Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2023, 10:26   #81
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Na zewnątrz kawiarni Donovan znalazł ukradzioną sakiewkę, ale już bez gotówki. Zauważył, że jest bardzo czysta. Złodziej lub złodziejka najwyraźniej dokładnie ją wyczyścił przed jej wyrzuceniem. Przyglądając się tak sakiewce jego uwagę zwróciły znajdujące się nieopodal gołębie, które gdy się bliżej przyjrzał zajadały się okruchami czegoś czekoladowego.

Starał się przypomnieć czy kiedy wszedł do kawiarni widział kogoś kto zajadał się słodyczami. Oczywiście nie mogło, to świadczyć o winie, ale zawsze było, to jakaś poszlaka. Dalszy dzień klucząc ulicami i szukając jakiś śladów, ale ich nie znalazł wrócił zatem do akademika.

***

Rozpoczął się ostatni tydzień przed egzaminem. Donovan zajmował się głównie przygotowaniem do niego, ale w międzyczasie szukał mieszkania i je w końcu znalazł. Jednak cena była zaporowa, ale po negocjacjach z wynajmującym w końcu doszli do porozumienia i zawarli umowę. W najbliższy piątek Crouch miał zamiar wprowadzić się do wynajętego lokum.

Zajęcia w tym tygodniu przebiegły spokojniej niż zwykle. Pewnie było, to spowodowane nadchodzącym sprawdzianem. W jednym z dni tygodni Donovan udał się FireJolt Cafe kiedy było w nim więcej gości i pytał czy byli tu podczas z incydentu z żabami, a jeśli byli pytał czy nie widzieli kogoś podejrzanego kręcącego się wokół Graysona albo samego momentu kradzieży. Niestety nie udało mu się uzyskać żadnych istotnych informacji. Przynajmniej tym razem, bo śledztwo zamierzał dalej kontynuować.

***

W końcu nadszedł piątek i Crouch przeniósł się do wynajętego 2 pokojowego mieszkania, które dzielił ze współlokatorami. Gensai Ognia i tym drugim z którym nie miał jeszcze okazji rozmawiać. Pierwsza noc w nowym miejsce okazała się całkiem przyjemna. Jedną z zalet pokoju w którym mieszkał był fakt, że przylegał do niego balkon z którego rozciągał ładny widok na centrum. Zwłaszcza nocą.

Kolejną zaletą mieszkania było, że miał on łazienkę i znajdował się na 3 piętrze 4 pokojowym budynku dzięki czemu nawet przy otwartym na balkon oknie hałas dochodzący z ulicy nie był zbyt głośno.

Jednak by nie było tak różowo, to mieszkanie miało też pewne wady. Sąsiadów. Na szczęście nie wszystkich. Niektórzy z nich na niego i innych studentów początkowych roczników patrzyli z góry. Zbytnio się tym nie przejmował, ale jakby zaczął zagłębiać się w temat, to pewnie zaczęło by go, to bardziej irytować.

***

Weekend miał wolny zatem mógł całkowicie skoncentrować się na nauce. Pierwszy dzień poświęcił na te lżejsze przedmioty Historie Magii i Archeomancje, a drugi na te trudniejsze obowiązkową Magiczną Fizjologie i Wprowadzenie do Magii Obliczeniowej.

Donovan uczył się w ciszy przy biurku znajdującym się w pokoju od 3 do 4 godzin dziennie przez weekend powtarzając materiał z notatek zapisanych podczas zajęć i czytając rozdziały w książkach z danego przedmiotu, które miały związek z przerobionym właśnie materiałem.

Po skończeni nauki Crouch zaczął się zastanawiać nad propozycją ściągania od Tigala. Przyznał, że zupełnie go tym zaskoczył. Trochę go kusiło przyjęcie oferty, ale to był pierwszy egzamin i chciał się dowiedzieć jak sobie poradzi. Już wkrótce się dowie.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 30-04-2023 o 11:26.
Shartan jest offline  
Stary 01-05-2023, 15:06   #82
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Huh.

Nowe wydanie ”Strixhaven Star” okazało się być zupełnie pozbawione absurdalnego, traumatyzującego obrazka na pierwszej stronie. Co nie oznaczało jednak, że obyło się bez przekłamania wydarzeń, które miały miejsce w ”FireJolt Café”. Percy, który chwycił za tygodnik drżącą ręką, przekrzywił głowę, mrużąc szare oczy w zdziwieniu i skonfundowaniu. Grayson Wildemere, zapisany w mentalnym rejestrze adepta jako “złoczyńca”, okazał się być do tego pozbawiony profesjonalizmu i oddania obiektywnej prawdzie, jak również mógł okazać się zapatrzonym w siebie megalomanem. Tudzież tak zależało mu na przychylnej opinii osób trzecich, że gotów był nie tyle co nagiąć historię, co zupełnie ją przepisać, byle tylko ukazać się w dobrym świetle.

Zawiedziony? — Drazhomir zapytał, spoglądając przez ramię adepta.

Hm? Nie — odparł chłopak. — Czy Graysonowi Wildemere aż tak zależy na uznaniu innych?

Możliwe.

Dlaczego?

Percy był zaznajomiony z wieloma konceptami, nawet takimi z którymi nie był w stanie się utożsamiać. Bycie lubianym od zawsze było dla niego dziwną rzeczą, zwłaszcza gdy było postawione na piedestale priorytetu i przybierało obsesyjne wymiary. Sam nigdy nie odczuwał tejże potrzeby.

Czy nie lepiej być lubianym za to, kim się jest naprawdę niż za to, kim chce się być? — de Sartre kontynuował, gdy minotaur tylko wzruszył ramionami. — Lub co gorsza za to, kogo się udaje?

Percy... — Drazhomir westchnął, ściągając okulary z nosa i ściskając mostek nosowy z przymkniętymi oczami. — To zbyt ciężkie pytanie na tak wczesną godzinę.

Adept pokiwał głową i odłożył gazetę na wózek z książkami, wracając do odsyłania tytułów na swoje miejsca na regałach machnięciami dłoni. Motywacje Graysona Wildemere’a, którymi kierował się przy przekłamaniu incydentu z żabami, były zaledwie chwilową, prędko zapomnianą ciekawostką.


Quentillius Antiphiun Melentor Trzeci skorzystał z zaproszenia de Sartre’a i zjawił się pewnego popołudnia w bibliotece na krótko po incydencie w ”FireJolt Café”. Dwójka studentów zagłębiła się razem w rząd regałów, których półki uginały się pod ciężarem dzieł poświęconych szeroko pojętej lingwistyce. Podczas gdy Percy odnajdywał i ściągał księgi, których tytuły zapisał wcześniej na pergaminie, aspirujący aktor wiercił mu dziurę w brzuchu szczegółowymi pytaniami na temat obu incydentów, w których brał udział - skrzyniogromienia i pacyfikacji płazów. Adept odpowiadał zdawkowo, krótkim i rzeczowym tonem, chyba zbyt wyzutym z dramatyzmu jak na gust jego towarzysza. Był zbyt skupiony na wyszukiwaniu książek, aby oglądać się przez ramię i zajmować wyzwaniem, jakim było dla niego czytanie mimiki i języka ciała.

Do czasu.

Percy nieomal runął na piaskowiec pod stopami, gdy Quentillius śmiertelnie poważnym tonem oznajmił, że zamierzał napisać sztukę traktującą o wyczynach Skrzyniogromców i wystawić ją na zakończenie pierwszego roku. W jednej chwili obrócił się na pięcie, gotów gorąco oprotestować plan aktora, lecz przez wybrakowaną koordynację ruchową zaplątał się we własne nogi i zachwiał w tył. Gdyby nie refleks towarzysza, który chwycił go za ręce i utrzymał w pionie, byłby poleciał w dół, tuż pod kończyny mijanego automatona.

Percy, to był żart — oznajmił Quentillius ze śmiechem. — Jestem zbyt zajęty innymi projektami, by móc unieśmiertelnić twoje męstwo i bohaterstwo w jambicznym pentametrze. Mimo że zdecydowanie już zasłużyłeś na ten zaszczyt.

Hngh — odparł elokwentnie Percy, wyswobadzając się z uścisku aktora.

Adept zebrał resztę tytułów w przyspieszonym tempie, z napiętą sylwetką zalaną nagłym gorącem. Już i tak krótkie odpowiedzi na zadawane mu pytania skracał jeszcze bardziej, a gdy w końcu zasiedli przy stoliku na uboczu odetchnął z ulgą. Obawy, że być może nieumyślnie urazi Quentilliusa nieopatrznym, bezpośrednim zwrotem szczęśliwie się nie sprawdziły.

Oto dowód na to, że moje podejście jest właściwe — oznajmił aktor po jakimś czasie, obracając księgę w stronę Percy’ego i wskazując mu ustęp. — Nie każdy język stosuje podział na rodzaje i przekładając utwory odziera się je właśnie z takich niuansów. Widzisz!, “książę lub księżniczka, którego lub którą obiecano”. Tak brzmiałoby w dokładnym przekładzie. Przełożenie tego na “książę, którego obiecano” zupełnie pozbawia dzieła dwuznaczności i zawęża pole do interpretacji!

Dlatego nigdy nie przepadałem za sztukami — mruknął Percy, wczytując się we wskazane mu słowa.

