Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2011, 01:49   #41
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Na widok wycelowanej w niego kuszy Dallan poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku.
- Szaleju żeś się nażarł czy co? Panu kapitanowi nawet włoska z głowy strącić nie mam zamiaru. Chciałem tylko powstrzymać go przed rzuceniem się na uczonego.
Sytuacja trochę się zaogniła, jednak z pomocą przyszedł najemnik z przepaską na oku, zarośniętą gębą i potarganymi kruczoczarnymi włosami. Bojowa postawa mężczyzny z mieczami na plecach nieco przygasła. Dallan puścił kapitana i powiedział.
- To co będzie panie Sperig? Nie widzi mi się robić tu panu rewolty. Decyzja do kapitana należy, jak słusznie pan Storm rzekł. Jednak na ochronę, ręki pan nie podnoś, bo i ochrona w decydującym momencie palcem nie kiwnie.
Odszedł na krok od kapitana, podał mu jego miecz, który w zamieszaniu upadł na deski pokładu, po czym zwrócił się do wciąż mierzącego z kuszy Storma.
- Widzę żeś porywczy panie Storm, choć z gęby znać, że trochu ponad trzydzieści Savoine masz za sobą. Opuść panie kuszę i z rozwagą radzę broni dobywać w przyszłości. Krzywde można zrobić, a po co? - w jego słowach dało się wyczuć wyraźny sarkazm i kpinę. - Widzi pan, są tacy co i pana wyskoki krytykują. Dajmy temu pokój i zajmijmy się tym, co winniśmy zrobić.

***

- Wszystkim tu Kompania sakiewki napełnia. Więc my kamraty, tak jak na tej łajbie wszyscy stoim.
 

Ostatnio edytowane przez Rychter : 31-01-2011 o 01:52.
Rychter jest offline  
Stary 31-01-2011, 02:21   #42
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ah najemnicze życie. Krew, pot i flaki. Czasem jeszcze kapusta. Do tego właśnie wracał Ginnar. Dobrze, że płynął na jednej barce z Ragnarem. Zawsze to partner do gry w gwinta. Jak krasnolud zareagował na wiedźmina? W ogóle nie zareagował. Spotkał już jednego wiedźmina, porządny człek, w pewnym sensie. Dobrze się z nim piło.

Krasnolud nienawidził wody, "po to mamy nogi żeby chodzić po moście, a nie po jakichś deskach zbitych w kupę i położonych na wodzie." Tak zwykł mawiać. Nawet gdy nikt go nie pytał. Zwłaszcza wtedy.

Ginnar usłyszał dobrze sobie znane dźwięki, dźwięki walki. Przygotował topór. Na wszystko trzeba być gotowym w najemniczym fachu, inaczej się długo nie pożyje.

Jak się okazało dowódca postanowił nie pomagać drugiej barce w walce. Ginnar splunął na wodę.

-Nie powinniśmy się odwracać plecami do walki. Honoru w tym tyle co smaku w gównie.- Mruknął krasnolud.

