Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2019, 22:37   #391
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Poznaj przodka swego


Rufus wyszczerzył się szeroko, wpatrując się w widmowe oblicze przodka. Był tym wszystkim nadal nieco zdziwiony, jego nowe moce przychodziły do niego coraz szybciej ale pochwała ucieszyła go….czyżby nie potrzebował już Jaca jako pośrednika?

~ No pokazaliśmy tym hoboskim dupkom! - Odparł, zaciskając triumfalnie pięść. ~
~ To ty dziadku? - Dodał po chwili nieco mniej pewnie.~
~A kto inny? Jest tu jeszcze paru innych starszych pierdów, ale ja mam prawo głosu~
~I wy wszyscy się mną interesujecie mieszańcem? - Jestem wyjątkowy, prawda? - Odparł, butą pokrywając pewną niepewność.
~Tylko w samozachwyt nie popadnij. Masz potencjał, chłopaku, a mieszana krew nie ma z tym nic wspólnego.~
~No to czego ode mnie oczekujecie?~
~Żebyś tego potencjału nie zmarnował - nie pozwól, żeby te skurwysyny wzięły was pod but.~

~Skurwysyny, mówicie o tych co walczyli u mego boku przeciw hobosom?~ - Rufus podrapał się po głowie, skonfundowany.
~Mikel jest moim przyjacielem, a a Jace pokazał mi jak do was dotrzeć...chociaż teraz go już do tego nie potrzebuje.~

~Nie, matole! O hobgoblinach i tym całym Legionie! Gdyby nie Mikel, Jace i reszta, to gryzłbyś już ziemię, a z kolejnych potomków byłyby nici.~

Rufus zaczerwienił się nieco, zawstydzony, rozmowa z duchem dziadka nie była łatwa. Zaczął się zastanawiać dlaczego tak błędnie zrozumiał jego ostrzeżenie.
~No, oczywiście, przecież już wygraliśmy pierwszą bitwę z Legionem, teraz będzie już z górki, nie?!~
~Ech, chłopcze, gówno widziałeś, a nie bitwę. Bitwa jest wtedy, kiedy od horyzontu po horyzont nie masz nic, tylko napierdalające się armie~ Rufus miał pewność, że przodek sporo wyolbrzymia ~Ale na razie sobie poradziliście, a to ważne. Nie zróbcie niczego głupiego, a kto wie, jak daleko zajdziesz?~
~No, z tym się muszę zgodzić, a kto był najpotężniejszym przeciwnikiem, którego ty zmogłeś, ojciec wspominał o jakimś smoku…~ - Rufus próbował przypomnieć sobie historie opowiadane przez jego ojca, który niestety zginął w kampanii wojennej gdy on i brat byli jeszcze małymi dziećmi.
~Nie tak szybko, chłopaku, nie opowiem ci wszystkiego od razu, nie wszystkie wspomnienia wróciły.~
~A to ty odzyskujesz wspomnienia ze swojego życia? - zdziwił się pół-ork.
~Na to wygląda, jakbym stawał się z czasem pełniejszy czy coś. Na pewno teraz jestem bardziej świadomy niż wcześniej - nie znam się na tym~

~Ciekawe, to wygląda że będziemy uczyć się tego razem, zrobię wszystko by cię nie zawieść. - Odparł z dumą Rufus, choć czuł trochę mętlik w głowie. Odkąd pojawiły się jego nowe moce, musiał myśleć o różnych trudnych rzeczach więcej niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy wszystko wydawało się prostsze. Ale wiedział na pewno że czeka go przyszłość pełna przygód i wyznań. Poczuł jak obecność przodka oddala się, chyba jego też zmęczyła rozmowa. Potem pewnym siebie krokiem ruszył w stronę dzielących łupy po hobgoblinach towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 02-07-2019 o 14:29.
Lord Melkor jest offline  
Stary 30-06-2019, 23:13   #392
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Złodziej w tym czasie obserwował całą scenę w niewielkim szoku. Jego uszy dochodziły do siebie. Otrząsając się wrócił spojrzeniem do krasnoluda.
- Tak… to byłem ja i już się zabieram do roboty. W ogóle co oni cię tak obłożyli tym metalem?
- To jakaś hobgoblinia sztuczka żebym nie zmienił się w coś mniejszego i nie uciekł. Niestety, skuteczna - krasnolud powolutku zaczynał być zdziwiony zainteresowaniem jakie budził jego metalowy kaftan, ale i tak nie zamierzał narzekać na bycie uwolnionym z rąk oprawców, nawet jakby miał go sam sobie zdjąć.
Zadowolony z siebie Rufus dołączył do gromadzącej się grupki, poprawiając swój nowy napierśnik, od którego czuł dziwne mistyczne wibracje… miał wrażenie że będzie dla niego niezła osłoną…
- Cześć, czy dobrze widzę że nikt z naszych nie zginął? Pokazaliśmy tym hoboskim popaprańcom, co? Mikel, widziałeś jak z bratem spraliśmy tego ich futrzastego wodza? - wyszczerzył się triumfalnie.
-Wydajesz się połowę mniej brzydki z tej radości. Dobra robota chłopaki! - wojownik wyglądał już nieco lepiej niż jeszcze kilka chwil temu. Widać, że w towarzystwie półorka czuł się swobodnie. -Następnym razem zostawcie coś dla mnie!
- Trochę jeszcze zostało, w tym dużo tych mikstur, ja to nie wiem które leczą a od których sika się krwią, może niech Laura spojrzy, chociaż wolałbym by moje rany obejrzała. - Uśmiechnął się zawadiacko w stronę urodziwej wiedźmy.
- Och tylko mi nie mów głośno że boisz się oddawać w ręce Vana . - Laura sama zaśmiała się głośniej całkowicie nie przejmując się czy alchemik to usłyszy czy nie. - Z tego co widzę jesteś w lepszej formie niż niektórzy z naszej grupy uderzeniowej, więc na pewno zgodzisz się przepuścić w kolejce niektórych bardziej potrzebujących. - Laura mrugnęła do Rufusa, w końcu był przyjacielem jej brata toteż miał ciche przyzwolenie na spoufalanie się z Laurą bardziej niż inni. No i dzięki Mikelowi, on i jego brat nie patrzyli na nią jak na dziwadło. Rufus był w porządku. - Choć tu, też się przydasz. Kharrik będzie ich uwalniał ja i Shagari leczyć a ty masz…- Powiedziała podając mu torbę z prowiantem. - … rozdziel im jedzenie, może to tylko racje podróżne ale na pewno pożywniejsze niż to dostawali do tej pory. - Rufus wprawdzie został zagoniony do roboty ale w ten sposób mógł zostać koło nich i jednocześnie cieszyć się z nimi z po części jego zwycięstwa. Nikt mu raczej nie odmówi że był jednym z najbardziej skutecznych osób na polu bitwy. - I dziękuje. Powiedzieli mi, że mnie tam odratowałeś.
Rufus z pewnym ociąganiem, ale przyjął torbę od Laury i zajął się rozdzielaniem racji.
- No jak zobaczyłem co ci ten paskud zrobił to dopiero chciałem go sprać - zawahał się na moment, po czym ściszył głos:
- wiesz że ja też teraz umiem czarować?
Laura przekrzywiła głowę, jednocześnie wywołując jękniecie jednego z pacjentów kiedy w tej samej chwili nastawała mu na nowo palce.
- Faktycznie, wydajesz się inny niż parę dni temu...bardziej wyraźny...usamodzielniony. … A ty mi nie płacz, przeżyłeś niewolę u tych bestii to świadczy, że jesteś wystarczająco silny by wytrzymać chwilowe nastawienie kości.- Dzieliła swoją uwagę między wszystkich w grupce choć starała się by osoba która opatrywała była zawsze w pierwszej kolejności.
- Skoro jest tu Rufus ze straży w Phaendar, to może jest z wami ktoś jeszcze z Phaendar? Jorin Złote Spodnie z faktorii handlowej? Vane skupujący zioła i inne alchemiczne cuda? - Hannskjald nie mieszkał w samej osadzie - przynajmniej nie dłużej niż kilka tygodni za jednym razem - ale bywał tam na tyle regularnie że zdążył poznać i polubić parę osób.
Kharrick w między czasie dłubał narzędziami przy zamkach od kajdan. Przy drugim z kolei oprzytomniał. Przecież tutaj gdzieś musi być klucz!
- Vane tam jest - rzucił zbyt zajęty swoimi myślami i oddalił się na moment aby zerknąć jeszcze raz na truchło dowódcy. Bez problemu znalazł przy nim pęk kluczy. Sapnął, i wrócił aby otworzyć resztę zamków. Poszło znacznie szybciej. Po wszystkim rozejrzał się szukając Jace’a. Zostawił grupkę przy ognisku i po krótkim rozeznaniu zniknął w namiocie dowódcy.
- Cały i zdrowy? - zrzucenie z pleców tego okropnego metalowego żelastwa było ogromną ulgą i można by przysiąc, że krasnolud urósł o cal lub dwa.
- Widziałem Gristledawn po ataku i każda znajoma twarz która ocalała jest bezcenna.
- Jak się zorganizujemy do powrotu zobaczysz pewnie jeszcze trochę znajomych. Chwilowo rezydujemy w jaskiniach i część osób tam została. Niestety część zginęła albo została zniewolona w mieście. Sami nie do końca wiemy kto przeżył a kto nie.- Odpowiedziała Laura rzucając czary uzdrawiające na jednego z pacjentów.
- Chyba tylko ja, Valena i Serban przeżyliśmy z Gristledawn - powiedział poważnie Ravi, kiwając głową na stojącą obok parę - Nie wiem, czemu akurat nas oszczędzili… Pozostałych nie znam, nie dali nam zamienić nawet słowa ze sobą - Pozostała piątka jeńców zaczęła się przedstawiać - trójka uciekinierów z wioski po drugiej stronie Maredith, oraz dwoje podróżników (w tym Imladra, elfka, która próbowała otworzyć kajdany jeńców), którzy mieli pecha wpaść na jeden z patroli Scarviniousa.
- Widział ktoś leżące gdzieś w obozie figurki zwierząt? - oswobodzony druid powoli przestawał dreptać dookoła rozmawiających i rozciągać się na wszystkie karkołomne sposoby.
- W tym samym worku powinny być zapasy medykamentów które są potrzebne nam na już - czując że przez okres niewoli zmarnował i tak zbyt dużo czasu, druid bez słowa wyciągnął do Laury rękę po kilka bandaży i wziął się do roboty przy opatrywaniu rannych.
- Dziekuje. - powiedziała Laura bez wahania podając mu część medykamentów ze swoich zapasów. - O swoje rzeczy musisz pytać resztę, na pewno gdzieś tu są o ile nie zostały zużyte przez naszych przeciwników. - Laura nakładała maści lecznicze na kolejną osobę, notując w pamieci że będą z Vanem musieli uzupełnić zapasy i skompletować nowe zestawy medyczne.
 
