Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2017, 19:38   #181
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rozmowę przerwała im starsza kobieta w fartuchu, wyglądająca na typową, wiejską gospodynię -Niech Lathander zawsze wam przyświeca- powitała gości -Pani nakazała mi doprowadzić was do pokoi. Za mną proszę, za mną…- powoli się odwróciła i pomaszerowała w kierunku domostwa. Dom nie wyglądał na szczególnie bezpieczny, z perspektywy bronienia go. Wiejski klimat wprowadzał mocno sielankową atmosferę, a życie tutaj toczyło się powoli i spokojnie. Ktoś na zewnątrz rąbał drewno, młódka biegała za kogutem pewnie z myślą o obiedzie, a jeszcze inny jegomość prowadził krowy na polanę nieopodal wodospadu. Staruszka przeszła przez hol i skierowała się korytarzem w prawo.
-To są izby gościnne. Dla każdego osobna- oznajmiła -Gdybyście czegoś potrzebowali, szukajcie mnie albo pytajcie o Brygidę, to ta nierozgarnięta dziewucha, ganiająca po podwórzu za kurakiem…-
Venora spojrzała we wskazanym kierunku, gdzie mieściły się pokoje. Osobne pokoje były wygodnym rozwiązaniem, szczególnie, że wolała nie niepokoić swoich towarzyszy tym jak nagle zdarzało jej się budzić ze snu, często ledwo broniąc się przed spadnięciem z łóżka.

- Dziękujemy za gościnę - odparła do starowniki. - Powiedz tylko jak ci na imię - dodała.
-Jestem Emma, lecz wszyscy mówią mi “starko”, panienko- odpowiedziała
Wieśniaczka ich opuściła, a Venora, mając dość noszenia na sobie pancerza, szczególnie gdy kolejne dni miał być on jej nieodłączny, udała się do pierwszego wolnego pokoju, prosząc po drodze Albrechta by udał się za nią, pomóc jej przy zbroi. Proste łóżko z pościelą, krzesło i stół wchodziły w wystrój izby, do której wkroczyli. Paladynka położyła plecak na spaniu, a odwiązane od pasa miecze spoczęły na blacie stołu. Venora zaczęła rozsupływać rzemienie trzymające jej pancerz.
- Co do tych gigantów... - zaczęła, bo cisza ją krępowała. - To jeśli tylko zacznie robić się gorąco to nie będziemy wchodzić w walkę, szybki odwrót będzie najlepszym rozwiązaniem. Jeden gigant to problem, a co dopiero cała ich wioska.
-Giganci chyba nie mieszkają w wioskach…- odrzekł żartem kapłan, zabierając się za ściąganie naramienników Venory -Z tego co mówiła Okhe wynika, że tamci giganci nie mają złego nastawienia. Tym bardziej skoro zakłada, że będą pertraktować z jej wysłannikiem dodał.

Rycerka sama się zaśmiała pod nosem z własnego określenia użytego na grupę gigantów.
- Mam nadzieję, że ma wprawnego negocjatora - stwierdziła i rzuciła pierwszy element pancerza na podłogę, który upadł na nią z głuchym łoskotem. - Jeśli nie to nie powstrzymam się przed wtrąceniem w rozmowę, byle tylko zapobiec walce. No chyba że nie mówią one we wspólnym, wtedy nic nie zdziałam - zaperzyła się.
-Jestem dobrej myśli…- rzekł kładąc towarzyszce dłoń na ramieniu -Widziałaś tych wisielców?...- wspomniał o trupach wiszących po drugiej stronie jeziora -Powiesiła złodziei…- pokręcił głową z niedowierzania.
- Taak... Nie sposób ich nie zauważyć - mruknęła. - To miejsce... Ono jest tak bardzo inne od naszego Cormyru. Te dzieci harujące w dokach... - Venora próbowała rozwiązać kolejny rzemień, ale nie była w stanie, bo ręce zaczęły jej się trząść wiedząc, że nic z tym nie może zrobić, a co więcej ten los mogą podzielić jej mali bratankowie.
-Wiesz… Z dwojga złego, lepiej jak poznają ciężką pracę i próbują zadbać o swoją przyszłość, niż jakby miały kraść i pracować dla wszelkiej maści tałatajstwa…- wziął głęboki wdech.

Venora spojrzała na niego kątem oka. W pierwszej chwili była gotowa nie zgodzić się z jego twierdzeniem, lecz zaraz dostrzegła, że kapłan miał przecież rację.
- Tak, to prawda. Moi bracia i ja też przecież pomagaliśmy na gospodarstwie od dziecka. Nawet pomocnicy pracujący dla ojca w tartaku bywali dość młodzi... Już chyba jestem przewrażliwiona - westchnęła ciężko.
-Wiem, że ciągle myślisz o chłopakach…- obszedł rycerkę i spojrzał jej głęboko w oczy -Odzyskamy ich… Obiecuję. W ich żyłach płynie ta sama krew, co w twoich. Jestem przekonany, że przetrwają to tak jak ty przetrwałaś walki z demonami, gigantami czy goblinami… Wiem, że to tylko dzieci, ale przetrwają to na pewno.- uspokajał Venorę.
- Z tym demonem to tak nie do końca... - jęknęła. Lecz Albrecht ponownie mówił samą prawdę. - Ale tu i teraz jesteś świadkiem, że przysięgam Helmowi, że gdy doprowadzę chłopców bezpiecznie do domu, to dołożę wszelkich starań by mój brat zgodził się choć jednego z nich wysłać na nauki do naszego zakonu - stwierdziła całkiem poważnie. Dla paladynki prawie pewnym było to, że jej bratankowie będą przejawiać predyspozycje ku temu.

Kilka chwil później Venora nie miała na sobie żadnego elementu zbroi, a Albrecht otrzepał teatralnie ręce i spojrzał na nią od stóp do głów.
-Bez tej zbroi całkiem urokliwa z ciebie dziewucha- zażartował.
- Ty się nie śmiej, jak w misji wyzwolenia Grumgish zdejmowałam z siebie pancerz to moi żołnierze mnie nie poznawali - odparła z rozbawieniem już nawykła do podobnych komentarzy.
-Dobra. To teraz moja kolej- postukał palcem w swój napierśnik -Zobaczmy jak wygląda moja izba-
Kapłan wyszedł z pokoju i otworzył drzwi do następnego. Pokój był urządzony po myśliwsku. Na wschodniej ścianie zawieszony był refleksyjny łuk, oraz kilka par jelenich łopat, wypchana głowa dzika, oraz skóra niedźwiedzia.
-No całkiem elegancko, mam nadzieję, że po nocy mnie to nie będzie straszyć- spojrzał na łeb dzika. Albrecht zdjął żelazne rękawice, buciory i nagolenniki, a z pomocą Venory niedługo później zdjął z barków płytowy napierśnik.

-Przynajmniej świeżym powietrzem pooddychamy- dobry humor nie opuszczał kleryka, a może po prostu chciał w ten sposób zaszczepić odrobinę pozytywnej energii w pannie Oakenfold.
Paladynka wolała nie myśleć co by teraz robiła gdyby nie obecność Albrechta i jego pozytywne nastawienie.
- Jestem jednocześnie szczęśliwa, że tu jesteś jak i zła na siebie samą, że pozwoliłam ci dołączyć do tej wyprawy - pokręciła głową, ale wesołość już jej nie opuściła. - Po powrocie to oboje będziemy musieli sobie szukać nowego zajęcia jak nas przeor wyrzuci - dodała z udawaną powagą okraszoną zadziornym uśmiechem. - Sir Krispin wie, że jesteś ze mną? - zapytała zaciekawiona.
-Nie zwykłem się tłumaczyć, a przeor pewnie nie ma pojęcia o moim istnieniu- wzruszył niedbale ramionami -Do czasu jak mój zastępca będzie pełnił moją fuchę bez zarzutów, tak długo nie będę miał problemu- odparł bez głębszych emocji.
- Jak na kapłana Helma to okazujesz się być niezwykle niepokorną osobą - stwierdziła Venora, opierając ręce na biodrach.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 15-06-2017, 14:01   #182
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Powiedzmy, że to kwestia ciężkiego charakteru. Moi starsi bracia w młodości zawsze próbowali mnie zdominować, a ja nigdy im nie odpuszczałem. No i tak spędzałem dnie z siniakami i zadrapaniami- zarechotał na myśl o dawnych czasach -No i tak mi zostało. Służę wiernie Helmowi, służę wiernie zakonowi, lecz sam potrafię zinterpretować co znaczy “wiernie służyć”. Jeśli przeor mnie wezwie? Niech tak będzie. Ale póki nie wezwał nie myślę o tym, bo i po co?- wzruszył ramionami jak to już miał w zwyczaju.
- Ja to znowu miałam problem w drugą stronę. Zawsze rodzina kazała mi się zachowywać jak przystoi pannie, a nie biegać z patykiem za braćmi. Ale z uporem nie chciałam się z tym pogodzić. Aż w końcu pojawił się sir Morimond - z nostalgią wspomniała ten tak ważny dla niej moment w życiu. - Nie żeby w zakonie było łatwiej, ale w końcu jestem tym kim chciałam - powiedziała z dumą kryjącą się w tonie jej głosu. - Więc pamiętaj, że jak nie chcesz mnie złościć, to nie próbuj mnie namawiać do porzucenia zbroi i miecza - udała poważny ton i pomachała palcem w niby pouczającym geście.
-Nigdy- odrzekł potulnie przytakując głową. Venora zaśmiała się lekko, rozbawiona jego tonem.

Drzwi do izby uchyliły się i Helmici ujrzeli Grittę w czystym ubraniu. Kiedy już się pojawiła grupka uzgodniła szczegóły rozdzielenia ich skromnej świty. Agentka Harfy zaproponowała, że zjawi się za trzy dni, kiedy na spokojnie wtopi się w tłum i zacznie wyciągać informacje. Wartko oznajmiła, że dopiero jeśli po trzech dniach nie zjawi się w tym domostwie, rycerka i kapłan będą mogli zjawić się w Ilipur. Venora przystała na tę propozycję i temat uznano za zamknięty. Wtedy też zwołano ich na kolację. Panna Oakenfold na chwilę jeszcze wróciła do zajmowanego przez siebie pokoju, by przebrać się w czyste szaty i doprowadzić włosy do ładu, a gdy była gotowa cała ich trójka udała się do sali jadalnej. Tam rudowłosa gospodyni ubrana w inną, lecz również intensywnie czerwoną suknię zasiadała na masywnym i topornym krześle, tuż za nią znajdował się ogromnym kominek. Ogień buchał efektownie, z towarzyszącymi mu trzaskami płonących kawałków drewna.
Stół był zastawiony iście dworsko. Ogromne udo z jelenia, lub innego dużego zwierza było w centrum uwagi, lecz wykwintnie podany kurak, półmisek ziemniaków, chleb, trzy garnce z różnymi zupami. Służba właśnie kończyła podawać do stołu, gdy kompani usiedli do posiłku.
-Czujcie się jak u siebie- odezwała się Okhe i w tym właśnie momencie do jadalni weszła młoda kobieta sprawnie podając trzy wielkie dzbany z winem.
Venora dopiero na widok i woń tak zastawionego stołu poczuła, że jest głodna niczym stado wygłodniałych wilków, więc bez wahania zabrała się za kosztowanie tych dobroci.

