Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2023, 09:23   #1
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
[Pathfinder 2e] Obecność [18+]





Kintargo, będące stolicą Ravounel, rozciągało się na północno-wschodnim brzegu rzeki Yolubilis i dużej wyspie o nazwie Argo, znajdujacej się w ujściu rzeki. Podczas gdy Yolubilis zapewniało gospodarkę opartą na imporcie i eksporcie, miasto leżące w dole rzeki znane było ze złóż gliny, farm, kopalń, słonych źródeł i hut. Wodny osad nadający rzece charakterystyczny srebrzysty połysk i ogromna ławica łososi srebrzystych, które co roku korzystały z rzeki jako miejsca tarła, nadało Kintargo najpowszechniejszy z przydomków - Srebrne Miasto. Prawie dwunastotysięczna aglomeracja od dawna była rajem dla wszelkiej maści artystów, zwłaszcza kompozytorów, pisarzy czy muzyków pragnących rozwijać operowe tradycje Cheliax. Jest również ulubionym miejscem wielu rodzin szlacheckich do spędzania czasu z dala od uwikłania w obowiązki rządowe.

Tego dnia, wczesnym i całkiem ciepłym przedpołudniem przemierzaliście uliczki Starego Kintargo, pełnego magazynów, sortowni ryb i wszelkiego rodzaju biur na spotkanie z Calindrą Jhaltero. Młoda szlachcianka często wynajmowała wasze usługi do specyficznych, specjalnie dobranych zadań i przy okazji dobrze płaciła. Była bystra, ambitna i szybko wspinała się po szczeblach kariery w Kintargo.

Przewodziła siatce agentów zajmujących się przeróżnymi zadaniami okultystyczno-detektywistycznymi dla prywatnych zleceniodawców jak i rządu oraz posiadała szerokie znajomości wśród szlachty Ravounel. Znana była również z tego, że jej agenci otrzymywali bardzo dużą swobodę w swoich działaniach, pozwalała im również zachować kopie wszelkich znalezionych ksiąg, pergaminów czy innej niedostępnej dla zwykłych śmiertelników wiedzy. Dla wielu jej pracowników to wystarczało, innych przekonywało hojnie wypłacane złoto.


Drogę do wynajmowanego przez nią budynku znaliście na pamięć. Ruch tego dnia był spory, panował również głośny gwar, dlatego trzeba było przepychać się między spieszącymi gdzieś ludźmi lub zgrabnie między nimi lawirować. W końcu, w różnych odstępach czasu, ale przed ustaloną godziną spotkania dotarliście do starej kamienicy, gdzie na drugim piętrze znajdowało się biuro szlachcianki. Pierwszy pojawił się Taric, za nim Grakka, Algrim i Lazlo. Przedstawiliście się sobie i po chwili znaleźliście w przyjemnie wykończonym gabinecie wypełnionym półkami z książkami. Za solidnym, dębowym biurkiem siedziała Calindra Jhaltero, zapraszając was gestem dłonią, byście usiedli w przygotowanych wcześniej pięciu fotelach. Kobieta była jak zwykle elegancko ubrana, tym razem w wysokiej jakości czarną koszulę i tej samej barwy spodnie. Włosy miała upięte u góry a spojrzenie jej turkusowych oczu przeskakiwało spokojnie po waszych obliczach. Nie dało się ukryć, że była wyjątkowo piękną kobietą, od której unosił się przyjemny, różany zapach.


- Cieszę się, że jesteśmy już w komplecie - powiedziała, gdy zajęliście miejsca. - Dziś mam dla was zadanie dość nietypowe, ale w mojej ocenie bardzo interesujące. Na zachodzie Ravounel, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Cheliax, rząd Kintargo zamierza zbudować kolejny port. Zanim jednak rozpocznie inwestycję, chce mieć pewność, że okolica została wcześniej dokładnie sprawdzona i oczyszczona z ewentualnych problemów. Chodzi konkretnie o znajdującą się nieopodal zrujnowanej wsi o nazwie Krzywa Zatoczka posiadłości. Miejsce owiane jest złą sławą i podobno nawiedzone, dlatego doszłam do wniosku, że to będzie odpowiednie zadanie dla was. Domostwo było w przeszłości zamieszkane przez niejakiego Ioseffa Xarwina i jego rodzinę. Xarwin był ostatnim Cheliaxańskim hrabią na tych ziemiach a dom został mu przyznany przez ród Thrune za jakieś szczególne zasługi dla Cheliaxu.

- Poszperałam trochę tu i tam i dowiedziałam się, że jego żona Asethanna dała mu bliźniaki i była w tamtym czasie kimś w rodzaju znanej rzeźbiarki oraz malarki. Według notatek i zapisków wynika, że rodzina przeżyła pierwsze lata w Krzywej Zatoce w spokoju i szczęściu. Ale to nie trwało długo. Coś się wydarzyło półtorej dekady później. Trudno jest znaleźć szczegóły, ale z tego, co udało mi się odnaleźć wynika, że małżeństwo rozpadało się od wewnątrz. Ioseff miał coraz większą obsesję na punkcie swoich obserwacji astronomicznych, podczas gdy prace Asethanny stawały się coraz mroczniejsze i bardziej złowrogie. Wszystko skończyło się nagle w 4657 roku. Legenda głosi, że Asethanna pewnej nocy uciekła z posiadłości z bliźniakami, gdyż Xarwin stawał się coraz bardziej agresywny i obłąkany. Nie pozwalał nikomu odwiedzać swojej posiadłości i zakazał służbie domowej opuszczania terenu domostwa - przynajmniej według relacji jednego ze sług, który twierdził, że jednak udało mu się uciec. Ponoć błagał lokalne władze o interwencję, ale zostały one zignorowane. Co więcej, ludzie w Krzywej Zatoce zaczęli miewać koszmarne sny i stali się agresywni wobec siebie. Nigdzie też nie natrafiłam na zapiski o tym, co ostatecznie stało się z Iosefem Xarwinem i jego rodziną, ale prawdopodobnie nic dobrego.

