Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2010, 21:17   #1
 
Vangard's Avatar
 
Reputacja: 1 Vangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodze
[D&D, ed. 3,5] Klinga snu



Barforst jest wielce urokliwym siołem położonym pośród żyznych pól i pastwisk. Okoliczne lasy bogate są we wszelaki runo leśne i zdrową zwierzynę łowną.
Droga do miasta, położonego o dzień jazdy wozem, jest zadbana, porośnięta po bokach topolami i żywopłotem lub obłożona kamieniami.
Sama wieś jest niewielka. W samym jej środku jest pękata gospoda "U Nogaja", gdzie strudzeni gospodarze przychodzą wychylić kufel piwa. Raz po raz zatrzymują się tutaj podróżni jadący z Hensy-wspomnianego wcześniej miasta, lub do niego.
Całkiem naprzeciw gospody jest świątynia wspaniałego boga, Pelora, a za nią, niewielki dom kapłana Henry'ego i akolity Swinta. To tutaj, w budynku majestatycznie wznoszącym się nad wioską, mieszkańcy dziękują za wspaniały żywot i ośmielają się prosić o łaski.
Między gospodą, a świątynią jest plac, lecz nie byle jaki - raz w tygodniu zatrzymuje się tutaj karawana niziołków. Wystawiają tedy kramy, a mieszkańcy mogą zaopatrzyć się w potrzebne sprzęty i sprzedać owoce swojej pracy. Ku uciesze dzieci jest i teatrzyk kukiełkowy, i pokaz sztucznych ogni, oraz pokaz "dzikich bestii".
Przy placu jest też Sala wójta Sędzimira, pełniącego tę funkcję niezmiennie od 53 lat, sam wójt mieszka niedaleko, u swojego syna i jego rodziny.
Nieco na skraju wioski jest kowal-krasnolud Berg. Jak na krasnoluda jest młody, dopiero co po ożenku ze wspaniałą pulchną brodatą krasnoludką.
Wieś jest zadbana, większość budynków jest z czerwonej, wypalanej cegły. Domy kryte są gontem a z kamiennych kominków leci biały dym.
Rodziny są liczne, a więzi rodzinne mocno kultywowane.
Przez łąki, na których pasą się spaśne, łaciate krowy, prowadzi wąska dróżka do domostwa starego, emerytowanego poszukiwacza przygód.


Ów poszukiwacz przybył do wioski lata temu, przywożąc ze sobą, ponoć całe kufry skarbów. Mówią na niego Bliznooki, ze względu na szramę biegnącą od szyi, aż po włosy.
Za zgodą mieszkańców wybudował sobie tutaj okazałe domostwo. Nie uprawia roli, nie hoduje bydła, lecz ku uciesze gospodarzy, zaopatruje się w wiosce.
Nie od zaraz był jednak akceptowany, na szacunek zasłużył sobie, odpierając sam jeden, liczne ataki goblinów i wilków. Dzięki niemu wioska miała obrońcę, a to skutecznie odstraszyło złe pokraki.
Dopiero od roku, przybyły do niego, z daleka, cztery osoby.

Pierwszy z nich to elfi pan, władający magią tajemną. Niedawno jeszcze całe miesiące spędzające na szlaku, gdzie praktykował czarostwo. Trafił jednak w swoim życiu na moment, w którym stwierdził, że znów brakuje mu teorii. Ku jego uciesze spotkał "przypadkiem" człowieka, który mógł przekazać mu niezbędną wiedzę tak teoretyczną jak i praktyczną.

Drugą osobą był człowiek, który stanął na rozstaju życia. Miał przed sobą dwie drogi, drogę miecza i drogę pięści, a każda z tych dróg była jednakowo słuszna. Bliznooki znalazł go w Hensy w szpitalu przyświątynnym, gdzie leczył swoje rany. Jak się później okazało Bliznooki był nie tylko idealnym słuchaczem, podczas wielogodzinnych zwierzeń, lecz także wspaniałym nauczycielem.

Kolejny był półelf, oddający swój miecz tym co sowicie płacili. Płacili dobrze ale i nie chcieli zostawiać po sobie śladu, jego życie stało się więc ciągłą ucieczką. Do czasu. Przejeżdżał przez małą wioskę, gdzie zaczaili się na niego oprawcy. Miał jednak szczęście, bo na lincz nie pozwolili uczniowie niejakiego Bliznookiego. To był ktoś, kto mógł wynieść go na wyżyny sławy, ktoś dzięki komu mógł zacząć dokonywać epickich czynów.