-Jutro udam się do miasta w interesach. Zajdę gdzie trzeba, lecz wątpię bym się osobiście czegoś dowiedziała. Pomocna Dłoń nie traktuje mnie poważnie, lecz mają na mnie oko jak na każdego handlarza ich pokroju. Na miejscu jednak zostawię wiadomość mojemu przyjacielowi, który rozpyta o chłopców w mieście- oznajmiła ze spokojem kapłanka Kossutha. -Służba napali wam w komnatach. Noce tutaj bywają mroźne- uprzedziła, zmieniając przy okazji temat.
Venora spojrzała ukradkiem w kierunku drzwi do kuchni i ujrzała przystojnego młodzieńca w ciężkiej zbroi. Miał czarne włosy jak Albrecht, lecz widać było gołym okiem, że jest dobre dziesięć lat od kapłana młodszy. Mężczyzna wszedł żołnierskim krokiem i pokłonił się Venorze, a ta odwzajemniła powitanie lekkim skinieniem głowy.

[media]http://i.imgur.com/JHqyu3c.jpg[/media]

-Bądźcie pozdrowieni, moja pani- zwrócił się do Okhe.
-Usiądź, zjedz z nami- nakazała i spojrzała na Albrechta -Ten młodzieniec to Ricko, jest moją prawą ręką we wszystkim co mam na barkach. Ufam mu tak samo jak memu obrońcy Henkowi - wskazała gestem ręki krasnoluda wiernie czekającego w kącie niczym posąg, czy jaki golem.
-On poprowadzi tę wyprawę i on będzie rozmawiał z gigantami. Nie wy!- podkreśliła. -Zadbacie by bezpiecznie dotarł do kryjówki gigantów
Ricko zrobił oburzoną minę dziecka, na słowa nadopiekuńczej matki.
-W promieniu stu mil nie ma lepszego szermierza ode mnie!- odparł.
-Dlatego potrzebuję cię żywego- zgasiła go Okhe.

Paladynka przysłuchiwała się tej wymianie zdań nie mając zamiaru się w nią wtrącać. Uważnie, acz nie natarczywie, przyglądała się młodzieńcowi. Venorę zastanawiało jak ktoś w jego wieku stał się prawą ręką tej kobiety. Uparcie palił się do bitki i panna Oakenfold nawet poczuła ochotę by sprawdzić go w sparingu, by ocenić jego przydatność w walce. Nie wypowiedziała jednak tego, bo nawet nie mieli na to już czasu.
- Będzie tak, jak pani sobie zażyczyła - odezwała się w końcu rycerka, odkładając na kielich na stół. - Zgodnie z naszą umową, my… - jej wzrok powiódł do kapłana, by wrócić zaraz na Okhme. - ... Będziemy pełnić ochronę nad pani wysłannikiem. - zapewniła ją Venora i spojrzała na zbrojnego swym zimnym i wnikliwym wzrokiem, starając się wyczuć jego aurę. W głowie jej pojawiła się myśl, że przecież ostatnimi czasy to jej przypadała rola bycia dowódcą, więc budziło w niej wątpliwości to, jak poradzi sobie będąc tylko od wykonywania poleceń. Rozsiadła się wygodniej na swoim miejscu.
- Jaką bronią się posługujesz? - rzeczowo zapytała panna Oakenfold chłopaka, po czym oparła się łokciami o blat i splotła dłonie razem.

-Walczę moja pani dwuręcznym mieczem- odrzekł głośno. Jego aura była bladoszara. Venora widywała podobną bardzo często. Ricko nie postępował ani źle, ani też dobrze, lecz to miało się dopiero okazać z czasem. Panna Oakenfold poczuła potrzebę by wskazać chłopakowi odpowiednią drogę, lecz w żadnym razie nie zamierzała tego robić w sposób natarczywy.
Po krótkiej wymianie zdań goście zasiadający przy stole w jadalni zajęli się jedzeniem. Kiedy już zjedli Venora wraz z Albrechtem udała się do obory, gdzie po za kilkoma sztukami bydła znajdowały się również boksy dla koni, zarówno tych należących do Okhe, jak i tych helmickich.
-Na pewno sobie poradzisz?- Albrecht położył dłoń na ramieniu Gritty, lecz ona nic nie odpowiedziała. Wejrzała tylko z pod byka na kapłana
-Niech cię głowa nie boli klecho- odparła w końcu z przekąsem -Pamiętajcie. Trzy dni, nie wcześniej- podkreśliła i dosiadła wierzchowca.

Słudzy Helma odprowadzili ją wzrokiem i spojrzeli na siebie.
-No i zostaliśmy sami- burknął kapłan.
- Jest dzielna i nieustępliwa - stwierdziła Venora. - Ciężko ranna znalazła mnie i pierwsze co zrobiła gdy ją uleczyłam to od razu chciała wracać do miejsca gdzie prawie zginęła. Podziwiam ją za ten upór - uśmiechnęła się lekko.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-06-2017, 19:08   #183
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Resztę popołudnia odpoczywali, rozprawiając i dywagując na różne tematy. Kompani zbytnio się nie forsowali wiedząc, jak trudna wyprawa czeka ich nazajutrz. Dzień minął szybko i nawet się nie zorientowali kiedy przyszedł czas kolacji. Starka odprowadziła ich do stołu, w jadalni, gdzie o dziwo byli sami. Kolacja również nie była tak obfita jak poprzedni posiłek, lecz wystarczająco by się najedli.
-Nim udacie się w drogę, zajrzyjcie tutaj. Przygotuję pakunki z chlebem, kiełbasą, serem i owocami- oznajmiła z troską w głosie. Wieczorem, po zachodzie nie zostało im nic innego jak odmówić modlitwę do Helma z prośbą o powodzenie ich misji, oraz zesłanie łask Harfiarce.
-Jeśli chcesz możemy pomodlić się razem- rzucił bez większych emocji kapłan.
- Tak, chciałam cię właśnie o to poprosić - ucieszyła się z jego propozycji. Venora nigdy nie była pilna w odmawianiu modlitw. I choć sama nawet uważała, że jej boga bardziej cieszy to, że jego sługa postępuje zgodnie z dogmatami, niż to jak bardzo gorliwie wznosi modły do niego, to widząc przez te ostatnie dni oddanie Albrechta, który nawet w trudach podróży nie zapominał o modlitwie, zaczynała się zastanawiać czy sama nie robi sobie tylko wymówek, zamiast włożyć więcej wysiłku w swoje postępowanie. Choć nie mogła też zapomnieć o tym jak mentor tłumaczył jej, że jednak kapłani inaczej pełnią swą posługę niż paladyni.

Rozsiedli się w pokoju Albrechta. Panna Oakenfold wyciągnęła spod koszuli symbol Helma i trzymając go w dłoniach splecionych do modlitwy razem zaczęli wznosić prośby do swego bóstwa opiekuńczego. Venora prócz opieki nad braćmi walczącymi z siłami zła w Tilvertoon, teraz również pokornie prosiła o czuwanie nad bezpieczeństwem porwanych chłopców.
Było już późno kiedy skończyli. Paladynka wróciła do swojej izby krocząc w zupełnych ciemnościach przez korytarz. Zamknęła za sobą drzwi i zajęła się wieczorną toaletą. Woda w wiadrze była całkiem letnia od stania blisko kominka, z którego już tylko żar dawał bladą poświatę. Venora wzięła dwa polana i dorzuciła do niego, by nie zmarznąć przez noc. Przebrała się i ułożyła na łóżku.
Pozostawiona sama, myślami zaczęła znów krążyć wokół tego co ją tak martwiło. Jej sny, które zabrała tajemnicza istota na prośbę jej dziadka. Śmierć mentora, powrót koszmarów no i w końcu list od niego. Wspomnieniami wróciła do Świtającego Gaju, gdzie znalazła medalion. Dłonią sięgnęła do niego. Przypomniało jej się surowe spojrzenie niebianina, który stanął jej na drodze do zaświatów.
- ...Nie zasłużyłam - szepnęła pod nosem w zamyśleniu. Pochwyciła w dłoń medalik i mocno go zdusiła. No i list, z którego tak naprawdę nic nie rozumiała, a tam mnóstwo pytań jej zrodził. Czy to on był mapą? A może to było zupełnie co innego.. Jej rodzice obwiniali za to jej dziadka. Ale za co konkretnie? Czy oni wiedzieli więcej niż chcieli powiedzieć? Paladynka westchnęła ciężko czując się osamotniona z tym problemem
- Dziadku, proszę, wyjaśnij mi choć trochę co się dzieje - mruknęła w przestrzeń, by może w śnie ją poprowadził, tak jak do Świtającego Gaju. Spojrzała w kominek, gdzie języki ognia łapczywie zajęły się kawałkami drew. Niczym miniatura świata który widywała paladynka w swoich koszmarach. Venora westchnęła i przyłożyła głowę do poduszki, szykując się na kolejne starcie ze snem.


12 dzień przypływu lata 1372 roku Rachuby Dolin. Dworek Okhe

Tej nocy, Venora nie śniła o niczym, a przynajmniej niczego konkretnego nie spamiętała. Pierwszą rzeczą, którą usłyszała było pianie koguta, następnie dotarło do niej, że nad jej aktualnym lokum znajduje się potworna burza. Wiatr uderzał okiennicami w innym skrzydle budynku, wywijał gałęziami drzew, a strugi deszcze dudniły o dach i parapety. Wyprawa w góry zapowiadała się wyśmienicie. Do jadalni udała się jako pierwsza, choć do świtu wiele czasu nie zostało. Venora zabrała spakowane zgodnie z obietnicą Starki porcję jadła na drogę i w progu minęła się z młodym Ricko.
-Oh, witaj. Promieniejesz od samego rana - zażartował z wciąż zaspanej twarzy rycerki. Venora miała średnią ochotę na dogryzanie sobie o tak wczesnej porze, więc zwyczajnie zignorowała chłopaka i wróciła do izby przygotować się do wyprawy. Niedługo później usłyszała drzwi do izby Albrechta, oraz dźwięk kroków ciężkich butów.

