Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2008, 23:55   #541
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
~~Na bolesną śmierć, gdy im mówiłem osłaniajcie mnie, to co robili? Siedzieli sobie na uszach? Z kim ja muszę pracować~~ Tak abstrakcyjne myśli przeszły przez głowę Mi Raaza, gdy poczuł nadmierny ciężar na plecach. Syknął tylko przez zaciśnięte zęby gdy ghul przebił jego ramię. Po chwili przetoczył się wraz z dwoma innymi ghulami na spróchniałe, drewniane schody. Do jego uszu dobiegł tylko trzask. Nagle ze schodów zostały tylko deski i drzazgi, które wylądowały wokół kapłana i jego towarzyszy zabawy. ~~Gdzie mój sztylet? Na śmierć, nie mam go!~~ Gdyby było odrobinę jaśniej w oczach kapłana można by dojrzeć tak rzadko w nich goszczący wyraz paniki. ~~Otrząśnij się, to tylko żałosne ghule, spokojnie czerwonoskóry przyjacielu~~ skarcił się w duchu za nagły przejaw nieprofesionalizmu, na który tak narzekał u współtowarzyszy. Jego wzrok powędrował w górę. ~~Ciasno tu~~. Leciuteńkie światło przebijało w miejscu połamanych schodów. Było za słabe, żeby zlokalizować ghule, ale wystarczające, żeby dojrzeć niebezpiecznie nisko znajdujący się sufit. Mi Raaz wiedział, że nie jest w stanie walczyć w swój ulubiony sposób. ~~Za ciasno~~ Wyjął oba miecze które miał zawieszone na plecach, a dopiero później wstał. Miał racje co do pomieszczenia. Rogami hełmu zahaczył o sufit. Wycofał się, na lekko ugiętych nogach w stronę najbliższej ściany i oparł się o nią plecami. W ogóle nie zwracał uwagi na krzyki Rasgana. Ale jakoś tak uradował się świadomością, że właśnie on mu pomaga. Wcale nie z sentymentu. Wiedział, że ani Amman ze swoim drągiem, ani tym bardziej Yokura z dwuręcznym mieczem nie mogliby wyprowadzić tutaj żadnego skutecznego ciosu.
- Rasgan, mów do mnie, bo Cię nie widzę. A nie chciałbym żebyśmy się pozabijali. - po czym się zaśmiał, bo on sam dla widzącego w ciemnościach elfa musiał być jak żarówka.
Kapłan stał oparty plecami o jedną ze ścian, po czym sprawdził czy na wyciągnięcie ręki nie ma innej ściany. Wiedział, że jeśli jest blisko narożnika pomieszczenia, to lepiej, żeby właśnie w nim stał. Oba miecze trzymał przed sobą, bardziej gotowe do parowania niż do ataku.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 12-01-2008 o 12:44.
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-01-2008, 10:08   #542
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Światło! Potrzeba światła - wykrzyczał elf do kogokolwiek. Po kilku ciosach uspokoił się nieco. Przystanął trochę i spokojniej się rozejrzał po pomieszczeniu.
- Postaraj się odepchnąć go od siebie - powiedział do kapłana, a gdy temu udało się odsunąć ghula od siebie elf zaczął rąbać oponenta.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 12-01-2008, 14:02   #543
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Gdy Aydenn się oddalił elf powiedział krótko do Turama:
-Lepiej te "złe" rzeczy schować gdzieś głęboko.... czy bierzesz je ze sobą, mości krasnoludzie?- Beriand chciał powiedzieć "panie", ale w ostatniej chwili sie powstrzymał.

Po tym ruszył na dół. Szybko sprawdził czy Veryaldaa też idzie, po czym wyszedł z domu i skierował się na wschód. Przeszedł ostrożnie, rozglądając sie i obserwując, maksymalnie 300-400 metrów. ~Przecież i tak nic nie znajdziemy.... kto by sie nagle fatygował atakować dom jakiegoś inżyniera? Choć fakt, ma różne magiczne przedmioty..... Jeśli nic nie znalazł to wraca pod dom, czeka na resztę i mówi że nic nie znalazł...
 

Ostatnio edytowane przez Beriand : 12-01-2008 o 14:23.
Beriand jest offline  
Stary 12-01-2008, 17:55   #544
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karczma w wiosce Earduum

„Na szlaku”- Karczma o tej nazwie była dobrze znana…W lepszych czasach, sama wioska czerpała spore korzyści ze swego położenia, na znanym handlowym szlaku. Mimo wioska to hołdowała tradycji i była budowana z drewnianych domów. Jedynie karczma była solidnym kamiennym budynkiem. Zemściło to się ostatnio, na mieszkańcach wioski . Wojna magów zmiotła wioskę z powierzchni ziemi, zarówno mieszkańców jak i budynki…Jedynie karczma przetrwała, choć ucierpiała mocno. Z dachu pozostało wspomnienie, podłoga była mocno uszkodzona…W wielu miejscach przez dziury w drewnianych klepkach widać było pierwotną podłogę karczmy, klepisko.
Obecnie przy ciężkim stole siedziało nietypowe towarzystwo. Przewodził mu Velrick Milesaer III-ci, zaklinacz o szlacheckim rodowodzie. Ostatni z rodu Milesaerów, jednej z szlacheckich rodzin królestwa Daeven-Tassair, którzy współrządzili tym państwem.
Królestwo to było potęgą z racji wielu zaklinaczy rodzących się w szlacheckich rodzinach tego królestwa. (Aczkolwiek okoliczne państwa sarkały na wątpliwe „szlacheckie korzenie” owych rodów , przeważnie półelfich.)
Velrick był ciemnowłosym półelfem o ostrych jak brzytwach rysach i przenikliwym spojrzeniu. Przeczyło ono bowiem łagodności z jakiej był Velrick znany. Słynne też było jego żarliwe oddanie Ormesowi…Jego ojciec upatrywał w tym właśnie powód, dla którego Velrick uznawany był za kiepskiego zaklinacza.