Asderuki jest offline  
Stary 30-06-2019, 23:23   #393
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Namiot był paskudny. Ascetyczny i pedantyczny kontrastował z pięknym biurkiem, ale przede wszystkim z pełnym bólu i sadyzmu „trofeum” ze skór złapanych humanoidów. Jace’owi aż zakręciło się w głowie, gdy wszedł do środka i musiał chwycić się stojaka na broń, by nie upaść. Aura tego miejsca przyprawiała go o wymioty. Skupił się na tym, by nie zwymiotować i nie patrzeć na rozciągniętą w grymasie bólu twarz Yastry. Bardzo mocno skupił się by wytłumić to pomieszczenie i móc funkcjonować, ale czuł jak cały namiot go przytłacza. Brakuje mu powietrza do oddychania, oczy zachodzą mgłą, a na barki ktoś zarzucił niemożliwy do udźwignięcia ciężar. Podpierając się mieczem psionik doszedł do biurka i opadł ciężko na krzesło. Pedantycznie ułożone pliki dokumentów były tym, po co przyszedł. Wziął głęboki oddech stawiając kolejną barierę w głowie i zabrał się za przeglądanie dokumentów. Zajęło mu to sporo czasu, mimo iż przeglądał je dość pobieżnie, wydawać się mogło, że nie usłyszał wchodzącego do namiotu Kharricka.

