Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2023, 17:23   #71
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Uśmiechnął się lekko na wzmiankę eldrianki lata o mieszkaniu. To, że jeszcze nie znalazł takiego, którego potrzebował po tym jak w Dormitorium się przerzedziło przeszkadzało mu aktualnie nieco mniej.
- Z pewnością. To niedobrze. Jednak jeśli towary nie schodzą, to zmienia się asortyment albo rozszerza działalność na inne pola jak, to mówią.
Razem z Quezane obserwował jak potężny minotaur ciągnie Percy`ego do kawiarni.
- Nie sądzę. Chociaż trochę szkoda. W końcu byłaby, to spora grupa potencjalnych klientów.
Po tym jak jego znajomi i minotaur przekroczyli próg kawiarni on również wszedł do lokalu. Właściwie miał w planach odwiedzić, to miejsce już wcześniej, ale jakoś tak do tej tej pory się nie złożyło.

Pierwszoroczniak usiadł przy stoliku i zamówił napój. Wśród gości gości dostrzegł Javensha zaprosił go gestem ręki by się do niego przysiadł.
- Jeszcze nigdy tu nie byłem. Całkiem przyjemne miejsce
Konwersując z drugim menadżerem tawerny Koniec Łuku przysłuchiwał się o co też chodzi z tymi żabami.
- Ciekawe. Muszę dowiedzieć się więcej o tych wyścigach. Wybacz na chwilę Javesh.
Crouch podszedł do minotaura by z nim chwilę porozmawiać.
- Cześć. Widzę, że jesteś entuzjastą żabich wyścigów i kolegą Percy`ego. Mógłbyś opowiedzieć mi nieco o tym sporcie.
Po zapoznaniu się z zasadami Donovan ruszył w kierunku stołu z żabami by wziąć udział w wyścigu. Oczywiście informacja o nagrodzie też wpłynęła na jego chęć udziału w zabawie.

Dopadł do stołu jako ostatni z biorących udział w wyścigu.
- Ja się zgłaszam. Wezmę żabę czerwoną,
W prawdzie innej już nie było, ale chciał by inni odnieśli wrażenie, że nawet gdyby miał większy wybór, to też wybrał by właśnie tę. Crouch nagle zaczął klaskać by pozyskać przychylność widowni.
- Ta czerwona żaba, którą mam zaszczyt trenować, to Ziri. Żabi wojownik, doskonały biegacz i lekkoatleta.
Chłopak rzucił zaklęcie prestidigitation i na torze w miejscu mety gdzie miała dotrzeć jego żaba pojawił znak krawatu z przecinającą powietrze błyskawicą i mknącą do przodu kulą ognia.
- Oto znak zwycięzcy. Znak Ziriego Elegancika Błyskawicy. Jeśli chcecie wesprzyjcie go i mnie jego trenera kibicując nam podczas tego wyścigu.
Donovan klasnął w dłonie i pokłonił się zebranej w FireJolt Cafe publiczności, a żabi wojownik Ziri zakumkał.

Występ zachęcający do wspierania Donovana okazał się sukcem dzięki, któremu pozyska wsparcie publiczności, ale początek wyścigu nie zaczął się dla niego zbyt dobrze. Jego żaba została nieco w tyle za tą pomarańczową eldrianki jak i niebieską Tiga, ale przynajmniej była na tyle szybka, że wciąż mogła jeszcze odrobić dystans do tej dwójki w przeciwieństwie do żaby Aurory, która została w tyle i praktycznie przestała się już liczyć w zawodach.

Ziri natomiast wystrzelił do przodu i wyprzedził najpierw niebieską, a później pomarańczową żabę. Nie oddał już prowadzenia, aż do mety i wygrał żabi wyścig.

Donovan zagrzewał podczas wyścigu Zirego do walki, a widząc, że pozostałe płazy się zatrzymały na torach wiedział już, że wygrana jest jego. Rzucił zatem na rękę własny wizerunek z Zirim i wspierającą ich publicznością z kawiarni.

Po zakończonym wyścigu organizator podszedł i podniósł dłoń Croucha w górę po czym pojawił się deszcz złocistych iskier obsypujących jego, Ziriegio i żabę.
- Dziękuje wam wszystkim za wsparcie Zirego i mnie. Bez was byśmy nie wygrali.
Młody adept magii po raz trzeci rzucił prestigitation, a kiedy zobaczył zmianę na twarzy naczelnego Strixhaven Star odrzucił wszystkie trzy efekty z zaklęć, bo wyczuwał już w powietrzu, że szykuje się jakaś zadyma czy coś podobnego.
- Chyba znów szykują się jakieś problemy. Możesz mi wręczyć sakiewkę byłoby źle gdyby zaginęła w rodzącym się zamieszaniu.
Organizator zabawy już zaczął po nią sięgać gdy nagle zauważył, że jej nie ma.
- Nie przejmuj się Grayson. Złodzieje zdarzają się wszędzie. W Strixhaven również.

Donovan tylko zerknął na przepięty rzemyk od sakiewki. Tak jak przypuszczał ktoś wykorzystał zamieszanie i zgarnął nagrodę dla siebie. W tej jednak chwili nic nie mógł na to poradzić. Zauważył, że żabki bardzo urosły i zrobiło się z tego powodu małe zamieszanie. Perce`mu jednak szybko udało się uśpić jedną żabę i uspokoić drugą. Zaś Tig be problemow rozbroił kolejną żabę śmiechem. Pozostawało się zatem zneutralizować zagrożenie ze strony tej ostatniej. Crouch spróbował ją uspokoić i to mu się udało. Tym samym żadna z żab nie była już groźna dla klientów kawiarni FireJolt Cafe.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 29-04-2023 o 11:08.
Shartan jest offline  
Stary 17-04-2023, 22:35   #72
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Niesiony na skrzydłach profesorskiej aprobaty Percy nie zarejestrował w porę obecności Vrorbeenqei. Dopiero jej dłoń zaciskająca się na rękawie sprowadziła go na ziemię i zareagował instynktownie, odskakując nagle ze zdławionym w gardle piskiem. Prędko jednak odzyskał rezon, gdy okazało się że goblinka zatrzymała go po to, aby zapytać o podzielenie się notatkami. Percy na jej słowa pokiwał skwapliwie głową, z wyrazem najszczerszej radości, gdy nie wyczuł choćby cienia drwiny. W przeciwieństwie do przeszłych incydentów z innymi świątynnymi nowicjuszami, ta prośba najwyraźniej nie była zaledwie wstępem do jakiegoś podłego "dowcipu".

J-jak najbardziej, Vrorbeenqeo! — odparł podekscytowany.

Podany jej pergamin okazał się być równie chaotyczny, co grymuar spomiędzy stronic którego go wyciągnął. Naszpikowana wieloma luźnymi papierami, wystającymi pod różnymi kątami i kolorowymi zakładkami księga była idealną reprezentacją organizacyjnego systemu, porządkiem przypominającego ciągi myślowe Percy'ego, które miały w zwyczaju pędzić zawrotnymi prędkościami, zmieniając nagle nie tylko samą trasę, ale i destynację. Naszkicowane obliczenia powielały tenże chaos - ciąg cyfr, liter i symboli był uporządkowany tylko jeśli chodziło o powszechnie przyjęty układ pisania od lewej do prawej. Mniej więcej, bo przekreślenia i naniesione nad nimi poprawki były częste, podobnie jak parosłowne dywagacje na marginesach wskazujące tą, czy inną część formuł oraz ich potencjalne rozwinięcia lub permutacje. Percy przyglądał się Vrorbeenqei studiującej jego szkice z zainteresowaniem, przegryzając wargę i przestępując z nogi na nogę, chcąc jak najprędzej udać się do biblioteki i wypożyczyć zasugerowaną przez profesora Ruxę księgę.

