Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2012, 15:13   #61
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Arina usiadła na polanie, znów poddając się medytacji. Oddech Marka był teraz na tyle głośny, że słyszała go całkiem wyraźnie. A może to zewsząd otaczała ją taka cisza? Czyjąś obecność najpierw wyczuła, a dopiero zobaczyła. Niewyraźna, biaława istota przybierała swoje kształty powoli, formując się w kobietę w długiej, białej sukni. Jej dłoń wskazywała na leżący obok wiedźminki miecz.
- Należał do niego... czy to znaczy, że on nie żyje?
Jej głos był jak powiew wiatru. Być może słyszała ją tylko w swojej głowie.
Medalion na jej piersi leżał zupełnie bez ruchu. Zjawa nie była więc efektem działania magii. jeśli była zwykłym duchem raczej nie stanowiła zagrożenia, ani dla nich ani dla nikogo innego.
- Tak myślę - Arina skinęła głową - Wiedźmini nie pozostawiają innym swoich mieczy, zwłaszcza jeśli są tak bardzo z nimi związane.
Przejechała dłonią po miejscy, gdzie uaktywniały się znaki.
- Znalazłam go w kryjówce kogoś, kto kolekcjonował takie rzeczy i raczej nigdy nie pozostawiał poprzednich właścicieli przy życiu. Pewnie dlatego, by nie mogli się upomnieć o swoją własność. Skoro poznałaś miecz, musiałaś znać tego wiedźmina dosyć dobrze. Ja wiem tylko, że nazywał się Sowa i był kimś w rodzaju poszukiwacza mocy. Powiedział mi o tym stary druid i pomógł uaktywnić jedną z run.
- A więc nie żyje... czas mija dla was w tak bardzo inny sposób...
Zamigotała i niemal zniknęła z polany, pozostając na niej teraz bardziej jako srebrzysta mgiełka. Być może utrzymywanie postaci zbliżonej do ludzkiej ją męczyło.
- Znałam go, pod jego prawdziwym imieniem, Dreah'le A'latar. Był w tym gaju kilka razy, a teraz przywołała mnie jego spuścizna.
Dla Ariny to "prawdziwe imię" wcale nie musiało nim być, prędzej pasowało "imię nadane przez elfy". Prawdopodobnie tylko nierozważnie byłoby o tym wspominać.
- Kim jesteś? - Spytała spoglądając na eteryczną istotę z prawdziwą ciekawością. - Możesz mi opowiedzieć coś o... - zawahała się - Dreah'lenie? Co to znaczy w starej mowie? Nie jestem w niej zbyt biegła.
- Nocny Łowca. Był tym, kim był. Jego prawdziwa dusza zawsze pozostała dla mnie zamknięta i choć odwiedził to miejsce tylko raz, zapamiętałam go dokładnie. Mimo, że podobnie jak ty, mienił się zabójcą potworów. Ja jestem Ali'ira, opiekunka i strażniczka tego miejsca. Odpoczywaj teraz w pokoju, moje dziecko. Jeśli podążasz prawdziwą drogą A'latara, zawsze znajdziesz schronienie w moim gaju.
Rozpłynęła się w powietrzu, jak błyskawicznie rozrzedzająca się mgła. Choć nie miała już ani trochę namacalnej postaci Arina wiedziała, że to właśnie jej obecność wyczuwa.
~Nocny łowca... ciekawe co miała na myśli. Co to znaczy droga łowcy? Czy to opis zajęcia wiedźmina? Ale przecież wiedźmini walczyli w nocy tylko wtedy kiedy musieli by wytropić swoją ofiarę. Kiedy to było możliwe, wybierali inną porę dnia, zdecydowanie lepiej walczyło się przy zwykłym świetle.~ Te myśli przebiegły przez głowę Ariny, ale nie wypowiedziała ich na głos. Czasami odpowiedzi nie były takie istotne, by nadużywać czyjąś gościnność.
Ponownie spróbowała oddać się medytacji. Wyciszyć myśli.

Tym razem nie wydarzyło się już nic niespodziewanego, chociaż gaj cały czas wywierał wrażenie, otulając wiedźminkę nienaturalną, niesamowitą aurą. Nie znała się zbytnio na świecie, ale mogła podejrzewać, że takich miejsc jak to nie ma na świecie zbyt dużo, może kilka tak na prawdę. Miniona wojna mogła też ich wiele zniszczyć, toczące świat choroby i zniszczenie nie oszczędzały niczego.
Godziny mijały powoli, raz jeszcze usłyszała szczekanie psów, ale nikt nie nawiedzał jej na tej polanie. Nie pojawił się także druid, a Mark obudził się dopiero po południu, osłabiony, ale najwyraźniej już zdrowy, przynajmniej jeśli chodziło o obecność trucizny w żyłach.
- Czuję jakby przebiegło po mnie stado krasnoludów w podkutych butach. Dziś się już raczej stąd nie ruszymy.
- Nie musimy się nigdzie śpieszyć - wiedźminka uśmiechnęła się, ale jej uśmiech naznaczony był nutą nostalgii. - Mam nadzieję, że z Indronem wszystko w porządku, że nie będą podejrzewać, że udzielił nam pomocy. Kiedy się ściemni chciałabym wrócić do jego chaty i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
- Wątpię, by ktoś zrobił krzywdę temu wysuszonemu kawałkowi drewna. Możemy przejechać obok jego chaty, gdy będziemy odjeżdżać. Zastanowiłaś się co robić dalej? Prawdę mówiąc nie wiem jak bardzo zboczyliśmy, te lasy tutaj mnie dezorientują.
Arina zawahała się:
- Myślisz, że Yord przeżył? A jeśli tak... czy mogą chcieć torturami wydobyć z niego wiedzę?
- Nie mam pojęcia, niewiele kojarzę z tego, co się tam później działo. Niewiele mu już jesteśmy w stanie pomóc, wszystko zależy od desperacji władyki.
Potrząsnął zdecydowanie głową. I uśmiechnął się lekko.
- Mamy tu coś do zjedzenia? Nie możesz myśleć tylko o innych, bo cię sumienie zabije. Nie ma na nie miejsca w tym świecie.
-Był zleceniodawcą... miałam go ochraniać... zawaliłam na całej linii.
Skrzywiła się.
- Nie miałam czasu myśleć o jedzeniu kiedy uciekaliśmy z wioski, a i u druida inne rzeczy miałam na głowie, ale może w jukach znajdzie się trochę suchego prowiantu.
- Nie jesteś w stanie ochronić wszystkich przed całym światem.
Podejście Aleza do tego wszystkiego zdecydowanie omijało zamartwianie się światem. Zamiast tego zaczął szperać w jukach. Po chwili wyciągnął resztkę suszonego mięsa i sucharów, uchowaną jeszcze z podróży.
- Uczta to to nie będzie...
- Nie jestem głodna, więc możesz zjeść wszystko - powiedziała dziewczyna.
Wyjęła mapę krasnoluda. Rozłożyła ją i zaczęła się uważnie wpatrywać:
- Jak kawałek mapy może spowodować tyle nieszczęścia. Chciwość ludzka nie zna granic. - Pokręciła głową.
Usiadł obok niej, odgryzając z lekkim trudem kawałek twardego mięsa. Przypatrywał się jej jakoś tak dziwnie i niedowierzająco.
- Wciąż jeszcze zapominam, gdzie się wychowałaś. Kogo obchodziłby tu jeden krasnolud, gdy do zgarnięcia jest fortuna? Starczyłoby na rozbudowę zamku tego władyki i jeszcze zostało. Ale nie sądzę, by coś zrobił, nie gdy wszyscy mieszkańcy widzieli to zajście. Nie znam go, ale ja na jego miejscu bym przeczekał, a potem sam szukał.
Arina zamachała mapą:
- Bez tego małą ma szansę by coś znaleźć. Chyba że wysuszy całe bagna, a to by go więcej kosztowało niż jest to skamieniałe drewno warte. Jednak ktokolwiek by się po to teraz zjawił skończy jak Yorg. Chyba że będzie silniejszy, a wtedy będzie walka. Ogólnie nic dobrego z tego nie wyniknie. Gdyby nie przysięga wobec tego zwariowanego krasnoluda... najchętniej zniszczyłabym tę mapę.
- Wątpię, by było więcej takich map. Może jakieś kopie, ale to cholerstwo jest stare. Jeśli nie znajdą sami, to nie znajdą. Swoją drogą, co takiego mu obiecałaś?
- Że przechowam ją dla niego, a jeśli... - smutek pojawił się na jej twarzy - nie będzie jej mógł odebrać, oddam ją jakiemuś krasnoludowi.
- Chcesz zaryzykować i wrócić w nocy do tej osady, aby dowiedzieć się co się z nim stało? Nie wiem czy to rozsądne.
- Pewnie nie... - Arina popatrzyła na niego uważnie - a jednak... jeśli tego nie zrobię... wiem, że będzie mnie to dręczyć.
Wzruszyła ramionami.
- Tak wiem, że to szalone i niebezpieczne.
Westchnął głęboko, ale nic nie powiedział, dość agresywnie szarpiąc zębami wędzone mięso, którego kawałek już prawie pochłonął w całości.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 28-08-2012 o 20:32.
Sekal jest offline  
Stary 03-07-2012, 23:16   #62
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Reszta popołudnia zleciała całkiem szybko, choć wycieńczony Alez głównie spał. Odmówił także pójścia razem z Ariną, uznając, że będzie tylko przeszkadzał. Dlatego też wiedźminka samotnie podchodziła pod chatę Indrona, wyglądającą dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy ją opuszczali. Jeszcze z zewnątrz słyszała chrapanie, stary druid najwyraźniej najzwyczajniej w świecie spał.
Mimo to dziewczyna nie zaniechała ostrożności. Dokładnie sprawdziła czy w pobliżu nie ma nikogo obcego. Nie miała ochoty natknąć się na żołdaków tutejszego władyki. Nie znalazła jednak nic, co wskazywałoby na pułapkę lub choćby czujkę. Druid wciąż robił za broniącego drzew, w miarę nieszkodliwego dziwaka, co musiało chyba odpowiadać wszystkim.
Weszła cicho do chaty. Nie chciała przestraszyć staruszka. Podeszła do jego posłania po czym delikatnie potrząsnęła chudym ramieniem:
- Indronie - powiedziała półgłosem.
Obudzenie śpiącego druida nie było rzeczą łatwą, ale w końcu białowłosy chrapnął głośniej, podrywając się odrobinę.
- Wykończysz starca, dziewczyno, wykończysz!
Uśmiechnęła się lekko choć w ciemności druid nie mógł widzieć jej uśmiechu:
- Coś mi się zdaje, że trzeba czegoś znacznie mocniejszego niż jedna niedoświadczona wiedźminka, by wykończyć takiego starego wygę jak ty.
Rozbawienie nie trwało długo. Znowu powróciły pytania, które sprowadziły ją do chaty starca. Spoważniała i zapytała z niepokojem:
- Wiesz może co stało się w wiosce? Czy nas szukają? Co z krasnoludem?
- Wieś? A co mnie wieś?
Indron najwyraźniej był jednak lekko rozdrażniony nagłą pobudką.
- Byli tu, ale żem ich przekonał, by sobie poszli. A co tam dalej, nie moja sprawa. I jaki znów krasnolud? - usiadł z trudem, przecierając oczy. - Zjadłbym coś, skoro już się obudziłem.
Arina westchnęła:
- Raczej nie ma szans na jadło z gospody. Nie sądzę by mnie tam miło przywitali. Widziałam ducha z twojego gaju. - dodała niespodziewanie.
Pokiwał głową w zamyśleniu, wyraźnie do siebie, odzywając się dopiero po dłuższej chwili.
- Tak, tak. Jakoś tak się dzieje, że wy, wiedźmini, przyciągacie jej uwagę. Dużo czasu minęło odkąd ostatnio się odzywała. Była silna? To ważne. Gaj umiera wraz ze swoim strażnikiem.
- Co rozumiesz przez silna? - Zapytała niepewnie - To przecież duch istota eteryczna.
- Ale jej moc czuć, widać. Pojawiła się? Czy była wyraźna?
Staruszek wyraźnie się ożywił, jednocześnie zadając szybkie pytania i nie wydając się dziwić temu, że wiedźminka rozmawiała z taką istotą.
- Najpierw tylko ją wyczułam - powiedziała próbując dokładnie przypomnieć sobie swoje wrażenia. - Potem powoli uformowała się w kobieca postać, ale to nie trwało długo. Po chwili rozmowy znowu zaczęła się rozwiewać. Może to ją zmęczyło... nie wiem, może po prostu nie miała już ochoty dłużej ze mną rozmawiać. Znała Sowę. Chyba zasmuciła ją wieść o jego śmierci. Nazywała go Dreah'le A'latar, podobno to oznacza Nocnego Łowcę w starej mowie.
Przez chwilę patrzyła przed siebie:
- Chciałabym się nauczyć starej mowy - powiedziała cicho, jakby do siebie.
Staruszek milczał przez długą chwilę. Wydawał się wsłuchany w odgłosy bagien, które docierały do nich z zewnątrz. Gdy się odezwał ponownie, brzmiał starzej niż zazwyczaj.
- Jeśli jeszcze potrafi przybrać ludzką postać... to może nie jest tak źle. Sowa nigdy nie powiedział mi, kto nadał mu imię elfów, być może nawet ona. Nie był nigdy tak rozmowny jak ty, dziewczyno.
Podniósł się ciężko, podchodząc do kociołka i trochę machinalnie mieszając w nim chochlą. Myślami wydawał się być gdzieś indziej.
- Powinniście stąd niedługo odejść.
- Odejdziemy rano. Mark czuje się już w miarę dobrze. Dziękuję jeszcze raz, za jego uratowanie. Przyszłam sprawdzić czy wszystko u ciebie w porządku i pożegnać się.
Potem niespodziewanie wstała podeszła do starca i ucałowała go w pomarszczony policzek.
- Dziękuję za wszystko.
Znów pokiwał głową, bardziej do siebie, niż do niej. Drżał lekko, być może przez przywołane przez nią wspomnienia.
- Trzymaj się cało, dziewczyno. Dokończ to co zaczął Sowa. Rano wystarczy, przez noc paniczyk nie znajdzie czaromiota. Trochę drewna i...
Machnął nagle ręką, nie kończąc myśli. Odstąpił od kociołka, siadając ciężko na łóżku.
Arina nie dodała już nic więcej. Cicho wyszła z chaty i skierowała się w stronę gaju. Pomyślała, że starcowi przydałby się ktoś młody do pomocy. Ktoś kogo mógłby nauczyć miłości do natury i przekazać swoje tajemnice. Z pewnością jednak tą osoba nie była wiedźminka.