Odwrócony tyłem do wejścia porządkował dokumenty. Cześć plików była pedantycznie ułożona w równe kupki, pozostałe leżały luźno podzielone na trzy grupy.
Kharrick czuł się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. To miejsce w jakiś dziwny sposób nie dawało mu spokoju.
- Jace? Przyniosłem klucze… cholera - wzdrygnął się patrząc na wszystko dookoła. Zwrócił uwagę na broń zawieszoną na stojaku. Był wśród nich miecz Yastry.
Chłopak powoli odłożył dokumenty. Starał się nie patrzeć na namiot kierując wzrok na Emi. Był upiornie blady, w blasku świec twarz wyglądała upiornie, zmęczona, przytłoczona ciężarem tego miejsca. Wydawało się, że mężczyzna czuł ból każdego ciała którego skóra „zdobiła” to potworne miejsce. Błękitne oczy były przygaszone, prawie szare, nawet blask smutnie pyrkajacej pochodni nie zdołał ich rozświetlić.
Bez słowa Jace wskazał na skrzynki stojące pod przeciwległą połą namiotu.
Złodziej rozszerzył oczy widząc stan w jakim był psionik. Czym prędzej rzucił się do otwierania skrzyń, skądinąd wiedząc, że ten nie da się wyciągnąć przed skończeniem.
- Byli naprawdę blisko złapania naszego tropu - powiedział Jace do majstrujacego przy skrzyniach Kharricka.
- Tak? Wiedzieli, że mogliśmy pójść do jaskiń? - zapytał, a potem nastąpił szczęk zamka. Pierwsza skrzynia.
- Patrząc na raporty zwiadowców, to mieliśmy szczęście, że Sulim ukrywał nasze ślady, ale zaplanowane trasy przecinały nasz szlak w kilku miejscach. - odpowiedział składając dokumenty. - Oprócz tego jest kilka wiadomości do… - Jace przewrócił kilka kartek - ...porucznika Scabvistina, dowódcy fortecy w Phaendar. Wygląda na to, że zabiliśmy mu syna. - odpowiedział beznamiętnie. To było dziwne, słyszeć o zabójstwie w ten sposób z ust psionika.
- Oprócz tego są jeszcze raporty o obecności łowców z Chernasardo i jakaś stara notka od tajemniczego GU do Scarviniusa, z prośbą o przetestowanie jakiegoś nowego dzieła w warunkach polowych. Cokolwiek to jest i kimkolwiek on jest. - wzruszył ramionami chowając dokumenty.
Kharrick zamarł. Zamknął oczy próbując uspokoić drżenie rąk. Bezskutecznie.
- Kurrrwa mać! - zaklął siarczyście. Nie czuł się gotowy. Nie był gotowy. Za wcześnie, za szybko. Gonitwa myśli nie pozwalała mu się skoncentrować. Dziwne uczucie jakie go dopadło w tym namiocie nie pomagało. Szarpnął za skrzynię aby ją wytoczyć na zewnątrz. Nie miał siły.
W końcu się poddał.
- Wiem kto to GU.
Jace przyglądał się łotrzykowi z zainteresowaniem. - Widzę, że nie jest to znajomość z opowiadań i miłosnych westchnień. -
- Nie. Pracowałem dla niego. Szczurołaczka jest jego "dziełem". Widziałem podpis… Kurwa. - Kharrick chciał się zmienić, ale bał się, że bandaże jakie nałożyła na niego wiedźma się poluzują. Miał dość bólu na dziś.
- Trzeba… będzie uważać.
Psionik przyglądał się swojemu rozmówcy uważnie wzruszając w końcu ramionami.
- Wrócimy do tematu później, jak ochłoniesz po walce. - powiedział spokojnie. Był skupiony, walcząc cały czas z wszechogarniającą aurą bólu i cierpienia, która niczym głaz przygniatała jego duszę. - Znalazłeś coś ciekawego w skrzynkach? - zmienił temat. Kharrick przemógł się aby skoncentrować się na tym co miał zrobić. Nie do końca docierało do niego zachowanie Jace’a. Za bardzo był zajęty własną mieszanką uczuć i natłoku informacji. Zaczął otwierać kolejne skrzynie.
- Duża ilość kasy, klejnotów… kilka butelek z miksturami… narzędzia… cholera. Worek z… czyimiś rzeczami. Może należą do któregoś z jeńców. O Desno! - westchnął otwierając trzecią skrzynię. - Masa pierdół. Wyglądają na osobiste rzeczy. Raczej nie jego sądząc po niektórych. Chyba ludzkie. Może to tych z Gristledawn? Znałeś tam kogoś?
- Jedną dziewczynę, przelotnie. I jej ojca też poznałem. -

Złodziej wypuścił powietrze ustami zastanawiając się czy przeglądać dalej. Ostatecznie zagłębił się w drobnostkach i zaczął je wyciągać po kolei szukając co kosztowniejszych przedmiotów. W oczy mu się rzucił ciężki pierścień z błękitnym topazem. Złoty. Przy bliższym spojrzeniu, oszlifowany kamień miał wygrawerowaną wypukłą literę ‘B’.
- Ło, to wygląda na drogi pierścień - mruknął zafascynowany tym jak się mienił w świetle. - Zobacz, nawet do ciebie pasuje. Jest niebieski i ma literę “B”.
Jace momentalnie spoważniał. Krew odpłynęła mu z twarzy o ile to w ogóle było możliwe. Przełknął ślinę czując nagłą i niepohamowaną suchość w gardle. Chciał wstać, ale zatoczył się wpadając na Kharricka. Nieprzytomnym wzrokiem ślizgał się po twarzy zmiennoksztaltnej, po znalezionych fantach unikając trzymanego pierścienia. Drżącymi dłońmi, po omacku wyszukał pierścień.
- Jace? Hej, weź… nie możemy oboje tak mocno reagować... - Złodziej jęknął łapiąc młodzieńca aby nie upadł. Bez oporów oddał mu błyskotkę.
- Jace, co jest?
Chłopak obracał pierścień w palcach niczym ślepiec próbujący „zobaczyć” przedmiot. Kciuk przebiegał po idealnie wyszlifowanych krawędziach inicjałów rodowych Belerenów. Znał niemal każdą rysę, gdy był mały ojciec często pozwalał mu go obejrzeć. Przełknął ślinę, ale nie pomogło.
- To pierścień Maxa - powiedział przez zaciśnięte gardło. - Mojego taty… - oczy mu się zeszkliły gdy spojrzał w końcu na sygnet rodzinny.
Emi, nie Kharrick, zareagowała instynktownie. Cały rozsądek poszedł się pieprzyć. W jednym momencie zamiast mężczyzny była smukła szaroskóra dziewczyna, która przytuliła Jace’a mocno do siebie. Chłopak wtulił się mocno. Łzy popłynęły mu ciurkiem po policzkach. Przestał je powstrzymywać, próbował złapać powietrze, ale nie umiał. Znów czuł się jak małe, bezradne dziecko. Zawył nie mogąc powstrzymać targających nim uczuć. Pierścień wrzynał się w zaciśniętą wokół pięść, jednak nie zważał na to. Musiał wyczuć aurę, jednak w tym stanie emocjonalnym nie był stanie rzucić nawet najprostszego zaklęcia.
Stali tak dłuższa chwilę, jednak Jace nie był w stanie opanować się na tyle by móc wyjść z namiotu. Zacisnął zęby opanowując kolejny atak płaczu. Był wyczerpany. Spojrzał na Emi przekrwionym, szarym spojrzeniem bez wyrazu. Pełne usta były sine i popękane, cera trupio-blada z wielkimi sińcami.
- P-p-pomóż mi stąd wyjść… proszę - wychrypiał cicho. - Nikomu ani słowa. Zw… zwłaszcza rodzinie. - zdołał jeszcze wyszeptać resztkami głosu.
Stan Jace’a przeraził dziewczynę. Kiwnęła niemrawo głową. Chwilę później z cichym sykiem bólu Kharrick wyprowadził młodzieńca na zewnątrz. Zimne powietrze nieco ostudziło emocje. Wiatr zdmuchnął resztki łez z policzków, jednak przyniósł ze sobą zapach śmierci i wszechogarniające uczucie wrogości, strachu i nienawiści. Opierając się na Kharricku przeszli pod rozłożyste drzewo, gdzie psionik usiadł ciężko na ziemi opierając się o pień. Rozpięty płaszcz leżał obok na ziemi. W dłoni nadal ściskał sygnet i nadal bał się na niego spojrzeć. Musiał się uspokoić i sprawdzić co się wydarzyło z ojcem, wiedział jednak że w tej chwili nie da rady tego zrobić.