I, po raz kolejny, starał się pamiętać o zakupie kolorowych tuszy, które ułatwiłyby mu procesy twórcze.


No przecież idę! — jęknął ciągnięty za rękaw Percy.

Nie, żeby miał w tym jakikolwiek wybór. Adept wolałby kontynuować szkicowanie jeszcze kolejnego eksperymentu, tym razem będącego mariażem konjuracji i transmutacji, mającego na celu pozwolić mu na wyczarowywanie magicznego pióra, mającego jeszcze bardziej uprościć mu procesy twórcze poprzez wyzbycie się zupełnie potrzeby tuszu. Oraz, potencjalnie, przyspieszyć kopiowanie zaklęć które pożerało nie tylko fizyczne składniki, ale i czas. Nie mógł jednak. Drazhomir nie odpuszczał, a Percy wiedział, że lepiej było się mu nie opierać.

Moje notatki! — adept jęknął, gdy pojedynczy papier wymsknął się z przyciskanej do piersi księgi i odfrunął w siną dal.

Minotaur nie zwolnił jednak kroku, a de Sartre tylko wyciągnął smętnie dłoń w kierunku pergaminu, nie mając nawet szansy na chwycenie go za pomocą telekinezy. Tyle dobrego, że notatki nie były na tyle zaawansowane, aby ich odtworzenie miało być wyzwaniem. Dotrzymywał więc kroku Drazhomirowi, wiedziony przezeń wbrew własnej woli w kierunku "FireJolt Café". Przynajmniej częściowo, bo zaczął być ciekaw tych całych żab, które były w stanie ożywić tego cichego i wycofanego poetę do takiego stopnia.

Znajomość z minotaurem miała wiele dobrych stron, z których jedną było to, że w tłumie działał niczym lodołamacz i Percy'emu wystarczyło tylko deptać mu po piętach, by uniknąć bycia trącanym przez podekscytowanych kolegów i koleżanki z klasy. Zerkając zza potężnych pleców Drazhomira skupił się właśnie na żabach, uprzednio tylko krzywiąc na widok Graysona Wildemere'a, łotra który odpowiadał za publikację tego absurdalnego rysunku w "Strixhaven Star". Widok płazów zgasił jednak iskierkę niechęci w trzewiach Percy'ego, który aż wspiął się na czubki palców by lepiej przyjrzeć tym tęczowym znaleziskom. Gatunek był zdecydowanie typowy dla Strixhaven, de Sartre już wcześniej widział jego przedstawicieli nad jedną z sadzawek w parku, który był jednym z miejsc, które odwiedzał regularnie z książką. Pomijając, rzecz jasna, nietypowe ubarwienie i luminescencję.

Cz-czy ktoś... czy ktoś je zaklął? — Percy wydukał.

W narastającym ożywieniu i hałasie jednak nawet gdyby wzniósł się do wyżyn swoich wokalnych możliwości, jego głos przepadłby gdzieś bez echa. Toteż zamiast próbować po raz kolejny, adept zainkantował słowa zaklęcia i uczynił parę gestów. Wiedział, czego się spodziewać, już wcześniej skorzystał z paru okazji by przyzwyczaić się do wszechobecnej magii, ale pobudzone czarem zmysły nadal zostały zaatakowane zewsząd. Nawet instynktowne zmrużenie oczu niewiele tutaj dało, wszak otwarcie się na eteryczne energie sięgało głębiej aniżeli zwyczajna fizjonomia. Tyle dobrego, że Percy nie krzyknął i nie wierzgnął jak wtedy za pierwszym razem, gdy magia rozbłysła niczym multum gwiezdnych wybuchów. Teraz, w "FireJolt Café", aury zakwitły wokół niego niczym świetlne konstelacje.

Podczas gdy zadeklarowani zawodnicy zajmowali swoje miejsca, de Sartre prędko przesiał multum nimbów, które biły od magicznych akcesoriów czy wystroju wnętrza kafejki, zamykając je za mentalnymi osłonami i skupiając w zupełności na czterech punktach święcących na linii startu. Tak jak przewidywał bijące od płazów aury nosiły charakterystyczne znamiona magii transmutacyjnej, którą bez wątpienia zmieniono ich kolor. Percy uważnie śledził skaczące w kierunku mety żaby ze ściągniętymi ku sobie brwiami, starając się trzymać je w linii wzroku między lub ponad rozkrzyczanym tłumem. Aury były... dziwne. Zjawisko przywodziło mu na myśl dawne studiowanie iluzji, których aury miały w zwyczaju "rozrzedzać się" na krótko przed rozpłynięciem splecionych w miraż energii.

Uhhh — Percy przełknął głośno ślinę.

W przypadku płazów proces był odwrotny. Aury transmutacji gęstniały z każdą chwilą, co sugerowało że zaklęcie wzbierało tylko na sile i de Sartre poczuł pierwsze krople zimnego potu na karku, poruszając bezgłośnie ustami. Koniec wyścigu i zwycięstwo Donovana odnotował tylko i wyłącznie właśnie dzięki bezustannej obserwacji żab. I gdy pierwsza z nich zaczęła (przewidywalnie) rosnąć, strach zupełnie chwycił adepta w swoje szpony. Percy odbijał się przez chwilę od tłumu, który rzucił się do ucieczki i jak na nieszczęście nie został przezeń stratowany lub pociągnięty do wyjścia, a wypchnięty jeszcze bliżej całego zamieszania.

Widząc jak wyrasta przed nim najprawdziwszy slaad, de Sartre zareagował instynktownie. Krzykiem przerażenia, który przeszedł w paniczną inkantację pierwszego zaklęcia obronnego, jakie wpadło mu do głowy. Powietrze wokół rosnących jak na drożdżach płazoludzi zaiskrzyło jakby drobinkami piasku, posyłając jednego z nich w objęcia snu.

Dopiero telepatyczna wiadomość Tigiala zdołała rozwiać opary terroru i ocucić Percy'ego na tyle, by ten zauważył że płazy przekształciły się po prostu w większe wersje samych siebie, a nie mieszkańców Limbo, którzy byli tematem zajęć z Magicznej Fizjologii i głównymi aktorami w jego koszmarach. Nie oznaczało to jednak, że zagrożenie było w jakikolwiek sposób mniejsze, co mogła poświadczyć Vrorbeenqea, zmuszona do przywołania magicznej osłony i Aurora, która takiej osłony nie wzniosła i została owinięta oślizgłym jęzorem. Tyle dobrego, że magiczna pacyfikacja ze strony adepta oraz aasimara przyniosła natychmiastowe skutki i dwie żaby zaczęły tracić miarowo na rozmiarze.

Drżąc niczym osika na wietrze, Percy postąpił w stronę czerwonej żaby, która powaliła Aurorę. Sięgnął tym razem po niemagiczne środki, starając się wtłoczyć w głos jak najwięcej stanowczości.

N-nie! Grz-grzeczna żaba, dooobra żaba! Zostaw! S-s-s... siad! Siad mówię! — Percy krzyknął ze swojego miejsca, marnie imitując treserskie techniki zaklinacza Millana, o których czytał przed laty.

