Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2019, 13:23   #321
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza, podziemia
14 Marpenoth, zmierzch


Joris był niezbyt daleko od brzegu gdy jaszczuroludź dogonił łódkę. Okrążył ją raz i drugi, wgapiając się w myśliwego dwiema parami pomarańczowawych oczu. Umieszczone wokół łba gałki oczne robiły koszmarne wrażenie, lecz gorsze było to, że pod wpływem gadziego wzroku Joris poczuł jak przeszywa go straszliwy ból, który powalił go na dno łodzi. Sparaliżowany bólem mógł tylko patrzeć jak pazurzaste łapy chwytają burtę. Szczęście w nieszczęściu, że przeciwną do tej, o którą opierał się myśliwy; łódź zachybotała się tak mocno, że gdyby mężczyzna stał to ani chybi fiknąłby kozła do wody. Z trudem wymacał na dnie upuszczony morgersztern i zamachnął się na gadzie łapy, chybiając o włos. Kolejny atak wymierzył uważniej i solidnie przydzwonił w czworooki łeb, który sięgał do jego łydek. Bryznęła lepka posoka, gadzina skrzeknęła i puściła łódź, wpadając do wody. Joris podpełzł do burty osłaniając się puklerzem. W magicznym blasku dostrzegł podłużny kształt odpływający w dal; niestety nadal o własnych siłach. Wciąż oszołomiony po dziwnym czaromagicznym ataku stwora myśliwy chwycił deskę i zanurzył ją w wodzie, by jak najszybciej dotrzeć do brzegu. Wolał nie ryzykować, że czworooki sprowadzi rodzinkę i cała zabawa zacznie się od początku.



Góry Miecza
15 Marpenoth, popołudnie

Przetrząśnięcie obozowiska zabrało Mardukowi sporo czasu, doprowadzenie się do porządku również. Nawet magia zawarta w zbroi nie chroniła jej w pełni i kolcza wyglądała teraz bardziej jak kupa złomu niż czarodziejskie cacko. Gdyby uciekinierzy sprowadzili wsparcie, to orki nie miałyby problemu z rozprawieniem się z wyczerpanym i pozbawionym boskich łask kapłanem. Na szczęście tak się nie stało i elf w spokoju mógł zająć się tym, czym chciał.

Ku jego rozczarowaniu orki nie miały wiele cennych rzeczy. Cóż, w lesie na nic im były kosztowności czy złoto. Z miedzianej i srebrnej drobnicy, którą wytrzepał z mieszków uzbierałoby się może z 50 sztuk złota. Elf znalazł sporo zapasów, zimowego ekwipunku, uzbrojenia i tym podobnych rzeczy; rzecz jasna wszystko w orczych rozmiarach. Jakby chciał to by tu mógł otworzyć sklep zaopatrzony nie gorzej niż phandaliński Skład Handlowy. Ale nie chciał.

Na oko jedynie ekwipunek lidera był warta dźwigania. Na reszcie mógł nieźle zarobić jakiś kowal, gdyby Marduk dał mu to całe żelastwo do doczyszczenia i odnowienia. Kostur szamana wyglądał interesująco, ale bez wykrycia magii kapłan nie mógł sprawdzić czy któreś części jego stroju są magiczne. Ciężko było uwierzyć, że byle zielony mógł być tak zmyślnym czaromiotem. A może i był? W końcu Marduk nie wiedział wiele o społecznościach zielonoskórych, gardząc nimi z pasją i ignorancją właściwą każdej "rasie wyższej".


Nabytym zwyczajem elf pozbierał łupy, których nie dał rady dźwignąć i ukrył pod wiatrołomem, za którym sam wcześniej się czaił, a trupy zostawił padlinożercom. Wytarł ręce w śnieg, który sypał coraz bardziej intensywnie, a potem przeszedł się po najbliższej okolicy.

Nieopodal obozowiska znalazł sporą jaskinie, czy raczej jamę, gdyż mimo rozmiarów nie była zbyt głęboka. Kończyła się sporą rozpadliną, wokół której elf zauważył kilka jaśniejszych fragmentów skał, jakby odłupanych czy odrapanych. Może orki próbowały schodzić tu w dół, co wyjaśniałoby dostatek lin z hakami i innego ekwipunku. Zastanawiające było tylko czemu nie obozowały w jaskini, zwłaszcza w obliczu takiej zimnicy. Marduk wzdrygnął się i owinął ciaśniej płaszczem. Dziś i tak nie miał sił i magii na eksplorację. Poza tym musiał wrócić po konia (miał nadzieję, że nadal żywego); no i był pewien, że krew i trupy przyciągną w nocy ścierwojadów.

Zarzucił łupy na plecy i skierował się w dół zbocza dumając nad widzianymi wcześniej dymami. Mogły być to orki, ale mogła też ludzka osada. Tylko czy gdy tam wyruszy to będzie umiał sam trafić z powrotem w miejsce rzezi? Trzeba było podjąć decyzje, bo zmrok zbliżał się szybko; albo śnieżyca, co w przypadku mikrych zdolności krajoznawczych Marduka na jedno wychodziło.

 
Sayane jest offline  
Stary 07-01-2019, 00:32   #322
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
No jak nic gadzina musiała jakieś gusła w tej wodzie nawyczyniać. Dobre pół godziny już minęło, a jemu nadal dzwoniło w uszach i ilekroć oczy zamykał, to widział te żółtawe ślepia... No ale nic to. Paskud srogo się zdziwił, jeśli sądził, że to czary mary wystarczy. Myśliwy nie był pewien jak mocno go zranił, ale był pewien, że stwór nie prędko będzie mógł coś bezboleśnie pogryźć. Sądził więc, że szybko nie wróci. A to dobrze, bo myśliwy nadal czuł, że coś tam w tej wodzie może być i zamierzał sprawdzić co to jest. Choć znając jego szczęście, to to co mu błysło wtedy w głębinach przy przepatrywaniu to i końcówka od szpadla mogła być… Wracając jednak samotnie przez jaskiniowe korytarze do trójki traperów był dobrej myśli.

***

- Mówiłem - ozwał się triumfalnie Sven - Droga ucieczki! Pewnikiem wypłynęli gdzieś po drugiej stronie góry.
Joris nadal momentami kręcił głową badając ustępujący już niemal całkowicie ból w skroniach po czym skrzywił się w zamyśleniu. Też się skłaniał ku temu wyjaśnieniu. Ale coś mu mówiło, że jeśli uciekinierzy mieliby gdzieś wypłynąć to gdzieś głębiej. Niżej. Może Jaskini Cudów? A może gdzieś znacznie, znaczne dalej wgłąb… A na taką wyprawę raczej nie miał ochoty.
- Może i uciekli - mruknął Hans i złapał się pod boki - Ale ja się na machanie wiosłem nie piszę. A już napewno nie gdy nad głową wisi mi cała góra.
- To i lepiej, bo ktoś powinien z brzegu z łukiem wypatrywać, czy co aby nie podpływa, gdy ja będę nurkować.

Gderliwy traper szybko wbił w niego podejrzliwe spojrzenie.
- A co by miało podpłynąć? Widziałeś co? Gadaj.
Joris wzruszył ramionami.
- A ja wiem co to było? Kaś gadzina podpłynęła, to ją buławą w łeb zdzieliłem i uciekła. I tyle. Ale w toni wolałbym co by mnie nie zaskoczyła.
Trójka prospektorów zaczęła wymieniać między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Na tyle wymowne, że Joris nie musiał czytać jak Omar w myślach by wiedzieć, że Sven i Olaf są chętni choćby i po to by zobaczyć na oczy to jezioro, a Hans dla zasady nie chce dać się przekonać.
- A co mi tam. Ty wszak będziesz karku nadstawiał.
Joris klasnął w dłonie i zatarł ręce.
- No! To do roboty!

***

Rozebrawszy się do samych portek, ponownie poczuł przejmujący chłód podziemi. Wykonał dobrych kilkanaście wymachów ramion dla rozgrzewki gdy Olaf i Sven ładowali się do łódki, a Hans zajmował dogodną pozycję. Następnie obwiązał się mocno liną w pasie, zatknął za portki nóż i rozgrzał ponownie puszczając się w sprint w miejscu na piaszczystej plaży.
- Gotowe! -
zawołał Olaf przywiązując drugi koniec liny do rumpla łodzi.

Pierwszy miejsce było dość blisko brzegu, tuż za skałami, na których stał Hans. Głęboko była jednak na tyle, że bez kilku potężnych wymachów nie było co mówić o dostaniu się do źródła błysku. Na domiar wszystkiego woda… woda była naprawdę diablo zimno. Można by nawet rzec, że wiadro wody ze studni na głowę, to przy tym niemal łaźnia parowa. Co miało tę dobrą stronę, że myśliwy nurkował bardzo prędko i energicznie wyciągając szybko z wody złotą bransoletę. I na oko już rzec można, że nie byle jaką. Nie było to to czego się obawiał, ale i nie to na co liczył. Dygocząc więc z zimna szybko zaordynował przemieszczenie łódki w nowe miejsce. Magiczny puklerz sprawdzał się tu wyśmienicie rozświetlając głębiny, które prawdopodobnie od dziesiątek jak nie setek lat nie widziały takiego światła. Gdyby nie kurewski chłód to by i pewnie myśliwy dla samej jeno przyjemności tego wrażenia to popływał. Ale obkurczone niemal do granicy bólu jaja sprawnie przypominały mu o tym by jak najszybciej się wynurzyć. I tym razem ten pośpiech omal go nie zgubił. Odnalazłszy na dnie srebrny kielich, nie złapał go a jeno pył z dna wzbudził, tracąc skarb z oczu. I przez tą chwilę, którą szukał zdobyczy, wypływając opił się wody. Olaf i Sven musieli pomóc mu wgramolić się na powrót na łódkę. Parskał, kaszlał i drżał cały siny, ale chyba zadowolony, bo w garści ściskał kielich.
- Wracamy panowie - wydyszał do traperów.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 08-01-2019, 11:06   #323
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Góry Miecza, gospoda
[15 M.]