- Poza opowieściami o koszmarach, jakie mieli nieliczni, którzy nocowali w regionie w ciągu ostatnich kilku lat oraz legendami o ludziach, którzy całkowicie zniknęli po tym, gdy odważyli się wejść do posiadłości, nic więcej nie można znaleźć w bibliotekach na temat tego miejsca. W księgach nie natrafiłam też na żadnych ocalałych spadkobierców posiadłości Xarwina, a wraz z odłączeniem się Ravounel od Cheliaxu, budynkiem zarządza rząd Kintargo, który ma na tę okolicę swój plan. Dlatego chciałabym, żebyście sprawdzili to miejsce i w razie czego pozbyli się problemów. Zapłacę wam pięćset sztuk złota, połowę z góry. Zostanie wam również zapewniony przewóz na miejsce, gdyż posiadłość Xarwina znajduje się właściwie pośrodku niczego. Zainteresowani? - Zapytała, splatając dłonie i opierając się plecami o oparcie fotela.
 

Ostatnio edytowane przez Vertis : 01-08-2023 o 19:15.
Vertis jest offline  
Stary 01-08-2023, 14:08   #2
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Kolejne miasto, kolejne szare twarze, które nie znaczyły nic dla orka. Kintargo. Dargarsti. Dawno, dawno temu, Belkzen.

Kintargo okazało się całkiem wygodnym miejscem dla typów takich jak on. Gorzała, do której pałał prawdziwą pasją, lała się strumieniami tam, gdzie można było pozwolić sobie na chwilę spokoju od zwyczajnego życia. Były także i plotki: te, które dotyczyły samego miasta i także te spoza.

Srebrne Miasto tętniło życiem: ork, choć przywykły był raczej do wieczorów w portowej dzielnicy, nie mógł nie przyznać, że ciasne uliczki razem z ich mieszkańcami w różnych stadiach bycia pokrytymi brudem miały swój powab.

Grakka był odziany w czarny płaszcz - jego kolor już dawno zdążył wypłowieć. Pod nim skrywał swoją ulubioną broń: zrabowana z jakiegoś grobu wekiera, na której rękojeści ktoś kiedyś wyrył imię Loredare, była nieco zardzewiała i brudna, ale nadal spełniała swoje zadanie. Była dokładnie taka, jakiej potrzebował Grakka: poręczna, lekka, układająca się pod fałdy płaszcza. W ciemności, ćwieki wekiery zlewały się z mrokiem, przez co była doskonała w robocie ograbiania grobowców. Obok wekiery znajdowała się jego sakwa podróżna.


Grakka oblizał się, widząc przechodzące młódki. Może miał jeszcze czas na to? Na to i na parę innych rzeczy? A… Może nie. Najpierw robota, robota. Calindra Jhaltero.

Ork nie bez trudu oderwał oczy, odwrócił się i skierował swoje kroki do starej kamienicy, gdzie czekało na niego jego zadanie. Pociągnąwszy uprzednio z flaszy, ruszył. Przebył przez tłumy, przecisnął się jeszcze przez parę uliczek. Potem schodami na górę i wreszcie wszedł do umówionego miejsca.

Na widok Calindry i pozostałych, skinął głową. Usiadł.

Słuchał. Bez zażenowania podczas słuchania sięgnął do sakwy i wydobył raz jeszcze flaszę, z której pociągnął.

Oceniał Calindrę chłodnym wzrokiem - widział wiele takich, jak ona. Wielu takich, jak Calindra, kończyło źle. Kobieta ze złotem to niezbyt fortunne połączenie.

– Nawiedzone, powiadasz, złotko? Znaczy się, niby przez kogo nawiedzone?

Grakka podrapał się po niemal łysym czerepie.

– Demony? Wampiry? Niespokojni umarli? A, wybacz. Przecież wampiry to także niespokojni umarli. Albo też, gówniarze gżące się pod osłoną nocy? Wiesz… To ostatnie to jest, kurwa, najgorsze. Wyjątkowo paskudny sort. Znaczy się, jestem zainteresowany. Bardzo zainteresowany i nie są to tylko gówniary nocną porą.

Pociągnął z flaszy kolejny raz.

– Cóż się stało później z tą Asethanną? O, i ten sługa Ioseffa Xarwina. On żyje jeszcze? Mamy kogoś z tamtej okolicy? Xarwin wygląda jak, wypisz wymaluj, tfu, tfu, tfu, jakiś mag, co skręcił rozum. Może ten sługa będzie wiedział więcej coś. Na przykład, wystaw sobie, przydałaby się mapa onej szacownej posiadłości. Wszak zostało coś? Cokolwiek? Trzeba by więcej dowiedzieć się o tym ich kurwidole, zanim tam wejdziemy. Dajże i notatki, w których, twoje słowa, szperałaś. Nie wyglądam, ale umiem czytać. Naprawdę.

– Wyprawiłbym się także do tej Krzywej Zatoczki, rozeznać. Popytać. Lubię krzywizny i krągłości. Tedy odczuwam przemożną, niepowstrzymaną potrzebę odwiedzenia tego miejsca. Jak to gadają ci z Cheliax? Rekonesans. Zróbmy se, tego, rekonesans.