Ginnar miał poszanowanie dla honoru, nie zabiłby kobity, albo dzieciaka, no chyba, że w obronie. Nie miał jednak oporów przed zabiciem bezbronnego człowieka który przed chwilą próbował go dźgnąć nożem. "Skurwysyn to skurwysyn"- Tak mawiał.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 31-01-2011 o 14:49. Powód: błąd w zdaniu
pteroslaw jest offline  
Stary 31-01-2011, 09:09   #43
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie da się ukryć, że Pontar przynajmniej w swoim dolnym, novigradzkim biegu nie nadawał się do kąpieli, co Bert zauważył z pewnym żalem, gdyż lubił sobie z rana popływać. Pływanie bowiem łączyło w sobie przyjemność z pożytecznym ćwiczeniem mięśni najemnika, czyli same korzyści. Trochę go zaskoczył ruch w porcie o tak wczesnej porze, ale widać nie znał tutejszych zwyczajów. Ponoć Novigrad, jak głosiło przysłowie, nigdy nie zasypiał. Mogło to być prawdą. Dzień się zaczął dość pomyślnie, gdyż z pośród kopy najemników jego nazwisko wymieniono na początku i znalazł się w pierwszej grupie dzięki czemu nie musiał stać i czekać na przydział. Mała rzecz co prawda, ale jednak go ucieszyła. Jak się wkrótce zorientował wśród nowych kompanów trafił się i krasnoludy, i ta kopiąca w klejnoty dziewka i cała zgraja różnych ludzi, w tym jakiś z przeproszeniem gryzipiórek. Bert zajął sobie wygodne miejsce, gdzieś pośród w miarę miękkich worków i legł malowniczo wyciągając nogi. Widok rzeki we mgle mu kompletnie wisiał, przynajmniej do czasu, aż usłyszał odgłosy walki. Wtedy niechętnie wstał i przeciągnął się. Koszulkę kolczą założył już wcześniej, teraz zaś sprawdził, czy miecz swobodnie wychodzi z pochwy. Sięgnął też po łuk i sprawdził naciąg cięciwy. Wszystko było w porządku. Pozostawało czekać co też fortuna przyniesie, a przyniosła słowa Spieriga. Bert uśmiechnął się szeroko. Dobrze było mieć za dowódcę człeka rozsądnego, co to do bitki na oślep się nie pcha. Brokelen hołdował złotej zasadzie najemników „dajcie nam bogowie sto lat wojen i ani jednego dnia bitwy”. Niestety nie wszyscy wykazywali rozsądek. Jak zwykle znalazło się kilku wyrywnych, żeby tylko … jeden narwaniec nawet wyciągnął już kuszę. Istne jasełki.
- Po mojemu trzeba poczekać, aż się wykrwawią, wtedy zaatakować, zdobyć jeńców i dowiedzieć się, gdzie odholowują statki, ale jeśli można by ich śledzić we mgle, to siedźmy na rzyci i czekajmy, co los przyniesie. Źle wam czy co? – zakończył retorycznym pytaniem.
- Płacą nam za ochronę tej barki i tego ładunku. – wskazał palcem na pokład - Jak wyjaśnimy, gdzie giną transporty, tym lepiej. Reszta to nadgorliwość, a jak wiadomo jest ona gorsza od pańszczyzny.
Skończył patrząc z uśmiechem na Spieriga. Tak naprawdę on tu dowodził. Mogą sobie gadać co chcą, ale i tak zrobią, co Spierig będzie chciał.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 31-01-2011, 09:58   #44
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Awantura. Co poniektórzy, miast słuchać rozkazów Speriga, zaczęli wyrażać własne opinie. A może by tak zaatakować teraz? A po co gonić ich po rzece? A to, a sro... Shimko nie miał zamiaru mieszać się do sporów, jakie wybuchły na pokładzie. Z uśmieszkiem na ustach przyglądał się tylko, jak broń wyskakuje z pochew, kusze celują do najemników, rozpoczynają się słowne utarczki. Niezmiernie bawiły go takie sytuacje, gdy ludzie skakali sobie do gardeł. Co to za najemnicy, którzy zamiast potulnie niczym owieczki słuchać rozkazów przełożonego, niezależnie od tego jak głupie czy bezsensowne by one nie były, negują je i wyrażają swoje zdanie. Przecież to nie wiejska narada czy zgromadzenie czarodziejów, żeby każden swoje zdanie wykrzykiwał. Skoro powiedziane było „stój i czekaj”, to właśnie tak miało być.

Shimko nie ruszył się ze swojego miejsca na pokładzie. Ale gdyby doszło do poważniejszych przepychanek, miał zamiar stanąć w obronie Speriga. To on był przedstawicielem Kompanii i po jego stronie racja.
 
xeper jest offline  
Stary 31-01-2011, 12:04   #45
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
„Mężczyźni!” – pomyślała Marina – „wszędzie i zawsze tacy sami, albo bójka albo chędożenie im w głowach. ” Marina była doświadczoną kobieta – na wiosnę skończyła 20 lat – i czuła się specjalistką w tej dziedzinie.

