Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-06-2013, 19:11   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Scion] - "Powiernik bogów"

Wiadomość, jakąś otrzymali zmusiła ich do działania. Tak to przeważnie bywa, gdy po latach odzywa się ktoś nam bliski. Stajemy na głowię, aby się z nim spotkać, czy aby mu pomóc.
A przecież ona nie prosiła tylko o spotkanie. Żaden z nich nie miał jednak wątpliwości, że za tą lakoniczną wiadomością kryje się coś więcej. Dużo więcej.
Kiedy podjęli decyzję o udaniu się na spotkanie, świadomie lub nie, weszli na ścieżkę przeznaczenia. Ta ścieżka miała odmienić ich życie i dusze.


Wybranie Red Hook na miejsce spotkania także wiele mówił o jego naturze. Fabryczne tereny pełne opuszczonych magazynów i przemysłowych ruin stanowiły teren, gdzie stosunkowo łatwo można było znaleźć bezpieczną kryjówkę przed potencjalnym przeciwnikiem, a spora odległość od ruchliwych ulic sprawiała, że praktycznie nie było tutaj przypadkowych przechodniów. Teren zasiedlany był jedynie przez ćpunów i bezdomnych, którzy raczej nie stanowili większego zagrożenia.
Nocą to miejsce nie wyglądało zachęcająco. Obdrapane elewacje fabrycznych hal przywodziły na myśl ludzkie ciała pokryte trądem lub łuszczycą. Zardzewiałe i ociekające wodą rury i schody przeciwpożarowe były idealną sceneria do jakiegoś thrillera lub taniego horroru.

Tego kwietniowego wieczoru było nad wyraz ciepło. Skończyły się wreszcie kilkudniowe opady deszczu i nad Wielkim Jabłkiem wzeszło słońce, które świeciło przez cały dzień. Temperatura i aura była prawdziwie wiosenna.
Idący na spotkanie w starej hali na 10 nabrzeżu czuli rosnące podniecenie z każdym krokiem, który przybliżał ich do celu.
Od momentu, gdy dowiedzieli się o swoim prawdziwym pochodzeniu byli niezwykle wyczuleni na tego typu przeczucia.

Patrick Conn O'Brien
Aleja, którą szedł Patrick pełna była brudnych kałuż. Wysoka hala dawał przez cały dzień duży cień przez co słońce nie zdołało ich osuszyć. Zepsute latarnie to pulsowały, to gasły zupełnie, niczym w jakieś upiornej dyskotece.
W połowie alei znajdowała się ogromna kałuża, która całkowicie torowała drogę. Patrick przystanął i w migoczącym świetle lampy dostrzegł barwną plamę unoszącą się na powierzchni wody.
Plama falowała i kręciła się, jakby ktoś cały czas poruszał wodą w kałuży. O’Brien stał zafascynowany tym widokiem, jak małe dziecko. Plama zaczęła przybierać coraz bardziej wyraziste kształty.
Najpierw można było dostrzec kołyszącą się sylwetkę kobiety, która po chwili dosłownie zmieniła się w zgarbionego starca. Ten z kolei ustąpił miejsca jakieś masce. Kształt maski zbliżony był do tej używanej w antycznym, greckim teatrze. Usta maski poruszyły się i Patrick usłyszał za sobą donośny głos:
- Zdychaj!
Instynktownie się odwrócił i ujrzał kilkanaście metrów dalej, jak jakiś bezdomny miażdży nogą szczura.
W tym momencie z kałuży prosto w niebo strzeliły wysokie płomienie. Ogień omal go nie oparzył, ledwo zdążył w ostatniej chwili odskoczyć w bok.
Ognista iluminacja trwała dosłownie kilka sekund, po czym zniknęła, jakby nigdy jej nie było.
O'Brien usłyszał za sobą tylko szyderczy śmiech kloszarda, który triumfował nad truchłem szczura. Pluł na niego i podskakiwał radośnie.