[media]https://magic.wizards.com/sites/mtg/files/images/hero/UPFdve0NFg_icon.jpg[/media]

Skulił się w sobie żałując, że nie może stać się niewidzialny. Nie miał ochoty na rozmowę z innymi, a zwłaszcza ze swoim rodzeństwem. Nie, dopóki nie rozwiąże zagadki sygnetu i nie dowie się jaki los spotkał jego rodzinę.
Złodziej chwilę patrzył jak chłopak się kurczy i zamyka w sobie. Był cholernie zmartwiony i chciał mu jakoś pomóc. Kucnął przed nim zrównując się. Niepewnie jakby po raz pierwszy miał go dotknąć położył mu dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze. DASZ RADĘ - powiedział, a w tych słowach spłynęła wspierająca moc. Jace był zbyt słaby by zarejestrować w swojej świadomości co się stało, choć umysł zareagował i zapisał zdarzenie w pamięci. Beleren zawsze był wyczulony na moc i często nieświadomie rejestrował zdarzenia, które później na spokojnie mógł analizować. Złodziej nieświadomy niczego uśmiechnął się słabo. Nie chcąc dalej strzępić języka usiadł obok.
Siedzieli tak przy pniu drzewa spokojni, milczący pośród panującego zamieszania. Phaendarczycy zaprzątnięci byli sprzątaniem pola walki, wynoszeniem ofiar, ale także leczeniem i opatrywaniem wojowników i uwolnionych jeńców, a także wzajemnym gratulacjom. Jace spojrzał w górę na przebijające się przez gałęzie gwiazdy zastanawiając co się stało z jego rodziną?

Patrzył jak wiatr spokojnie kołysze masywne ramiona drzewa, które jeszcze niedawno niosło śmierć i zniszczenie Żelaznym Kłom nie mogąc wyjść z podziwu jak natura potrafi być piękna i niebezpieczna zarazem.
- Dziękuje. - odezwał się po jakimś czasie.
- Trzeba spalić te skóry - dodał jak już się troszkę ogarnął.
 
psionik jest offline  
Stary 01-07-2019, 21:22   #394
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Choć dwójka siedząca pod drzewem milczała, w obozie nie było cicho. Dało się słyszeć jęki leczonych przez wiedźmę osób, szczęk i krzątanie się szabrowników, oraz szum wiatru. W pewnym momencie Kharrick patrzący się tępo w namiot oprzytomniał. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął z niej pióro. Podsunął je pod nos psionika.
- Udało mi się bez zużywania.
Chłopak spojrzał na trzymany w rękach przedmiot. Po dłuższej chwili wziął swojego osobistego ochroniarza i schował za pazuchę. Spojrzał na obandażowanego Kharricka sceptycznie:
- Udało się to dość trafne stwierdzenie z tego co widzę.
Złodziej uniósł na moment brwi tylko po to aby machnąć ręką.
- Żyję. Było gorąco, ale sobie poradziłem. Jakoś.
Jace prychnął wracając do wpatrywania się w gałęzie i widoczne przez nie gwiazdy.
- Kot by cię drapnął i byś się wykrwawił. - skomentował wreszcie. - To nazywasz radzeniem sobie? - nieświadomie obracał w palcach pierścień rodowy.
Kharrick westchnął i wzruszył ramionami. Nie był jednak poirytowany.
- Bierzesz co możesz i modlisz się aby wyszło. Jak jesteś sam to każda sytuacja z której wyjdziesz na nogach, to dobra sytuacja - urwał aby rozejrzeć się po obozie - Teraz zaś mam za plecami ludzi, którzy są w stanie mnie podnieść na nogi. Jeśli trafiłby mi się kocur, to znaczy, że Desna postanowiła zupełnie odwrócić ode mnie swoje spojrzenie.
“Rozmowa” przerywana była długimi momentami ciszy. W zasadzie można by pokusić się o stwierdzenie, że cisza była czasami przerywana słowami.
W jeden z takich momentów ciszy wkomponował się człapiący powoli w ich stronę Mikel, który wyglądał, jakby właśnie Jace’a szukał.
-Można się dosiąść? - wojownik wskazał na wolne miejsce obok niebieskookiego.
Jace zręcznie schował pierścień gdy tylko zauważył zbliżającego się wojownika. Skinął lekko głową wskazując miejsce obok siebie. Wojownik usiadł obok i milczał przez chwilę.
-Ja wiem, że może to nie najlepszy czas, ale mam pytanie. - znowu spuścił wzrok i z zainteresowaniem przyglądał się swoim złożonym dłonią. - Dałoby się coś zrobić na to, żeby mi… no wiesz… nikt nie namieszał znowu w głowie?
Psionik milczał przez chwilę. Wydawało się, że mógł nawet nie usłyszeć pytania.
- Zawsze można usunąć głowę. - powiedział w końcu. Kolory powoli wracały mu na twarz. Uśmiechnął się. - Pewnie to nie przejdzie, jesteś do niej przywiązany, więc co oprócz tego? Nic na szybko mi nie przychodzi do głowy. - odpowiedział już poważnie.
-Ehhh… Tego się obawiałem…
- Jeśli byłby łatwy sposób ochrony byłbym już zupełnie bezużyteczny. -
Wojownik wyraźnie przybity pogrążył się w zadumie, a jego wzrok powoli omiatał pobojowisko. Zatrzymał się na chwilę na namiocie dowódcy. -Kurwa... Jak tak w ogóle można?!- wyrwało mu się. Mimo widocznego na twarzy obrzydzenia, nie umiał odwrócić głowy.
- Może lepiej nie wchodź do środka. Jest gorzej. - Kharrick skrzywił się podnosząc spojrzenie. - Ale tak, wypada wyjąć to co tam jest…
Z ociąganiem i niechęcią podniósł się mierząc namiot jak jakiegoś przeciwnika. Nie był w stanie się jednak jeszcze ruszyć.
-Chyba posłucham Twojej rady. Niekoniecznie chcę widzieć, co jest w środku.- pogrążył się znów w milczeniu.
Przez moment żaden się nie odzywał. W końcu Kharrick sapnął i przetarł twarz dłońmi.
- Dobra.
Zniknął za płachtą namiotu i po chwili zaczął z niego wyrzucać broń. Ze szczękiem metalu upadały na ziemię zachowując tajemnicę okropności jakie były w środku. Potem wyleciał jakiś worek.
- Może to do kogoś należy - dobiegło z wnętrza. Poleciały jakieś inne sakiewki brzęczące metalem. Po tym nastała chwila ciszy. Kharrick w końcu wyszedł z namiotu. Siłował się z sporych rozmiarów skrzynką, którą z wysiłkiem ciągnął po ziemi. Na niej położył jakiś miecz. Wyglądał inaczej niż pozostałe. Jego klinga nie była okrągła, ale jelec już tak. Ostrze było czarnego koloru. Mężczyzna klapnął na ziemi dysząc.
- Zajrzyj… może… coś… poznasz.
- Kharricku, - Jace spojrzał na łotrzyka z wyrazem ulgi. Cieszył się, że nie musi tam więcej wchodzić. - wiesz co tam jest. To trzeba spalić. - mówił powoli, urywał zdania. Nie był ranny, przynajmniej fizycznie. Wszystkie oparzenia i rany od mrocznej energii uleczyły się same, jednak psychicznie psionik był wrakiem. Oddychał powoli - Sulim… niech odprawi rytuał nad zbeszczeczeniem i uwolni dusze od tego ciężaru… to co zostanie, spalić… razem z ciałami. - chyba wracał do siebie, bo zaczął ponownie analizować sytuacje.
- Musimy tu odpocząć do rana, potem spakować cały dobytek i wyruszyć do jaskiń…