Jak się okazało, tyle wystarczyło by uspokoić płaza. Donovan w międzyczasie zajął się tą fioletową i nader prędko wszystkie cztery żaby wróciły do naturalnych rozmiarów oraz kolorów.

Na ten widok Percy gotów był rzucić się do ucieczki przed Graysonem, przewidując że redaktor naczelny zaraz miał ruszyć w jego stronę i unieść jego dłoń ku górze, by jeszcze bardziej napompować niechcianą sławę nowymi wyczynami. Młodzieniec był jednak bardziej zajęty utratą... czegoś. De Sartre nie był w stanie powiedzieć czego, bo gdy jasnym okazało się, że Wildemere nie zwrócił na niego uwagi, zignorował go zupełnie. Zwłaszcza że aury na peryferiach wizji rozpłynęły się widmowo.

Fascynujące — westchnął Percy, pozwalając własnemu zaklęciu rozwiać się w eter.

Adept przeciął salę prędkim krokiem, gdzie żaby zajęły się żabimi sprawami - głównie kumkaniem i skakaniem - za nic mając swoją niedawną metamorfozę.

Spontaniczna polimorfia? Warunkowa transmutacja? Spaczone zaklęcie? Krótkotrwała mutacja? — mruczał pod nosem, wokalizując teorie przemykające przez myśli.

Percy ukucnął nieopodal płazów, pochylając się nad nimi z przekrzywioną głową, zupełnie zaabsorbowany ich obserwacją. Ostrożnie ujął tą żabę, która nadal pozostawała jeszcze pod wpływem jego zaklęcia usypiającego, by przyjrzeć się jej nieco bliżej i zaspokoić ciekawość.

Ooo...

Słodka woń, bijąca od gęstych śladów ciemnej mazi, wypełniła nozdrza adepta. De Sartre zawiercił się w miejscu, ściągając z ramienia torbę i wydobywając z jej głębin sztylet. W pierwszej chwili zanosiło się na to, że szykował się do wiwisekcji, ale ograniczył się tylko do ostrożnego zebrania substancji na koniuszek ostrza, tak jak wtedy, przy "mimiku".

"Raz to przypadek, dwa razy to koincydencja..."

Percy delikatnie odłożył śpiącego płaza na deski, podnosząc się z klęczek i unosząc sztylet na wysokość oczu. Z pełnią uwagi skupioną na mazi, ruszył w stronę szynkwasu, wyciągając drugą dłoń przez blat.

Słoik — oznajmił. — Pusty słoik.

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 18-04-2023 o 16:54.
Aro jest offline  
Stary 18-04-2023, 22:54   #73
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Ror nie trzeba było wiele, aby ją uszczęśliwić. Dostęp do matematycznych notatek bardzo podekscytował adeptkę. Czytała notatki z uśmiechem na ustach, chociaż styl ich zapisywania był dla dziewczyny bardzo chaotyczny. W przeciwieństwie do Tiga, goblinka gdy coś zapisywała, czy robiła, musiała mieć wszystko poukładane, a każda rzecz musi mieć swoje miejsce. Dla niej gdy tak nie jest, nie da się pracować, ani nić odczytać. Tutaj z odczytaniem był duży problem, ale z pomocą Tigiala udawało się jej zrozumieć zasady, które opisał na pergaminie. Mimo różnic w stylu pisania, Ror zapiski bardzo zaciekawiły, więc skomentowała je nie inaczej jak:

- Świetne notatki. Tiliana zapewne też chciałaby się z nimi zapoznać. Dzisiaj po zajęciach spotykamy się w Bibliplexie w celu omówienia i utrwalenia materiału z Magii Obliczeniowej. Jeżeli masz ochotę, dołącz do nas. Będziemy mogli omówić przy okazji twoje wzory. Będę miała ze sobą kanapki. - Goblinka uśmiechnęła się tak szczerze jak potrafiła i oddała pergamin jego właścicielowi, aby następnie odejść. Nie chciała wywierać na nim presji. Jak uzna za stosowne przyjść to się zjawi.

***

Zabawa w wyścig była mniej interesująca niż Ror się spodziewała. Liczyła na sporo zabawy, a tutaj wyścig skończył się w zaledwie kilku susach i to dosyć szybkich. Kiedyś taka rozrywka była by dla goblinki czymś nadzwyczajnym, obecnie zaczęła kręcić nosem. Coraz częściej łapała się na tym, że nie bierze i nie robi wszystkiego jak leci, a zaczyna ustalać priorytety, co w przypadku niewielkiej ilości wolnego czasu było bardzo znaczące.

Gdy tylko czerwona żaba przekroczyła metę, tłum rozkrzyczał się. Nie było jej smutno z powodu, że to nie żaba Tiga wygrała, z którym współpracowała, nie było jej szkoda niewygrania pieniędzy, ale trochę żałowała, że jednak sama nie podjęła się rywalizacji, bądź nie zrobiła tego Til. Teraz było już za późno.

W momencie, gdy Vrorbeenqea miała zamiar wrócić do stolika, aby dokończyć swoje ciastko nagle kumkające istoty zaczęły przybierać w rozmiarach. Większość zebranych w popłochu zaczęła uciekać, a grupa kiedyś zwana Skrzyniogromcami ponownie rzuciła się do obrony murów Strixhaven. Tym razem kawiarenki FireJolt Cafe. Percy jak poprzednim razem wykazał się dobrze rzuconym czarem usypiając pomarańczową żabę. Podobnie dobrze spisał się Tigal rozśmieszając żabę trafnym żartem. Nawet Ror parsknęła moment przed tym, gdy żabi jęzor cisnął w jej kierunku. Zielonoskóra zadziałała instynktownie. Tuż przed jej twarzą i zarówno naprzeciw atakującego obślizgłego długiego języka pojawiła się magiczna bariera odbijająca atak. Ten kto miał czas i okazję skupić się na tym co wyczarowała Ror, mógł zobaczyć tarczę, ale nie taką zwykłą, do widoku jakiej większość jest przyzwyczajona. Była cała biała, a jej centrum zajmowała wielkości ludzkiej głowy czaszka, którą z każdej stron otaczały kości różnej wielkości, jakby ktoś zebrał wszystkie z całego ciała i zbił w jedną wielką płytę. W momencie styku z językiem, dotknięte części zmieniały barwę na czysto krwiste.

Tarcza jednak szybko zniknęła i sama goblinka postanowiła podjąć próbę uspokojenia żaby. Momentalnie wyciągnęła z plecaka swoje kanapki, rzuciała nimi przed siebie, pod nogi wyrośniętego zwierzęcia spróbowała zyskać sympatię stwora. Niestety ta zignorowała pożywienie. No cóż, może kanapki to nie jest przysmak płazów. Mimo tego, że Ror nie udało się co planowała, reszta żab szybko została ujarzmiona przez resztę uczestników. Gdy tylko bitwa się skończyła Ror podbiegła do Tilian pytając się jej, czy jest cała, na szczęście właśnie tak było. Całą uwagę przerośniętych stworzeń skupiła na sobie ona oraz ta druga dziewczyna.

- Ciekawe kogo trzymają się takie żarty! - Powiedziała nieco zdenerwowana goblinka. Była też zła na siebie. Dziwnym trafem coś złego przytrafiło się dokładnie jej i osobom, które wcześniej walczyły z konstruktem. Obiecała sobie, że dowie się kim był sprawca tamtego wydarzenia. Zaabsorbowana innymi rzeczami kompletnie zapomniała o sprawie i są teraz tego efekty.