Aaron Camfrey
Aaron mimo dobrej pogody był w ponurym nastroju. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że z tym tajemniczym spotkaniem łączą się poważne kłopoty. Nie mógł jednak odmówić. Tak wiele zawdzięczał Kemenie i teraz po prostu nie mógł, ot tak zignorować jej prośby.
Szedł wzdłuż nabrzeża, co chwila omijając czy to sterty śmieci, czy niedoschnięte kałuże. Po jego prawej stronie ciągnął się pełen cuchnącej wody kanał. Jakiś amator kajakarstwa płynął jego środkiem radośnie pogwizdując.
Melodia mimo że radosna niosła ze sobą jakąś dziwną energię, która budziła niepokój i poczucie zagrożenia. Był w niej coś z fałszywego uśmiechu klauna, który na pozór miły i sympatyczny, budzi instynktowną grozę.
Aaron spojrzał na kajakarza, który jak pogrążony w transie wiosłował rytmicznie, gwiżdżąc nieprzerwanie.
Poczucie zagrożenia i niebezpieczeństwa rosło, choć Camfrey kompletnie nie potrafił go zidentyfikować.
Drzwi do magazynu były uchylone i zapraszały wręcz do wejścia. Kajakarz w tym momencie właśnie przepływał obok. Przestał na chwilę gwizdać i unosząc wiosło w górę, pozdrowił stojącego na brzegu mężczyznę.

Christopher Pale
Aura tego miejsca była niepokojąca. W obdrapanych i niszczejących magazynowych halach było coś co odpychało i budziło złe skojarzenia. Christopher szedł na spotkanie z dawną znajomą, ale zamiast się cieszyć, czuł rosnącą obawę.
Zbliżał się do wyznaczonego miejsca spotkania, kiedy tuż koło jego głowy przeleciał jakiś ptak. Biało-czarne pióra dosłownie otarły się o jego ucho.
Christopher zatrzymał się skonsternowany i zauważył, że sroka wylądowała na metalowej drabinie przeciwpożarowej i zaczęła skrzeczeć. Wyglądało to tak, jakby się z niego naśmiewała. Z dziwnym poczuciem poniżenia ruszył dalej.

Ryan McIntyre
Pogoda tego dnia była bardzo przyjemna i wieczór zapowiadał się podobnie. Co prawda widać było jeszcze tu i ówdzie ślady po kałużach, która pozostały pamiątką po kilkudniowych opadach. Zapowiadał się przyjemny ciepły wieczór. Ryan szedł na spotkanie ze Kameną i coś mówiło w duchy, że to może być początek jakieś nowej drogi, nowego rozdziału w jego życiu. Aura tajemniczości, jaką owiane było spotkanie tylko utwierdzała go w tym przekonaniu.
Nagle duża kropla wody spadła na twarz Ryan. Początkowo myślał, że to jakiś zaciek z zardzewiał konstrukcji obok której właśnie przechodził. Jednak po chwili następna kropla trafiła go w ramię.
Czyżby zanosiło się na deszcz?
Wyczulone ucho Ryana uchwyciło bardzo odległe i ledwo słyszalne echo grzmotu.

Spotkanie
Magazyn, który Kamena wybrała na miejsce spotkania były wyjątkowo paskudny. Przerdzewiałe konstrukcje nie tylko kojarzyły się z tanimi horrorami, ale autentycznie groziły zawaleniem w każdej chwili.
Na całej powierzchni magazynu ustawione były różnej wielkości kontenery i skrzynie. Większość nosiła ślady podpalenia, a cześć była uszkodzona i powyginana. Walające się wokół śmieci i cuchnące kałuże uzupełniały ten krajobraz.

Okazało się, że Kamena zaprosiła na spotkanie więcej osób. W większości nie znali się. Instynktownie jednak wyczuwali, że łączy ich bardzo wiele. Zebrali się na środku pomieszczenia i oczekiwali na przybycie ich gospodyni.

Pięć minut po przybyciu ostatniego gościa, usłyszeli głos swoje przewodniczki.
- Witajcie - rzekła postać stojąca na metalowym trapie ciągnącym się pod stropem. Rozpoznali głos, ale nie postać.
To nie była Kamena jaką znali. Piękną i uwodzicielską kobietę, zastąpiła przygarbiona i chudziutka starowinka. Nie widzieli dokładnie twarzy, ale i z tej odległości widzieli, jak bardzo się zmieniła.
Czy to naprawdę była ona? Kamena?
Głos miała taki sam, ale cała reszta...
- Nie bójcie się - rzekła Kamena, jakby odczytując ich obawy - Zmieniłam się. Wiem. Wszyscy podlegamy zmianą i są takie przed którymi nie da się uciec. To, co mnie spotkało było właśnie jedną z nich. Nie po to was jednak wezwałam, aby rozprawiać o moim wyglądzie. Aż tak próżna, to ja nie jestem. Sprawa jest o wiele poważniejsza. Muszę was prosić o pomoc. Sama nie jestem już w stanie wiele zdziałać. Wy to co innego. Przeznaczenie was wzywa i daje szansę, aby wejść na drogę chwały.