Obok niego siedziała kapłanka Ormesa z rasy ludzi, niegdyś najwyższa kapłanka „Chroniącej Dłoni”, Eileen. Największego przybytku Ormesa w Daeven-Tasssair…Świątyni która uległa zagładzie tak jak całe królestwo. Była dość szczupła i dość wysoka, wyższa nawet od półelfa. Jasne włosy miała upięte w kok i wzorem innych kapłanów Leczącego nie nosiła zbroi.
Kolejnym był njordzki krasnolud północny. W potężnej zbroi płytowej z symbolem swego boga (Pawęż z wymalowaną na nim dłonią z środkowym placem wyprostowanym innymi zaś zgiętymi, tak jak w znanym powszechnie znaku) i z ugroshem (krasnoludzkim toporem), w dodatku gładko ogolony. Girlam Arsenberg był bowiem lokalnym bohaterem…Dość tajemniczym jak na krasnoluda. Ten paladyn Yormaga , przybył do Daeven-Tassair z nieznanego powodu i bezinteresownie pomagał władzom królestwa. ..Czemu ? Nie wiedział nikt. Ale wszyscy wiedzieli, że nie pozwoli odrosnąć brodzie, dopóki nie zniszczy 500 złych istot. Jak dotąd zabił już 463.
Ostatnim był ubrany w burnus ogniowy genasi, Abziir-Il-Thalani. Niski i szczupły o czerwonych oczach, mocno opalonej skórze, uzbrojony w potężny bułat. Abziir był przewodnikiem karawan, a także kupcem. Miał znajomości w wielu miejscach. I nieposzlakowaną opinię osoby uczciwej, honorowej oraz wielkiego szczęściarza.
Ta czwórka nie zebrała się tu bez powodu. Verlick przewodził bowiem 20 tysięcznej grupie uchodźców ze spustoszonych ruin którymi stało się ich królestwo. Eileen dbała o to, by podległe jej niedobitki kleru skutecznie pomagały rannych i chorym uchodźcom. Zaś po śmierci generała Athiosa Malrauga, Girlam objął dowództwo na pośpiesznie sformowaną armią mającą chronić uchodźców. Była to całkiem potężna, jak na obecne czasy siła bojowa, składająca się z ochotników, napotkanych po drodze byłych weteranów oraz maszyn i bestii bojowych należących niegdyś do armii Daeven-Tessair. Pod wodzą Girlama ta zbieranina zmieniał się w silną i skuteczne wojsko.
Zaś Abziir objął stanowisko przewodnika i zwiadowcy…Miał doprowadzić uchodźców do bezpiecznych ziem. Jak dotąd, wyprawa do takich nie dotarła.
- Gdzie teraz?- spytał Verlick.
- Do Phalenpopsis jest już tylko tydzień na piechotę.- rzekł genasi.- Ale plotki jakie stamtąd docierają, nie nastrajają optymistycznie.
-Niemniej musimy tam dotrzeć, z miasta możemy odbić w kierunku Zachodniego Wybrzeża , na południe przez Obsydianowe Miasto , bądź na wchód. –rzekł kransolud.- Dwa tysiące ludzi i potworów, oraz machiny wojenne, w tym cztery mech-alch-zbroje, poradzą sobie ze wszystkim.
- Nie możemy ryzykować ich życiem.-zaprzeczyła Eileen.- Ich ewentualna śmierć nie może pójść na darmo w pochopnym ataku.
-To prawda, zanim ruszymy doPhalenpopis musimy wiedzieć co tam się dzieje.- rzekł Verlick.
- Żaden problem, wyruszę tam i …-rzekł Abziir.
- Nie.- przerwał mu zaklinacz.- Jesteś zbyt ważny by ryzykować Abziirze…Nie możesz wysłać kogoś innego, komu możesz zaufać?
- Może i znalazłby się ktoś taki.- rzekł Abziir.- jeden z tych co się niedawno przyłączyli do naszej karawany. Nazywa się Gaalhil Varher i dobrze mu z oczu patrzy.
- Tylko tyle, dobrze mu z oczu patrzy?- zaśmiał się krasnolud.- Dziwne masz podejście do ludzi, ale jak dotąd nie zawiodłeś pokładanego w tobie zaufania. Więc nie widzę powodu, dla którego i tym razem zgodzić się na twój wybór…