Na pierwszy odgłos oręża dziewczyna odruchowo skuliła się i wcisnęła miedzy burtę a jakieś worki wypełniane ziarnem. Nie planowała wałczyć – nie po to się zaciągała, no chyba że będzie to niezbędne. Ustawiła się w taki sposób, żeby mieć dobry widok na całość i skoncentrowała się, wyostrzając zmysły.
Powietrze było gęste od adrenaliny. Część jej towarzyszy przyglądała się tylko, ale naprężone mięśnie wybrzuszały odzież, grając pod skórą. Cześć z nich dobyła już oręż – gestem szybszym niż mignięcie oka. Ale posłuchali Speriga, choć widziała zawód na ich twarzach, kiedy dowódca kazał cofnąć barkę. Choć tez ulgę niektórych.

Młody skryba, rozczulający w swojej naiwności, o wyglądzie miłego, grzecznego chłoptasia – Marina na krótka chwile zastanowiła się nawet, czy kiedykolwiek dane mu było zakosztować kobiety, i choć generalnie wolała doświadczonych mężczyzn, musiała przyznać , że w rozdziewiczaniu młodzików było coś urzekającego – próbował wyjaśnić wszystkim niestosowność zwlekania i namawiał do pomocy zaatakowanej barce.
Była ciekawa, czy rzeczywiście planował lecieć z orężem (a miała przeczucie graniczące z pewności, że potknie się o własne nogi przy pierwszym zwarciu) , czy ktoś mu zapłacił, żeby posłał cześć z nich na stracenie i tym samym osłabił drużynę... A może rzeczywiście był aż tak naiwny?

Marina wiedziała, że działanie z impulsu serca zwykle nie popłaca.

Problemem na ich barce było co innego – brak przywódcy. Han (co za durne imię) Sperig, naznaczony na dowódcę nie zrobił jeszcze niczego, żeby okazać swoją przewagę i zapewnić sobie posłuszeństwo. No, może poza (żałosną) poza próbą zastraszenia ich poprzez wyzywanie od chujów – co nota bene jej nie dotyczyło. Mogli wyglądać, jak przypadkowa zbieranina, ale dziewczyna wiedziała, że jej towarzysze to osoby z silną osobowością, którzy nie pozwalają sobie dmuchać w kaszę.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 31-01-2011 o 13:05.
kanna jest offline  
Stary 01-02-2011, 23:19   #46
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Storm skrzywił się nieładnie słysząc uwagę Dallana o swym wieku. ~~ Musze przestać pić. No i matka dobrze mówiła, że mus mi się ogolić... ~~. Widząc, że tamten przestał się wygłupić i on opuścił kusze. Choć nadal pozostała gotowa do natychmiastowego użycia. Nadal czekał na reakcje Speiriga, ignorując uwagi reszty najemników. Ton głosu i wyczuwalną kpinę, też zlał ciepłym moczem. Czy jest sens przejmować się docinkami kogoś, kto może nie dożyć następnego wschodu słońca?
 
malahaj jest offline  
Stary 02-02-2011, 20:17   #47
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Sperig spuścił nieco z tonu, zrozumiawszy, że nikt nie chce go wykąpać w Pontarze po wcześniejszym poderżnięciu gardła. Jednak spojrzenie jakim obdarzył Dallana mówiło wyraźnie, że nie zapomni jego czynu.
Podrapał się w zamyśleniu po zarośniętej gębie.
- Trochę racji w tym jest. – przyznał wreszcie. – Co ty rzekłeś, chłoptasiu – zatrzymał wzrok na Zygfrydzie – Ale najlepiej mi się widzi twoja propozycja. – przesunął go na Berta. – Poczekamy, aż się skończą rżnąć i wtedy uderzymy. Ty tam! – przywołał gestem Toma. – Zastąpisz szypra. Każ załodze przygotować krypę. Ruszamy jak tylko wrzawa ucichnie.

Czekali niedługo. Bitewny zgiełk zaczął tracić na sile już w czasie ich kłótni, a zanikł całkowicie w paręnaście minut.
- Płyniemy! – zarządził Sperig. – Ci, co mają łuki czy kusze, szykujcie broń, jak ich zobaczycie, strzelać bez rozkazu. I pamiętać, przynajmniej jednego musimy wziąć żywcem.