Na zewnątrz zerwał się wiatr. Trzasnęły niedomknięte, metalowe drzwi. Kamena spojrzała do góry i na chwilę zamilkła.
- Nie mamy wiele czasu. - rzekła - Tak wiele chciałabym wam wyjaśnić. Wierzę jednak, że jesteście już na tyle doświadczeni, aby mimo wszystko sobie poradzić.
Pierwsze krople deszczu spadły na metalowy dach magazynu. Odgłos jaki towarzyszył ich upadkowi był wręcz nienaturalnie głośny.

Aaronowi zdawało się, że znowu słyszy melodię, którą gwizdał płynący w kajaku mężczyzna.
- W szpitalu Lenox Hill leży mężczyzna o nazwisku Akakios Castellanos . Jest on w bardzo ciężkim stanie, praktycznie bliski śmierci. Przy życiu trzyma go już tylko jedna rzecz. Jest on powiernikiem sekretu na którego poznaniu zależy bardzo wielu osobą. On jednak nie zdradzi go byle komu. Po pierwsze musi, to być...
W tym momencie, gdzieś bardzo blisko uderzył piorun. Cała hala w której stali rozbłysła jasnym blaskiem. Deszcz coraz szybciej i intensywnie bił o metalowy dach magazynu.
- Musi być - powtórzyła Kamena, a jej głos zaczął coraz bardziej przypominać głos staruszki - potomkiem boga. Po drugie trzeba znać magiczną formułę. A po trzecie być w posiadaniu amuletu. Pierwszy warunek spełniacie. Drugi spełnicie, gdy udacie się do mojego dawnego domu i odnajdziecie moją ulubioną książkę. Mam tylko jeden amulet, ale wierzę, że to wystarczy, aby Akakios wyjawił wam sekret. Amulet jest w skrytce bankowej, Bank of America. Tutaj macie klucz.

Kamena rzuciła w kierunku stojących na dole mężczyzn niewielki srebrny kluczyk. Mimo słabego światła ulicznych latarni i odległych rozbłysków piorunów, lśnił on niczym najprawdziwszy diament.
Klucz jednak nie dotarł do adresatów. Był on mniej więcej w połowie drogi, gdy spod sterty śmieci wyleciała sroka.
Wzbiła się ona błyskawicznie w powietrze i szybując na rozłożonych skrzydłach pochwyciła klucz w dziób. Po chwili zatrzepotała skrzydłami i zamierzała wylecieć przez otwarty świetlik w dachu magazynu.
Jakby tego było mało, nagle wokół magazynu rozległy się syreny policyjne. Niebieskie migające światła zalały cała okolicę.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 22-06-2013, 13:17   #2
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Przemierzał ulice Nowego Yorku na swoim wiernym motorze. Wiadomość od Kamen rozbudziła w nim dawne wspomnienia. Takie, których wolałby zapomnieć, te które chciałby zakopać gdzieś głęboko w podświadomości i nie przejmować się nimi więcej, ale nie mógł tego zrobić. Po prostu nie mógł.

Kamen poznał 8 lat temu, gdy ta pojawiła się, aby pomóc poznać i zrozumieć świat, jaki otworzył się przed nim po wizycie jego prawdziwego ojca Lugha. Skrzywił się na to wspomnienie. Spotkanie było raczej krótkie, ohh oczywiście pełne emocji, ale raczej nie takich jakich spodziewał się jego ojciec. Wszystko można było wytłumaczyć, wszystko ... ale Pat miał trudne dzieciństwo. Spirala przestępstw i poszukiwania własnego ja, a jednocześnie okres zdobywania towarzyszy ... no i rosnąca spirala przemocy wszystko to mogło się skończyć gdy trafił do więzienia. Tak się jednak nie stało, być może zainterweniował los i wysłał go na wojną, do małego azjatyckiego kraju ... i wojna i przemoc miały mu towarzyszyć przez cały czas. Teraz toczył ją jednak z Tytanami i ich potomkami, być może najgorszą grupą dupków, z jakimi przyszło mu się zmierzyć ... cóż tyle dobrego.

Dziś miał 30 lat, a jego dzieciństwo w Derry, w dzielnicy nazywanej Bogside ... wydawało się takie odległe. A jednocześnie zawsze było gdzieś przy nim. Znał dobrze te ulice, to stare brudne miasto, było jego przyjacielem. Jeżeli w życiu człowieka, były jakieś święte miejsca, to było właśnie jedne z nich. Miejsce, które mógł nazwać domem. Gdy nawet nie pojawiał się tam latami, gdy jego poszukiwania, walki i ucieczki zabierały go na drugi kraniec świata, zawsze w głowie istniała ta myśl, że jest to miejsce, do którego może wrócić. Irlandia ... Szmaragdowa Wyspa.