Nagle zatrzymała się w miejscu.
~Drewno? Czaromiot?~ Co Indron miał na myśli? Chyba ten szalony władyka nie planował podpalić lasu? Zresztą co mogłoby mu to dać?
Pobiegła z powrotem, wpadając do chaty zapytała pospiesznie:
- Ale nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo?
Indron zdążył już ponownie usnąć, niemal na siedząco, a teraz znów się poderwał.
- Co? Gdzie? - westchnął. - To nie mnie szukają. A jeśli nawet, swoje już przeżyłem...
- Nie pozwolę by coś Ci się stało przeze mnie! - Mina dziewczyny była wyraźnie zacięta. - Moim obowiązkiem jest bronić ludzi przed potworami, a nie sprowadzać ich na nich.
- Podążaj swoją ścieżką, dziewczyno. Mi nie możesz pomóc, nie żebym nawet chciał. Idź już. Chyba, że coś do jedzenia masz?
Pokręciła głową przecząco:
- A twój gaj? Kto się nim będzie opiekował jeśli Ciebie zabraknie?
Westchnął, podnosząc wzrok, aby spojrzeć w jej oczy, nawet jeśli ich nie widział. Dawał jej też do zrozumienia, że przedłużające się pożegnanie, no cóż, przedłuża się za bardzo.
- Idź już. Nic mi nie będzie. Daj staremu człowiekowi spać.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Arina opuściła głowę zrezygnowana:
- Żegnaj Indronie i... spokojnych snów.
Ponownie odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w stronę starych dębów. Gdzieś głęboko w swoim sercu dokładała kolejny cierń pełen świadomości, że kogoś naraziła na niebezpieczeństwo, że znowu zawiodła.
 
Eleanor jest offline  
Stary 21-10-2012, 15:19   #63
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie niepokoiły ich tej nocy żadne oznaki spodziewanej pogoni. To czy przyniosła się gdzieś dalej, lub może zbierała siły do wznowienia działań, było dla nich dostępne tylko w sferze domysłów, kiedy to z niewielką ilością zapasów siodłali konie. Mark poruszał się już bez pomocy, ale poważniejszy wysiłek wciąż mógł zbić go z nóg. Nawet nie było mowy o pospieszaniu koni, które poruszały się co najwyżej kłusem, przynajmniej dopóki nie opuścili bagien i nie wjechali na trakt, prowadzący gdzieś na południe. Alez, zapatrzony w pochmurne niebo, z którego w każdej chwili mógł lunąć deszcz, odezwał się nie zapytany po raz pierwszy tego dnia.
- Co teraz? Prosto na południe, gdzie tylko zaprowadzi nas ten zapomniany przez bogów szlak?
Arina pogłaskała delikatnie chrapy Rudego. Zastanawiała się przez chwilę:
- Chciałeś pokazać ten swój sztylet czarodziejowi... co myślisz o tym by skierować się do Ban Ard? Może natrafię na kolejne informacje o Sowie? Chyba często wędrował tym szlakiem. Może mieszka tam ktoś, kto jeszcze go pamięta?
- Czarodziejowi to ja powinienem pokazać cały ten złom zabrany z siedziby elfa. Ale oni za darmo nic nie zrobią.
Milczał przez chwilę, rozważając propozycję wiedźminki.
- Ban Ard jest równie dobre jak wszystko inne, ale leży w górach. Pracy możesz tam nie znaleźć, ludzi mało. Za to pewnie potworów dużo.
- No to chyba najlepsze miejsce w jakie się można wybrać będąc wiedźminem. Może tym razem spotkam więcej potworów w zwierzęcej skórze, bo już dość się napatrzyłam na tych w ludzkiej. Co do czarodziejów... może będą potrzebowali jakichś magicznych ingrediencji z potworów i przyjmą je jako zapłatę za informacje.
Zgrabnym ruchem wskoczyła na siodło i naciskając lekko udami skierowała konia na południe. Mark skinął jej głową na zgodę.
- Każdy cel jest dobry. A w twoim towarzystwie pojadę i bez celu - mrugnął zawadiacko, dając znak, że siły raczej mu już wracają.