Kiedy wszystko było dopięte na ostatni guzik Venora dołączyła do dwójki mężczyzn stojących w holu przed frontowymi drzwiami domostwa.
-Witaj- rzekł Albrecht uśmiechając się ciepło -Chyba przyjdzie nam zmoknąć- stwierdził ze smutkiem wyglądając przez okienko -Dostaliśmy płaszcze z kapturami, ale ja swojego nie dam rady zarzucić na napierśnik. Przyjdzie mi moknąć od samego początku…- pogładził się po głowie.
-W taką pogodę nie dotrzemy dzisiaj na miejsce i będziemy musieli nocować w górach- Ricko miał skwaszoną minę -Zastanawiam się czy nie zabrać w trasę muła, z spakowanym prowiantem i namiotem, jeśli faktycznie przyjdzie nam tam zostać do jutra mężczyzna spojrzał na Venorę oczekując jej zdania na ten temat.

Marsz w deszczu był jednym z bardziej nieprzyjemnych rzeczy jakie można było robić nosząc pancerz. Spojrzała najpierw na Albrechta.
- No to nie będziesz sam w moknięciu, moja zbroja jest nie wiele węższa - pocieszyła kapłana, że nie będzie w tym sam, bo zawsze dzielenie niedoli działało tak, że człowiek nieco łatwiej znosił niedogodności. - Z cukru to chyba żadne z nas nie jest więc jakoś to przeżyjemy - dodała ucinając temat zażaleń i jęków, jak to na dowódcę przystało. Opóźnienie wymarszu było przecież niedopuszczalne. Venora spojrzała na człowieka kapłanki Kossutha.
- Tak, to dobry pomysł - zgodziła się z nim. - Ja w każdym razie zabiorę Młota, bo obawiam się, że jak zostanie to rozniesie stajnię.
-Odradzam. Będzie nas czekała przeprawa przez opuszczone ruiny starej warowni. Wąskie schody i dziurawe pomosty to nie droga dla konia. Chyba, że chcesz ryzykować i zostawić go tam, lecz to dopiero dwie trzecie drogi…- przestrzegł Venorę.
- Poradzimy sobie - odparła mu rycerka bez wahania. - Czy będzie z nami jakiś tropiciel, znający tutejszy teren? - zapytała.

Ricko pokłonił się lekko na znak, że zrozumiał i więcej drążyć tematu nie ma zamiaru. Kilka chwil później służba przygotowała muła do drogi i grupka ruszyła na południowy zachód. Młody szermierz prowadził za uzdę pokornego muła, który niósł cały sprzęt potrzebny do nocowania poza domem. Droga do podnóża wzgórz minęła im spokojnie i bezpiecznie. Nie niepokojeni przez nikogo dotarli do wąskich schodów wyciosanych przez zamierzchłe cywilizacje zamieszkujące góry. Na szczęście Tymora znów im sprzyjała, gdyż tuż przed rozpoczęciem kolejnego etapu wędrówki przestał padać deszcz.
-Shaundakul nam sprzyja rzekł głośno ściągając z głowy przemoczony kaptur.
-Gdzie są te ruiny?- spytał Albrecht.
-Jeśli nie będziesz się wlec, to dotrzemy tam za cztery godziny- odparł arogancko młodzieniec. Albrecht uśmiechnął się z politowaniem i miną mówiącą że więcej pytań nie zada Ricko’nowi.
-Pyskaty gnojek…- burknął pod nosem Albrecht, na tyle głośno że Venora dosłyszała jego marudzenie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 16-06-2017, 20:32   #184
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Sen niezakłócony jej przez koszmary sprawił, że choć niezmiennie jak każdym rankiem była mało kontaktowa, to jednak dziś znajdowała się w zdecydowanie lepszym nastroju. Venora zaśmiała się pod nosem, rozbawiona komentarzem kapłana na zachowanie Ricka. Zdecydowanie widziała jak on sam, będąc w jego wieku, był niewiele lepszy. Nie mniej małolat robił bardzo wielką głupotę zrażając do siebie osobę, która w razie draki miała go łatać z ran. Panna Oakenfold zaśmiała się głośniej, na myśl o opowieściach co niektórych wojowników o tym jak niedelikatni potrafili być medycy udzielający im pomocy.
~ Oby nie miał okazji dowiedzieć się jak kończy się drażnienie kapłana ~ przeszło jej przez myśl.
Poprawiła sobie tarcze na plecach i nie tracąc czasu, ruszyła za wojownikiem po schodach w górę.

- Ricko, długo pracujesz dla pani Okhe? - zapytała paladynka chłopaka. Ciekawiło ją to już od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zdecydowała się zacząć ten temat.
-Cóż Okhe jest mi jak matka. Zabrała mnie z doków Pros, kiedy byłem szczeniakiem. Ubrała, nakarmiła, nauczyła czytać i pisać. Jej ludzie pokazali mi jak się posługiwać orężem, a kiedy trochę podrosłem zacząłem odwdzięczać się pracą. Najpierw jako goniec, potem jako pomocnik przy dworku. A któregoś razu napadli nas bandyci. Wtedy sam powaliłem trzech dorosłych mężczyzn i Okhe zdecydowała, że praca w zagrodzie nie jest dla urodzonego wojownika. Moja pani dołożyła wszelkich starań bym nauczył się jak najwięcej. Teraz służę jej również swym mieczem…- wyjaśnił, w pełni szczerze.
- To bardzo szlachetne z jej strony - odparła paladynka i uśmiechnęła się ciepło. Historia chłopaka dała jej podstawę uznać, że kapłanka pomagała również jej z dobroci serca, a nie wyłącznie dla własnych korzyści. A to już sprawiało, że Venora mniej się denerwowała podejrzeniami, że ta znajomość źle się dla niej skończy.

- Jakie są nasze szanse, że swoją propozycją współpracy nie zezłościsz gigantów? - zapytała zmieniając temat.
-Nie wiem. Nigdy z żadnym nie rozmawiałem. Ale zostałem świetnie do tego przygotowany. Wiele czytałem o tych gigantach, rozpytałem pare osób, które je spotkały i wiem jak się zachowywać. Jestem dobrej myśli- wyjaśnił.
~ No tak, w końcu służy kapłance Kossutha ~ rycerce wspomniało się, co jej Albrecht mówił o tym bogu.
- Podejrzewałam, że twoja pani nie wysłałaby ciebie do nich gdyby nie było szans na pokojowe rozmowy. Dobrze wiedzieć, że jesteś na to przygotowany - skomentowała to Venora. - I jedyne co w tym zadaniu będzie upierdliwe to spacer w obie strony - dodała z nadzieją w głosie.
-Jesteś młoda i silna, a zbroję nosisz na własne życzenie, tak jak i ja. Nie marudź- burknął posyłając jej złośliwy uśmieszek.
Paladynka przewróciła oczami.
- Żywię wielką nadzieję, że chociaż dla gigantów wykażesz się uprzejmością - westchnęła teatralnie i z sarkazmem w głosie.

~***~

Droga do podnóża gór minęła im dość szybko i sprawnie, mimo potwornej ulewy. Kompani dotarli do wyciosanych schodów, tak jak wspominała Okhe.
-Te tutaj są przystosowane dla naszych nóg. Te partie gór są dość łagodne i giganci nie potrzebowali stopni. Najlepsze zacznie się wyżej…- ostrzegł ich Ricko i ruszył przodem. Marsz był męczący i długi. Na każdym stopniu musieli uważać by się nie poślizgnąć. Po czterech godzinach męczącej wspinaczki dotarli do ruin starej warowni. Były to na wpół zniszczone mury wysokiej i majestatycznej niegdyś budowli, łączące podziemne korytarze wydrążone w górskich skałach. Kompani znaleźli się w ogromnym jarze, służącym niegdyś za bramy do twierdzy. Wszędzie dookoła leżały wyciosane fragmenty murów, wielkie kloce i bryły.
-Tutaj odpoczniemy. Jest jeszcze dość wczesna pora. Możemy ruszać dalej. Tam na wierzchu Ricko wskazał palcem szczyt wejścia na mury -Znajduje się droga do gigancich schodów. Możemy próbować zaciągnąć tam nasze konie, ale równie dobrze można zostawić je tutaj-
-A co z potworami?- wtrącił się Albrecht.
-Możemy czekać aż się jakieś pokażą, ale kto wie ile nam czasu na to zejdzie - odrzekł.


Rycerka przetarła pot z czoła.
- Odpoczniemy - zgodziła się z propozycją. Przyjrzała się wielkiej granitowej twierdzy, która wyrastała przed nimi. - Tak w praktyce to kto w tej chwili włada tymi rejonami? Giganci czy raczej jest to ziemia niczyja? - pytając, usiadła na powalonym pniu by dać odpocząć swoim nogom.
-Bez dwóch zdań, góry należą do gigantów. Przynajmniej w okolicy. Ta ziemia jest niczyja, lecz jak w każdych ruinach można tu trafić na wiele bestii- odrzekł -to one tutaj rządzą
Panna Oakenfold pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Jakie są szanse, że coś nam zje tu nasze zwierzęta? - ciągnęła dalej. - W razie konieczności szybkiego oddalenia się stąd gdyby negocjacje się nie powiodły, to lepiej żeby tu na nas czekały - stwierdziła. Wstała i zostawiając tarczę opartą o pień, podeszła do muła i z jego tobołków wyciągnęła jedzenie i picie. Rozdała je towarzyszom i wróciła do swojego miejsca.
- Proponuję rozbić tu obóz i o świcie ruszyć dalej - zasugerowała Venora, po czym wgryzła się w kromkę chleba.