Salwa z kusz i łuków dosięgła tajemniczych napastników zanim jeszcze zauważyli nadpływającą szkutę. Kilku padło od razu, niektórzy ranieni utrzymali się na nogach, póki barki się nie zderzyły.
Pierwszy do walki rzucił się Sperig, przeskakując na pokład tej drugiej. Od razu powalił jednego pirata potężnym pchnięciem, ale gdy ten upadł, stanął oko w oko z typem uzbrojonym w kuszę. Ten nie zawahał się, strzelił od razu. Sperig złapał się za przebitą szyję i wpadł do wody.
Szczęścia nie miał także Brego, który ruszył zaraz za dowódcą. Szybko załatwił jego zabójcę, ale nagle krzyknął, padając na kolano, gdy martwy bandyta okazał się nie do końca martwy i dźgnął go sztyletem w łydkę. Wtedy dopadł do niego kolejny, wbił mu miecz w brzuch, po czym wrzucił kopniakiem do rzeki. Najemnik unosił się chwilę, niemrawo próbując płynąć, ale zaraz zniknął pod wodą, zostawiając po sobie tylko czerwoną plamę krwi na jej powierzchni.
Zbiry, początkowo nieco oszołomione tym, że to ktoś napadł ich, szybko się otrząsnęli i rzucili do walki. Oprócz tych, których najemnicy kompanii postrzelili i którzy nie wstali, a także dwóch zabitych przez ich poległych towarzyszy, zdolnych do walki zostało jedenastu.

Ryby, które zainteresowały się dwoma opadającymi ciałami uciekły spłoszone metalicznymi brzęknięciami i ludzkimi krzykami. Gdy wrócą, będą już musiały konkurować o zdobycz ze stworzeniami zamieszkującymi dno rzeki.

Aarine proszony jest o niepostowanie
 
Cohen jest offline  
Stary 02-02-2011, 22:22   #48
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Atmosfera była podgrzana. Kolejni najemnicy wyrażali swoje wątpliwości albo poparcie dla sierżanta, i Zygfryd czuł że zupełnie niepotrzebnie stał się iskrą która zapaliła na pokładzie ogień niebezpiecznej kłótni. Bo jak mu można było mówić o zwykłej wymianie zdań, kiedy łajba roiła się od uzbrojonych po zęby morderców? Młodzieniec zupełnie inaczej zapamiętał kółko debat w Akademii i musiał przyznać że klasyczna edukacja nie przygotowała go na ten rodzaj dyplomacji. W ruch poszły ręce, jakiś dryblas ośmielił się położyć rękę na Sperigu – szykowała się brzydka, brzydka jatka. Ktoś podniósł kuszę.

Faulker przygryzł wargę i cofnął się pół kroku widząc że to ten sam matkojebca który poczęstował go sierpowym dzień wcześniej, przed biurem Kompanii. Człowiek okazał się jednym z tych chciwych skurwysynów którzy dokładnie wiedzieli gdzie leży ich wypłata, i był przez to cholernie niebezpieczny – jego lojalność zdawała się leżeć dokładnie tam gdzie obiecane mu złoto… Młodzieniec mało nie puknął się w głowę. Oczywiście że tak jest, przecież to najemnik! Oni wszyscy to najemnicy! Oh, co ja, biedny żuczek, robię tu pomiędzy tą hałastrą… Książek się nie chciało, kurwa, przepisywać? To teraz masz.

Faktem było, że ponury kusznik nie mierzył w niego, ale w tym momencie skrybie nie bardzo to pomagało. Stał więc tylko w miejscu starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, przede wszystkim dlatego że nie bardzo miał się gdzie schować. Miał nadzieję że obecność wrażej hordy w zasięgu słuchu powstrzyma najemników przed skoczeniem sobie do gardeł, a przynajmniej w wirze namiętnego mordobicia zostawią skrybę w spokoju i dadzą mu czas na danie susa za burtę. Zygfryd skrzywił się na myśl o własnym tchórzostwie.