- Słoik. Pusty słoik. - Padło w pewnym momencie od Percivala. Nie do końca było dla goblinki jasne co ma na myśli chłopak. Podeszła wiec dopytać się, gdy jednak była dosyć blisko zobaczyła co robi, więc domyślając się czego potrzebuje, ruszyła w stronę braku, za którym znalazła czysty słoik i przyniosła mu go.

- Co się dzieje? Znalazłeś coś ciekawego? - Zapytała goblinka kucając obok niego.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 19-04-2023, 12:33   #74
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Zmrużone z wesołości oczy przesuwały się po kolejnych wersach zadrukowanego fluorestensyjną, dostosowującą do jasności oświetlenia, czcionką Strixhaven Star. Rozbawione historyjką z obrazków, w których w chmurkach umieszczono kwestie wypowiadane przez rysunkowych, w kilku klatkach animowanych bohaterów. Viral zasiorbała słomką, spostrzegając, że nic już nie zostało z jej płynnej jak lawa, roztopionej czekolady. Pociągnęła rurką kilka razy, szorując po dnie, dla pewności czy aby na pewno. Deser przygotowany nad wyczarowanym ogniem i podany na lewitującej tacce. Na większe dystanse ponoć używano teleportacji do zamawiającego. Magia.

Wtedy przebiegł podekscytowany minotaur. Ciągnął za sobą rozmytego pędem Percivala, mającego nie za wiele do powiedzenia w uścisku wielkiej łapy. Potem minęli ją i Tigial i Donovan. Siedzące nieopodal Vrorbeenqea z Tillianą podniosły się z miejsc. W tłumie mignęła Quezane, a i nawet Aurora Wynterstarr z Show Bendu zawieruszyła się w okolicy. Zmiennokształtna zastrzygła uszami, poruszona o co cały rwetes. Wychwytując coś o żabach, wyścigu i zakładach. Wzruszyła ramionami na niezbyt pociągający powód zamieszania. Pozostawiła na stoliku kubek grawerowany glifem Firejolt Cafe i ziewając, powędrowała do toalet. W Ravnice poziom cywilizacyjny wykraczał ponad wychodki z dziury w ziemi. Mieli spłukiwanie wodne i sieć kanalizacyjną, ale wciąż stali daleko w tyle za Strixhaven. Tutaj przygotowano podgrzewane siedziska, rozpylacze aromatu, nawet z możliwością wyboru. W tle rozbrzmiewała relaksująca muzyka, a spływ był małym portalem. Wolała nie wiedzieć dokąd. Naprawdę magia.

Gdy powróciła do głównej sali, rozentuzjowany tłum skandował imię Donovana. Od niechcenia zaczęła się przebijać przez ścianę ludzi, by lepiej się przyjrzeć co ich tak kręci. Żaby winny przynajmniej obrzucać się odpowiadającymi ich rozmiarom kulami ognia i wymieniać ukąszeniami z błyskawic. Nic z tego. Podeptane buty, kilkukrotne oberwanie z łokcia od energiczynych wymachów rękami, nie były tego warte. Przepychanie się, utrata równowagi, konieczność ratowania pionu na żywym filarze tym bardziej. Przeprosiła, lecz zafrapowany głupio wystrojonymi zwierzakami podskakującymi wszędzie tylko nie w stronę mety, nawet nie zwrócił uwagi. Równie emocjonujące jak zawody pacjentów po lobotomi. Jeden płaz patrzył tempo w iluzorycznego owada, próbując ustrzelić go jęzorem. Drugi stał w miejscu, nie mogąc odnaleźć się w ogłuszającym hałasie, wśród wirujących nad sobą symboli, najprawdopodobniej marzył o powrocie do stawu. Trzeci planował zająć się robieniem kijanek z czwartym i chyba tylko to skłoniło ostatniego do ucieczki w kierunku będącym niechcący końcem toru.

Cienistowłosa napociła się, wyszarpując ze zbitej, pulsującej emocjami ściany cielsk. Oddalała w kierunku wyjścia, nabrając dystansu od świdrujących uszy wrzasków, gdy te wykroczyły poza skale. Przepełnione dzikim, panicznym strachem. Spojrzała za siebie, by zobaczyć wzbierającą falę o dziesiątkach wykrzywionych w nieludzkich grymasach twarzy. Spróbowała odskoczyć, złapać się czegoś stałego. Dłoń zmiennokształtnej przejechała po blacie stołu, gdy tłum uderzył w nią z olbrzymią siłą, porwał, niemal powalając i tratując. Ponownie osaczona, niesiona w ścisku przez długie sekundy, aż przypływ wyrzucił jej sponiewierano ciało na bruk, kilka metrów za drzwiami kawiarni. Odkaszlnęła i zaciągnęła się świeżym powietrzem, z ulgą że jej płuca znów są w stanie swobodnie pracować. Omiotła z pogardą tępy tabun, hołdujący niskim rozrywkom i pierwotnym instynktom. Potrzebowała przestrzeni. Znalazła ją przy pobliskim skwerze. Drzewach otaczających niosącą chłodną bryzę fontannę. Uniosła rękę. Rzeczą, którą zgarnęła z blatu, próbując uniknąć uderzenia tsunami, okazała się być muffinka posypana czekoladowymi wiórkami. Oczy dziewczyny rozbłysły.
 
Cai jest offline  
Stary 19-04-2023, 20:54   #75
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Quezane prychnęła pogardliwie, gdy ludzie zwrócili większą uwagę na Donovana zamiast na nią. Publika składała się niewątpliwie z istot o wybrakowanym rozumie. Takich, które cieszą się, gdy uzyskają pozytywny wynik badania na syfilis. Hipotetycznie, bo większość z nich poza rodzicielskim, nie mogła nawet liczyć na dotyk płci przeciwnej, czy tej samej. Nie można więc było mówić o nawet najmniejszej szansie na zakażenie.

Wyścig żab okazał się zwykłą farsą. Nawet magia nie mogła pomóc złotoskórej zwyciężyć w pojedynku głupich zwierząt. A najsłabszy żart w tym wszystkim stanowił fakt, że wygrał „Roztropek”. Bogowie nie mieli poczucia humoru za grosz. Albo w danym momencie siedzieli akurat obróceni do Strixhaven rzyciami. Przynajmniej ostatnia lokata Aurory stanowiła drobną osłodę dla sfrustrowanej Lairequende. Nie mogła sobie podarować, że wzięła udział w czymś tak dziecinnym. Chodziło jej tylko o pieniądze. Właśnie, pieniądze. Nic jeszcze straconego... Póki sakiewka nie została przekazana, fey eladrinka miała szansę na prawdziwą wygraną. Obrobienie Graysona nie wydawało jej się trudne, w końcu typ należał do gatunku niezbyt spostrzegawczych i ociężałych umysłowo.

Zamieszanie wynikłe z powiększenia zwierzaków jakby spadło jej z nieba. Zanim jednak zdążyła zabrać się do niecnego dzieła, okazało się, że ktoś ją uprzedził. A to już stanowiło prawdziwe upokorzenie, znacznie większe niż przegrana w infantylnym wyścigu płazów z Donovanem. Elficka awatarka lata zawrzała prawdziwie Flamerule'skim gniewem i pognała natychmiast na zewnątrz w poszukiwaniu winowajcy, po drodze przebijając się bezceremonialnie przez spanikowany tłum.


