twarzy ukrytej za skórzaną maską wszedł do magazynu. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, pytając. - Gdzie jest reszta? Wiem, że bliźniaki nie przyjdą, ale gdzie jest Wąż? Gdzie szef?
- Jak widzisz, tu ich nie ma. - Suki zerwała się z fotela, by serdecznie uściskać nowo przybyłego, po drodze mrugając porozumiewawczo do Urei. Dla obu było jasne, że dokończą przerwaną rozmowę… w dogodniejszym terminie - Co zatrzymało nasze nierozłączki? - zapytała, na powrót sadowiąc się wygodnie w fotelu.
- Spili się w barze, pobili obsługę… dali się złapać straży dzielnicowej. Odsiadują za zakłócanie porządku i trzeźwieją. - wyjaśnił ironicznie Fuse. A Yumei westchnęła smętnie… Yin i Yang lądowali w areszcie dość regularnie. Mieli zbyt słabe głowy i zbyt duży apetyt na alkohol.
- Znowu…? - niesmak na twarzy Suki odzwierciedlał jej myśli - Ktoś ich powinien w końcu porządnie sprać. Może wtedy zrozumieją. - zacisnęła usta w karminową kreskę. To byli doskonali wojownicy, ale na co komu nawet najlepszy wojownik, jeśli akurat leży w celi pijany jak bela? Yozuka nie kryła się ze swoimi poglądami i mimo sympatii, jaką żywiła do braci, często wybuchały między nimi ogniste kłótnie o ich nazbyt rozrywkowy sposób bycia.
- Ty chyba nie zamierzasz spróbować, moja droga? - zapytał z chichotem Masaru, zerkając na zegarek. - Jak dotąd, żadna pięść nie wbiła im ni odrobiny rozumu do tych grubych czaszek.
- Przemoc nie zawsze jest rozwiązaniem. - stwierdziła Urei.
- Na pewno nie jest to rozwiązaniem problemu ze Smokami. Ciekawe, którą tygrysicę rzucimy im na pożarcie. - stwierdził Noun zerkając na Yumei, wyraźnie zmartwioną tymi słowami. - Plotki głoszą, że Smok… już wybrał swoją dziewicę.
- Nie Twój problem, Noun. - w głosie Opal pojawiły się ostrzegawcze nutki, które dziewczyna natychmiast złagodziła żartem - No chyba, że sam zamierzasz założyć śliczną kieckę i się poświęcić.
- Nie… To nie jest mój problem, jak sama wspomniałaś. Ale to jest problem Tygrysów. - wzruszył ramionami mężczyzna. Tymczasem drzwi się otworzyły i wszedł Kansei. Jego spojrzenie omiotło zebranych i “Wąż” skierował się ku siostrze. Nachylił się, szepnął jej coś do ucha. Po czym ruszyli wgłąb magazynu, by pogadać na osobności.
Suki z niepokojem obserwowała emocje, jakie odmalowały się na twarzy przyjaciółki, gdy jej brat odciągnął ją na bok. Skojarzenie nasuwało się samo, sprawa musiała dotyczyć wcześniejszego zajścia. Czyżby już zapadła decyzja…? Pozostawało niestety czekać, aż rodzeństwo się rozmówi.
Rozmowa ta wydawała się być dość emocjonująca. Zarówno na twarzy brata, jak i siostry gniew mieszał się z obawą, a czasami ze zniechęceniem i smutkiem. Urei przysiadła się na oparciu tuż obok Suki i spytała Nouna. - A co takiego wywęszyłeś na temat Smoków?-
- Ja? A cóż takiego mogłem wywęszyć? Szykuje się rozejm i sojusz, ale… nie wiadomo po co. I nie wiadomo na jak długo. - wyciągnął jakąś karteczkę i bawił się nią, mówiąc. - Jeśli jednak cię ciekawi, kto jest opiekunką Yaosharu przydzieloną przez szychy Triad, to… mogę coś na temat wiedzieć.
- Opiekunką? - Suki ożywiła się wyraźnie - Byłam pewna, że ma opiekuna… hmmm… znasz ją osobiście, czy tylko obiło Ci się o uszy? - dziewczyna starała się załagodzić swój poprzedni wybuch słodkim uśmiechem. Ostatnio łapała się na tym, że próbuje chronić Yumei tak samo, jak robił to jej brat… co przecież zawsze potępiała.
- Może miał? Może mu zmienili? Nie wiem. - wzruszył ramionami Noun, bawiąc się karteczką. - To ktoś ważny i Yaosaharu musiał jej słuchać. Tyle wiem. Nie ośmieliłem się rozmawiać z nią osobiście.
- Co tam masz? - Suki pozornie obojętnie wskazała ową karteczkę, która błądziła między palcami mężczyzny.
- Co mam? Ot, nic ważnego. - Fuse kiepsko udawał obojętny ton głosu. A Urei bawiła się kucykiem Suki między palcami, pobłażliwym spojrzeniem obserwując oboje. - Tylko jej imię i adres karczmy, w której przesiaduje wieczorami i stołuje się rankiem… gdy nie ma nic lepszego do roboty.
- Hmmm… - Suki wydęła kusząco wargi, opierając głowę na ramieniu Słowik… tuż przy miękkiej krągłości jej piersi - ...mam już plany na dziś. Ale może jutro...? - spojrzała na Masaru, a potem na Urei, do której uśmiechnęła się znacząco.
- Interesujące. - uśmiechnął się bezczelnie Masaru. - Mogłabyś więc być zainteresowana odwiedzeniem tego przybytku, akurat, gdy ona będzie… w środku.
- Przyznaję, że to... interesujący... pomysł. - Suki zabłysły oczy - Niezwykły... zbieg... okoliczności... - jej karminowe usta hipnotyzowały nawet Urei, gdy Opal powoli i starannie wypowiadała kolejne gloski.
- Tylko, czy… nie będziesz przypadkiem zbyt zajęta nią, niż mną? - spytał podejrzliwie Noun, jednakże ze spojrzeniem przykutym do ust Suki.
- Kto kim będzie zajęty? - kolejny męski głos. To Huramu wszedł do magazynu, jak zwykle nonszalancko paląc papierosa.


Lewe oko mężczyzny zakryte było bielmem, przy biodrze nonszalancko dyndała kabura sześciostrzałowca. Spojrzał po zgromadzonych osobach. - Dziś wieczór macie wolny, ale jutro cały gang ma wieczorem robótkę…
Huramu rozejrzał się i… mruknął zaskoczony. - Widzę, że nie wszyscy tu są.
- Niestety, Huramu-san. - potwierdziła Suki, robiąc smutną minkę i spoglądając na Masaru, mruknęła - Wygląda na to, że nasza kolacja znów się odsuwa. - w jej głosie wciąż brzmiały zmysłowe nutki, gdy zwróciła się na powrót do bielmookiego - Co to za... “robótka”?
- Szczegóły poda mistrz Yoh, jak przybędzie. Ale ogólnie mogę powiedzieć, że ktoś kręci się w okolicy magazynów portowych pod naszym nosem. Któraś z mafii po cichu próbuje wepchnąć się na nasze podwórko. Trzeba dać im nauczkę. - wyjaśnił Huramu entuzjastycznym tonem głosu.
- Bez bliźniaków będziemy potrzebowali dodatkowego wsparcia. - mruknęła Opal, wyraźnie sceptycznie nastawiona do pomysłu. Nie pałała szczególnym entuzjazmem do wyciągania ich z aresztu po raz kolejny.
- Co z bliźniakami? - zapytał Huramu, a Urei mu odpowiedziała. - Areszt za zakłócanie porządku, do jutra.
- Znowu… - burknął gniewnie Huramu i zaczął chodzić tam i z powrotem mówiąc. - Zobaczę co da się zrobić. Albo ich wyciągnę, albo… poszukam zastępstwa.
Suki westchnęła w duchu i obejrzała się za siebie, gdzie rodzeństwo Yamato wciąż rozmawiało. Wyglądało na to, że wszystko zawsze musi pozostawać w równowadze. Wspaniały poranek i przedpołudnie zamieniały się właśnie w kiepskie popołudnie… chociaż wieczór zapowiadał się równie ciekawie… za co zapłaci nazajutrz. Ciekawość paliła ją niemal żywym ogniem, ale wyglądało na to, że “przypadkowe spotkanie z opiekunką Yaosharu będzie musiała przełożyć na później. Równie wielki zawód widziała na twarzy Masaru… choć z zupełnie innego powodu, jak się domyślała. On naprawdę traktował tę kolację jak randkę… w interesach.
- Czy są jeszcze jakieś sprawy o których powinienem wiedzieć? - spytał sfrustrowanym głosem przywódca ich małego gangu.
- O to trzeba by zapytać Kansei. - mruknęła niechętnie Opal, przytulając się na powrót do Urei, tym razem opierając głowę nieco bardziej na miękkiej krągłości Słowik niż na jej ramieniu i przymknęła oczy. Nie lubiła nie mieć kontroli nad pojawiającymi się komplikacjami.
- To znaczy? - spytał zaskoczony Huramu, a Masaru dodał nieco enigmatycznie. - Shiro Ryūi.
- Aaaa, to na razie nie nasz problem. To kwestia, która nie leży w naszych możliwościach. - machnął dłonią Huramu, podczas gdy rodzeństwo podeszło do pozostałych członków gangu.
Tymczasem do magazynu wszedł kolejny osobnik. Dobrze znany pozostałym członkom gangu.