-Trochę racji w tym jest.– Sperig odezwał się wreszcie po dłuższej chwili niepewności. Zygfryd odetchnął głęboko i wytarł spocone dłonie o poły kapoty. A potem opadła mu szczęka, gdy tylko sierżant przychylił się do propozycji jednego z obecnych by poczekać aż agresorzy dorżną marynarzy i wtedy zaatakować. I po chuj to wszystko było!? Nie lepiej zaatakować kiedy są zajęci niż dać im szansę dokończyć sprawę? Nie lepiej wziąć ich w kleszcze pomiędzy nas a niedobitków? Chujnia z grzybnią, trzeba było się nie odzywać…

Ale już za późno było na protesty, i nie czas na odwołania – oto płynęli ku swojemu przeznaczeniu. Zygfryd uświadomił sobie natomiast, że nigdy dotąd nie brał udziału w prawdziwej walce. Owszem, odganiał raz czy dwa dzikiego psa kijem podczas swoich wędrówek, i w szczenięctwie tłukł się z innymi dzieciakami patykami i kułakami, ale nigdy nie był w tym dobry i przy najbliższej sposobności dawał upust swoim wrodzonym zdolnościom lokomocyjnym. Od czego właściwie miał zacząć? Nie miał zbroi ani miecza, na pokładzie nie było gdzie się też schować. Zapisał się na wyprawę mając nadzieję że będą korzystać z jego rozległej wiedzy, ewentualnie umiejętności czytania i pisania, i sam się do końca nie zastanawiał nad konsekwencjami zagrzewania najemników do walki. I co teraz, miał poklepać Speriga w ramię, przeprosić i powiedzieć że bardzo mu przykro, ale idzie schować się w beczce kiszonej kapusty, zapukajcie trzy razy jak wygracie? Nie ujdzie mu to na sucho, oj nie ujdzie.

Zacisnął dłoń na znajdującej się w kieszeni procy, ale szybko porzucił ten pomysł jako durny. Jak to miałoby wyglądać – żołdacy ściskali w rękach groźne długie łuki i bojowe kusze o naciągu setek funtów, a on miał wyskoczyć z procą, jakby chciał wilka odgonić? W następnej kolejności przyszedł czas na sztylet który dyndał mu u pasa. Porządne narzędzie o szerokim, długi na pół łokcia ostrzu, o kościanej rękojeści i ozdobnych nacięciach na grzbiecie, dobrze mu dotychczas służyło… do zbierania ziół i wycinania plastrów miodu z uli dzikich pszczół. Jeśli miałby szansę na wygranie nim walki z zahartowanym w bojach piratem, to chyba licząc na zgon ze śmiechu. Nic, naprawdę nic… trzeba będzie uciec się do ostatniej deski ratunku i zrobić coś, czego przy ludziach nie robił już od bardzo, bardzo dawna.

Szybki gest, parę słów pod nosem. Zajęci przygotowaniami do walki najemnicy nawet nie zwrócili na gryzipiórka uwagi, a jeśli zwróciliby, to pewnie uśmiechnęli by się drwiąco na widok człowieka uważającego się na uczonego wykonującego zabobonne gesty w trwodze o własną dupę. Tak jest, niech tak właśnie myślą, rzekł w duchu Zygfryd czując jak włoski na karku stają mu dęba. Jedyną zmianą, którą oprócz tego odczuł był fakt że jego ubranie i włosy przestał szarpać letni rzeczny wiatr, choć wyraźnie oddziaływał on na wszystko inne dookoła.

W powietrzu świsnęły pociski – pierwsi piraci zostali zmieceni z nóg jak słomiane kukły. Kilku wpadło prosto do wody, inni w agonii kopali piętami deski łajby, jeszcze następni rzucali syczeli z bólu i rzucali wymyślnymi przekleństwami próbując zatamować krew wypływającą ze zranionych kończyn. Zygfryd umyślnie nie patrzył w ich stronę, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła na samą myśl. Zamiast tego kucnął pomiędzy skrzyniami i nerwowo zacierał ręce, rozluźniając nadgarstki i wyłamując palce. To co miał zamiar za chwilę dokonać będzie wymagało jego stuprocentowo niepodzielnej uwagi, i jakiekolwiek potknięcie może mieć przykre konsekwencje. Jeśli łucznik spieprzy strzał wyciąga kolejną strzałę – natomiast jeśli młodzieńcowi nie uda się jego sztuka może stracić przytomność, dostać krwotoku z nosa, albo zacząć zbierać paluszki z pokładu…