Dzień mijał powoli, spędzony niemal bez przerwy na grzbiecie koni, które szły kłusem po coraz węższym trakcie. W wielu momentach wręcz zmieniał się w ścieżkę, obrośniętą gęstą, wysoką trawą i lasem paproci, pochłaniających dawny, być może prężny i uczęszczany trakt. Kierowali się ciągle mniej więcej na południe, mimo wciąż wijącej się drogi i słońca, które nie chciało wyjść zza chmur, z których zaczął padać lekki, ale nieprzyjemny deszcz. Zbliżał się wieczór i już szukali miejsca na przenocowanie, gdy usłyszeli i zobaczyli poruszenie. Z krzaków przed nimi wyłoniła się postać... To nie mógł być człowiek! Pod strzępami ubrania i opatrunków skóra tego stwora miała wyraźnie sine zabarwienie, wręcz niebieskie. Jego twarz była obliczem trupa. Skóra ściągnięta i wysuszona, a jego twarz wykrzywiona w straszliwym grymasie, gdy zaczął zbliżać się do nich, z wyciągniętymi rękami i jękiem wypływającym z ust. Alez chwycił za miecz, próbując jednocześnie uspokoić kwilącego wierzchowca.
- A cóż to za bydle?!
- Nie jestem pewna... - Arina zawahała się. Zła ocena sytuacji mogła mieć wyjątkowo nieprzyjemne konsekwencje - To może być zwykły człowiek, przeklęty albo zarażony. I może rozsiewać to paskudztwo. Nie zbliżaj się do niego.
Pospiesznie wyciągnęła zza pasa niewielka fiolkę. Odkorkowała wypiła szybko i odrzuciła pusty pojemnik. Drugą ręką wyszarpnęła miecz i zeskoczyła z konia.
- Nie daj mu się dotknąć i nie pozwól by podszedł do koni. - Zawołała do Aleza i ruszyła na przeciwnika uważnie obserwując jego ruchy.
- Stój, nie podchodź! - Zawołała w jego kierunku. Nie miała dużej nadziei że to poskutkuje, ale postanowiła wypróbować najpierw sztukę dyplomacji.
Stwór, czy może jeszcze człowiek, ani myślał posłuchać. A może zwyczajnie nie słyszał. Zbliżał się z każdą chwilą, płosząc konie, które powstrzymywali z coraz większym trudem. Był już tylko kilka kroków od nich, gdy czuły słuch wiedźminki odróżnił coś na kształt słowa.
- Poo...mhooo...czyy....
- Jeśli chcesz pomocy zatrzymaj się! - Krzyknęła dziewczyna. Zdecydowana szybko zakończyć jego życie, gdy nie posłucha i uczyni jeszcze jeden krok naprzód.
Nie posłuchał. Jego oczy niewiele widziały i cios, który nadszedł, wydawał się wręcz go całkowicie zaskakiwać. Uniósł ręce w obronnym geście, ale było za późno. Szybka jak błyskawica wiedźminka nawet nie musiała wykorzystywać całej swojej siły. Miecz spadł na głowę i szyję przeciwnika, który zacharczał i padł na ziemię, krwawiąc niezbyt obficie, czarniawą krwią.
Przez chwilę w sercu dziewczyny zagościł żal. Szlachtowanie nie było zajęciem przynoszącym zaszczyt. Nie mogła sobie jednak pozwolić na sentymenty. Jeśli był zarażony stanowił śmiertelne niebezpieczeństwo dla wszystkich z którymi się zetknął. Nie mogła ryzykować. Powtarzała sobie to w umyśle niczym mantrę gdy starannie wycierała zbroczony ohydną posoka miecz w zielona trawę.
- Jeśli to zaraza, obawiam się, że możemy ich spotkać więcej. - Popatrzyła ze smutkiem na Marka, jakby szukała w nim czegoś czego nie mogła raczej znaleźć.
W oczach Aleza nie było zbyt wiele smutki i litości, znacznie więcej obrzydzenia i lęku.
- Co się dzieje z tym światem, że pojawiają się takie ohydztwa. Co zrobimy z ciałem? Skoro może być zaraźliwe, to chyba lepiej, by nikt tego nie dotknął?
- Chyba najlepiej byłoby je spalić. - Wiedźminka podeszła do konia i wsunęła miecz do przytroczonej do siodła pochwy. Potem pochyliła się i odszukała w trawie rzucony tam wcześniej flakonik. Przyda się kiedy będzie miała czas by zrobić trochę nowej mikstury.
- Tu? Na środku tego czegoś, co wcale nawet nie jest porządnym traktem?
Mark westchnął i zeskoczył z konia rozglądając się uważnie wkoło.
- Musielibyśmy usypać jakiś stos, a to mogłoby podpalić las. Chyba, że masz inny pomysł.
Podrapał się po brodzie, która zdążyła mu urosnąć po tych dniach bez golenia.
- Mam alkohol do wytwarzania eliksirów, poleję nim te szmaty na ciele. To powinno zainicjować reakcję spalania, a płomienie nie powinny być duże i nie spowodują pożaru.
Wiedźminka wyjęła z juków solidny bukłak, podeszła do trupa i polała jego zawartością miejsca które wydawały się najbardziej podatne na ogień. Potem skierowała dłoń w jego kierunku, skupiła skumulowaną moc i ukierunkowała energię. Z jej palców wystrzelił delikatny płomień. Zbyt mały by mógł wyrządzić poważne szkody, ale wystarczający by opary alkoholu zajęły się błękitnawym płomieniem. Po raz kolejny pożałowała, że nie ćwiczyła znaków zbyt często. Zdecydowanie musiała poprawić się w tej dziedzinie.
 
Sekal jest offline  
Stary 26-10-2012, 19:23   #64
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zwłoki zapłonęły słabym, ale wystarczającym płomieniem, aby je w końcu pochłonąć, gdy zajęło się także ubranie i samo ciało. Cuchnęło straszliwie, ale musieli poczekać, inaczej pozostawione tak, mogłoby i tak przyczynić się do nowych szkód. Mark nie odzywał się, z ulgą wpinając na wierzchowca, gdy przyszedł czas na ruszanie dalej.
Nie ujechali jednakże zbyt daleko. Kolejne odgłosy z krzaków przyciągnęły ich uwagę i zmusiły do sięgnięcia po broń... ale tym razem nie wyglądała na potrzebną. Z zarośli wychynęło pięciu mężczyzn, ubranych po chłopsku. Rozejrzeli się, głośno nawołując.
- Joooszko! Jooszkooo!
Dojrzeli nagle dwójkę jeźdźców i cofnęli się trwożnie na widok broni.
- O, o wybaczenie prosim. Druha szukamy, stara jędza na niego klątwę nałożyła, widzieli wy go może? Fioletowy się na gębie biedaczyna zrobił...
Arina zbladła lekko usłyszawszy słowa wieśniaków. Położyła miecz na kolanach, wolała na razie nie chować broni, ale jednocześnie nie chciała niepotrzebnie straszyć tych ludzi. Zacisnęła usta zastanawiając się co powiedzieć i czy w ogóle cokolwiek mówić. Czy wszystko co robiła musiało się zawsze prędzej czy później źle kończyć? ~Kurwa jego mać!~ zaklęła w myśli. Może pochopnie wyciągnęła wnioski? Może po prostu wystarczyło biedaka ogłuszyć? Teraz było już za późno dla niego i za późno na żale. Pytanie brzmiało: Co w tej sytuacji należało powiedzieć. Wiedźminka westchnęła. Nie było co ukrywać prawdy. Prędzej czy później ktoś i tak odkryje spalone ciało. Najwyżej szybko będzie trzeba jechać dalej.
- Obawiam się, że widzieli. - Powiedziała cicho.