De Sartre zmarszczył brwi, gdy nie nadeszła żadna odpowiedź i cisza wydłużyła się niekomfortowo. Uniósł spojrzenie znad otwartej księgi. Quentillius wyglądał, jakby adept śmiertelnie przeklął nie tylko jego, Melentora Drugiego i Pierwszego, ale i wcześniejsze jeszcze niewątpliwie liczne pokolenia Melentorów. Poruszał ustami jak ryba wyrzucona na brzeg, szukając języka w gębie.

T-t-t-t-tylko dlat-tego że są p-p-przewidy... przewidywalne — Percy pospieszył z wyjaśnieniem. — J-j-jeśli się prze-prze-przeanalizuje i rozłoży je na cz-czynniki pierwsze, t-t-to... to wiadomo, j-jak fabuła pot-toczy się dalej.

Ha! To dlatego, że nie czytałeś porządnych dzieł — Quentillius odparł pewnym siebie tonem. Wydobył z torby pergamin, który zaraz zaczął zawzięcie zapełniać tytułami. — Miałeś nieszczęście czytać niskolotne szmiry lub grafomanię niegodną nawet podtarcia się nią w wychodku. Musimy skorygować tenże fakt, mężny Skrzyniogromco!

Chcąc, nie chcąc, Percy przyjął wciśniętą mu w dłoń listę lektur.


Trzeci - a ostatni przed egzaminami śródsemestralnymi - tydzień w Strixhaven zdominowały przygotowania do testów. Percy spędzał czas od wczesnych godzin porannych, do późnych wieczornych na lekturze, zupełnie odkładając wszelkie inne kwestie - własne eksperymenty czy listę Quentilliusa - na bok i oddając w pełni nauce. Materiał utrwalał na wiele sposobów - wraz z Ror i Tillianą przepytywali się z poznanych na lekcjach zagadnień, Drazhomira poprosił o zadawanie mu pytań podczas pracy, w cichych zakamarkach uniwersytetu przeglądał notatki i nawet wizualizował niektóre rzeczy prostymi iluzjami. Krótko mówiąc, Percy żył nauką do egzaminów. Zapominając zupełnie o właściwym życiu i idących zeń w parze biologicznych wymogach.

Do tego stopnia, że któregoś dnia w bibliotece, otoczony przez rozłożone księgi i w towarzystwie Drazhomira, zbyt szybko przechylił się nad stołem i zachwiał w miejscu. Czarne plamy wykwitły mu przed oczami i musiał zaprzeć się o blat, skupiając na głębokim oddychaniu. Zapewne gdyby nie minotaur, kontynuowałby naukę zaraz po odejściu ataku słabości.

Jadłeś coś dzisiaj? — Drazhomir spojrzał na niego uważnie, odkładając krzyżówkę.

Percy tylko mruknął coś pod nosem w odpowiedzi, wracając do wertowania stron i wyszeptywania czytanych słów. Pytanie i tak było w sumie retoryczne. Pierwszy asystent zdążył już poznać złe nawyki de Sartre’a. Być może dlatego sięgnął od razu po ciężką artylerię, a nie strzał ostrzegawczy.

Jeśli nie pójdziesz czegoś zjeść, przyprowadzę tu Quezane — zagroził.

Ugh. Już idę — nadąsany Percy bezceremonialnie odsunął krzesło i zniknął z biblioteki.
 
Aro jest offline  
Stary 06-05-2023, 08:39   #83
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Widząc kolejne wydanie Strixhaven Star Ror odetchnęła z ulgą. Tym razem nie było jej na okładce, więc nie pojawią się ponownie fałszywe opinie na jej temat. Fałsz jednak było widać z daleka patrząc na okładkę czasopisma. To co było przedstawione na okładce mijało się z prawdą. Gdyby jej tam nie było, możliwe że uwierzyłaby w przedstawiony obraz sprawy, jednak ona doskonale wiedziała jak wszystko przebiegało. Uznała, że twórca tygodnika jest nie prawdomówny, a samej gazecie nie ma co poświęcać większej uwagi.

***

Pewnego ranka Vrorbeenqeę wychodzącą z dormitorium zaskoczyła miła niespodzianka. Nora, którą to często mijała przy recepcji, czy to w dzień wychodząc na zajęcia, czy to w nocy wymykając się na swoje nocne eskapady, obdarowała ją kubkiem. Ale nie był to taki zwyczajny kubek. Nigdzie takiego drugiego nie ma. Co prawda jej imię było źle napisane, czemu wcale się nie dziwiła, ale mimo tego podobał się jej. Nie miała pojęcia z jakiego powodu go otrzymała, nie dopytywała też, a po prostu ładnie podziękowała. Miała teraz problem. Wypadałoby teraz jakoś się odwdzięczyć. Nie miała tylko pojęcia w jaki sposób.

***

Okazało się, że nie jedynie goblinkę interesowała sprawa konstruktu oraz dziwnej metamorfozy żab. Percy także postanowił bardziej przyjrzeć się sprawie, tylko on w przeciwieństwie do niej zrobił notatki. Zbadał maź występującą na skrzyni i stwierdził, że identyczna znajduje się na żabach nie licząc jej zapachu. To jedynie przekonało Ror co do tego, że ktoś celowo robi sobie z nich żarty. Tylko dlaczego akurat z nich? Adeptka bardzo by chciała sprawie przyjrzeć się dużo skrupulatnie, co wyraziła chłopakowi. Ten jednak ostudził jej zapały. Zbliżało się zaliczenie semestralne, więc nauka jest ważniejsza niż śledztwo. Musiała przyznać mu rację. Przy okazji, gdy byli już przy temacie zaliczenia, Vrorbeenqea zaproponowała Sartre, aby pouczył się razem z nią i Til, na co się zgodził, ku wielkiej radości goblinki.

Nauka szła im sprawnie. Trzy najwyraźniej tęgie głowy odpytywały się wzajemnie z materiałów. Jedna osoba zadawała pytania, a pozostałe dwie czym prędzej musiały podać odpowiedź. Aby umilić czas, Ror wplotła do nauki nieco zabawy. Gdy na zadane przez nią pytanie nie mogli sobie przypomnieć prawidłowej odpowiedzi, próbowała udawać istotę, o którą jej chodziło, albo w postaci kalamburów nakierować na prawidłową odpowiedź.

W tym czasie ćwiczenie Smoczych Szachów z Tilianą poszło całkowicie w odstawkę, a matematyka mocno ograniczona. Ciężkie obliczenia nie sprawiały ano dla niej, ani dla nich większych problemów, więc zdecydowanie lepiej było poświęcić ten czas na zgłębianie wiedzy o Slaadach i tematach z nimi związanych, które nie były dla nich takie oczywiste.

***

Nocne eskapady dziewczyn zostały zakłócone. Natrafiły one na stworzenie, które gdyby się z nim spotkały, nie byłoby miłe nastawione. Strzyga, bo o niej właśnie mowa, przechadzając się po terenie uczelni. Było to niemałe zdziwienie dla goblinki. Nigdy nie pomyślałaby, że chodzenie po terenie kampusu może być takie niebezpieczne, bo spotkanie z tym stworem raczej mogłoby skończyć się niezbyt dobrze. Vrorbeenqea jednak nie była przerażona. Śmiercionośne zwierzęta nie budziły w dziewczynie grozy, a bardziej coś na zasadzie fascynacji. Nie myśląc długo już po powrocie do sypialni, gdy obie stwierdziły, że to co mogły przetestować, zostało przetestowane, a z samych wyników są bardzo zadowolone, Ror rzuciła propozycją.

- Jutro też chodźmy. - Tiliana spojrzała na nią pytająco. Nie miały już za bardzo po co, a jak widziały, dalsze eskapady niosły za sobą niebezpieczeństwo.

- Chciałabym się bardziej przyjrzeć tej strzydze. Nie ciekawi cię jak one funkcjonują? Co robią? Mogłoby być z tego nieźle notatki! - W głosie goblinki słychać było zdecydowaną ekscytację.

- No nie wiem… A co jak nas zaatakuje? - Wahania czarodziejki były słuszne, ale Ror już miała na to gotową odpowiedź.

- Nic nam nie zrobi. Umiemy się bronić. Już dwa razy musiałam bronić się w tej szkole, pewnie nie ostatni. A poza tym… - Rozejrzała się, czy ktoś nie podsłuchuje - Przecież nie jesteśmy same. Nie tylko my wymykamy się nocami. W razie czego będziemy miały wsparcie.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 08-05-2023, 08:40   #84
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Egzamin Śródsemestralny z Magicznej Fizjologii.

Koniec tygodnia upłynął pod znakiem egzaminów. Hale biblioplexu były pełne studentów, którzy postanowili “czegoś więcej” się douczyć. W efekcie Percy miał nadgodziny wraz ze swoim wyrośniętym towarzyszem. Na moment też musiał odłożyć swój projekt zmiany energii zaklęć. Oto nadchodził czas zmierzyć się ze Slaadaami.

Z powodu “uwięzienia” Percego w pracy Tilina i Ror to właśnie tam zdecydowały się uczyć. Jedynie ich turniej musiał być stosownie cichy.

Wieczorem jednak byli gotowi.

Tylko kilka razy wrócił temat prodziekan Mavindy Ostrodzobej. Niestety przebywała poza Strixhaven i nie mogłał się z nimi spotkać przed egzaminami.

