11-02-2018, 20:18 | #31 |
Reputacja: 1 | Hildi głośno przełknął ślinę. Obecność w ich drużynie czarodzieja, działała w miarę uspokajająco na hobbita, czuł się bezpiecznie i wiedział, że jeżeli nagle wyskoczy na nich w ciemnym lesie grupa rozbójników to Alatar ich obroni… A teraz tak po prostu ich opuszcza, jeszcze zanim ich przygoda na dobre się rozpoczęła? Grubb przysunął swoje krzesło bliżej Williego. Madoc praktycznie od razu przywitał się z krasnoludem. Hildi nie zamierzał w ogóle się do niego odzywać, póki go lepiej nie pozna. Zawsze tak miał. Najpierw siedział cicho przy nowych ludziach, a dopiero po dłuższym czasie zaczął cokolwiek do nich mówić. Miał tylko nadzieję, że przez krasnoluda to nie stanie im się większa krzywda… ~*~ Gdy wyjechali z Bree, czuł w duszy każdy kilometr oddalający go od domu. Zawsze mu się wydawało, że miasteczko, które właśnie opuszczali, znajdowało się na końcu świata. Teraz czuje jakby podróżował poza krawędź świata. Starał się jednak za dużo nie myśleć o tym wszystkim, co go otaczało i jakie to jeszcze niebezpieczeństwa na nich czyhają. Alatar ich opuścił, ale na szczęście został mu jeszcze Willie. ~*~ Podziwianie widoków nie trwało zbyt długo… Hildibrand mało nie zszedł na zawał serca, gdy usłyszał, że całe to zamieszanie z przerażonym hobbitem, znalezionym przy drodze, spowodowane jest atakiem trolli. - Jesteś pewien, że to trolle? Może coś ci się przywidziało? Może twoja siostra po prostu zgubiła się gdzieś w lesie i zaraz się odnajdzie? – zapytał z nadzieją w głosie Hildi, chociaż tak naprawdę wiedział, że niedługo czeka go wycieczka do lasu. |
12-02-2018, 19:46 | #32 |
Reputacja: 1 | Niestety, z niecnego planu Williego nic nie wyszło, bo zaraz jak zaproponował poszukiwania zagubionego krasnoluda, ten się postanowił odnaleźć. |
15-02-2018, 09:49 | #33 |
Reputacja: 1 | Bez wątpienia Jon słyszał zadawane mu pytania, jednak przyglądał się otaczającym go hobbitom, jakby nie bardzo wiedział o co im chodzi. Otarł łzy wierzchem dłoni. Jak zauważyli w garści ściskał białe, wapienne kamyki. - Chodźmy szybko, to niedaleko. Proszę. – powiedział cicho płaczliwym głosem, a łzy znów nabiegły mu do oczu. - Prowadź. – rzucił krótko Gimbrin poprawiając toporek, jaki miał zawieszony u pasa. Broń cokolwiek niepozorną, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie opowieści o trollach. Nie mitrężąc więcej, bo wszak każda chwila była cenna ruszyli za Jonem. Wkrótce wyjaśniła się tajemnica białych kamyków. Hobbit szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię i gdy tylko zagłębili się w leśne zarośla zaczął wypatrywać porzuconych kawałków wapienia. Dzięki temu sprytnemu sposobowi bartnik, mógł ich prowadzić w miarę pewnie i szybko. Las z początku był dość przejrzysty, pokryty liściastą ściółką i nie mieli kłopotu z prowadzeniem kucy. Jedynie dwa razy zarośla były tak gęste, że musieli je obchodzić. Teren był suchy i lekko wznosił się w górę. Podążali w kierunku północno – zachodnim. Najwyraźniej jednak Jon ominął się z prawdą mówiąc, że to niedaleko. Minęły bowiem ze dwie godziny dość żwawego marszu, a oni ciągle nie dotarli na miejsce, za to okolica zaczynała się zmieniać. Stała się bardziej pagórkowata, a dolinkami