Szkuty zderzyły się burtami niemal posyłając młodego skrybę na twarz. Najemnicy dokonali abordażu, przeskakując przez burty złączonych hakami łajb, rycząc i kręcąc młyńce bronią. Przewaga wynikająca z elementu zaskoczenia prysła w mig i rozpoczęła się regularna rzeź. Młodzieniec widział teraz dokładnie swoich przeciwników – widział ich twarze z diabelną dokładnością, mógł im niemal zajrzeć w oczy. To z pewnością nie pomagało skupić mu się na zamordowaniu któregokolwiek z nich, ale Sperig wyręczył go i rozwiał wszelkie wątpliwości, wpadając między łachudry i tnąc ich jak młode zboże. Powalił pierwszego i wtedy Zygfryd stracił go z oczu w ogólnej wrzawie.

Teraz albo nigdy, pomyślał. Stanął na równych nogach korzystając z faktu że wyglądał jak najbardziej niepozorna ciota pod słońcem i złożył dłonie jak do modlitwy. Dziwny rytuał trwał dosłownie mgnienie oka – w następnej chwili skryba podniósł dłoń wysoko nad głowę i pstryknął smukłymi palcami… krzesząc gołą ręką snop niebieskich iskier który zatańczyły wokół jego nadgarstka i po chwili pokryły całą pięść rozżarzonym płomieniem. Płomień urósł nieco gdy Zygfryd pchnął w niego jeszcze trochę mocy, tak na wszelki wypadek, i zaczął migotać jak szalony, niby rwany silną wichurą. Młodzieniec rozstawił szeroko stopy, wytknął język w kąciku ust i zamachnął się jakby rzucał garścią błota. Snop ognia, długości i gabarytów strzały z łuku, opuścił jego nietkniętą płomieniem dłoń i poszybował na wietrze Mocy prosto w twarz jednego z piratów, pokonując kilkanaście kroków jakie dzieliły skrybę od jego celu w ułamek sekundy. Pirat zdążył tylko nieartykułowanie zagdakać gdy biały z gorąca pocisk rozprysnął mu się na parchatej mordzie. Ogorzała od słońca i wiatru skóra oprycha poczerniała, popękała i pokryła się paskudnymi, krwistymi bąblami, broda i włosy zajęły się niebieskim ogniem, a jedno z oczu wypłynęło na policzek, skwiercząc i gotując się. Okaleczony pirat wrzasnął nieludzko, złapał się za dymiącą facjatę, skoczył do rzeki i tyle go widzieli.

Skryba stał przez moment oszołomiony własnym czynem, w międzyczasie zaś kompan trafionego pirata wyrwał zza paska ciężki marynarski toporek i zamachnął się potężnie, posyłając go prosto w czerep otumanionego młodzieńca. Muskularne ramię zadziałało jak dębowa katapulta i topór kręcił się tak szybko że nie dało się tego niemal zauważyć – nie było wątpliwości że mądra głowa Zygfryda pęknie pod naporem stali jak dojrzała dynia. Ale i tu skryba zaskoczył kogolwiek kto miał akurat okazję się mu przyglądać, co było wątpliwe, bowiem trzydzieści centymetrów od drucianych okularów Faulkera topór napotkał jakąś niewidzialną ścianę. Błysnęło i huknęło głucho gdy trzonek pękł, zasypując młodzieńca ostrymi drzazgami, a toporzysko koziołkując zniknęło w zielonej rzecznej toni gdzieś daleko. Czar ochronny zaświergotał i zgasł jak zdmuchnięta świeca, a skryba upadł na tyłek brocząc jasną krwią z kilku płytkich ran na policzkach.

A były to dopiero pierwsze momenty walki.
 
K.D. jest offline  
Stary 02-02-2011, 22:42   #49
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Amavet zacisnął zęby, przeskakując nad burtą pirackiej łodzi. Z ziemi porwał upuszczony przez jednego z martwych korsarzy toporek i od razu cisnął nim przez połowę szerokości krypy. Wielki mężczyzna z kordem w jednej i łańcuchem w drugiej dłoni uchylił się w ostatniej chwili na bok, unikając trafienia rzuconą przez najemnika bronią. Jego pryszczata gęba rozciągnęła się w złym uśmiechu.
Eilhart odrzucił na bok płaszcz i zanurkował pod wyciągniętą dłonią napastnika. W czasie przewrotki dobył swojego miecza. Wiernej, półtoraręcznej klinki wygutej z Mahakańskiej rudy.