Wioska Earduum

Gaalhil przechadzał się po olbrzymim polu namiotowym jaki zbudowała 20 tysięczna grupa uchodźców. Był to obraz nędzy i rozpaczy. Namioty był y krzywo porozstawiane. Ludzie i nieludzie w brudnych ubraniach prowadzili namiastkę życia… Jedynie najmniejsze dzięki beztrosko bawiły się …Starsze widziały zagładę własnych miast, śmierć krewnych zabijanych przez mroczną mgłę. Nad bezpieczeństwem czuwała wyszkolona przez Girlama straż. Ale największych wrogów uchodźców: tęsknoty, głodu rozpaczy i zmęczenia, żaden miecz nie pokona. Nagle człowiek zauważył idącego w jego kierunku Abziira. Genasi, z właściwą sobie energią, przeszedł do sedna sprawy mówiąc.- Wyglądasz na takiego, któremu marzą się bohaterskie czyny, co? Akurat mam coś dla ciebie…Wyruszysz do Phalenpopsis, zobaczysz, ile prawdy jest w plotkach o wałęsających się w tamtej okolicy tabunach potworów. Jak dostaniesz się do miasta, to popytasz się…Może wiedzą coś o sytuacji w okolicy. To miasto wieszczów, na pewną wiedzą o tym, jak kataklizm wpłynął na okoliczne krainy…Co ty na to?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-01-2008 o 12:08. Powód: mnóstwo byków
abishai jest offline  
Stary 13-01-2008, 19:25   #545
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
-Ja też nie wiem. Niech pannica trzyma tego psa na uwięzi…Z dala od porządnych obywateli. Drudika nie zapewne nie wie, że tu cywilizacja. I nie wolno szczuć nikogo psami. No. Ja złożę skargę…Od razu.- rzekł nerwowym lekko jąkającym się głosem krasnolud i szybko się oddalił. Luinehilien zdążyła jednak zauważyć , że niewątpliwe uczestniczył on w napadzie na niziołki…Był bowiem lekko ranny. W dodatku druidka była pewna, że to ona mu te rany zadała.

- A ta rana, to pewnie się pan nożem skaleczył? A może sejmitarem? - zapytała spokojnie druidka, lecz jej głos przepełniony był nie skrywanym jadem.
- A to nawet dobrze, że przyprowadzisz straż miejską, bo nie będę ich musiała ja ich fatygować w sprawie napaści na te niziołki. - niemal wysyczała.

Gdy odszedł, uklękła przy Nuhilli.

- Przepraszam Cię mała. Musiałam drania spławić... - spojrzała na księżyc. - już tak późno... Za długo spałam. Chodźmy. - Powiedziała do wilczycy. Pożegnała się z niziołkami i ruszyła do druida, mając nadzieję, że Amman już wykonał zadanie.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 13-01-2008, 22:08   #546
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Wiele dni marszu. Ciężkiego i morderczego marszu, szukając jakiegokolwiek ratunku wobec nadchodzącej zagłady. Magia się zmieniła, Gaalhil wiedział to równie doskonale, jak to, że w tej chwili żyje. A skutkiem tego będzie niewątpliwie totalne unicestwienie wszystkiego, co go otaczało. Był zdecydowany to zmienić równie mocno, jak byłby zdecydowany bronić swojego królestwa. Morale niewątpliwie opadło - trudno się temu dziwić w obecnej sytuacji. Młodzieniec w każdym razie starał się robić wszystko, by podnieść innych na duchu... Siłę dla siebie czerpał z dzieci. Z ich beztroski, uśmiechów i zabaw. Nie wiedział, czy poradziłby sobie bez nich.

Człowiek siedział ze skrzyżowanymi nogami w swoim, ledwo trzymającym się kupy namiocie, pogrążony w głębokiej medytacji. Oczy były mocno zaciśnięte, a po czole spływała niekiedy kropla potu. Szerokie spodnie, przybrudzone blisko sandałów, leciutko poruszały się na wietrze. W medytacji młody członek rodu Vaarherów znajdował spokój i odpoczynek. Teraz jednakże był bardzo skupiony, starając się ogarnąć umysłem ludzi dookoła i wzmóc ich morale. Czując w końcu iż teraz tego nie dokona, przebudził się z transu i wyjął ze skórzanej sakwy krwistoczerwony kryształ i wyszeptał do niego parę, niezrozumiałych słów. Przedmiot zapulsował czerwono, uaktywniając się. Gaalhil postanowił wyjść z namiotu i porozmawiać nieco z ludźmi, a psi-kryształ miał pomóc mu w dokładnym wyczuciu ich emocji. Teraz przydawał mu się niewątpliwie mniej, niż podczas dawnych podróży, ale niewątpliwie - w lepszym celu. Szedł pewnie, ale powoli, patrząc w niebo, a nie otaczający go obraz ludzkiej nędzy. Pozwolił na chwilkę, by myśli zajęły mu marzenia.
Bum!
W tym momencie uderzyło w niego dziecko, brykające wesoło ze swoją zabawką. Był to młody chłopiec, o lekko przybrudzonych blond włosach i wesolych oczach. Widząc dziwny ubiór młodzieńca, przeląkł się lekko, cofając się o krok. Gaalhil schylił się po zabawkę i oddał dzieciakowi z ciepłym uśmiechem na twarzy. Potargał go ręką po czuprynie i powiedział wesoło:
- Uważaj, bo się zgubisz w takim wielkim obozie! Wracaj do kolegów i baw się!
Po czym podniósł wzrok spowrotem na obozowisko. Dzieciak ulotnił się.
W tej chwili ujrzał podchodzącego do niego energicznego genasi. Zdziwił się lekko, ale wyprostował i uśmiechnął wesoło.

Theif_Extraordinaire_by_lone_momomniejszy.jpg - Rozmiar oryginalny - Fotosik.pl

Wyglądasz na takiego, któremu marzą się bohaterskie czyny, co? Akurat mam coś dla ciebie…Wyruszysz do Phalenpopsis, zobaczysz, ile prawdy jest w plotkach o wałęsających się w tamtej okolicy tabunach potworów. Jak dostaniesz się do miasta, to popytasz się…Może wiedzą coś o sytuacji w okolicy. To miasto wieszczów, na pewną wiedzą o tym, jak kataklizm wpłynął na okoliczne krainy…Co ty na to?