 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 02-08-2023, 10:09   #3
 
Lucky7's Avatar
 
Reputacja: 1 Lucky7 nie jest za bardzo znany
Lubił Kintargo, bo zapewniało mu pełną anonimowość. Na wmieszanego w tłum chudzielca nikt nie zwracał uwagi. Nawet jeśli ktoś przypadkiem na niego wpadł, to spojrzał jedynie z pogardą i szedł dalej. Akurat w przypadku Lazlo to było dobre. Nie lubił ludzi, nie lubił długich, często prowadzących donikąd rozmów i unikał takowych. Po prostu nie był w tym dobry.

Sam już nie pamiętał, w jakich okolicznościach poznał Calindrę Jhaltero, ale był nią tak zafascynowany, że nie był w stanie odmówić jej pomocy a czarnowłosa potrafiła odwdzięczyć się dobrym wynagrodzeniem. Wtedy myślał, że to będzie jednorazowa robota, ale potem przyszły kolejne zlecenia i tak stał się jednym z jej bardziej zaufanych ludzi.

A przynajmniej lubił o sobie tak myśleć. Żadna inna kobieta nie zwróciła na niego takiej uwagi jak Calindra, choć chodziło tylko o pracę. Skoro co jakiś czas zwracała się do niego z kolejnymi zadaniami, to znaczy, że go doceniała i Lazlo trzymał się tej myśli.

Na spotkanie w jej biurze dotarł jako ostatni, czego szczerze nienawidził. Byli już wszyscy inni, przez co ich spojrzenia skupiły się w pierwszej chwili na nim. Czuł się jak w klatce i nie umiał sobie radzić z takimi sytuacjami. Od razu robiło mu się gorąco i serce zaczynało bić szybciej. Przełknął ślinę i starał się uspokoić, przedstawiając jednocześnie pozostałym mężczyznom, których nie znał.

— Lazlo Velmont — rzucił krótko i zajął miejsce w ostatnim wolnym fotelu.

Psychik był młodym, wysokim ale bardzo szczupłym mężczyzną o wystających kościach policzkowych i byle jak ułożonych włosach. Co mogło zwrócić uwagę, to że nie miał przy sobie żadnej widocznej broni ani pancerza, a za duży płaszcz, pod którym znajdowała się znoszona koszula wisiał na nim jak na jakimś kiju. Nosił też workowate spodnie i buty pod kolano a dłonie skryte miał w rękawiczkach bez palców. W towarzystwie trójki dobrze zbudowanych mężczyzn wyglądał jak dzieciak, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie.


Słuchał Calindry z zaciekawieniem i w pełni skupiony na niej. Na Desnę, ależ ona była piękna! I jak pięknie pachniała. Starał się jej nie przyglądać zbyt nachalnie, co rusz spuszczając wzrok, gdy na niego spojrzała. Peszył się przy pięknych kobietach. Właściwie to peszył się przy każdych. Nigdy nie miał do nich śmiałości i pewnie to się już nie zmieni.

Propozycja pracy zaintrygowała go i zainteresowała. Dom na zadupiu i właściciel, któremu z jakiegoś powodu odwaliło. Pachniało to jakąś mroczną magią na milę. No i miejsce podobno nawiedzone było do dziś. Lazlo babrał się od dłuższego czasu w okultystycznym bagnie, więc nie zamierzał odmawiać. Zresztą, tylko głupiec ominąłby szansę tak dobrego zarobku.

Przysłuchał się orkowi, który mówił na siebie Grakka i musiał przyznać, że mówił do rzeczy. Mogliby przejrzeć te papiery i dobrze, że tamten o tym wspomniał, bo Lazlo raczej nie miałby śmiałości o to zagadnąć.

— Tak, plany posiadłości by nam się bardzo przydały. — Wydusił z siebie tylko i odchrząknął, wbijając wzrok w swoje brudne buty. — Na mnie w każdym razie możesz liczyć, Calindro.
 
__________________
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą?
Lucky7 jest offline  
Stary 03-08-2023, 23:27   #4
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Taric dobrze czuł się w mieście po którym się przechadzał. Szedł na umówione miejsce spotkania mijając budynek świątyni Shelyn. Bogato zdobione płaskorzeźby na tympanonie wyobrażały sceny z życia bogini, a kolumny wieńczyły spiżowe głowice z wywiniętymi wolutami. Taric lubił patrzeć na ten budynek. Nie tylko dlatego, że projektował go jego dziadek, ani dlatego, że jego starszy brat właśnie zakończył nowicjat w murach tego budynku. W jego proporcjach było coś niesamowitego. Z jednej strony ulotność, z drugiej solidność. Spiż i biały marmur żłobione delikatnymi ruchami, tak, że zdawały się ulotne niczym jedwab na wietrze. To była prawdziwa sztuka.

Westchnął i ruszył w dalszą drogę. Rodzina Jarvis była rodziną szlachecką od pokoleń. Połowa wszystkich budynków w mieście była wykonana na ich zlecenie, przy pomocy ich robotników. Druga połowa miała jedynie projekty wykonane przez kolejne pokolenia Jarvisów. Taric czuł dumę z tego powodu. Gdy ominął świątynię Shelyn to niemal natychmiast wszedł w cień świątyni Asmodeusza. Największej budowli w mieście, dominującej nad całym dystryktem. Owszem, po zakończonej wojnie domowej wiara w Asmodeusza nie była już oficjalnie dominująca, jednak wszyscy mieszkańcy długo będą pamiętać budynek jako świątynię Asmodeusza. Chociaż Domina Jilia Balinus dokładała wszelkich starań. Oficjalnie był to teraz Administracyjne i Obywatelskie centrum Ravounel. Czyli w zasadzie biurokratyczna stolica państwa. Było w tym coś przewrotnego. Świątynia Asmodeusza była zbudowana na pięciu nawach, z których jedna była pogrążona w wiecznej ciemności. Z dachu budynku na petentów zerkały rzeźby diabłów i demonów. Wokół były rozstawione rusztowania. Przebudowa Centrum Obywatelskiego była w trakcie… już od trzech lat. Tymczasem każdy chcący uzyskać pozwolenie na budowę własnego domu musiał nie tylko mieć sakiewkę dla chciwego urzędnika, ale też sporo odwagi maszerując w ciemność pośród czujnych spojrzeń demonów.