-... zostawić po sobie tylko łeb Scarviniousa nabity na pal… ku przestrodze. -

Kharrick spojrzał na Jace’a. Dłuższą chwilę analizował co ten zaproponował.
- Jeśli faktycznie zabiliśmy syna kogoś z fortecy, to nie wiem czy zostawianie jego resztek tylko nie rozwścieczy tamtych bardziej. Już kilkukrotnie zastanawiałem się nad czymś podobnym. Skoro już idziemy drogą aby nie zostawiać po sobie śladu… tutaj też powinniśmy zostawić ich jak najmniej. Niech ten obóz zniknie jakby go nigdy nie było. Żadnych śladów walki, żadnych namiotów, pułapek i trupów. Niech będzie że to ten sam las ich tutaj nie chce.
Psionik kiwnął głową.
-Brzmi rozsądnie. - Mikel skinął głową do Kharricka. - Pewnie mam w plecaku trochę oliwy, a jak nie to oni pewnie jakąś mieli. Pójdę poszukać. - Niespiesznym krokiem oddalił się od pozostałych.
- Zostaw oliwę. Sulim musi zasiać tu trawę i krzewy. -
Wojownik zatrzymał się, po czym bez słowa pokiwał głową i odszedł w stronę Rufusa.
Kiedy Mikel oddalił się Złodziej jeszcze raz spojrzał na Jace’a.
- Mogę wiedzieć czemu nie chcesz nikomu powiedzieć? - zapytał upewniając się, że nie ma w okolicy pozostałych Belerenów. Sam sięgnął po miecz Yastry. Już czuł ciężar związany z rozmową z Rhyną.
- Nic jeszcze nie wiadomo. - odpowiedział po chwili chłopak wyjmując sygnet. Przez chwilę przyglądał się mu, potem jego wzrok padł na czarną katanę. - Tobie będzie łatwiej, masz pewność… nie dasz żadnych złudzeń, ale pozwolisz pogodzić się i przeżyć żałobę. Co ja dam? Więcej niepewności, więcej gorączkowych myśli, domysłów i pochopnych działań. -
Owa dwójka przerwała swoje rozważania widząc jak w ich stronę kieruje się wiedźma. Kiedy w końcu stanęła przed nimi z nie łaskawym spojrzeniem. - Mam nadzieje że nie przeszkadzam w odpoczynku.- Odezwała się z nutą ironii w głosie.
Kharrick otworzył usta. Potem je zamknął aby następnie znów je otworzyć.
- To, że nie obrabiam zwłok nie znaczy, że nic nie robię - zaprotestował.
- Rozmyślać nad egzystencją możecie jednocześnie robiąc coś pożytecznego.- Laura odpowiedziała jakby uważała ze cokolwiek robili było błahe i nie istotne. Wskazała palcem na rzeczy wyrzucone z namiotu a potem na nowych ludzi. - Część z tych rzeczy możliwe, że ma nadal właścicieli. Zamiast siedzieć jeden się przejdzie i na nowo połączyć je z odpowiednią osobą. Dodatkowo powrót zajmie nam z nimi dłużej więc każdemu przydałby się koc może bukłak z wodą. Rufus już rozdziela między nich jedzenie. Wy moglibyście zabrać się za koce i ich prywatne rzeczy.
Jace spojrzał na wiedźmę i bez słowa wrócił do obserwowania gwiazd.
- Lauro… jest masa innych osób, które możesz o to prosić. Możesz nas póki co zostawić? - sapnął złodziej z niezadowoleniem.
Laura spojrzała na nich jeszcze bardziej surowo. - Wszyscy walczyliśmy i wszyscy jesteśmy zmęczeni- Wycedziła starając się nie syczeć z rozczarowania. Po tym nie powiedziała już nic, złapała tyle rzeczy ile zmieściło jej się w dłoniach i gniewnie odmaszerowała w stronę opatrywanych jeńców.

Złodziej nie był w nastroju na słowne przepychanki. Utrzymywał fasadę, że się jakoś trzyma, że daje radę, ale Laura go zdrażniła. Zły zamknął oczy aby się uspokoić, ale jedyne co zobaczył to wnętrze namiotu. Zaraz potem widział pociętego czaromiota, widział znak na karku szczurołaka. Słyszał jak drze się obdzierany ze skóry hobgoblin i torturowany elf. Chrupot kości i ścięgien karmiących się nim wilkorów odbiły mu się wewnątrz głowy. Oczy Noelana spojrzały na niego spod zamkniętych powiek. Oskarżał go, że za późno przyszedł. Złodziej zerwał się nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego. To było za dużo, za dużo!
- Czemu śmierć się mnie tak trzyma? - wybełkotał łapiąc się za głowę. Musiał wnieść się z tego wąwozu. Z trudem łapiąc oddech uciekł przez stworzoną na potrzeby ataku ścieżkę.
Najgorsze było to, że umiał sobie wyobrazić, co czuli jeńcy. Co czuli torturowani. Znał ból i bardzo nie chciał do tego wracać.

Jace odczekał aż wiedźma oddali się i wypuścił powietrze ze świstem. Nie rozumiał jej i chyba na tym polegało to wszystko. Bez czytania w myślach faceci po prostu nie zrozumieją kobiet. Psionik zastanawiał się jeszcze czy czytanie myśli faktycznie by pomogło w tym wypadku? A może Laura była na tyle toksyczna, że dla własnego zdrowia psychicznego należało trzymać się od niej z daleka? Odprowadził wzrokiem Kharricka. Co teraz? Wygrali, ale zdawało się, że koszt zwycięstwa był destrukcyjny. Różnice w charakterach ponownie wzięły górę, a przecież ledwo co zaczęli. Jak zareaguje na rozstanie, które coraz częściej przychodziło przez myśli chłopaka? Jak zareaguje Mikel? Czy wykorzysta do tego Klarę?
Jace patrzył na zachowanie Laury z coraz większym niesmakiem. Co w niej widział? Nie poznawał tej dziewczyny. A może ona taka była, a on po prostu nie chciał jej takiej zobaczyć?

Usiadł krzyżując nogi i spróbował oczyścić umysł zgodnie z naukami Irori, ale nie odczuł ulgi. Nadal czuł niepokój, strach... odrazę do hobgoblinów i tego co tu zobaczył. Był jednak spokojniejszy, choć nadal blady. Wyciągnął pierścień i spróbował się na nim skupić. Z początku nie czuł nic, jednak nie zrażał się i po chwili dostrzegł cieniutką aurę. Nie był w stanie się skoncentrować, myśli błądziły po różnych zakamarkach jego głowy.
- Nic z tego dziś nie będzie - mruknął do siebie chowając sygnet. Zabrał swój płaszcz i wstał spod drzewa ruszając w kierunku Sulima. Znalazł druida opatrującego rannych. Zamienił z nim na osobności parę słów na temat okropnego trofeum w namiocie i poprosił o odprawienie rytuału uwalniającego dusze, a później o spalenie bluźnierczej płachty. Przekazał informacje o noclegu, wartach, pozbyciu się ciał i zabraniu całości sprzętu hobgoblinów, następnie stanął pośrodku obozu zastanawiając się co dalej?
Unikał na wszelki wypadek wiedźmy, nie miał ochoty na kolejne kłótnie. Nie mógł też zostać przy namiocie dowódcy. Zepsucie jakie emanowało od tego miejsca było tak namacalne, że psionik zastanawiał się jakim cudem Kharrick sobie poradził? Nie czuł tego? Uodpornił się?
Jasnym było, że Emi dużo widziała i wiele musiała robić by żyć. Jeśli pracowała dla tajemniczego GU, to musiała robić również makabryczne rzeczy. Chyba nie czuła się z tym najlepiej sądząc po tym jak opuściła obóz.
Rozważania Jace'a doprowadziły go nieświadomie na skraj obozowiska, koło wilczych zagród, gdzie zniknął łotrzyk. Chłopak wpatrywał się w ciemne krzaki zastanawiając gdzie wywiało doplerkę? Iść za nią? Dziewczyna poruszała się bezszelestnie, nie znajdzie jej na słuch, nie zobaczy jej w ciemnościach. Czy wróci? Czy poradzi sobie z własnymi demonami? On wiedział, że jutro czekać go będzie przeprawa z własnymi. Identyfikacja aury sygnetu i rozmowa z rodzeństwem. Być może najtrudniejsza w całym życiu. Stał tak jeszcze chwilę wpatrując się w mrok, po czym ruszył w kierunku wieży obserwacyjnej starannie unikając rodzeństwa.