Stimy zdjął rękawice i położył je na blacie najbliższego stołu. Kilka drobin stopionego śniegu zroszyło przy tym wysuszone drewno. Rozpiął spinkę od swej turkusowej peleryny i rozwiązał przemyślany supeł pod szyją.
- Mokry, zimny, obślizgły… puszek. - Trzewiczek z wysiloną wesołością siorpnął nosem i powiesił pelerynę. Przełożył z kieszeni płaszcza kilka drobiazgów do sakwy u pasa i dołączył płaszcz do peleryny. W tym momencie ktoś wszedł do przybytku.
- Torikhę? - Stimy sięgnął po kapelusz i ułożył na piersi przez co wyglądał, jakby coś przeskrobał. - Co panienka tutaj robi?
Torikha była przeszczęśliwa, że oto właśnie przeżyła swój pierwszy w życiu opad śniegu, że nawet szczypiący w szpiczaste uszy mróz nie był w stanie popsuć jej humoru, ani nawet mokra burza loków, która lepiła jej się do głowy.
A co tam! N a w e t jazda konno była jakaś milsza i łatwiejsza, a siodło nie odgniatało jej tyłka, choć powodem tego akurat mogły być ocieplane spodnie.
Kapłanka więc sprawnie oporządziła sharviowego rumaka i zostawiła pod daszkiem, po czym wparowała do tawerny napotykając niziutkiego kompana.
- STIMI! - zawołała radośnie od progu, dopadając niziołka, by go mocno uściskać. Capnęła wątłe ciałko, które zamknęła w żelaznym uścisku ramion, zduszając u Trzewiczka oddech i przyprawiając o boleści w żebrach. - Stimi, Stimi! Widziałeś śnieg?! Taki biały i puszysty i padający i zimny… trochę mokry… - Nawet bardzo, zważywszy że przemoczone palto dosłownie wyżynane było na jego ciele, a oślizgłe kosmyki Melune smagały go po policzku. - Widziałeś ty kiedyś takie cuda?! Toż to zima, prawdziwa zima jak z książek!
Yol zapewne go widział i to nie raz, ale za to najwyraźniej półelfka urwała się z choinki, bo zachowywała się co najmniej nienaturalnie. W końcu jednak się otrząsnęła i nieco zmieszała, bo puściła przyjaciela z pułapki i przygładziła swoją czuprynę.
- Selune mi ciebie zesłała - zaczęła dziękczynnie, po czym z nagła zapytała. - Posłuchaj… czy ty nie szukałeś przypadkiem gnoma?

Niziołek stęknął kiedy wreszcie kapłanka puściła. Chyba żałował, że zdjął swoje magiczne rękawice błyskawic. Rozmasowując obolałe żebro wykrzywił twarz w bolesnym grymasie, tak, że nos przeżył bliskie spotkanie z policzkiem.
- Pewnie że widziałem. - obruszył się, poprawiając wygnieciony od uścisku kapelusz - mam go za kołnierzem i w butach, zwłaszcza w butach o! - Trzewiczek zdjął trzewiczka i chciał wysypać zawartość, ale chyba nasiąknęła nim wyściółka. - Był tutaj! Przyrzekam! - stojąc na jednej nodze chwilę wpatrywał się w ciemniejącą czeluść buta, z bardzo dobrze, prawdopodobnie, udawanym zdziwieniem, po chwili chyba coś do niego dotarło, więc nałożył obuwie na swoje miejsce.
- Możesz powtórzyć? Powiedziałaś gnoma? Miał białe włosy i takie wielkie oczy?
- Włosy miał białe… - potwierdziła kapłanka, przyglądając się rozmówcy z coraz większym rumieńcem zakłopotania na twarzy. Może nie powinna wynalazcy aż tak mocno ściskać, albo robić mu scen przy kolegach?

Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu lecz nie dostrzegła nikogo, kto by “pasował” do niziutkiego mężczyzny. - Oczu nie widziałam - dodała.
- I… i takie… takie uszy? - Stimy przyłożył dłonie do swych małżowin pokazując jak długie były uszy, o których mówi.
- Uszyyy? No uszy jak uszy… - wymamrotała, nie potrafiąc sobie przypomnieć jakie gnom miał uszy. - Chyba miał zasłonięte bo wpierw z dzieckiem go pomyliłam…
- … i jeszcze takie duże, zaostrzone, przednie zęby?
Kapłanka wywróciła oczami na kolejne wtrącenie Trzewiczka.
- Eee… nie wiem, nie zaglądałam mu w gębę… - odparła, łapiąc niziołka za rękę i prowadząc go do paleniska, by oboje trochę podeschli.
W zasadzie to półelfka chciałaby jeszcze porozmawiać o opadach, ale chyba straciła swoją szansę, więc tylko westchnęła i skupiła myśli na gnomie.
- Nic mu nie jest? Jest cały? Gdzie go spotkałaś? Mówiłaś mu gdzie jestem?
- Wydaje się, że nic mu nie jest… pracuje dla Omara we dworze. Gdzieś w piwnicach prowadzą tajne roboty i nikogo tam nie wpuszczają oprócz tego gnoma. Nie za wiele wiem, bo nie mogłam zejść na dół by z nim porozmawiać. Zostawiłam u kucharki wiadomość do niego, ale nie odpowiedział… podobno ma duży problem z kontaktem.. ze światem. C a ł y m - wyjaśniła cierpliwie, rozczesując palcami mokre włosy. - Powiedziałam Garaele co i jak… jeśli przyjdzie do niej to ta poinformuje go, że ktoś go szuka. Tym kimś jesteś ty oczywiście… - Tori zdawała się być bardzo zadowolona z siebie gdy to mówiła, bo i dodała po chwili - ach, jak dobrze, że dobrze trafiłam.
- Nikogo nie wpuszczają? To dlatego drzwi były zamknięte. - Niziołek nadął policzek, by “przebić” go po chwili palcem. - ...i ten chłopiec… Torikhę? Podobno w jakiejś jaskini czy piwnicy właśnie pod dworkiem mieszkał kiedyś jakiś potwór. “Oko” tak mówił na niego Carp. Wiesz coś o nim? Czy to był taki sam przepatrywacz jak w Studni Starej Sowy?
Kapłanka uśmiechnęła się przepraszająco, choć nie miała za co przepraszać.
- Wejścia pilnują strażnicy… a oni do miłych raczej nie należą, patrząc co się stało z Turmaliną... i tak, kiedyś było tam “oko” to samo co w Studni - odparła po chwili namysłu, blednąc na wspomnienie walki z ową bestią, kiedy pod myśliwym zapadła się kładka i spadł w przepaść. Podziękowała w duchu bogini za uratowanie jej i Jorisowi życia.
- Straszne stworzenie…- dodała, po czym zaraz zmieniła temat. - Wiesz może gdzie Turmi? Albo... - umilkła wstydząc się wypytywać o ukochanego, by nie narobić mu swoją nadopiekuńczością wstydu przy znajomych. Pokręciła głową.
- Co u ciebie? Ale ten śnieg fajny…
Stimy nie wiedział od czego zacząć. Widział smoka, czuł, że jest na tropie niesamowitego odkrycia, a teraz najwyraźniej odnalazł się Vinogli… tylko co on tam robił? Czy to przypadek, że zarówno Studni jak i piwnicy bronił ten sam stwór? Za dużo przypadków! Potrzebował kogoś kto załagodzi jego śmieszny konflikt z Gundrenem, kogoś kto pozbędzie się smoka i innych niebezpieczeństw, a wtedy urzeczywistni swój plan. Ale najbardziej ze wszystkiego potrzebował przyjaciela, z którym mógłby podsumować wszystkie odkrycia.
- Turmalina została w kopalni- Stimy podjął ten temat, bo wydawał mu się najbezpieczniejszy, a i potencjalnie korzystny. - Między mną i Gundrenem zaszło pewne nieporozumienie i musiałem opuścić kopalnię… Aj! - Stimy energicznie potargał swoje włosy - Co to było? - spojrzał w sufit, lecz niczego tam nie wypatrzył, ale przesunął się nieco w prawo - Chyba dach przecieka… Turmalina też się posprzeczała, bo słusznie popierała mój pomysł, ale została... Jeśli idziesz w tym kierunku, to może uda ci się wytłumaczyć, że wyprawa jaką organizowałem i dalej chcę organizować jest z korzyścią dla panów z brodą i nie miałem zamiaru podkupywać ludzi Gundrena, a jedynie zwiększyć wydobycie, dzięki magicznym kilofom. W każdym razie ja wracam do Phandalin! Zwłaszcza, że z tego co mówisz czeka tam na mnie mój przyjaciel! To on namówił mnie na tą całą podróż.
Tori powiodła spojrzeniem ku sufitowi, ale żadnej dziury się w niej nie dopatrzyła, no ale skoro Stimi twierdził, że dach przecieka… to może i przeciekał, skoro tak licho cała chałupa była skonstruowana. Cieszyła się, że geomantka wróciła bezpiecznie do rodziny, choć kłótnia z Gundrenem trochę ją zmartwiła.
- Wyprawa? Gdzie i po co? - dopytała się, nie potrafiąc nadążyć za tokiem myślenia niziołka. - W głąb góry? A magiczne kilofy skąd? Ty je zaczarujesz?
- Wspaniały pomysł, prawda? - niziołek ewidentnie nie przejmował się brakiem informacji u swej rozmówczyni. - Ale będzie musiał poczekać, skoro pan z brodą nie potrafi tego docenić. Ja wracam do Phandalin. Jedziesz ze mną, tak? Jutro rano wyruszymy.
- Właściwie to chciałam tu trochę zostać… - przyznała zakłopotana kapłanka, rumieniąc się nieznacznie. - W miasteczku nie ma jeszcze śniegu… no i… no… ja… - Półelfka ucięła, kręcąc młynki kciukami. Toż to przecież mu nie powie, że stęskniła się za swym kochasiem i chciała go przydybać w jakiej zaspie… choć skoro już wie jak zimny potrafi być śnieg, to może ów pomysł wcale nie był aż tak dobry jak myślała.
- W Phandalin jest teraz spokojnie… no i Garaele wróciła, więc ja nie jestem tam teraz potrzebna, więc pomyślałam, że może tu jakąś robotę znajdę? Kogoś opatrzę, wyruszę w podróż? No i pobędę trochę z w a m i...
Trzewiczek chwilę ciszy, jaka powstała po tych słowach wykorzystał by ogrzać dłonie przy palenisku. Im dłużej wpatrywał się w ogień, tym dalej wędrowały jego myśli, lecz stale powracały do nikłego, bladego płomyka w kuźni kopalni Phandelver. W zasadzie doskonale wiedział co zrobi w dniu jutrzejszym - wyruszy do Phandalin, ale z drugiej strony…
- Chcesz czekać tutaj, aż Joris wróci? - bardziej stwierdził niż zapytał, głos jego trochę zmarkotniał. -[i] … a potem? Jaką podróż planujesz?
Półelfka spłonęła rumieńcem i jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi. Dopiero kilka chwil później zdobyła się odezwać, gdyż nie była pewna, czy Stimi dostrzegł jej ruch.
- Taki miałam pośredni zamiar… - Spróbowała skłamać, by nie wyjść na zbyt ckliwą czy słabą młódkę, co to w głowie ma tylko tęcze i miłość. - Co do moich planów to w zasadzie nie wiem co dalej pocznę, Czerwoni zniknęli, kopalnia odbita, zielony smok nie żyje, zaraza powstrzymana… Jeśli nie uda wskrzesić się Sharviego… zapewne po prostu będę czekać na koniec zimy… lub może, wyruszylibyśmy razem w poszukiwania lustra?
- Lustra? Jakiego lustra? - Trzewiczek rzeczywiście chwilę musiał pomarszczyć czoło, nim przypomniał sobie o artefakcie, którego poszukiwała Banshee. - Chyba lepiej go jej nie oddawać… Poza tym nie wiemy za bardzo gdzie go szukać, no nie? Chyba że wiemy? - ciekawość niziołka na chwilę wzrosła.
Kapłanka westchnęła i uśmiechnęła się szerzej.
- Jeszcze nie wiemy… - odparła tajemniczo, rumieniąc się przy tym jakby myślała o czymś wyjątkowo niestosownym. Oczy jej rozbłysły i powierciła się na zydlu, szukając ręką czegoś w kieszeni.
- Lustro ukradł elf z blizną, dostałam wiadomość od Jorisa - No to już wiadomo, dlaczego tak się spłoniła. - Gdzie napisał, że ma trop. - Ostatnie zdanie wypowiedziała z wielkim triumfem i dumą, zupełnie jakby to ona trafiła na ślad złodzieja.
- Co to za trop? - zapytał jeszcze bardziej poważniejąc.
- Ktoś widział półelfa z blizną w ruinach Icespire… Joris poszedł je sprawdzić… - Rika zmartwiła się nieco gdy zobaczyła zaciętą minkę niziołka. - Nooo… wiesz, jeśli nie chcesz lustra szukać to nie musisz… tak tylko wspomniałam, bo trochę tęskno mi za przygodami. - Usprawiedliwiła się Melune i zapadła się na swoim siedzisku.
Miast lustra powinna szukać księgi, ale nie miała bladego pojęcia gdzie ona mogłaby być. Oczywiście dobrym tropem były te dziwne portale łączące kilka miejsc odległych ze sobą, ale… z wysokiej magii mało co rozumiała, więc wolała tego nie tykać, bo a nuż będzie musiała się okładać z jakim demonem na pięści.
- Nie o to chodzi, nie jestem miejscowy i nie wiem gdzie są ruiny Icespire, jeśli to niedaleko można spróbować ale... raz, że szukamy lustra, a nie elfa z blizną, dwa że nawet jeśli to odpowiedni trop, to elf mógł tam być ale dawno? Trzy nawet jeśli niedawno, to nim tam dojdziemy, pewnie już go nie będzie. Czte… Pięć jeśli tylko się dowie, że ktoś go szuka, a dowie się, skoro o niego pytacie i faktycznie ma lustro to go nie znajdziemy, bo lustro go ostrzeże ilekroć się zbliżymy, a jeśli lustra nie ma to próżne to poszukiwania, bo lustra nie znajdziemy, tylko elfa. No… - Stimy pomarszczył się próbując nadążyć za własnymi myślami - … może też być tak, że nie potrafi z lustra korzystać, wtedy mielibyśmy szansę, ale musimy wyruszać czym prędzej. Bardzo chciałbym odnaleźć ten przedmiot, ale szanse sprawiają że chyba nie jest to najlepszym pomysłem na spędzenie zimy...choć mogę się mylić, wolę zająć się innymi sprawami - tutaj odruchowo spojrzał na postać, która właśnie wchodziła do karczmy. Nie poznał jej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 10-01-2019 o 10:15.
sunellica jest offline  
Stary 08-01-2019, 11:35   #324
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Góry Miecza, las, zmierzch

- Niech Twe imię będzie sławione po wiek wieków, Ojcze…

Oddech.

- Niech Twe imię będzie sławione po kraniec czasów, Ojcze…

Oddech.

- Niech Twe imię będzie sławione przez każde usta, Ojcze…


Koń przeżył, dzięki niech będą Obrońcy. Delimbiyrze ulżyło na jego widok, ale z drugiej strony nie był zaskoczony - dłoń Ojca spoczywała dzisiaj na ramieniu kapłana, czegóż miał się lękać? Co mogło pójść źle?

Młodzieniec poprowadził zwierzę w kierunku pola walki. W świetle dogasającego ogniska obejrzał je, czując ukłucie winy. Juczny był wymizerowany, wychudzony i zziębnięty. Czy Marduk miał zostać na nocleg tutaj i zadbać o zwierzę? A może spróbować odnaleźć osadę - być może osadę - i tam zapewnić lepsze warunki? Co w przypadku, jeśli to nie ludzka osada, a orcze obozowisko?

Zmarszczył czoło, otulając się szczelniej brudnym, podniszczonym płaszczem. Decyzja była trudna, ale dobre było to, że w całości należała do niego. Czy zdecyduje źle czy dobrze, będzie to jego wybór. Dla byłego bawidamka, jeszcze niedawno cieszącego się beztroskim życiem, z perspektywami mgliście malującymi się na odległym widnokręgu, któremu subtelnie acz nader skutecznie wskazywano ścieżkę na której narobi najmniej szkód, było to niezwykłe doświadczenie.

Rozejrzał się raz jeszcze po polu bitwy. Gdyby wymodlił łaskę wykrywania magicznych emanacji, przepatrzyłby pobojowisko, ale dziś tego…

O mały włos nie walnął się w szczękę. Poprzedniej nocy nie wymodlił tych akurat łask, ale już od kilku dni były one przygotowane właśnie na taką ewentualność. Jak zwykle. Pospiesznie przywołana modlitwa sprawiła że świat rozświetlił się przed oczyma Marduka nieziemskimi aurami.

Bezgłowy szaman, jakiego parszywego nie był rodu, miał przy sobie kilka przedmiotów które przykuły uwagę zabójcy. Pierścień, pas i pokręcony kostur - niezła zdobycz! Zaaferowany elf przez dłuższą chwilę przyglądał im się i badał, a także omiatał teren naokoło w poszukiwaniu innych łupów. Przestał, gdy dotarł do rozpadliny i przyjrzał się jej w blasku wiecznej pochodni. Świeże ślady wskazywały że orkowie byli nią zainteresowani. Ale dlaczego?

Marduk poczuł jak serce przyspiesza mu bicia. Czyżby znaleźli tam coś albo jakiegoś ktosia - nieumarłego, na przykład? Czym prędzej przywołał jeszcze raz boską moc.

Nic.

Ze środka nic nie emanowało magią - nekromantyczną czy jakąkolwiek inną. By na coś boska moc się jednak przydała elf skupił ją na zdobycznych przedmiotach, by określić choć z grubsza czego się może po nich spodziewać. No i choć z tym trafił, bowiem udało mu się określić “szkoły”, czy raczej rodzaje magii która przesycała zdobycze.
- Interesujące... - wycedził, ostatni raz spoglądając w głąb rozpadliny.