Taric westchnął i ruszył do swojej ulubionej dzielnicy. Jarvis End. Ta dzielnica była sercem miasta. Tętniła życiem. Rodzina Tarica włożyła w to sporo pracy, a lud odwdzięczył się już na zawsze uwieczniając ich nazwisko w nazwie dzielnicy.

Jarvis End było piękne. Kolorowe nie tylko ze względu na budynki, ale też ze względu na ludność. To w tym miejscu było najwięcej imigrantów. To tu mieszkali półorkowie z gór Menadoru obok morskich półelfów z nadbrzeża. Poza tym znajdowało się tu wiele domostw niziołków, a nawet diabelstwa, które nie zniknęły z miasta po wojnie domowej. Zresztą w mieście nadal żyli lojaliści Chilax, czy też łowcy niewolników, chociaż Domina zakazała niewolnictwa. Całe Ravounel było młodym państwem, pełnym sprzeczności. Ale w Jarvis End królowała sztuka. Centrum dzielnicy była wielka Opera, a wokół niej różne inne miejsca wieczornych i nocnych rozrywek, od luksusowych szynkwasów, po kluby dla dżentelmenów.

Po minięciu Jarvis End Taric Jarvis dotarł wreszcie do Starego Kintargo. Była to najstarsza dzielnica przypominająca o tym dlaczego miasto stało się tak bogatym ośrodkiem handlowym. W powietrzu było czuć wyraźnie jod. Nadal w pobliżu była funkcjonująca kopalnia soli, a przy niej targ solny. Sól była jedynym znanym środkiem do konserwacji żywności, poza magią. A to oznaczało, że była nadwyraz cenna. W pewnym momencie sól stała się środkiem płatniczym respektowanym na równi ze srebrem (którego zupełnie przypadkiem kopalnie znajdowały się nieopodal Kintargo). Legendy głoszą, że to tutaj ukuto zwrot “słono za coś zapłacić”.

W każdym razie wokół nawet powietrze było słone. Nie była to domena Jarvisów, toteż Toric odwiedzał ją tylko gdy musiał. A teraz musiał.

Był trzecim dzieckiem głowy rodu, Baronowej Belcary Jarvis. Pierworodna miała przejąć po matce stanowisko w Dworze Monety. Drugi został wydany do stanu kapłańskiego. A trzeci… Cóż… trzeci Taric miał się wykształcić. Trafił tym sposobem w mury Alabastrowej Akademii. Akademii, która kształciła wysokiej klasy botaników, zoologów, zootechników. Dopiero od dwóch lat kształcono tam w kierunku arkanów magicznych. Wcześniej, pod rządami Chalix magia arkanistyczna była w Kintargo zakazana, a teraz miało się to zmienić.

Czy Taric był magiem z powołania? Nie. Czy lubił to? Nie. Czy nauka przychodziła mu z łatwością? Nie. Wręcz przeciwnie. Po pierwszym roku miał wylecieć. I fakt posiadania korzeni w jednym z najbardziej znanych szlacheckich rodów nie był w stanie mu pomóc. Ale jak się okazało był ktoś, kto pomóc potrafił. Kilku studentów wybijało się nad pozostałych. Mieli lepsze układy z prowadzącym. Taric przeprowadził swoje własne śledztwo i okazało się, że każdy z nich wykonywał jakieś mniejsze, bądź większe zlecenia dla rodziny Jhaltero. Ponoć jedna z młodszych rodu wykazywała niezwykłe zacięcie w zakresie okultyzmu i sowicie płaciła za zdobywanie materiałów z tego zakresu. Co więcej owe materiały można było kopiować, a te kopie wykorzystywać do własnych celów. Nie ważne czy celem było podszkolenie się w magi, czy też przekazanie przepisanych formuł zaklęć zaprzyjaźnionemu profesorowi. Tak czy inaczej w końcowym rozrachunku prowadziło to do poprawy wyników.

Tym sposobem Taric Jarvis trafił na Calindrę Jhaltero. Ich rodzice czyli Baron Canton i Baronowa Belcara wraz z siedmioma innymi baronami i baronowymi praktycznie zarządzali ekonomią miasta, podczas gdy młodzi mieli swoje zajęcia. Taric chciał uzyskać tytuł magistra Alabastrowej Akademii. A Calindra? Cóż… Tarica mało obchodziło jaki jest jej cel, póki współpraca pozwalała mu realizować jego własne.

***

Stał więc w wynajętym magazynie solnym pośród ludzi i nieludzi, których widział pierwszy raz w życiu niczym szlachcic z obrazu. Wysoki, gładko ogolony, z dumnie podniesionym czołem. W kolczudze osłoniętej błękitnym płaszczem, który na klatce piersiowej spinała srebrna brosza w kształcie kamiennego mostu. Płaszcz wyglądał jakby był barwiony tego ranka i jeszcze nigdy nie noszony. Brosza zaś była solidna i bez śladów śniedzi. Były to jedyne wskazówki co do pochodzenie mężczyzny. Unikał bardziej ordynarnych insygniów, jakimi bez wątpienia byłby herb na tarczy.