***


Tigal wykorzystał znajomości rodzeństwa i szybko zebrał potencjalną listę pytań. Wnioski były ciekawe. Drida rzeczywiście interesowała się Slaadami. Wszelkie inne istoty były pominięte, albo pojawiły się w kontekście “wykaż różnicę między X a Slaadem Czerwonym”.

Najlepszym źródłem informacji okazali się ci studenci, którzy mieli poprawki. Najczęściej też mieli szereg opracowanych odpowiedzi. Tigal więc siedział z kubkiem kawy, patrząc na ogromną roślinę w doniczce przed nim, z naręczem notatek o Slaadach. Szedł spać co najmniej zadowolony z siebie.

***


Nawet Viral i Que kręciły się po Biblioplexie. Viral obserwowała działanie elfki, ta zaś zajmowała się swoim biznesem. Ten tydzień wydawał się bardzo dobry. Jakby po dwóch tygodniach strat nareszcie coś ruszyło się w interesie. Zaczęli też wracać ci, którzy skorzystali z pomocy elfki w pierwszym i drugim tygodniu. Kilkoro zaznaczyło, że są z polecenia. Im elfka przygotowała indywidualną ofertę. Nieco droższą niż standard, bo w końcu, ktoś kto ją polecił musiał wspomnieć o wysokiej jakości, a za jakość trzeba płacić.

Viral analizowała z jaką łatwością dziewczyna zajmowała się dystrybucją i miała masę pomysłów. Jednak najważniejszym było pozyskanie nasion. A najlepszym terminem były jutrzejsze egzaminy śród semestralne. Obsada laboratorium miała być minimalna. Wystarczyło, że Que zabierze kartę dostępu współlokatora, który też coś tam miał zaliczyć, a Viral miała zrobić resztę.

***


Donovan cieszył się nowym lokum. Wypożyczył serię książek i zaczął kombinować jak zapamiętać możliwie dużo. Z sąsiedniego pokoju dochodziło pochrapywanie współlokatora, a on nadal mylił się przy różnicach między Slaadem zielonym a niebieskim. W końcu odłożył książki i ruszył spać.

***


Nadszedł czas egzaminu.

Sala została specjalnie przygotowana. Wszyscy siedzieli tak daleko od siebie, że nie mogliby wyciągając do siebie ręce, musnąć swoich palców. Ściany porastał bluszczy już z każdej strony, nie tylko na ścianie za plecami profesor. Wszyscy mieli w pamięci chwyt i duszenie Viral, toteż szybko szumem rozeszło się pytanie: “czy ściany mają oczy?”.

Pod sufitem fruwały kruki. Ror naliczyła siedem, ale nie była pewna czy zauważyła wszystkie.

Profesor stała niczym posąg przed swoją katedrą czekając aż wszyscy zajmą swoje miejsca.

- Egzamin składa się z dwóch części. Pierwszy to elementarna wiedza jaką już powinniście mieć. Test wyboru. Cztery odpowiedzi. Prawidłowa może być jedna, dwie, trzy lub cztery. Zawsze przynajmniej jedna jest prawidłowa. Zaznaczamy odpowiednie pole krzyżykiem. Trzydzieści pytań
.

Studenci zaczęli obracać kartki z różnymi minami, choć na większości pojawiły się uśmiechy. Test wyboru, to zawsze test wyboru.

- Druga część to pytanie otwarte. Liczę na szczegółowe odpowiedzi. Tematem eseju jest:
“Przedstaw sposoby na uspokojenie różnego rodzaju slaadów w czasie nieoczekiwanej konfrontacji.” Na oba zadania macie czas do końca zajęć -
profesor spojrzała na klepsydrę na biurku wypełnioną krwiście czerwonym piaskiem.

- Korzystanie z pomocy jest na tym egzaminie zabronione.

***


Pierwsza skończyła Viral. Wstała i z uniesioną głową przekazała kartę odpowiedzi i esej na ręce Vereldy Lang. Ta pokiwała z aprobatą, jakby uznając, że nauczanie “twardą ręką” miało sens. Viral opuściła salę i zaraz po zamknięciu drzwi sięgnęła po przepustkę do laboratorium.

Que odprowadziła ją wzrokiem. Ostatnio naprawdę wszystko się jej układało.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 08-05-2023 o 10:41.
Mi Raaz jest offline  
Stary 10-05-2023, 18:59   #85
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Świst batoga i palący ból dłoni. Nie dzisiaj. Przez lata wiele pręg za niezgrabność wygoiła. W imię wbijanej nahajem mądrości - słaby szpieg to martwy szpieg, torturowany, shańbiony wydaniem swych braci. Bowiem jedynie ból czeka po pojmaniu. Potrafisz stawić mu czoła? Figura retoryczna prowadziła do ciemnych kazamatów, na katowskie krzesło, gdzie wypalano w niej scenariusze przetrwania przesłuchań. Dom Dimir nie znał litości, a Viral nic poza twardą ręką mistrzów sztuk zwodzenia i grabieży. Miewała surowszych nauczycieli niż profesor Lang i z nienawiścią mogła zawdzięczać im sukces egzaminu.

Miesiące ćwiczeń, nim przedmioty zaczęły rozpływać się w niebyt nawet pod czujnym okiem obserwatorów. Tym razem nigdy nie objawiły się postronnym. Ukryte w zmyślych schowkach spreparowanego stroju. Najtrudniejszym było korzystać z pomocy bez wykonywania nienaturalnych ruchów, okazywania nerwowości. Dokładnie wiedzieć gdzie przechowane są właściwe informacje. Żywy bluszcz, kruki, ani Verelda nie przejrzeli ustawionej gry. Viral z satysfakcją oddała pracę, będąc niemal pewną poprawności większości odpowiedzi. Oczywiste, że najlepszym sposobem uspokojenia Slaadów było zesłanie im snu... snu wiecznego. Kołysanki tysiąca i jednego sposobu. Szczegóły miała już dawno rozrysowane w notatniku.

W innych okolicznościach odczekałaby do końca, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Ocenić z jakich metod korzystają inni. Jak bardzo sama obecność porastającej ściany, zielonej groźby potrafi paraliżować ich przed działaniem. Jednak okazja czyniła złodzieja, a tej nie potrafiła odmówić.


Interes ponad wszystko. Quezane zręcznie lawirowała wśród adeptów magii, nie bacząc, że zarazi się od nich półmózgowiem. Ci, w chwili potrzeby lgnęli do Eladrinki, zapominając jaką są dla niej śmierdzącą padliną. Zmiennokształtna była pod wrażeniem priorytetów. Uznała swoją działkę za bardziej szczerą, przynajmniej względem siebie. Ścisnęła w ręce identyfikator Grojsh'a, nawet formy bywały mniej zakłamane.



Przemierzała podziemia Magicznego Laboratorium. Wygładziła wielkimi łapami fałdy białego kitla, rozwiązując zagadkę – jak żyć, mając równie grube i niezgrabne paluchy, na dokładkę zwieńczone paskudnymi szponami? Była Urzmaktokiem. Przesadnie wyprostowaną, długozębną postacią, z którą musiała podwójnie uważać. Nie przyzwyczajona do noszenia przerośniętych kłów, pilnowała by nie wsadzić ich komuś w oczodoły. Przy obrocie głowy nie rylcować wgłębień w ścianach. Manieryzmy i nieszczęsny sposób bycia przyszedł wraz z przemianą. Walczyła z narastającym niepokojem robienia rzeczy niewłaściwie nieregulaminowych. Przeszkadzał, objawiając się suchością w ustach. Przyczajonym pod powierzchnią lękiem, wywołującym przyspieszone bicie serca i kłopotliwą trudność z racjonalnym myśleniem.

Ciężkim, półorkowym krokiem mijała przytwierdzone do ścian oznaczenia składów. Piwnice były ich pełne. Na szczęście korytarze pracowników, już dużo mniej. Napotkała kilka osób. Spiesznych. Z zafrasowanymi twarzami wpatrzonych w listy pobraniowe. Dźwigających torby z odczynnikami. Pochłoniętych nie cierpiącymi zwłoki obowiązkami czekającymi na wyższych piętrach, które rozdzielono pomiędzy ograniczoną dzisiaj obsadę.

Upewniła się, że jest absolutnie sama i z wysiłkiem pociągnęła uchwyt włazu jednej z przechowalni. Prześlizgnęła się za grube drzwi, po zamknięciu szczelnie przylegające do framugi. Uderzyły w nią szpile kłującego zimna. Wydychała blade obłoki powietrza. Stąpała pośród substancji przetrzymywanych w niskich temperaturach dla zachowania świeżości. Otuliła się ramionami próbując zatrzymać ciepło ulatujące spod ubrania. Rozejrzała po chłodni. Po oszronionym ogrodzie kryształowych kwiatów z łodygami obłożonymi magicznym lodem. Nieskazitelnie pięknych. Przezroczystych kloszach skrywających pod sobą dziwactwa, którym pochodzenia i przeznaczenia nie potrafiła przypisać. Jedno z nich zdało się poruszyć, wbijając w nią wytrzeszczone salamandrowe oko. Odruch bezwarunkowy przesadnym szarpnięciem kazał jej odsunąć się od zahibernowanych preparatów. Przesunął po trzeszczącej od mrozu podłodze bliżej kamiennych regałów o półkach znaczonych zbitkami cyfr i liter.

Przegląła zawartość pojemników, przybliżając etykiety.