-Popieram- wtrącił Albrecht z pełnymi ustami.
-Do zmierzchu mamy jeszcze jakieś trzy godziny, jeśli starczyłoby nam szczęścia, dotrzemy na miejsce zanim zapadnie zmrok. Ale możemy również zostać tu do rana, z tym że nie wiem czy to nie bardziej niebezpieczna opcja niż ruszenie dalej…- odrzekł Ricko -Zdecyduj ty- dodał gryząc soczyste jabłko.
- Wolę nie opierać się na szczęściu jeśli nie jest to konieczne. Zostaniemy tu do rana - stwierdziła Venora. - Z resztą zmęczeni po drodze wiele nie zdziałamy, gdy coś się wydarzy nie po naszej myśli - wyjaśniła i spojrzała w niebo. - Ja wezmę wartę po zmroku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-06-2017, 18:35   #185
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Ja wezmę drugą wartę- zaproponował Albrecht.
-Dobrze. Chodźmy gdzieś wyżej znaleźć miejsce, które osłoni nas przed wiatrem i deszczem Ricko rozejrzał się dookoła -Jeśli rozpalimy ognisko wszystko co zamieszkuje ruiny będzie wiedziało o nas, ale jeśli nie rozpalimy to ubrania nie wyschną…- zastanawiał się głośno.
- Póki jest widno to zostańmy tu. Tu rozpalmy ognisko, a do zmroku zdołają nam ubrania przeschnąć. Na sam nocleg przeniesiemy się w inne miejsce - zaproponowała rozwiązanie problemu paladynka.
-Ktoś na ochotnika, sprawdzić okolicę? spytał Ricko.
- Samego cię nie opuszczę. W końcu jesteśmy tu dla twojej ochrony. Pójdę z tobą - zarządziła uznając, że zostawienie mężczyzn samych może skończyć się awanturą.
Venora ruszyła za młodym posłańcem Okhe, odprowadzona wzrokiem Albrechta.
-Nie wiem czy są tutaj jakieś ukryte wejścia. Na pewno coś było wyżej. Kiedy część murów runęła ostatnim razem, odsłoniła kilka wewnętrznych korytarzy- wyjaśnił prowadząc Venorę schodami w górę. Po kilku minutach trudnej i męczącej wspinaczki duet ujrzał cały jar z góry. Była to fascynująca aczkolwiek smutna perspektywa. Albrecht przy rosnącym płomieniu ogniska wydawał się malutki.

-Po prostu się przejdźmy i porozglądajmy. Nie ma sensu włazić do każdej dziury w murach- rzekł ze spokojem posyłając Venorze szeroki uśmiech. Rycerka zatrzymała się obok jednego z odkrytych przez naturę korytarzy. Przy potężnym gruzowisku znajdowała się wyrwa o średnicy dwóch metrów. To właśnie to miejsce dziwnie niepokoiło rycerkę. Czuła się jakby ktoś ją obserwował z wnętrza, lecz kilka metrów od wyrwy, cała szerokość korytarza była “zamknięta” ścianą pajęczyn. Nie były to pajęczyny jakie Venora widywała na strychu swego rodzinnego domu. Był to pajęczyny tkane przez pokolenia pająków. Venora dostrzegła zawieszone truchła ptaków a nawet i szczura u podnóża kleistej ściany.
-Tu chyba nic po za robalami nie znajdziesz Venoro…- głos Ricko wystraszył ją odrobinę -Tam kawałek dalej natrafiłem na ślady stóp humanoida, a raczej kilku, lecz co dziwne ślady znikają w takim miejscu, jakby ktoś po prostu rozpłynął się w powietrzu…-
Paladynka skinęła głową wskazując miejsce, które tak bardzo przykuło jej uwagę.
- Kryje się tam trudne do określenia zło - powiedziała, dzieląc się z wojownikiem swoim spostrzeżeniem. - Lepiej trzymać się od tego z daleka - zdecydowała i spojrzała na Ricka, który mówił o innym dziwnym zjawisku. - Może jest tam jakaś pułapka? Zapadnia? - zasugerowała.

-Nie znam się na mechanizmach i działaniu takich pułapek- stwierdził z przykrością młodzieniec -Ale nie wydaje mi się. Podłoże to lita skała, a z tego co wiem tylko krasnoludy potrafią przesuwać i manipulować takimi skałami tworząc pułapki i tajne przejścia…-
Czarnowłosa pokręciła głową. Różnych opowieści się naczytała i nie była przekonana, że wspomniane przez niego przejście jest bezpieczne. Właśnie dlatego powinni byli zabrać ze sobą tropiciela.
- Ale skoro są ślady to znaczy, że jest to uczęszczany korytarz. A my szukamy ustronnego miejsca na spoczynek. Znajdźmy inne przejście.
-To było na zewnątrz, jakieś pięćdziesiąt stóp na północ stąd- wskazał palcem kierunek do miejsca tajemniczego zniknięcia kilku osób -Na dole chyba najbezpieczniej, ale trudniej będzie się bronić w razie ewentualności- głośno myślał.
- Byłeś już tu kiedyś? - zapytała niepewna jaką decyzję podjąć.
-Jako chłopiec- odparł szybko.
Westchnęła zmartwiona, bo od wspomnianego przez niego czasu już z pewnością sporo się zmieniło.
- To zajmiemy miejsce na dole. Jest nas troje, jeśli nikt na swojej warcie nie przyśnie to powinno być bezpiecznie - stwierdziła. - Ale możemy się jeszcze przejść kawałek, może coś się innego jednak znajdzie - zaproponowała. Rekonesans wiele nie dał. Venora z Rickiem natrafili jeszcze na trzy korytarze, w których dałoby się bezpiecznie przenocować, o ile nie ta sama, posępna i nieprzyjazna aura. Rycerka była pewna, że w odmętach tych podziemnych tuneli kryło się coś potwornego.
Gdy dotarli z powrotem do Albrechta, powoli zaczynało się ściemniać. Na szczęście kapłan poradził sobie z ogniskiem i od razu po powrocie mogli się dosiąść do ciepłego obozu Helmity. Venora czuła zaniepokojenie Młota, który raz po raz nerwowo prychał i tupał kopytem w ziemię, jakby chciał odstraszyć ducha tego miejsca.

Paladynka zdała sobie sprawę z tego, że będzie mało prawdopodobne by mogła dziś zasnąć. Z pewnością nie zamierzała zdejmować zbroi choćby cały grzbiet miał jej od tego odrętwieć. Zachowanie wierzchowca nie uszło uwagi nikogo. Venora w końcu odłożyła jedzenie i wstała ze swojego miejsca, biorąc do ręki miecz. Podeszła do Młota i pogłaskała go po szyi.
- Też to czuję - szepnęła mu do ucha. Rycerka zaczynała żałować, że jednak nie ruszyli dalej, do osady gigantów. Ale zaraz pokręciła głową, bo to wcale nie było rozwiązaniem. Venora odwróciła się do mężczyzn.
- Idźcie spać. Lepiej będzie jak ja nocą będę wartować - stwierdziła, dając im do zrozumienia, że nie chce zmiany warty w międzyczasie.
-A kto cię jutro na górę wniesie?- spytał drwiącym tonem Ricko.
Otworzyła już usta by zapewnić, że sobie poradzi, ale pod tym całym poddenerwowaniem, jakie wywoływało w niej otoczenie, to była przecież mocno już zmęczona. Odwróciła spojrzenie intensywnie zastanawiając się nad tym co zrobić. W końcu zdecydowała się podzielić swoimi obawami.
- Albrechcie, to miejsce jest przesiąknięte złem podobnie jak katakumby, w których walczyłam z demonem - a kapłan dobrze wiedział jak to się skończyło. - Nie jest to co prawda to samo zło co tam, ale... Z naszej trójki ja jestem w stanie widzieć w ciemności i jeśli coś się do nas zacznie zakradać to ja najprędzej to zauważę. Najwyżej opóźnimy wymarsz, a ja wtedy odpocznę chwilę.

-Nie- odparł bez chwili namysłu -Każdy weźmie taką samą wartę- dodał splatając ręce na piersi -I nie chce więcej słyszeć o takich absurdalnych pomysłach- zakończył temat tonem mentora.
Venora zmrużyła gniewnie oczy, wpatrując się w kapłana.
- Tak jak ja mówię będzie dla wszystkich bezpieczniej - nie ustępowała. Albrecht wstał od ogniska i podszedł do rycerki -Obozowałem na terenach orków, kiedy ty zbierałaś jabłka w sadzie swoich rodziców. Nie ucz mnie jak jest bezpieczniej wartować- był chłodny jak nigdy, choć Venora podejrzewała, że jego zachowanie jest spowodowane troską o nią samą.
Panna Oakenfold wbiła zdeterminowane spojrzenie w oczy kapłana. Chciała powiedzieć mu, że orki a demony to nie jest to samo, ale opanowała się, bo nie miała prawa wykłócać się o to z osobą, która była dużo bardziej doświadczona od niej.
- Przepraszam… - szepnęła cicho paladynka i z pokorą spuściła głowę. Przytłoczona negatywną energią tego miejsca zupełnie się zapomniała o tym, że kapłan nie tylko na modlitwach się znał. - Zrobimy tak jak mówisz - dodała ustępując mu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 18-06-2017, 22:34   #186
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Warta rycerki minęła spokojnie. Venora raz po raz wytężyła słuch by upewnić się, że nic nie zbliża się w ukryciu do obozu, lecz zawsze okazywało się to tylko złym przeczuciem. Drugi w kolejności do pilnowania był Albrecht. Kapłan przetarł dłonią twarz, gdy panna Oakenfold go zbudziła.
-Masz szczęście, bo już myślałem że mnie nie obudzisz i zrobisz po swojemu...- uśmiechnął się jeszcze na w pół przytomny kapłan. W końcu jednak doszedł do siebie, dorzucił drewna do ogniska i zrzucił z barków koc. Najwyraźniej gdy było mu zimno robił się mniej senny.
Venora już czuła błogą ulgę gdy po całym południu wspinaczki pod górę mogła w końcu zamknąć oczy i zasnąć. Uczucie lekkości spłynęło po jej ciele, gdy nagle poczuła jak coś delikatnie łaskocze ją po szyi. Przez ułamek sekundy zaspany rozum podpowiedział jej, że ktoś czule ją usypia i nagle dotarło do niej że uczucie tak na prawdę nie ma zbyt wiele wspólnego z przyjemnością. Wielki jak dłoń pająk spadł na ziemię, kiedy Venora dotknęła szyi by sprawdzić co jest powodem łaskotania. Pająk czym prędzej uciekł w kierunku skał znikając rycerce z oczu.