Ostatni był wierszokleta i grajek. Przejeżdżał nieopodal, gdy dowiedział się, że mieszka tu Bliznooki. Nie mógł uwierzyć, że to ten sam wielki bard, którego pieśni i podania przekazywane są od mórz aż po szczyty gór. Bliznooki, jeden z wielkiej siódemki sławnych poszukiwaczy, którym władcy słali listy pisane złotym atramentem, przed którymi drżeli nekromanci, a przy Tym konkretnym muzykancie mdlały wszystkie księżniczki. Taka okazja nie zdarza się dwa razy, wiedział więc że po prostu musi poznać go bliżej.

Od samego początku wiadomo było, że są uczniami Bliznookiego. W ten czy inny sposób zaczęli u niego doskonalić, każdy w odmienny sposób ale i razem, tworząc zaczątki nowej drużyny.
Terminując u Bliznookiego, zaczęli wyruszać na ekspedycje służące ochronie wioski i miasta, dzięki którym pod czujnym okiem nauczyciela wzrośli w siłę. Szybko więc stali się kontynuatorami swego mentora i również zasymilowali się z mieszkańcami ich nowego domu-Barforstu.



ZIMA

Noce o tej porze roku były długie i ciemne. Mieszkańcy po zmroku zamykali się w przytulnych bezpiecznych domach, karczma świeciła pustkami. Karawana w takich zaspach nie miała szans przedrzeć się do miasteczka toteż ludzie musieli już korzystać z wcześniej poczynionych zapasów. Coraz częściej dało się słyszeć wycie wilków w oddali, one też nie miały łatwo tej zimy.

Na szczęście wesoło trzaskający ogień w kominku dawał sporo ciepła. Ze środka, przytulnego domu, problemy całego świata wydawały się nieistotne. Godziny spędzone na dworze przy rąbaniu drewna, naprawianiu dachu i patrolowaniu okolicy stały się bardzo odległe. Ciepło płomienia, czy może ciepło rozlewające się w całym ciele, po wypiciu już kilku łyków wina było takie błogie. Nie trzeba było przejmować się niczym. Furta na ścieżce do domu zamknięta; ścieżka odśnieżona; drewno pod zadaszeniem, z prawej strony domu, przygotowane; składzik na narzędzia, za drewnem zamknięty; sień pozamiatana; w kuchni w głębi po prawej słychać odgłosy kolacji szykowanej przez Bliznookiego; zbrojownia i magazyn po lewej, uporządkowana; schody do piwnicy,gdzie jest zakaz wstępu jak zwykle pod kluczem mentora; pokoje na górze przygotowane do spoczynku. Wszystko tak jak być powinno.


Bliznooki wniósł do sali sporą tacę, obładowaną półmiskami jedzenia. Są tu ryby, bigos, schabowe, pieczone ziemniaki i odrobina warzyw. Postawił ją przed strudzonymi uczniami, podszedł do kredensu i wyciągnął jeszcze jedną butelkę, stawiając ją tuż obok dwóch opróżnionych. Rozsiadł się w swoim głębokim fotelu, wziął kielich i skosztował łyk czerwonego gorzkiego wina. Uśmiechnął się pod nosem i pogrążył we wspomnieniach. Głębokie zmarszczki wyrażały spokój. Prosty nos, tak jak i reszta jego sędziwego 72 letniego ciała pokryty był ciemnymi plamami. Usta miał już mocno popękane, a skóra na rękach była tak blada, że było widać pod nią żyły. Jedynie jego śnieżnobiałe krótkie włosy miały wciąż blask. Bardzo dbał o te włosy, one były niegdyś jego znakiem rozpoznawczym. Mówiono o nim Blaskbard. Ponoć, jego już ochrypły głos, niegdyś rozbrzmiewał w każdym dużym mieście, a jego utwory kojarzy każdy minstrel.