Wieśniacy podeszli trochę bliżej, chyba nie do końca dobrze usłyszawszy słowa wiedźminki. Jeden z nich wysunął się na czoło, trąc łysinę, na której pozostało niewiele włosów.
- Co panienk...
- Widzieliśmy - głośno i zdecydowanie wtrącił się Alez - ale się spóźniliście. Klątwa waszej wiedźmy zabiła Josta. Spaliliśmy jego ciało, bo spuchło, a ta tutaj wiedźminka twierdziła, że mogło zarażać.
Chłopy cofnęły się trwożnie, szepcząc między sobą. Pewnie niesłyszalnie dla Marka, ale Arina miała lepszy słuch.
- Wiedźmak...
- I to baba...
- Ale może by na jędzę zaradziła...
Arina posłała Markowi smutny uśmiech, dziękując bez słów za kłamliwy wykręt, którego się dla niej dopuścił. Ona pewnie powiedziała by cała prawdę, a ta prawda jak zwykle przysporzyłaby im więcej problemów niż pożytku.
Wychwytując sens z szeptów wieśniaków westchnęła. Czy znowu miała walczyć z potworem w ludzkim ciele? Czy na świecie nie było już zwyczajnych stworów? Gdzie się podziały kikimory, bazyliszki, ghule, barghesty, kuroliszki? Najwyraźniej wyginęły, a ich zwierzęce dusze przyjęły człowiecze kształty i panoszą się teraz swobodnie wśród ludzi. Nie szkolono jej do zabijania potworów w ludzkim ciele czy czas dawnych wiedźminów już przeminął? Czy teraz walczyć przypadnie im z nowym wrogiem? Nagle zapragnęła spotkać któregoś na swoje drodze, móc zapytać, porozmawiać o rozterkach, które zapełniały jej umysł. Do jesieni było jednak daleko, a każdy krok oddalał ją od Kaer Morhen...
Nie była pewna czy ma ochotę się wtrącać.
Poklepała Rudego po karku, i uściskiem ud dała mu sygnał do ruszenia się z miejsca.
Chłopi, zbyt niezdecydowani, przepuścili wiedźminkę i jadącego tuż za nią Aleza, który jeszcze zerknął na nich spode łba, całkiem już zniechęcając do podejmowania wszelkich prób. Ruszyli dalej, w milczeniu jadąc niezbyt spiesznie po zarośniętym, choć kiedyś całkiem sprawnym trakcie. Mężczyzna być może domyślał się, że nie był osobą, z którą chciała rozmawiać, toteż spędzili resztę kończącego się dnia na podróży, wymieniając tylko kilka niezbędnych słów.
Zmrok zapadł już jakiś czas temu i zamieniał się w noc, gdy wjechali na niewielkie rozwidlenie. Jedna odnoga kierowała się na południe, druga na północny-zachód, oznaczeń jednakże nie było tu już żadnych. Był natomiast zajazd, otoczony przegniłą palisadą i kiedyś chroniony przez bramę, obecnie leżącą na ziemi. W środku widać było tylko chaszcze i stojące dalej zabudowania, ciche i ciemne. Nazwę gospody dawno zatarł deszcz i czas.
- Jedyna szansa na spokojną noc - Mark patrzył w niebo, gdzie gromadziły się coraz ciemniejsze chmury, chociaż ich mrok potęgowała ciemność. Deszcz siąpił dalej, ale w oddali usłyszeli grzmot.
Arina bez słowa skierowała konia w prześwit w palisadzie i ruszyła w kierunku dalszych zabudowań. Zanim zdecydują się tutaj zostać na noc należało je dokładnie sprawdzić. Wolała nie zostać zaskoczona w czasie odpoczynku, przez niezadowolonych z niespodziewanej wizyty, ewentualnych, obecnych mieszkańców.

Szybko dostrzegła całkiem świeże ślady, choć zabudowania były w koszmarnym stanie. Wozownia była całkiem zawalona, stajnia połowicznie, za to sam zajazd trzymał się jeszcze. Były nawet wstawione we wnękę drzwi. Połowa okien zabita była deskami, reszta miała stare szyby, świadczące o dawnej świetności. teraz częściowo powybijane i pozatykane. Nie pachniało tu za dobrze. Alez położył dłoń na rękojeści miecza, gdy drzwi otworzyły się nagle, z potwornym skrzypieniem.
- Oh, goście...
Drżący, stary mężczyzna uginał się pod ciężarem swoich pleców, opierając na koślawej lasce. Był ślepy lub na wpół ślepy, Arina szybko zauważyła, że jego głowa podąża za odgłosami.
- Dawno nie było tu nikogo, ugościć nie mam czym...
- Nie przejmujcie się dobry człowieku - powiedziała Arina zsuwając się z konia - Wystarczy dach nad głową dla dwóch osób i koni na jedną noc. Rano wyruszymy w dalszą drogę.
- Ah, tak tak... stajnia, zdaje się, że jeszcze coś stoi...
On sam został przy progu. Alez zeskoczył z wierzchowca, rozglądając się wokół. Widać było, że kompletnie mu się to nie podoba, ale deszcz robił się coraz mocniejszy. Jednak gdy weszli do częściowo zawalonej stajni, uderzył ich odór starej krwi. Oboje rozpoznawali go od razu.
- Nie mam najmniejszego zamiaru zostawiać tu Rudego samego - dziewczyna poklepała po szyi konia, który zarżał niespokojnie. Zwierzęta także czuły nieprzyjemną atmosferę miejsca. - Powinniśmy zostać tu ze zwierzętami. Prześpij się. Będę czuwać.

Mark warknął coś do siebie i wyjrzał na zewnątrz.
- Nasz pieprzony gospodarz zniknął. Ciekawy czy jest tak ślepy, na jakiego wygląda. Czy my kiedyś nie możemy się przespać w bezpiecznych i miłych warunkach?
Mężczyzna nie miał zbyt dobrego humoru. Może i na głowy nie padało, ale było wilgotno i zimno, stajnia nie miała choć połowicznie szczelnych drzwi. Rozłożył posłanie, nie było tu jednak mowy nawet o sianie. Konie były równie niespokojne co Alez.
Nadeszła noc, a żadne z nich i tak nie było w stanie spać. Minęła może godzina, gdy burza zbliżyła się, tłukąc piorunami. Drobny deszcz zmienił się w ulewę, a stajnia zaczęła przeciekać w kilku miejscach. Błyskawice co chwilę rozjaśniały okolicę i wystawiając ją na doskonały wzrok Ariny.
Któraś z kolei ujawniła postać, wyglądającą w ciemności jak człowiek, powoli przechodzącą przez dziurę w palisadzie. Wiedźminka jednak nie zdążyła się przyjrzeć, zanim znów nie zapadła całkowita ciemność.
Instynkt łowcy kazał jej zachować maksymalną ostrożność. Wstała starając się nie wydać najmniejszego dźwięku. Sięgnęła do sakwy i namacała charakterystyczny kształt butelki. Przechowywanie mikstur w odpowiednio oznakowanych flakonach było doskonałym rozwiązaniem w przypadku, gdy należało dokonać wyboru bez używania zmysłu wzroku. Wychyliła zawartość szybko. Mimo iż jednym ze składników był miód, ten stymulant miał beznadziejny smak, po za tym Arina nie znosiła dziwnej zmiany percepcji świata, który ją otaczał po jego zażyciu. Chwyciła mocniej miecz i podeszła do Aleza. Delikatnie przyłożyła palec wskazujący do jego ust. Wolała się zabezpieczyć na wypadek gdyby spał, by obudzony gwałtownie, nie wydał niepotrzebnego dźwięku. Przyłożyła usta do jego ucha i szepnęła prawie bezgłośnie:
- Mamy towarzystwo.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 26-10-2012 o 19:27.
Eleanor jest offline  
Stary 18-08-2013, 18:01   #65
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Alez bezszelestnie uniósł się lekko. Widząc zupełnie dobrze, choć sama wizja była bardzo dziwna, Arina zauważyła, że nie był zdziwiony tym faktem. Miecz, który leżał tuż obok, szybko znalazł się w jego ręku. Tyle tylko, że mężczyzna wciąż widział tylko wtedy, kiedy błyskało. Ciężkie krople deszczu rozpryskiwały się z głośnym szumem, zagłuszającym większość odgłosów, ale wiedźminka i tak nie ryzykowała, podchodząc cicho do wnęki po drzwiach stodoły. Dość wyraźnie ujrzała dwie humanoidalne sylwetki, oddalone o jakieś dziesięć metrów. Chude, dość niskie, o łysych głowach i zdecydowanie zbyt długich łapach, bowiem to nie były ręce. Miała już pewność, że widzi jakąś aberrację, w tym przypadku wyglądającą na ghula lub graveira. Nawet kot nie pozwalał jej nabrać pewności w tych warunkach.
Pierwszy z potworów ciągnął po ziemi jakieś ciało, martwe lub tylko nieprzytomne.

~I pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu wyraziłam żal z powodu braku potworów. Zdecydowanie trzeba uważać czego sobie człowiek życzy~ Przebiegło przez umysł dziewczyny analizującej jednocześnie jak najlepiej podejść przeciwników i czy przypadkiem nie czai się ich więcej w otaczającej wszystko ciemności. Oni najwyraźniej nie byli jeszcze świadomi obecności ludzi i koni w zrujnowanej stajni. Pewnie deszcz zatarł charakterystyczne zapachy. Zaskoczenie dawało jej niewielką przewagę, którą miała zamiar wykorzystać. Wychyliła się lekko, a Mark właśnie podnosił się. Jakaś klamra uderzyła o pochwę miecza, a pierwszy z potworów obrócił się błyskawicznie.