Torując sobie drogę przez zbieraninę wystraszonych i zdezorientowanych studenciaków, dotarła na zewnątrz. Jednak przez ten cały czas nie mogła wypatrzeć nikogo, kto przywodziłby jej na myśl potencjalnego złodzieja. A dobrze przyglądała się Wildemere'owi, odkąd tylko pomyślała o zawinięciu mu sakiewki.

Po dłuższych poszukiwaniach czarodziejka zauroczeń znalazła sakiewkę. Była pusta, a jej troczek przecięty. Złotowłosa dziewczyna dokładnie obejrzała przedmiot, po czym użyła zaklęcia Kuglarstwa, by oczyścić go ze swoich śladów (a przy okazji winowajcy, ale to niewiele ją troskało). Na szczęście chwilę później zdołała dostrzec, jak w dole ulicy mignęła krawędź zielonoczarnej szaty, należącej niewątpliwie do kogoś, kto najwyraźniej bardzo się spieszył...

Wiedząc, że ma sporo straty, Quezane natychmiast ruszyła biegiem za uciekającym złodziejem. Determinacja, by dorwać osobę, która ją uprzedziła, musiała być niesłychana, bo eladrinka lata zdołała wyraźnie skrócić dzielący je dystans. Pozwoliło jej to stwierdzić, że uciekinier był najprawdopodobniej wysoką kobietą. Odzianą w uniform Witherbloom.

Po niecałym kwadransie pościgu złodziejka zniknęła złotym oczom gdzieś za rogiem. Jeśli chodziło o sprawność fizyczną, to mieszkanka Feywild nie mogła się niczym pochwalić. I tak ledwie zipała po biegu, który poważnie nadwyrężył jej nienawykłe do wysiłku ciało. Czarodziejka się nie poddawała. I po dłuższych poszukiwaniach zdołała znaleźć w jednej z uliczek widać zgubiony szalik. Dziewczyna podążyła zgodnie z jej kierunkiem, uznając, że cel musiał udać się właśnie w tę stronę. Po wielu minutach jednak nabrała poważnych wątpliwości, ponieważ wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. I wtedy nagle za plecami usłyszała znajomy głos. Jednak choć skądś go kojarzyła, nie mogła w żaden sposób przypisać go do konkretnej osoby. Taki był urok obracania się pośród zastępów osób, nie trudząc się nawet zapamiętywaniem kogokolwiek.
— Szukałaś mnie? — zapytała kobieta.
Stała naprzeciwko. Władcza. Dominująca. Sprawiała wrażenie silniejszej fizycznie i najpewniej bardziej doświadczonej. Miała rapier przy pasie. Eladrinka lata jednak nie straciła rezonu.
— Oczekiwałam kobiety, która miała mi przekazać w tym miejscu pieniądze. Powiadasz, że to Ty? — skłamała bezczelnie, uśmiechając się szelmowsko.
— Może... — rzucona przezeń rękawica została podjęta z ponurą powagą przystającą interesom załatwianym w wąskich alejach, z dala od kręgów świateł latarni. — Nie widzę towaru, który miał mi zostać dostarczony. Czyżby Urzmaktok'a, twoją mięsistą prawą rękę, przytrzasnęła okiennica? — rzuciła z cieniem kpiny odnośnie doboru współpracowników.
— Towar oczekuje w bezpiecznym miejscu. Najpierw chciałabym zobaczyć złoto — wyjaśniła Quezane. — A o Urzmaktoka się nie martw, jeszcze trochę zabawi w wychodku. Efekt nieumiarkowanej konsumpcji miętnojagód.
— Me serce nie niesie nic ponad troski — łotrzyca potrząsnęła głową na słowa, które usłyszała, chcąc się wydostać spod lawiny złych wiadomości. — Znając gibkość twego języka, przez bezpieczne miejsce rozumiesz *wciąż* Magiczne Laboratorium lub gorzej, Grojsh, który miał wynieść stamtąd nasiona Górskiego Lotosu, sam spróbował przerobić je na dekokt. Miętnojagody zaiste. Złoto zobaczysz, gdy zaraz obok Włosów Losu, pięknie rozkwitną w donicach.
Kobieta odgarnęła w twarzy kosmyk włosów, krnąbrnie drażniący czubek nosa, dłonią odzianą w skórzaną rękawicę.
— Przypomnij zatem, zapłata miała być za samo wyprowadzenie towaru, czy wybór padł na procent w zyskach przy udziale w uprawie i dystrybucji?
— Pytasz, jakbyś nie wiedziała. A może próbujesz właśnie renegocjować naszą umowę? — złotowłosa podchwytliwie odpowiedziała pytaniem. Nie zamierzała złapać się w ewentualną pułapkę.
— Próbuje ją zawrzeć, Quezane Lairequende... — wiedźma postąpiła kilka kroków naprzód wyraźnie zniecierpliwiona, ucinając tym samym spektakl. Następnie nachyliła się do ucha eladrinki, przynosząc nutę korzenno-ziołowego aromatu na tle mokrej ziemi. — Wchodzisz lub wysiadasz? Wybór należy do ciebie — wyszeptała śpiewnie. — Nim karoca zaprzęgnięta w koszmary, odleci w krainę snów.
— Ugh, skąd w ogóle wytrzasnęłaś ten tekst? Nieco pretensjonalny, nie uważasz? — oceniła z teatralnym zniesmaczeniem czarodziejka zauroczeń. Zaraz jednak zmieniła temat. — W każdym razie jeśli można dobrze zarobić, to wiesz, że można na mnie liczyć.
— Otoczona przez materialistów niedoceniających liryki — westchnęła kobieta spod ciemnej gwiazdy. — Przemówię twoim językiem. Można. Gdy wprowadzić w ruch ziele przed zaliczeniami, więcej. Uczniowie łapią się, czego tam mogą, by pokonać bezwładność ociężałych czerepów.
Węszyła, wciągając powietrze tuż przy szyi mieszkanki Feywild.
— Ocenimy, z ilu karatów wytopione jest złoto, które cię zdobi — pretensjonalność była jej niezbywalną częścią.
Odsunęła się. Między zwinnymi palcami zabłysła moneta. Podrzucona kilkukrotnie, mieniła się żółtym blaskiem podczas wirowania w powietrzu, nim wylądowała na nadgarstku, przykryta rękawicą. Tlące się zielenią oczy spojrzały pod spód, ciekawe orła lub reszki. Rozważały wewnętrzny zakład. W końcu pokiwała głową w zrozumieniu, że z fortuną nie należy się kłócić. Łukiem posłała pieniądz w stronę Quezane.
— Na działania operacyjne lub... zakup czegoś przyjemnego. Znasz morał? Nad wspólnikiem tylko matka, Wielka Matka — złożyła dłonie w prześmiewczej modlitwie. — Nie próbuj robić na boku, nie w tym projekcie — spoważniała. — Dowiem się, przekreślisz wszystkie pozostałe, zaczniemy sabotować twoje — ostrzegła.
Złote oczy eladrinki lata wirowały jak szalone gdy cierpiała patetyczne wypowiedzi rozmówczyni. Poetyckość tamta przejęła niewątpliwie od tego samego typa, który uczył Percivala płynnej mowy. Po złapaniu monety przyjrzała się z pożałowaniem ofiarowanej jej przez kontrahentkę „fortunie”.
— Wielkie dzięki — „za nic”. — Jeśli jesteś równie słowna, co wysłowiona, to nie masz się czego obawiać z mej strony — uśmiechnęła się niejednoznacznie.
Po tej sardonicznej deklaracji na moment zapadła niezręczna cisza.
— Wkrótce zgłosi się do ciebie łącznik — nieznajoma kobieta przeszła do konkretów, widocznie niewzruszona krytyką. Najpewniej przyzwyczajona do przyziemnego środowiska łotrów i cwaniaków, wśród których zwykła latami się obracać.
— Pomożesz Grojsh'owi wynieść co należy z Laboratorium. Jeżeli będzie trzeba w rozsianiu i przygotowaniu darów młodzierzy. Pchnij mieszańca na właściwe tory i przygotuj miejsce pod uprawę. Zaopatrywaniem rynku zajmiecie się wspólnie. Każde w swoich kręgach. Spodziewany zysk w gorącym okresie... — szacowała, spoglądając w pnące się wysoko ściany budynków. — z cztery krążki złota tygodniowo. Jeden dla mnie, resztę dzielicie między siebie. W jakiej proporcji? To już mnie nie obchodzi. Wypracujecie nadwyżkę? Lepiej dla was. Nie jestem chciwym rządem, by kłaść łapę na krwawicy zdolnych przedsiębiorców.
Zastanawiała się, czy coś jeszcze należy dodać. Może by sentencję „Witamy u wrót podziemnego świata”?
— Szkoda cię na Silverquill. Tak rozkosznie się denerwują, gdy spostrzegą, że pasek przestał podtrzymywać im portki — podsumowała, zmierzając do końca nużąco przedłużającego się spotkania.
Quezane niechętnie słuchając pozerki o silnych skłonnościach do grafomańskich wypowiedzi, zastanawiała się, do czego w ogóle jest potrzebna, skoro całą robotę muszą wykonywać inni. Mimo to zgodziła się na układ. Głównie po to, by rozpracować ten cały interes. Kierowana zamiarem jego przejęcia, gdy już się we wszystkim dobrze zorientuje.
— Szkoda mnie na Strixhaven — poprawiła rozmówczynię. — Ale z braku lepszych perspektyw... dobre i to.
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 20-04-2023, 10:55   #76
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Stojąc w kawiarni FireJolt Cafe rozmyślał o tym, że dwa tygodnie zajęło mu znalezienie się w centrum uwagi, ale choć wygrał wyścig, to incydent z tymi nagłym wzrostem żab trochę, to przyćmił. Na domiar złego ktoś wykorzystał chwilę zamieszania by skroić Graysona z sakiewki z jego nagrodą. Teraz mógł się tym zająć. Wiedział, że nagrodę trudno będzie odzyskać. Z drugiej strony nie było, to przecież niemożliwe i ta sprawa psuła mu dzisiejszy całkiem udany dzień.