Nie tutaj – podskoczyła nerwowo na niespodziewanie zasłyszane słowa, wywołując brzdęk trącanych naczyń. Zesztywniałymi palcami z ledwością powstrzymując rozbicie lecącego ku ziemi słoja. Odwróciła się. Rozejrzała w przestrachu, nie znajdując za sobą nikogo. Głos nie miał racji bytu.

Skorzystała z rady, biorąc ją za omen, by jak najszybciej opuścić nieprzyjazne miejsce, uniknąć przemiany w lodową rzeźbę. Stojąc ponownie w korytarzu, trzęsła się, chuchając w rozcierane dłonie. Odczekała by rozgrzać krew, uspokoić mięśnie, zanim ponownie zniknęła w tunelach wspartych na solidnych fundamentach.

Kolejne pomieszczenie było bardziej przychylne. Piwnicznie chłodne, jednak bez ryzyka zlodowacenia. Zielny aromat podpowiadał, że jest we właściwym miejscu. Zaglądała do głębokich wąskich szuflad, którymi stojąca pod ścianą zabudowa była wypełniona. Fronty tworzyły istną mozaikę ułożoną w meblach. Skrywały nasiona. Pestki różnych kolorów i wielkości, cebulki, bulwy, zastygnięte w stazie sadzonki. Z ich pomocą naprawdę można by odtworzyć roślinność w przypadku przysłowiowego zderzenia sfer. Uczennica z fascynacją przesypywała ziarna z garści do garści i na powrót w przegrody.

Zaszeleściła zwiniętą kartką z zapiskami, odchrząknęła i z manierą neurotycznego naukowca powtórzyła pod nosem przesadnie długie określenia, którymi botanicy ochrzcili Górski Lotos i Włosy Losu. Koniecznie odnoszące się do rzędu, rodziny i pod żadnym pozorem nie mogące pominąć nazwiska odkrywcy. Wzięła nagrodę za trud. W ilości nie dającej na oko poznać ubytku. Skoro równie daleko zaszła, nie szkodziło wypożyczyć jeszcze kilka innych gatunków o przyciągających własnościach.

Wracała, lecz czuła się dziwnie. Korytarz się dłużył i lekko pływał. Bawiło ją stąpanie po płytach posadzki by nie nadepnąć na łączenie, to było strasznie zastrzeżone. Resztki rozsądku wołały, że sprawcą są ustępujący stres po egzaminie, przemarznięcie, roślinne toksyny lub postępujący charakter Urzmaktoka. Faktycznie, niesamowicie dziecinny kujon. W książkach, co trzymał po półkach pewnie chował bajdy i kolorowanki. Z nienacka drogę zagrodziły wielkie drzwi z walącym po oczach ostrzeżeniem „Tylko dla czerwonego personelu”.

To przecież ja – zmiennokształtna zadeklarowała i niczym kameleon, gradientem przeszła odcieniem skóry w amarant.

A w środku były skarby. Jak podczas zabaw w przeszukiwanie ruin świątyń zasypanych pustynią, tylko lepiej, bo nie trzeba było wyobrażać sobie artefaktów. Gdyby cienistowłosa wciąż potrafiła łączyć sylaby w mądre zdania, użyłaby następującego – czekają na oczyszczenie, ewidencję i przekazanie do badań właściwym ośrodkom. Pogniecione zbroje. Odłamki broni. Wazy całe i w kawałkach. Biżuteria z żukami. Fragmenty fresków z zamazanymi wiekiem malowidłami, tu też było dużo żuków, musieli je bardzo lubić. Przedmioty budziły w dziewczynie wielkie „łaaaaa” wyrażone szeroko otwartymi ustami.

Tutaj – zdziwiła się, że ktoś mówi i nie jest to ona sama. Chyba gliniane naczynie z wyblakłymi ludźmi co stali w koszu ciągniętym przez konie.

Odpowiedziała elokwentnym odkrztuszeniem tysiącletniego pyłu unoszącego się w powietrzu, drapiącego w gardle. Zbliżyła do dzbana. Jeźdźcy rydwanu jakby sunęli po glinianej powierzchni, koła zaprzęgu migały szprychami.

Dokont smierzaacie? – zapytała podniośle. Nikt się nie odezwał. Zawiedziona, zajrzała do ciemnego wnętrza, przyświecając przypinką z symbolem Strixhaven. Rozbudzona ciekawość kazała dźwignąć naczynie, postawić do góry nogami i wytrząsając zawartość. Kolebiąc za uchwyty na boki i uderzając w dno. W piachu piach i więcej piachu. Poirytowana, że teraz również w jej butach. Wypadła jeszcze zbita kula, bez niespodzianek – z piachu. Kopnęła bryłę, która potoczyła się, uderzając o fragment antycznej kolumny. Wydała z siebie metaliczny dźwięk.

Zdobiona w konstelacje sfera z przesuwającymi się po powierzchni pierścieniami dla Viral była równie kosmicznym obiektem jak wszystko co przedstawiała. Potrząsała tajemniczym urządzeniem zeskrobując resztki skamieniałej, grubej warstwy piaskowca. Zmęczona przysiadła wśród archeologicznych zdobyczy, nie wypuszczając zabawki z ręki. Świat wirował.

Uwolnij mnie, a... – ledwo zrozumiała, przytulona do poduszki ze złożonej w kostkę starożytnej flagi. Odgoniła irytujący hałas machnięciem dłoni, przysypiając. Wytarła rękawem strużkę śliny ściekającej po brodzie i poprawiła na posłaniu.

Czego pragniesz? – byt szukał karty przetargowej.

Ciastko... – dziewczyna wymamrotała przez sen.

Komnatę wypełnił dudniący śmiech.

Władzę? Potęgę? Nieprzebrane skarby? – zapytał szeptem, nie ustępując, głosem sięgającym z mechanizmu ku uszom pokrytym futrem, bardziej przystającym pustynnemu lisowi.

Przeciskające się do gardła z głębin świadomości Viral – "Nie daj mnie przekuć w bezwolne ostrze w ręku Lazava", nie odnalazło drogi. Bezsilne, uciszone na barierach założonych w zmiennokształtnej przez magów umysłu od pokoleń modyfikujących jej linię krwi.

Opuść więzienie i wspomóż Dom Dimir w jego zamierzeniach.... – wyszło zamiast z ust dziewczyny, z mimowiedną, beznamiętnie zimną przytomnością.

Jak przez mgłę widziała dym wydostający się z astrolabu. Wypełniający całe pomieszczenie. Dziwny kształt, który przyjmował. Płonące gniewem oczy, które z wolna przygasały wpatrzone w przykrytą zatartym sztandarem, pochrapującą na górce piachu niewielką istotę, tak samo niewolną jak i on.

A możesz wyglądać mniej łyso i pęczyście, a bardziej jak Szadek... Szadek był... – wymamrotała w odurzeniu – taki przystojny...


*Był* jest tutaj znaczące. Zaraz przed śmiercią, niekoniecznie – dżin spróbował prześmiewczo, łypiąc spode łba czerwonymi ślepiami. Zmaterializował w dłoni szyderczą czaszkę i poruszał żuchwą, jakby to ona mówiła. – Dobrze, dzieciaku bez denara gustu... Niewielka cena za wolność, nieodrodna córo swych przodków. Wspomogę cię. Wasze zamierzenia są wszakże zbieżne i obawiam się, że takimi pozostaną.

Po trudnym do oszacowania czasie Viral obudziła się w miejscu jeszcze bardziej surrealistycznym, niż w którym zasypiała. Leżąc na wielkich, jedwabnych poduchach w pomieszczeniu o przyjemnym zapachu dogasających kadzideł. Miała bardzo dziwny sen i chyba wciąż jeszcze trwał.
 
Cai jest offline  
Stary 11-05-2023, 14:07   #86
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Bluszcz, który najwyraźniej tak lubiła profesor Lang teraz był nie tylko za jej plecami, ale wszędzie w sali. Jakby kogoś przyłapała na ściąganie pewnie też zawisł by jak Viral. Nauczycielka wyjaśniła krótko zasady egzaminu po czym można było przystąpić do jego zdawania. Donovan przejrzał kartkę z pytaniami. Następnie rzucił okiem o czym ma na to o czym ma być esej.

Szybko zorientował się, że na tym egzaminie nie było pytań związanych z rzeczami, którym poświęcił więcej czasu na naukę niż pozostałym, ale w teście były pytania z tych pozostałych, których też się przecież uczył tylko poświęcił im mniej czasu, ale sporo też pamiętał z zajęć. Zaczął rozwiązywać część zamkniętą by potem przejść do eseju. Napisał ten egzamin nawet dość szybko, ale uznał, że poczeka z jego oddaniem do oficjalnego zakończenia.

Po skończonym egzaminie był pewien, że zdał. Uznał, że dobrze było by zaliczony egzamin w Strixhaven jakoś uczcić. Uznał zatem, że zorganizuje w najbliższych dniach koleżeńskie spotkanie w tawernie dla kilku znajomych chłopaków. Zaprosił na nie Tigala, Percego. Temu drugiemu zaproponował, że jeśli chce by zabrał na nie znajomego minotaura.

Donovan na spotkanie zaprosił jeszcze Javesha, Quentilliusa i współlokatora gensai ognia. Uznał, że dobrze byłoby dobrze lepiej go poznać skoro współdzielił z nim mieszkanie.