Pociągnął nosem, a potem rzucił swoją ofiarę. Drugi syknął, w jakimś zalążku prymitywnej mowy. Wiedźminka szybko się cofnęła, ale było już za późno. Jeden z wierzchowców cicho zarżał.
Atak z zaskoczenia diabli wzięli. Wiedźminka szybko podeszła do towarzysza:
- Wyjdź na zewnątrz przez którąś z dziur z tyłu stajni. Będziesz miał tam lepszą widoczność. Spróbuj się zorientować czy nie ma ich więcej. Ja tutaj na nich poczekam.
Weszła do na wpół rozwalonego, pustego boksu, przytulonego do ściany przy wejściu. Miała stąd doskonały widok na wchodzących do środka i na wykonanie szybkiego ataku.
Mark skinął głową i powoli ruszył ku zawalonej części stodoły, wydając przy tym sporo odgłosów. Ale ghule i tak już wiedziały, że tu byli. Usłyszała je, a potem zobaczyła pierwszego w wejściu.
Nie była jednak dostatecznie szybka. Potwór natychmiast skoczył, uderzając swoimi długimi pazurami.
Wiedźminka była szybka, a potwór do takiej szybkości u przeciwników nie przywykł zapewne. Minął o centymetry twarz wiedźminki, która kątem oka dostrzegała już kolejną sylwetkę zbliżającą się od stronę drzwi. Mogła uderzyć na tego, którego miała blisko, ale jej sytuacja taktyczna była tu słaba. Pole manewru ograniczało ją, a jej przeciwnicy i tak widzieli w ciemnościach tak jak i ona po wypiciu eliksiru. Odruchowo wymierzyła cięcie od dołu w kierunku atakującego ją potwora. W chwili ataku wystawiał się idealnie na jej kontratakujący cios. Potem szybko wyminęła go i wydostała się z boksu. Chciała odciągnąć stwory od Marka i jednocześnie wywabić jakoś na zewnątrz. Miała nadzieję, że ruszą za nią.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-08-2013, 18:04   #66
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nawet jeśli zaskoczony, potwór uskoczył, prawie wpadając na ścianę i wydając z siebie charczący dźwięk. Arina szybko wyminęła go i wypadła na zewnątrz. Jej bystre spojrzenie dostrzegło drugiego z ghuli, kilka kroków od wejścia. Ten drugi wychodził właśnie ze środka, co sprawiało, że teraz oba ją flankowały. Odskoczyła do tyłu, by utrudnić im zaatakowanie z dwóch stron i bokiem skierowała się na tego, który był bardziej oddalony od stajni. Wysunęła miecz lekko do przodu i uniosła drugą rękę nieznacznie w górę dla lepszej równowagi. Zaczynał się odwieczny taniec śmierci.

Brak zdecydowanych, szybkich akcji wcale nie był dla potworów przeszkodą, ani nie zmusił ich do wysilenia zapewne niezbyt dużych móżdżków. Pierwszy rzucił się ten, do którego podchodziła. Pazury błysnęły, dosięgając skórzni Ariny, ale nie przebijając jej, gdy dziewczyna w ostatniej chwili się odchyliła.
Nie zdążyła sama zaatakować, gdy z drugiej strony uderzył drugi z potworów.
Tanecznym krokiem łatwo go za to ominęła i cięła w plecy. Srebrny miecz z łatwością przebił oślizgłą skórę i z rany trysnął jakiś śmierdzący płyn, zdecydowanie nie będący krwią. Ghul zawył i zatoczył się do przodu. Oba jednakże pozostawały niezwykle szybkie, błyskawicznie obracając się w nowym kierunku. Już miały zaatakować, gdy ze szczytu stodoły rozległ się męski głos:
- Hej, dupki!
Mark zapewne niewiele widział, ale jego głos sprawił, że jeden z nich zerknął na niego przelotnie, ale za to drugi... zagapił się i zaczął podążać w stronę głosu, ignorując na ten czas wiedźminkę. Inna sprawa, że jeden ciągle zupełnie zdrowy przeciwnik wcale nie odstąpił. Arina nie marnowała okazji, którą stworzył dla niej Mark. Teraz miała przed sobą tylko jednego przeciwnika i musiała go pokonać szybciej nim drugi wpadnie na pomysł jak dostać się do mężczyzny. Miała nadzieję, że jego inteligencja jest odwrotnie proporcjonalna do szybkości. Wykonała błyskawiczny wypad do przodu próbując nadziać stwora niczym kurczaka na rożen. Celowała w brzuch, to był w miarę łatwy cel, a nikomu przecież nie walczy się łatwo gdy wnętrzności wylewają się na zewnątrz.
Miecz wiedźminki, użyty w niekonwencjonalny dla tej broni sposób, sięgnął celu, ale nie tak, jak chciałaby kobieta. Przeciął tylko bok stwora, który zawył, rzucając się do szaleńczego ataku.

Arina ciągle jednak pozostawała od niego szybsza, ponownie zwiększając dystans. Gdzieś z tyłu zabrzmiał kolejny niezrozumiały odgłos wydany przez drugiego z ghuli. Oddalił się już, po odgłosie dziewczyna obecnie umiejscawiała go przy stajni. Tam skąd wołał Mark. Wiedźminka nie chciała ryzykować, że drugi z potworów dopadnie jej towarzysza. Choć cały czas miała nadzieję, że nie grzeszą inteligencją były wyraźnie żądne krwi. Ten instynkt zaś mógł mu podsunąć jakieś sposoby dostania się do świeżego “mięsa”. Jeszcze raz zaatakowała tego, który stał bliżej korzystając z chwili po ataku gdy się odsłaniał uderzyła z półobrotu. próbując trafić ponownie w miejsce, które wcześniej zraniła, a następnie odskoczyła próbując przesunąć się w kierunku drugiego stwora.
Nienaturalnie szybki i silny potwór odskoczył do tyłu, a potem bez chwili zwłoki znów ruszył z pazurami. Nie walczył w wyrafinowany sposób. Byle dobrać się do ciała swojego przeciwnika. Powarkiwał przy tym, nie potrafiąc wydać żadnego normalnego dźwięku. Arina cofała się, ale przy takim przeciwniku nie była w stanie się nawet obejrzeć.
Tym razem wiedźminka jednak przewidziała ten atak, zwinnie się przemykając pod ramieniem ghula. Teraz miała jego plecy idealnie przed sobą...

Idealnie wykorzystała tę sytuację. Jej miecz zatoczył w powietrzu łuk, a silny cios spadł na szyję ghula odrąbując ja prawie całkowicie. Zawisła tylko na ścięgnach i skórze. Obrzydliwa posoka trysnęła obryzgując ubranie dziewczyny. Nie zdołała tego uniknąć. Na szczęście deszcz powinien sam zmyć ją szybko nie pozostawiając śladu. Nie patrzyła jak martwe ciało osuwa się na ziemię. Ruszyła biegiem na spotkanie drugiego przeciwnika.
Mark radził sobie w tym czasie całkiem nieźle, mimo całkowitych ciemności i lejącego się z nieba deszczu. Kierując się chyba słuchem i pozostając na dachu, jak na razie udanie powstrzymywał potwora przed wdrapaniem się na górze. Arina była już w połowie drogi, gdy od strony domu rozległ się chrapliwy okrzyk.
- Stójcie!
Zignorowała słowa, przecież i tak od początku podejrzewała, że staruch, który udzielił im schronienia w stajni ma coś wspólnego z pojawieniem się ghuli. Widziała już potwora próbującego bezładnie dostać się na dach budynku. Bez słowa, starając się zachować maksimum ciszy ruszyła do ataku.
 
Eleanor jest offline  
Stary 18-08-2013, 18:09   #67
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ghul dostrzegł ją w ostatniej chwili, ale nie zdążył w pełni uskoczyć przed ostrzem miecza, które przecięło powietrze, a potem plugawe cielsko, pozostawiając na nim kolejną otwartą ranę. Zanim Arina mogła go dobić, pomknął ku głosowi od strony chaty. Do niej nie docierał nawet alchemicznie wyostrzony wzrok wiedźminki. Nie wahając się ruszyła za potworem. Jej wiedźmiński instynkt kazał jej zabijać. Pamiętała nauki Vesimira: “Ghul - należy do tych stworów, które żyją tylko po to by zabijać, choć należy do żywiących się ciałami zmarłych i najczęściej pożera trupy już nazajutrz po pogrzebie. Żywych ghul również napada. Jeśli jest głodny lub gdy wpadnie w szał”.
Musiała go dopaść i zabić zanim skrzywdzi kogoś, kto nie zdoła się obronić. Ruszyła, ale bestia była szybsza i zniknęła gdzieś. Być może w rozpadającej się chacie, bowiem przed drzwiami stał opierający się na lasce, ślepy starzec.
- Powstrzymajcie się. To co robią nie jest do końca złe...
- Jaaasne... - Wiedźminka ironicznie przeciągnęła słowo - Gdyby nie moje umiejętności już bylibyśmy martwi. Wcale nie jest to złe prawda?
- Wcześniej tu nie było ludzi... liczyłem na to, że nie wrócą, albo od razu przyjdą do mnie... - wydawał się mówić prawdę, jego ton ocierał się o smutek.

Wiedźminka była jednak pewna, że gdyby ich ghule zabiły, wcale bardzo by się nie zmartwił. Nawet nie dla tego, że był zły. Raczej dlatego, że uważał, że robi coś dla "większego dobra".
- To jedyny sposób, w którym w tej chwili mogę walczyć z klątwą, nawiedzającą pobliski cmentarz i społeczność... - dodał.
- I w tym celu sprowadziłeś tu to plugastwo? - Orla była zła. Miała już po dziurki w nosie ludzi, którzy robili coś złego w imię większego dobra. - Nic nie usprawiedliwia tego, że świadomie wystawiłeś nas na niebezpieczeństwo. Tym razem popełniłeś błąd. Jestem wiedźminem i zabicie ghula, nawet ogarniętego szałem, nie przekracza moich możliwości.
Uniósł dłonie w obronnym geście.
- Nie mi oceniać dobro i zło. Nie było tu od bardzo dawna żadnego wiedźmina. Nigdy wiedźminki. A klątwa została rzucona. Ludzie mrą i po śmierci przekształcają się. Kiedyś byłem kapłanem i zajmowałem się zmarłymi. Ci ludzie nie mają nikogo innego.