A przyznać trzeba było, że miał ze sobą sporą tarczę. Jednolicie niebieską i okrągłą. Miał ją na plecach, a spod niej wystawała bardzo długa rękojeść miecza, dostosowana do umieszczenia na niej obydwu dłoni.
Bardzo dobrze wykonana kolczuga osłonięta była czarną szatą, bez insygniów. Całości dopełniały wysokie za kolana buty z dobrj jakości skóry, i niewielki plecak podróżny z którego wystawała księga i… łom.

Przysłuchiwał się uważnie wystąpieniu lady Calindry. Wiedział, że rząd chciał wybudować nowy port. Ba, był niemal pewny, że jego starsza siostra kontraktowała od rodziny Jhaltero glinę do wypalania cegieł już na ten projekt. Budowa ma ruszyć następnej wiosny… albo już tej jesieni.

W duszy Taric przeklnął, swój brak zaangażowania w rodzinny interes. A potem… potem było tylko gorzej. Rozpoczął półork zwany Grakka. Taric nigdy nie podejrzewał półorków o stosowanie się do etykiety szlachty, jednak ten zdawał się poznać ją w najgorszych portowych spelunach. “Jakże to można rzecz złotko, do pani herbowej?”

Na moment Tarica zamurowało.

Potem cośtam rzucił chłopak w za dużym płaszczu. Może był ze dwa, najwyżej trzy lata młodszy od Tarica, ale solidnie zbudowany szlachcic mógłby go zasłonić całkowicie swoją szeroką klatką. A może i dwóch takich.

“Nobles Oblige”

- Nazywam się pan Taric Jarvis, i najpewniej na mnie spocznie obowiązek dowodzenia tą grupą. Mówimy o hrabii Cheliaxu, który budował posiadłość. Około roku 4540 roku. Prawdopodobnie nie budował jej własnymi siłami, a nawet jeśli, to prawdopodobnie ktoś mu to zaprojektował. Szlachta jest dość leniwa -
Taric uśmiechnał się lekko zdejmując z dłoni czarne, jedwabne rękawiczki.
- Jeśli plany takiego budynku istnieją, to sądze, że jestem właściwą osobą, żeby je uzyskać. Jednak, jeżeli były tam zawarte jakieś dodatkowe umowy poufności, to mogą być znacząco okrojone, lub może ich w ogóle nie być. Co zaś do reszty, to bliźniacy mieliby dziś około osiemdziesiąt lat. Służący pewnie grubo powyżej setki. Zatem o ile nie był długowiecznym elfem, to nie liczyłbym na niego jako źródło informacji. Aczkolwiek domniemywuję, że warto rozpytać w wiosce, w którym ów sługa dokończył żywota i lub w najbliższych osadach ludzkich w pobliżu posiadłości. Zgadzam się z mym przedmówcą - Taric wskazał otwartą dłonią na półorka - że właściwym jest przeprowadzić rozpoznanie. Uwadze zebranych raczej nie uszło, że dłonie choć spore nie wykazywały najmniejszych śladów pokalania pracą.

- Chciałbym też się dowiedzieć, kiedy do posiadłości ruszyła ostatnia ekspedycja. Z czyjego polecenie i… dlaczego po jej zaginięciu nie wysłano nikogo, żeby ich ratować.

- Gdyby pani uczyniła nam ten honor i podzieliła się tymi informacjami, to będę niepomiernie wdzięczny.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-08-2023, 20:14   #5
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Wszyscy heretycy muszą zostać wyjebani!

Takie było ostatnie polecenie sędziwego człeka który nauczył Algrima inkwizytorskiego fachu. Znaczyło to nie mniej ni więcej zapodanie solidnej dawki Wpierdolu z użyciem Brutalnej Penetracji Przestrzeni Osobistej (w skrócie BPPO) tym którzy deptali caydeńskie zasady. Stary Dover miał bez liku nieparlamentarnych zwrotów będących eufemizmami na krzywdzenie tego typu delikwentów.
Cheliax i okolice były doskonałymi miejscami do łowów na tego typu skurwesynów. Nie mówiąc o radości sprawionej Bogowi Z Przypadku z napierdalania agentów Ciemnego Księcia.
Algrim na wspomnienie swego patrona golnął z piersiówki. Osobiście wolał mierzyć się z potworami. Stworzenia tego typu były mniej przewrotne niż inteligentne istoty które potworność przenosiły na całkiem inną płaszczyznę.
Tu krasnolud golnął jeszcze raz, tym razem by odegnać wspomnienia z ostatniej rozprawy z łowcą niewolników który był kimś więcej niż handlarzem. Towarzysze Algrima porzygali się po wszystkim i chyba postanowili zająć się jakimiś bardziej spokojnymi pracami zarobkowymi. Krasnolud narąbawszy się i naruchawszy w uroczym przybytku pod wezwaniem Caydena Caileana zapadł w słodki sen muskany po zbolałym umyśle i duszy przez wysłannice Shelyn i Desny.
Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Fakt faktem wspomnienie ohydnych wynaturzeń przestało wiercić mu głowę jak inżyniery z Highhelm wiercą skały Gór Pięciu Królów.

Miasto srebra i soli było dobrą bazą operacyjną dla krasnoludzkiego inkwizytora. Powiązanie swojej działalności z działalnością pewnej ambitnej szlachcianki dawało natomiast stały dopływ gotówki i istot potrzebującego solidnej dawki słusznej witaminy W. Nie było nic gorszego niż po powrocie z roboty nie móc postawić kolejki w caydeńskiej świątyni.