Pirat nie był w ciemię bity, co niemalże ucieszyło łowcę głów. Dawno nie miał okazji do porządnego fechtowania. Zręcznie postawił kord w poprzek pleców, parując cięcie półtoaraka. Okręcił się wokół własnej osi, frukoczącym łańcuchem zmuszając Amaveta do kolejnego uniku. Stanęli naprzeciwko siebie.
Ruszył na niego ciężkim, rozkołysanym krokiem. W prawej ręce, wyprostowanej, wyciągniętej na bok, połyskiwał kordelas, lewą wlókł za sobą łańcuch po ziemi. Eilhart cofnął się o dwa kroki. Pryszczaty skoczył, machnął lewą ręką, łańcuch przeciął powietrze, w ślad za nim, lekko przysłoniony, błysnął kord, w oszczędnym, krótkim cięciu. Amavet uklęknął na jedno kolano, ciężkie ogniwa łańcucha nawet nie musnęły go, zaś krótkie ostrze ześlizgnęło się po ukosnej paradzie. Łowca zripostował odruchowo środkiem brzeszczotu, związał obie klinki krótkim młyńcem, próbując wytrącić piratowi broń.
Metal zazgrzytał o metal, gdy pryszczaty odruchowo cofnął się w tył. Jego ręka uniósła sie i opadła, smagając Amaveta po plecach. Odległość była zbyt krótka, miejsca zbyt mało. Uderzenie przeszło po plecach mężczyzny, praktycznie nie czyniąc mu krzywdy. Łowca uśmiechnął się paskudnie i powoli zaczął unosić ostrze w górę, po klindze kordu pirata. W końcu miecz ześlizngął się z krótkiej broni, wywijając młyniec w powietrzu. Drab złapał przynętę, wykonując niezgrabne pchnięcie. Kord musnął przód tuniki Eilharta, wywołując ciche brzdęknięcie.
Amavet lubił ten wyraz zaskoczenia na twarzach wrogów, gdy atakowali pewni śmierci przeciwnika, i natrafiali na niespodziewany opór kolczugi oraz przeszywanicy pod ubraniem swojej niedoszłej ofiary. Prawda, sztuczka ta nie działała przy mieczach i toporach, ale na lekką broń była jak znalazł. Zdziwienie mężczyzny trwało krótko. Uderzenie szpicem klingi skróciło je, równocześnie z jego pobytem na tym ziemskim padole łez.
Eilhart odwrócił się w stronę walczących i padł na burtę, przygnieciony cielskiem kolejnego pirata. Miecz z brzędkiem upadł na pokład, zaś sam łowca w ostatniej chwili uniósł dłoń, łapiąc za nagarstek napastnika. Korsarz o gębie jak szczur trzymał w ręku paskudny, krzywy nóż. Drugą próbował niewprawnie poddusić przeciwnika, ale jego palce zaślizgnęły się po mokrej powierzchni skórzanego kołnierza mężczyzny. Amavet nieraz znajdywał się w podobnych sytacjach i wiedział jak sobie z nimi radzić. Zaparwszy się o burtę gwałtownie wyrzucił przed siebie głowę, bez jęku przyjmując sztylet przejeżdżający mu po ramieniu. Pirat jęknął, trafiony czołem w nos. Brocząc obficie krwią nie zauważył nawet gdy jedna z dłoni przeciwnika zacisnęła się na jego szyi, druga zaś na kroczu.
Amavet sapnął cicho, wykonując półobrót z oszołomionym piratem wiszącym mu na rękach. Nie chciał go zabić, co to to nie. Szybkim, ekonomicznym ruchem cisnął go przed siebie, a dokładniej rzecz ujmując przez burtę, na stertę skrzynek oraz worków leżących na pokładzie ich barki. Z zadowoleniem pokiwał głową, obserwując jak szczur nieruchomieje w szczątkach desek oraz skrawków materiału.
Rana na ramieniu zapiekła go, ale nie była dość poważna żeby wyłączyć go z walki. Cięcie które raniło go w pierś nawet nie należało liczyć jako faktycznych obrażeń, ale raczej jako zwykłe skaleczenie. Podniósł z pokładu miecz i rozejrzał się, szukając wzrokiem innych którzy potrzebowaliby pomocy. Odruchowo próbował wyłapać na jednym lub drugim pokładzie gryzipiórka oraz dziewczynę. Zamarł, widząc jak chudy jak szczapa okularnik zaraz zostanie zmieciony toporkiem. Cóż, nie nadawał się do walki, i do tego gapił się na swoje ręce jakby ich wcześniej nie widział. Jego strata. To co miało miejsce sekundę później starło ponury uśmiech z twarzy łowcy nagród.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 03-02-2011 o 00:50.
Makotto jest offline  
Stary 02-02-2011, 23:24   #50
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Krasnolud nawet się nie przejął krótką wymianą zdań jaka nastąpiła po beznadziejnej decyzji Speriga. Choć niejeden z tych ludzi mógł to uznać za kłótnię to krasnolud nawet nie zdradzał cienia szans na wzięcie w tym udziału. Podobne sprzeczki kończyły się w gronie krasnoludzkim na utracie zębów przez jedną ze stron, ale zarówno Ragnar, jak i jego brodaty towarzysz Ginnar, wiedzieli, że ludzie nie mają na tyle jaj, aby zakończyć to w odpowiedni sposób.