Mark dołączył do nich, nieco błądząc w ciemności. W dłoni miał miecz i rozglądał się czujnie. Szepnął do ucha dziewczyny.
- Jak dla mnie to on już dawno oszalał.
- Co to za klątwa? Kto ją rzucił i dlaczego? - Arina postanowiła dowiedzieć się więcej zanim zdecyduje ostatecznie co robić dalej.
- Klątwa, która nie pozwala duszy odpocząć nawet po śmierci. Nie pozwala jej opuścić śmiertelnego ciała. Kto i dlaczego, tego nie wiem, wiedźminko. Te ciała, które do mnie trafiają... oczyszczam i pozwalam duszy podążyć dalej.
- Chcesz bym uwierzyła, że ghule przynoszą ci ciała z cmentarza, być je “uwolnił” Jakie uczynne potwory. I robią to całkiem bezinteresownie? - Kpina w głosie dziewczyny była wyraźnie słyszalna.
- Później się nimi żywią - odpowiedział bez żalu czy wahania.
To było obrzydliwe. Grymas wstrętu przebiegł przez twarz Orlej, ale niewidomy starzec nie mógł tego widzieć.
- Dlaczego nie przynoszą ci umarłych ludzie byś ich oczyścił zanim zostaną pochowani?
- Nie wierzą w to co mówię. A i mi do nich trudno dotrzeć. Wiedźmia magia spaczyła ich umysły i zabiliby mnie, gdybym teraz się tam pojawił.
Ślepiec był bardzo przekonany o prawdzie zawartych w wypowiadanych przez niego słowach w przeciwieństwie do Ariny, która do jego słów odnosiła się wyjątkowo sceptycznie:
- Podaj mi choć jeden powód dla którego miałabym ci uwierzyć? - Powiedziała groźnie. Człowiek mógł być szaleńcem albo głupcem, albo wszystko na raz. Nie miała zamiaru mu zaufać.
- Nie musisz mi wierzyć, wiedźminko. Żywym krzywdy nie czynię, a chronię ich przed nimi samymi. Możesz patrzeć, jak uwalniam uwięzioną duszę. Być może to objawi ci prawdę, jeśli tylko umiesz patrzeć inaczej, niż tylko oczami.
Mark wyglądał na takiego, co zastanawiał się, czy dać szaleńcowi w łeb czy machnąć ręką i spróbować choć trochę się osuszyć. Ulewa bowiem nie słabła. Nagle pojawił się ruch w zasięgu wyostrzonego wzroku Ariny. Ghul wskoczył na dach, a potem na ziemię, pędząc ku dziurze w ogrodzeniu.
Nie widziała sensu by gonić za nim w tym momencie. Skinęła głową, a potem przypominając sobie, że starzec nie może tego zobaczyć powiedziała:
- Dobrze, pokażesz nam, ale najpierw chcemy się osuszyć w jakimś lepszym miejscu niż stajnia do której kazałeś nam się wcześniej schronić.
- Mogę wam zaoferować tylko moją skromną izbę. Nie przecieka w wielu miejscach. Chciałbym jednak prosić, byście przyciągnęli to ciało, które pozostawili moi... pomocnicy. Sam nie jestem już w stanie.
Mark prychnął cicho.
- On chyba kpi. Poważnie chcesz to zrobić, Arina?
Na twarzy wiedźminki po raz pierwszy od kilku godzin pojawił się lekki uśmiech:
- Obawiam się, że mówi całkiem poważnie, a żeby jeszcze cię pognębić, ja mam zamiar zająć się także truchłem ghula. Jest w nim sporo przydatnych utensyliów doskonałych do wiedźmińskich eliksirów.
- Obrzydliwe - warknął. - Zostałbym w stodole, gdyby nie wizja powrotu tego łażącego ścierwa.
- Cóż... - Arina wzruszyła ramionami. - Wszystko ma swoją cenę - Moje nadnaturalne zdolności też. Weźmy się lepiej za robotę im szybciej skończymy tym lepiej. Pomóż mi tylko przenieść ciała w suche miejsce. Z resztą poradzę sobie sama.
- Ta. Odporna na choroby też jesteś. Ja ghula nie dotykam - Mark schował miecz do pochwy i odwrócił się. i nie ruszył. W ciemności i ulewie nie widział przecież nic. Starzec tymczasem wycofał się już w głąb swojego zrujnowanego domu.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-08-2013, 18:13   #68
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dziewczyna nie powiedziała nic więcej. Podeszła do zwłok ghula i chwyciwszy go za ramię zaczęła ciągnąć w kierunku stodoły. Nie miała ochoty zajmować się nim w strugach deszczu. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty się nim zajmować, ale pewne rzeczy były jej niezbędne. To było obrzydliwe, musiało być jednak zrobione. Rozumiała Marka. Gdyby była normalnym człowiekiem... Nic dziwnego, że ludzie traktowali ich jak monstra. Przecież w ostatecznym rozrachunku to co wyjmie z potwora połknie i przyjmie do swojego organizmu! Złość dodała jej sił. W większą energia zaczęła ciągnąć obrzydliwe ścierwo. Mark nie dołączył do niej. Zresztą, jeśli oddaliła się od niego bez słowa, to nawet nie wiedział raczej w którą stronę. Pozostał przy wejściu do zniszczonej gospody, kryjąc się przed deszczem. Sam ghul natomiast ciężki nie był i wiedźminka bez problemu zaciągnęła go do stajni nie zapominając też o głowie. Konie nie były zachwycone wyczuwając nieznany im, ale mówiący o niebezpieczeństwie zapach, nic im jednak nie groziło ze strony zdekapitowanego potwora, wróciła więc do Marka.

Zobaczyła go stojącego pod lekko obwisłym okapem, który jednak chronił go przed deszczem.
- Jestem cała w tym syfie - Powiedziała patrząc na mężczyznę - Musze z nim skończyć a potem się umyć. Wolisz iść ze mną do stajni czy najpierw zobaczymy co oferuje tutejsza gospoda?
- Zdejmij ubranie i zostań na tym deszczu. I tak nic nie widać - Mark odpowiedział z lekką dozą humoru. - Trzeba tego trupa, co go niby te potwory taszczyły, skoro chcesz się przekonać co z nim zrobi ślepiec. I prawdę mówiąc, nie chcę zostawać sam. Nie żebym był tchórzem. Tylko kompletnie nic nie widzę.
- Trup leży na środku placu. Zaraz spróbuje go przyciągnąć, by deszcz nie padał na niego cały czas. - Dziewczyna odwróciła się i ponownie ruszyła przez plac. To była strasznie męcząca noc i nic nie wskazywało na to, że szybko się skończy.
Mark skinął głową.
- Spróbuję znaleźć jakieś suchsze drewno, które mogłabyś rozpalić tym swoim znakiem. Przyda nam się trochę ciepła. Ile ci zajmie przy tym ghulu?
- Jak chcesz znaleźć drewno skoro nic nie widzisz? - zapytała Arina zdziwiona - Zajmę się tym kiedy skończę. Myślę że to nie potrwa dłużej niż kilkanaście minut. Możesz też iść ze mną do stajni. Tam pewnie będzie drewno, ale pewnie raczej nie chcesz widzieć co będę robić...?
- Wymacam - odpowiedział ironicznie. - Nie chcę być w pobliżu niczego, co zdaje się być ożywionym trupem.
- Odcięłam mu głowę. Teraz już jest całkiem martwym trupem - Powiedziała Orla w przypływie czarnego humoru. - Jak chcesz. Postaram się uwinąć jak najszybciej.

Dziewczyna najpierw przyciągnęła trupa z cmentarza w pobliże gospody odgradzając go od padającego ciągle deszczu. Potem ponownie poszła do stajni by pokroić ghula.
Przede wszystkim interesowała ją krew, której ciągle jeszcze było trochę w okolicy serca. Nabrała jej do pustych flakonów po miksturach. Potem wyjęła samo serce pocięła na pasy i owinęła w kawałek skóry. Mięso można było dobrze spreparować susząc pod siodłem od końskiego potu. Odcięła szpony i tak samo owinęła w skórę. Na koniec zajęła się mózgiem. Miała nieco białej mewy wlała jej do pustych flakoników i dodała po kawałku, tak zabezpieczony powinien przetrwać do czasu, aż będzie miała czas zająć się przygotowaniem eliksirów. To co pozostało z potwora wyciągnęła ponownie ze stajni i wyrzuciła jak najdalej od zabudowań. Gdyby nie deszcz można by go spalić. Teraz nie było na to szans.

Ponownie ruszyła w kierunku zniszczonej gospody rozglądając się za Alezem.
Była po tym unurzana w posoce i innych syfach prawie po łokcie, a woda lejąca się z nieba niewiele pomagała. Zwłaszcza jeśli chodziło o zapach. Drugi z trupów był już wciągnięty do wnętrza resztek karczmy, ale Mark ciągle czekał na zewnątrz. Gdy się pojawiła obok, drgnął, lekko zaskoczony.
- Tam w środku cuchnie jak w rzeźni. Wolę stać na zewnątrz i nie spać całą noc. Zaczął już coś z tym trupem robić, ale i tak nic nie widzę. Zupełnie nie mam ochoty tam wracać.
- Dobrze. - Arina skinęła głową - Poczekaj tutaj. Zobaczę co on robi. - Powiedziała wchodząc do środka.