Crouch podszedł do Aurory i spytał jej jak się czuje. Po czym odbył z nią, krótką rozmowę by ją uspokoić. Następnie porozmawiał jeszcze chwilę z Graysonem o tym, że skoro sakiewka została skradziona, to być uda się odnaleźć złodzieja, a później będzie można, to opisać w Strixhaven Star.

Zwycięzca żabich wyścigów skierował się ku gościom, którzy jeszcze nie opuścili kawiarni wyjaśniając im o co chodzi i pytał czy nie widzieli nikogo podejrzanego kręcącego się przy Graysonie albo wręcz czy ktoś nie widział momentu jak naczelny Strixhaven Star został okradziony. Jeśli ktoś coś widział prosił o rysopis złodzieja albo podejrzanej osoby, Na końcu rozejrzał się po lokalu. Sporo osób z niego wybiegło. Kto wie może złodziej zgubił sakiewkę wybiegając z kawiarni, a jeśli nie, to może dostrzeże coś przydatnego albo interesującego.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 12-05-2023 o 18:13.
Shartan jest offline  
Stary 20-04-2023, 14:05   #77
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Wyścig rozpoczął się i zakończył równie szybko. Tylko Donovan wykazał się umiejętnością poskramiania żab, i Tig zaklął siarczyście, patrząc jak jego złoto kica w dal. Potrzebował go mnóstwo. Choć z drugiej strony... Technicznie nic też nie stracił. Nie było wpisowego.

Rozmyślania przerwała mu nagła transmutacja płazów. Jego wprawne oko szybko oceniło że te są pod wpływem jakiejś magii wpływającej na umysł. Zmarszczył charakterystycznie czoło i wbił się do umysłów wszystkich "Skrzyniogromców". Myśl była szybsza niż słowo, ale nie było to przyjemne doznanie.

~ Żaby są pod wpływem jakiegoś magicznego szału. Spróbujcie je uspokoić. ~ wtłoczył wiadomość równocześnie wbijając wzrok w jednego oponenta. Wykonał mistyczny gest i zaczął mówić głosem pełnym magii.

- Co odpowiada żaba zapytana o ulubiony gatunek sztuki? Że lubi re-re-realizm. - oznajmił, co wywołało natychmiastową salwę śmiechu dobiegającego mogłoby się zdawać zewsząd. Po chwili do tego niepokojącego chóru dołączyła i żaba, dość szybko tracąc chęć do dalszej walki.

Podobnie rzecz się miała z pozostałymi płazami. Jeden z nich został spacyfikowany przez Donovana, pozostałe dwa przez Percego. Wszystkie poczęły się kurczyć. Ror wykazała się za to całkiem efektywną tarczą i Tig musiał przyznać że była ona również efektowna. Wyglądała na całkiem sprawną nekromantkę.

Za to Uszy, jak i Virial nie były nigdzie w polu widzenia. Tig zbył to wzruszeniem ramion, podobnie jak i odkrycia Percego. To że żaby były przez kogoś zaklęte było oczywiste, dlaczego? To niespecjalnie interesowało aasimara. Fakt był taki że przednio się bawił, walcząc z atakami losowych istot. Może nawet po Strixhaven zostanie poszukiwaczem przygód? Z pewnością będzie to bardziej interesujące niż siedzenie w rodzinnej posiadłości i bycie gloryfikowanym magiem do kolekcji ojca.

Spojrzał po pozostałych Skrzynio-, a za chwilę również i Płazo- gromcach i wślizgnął się do ich umysłów.

~ Doceniłbym gdybyście nie dzielili się z postronnymi że potrafię posługiwać się spontaniczną telepatią. Jest to bardzo użyteczna umiejętność. W szczególności w trakcie egzaminów… Z której możemy skorzystać razem. ~ oznajmił, upewniając się że przekaz trafia tylko do Percego, Ror i Donovana. Był pewien że Uszy wykorzystałyby to tylko dla własnego zysku, a Virial… Cóż, nie zapomniał uroczego liściku który znalazł pewnego dnia w swoich szatach. Zresztą tej nie było nigdzie w pobliżu.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 24-04-2023, 08:39   #78
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kolejny poniedziałek i kolejne wydanie Strixhaven Star przynosiło kolejne zaskoczenia. Pierwsze Percy przyjął z uśmiechem. Grafika na okładce przedstawiała Gryson, który w rycerskim geście ratował Aurorę przed tajemniczą żabą. Na grafice był też Donovan, Percy i Tigal. Choć byli raczej tłem, co Percival przyjął z ulgą. Ror została pominięta.