Nagle otworzył oczy i spojrzał na towarzyszące mu osoby.
-Co się na mnie gapicie. Ekhm... Ekhm... Głos utknął mu w gardle. -Jedzcie wreszcie, bo Wam ostygnie. Dobrze wiecie, że musicie nabrać sił. Sam mówiłeś Ravarr, że wilki są coraz bardziej niespokojne. Musicie je jutro koniecznie wytropić i przegonić. Nie możemy pozwolić, żeby zaginął kolejny mieszkaniec. Mała Sara była oczkiem w głowie kuchmistrza Bartollo. Ją też musicie zresztą odnaleźć. Draugdin znalazł jej wstążkę nad rzeką. - zrobił małą pauzę na kilka głębszych wdechów - Ale najpierw ochrona wioski. - wziął mały łyk wina, oblizał wargi - Co z Twoimi pięściami Pavos? Rąbanie drewna za pomocą gradu ciosów nie przyniósł tylko oczekiwanego treningu prawda? Weź sobie z magazynku eliksir, jeden z tych lekkich. Uśmierzy Twój ból i zagoi rany. - odłożył kieliszek, schylił się i podniósł z dywanu lutnię. Zwrócił się do Trivela - Uracz nas po posiłku małą balladką. Pokażę Ci chwyty.
Palce staruszka wcale nie były takie skostniałe. Z niebywałą precyzją skakały po progach w górę i dół. kojąca muzyka wypełniła pomieszczenie tworząc wraz z wesoło trzaskającym ogniem w kominku niesamowitą atmosferę.

 
__________________
moja pierwsza sesja na forum (z przed czterech lat): http://lastinn.info/archiwum-sesji-i...pod-rynne.html
sesja obecna: http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/92...linga-snu.html
Vangard jest offline  
Stary 03-10-2010, 00:12   #2
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Bard siedział na podłodze w bezpiecznej odległości od kominka. Z nieobecnym spojrzeniem gapił się w ogień, pogrążając się w nostalgii, jak ostatnio często mu się zdarzało. Ku jego własnemu zaskoczeniu. Myślał o wielu rzeczach: o Draholcie, o wszystkim, czego się nauczył w przeciągu ostatnich kilku lat, w końcu o wilkach i o tym, że trzeba by było zrobić z nimi porządek. Myślał też o swoich gąślach, które zostały w jego izbie, czekając na niego. Nie miał jednak najmniejszej ochoty grać. Miał za to wielką ochotę na wino, o czym świadczyć mógł pusty kielich, który Trevil dzierżył w dłoni.
De Soilla jest wysokim mężczyzną o budowie człowieka aktywnie spędzającego czas – trudno powiedzieć o nim, jak o siłaczu, z drugiej strony chuchrem też nie jest. Długie włosy o kolorze najczarniejszej czerni swobodnie opadają na kark i przystojną twarz barda. Jeśli już o twarzy mowa, nie posiada ona żadnych charakterystycznych cech, nie licząc przyklejonego, złośliwego uśmieszka, zadbanej bródki i lekko zadartego nosa. Jego odzienie stanowiły skórzane spodnie i czerwoną łatą w lewej nogawce, wysokie jeździeckie buty ze specjalnymi kieszeniami przemytniczymi i lniana koszula, barwiona na czerwono, na którą dodatkowo założoną miał skórzaną kamizelkę. Ubiór uzupełniał pas wykonany z zielonej, gadziej łuski.

Gdy Bliznooki wniósł tace z kolacją, Trivel leniwie się podniósł i podszedł do stołu. Zajął swoje miejsce, które zajmował zawsze, i nalał sobie kolejną porcję wina. Dopiero po wykonaniu tej czynności, zabrał się za jedzenie. "Nawet niczego sobie", pomyślał sobie, pochłaniając bigos.
- Sam mówiłeś Ravarr, że wilki są coraz bardziej niespokojne. Musicie je jutro koniecznie wytropić i przegonić. Nie możemy pozwolić, żeby zaginął kolejny mieszkaniec.
Bard już poszukiwał jakichś odpowiednich słów, by wyrazić swój sprzeciw przeciwko ratowaniu wieśniaków, ale się powstrzymał. Pamiętał, że ostatnio prawie został wyrzucony za takie odzywki. Przytaknął więc ruchem głowy, nie odrywając wzroku od smażonej ryby.
- Uracz nas po posiłku małą balladką. Pokażę Ci chwyty.
Teraz już nie mógł milczeć.
- *Ekhm* Wiesz mistrzu, że wolę gąśle...
Mruknął z niesmakiem na ustach. Wiedział jednak, że i tak starzec postawi na swoim, a Trivel za bardzo go szanował, by cokolwiek zrobić.

Wziął więc lutnię w swoje ręce i przeżuwając resztki posiłku, zaczął grać prostą melodię.