Mark nie kłamał. W środku prócz panującej wilgoci, unosił się również nietypowy zaduch, wytworzony przez to czym parał się starzec. Śmierdziało. Bardzo. Nie tylko krwią, ale również rozkładem. Ślepiec klęczał właśnie przy ciele, ułożonym na podłodze na środku wyrysowanego znaku, którego Arina nie rozpoznawała. Mruczał coś do siebie, rysując coś na odkrytej piersi trupa. Wiedźminka czuła, że nie ma wiele czasu - działanie mikstury niedługo miało się skończyć. Miała wprawdzie jeszcze jedna gotową miksturę pozwalającą widzieć w ciemności, ale nadużywanie wysoce toksycznych substancji nie oddziaływało najlepiej nawet na jej odporny organizm. Rozejrzała się więc za źródłem światła lub czymś co nadawałoby się do zapalenia.
Niestety, ślepy nie kłamał, że jest ślepy. Cokolwiek jadł, zwykle nie mogło być ciepłe. W głównej izbie karczmy, w której się znajdowali, częściowo zawalonej z jednej strony, niewiele pozostało sprzętów. Kominek jeszcze stał, ale wilgotny i pełen wyłącznie popiołów. W ścianach znajdowały się wyłącznie puste kandelabry i uchwyty na pochodnie. Ciągle stał tylko jeden stół i stołek, resztki innych walały się głównie po rogach. Wszystko spleśniałe i praktycznie mokre od wilgoci. To było obrzydliwe miejsce. jak ktokolwiek mógł tutaj mieszkać z własnej woli i nie nabawić się jakichś paskudnych chorób? Nie mówiąc już o problemach z głową. Coraz bardziej wątpiła w historię starca. Na wszelki wypadek wyciągnęła ponownie broń. Miała nadzieję że to wszystko szybko się skończy.

Deszcz na zewnątrz ciągle szumiał, uderzając o resztki dachu. Zmysły Ariny wychwyciły przynajmniej kilka przecieków, gdy woda spadała na podłogę, rozpryskując się. Ślepiec zaczął mówić coś głośniej. Nie wypowiadał słów w ich języku. Bardziej przypominało to starszą mowę. Nagle uniósł obie dłonie i trzymając w nich sztylet z całej siły wbił sztylet w pierś trupa.

I wtedy wiedźmiński eliksir przestał działać. Oczywiście w najgorszym możliwym momencie!
 
Eleanor jest offline  
Stary 19-08-2013, 23:24   #69
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
W ciemności odezwało się coś wyjątkowo podobnego do ludzkiego westchnienia. Nie mogło należeć do starca, ten bowiem nie przestał mówić. Arina wiedziała, że odpokutuje to paskudnym bólem głowy i kiepskim samopoczuciem, ale sięgnęła po drugi eliksir, który zatchnęła za pas do specjalnej przegrody. Właśnie na taką okoliczność, gdy sztucznie wyostrzone zmysły nagle przestawały działać. Wypiła paskudny trunek jednym haustem. Alchemicznie wspomagany wzrok ponownie zaczął rozróżniać szczegóły. W scenie, którą widziała jeszcze chwilę wcześniej zmieniło się tylko to, że leżący na ziemi trup wydawał się wyginać w górę, a jego oczy zdawały się być szeroko otwarte. Starzec nie przestawał mówić coraz to głośniej i szybciej. Arina stała i patrzyła. Jak na razie nic jej nie przekonywało do celowości działań starca. Raczej ugruntowało się w niej przekonanie, że człowiek ten jest całkowicie szalony, a może do tego niebezpieczny. Nie wierzyła w dobra wolę ghuli, które przynosiły mu ciała a potem je sobie zjadały. po co miałyby to robić? Musiało w tym być coś więcej. Nie miała jednak nadal pojęcia co.
Ciało wygięło się jeszcze bardziej, a potem zupełnie nagle opadło, wraz z najgłośniejszym ze słów wypowiedzianych przez ślepca. Arinie zdawało się, że przy okazji usłyszała coś na kształt westchnienia ulgi. A może to tylko wyobraźnia? Starzec przesunął palcami po powiekach trupa.
- Musisz powstrzymać tę klątwę. Tylko w ten sposób nie będę musiał więcej tego robić.

Dziewczyna wypuściła z płuc powietrze, które wstrzymywała najwyraźniej nie zdając sobie z tego sprawy. Czuła się skołowana. Już sama nie wiedziała co myśleć. Czuła się tak bardzo zmęczona. Nadmiar trucizn krążących teraz w jej żyłach nie pozwalał jasno ocenić sytuacji.
- Muszę odpocząć. - Powiedziała zmęczonym głosem do starca ruszając w kierunku wyjścia. - Porozmawiamy o tym jeszcze raz rano.
- Oczywiście panienko, oczywiście - wstał i zaczął, z trudem wyrażanym stęknięciami, przeciągać gdzieś ciało.
- Co masz zamiar z nim zrobić? - Zapytała podejrzliwie. - Chyba nie spodziewasz się tutaj, jeszcze tej nocy kolejnej wizyty ghuli?
- Zaciągnąć do dołu z tyłu gospody. Stary już jestem, ślepy. Tylko tam mogę przysypać szczątki ziemią.
- Pomogę ci to zrobić - Wiedźminka podeszła do ciała i chwyciła je za ramiona. Ty złap za nogi i prowadź... - Gdy wymawiała ostatnie słowa zdała sobie sprawę z absurdalności sytuacji. Prowadził ślepy... Potrząsnęła głową. Kręciło jej się w głowie, żołądek się buntował, a obrazy zaczynały powoli wirować przed jej oczyma. Powinna jak najszybciej się położyć. Musiała jednak wytrzymać jeszcze te parę chwil i pomóc staremu kapłanowi. Nie było daleko. Najpierw przez kuchnię, a potem na dół, po rozpadających się stopniach, prosto do piwniczki, w której kiedyś gospodarz musiał przechowywać zapasy. Teraz tam cuchnęło. Odór wręcz powalał na kolana, zaraz po otwarciu wysłużonych drzwi na pordzewiałych, ledwie trzymających się zawiasach. Był tam dół, może nawet więcej niż jeden, tylko pozostałe już zasypano. Starzec zepchnął tam ciało.
- Tak. Tylko tak mogę sobie z tym radzić. To trwa już długo.

Dziewczyna nie skomentowała. wszystkie swoje siły zużywała na to, by zachować przytomność. Nie miała już ich wiele. Szybko wydostała się na zewnątrz i ruszyła w kierunku stodoły. Ręce trzęsły jej się, a drgawki powoli rozprzestrzeniały się na całe ciało. Wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby teraz coś ją zaatakowało. Weszła do środka i oparła się o ścianę. Osunęła się po niej bezwładnie.
Alez odnalazł ją po omacku, bardziej słysząc niż widząc. Usiadł obok, poczuła jego ramię obejmujące ją.
- Co tam się stało? - nie mógł widzieć w jakim jest stanie.
- Nic - Powiedziała przez zaciśnięte usta. Ściskała mocno zęby by opanować ich szczękanie. Mark nie mógł jej widzieć, ale musiał wyczuć drżenie jej ciała i zimno, które rozchodziło się po członkach.
Nie powiedział nic więcej. Przesunął się tak, by mogła oprzeć się o jego pierś, po czym objął ją ramionami i przytulił. Arina wtuliła się w jego ciepło. Jak cudownie było móc w końcu poddać się słabości i odpocząć. Jej głowa oparła się w zagłębienie jego ramienia. Młoda wiedźminka popadła w przynoszące wytchnienie omdlenie.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-09-2013, 00:14   #70
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Obudziła się niedługo po świcie. Na zewnątrz ciągle było dość ciemno, za to skończyła się ulewa. Teraz jedynie lekko mżyło, co i tak nie poprawiało zbytnio ich sytuacji. Zimno przenikało przez ubrania, które zupełnie nie wyschły. Czuła ciężki oddech Marka, ciągle trzymającego ją w ramionach i pogrążonego w niespokojnym śnie. Wierzchowce kręciły się niecierpliwie. Arina czuła się już lepiej, nudności i największa słabość minęły. Teraz tylko w głowie dudniło - i miało tak pozostać jeszcze przez kilka godzin. Na szczęście nie wypiła tych eliksirów na tyle dużo, by mieć poważniejsze problemy.
Ostrożnie wysunęła się z objęć śpiącego mężczyzny i wstała próbując ostrożnie rozruszać zesztywniałe kości. Jej kiepskiego samopoczucia nie poprawiała paskudna pogoda i zimno wdzierające się przez szpary stodoły. Podeszła do Zwierząt i pogłaskała je po rozdętych chrapach. Sprawdziła czy mają dość jedzenia i wody w żłobie i uzupełniła zapasy. Może denerwował zapach krwi ghula? Wolała jednak się upewnić czy nie dzieje się nic niepokojącego. Ostrożnie wychyliła głowę na zewnątrz i rozejrzała się dookoła. Na podwórzu nic się nie działo. Teraz już w lepszym świetle dostrzegała tylko jak bardzo jest zrujnowany. Panowała również cisza, mącona wyłącznie przez wiatr i słaby deszczyk.
Uspokojona podeszła do juków i przeszukała je w poszukiwaniu jedzenia. Pomyślała, że napełnienie żołądka szybciej pomoże jej powrócić do stuprocentowej sprawności. Zaczęła przygotowywać posiłek dla siebie i swojego towarzysza.

