Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-10-2015, 10:15   #11
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wykonując polecenie Moutiera Margot nie bez pewnego wewnętrznego oporu podeszła do stołu, gdzie zgromadzone były rzeczy martwej dziewczyny.
Przebiegł ją dreszcz. Pomieszczenie było zimne. Wszystko tu było zimne i przepełnione śmiercią. Białe ściany, stół, metalowe krzesła, kraty w oknach. Ten pokój przygnębiał ją i jeszcze ten Moutier.
Sięgnęła wpierw po niebieską suknię. Musiała być często prana; odgiąwszy zakładkę można się było przekonać, że materiał jest spłowiały. Na metce widniał napis: „»Panna Irena«, ulica Douai 35 bis”.

Margot znała tą ulicę, była zaraz koło placu Vintimille. Obejrzała pończochy — jedna stopa była przemoczona — majtki i stanik, wąski pasek do podwiązek. Nic szczególnego. Wszystko raczej tanie.
Sięgnęła po but. W środku na wyściółce dostrzegła napis „Notre–Dame–de–Lorette”. Była to nazwa ulicy z tej samej dzielnicy, co plac Vintimille.

Ciągle ta sama dzielnica. Gdyby nie zapewnienie doktora Garrela, wszystko przemawiałoby za tym, że to prostytutka albo młoda kobieta szukająca przygód na Montmartrze.

Dalej sięgnęła po biżuterię. Para złotych klipsów, ozdobionych maleńkimi rubinami w kształcie kwiatków, i pierścionek, również z rubinem, nieco większym. Nie była to tandeta, ale też i nic specjalnie wartościowego. Wszystkie trzy klejnociki, sądząc z ich stylu, pochodziły sprzed jakichś trzydziestu, może nieco więcej, lat.

I to wszystko. Nie było torebki, ani żadnego flakoniku z perfumami. Bez tego zaś trudno było ustalić jakich perfum używała. Sam zapach, teraz prawie w ogóle niewyczuwalny, to było za mało.

Pobrano odciski palców ofiary. Jednak na potwierdzenie, czy była notowana trzeba było poczekać. Również sprawdzenie rejestru osób zaginionych, jak i skradzionych aut wymagał, by śledczy wrócili do Quai des Orfèvres. Tam także mogli się zapoznać z notatkami policyjnymi dotyczącymi małżeństwa, które znalazło ciało.

Tony miał mieć sfabrykowane zdjęcia ofiary dopiero po południu. Podobizna dziewczyny zaś przydałaby im się już teraz.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 13-10-2015 o 10:25.
Tom Atos jest offline  
Stary 15-10-2015, 18:41   #12
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Moutier + Janvier

Droga od mostu Austerlitz, przy którym znajdował się Instytut Medycyny Sądowej, do placu Vintimille była krótka. Zwłaszcza że Moutier i Janvier pojechali służbowym samochodem, z nimi zabrała się Deneuve. Deszcz przestał co prawda padać, ale wszędzie było mokro i na chodnikach pozostawały niewielkie kałuże. Miejsce w którym znaleziono ciało niczym się nie wyróżniało od reszty placu.
Słychać było budzący się powoli Paryż, pojedyncze, raz bliskie, raz dalekie odgłosy stopniowo łączyły się w dobrze znaną symfonię. Dozorcy zaczynali wyciągać pojemniki na śmieci na brzeg chodników. Na schodach rozległy się kroki małej pomocnicy mleczarza, która stawiała pod drzwiami butelki z mlekiem.

Moutier początkowo myślał analizując fakty. W końcu zaczął je mówić na głos, spoglądając od czasu do czasu na Janviera.
-Wiemy że dziewczyna nie była ani dziwką, choć być może była kimś w rodzaju damy do towarzystwa. Z pewnością była pijana. To na razie jednak nie istotne. Dopóki nie poznamy jej tożsamości, to kim była pozostanie w sferze spekulacji. Wiemy że, zginęła około drugiej, a ciało znaleziono tuż przed trzecią, i wiemy że śmierć nie nastąpiła w miejscu jej odnalezienia. Tak więc mamy godzinę, od momentu jej śmierci do momentu jej “złożenia”. Morderca w tym czasie ją umył jej twarz, bowiem skoro była bita to nie wierzę, że krew jej nie ubrudziła. Mam wrażenie że ją nawet przebrał, skoro suknia był czas. Zastanawia mnie czemu akurat w tym miejscu ją porzucił? - zapytał, choć miał koncepcję.