Marduk nie wiedział dlaczego zielonoskórzy zrezygnowali z noclegu w jaskini, ale nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Dzieci Gruumsha były prymitywne na podobieństwo ich ojca, już sam ich wygląd i smród kojarzyły się z robactwem które wypełzło spod kamienia i Tel’Quessir czuł do nich czystą pogardę i nienawiść. Przyznawał jednak sam przed sobą że ich zwierzęca przebiegłość i zaciekłość mogły być groźne w walce.

Co teraz?

Elf był rozdarty. Z jednej strony należało dać odpocząć i sobie, i jucznemu zwierzęciu. Z drugiej - istniało prawdopodobieństwo że widoczne wcześniej w oddali dymy zwiastowały schronienie, pełny brzuch i bezpieczny sen. Delimbiyra wyciągnął Talona ze zgrzytem klingi o pochwę i zacisnął w popękanej od mrozu dłoni. Istniało duże prawdopodobieństwo że na tyle dokładnie zapamiętał kierunek iż odnajdzie źródła dymu. Tak też było w istocie, ale w tamtym momencie Marduk o tym nie wiedział, o stajni, karczmie i znajomych z drużyny których los zetknął z nim fartownie.
- Zakosztujmy spaceru - mruknął do jucznego, magicznym ostrzem żłobiąc krzyż w korze drzewa, pierwszy z wielu które miały mu wskazać w razie potrzeby drogę do pobojowiska. - Kto wie, może napotkamy więcej orków...?

 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 12-01-2019 o 01:19.
Romulus jest offline  
Stary 08-01-2019, 14:49   #325
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
14-16 Marpenoth



Traperzy przycumowali łódkę do pomostu i wraz z wymarzniętym Jorisem wrócili przez kręte korytarze do spalonych drzwi i po schodach na górę. Do kraty brodacze się przyłożyli wcześniej, to nawet nie trzeba się było za bardzo przeciskać. Nim jednak na powrót rozpalili w kominie całe ciepło marszu uleciało z Jorisa i trząsł się jak osikowy listek.
- Złoto, złoto, jak nie ma kapłana co by zimnicę wygnał to na chuj komu złoto - burczał Hans Maruda, nadzwyczaj gorliwie dmuchając w żar by drwa się szybciej zajęły. Olaf narzucił na rozdzianego z wilgotnych ubrań myśliwego kolejną już derkę.
- Tylko siodła na mnie nie narzuć z rozpędu - uśmiechnął się słabo młodzieniec. - Tak nade mną kwokacie, że kapłana nie trzeba.
- Zdechniesz to będzie na nas i kto da wypłatę? - prychnął Hans i wrzucił w kominek solidne polano, aż skry poleciały na posadzkę. Zapas jaki zebrali w czasie jorisowych wędrówek starczyłby i na trzy dni. Może faktycznie uważali, że pracodawca chce się zapędzić aż tak daleko w poszukiwaniu półelfa, skarbów czy nie wiadomo czego? Ruda usiadła na czubku tej sterty obgryzając znaleźną szyszkę i zerkając na swojego człowieka paciorkami oczu.
- Przynajmniej ty nie marudzisz - mruknął myśliwy i wyciągnął dłonie do ognia. Zimno nie zimno, ale warto było. Gnomem nie był, ale złoto to złoto, a może i paciorki w nim cenne? Wrócą do kopalni, to Turmi oceni. No właśnie…
- Jutro wracamy, panowie - rzekł rad, że zęby już nie szczękają. - Com miał zobaczyć tom widział i ani myślę spędzić tu zimy - zerknął w stronę korytarza prowadzącego na zewnątrz. Najmici zrobili z resztek niby-drzwi, ale widać było przez nie nawiany śnieg.

Mężczyźni posilili się resztkami sarniny, prowizorycznie zablokowali przejście na dół - bardziej, żeby ewentualne “cuś” narobiło hałasu włażąc niż dla faktycznej przeszkody - podzielili się wartami i poszli spać. Perspektywa dwóch kolejnych noclegów na mrozie sprawiała, że doceniali twardą, lecz suchą posadzkę strażnicy i buchający z komina żar.

Rankiem Joris zaszedł jeszcze w miejsce gdzie Ruda kichała i prychała na ścianę, ale nic mądrego nie wymyślił. Skarby skarbami, ale doszedł tu niby śladem półelfa i jego kompana… Że ta dwójka łódką nie odpłynęła to wiedział po tropach, a raczej ich braku; nikt nie schodził na dół od lat. Ale tutaj? Przeleźli przez ścianę, czy co? Cóż, bez “gniewu Turmaliny” lub przynajmniej sztuczek Stimiego nie miał pomysłu jak sforsować podejrzany mur. Albo jak zawalić go sobie na łeb, mruknął, przypominając sobie akcję geomantki w zamku. Teraz z Cragmaw była jeszcze większa ruina niż wcześniej, ale przynajmniej miał na nią papier. Swoją drogą trza by to jakoś inaczej nazwać, a nie po śmierdzących goblinach… Splunął na oporne kamienie i ruszył do wyjścia.

Las zasypało aż miło, ale nie na tyle, by znacząco opóźnić wędrówkę. Traperzy trzymali kierunek dość sprawnie, od czasu do czasu wzajemnie się poprawiając, a Joris sporadycznie robił znaki na drzewach. Może wiosną tu wróci, a może nie… Przezorny zawsze ubezpieczony. Tego dnia nic nie zakłóciło im wędrówki oraz noclegu. Kolejnego zaś...


- Ts! - syknął Swen, unosząc ostrzegawczo rękę, a potem wskazując przed siebie.

[media]https://c8.alamy.com/comp/C927X3/adult-brown-bear-walking-through-fresh-snow-at-the-alaska-wildlife-C927X3.jpg[/media]

- Czego to jeszcze nie śpi? - mruknął Hans, unosząc kuszę.
- Daj pokój. I co, przez ten śnieg będziesz go taskał? - syknął Olaf. I tak wzięli ze strażnicy trochę drewna, żeby mieć suche na rozpałkę, więc każdy niósł na grzbiecie solidny ładunek.
- Włóki by zrobił… - marudził Hans, ale Olaf zmrużył oczy.
- Czekaj no… patrzcie co on wlecze…
Rzeczywiście, misiek ciągnął za sobą jakiś spory tobół, truchło raczej i to bynajmniej nie sarny.
- Na goblina za duże… Kogóż on zdybał?
- Idź się spytać, jakieś taki ciekaw - burknął Hans, zły że nikt nie był chętny do polowania. Joris wysilił wzrok. Pokrwawiony trup owinięty był w skóry i futra, ale widać było też kawałki uzbrojenia. Jak na jego to niedźwiedź taskał albo jakiegoś woja przy kości, albo orka. W związku z niedawną obecnością goblinów i plotkami stawiałby raczej na to drugie.

Obeszli niedźwiedzia - czy raczej niedźwiedzicę - szerokim łukiem. Ślady wleczenia z grubsza pokrywały się z ich trasą, toteż co jakiś czas znajdywali pokrwawioną plamę czy fragmenty ekwipunku wyplute przez drapieżnika. Raz Olaf wypatrzył jakiś krwawy ochłap na drzewie, zawleczony tam pewnie przez rysia. Traperzy byli coraz bardziej zafrasowani.
- Albo kogoś zeżarło, albo nas zeżre - burczał Maruda. Reszta wzruszała ramionami; przeżarte trupami drapieżniki na pewno nie będą chętne do ataku. Problemem pozostawała raczej tajemnica kto z kim walczył, kto wygrał i ile tego ktosia zostało przy życiu…

Noc upłynęła im przy wtórze poszczekiwania lisa i wycia walczących ze sobą wilków. Ziąb dawał się we znaki niemniej niż śnieg wciskający się w oczy i za kołnierze. Wszyscy tęsknili za ciepłym posiłkiem i grzanym piwem, choć teraz to Joris z przyjemnością napiłby się nawet i rikowych ziółek.
- Jutro będziemy już grzać się w gospodzie… - uśmiechał się Olaf wskazując na widoczne w dole dymy Osady. Wszyscy jednak wiedzieli, że odległości w górach są złudne i przed nimi jeszcze daleka droga.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-01-2019 o 10:44. Powód: czasoprzestrzeń
Sayane jest offline  
Stary 11-01-2019, 14:51   #326
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Góry Miecza, gospoda, dużo dużo później i ciemno już zupełnie

Drzwi otworzyły się i do niskiej, prymitywnej sali wkroczył objuczony, brudny i obszarpany jak nieszczęście Marduk, kapłan Corellona Larethiana.

Zatrzymał się w progu, rozglądając się po gospodzie oczyma zimnymi jak kamienie. Smród i zaduch sprawiły że zawahał się na chwilę dłuższą niż by sobie tego życzył. W porównaniu z czystym zapachem zimy na zewnątrz czy podniecającą wonią rozlanej krwi na bitewnym polu wnętrze wcale nie zachęcało do pozostania. Jednak pragmatyzm zwyciężył.