 

Ostatnio edytowane przez psionik : 02-07-2019 o 12:44.
psionik jest offline  
Stary 02-07-2019, 14:06   #395
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
Razem z Lordem Melkorem



Wojownik, po odejściu od Kharricka i Jace'a skierował się prosto w stronę Rufusa, który zdążył już rozdać jedzenie i był teraz zajęty przeglądaniem fantów zdobytych na Żelaznych Kłach. No może nie była to najprostsza droga. Wiodła raczej po niewielki łuku w którego centrum był Vitali. Mikel nie był jeszcze gotowy na rozmowę z nim o tym, co się stało. Szybko odegnał ponure myśli i zawołał, zbliżając się do starszego z półorczych braci.
-Co tam masz półbrzydalu?

Rufus był skupiony na przeglądaniu i przymierzaniu łupów, ale na widok Mikela rozpromienił się i uściskał go niedźwiedzim gestem.

- Mam co nieco, pięknisiu.- poklepał się po świetnie wykonanym skórzanym pasie ze srebrną klamrą, który go opinał.

- Od tego pasa czuje się mocniejszy -Zademonstrował z zadowoleniem, miażdżąc kamień w dłoni.
Wojownik pokiwał z uznaniem głową.

-Faktycznie jakby Ci krzepy przybyło… - Mikel uśmiechnął się szeroko -Coś jak Jace na zawodach nie? - zapytał.

-Teraz bym z nim już nie przegrał, widziałeś podczas walki co potrafię, prawda? - Odparł dumny z siebie Rufus.

- Coś tam widziałem. Pytanie czy w ogóle potrzebny Ci taki pas cherlaku. Jak znasz sztuczkę Jace'a to może wolałbyś coś takiego? - Mikel wskazał na pas, który sam nosił.

-Tak, a co twój potrafi? - Spytał się z ciekawością pół-ork.

-Wzmacnia ciało. Możesz biec dłużej, przyjąć więcej ciosów. Ogólnie wytrzymać więcej. Przymierz. - chłopak odpiął klamrę i podał pas przyjacielowi.

- Kogoś innego podejrzewałbym o podstęp, ale ciebie? - Mruknął Rufus, również zdejmując pas i zakładając ten, który podał mu Mikel.

- No to sprawdzimy teraz czy działa, uderz mnie.
- Zwrócił się do przyjaciela.

-Ależ proszę! - Mikel zdjął rękawicę, skinął Rufusowi, a później zdrowo go walnął.

Rufus zachwiał się lekko, ale potem potrząsnął głową, normalnie po takim ciosie powinien co najmniej splunąć krwią.
- No, chyba działa, teraz moja kolej, ha!. - Zaśmiał się i oddał Mikelowi.

-Ożeszty… Ałaa! - wojownik, zgiął się lekko, ale widać było, że uderzenie odniosło podobny skutek, jak jego wcześniejsze. - Oj stary… aleś sobie nagrabił! Strzeż się bo nie znasz dnia, ani godziny! Haha! - w oczach pojawiły się wesołe iskierki. Przyglądał się Rufusowi przez chwile, a jego wzrok wędrował do pasa, który leżał teraz z boku na ziemi. -Może się zamienimy? Tobie chucherko bardziej przyda się mój nie? Zwłaszcza teraz, jak zostałeś jakimś magiem… - w spojrzeniu kryło się pytanie o nowe zdolności.

- Dobrze możemy tak zrobić, a co do magii.... - Zrobił dramatyczną pauzę, jego dłoń otoczyła purporowa poświata i jeden z leżących obok kamieni wleciał mu do ręki.

- To moc moich przodków.... - odparł po chwili namysłu, zmieniając ton na bardziej poważny.

- Dobrze, że przydatne w walce, przynajmniej lata ćwiczeń nie pójdą na marne nie? Pokażesz mi już w jaskiniach zgoda? - chłopak był wyraźnie zaintrygowany.

- Dobrze, a przy okazji wiesz co Jace i pozostało widzieli w namiocie przywódcy hobgoblinów? Jacyś bladzi z niego wychodzili..

-Podobno jest gorzej niż z zewnątrz. Radzili, żeby tam nie wchodzić. - wojownik zasępił się, zerkając znowu na budzącą wstręt konstrukcję.

-Okropne, chyba poznaje przynajmniej jeden z tych skalpów, to ktoś z naszego miasta - Rufus, który wcześniej był pochłonięty innymi rzeczami, zaczął przyglądać się uważniej namiotowi. Zastanawiał się, czy jego orczy przodkowie dopuszczali się takich czynów.

-No dzisiaj pokazaliśmy że nie damy się bezkarnie mordować, a to dopiero początek, prawda? - Zacisnął gniewnie pięść na trzonku swojego dwuręcznego topora.
-Na pewno się nie damy! I tak, masz rację, to dopiero początek... Chodź… Zobaczymy, co możemy zrobić, zanim Laura nas znajdzie i zmusi do pomocy. - Mikel uśmiechnął się do półorka i ruszył w stronę siostry.

-Laura nie jest mi straszna, zresztą już mi znalazła robotę! - zażartował Rufus, podążając za Mikelem.

 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 02-07-2019 o 17:48.
shewa92 jest offline  
Stary 02-07-2019, 16:40   #396
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kharrick wybiegł z obozu. Nie zaszedł jednak daleko. Padł na kolana tuż za krawędzią lasu łkając jak pięcioletnie dziecko. Może gdyby ktoś za nim poszedł zobaczyłby go w tym poniżająco żałosnym stanie. Lecz nikt się nie pojawił. Walczył sam ze sobą dławiąc się i krztusząc, tracąc siły z każdą chwilą. Ciemność tylko sprzyjała wizjom, które uparcie nie chciały przestać napływać. Wspomnienia życia w Kaer Maga zanim musiał uciec. Niewdzięczna praca grabarza oraz dorabianie na boku dla Grimwalda Umbry. Codzienne mijanie podwójnie zrodzonych – durnych nieumarłych przystosowanych do najprostszych zadań. Śmierć była wszędzie, mimo że miasto nie było wielkie. Ściągało jednak uwagę poszukiwaczy przygód. Ci zaś nie byli już dla mieszkańców tak ważni jak ich własne rodziny.