Mistrz Yoh. Stary szermierz o dość tajemniczej przeszłości i chrapliwym głosie. Należał do członków Triady średniego stopnia. Wyżej, niż szeregowi uliczni członkowie, a niżej niż decydenci Triad. Przyczyny, dla których dołączył do Triad były niezrozumiałe… widac bowiem było, ze nie przepadał za byciem członkiem organizacji przestępczej.
- Chyba już nie ma co czekać na resztę. - rzekł, rozglądając się. - Więc przejdźmy do rzeczy. Ktoś się bawi w naszej piaskownicy i pod naszymi nosami próbuje przerzucać nielegalne towary. Ktoś uważa, że Azjatown nie ma opiekunów. Temu komuś trzeba będzie o tym przypomnieć. Nasi szpiedzy wywąchali termin kolejnego transportu i miejsce odbioru. Czyli jutro godzinę po północy... przy placu Roztropnego Tiena. Nie wiadomo, na co dokładnie się szykować. To nie będą związki zawodowe, ale mogą być Cycione, a więc magusy z ciężką bronią, lub… Czarna Ręka, więc tylko elfy ciężko uzbrojone. Byc może nawet jakiś mechaniczny strażnik. Konwój liczy dwa pojazdy, ale należy go powstrzymać, zanim wyruszą. Jakieś pytania?
- A jeśli to pułapka? - dość entuzjastycznie zapytała Suki, co nieco kontrastowało z treścią pytania.
- To nie wpadnijcie w nią. - odparł spokojnie mistrz Yoh. Przez chwilę milczał, po czym dodał. - Nie ma żadnych przesłanek na to, by mogła to być pułapka. Zwłaszcza, że… 49-tki giną często.
Spojrzał po grupce dookoła. - Więc pokażcie, że jesteście silni i wykonajcie zadanie.
- Tak, mistrzu. - Yozuka uśmiechnęła się radośnie do szermierza, po czym skierowała pytające spojrzenie na Yumei… przy okazji ocierając się policzkiem o pobliską miękkość skrywaną pod tradycyjnymi szatami Urei.
Zmysłowy pomruk wyrwał się cicho z ust Urei, zakończył się jednak pytaniem.-Jak ryzykowna to misja. I czy mamy jakieś plany na nią?
- Ponieważ te transporty odbywają się mniej więcej cyklicznie, można zacząć od rekonesansu... wspieranego przez pozostałych członków z pewnej odległości. A potem… zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. - stwierdził w odpowiedzi Yoh. - Nikt nie oczekuje od was ataku na ślepo.
- Kogo proponujesz na zwiadowcę, mistrzu Yoh? - Suki z trudem oderwała spojrzenie od twarzy wyraźnie zmieszanej Cichej i uśmiechnęła się niewinnie do mężczyzny.
- To nie mnie decydować. Ale Suki-kōhai… ty lub Fuse najlepiej się ku temu nadajecie. - odparł mistrz spoglądając to na nią, to na niego.
- Ustalimy to przy kolacji. - Opal mrugnęła wesoło do Masaru. Wyglądało na to, że jednak zdążą zrobić mały rekonesans - Co Ty na to, Noun?
- Czemu nie… - zamyślił się Masaru. A Huramu wyraźnie zagniewał tym, że będąc przywódcą, został tu pominięty.
- No to chyba tyle... spotkamy się tutaj jutro koło jedenastej. - zakończył więc rozmowy. “Cicha” i “Wąż” podczas całej tej rozmowy milczeli stojąc obok siebie. Kansei wydawał się być bardzo skupiony, a Yumei… całkowicie na odwrót, wyraźnie zamyślona i rozkojarzona.
- Hmmm… - wymruczała zmysłowo Urei. - Mam ochotę na czarkę sake, przyłączysz się Suki-chan?
Wyrwała ją tym z niemej “rozmowy” między Opal a Yumei. Wymiana spojrzeń miedzy nimi pozwoliła stwierdzić Yozuce, że z “Cichą” dziś już się nie spotka. Raczej jutro…
Huramu zaś zaczął rozmawiać z Nounem, podczas gdy rodzeństwo oraz sam mistrz Yoh już wychodzili.
- Hmmm…? - w oczach Suki mignął niepokój, szybko zastąpiony łagodnym uśmiechem - Z przyjemnością… - lekko podniosła się z fotela i spojrzała pytająco na Słowik - Dokąd pójdziemy, Urei-san?
- Do “Pijanego Oni”. Dobry i przytulny lokal. - rzekła w odpowiedzi Urei, dodając po chwili wyjątkowo zmysłowym tonem głosu. - Jeśli… masz… ochotę.
- Na herbatkę… zawsze... - w cichym głosie Opal znów brzmiała ta tajemnica, która tak zaciekawiła wcześniej kobietę - ...zwłaszcza w tak...znakomitym… towarzystwie… - ach, ta czerwień ust - ...grzechem byłoby odmówić… - uśmiechnęła się niewinnie, choć cała aż kipiała zmysłowością.
- Herbatkę... - zachichotała Urei, zakrywając usta rękawem kimona. - To chodźmy… niech się chłopcy bawią w swoim towarzystwie.
To mówiąc, wymownie spojrzała na ich przywódcę, zawzięcie dyskutującego o czymś z Fuse.
Suki ze śmiechem przyznała jej rację i przewróciła wymownie oczami, po czym kołysząc biodrami podążyła wraz z Urei ku wspomnianemu lokalowi. Świadoma, że odprowadzają ją zainteresowane zerknięcia co najmniej jednego z dwójki dyskutujących żywiołowo mężczyzn.
Podobnie jak Urei, której obcisły w strategicznych miejscach strój jak i wysokie “zęby“ geta które nosiła, sprawiały, że jej biodra kołysały się hipnotycznie, przykuwając do siebie uwagę. Słowik szła dość szybko, ale nie mogła nadążyć za Suki. W dłoniach ściskała delikatnie swój długi flet.
Dlatego też Opal zaczekała na swą towarzyszkę przy drzwiach i nonszalancko otworzyła przed nią drzwi, przepuszczając przodem i rzucając na pożegnanie rozbawione spojrzenie mężczyznom, którzy speszeni niczym chłopcy przyłapani na robieniu draki, natychmiast powrócili do przerwanej rozmowy.
Tuż za drzwiami magazynu na obie kobiety czekał Yoh. Mistrz zwrócił się do Urei. - Zostaw nas na chwilę samych.
Po czym, gdy Słowik się oddaliła, rzekł wprost do Suki. - Jutro koło południa przyjdę po ciebie, Suki-kōhai. Mamy ważne spotkanie dotyczące… twojej przyszłości.
- Mojej… przyszłości? - Suki zachowała spokój, choć krew jakby odpłynęła jej z twarzy. Natychmiast spoważniała - Dlaczego nie możesz mi powiedzieć już teraz, shifu?
-Spotkasz się z kimś odpowiedzialnym za… rozmowy i negocjacje. On lub ona… oceni twój potencjał, Suki-kōhai. - wyjaśnił spokojnym tonem Yoh.
- Och… - zaskoczenie odbiło się na jej twarzy - Mogę się jakoś… przygotować… do tej rozmowy? - to nie była walka, przed którą mogła mieć dodatkowy trening. To było coś zupełnie innego… a sądząc po zachowaniu szermierza, mogło wiele zmienić w życiu dziewczyny…
- Przygotowywałaś się podczas nauk ci udzielanych. Teraz… - przesunął spojrzeniem po Suki. - Możesz dobrać odpowiedni strój. Poza tym… - uśmiechnął się mistrz. -[i] Poradzisz sobie.[i]
- Będziesz przy tej rozmowie? - Suki mimo obaw odwzajemniła uśmiech. Był zdecydowanie zaraźliwy.
- Tak. Będę. - potwierdził mistrz i sprecyzował z lekkim uśmiechem na obliczu. - Będę obserwował, ale nie będę mógł zbytnio uczestniczyć. W końcu będziesz musiała poradzić sobie sama.
- Wiem, shifu. Ale cieszę się, że tam będziesz. - roześmiała się, przyglądając się sobie przez chwilę, po czym podniosła nieco zdziwione spojrzenie na mistrza - Co właściwie jest nie tak z moim strojem?
- Bardziej tradycyjny byłby odpowiedniejszy. - wyjaśnił Yoh.
- Poproszę o pomoc Urei-san. - oświadczyła pogodnie Suki, zerkając na czekającą Słowik - Coś jeszcze powinnam wiedzieć? - zapytała, na powrót zwracając się do mistrza.
- Niestety… ja więcej nie wiem. - odparł Yoh. Wzruszył ramionami, dodając. - Nie zostałem… powiadomiony.
- Przez kogo? - dociekała dziewczyna.
- Przez tych, którzy stoją nade mną. - stwierdził enigmatycznie mężczyzna.
Suki prychnęła tylko w odpowiedzi. Yoh potrafił być irytująco tajemniczy, ale nauczyła się już, że nie ma co z tym walczyć - Będę gotowa. - stwierdziła tylko krótko, kłaniając się z szacunkiem mistrzowi. “Na tyle, na ile można być gotowym…” dodała w myślach. Co oznaczało “bardziej tradycyjny” strój i skupienie. Musi się wyspać, to pewne… aczkolwiek nie musiała wstawać zbyt wcześnie. Do południa wszak mogła się wylegiwać.
Urei czekała cierpliwie, aż Suki skończy rozmowę z Yohem i na powitanie spytała. - Bardzo cię strofował?
- Nie… - Opal wydawała się nieco zamyślona - Mam się ubrać bardziej… tradycyjnie. Pomożesz mi coś znaleźć? - zapytała niespodziewanie.
- Hmm… kiedy chciałabyś szukać? - oceniła sylwetkę Suki, mowiąc. - Masz większe piersi niż ja, ale jak duże to musiałabym… ocenić dopiero. Najpierw… sake... i herbatka.
- Tak naprawdę to mam niewiele czasu. Strój mi potrzebny na jutro, a na dziś wieczór mam już… plany… - zamyśliła się, zerkając na zegarek - Ze dwie, może trzy godziny. - sprecyzowała ze smutną minką.
- To dużo czasu… na rozmowę i nie tylko, Suki-chan. - odparła ciepło Urei. - Chodźmy więc do mnie. Tam sobie pogadamy. I poprzymierzasz moje kimona.
- Na pewno…? - Opal nie wyglądała na przekonaną - Twoje stroje są z pewnością bardzo kosztowne. Nie mogłabym… - westchnęła cicho, nie kończąc zdania. Oczywiście marzyła o tym, by móc założyć choć raz takie kimono i uczesać włosy tak kunsztownie, jak nosiła je Słowik. Ale co innego było o tym pofantazjować, a co innego pożyczyć taki strój i niechcący go zniszczyć… wyobraźnia podpowiadała jej w tym momencie wyłącznie czarne scenariusze.
- Nie planujesz chyba w moim kimonie się bić lub...upijać w karczmie, co Suki-chan? - zapytala zaciekawiona “Słowik”, chwytając za dłoń dziewczyny i prowadząc ją w kierunku swojego domu.
- Oczywiście, że nie. - Suki wzruszyła ramionami, po czym się roześmiała - Ale nigdy nic nie wiadomo…
- Moje kimona to nie delikatne origami. Nie niszczą się aż tak łatwo. - odparła ze śmiechem Urei - W innym przypadku nie miałabym z nich zbyt wielkiego pożytku.
- Nooo… dobrze. - Opal uśmiechnęła się radośnie, wyraźnie przekonana. Zapowiadała się niezła zabawa…
Urei stać było na prawdziwy dom otoczony solidnym płotem i miłym oku ogrodem. Po przejściu przez bramę Słowik prowadziła Suki wąską dróżką wśród krzewów, omijając przy tym niektóre bardziej widoczne pułapki, bo i tych bardziej ukrytych pewnie było kilka. Zostawiły buty przed drzwiami i ruszyły dalej, meandrując w labiryncie papierowych ścian, aż dotarły do sypialni Urei, gdzie ta rozsunęła sprytnie ukrytą szafę, odsłaniając swoje skarby.
- Myślę, że powinnaś się rozebrać, Suki-chan… acz może najpierw sama jakieś wybierzesz?
Opal stała niemal z rozdziawioną buzią, gapiąc się na wielokolorowe stroje. Mogłaby tu spędzić tydzień i na pewno by jej się nie znudziło… Jak miała wybrać wśród tych skarbów coś dla siebie?