YouTube - Ireneusz Trybulec gra na lutni
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D

Ostatnio edytowane przez Lechun : 03-10-2010 o 00:25.
Lechun jest offline  
Stary 03-10-2010, 09:24   #3
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Z rozmyślań wyrwał go odgłos wchodzącego Bliznookiego..."Bliznooki, dziwna ksywka jak na kogoś w takim wieku, już dawno powinien wrócić do swojego imienia. Sam mam na oku niewielką szramę, ale nie pozwoliłbym nikomu nazywać się Bliznookim." Dlatego Ravarr wolał nazywać go Staruszkiem, i chociaż był już w podeszłym wieku to nie raz dawał półelfowi popalić w czasie treningów. Dopiero po chwili zauważył co Staruszek niesie w rękach. Do jego nozdrzy dobiegł wspaniały zapach, ulatniający się z tacy. Niestety cudowną chwilę ekscytacji zawartością talerza, przerwało mu burczenie w brzuchu i skurcz żołądka. Zdał sobie sprawę z tego że od śniadania nic nie jadł, a cały dzień spędził włócząc się po lesie.

Jak tylko taca dosięgła stołu, to wstał z krzesła, z zamiarem rzucenia się na nią, i uczyniłby to gdyby nie myśl która go powstrzymała "ETYKIETA!". Zrazu się uspokoił, usiadł, poprawił się w krześle i zaczął wpatrywać się w Staruszka, oczekując na zgodę do rozpoczęcia kolacji.

-Co się na mnie gapicie. Ekhm... Ekhm... Głos utknął mu w gardle. -Jedzcie wreszcie, bo Wam ostygnie.
Dobrze wiecie, że musicie nabrać sił. Sam mówiłeś Ravarr, że wilki są coraz bardziej niespokojne...


Półelf tylko na to czekał, kiedy tylko zabrzmiały tak wyczekiwane słowa: 'Jedzcie wreszcie', zaczął nakładać sobie potrawy. W przelocie tylko kiwnął głową na wzmiankę Staruszka o wilkach. To właśnie nie dawało mu spokoju tego wieczora. "No, ale o tym później teraz jest czas kolacji" . Nałożył sobie właśnie ogromną porcję ziemniaczków, których zapach niemal zwalał go z nóg, do tego kotlet schabowy i można zabierać się do jedzenia. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech i właśnie miał zamiar napełnić swój stale odzywający się brzuch, gdy przypomniał sobie o modlitwie. Żołądek Ravarra wprawdzie protestował, ale wypadało podziękować Ehlonnie za to że nie pozwoliła by odmroził sobie tyłek. Ravarr nie był mocno wierzący, dlatego odmówił w myślach krótkie dziękczynienie które zakończył "... I proszę Cię by zima szybko się skończyła, albo żeby chociaż temperatura się podniosła". Wreszcie mógł się zabrać za jedzenie, co Ravarr jak i jego żołądek przywitali z ulgą.

Jedząc, nie wdawał się w rozmowy. Przez cały czas za to słuchał muzyki Staruszka i Trivela.
 

Ostatnio edytowane przez Slywalk : 03-10-2010 o 09:28. Powód: Kwestia muzyki
Slywalk jest offline  
Stary 03-10-2010, 13:26   #4
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
Ciepło wychodzące z kominka, uderzało z ogromnym impetem w twarz wojownika. Płomienie przypominają mu własne, burzliwe losy. On, podobnie jak ten ogień, w chaotycznym tańcu poruszał się przez życie, pochłaniając coraz to nowe doświadczenia i umiejętności, aby w końcu zatrzymać się tu – u swego mistrza, który wziął go pod swe skrzydła, aby zrównoważyć siedzące w Pavosie dwie, zupełnie inne osobowości – mnicha i wojownika. Walka, która toczyła się w jego wnętrzu, nieraz nie dała mu zasnąć, kiedy już księżyc wyjrzał zza horyzontu. Drogę miecz obrał dawno temu, ale czasami zastanawia się czy aby to dobry pomysł? Czy nie warto powrócić na uduchowioną drogę pięści?