pływały strumienie. Pokonywanie tych przeszkód wyczerpywało kuce, a i hobbici zaczynali być znużeni. Sam Jon oddychał z coraz większym trudem. Po pokonaniu kolejnego parowu ich oczom ukazały się porozrzucane niczym klocki olbrzyma potężne głazy, które dalej tworzyły kamienne wzgórza. - Jon ty oczajduszo. – sapnął Gimbrin – Mówiłeś, że to niedaleko. - Bo to już niedaleko. Przysięgam. Tu gdzieś jest ich jaskinia. Jeszcze trochę w górę. – zarzekał się hobbit. Tym razem mówił prawdę. Po jakimś kwadransie wspinaczki między skałkami dotarli do wylotu jaskini. Jon usiadł ciężko ocierając pot z czoła. Był bardzo zmęczony. Wszak drogę którą tu przybyli on pokonał dwa razy. - To tu. Tam ją zanieśli. – stwierdził żałośnie. Dzień był ciepły, a niebo bezchmurne. Słońce stało wysoko, choć jeszcze było w podróży do swej najwyższej pozycji. Mimo to wnętrze jaskini pokrywał mrok. - Dobrze. – stwierdził Gimbrin zapalając fajkę. – Mamy jeszcze dużo czasu do zmroku. Miejmy nadzieję, że trolle zjadły krowę i teraz śpią, a twoja siostra żyje. Mimo to wchodzenie do jaskini otwarcie byłoby samobójstwem. O ile znam zwyczaje tych potworów, to jeden będzie czuwał na straży, a my nie mamy broni, która by mogła wyrządzić im krzywdę. Bo wszak mój toporek, czy kilka zwierciadeł na nic się nie zda. Te paskudy nie używają luster. Cała nasza nadzieja w skrytym podejściu. Ale wpierw obejdźmy teren dookoła. Może uda się znaleźć jakieś dodatkowe wejście. Kto wie. Krasnolud wstał i przesłonił ręką oczy. Słońce świeciło jasno, niemal dokładnie na wprost wejścia. - Żeby tak przebić się przez dach jaskini i wpuścić trochę słońca do środka, byłoby po sprawie. – powiedział do siebie. - Panno Mirt, panie Bolger zostańcie państwo przy kucach. Ja pójdę zobaczyć jaskinię od góry. Reszta niech przejrzy okolicę. Szukajcie jakichś wejść i bądźcie ostrożni. Z trollami nie ma żartów. I tak krasnolud, oraz czwórka hobbitów, bo Jon już zdążył nieco odpocząć, przepatrzyła okolicę jaskini. Pomysł okazał się dobry, bo od zachodniej strony Willie natknął się na niewielką szczelinę w skałach. Nie była ona duża, ale hobbit który by wciągnął brzuch mógł się przez nią przedostać. Pomny jednak ostrzeżeń krasnoluda Goodbody jedynie zajrzał do środka. Ze szczeliny dolatywał wyraźny smród, jakiego Willie jeszcze nigdy nie czuł. Coś jak mieszanina zgniłego mięsa, gnojówki i zepsutych warzyw, oraz jeszcze czegoś, czego nie potrafił rozpoznać. Wkrótce towarzysze wrócił przed wejście. Gimbrin miał smętną minę. - Skały są grube, to granit. Nie ma żadnych szans byśmy się przebili, żadnych większych szczelin też nie ma. Wygląda na to, że jedyna wentylacja jaką mają, to przez to wejście.- zauważył. Teraz musieli podjąć decyzję co dalej. |
20-02-2018, 21:43 | #34 |
Reputacja: 1 | Myrtel pokiwała głową, trzeba było działać i to szybko. -Nie mamy wyjścia musimy wkraść się do środka tej jaskinie póki te paskudne trolle śpią, inaczej zjedzą one tą biedaczkę - gulasz z królika rozumiem, ale z hobbita to jest największa plugastwo bagienne. Jeśli trzeba to zakradnę się do środka i wydostaną biedną z łapsk tych bestii. Najlepiej było by odwrócić jakoś uwagę trolli, może rozpalmy ogień i naróbmy hałasu - to wtedy będzie łatwiej się wślizgnąć do jamy? Młoda hobbitka rozejrzała się po zgromadzonych, mając nadzieje że i oni też coś uradzą i wymyślą - coś co by pozwoliłoby wyjść cało z tej sytuacji.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |
20-02-2018, 21:55 | #35 |
Reputacja: 1 |
|
21-02-2018, 11:21 | #36 |
Administrator Reputacja: 1 | Na trolle, jeśli Madoc dobrze pamiętał, była tylko jedna dobra metoda - nie pokazywać się im na oczy. W przeciwnym razie można się było spodziewać rozlicznych nieprzyjemności, do wylądowania w garnku włącznie. No ale skoro kobieta była w potrzebie... - W takim razie trzeba spróbować się dostać do tej jaskini - powiedział. - Jeśli zeżarli krowę, to pewnie leżą i śpią. A nawet jeśli wiedzą o tej szczelinie, to i tak nie zwracają na nią uwagi, skoro nie są w stanie się tam zmieścić. Można więc spróbować. Najlepiej najszczuplejszy z nas... |
21-02-2018, 15:41 | #37 |
Reputacja: 1 | Hildi od razu wiedział jaka będzie decyzja pozostałych hobbitów. Nawet przez chwilę nie myślał o tym, że jego kompani zdecydują zostawić to wszystko i ruszyć w dalszą podróż. Gdy Willie powiedział o smrodzie wydobywającym się z jaskini, Hildi chciał przełknąć ślinę, ale niestety od tego wszystkiego zaschło mu w gardle. Jeżeli legendy, o których wspominał Willie były prawdziwe, to rzeczywiście pomysł Martyli nie sprawdziłby się w tej sytuacji. Trolle może są głupie, ale na pewno nie aż tak, żeby wychodzić na światło słoneczne. Bał się straszliwie, że Willie będzie chciał iść do środka i pociągnie go za sobą. Z drugiej strony, bał się o życie pozostałych kompanów. Trzeba było pozostawić decyzję losowi. Hildi urwał niewielkie i cienkie gałązki, pięć o takiej samej długości, a jedną krótszą. Wymieszał je i mocno zacisnął pięść tak, żeby nie było widać, jakiej są długości. - Zróbmy to tak, kto wyciągnie najkrótszą, idzie na zwiad do jaskini. To chyba będzie najbardziej sprawiedliwe wyjście – powiedział i wyciągnął rękę z gałązkami przed siebie. |
26-02-2018, 10:38 | #38 |
Reputacja: 1 | Z oczywistych względów w „gałązkowej loterii” nie brał udziału Gimbrin, który ze względu na swój wzrost, był o ponad głowę wyższy od najwyższego hobbita i szerokości w barach, nie nadawał się na zwiadowcę. Los okazał się być przewrotnym, bowiem gdy wszyscy już wyciągnęli po gałązce w ręce Hildiego została … najkrótsza. Młody Grubb miał niepowtarzalną okazję zostać bohaterem i uratować pannę w opałach. Panna natomiast wedle słów Jona miała na imię Meg i posturą przypominała Mirt. Przynajmniej pod tym względem los im sprzyjał, bo Hildi był bardziej zażywny i jeśli on by się przecisnął, to i Meg nie miałaby problemu. Wszyscy z wyjątkiem Doderica, który został przy kucach, odprowadzili dzielnego Grubba do szczeliny od zachodniej strony. Hobbit rad nierad wciągnąwszy brzuch dość łatwo przecisnął się do środka. Z początku światło docierające z zewnątrz oświecało mu drogę, która wyraźnie opadała w dół. Po przejściu około ośmiu jardów przejście wyraźnie się poszerzało jednak grunt opadał już dość stromo i był wilgotny, tak że Hildi musiał chwytać się ściany, by się nie ześlizgnąć. Po kilku następnych jardach ogarnęła go całkowita ciemność i cisza przerywana jedynie odgłosem opadających