Pokiwał głową, właściwie to nie powinien tracić optymizmu. Być może jego dzieciństwo było gówniane, być może popełniał błędy, widział śmierć swoich przyjaciół, walczył, wygrywał i przegrywał, ale wszystko to złożyło się na człowieka, jakim jest teraz. Kochał wolność, kochał swoją niezależność, a co więcej potrafił sobie poradzić, w niemalże każdej sytuacji. A jego wiedza z zakresu Okultyzmu, była ekspercka ... cóż może jeszcze kilka - kilkanaście osób na tym świecie, miało taki jej poziom ... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mówi stare przysłowie ...

Jego rozmyślania zostały przerwane gdy dotarł w okolicę miejsca spotkana. Zaparkował swój motor, trochę dalej od magazynu, jeżeli ktoś nawet miałby go śledzić, albo wpaść na te spotkanie, niech zajmie mu trochę czasu, odnalezienie właściwego magazynu, w tej architektonicznej plątaninie. W końcu ruszył w dół uliczki na spotkanie z przeznaczeniem ....

-------------------------------------------------------------

Słuchał słów Kameny, a jednocześnie myślał o magicznym ostrzeżeniu przekazanym mu w tej kałuży. Jeżeli ktoś chciał go zastraszyć, to trafił pod zły adres. Zdołał go tylko zdenerwować, a to oznaczało, że zrobi wszystko, aby odnaleźć tego dupka i wsadzić mu jego ognisty czar tam gdzie światło nie dochodzi. Teraz zresztą na pewno nie zrezygnuje, stawka była po prostu za duża.
------------------------------------------------------------------------------

Patrick widząc srokę, która porwała ten tajemniczy artefakt zaklął cicho. Jednocześnie wiedział, że należy zacząć działać najlepiej jak najszybciej. Wiedział o tym, że jego dziedzictwo dawało mu spore możliwości w pewnych "dyscyplinach lekkoatletycznych" teraz nawet się nie zastanawiał, ruszył krótkim biegiem, skacząc w stronę najbliższej ściany. Już w czasie lotu, wykonał obrót, a gdy tylko dotknął cegieł, odbił się w stronę lecącego złodzieja. W czasie lotu, zrobił obrót, aby ponownie móc odbić się nogami, w okolicach okna, gdy będzie miał już "wróbla w garści", bo jakoś nie specjalnie uśmiechało mu się tłuczenie okna i wypadanie na ulicę, gdzie blacharnia urządzała sobie dyskotekę.

Ptak próbował jeszcze zrobić w locie unik, nie zdołał jednak uniknąć silnej dłoni Irlandczyka, który złapał ją pewnie, uśmiechając się triumfalnie. Odbił się od ściany, tuż nad oknem i spadając wykonał obrót, które nie powstydziłby się lekkoatleta, aby bezpiecznie wylądować na nogach. W tym momencie zauważył, że sroka zaczyna rozkładać mu się w rękach ... strząsnął z siebie pozostałości biologiczne, po zwierzęciu, które zgniło w jego rękach w ciągu kilku sekund i rozejrzał się po towarzyszach, pokazując im trzymany klucz

-To by było na tyle, jeżeli chodzi o kradzież klucza ... pozostaje kwestia małych świnek, na zewnątrz. Jakieś sugestie, czy po prostu każdy z nas opuszcza to urocze miejsce samemu i spotykamy się przed bankiem? -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 22-06-2013, 17:24   #3
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Uśmiechnął się do kajakarza i uniósł rękę w geście pozdrowienia. Z przymusem, lecz zawsze. To że ma się gówniany dzień, nie oznacza że należy go niszczyć komu innemu. Przejechał dłonią po włosach i westchnął. Dziś nie jest jego dzień, trzeba było zostać w domu. Wchodząc w chłód i ciemność panującą w magazynie, wciąż słyszał wygwizdywaną melodię.

Przemowa dawnej przyjaciółki ni cholery nie polepszyła mu humoru. Ba, dodała jeszcze więcej kwasu do tej sytuacji. Po prostu pięknie. Co gorsza, nie było opcji aby odmówić, za wiele jej zawdzięczał. Podczas gdy kobieta przechodziła do meritum, przyjrzał się mężczyznom. Kojarzył ich. Mniej lub więcej, każdego jednak powiązałby z Kameną. Więc oni również wiele jej zawdzięczali, inaczej nie byliby tutaj.

Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, los z nich radośnie zaszydził. Nie pieprzony gołąb, ani kruk, nie, to musiała być kurewska sroka. Po prostu pięknie. Jeszcze niech tylko zapuka w okno a dzień nie będzie mógł być lepszy. Dotknął krzyż Brigid który był wyryty na flecie znajdującym się w wewnętrznej kieszeni marynarki. Nie był przesądny, ale ostrożności nigdy za wiele. Porwała klucz i nie zapowiadało się aby zdążyli zareagować.
Na szczęście okazało się że mają potomka Tarzana i Spiderman w grupie, ten bowiem wykazując się nie małą zręcznością, porwał złodzieja.
Ten co lepsze rozłożył się w ręce, no ale zawsze mieli klucz.
Gdy Tarzan zadał pytanie, Camfrey usłyszał wyspiarski akcent, ba jeśli się nie mylił, Zielona Wyspa. Jak miło. Na zadane pytanie, Aaron odpowiedział:

- Nie wiem jak wy, ale sądzę że rozłażenie się po mieście nie wydaje się takim dobrym pomysłem. Jak widać dobry los dziś się do nas nie uśmiechnie. No i nie jestem tutejszy, trochę mi zajmie zanim się tam dostanę - Odgłos syren na zewnątrz stał się już miarowy, byli już pod magazynem lub w jego pobliżu.
 
necron1501 jest offline  
Stary 25-06-2013, 13:32   #4
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Ryan w zamyśleniu przebijał się ulicami w kierunku miejsca spotkania. O tej porze na ulicy pojawiało się coraz mniej ludzi - i dobrze. Nikt nie zadawał głupich pytań i nie zmuszał mężczyzny do wymyślania kolejnych wymówek. Mógł spokojnie skoncentrować się na nurtujących go myślach...

4 lata - dokładnie tyle minęły od ostatniego spotkania z jego przyjaciółką. Nigdy do końca nie rozgryzł tej kobiety, ale był jej wdzięczny za to, że kiedy cały jego światopogląd runął, ona pomogła mu poukładać wszystko jeszcze raz, krok po kroku i przygotowała go na wszystkie niebezpieczeństwa jakie na niego czekały. Dlatego teraz bez wahania odpowiedział na wezwanie, jeśli Kamena po tak długim czasie przerwała ciszę i skontaktowała się z nim, to znaczyło, że stało się coś naprawdę ważnego. Albo złego.