Koń został w stajni; Marduk rzucił stajennemu miedziaka i obiecał sztukę srebra jeśli ten naprawdę dobrze zaopiekuje się zwierzęciem. Teraz obładowany najcenniejszymi łupami i ignorując poszukiwaczy złota skierował swe kroki ku półelfce i niziołkowi, nie dając poznać po sobie zaskoczenia czy tego kiedy ich wypatrzył. Z bliska widać było że wychudł i zmizerniał a twarz mu się wyostrzyła, zbroja i odzienie miał ciężko doświadczone przez tęgą rąbaninę i cały był zlany zaschniętą posoką, ale wprost promieniował pewnością siebie i zadowoleniem.
- Witajcie, nadobna panno Torikho i ty, mości Stimy - skinął głową obojgu, jakby spotkanie ich tutaj było oczywistością - Można? - zapytał, wskazując ławę i zaraz spojrzał ku gospodarzowi, machnął na niego. - Gdzie Joris?

Melune drgnęła zaskoczona i obejrzała się na przybysza z niedowierzaniem. Jej podświadomość w jakiś cudotwórczy sposób wypierała pojawienie się mało przyjemnej persony w jej bliskim otoczeniu.
Marduk się zmienił i nie chodziło tu już o jego charakter i sposób bycia, a wygląd.
Miast elfiego kapłana, przypominał bardziej mrocznego i szalonego kultystę (chasającego bogowie wiedzą gdzie i za czym), choć… dziewczyna nie widziała ani jednych, ani drugich zbyt wielu i nie do końca wiadomo było na czym opierała swoje porównania i przeczucia.
Łanie oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu, gdy przyglądała się godnej pożałowania postaci. Brudnej, chudej, śmierdzącej śmiercią i może nawet rannej lub chorej. Może więc właśnie dlatego hebanoskóra westchnęła tylko i powiedziała cicho ”ojej”, po czym się zreflektowała i dodała.
- Nic ci nie jest? Opatrzyć cię?
- Nie, ale dziękuję za troskę, moja droga
- wyglądało na to że panna Melune miała krótką pamięć co do zdolności Delimbiyri, ale nie był to jego problem. Przysiadł się, składając ciężki ekwipunek przy nodze. Uśmiechnął się widząc zdumienie kapłanki, wyszczerzył białe zęby w popękanych od mrozu ustach - Czy jest tu Joris? - zapytał cierpliwie.
Selunitka odsunęła się zachowawczo od słonecznego elfa, po czym popatrzyła wyczekująco na niziołka.
- Wiesz gdzie jest Joris?
- Ostatnio jak bylismy tutaj, to zbierał ludzi do jakiejś wyprawy, ale nie pamiętam po co i gdzie… - Stimi siorbnął nosem, rzeczywiście nie wiedział, po prostu jakoś był wtedy zaabsorbowany kopalnią i nawet jeśli mu ktoś coś mówił, to niziołek myślami był gdzie indziej - Może ktoś już z nich wrócił? - zasugerował, by odciągnąć uwagę Selunitki od swojej osoby, po czym spojrzał z zakłopotanym uśmiechem na Marduka.
- Masz przy sobie coś do czytania? - Stimy zdecydowanie miał na myśli jedną konkretną księgę, co zasugerował ściszonym głosem.
Kapłan zmarszczył czoło.
- Mam - odpowiedział i poczuł się zobowiązany do rozwinięcia. - Nie miałem jednak sposobności do dalszego kopiowania zawartości. Byłem… zajęty.

Stimy powiercił się chwilę na siedzisku.
- W zasadzie to kopiowanie nie jest chyba tak pilne? - Stimy zerknął na Tori, która bardzo starała się stopić z deseniem pobliskiej ściany. Omar wprawdzie obiecał nagrodę za znalezienie ksiąg, ale chyba pogodził się z ich brakiem. - Bardziej zależałoby mi na jej przeczytaniu… To potrwa, ale byłoby wykonalne.
Marduk westchnął. Ostatnie na co miał ochotę to ślęczeć nad jedną z ksiąg niziołka, traktującą o demonach, teleportacji czy diabli z Piekła rodem wiedzą o czym. Ale jako słoneczny elf doskonale wiedział że rozwój intelektualny jest niezbędny tak samo jak zwiększanie sprawności w boju.
- Zobaczę co da się zrobić. Mam swoje obowiązki - zastrzegł. Podniósł się i pofatygował do karczmarza by zamówić coś gorącego do jedzenia i picia, jak również by zorientować się w kwestii kąpieli, prania i naprawy odzieży. Niestety tutejszy przybytek nie serwował takich luksusów. W sprawie kąpieli gospodarz mógł najwyżej zaoferować blaszaną miednicę, służącą zapewne… Marduk wolał nie wnikać do czego, ale na pewno nie do mycia szlachetnie urodzonych.
- Jakie sprawy was tutaj sprowadziły? - zapytał po powrocie.
- Kopalnia! A właściwie… kuźnia! Chciałem rozgryźć jak działa i już byłem blisko, kiedy musiałem zaprzestać badań… Ale mam coś co ci się spodoba - zwrócił się do Marduka.
- Może z tym to lepiej później i na osobności, jeśli to coś cennego - elf odpowiedział sotto voce. Nie miał powodu nie ufać tutejszym, ale też nie miał powodu im ufać.
- ...A nieeee… smoka widziałem i można by go ubić. - Z jakiegoś powodu Trzewiczek był pewien, że elf podejdzie do tego równie entuzjastycznie jak i on.
- A mnie… zima… - odparła po chwili półelfka, ale dostrzegła, że i tak nikt jej nie słucha. Wzruszyła więc ramionami i zapatrzyła się w ogień, rozpatrując odsunięcie się od towarzyszy, by dać im trochę prywatności.
No, z tym jednym niziołek trafił. Marduk wpił się wzrokiem w jego twarz, a nagłe uderzenie adrenaliny sprawiło że zamarł z napiętymi mięśniami.
- Smoka? Gdzie? - warknął.
- To… - Stimy uradował się, że wywołał taką reakcję, choć ta wcale nie wydawała się przyjazna, na pewno nie dla smoka. - ...trzeba dokładniej ustalić, ale to taki podziemny smok. Żyje w jaskiniach. Nie za bardzo wiem co to za gatunek. - przyznał. - Mogę narysować jak chcesz, bo na własne oczy widziałem..
Marduk nie odrywał spojrzenia od Trzewiczka.
- Bez dwóch zdań, rysunek bardzo by się przydał - stwierdził. - Porozmawiajmy o smoku i o innych sprawach na osobności, choćby jutro.
Stimy w odpowiedzi sięgnął tylko do swoich rzeczy z zamiarem narysowania stwora, jakiego przedtem świat nie widział.



Elf obserwował pilnie proces twórczy Trzewika, ale jego podekscytowanie i nagła nadzieja w miarę upływu czasu zmieniały się w złość.
- Żartujesz sobie ze mnie?! - syknął wreszcie - Co to ma być? Dziecięce bazgroły? Faktycznie widziałeś tego smoka czy twoje słowa rozmijają się z prawdą jak ten… rysunek?!

Stimy był naprawdę zakłopotany i obruszony, choć wprawne oko dostrzegłoby jak jego kącik ust lekko zadrżał.
- Naprawdę go widziałem! Poczekaj! - Stimy zabrał swoje arcydzieło i zaczął je poprawiać, a w miarę jak dodawał kolejne kreski kształt nabierał nieco realizmu, prócz może dziwnej plamy na której stał stwór.




- Był taki ciemny w czerwone plamki. Za dobrze nie widziałem, bo ciemno było. Wiesz co to jest?
- Tak lepiej
- mruknął kapłan, grzebiąc w pamięci. - Nie miał skrzydeł? - upewnił się. - Jaki był wielki?
- Nie miał, żyje w głębokiej jaskini i ma leże z kości
- Stimy wskazał ciemną plamę pod smokiem - cokół z czaszek i inne kości. Był duży… O! Gdzieś tak! - Stimy stanął na siedzisku, a i tak nie sięgał tam gdzie chciał sięgnąć. - Wiesz co to jest?

Elf dumał, dumał, i niespecjalnie był w stanie wydumać coś konkretnego z tak fachowego opisu.
- Może to jakowaś magiczna bestia - rzucił wreszcie z wahaniem. Rozejrzał się naokoło i ugryzł się w język by nie zapytać publicznie gdzie Trzewiczek znalazł tego stwora.
- Chętnie porozmawiałbym na osobności, mości Stimy.

Niziołek skinął głową podczas gdy Tori spuściła swoją. Jako że gospoda nie miała osobnych pokoi jedynym miejscem, dokąd mężczyźni mogli się udać była stajnia, czy też stajnio-stodoło-drewnutnio-składzik zrobiony w jaskini, do której “przyklejony” był budynek.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 12-01-2019 o 00:23.
Romulus jest offline  
Stary 11-01-2019, 19:24   #327
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Strzeżonego bogowie strzeżą. Po posiłku pochłoniętym byle szybciej napchać pusty żołądek, Marduk w poszukiwaniu prywatności zabrał Trzewiczka do stajni, choć bogowie wiedzą, że ledwie zasługiwała na tą nazwę. Raz że aby sprawdzić czy dobrze się zaopiekowano jego koniem, dwa - by rozmówić się z niziołkiem z dala od niepowołanych uszu. Po upewnieniu się że stajennego nie ma, czy to okręconego gdzieś sianem czy wtulonego w któreś ze zwierząt, Marduk wziął Stimiego na spytki, gdzie ten wypatrzył rzeczone bydlę - tego-być-może-smoka - i w jakich okolicznościach. Jeśli zaś stwór faktycznie okazałby się smokiem, na jaką on, Marduk, może liczyć pomoc Trzewiczka przy polowaniu na bestię. W końcu Trzewiczek był zainteresowany łupami, prawda?