kropel wody. Zbierając w sobie całą odwagę ruszył dalej. Cały czas natężał się też smród jaki od początku ulatniał się ze szczeliny, a który nie był porównywalny z niczym co hobbit w swoim życiu wąchał. Podłoże po jego stopami już nie było tak strome, jak jeszcze przed chwilą, za to Hildi poczuł jak jego stopy zanurzają się w wodzie. Jednocześnie strop zaczął się obniżać. Trzymając się jedną ręką najbliższej ściany, a drugą trzymając przed sobą, by nie rozbić głowy posuwał się wciąż przed siebie. Poziom wody tymczasem się podnosił i hobbit brodził już w wodzie po łydki. Na szczęście i ku zdziwieniu Hildiego woda była ciepława. Stawiał stopy ostrożnie, bo dni było śliskie. Po kilku następnych jardach było już tak ciasno, że musiał iść zgarbiony, a woda sięgała mu już do pasa. W pewnym momencie Hildi poczuł, jak coś ociera się o jego nogi, coś śluzowatego. Omal nie krzyknął ze strachu. Serce zaczęło mu walić jak młotem. Przystanął na chwilę, by uspokoić oddech. Zrobił krok do przodu i stracił grunt pod nogami. Podwodny próg na szczęście nie był duży i Hildi zanurzył się w wodzie tylko po szyję. Zobaczył przed sobą daleką, jakby zielonkawą poświatę, która odbijała się o powierzchnię wody. Trzymając się kurczowo ściany szedł dalej nie wiedząc sam skąd bierze w sobie pokłady odwagi. Głowę musiał zadzierać, bo woda sięgała mu już do ust. I wtedy usłyszał przed sobą jakiś hałas. Jakby coś wielkiego zbliżało się z przodu. Cokolwiek to było zatrzymało się, a po chwili Hildi usłyszał huk i woda przed nim zafalowała zalewając mu nos. Wstrzymał oddech czekając, aż woda się uspokoi. Tymczasem stwór oddalił się i znów zapadł cisza. Kolejny krok do przodu pozwolił Hobbitowi unieść się nieco w zwyż, a poziom wody opadł mu do piersi. Poświata stała się silniejsza, a kilka jardów dalej Hildi znalazł się w niewielkiej jaskini zalanej podziemnym jeziorkiem. Ściany porastał dziwny, zielonkawo świecący mech i to on był źródłem światła. Brodząc dalej hobbit wkrótce znalazł się na brzegu ociekając wodą. Przed nim znajdował się spory korytarz szeroki na cztery jardy i wysoki na jakieś osiem. Ział z niego taki smród, że młodemu Grubbowi zakręciło się w głowie. Ostrożnie niemal przyklejony do ściany ruszył przed siebie. Wkrótce korytarz skręcał ostro w lewo i Hildi wyglądając nieznacznie zza rogu dostrzegł dużą pieczarę. Pośrodku płonęło niewielkie ognisko oświetlające z boku siedzącą przy nim istotę. Była ogromna. Na miarę dwóch Dużych Ludzi, a może i więcej. Miała ciemnoszarą skórę czyniącą ją podobną do kamienia i niesłychanie prymitywną gębę. Ubrana była w jakieś łachmany. Stwór właśnie ogryzał kawał pieczonego mięsa i popijał wodę z ogromnego cebra. Prócz niego przy ognisku leżało jeszcze dwóch kompanów posapujących z cicha przez sen. Ognisko nie dawało wiele światła i Hildi mógł jedynie dostrzec dwa korytarze prowadzące z pieczary do innych części jaskini. Jeden na lewo, a drugi na prawo. Niewyraźnie też dostrzegał jakieś kształty przedmiotów po ścianami. Troll siedział bokiem do niego i chcąc się przekraść do korytarza po prawo Hildi musiał iść niemal na granicy jego pola widzenia. Z kolei wejście do korytarza po lewo prowadziło za plecami bestii. ***** Tymczasem towarzysze