Choć myśli Algrima były zgoła rubaszne to dla pozostałych jawił się dość sympatycznie. Krzepki krasnolud odziany był całkiem szykownie - koszula, lekko pstrokata kamizela z masą dodatków, ciężki pas, spodnie i solidne buciory. Starannie przystrzyżona broda skrywała dość grubo ciosane ale jednak pogodne oblicze poznaczone na nosie blizną. Do pasa przytroczoną miał pochwę z pokaźnym nożem, drewniany okuty kufel, wysłużoną piersiówkę oraz pęknięty kamień runiczny na łańcuchu oprawiony w stal. Słuchał krzyżując ręce na piersi i kiwając co jakiś czas głową.

- Zawsze w okolicy znajdą się opowieści dziwnej treści z których da się wyłuskać kilka ziaren prawdy. Nawet jeżeli historia wydarzyła się dawno. - rzekł inkwizytor - Od siebie rzeknę że te wszystkie drobne rzeczy wskazują na solidne nawiedzenie.

Tu krasnolud wykonał płynnie gest dłonią na odegnanie licha.

- Wiecie. Patrzysz w otchłań to otchłań patrzy w ciebie. Nie zdziwiłoby mnie gdyby mości hrabia zajrzał przez przypadek przez teleskop między poślady jakiejś gwiezdnej kanalii i w ten sposób ściągnął na siebie jej uwagę.

Tutaj westchnął.

- Niepokoi mnie ta wzmianka o tym że cała okolica popadła w amok. Jeżeli od rezydencji aż tak promieniuje spierdoleniem to wychodząc stamtąd nie będziemy już tacy sami. Nie przepijajmy zaliczki, chłopcy. Przychylność bogów i parę amuletów może zaważyć na tym czy w ogóle stamtąd wyjdziemy.

 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 05-08-2023 o 19:14.
Stalowy jest offline  
Stary 05-08-2023, 09:27   #6
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
- Nie wiem, przez kogo nawiedzone. I czy w ogóle nawiedzone, bo ludzie różnie mówią - odparła Calindra na pytanie Grakki. - Sami będziecie musieli to zweryfikować, dlatego też wy zostajecie tam wysłani a nie ja. Nie mam informacji, co potem stało się z żoną Xarwina. Tak samo z dziećmi. Sługa, z tego, co udało mi się ustalić, popełnił samobójstwo krótko po tym, jak służby odmówiły mu pomocy.

- Nie zachował się żaden plan czy mapa posiadłości i okolic, więc w tym wam nie pomogę. Z informacji, które odnalazłam, przekazałam wam wszystko, co było do przekazania, poza tym nie posiadam fizycznie żadnych notatek w tym gabinecie. Na “rekonesans” jak to mówisz, Grakko, nie będziecie mieć czasu - to prawie dwa tygodnie drogi w jedną stronę, nie możemy sobie pozwolić na takie marnotrawstwo. Wyruszacie jutro o świcie i dogłębnie zbadacie ten teren. Co do Krzywej Zatoki, ostały się jedynie ruiny tego miejsca, księgi nie precyzują, jak do tego doszło, ale moim zdaniem może to mieć związek ze stojącą nieopodal posiadłością Xarwina. Na miejscu będziecie więc sami… no, pomijając wszelkie umęczone dusze, które znajdują się w okolicy. - Calindra uśmiechnęła się lekko, ironizując.

- Rząd nie wysyłał tam jeszcze żadnej oficjalnej ekspedycji, wy będziecie pierwsi - odrzekła Taricowi. - Jeśli ktokolwiek kręcił się koło posiadłości i zaginął, to robił to z własnych powodów, wszak wścibskich i chciwych poszukiwaczy przygód nigdzie nie brakuje.

- Algrim dobrze prawi, zaliczka może przydać się na uzupełnienie ekwipunku, wszak nie wiecie, co tam zastaniecie. Może nic, a może coś, z czym trzeba będzie sobie poradzić. Konie i kuc zostaną wam wypożyczone jutro z rana, wraz z mapą prowadzącą was w stronę Krzywej Zatoki.

Calindra sięgnęła do szuflady biurka, skąd wyciągnęła pięć brzęczących mieszków i ułożyła je przed każdym z was.

- Sześćdziesiąt trzy sztuki złota dla każdego. Reszta po wykonaniu zadania, jak już mówiłam. Liczę, że za jakieś półtora miesiąca zobaczymy się tutaj znów w tym samym składzie personalnym i z dobrymi wiadomościami przywiezionymi przez was z terenów posiadłości. Macie jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, do zobaczenia jutro w tym miejscu o świcie - powiedziała, zerkając po was przelotnie.
 
Vertis jest offline  
Stary 05-08-2023, 17:58   #7
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Grakka pokręcił głową. Nie w smak były mu słowa Calindry.

W takim razie wchodzimy tam w ciemno, taka jest prawda - rzekł ork. – Gadasz, że spotkamy się za miesiąc i pół tutaj wszyscy? Doceniam, pfche, he, he, dobre intencje i optymizm, złotko, ale sposób, w jaki się zabieramy do tej roboty, rokuje raczej coś innego. Rzekłbym, że tutaj potrzeba rozwagi, cierpliwości i ostrożnego postępowania, a nie ładowania się sam w środek gniazda os. Ale podejmę się, a jakże. Wszakże stara posiadłość niechybnie skrywa w swych kazamatach złoto, wisiorki i bibelotki. Co znajdziemy, to nasze, komitywa! - zawołał Grakka.