Czarnowłosa usiadła raptownie i przyłożyła dłoń do szyi wpatrując się tam gdzie uciekł powód jej przebudzenia. Wzdrygnęła się jakby przeszedł ją zimny dreszcz. Nie bała się pałąków, ale mimo to miały one w sobie coś odrażającego. Pojawiła jej się również myśl, że mógł on być przecież jadowity. A to sprawiło, że rycerka od razu spojrzała w kierunku ogniska.
- Albrecht? - powiedziała cicho, szukając wzrokiem kapłana.
-He? - Helmita spojrzał na nią pytająco.
- Coś po mnie chodziło... Możesz sprawdzić czy mnie nie ugryzło? - poprosiła odkrywając z szyi dłoń.
Mężczyzna zerwał się z miejsca błyskawicznie zjawiając się obok Venory.
-Gdzie? -
- Tutaj - paladynka dłonią odgarnęła włosy, opadające jej na ramiona i odsłoniła gołą szyję. Przechyliła głowę na bok, by Albrecht lepiej mógł się przyjrzeć.
-Nic tu nie widzę… - mruknął. Kapłan sięgnął po kawałek płonącego drewna i zbliżył nieco by mieć lepszy widok. - Nic tu nie masz -

- To dobrze... - odetchnęła z ulgą. - Taki wielki pająk po mnie łaził - gestem dłoni określiła jego rozmiar. Wzdrygnęła się, ale na pewno nie z zimna. Wyprostowała się i lekko uśmiechnęła do kapłana.
- Przepraszam, że cię niepokoję, ale wolałam się upewnić - wytłumaczyła się. Przy okazji, bardziej przytomnie, rozejrzała się po okolicy. Venora odetchnęła z ulgą, lecz to jeszcze nie był koniec zmartwień, gdyż tuż po tym jak Albrecht wrócił na swoje miejsce rycerka poczuła impulsywny przypływ agresji i lęku Młota. Gdy rycerka podeszła do wierzchowca ujrzała dwa kolejne pająki kręcące się pod nogami ogiera, który nerwowo tupał kopytem chcąc odstraszyć natrętne robale.
- Skąd one się biorą!? - zirytowała się rycerka, rozglądając jeszcze uważniej po ziemi, a powiedziała to na tyle głośno, by Albrecht mógł ją usłyszeć. Gdy jakiś pająk wchodził jej pod nogi to próbowała rozdeptać. Spojrzała w końcu w kierunku śpiącego Ricko, by sprawdzić czy i przy nim one się kręcą. Idąc w kierunku obozu i śpiącego młodzika Venora przegoniła jeszcze kolejne, trzy pająki. Nawet Albrecht widząc to zaczął rozglądać się po okolicy obozu, gdzie tylko jego wzrok sięgał.
Gdy Venora stanęła nad śpiącym Rickiem ujrzała dwa pająki pełzające po piersi młodzieńca. Chłopak otworzył oczy i wartko powiódł zdziwionym wzrokiem na miejsce któremu przygląda się stojąca nad nim Venora. Chłopak zachował zimną krew i delikatnie zrzucił ręką robale z piersi.
-Pająki… Myślisz o tym samym co ja?- spytał zerkając na służkę Helma.

- Jeszcze nie miałam okazji nie wyspać się przez pająki - odparła mu Venora, której zmęczony umysł nie podsuwał za wielu wyjaśnień dla tego zjawiska. - Może wylazły z tamtego miejsca co je przed zmierzchem znaleźliśmy? Albo druid się na nas wkurzył, że tu obozujemu - zmrużyła oczy zastanawiając się nad tym czy strażnicy lasu mogą posiadać taką zdolność.
- A ty co podejrzewasz? - zapytała Ricka, rozglądając się za kolejnymi pajęczakami.
-Myślę, że gdzieś tam czeka ich mamusia…- burknął podnosząc się do pozycji siedzącej. Młodzieniec wartko zabrał się za zakładanie stalowych butów.
-Trzeba to sprawdzić, bo chyba inaczej nie pośpimy…- był ewidentnie rozgoryczony tym faktem.
- Chyba oszalałeś - stwierdziła kręcąc głową. - Przeniesiemy się niżej, dalej od gniazda.
-Gdzie? Chcesz na schodach spać?- wskazał ręką wąską ścieżkę którą tutaj dotarli.
Chłopak miał nieco racji w tym co mówił. Venora wypuściła przeciągle powietrze i przetarła twarz z resztek snu. Czuła się tak zmęczona, że i na schodach mogłaby spać, ale i tam nie było pewności, że pająki dadzą im spokój.
- Tak, chyba najprostsze rozwiązanie będzie najlepsze - mruknęła mocno niezadowolona. - Ubieraj się - dodała i sama podeszła do swojego sprzętu.

Pierwszym miejscem, do którego się udali była wyrwa w murze gdzie straszyły stare i grube pajęczyny. Gdy rycerka zajrzała przez dziurę w ścianie ujrzała pusty korytarz. Ten sam, który był kompletnie zasnuty pajęczymi sieciami.
Venora uniosła brew nie kryjąc zdziwienia i nagle wzdrygnęła się, gdy pod jej nogami przemknęło kilka pająków. Na szczęście nie tak wielkich jak te, które widziała w obozie, lecz mimo wszystko były dość duże by narobić wielkiego strachu przeciętnej kobiecie.
-Przecież ten tunel był dosłownie zaklejony tym świństwem…- burknął niedospany Ricko patrząc zza ramienia Venory.
-Pająki uciekły tam w głąb… Ktoś wysyła nam zaproszenie?- spytał Albrecht.
Paladynka zmrużyła podejrzliwie oczy. Ewidentnie ktoś lub coś zapraszało ich do środka.
- Pewnie paskudy sobie zamykają przejście gdy jest dzień. Zupełnie mi się to nie podoba... - burknęła Venora. Dobyła w dłoń swój miecz, ciesząc się z jego ognistych właściwości i ruszyła przodem do przejścia, rozglądając uważnie.
Korytarz śmierdział stęchlizną i wilgocią. Venora z podziwem przyglądała się gołym ścianom będąc niemal pewną, że po całej swojej długości był on usłany pajęczymi sieciami. Po chwili doszło do niej, że może to być sprawka magii iluzji. Rycerka dostrzegła odnogę korytarza i już miała zajrzeć za ścianę, gdy nagle znikąd pojawił się nacierający na nią stwór.



Dopiero gdy agresor stanął w zasięgu światła pochodni Venora rozpoznała w nim krew półorków. Zielonoskóry wyprowadził potężny zamach, lecz Venora dość wcześnie odczytała jego zamiary i z łatwością odskoczyła w bok, a jego topór uderzył z łomotem o kamienną posadzkę, że aż posypały się iskry.
-Venoro!- krzyknął Albrecht momentalnie przepychając się obok Ricka. Buzdygan kapłana świsnął w powietrzu, lecz żwawy półork zdołał pochylić głowę cudem unikając roztrzaskania czaszki.
Paladynka nie czekała, aż napastnik się zbierze do działania i sama natarła. Wyprowadziła zamach Pożogą od dołu, w ostatniej chwili usuwając sobie z drogi własną tarczę, którą do ostatniej chwili osłaniała się.
Potężny cios miecza omal nie odrąbał ręki połorkowi. Krew trysnęła na twarz rycerki, a połork zawył przeraźliwie z bólu. Venora uśmiechnęła się lekko i z satysfakcją malującą się na jej twarzy. Nie dała wrogowi nawet chwili, wywinęła mieczem, by nadać ciosu siły i zaatakowała ponownie. Władanie dwuręcznym mieczem w takich okolicznościach było wybitnie trudne, lecz Ricko postanowił przynajmniej spróbować. Pchnął swoim dwuręczniak raniąc zielonoskórego w nogę, lecz to go jeszcze nie powstrzymywało. Połork obrócił się w miejscu wbijając Venorze swój topór prosto w pierś. Rycerka poczuła ogromny ból, paraliżujący całe jej ciało. Jej ramiona opadły z sił i kobieta osunęła się na ziemie, patrząc jak zielonoskóry dociska butem jej brzuch i wyrywa swój topór. Ból był nie do opisania, a z ust pociekła jej strużka krwi, lecz rycerka nie traciła zimnej krwi i wiedziała, że tylko objawiona moc jej leczącego dotyku może ją wyrwać ze szponów śmierci.

Paladynka zakasłała, wypluwając krew z ust. Oddychanie w takim stanie stanowiło bolesne doznanie, więc wstrzymała się od niego. Położyła dłonie na własnej piersi i skupiła się na dobrodziejskiej mocy, która kryła się w niej samej, by uleczyć swoje okaleczenia.
Boska moc spłynęła na potworna ranę i już po chwili ciało rycerki było niemal w pełni sprawne, a ból prawie całkowicie ustąpił. Venora podniosła się gotowa do dalszej walki, lecz w tej samej chwili martwy połork padł na ziemię z roztrzaskaną głową.
-Tylko mi się wydawało, że on pojawił się z ciemności?- Albrecht wytarł głowice swego buzdyganu w ubranie powalonego agresora.
Panna Oakenfold dłonią rozmasowała sobie miejsce gdzie oberwała. Zaraz też zaczęła się podnosić się na nogi i zbierać z ziemi miecz. Spostrzeżenie kapłana zastanowiło ją. Gdy się chwilę zastanowiła, to właśnie było tak jak mówił, napastnik rzucił się na nią i nie widziała skąd nadchodził.
- Może... Został przywołany przez to zło, które wyczuwałam wcześniej? - stwierdziła i podeszła do półorka z zamiarem przeszukania go.
Truposz miał przy sobie pare bezużytecznych przedmiotów, nic ponad tym. Jego oręż nawet nie nadawał się na sprzedaż.
-Może być ich więcej…-
-Patrzcie! Pajak!- wtrącił się Ricko wskazując ręką pająka wielkiego jak pasterski pies. Stwór wpatrywał się inteligentnym spojrzeniem czterech par oczu w trójkę przybyszów. Robal w końcu roztopił się w ciemnościach, a oni zostali znowu sami.
- Chyba zaprasza nas dalej - westchnęła paladynka spoglądając przez ramię na towarzyszy. - Chodźmy - dodała i znów ruszyła przodem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-06-2017, 18:37   #187
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Grupa ruszyła dalej prostym korytarzem. Po kilku dłuższych chwilach marszu natrafili na trzy spore komnaty, jednak dwie kompletnie zasypane gruzem, a jedna w większości, lecz dalej, kolejna komnata na którą natrafili ocalała w całości. Tutaj jednak wnętrze było wypełnione lepką pajęczą siecią, tak że trudno było ocenić wielkość sali.
- Rozglądajcie się czujnie, ja spróbuję nieco oczyścić przestrzeń - powiedziała Venora i ostrze jej miecza rozbłysło ogniem. Paladynka zrobiła zamach i cięła w najbliższe pajęczyny, powoli idąc na przód. Wielkie płaty oblepionej kurzem sieci zaczęły opadać na ziemię, a Venora posuwała się konsekwentnie do przodu. Atmosfera tego lochu zaczęła drażnić rycerkę. Gdy pokonała jakieś trzy metry była otoczona siecią z każdej strony. Raz po raz coś drgnęło gdzieś tam wewnątrz zawiłych kryjówek pająków. Ostatecznie rycerka nie znalazła niczego co mogłoby im jakoś pomóc.
- Chyba tylko spalenie tego miejsca coś by dało - warknęła zirytowana i zamachnęła się ponownie mieczem by zniszczyć kolejną plątaninę sieci. - Nic tu po nas - mruknęła. Ostrożnie stawiając kroki zaczęła wracać do towarzyszy.