- Może… zdam się na Ciebie… - wyszeptała w końcu, nie potrafiąc oderwać spojrzenia od malujących się przed jej oczami wspaniałości.
- Coś… klasycznego? - zamyśliła się Urei, wyjmując czerwone kimono ozdobione wyszukanym wzorem malowanym na jedwabiu za pomocą magii.
- To… oficjalne spotkanie. Coś jak… sprawdzian. - Suki była wyraźnie trochę rozkojarzona, przez co też nieco bardziej szczera i otwarta. Ale… czy była to tajemnica? Pewnie nie aż tak wielka… choć dziewczyna nie chciałaby się potem tłumaczyć wszystkim z niepowodzenia, więc wolała się nie chwalić zbytnio swoim jutrzejszym spotkaniem.
- To jest oficjalne kimono, Suki-chan. Wierz mi... mam bardziej figlarne. - odparła z cichym chichotem Urei, zasłaniając usta rękawem.
Suki przyjrzała się strojowi usiłując przybrać na twarz krytyczny wyraz, ale oczy świeciły jej się bursztynowym blaskiem na samą myśl o możliwości przymierzenia czegoś tak pięknego i dostojnego - Może… może najpierw zobaczę, jak leży? - zapytała z pozornym spokojem i nonszalancją
- To dobry pomysł. - zgodziła się z nią Urei, z podejrzanie podstępnym uśmieszkiem i wyraźnymi błyskami w spojrzeniu.
- Jak to się w ogóle zakłada? - tym razem powątpiewanie w głosie Opal nie było udawane.
- Na skórę, Suki-chan… - odparła ze śmiechem Urei i ułożyła strój na swym łóżku. - Najpierw rękawy, a potem się trzeba opatulić nim. I cała sztuka tkwi w obi. Jego wiązanie jest najtrudniejsze.
- Och… - na policzki Opal wypełzł podstępny rumieniec, gdy uświadomiła sobie, że nie ma na sobie bielizny, przez co zdjęcie “wierzchniego” stroju sprawi, że tak od razu zupełnie naga stanie przed Urei. Która przecież nie mogła o tym wiedzieć… choć jej zamiary były aż nazbyt czytelne dla Yozuki. Dlatego też dziewczyna uciekła w swój nieco kpiący sposób bycia i zabrała się za zdejmowanie gorsetu i bluzki, jakby była to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. Lisi uśmieszek i spojrzenie “Słowik” skupione na odsłanianych przez Suki obszarach świadczyło o tym, że Urei pozytywnie ocenia krągłości Yozuki. Nie odezwała się jednak w ogóle, cicho czekając, aż “Opal” będzie gotowa się ubrać.
Na łóżku wylądowała najpierw bluzka, zaraz za nią powędrowały pończochy, a potem z bioder zsunęła się spódnica, odsłaniając przed Słowik absolutnie wszystkie sekrety dziewczyny, która ze stoickim wręcz spokojem również i tę część stroju rzuciła na łóżko, po czym spojrzała z enigmatycznym uśmieszkiem na Urei, pytając niewinnie - I co teraz?
Jedna brew Urei uniosła się na widok braku bielizny u całkiem nagiej Opal. Uśmieszek na jej twarzy zrobił się bardziej zmysłowy. Kobieta przesunęła palcami po skórze piersi Yozuki i wymruczała cicho.
- A teraz… chcesz się ubrać? - patrzyła wprost w oczy Suki z wyraźnym w nich apetytem. Niemniej uśmiechnęła się ciepło. - To jaki strój przykuł twoją uwagę?
- Twój… - odpowiedziała zmysłowym szeptem Opal, nie odwracając spojrzenia, ale też nie poruszając się… nie licząc unoszących się i opadających nieco szybciej niż zwykle piersi.
- Mój? To będę musiała go zdjąć. - odparła z żartobliwym uśmiechem Urei, dłońmi obejmując krągłości piersi Yozuki i już nie bawiąc się w subtelności zaczęła je pieścić i masować. - A skąd to nagłe zainteresowanie… moim strojem?
- A skąd to nagłe zainteresowanie… moją osobą? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Suki, zbliżając nieco twarz do twarzy Słowik a dłońmi wodząc po nadal okrytych kunsztownym strojem biodrach i pośladkach kobiety.
- Nagłe… zainteresowanie? - zdziwiła się Urei i uśmiechnęła delikatnie. - Moja droga Suki. Ja zawsze miałam na ciebie oko, acz.. bardziej przyjacielskie. W końcu znam twój apetyt na męskie towarzystwo i nauczyłam cię owijać ich wokół swego palca. Nie przyszło mi do głowy, że masz szersze… horyzonty.
- Mi też nie. - Opal z beztroskim uśmiechem delektowała się jędrnością pośladków mentorki - Więc podobałam Ci się od zawsze... Dlaczego mi tego nie pokazałaś, Urei-chan? - zapytała, autentycznie zaciekawiona.
- Byłaś i jesteś pięknym egzotycznym kwiatem. Samo oglądanie jest przyjemnością. Nie musi pociągać nic konkretnego za sobą. - odparła beztroskim tonem Urei, kciukami masując pobudzone szczyty nagich piersi Yozuki. - Więc… skąd u ciebie taki nagły zwrot zainteresowań, Suki-chan?
- Więc zaprosiłaś mnie tutaj by sobie... pooglądać? - uparcie drążyła temat Opal. Przez chwilę wydymała wargi, przy czym wyglądała jak naburmuszona dziewczynka, a potem zmarszczyła brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając - Dziś przed spotkaniem... zachowywałaś się inaczej niż zwykle...? Czy tak samo... tylko ja dopiero dziś zwróciłam na to uwagę? - zapytała w końcu z wahaniem.
- I podpytać o parę rzeczy i… pomóc w wyborze kimona… i… - nachyliła się i cmoknęła delikatnie usta Opal. - Pewnych rzeczy się nie planuje. Po prostu należy dać się ponieść emocjom i wydarzeniom. Nie wszystko co robię, czynię z premedytacją.
- Podpytać o "pewne rzeczy" mogłaś przy czarce sake, a w kwestii stroju... myślałam raczej o chodzeniu po sklepach. - rumieniec na policzkach Suki dodawał jej niewinności, choć oczy patrzyły śmiało w oczy Urei.
- Planowałam rozmowę przy sake… i może nawet wykorzystać okazję, do kradzieży całusa… może… - zachichotała nieśmiało Słowik, pocierając znacząco palcami, których pieszczoty przeszywały ciało Suki przyjemnymi doznaniami. - A po co kupować strój, skoro mogę ci pożyczyć.
Przechyliła głowę na bok i dodała ciepło. - Jeśli uważasz, że posuwam się teraz za daleko, to… powiedz mi, Suki-chan. Nie obrażę się.
- Nie, Urei-chan. - dziewczyna z nieco zawstydzonym uśmiechem pokręciła głową - Nie przerywaj. To bardzo... przyjemne... - na chwilę przymknęła oczy, delektując się tą przyjemnością, a potem nieco niecierpliwie potarła dłońmi materiał na pośladkach Słowik - Szkoda tylko... że jesteś... ubrana... - szepnęła miękko.
- A czyja to wina? - wymruczała zmysłowo Urei, kręcąc zalotnie pupą. Nachyliła się i muskając językiem szyję Suki, dumnie wypięła tyłeczek wprost w dłonie Yozuki. - Wszak możesz mnie rozebrać, jeśli masz ochotę. Ponoć podobało ci się kimono, które mam na sobie.
- Nie przywykłam do takich strojów. - odcięła się Suki, odchylając głowę, by Słowik miała lepszy dostęp do jej szyi - Nie do końca wiem, jak się do tego dobrać.
- Może lepiej będzie jak się… położysz w moim… łóżku, co? A ja zajmę się resztą. - wymruczała zmysłowo Urei, całując delikatnie szyję dziewczyny i po chwili dodając. - A tak poza tym… skąd te nowe pragnienia, klejnociku?
- Jakoś tak… same przyszły. - Opal ułożyła się w pościeli na boku i podparła głowę dłonią, z zagadkowym uśmiechem obserwując rozbierającą się Urei. Jak wszystko, co robiła, także i tę czynność wykonywała dostojnie i bez pośpiechu… tak naturalnie jej to przychodziło… - A jak to z Tobą było, Urei-chan? Jak odkryłaś, że podobają Ci się kobiety? - jej zaciekawione spojrzenie bez cienia wstydu wyławiało kolejne fragmenty ciała Słowik wyłaniające się spod zdejmowanego kimona.
- Och… trudno powiedzieć. To było duże przyjęcie pełne alkoholu i miłości. My... bardowie, lubimy rozrywki i własne towarzystwo. A kobiety i mężczyźni podobali mi się od zawsze… uwielbiam piękno w każdej postaci. - odparła z pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy. Urei, odsłoniwszy swe skarby przeciągnęła się zmysłowo, przesuwając dłońmi po swym ciele… jakby owe dłonie nie należały do niej, lecz… do kochanki lub kochanka wielbiącego jej krągłości. - W moim przypadku, przyszło to naturalnie… nigdy specjalnie nie przejmowałam się płcią czy rasą osoby, która mi się podobała. Nie miałam takich rozterek w ogóle. I nie mam teraz. Ale… nie wymuszam uczuć na siłę, Suki-chan. Przynajmniej nie prywatnie, bo jeśli zadanie wymaga uwiedzenia kogoś to…
Sięgnęła po długi drewniany flet, przesunęła zmysłowo instrumentem pomiędzy piersiami, po brzuchu i łonie. Uśmiechnęła się figlarnie, klękając tuż obok Suki i odkładając flet obok. - Wszystko w swoim czasie… dziś odrobinę się zabawimy, a dalej… posuniemy się przy innej nadarzającej się okazji.
Opal z fascynacją przyglądała się Urei. Z jednej strony patrzyła na nią tak, jak zawsze to robiła - jak na mentorkę, odruchowo ucząc się gestów, mowy ciała… tych wszystkich subtelnych detali, które nauczyła się dostrzegać i używać jak broki. Z drugiej strony jednak dostrzegła w niej piękną i budzącą pożądanie kobietę… dziwiąc się, że nigdy wcześniej nie zwróciła na to uwagi. Subtelna różnica, która zmieniała wszystko.
- Jak to możliwe, że nigdy wcześniej… nie przyszło mi to do głowy…? - mruknęła jakby do siebie, wyciągając dłoń, by pogładzić miękkie krągłości piersi Słowik - Przecież to najbardziej oczywista forma… nauki. Zwrócenie na siebie uwagi mężczyzny to nie koniec… to dopiero początek… - jej szeroko otwarte oczy płonęły ciekawością i pożądaniem, ale także bezbrzeżnym zdumieniem, że to wszystko dzieje się dopiero teraz.
- A czemu miałoby przyjść wcześniej? - uśmiechnęła się ciepło Urei, pozwalając dłoni Suki badać swoje ciało. Sama zresztą palcami sięgnęła między uda swej uczennicy i muskała opuszkami palców sekrety jej łona. - Wszystko ma swój czas i miejsce. Nie ma co się spieszyć.
Przez myśl Opal przemknęło jej tak niedawne spotkanie z Yumei i zachichotała cicho. Nigdy nie miała zbyt dużo cierpliwości, długie uwodzenie i niekończące się “mizianie”, jak zwykła to określać, nudziły ją nader szybko. Widać to było po jej ruchach, które nabrały pewności, dłonie Suki mocniej pieściły i masowały piersi Urei, czasami błądząc po jej brzuchu i plecach. Także i usta były niecierpliwe… miękko i delikatnie, choć bez wahania smakując słodycz warg Słowik… ukrywając pod powiekami bursztynowy ogień płonący w oczach.