Po zastanowieniu elf wypytał też niziołka o inne jego zdolności, na wypadek gdyby mogły okazać się przydatne podczas wyprawy do kolejnych podziemi, równie interesujących dla Delimbiyri. A także o to, czy potrafi zbadać łupy Marduka: pierścień, pas i orczy kostur.

Yol odnotował dziwny dreszczyk przebiegający po karku. Czuł się jakby uczestniczył w czymś zakazanym, kiedy tak rozmawiali wśród szczerzących zęby koni. Podobało mu się to. Stimy zauważył, że jeden z wierzchowców nieskutecznie próbuje poobgryzać uszy elfa, a przynajmniej tak sobie wyobrażał dziwne ruchy głowy rumaka.
- Smoka bez skrzydeł, co nie jest smokiem widziałem w niedostępnej jaskini kopalni Phandelver. - Stimy uznał, że to wspaniały moment by powychwalać trochę swoje wyroby. - Skorzystałem z własnoręcznie wykonanego zwoju zamiany w formę gazową, jak zwykle wykonanym bezbłędnie i profesjonalnie, a w dodatku szybko i za całkiem przystępną cenę.
Stimy odszukał wzrokiem “swojego” kucyka i postanowił go dokarmić.
- W kopalni mają oprócz tego dwie ciekawe rzeczy - zaczął po chwili z sianem w ręce. - Glify podobne do tych w Studni Starej Sowy, które najprawdopodobniej są glifami teleportacyjnymi… dlatego tak ważne jest dla mnie przetłumaczenie jednej z ksiąg, które ode mnie pożyczyłeś… - Stimy wytarł obślinione przez kuca dłonie w kolejną garść siana i rozejrzał się za czymś jeszcze. - ...oraz magiczną kuźnię, która utraciła większość swojej mocy.

W końcu Stimy znalazł to czego szukał - worek z ziarnami.
- Podejrzewam, że kuźnia ma pod sobą inną pieczarę, w której znajdę antyczną maginerię. Dlatego przeszukiwałem tamte pieczary, ale tam jest zbyt niebezpiecznie jak dla mnie samego. - Trzewiczek wzruszył ramionami i schyliwszy się oswobodził Małgąskę spod kapelusza, by i ją nakarmić. - Smoka nie smoka ominąłem, ale potem na jakieś podwodne węże nie węże się natknąłem, były też chytrze łypiące na mnie spod kapelusza grzyby. Chciałem iść tam z kilkoma krasnoludami, ale zawistny Gundren się o tym dowiedział i… kazał opuścić Phandelver. Ko ko. Pożytek ze mnie w wyprawie niewielki, chyba że wiesz co zamierzasz...

Stimy rozsypawszy garść ziarna zaczął rozglądać się za kolejnym wygłodniałym biedactwem, ale ostatecznie chyba spasował, widząc że jest to dziwnie odbierane przez słonecznego elfa.
- Tworzę cudowne przedmioty, magiczne mikstury i zwoje, ale potrzebuję czasu by je wykonać. Dlatego jeśli wiesz co zamierzasz, mogę cię przygotować do wyprawy...
- Sam zaś chcę wziąć w niej udział, żeby zobaczyć pieczarę, której szukam, myślę że łupów też tam trochę będzie. Taka bestia musi coś jeść, zresztą widziałem kopiec kości, nie tylko zwierzęcych, ale bez rzeczy, więc pewnie zabiera je jak ten zielony smok cośmy go z Jorisem ubili i kryje w innej pieczarze. Ale nie chcę ich. Wolę byście łupy sprzedali i wrócili do mnie po więcej przedmiotów, które przydadzą się wam w walce. Ja trochę zarobię, a wy łatwiej zdobędziecie więcej i wspanialsze łupy, a ja wtedy łatwiej i więcej zarobię, a wy zdobędziecie jeszcze lepsze łupy. Im wy bogatsi tym ja bogatszy.
- Stimy z dumą zaprezentował swoje ostatnie myślowe odkrycie.
- Badaniem magicznych właściwości przedmiotów również się zajmuję. - Stimy pokręcił nosem w zastanowieniu - Trzy przedmioty, to potrzebuję trzy perły. W zasadzie to jak za darmo. Zajmie mi to maksymalnie trzy dni, ale istnieje szansa, że da radę szybciej. Zajmę się tym w pierwszej kolejności, jeśli zdecydujesz się iść na smoka.

Marduk słuchał z uwagą, i choć niektóre zachowania Trzewiczka były niepokojące, nie mógł odmówić mu słuszności czy bystrości obserwacji.
- Nie jestem pewien czy na tego smoka ruszę z marszu, sam chciałbym się wywiedzieć o nim więcej i podjąć decyzję kogo i jakich środków użyć nim spróbuję go zabić - oznajmił wreszcie. - Ale co do zasady to zgoda. Z tym tylko że nie chcę byś się oddzielał ode mnie, czy tam od nas. Mam nadzieję że współpracując dobrze zarobimy. I proszę też byś nie rozpowiadał o bestii nikomu więcej. Co do pereł zaś… - sięgnął do jednej z sakiewek i wyjął okrągłą, białawą sferę i wręczył niziołkowi wraz ze zdobycznym pasem. - Sprawdź proszę moce tego przedmiotu.

Stimy przyjął perłę oraz pas kiwając twierdząco głową.
- Pasy często bywają magiczne, najczęściej widuję pasy siły i udźwigu… Mogę obejrzeć go w karczmie? Tutaj nie przystoi zajmować się magicznymi przedmiotami, a muszę też rozłożyć swoje narzędzia.

Marduk skinął głową.
- Jak najbardziej. Pilnuj jednak, by go nie stracić - jego zdobycie kosztowało mnie wiele krwi i wysiłku - mruknął. - Nie sądzę by zaklęta w nim magia była z potężniejszych, jego emanacja nie jest zbyt silna. Ale to tylko narzędzie…

- No, do dzieła, mości Trzewiczku
- ocknął się z zamyślenia, a gdy niziołek wyszedł, elf ruszył za nim. Zatrzymał się jednak i wsłuchał w odległe, upiorne wycie. Wzdrygnął się i mocniej otulił porwanym płaszczem nim ruszył do karczmy.


Trzewiczek kroczył z pasem złożonym na przedramionach z uroczystością równą tej, jakiej doznałby śpiący szczeniaczek w dłoniach młodej dziewczynki. Oto miał przed sobą przedmiot, który mógł okazać się wszystkim. Sądząc po słowach słonecznego elfa nie było to nic wielkiego, ale i tak był wart uwagi.

W innych okolicznościach Stimy odczytałby magię przedmiotów raczej w odosobnieniu, ale tutaj nie było możliwości zapewnienia lepszych warunków. Na stole znalazły się różne kolorowe szkiełka, kawałek papieru i rysik, podobnie jak wcześniej gdy rysował niby-smoka. Na nosie zaś Stimy miał dobrze znane drużynie “vigogle”.

Pas rozłożył na stole upewniając się wcześniej, że blat jest czysty. Najpierw obejrzał go sobie dokładnie. Marduk tego nie wiedział, ale już w stajni Stimy widział, że jest magiczny - w końcu się świecił w jego zmienionych przez moc kamola oczach. Musiał więc być magiczny! Przytknąwszy kilka szkiełek odnalazł coś co nazwał…
- ...kumulacja czteropotencjału magii…
... i to miejsce dokładnie przebadał, zapisując…
- ...tensor czteropotencjału…
Tensor ten z kolei posłużył mu do określenia…
- ...widma splotu...
Zaś z widma splotu otrzymał częstotliwości, które posłużyły mu do…
- … posłużą do dekonwulacji, czyli rozplotu obrazu
Stimy uzyskawszy w procesie dekonwulacji…
- częstotliwości szumu…
… nastroił vinogle, przekręcając okular lewy w prawo, zaś prawy w lewo.
Spojrzał przez szkiełka i uśmiechnął się wreszcie z dużym zadowoleniem.
- Do jego użycia wykorzystano zaklęcie aktywowane dotknięciem celu. - Stimy nachylił się nad notatkami - wygląda na to że to energia błyskawic. Razi dotknięty cel, wywołując wstrząs w ciele. Podobne do moich rękawic, ale bez możliwości dawkowania siły wstrząsu. Nie wyczerpuje się, ale musi zebrać dość energii, nim zostanie użyty ponownie. Wypowiadając słowa zaklęcia, które zaraz dla ciebie spiszę musisz wykonać o taki gest - tutaj niziołek pokazał powoli odpowiedni ruch. - go też postaram się rozrysować.

- Nie zawsze udaje się odczytać przedmiot bez użycia perły - przyznał Trzewiczek po jakimś czasie, pochylony nad pergaminem- dlatego muszę prosić o zapłatę w tej postaci. W razie niepowodzenia korzystam z zaklęcia. Ale tym razem się udało. Jeśli chcesz za sto sztuk złota mogę zidentyfikować kolejny przedmiot.

Marduk wbrew samemu sobie był pod wrażeniem; nie spodziewał się że niziołek jest tak wprawnym znawcą sztuk magicznych i niechętnie przyznawał że nie doceniał go. Coś za coś - kapłan specjalizował się w… innych dziedzinach.
- Znakomicie, mości Trzewiczku, dobra robota - mruknął i sięgnął do sakiewek. Na stół wyłożył księżycowy kamień i garść srebra i złota.
- Kamień jest wart pięćdziesiąt złotych lwów. Wybacz drobnicę - wskazał przemieszane monety - ale wiesz jak to jest z łupami zdobytymi na orkach…

- Nie miałem okazji - przyznał zgodnie z prawdą Trzewiczek przyglądając się lekko niebieskawemu kamieniowi. - ładny i jak na orki prawdziwie szlachetny. Przyjmuję zlecenie. Pierścień, czy kostur?