Po wypowiedzi jednego z członków ekipy, najprawdopodobniej tego nie dożywionego uczniaka, Sperig zastanowił się i powiedział, że walka jednak nastąpi. Krasnolud nastawiony bardzo bojowo stał się dopiero, gdy wrzawa toczącej się nieopodal walki ucichła. Miszkun po raz kolejny był zmuszony się przygotować. Nałożył na swój brodaty łeb kaptur kolczy, który dodatkowo przykrył rogatym hełmem charakterystycznym dla mahakamskich pułków. Swój obusieczny topór oraz ciężką, metalową tarczę położył na pokładzie wprost pod swoje nogi - w miejscu skąd zamierzał oddać strzał z kuszy. Po naładowaniu broni Ragnar wyczekiwał niemal nie potrafiąc ustać w miejscu. Chciał już się znaleźć na ich pokładzie!

Widząc swój cel krasnolud strzelił. Nie patrzał na pocisk, który wbił się głęboko w podbrzusze jednego z piratów. Po oddaniu strzału natychmiast odłożył kuszę i złapał za przygotowane topór oraz tarczę.


Widząc skaczącego kapitana kompanii krasnolud przedarł się na łajbę przeciwnika, niemal w tym samym momencie co potężny wojownik ludzki, którego imienia nie starał się zapamiętać - jak większości imion należących do niezbyt ważnych dla niego ludzi.

Walka zdawała się toczyć tak szybko. Widząc padającego pod ciosem Speriga rabusia krasnolud poczuł nagły przypływ sił. Pierwsze flaki, pierwsza krew, pierwszy trup... Już po chwili Ragnar stracił kapitana z oczu wbijając się z wysoko uniesioną tarczą w zdezorientowanego człowieka. Nie bił go - był zbyt łatwym łupem. Widząc wysokiego na siedem łokci, potężnego jak tur człeka z bastardem Ragnar zauważył rzucone mu przez los wyzwanie.

Mocniej ściskając swój oręż krasnal naparł na przeciwnika, który niezwykle szybko i zgrabnie - jak na takiego olbrzyma - uniknął ciosu. W ferworze walki jednak człowiek nie przewidział jak małą przestrzenią dysponuje i wpadł na jednego z swych kamratów. Wykorzystując ułamek sekundy krasnolud zaatakował, jednak i tym razem nie trafił zatoczywszy się po strzale z kuszy, który na szczęście trafił w jego niemal pancerną tarczę. Człowiek zdecydował się wykorzystać okazję do ataku i z piorunującą szybkością wypuścił do ataku swój półtoraręczny miecz. Niestety broń napotkała przeszkodę w postaci tarczy a sam jegomość żył jeszcze ćwierć sekundy. Wystarczająco długo aby zobaczyć wystający z swoich bebechów trzonek krasnoludzkiego topora...
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172