Spojrzał bystro na przybysza.
"Czego on od niego chce? I dlaczego akurat od niego? Zresztą, nie ważne, lepsze to, niż powolne patrzenie jak we wszystkich umiera nadzieja.Skądś znał tego genasi, ale wciąż nie był pewien." Rwał się do działania, ale nie pozwolił sobie cokolwiek takiego pokazać.
- Nazywam się Gaalhil Varher a ty? - rzekł życzliwie, pozwalając sobie na lekkie rozdrażnienie genasi. Kultura wymagała, by najpierw się przedstawił.

"Bohaterskie czyny?" - poczuł burczenie w brzuchu. - "Przydałoby się nieco więcej jedzenia. Ale było ono nieistotne, jeśli miał szansę pomóc tym biedakom wokół"

Zanim odpowiedział, dokładnie przeanalizował to, co przekazywał mu o genasi kryształ, umieszczony spowrotem w sakwie.

- Phalenpopsis? Oczywiście. - powiedział z pewnością w głosie. - Jeśli mogę jakkolwiek pomóc, zrobie to bez wahania - uśmiechnął się - A jeśli przy okazji mogę stać się bohaterem, zrobie to natychmiast. - zażartował, po czym przekrzywił lekko głowę

- A teraz przejdźmy do konkretów. Mogę prosić o więcej szczegółów?

Patrząc powierzchownie wydawało by się, że zupełnie nie reaguje na obecną, bardzo trudną sytuację. Albo że jest niezwykle głupi. Jednak gdzieś za wesołymi oczami krył się skrywany smutek i wiedza, widoczne jedynie dla dobrego obeserwatora.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 14-01-2008 o 09:33.
Umbriel jest offline  
Stary 17-01-2008, 23:56   #547
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Gwaenhvyfar wstrzymała oddech, kiedy jeździec pohamował swojego wierzchowca. Już myślała że zaklęcie się powiodło, kiedy elf otrząsnął się. Przerażona i zaskoczona myślała tylko o tym, żeby skierować przeciw niemu swoje dwa bliźniacze tańczące ostrza. Myśl o ucieczce przemknęła jej przez głowę, jednak elfka była zbyt dumna by umykać jak tchórz, nawet jeśli tchórzostwo byłoby w tym momencie przejawem instynktu samozachowawczego...zwanego przez niektórych rozsądkiem. Gwen nie zwykła myśleć rozsądnie- kierowała się emocjami, intuicją, magicznymi impulsami uczuć. Mroczny rycerz spiął swojego wierzchowca do kolejnej szarży, a elfka wyciągnęła z pochew dwa krótkie ostrza, nieco przypominające sejmitary. Kątem oka bardka dostrzegła mignięcie ruchu pośród pnączy. Z gęstwiny wyłoniły się trzy postacie, odziane w szaty czarodziejów. Jeździec zbliżał się nieuchronnie, a Gwen trwała w pozornym bezruchu, jakby biernie oczekiwała na zderzenie. Tak naprawdę jednak całe jej ciało, każdy mięsień w napięciu oczekiwał na odpowiedni moment. Kiedy już chciała wykonać zwód, usłyszała słowa pośpiesznie wypowiadanego zaklęcia, którego owocem był oślepiający rozbłysk wokół paszczy jaszczura. Stwór wydał z siebie bolesny wizg, a jeździec wstrzymał szarżę i obrócił się w stronę magów. Odziany w kolorowe szaty czarodziej, który wydawał się być najstarszym w tej kompanii rzucił jakieś bliżej nieznane Gwaenhvyfar zaklęcie, po czym... dosłownie zapadł się pod ziemię. Dopiero teraz bardka zdała sobie sprawę, że jej zaklęcia nie tylko się nie powiodły, ale mogły jeszcze pogorszyć jej sytuację...lub nagle obrócić ją na jej korzyść..~Dzika magia jest zmienna i nieprzewidywalna jak psikusy Lekkostopej Pani...~pomyślała, prężąc się do ataku na zdezorientowanego jeźdźca. Odziany w czarne szaty gnom rzucił się na pomoc kompanowi, posyłając uprzednio w stronę elfa piękne ostrze... Które nagle ożyło i samo rzuciło się do ataku, ponownie wprawiając Gwen w zdumienie. ~Tańczący miecz! Co ci przybysze mogą mieć jeszcze w zanadrzu?...~Spojrzała na trzeciego nieznajomego, młodego mężczyznę w szaroburych szatach, który jeszcze nie wykonał żadnego ruchu mogącego zdradzić jego zamiary. A atutem Gwen była szybkość, zręczność i element zaskoczenia, więc nie mogła pozwolić sobie na wahanie. Zwinnie doskoczyła do wijącego się z bólu jaszczura i zaatakowała celując w oczy, mając baczenie na jego uzbrojony w kolce ogon i na opazurzone przednie łapy, a przy okazji mając nadzieję trzymać się poza szerokim łukiem jaki mogła zakreślić paskudna halabarda czarnego rycerza.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.