Kompani opuścili pomieszczenie i ruszyli dalej wzdłuż korytarza. Kilkadziesiąt kroków dalej korytarz zakręcał w lewo i prawo. Lewa odnoga była zasypana gruzem i ogromnymi kawałkami kamiennych bloków.
-To przynajmniej nie trzeba wybierać- syknął Helmita skręcając w prawo. Powietrze było coraz cięższe, a przy okazji dało się w nim wyczuć dziwna mieszankę zapachów ziół. Kompani dotarli do końca korytarza i natrafili na ogromne masywne drzwi, zaryglowane od drugiej strony.
-Musimy się chyba cofnąć do miejsca gdzie zaatakowała nas ta szkarada…- odezwał się Ricko.
- Na to wygląda... - mruknęła panna Oakenfold, która położyła dłoń na wrotach, chcąc spróbować wyczuć czy za nimi nie kryje się jakieś zło.
Nie zdziwiła się gdy wibracje negatywnej energii wróciły do jej zmysłów ostrzegając przed czającym zagrożeniem.
-Szkoda czasu. Chodźmy…- rzekł Albrecht. Trójka podróżników dotarła do tamtego rozwidlenia i udała się droga, z której rzekomo przybył martwy połork. Kawałek za skrzyżowaniem korytarzy znajdowały się schody prowadzące na górę oraz odcinek prostego korytarza, przysypanego potężnym kawałkiem ściany.
- Widać to miejsce nie każe nam wybierać drogi - sarknęła Venora kierując się schodami w górę. Paladynka odetchnęła głęboko, starając się zapanować nad rozdrażnieniem jakie czuła tutaj.

Gdy dotarli na szczyt znaleźli się w wysokim na kilka metrów holu, z ogromnymi kolumnami podtrzymujący sklepienie. Raz po raz na ścianie, w starych i zardzewiałych uchwytach znajdowała się płonąca pochodnia nadając temu miejscu choćby odrobinę światła. Po drugiej stronie wielkiego holu Venora ujrzała kolejnego połorka, skrytego pod szara szata. Meżczyzna miał zgarbiona postawę i podtrzymywał sie w pionie dzięki drewnianej lasce. Wyglądał na bezbronnego, lecz Venora nie ufała nieznajomemu ani trochę.
-Dlaczego weszli do mojego domu?- spytał wspólną mowa, w kierunku rycerki.
Paladynka uniosła rękę ku swoim towarzyszom, w geście, że zajmie się rozmową z napotkaną istotą.
- Nie chcieliśmy nachodzić, lecz tutejsze pajęczaki mocno zaniepokoiły nas, więc chcieliśmy je przegonić by móc dokończyć odpoczynek i opuścić to miejsce - powiedziała pewnym siebie głosem. - Odejdziemy z tego terenu jak tylko przyjdzie świt - dodała, uważnie przyglądając się reakcji półorka.
-Wątpię…- odezwał się i parsknął śmiechem, wtedy nagle tuż przed Venorą pojawił się kolejny zielonoskóry nacierając na nią niespodziewanie bojowym młotem. Na szczęście tym razem pancerz uchronił rycerkę od poważniejszych ran. Ten tutaj był nieco lepiej uzbrojony i młodszy od poprzedniego napastnika. Venora kątem oka spojrzała w kierunku “pana tych włości”, lecz już go tam nie było.


Paladynka szczerze miała nadzieję, że uda jej się dogadać z nim. Tak jak kilka dni wcześniej próbowała przekonać sługę Czarnej Pięści do porzucenia drogi zła i występku, nawrócenia się na dobro. Sama zaczynała się zastanawiać czy to naiwność się w niej odzywać, czy doszukiwanie się rozsądku u tej drugiej istoty. W każdym razie teraz Venora była rozgoryczona. To sprawiło że nie powstrzymywała się przed sięgnięciem po pokłady energii jakich jeszcze nie używała. Zrobiła duży zamach i wyprowadziła cios w nowego przeciwnika.
Pożoga buchnęła płomieniami na sekundę rozświetlając posępną komnatę. Ostrze świsnęło w powietrzu a Venora po raz kolejny poczuła na twarzy krew swego oponenta.
Półork zawył głośno i rzucił się na rycerkę uderzając celnie i boleśnie w udo. Potworny ból sparaliżował jej nogę na krótką chwilę, lecz panna Oaknfold bywała w większych tarapatach i nie miała zamiaru się łatwo poddawać. Kobieta przestała liczyć na wsparcie od swych kompanów, gdy dotarło do niej, że i oni byli zajęci walką z pojawiającym się znikąd zielonoskórym. Ricko dzielnie stawiał czoła atakom swego przeciwnika, podczas gdy Albrecht wznosił modły do Helma by ten zesłał im łaskę i pozwolił zwyciężyć w tym boju.
Zagryzając zęby z bólu, nie poddając się mu i nie tracąc skupienia, zaatakowała swojego oponenta wyprowadzając cios od dołu. Trafiła, wbijając ostrze Pożogi głęboko w trzewia półorka, przypalając jego wnętrzności, aż można było poczuć zapach spalonego mięsa. Oponent opadł bez życia na kolana, a paladynka tylko jeszcze kopniakiem odsunęła go od siebie, wyrywając z niego swój oręż. Nie dając sobie chwili na oddech, Venora zaszarżowała na półorka, który walczył z Rickiem.

Rycerka zaszarżowała na nieświadomego oponenta. Półork wziął potężny zamach swoim dwuręcznym toporem. Głowica topora uderzyła w pancerz młodzieńca, że aż się posypały iskry, jednak stal była na tyle gruba, że na siniakach się na szczęście skończy.
Półork kątem oka dostrzegł odbiegająca Venorę, ale było już za późno by zareagować. Jego głowa potoczyła się gdzieś pod ścianę, rozpływając się w mroku. Ciało półorka osunęło się na ziemię, a Ricko pokręcił głową -Cholera… Moja zbroja!- warknął niezadowolony, na co Albrecht podszedł do Venory i stuknął palcem w potężne wgniecenia od młota oraz dziurę w stalowej płycie na piersi jej napierśnika -Dobrze, że jej pancerz przetrwał cało…- syknął z przekąsem -Czekaj. Pomodlę się i ukoje twój ból…-
Albrecht splótł dłonie do modlitwy, zamknął oczy i pochylił głowę -Mistrzu wszystkich strażników i wartowników. Ześlij mi moc żebym mógł wysłać tę waleczna istotę w bój ze sługami zła…- jego dłonie zalśniły blada poświata, a kiedy dotknął szyi rycerki, ta poczuła jak kojące ciepło rozpływa się po jej ciele. Po chwili już czuła się jakby nie było żadnych ran.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-06-2017, 20:34   #188
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Gdzie się rozpłynął ten skurwiel?- warknął Ricko.
-Przeszukaj trupy…- polecił kapłan młodemu chłopakowi -Wszystko w porządku?- spytał troskliwie Venore.
- Zdecydowanie lepiej niż jeszcze chwilę temu - odetchnęła z ulgą. - Dzięki tobie - dodała posyłając ciepły uśmiech kapłanowi. Spojrzała w dół, na swój pancerz i się skrzywiła. - Kolejną zbroję uszkodziłam - jęknęła ze złością. Przynajmniej pewne było to, że będzie łatwiej ją naprawić niż elfią płytówkę. Venora jednak nie traciła koncentracji.
- Bądźcie czujni - powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu, skupiając na wykryciu zła. Zakładała, że póki nie pokonają zakapturzonej postaci to znajdowali się w niebezpieczeństwie.
-Znalazłem jakieś specyfiki…- głos zabrał Ricko wręczając Albrechtowi szklany flakon z różową mazią.
-Pokaż no… - kapłan podniósł butlę pod światło pochodni i po krótkiej chwili stwierdził -No tak… Mikstura z kwintesencją magii iluzji. Po zażyciu preparatu stajesz się niewidzialny dla oczu ludzi, krasnoludów i wielu innych. Podchodzili na ma metr, nim atakowali… To cud, że żyjemy…

-Zaradzisz coś na to?- spytał Ricko.
-Chyba nie znam, takiego psalmu, który pozwoliłby mi zobaczyć niewidzialnego…- zamyślił się.
-Jedno jest pewne. Zarąbaliśmy już trzech. Nie możemy zwalniać kroku - rzekł w pełni poważnie młodzieniec.
Venora skinęła głową Rickowi.
- Jak się trzymasz? - zapytała wojownika, ale nie spojrzała na niego, zajęta rozglądaniem się po podłodze. Uznała, że skoro robią się oni niewidzialni to może chociaż ślady na brudzie posadzki zostawiają. Młodzik kiwnął rycerce głową na znak, że jest cały i zdrowy, a Venora długo szukać nie musiała. Śladów na kurzu było wiele, lecz oprawcy chyba o to nie dbali. Wszystko wygląda, jakby zasadzili się tutaj na podróżujących ludzi, lecz chyba żaden nie podejrzewał, że zasadzka tak źle się dla nich skończy.
-Tam, na końcu holu. Widzicie? Jest kolejny korytarz… syknął Helmita, wskazując gestem ręki miejsce, gdzie Venora ostatni raz widziała półorka, z którym przyszło jej rozmawiać.
- Tak, dokończmy to co tu zaczęliśmy - stwierdziła paladynka, nie kłopocząc się by mówić cicho. Poprawiła sobie ułożenie tarczy z symbolem Cormyru i ruszyła pierwsza, skupiona na odczuwaniu zła w otoczeniu.