***

Crouch po skończonym egzaminie udał się do sklepu z pamiątkami. Było. to drugie miejsce, które chciał obejrzeć w Strixhaven, a którego dotąd nie miał czasu odwiedzić.

W sklepiku był pierwszy raz zatem głównie zapoznawał się z cenami i szukał czegoś interesującego co mogło by okazać się przydatne. Jeśli coś takiego znajdzie być może przy kolejnej wizycie kupi tą rzecz jeśli będzie go na nią stać.

Donovan po wyjściu ze sklepiku wrócił do wynajmowanego mieszkania i przeczytał ostatnie wydanie Strixhaven Star na co ostatnio nie miał czasu przez wzgląd na egzamin. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy była przekłamana okładka. Grayson gratuluje ci kreatywności, bo w sumie kolejną okładkę z Percy`m na okładce można by uznać za monotonną. Oby, to jednak się częściej nie powtarzało, bo gazeta będzie tracić wiarygodność.

Po przejrzeniu SS Donovan wyciął z okładki siebie, Tigala i Percy`ego oraz żaby. Starał się by, to co wycinał miało jak najwięcej wspólnego z prawdą, a potem wycięty fragment wkleił do jednego z zeszytów.

Odpoczął do około południa i potem udał się kawiarni w której zorganizowano występ żab. Tym razem zamiast rozmawiać z przypadkowymi gośćmi postanowił porozmawiać z personelem o kradzieży, która miała miejsce podczas wyścigu. Być może tym razem natrafi na jakiś trop.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 12-05-2023 o 18:12.
Shartan jest offline  
Stary 11-05-2023, 16:45   #87
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Oczy aasimara wypełnił niepokój gdy tylko zobaczył pierwsze pytanie testowe. Nie znał go. Podobnie jak drugiego. I trzeciego. W panice przeleciał przez pytania. Nowy test. Zero repet z poprzednich lat. Nawet nie było pytań które byłby parafrazą wcześniejszych. Profesor Lang ułożyła egzamin od podstaw. Młodzieniec złapał się za głowę i z trudem zaczął stawiać krzyżyki, z nadzieją na to że odrobina wiedzy którą posiadł wystarczy.

***

Pytanie otwarte było za to... zaskakująco proste. Jak uspokoić Slaada równie dobrze mogło być pytaniem jak uspokoić humanoida. Te istoty były w zasadzie wszystkie inteligentne, choć nie zawsze z inteligencji korzystały. Czyniło to je podatnymi na cały szereg zaklęć, z szczególnym naciskiem na te wpływające na umysł. Od tej tezy rozpoczął też pisanie swojego eseju. Eseju który z każdą minutą wydłużał się o kolejne zdania, nie raz pozbawione niemal treści, a pełne pisarskich sztuczek czyniące go coraz bardziej kwiecistym, jak i coraz trudniejszym do czytania.

Skończył gdzieś w połowie nadanego czasu z raczej markotną miną. Test uwalił, wszystko zależało od jego wodolejstwa. Miał cichą nadzieję że profesor Lang przymruży oko, albo że zwyczajnie nie będzie jej się chciało przeczytać wszystkiego. Burknął coś pod nosem i opuścił salę.

***
Wieczór spędził jak zawsze, wymykając się na świeże powietrze. Nie był to jednak pobyt spokojny. Nocne niebo go wzywało jak zazwyczaj, ale czuł napięcie. Po części z powodu egzaminu, a po części z powodu istot które włóczyły się nocami po Strixhaven. W końcu dotarł do publicznego parku i rozłożył się na świeżej trawie, z wzrokiem wbitym w górę.

Nie przyznałby się nikomu, ale najzwyczajniej w świecie się bał. Bał się nie tyle mroku, co odsłonięcia. Te krótkie chwile kiedy był sam, poza nawiasem rodziny i społeczeństwa były w równej mierze wyzwalające, co straszne. Gdyby tylko miał się za czym schować... schować pod zaklęciem niewidzialności...

Nagle powietrze wokoło aasimara zafalowało i zestaliło się, odcinając mu wzrok. Serce zaczęło walić w klatce piersiowej młodzieńca jak szalone. Zerwał się na nogi jak oparzony i przedarł na zewnątrz. Odskoczył jeszcze kilka kroków nim zrozumiał że nikt go nie atakuje, a w miejscu w którym był przed chwilą stoi... zabudowana ławka.

Podniósł z ziemi kamień i rzucił nim w dziwaczne zjawisko. Głuche tąpnięcie sugerowało że ten zderzył się z ziemią, nie drewnem. Tig niepewnie wyciągnął dłoń, która przeszła przez ławkę na wylot. Iluzja. Poczuł równocześnie z tyłu głowy jakąś obcą energię, energię którą czuł zazwyczaj gdy rzucał zaklęcia. Skupił się i wyzwolił ją, a "ławka" zafalowała i znikła.

- Jestem genialny. - oznajmił cicho i skupił się myśląc o... profesor Lang i Slaadach. W powietrzu przed nim zmaterializowała się iluzja driady trzymająca czerwonego Slaada za gardło, w pozie zwycięzcy którą kiedyś widział na starej rzeźbie w rodzinnej posesji.

Wymiary były całkowicie nie tak. Pośladki i piersi profesor były przerysowane, tak jakby namalował ją napalony piętnastolatek. Twarz była niemal pozbawiona szczegółów, jakby obserwator nie był wstanie się na niej skupić, Slaad natomiast wyglądał dokładnie jak żaba która startowała w niedawnych wyścigach. Nawet miał komicznie małe ubranko.

Tig zamachał dłońmi, rozpraszając zjawisko i pomyślał o czymś co znał o wiele lepiej. Pomyślał o sobie.

Patrzył w lustro. Złote włosy w artystycznym nieładzie. Twarz niemal idealnie symetryczna, jak wyciosana ręką artysty. Ciało niezbyt umięśnione, ale smukłe, pozbawione grama zbędnego tłuszczu. Tęczówki wyglądające jak roztopione sadzawki platyny. Osadzone w białych... nie! Czarnych niczym węgiel twardówkach. Iluzja zamigotała i znikła.

Aasimar zaklął i znalazł spore drzewo o które się oparł. Po chwili jego powierzchnia się wybrzuszyła, chowając młodzieńca w sobie.

***

Do dormitorium wrócił dopiero nad ranem, z oczami podkrążonymi ze zmęczenia, jakby zarywał dopiero co noc do egzaminu. Na jego twarzy gościł uśmiech, uśmiech osoby która odniosła znaczny sukces.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 13-05-2023, 17:09   #88
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Percy żył i śnił slaadami. Tydzień egzaminów śródsemestralnych poświęcił w całości intensywnej nauce, odkładając na bok swoje prywatne projekty, ignorując cień żalu jaki zakłuł go na myśl, jak blisko był ich ukończenia. Mimo że był ciekaw wyników tychże przedsięwzięć, adept potrafił priorytetyzować i gasić emocje chłodną racjonalizacją, co w tym przypadku było tym łatwiejsze z racji tego, że odroczenie było mierzone zaledwie w dniach. Wobec czego myśli Percy'ego płynęły i krążyły nieprzerwanie wokół Wiecznie Zmiennego Chaosu oraz jego ropuszych autochtonów, utrwalając powtarzane informacje z pomocą Vrorbeenqei, Tiliany i Drazhomira. Dzięki czemu, gdy nadszedł dzień egzaminu, był gotów na wszystko.

Drygająca pod stolikiem noga i bębnienie palców o drewno można było wziąć za przejawy zdenerwowanie, lecz gdy arkusze egzaminacyjne zmaterializowały się przed uczniami, prędko okazało się że te tiki były wbrew pozorom oznaką zniecierpliwienia. Percy jako jeden z pierwszych odwrócił papier i podpisał w górnym rogu, wczytując się w treść pierwszego pytania i przyciągając ku sobie kałamarz jeszcze zanim profesor Lang zakończyła wyjaśniać, jak egzamin miał wyglądać. Gdy rozbrzmiała szeleszcząca symfonia odwracanych arkuszy, adept był już przy piątym pytaniu, w zupełności oddany czytaniu treści i zaznaczaniu prawidłowych odpowiedzi prędkimi ruchami. Szare spojrzenie nawet na moment nie opuściło prostokątnego pergaminu, a krucze skrzeki i pierwsze odsuwane krzesła nawet nie przebiły się do świadomości Percy’ego.

Najwięcej czasu poświęcił, jakżeby inaczej, pytaniu otwartemu. Test wielokrotnego wyboru wszak nie wymagał za wiele finezji - tam, gdzie adept nie znał poprawnej odpowiedzi, mógł odnaleźć ją metodą eliminacji, odnaleźć wskazówkę w którymś z poprzednich pytań lub najzwyczajniej w świecie zgadywać. Esej jednak wymagał nieco więcej. Jak choćby ułożenia chaotycznie przeplatających się w głowie Percy’ego faktów na temat slaadów oraz ujarzmienia pędzących ciągów myślowych.
“Wedle słów doświadczonego obieżysfera, jakie można przeczytać w ‘Wiecznie Zmiennym Chaosie - Przewodniku Obieżysfera po Limbo’, najskuteczniejszym sposobem na uspokojenie slaada jest prędka i dokładna dekapitacja. Jeśli jednak tenże sposób zawiedzie bądź jest niemożliwy do zrealizowania, można uciec się do klasycznych zaklęć z dziedziny zauroczeń. Należy jednak pamiętać o tym, iż slaady są klasyfikowane jako aberracje, wobec czego niektóre z uroków nie wpływają na ich umysły jak w przypadku humanoidów. [...]”