Ostatnio edytowane przez Linderel : 17-01-2008 o 23:58.
Linderel jest offline  
Stary 18-01-2008, 09:15   #548
 
Achmed's Avatar
 
Reputacja: 1 Achmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znanyAchmed nie jest za bardzo znany
Akramed szedł wraz ze swoim towarzyszami przez puszczę. Nagle usłyszał magiczny śpiew. Instynktownie ruszył w stronę z którego dobiegał głos. Jego oczom ukazała się elfka, która broniła się, jak mu się zdawało, przed jeźdźcem z Tagosai. Nim Akramed zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Mac’Baeth rzucił magicznym ogniem prosto w pysk jaszczura, co zwróciło jego uwagę na magów. Korzystając z zaskoczenia wrogiego elfa. Akramed wyciągnął rękę w kierunku wroga, nakreślił w powietrzu magiczny znak i wypowiedział formułę zaklęcia. Miał nadzieję, że czar telekinezy zadziała poprawnie i uda mu się przewrócić jaszczura, lub strącić jeźdzca. Tuż przed rzuceniem czaru usłyszał słowa Mac’Baetha
- Zajmijcie tego jaszczura, a ja złapię staruszka.
 
Achmed jest offline  
Stary 18-01-2008, 15:36   #549
 
Amman's Avatar
 
Reputacja: 1 Amman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłość
- Amman znajdź jakiś ogień i poświeć na dół. Nie wszyscy widzą po ciemku. I na bogów uważaj by cię coś nie zaatakowało.
Na te słowa Amman rozejrzał się po pokoju. Nie znalazłwszy żadnego źródła światła, pobiegł na górę za Yokurą.
~~Tam musi być jakiś kominek albo coś...~~ pomyślał zdesperowany.
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę
Amman jest offline  
Stary 19-01-2008, 14:15   #550
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Opuszczone opactwo na wzgórzach w pobliżu Silwerriwer, tajemna świątynia Ashura, wiele lat temu.

Czcigodny Perengast, wielki kapłan Ashura z niepokojem spoglądał na leżąca na biurku głowę. Za życia nosił ją na swym karku Miraaz Ergemon. Ale została odrąbana w bardzo bolesny sposób. Perengast widział już gorsze widoki, lecz ten napawał go strachem. Głowa została podrzucona bez wzbudzania uwagi straży, uaktywniana magicznych symboli i pułapek.
Kult Bezlitosnego dawał w ten sposób ostrzeżenie…Możemy cię zabić w każdej chwili, i nic na to nie poradzisz.
Arcykapłan zacisnął dłonie w bezsilnej złości. W znajdującym się poniżej świątyni Silwerriwer kapłani Ibn-Hazima mieli monopol na morderstwa na zlecenie, i bezlitośnie tępili wszelką konkurencję. W tym i wyznawców Ashura, jeśli się za bardzo rozochocili. Miraaz Ergemon był tego przykładem.
-Oby ich agonia była bolesna. – zaklął kapłąn duszac w sobie dławiącą go wściekłość. Wiedział, że będzie musiał spróbować rozprawić się z kultem Ibn-Hazima i wiedział też, że jego ludzie nie mają z wrogiem szans. Kapłani Bezlitosnego byli doświadczonymi zabójcami, cichymi jak noc…Zaś wyznawcy Ashura, byli mordercami, ale innego rodzaju. Lubili bezbronne i słabe ofiary, które nie wymagały wysiłku i były łatwe w zabijaniu. Nie mogli się mierzyć z sługami Bezlitosnego. Ale wiedział, że sekretną wojnę musi wypowiedzieć…Jeśli okaże strach i słabość, ci którzy obecnie liżą mu buty, sięgną po sztylety. Przywódca tej świątyni nie mógł okazać strachu.
-Wiellki Perengaście.- rzekł nerwowym głosem akolita Minchest. Nic dziwnego, Perengast przeszedł trzy z pięciu wielkich rytuałów wtajemniczenia. Skóra arcykapłana pokryła się zrogowaciałymi purpurowymi brodawkami, resztki włosów na głowie przeobraziły się w kolce. A oczy stały się jednolicie czarne.
- O co chodzi?- rzekł poirytowanym głosem arcykapłan.
- Branców brat Micheas przywiózł, będzie z 10-ciu.- rzekł akolita.
- Virun, sprawdź i oceń czy straże należycie przykładaja się do obowiązków. Zdasz mi potem raport. - rzekł Perengast.. Cień za plecami arcykapłana ożył i syknął.- Tak ekssscelencjo.
Po czym znikł, zaś Perengast minął gnącego się niskim ukłonie przestraszonego akolitę.
Gdy zszedł na dziedziniec, obejrzał powoli zebrane brata Micheasa dzieci i idąc mówił.- Ten na ofiarę, na ofiarę, na ofiarę…Z tego może da się coś zrobić, ten na ofiarę.
Nagle zwrócił uwagę na sześciolatka w bogato zdobionych szatach i krzyknął.- Co on tu robi? Bracie Micheasie. Nie potrzebuję tu poszukiwaczy przygód węszących za jakimś synkiem szlachcica!
Do czcigodnego Perengasta podeszła przygarbiona sylwetka ubrana w poszarpany i starą mnisią szatę kapłanów Ormesa.
Garbaty i szpetny jak noc brat Micheas zbliżył się zaczął i szeptać coś arcykapłanowi do ucha, przy okazji wręczając sakiewkę.
- Doprawdy? Hmm...Aż tyle?…To zmienia postać rzeczy...ofiara?- odzywał się co chwilę Perengast. Spojrzał na dzieciaka mówiąc. - Szkoda go na ofiarę. Żywy będzie bardziej użyteczny. Zwłaszcza w przyszłości…Nie zabijemy go na ołtarzu.
Podszedł na wprost chłopaczka i rzekł.- Zapamiętaj sobie szczeniaku , od dzisiaj jesteś członkiem kultu Bolesnej Śmierci, a on każe za porażki. Ja zaś jestem przedstawicielem Bolesnej Śmierci na Tais, zawodzisz mnie, zawodzisz mego Pana. Od dzisiaj przepada twe stare imię, a zyskujesz nowe…Będziesz…Hmmm…Miraaz Ergemon.
Perengast chwycił najbliższego brańca stojącego obok dzieciaka, i przyłożył mu sztylet o zębatym ostrzu do szyi. Następnie ze słowami - Patrz jak kończą ci co sprawiają mi zawód.- Poderżnął chłopaczkowi gardło. Krew martwego dzieciaka ochlapała chłopca w bogatych szatach.
-Jak więc masz na imię?- spytał Perengast.. Dziecko wydukało zaś.- Mi..Mi..Mi Raaz panie.
- Mi Raaz…Hmmm..Mi Raaz też ujdzie. Ale następnym razem nie będę taki pobłażliwy.- rzekł arcykapłan, po czym dodał. - Micheas, zamknij rekrutów i ofiary na ołtarz.Potem zaś dodał ciszej.- I dopilnuj by w procesie edukacji wymazać Mi Raazowi wspomnienia o jego prawdziwym imieniu, rodzicach i przeszłości…Niech myśli, że jest chłopskim synem.
-Tak czcigodny Perengaście.- rzekł brat Micheas.