Janvier tylko kiwał głową przytakując koledze. Sam nie miał żadnego pomysłu. Wyciągnął w zadumie papierosa i zapalniczkę. Po chwili dym tytoniowy zasłonił jego twarz. Janvier dużo palił.

-Godzina czasu to nie dużo. Plac Pigalle wydawał by się bardziej odpowiedni do tego, przynajmniej jeśli chodzi o znaczenie. Może dziewczyna flirtowała z nim, piła dużo ale gdy przyszło co do czego odmówiła. To rozwścieczyło napastnika i ją zaczął bić. Tylko dlaczego ją umył, przebrał i zabrał jej but. Mordetstwo w afekcie, czy początek serii? - mówił pytając ciągle -Ruch o tej porze nie jest duży. Może na postoju taksówek, coś widzieli. - rzekł, i ruszył w kierunku w kierunku postoju przy placu Blanche. Do Janviera rzucił -Jak chcesz możesz przejść się na postój przy placu de Clichy, albo pójdziemy potem razem. - sam też wyjął papierosa i zapalił.

Janvierowi nie uśmiechało się chodzić samemu. Był zmęczony. Nie spał całą noc i myślał z trudem.
Przy placu Blanche ciągle czynna była kafejka, gdzie jedli zupę cebulową, choć za barem stał już kto inny. Janvier zaszedł tam po kawę. Na postoju taksówek stały tylko trzy samochody. Wszyscy kierowcy stali przy pierwszym aucie i o czymś rozmawiali.

Glina podszedł ku taksówkarzom i rzucił:
-Dobry panowie. Ktoś się poczęstuje - padła propozycja,, pokazując zebranym papierosy. Camele. Amerykański twór. Rzadko dostępne. Dobre w smaku. Pierwsza, by przełamać lody.

- Z podziękowaniem. - bez skrępowania sięgnął po papierosa jeden z mężczyzn, tęgi czterdziestolatek - potrzebujecie panowie taksóweczkę?

-Nie dziękuję. Inspektor Moutier. Policja paryska. Może mi pomożecie za to w czymś innym? Ktoś z was tu był między drugą a trzecią nad rano? - zapytał wprost, ukazując swoją legitymację.

- Tylko ja. Koledzy zmienili się po szóstej inspektorze. Rozumie pan. Jeździmy na zmiany. Mojemu zmiennikowi nie pasowało i jeżdżę od północy do ósmej, a potem szwagier przejmuje brykę.

-Rozumiem. Dużo było ruchu w tym czasie? Pora późna, to i pewnie ruch nie duży, co? - zapytał spokojnie, wręcz sennie

- Przy Moulin Rouge jest ruch całą noc. Gdzieś po czwartej się uspokaja. Wie pan klienci wychodzą wstawieni. Nie biorą własnych bryczek, to biorą takse. - stwierdził mężczyzna zaciągając się papierosem. Było zimno i mokro.

-A coś poza taksówkami rzuciło Ci się może w oczy? Jakieś auto, które skręcało plac Vintimille? - nie chciał się poddać od razu, choć wiedział że szanse ma małe. Doświadczenie. Szczęście, to ono było podstawą.

- Mały ruch w tamtą stronę. Coś tam jechało, ale … nie zwróciłem uwagi, a czemu Pan pyta? Chodzi o tą zamordowaną dziewczynę?

“Coś tam jechało”. Ten zwrot zwrócił uwagę.
-Tak, o nią. Proszę sobie spróbować przypomnieć cokolwiek. Małe czy duże auto. Każdy detal może nam pomóc.. - uśmiechnął się przyjacielsko.