Pozostawił Szarą Szramę w apartamencie w hotelu (mając nadzieję, że nie zdemoluje za wiele podczas jego nieobecności), nie martwiąc się o niego - jakimś sposobem jego towarzysz zawsze znajdował sposób, aby znaleźć się w tym momencie, w którym akurat był potrzebny - tak jakby podświadomie wyczuwał czyhające niebezpieczeństwo, a na spotkanie zabrał jedynie Wicher Północy, chociaż zdawał sobie sprawę z tego iż widok człowieka w jeansach i t-shircie z przypasanym do pasa mieczem może być dla większości ludzi szokujący, jednak był to już wieczór, więc mało kto zwróciłby na niego uwagę, a poza tym znajdował się w USA! Kraju wolności! Gdzie jak nie tu by przeszedł taki numer?

~~~~~~

Musiał przyznać, ze zmiana Kameny była dla niego... No cóż... Co najmniej szokująca. Być może nie miał fotograficznej pamięci, ale jej twarz zapamiętał nieco... Inaczej.

- Być może to nadmiar stresu? Podobno to przyspiesza proces starzenia... - Uśmiechnął się, gdy jego przyjaciółka wytłumaczyła mu powód swojej zmiany.
Jednak pozostała część tego co im opowiedziała, nie napajała go już takim optymizmem. Podświadomie od dawna czuł, że zbliża się dla niego czas próby, ale teraz odczuwał strach przed tym, że prawdopodobnie zbliża się najważniejsze wydarzenie w jego życiu. Towarzyszyło mu jednak znajome podniecenie i chęć sprawdzenia się w trudnych warunkach, ludzie tacy jak on żyli dla chwili adrenaliny, sposoby aby przełamać swoją słabość i swoje lęki i miał pewność, że niedługo będzie miał okazję do pokazania całego swojego potencjału.

Jednak, wszystko zaczęło się bardzo źle i gdyby nie błyskawiczny ruch mężczyzny, który stał obok niego, ich jedyna poszlaka została by stracona.
- Całkiem nieźle - Skomentował na głos i zagwizdał cicho.

Pozostała jedynie sprawa gliniarzy na zewnątrz.
- Rozdzielanie się moim zdaniem nie jest najmądrzejszym pomysłem. Poza tym zapewne jesteśmy otoczeni, więc jeżeli nie mu jakiegoś podziemnego przejścia, to mamy przesrane... Moim zdaniem trzeba z nimi porozmawiać i wyjaśnić całą sytuację. Pozostawcie to mi - sprzedam im wszystko co będę chciał... - Uśmiechnął się w sposób podpatrzony od ojca.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 27-06-2013, 18:09   #5
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Gra z Przeznaczeniem rozpoczęła się.
Kamena miała dla nich misję, a oni nie mogli jej odmówić. Wiele lat znajomości i tyle niepisanych zobowiązań plus uczucia, który każdy z nich miał wobec tej tajemniczej kobiety.
To, co się z nią stało, z jej wyglądem tylko utwierdzało ich w przekonaniu, że sprawa jest bardzo poważna.

Teraz trzeba było zebrać wszystkie siły i zrobić to, co było w ich mocy, aby wygrać w tej grze. Grze w której nie znali reguł i nie byli do końca pewni jaka jest stawka.

Z oknem jęk policyjnych kogutów mieszał się z rytmicznym staccato wybijane przez deszcz na metalowym dachu. Gdzieś w oddali rozległ się trzask pioruna, który rozświetlił wieczorny mrok.
Słysząc ten huk herosi wiedzieli już to nie jest zwykła burza. Nie znali jednak jeszcze odpowiedzi na pytanie czyja to sprawka. Czy to jakiś potomek Zeusa był zamieszany w obecne wydarzenia? Czy może któryś z synów Thora?
- Uciekajcie! To.... - krzyknęła Kamena, a jej dalsze słowa zagłuszył kolejny piorun i huk wybijanych ciężkim taranem, metalowych drzwi.

Do zniszczonego magazynu z dwóch stron wbiegło kilkunastu policjantów. Twarze skryte w kominiarkach, kamizelki kuloodporne oraz długa broń mówiły jasno, że żarty się skończyły. Trzy litery znajdujące się na plecach policjantów pokazywały z kim mają do czynienia.
DEA, Drug Enforcement Administration. Ktoś wysłał na nich Wydział do zwalczania narkotyków? Czy może to był tylko zwykły przypadek lub pomyłka?

- Wszyscy ręce do góry! Padnij! Twarzą do ziemi! Ręce na karku! - krzyczał biegnący w pierwszym szeregu agent.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 28-06-2013, 21:45   #6
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
- Róbcie to co mówią... - Powiedział cicho do towarzyszy i powoli zgodnie z rozkazami funkcjonariusza położył się na ziemi.

Momentalnie zmienił swoje zachowanie, próbował udać roztrzęsienie i zaszokowanie całą sytuacją. Jeśli jego plan miał się udać, musiał sprawić, aby wszystko było naturalne i wiarygodne. Miał tylko nadzieję, że jego kompani również zrozumieją zasady tej gry.