<...>
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 06-06-2014 o 13:00.
Viviaen jest offline  
Stary 06-06-2014, 12:40   #9
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 3. skoro już ją znacie...

- Mmm… to było przyjemne. - wymruczała Urei, uśmiechając się. Po czym pogłaskała włosy Suki, pytając. - To opowiesz mi o wydarzeniach z herbaciarni, czy też pozostawisz moją ciekawość… niezaspokojoną?
Opal roześmiała się cicho i oblizując się zmysłowo, ułożyła obok gejszy. W jej oczach migotały iskierki rozbawienia - Myślę, że nie muszę. Z pewnością wszystkiego się już domyśliłaś. - wymruczała, leniwie wodząc palcami po piersi Urei.
- Słyszałam plotki, papierowe ściany nie tłumią zbyt dobrze odgłosów, a kelnerki bywają wścibskie. - odparła ze śmiechem Słowik.
- Więc o co tak naprawdę pytałaś…? - Suki przekrzywiła głowę, wpatrując się z łobuzerskim uśmiechem w twarz Urei - I komu zazdrościsz? Bo nie zdążyłaś odpowiedzieć… - roześmiała się.
- Będzie kiedyś z ciebie wyjątkowo namiętna i słodka kochanka. Zazdroszczę osobie, która cię oswoi i ujeździ… tej jedynej. - zachichotała Urei i cmoknęła w czoło Yozukę.
- A pytałam o szczegóły… mimo wszystko… mam informacje z trzeciej ręki. - wzruszyła ramionami, tuląc nagą Suki do siebie.
- Jakie szczegóły? - droczyła się z nią Opal, nieustannie wodząc dłońmi po jej aksamitnej skórze.
- Te pikantne oczywiście? Czyżby ogonek kotka nie był wystarczająco satysfakcjonujący, że zwróciłaś swe spojrzenie ku kobietom? - zażartowała Urei.
- Przerwano nam. - Suki wydęła karminowe wargi w udawanym oburzeniu - Więc nie zdążyłam dokładnie sprawdzić, czy pierwsze wrażenie nie było przypadkiem mylące. Zamierzam to nadrobić wieczorem. - pokazała u szerokim uśmiechu równe, białe ząbki - Niemniej… zapowiada się… satysfakcjonująco. “Dziki Kot” nie wzięło się znikąd…
- Tak słyszałam. Uważaj na niego, to łóżkowy dzikus i zbereźnik… jeśli się rozochoci… czeka cię dzika noc… niekoniecznie w łóżku. - zaśmiała się Urei.
- Cóż… nie przeszkadza mi to. - zachichotała w odpowiedzi Suki - Lubię… stanowczych mężczyzn.
- No to trafiłaś na jednego z bardziej stanowczych i bezpośrednich mężczyzn. - odparła w odpowiedzi Urei.
- Hmmmm… ale potrafi być też słodki i delikatny. Jeśli chce. - Opal przygryzła wargę w zamyśleniu - Cóż… jak mówiłam, przerwano nam. Póki co mam apetyt na więcej… - roześmiała się swobodnie - ...choć jutro mogę mieć już inne zdanie na ten temat. - wzruszyła lekceważąco ramionami - Okaże się.
- Potrafi… jeśli zdołasz go okręcić wokół swego palca. - zgodziła się z nią Urei. - Ale ma też duży apetyt, który lubi często zaspokajać.
- Tak… i do mnie dotarły takie pogłoski… - Suki zmrużyła oczy w beztroskim uśmiechu. Wyraźnie cieszyła się na wieczorne spotkanie i wcale nie zamierzała tego ukrywać. Urei była jedną z niewielu osób, które wiedziały o jej słabości do tego mężczyzny… który do tej pory wydawał jej się nieosiągalny. Pociągała ją jego dzikość… choć i pozycja, jaką zajmował, nie była tu bez znaczenia. Cóż… Yozuka zawsze mierzyła wysoko.
- Na to spotkanie też szukasz stroju, czy masz coś już zaplanowane? - zapytała zaciekawiona Urei.
- Właściwie to… nie zastanawiałam się nad tym. Nie mam zbyt wielu strojów… poza tym… przebranie się nie wydawało mi się… konieczne. - zamyśliła się nieco stropiona dziewczyna.
- Cóż… - Urei przesunęła wymownie dłonią po łonie Suki. - Może i masz rację… sama jesteś pokusą. I to dlatego nie miałaś… majtek?
Ocierając się piersiami o nagą Opal, “Słowik” zaczęła muskać palcami pączuszek rozkoszy dziewczyny.
- Przypominają o mnie pewnemu… kocurowi. Bezpiecznie ukryte w kieszeni jego spodni. - odpowiedziała Suki, usiłując zachować na twarzy niewinną minkę.
Słowik spojrzała zaskoczona na Opal, po czym... wybuchła głośnym śmiechem, przez chwilę niezdolna do swych niegrzecznych działań.
- No to pięknie. Nie zdziwiłabym się, gdyby ów kocurek zaciągnął cię w boczną uliczkę i posiadł w dzikim szale namiętności. - odparła na koniec Urei, tuląc Suki do siebie.
- Myślisz…? - Opal przez chwilę obracała tę myśl w głowie - ...żadna boczna uliczka nie jest tak do końca pusta. Cała dzielnica miałaby o czym plotkować przez miesiąc chyba… - roześmiała się wesoło. Najwyraźniej jej to nie przeszkadzało - ...zobaczymy. Tak, czy inaczej, tego braku nie zamierzam uzupełniać. - dodała, uśmiechając się szeroko.
- To niewątpliwie będzie miła niespodzianka dla Kocurka… - zachichotała Urei, po czym nagle zamyśliła się. - Ale ty… chyba zasiedziałaś się u mnie, Suki-chan.
- Chyba jeszcze nie jest tak późno…? - Opal sięgnęła po zegarek, który leżał wśród jej rzeczy na podłodze i westchnęła smutno - Wygląda na to, że nie zdążę ani poprzymierzać Twoich strojów, ani nauczyć się wiązać obi. Masz coś, co jest mniej... skomplikowane przy zakładaniu? - bezradnie wpatrzyła się w barwną zawartość jej szafy.
- Myślę, że przymierzanie możemy jeszcze zrobić i naukę też… ale inne przyjemności musimy sobie odpuścić. - zachichotała Urei wstając z łóżka i podchodząc do szafy. - Chodź i przyjrzyj się moim zbiorom.
Westchnienie zachwytu wyrwało się z ust dziewczyny, gdy powoli sunęła wzdłuż równego rzędu wieszaków ze strojami. Były rzeczywiście różne… od ceremonialnych, po “figlarne”... a wszystkie piękne i starannie wykończone… i z pewnością bajecznie drogie. W końcu spojrzenie Suki spoczęło na czerwonej sukni, na której czyjeś zgrabne palce wyszyły wspaniałego pawia. Powoli powiodła dłonią po misternym hafcie, potem przez chwilę delektowała się jakością materii, z której uszyto cały strój… z niemal nabożną czcią wyjęła suknię z szafy i spojrzała błagalnie na Słowik - Mogę tę, Urei-chan? - zapytała, przykładając strój do ciała i odwracając się w stronę ogromnego lustra, które stało obok szafy.
- Możesz klejnociku… będziesz w niej zniewalająco wyglądać. - odparła z ciepłym uśmiechem Słowik.
- Jesteś cudowna... - Opal ucalowała gorąco wargi Urei i przytuliła do siebie suknię - Ale odbiorę ją chyba jutro... dziś mi nie po drodze. - uśmiechnęła się szeroko, przypatrując się z zachwytem swojemu odbiciu w lustrze.
- Zgoda… zostanę dłużej w łóżku. - zażartowała Urei. - Powinnaś mnie zastać jutro rano.
- Eeeee… rano…? - Suki zachichotała - Nie mam pojęcia, czy wyrobię się rano… ale na pewno przed południem, Urei-chan.
-Poczekam na ciebie, lub zostawię ci wiadomość, gdzie zostawiłam sukienkę. Albo przyjdę do ciebie... jakoś sobie poradzę. - odparła z uśmiechem Urei.
- Cudowna… - Opal cmoknęła mentorkę w policzek i wcisnęła jej w dłonie strój, a sama zaczęła się szybko ubierać - Wybacz, ale muszę już lecieć… - z lekkim niepokojem zerknęła na zegarek i odetchnęła z ulgą - ...powinnam w sam raz zdążyć na miejsce. - mruknęła wesoło.
- Niewątpliwie poczeka na tak smakowity kąsek, jakim ty jesteś. - uśmiechnęła się wesoło Urei, leżąc na brzuchu i przyglądając się ubierającej się Suki.
- To może się spóźnię…? - dziewczyna przysiadła na chwilę na łóżku, ale zaraz się poderwała - Pójdę trochę okrężną drogą. - zdecydowała wreszcie i skłoniła się z gracją mentorce, po czym tym swoim charakterystycznym rozkołysanym krokiem ruszyła do wyjścia.


Yensei już stał pod ścianą jednego z budynków, rozglądając się dookoła. W jego ruchach było widać niecierpliwość, ale na obliczu jeszcze nie było gniewu. Najwyraźniej nie czekał jeszcze dośc długo, by się zdenerwować. Na uliczkach ruch już się zmniejszał, nadchodzący mrok przepłaszał mieszkańców do domów.
Suki nie bawiła się w podchody, szła po prostu środkiem chodnika, wypatrując Dzikiego Kota. Uśmiechnęła się promiennie, gdy go zobaczyła i skłoniła mu się z wdziękiem - Widzę, że już na mnie czekasz… przepraszam więc za spóźnienie, Yensei-dono. - zagaiła nader uprzejmie, niemniej z wyraźnie bezczelnym uśmiechem błąkającym się w kącikach ust… co nieco kontrastowało z treścią wypowiadanych słów.
Kirumasu uśmiechnął się wesoło, zerkając na dekolt kłaniającej się Suki i mówiąc. - Nie szkodzi. To teraz odwiedzimy twój domek, czy udamy się do mnie?
- U mnie ciasno. Niewiele poza łóżkiem się zmieściło. - bezczelny uśmieszek przestał się ukrywać i całkiem jawnie rozgościł się na twarzy dziewczyny - Ze śniadaniem nie będzie problemu, tylko sake się skończyła. A u Ciebie? - zatrzepotała wdzięcznie rzęsami, składając dłonie na podołku jak grzeczna panienka… co tylko uwydatniło kuszące krągłości widniejące ponad dekoltem bluzki.
- U mnie… stajnia… pokój mam nad stajnią. - wymruczał mężczyzna zahipnotyzowany prezentowanymi mu przez dziewczynę krągłościami.
- Stajnia… - mruknęła Suki - A, właśnie… jak ma na imię Twój wierzchowiec? - zapytała niespodziewanie, po czym dodała, jakby do siebie - Nigdy jeszcze nie jeździłam konno…
- Oj, pojeździsz sobie dzisiaj. - odparł w odpowiedzi Kirumasu, nadal wpatrzony w te krąglości. Jego dłoń bezczelnie wylądowała na sukience Opal i pieściła namiętnie pośladek przez materiał stroju. - Wierzchowiec… mój? Który?
- A ile ich masz...? - lekkie pochylenie ciała spowodowało na raz trzy rzeczy… pośladek przywarł do pieszczącej go dłoni, biust zaprezentował się okazalej, a pociągnięte karminową szminką usta znalazły się o włos od ucha Kirumasu, owiewając je ciepłym oddechem, gdy szeptała wprost w nie swe słowa.
- Najlepszego... bardzo blisko ciebie. - odparł bezczelnie i pochwycił dłoń Suki, kierując ją na owego wierzchowca już preżącego się dumnie w skórzanej stajni. Dłoń mężczyzny masująca pośladek Opal szybko znalazła się pod sukienką, dotykając skóry.
- A jak ON ma na imię…? - szepnęła, pocierając dość mocno ów twardy kształt.
- Zdobywca… - ni to mruknął, ni to jęknął mężczyzna, zaciskając dłoń na nagiej pupie dziewczyny i przyciskając Suki do siebie. Nie przejął się w ogóle tym, że minęło ich kilku przechodniów. Jedno władcze spojrzenie “Dzikiego Kota” sprawiało, że odwracali wzrok i przyspieszali kroku.
- Każda brama mu ulega, z każdej wydobywa jęk. - zapewne, by porwać swą zdobycz i dokonać konsumpcji.
- Chodź, Tygrysie…