Siedział przy kominku i zamyślonym spojrzeniem obserwował płomienie, które pożerają suche drewno. Z tego stanu wyrwał go zapach, który dotarł do jego nozdrzy. Nieznaczny uśmiech pojawił się na twarzy Pavosa, która jeszcze przed chwilą jakby uśpiona była, pogrążona w myślach. Wojownik wstał wartko, spoglądając na tacę, która była już położona na stole. Usiadł na jednym ze krzeseł, ale nie raczył tknąć potraw, dopóki pozwolenia od mistrza nie otrzyma… które jednak po chwili nadeszło.

Mężczyzna rzucił się na jedzenie, niczym stado głodnych ogarów na swą ofiarę. Gdy już na talerzu spoczywała ryba, pieczone ziemniaki i kilka warzyw – woj wziął się do jedzenia, zmęczony po rąbaniu drewna… pięściami, o fakcie tym wspomniał mistrz.
- Opatrzyłem już swe rany mistrzu. – odrzekł ze spokojem. – Ale nadal odczuwam ból, dlatego wezmę jedną z mikstur… ale później. – Uśmiechnął się do mentora i wrócił do tego co przerwał – spożywania posiłku.

Jadł szybko i o mały włos by się nie zakrztusił. Gdy brzuch już zapełnił się wystarczająco, mężczyzna sięgnął po butelkę wina, i nalał zacnego alkoholu do swego kielicha. Trunek, w przeciwieństwie do ryby i pieczonych ziemniaków, spożywał powoli, delektując się jego aromatem, który w połączeniu z wonią potraw, tworzył cudowny zapach, który rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu.

I spojrzał wojownik na ogień, który po raz kolejny przywołał przemyślenia. Widać to było w zachowaniu Pavosa, który teraz siedział nie ruchomo, jakby pod wpływem jakiegoś magicznego zaklęcia. Wojownik był rosłym mężczyzną, wytrwałym i silnym – cechy te wyćwiczył w klasztorze mnichów, którzy przyjęli go po śmierci jego rodziców. Ale w zakonie wyćwiczył nie tylko muskulaturę i kondycję, ale też wiarę i umiejętności walki. Teraz żałuje, że porzucił to co sprawiało mu wielką radość. Choć z drugiej strony, nie spotkały by na swej drodze swego aktualnego mistrza.

Pavos odetchnął głęboko i dopił resztki wina. Zerknął tylko na mentora i podziękował za posiłek. Po chwili odszedł, aby zasiąść po raz kolejny obok kominka – wojownik mógł godzinami przyglądać się płomieniom, które odzwierciedlały jego duszę... jego całego.
 
Olian jest offline  
Stary 05-10-2010, 09:02   #5
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Wysoki, szczupły i dostojny elf stał zamyślony oparty o ścianę tuż przy kominku. Po jego wyglądzie trudno było określić jego wiek. Na pierwszy rzut oka był niewiele starszy od zebranych tu towarzyszy. Jak to w przypadku elfów bywa wrażenie to było jakże bardzo mylące. Jakiś czas temu przecież minął już pierwszą setkę lat. Dla ludzi i innych ras był to okres niemalże dwóch pokoleń. Elfi mag był jednak daleki od chlubienia się tym faktem i daleki był od jakiejkolwiek wyniosłości.

Magii uczył się niemalże od zawsze. Był uczniem zacnego elfickiego czarodzieja Invictusa. W późniejszych latach studiował magiczne księgi na Akademii Afretito. Jednak przez wszystkie te lata dbał nie tylko o sprawność intelektualną ale również o sprawność fizyczną. Z bronią białą radził sobie nie najgorzej i jak większość elfów był niedościgniony w posługiwaniu się bronią strzelecką.

Od zawsze był człowiekiem (a właściwie elfem) czynu. Dlatego też wyruszył ze swoich rodzinny stron aby poszerzać swoją wiedzę i szukać sposobności do sprawdzania i wykorzystywanie jej w praktyce.

Zbliżała się zima. Z wielką i nieukrywana przyjemnością przyjął więc zaproszenie Bliznookiego do zatrzymania się w jego gościnnych progach. Nie przypuszczał nawet, że znajdzie w nim nowego tymczasowego nauczyciela. Ziarno trafiło na podatny grunt i spędzał tu dni w miłym towarzystwie na treningach walki wręcz i doskonaleniu swoich umiejętności magicznych.

Z zamyślenia wyrwały go zapachy potraw. Bliznooki właśnie zapraszał na posiłek. Dania na stole przyciągały uwagę wszystkich możliwych zmysłów. Ruszył z miejsca, podszedł do stołu i zajął miejsce. Posiłek był znakomity. Do tego przedniej jakości trunki oraz ciepło płonącego ognia na kominku. Czasem się zastanawiał czy tak będą wyglądały lata jego starości.