- Co się stało?! Czego od nas chcecie?! Nic nie zrobiliśmy! - Krzyczał głośno, próbując ściągnąć na siebie uwagę funkcjonariuszy.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 01-07-2013, 06:06   #7
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Wtargnięcie policji do magazynu musiało prędzej czy później. Szkoda tylko że wypadło na wcześniej i do tego było to DA. Co jak co, ale trafić lepiej nie mogli. Aaron posłusznie przyklęknął zgodnie z poradą jednego z towarzyszy. Jednocześnie wyciągnął zapalniczkę z kieszeni marynarki. Tak na wszelki wypadek.
Teraz pozostaje poczekać aż podejdą.
 
necron1501 jest offline  
Stary 02-07-2013, 23:04   #8
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
-Oi! Co jest, ktoś zamawiał klaunów, bo cała grupa przyjechała - rzucił głośno Pat uśmiechając się krzywo, a gdy agenci zwrócili się w jego stronę skinął spokojnie głową powoli i ostrożnie klękając

-Spokojnie chłopcy, spokojnie, nie chcemy wywoływać żadnej afery, prawda? - można było dojść do wniosku, że jego słowa zarówno dotyczyły ich grupy, jak i agentów, którzy własnie mogli wejść w coś grubszego.

Gdy znalazł się na kolanach, nieznacznie zasłonił swoje uda, gdzie jego nóż właśnie stawał się metalową pałką. Nie miał zamiaru dać się aresztować, zwłaszcza, że posiadał nóż. Był gotowy do ewentualnej walki, lub ucieczki. Ze swojego miejsca ocenił, że powinien bez większych problemów skorzystać z jednego z okien, a później ruszyć w przysłowiowy świat.

Zachowywał się w miarę spokojnie, starając się robić wrażenie osoby, której z jakiegoś powodu, to nie dotyka. Zupełnie jakby on i agenci grali po tej samej stronie ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 04-07-2013, 07:44   #9
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Powietrze w magazynie nagle zrobiło się ciężkie i gęste. Napięcie było wręcz wyczuwalne. Grupa agentów zbliżała się powoli w kierunku czterech mężczyzn zebranych na środku pomieszczenia.
Szli coraz wolniej i wolniej. Każdy ich kolejny krok trwał dłużej niż poprzedni. W pierwszej chwili nikt nie zwrócił na to uwagi. Dopiero, gdy ruch agentów stał się wręcz nienaturalnie wolny, niczym na spowolnionym filmie, herosi zdali sobie sprawę, że ktoś tutaj nagina prawa natury.
W tym momencie do magazynu wszedł ubrany w czarną, skórzaną kurtkę
młody mężczyzna.
Szedł wolno, ale jego ruchy nie były spowolnione. Jego krok był pewny i władczy. Wpatrywał się w grupę otoczoną przez agentów. Każdy z herosów poczuł zimny dreszcz na plecach.
Nie mieli już wątpliwości, że ten człowiek odpowiada z nagięcie praw natury.
- Stój! - krzyknęła Kamena, a jej głos znowu był dźwięczny i mocny.
Młody mężczyzna spojrzał w górę i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Oddaj coś ukradła, kurwo, albo dokończę to co zaczął mój ojciec!
Kamena nic nie odpowiedziała na te słowa. Wyciągnęła tylko ramiona na boki, a z jej palców spłynęła błękitna poświata.
Otoczyła ona herosów ledwo dostrzegalnym, przeźroczystym kloszem mocy. Na ten widok twarz młodego mężczyzny przybrała gniewny wyraz.
- Zdechniesz suko! - wrzasnął i wyskoczył w górę niczym kot.
- Uciekajcie! - zdążyła jeszcze krzyknął Kamena.
Po jej słowach ziemia zatrzęsła się i tuż przed herosami ziemia się rozstąpiła. Rozpadlina jaka powstała prowadziła do jakiś podziemnych korytarzy.
W tym momencie czas powrócił do swego normalnego biegu. Agenci DEA ruszyli ku nim niczym wystrzeleni z procy.
- Na glebę powiedziałem - krzyknął jeden z nich.
- Ani drgnąć, bo otworzymy ogień! - dodał ktoś inny.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 06-07-2013, 17:24   #10
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Chris szedł powoli i dostojnie, stukając laseczką o spękany beton otaczający pajęczą siecią budynek fabryki. Masywna, toporna bryła hali, ziejąca pustymi oczodołami wielkich okien i pokryta krwistym pyłem starych cegieł była ziszczeniem jego sennych mar o ostatnim miejscu w którym kiedykolwiek chciałby się znaleźć. Martwy budynek wydawał się pasować do Kameny.