Uspokojenie się wymagało od złodzieja dłuższej chwili. Zmuszenie się do wygrzebania dobrych wspomnień. Przypomnienia sobie ludzi i nieludzi, którzy pozostawili po sobie dobre wrażenie. Uświadomienie sobie na nowo, że nie ma sensu walczyć. Jest dobrze, będzie dobrze, póki będzie żyć. Tak?

Nie.

Wcale nie będzie dobrze. Z nikim w Kaer Maga nie miał tak bliskich relacji jak z tymi ludźmi. Będzie mu cholernie przykro jakby im się coś stało. Ojciec ostrzegał, ale on nie słuchał. Zależało mu. Powinien być obojętny, a jemu zależało. Nie chciał pozwolić, aby któregokolwiek z nich musiało przejść to co on... a teraz była taka możliwość. Mikel i Laura powinni być w miarę bezpieczni, ale Grimwald na pewno zainteresowałby się Jacem i jego umiejętnościami. Oczami wyobraźni widział leżącego na stole z otwartą czaszką, kiedy ten szaleniec sprawdzałby czym jego mózg różni się od normalnych ludzkich. A może uznałby, że któreś z nich ma idealne predyspozycje do tego, aby na nich poeksperymentować?

Złodziej zadrżał. Nie mógł do tego dopuścić. Nawet jeśli bywały między nimi kłótnie to żadne z nich nie zasługiwało na taki los.

To było dziwne tak się przejmować innymi już nie dla potrzeby przetrwania, ale dlatego że zwyczajnie się kogoś lubiło. Kharrick szukał odpowiedzi w sobie czy faktycznie dobrze mu się wydaje, czy to nie kolejna farsa w jego własnym wydaniu. Miał wrażenie, że nie. Było to tak samo straszne jak i przyjemne.

Doprowadzając się do porządku, mężczyzna wstał z ziemi, aby powrócić do obozu. Wiedział czym powinien się zająć. Zaczął porządkować ciała poległych. Zajmował się tym i będzie się zajmować, bo zwyczajnie umie to robić i nie boi się tego. Nawet jeśli teraz umiał powiedzieć jak każdy z poległych się nazywa. To już tylko ciała.

To już tylko ciała.
 
Asderuki jest offline  
Stary 02-07-2019, 23:54   #397
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Gdy Hannskjald pakował swój dobytek, w tym cudem uchowane zwierzęce figurki, podszedł do niego inny krasnolud, po którym druidzka profesja biła chyba jeszcze bardziej niż od niego. Skórzany pancerz, długa poplątana broda z kawałkami listków i gałązek, a do tego drepczący obok niedźwiedź, odziany w misternie wykonany pancerz w maskującym wzorze. Pobratymiec stanął obok Hannskjalda i milczał przez chwilę, jakby zbierając słowa.
-Sulim słyszał, że Hannskjald też jest druidem. Miło widzieć, że nie jest jedynym przedstawicielem w naszej rasie - wyciągnął sękatą, zabrudzoną ziemią dłoń - Możesz mówić Sulimowi Sulim. A to jest Psotniczek - na te słowa niedźwiedź pochylił głowę, jakby domagając się pogłaskania.

- Daleko nam od ostatnich druidów wśród krasnoludów - Hannskjald bez wahania uścisnął brudną rękę - wszak jego była czystsza tylko o tyle, że umył ją przed opatrywaniem rannych. Czyli teraz była ubabrana tym co przedtem i w dodatku krwią.
- Szybko wieści krążą, ledwie kilku osobom przedstawiłem się jako druid. Ale dobrze, ludzie od razu bardziej się pilnują kiedy wiedzą że jesteśmy w pobliżu -

- Sulim ma bardzo dobry słuch - wyszczerzył się - To Hannskjald zna też innych druidów naszej rasy?
- A jakże, wszak kto lepiej niż druid powie gdzie warto otworzyć kopalnię? Gdzie będą rudy, gdzie góra się nie osunie, a śnieg nie odetnie dróg? W Kraggodantak zostanie druidem to służba Cytadeli, więc młodzi garną się jak do paladynów Gorma. A może i bardziej, bo dyscyplina na druidzkim szlaku nie taka ostra - wybuchnął rubasznym śmiechem, ale od gwałtownych ruchów rozbolał go brzuch
-Ty, jak słyszałem, wolisz samotność i dzikie ostępy. Mówili prawdę? -

Sulim, dotąd słuchający pobratymca z uśmiechem wyglądał, jakby zamyślił się na moment.
- Chyba można tak o Sulimie powiedzieć. Zanim hobgobliny zaatakowały, Sulim raczej stronił od innych - oni nie zawsze byli mili, często go przepędzali z wiosek. Ale teraz Sulim ma przyjaciół. - powiedział z pewnością - I zostanie z nimi, żeby walczyć z hobgoblinami, i pomścić Yastrę, i Rathana, i Zazę. A Hannsjald? Czy będziesz nam chciał pomóc?

- Pomóc pomogę, to rzecz jasna. Zemstę mam swoją za zamordowanych w Gristledawn. Ale zostanę przede wszystkim żeby dopilnować jaki będzie ten kraj po odbudowie. No, na tyle na ile druidzi potrafią usiedzieć w miejscu, bez latania po niebie i rycia w ziemi - krasnolud z nową ciekawością przyjrzał się drugiemu druidowi. Nie było lekką rzeczą wytrzymać z druidem-odludkiem, a tutaj nie dość że jego samego uratowali, to jeszcze potrafili sprawić żeby Sulim czuł się mile widziany.

- Ha! To znaczy, że Hannskjald też potrafi zmieniać kształty? Sulim niedawno przypomniał sobie, jak to robić - wspaniałe uczucie!

- Przypomniał? - każdy druid inaczej to nazywał, ale określenie “przypomnieć” było jednocześnie rzadkie i precyzyjne - Kiedy to zapomniałeś? -

- Sulim nie pamięta - odpowiedź była równie rozczarowująca, co łatwa do przewidzenia - Ale chyba bardzo dawno temu, jakby w innym życiu. Kiedyś Sulim potrafił bardzo wiele, ale ktoś mu to odebrał.

- Wojna to zły czas na poszukiwanie poprzedniego życia, ale czy kiedykolwiek byłby dobry? - Han spróbował ocenić wiek Sulima; w przypadku druidów działało to jeszcze gorzej niż w przypadku normalnych krasnoludów, ale przecież chciał wiedzieć czy traktować poprzednie życie bardzo dosłownie czy też nie. Sulim wydawał się być w połowie drugiej setki, co dla krasnoludów było wiekiem średnim.
- Co wiesz o tym kimś? -

- Sulim nie wie nic, poza tym, że czuje się oszukany - odparł Sulim niepewnie.

- Zapytamy ptaki i węże, rzeki i chmury, albo nie zapytamy nikogo jeżeli nie powiesz że tego chcesz - krasnolud z nieukrywaną radością wyprostował się znad swoich toreb - Poznaj Lawinę, towarzyszy mi odkąd zszedłem z Gór Zawrotu, i jak dotąd nie dała mnie zabić - kilkucalowa figurka ustawiona na ziemi w mgnieniu rozrosła się do dorosłej pumy. Zdezorientowanej, wyrwanej ze środka bitwy i zdecydowanie niezadowolonej pumy.