Jastrząb na jego ramieniu zatrzepotał skrzydłami. To był jego drugi chowaniec po tragicznej śmierci poprzedniego. Obecny jastrząb, a dokładnie jastrzębica nosiła wdzięczne imię Miriel i była dobrym towarzyszem czarodzieja. Draugdin usłyszał w głębi głowy głos chowańca – „Zanosi się, że w ten miły wieczór uraczą nas jeszcze muzyką”.

Czarodziej rozsiadł się wygodnie w fotelu z poczuciem sytości po zjedzonym posiłku. Ciepło kominka oraz ciepło wewnętrzne rozchodzące się po żyłach za sprawą sączonego wina sprawiło mi niemałą przyjemność przebywania dokładnie w tym miejscu i w tym czasie.

Z lutni Trivela popłynęły miłe dla ucha dźwięki.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 05-10-2010, 11:00   #6
 
Vangard's Avatar
 
Reputacja: 1 Vangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodze
Bliznooki słuchając muzyki dobywającej się z wdzięcznie szarpanych strun lutni zamyślił się nad dawnymi czasami. Melodia, którą grał teraz Trivel nie była autorstwa starego minstrela. Zasłyszał ją jeszcze w czasach młodości, kiedy to dopiero co poznał swoich dawnych towarzyszy. Dobrze ich pamiętał, Altair, Senti, Ikkaku i Melanie; czyli skrytobójca z dalekiego wschodu, łowca pchnięty na szlak w poszukiwaniu rodziny, mnich niosący dobro 'za wszelką cenę' i czarodziejka potrafiąca ranić nie tylko czarem ale i słowem. Razem tworzyli drużynę Pięciu, o których słyszał chyba każdy poszukiwacz przygód. A raczej chyba każdy słyszał o ich największym dokonaniu, którym niewątpliwie było wygnanie w niebyt Alucarda-licza, który sterroryzował pół świata.

Minstrel pamiętał nie tylko melodię, upił jeszcze łyk wina, wstał i żwawym krokiem podszedł do kominka, o który oparł się łokciem. Spojrzał na swych uczniów przenikliwym wzrokiem. "Dobrze ich dobrałem, jeszcze trochę i będą gotowi przejąć po mnie schedę. Dadzą radę. Zresztą nikt już go nie poszukuje."

Na kominku złoty ogień,
Ciepłe łóżko czeka w domu,
Lecz wciąż stopy niezmęczony,
Wciąż za rogiem spotkać można
Dziwne drzewo, głaz samotny,
Których nikt prócz nas nie ujrzał.

Drzewo i kwiat, trawa i liść
Z tyłu zostają! Z tyłu zostają!
Wzgórze i głaz, struga i brzeg
My je mijamy! My je mijamy!

Wciąż czekają gdzieś za rogiem
Drzwi sekretne, ścieżki nowe;
Choć mijamy je na co dzień,
Jutro może przyjdzie wkroczyć
Na szlak skryty, co powiedzie
Tam, gdzie Słońce, tam gdzie Księżyc.

Jabłko i cierń, orzech i głóg
Niechaj mijają! Niechaj mijają!
Kamień i piach, źródło i staw
My was żegnamy! My was żegnamy!

Dom za nami, świat przed nami,
Ścieżek tyle pod stopami;
Po kres nocy wędrujemy,
Póki gwiazdy lśnią na niebie.
Wtedy znowu dom przed nami-
Przed kominek powracamy.

Wieczór i mgła, chmura i cień
Za drzwiami domu! Za drzwiami domu!
Lampa i stół, mięso i chleb
I spać już pora! I spać już pora!

Pieśń dobiegła końca. Bliznooki odstawił na kominek kieliszek.
-Życzę Wam dobrej nocy -posłał uczniom serdeczny uśmiech i skierował swoje kroki do sypialni.
 
__________________
moja pierwsza sesja na forum (z przed czterech lat): http://lastinn.info/archiwum-sesji-i...pod-rynne.html
sesja obecna: http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/92...linga-snu.html
Vangard jest offline  
Stary 12-10-2010, 14:17   #7
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Palce skakały mu po progach, gdy on z zamkniętymi oczami rozmyślał o różnych, niewiele znaczących sprawach. I tak pod powiekami pojawiły się po kolei obrazy: córki pewnego kupca, z którą spędził kilka całkiem przyjemnych chwil kilka dni temu, butelka gnomiej wódki, która w tajemniczych okolicznościach zniknęła z jego skrzyni, czy nowe struny do Sephiny.