Fakt pominięcia Ror najbardziej dał się we znaki Tigalowi. Przez kilka dni Nora żyła przede wszystkim tym. Otóż Ror była uciśnioną przedstaicielką mniejszości. Kilka dni trwało zanim dziewczyna zdecydowała czy Vrorbeenqea została ofiarą wykluczenia ze względu na płeć, rasę, czy na orientację. Tak, w mniemaniu Nory obie z Tilianą chodziły ze sobą. Również Nora miała nocne zmiany, więc i ona zauważyła jak dziewczyny wymykają się razem. Rano następnego dnia obie obdarzyła szerokim uśmiechem.

“Vorbenkea” widniało na ceramicznym kubku, jaki otrzymała goblinka w drugiej połowie tygodnia. Był on dużo lepiej wykonany niż ten, jakim obdarowano Tigala. Jedyną wadą było to, że uszko nie było u góry, ale u dołu. W efekcie trzeba było nauczyć się z niego pić, bo zazwyczaj było się oblanym jego zawartością.

***

Donovana pochłonęło śledztwo. W FireJolt Cafe nie znalazł niczego poza przewróconymi w pośpiechu krzesłami i filiżankami z kawą. Dopiero na zewnątrz znalazł leżącą luzem sakiewkę. Była niezwykle czysta, jakby ktoś usunął z niej wszelkie zabrudzenia. Ciekawe, bo niedaleko leżało sporo okruchów czegoś czekoladowego. Sam Donovan zwrócił uwagę na to jedynie dlatego, że zleciały się gołębie.

Później niemal do zachodu słońca kluczył między uliczkami, ale już nic nie znalazł.

***

Percy i Ror znaleźli wspólny język nie tylko w temacie matematycznych rozważań, ale również w temacie śledztwa. W zasadzie bardziej w temacie śledztwa. Notatki Percivala były… trudne. I Ror szybko znalazła też wyjątki. Czary nekromancji, czary światłości, czary kanalizujące energię psychiczną i czary manifestujące czystą moc wymykały się regułom, w których Percival się obracał. Wiele sobie pomogli w zrozumieniu pewnych kwestii, tudzież ich nie rozumieniu, bo wyprowadzenie reguły dla energii śmierci wykraczało poza zdolności Percego. Jeszcze.

Trzeba było podjąć decyzje czy prowadzą badania w jedną stronę, czy też rozejdą się, żeby domyślnie poszukać swoich ścieżek?

***

Zresztą dla Vrorbeenqe’i nie były to jedyne badania i eksperymenty. Wymykały się z Tilianą coraz częściej w zasadzie przez spotkania z Percym nie miała już kiedy uczyć się grania w Smocze Szachy. Pewnego wieczoru natrafiły na strzygę przechadzającą się po okolicy. Noce nie były bezpieczne.

Z drugiej strony było przetestowane chyba już wszystko co się dało…

***

Viral otrzymała upomnienie co do roślin. W ramach projektu na Arkanobotanikę miała wokół łóżka sześć wielkich doniczek i w każdej rosły jakieś rośliny. Najwyższa sięgała dziewczynie do pasa. W efekcie w i tak ciasnej sypialni było jeszcze mniej miejsca.

I chyba najbardziej w tym wszystkim irytująca była postawa Viral, która z kolejnej rośliny nie była zadowolona i przyniosła siódmą doniczkę.

***

- Ale jesteś pewny, że tam jest to ziarenko? -
Nora dopytywała Tigala patrząc w doniczkę wypełnioną suchą ziemią. Tigal był pewny. Trzeba było wykazać się cierpliwością… chyba.

***

Kontaktem Quezaane okazała się Viral. Zmiennokształtna miała przekazywać wiadomości między elfką a jej nową mocodawczynią. Sama Viral zdawała się niczego nie wiedzieć. Ale to nie wszystko. Półork współlokator elfki owszem, pracował w laboratorium. Ale jeżeli był zaangażowany w proceder przestępczy, to świetnie się z tym krył. Już pierwszy kontakt z nim po rozmowie z Viral dał Quezane do zrozumienia, że Długozęby nie ma pojęcia o całej sprawie, a jego postawę można byłoby określić mianem harcerzyka. Nie zrobi niczego, co mogłoby narazić jego dobre imię. Zakładając, że miał jakieś dobre imię. W końcu wszyscy mieli go za kujona. Dwie dziewczyny zostały więc z wielkim problemem.

***
Zbliżał się czas pierwszych egzaminów. W tym samym okresie zbiegał się dla wszystkich roczników. Gdy przyszła weekendowa przerwa to lokale były wyludnione. Wiele osób miało wolne, bo nie było sensu trzymać całej obsady anii we FireJolt Cafe, ani w karczmie na Końcu Łuku nie trzymano całej obsady.

W powietrzu czuło się egzamin śródsemestralny.

I każdy miał swoje własne podejście do egzaminu.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-04-2023, 11:51   #79
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Dwa kształty na tle pochmurnego nieba, niezbyt odrastające od ziemi, trwały w bezruchu naprzeciw siebie. Viral położyła dłoń na pniu niedawno zasadzonego dębu. Nie znalazł akceptacji prowadzącej Arkanobotanikę o spróchniałych zwojach. W pożegnaniu odstąpiła od chropowatej, twardej kory z miną zawziętą, wieszczącą spełnienie fatalistycznej przepowiedni.

W następstwie w Dormitorium zaczęły plenić się donice. W nich kłujące osty, perze, trawy i inne uparcie zaborcze rośliny. Dopadła i zagrzebane nasiono Tigiala, pompując je energią uroku przyspieszającego wzrost. Zapamiętale recytowała pod nosem.
Oto nadchodzi czas kolcówkrzewów i brzytwoliści. Nadchodzi czas chabziejstwa.


Próbowała. Zmiennokształtna coraz dłużej i częściej przesiadywała w Bibliopleksie. W świdrującej ciszy przecinanej zgrzytami przekładni golemów-asystentów. Szelestem przerzucanych kart opasłych tomisk i szeptliwymi wymianami uwag adeptów magii. Czuła ostrze kosy ocierające o szyję, dzierżonej przez widmo Magicznej Fizjologii. Otaczający ją nieszczęśnicy niewątpliwie podobnie. Wraz z terminami zaliczeń rosła liczba desperatów, odwiedzających salę z nadzieją na oświecenie. Jedyne, którego doznała pochodziło od zawieszonej nad stołem kuli, otaczającej niszę snopem nienachalnego światła.

Bez skutku. Materiał z dużym oporem wchodził do głowy. Gdyby księgi wypełniało więcej rysunków. Przenoszenie ich do szkicownika, pomagało utrwalać szczegóły. Wymazane rysikiem arkusze już teraz pęczniały od łodyg, liści, kwiatów, owoców tak zwykłych jak i magicznych, omawianych na Arkanobotanice. Katalizatorów zaklęć z Podstawowych Aur Magicznych. Oczy ropuch z wiszącymi nerwami, postrzępione krucze pióra, kamienie z lśniącym szlifem, obleśne mazie z odległych sfer niebezpiecznie blisko zbliżające się do tylnej oprawy, przypominały o konieczność zakupu nowego egzemplarza. Nie mogło zabraknąć Slaadów. Części odwzorowanych z dużą pieczołowitością, części zgniecionych wielkimi głazami. Lecących na spotkanie naostrzonych pali w dołach z zapadniami i stopionych kulami ognia o barwie uzyskanej w ramach kultu ukrzyżowanych żaboludów.