Hannsklajd błyskawicznie wszedł między nią a Psotnika, chcąc uniknąć niepotrzebnych scysji już na początku znajomości. Pewnym świadectwem zaufania było to, że to do rozszalałej pumy obrócił się plecami.
Ktoś znający sposoby druidów i łowców bez problemu dostrzegł gesty nakazujące zwierzęciu warować - ale nic nie działo się natychmiast i dopiero po kilkunastu długich sekundach krasnolud wsunął rękę pod płaty wyprawionej skóry na grzbiecie lwicy. Teraz mógł się też dokładniej przyjrzeć Psotnikowi - niedźwiedź był jeszcze młody, ale już wyrośnięty jak na swój rodzaj, a do tego posiadał więcej blizn, niż pewnie większość jego przodków razem wzięta.

Zwierzęta jeszcze przez chwilę obserwowały i obwąchiwały się niepewnie, ale później uspokoiły się na tyle, by ignorować się nawzajem. Obaj druidzi rozpoznali u nich postawę mówiącą "jestem tu najsilniejszy, więc nie muszę się przejmować". Sulim z zainteresowaniem obserwował ten spektakl, po czym poklepał Hannskjaldiego po ramieniu.

-Psotniczek polubił Lawinę, to piękna lwica. Hannskjald nie musi przejmować się Sulimem, Sulim powoli sobie wszystko przypomni. Co robiłeś w Fangwood? - zapytał znienacka - Z Kraggodan daleka droga.

- Polowałem na hobgobliny które napadły na Gristledawn, i chyba zalazłem im za skórę zbyt mocno, skoro zorganizowały zasadzkę -
młodszy druid przerzucił ostatnie rzeczy do plecaka i podróżnych sakw i zasznurował je, zostawiając na wierzchu kolejne kilka zestawów opatrunków, ziół i maści.
- Mam wszystko czego potrzebuję, chodźmy zająć się rannymi -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 05-07-2019, 11:46   #398
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Opatrywanie rannych, nastawianie kości i inne operacje, przeprowadzane w nierównym blasku pochodni trwały naprawdę długo, mimo wsparcia ze strony wszystkich, którzy chociaż trochę znali się na leczeniu. W tym czasie pozostali zajęli się szabrowaniem ekwipunku hobgoblinów - w obecnej sytuacji phaendarczycy nie mogli sobie pozwolić na zmarnowanie nawet najmniej wartościowego sprzętu. Gdy wycieńczeni wracali do tymczasowego obozowiska, niebo zaczynało już powoli jaśnieć. Nie przeszkodziło to nikomu w błyskawicznym zaśnięciu, od razu po rozłożeniu kocy - szczególnie niedawnym jeńcom, którzy pierwszy raz od dłuższego czasu mieli możliwość położyć się w miarę wygodnie.

XII dzień miesiąca Rova, Fangwood, 42 dni po ucieczce z Phaendar, 16 dni po dotarciu do jaskiń

Ranek był chłodny i pochmurny, deszcz mógł spaść w każdym momencie, dlatego trzeba było pospieszyć się z wykonaniem planu, który bohaterowie opracowali nocą. Powrót na miejsce bitwy nie należał do najprzyjemniejszych - w świetle dnia obozowisko wyglądało jakby było świadkiem istnej masakry, łatwo było dostrzec wszystkie szczegóły, które ukrywał mrok nocy. Krew, wyprute wnętrzności i oddzielone od ciał kończyny pięknie komponowały się z przerażającym namiotem Scarviniousa. W ciemnościach łatwo było odwrócić wzrok czy nawet stanąć dalej, ale teraz widać było wszystko - przynajmniej tuzin humanoidów został precyzyjnie obdarty ze skóry, by stać się niczym więcej jak ozdobą dla zwyrodniałego bugbeara.
Nie kryjąc obrzydzenia i głośno złorzecząc pod adresem brutalnych najeźdźców, phaendarczycy zabrali się do pracy. Ograbione zwłoki hobgoblinów zwalono do stworzonego magią druidów dołu i przywalono kamieniami oraz ziemią, zaś namioty rozebrano, poukładano i porozdzielano, by znieść je do jaskiń. Przez południem wąwóz wyglądał tak, jakby żadnego obozu tu nie było - efekt spotęgowała jeszcze magia Hannskjalda i Laury, która zmieniła wykarczowany kawałek terenu w gęste, pokryte pajęczynami zarośla. Ciężko byłoby się domyślić, że tuż pod tym gąszczem leży cały oddział zwiadowców, zlikwidowany przez swoje niedoszłe zdobycze.
Skóry Yastry, Rathana i pozostałych ofiar okrucieństwa Scarviniousa zabrano kawałek dalej, na spokojną polanę, gdzie zostały poświęcone i odprawiono im symboliczny pochówek. Przynajmniej to mogli dla nich zrobić, poza obietnicą pomszczenia ich śmierci i odzyskania Phaendar. Krótko po obrzędach grupa wyruszyła z powrotem do jaskiń.

XV dzień miesiąca Rova, Fangwood, 45 dni po ucieczce z Phaendar, 19 dni po dotarciu do jaskiń

Marsz zajął dobre dwa dni – jeńcy początkowo go spowalniani, nie doszedłszy całkiem do siebie, ale szybko odzyskali siły. Porządniejsze posiłki i możliwość wyspania się naprawdę poczyniły cuda, i uratowani nabierali zarówno ciała, jak i ochoty do życia oraz rozmowy. Poza towarzyszami Raviego była tu też trójka podróżnych z Tamran, porwanych dwa tygodnie temu na trakcie, oraz Imladra i jej kompan Anders, jedyni ocalali z grupy poszukiwaczy przygód, która zapuściła się w Fangwood nieświadoma niebezpieczeństw tam czyhających. W międzyczasie Sulim wysłał do Aubrin krótką wiadomość, przekazując ukrywającym się w jaskiniach phaendarczykom dobre wieści.

Jaskinie wyglądały z daleka na opuszczone – nikt nie kręcił się po okolicy. Wywołało to nagłe ukłucie strachu w powracających, którzy z miejsca przyspieszyli kroku. Jednak wszelki niepokój został rozwiany, gdy tylko zbliżyli się do wejścia.
- WRÓCILI! – okrzyk Hildema był niesamowicie głośny jak na nieduże rozmiary niziołka.
Nie minęło więcej niż kilkanaście sekund, a z jaskiń wypadli wszyscy obecni ich mieszkańcy, dosłownie rzucając się na przybyłych. W kilka chwil polana pełna była radosnych okrzyków, śmiechu, płaczu, uścisków i pocałunków – nikt nie pytał się o powodzenie ataku, ważne było tylko to, że wszyscy wrócili żywi. Dopiero gdy pierwsza fala entuzjazmu opadła, zaczęły się pytania, dziesiątki pytań: o atak, drogę, hobgoblinów, nowe blizny, uratowanych jeńców. Nad powstałym rozgardiaszem zapanowała Aubrin, mocnym głosem uciszając rozgorączkowane pytania.
- Uspokójcie się i dajcie im odsapnąć! Nie ma pośpiechu, nie musimy już uciekać! – po tych słowach zwróciła się do przybyłych - Wieczorem nam wszystko opowiecie, dobrze? Tym razem mamy prawdziwy powód do świętowania! –

KONIEC ROZDZIAŁU PIERWSZEGO
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172