Jednak to wszystko miało tylko za zadanie zagłuszyć prawdziwe myśli, dotyczące domu rodzinnego. Czasami chciałby znów odwiedzić te strony, tylko po to, by rzucić się w ramiona dawnych przyjaciół i rodziny. Albo po prostu by pokazać, jakim panem został podczas swojej nieobecności. Uśmiechnął się paskudnie do swoich myśli i przestał grać. Ot tak, bez najmniejszego powodu.

Wstał od stołu i bez żadnego gestu, czy słowa, ruszył do pokoju, ignorując nawet Mnicha, który wyraził uznanie dla jego talentu.

Powoli zbliżył się do prostej, drewnianej skrzyni i ukucnął, wygrzebując zwykły klucz z kieszeni w cholewie. Ostrożnie wcisnął go w zamek i otworzył wieko.
- Nareszcie przestałeś grać. Bliznooki powinien trafić do lochów za wciskanie ci lutni w te twoje łapska. Do grabi, a nie do instrumentów!
Trivel skrzywił się lekko i mruknął:
- Spokojnie, niedługo sobie poużywasz. Ale teraz daj mi spokój!
Ostatnie zdanie syknął wyraźnie zdenerwowany, zamykając wieko. Z wnętrza skrzyni rozległa się wiązanka przekleństw pod adresem barda, jednak ten się nie odezwał. Zastanawiał się za to, co ostatnio tak go denerwowało.

W końcu położył się spać, wiedząc doskonale, że i tak nie zaśnie. Mylił się. W po kilku minutach spał jak niemowlę.
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D

Ostatnio edytowane przez Lechun : 13-10-2010 o 15:09.
Lechun jest offline  
Stary 14-10-2010, 15:33   #8
 
Vangard's Avatar
 
Reputacja: 1 Vangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodze
Na dworze wichura hulała sobie w najlepsze. Mocny, świszczący wiatr szarpał wierzchołkami drzew, a gałęzie trzeszcząc uderzały w oszronione szyby. Ciemne grube chmury sypały śniegiem. Nikt nie mógł zasnąć spokojnie, a gdy już sen zmorzył zmęczone ciała, nawiedzały ich nocne mary. Wiercili się w łóżkach rozrzucając dookoła pościel. Jak przez sen słyszeli z daleka wołający głos. Echo w ich głowach rozbrzmiewało coraz wyraźniej, wciąż jednak nieustająca wichura zagłuszała słowa. Głos był coraz bliższy i głośniejszy, ktoś wołał, ktoś wzywał pomocy - Ratunku!!! Okręcili się na drugi bok, ale głos nie milkł był coraz bliżej, jakby tuż obok. W dodatku coś zaczęło dudnieć - Buum buum buum Dziwnie znajome odgłosy, wwiercające się w sen jak świder dudnienie i to wołanie - Pomóżcie! Gobliny nas napadły! Otwórzcie!
Wszyscy czworo nagle się obudzili. Tak, wyraźnie teraz słyszeli - to nie było we śnie. Ktoś tam na dole naprawdę ich wołał i walił w drzwi...
 
__________________
moja pierwsza sesja na forum (z przed czterech lat): http://lastinn.info/archiwum-sesji-i...pod-rynne.html
sesja obecna: http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/92...linga-snu.html
Vangard jest offline  
Stary 15-10-2010, 20:40   #9
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Po wejściu do swojego pokoju, Ravarr ściągnął z siebie tabard i koszule i powiesił na drewnianym stojaku. W samych tylko spodniach położy się do łóżka. Leżał chwilę podsumowując dzisiejszy dzień, po czym powiedział sobie "Dość! Trzeba się wyspać" i nie myśląc nad niczym innym spróbował zasnąć. Był zmęczony, ale coś nie pozwalało mu zasnąć. Zmieniał pozycję, wiercił się, ale za nic sen nie chciał nadejść. W końcu podniósł się, odetchnął kilka razy, by się uspokoić i położył się. W końcu sen nadszedł. Nie był to jednak sen ukojenia, przyjemny, regenerujący siły, był to sen niespokojny. Śniło mu się że ktoś woła, na początku nie rozumiał słów, lecz głos stawał się głośniejszy i jakby bliższy. Powoli zaczął rozumieć, ktoś wołał ratunku. Półelf obrócił się w śnie na bok, kiedy nagle poza krzykiem usłyszał łomotanie. Coś jakby ktoś lub coś waliło w drzwi. Dźwięk łomotanie go obudził, pierwszą jego myślą było że już świt i Staruszek albo inny domownik chce go obudzić. Spojrzał na okno, "Przecież jest jeszcze noc, co to za głupie kawały!?" - te słowa przeleciały mu przez myśl. W tej samej chwili dotarło do niego że krzyki, to nie wymysł jego wyobraźni, na zewnątrz ktoś naprawdę wołał o pomoc.