“[...] Magia nie jest jednak jedynym sposobem na uspokojenie slaada w przypadku konfrontacji, aczkolwiek szeroko pojęta dyplomacja pozostaje dużym wyzwaniem. Jako autochtoniczny gatunek Limbo, kultura slaadów różni się znacząco od kultur większości Planów Materialnych, przez co traktowanie tychże aberracji jak innych humanoidów oraz stosowanie tychże samych praktyk przy kontakcie byłoby skrajną głupotą. Biorąc pod uwagę niechęć slaadów do używania języków innych ras, ich irracjonalne (z naszego punktu widzenia) zachowanie oraz reakcje, jak i unikalne, zmienne ciągi ‘logiczne’, dyplomacja powinna być ostatnim wyborem w przypadku nieoczekiwanej konfrontacji. [...]”

“[...] Jako że slaadzia kultura opiera się na sile, ograniczona przemoc pozostaje najskuteczniejszym sposobem na deeskalację sytuacji. Powszechne wśród nich przekonanie, udokumentowane przez obieżysferów, iż prawem silniejszych osobników jest dominacja nad i wyzysk słabszych jednostek, pozwala na uspokojenie agresywnego osobnika poprzez pokaz siły i zmuszenie oponenta do uległości. [...]”
“Nie tylko Limbo wypluwa takie osobniki,” Percy sarknął w myślach, mimowolnie unosząc spojrzenie znad arkusza i zerkając w stronę Quezane. O dziwo miejsce eladrinki było już puste. Adept mruknął tylko wieloznacznie na ten widok i wrócił do skrobania piórem.

Percy opuścił salę jako jeden z ostatnich, wykorzystując każdą jedną sekundę na rewizję odpowiedzi oraz korektę wypracowania, jak również dodanie bibliografii na samym końcu. Zadowolony ze swojej pracy wręczył arkusz profesor Lang, gdy ostatnie krwiście czerwone ziarenko piasku opadło w dolną komorę klepsydry.


Z jakiejś niezrozumiałej dla adepta przyczyny Donovan postanowił zaprosić go do tawerny, aby uczcić zakończenie egzaminów. Percy nie za specjalnie widział w tym wydarzeniu powód do świętowania, aczkolwiek podejrzewał że większość traktowała to jedynie jako wymówkę do wypicia.

Niedziękujęmaminneplany! — odpowiedź była wyrzucona jednym tchem.

Prywatne projekty interesowały go o wiele bardziej, niż towarzyskie spotkanie, od którego tylko rozboli go głowa.


Dzień po zakończeniu egzaminów Percy wymknął się z dormitorium pod osłoną długich, późnowieczornych cieni, z tornistrem na plecach i grymuarem pod pachą, nie kryjąc nawet podniecenia. Drżąco-skocznym krokiem przemykał alejami w kierunku dawno już wybranego, odludnego miejsca w parku mającego być miejscem rytuału. Statystycznie rzecz ujmując przedsięwzięcie raczej nie wymagało takich środków bezpieczeństwa, lecz adept wolał przezornie dmuchać na zimne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że tutejsze energie magiczne nie były filtrowane przez mystriański Splot.

Drżenie ekscytacji zniknęło zupełnie, gdy Percy dotarł nad sadzawkę i przy akompaniamencie szumu drzew i kumkaniu żab przygotował do rytuału. Przyświecając sobie uaktywnioną broszą zdobytą podczas pierwszego dnia, znaczył każdą stronicę księgi wyczarowanym z nicości błękitnym piórem, pewną dłonią kreślił tajemne symbole i skomplikowane glify, wtłaczając w nie cząstki eteru. Bezbrzeżnie oddany tejże czynności nie śledził upływu czasu, lecz gdy rozpoczął pierwszą inkantację ciemność nocy zdążyła już na dobre spowić kampus. Dłonie kreśliły znaki w powietrzu, załamując powietrze zbieraną na opuszkach energią, wtłaczaną w grymuar.

Atramentowe linie zaczęły falować i drgać na pergaminie, wybrzuszać lśnieniem i gorzeć mdłym, niebieskawym blaskiem. Stronica za stronicą, iskry magii ożywiały formuły zawierzone papierowi, elektryzowały powietrze wokół, wzbierały pasmami zórz. Percy ignorował gęsią skórkę na całym ciele, gorąc w podbrzuszu, łzawiące oczy, coraz płytsze oddechy, eterycznie upiorną melodię. Zbierał i wtłaczał magię w księgę dźwięczną inkantacją i coraz to bardziej bolesnymi w swoim skomplikowaniu gestami.

Front grymuaru był ostatni. Percy machnięciem dłoni zamknął księgę i złożonymi palcami splótł ostatnie figury, obrotem nadgarstka zwinął eter maelstromem, koronując rytuał pieczęcią mającą zogniskować zaklęcie. Szerokim gestem zebrał iskrzącą zorzami energię, objął i ściągnął w dół, składając je w linie glifu, spajając eter z rzeczywistością.

Cisza. Głucha cisza i umierający nimb błękitu.

Jakimś cudem Percy zdołał podeprzeć się dłońmi gdy wątła sylwetka zadrżała po raz ostatni i poleciała do przodu. Pochylony nad księgą adept sapał ciężko, łapiąc wyzuty z piersi oddech, odpędzając nagłe zmęczenie i przepędzając zamroczoną wizję. Szare spojrzenie utkwione było w gorejącym glifie, powoli stygnącym opalizująco.

Szeroki uśmiech zakwitł na twarzy adepta.


Jeśli to twoja idea pierwszej randki, to muszę cię rozczarować — Quentillius oznajmił między jednym i drugim ziewnięciem. — Naprawdę potrzebujesz korepetycji z romantycznych gestów.

To nie randka, a eksperyment — odparł Percy.

Tak to się zazwyczaj zaczyna — parsknął aktor.

Percy przez noc nie zmrużył oczu choćby na chwilę, zbyt podekscytowany sukcesem rytuału i skory do przetestowania teorii wymiany energii między zaklęciami. Nawet gdyby nie okrutne zmęczenie jakie wbiło w niego szpony po procesie zaklinania grymuaru, nie miał w planach miotania czarami w środku nocy i dawania świetlnego przedstawienie Mystra wie komu. Kampus był względnie bezpieczny, ale w nocnej ciemnicy - jeśli wierzyć plotkom - podobno krążyły przeróżne stworzenia, niekoniecznie przyjaźnie nastawione do uczniów, zatem adept wolał nie robić z siebie latarni morskiej. Poza tym istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że zmodyfikowane zaklęcie wybuchnie mu prosto w twarz i rozsądnym rozwiązaniem było poproszenie kogoś o czuwanie nad procesem. Padło na Quentilliusa. Rudowłosy zgodził się po akceptowalnej dozie narzekań na pobudkę przed świtem.

Właściwie to dlaczego nie Drazhomir? — aktor zapytał, gdy zbliżali się do sadzawki. — Jest silniejszy, szybciej doniósłby cię do lazaretu jeśli rzeczywiście zrobisz sobie krzywdę.

Jestem prawiepewien, że Drazhomir mdleje nawidokkrwi — im bliżej sadzawki, tym gorzej Percy zlewał ze sobą słowa przez ekscytację. Dotarłszy na polanę, zajął się wertowaniem księgi by odnaleźć pierwszą formułę.

Jak wysoko oceniasz prawdopodobieństwo, że zaklęcie “eksploduje ci w twarz”?

Pięć przecinek trzydzieści pięć na dziesięć — oznajmił de Sartre.

Aha — odparł głucho Quentillius, wycofując się do linii drzew za plecami.

Percy z kolei skierował kroki w przeciwnym kierunku, ku jagodowym krzewom. Dotąd ściskany pod pachą grymuar teraz unosił się cal nad otwartą dłonią, otwarty na stronicy poświęconej formule zaklęcia Gorejących Dłoni. Adept rozpoczął inkantację, po raz kolejny zaskoczony jak bardzo rytuał z zeszłej nocy wpłynął na księgę, która zdawała się wręcz przewidywać zamiary swojego właściciela. Stronica prześwitywała miejscami, pozwalając lśniącym glifom pod spodem przebijać się do góry, zwijając widmowo zmodyfikowaną formułę mdłym błękitem.

Zogniskowane zaklęcie spłynęło spod palców Percy’ego wachlarzem jadowitej żółci i zieleni, syczącym strumieniem rozlało wśród krzewów, wypalając florę kwasem. Gwizd zza pleców i krótki aplauz nadeszły w chwilę później, gdy sukces stał się oczywisty.

Twarz w całości, moje gratulacje! — Quentillius krzyknął ze swojego schronienia.

Terazcośtrudniejszego! — odkrzyknął Percy, zbliżając się do sadzawki.

Kolejna modyfikacja przyszła już łatwiej, bez cienia wątpliwości czy strachu i również z pomocą widmowych symboli podsuniętych przez księgę. Percy przelotnie zastanowił się, czy nowonabyta, szczątkowa świadomość grymuaru była zupełnie nowym tworem, wyrwanym fragmentem jakiegoś planarnego bytu czy poświęconą cząstką jego własnego jestestwa, lecz gdy płomienie buchnęły spod jego palców ognistym łukiem i uderzyły w taflę sadzawki, jedna myśl wyparła wszystkie inne. Sukces. Pełny sukces!