Ork pociągnął solidnie z flaszy, którą tym razem postawił na stole przed sobą. Wytarł usta i przemówił w te słowa:

– Wybierzmy się zatem na targ. Tam trzeba będzie kupić dobrą broń, dobre zaopatrzenie. Magiczne talizmany, oleje na broń. Młody wygląda na takiego, co zna się na czarownikowaniu, to mu kupimy jaki zwój i będzie klepał z niego modlitwy do Desny, tudzież jakiegokolwiek boga, który okaże nam się przychylny. Dobra broń, dobre zaopatrzenie… Dobre piwo. Na trzeźwo przecież nikt chyba tego nie zrobi, hę?

Grakka spojrzał po twarzach swoich wkrótce-towarzyszy. Był gotowy, jego wzrok (wiedziony niechybnym doświadczeniem z obserwacji istot, które wkrótce miały spotkać się ze śmiercią) sam przypasowywał wymiary głów swoich towarzyszy do trumien. Calindra, jaki by powód nie był, zabierała się za rzecz nie tak, jak trzeba było. Grakka wiedział, że w niedalekiej przyszłości przekonają się o tym wszyscy.

– Ruszajmy zatem!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 08-08-2023, 19:33   #8
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Podejrzewam że po prostu więcej informacji nie ma, a rekonesans... cóż... pierwsze oznaki tego co się tam stało poczujemy na sobie jeszcze zanim zapukamy do drzwi rezydencji. - rzekł spokojnie Algrim na słowa orka.

I tyle. Nie było co dalej dysputować, trzeba było zgarnąć zaliczkę i mądrze ją wydać by mieć szansę potem zdobyć resztę wypłaty i wydać ją już może nie za mądrze ale za to przyjemnie.

Szybka narada między drużynnikami doprowadziła do konkluzji że należy walczących w zwarciu doposażyć w solidniejszą broń mogącą razić całe spektrum kreatur nie-do-końca-śmiertelnych. Algrim przystał na to - choć miał swoje sposoby by każda kreatura zdechła mu nawet pod ostrzem kozika to dużo efektywniejsze było użycie broni naznaczonej runami.
Wyszło na to że on i Taric mieliby najbardziej na tym skorzystać, bo oburzyło szlachcica. Jak to miały istoty podlejszego stanu zrzucać się na jego rynsztunek.
Na młodzieńcu spoczęły spojrzenia pozostałych. W końcu przeciągającą się ciszę przerwał Algrim.

- Powiedz mi, chłopcze... rozumiem że przemawia przez ciebie duma. Powiedz mi jak tam będzie z twoją dumą i honorem gdy twój miecz okaże się zbyt miętki by wygrzmocić jakąś potworę która będzie nas próbowała wypatroszyć? - zapytał się spokojnie.

Widok kwaśnej miny powiedział inkwizytorowi wszystko co chciał wiedzieć, więc poklepał przyjaźnie szlachcica w ramię.
Kiedy poczynili zakupy wręczył człekowi broń do ręki, a ten przyjął ją z milczącym skinieniem i wyrazem twarzy wskazującym świadomość ze wzięcia na siebie zobowiązania ochrony kamratów.

- Nie zadręczaj się tym tak, pomyśl o tym jako o solidnej inwestycji. - uśmiechnął się pod wąsem Doverson na to, samemu klepiąc się po rękojeści krzywego ostrza, które sobie sprawił.

Krzywego, szybkiego i bardzo ostrego ostrza.

Za pozostałe pieniądze poszukali zwojów i eliksirów, którymi się podzielili. Niestety środków na ochronne amulety nie mieli, więc trzeba będzie polegać na dobrym refleksie i zatłuczeniu wszelkiego plugastwa, zanim ono zdoła zatłuc ich.
 
Stalowy jest offline  
Stary 09-08-2023, 16:06   #9
 
Lucky7's Avatar
 
Reputacja: 1 Lucky7 nie jest za bardzo znany
Wpatrywał się w Calindrę jak w obrazek, gdy odpowiadała na zadane pytania. Na szczęście koncentrowała się głównie na przystojniejszej, tudzież mocniej zbudowanej części ich bandy, więc nie musiał co chwilę uciekać gdzieś wzrokiem.

Sama historia posiadłości Xarwina mocno go ciekawiła. Brak informacji o jakiejkolwiek rodzinie, czy też o żonie i dzieciach było podejrzane, tak samo jak to, co działo się w okolicy. Podejrzewał, że czeka tam na nich jakaś tajemnica i że raczej przyjemna nie będzie, co jeszcze bardziej podsycało w nim chęć sprawdzenia tego miejsca.

Szkoda, że nie odnalazły się żadne plany posiadłości, ale jakoś sobie poradzą.

— Może też jakieś ciekawe księgi — odezwał się po słowach Grakki. — Pieniądze i stare księgi to zdecydowanie coś dla mnie. — Uśmiechnął się, prezentując pełne przednie uzębienie. — Targ to dobry pomysł. Kupmy coś, co nas wspomoże, jeśli się na coś napatoczymy.

Wychodząc za nowymi kompanami, zdecydował się jeszcze odwrócić i zagadać do Calindry.
— Postaramy się wywiązać z zadania najlepiej, jak się da. Do zobaczenia niebawem, panno Jhaltero.

Po tych słowach wyszedł za pozostałymi i wraz z nimi skierował się na targ. Nie miał śmiałości, by narzucać swoje zdanie w kwestii ekwipunku, więc zdał się na Grakkę, który wyglądał na takiego, co wie, czego będą potrzebować przy tej robocie. Nie miał też problemu z zapłaceniem zaliczką za każdy sprzęt, którego potrzebowali, w końcu będą pracować razem, więc nie warto było skąpić grosza, bo zawsze trzeba było być przygotowanym na najgorsze.