Negatywna energia, którą wyczuwała jeszcze kilka chwil temu, już nie była tak silna i łatwo wyczuwalna. Całe te ruiny musiały być zamieszkane przez różnorakie bestie, ale jedno było pewne. Venora własnoręcznie pozbyła się aż trzech z pośród tego szemranego grona. Mężczyźni ruszyli za panną Oakenfold, a ona stawiała pewne i odważne kroki.
Venora minęła krótki korytarz i znalazła się w okrągłej komnacie, gdzie jak było widać gołym okiem obozowało kilka person. Niechlujnie odrzucone w bok śpiwory świadczyły o przynajmniej pięciu mieszkańcach tego lochu. Sklepienie tutaj było wysoko, tak że nawet światło pochodni go nie łapało, lecz Venora widziała że jest to piętrowe pomieszczenie. Schody dostrzegłą dopiero po chwili, lecz były zarwane i nie dało się po nich wspiąć wyżej.
-Ciekaw jestem gdzie się ukryli…- warknął Ricko nerwowo ściskając dwuręczny miecz.
- Było ich pięcioro, a zostało dwóch. Jeśli mają choć trochę rozumu to uciekli gdzieś daleko - stwierdziła paladynka. - Ricko sprawdź proszę ich posłania. Zawsze trzeba zabierać kosztowności, bo to osłabia wroga - dodała pouczającym tonem.

-Wrogów się nie osłabia ich się zab… - Ricko nie dokończył zdania, gdyż jego twarz przyozdobił grymas potwornego bólu. Młodzieniec padł na kolana, wygięty do tyłu, gdy za jego plecami pojawił się kolejny zielonoskóry oprawca. Ten tutaj wyglądał na najstarszego z dotychczas napotkanych.
Półork wyrwał wbitą w plecy mężczyzny włócznię i cisnął nią w stojącego bliżej Albrechta, lecz na szczęście kapłan zdążył sparować uderzenie tarczą. Jakby tego było mało z pod sufitu wyłoniła się horda pająków. Istna plaga. Małe ledwie zauważalne z takiej odległości, większe jak te na zewnątrz nękające konie w obozie, oraz kilka wielkości psa. Paskudne robale spuściły się na swych migocących sieciach drepcząc w kierunku trójki ludzi.
Wtedy też Venora ujrzała za jedną z kolumn, tego półorka, z którym zamieniła kilka zdań nie tak dawno. Nagle cała komnata wypełniła się gryzącym dymem, który oślepił Venorę i jej kompanów. Rycerka wiedziała, że zielonoskórzy gdzieś tam się czają, czekając tylko na dogodna sytuację do ataku.
- Albrecht, zajmij się Rickiem - rzuciła w przestrzeń, a sama od razu ruszyła szybkim krokiem w kierunku, gdzie pamiętała, że znajdowały się kolumny. Zakasłała od gryzącego dymu, a to zaraz przypomniało jej ostatni koszmar.

Venora bardzo uważała, gdzie stawia kroki, lecz niewiele to dało, gdy poślizgnęła się na kawałku śpiwora, który leżał na jej drodze. Rycerka przewróciła się na ręce częściowo amortyzując upadek.
-Myślisz, że zabicie tamtych w czymś wam pomoże? Mogłem was zabić tam w obozie. Kilka razy…- podkreślił, a jego głos powoli się przemieszczał, więc Venora mogła podejrzewać, że półork po prostu zmienia pozycję próbując zwieść przeciwniczkę.
- To czemu nagle ci się zmieniło? - podniosła się na nogi i powiodła wzrokiem za głosem, decydując się za nim podążyć. - Czemu teraz chcesz nas zabić? - dodała idąc powoli.
-Moi mali przyjaciele mieliby zbyt wielki kawał drogi do swoich gniazd. A tak sami was tu sprowadzili i na jakiś czas zaspokoicie ich łaknienie…- odrzekł nie zatrzymując się ani na chwilę.
- To miałeś zdecydowanie pecha trafiając na nas - odparła mu. - Ale z drugiej strony masz już trzy trupy, więc jest i czym nakarmić twoje pajączki - stwierdziła i zatrzymała się. - Jeszcze jest czas rozejść się z tego miejsca i nikt więcej nie straci już życia.
Paladynkę zastanowiło ile czasu taki magiczny dym mógł się utrzymywać i czy były szanse wyczekać tego napastnika. Zamiast iść naprzód, zaczęła się cofać, tak by spróbować powrócić do swoich towarzyszy. Mocno martwiło ją co z Rickiem.

-Mam ich karmić tym, czym sam jestem?- spytał rechocząc przy tym. Venora próbowała powoli wrócić do swych towarzyszy, kiedy nagle w dymie wyrósł przed nią największy z pająków. Stwór uniósł parę przednich kończyn, ukazując obrzydliwe żuwaczki, jakby chciał nastraszyć rycerkę.


Panna Oakenfold odruchowo zamachnęła się mieczem, widząc obrzydliwego stwora celując prosto w jego paskudną mordę. Pożoga zalśniła blaskiem płomieni, kiedy Venora brała zamach. Cios rozpruł obrzydliwy odwłok poczwary. Pająk zatańczył koślawo w miejscu, aż w końcu padł i wyzionął ducha.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-06-2017, 16:21   #189
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Venoro! Ucieka!- krzyknął niespodziewanie Albrecht. Dopiero teraz zrozumiała, że dym zniknął na tyle, że dało się już coś zobaczyć dookoła. Kapłan wskazywał palcem na wejście do holu, którym właśnie wybiegał jeden z zielonoskórych. W tym samym momencie ten półork, który dźgnął Ricko w plecy wyłonił się z szarego obłoku nacierając na Helmitę. Kapłan sparował cios swoją tarczą i natarł buzdyganem dając wymownie do zrozumienia, że sobie poradzi z przeciwnikiem.
Paladynka skinęła prędko głową i bez słowa rzuciła się biegiem za uciekinierem. Była zdeterminowana dopaść go i skończyć tą chorą zabawę półorków.
Przebiegła przez zadymioną jeszcze komnatę i przemknęła przez krótki korytarz. Znalazła się w komnacie z kolumnami, gdzie wciąż leżały trupy dwójki półorków. Mimo ciężkiego pancerza i doskwierającego jej zmęczenia w mgnieniu oka dotarła do końca pomieszczenia, lecz zatrzymała się w miejscu, kiedy ujrzała, że całe przejście jest oblepione wielką, pajęczą siecią.

-Jesteś głupsza niż myślałem he he he… - usłyszała kpiący głos za plecami. Gdy się odwróciła ujrzała prowodyra tego krwawego spotkania. Półork zrzucił z głowy kaptur i uśmiechnął się pod nosem. Nim rycerka zdążyła cokolwiek zrobić, obok półorka upadł wielki pająk, który najwyraźniej zeskoczył spod sklepienia komnaty. Ten tutaj był jeszcze większy i brzydszy niż poprzedni.
-A to mój pupil…- przedstawił robala gestem ręki, lecz stwór nie czekał na znak od swego pana i czym prędzej pomknął w stronę Venory, zaś półork zaczął inkantować zaklęcie w nieznanym rycerce języku.
Paladynka była gotowa zaryzykować oberwanie od pająka, by tylko przerwać półorkowi inkantację, ale był daleko, a wielki paskud prawie dyszał jej nad głową. Venora przygryzła wargę i zdecydowała się postawić wszystko na jedną kartę. Pająk od razu się na nią rzucił i ostrymi kłami przerysował jej ramię. Kobiecie natychmiast zrobiło się gorąco, aż zakręciło jej się w głowie. Lecz ustała. I została na nogach nawet gdy maszkara próbowała ją powalić. Paladynka wykazując się determinacją i siłą odepchnęła pająka sobie z drogi. Ruszyła szarżą, prosto na półorka. W biegu skupiła się, by natchnąć swój atak energią karcącą zło, zakręciła wielki młynek mieczem i uderzyła z całym pędem w przeciwnika. Półork próbował odskoczyć, ale Venora trafiła go boleśnie w udo, rozrywając jego szatę i mięśnie. Pożoga dotkliwie przypaliła go, dodając cierpień. Przeciwnik zawył z bólu, przerywając tym samym inkantację czaru, który bezpowrotnie mu uleciał.
Venora licząc się z tym, że pająk jest tuż tuż, nie czekała tylko zaatakowała ponownie półorka, wkładając w uderzenie wszystko to co miała. Zaczerpnęła energii z głębi siebie, łącząc ją ze zdolnością do karania zła.

Przeczucia jej nie myliły i gdy tylko spojrzała przez ramię dostrzegła ośmionożną bestie, która bez pardonu próbowała uderzyć w nią z impetem całego swojego ciała. Służka Helma z niezwykłą finezją uniknęła zderzenia, a pająk zatrzymał się dobry metr dalej. Półork widząc, że rycerka nie pozwoli mu rzucić zaklęcia ruszył inną drogą. Jego laska z hukiem uderzyła w kolano Venory, lecz był to za słaby cios, który w większości stracił na sile przez zbroję. Venora nawet zbytnio nie odczuła bólu, a wręcz tylko się zmotywowała do ukrócenia tej farsy. Kolejny, potężny cios Pożogi spadł na niego z przerażającym mlaśnięciem, rozcinanego ciala. Półork zawył z bólu zataczając się do tyłu. Venora chciała doskoczyć i dobić przeciwnika, lecz w tym momencie na jej drodze pojawił się olbrzymi pająk, który ani myślał odpuścić. Stwór natarł przednimi odnóżami, lecz te nie dały rady przebić i tak pokiereszowanej zbroi Venory.
- Zejdź mi z drogi parszywa kreaturo! - warknęła paladynka i zamachnęła się na irytującego ją pająka, swym mieczem, który wciąż połyskiwał od energii, którą go natchnęła.