<...>

Suki mruczała, leniwie wodząc pazurkami po plecach kochanka i czasami pieszczotliwie mierzwiąc włosy. Po dłuższej chwili przeciągnęła się i roześmiała, a potem ucałowała czoło Yensei - Wezmę szybki prysznic, jeśli pozwolisz... i odwieziesz mnie już do domu, dobrze? - zamruczała z uśmiechem.
- Dobrze… - odparł rozleniwionym głosem mężczyzna. W obecnym stanie Kirumasu był zbyt zadowolony z życia, by oponować przeciw jej prośbom. Powoli zsunął się z dziewczyny, by pozwolić jej zająć się swoimi potrzebami. Nadal obserwował ją jednak, jej gibkie ciało i zgrabne ruchy.
Przygotowanie się do wyjścia nie trwało długo, dziewczyna już dawno opanowała do perfekcji błyskawiczne zbieranie się do drogi. Pozostał jedynie taki drobny szczegół…
- Chyba nie powinno się jeździć na koniu bez bielizny? - roześmiała się, widząc błysk w oczach Dzikiego Kota - Na tym dużym… mówimy teraz o odwiezieniu mnie do domu a nie o kolejnej rundce zapasów. - wyjaśniła wesoło. Zupełnie bez fałszywego wstydu czy skrępowania wycierała sobie mokre włosy ręcznikiem, kompletnie naga, lokalizując dopiero kolejne, rozrzucone poprzedniego wieczora po całym mieszkanku, elementy swojego stroju.
- Nie mam… ale można zakupić jakieś pantalony od dziewek służebnych w karczmie obok. - uśmiechnął się Dziki Kot, leżąc wygodnie w sianie i bezwstydnie wodząc za nią wzrokiem. Dolne partie ciała udowadniały właśnie Suki, jak niezmordowanym kochankiem jest Yensei.
- Wyobraź sobie mnie w pantalonach pod tą spódniczką… - Opal założyła rzeczoną część ubrania ii dramatycznym gestem przyłożyła sobie dłonie na wysokości kolan - Tu będą falbanki… - jęknęła z udawanym przerażeniem.
- Wszyscy będą się gapić… - zaśmiał się Kirumasu i spojrzał wpierw na kuszące piersi, po czym na zgrabne nogi, których spódniczka nijak nie potrafiła zasłonić. - A przedtem… się nie gapili? Ubierasz się tak, że zawsze przyciągasz wygłodniałe spojrzenia.
- Nie sądzę, by spojrzenia przyciągane przez pantalony były... wygłodniałe. - Suki naburmuszyła się jak mała dziewczynka, odwracając plecami do mężczyzny i zakładając bluzeczkę, by po chwili sięgnąć także i po gorset.
- Będziesz wyglądała uroczo… i na pewno moje spojrzenie będzie wygłodniałe. - odparł z bezczelnym uśmieszkiem mężczyzna wstając i podchodząc goły do dziewczyny. Jego dłonie wylądowały pod jej spódniczką i gładziły jej pośladki zaborczo, gdy pytał. - To co innego proponujesz?
- Chyba nic. - odpowiedziała, oglądając się przez ramię z beztroskim uśmiechem, po czym dodała bezczelnie - Założę pantalony, jeśli mi je kupisz.
- W sklepie? W najbliższej okolicy nie ma sklepików z damską bielizną. - mruczał już przy uchu dziewczyny Kirumasu, bowiem jego dłonie ześlizgnęły się po biodrach na jej wewnętrzną stronę ud, a o pośladki ocierało się coś… zgoła innego.
- W takim razie będziesz musiał zdjąć je z jakiejś służebnej… - Opal ze śmiechem wyplątała się z natarczywych objęć, ale potem zrobiła zmartwioną minkę, nieoczekiwanie poważną - ...i naprawdę musisz zrobić to szybko. Kończy mi się czas… Chyba, że mam wrócić sama? - dodała wyraźnie zawiedzionym tonem.
- Dobra, dobra… założę tylko gacie. - dłoń mężczyzny zmierzwiła nieco włosy Suki, gdy ją energicznie pogłaskał. - Mój męski zapaszek i goła klata nie powinny ci przeszkadzać podczas jazdy, prawda?
Po tych słowach szybko zaczął się ubierać. I rzeczywiście ograniczył strój do gaci, butów, spodni i pasa z ciężkim rewolwerem.
- Tylko się na mnie nie krzyw, jeśli Cię podrapię. To będzie mój pierwszy raz. - odpowiedziała z udawaną powagą, której przeczyły wesołe błyski w oczach.
- Lubię twoje pazurki. - odparł mężczyzna, wychodząc.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Suki nonszalanckim krokiem zaczęła przemierzać jego mieszkanko, zaglądając tu i ówdzie i pilnie nasłuchując, czy Kirumasu przypadkiem nie wraca. Jej bystre oczy przywykłe do wypatrywania wyławiały mnóstwo szczegółów, które umykały innym. Na przykład coś, co wpadło jej w oko już poprzedniego wieczora… A tym niewątpliwie były drzwiczki zamykane na żelazną sztabkę, drzwiczki, które nie prowadziły do żadnego z używanych pomieszczeń i kojarzyły się z wnęką na szafę. Ciekawość Opal wzięła górę i nim dziewczyna zastanowiła się co robi, jej dłonie już dopasowały odpowiedni wytrych i rozległ się cichy szczęk otwieranej kłódki. Z nieco mocniej bijącym sercem, podekscytowana, najpierw uważnie wsłuchała się w odgłosy dochodzące zza drzwi mieszkanka. Nie byłoby najlepiej, gdyby Kirumasu przyłapał ją na takim myszkowaniu… jednak na korytarzu było cicho, więc Suki ostrożnie uchyliła drzwiczki…
W środku była zbrojownia. Kilka rewolwerów, kilka pasów z amunicją, kilka strzelb. Dziki Kot nie miał wielkiego poszanowania dla tradycji swego ludu, skoro wolał zachodnią broń. Nieco konsternacji u Suki wywołały zapięczetowane skrzyneczki z trzyliterowym napisem TNT oraz… wielolufowe ustrojstwo z pasem nabojowym ważące parę ładnych kilogramów. Suki tylko raz widziała taką machinę u swego okazjonalnego kochanka wynalazcy. Ale nigdy dotąd w użyciu… zawsze jej się wydawało jednak, że coś takiego nie jest przenośne, a stacjonarne.
Nieco przestraszona i zdecydowanie czując się winną, szybko zamknęła drzwiczki na kłódkę i nie rozglądając się już zbyt uważnie, nonszalanckim krokiem podążyła do kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Ominęła ją już kolacja i śniadanie, a możliwe, że ominie ją też obiad… była więc zwyczajnie głodna. Niemniej tajemnicza broń nie dała się zepchnąć na dalszy plan umysłu, tak samo jak intrygujący napis “TNT”...
- Wróciłem… z pantalonami. Świeżymi prosto z pralni i z koronką. - rzekł Kirumasu, wchodząc do pokoju i triumfalnie machając swoją zdobyczą.
Suki wychyliła się zza lodówki/spiżarki[?], z radosnym uśmiechem salutując mężczyźnie pałeczkami, w których trzymała ryżowe ciastko - Wspaniale. - odpowiedziała wesoło i wskazała głową zamknięte na kłódkę drzwiczki - Co tam jest? - z niewinną miną pochłonęła ciasteczko i sięgnęła po kolejne.
- Moje zabawki. Jak każdy chłopiec, mam skrzynkę z zabawkami… jako duży chłopiec mam duże zabawki. - odparł z bezczelnym uśmieszkiem Kirumasu i pacnął dłonią o stolik kuchenny. - Pakuj tu swoje słodkie cztery literki… założę ci pantalony.
- Cokolwiek rozkażesz... - żartobliwie odpowiedziała Opal, zręcznie wskakując na blat i wesoło machając nogami, jak mała dziewczynka na huśtawce.
Oczywistym było, że w swym dość dziecinnym podejściu do życia Yensei planuje wykorzystać sytuację do zerknięcia jej pod spódniczkę. I nie liczyło się to, że już ją widział nago i że Opal bez skrępowania mogła ową spódniczkę podciągnąć, by pokazać mu to, co chciał zobaczyć. Liczył się sam kontekst tej sytuacji, sama okazja do zerknięcia… i trzeba przyznać, że ją rzeczywiście wykorzystywał, powoli naciągając pantalony na jej zgrabne nogi, wpatrzony w to, co skryte było pod jej strojem… A widoczne, gdyż ją ubierał kucając przed nią.
- Strasznie dziecinny jesteś, Kirumasu-kun. - Opal z udawanym oburzeniem usiłowała zakryć swoje wdzięki falbankami spódniczki, choć na tyle nieudolnie, żeby niczego nie zasłonić.
- Chciałaś powiedzieć uczynny, Suki-chan, nieprawdaż? - odparł z równie udawanym oburzeniem Dziki Kot, powoli zakrywając wdzięki Suki owym jedwabnym kawałkiem bielizny.
- A jak zamierzasz mi je założyć na tyłek, skoro siedzę? - zaciekawiła się uprzejmie dziewczyna. Yensei nie odpowiedział na to pytanie. Zamiast tego wstał i położywszy dłoń na piersi Yozuki, delikatnie popchnął ją do pozycji leżącej, nie omieszakając wykorzystać sytuacji do pieszczenia owej krągłości, na której położył swą dłoń. I powoli naciągał bieliznę na pupę dziewczyny.
Grzecznie czekała, aż dokończy tę czynność, która sprawiała mu tyle radości… lekko unosząc biodra, by mu w niej pomóc. W końcu zerknęła wzdłuż ciała na efekt, jaki wywołały pantalony założone pod minispódniczką i parsknęła śmiechem - Albo mnie wyśmieją, albo jutro wszystkie laski będą chodzić w pantalonach i miniówkach… - wyjąkała z trudem, ocierając łzy śmiechu z kącików oczu.
- Mi się podobasz. - mruknął w odpowiedzi mężczyzna, głaszcząc jej ciało pod pantalonami. - Mi się podobasz… bardzo.
- Niemniej muszę już iść. - przypomniała Suki, podnosząc się i zwinnie zeskakując na podłogę, po czym ujęła Yensei pod ramię i prowadząc do drzwi, zapytała wesoło, usiłując odciągnąć myśli mężczyzny od swego ciała - Myślisz, że uda mi się nie spaść z konia? To podobno trudna sztuka.
- Nie będziesz jechała konno, tylko siedziała na koniu. To drugie jest o wiele łatwiejsze, niż prowadzenie wierzchowca i pilnowanie go. - wyjaśnił Yensei, ruszając przodem. - Nic ci nie będzie.
- Cudownie. - ucieszyła się Opal, wyraźnie podekscytowana nowym doświadczeniem, sprężystym krokiem podążając za mężczyzną.
Przeszli drugimi schodami. Tymi łączącymi mieszkanko Yensei ze stajniami karczmy obok. Tymi, którymi tu przyszli. Kirumasu trzymał tu swego gniadosza.