Nie wiedzieli wówczas, że zginą zanim zdążą skorzystać z tajnej broni jaką była przeszłość Mi Raaza.

Wioska Earduum
Genasi, z właściwą sobie energią, przeszedł do sedna sprawy mówiąc.-
Wyglądasz na takiego, któremu marzą się bohaterskie czyny, co? Akurat mam coś dla ciebie…Wyruszysz do Phalenpopsis, zobaczysz, ile prawdy jest w plotkach o wałęsających się w tamtej okolicy tabunach potworów. Jak dostaniesz się do miasta, to popytasz się…Może wiedzą coś o sytuacji w okolicy. To miasto wieszczów, na pewną wiedzą o tym, jak kataklizm wpłynął na okoliczne krainy…Co ty na to?

- Nazywam się Gaalhil Varher a ty? - rzekł życzliwie, pozwalając sobie na lekkie rozdrażnienie genasi. Kultura wymagała, by najpierw się przedstawił.
To nieco zbiło Abziira z tropu…Myślał, że wszyscy tu go znają. Widać były wyjątki.
Rzekł więc.- Jestem Abziir-Il-Thalani potomek długiego rodu wywodzącego się od pierwszych ifirytów, drugi syn władcy Duchów Pustyni, zwany także Abziirem Szczęściarzem.Ale to nie ma teraz znaczenia. Wybierzesz się do Phalenpopsis i …
Gaahill odpowiedział, dokładnie przeanalizował to, co przekazywał mu o genasi kryształ –„Chyba mówi prawdę szefie, wygląda na szczerą istotę” , umieszczony z powrotem w sakwie.

- Phalenpopsis? Oczywiście. - powiedział z pewnością w głosie. - Jeśli mogę jakkolwiek pomóc, zrobię to bez wahania - uśmiechnął się - A jeśli przy okazji mogę stać się bohaterem, zrobię to natychmiast. - zażartował, po czym przekrzywił lekko głowę.

- A teraz przejdźmy do konkretów. Mogę prosić o więcej szczegółów?

- Szczegółów co? Hmm…Cóż…Pojedziesz, zobaczysz jak jest sytuacja, bez narażania się na niebezpieczeństwo i wrócisz. Bardziej szczegółowo już się nie da, chyba że trzeba ci wskazać stronę w która masz się udać. Niewiele wiem o obecnej sytuacji by dawać ci szczegółowe wytyczne.-rzekł genasi. Krytycznym okiem spojrzała na chłopaka.- Wiesz, może i jesteś odważny i szczery, ale coś mi mówi, że mógłbyś sobie sam nie poradzić.
Gwizdnął głośno i po chwili do obu podeszła dziwna istota, o tułowiu uskrzydlonego białego lwa, torsie i twarzy kobiety, z drobnymi różkami ukrytymi wśród platynowych włosów. Niebiańska lamia…jedno ze stworzeń, które powstały dzięki wiedzy i potędze dobrych arcymagów.

Stworzenie było uzbrojone w półtoraręczny magiczny miecz i w drugiej dłoni dzierżyło magiczny kamień.
- Czego chcesz Abzirze.- rzekła niebiańska lamia.- Muszę pilnować bezpieczeństwa obozu, a twoich rzeczy w szczególności
- Mam dla ciebie ciekawsze zadanie Ilmaxi. Ten chłopiec wyrusza by sprawdzić drogę, która podąży nasza grupa. Chcę żebyś mu pomogła w wykonaniu tego zadania.
Ilmaxi spojrzała na Gaahila i spytała.- Gdzie mamy się udać?
-Do Phalenpopsis…Krążą plotki…-zaczął genasi. Ale Ilmaxi mu przerwała.- Nie należy wierzyć plotkom.
- A więc macie około dwa tygodnie na dojście tam i powrót. Potem niestety musimy uznać, że wam się nie udało. I ruszymy dalej.-rzekł Abziir.- W każdym razie, zostawimy wskazówki ukryte w gospodzie w razie gdybyście wrócili po tym czasie.
Ilmaxi tylko skinęła głową i rzekła.- Rozumiem, ruszamy…
Po czym powolnym korkiem udała się w kierunku wyjścia obozu, dodając tylko przez ramię.- Nie myśl sobie, że będę robiła za twojego wierzchowca, chłopcze.