- Pierścień
- zdecydował Delimbiyra. Naraz podniósł szare oczy i rozejrzał się po izbie.
- A gdzie Torikha? - mruknął.

Niziołek wzruszył ramionami skupiając całą swoją uwagę na pierścieniu.
- Może pyta czy ktoś z wyprawy Jorisa wrócił
Stimy wzdychał, prychał, majstrował przy okularach, ale w ostatecznym rozrachunku uznał, że tego pierścienia nie rozwikła bez pomocy magii w czystej postaci. Wziął się więc za kruszenie perły.
- Będę musiał skorzystać z zaklęcia, może wyjdziemy, żeby nie robić sensacji? - Trzewiczek chyba naprawdę żył w jakimś innym świecie, skoro nie zauważył dotąd reakcji otoczenia na jego dziwne binokle i precjoza.

Marduk zastanowił się i milczał jeszcze przez chwilę, spodziewając się że panna Melune pojawi się w głównej izbie, ale to nie nastąpiło. Dziwne.
- Rób swoje, sprawdzę gdzie nasza Torikha się podziewa… - podniósł się i podszedł do gospodarza.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 13-01-2019 o 07:18.
Rewik jest offline  
Stary 11-01-2019, 20:53   #328
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
15 Marpenoth, noc


W czasie gdy Marduk i Trzewiczek rozprawiali o sprawach wyższej wagi w towarzystwie koni i kury, pozostawiona sama sobie Torikha dokańczała kolację. Nawet niespecjalnie ją zdziwiło, że elf nie zaprosił jej do “tajnej narady”; niepokoiła się tylko, że Delimbiyra może wywrzeć na naiwnego niziołka zły wpływ. Szybko jednak przestała się martwić o Stimiego, a zaczęła o siebie. Samotna kobieta w takim miejscu przyciągała wiele niechcianych spojrzeń; ten i ów przygładzał już wąsa i wyczesywał palcami resztki jedzenia ze skudlonej brody. Od odbicia kopalni minęło wiele dekadni; zresztą Tori była tu tylko przez chwilę. Nikt nie kojarzył jej skulonej postaci z “tą” Torikhą, która uratowała Rockseekeów, czy też z godną szacunku kapłanką w ogóle.
- Piwo od Ruperta - nadal nieznany jej z imienia karczmarz z hukiem postawił przed nią kufel grzańca i wskazał jednego z mężczyzn. Rzeczony Rupert siedział w towarzystwie kilku innych prospektorów; gdy Tori na niego spojrzała uśmiechnął się dość obleśnie, a kompani zarechotali, poklepując go po plecach. Półelfka dosłyszała fragmenty kilku sprośnych żartów. Już-nie-tak-niewinna szybko zorientowała się co się święci i zerwała spłoszona, pakując manatki i rzucając na stół kilka miedziaków. Porzegnawszy się pośpiesznie ze zdumionym gospodarzem wypadła z karczmy na noc i śnieg.

Kapłance bynajmniej nie było śpieszno do niziołka i elfa, który pewnie jednym ciosem przepołowiłby wszystkich siedzących z Rupertem prospektorów. W głowie Tori jako ostoja bezpieczeństwa, obrończyni cnót niewieścich i pogromczyni natrętnych adoratorów jawiła się Turmalina. A Turmalina była w kopalni.
- Godzinka czy dwie marszu, przecinka jest prosto jak strzelił, nie ma co się strachać - tłumaczyła sobie Torikha. Choć miała pochodnię to zdziwiła się jaka to noc jasna jak wszędzie jest biało. W zasadzie to mogłaby i bez światła maszerować, ale pochodnia tak przyjemnie grzała… Wolała jednak nie ryzykować konnej jazdy; kto wie jakie wykroty czaiły się pod białym puchem? No i jeszcze Marduk by pomyślał, że podsłuchiwać przyszła, a nie siodłać konia… Pomijając fakt, że nadal niezbyt pewnie się czuła wśród tych wszystkich pasków, rzemieni, sprzączek i klamerek, które przyczepiały rząd do konia. Wolała nie ryzykować śmieszności.

Pierwsze kilka czy kilkanaście minut szło się nawet nieźle. Powoli i trochę na ślepo, bo śnieg zacinał w oczy, ale jednak. Potem było jednak coraz gorzej. Zbroja ziębiła niczym tafla lodu, śnieg sypał się do butów zmieniając skarpety w mokre ścierki, a zasypany las wyglądał identycznie gdzie by nie spojrzała. Jej własne ślady szybko zniknęly pod warstwą mokrego puchu, podobnie jak światła i dymy Osady. Im dłużej szła tym bardziej gubiła poczucie kierunku, aż w końcu skupiła się tylko na własnych krokach i mgiełce, która pojawiała się przed nią przy każdym oddechu. Zima nie wydawała się już cudowna i piękna; kapłanka szybko zrozumiała czemu ludzie dziwnie na nią patrzyli gdy wyczekiwała pierwszego śniegu. To co dla niej było niespotykaną atrakcją dla nich zwiastowało początek corocznej walki o przeżycie.

A teraz również i dla niej.

Łaska swobodnego poruszania nie pomogła na długo. Pochodnia zaczęła się dopalać i Tori zdała sobie sprawę, że zupełnie zabłądziła. Zupełnie, absolutnie zabłądziła i najrozsądniejszą rzeczą, jaką mogła teraz zrobić było znalezienie jakiegoś schronienia i nieruszanie się z miejsca aż do rana. Po kilkunastu minutach udało jej się znaleźć w miarę zaciszne miejsce pomiędzy kilkoma krzakami a dużym zwalonym drzewem, na którym rozwiesiła koc by śnieg nie sypał jej na głowę. Owinąwszy się posłaniem wyciągnęła z plecaka magiczny węgielek i spróbowała zmusić swój zmarznięty mózg do pracy by przypomnieć sobie jak aktywować to cudo. W końcu się udało i cudownie gorące płomienie wytrysnęły przed nią wesoło, na przekór zawiei i zabójczej temperaturze. Melune odetchnęła swobodnie i z ulgą. Magiczne ognisko zapewni jej nieprzerwane ciepło do rana, a rano… ktoś ją pewnie znajdzie. Albo ona znajdzie drogę. Albo…

Nie było kolejnego “albo”, gdyż wyczerpana półelfka zasnęła.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 11-01-2019 o 20:56.
Sayane jest offline  
Stary 13-01-2019, 22:36   #329
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
A jednak co góry to góry. Nadal uwodziły swymi tajemnicami niczym powabna karczemna minstrelka, ale zakosztowawszy już rąbka jej wdzięków podczas upojnej nieprzespanej nocy, o niczym się tak nie marzyło jak o wygrzanym wyrku domowych pieleszy. I Jorisowi co tu dużo gadać bardziej śpieszno było teraz do chaty prospektorów niż do żerowiska padlinożerców. Nie miał więc wątpliwości, kędy droga ma ich wieść i spał w nocy nie zaprzątając sobie tym głowy. Wątpliwości nasunęły mu się nad samym ranem, kiedy w pustym żołądku kiszki marsza grały. Mówią, że na głodnego się lepiej myśli. Być może zatem jest w tym nieco prawdy, bo Joris instynktownie myślami wrócił do widzianej wczoraj niedźwiedzicy ze zdobytym jedzeniem. Truchło nieboszczyka na długo jej wystarczy… Ale dźwięki nocy sugerowały, że tam skąd go taszczyła, pożywienia było znacznie więcej. Czy zatem doszło w pobliżu do czegoś poważniejszego niż przypadkowa napaść niedźwiedzia?
Uczucie głodu zelżało, a odezwała się powinność. To mogła być napaść goblinów. Dzień drogi ledwie od kopalni Rockseekerów i osady prospektorów.

- Trzeba to sprawdzić - oznajmił traperom gdy już wszyscy byli gotowi do drogi - Tym bardziej, że póki co szlak krwi z naszym zbieżny jest. Najwyżej kawałek zboczymy.

Ruda tę decyzję zdawała się pochwalać. Uciął sobie z nią wczoraj podczas swojej warty nocnej pogawędkę krótką. Trochę co by nie usnąć, a trochę… no co tu ukrywać. Chłopu też się czasem na gadanie zbiera i rad do kogoś gębę otworzyć. Burknął ciche podziękowanie za to, że zeszła do podziemi i o miśka zapytał. Dowiedział się tylko, że niedźwiedzie są głupie, śmierdzące, niszczą drzewa i robią zastraszająco wielkie kupy. Dzięki czemu bardzo przypominają jej ludzi i nie rozumie, czemu jedni i drudzy do siebie nie ciągną. I jeszcze jedno. Że czuła tam w podziemiach coś… Coś nieżywego. Chyba od niedawna. Potem czar ustał, a wiewiórka gwizdnęła między drzewa i nie widział jej aż do teraz.