Podbródek Zmiennokształtnej raz po raz osuwał się sennie ku ziemi. Nieposłuszne myśli umykały w boczne aleje, sprawiając, że dziewczyna łapała po czasie, że jedyne co robi to tępo wlepia w rozmyte litery przez wpół przymknięte powieki. Trwa pogrążona w stuporze. To przynosiły wątpliwości, ile z materiału będzie w czymkolwiek przydatne? Przy byle okazji odpływały w stronę przyjemniejszych regionów. Pieczonego mięsiwa w żurawinowym sosie w wykonaniu Curtie z tawerny, deserów z Firejolt Cafe. Uspokajająco szumiących parkowych fontann pod wielkim łukiem z unoszących się głazów. Wypchanej sakiewki Graysona Wildemere, której zniknięcie wywołało pospolite ruszenie, że prawie przekopano kawiarnie po fundamenty. Że nie wzięto pod uwagę jego własnej, zaczesanej do góry osoby? Odnotowała koncept przyszłego przedsiębiorcy - zbiórka na nagrodę, głośny krzyk o paskudnych strixhaveńskich złodziejach. W międzyczasie projektowała, skrobiąc węglikiem na papierze fikuśny kapelusz, zdobiony roślinnymi motywami. Liśćmi i kryształami w kształcie niedużych owalnych owoców. Gładkie powierzchnie odbijały światło, nie dając pewności, czy to aby tylko refleksy, czy w ich wnętrzach śmieją się wykrzywione w złośliwych grymasach twarze.

Narkotyczno-roślinne przedsięwzięcie przestawało wydawać się równie atrakcyjne jak pierwotnie założyła. Wielotygodniowe kombinowanie z uprawą, suszeniem, mieszaniem, porcjowaniem, sprzedażą. Unikaniem złapania i przeciwdziałaniem intrygom Quezane, które na pewno będzie pleść, jak na pajęczyce z Feywildu przystało. Viral wywaliła jęzor na samą myśl ile słów musiała już z siebie przy okazji wyrzucić. Opór Urzmaktoka przepełniał czarę. Błędnie wzięła go za fascynata, który chętniej wyjdzie poza ramy książkowych okuć. Zrezygnowana opadła czołem na stertę podręczników.

I gdyby tylko móc wciągnąć ekstrakt z Górskiego Lotosu... smętnie zmierzyła piętrzące się przed nią, wielostronicowe tomiszcza.

Gra nie warta świeczki, jednak droga, którą musiała podążyć. Wszystkie inne odstręczały. Pełne świetlistych przyjaciół, troski i miłych słów wsparcia. Wzdrygnęła się jak dźgnięta rozgrzanym prętem, spoglądając zza stosu grymuarów na rozchichotaną grupę osób w głębi sali, preferującą *wspólne* nauczanie. Wstała, szurając krzesłem po kamiennej posadzce. Hałas uleciał echem pod sklepienie. Odbił kilkukrotnie nim zgasł, odprowadzając znikającą we wrotach Bibliopleksu sylwetkę Zmiennokształtnej.


Śledziła Urzmaktoka. Krystalicznie czystego, bez przewiny myślą ani słowem. Poznała jego nudny jak kolor noszonego kitla rozkład dnia. System identyfikatorów, którymi zatrudnieni posługiwali się w Magicznym Laboratorium. Prawdopodobne drogę do przechowalni substancji zastrzeżonych i interesujących. Potem skończył się jej czas. Zbliżał egzamin. Otoczona parawanem zieleni z zacięciem przerabiała mundurek dodając schowki i ukryte kieszonki, gdzie mogła by przemycić ściągi. Odraczając plan misternego włamania na nieuchronnie niebawem.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 27-04-2023 o 12:55.
Cai jest offline  
Stary 27-04-2023, 16:26   #80
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Kolejne dni minęły Tigowi w atmosferze narastającej irytacji. Nora cały czas narzekająca na nierównouprawnienie, roślina odmawiająca rośnięcia, zbliżający się egzamin i totalna niechęć Skrzyniogromców do ułatwienia sobie życia.

Jasnym punktem był kubek którym Nora obdarowała goblinkę. Wciąż był kiepskiej jakości, ale Tig widział ewidentną poprawę. I w zasadzie tyle. Nie było to wiele. Czując wyraźną irytację młody aasimar postanowił wziąć się do roboty, choć odkładał to na ostatnią chwilę.

Jako pierwszy postanowił rozwiązać problem roślinności. W zasadzie na swój początkowy plan mógł czekać miesiącami... albo latami. Te sucholubne rośliny czekały na idealny moment by wykiełkować. Zazwyczaj po mocnych, zdążających się raz na kilka lat opadach. Tig klepnął się w czoło i pobiegł do dyżurki gdzie czekała jego "roślina". Zalał ją obfitą ilością wody i postawił w najlepiej nasłonecznionym miejscu w dormitorium. Może się uda. A jak nie to zawsze będzie miał plan B. Zadanie brzmiało "zacząć hodować", a nie "wyhodować". Równie dobrze mógł powiedzieć że wybrana przez niego roślina potrzebowała więcej czasu.

Zauważył też że nie był w swoich niepowodzeniach sam. Virial co i rusz przynosiła kolejne doniczki, lecz młodzieniec nie wiedział jaki był efekt jej prac. Jakby nie patrzeć wnosiła je do żeńskich pokoi, a nie czuł potrzeby podglądania.

***

Kolejnym i najważniejszym punktem było przygotowanie do nieszczęsnego egzaminu. Tigial nie zamierzał się uczyć podręczników od deski do deski, było to zwyczajne marnotrawstwo czasu.

Jak długo uczniowie istnieli tak długo istniały starsze roczniki i pule pytań. Zawsze znalazł się ktoś kto spisał z czym mierzyli się poprzedni, albo ktoś kto uwalił rok i repetował. W związku z tym zawsze istniała mniej, lub bardziej dostępna wiedza na temat tego co dany prowadzący uważał za istotne, a co za mniej, wiedza równie pewna jak to że słońce wschodzi i zachodzi. Jedynym problemem było jej zdobycie.

Tig wykorzystał swój naturalny czar i warty tysiąc złotych monet uśmiech przylepiajac się do starszych kolegów w Klubie Smoczych Szach. Do każdego z nich miał jakieś pytanie, dla każdego miał uprzejmy, choć nienachalny komplement. Każdego spytał o pytania z zeszłych lat.

Nie próżnował też w bibliotece. Poszukiwał zbiorów pytań, podręczników autorstwa profesor Lang, jak i wcześniejszych osób odpowiadających za ten przedmiot. Pytania które usłyszał i znalazł wymagały odpowiedzi, więc przetrząsał podręczniki w poszukiwaniu odpowiednich ustępów, cytatów, i wykresów które zawierały niezbędne mu informacje. Było to żmudne, nudne zadanie, ale zdecydowanie mniej czasochłonne niż próba wbicia sobie do głowy tych samych tomów od deski od deski.

***

Resztki czasu wolnego spędzał kontynuując swoje eskapady. Noc to był jedyny czas kiedy czuł się prawdziwie wolny, a widok nocnego, pełnego gwiazd nieba go równocześnie uspokajał i wzywał. Wzywał by dołączył do nich i zasiadł między nimi, głęboko w bezbrzeżnej pustce.
 
Zaalaos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172