Las na obrzeżu Hyalieonu

Akramed wyciągnął rękę w kierunku wroga, nakreślił w powietrzu magiczny znak i wypowiedział formułę zaklęcia. Czuł jak magia wije się w jego umyśle, ale czar telekinezy został rzucony poprawnie. Mag skierował telekinetyczną siłę w dinozaura. Jaszczur zachwiał się i upadł przy wtórze gniewnych krzyków miecza.- Hej! To nie fair, jeszcze cię nie zaatakowałem, a ty już się poddajesz?! Gdzie twój honor?! Psujesz mi całą zabawę !
Gwaen wykorzystała okazję, jej miecze szybko wbiły się w głowę potwora, przebijając oczodół, docierając do mózgu…zabijając bezbronna w tej chwili bestię.
Ale jej jeździec szybko i zwinnie zeskoczył, odrzucił halabardę i natarł na elfkę, czarną rękawicą pokrywającą jego dłoń, a wyposażoną w długie pazury. Bardka odskoczyła, nie zdołała jednak wyjąć mieczy z głowy bestii. Tymczasem latający miecz wskoczył w jej dłoń krzycząc.- Do boju! Pokażmy temu ciemniakowi, jaki ze mnie świetny szermierz!
Wrogi elf zaś ponownie zaatakował wykorzystując mroczną moc demonicznej zbroi jaką nosił.
Tymczasem z dziury wyfrunął gargulec niosący w łapach Mordraghora.

- No i jak? Wygrywamy?- zapytał Akrameda stary czarodziej.
- Koniec darmowego lotu.- rzekł gargulec głosem Mac’Baetha. Upuścił czarodzieja i pofrunął w kierunku walczących.

Phalenopsis, Dzielnica Przybyszów, obóz niziołków

-Ja też nie wiem. Niech pannica trzyma tego psa na uwięzi…Z dala od porządnych obywateli. Druidka nie zapewne nie wie, że tu cywilizacja. I nie wolno szczuć nikogo psami. No. Ja złożę skargę…Od razu.- rzekł nerwowym lekko jąkającym się głosem krasnolud.
- A ta rana, to pewnie się pan nożem skaleczył? A może sejmitarem? - zapytała spokojnie druidka, lecz jej głos przepełniony był nie skrywanym jadem.
- Nie pani interes.- odburknął krasnolud.
- A to nawet dobrze, że przyprowadzisz straż miejską, bo nie będę ich musiała ja ich fatygować w sprawie napaści na te niziołki. - niemal wysyczała.
- A pójdę, a co ! Porządek musi być.- rzekł zacietrzewiony krasnolud. Po czym szybkim krokiem oddalił się z tego miejsca…Straż jednak jakoś nie nadchodziła. Zresztą tak jak druidka podejrzewała. Pożegnała się z niziołkami i ruszyła do druida, mając nadzieję, że Amman już wykonał zadanie.

Dzielnica Przybyszów, świątynia Pana Kniei


W nocy park i świątynia …były ciche i spokojne. Wilczyca wąchała nerwowo nocne powietrze. Borein podszedł prawie bezszelestnie ze swym pomocnikiem Łasuchem.
Niedźwiedź pomrukiwał od czasu do czasu.
- One już czują drudiko.- rzekł Borein.- Pogoda wkrótce się zmieni, bynajmniej nie na lepsze.
- Czy Amman już przybył?- spytała Luinehilien.
- Nie, jeszcze nie. Ale wyczuwam zawirowania w równowadze natury. Coś złego wkrótce się zdarzy.- mruknął Borein.- Bądź ostrożna Luinehilien.

Dzielnica Rzemieślnicza, okolice domu Turama

Beriand od kilkunastu minut przemierzał uliczki miasta w nadziei na uniknięcie kłopotów. Gdzieś tam w jego głowie kiełkowała prosta myśl. – „Czemu, ach o czemu nie uczyłem się rzemiosła łotrzyków?”
Ci bowiem potrafili świetnie się skradać, a nie tak kulawo jak mag.
Wspomniał też rozmowę z krasnoludem.
„ -Lepiej te "złe" rzeczy schować gdzieś głęboko.... czy bierzesz je ze sobą, mości krasnoludzie?-
Za radą pana Aydenna, biorę ze sobą.-„
odparł w odpowiedzi Turam.
Przemierzał spowite mrokiem nocy uliczki, niekiedy dziwacznie zabarwione blaskiem chmur przepływających nad nimi. Gdy skręcił w kolejny zaułek…Nagle,ulice znikły mroku ciemnym niż najczarniejsza noc. Świat zaczął wirować, zmuszając elfa do opadnięcia na kolana. Szepty, głosy, wrzaski, krzyki… nie pozwalające wszak rozróżnić poszczególnych słów. Kroki, szybkie ciężkie…Ktoś się zbliża…Uciec…Dokąd? Wszędzie ciemno.
Beriand nie potrafił odróżnić myśli, od wrażeń wzroku i słuchu…Co się działo?
Po chwili wszystko ucichło…I wróciło do normy. Z wyjątkiem jednego.
-„Głupiec, tchórz, żałosna kreatura niewarta uwagi.”- jakaś wroga myśl wdarła się do umysłu elfa.- „Niegodny nazywania mężczyzną…O to kim jesteś, żałosny robaku.”
Skąd te myśli?.. Beriand nie widział nikogo. „Znasz rozwiązanie. Użyj swej broni i zabij się. Zrób coś dobrze, choć raz…Skoro wszystko robisz źle.”