Nawet Hans nie marudził na tę decyzję.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 14-01-2019 o 23:36.
Marrrt jest offline  
Stary 14-01-2019, 11:18   #330
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Osada Poszukiwaczy
15-16 Marpenoth

Podczas gdy Trzewiczek biedził się nad elfowymi znaleziskami Marduk podszedł do gospodarza pytając o Melune.
- Panna, hę? Wyszła gdzieś…? Rupert do niej teges, może na siano poszli? - odparł obojętnie właściciel przybytku, rozglądając się po sali. Przy stołach piło już tylko dwóch brodaczy; reszta poszła spać ze względu na późną porę. Albo przestraszyli się trzewiczkowych machinacji, kto wie? - Albo w alkierzu kima, jak pani kapłanka Garaele była to żeśmy dla niej przepierzenie zrobili… - Karczmarzowi do głowy nie przyszło, że ktoś mógł pójść sobie w śnieg, mróz i noc.

Marduk słuchał jednym uchem. Zajęty rozmową z niziołkiem nie zauważył późnej pory; zresztą tu na Północy ciemniło się wcześnie, więc w pewnym momencie robiło się już wszystko jedno. Zajrzał do sali sypialnej i “alkierza”, ale półelfki nie było. Narzucił płaszcz i przeszedł do stajni. Niby powinni się minąć jakby szła się gzić na sianie, ale kto tam wie, drugie wejście było z gospody. Tu jednak nikt nikogo ani nie gzi, ani nie gwałcił, jak czasem w takich przybytkach bywało. Marduk wyszedł więc na zewnątrz, kuląc się gdy śnieg zaczął zacinać mu w oczy. Guzik było widać. Ani Tori, ani śladów, ani światełka w ciemności. Sam nie wiedząc czemu kapłan obszedł dolinę i wyjścia z niej nawołując Melune. Jazgotliwe szczekanie psa uciszone stanowczym wrzaskiem było jedyną odpowiedzią. Śnieg szybko zasypywał ślady, więc przemoczony Marduk wrócił do gospody, klnąc na barbarzyńską Północ i głupie baby, które szlajają się nie wiadomo gdzie.

Wewnątrz budynku czekały go przynajmniej miłe wieści, gdyż niziołek rozszyfrował działanie pierścienia, a upewniwszy się, że Marduk dysponuje gotówką na kolejną identyfikację podał również właściwości szamańskiego kostura. Od niechcenia rzucił również, że pas wydaje się zabezpieczony przed użyciem go przez osoby o stabilnym kompasie moralnym. Potem ziewnął i dokończył pakowanie dziwacznych utensyliów. Nocleg na cienkich siennikach, na które rzucili swoje posłania nie byl szczytem marzeń, lecz i tak był lepszy niż nocowanie na dworze. Wyczerpany walkami i wielodniową wędrówką Marduk szybko zapadł w sen, a Stimy jeszcze długo przewracał się z boku na bok, dumając czy ścigać smoka z Mardukiem i Jorisem, czy wracać do Phandalin i wkupić się w łaski Omara, by uzyskać dostęp do podziemi i Vigogla. W końcu stwierdził, że pomyśli jutro i również zasnął.

Rankiem obu obudziły głosy prospektorów i drwali, zbierających się do roboty. Stimy przypomniał sobie, że część z nich pracuje w kopalni i elf może się z nimi zabrać gdyby chciał.

A Torikhi jak nie było tak nie było. Skonsternowany jej nieobecnością Marduk wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po okolicy. Wszystko pokryte było białym puchem; blask aż raził w oczy. Ale przynajmniej mógł przyjrzeć się miejscu, w którym ostatnio był tylko przelotnie.

Osada Poszukiwaczy, zwana ostatnio trochę na wyrost Górniczą Osadą, mieściła się w niewielkiej, wietrznej dolinie. Płynął nią szeroki potok, z którego część poszukiwaczy z niewielkim powodzeniem wypłukiwała cenne kruszce. Prowizoryczne jednoizbowe chaty postawiono wyraźnie tam, gdzie akurat było równo (albo wkopano gdzie trzeba), lub przyklejono do skał w miejscach, gdzie była zdatna do zamieszkania jaskinia. Te ostatnie wyglądały bardziej jak wiaty osłaniające wejście niż pełnoprawne budynki. Marduk naliczył dziesięć takich budowli, z gospodą włącznie. Z pewnością w każdej mieszkało po kilku mężczyzn, osada liczyć mogła dwudziestu czy trzydziestu chłopa, ale teraz wiele wyglądało na opuszczone.

Zapytany karczmarz Adalbert, który wyszedł za elfem by wylać kuchenne resztki na śnieg, jak to każdy w tym fachu chętny do rozmowy, wyjaśnił, że część prospektorów i drwali sypiała w gospodzie dla ciepła i towarzystwa, a w związku z doniesieniami o orkach - także dla bezpieczeństwa. Pośpiesznie budowane sadyby nie nadawały się do zamieszkania w zimowych miesiącach, toteż większość mężczyzn planowała przenieść się do Phandalin. Obecność szlachciców dawała perspektywę zarobku, a także wiktu i opierunku w chudych zimowych miesiącach. Gdyby nie choróbsko, które zmogło wielu to pewnie wyruszyliby przed pierwszym śniegiem. Pozostać miało tylko pięciu ludzkich pracowników Rockseekerów oraz kilku myśliwych. - A tam mamy grzebowisko, cmentarz znaczy się - mężczyzna wskazał na kupę śniegu na skraju doliny, nie różniącą się niczym od innych wokoło. - Rockseekerów brat tam leży - Marduk przypomniał sobie, że faktycznie przecież Czarny Pająk zabił średniego z braci - i jeden drwal, co do potoka się ślizgnął i makówką o kamień huknął. No. - pokręcił głową i wrócił do wnętrza gospody.

Przyklejona do skały parterowa gospoda nie miała co się równać ze Stonehill Inn, choć i tamten przybytek nie był przecież pierwszej klasy. Podzielona na dwie sale - jadalną i sypialną (z wydzielonym przepierzeniem i kotarą) małym alkierzem na okoliczność obecnosci kapłanki) pachniała jeszcze bardziej żywicą ze świeżych pni niż dymem i niemytymi ciałami gości. Aczkolwiek dym zaczynał przeważać; palenisko nie miało zbyt dobrego ciagu. Stoły zbite z bali i prowizorycznie oheblowanych desek, duży kominek, w którym źle położona glina przepuszczała dym tu i ówdzie, lada leżąca na dużych beczkach, a za nią niewielki regał mieszący ubogi wybór innych niż piwo i bimber trunków. Sufitu nie było; ściany płynnie przechodziły w dach. Może to i dobrze, bo duchota byłaby straszna. Na belkach powieszono kilka łojowych lamp, ale większość blasku szła od ognia. Malutkie, zakryte rybimi pęcherzami (a na noc krzywymi okiennicami) okna prawie nie przepuszczały światła. Wychodka nigdzie nie było, co w zimowej aurze stanowiło niejaki problem, jeśli prawie-że-publiczne załatwianie się do nocnika stanowiło dla kogoś problem.

Z jaskini na tyłach urządzono stajnię, stodołę, drewutnię, kurnik z trójką niosek i kogutem oraz magazyn… Słowem upychano tam wszystko co nie mieściło się w gospodzie. Prócz szerszego wejścia dla koni można się tam było wcisnąć i od strony kuchni. Pewnie po jaja, choć ilość kur wskazywała, że właściciel hoduje je głównie dla siebie.

Maruduk porozglądał się jeszcze, ale równy śnieg skalany był jedynie żółtą plamą zrobioną przez jazgotliwego kundla i śladami psich łap. Torikhi ani widu, ani słychu.


Góry Miecza
16 Marpenoth

Tymczasem Joris wiedząc, że tego dnia dotrą już do cywilizacji postanowił poszukać miejsca z którego padlinożercy ściągali jedzenie. Ciekawość ciekawością, ale bezpieczeństwo kopalni oraz Osady też miał na względzie. Uznał to nawet Hans Maruda. Znalezienie zasypanych przez nocny opad śniegu tropów nie należało do łatwych, traperzy raz po raz gubili ślad, ale w końcu się udało.

Płaski fragment wzgórza był obozowiskiem, najpewniej orków, niepokojąco już blisko kopalni. Ze względu na śnieg ciężko było powiedzieć kto kogo zaatakował i w ile osób, tyle tylko, że ktoś zaszedł obozujących z dołu, zupełnie wbrew normalnym zwyczajom przeprowadzania ataku. Pewne było, że zginął z tuzin istot. Wokół walały się szczątki, rozerwane przez zwierzęta kawałki skórzni, jakieś liny i przedmioty codziennego użytku, z których traperzy wybrali sobie kilka co lepszych. Nie było za to broni i zbroi, widać napastnicy odarli trupy z wartościowych rzeczy. Na jednym z drzew Swen znalazł krzyżowe nacięcie, podobne do tego, jakie Joris robił po drodze z podziemi. Nieopodal znaleźli kolejne, skierowane w stronę doliny. Wyglądało to nieco niepokojąco.
- Wracamy - zarządził Joris. Chwilę zastanawiał się czy by nie iść tropem znaków, lecz znany traperom szlak był wygodniejszy i znacznie bezpieczniejszy niż lezienie na przełaj przez las. Nie dajcie bogowie jakby któryś w ukryty pod śniegiem wykrot wpadł i złamał nogę. Myśliwy aż się wzdrygnął na myśl o taskaniu rannego przez śnieg. Zebrali graty, minęli niewielką jaskinię i wrócili na szlak, kierując się na kopalnię Phandelver.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-01-2019 o 13:38.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172