Mężczyzna podrapał się po głowie:
- Bo ja wiem. Raczej osobowe. No i nie taksówki. My jeździmy po bulwarach.

-Coś może miało charakterystycznego. Jakiś napis, znaczek, kolor rzucający się w oczy - o tablice, czy wygląd kierowcy nawet nie pytał.

Taksówkarz tylko bezradnie rozłożył ręcę.
- Raczej nie.

-Rozumiem. Niech mi Pan powie jeszcze, to było bliżej drugiej czy trzeciej? W aucie poza kierowcą ktoś był jeszcze? - zapytał, i wyjął kolejnego papierosa, którym poczęstował taksówkarza. Nic mu nie szkodziło, a może taka przychylność się przyda. Gdy padła odpowiedź, zadał kolejne pytanie -Czy to auto potem widział Pan raz jeszcze?

Mężczyzna wydawał się lekko zdezorientowany.
- Jakie auto? - spytał niepewnie.

-To które Pan widział-
- No ale tu ciągle coś jeździ, kto by się tam przyglądał? - zadał retoryczne pytanie.

-No sam Pan powiedział że coś tam jechało. Że nie taksówka. Więc co Pan ukrywa? - rzucił

- Panie inspektorze … no … daj pan spokój … co ukrywa? Ja? - mężczyzna wydawał się być szczerze zdziwiony i zaniepokojony, jakby już się widział w komisariacie zatrzymany do wyjaśnienia na dwie doby.

-Panie...Jak pana godność? - padło pytanie krótkie i treściwe

Taksówkarz przełknął ślinę, a koledzy delikatnie, acz wyraźnie się od niego odsunęli.
- Gaston Rocher.

- Gaston, przejdźmy się sami przez chwilę. Dobrze? - zaproponował i dał znać taksiarzowi, że chce z nim pogadać sam na sam. Gość wyjścia nie miał więc jeśli nie chciał oficjalnego przesłuchania ruszył z gliną. Gdy Ci znaleźli się parę metrów od reszty Moutier rzekł wprost - Gaston posłuchaj mnie uważnie. Dziewczyna, którą znaleźliśmy była młodą kobietą. Pobitą na śmierć. Liczę że mi pomożesz, bo może wtedy ja kiedyś pomogę Tobie. Więc pomyśl jeszcze raz, czy dużo aut między drugą a trzecią wjeżdżało w kierunku Vintimille?

- Ale ja tu nie byłem cały czas. Miałem w ciągu nocy z kilka kursów, a w kierunku tego placu, to może na godzinę ze cztery samochody jechały, ale nie wiem kiedy, a że nie taksówki, bo my nie jeździmy po wąskich uliczkach, jak nie trzeba. Część nocy stałem na placu Clichy przed “Dzwonkiem”, to taki lokal. Wpadamy tam coś zjeść. - przerwał na chwilę, bo ku nim podszedł Janvier z kubkami kawy i gazetą pod pachą.
Czarna była dla Moutiera. Podał bez słowa gazetę koledze. To był “Le Figaro”. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie zamordowanej dziewczyny. Sama głowa z opuchniętą wargą nadającą dziewczynie nadąsany wygląd.
- O właśnie o tym rozmawialiśmy, kiedy panowie przyszli. - ożywił się Gaston.

-Dobrze. Dziękuję Ci Gaston. Powiedz mi jeszcze, czy Pigalle między drugą a trzecią, jaki tam jest ruch? - zapytał jeszcze na odchodne.

-Spory. Tu jest więcej przyjezdnych. Na Pigalaku to więcej miejscowych z Montmartru się bawi. Wie pan … artyści. - dodał jakby ten ostatni wyraz wszystko wyjaśniał.
Miejscowi nie korzystali za często z taksówek. Na placu Pigalle nie było nawet postoju.

-Widziałeś ją może wcześniej, albo któryś z Twoich kolegów? - zapytał, pokazując zdjęcie dziewczyny

- Nie. Szkoda, taka młoda. Tu pełno się kręci takich panienek. Pewnie jakiś klient ją załatwił, ale że się nie bał, tak blisko. Ja to bym takiego panie komisarzu zardzewiałą gilotyną potraktował.
Janvier tylko się uśmiechnął. Przemawiały i do niego takie ludowe sposoby walki z przestępczością.