dzielnego zwiadowcy postanowili mu pomóc odciągając uwagę trolli. W tym celu udali się do wejścia do jaskini zastanawiając się jakie podjąć działania. Nikomu nie uśmiechał się pomysł, by po prostu wejść do środka. Najrozsądniejszym sposobem wydawało się narobienie hałasu, by potwory zwróciły na nich uwagę. Już mieli rozpocząć rumor, gdy nagle Gimbrin ich powstrzymał chwytając najbliżej stojącego hobbita za rękę. - Czekajcie, a może by tak … - przerwał na chwilę. - Słońce zamienia trolle w kamień tak? Dzisiaj pięknie świeci, a my mamy zwierciadła, a może by tak … kilka zwierciadeł plus kilka hobbitów? |
04-03-2018, 09:10 | #39 |
Reputacja: 1 | To był jednak głupi pomysł, gdyby mógł cofnąć czas, to siedziałby cicho i czekał, aż ktoś sam się zgłosi na ochotnika. Gdy wchodził do jaskini cały czas miał w głowie myśl, że może widzi światło słoneczne, drzewa i swoich towarzyszy po raz ostatni. Spojrzał na swojego przyjaciela Williego, miał jeszcze nadzieję, że może hobbit w ostatniej chwili się z nim zamieni, ale niestety nie doszło do tego. Chcąc nie chcąc, Hildi wciągnął brzuch i zagłębił się w mrok jaskini. ~*~ Bał się wody, bał się, że utonie w tej jaskini i tyle będzie z całej akcji ratunkowej. W sumie to, można powiedzieć, że Hildi bał się wszystkiego, co było związane z tą jaskinią. Bał się ciemności, wody, glonów, coraz mniejszego tunelu, którym właśnie się poruszał oraz najgorszego, tego co spotka go na samym końcu tego korytarza. Nagle zaczął myśleć o miłości swojego życia. Może Ruby też padła ofiarą tych potworów i teraz leży związana, gdzieś w jaskini. Poczuł lekkie ukłucie w brzuchu, na samą myśl o tym. Szybko przegonił złe myśli, musiał skupić się na zadaniu, które spadło na niego… W sumie z jego własnej winy. ~*~ Trolle były to rzeczywiście paskudne stwory, które nawet trochę, nawet odrobinę, nie wzbudzały jakichkolwiek pozytywnych emocji. Jeden coś jadł, a dwóch pozostałych spało. Hildi pomyślał, że mogło być gorzej, znacznie trudniej byłoby się prześlizgnąć obok nich, jakby żaden nie spał. Musiał minąć trolla i pójść kawałek dalej. Hildi czuł jak teraz trzęsą mu się nie tylko dłonie, ale i nogi. W porównaniu z tym, przeprawa przez wodę to była bułka z masłem. Znów zaczął sobie wyobrażać, jak jest pożerany przez trolle na obiad. Potrząsnął głową, musi pamiętać o zadaniu. Musi znaleźć Meg, gdziekolwiek ona jest. Przełknął ślinę i powoli zaczął skradać się w kierunku lewego korytarza. |
04-03-2018, 09:33 | #40 |
Administrator Reputacja: 1 | Słońce czyni cuda. Na przykład daje ciepło. I roślinki dzięki niemu rosną. I poopalać się można. Ale Madoc nigdy nie słyszał, by się ktoś opalał wykorzystując do tego celu lustro. I nie bardzo wierzył w skuteczność takiej właśnie metody. A, prawdę mówiąc, wcale nie wierzył. Wprost przeciwnie - był przekonany, że słońce, po odbiciu się od trzech czy czterech luster, tak osłabnie, że trolle najwyżej będą zaskoczone tym, że tak nagle zrobiło się jaśniej w jaskini, ale z pewnością nie zamienią się w kamień. - Sprawdziłeś kiedyś tę metodę, Gimbrinie? - spytał uprzejmym, choć z odrobiną niedowierzania, tonem. - I, jak rozumiem, jako projektodawca pójdziesz ze zwierciadłem tam jako pierwszy, w głąb korytarza? |