Nie spieszył się. Postanowił pojawić się na spotkaniu przez czystą grzeczność - na pewno nie będzie leciał na złamanie karku dla jego starej znajomej. Ich dawne przygody bladły w obliczu niedomówień, podejrzeń i sekretów, które stanęły między nimi wysokim murem obojętności. Nie ufał jej, nie oszczędził więc przygotowań na najgorsze. Laseczka w jego dłoni mruczała cichutko od nagromadzonej w niej tajemnej energii, a schowany pod gustownym płaszczem Ormr, mimo strasznej niewygody jaka wiązała się z jego transportacją incognito, na pewno okaże się cennym towarzyszem gdyby sprawy miały przybrać niepomyślny obrót. A wszystkie jego zmysły ostrzegały, że tak właśnie się stanie.

Zbliżając się do budynku, Chris czuł coraz to większą obawę. Zatrzymał się na chwilę by wysupłać z kieszeni papierosa i zapalniczkę. Palił przez chwilę w miejscu, rozglądając się nerwowo. Napięcie rosło, a on miał wrażenie bycia obserwowanym.

-Kurwa mać!- Syknął gdy coś świsnęło mu koło głowy. Jego dłoń błyskawicznie odnalazła starożytną rękojeść Ormra, a on sam obrócił się na pięcie by stawić czoła zagrożeniu.

Tłusta sroka usiadła sobie na zapomnianej drabinie i skrzeczała głośno. Christopher zmełł w ustach kolejne przekleństwo i poprawił szarpnięciem kołnierz marynarki.

-Pierdol się, Heckle i Jeckle. Zmykaj, bo zrobię ci z kupra rosół średniowiecza- Pokazał ptaku palec i posłał mu karcące spojrzenie. Sroka, nic nie robiąc sobie z gróźb młodzieńca, nie przestawała się z niego naśmiewać. Obrażony i bezsilny, Chris wsadził ręce w kieszenie i naburmuszony ruszył ku fabryce długimi, gniewnymi krokami.

***

Potomek Odyna zmierzył Kamenę wzrokiem od stóp do głów i ukrył złośliwy uśmieszek.

-Najdroższa Kameno. Nic się nie zmieniłaś- Jej wyjaśnienia pozwoliły mu uciszyć swoje obawy, jakoby obecnośc trzech innych mężczyzn była jakimś złożonym scenariuszem grupowego gwałtu. Przybierając zobojętniały wyraz twrazy, Chris sięgnął po następnego papierosa. Obecność osób trzecich nic nie zmieniała. Odbębnił swój obywatelski obowiązek, przyszedł wysłuchać Kameny, ale nie miał zamiaru tańczyć tak jak zagra mu jego dawna znajoma, lub, co prawdopodobne, jego ojciec.

Już miał otworzyć usta, rzucić jakimś zajebistym one-linerem, założyć ciemne okulary i wymaszerować z budynku, ale słowa uwięzły mu w gardle, a pogardliwy uśmiech powoli spłynął mu z warg. To, co mówiła Kamena, powoli układało się w logiczną całość która napełniła jego serce trwogą. Odgłosy burzy i zbliżające się syreny były niczym werble przed wielką odsłoną tajemnicy. A Chris nigdy nie mógł sobie odmówić poznania jakiegoś sekretu.

***

-Róbcie to co mówią...

-Kąsaj batona, przyjacielu.- Chris nie miał zamiaru klękać przed nacierającymi na niego agentami. Po pierwsze, miał na sobie bardzo eleganckie spodnie. Po drugie, na pochybel skurwysynom. Zamiast iść za wzorem swoich towarzyszy, upuścił papierosa i zgniótł go czubkiem buta. Nie chcąc uciekać się do swoich licznych talentów tak wcześnie, młodzieniec zdecydował że chroniąca jego korpus kamizelka kuloodporna musi sama zmaksymalizować jego szanse na przeżycie brawurowej ucieczki którą miał w planach...

...Szybko pokrzyżowanych przez pojawienie się tajemniczego osobnika. Chris wkurzył się nie na żarty.

-Mniej pierdolenia, gnojku, więcej kopania twojego chudego dupska- Chris odrzucił połę płaszcza i dobył Ormra. Kamienny miecz zajęczał przeraźliwie, parząc dziennikarza w dłoń swoją żądzą krwi. Młodzieniec pozwolił mu jej zakosztować, dociskając kciuk do tępego, brutalnego ostrza. -Bierz młodego!- Ryknął Chris, a Ormr posłusznie wystrzelił z jego dłoni, oszalały od chęci wypicia pełnej mocy posoki nowoprzybyłego.

Broń zawahała się jednak gdy Kamena otoczyła Potomków swoją mocą, a w podłodze pojawiła się szeroka rozpadlina. Kobieta wydawała się być bardzo przekonująca w dawaniu im do zrozumienia że powinni się z stąd ewakuować. Chris rzucił pobieżnie spojrzenie reszcie grupy, gdy na jego osobę spadło ciężkie ramię sprawiedliwości.

-Na ziemię, pierdoło!- Agent darł się, szarżując na Chrisa z pewnym zamiarem wypierdolenia go na poślady.

-Sadzić, palić, zalegalizować, szmato...- Szepnął młodzieniec obnażając zęby. -Zastrzel go!- Krzyknał nagle, wskazując nosem pędzącemu ku niemu mężczyźnie innego pobliskiego agenta. Nie czekając na efekt swojej dywersji, Chris rzucił się w stronę rozdarcia w podłodze, w pół susa posyłając Kamenie pozornie beznamiętne, choć w istocie podszyte troską spojrzenie. Ormr poszybował za posłusznie za nim, rozczarowany nieco że nie przyszło mu się nasycić.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 06-07-2013 o 17:37.
K.D. jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172