Zwierzę było całkiem spore i mocno umięśnione. Niewątpliwie wytrzymały wierzchowiec przeznaczony na prerię, a nie delikatny, acz śmigły koń do ścigania się na torze jeździeckim.
- Gryzie? Kopie? Wierzga? - dziewczyna dopytywała ciekawie, trzymając się nieco na dystans i nie odstępując na krok Kirumasu.
- Trochę… ale najczęściej podnosi ogon i robi tam gdzie nie trzeba. Ostatnio na stragan z warzywami. Oj, była afera. - zaśmiał się Kirumasu, klepiąc wierzchowca po grzbiecie. - Nazywa się Łobuz.
- Ach… więc bryka! - roześmiała się radośnie Suki, nieśmiało, choć z wyraźną fascynacją wyciągając rękę, by pogłaskać zwierzę - Długo go masz...? - zapytałą, po czym wymruczała konspiracyjnie do konia - Śliczny jesteś… Łobuzie… już Cię lubię...
- Dwa i pół roku. - stwierdził Kirumasu nakładając siodło na grzbiet Łobuza, który pochylił łeb, wąchając dłoń dziewczyny.
Opal łagodnie pogładziła go po chrapach, potem po głowie i szyi, przeczesała palcami grzywę. Oczy jej błyszczały ze szczęścia tą dziecięcą radością, którą większość dorosłych po prostu traci gdzieś po drodze do dorosłości. Yensei miał jednak tę radość w sobie i miała ją Suki… może dlatego tak ją do niego ciągnęło?
- Ile razy spadłeś? - kontynuowała wypytywanie, delektując się aksamitnością sierści zwierzęcia i grą mięśni pod jego skórą.
- Kilkanaście razy na początku, od czasu do czasu jeszcze teraz. To koń dzikiego zachodu, nie przywykł do odgłosów miasta i nie lubi automobili. Ale nie będziemy jechać dość szybko, byś mogła spaść. - odparł Yensei, zapinając popręg. - Wolisz z przodu czy z tyłu.
- Nie wiem. - Opal bezradnie wzruszyła ramionami - Chyba bezpieczniej będzie z przodu? - nadal nie odrywała dłoni od szyi wierzchowca, odruchowo pieszcząc ją łagodnymi ruchami ręki.
- Też prawda… choć mniej bezpiecznie ode mnie. - delikatnie zaczął zakładać ogłowie na łeb zwierzęcia. - Jedną ręką będę cię… dotykał.
- Chyba miałeś na myśli, że będziesz mnie... trzymał? - niewinnie podpowiedziała Opal.
- Hmmm… tak też to można nazwać. - odparł bezczelnie Yensei, stając za Suki i chwytając ją za pośladki tylko po to, by przesunąć swe dłonie na jej biodra i podsadzić ją przy wsiadaniu na konia.
Miała mocno niepewną minę, zwłaszcza, że nieprzyzwyczajony do tak nietypowego jeźdźca Łobuz przestąpił z nogi na nogę, ważąc ciężar Opal. Dziewczyna kurczowo zacisnęła palce na łęku siodła, starając się nadrabiać miną, choć niezbyt przekonująco jej to wychodziło.
Kirumasu jednak był doświadczonym jeźdźcem i błyskawicznie znalazł się za Suki. Jedną dłonią chwycił za wodze, drugą pochwycił dziewczynę w pasie, dociskając ją mocno do siebie.
- I jak? - szeptał jej do ucha przy okazji wodząc po nim wargami.
- Szerzej, niż przywykłam. - odpowiedziała kpiąco, jednak z ulgą wtulając się w bezpieczne objęcia Yensei.
Nie do końca takie “bezpieczne” jak się okazało, bo dłoń mężczyzny miała tendencje do zapuszczania się na piersi lub poniżej brzucha od czasu do czasu. Niemniej mężczyzna pewnie jeździł konno i wykorzystując brak tłoku na ulicach szybko zmierzał wraz z Suki do kamienicy, w której mieszkała.
Nic dziwnego więc, że Yozuka nawet nie zdążyła się znużyć przejażdżką, a już była przy domu.
Wręcz przeciwnie... wydawała się mocno zawiedziona, że podróż była tak krótka.
- Koniecznie musisz mi obiecać, że zabierzesz mnie na dłuższą przejażdżkę. - zażądała Opal, przerzucając lewą nogę przez głowę konia i spadając bokiem do kowboja, by z bezczelnym uśmiechem spojrzeć mu w oczy.
- Obiecuję… - odpowiedział z równie bezczelnym uśmieszkiem.
- Trzymam Cię za... słowo, Kirumasu-kun. - szepnęła, nachylając się ku mężczyźnie i kładąc na chwilę dłoń na tym drugim rumaku, wyraźnie spragnionym galopu... po czym zwinnie zeskoczyła z siodła i skłoniła się uprzejmie, dodając głośno, acz nadal z bezczelnym uśmieszkiem na karminowych wargach - Dziękuję za odwiezienie do domu, Yensei-dono.
- Nie ma za co... To była nad wyraz przyjemna przejażdżka, Yozuka-san. - odparł wyraźnie zadowolony mężczyzna. Spiął konia do galopu i pognał, od czasu do czasu zerkając za siebie.
Zaś Suki wystarczył jedynie rzut okiem na zegarek, by również puściła się biegiem... modląc się po drodze, by Urei czekała już na nią w jej mieszkanku…

I czekała cierpliwie. Nawet słowem czy grymasem nie dając po sobie poznać, jak długo. Skinęła tylko głową i rzekła. - Witaj, Suki-chan. Jak mija ci dzień?
- Głównie na przejażdżkach konnych. - wesoło odpowiedziała dziewczyna - Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać, Urei-chan... - dodała lekko skruszonym tonem.
- Nie musiałaś się o to martwić. Miałam swój flet. Czekanie mi nie ciążyło. - uśmiechnęła się łagodnie Urei. - Ufam, że przejażdżka była ciekawa?
- Nader. - Opal wyszczerzyła ząbki w odpowiedzi - Niemniej mamy mało czasu na pogawędki... powinnam się przebrać. Shifu zaraz tu będzie i chyba padnie trupem, jak mnie zobaczy w takim stroju... - Suki beztrosko zaprezentowała Słowik pantalony niemal w całej ich okazałości.
- Tooo… intrygujące… prowokujące nawet. - zachihotała Urei, zakrywając usta dłonią. Zmrużyła lekko oczy. - Ale i tak leżą na tobie dobrze i... kuszą.
Wzruszyła ramionami, dodając żartobliwie. - Wątpię, by twój mistrz akurat miał dość wiedzy i gustu, by wypowiadać się w sprawie mody… a zwłaszcza kobiecej bielizny.
- Cóż… jest dość… ekscentryczny, przyznaję… - zachichotała w odpowiedzi Opal i żartobliwie zaprezentowała się jak modelka na wybiegu - Jeśli ktoś jeszcze mi powie, że to wygląda seksownie, z pewnością w to uwierzę... - teraz jednak mam wyglądać... odpowiednio. To poważne spotkanie. - łagodny uśmiech na ustach dodał Suki ładnych kilka lat i morze powagi.
- Na wierzchu przynajmniej… - odparła żartobliwie Urei, układając na łóżku suknię dla Yozuki. - Rozbieraj się do bielizny. A potem, gdy się przebierzesz, dobierzemy odpowiednią fryzurę i zapach.
- Jak sobie życzysz… - Suki radośnie pozbyła się ubrania, stając przed Słowik w samych jedwabnych pantalonach - Myślisz, że powinnam je zmienić na coś… mniejszego… czy mogą zostać? - zapytała, uśmiechając się szelmowsko. Urei uśmiechnęła się nieco podstępnie i zachichotała, zakrywając usta przydługim rękawem kimona. - Niegrzeczna z ciebie dziewczyna… ale może lepiej je zdejmij.
- Tak, shifu-ko. - Suki skłoniła się głęboko, po czym szczerząc śnieżnobiałe ząbki w szerokim uśmiechu, zsunęła z bioder pantalony i już zupełnie naga ruszyła niespiesznie na poszukiwanie bardziej odpowiedniej pod suknię bielizny.
Słowik przyglądała się jej poszukiwaniom ze spojrzeniem kocicy obserwującej wyjątkowo smakowitą mysz. Ale nie czyniła nic więcej. Jedynie przysiadła się na łóżku i czekała cierpliwie.
- O, te będą chyba w sam raz… - Opal odwróciła się, z triumfalnym uśmiechem pokazując swoją zdobycz - Jak myślisz? - zapytała niewinnie.
Koci pomruk który wyrwał się z ust Słowik był bardzo zmysłowy. Przez chwilę przyglądała się tej zdobyczy, nim rzekła niby obojętnym głosem. - Nie wiem… zobaczmy jak leżą.
Suki nie umknął pomruk, nie dała się też nabrać na pozorną obojętność. Uśmiechnęła się w odpowiedzi i pochyliła, odwracając się niemal tyłem do swej mentorki, by nader powolnym ruchem wsuwać bieliznę po zgrabnych nogach… “przy okazji” prezentując krągłe pośladki obserwującej każdy jej ruch Urei.
Kolejne kocie westchnienie wyrwało się z ust “Słowik”, niewątpliwie przyglądała sie każdemu jej ruchowi. A gdy bielizna znalazła się na krągłym tyłeczku Yozuki, wydała werdykt. - Nie wyglądasz w nich jak dama, acz... na pewno piorunująco. Niemniej, jeśli przyjdzie ci do prezentowania bielizny… to akurat damą być już nie będziesz musiała.
Słowa te zakończyła chichotem.
- Zawsze mogę poszukać czegoś bardziej… klasycznego. - zgrabny tyłeczek podkreślony czerwoną obwódką znów wypiął się kusząco, gdy Suki na powrót zanurkowała w szafie… zdominowanej wyraźnie przez czerń, biel i wszechobecną czerwień. Po chwili wychynęła, prezentując znacznie grzeczniejszą zdobycz, tym razem zakrywającą “wszystko, co dama zakryć powinna”.
- Te są lepsze? - mrugnęła wesoło do Słowik.
- Też intrygujące. - zgodziła się z nią Urei i zamyśliła nad czymś. - I jakiś dyskretny gorsecik.
- Naprawdę uważasz, że jest potrzebny? - udręka w głosie Opal wyraźnie świadczyła o tym, że nie przepada za noszeniem tej części bielizny… swój gorset nosiła jak pancerz, na wierzchu, pod spodem zaś preferowała… wolność. Niemniej grzecznie, choć z wyraźną niechęcią, wsadziła rękę do szafy, pozornie na oślep. Wyglądało na to, że akurat w tym zakresie ma niewielki wybór…
- Mam tylko ten, więc jeśli jest nieodpowiedni, nie zakładam w ogóle nic. - mruknęła, naburmuszona, pokazując ów jedyny nadający się pod sukienkę gorset.
- Jestem pewna, że niewątpliwie ekscytująco będzie go z ciebie zdejmować. - zamruczała zmysłowo Urei wstając i kołyszącym krokiem podchodząc do Yozuki. - No… nie rób takiej ponurej minki.
- Pancerze nosi się na wierzchu, a nie pod ubraniem. - mruknęła w odpowiedzi dziewczyna, dobitnie dając znać mentorce, co sądzi o gorsetach. Niemniej posłusznie założyła znaleziony komplecik, do którego dodała delikatne czarne pończoszki i zaprezentowała się Urei - Czy na to mogę już wreszcie założyć tę suknię, czy czymś jeszcze powinnam uzupełnić bieliznę? - zapytała kpiąco, choć już także żartobliwie.
Zamiast odpowiedzieć, “Słowik” położyła dłonie na piersiach Suki i delikatnie przycisnęła dziewczynę do szafy. Pieszcząc te dwie krągłości stanowczymi muśnięciami palców, ustami powiodła po szyi Suki, mrucząc. - Czy jeszcze… masz obiekcje co do swego… wyglądu w tym… stroju?
- Wyglądu... już nie… ale bez gorsetu byłoby znacznie przyjemniej… - już zupełnie wesoło i przekornie odpowiedziała Opal, nie odmawiając sobie okazji do pieszczenia dłońmi pośladków Urei.
- Ale cała przyjemność… jest także w jego… zdejmowaniu… - wymruczała Urei i namiętnie pocałowała usta jasnowłosej przyjaciółki. - A teraz suknia, póki jeszcze mam dość siły by cię ubierać, a nie rozbierać.
- Wszyscy tylko o rozbieraniu… - westchnęła z udawanym oburzeniem dziewczyna, choć szeroki uśmiech przeczył owemu oburzeniu… i posłusznie podeszła do łóżka, by z zachwytem malującym się na twarzy sięgnąć po owe cudowne arcydzieło, które dziś może nazywać swoim strojem.
- Strój jest wabikiem, moja droga, tak jak makijaż i uczesanie. Ma przyciągać uwagę i wabić spojrzenia. Ale przychodzi chwila, gdy przestaje być potrzebny. I wtedy zostaje zdjęty. - zachichotała Urei podchodząc do dziewczyny, by pomóc jej założyć suknię.