Nie było to łatwe bez ognia. A do rozpalenia tegoż, należałoby znaleźć chociaż trochę suchego drewna. W okolicy nic podobnego nie było. Może jakieś stare meble z gospody, ale z tego co widziała tam Arina w nocy, to większość była mocno przegniła. Śniadanie zapowiadało się więc zimne i suche. Zanim skończyła, mężczyzna wydał z siebie cichy jęk, a potem obudził się, poprawiając swoją pozycję.
- Bez ciebie jest tu cholernie zimno. Pewnie nie ma szansy na trochę ciepła? - zagadał zachrypniętym jeszcze od snu głosem.
Arina uśmiechnęła się do niego przelotnie.
- Paskudne miejsce, zimno mokro i ani odrobiny drewna do rozpalenia ogniska. Szczerze mówią mam ochotę spakować się i wyjechać stąd jak najszybciej. - Przypomniała sobie nocne wydarzenia i jej ramiona nieco się przygarbiły, jakby przytłoczył ją jakiś wielki ciężar.
Alez wstał powoli, także rozprostowując kości i rozciągając zastałe mięśnie. Zrobił kilka szybkich ruchów i skłonów.
- To jedźmy stąd. Zostawmy urojenia starego ślepca jemu samemu. Świata nie zbawimy, Arina.
- Myślę, że nie roi mu się to wszystko. Wygląda jakby rzeczywiście nad tymi zwłokami ciążyła jakaś klątwa. - Wiedźminka podparła podbródek na dłoni. - Pojedźmy do wioski. Zobaczmy co to za miejsce. W zależności od tego jak nas potraktują zastanowię się co robić dalej. Zresztą - Wzruszyła ramionami - Według kodeksu wiedźmini nie pracują za darmo, a ten starzec raczej mi nie zapłaci.
- Może przynajmniej będą mieli tam suchą i ciepłą karczmę - mruknął Mark zupełnie bez entuzjazmu. Podszedł do wiedźminki i objął ją w pasie. - Zbyt dużo problemów, zbyt mało przyjemności, moja piękna. Wiesz gdzie to jest, czy musimy jeszcze raz zobaczyć tego ślepca? Niestety obawiam się, że to może być związane z tym… czymś, co kiedyś było człowiekiem i co nas wczoraj napadło.
Arina pokręciła głową:
- Nie sądzę by ghule przychodziły tutaj w ciągu dnia. Spakujmy rzeczy. Wyjeżdżając spytamy go o drogę do wioski. Jeśli tam nie dotrzemy… - wzruszyła ramionami - będzie to znaczyło, że los zadecydował.
- Niech tak będzie - Mark wyglądał jakby jeszcze chciał coś dodać, lecz porzucił tę myśl i pomógł wiedźmince spakować ich niewielki dobytek i wyprowadzić wierzchowce. Starzec musiał coś usłyszeć, bo wyszedł przed drzwi karczmy. Słysząc pytanie, pokiwał do siebie głową.
- Wieś leży na zachód stąd. Można na przełaj, przez las. Albo drogą, kiedyś była całkiem dobra. Musicie się tylko dostać do rozstajów, trochę na północ stąd.

Było jasne, że nic dokładnie im nie wskaże. Opuścili zabudowania, a Alez chrząknął.
- Wolałbym drogą, nawet jak to bardziej dookoła. Z drugiej strony, drogą pewnie bez większych problemów na wieś trafimy - skrzywił się, nie chciał tam jechać. - Nie byłem przydatny, dziś w nocy. Kiedyś może się to źle skończyć. Nie chcę, być ryzykowała dla mnie - spojrzał na nią, na tę chwilę jego twarz wyglądała na wykutą z kamienia.
Arina popatrzyła na niego:
- Nie ryzykowałam dla ciebie. Może życie, moja praca to nieustające ryzyko. Bez ciebie nikt nie rozproszyłby ich uwagi. Pomogłeś mi bardziej niż myślisz. - Powiedziała zbliżając swego konia do boku jego wierzchowca i dotykając delikatnie opartej na udzie dłoni. - Większość wiedźminów musi sobie zazwyczaj radzić samotnie. Mam niezwykłe szczęście.
Popatrzyła na drogę przed nimi:
- Nie musimy jechać do tej wioski jeśli bardzo nie chcesz, ale to nie zmieni faktu, że potem trafimy na kolejne miejsce w którym trzeba będzie walczyć. Nie ucieknę od swojego przeznaczenia, Mark.
- A znasz to przeznaczenie? - Alez uśmiechnął się, kierując swojego konia na północ. - Nie wiem czy w nie tak do końca wierzę. Taką masz robotę, tak zostałaś wychowana. Nie sądzę, bym mógł to zmienić. Ale od razu przeznaczenie? - wzruszył ramionami.
Dojechali do rozwidlenia. Mężczyzna wziął głęboki oddech.
- Dobra, co ma być to będzie. Ciągle liczę na tę gospodę, ta noc dała mi w kość. A jeszcze przed nią poprzednie dni.
Arina skinęła głową i skierowała Rudego do wioski.
- Los, przeznaczenie, ślepy traf… czy to ważne co napędza nasze życie? Los wiedźmina to los wiecznego włóczęgi. Może potrzebujemy wiary w przeznaczenie bo daje nam poczucie celowości życia?
- A celem nie jest zabijanie potworów i sprawianie, że zwykli ludzie mogą zwyczajnie żyć? - spojrzał na nią, wyraźnie intrygowała go ta kwestia.
- To tylko droga, może celem jest lepszy świat? - Wzruszyła ramionami - Choć im dłużej podróżuję tym częściej dochodzę do wniosku, że najgorszymi potworami na tym świecie są ludzie. Niedługo potwory wyginą. Wiedźmini przestana być potrzebni.
- To żadne odkrycie. Rzadko który potwór pewnie zabija dlatego, że ma posrane w głowie - Alez podrapał się po brodzie. - Z drugiej strony, potwory miały już wyginąć. Pewnie z kilka razy. A ciągle się na nie natykamy. Wierzysz w lepszy świat?
Dziewczyna zastanawiała się przez dłuższy czas:
- Nie - Pokręciła głową - Może gdzieś może być lepiej, gdzie indziej gorzej, ale w sumie świat zawsze pozostaje tak samo beznadziejny.
- Masz jeszcze bardziej ponure myśli niż ja dzisiejszego poranka - uśmiechnął się do niej, całkiem szczerze. - Z drugiej strony, czy zabijanie potworów i szumowin to jednak nie jest polepszanie najbliższego otoczenia?
- Tak, może właśnie o to chodzi. Zmienić małą część. Poprawić życiu małej wiosce albo kilku ludziom. To chyba już jest coś z czego można czerpać satysfakcję, a jeszcze jak się na tym całkiem dobrze zarobi? - Wzruszyła ramionami - Czyżbym robiła się cyniczna?
- A kiedyś nie byłaś? - uniósł brew. - Żeby tylko jeszcze za pieniądze dało się wszystko kupić.
- Myślę, że się da. Tylko trzeba ich mieć odpowiednio dużo, a zabijaniem potworów raczej się ich nie zarobi - mrugnęła do niego.
Wzruszył ramionami.
- Kiedyś już miałem dużo. Niewiele mi z tego przyszło.
Przez chwilę jechali w milczeniu. Arina wpatrywała się w drogę przed nimi. Potem odwróciła się do Marka i przyglądała mu się przez chwilę:
- Nie wiem czy mogłabym żyć inaczej niż tak. - Zatoczyła ręką - Ludzie dziwnie na mnie patrzą. Nie lubią wiedźminów, a ja jeszcze dodatkowo jestem kobietą. To wbrew naturze. Dlaczego tak musi być? Elfy, krasnoludy, wiedźmini, driady i inne stworzenia, które żyją na tym świecie. Dlaczego tak bardzo przeszkadzają ludziom?
- Myślę, że to akurat proste - odpowiedział Alez bez zastanowienia. - Ludzie boją się tego, czego nie znają. Potem dochodzą inne priorytety, wyznania, przyzwyczajenia. No i myślę, że trochę źle na to patrzysz. Ludzi jest zwyczajnie najwięcej. Gdyby to elfy przeważały, one by nas tłukły. Czasem mam wrażenie, że my zwyczajnie musimy rywalizować, zabijać, zdobywać. Patrz na Nilfgaard. Robili paskudne rzeczy. A przecież to też ludzie - westchnął i potrząsnął gwałtownie głową. - Gadanie i tak nic nie zmieni. Ja kiedyś nie sądziłem, że będę mógł żyć jak teraz. Kwestia spróbowania i przyzwyczajenia. Choć i osobowość się liczy.
Mężczyzna zamilkł nagle, jakby przestraszył się swojego monologu.
- Pewnie masz rację. Może kiedyś będę mieć biały domek pod lasem i kwiaty w ogrodzie, a na płocie będę codziennie wieszać pierzyny z łóżka? - Roześmiała się szczerze rozbawiona tą wizją.
Popatrzył na nią dziwnie. Zamrugał oczami. I zaśmiał się.
- Nie ma mowy. Ale wygodne łóżko jest całkiem dobrym meblem do korzystania z faktu, że nie możesz mieć dzieci i nie trzeba się ograniczać w tych sprawach.
- Tylko ciężko się z nim podróżuje - Odpowiedziała mu żartobliwie.
Skinął głową, wzdychając do swoich marzeń.
- Cóż. Na szczęście nie jest wymagane. Chyba bym wtedy zwariował.
- Wiesz… też zaczynam mieć wizję tej gospody… - Arina ścisnęła boki konia i wyskoczyła do przodu:
- Kto ostatni w wiosce płaci za nocleg!
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172