A stary, opuszczony dom, który miał być nawiedzony i gdzie ponoć znikali ludzie na pewno nie będzie miejscem, gdzie wszystko pójdzie gładko. Miał dziwne przeczucie, że w tej robocie kryje się jakieś drugie dno. No ale o wszystkim przekonają się u celu podróży.
 
__________________
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą?
Lucky7 jest offline  
Stary 10-08-2023, 16:00   #10
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
Zakupiliście najpotrzebniejsze rzeczy na podróż i udaliście się każdy w swoją stronę. Ostatnie godziny przed wyruszeniem w drogę spędziliście w sobie znany sposób, a wieczorem dość szybko udaliście się spać, wiedząc, że nazajutrz czeka was długa i męcząca podróż na zachód.




Z samego rana pojawiliście się pod znanym adresem w Starym Kintargo, skąd odebraliście konie i kuca, po czym wyjechaliście z miasta. Dzięki otrzymanej od Calindry mapie Ravounel wiedzieliście, w którą stronę się udać, by trafić do posiadłości Xarwina, chociaż po prawdzie trudno było się gdzieś zgubić, gdyż tylko jedna droga wiodła w tamte strony. A ta, w miarę oddalania się od Kintargo, stawała się coraz bardziej zaniedbana i zarośnięta przeróżnymi krzewami.

To była długa, dość monotonna podróż, prawie trzysta mil od stolicy. Waszej małej grupie niemal dwa tygodnie zajęło pokonanie tego dystansu, gdy powoli przemierzaliście wąską ścieżynkę wzdłuż Lasu Ravounel przez pofałdowany, opustoszały teren. Podczas podróży nie minęliście żadnego jeźdźca, czy innego kupca, a im bliżej celu byliście, tym pogoda zaczynała się pogarszać i stała się typowo wczesno-jesienna. Coraz częściej lało jak z cebra, a zimny, północny wiatr stał się waszym nowym towarzyszem, zawodząc wśród wysokich czubków drzew Lasu Ravounel.

Spędzony ze sobą czas sprawił, że nieco lepiej się poznaliście, a przynajmniej na tyle, na ile każdy z was chciał się otworzyć przed pozostałymi. Łączyło was wspólne zlecenie, ale wiedzieliście, że bez wsparcia i zaufania drugiej strony może być ciężko o powodzenie zadania. Gdy przyjdzie co do czego, musieliście na sobie polegać i wszyscy zdawaliście sobie z tego sprawę.

Dwudziestego trzeciego dnia miesiąca Rova, wczesnym popołudniem przy akompaniamencie lejącego z pękatych, stalowo szarych chmur deszczu minęliście wbitą na skraju drogi tabliczkę z napisem “Krzywa Zatoka” i wjechaliście pośród opuszczone, zrujnowane domostwa.


Niemal od razu poczuliście przygnębiającą atmosferę tego miejsca. W żadnym z ziejących czernią okien nie dostrzegliście choćby cienia ruchu czy jakiegokolwiek światła. Mijaliście pozostawione samopas na błotnistej ulicy nadgryzione zębem czasu wozy, taczki i inne rzeczy, jakby ludzie opuścili tę małą mieścinę najszybciej, jak mogli, nie dbając o własny dobytek. Wszystkie budynki nosiły na sobie jakieś oznaki ruiny - część nie miała dachów, które zawaliły się do środka, inne wyglądały, jakby ich ściany ścięło coś dużego i ciężkiego. W szarówce wczesnego popołudnia i ulewie siekającej wasze twarze i wszystko dookoła, miejsce wyglądało ponuro i przytłaczająco. Mogliście sobie teraz jedynie wyobrazić, jak wspaniale musiało wyglądać, gdy ludzie prowadzili tu swoje życie i interesy. Teraz nie było tu żywej duszy, a gdyby nie szum deszczu, w wasze uszy wgryzałaby się paskudna cisza.

Przecinając miasteczko nie można było przeoczyć wysokiego muru znajdującego się na szczycie zalesionego urwiska na północnym wschodzie, co od razu podpowiedziało wam, gdzie należy się udać. Wjeżdżając pod górę zaniedbanej ścieżki zauważyliście, że konie stały się niespokojne. Rżały co jakiś czas, zarzucając łbami na lewo i prawo, a im bliżej byliście rezydencji hrabiego, tym bardziej były zdenerwowane. Zarośnięta chaszczami droga kończyła się przy dwuskrzydłowej, zardzewiałej bramie z kutego żelaza, wspartej na dwóch kamiennych filarach, które łączyła ze sobą łukowata część na której pośrodku widniał herb rodowy Xarwinów.


Pomiędzy przęsłami bramy wił się gęsty bluszcz, który uniemożliwiał rzucenie okiem na to, co znajduje się za nią, a rosnące za murem drzewa jeszcze bardziej to utrudniały. Konie wyglądały na coraz bardziej zdenerwowane; rżały, zarzucały łbami i stąpały w miejscu. Najwyraźniej nie podobało im się to miejsce.

Grakka szarpnął za jedno z przęseł, próbując otworzyć lewe skrzydło, jednak napotkał opór, który poniósł się cichym zgrzytem po najbliższej okolicy. Przejście było zamknięte, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę słowa Calindry o tym, że do posiadłości zapuszczali się wcześniej inni awanturnicy. Nieco skorodowana brama nie wyglądała obecnie na bardzo solidną i zapewne dałoby radę otworzyć ją siłowo, ale trzeba było też zająć się zwierzętami, które zdawały się coraz bardziej panikować i ciężko było utrzymać je w ryzach.
 
Vertis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172