Tak! — adept podskoczył tryumfalnie w miejscu, unosząc dłoń i rozwiewając zaklęcie. Obrócił się w stronę Quentilliusa z szerokim uśmiechem, zamykając księgę i pozwalając jej opaść delikatnie w dłonie.

Aktor odwzajemnił uśmiech i zaklaskał w dłonie, ale zamarł nagle, wpatrując się w coś za plecami de Sartre’a rozszerzonym spojrzeniem.

Uh, Percy...? Wymierzyłeś za blisko szuwarów — oznajmił, wskazując palcem rozrzedzający się obłok pary.

Adept wierzgnął w miejscu, odwracając się z powrotem ku tafli. Przybrzeżna trzcina zaczynała dymić.

Szlag!
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 13-05-2023 o 17:22.
Aro jest offline  
Stary 13-05-2023, 22:52   #89
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Zbliżający się egzamin mocno stresował goblinkę. Ta niby wiedziała i była pewna swojej wiedzy, szczególnie po bardzo skrupulatnym przypominaniu materiału wraz z Percym i Tilianą, które wychodziło im bardzo sprawnie. Dla upewnienia Ror chodziła wszędzie z książką o Slaadach i gdy tylko miała moment, otwierała ją i czytała o rzeczach, które najbardziej topornie się jej przyswajały. I mimo pewności tego, że wie chyba już wszystko, dalej się stresowała. Najbardziej odbiło się to na Til.

Dziewczyny chwilowo odpuściły nocne wypady. Ich testy były zakończone, a chęć zbadania nocnej Strzygi, mogła zaczekać, a nauka na zmęczony umysł była cięższa niż po jedynie kilku godzinach snu, więc decyzja o tym, aby się wysypiać była słuszna. Co jednak z tego, gdy Vrorbeenqea nie mogła zasnąć każdej nocy. Leżała i patrzała w sufit co chwilę zadając sobie w myślach pytanie związane ze zbliżającym się testem i sama sobie na nie odpowiadała. Gorzej jak nie znała odpowiedzi na nurtujące ją pytanie. I w tym miejscu pojawia się problem Tiliany. Ror czym prędzej wypełzała z łóżka i zakradała się do swojej przyjaciółki, którą budziła i to właśnie jej zadawała te pytanie, oczekując odpowiedzi. Przy pierwszych razach dziewczyna była przejęta co też mogło się stać, że została obudzona w środku nocy. Szybko jej reakcja zmieniła się w zaspane "Co znowu tym razem...?. Dziewczyna nawet nie otwierała już oczu, bo najzwyczajniej nie miała na to sił. I po kilkunastu próbach uspokojenia koleżanki, wiedziała że nie ma to sensu i najzwyczajniej w świecie odpowiadała na zadawane pytanie, bo brak odpowiedzi równał się brakowi dalszego snu.

Na szczęście Ror po kilku rundach do współlokatorki zazwyczaj padała ze zmęczenia i zasypiała. Co najśmieszniejsze, rzadko kiedy udawało jej się doczłapać do swojego łóżka, które było w sumie tuż obok. Najczęściej usypiała na podłodze i to koło łóżka Til oczekując na odpowiedź. Rano dziwną sytuację mogły zobaczyć inne koleżanki z dormitorium, które raczej nie dopytywały się o to co się właśnie wydarzyło. Czarodziejka natomiast, gdy sytuacja powtórzyła się dwukrotnie, zaopatrzyła się w dodatkowy koc, który zrzucała z łóżka, gdy tylko zobaczyła tam śpiącą Ror. Ryzyko obudzenia, aby udała się na własne łóżko było zbyt duże. Rozbudzona goblinka prędzej by zaczęła zadawać kolejne pytania niż poszła normalnie spać.

***

Nadszedł ten dzień. O dziwo najbliższe otoczenie goblinki mogło odpocząć od zadawania lawiny pytań. Ror szła pewnym krokiem na egzamin, pewna swoich umiejętności. Usiadła w ławce i czekała na kartkę. Oczekując zauważyła nad sufitem latające kruki. Siedem. Chyba. Spojrzała nagle w dół. Profesor Lang tam stała. Nie miała wątpliwości, że to ona, by tym razem Viral siedziała w ławce tak jak i ona sama. Poza tym nie uwierzyłaby, że zmiennokształtna odważyłaby się na powtórkę po tym czego doświadczyła. Adeptka ponownie spojrzała w górę. To zapewne nie jest profesor Lang. Skoro nie ona to kto? Jej ptaki, które obserwują zamiast niej, czy może inni nauczyciele, którzy pilnują, czy aby uczniowie uczciwie rozwiązują test? Teoretycznie jaka nie byłaby odpowiedź, jej to nie dotyczyło. Miała zamiar uczciwie podejść do sprawy.

Gdy tylko usta profesor otworzyły się, do umysłu goblinki ponownie napłynęły wątpliwości. A co jeśli jednak nie wie? A co jak nie zda? A co...? I milion innych. Nawet nie zauważyła, że wykładowczyni przestała mówić, a wszyscy uczniowie zaznaczają już odpowiedzi na swoich testach. Ror odwróciła kartkę i zamarła. Nie mogła przypomnieć sobie odpowiedzi prawie na żadne pytanie. Była pewna, że zanim usiadła do ławki i ktoś by ją o to zapytał nie byłoby problemu, aby odpowiedziała poprawnie. Teraz jednak jej umysł się zablokował. Nie mając wyjścia przeszła do części otwartej egzaminu. Tę formę preferowała zdecydowanie bardziej. Pomyślała raz, drugi i w momencie, gdy pióro z atramentem zetknęło się z kartką stres opuścił dziewczynę. Słowa szły same, a ona pisała jak automat nie zastanawiając się nad tym co pisze. Po prostu pisała i wiedziała, że wszystko idzie dobrze. W końcu o tym jak uspokoić Slaady czytała tuż po tym, gdy spotkały wraz z Til nocnego potwora. Pomysł żeby ujarzmić to stworzenie, tak pochłonął Ror, że tematycznie zabrała się za wiedzę co zrobić w takich sytuacjach ze Slaadami. Jak widać widza przydała się.

Gdy tylko skończyła pisać podniosła wzrok. Okazało się, że na sali pozostała już garstka osób, a piasek w klepsydrze nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Goblinka szybko wróciła do testu, który był w opłakanym stanie. Teraz, gdy jej umysł był oczyszczony i nie przejmował się wszystkim, po tym jak rozkręcił się podczas pisania eseju, nie miał problemu w odpowiedzi na pytania. Szła jak burza i udało jej się zakończyć wypełniać wszystkie pytania, zanim upłynął czas na zdawanie egzaminu. Gdy oddawała swoja pracę profesor Lang, wzorkiem szukała przyjaciółki. Chciała zapytać się jak jej poszło. Wychodząc z sali kątem oka zauważyła jeszcze jak Percy oddaje swoja pracę. Jego też musi zapytać, ale to już później.

***

Wieczorem dziewczyny na uczczenie zakończonego egzaminu, niezależnie czy zdanego, czy też nie, postanowiły urządzić małą imprezę. Ror mimo mocnego zmęczenia po ostatnich nieprzespanych nocach, postanowiła dołączyć do ucztowania. Już wcześniej wiedziała co będzie się święcić, bo dziewczyny to zapowiadały i twierdziły, że nie przyjmują odmowy. Jak to na goblinkę przystało, nie mogła ona przyjść z pustymi rękoma. Vrorbeenqea wygrzebała z pamięci swój najlepszy przepis na ciastka oraz kilka innych na dobre słodkości i z kilkoma tackami przyszła na przyjęcie. Smakowało, bo zniknęły w trymiga. Największym zaskoczeniem dla dziewczyny była przyniesiona duża ilość alkoholu. Z początku odmówiła spożycia, nigdy go nie spożywała i obawiała się tego jak na nią zadziała. Poza tym miała zamiar szybko położyć się spać. Jednak jedne namawiały ją, żeby wypiła, bo lepiej będzie się jej spało, kolejne że nie wypada się nie napić. Nic z tych rzeczy do niej nie przemawiało, ale oczywiście trafiły do niej słowa nie kogo innego jak Til.

- No spróbuj. Skoro twierdzisz, że zdałaś, to lepszej okazji nie będzie. - Rozejrzała się i dodała cichacze - Śmiało, najwyżej wyplujesz. - Zachichotała.