- Moje wabiki całkiem nieźle działały do tej pory… - Opal wesoło zawtórowała śmiejącej się kobiecie, zerkając w lustro, które pokazywało jej coraz wspanialsze widoki i coraz trudniej było jej uwierzyć, że to nadal ona - ...chociaż nie miałabym też nic przeciwko takim… - westchnęła, nie kryjąc podziwu.
- Nie przeczę… wszak sama się im poddałam. - szepnęła stojąca tuż za Suki Urei, przy okazji muskając jej płatek uszny ustami. Po czym sięgnęła po grzebienie i szpile, by ułożyć jedwabiste włosy “Opal” stosownie do stroju.
Dziewczyna przysiadła na krawędzi łóżka i z niezwykłą dla siebie cierpliwością poddawała się zabiegom fryzjerskim mentorki. Kiedy kok na jej głowie był już absolutnie perfekcyjny, wsunęła stopy w czarne pantofelki na wysokim obcasie i podkreśliła usta nieodłączną karminową pomadką, po czym z niedowierzaniem zagapiła się we własne odbicie, muskając powierzchnię lustra opuszkami palców prawej dłoni. Jakby chciała się przekonać, że to nie sen ani zjawa…
- To… niesamowite... - westchnęła, odruchowo dumnie się prostując… choć zwykle i tak nosiła hardo podniesioną głowę. W jej spojrzeniu pojawiło się coś nieuchwytnego, coś, co kryło się także w osłoniętych kurtyną rzęs źrenicach Urei… a co powodowało u każdego mężczyzny niewytłumaczalną chęć usłużenia każdej kobiecie, mającej w sobie “to coś”.
- To prawda. - dłonie Urei oplotły ją w pasie. Piersi kobiety ocierały się o jej plecy, a podbródek oparł się o jej ramię. - Wyglądasz jak światowa dama, jak gejsza, której względy nie tylko trzeba kupić, ale i zdobyć. Jak żywy klejnot.
- Dziękuję, Urei-chan… - Opal odwróciła się w objęciach przyjaciółki i przytuliła ją czule, muskając jej wargi w lekkim pocałunku… wyraźnie wzruszona. Coż… gdyby nie wspaniałomyślna propozycja Urei, Suki nigdy nie byłoby stać na taki ubiór.
- Muszę już iść, zanim skuszę się by zburzyć dzieło, które stworzyłam. - odparła z łobuzerskim uśmieszkiem Urei, jakoś nie kwapiąc się do odsunięcia dłoni od ciała Yozuki.
- Musisz...? - zapytała niewinnie Suki - A nie możesz poczekać na shifu? Zobaczyć wyraz jego twarzy, kiedy mnie zobaczy? - kusiła.
- Nie mogę… wiesz, że nie. - mruknęła Urei i przesunęła dłonie na pośladki Suki. - Mogłabyś… nie wyglądać tak dystyngowanie, gdybym jednak została.
- To wspaniały komplement z Twoich ust, Urei-chan. - Opal wręcz promieniała wewnętrznym blaskiem, niczym prawdziwy klejnot, zwlekając z wypuszczeniem jej ze swych objęć.
- Ja bym to nazwała… ostrzeżeniem. - usta Słowik przylgnęły do warg Yozuki, całując je delikatnie i delektując się ich miękkością. I nieco rozmazując szminkę.
- A ja… obietnicą. - Opal z tak nietypowym dla siebie spokojem odwzajemniła pocałunek, nadal delikatnie pieszcząc pośladki kobiety.
- Nie możemy… Nie teraz… Nie… - szeptała cichutko Urei. - Nie możemy zrujnować twego stroju i fryzury.
- Więc nie rujnujmy… - z wyraźnym ociąganiem Suki zabrała dłonie i zrobiła krok w tył, by uwolnić także ręce Słowik - ...niestety, nie mam już czasu na rozbieranie i ubieranie jeszcze raz. Ale obiecuję, że kiedy przyjdę oddać Ci suknię… będę miała więcej czasu. - zakończyła z łobuzerskim uśmiechem.
- O ile wyrwiesz się z objęć “Dzikiego Kota”… Nie wątpię, że też będzie zachwycony odkrywaniem kolejnych seketów. - zachichotała Urei, zasłaniając usta rękawem. Jej oczy błyszczały ciekawością, gdy pytała pozornie obojętnym tonem. - A przy okazji, jak się ów kocurek sprawował? Co robiliście? Chyba nie było nudno?
- Nie… i nawet udało nam się przespać. - Suki bezlitośnie i z szerokim uśmiechem dawkowała informacje - Poza tym… raczej nie ma szans, by mnie zobaczyć w tym stroju. - westchnęła.
- Planujesz jakiś inny strój na spotkanie z nim? - zapytała zaciekawiona Urei.
- Nie… ja… - zmieszała się wyraźnie Opal - ...przecież oddam Ci tę suknię zaraz po spotkaniu z shifu… a poza tym... jeszcze się nie umówiłam z Kirumasu na kolejną randkę… więc… nie ma szans…? - dziewczyna ruszyła do lustra, by lekką korektą makijażu zamaskować nagłe zakłopotanie.
- Cóż… To nie jest tak, że zdołam nosić wszystkie moje suknie na raz. Kilka mogłabyś zatrzymać na dłużej… Żebyś miała powód, by mnie odwiedzać od czasu do czasu. - rzekła figlarnym tonem Urei.
- Ty… mi… kilka… - oczy Opal zabłysły bezgranicznym szczęściem, kiedy z szelestem sukni obróciła się na pięcie w stronę Słowik. Jej entuzjazm jednak nagle przygasł - A co jeśli… którejś z nich… coś się stanie? - wyraźnie męczyła ją świadomość uszkodzenia lub zniszczenia jednej z drogich sukni gejszy.
- Od tego są krawcowe, by je naprawiać… a ty znajdziesz sposób, by mi wynagrodzić tą stratę, prawda? - zapytała beztroskim tonem “Słowik”.
- Jesteś kochana, Urei-chan. - dziewczyna przyklęknęła przy nogach mentorki i wpatrzyła się w nią błysczącymi podnieceniem oczami - Absolutnie i niepodważalnie najwspanialsza na świecie. - zawyrokowała z rozbrajająco dziecięcą pewnością w głosie.
- Och… Nie przesadzaj, Suki-chan. Bo się zarumienię. - odparła żartobliwie Urei i pogłaskała ją po głowie. - Na pewno nie na całym świecie.
- Jesteś boginią i będę Cię wielbić po wieczność… póki starczy mi tchu. - z łobuzerskim błyskiem w oczach i odpowiednią dozą dramatyzmu upierała się Opal, wsuwając dłonie pod kimono mentorki i pieszczotliwie wodząc nimi po jej nogach… wyraźnie dając jej do zrozumienia, jaki rodzaj uwielbienia ma na myśli.
- Jesteś... też podstępna… i pomysłowa, jak widzę. - odparła ze śmiechem Urei, prowokacyjnie udając, że nie zauważa jej działania.
- Uczę się od najlepszych. - Suki ucałowała lekko powietrze tuż przed kuszącą wypukłością łona kobiety, po czym wstała z klęczek i z pogodnym uśmiechem spojrzała w twarz Słowik - Cieszę się, że Cię poznałam, Urei-chan. - w tych prostych słowach brzmiała płynąca z serca szczerość.
Tymczasem drzwi się uchyliły i do pokoju wpadł Yoh i zaczął. - Szybko… Su…
Zdziwił się na widok “Słowik”. - Shirako-san… co ty tu robisz?
“Słowik” skłoniła się, uśmiechając się i mówiąc. - Daję ostatnie rady Suki-chan.
- Shifu… - Opal wydęła nieznacznie wargi, nieco naburmuszona brakiem efektu, jaki miała nadzieję wywołać… niemniej uśmiechnęła się po chwili, skromnie składając dłonie na podołku - ...czy taki strój jest według Ciebie... zadowalający? - zapytała niewinnie.
- Tak. Wyglądasz… uroczo. Odpowiednio. - ocenił Yoh, przyglądając się Suki i wywołując podstępny uśmieszek na twarzy Urei, gdy mówiła. - Czyż nie jest to śliczny Przebiśnieg, wybijający się z białego puchu, czyż nie budzi zachwytu i chęci… zerwania?
- Nie drocz się ze mną. -mruknął ostrzegawczo Yoh, a “Słowik” zakryła usta rękawem, by ukryć ironiczny uśmieszek. - Gdzieżbym śmiała, mistrzu Yoh-sama.
Tych dwoje wyraźnie mówiło do siebie nie do końca to, co słyszała Opal… skupiając się zdecydowanie nie na niej, choć to ona tę dyskuję wywołała. Dyskretnie przewróciła oczami zapisując sobie w pamięci, by zapytać Słowik przy okazji, co ją łączy z mistrzem i odchrząknęła cicho, po czym mruknęła - Spieszy nam… się…? - na wpół pytając, na wpół wyrywając mężczyznę w tego dziwnego stanu, w który wprawiła go obecność Urei.
- Tak. Chodźmy. - odparł szybko Yoh, zerkając na Urei. - Miło cię było widzieć w dobrym zdrowiu i humorze, Shirako-san.
Wychodząc z mieszkanka, Opal także zerknęła na kobietę, posyłając jej całusa i pełne pytań spojrzenie, po czym ruszyła za szybko idącym mistrzem. Kiedy wyszli poza zasięg słuchu Słowik, Suki nie potrafiła powstrzymać ciekawości - Dlaczego obecność Shirako-san tak Cię… poruszyła, mistrzu? - zapytała z typową dla siebie bezpośredniością… graniczącą z bezczelnością.
- Byłem zaskoczony… nic więcej.- uciął temat Yoh, wywołując kolejne przewrócenie oczami w wykonaniu Suki i spojrzenie, mówiące wyraźnie “i tak wiem, że coś przede mną ukrywasz i jest jakieś *więcej*”, ale odpuściła. Doskonale wiedziała, że wypytywanie nie ma sensu. Zamiast tego skupiła się na spotkaniu, na które podążali - Dokąd idziemy? Z kim się spotkam? - zapytała wesoło, maskując lekkie zdenerwowanie.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Choćbym nie wiem co ci powiedział, i tak nie przygotuję cię na to, co cię czeka. - odpowiedział wymijająco Yoh. - Zresztą… o pewnych sprawach nie można mówić na ulicy.
- Och… - brzmiało strasznie poważnie. Dlatego też Opal westchnęła w duchu i pogrążyła się we własnych myślach, w ciszy podążając szybko, choć dostojnie, za mistrzem.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 06-06-2014 o 13:03.
Viviaen jest offline  
Stary 13-06-2014, 20:33   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby


Wycieczka do Pirackiej Zatoki okazała się porażką. Nie dość że nie uratował Amelii, to jeszcze popsuł jej plany i sam wymagał ratowania. Ledwo przeżył walkę z kultystami. I gdyby nie spotkanie z kapłanką Boga Kuźni to nie wiedziałby co robić. A tak…


Przyjdzie się mu zmierzyć z duchami na nawiedzonym statku. A eteryczne widma nie były ulubionym przeciwnikiem rewolwerowca. Broń przeciw takim przeciwnikom musiały być wyjątkowa. Albo kule…
Oczywiście problemem był fakt, że wyjątkowe kule są zazwyczaj są wyjątkowo drogie. Ale może gnomka ma jakieś niespodzianki. Albo sama Gilian?
Po porażce z rekinołakami Morgan zdał sobie sprawę, że pomoc bardzo by mu się przydała. Cała ta sprawa z porwaniem wnuka Amelii strasznie się skomplikowała.
Niemniej póki co należało załatwić większą siłę ognia. Obecność Timiego, która uratowała jego skórę przed wygarbowaniem przez bandę osobników z potwornym uzębieniem dało Morganowi do myślenia.
Może gdyby ruszył z Gilian i kilkoma innymi osobami, które już poznał… nie dostałby tak po tyłku?
Bowiem nawet najwięksi twardziele nie wygrają z przewagą liczebną.

Tym razem miało być inaczej. Nawiedzony statek co samo z siebie stanowiło samo z siebie wrogie środowisko oraz wrogi kult bóstwa… morza, rekinów, kanibali? Morgana nie obchodziło co oni czcili. Na pewno było to paskudne.

Tymczasem w części dzielnicy, w której stał sklepik “1000 i 1 gadżetów Tinkebell” zrobiło się głośno i gwarnie. Przechodnie i kupujący przemierzali uliczki i negocjowali ceny. Oraz oczywiście plotkowali o ostatnich wydarzeniach.



Nic więc dziwnego, że do uszu Morlocka i towarzyszącego mu półorka dolatywały fragmenty rozmów.
I tych dotyczących demonów porywających ludzi w nocy i tych dotyczących ponoć pierwszych policyjnych automatonów jak i te dotyczące zamknięcia jakiegoś parku miejskiego.
Morgan nie wiedział o co taki raban z tym parkiem, ale mieszkańców miasta to najwyraźniej oburzało.
A zapytać nie było jak, bo zarówno Tim jak sam Morgan nie wyglądali na porządnych obywateli. Poszarpane i pokrwawione ubrania i sylwetki zabijaków odstraszały tutejszą klasę średnio do spoufalania się z nimi.
Za to dzięki temu obaj nie musieli sobie torować drogi przez tłumy i mogli podziwiać festiwal kolorowych butelek i flakoników z napisami “100% naturalne składniki”, “Prawdziwy róg nosorożca” czy “Oryginalna receptura dr. Peppera”. Głównym produktem tej części miasta były bowiem eliksiry dające quasi-magiczne lub magiczne zdolności. Paradoksalnie, niewiele z nich było miksturami leczniczymi.
Za to parę mogło wywołać efekty choroby z biegunką na czele, jeśli były uwarzone przez partaczy.

Niemniej pewnie Tinkebell mogła pewnie podrzucić adresy paru zaufanych alchemików, bo ona sama raczej nie warzyła ziółek w kociołku. Inna sprawa, że nie była obecnie sama.
W sklepie znajdowała się już Gilian rozmawiająca akurat z właścicielką szykującą się na jakąś bojową akcję. Bowiem gnomka miała już na sobie skórzany pancerz z mnóstwem kieszonek, bandolet obciążony kordem w okolicy bioder.
I dobierała amunicję do do...


… dużego jedno-strzału o dziwacznej konstrukcji i sporym kalibrze. Prawdziwy pistolet na słonie.
Gilian pierwsza zauważyła wchodzącego Morgana.
-Widzisz Marge, już nie musisz jechać ze mną. Wszystko się dobrze skończyło.- stwierdziła z wyraźną ulgą w głosie półelfka na widok wchodzącego Lockerby’ego.

Suki "Opal" Yozuka


Miasto ożywało kolorami i dźwiękami oraz zapachami. Barwne kimona furkotały na wietrze szerokimi rękawami. Z dziesiątek restauracji słychać było dźwięki przedpołudniowych rozmów i czuć było zapachy gotowanego ryżu, ramenu i ostrych egzotycznych przypraw. Z dziesiątków zaułków na przechodzącą Suki spoglądały zaciekawione oczy.


A ona… uśmiechała się wesoło. Wędrując uliczkami miasta, barwna jak motyl, czuła bijące tętno ulicy. Czuła się częścią tej barwnej mozaiki, mimo że jej wygląd odstawał znacznie od stereotypów tej dzielnicy. Przebijali się przez gęstniejący tłum handlarzy i kupujących oraz przechodniów, zmierzając ku posiadłościom zbudowanym wśród ogrodów. Były to rezydencje bogaczy i kupców z tej dzielnicy oraz polityków. Oraz miejsce rezydowania najważniejszych członków rodu Yakuzaou.
Najpiękniejsza część Azjatown, najbezpieczniejsza i najcichsza. Ale też dlatego, że nikt tu nie powinien przebywać bez powodu. Żebraków, kramarzy i wszystkich szwendających się bez powodu po tej części miasta. Tutaj straż dzielnicowa działała bez zarzutu. Bowiem tu za ich działaniami stały czające się w mroku rezydencji prawdziwe siły porządkowe Azjatown.

Mistrz Yoh wydawał się lekko rozkojarzony, gdy tak szli przez ciche i ocienione miłorzębami ulice.


Coś go wyraźnie gnębiło. Coś, co wiązało się pewnie z… Suki mogła tylko zgadywać, jako że jej opiekun nigdy nie opowiadał o sobie. Ani o związkach z Triadami.
Dotarli do dużej ciężkiej bramy, w którą Yoh załomotał głośno. Brama się uchyliła i pojawił się w niej ubrany w czarne kimono sługa.
Yoh przedstawił siebie i Suki, po czym wspomniał, że są oczekiwani. Brama zamknęła się. Musieli czekać kilka minut, nim otworzyła się ponownie.
- Hokuto-sama przyjmie dziewczynę. I tylko dziewczynę. Tobie nakazano czekać na wewnętrznym dziedzińcu. - rzekł sługa szerzej, otwierając bramę.
Yoh skinął tylko głową i cała trójka weszła na dziedziniec typowej nippońskiej posiadłości. Takich nie stawiano nigdzie poza Azjatown i poza tym fragmentem dzielnicy.
Tu sługa skłonił się głęboko Suki i rzekł. - Proszę za mną, panienko. Moja pani oczekuje cię w ogrodzie.
I to jakim!
Gdy przechodziła przez budynek do wewnętrznego ogrodu…


Nie mogła opanować zachwytu na widok piękna, jakie ujrzała. To nie był zwykły publiczny ogród, a prawdziwe dzieło sztuki ogrodniczej. Przystrzyżone drzewa i krzewy, dokładnie oczyszczona gleba. Nic tu nie było dziełem przypadku.
- Hokuto-sama czeka na ciebie w ogrodzie. - rzekł sługa, siadając na podłodze. Wyraźnie dając jej tym znać, iż dalej podążyć musi sama.

Wchodząc do ogrodu, Suki mogła delektować się wypełniającą przestrzeń ciszą, przerywaną świergotem ptaków i zapachami. Dość szybko dostrzegła tutejszych strażników. Przemierzający w ciszy ścieżki tradycyjni yojimbo, osłonięci byli zbrojami i uzbrojeni tylko w miecze… Mimo że w epoce broni palnej i magii, i zbroje, i miecze bywały przeżytkiem. Samuraje jednak nadal ich używali, trzymając się tradycji. Choć w tym przypadku mogła się za tym kryć nie tylko tradycja, ale mithril lub adamant, czyniący ich pancerze trudniejszymi do penetracji przez kule. Na pewno byli kimś więcej, niż zwykłymi yojimbo.
Tak jak i sama gospodyni tego miejsca.


Kobieta ta, ubrana w zmodernizowaną wersję czarnego kimona, łączyła w swoim stroju i fryzurze tradycję z nowoczesnością. Co jednak najbardziej przyciągało spojrzenie Suki, to bielmo na oku kobiety. Znamię magusa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-06-2014 o 20:42.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172