W jednej chwili wyskoczył z łóżka, łomotanie do drzwi nasiliło się, szybko założył buty, na resztę ubrań nie było czasu. Pochwycił tylko swój miecz i tarczę, która razem z mieczem leżała na kufrze z jego rzeczami. Pół nagi wyskoczył z pokoju ściskając w prawej ręce miecz a w lewej tarczę. Pobiegł korytarzem, słysząc że inni też się obudzili i dopadł do drzwi. Złapał lewą ręką za miecz, by móc otworzyć drzwi. Szybki szarpnięciem otworzył drzwi, już miał zamiar wybiec na dwór, kiedy zobaczył klęczącego przed wejściem młodzieńca, od razu rozpoznał w nim jednego z mieszkańców wioski, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć jego imienia. Chłopak wyglądał okropnie, a do tego trząsł się jak nadpobudliwy gnom który zobaczył jakiś nowy wynalazek. Wojownik również zaczął się trząść, w końcu był tylko w samych spodniach. Zimny powiew wiatru ugodził go w pierś, lodowaty chłód przeszył go do szpiku kości, zapragnął by natychmiast znaleźć się w swoim, cieplutkim łóżku. Kolejny krzyk przeszył noc i Ravarr przypomniał sobie o swoim obowiązku wobec wsi. Przemógł chłód i zgrzytając zębami powiedział do chłopa:

-Ccoo się ttam dziejje!?

Mężczyzna odpowiada zachrypłym urywanym głosem:

-Potwory, gobliny... zaatakowały wioskę ...

Słuchając wyjaśnień chłopa sięgnął ręką po płaszcz, zwisający z wieszaka i założył go. Podniósł z podłogi swój oręż, który rzucił przed ubraniem płaszcza.

-...mordują ludzi, płoną domostwa i wyżynają bydło.

Ravarr słyszy że zbliżają się inni domownicy, po chwili obok niego pojawia się Bliznooki i mówi:

-Weźmy go do domu

Półelf, odkłada na bok miecz i tarczę, a następnie pomaga wstać chłopowi i zaprowadza, a raczej ciągnie go do kominka.
 

Ostatnio edytowane przez Slywalk : 15-10-2010 o 20:44.
Slywalk jest offline  
Stary 15-10-2010, 22:15   #10
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Gdy tylko udało mu się zasnąć, oczom jego ukazała się wielka i mroczna puszcza. Uciekał gościńcem, goniony przez nieznaną siłę. Coś do niego mówiła, ale on nie rozróżniał słów. Zresztą, i tak był skupiony na ucieczce. W końcu zmęczony dotarł do jakiejś opuszczonej wioski pełnej gnolli.

Z jednej strony goniony przez TO, z drugiej strony przez bandę gnolli, wybrał drugą opcję. Dobył miecza i wycinał wszystko, co tylko mu się nawinęło pod ostrze. Tylko po to, by zorientować się, że wymordował wszystkich, na kim kiedykolwiek mu zależało.

Obudził się zlany potem. Nie wiedział, czy obudził go koszmar, czy tajemniczy hałas dochodzący z dołu. W końcu lęk przed nieznanym zmienił się w najzwyklejszą w świecie złość. Szybko ogarnął się i wyskakując z pokoju, zawołał:
- Co tam się dzieje, do cholery!?
Wrócił do pokoju i ubrał się dokładniej. Wystarczyło jedno słówko: "gobliny", by szybko otworzył kufer.
- Co znowu? - Zawołał miecz, podnoszony przez barda.
- Już czas. - odpowiedział Trivel, zbiegając na dół.
 
Lechun jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172