Silne pchnięcie przebiło chitynowy pancerzyk stwora, w miejscu na korpusie, gdzie łączyły się mięśnie odnóży. Pająk syknął z bólu, lecz wciąż nie odpuszczał, próbując ukąsić rycerkę w odsłoniętą szyję, lecz krwawiąca lepką mazią rana uniemożliwiała silniejsze ciosy. W tym samym czasie półork zdążył podnieść się do kolan i wymodlić kolejny psalm. Rycerka miała niemałe wyzwanie przed sobą. Na wyciągnięcie ręki, próbował ją kąsać rozjuszony pająk, za nim półorczy szaman właśnie podnosił się na nogi, a z nogawki jego spodni wypełzła szkaradna stonoga wielkości ludzkiej ręki. Za nią wylazło kilka żuków i innych robali. Przyzwane robactwo pełzło w stronę Venory utrudniając jej walkę jeszcze bardziej.
Paladynka przeklęła pod nosem. Zamachnęła się znów na pająka, który osłabiony ranami, niewiele mógł zrobić by uniknąć kolejnego ciosu. A ten trafił go prosto w paszczę, odcinając spory jej kawałek wraz ze szczękoczułkami. Ciało bestii drgnęło i opadło na ziemię bez życia.
Nim zrobiła krok do przodu już miała na butach wspinające się po niej robale. Żuki udało jej się strącić z wysokości kolana, lecz stonoga poślizgnęła sie pod nagolennik. Venora podejrzewała, że stworzenie może ją boleśnie ukąsić, jeśli tylko sie ruszy, ale ledwie dyszący półork zaczynał już inkantować kolejne zaklęcie. Rycerka nie miała nawet chwili do namysłu, musiała coś zrobić.

Venora oddychała ciężko, zmęczona walką. Jej spojrzenie, które spoczęło na półorku, było zimne i skupione, a twarz wyrażała determinację by to skończyć. Była zdecydowana, że niezależnie od tego ile wysiłku to ją będzie kosztować zrobi to. Strząsnęła soki życiowe pajęczaka z ostrza mocnym wymachem i ruszyła na półorka szykując się na odparcie bólu jaki mogło wywołać ugryzienie robactwa. Skupiła się po raz kolejny na energii, rozświetlając komnatę bladą poświatą, bijącą od jej oręża. Zagryzła zęby i ruszyła w kierunku przeciwnika. W krótkiej chwili poczuła silny ból w łydce i już wiedziała co się stało. Teraz jednak nie było wyjścia, musiała przynajmniej spróbować zaatakować. Rycerka nagle poczuła jak pieczenie w nodze się nasila i aż zakręciło jej się w głowie. Pech chciał, że właśnie w tej chwili wyprowadzała zamach mieczem. Pożoga miała dobić rywala, a minimalnie świsnęła nad czubkiem głowy zielonoskórego. Półork dokończył frazy inkantacji, a jego szata zaczęła pękać od zmieniającego się ciała półorka. Szaman pochylił się, a jego skóra całą porosła futrem. Chwile później półork zmienił się w tonowego niedźwiedzia. Zwierz zawył potwornie spoglądając na rycerkę spod byka.

Panna Oakenfold czuła jak opuszczają ją siły z powodu trucizny, z którą mimo wszystko nadal próbowała wytrwale walczyć. Nawet jeśli teraz miała przegrać starcie, to przynajmniej zrobi to tak, że przeciwnika jeszcze przy okazji to zaboli. Zagryzła mocno zęby, aż zgrzytnęły i robiąc krok do niego, zaatakowała przemienieńca.
Miecz uderzył w masywną łapę zwierza, lecz nie dość silnie by zrobić mu większą krzywdę. Niedźwiedź zawył i uderzył rycerkę potężną łapą. Venorze aż zakręciło się w głowie. Nawet nie była w stanie stwierdzić czy to przez truciznę, czy też od siły uderzenia niedźwiedziej łapy. Po chwili przestała widzieć na lewe oko i doszło do niej że pazury rozorały potężnie jej głowę i to jej własna krew przysłaniała pole widzenia.
Venora stęknęła z bólu, gdy zamrugała oczami chcąc odzyskać widzenie w oku. Niewiele jej to pomogło.
- Umrzyj w końcu! - krzyknęła na całe gardło, podchodząc bliżej do bestii i zamachnęła się, by ciąć w jego szyję.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 20-06-2017 o 16:50.
Nefarius jest offline  
Stary 20-06-2017, 18:54   #190
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Pożoga znów chybiła i czarnowłosa paladynka zaczynała się zastanawiać w duchu, czy Tymora już przestała jej sprzyjać. Niedźwiedź zrobił szybki krok do przodu i uderzył obiema łapami w pierś Venory powalając ją z łoskotem na plecy. Jej ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Piekąca rana na nodze, poobijane (o ile nie popekane) żebra, rozciętą i obficie krwawiąca rana na głowie, a teraz jeszcze to. Kompletnie bezbronna i pozbawiona sił leżała tak, patrząc bez emocji na ciemne sklepienie komnaty. Świat wokół niej zawirował, a rycerka usłyszała znajomy rechot półorka. Dostrzegła go, dopiero gdy podszedł nieco bliżej.
-Chyba nie myślałaś, że uda ci się mnie zabić?- spytał pewny swego, lecz nie puszczał ranionego uda.
-I co chcesz mi teraz powiedzieć?- spytał pochylając się nieco bardziej. Venora przez sekundę pomyślała by zamachnął się mieczem, lecz półork był za daleko, by chociażby próbować.
Venora nie odezwała się. Nie zamierzała się poddać mimo to. Zamierzam nie poddać się do ostatniego tchnienia. Położyła dłonie na swojej piersi, lecząc się.
-Ho!- krzyknął półork patrząc z rozbawieniem na desperacki krok paladynki - Myślisz że ci to pomoże? Niebawem trucizna dotrze do twojego serca, a wtedy wyzioniesz ducha…- rzekł z satysfakcją.
Paladynka spojrzała na niego kątem oka, po czym zaczęła recytować modlitwę do Helma by ją uzdrowił.
Widząc to szaman wartko złapał oburącz swoją laskę i obrócił nią, szpicem w stronę​ rycerki. Venora spojrzała mu w oczy i już miała wypowiedzieć ostatnie frazy modlitwy, gdy promieniujący ból przeszył całe jej ciało. Półork wbił drzewiec w brzuch służki Helma patrząc jej w oczy z zadowoleniem.

~***~



Wiatr delikatnie smagał koronami drzew. Venora złapała za rękę swego dziadka zwracając na siebie jego uwagę.
-Dziadku, dlaczego on świeci?- spytała, wskazując palcem jednego z rycerzy zebranych w kręgu, gdzieś w lesie. Venora znała ten gaj i znała twarze rycerzy. Widziała również wysokiego człeka o łysej czaszce.
-Widzisz? To dar od wspaniałego Helma, to dar strażnika wiesz?- powiedział opiekuńczym tonem, po czym uśmiechnął się do niej ciepło.

~***~

-Na bogów! Pavel! Pavel!- krzyk kobiety niósł się echem po salonie, kiedy blada jak mąka wbiegła do środka domu. -Szybko! Ratujcie mojego syna! Belki! Przygniotły go belki!-

Venora pamiętała jak przez mgłę ten smutny dzień, kiedy jej najstarszy brat zginął w nieszczęśliwym wypadku. Panna Oakenfold widziała twarz brata, ale dopiero teraz dotarło do niej, że kiedy jej ojciec i dziadek zrzucili belki z ciała Pavla, to jego skóra lśniła w taki sam sposób jak ciało tamtego rycerza w gaju.
- Zabrał mi mojego najstarszego syna! - krzyczał z rozpaczą Gerwin, lecz wtedy dziadek Venory położył mu dłoń na ramieniu, szepcząc mu coś na ucho.

~***~

Gdy odzyskała świadomość ból częściowo ustąpił. Nie czuła pieczenia w nodze, ani potłuczonych kości. Ból, który odczuwała był zupełnie inny niż przed chwilą. Rycerka podniosła rękę do twarzy, zdziwiona, że w ogóle może to zrobić. Wtedy też dostrzegła złotą aurę, otaczającą jej skórę. Dopiero teraz doszło do niej, że dokładnie to samo ujrzała w swej wizji. Gdy odwróciła wzrok w bok dostrzegła odchodzącego półorka, a to oznaczało że była nieprzytomna zaledwie krótką chwilę.
Paladynka nie rozumiała co się z nią stało. Ale to nie miało teraz znaczenia. To co było ważne, to dokończenie tego co zaczęła i nic innego jej nie interesowała. Spróbowała sięgnąć po miecz i ostrożnie wstać.

Kobieta bez większych problemów złapała za rękojeść Pożogi. Kiedy płyty jej zbroi ocierając się o siebie, lekko szczęknęły, półork stanął jak wryty, a chwile później, odwrócił się i z niedowierzaniem spojrzał na żywą rycerkę.
-Przecież… Przecież cię zabiłem…- warknął i ruszył energicznie w jej kierunku kuśtykając w celu zadania ostatecznego ciosu. Zraniona noga spowolniła szamana na tyle, że rycerka zdążyła powstać nim ten do niej się zbliżył.
Venora skupiła się w sobie, próbując ponownie obudzić w sobie dodatkową energię. Bez słowa, przybrała postawę bojową i ruszyła na półorka, robiąc pokaźny zamach mieczem.

Krew zielonoskórego trysnęła na zakurzoną posadzkę. Jego ciało upadło pod nogi paladynki, tuż po tym jak celnie się na niego zamierzyła. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy poczuła satysfakcję, że w końcu go pokonała. Półork nareszcie padł trupem, a ona mogła skupić się na sobie samej. Venora czuła przeraźliwy pisk w uszach, a oczy zaszły jej mgłą. Kobieta ponownie osunęła się na ziemię, znów tracąc resztki swych sił. Ostatnim co zobaczyła był biegnący w jej kierunku Albrecht.
-Na Helma… Co ci się stało…- syknął spoglądając na potwornie rozorany policzek i skroń rycerki. Paladynka próbowała mu odpowiedzieć, ale nie była w stanie, z jej ust wydobył się jedynie jęk bólu. Czuła jak jej świadomość odpływa i pomimo starań nie była w stanie temu przeciwdziałać. Żywiła jeszcze nadzieję, że z Rickiem jest dobrze. Bo jeśli on umrze, to jej szanse na uratowanie bratanków mogły zostać pogrzebane razem z młodym wojownikiem. Chwilę później straciła przytomność.

~***~

Venora na chwilę odzyskała przytomność, gdy otulona własnym śpiworem, pod błękitnym niebem, Albrecht obmywał twarz rycerki, a ona czuła wszechobecny ból. Kiedy otworzyła oczy po raz kolejny, ból jaki pamiętała zdawał się być teraz słabszy. Niebo nad jej głową było gołe i całe usłane błyszczącymi gwiazdami. Venora skierowała powoli wzrok na Ricko. Młodzieniec żył i smacznie spał, obok ogniska, opatulony kocem. A ten widok wyraźnie uspokoił paladynkę, która od razu zaczęła szukać wzrokiem kapłana.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172