Goblinka zamknęła oczy, prawie już zasypiając i wzięła spory łyk wciśniętego jej wcześniej w dłonie trunku. Paliło i grzało. Oj i to mocno. Ror momentalnie doświadczyła jak ciepło rozchodzi się po jej organizmie, dosłownie po całym ciele, a od niej samej tak jakby odeszło całe zmęczenie. Dziewczyna poczuła się tak, jakby przespała właśnie cały dzień i w tym momencie obudziła się pełna werwy. Swoją zmianą nastawienia zaskoczyła chyba wszystkich, w tym samą siebie. Vrorbeenqea bawiła się świetnie ani myśląc o spaniu, które moment wcześniej prawie ciągnęło ją za palce u stóp do łóżka. Wybuchowa energia nie trwała jednak długo. Po dosłownie godzinie padła tam gdzie stała i zasnęła. Na jej szczęście nie czując ponownych efektów "ożywienia" po spożyciu magicznego napoju, niezbyt często sięgała po niego ponownie ze względu na niezbyt najlepszy smak, więc mogła uniknąć jego złych efektów kolejnego dnia.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 18-05-2023, 11:16   #90
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Dzień egzaminu był ciężki. Wieczór po egzaminie był jeszcze cięższy. Zwłaszcza dla Donovana. Okazało się, że Koniec Łuku stał się centrum spotkań towarzyskich. Dzień w dzień różne kolegia i różne roczniki świętowały pierwszy zaliczony egzamin. Padał ze zmęczenia, ale był szczęśliwy. W końcu w ostatnim dniu nauki miał swoją imprezę.

***


- Nie wiem czy to dobry pomysł - wątpiła Tiliana. - Naprawdę na ulicach może coś łazić.

Tigal przywarł do ściany i natychmiast stworzył wokół siebie iluzję ściany. Trzeci dzień z rzędu dopracowywał swoje iluzje. Na razie tworzył bezgłowe istoty stworzone z eleganckich ubrań i kazał im się poruszać w różne storny. Szło mu coraz lepiej, choć nie tak dobrze jakby chciał.

I wtedy poczuł dziwną lepką maź na ramieniu. Odruch był zbyt silny. Wykoczył.

Ror i Tiliana zdębiały. Ze ściany z cegieł, zupełnie podobnej do wielu innych nagle wyskoczył Tigal. Jakby przez nią przeszedł. Ściana wyglądala całkiem normlnie… poza faktem że z jej podtawy coś wypływło. Ale wypływało w nienturalny sposób… jakby owa ciecz była czymś kierowana. Ów glut zaczął powoli rosnąć.

- Lepiej uciekajmy! - powiedziała Tiliana.

***


Viral miał kolejny problem do rozwiązania. Udało jej się przekonać Quezane do odstąpienia lokalu, który znalazła w pierwszym tygodniu. I tak benefity jakie z niego czerpała były niewielkie. Teraz stał pośród wielu umierających roślin. Proces powtarzał się każdego dnia. Sadziła je. Podlewała. Przyspieszała ich wzrost. A w nocy rośliny umierały. Czasem zdążyły wydać ziarna, innym razem nie…

- Nie mają światła - przemówił jej nowy towarzysz, który nie odstępował jej o krok, a jednak pozostawał niewidzialny dla innych.
- Musisz im stworzyć magiczne źródło światła, tak, żeby nikt nie odkrył, że tu rosną. Albo wynieść się stąd.

***


Zgodnie z zapowiedziami kolejny kurs w ramach Magicznych Aur był prowadzony przez innego wykładowcę. Zmieniono salę wykładową na bardziej ustronną, zamkniętą w surowych kamiennych ścianach z wysokimi oknami wychodzącymi na przejście do Biblioplexu.
Prowadzący był krasnoludem ubranym w biało-czarny, szykowny mundur Silverquill na który przywdziany miał napierśnik, a u pasa wisiało typowe regalium Zakutego Łba - pełen hełm. Wchodząc przez przejście dla wykładowcy zlustrował studentów uważnym spojrzeniem zza okularów o okrągłych szkłach. Podchodząc do biurka walnął na pulpit ciężką, okutą księgę. Hełm ustawił na biurku tak by był skierowany w kierunku uczniów. Co bardziej spostrzegawczy mogli dostrzec klejnoty wprawione w wizjery oraz ślady na pancerzu zarówno pozostawione przez magię jak i oręż.
- Witam na Magicznych Aurach, drodzy państwo. Nie będę was okłamywał, wasze szanse na zdanie w pierwszym terminie tego semestru, są marne. Ale daję wam słowo że dołożę wszelkich starań byście zrealizowali postawione przed wami zadania i w najgorszym wypadku mogli spokojnie zalać pałę po sesji z tróją w indeksie. Bardzo ciężko i boleśnie dla was zarobioną tróją, gwoli ścisłości.
- Moje nazwisko to Battlehammer. Prowadzę kurs Magiczne Aury: Metamagia w ujęciu Interdyscyplinarnym.
- Pod tą wiele mówiącą nazwą kryje się wykraczanie poza ortodoksyjne postrzeganie magii. Ile kultur i cywilizacji, tyle doktryn magicznych. Na tych zajęciach poznacie kilka z nich, dowiecie się o podłożach z jakich wynikają, by lepiej zrozumieć samo funkcjonowanie surowej magicznej energii. By zrozumieć że wasza własna percepcja i osobowość już mogą wpływać na to w co ta energia się uformuje. To podstawy metamagii. Po co wam to właściwie? Wielu czaromiotów radzi sobie bez tego całkiem dobrze. Powód jest prosty: im więcej będziecie wiedzieć o samej energii, protokole jej wykorzystania jakim są zaklęcia oraz jak wygląda ich interakcja z wami tym łatwiej będzie wam rozpracować i przyswoić sobie nieznane wam zaklęcia nawet z obcych doktryn magicznych. No i oczywiście część z was może jednak zechce zająć się modyfikacją zaklęć.
Krasnolud wyciągnął przed siebie dłoń. Księga na pulpicie otwarła się i z jej wnętrza zaczął dobywać się złocisty blask. Kilka tajemnych słów i w otwartej dłoni wykładowcy pojawiła się kula skoncentrowanego ognia, który ściekał z pomiędzy palców Battlehammera. Krople ognia spadały wyparowując zanim dotknęły ziemi.
- Chyba jeden z najbardziej znanych czarów. Ikona bitewnych magów. Niefinezyjna, brutalna i prosta metoda na wymazanie z rzeczywistości wiejskiej chałupy lub wyłączenia z walki oddziału zielonych wojaków. Gdyby każdy z was przygotowałby ten czar, jego wygląd by się różnił mniej lub bardziej a efekt byłby taki sam.
- Jednak każdy z nas ma swoje limity, ile jego umysł i ciało może przepuścić magicznej mocy. Co jeżeli padał deszcz i chałupa delikwenta nie bardzo będzie chciała chwycić ogień? Albo generał pomny na ekscesy czarodziejów dał każdemu żołnierzowi po zaklętym pierścieniu? Trochę słabo tak marnować przygotowane zaklęcie…
To powiedziawszy rzucił gromiące spojrzenie na ogień w swojej dłoni, którego płomienie zaczęły się zwijać i blaknąć aż przybrały formę idealnej kuli przypominającej bąbel zakrzywionej przestrzeni.
— W takim wypadku gwałtowna fala uderzeniowa sprawdzi się zdecydowanie lepiej. Albo… - znów skoncentrował się na zaklęciu, a kula z odkształcenia przestrzeni zamieniła się w czarny bąbel atramentu, a potem znów w trzaskający wyładowaniami niebieski płomień, przy każdej z tych zmian księga na pulpicie przewracała stronę.
- Pani w drugim rzędzie przy oknie. Mogę prosić o otwarcie jednego skrzydła?
Uczennica posłusznie wykonała polecenie widząc nadchodzącego w jej kierunku pedagoga. Ten stanął spokojnie przy otwartym na oścież oknie.
- Jaka to przyjemność z bycia czarodziejem jeżeli nie można sobie przywalić apokaliptycznym władowaniem energii od czasu do czasu?
Z młodzieńczym wigorem Profesor cisnął kulą przez okno. Kulisty piorun wyleciał z impetem po czym eksplodował wyładowaniami kilkadziesiąt metrów od gmachu wysoko nad głowami potencjalnych przechodniów.
- Heh… znów będzie marudzenie ze strony dziekana. Nic to. W ramach zaliczenia na koniec kursu każdy z was przygotuje sobie zestaw czarów tematycznych, zaprezentuje je i zreferuje w jaki sposób uzyskał dany efekt. Bądźcie przy tym kreatywni i nie bójcie się wyrażać siebie. Zniosę nawet knajacki język byleby dobrze opisywał co zrobiliście. A póki co - rzekł otrzepując ręce - zacznijmy właściwą część wykładu… Kto mi powie… jakie jest powiązanie między komponentami materialnymi a magiczną doktryną czarującego? Czemu ten sam komponent zadziała dla czarodzieja i dla kleryka?
Zajęcia Profesora Battlehammera były na wpół teoretyczne na wpół praktyczne, nie mówiąc już o zahaczaniu o inne przedmioty i dyscypliny. Często oddawał głos studentom i zadawał pytania o przyczyny danych zjawisk lub wydarzeń oraz tok myślowy studenta gdy ten szukał odpowiedzi. Czasem wyznaczał kogoś do rzucenia czaru a reszcie kazał obserwować czym się zaklęcie różniło od jego „podstawowej wersji”. W pewnym sensie wykład obejmował tyle tematów że gdyby nie wstęp to mógłby być o czymkolwiek.
- W ramach pracy domowej poszukajcie swego ja, napijcie się w pubie albo potrenujcie. Chcę was widzieć na następnych zajęciach śmielszych i bardziej błyskotliwych niż dzisiaj. - rzekł na zakończenie - Do widzenia i spokojnego dnia.

** Autorem części z profesorem Battlehamerem jest Stalowy. Dziękuję, za wspaniałe urozmaicenie sesji. ***
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172