Phalenopsis, Tajemniczy dom w Dzielnicy Żebraczej, piwnica

Kapłan otrząsnął się…Co prawda jeden ghul się nadal trzymał jego ciała, to jednak była to drobnostka. Zbroja skutecznie chroniła przed poważniejszymi atakami nieumarlego.
- Rasgan, mów do mnie, bo Cię nie widzę. A nie chciałbym żebyśmy się pozabijali. - po czym się zaśmiał, bo on sam dla widzącego w ciemnościach elfa musiał być jak żarówka.
- Yokura! Na dół, problem mamy - krzyknął elf skacząc na dół do kapłana.. -Amman znajdź jakiś ogień i poświeć na dół. Nie wszyscy widzą po ciemku. I na bogów uważaj by cię coś nie zaatakowało. - wykrzyczał elf zeskoczywszy atakując ghula trzymającego kapłana. Rąbał cielsko potwora bez opamiętania licząc na to, że pozostałe dwa nie wyswobodzą się spod kontroli kapłana… Rąbał więc bez opamiętania, bez finezji i fantazji. Elf po prostu rąbał ciało ghula i kapłana przy okazji. Więc kapłan odczuł furię elfa. Ciosy mieczem jakie Rasgan zadał ghulowi, trafiały pośrednio w Mi Raaza.. Ból od zadanych mieczem ran połączył się z bólem jaki zadał kwas mieczy elfa. Przy tym wszystkim ugryzienia i pazury nieumarłego były drobnostką.
Kapłan desperackim ruchem odepchnął od siebie elfa. Na wpół umierający ghul próbował odsunąć się poza krąg światła.
Kapłan stał oparty plecami o jedną ze ścian, po czym sprawdził czy na wyciągnięcie ręki nie ma innej ściany. Wiedział, że jeśli jest blisko narożnika pomieszczenia, to lepiej, żeby właśnie w nim stał…Plecami opierając się o ścianę dotarł do oświetlonego narożnika, z ulgą przyjmując fakt że jego zbroja „zgasła”. Oba miecze trzymał przed sobą, bardziej gotowe do parowania niż do ataku. Zresztą na tak nie miał już sił. Ciosy Rasgana spowodowały u niego utratę sporej ilości krwi...A choć kwas wypalił rany to bynajmniej nie poprawiło to zbytnio stanu kapłana. Mi Raaz był ciężko ranny i w obecnym stanie nawet ghule stanowiły śmiertelne zagrożenie. Mi Raaz wspomniał jedno ze słynnych powiedzeń Giltiusa Haemirrdana „Bogowie, strzeżcie mnie od głupoty sojuszników, z mądrością wrogów sam sobie poradzę.”
- Światło! Potrzeba światła - wykrzyczał elf do kogokolwiek. Po kilku ( jak mu się wydawało, furia zaburza nieco percepcję) ciosach jedna było ich uspokoił się nieco. Przystanął trochę i spokojniej się rozejrzał po pomieszczeniu.
- Postaraj się odepchnąć go od siebie - powiedział do kapłana. Nieumarły na skraju śmierci ostatecznej jednak nie był przeciwnikiem, który miał ochotę na dalszą walkę. I szybko oddalał się od Mi Raaza. Choć nie dość szybko. Miecze Rasgana zakończyły jego "żywot".
Mi Raaz zacisnął zęby z bólu, zastanawiając się jakim cudem ta cała prosta rozprawa z ghulami zmieniła się w walkę o życie...W dodatku o jego życie! Amman gdzieś odbiegł, nie było bowiem słychać jego kroków…Ciszę przerwał jednak prawie zwierzęcy ryk z góry…A potem znów cisza, przerywana jedynie szuraniem przyczajonych nieumarłych…Amman nie wracał, Yokura też nie. Na kapłana wystąpił zimny pot. A jeśli oni …nie żyją? Jeśli poza ghulami było tu coś jeszcze i teraz przyjdzie kolej na nich?
Jakie mają szanse przetrwać we dwóch? Śmierć dla kapłana nie była straszna, ale śmierć przez bycie pożeranym żywcem..to już nie wzbudzało entuzjazmu Mi Razza.
Cegła uderzyła w twarz elfa...rozkwaszając mu nos i rozbijając łuk brwiowy. Ghule korzystając z tego, że same są ukryte w ciemności, a przeciwników mają na widoku, zaczęły obrzucać wrogów cegłami…Głównie Rasgana.

Phalenopsis, Tajemniczy dom w Dzielnicy Żebraczej, piętro

„-Znaleźć ogień, znaleźć ogień!-„ Amman z taką myślał rozejrzał się po parterze, po czym w biegł na pierwsze piętro, mijając kolejne drzwi i puste pokoje, zauważył Yokurę w jednym z nich. Ork szedł po skrzypiącej podłodze w kierunku drewnianego kufra z żelazną kłódką. Była w nim jeszcze szafa i na wpół- rozlatujące się łoże.
- Yokura...ghule…Mi Raaz.- wydyszał próbując złapać oddech.
-Wiem, wiem…załatwiliście ghule i wynosimy się stąd.- przerwał mu półork.- Przeszukam tylko kufe..eee…aaa!- ryknął prawie zwierzęcym głosem Yokura, gdy deski pod jego prawą noga załamały się. Ciężki półork w płytowej zbroi opadł na dół, gdy jego prawa noga przebiła spróchniały strop, zanurzając się w podłodze aż po pośladki, zaś lewa w bolesny sposób skręciła się w kostce…do tego jeszcze ból naciągniętej pachwinie. Ryk Yokury miał więc niewiele wspólnego z jego ludzkim dziedzictwem.
-Zrób coś.- wypiszczał płaczliwym głosem Yokura do Ammana.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-01-2008 o 11:04.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172