-Wiesz może gdzie młode dziewczyny najczęściej chodzą w tym rejonie. Takie, które chcą poznać faceta. Złowić go? - zapytał lekko uśmiechając się. Taksówkarz podobał mu się z podejścia.

-Głównie tu. - wskazał ręką w stronę placu Pigalle - Po bulwarze. Kręcą się koło kabaretów, ale po prawdzie to w całej dzielnicy. Nawet koło bazyliki Sacre-Coeur.*

- Dziękuję za pomoc Panie Gaston, będę o tym pamiętać. Proszę trzymaj, i jakby Ci coś się przypomniało daj znać. - wręczył mu swoją wizytówkę, a potem ruszył z Janvierem do samochodu. Gdy już się oddalili zapytał:
- Dobra. Co ty o tym sądzisz? Chcę znać twoje zdanie - spojrzał na swojego towarzysza.

-Szczerze? Jedźmy spać. Jestem wykończony. - ziewnął rozdzierająco, lecz po chwili dodał. - Możemy sprawdzić jeszcze jeden postój. Jak chcesz, ale jak nie będzie nikogo, kto jeździł nocą, to dajmy sobie spokój i wróćmy wieczorem.

- Spać. W południe spotkamy się na posterunku. Zobaczymy co reszta ustaliła. Może ktoś się odezwie w sprawie zwłok. Zaoszczędzi nam to szukania - zadecydował Moutier. Był zmęczony. Potwornie. Nie mógł jednak tego pokazać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-10-2015, 21:30   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tony nie był detektywem. Nie był też policjantem. Nie widział też powodu by wpychać się na trzeciego do policyjnej roboty. W końcu jaki miałby sens gdyby kupą wszędzie łazili, prawda? Zamiast tego postanowił zająć się sprawą w sposób dziennikarski. Czyli zacząć od zbierania plotek.
Trochę liczył na łut szczęścia, trochę… cóż, był wszak reporterem. Nie płacono mu za rozwiązanie śledztwa, tylko za jego przedstawienie. Hôtel Vintimille… nazwa pasowała do placu i był dwie przecznice dalej. Liczył więc że w nim znajdzie tło wydarzenia, plotki o miejscu zbrodni, o okolicznych knajpach, przybytkach bywalcach. Bez zdjęcia denatki i tak niewiele mógł zrobić.

A po pogaduszkach w hotelu planował wyruszyć dalej. Rozejrzeć się po placu, przyjrzeć budynkom go otaczającym.
Gdy tam już dotarł, przymknął na moment oczy... Około drugiej nad ranem był zgon. Została wyrzucona w pośpiechu zapewne. Pozbyto się jej szybko, bo gdyby było inaczej, wybrano by bardziej odosobnione miejsce. Albo od razu zostałaby wrzucona z obciążeniem do Sekwany.
Druga nad ranem... cisza nocna. Nagły pisk opon. Nie przyjechali przecież...
Właśnie. Może zabójców, było więcej niż jeden?
Może... Ale to niepewna teoria. Samochód nagle przyjeżdża, hamuje głośno, wyrzuca ładunek i odjeżdża szybko.
Budzi śpiące osoby. Może więc warto więc popytać mieszkańców? Może zapamiętali jakiś detal z wczorajszej nocy?
Może? Cóż najwyżej zmarnuje trochę czasu, ale to żadna strata. Nie był wszak policjantem, a jedynie osobą pomagającą w śledztwie. Ważne że nie przeszkadzał prawdziwym stróżom prawa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 19-10-2015, 23:08   #14
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Korzystając z uprzejmości doktora Garrela Margot zapakowała w szary papier niebieską suknię i jeden but.

Zabrała się z kolegami, którzy postanowili jeszcze raz odwiedzić miejsce znalezienia zwłok. Morgot dojechała do placu Vintimille. Ulica Douei była jedną z przylegających do placu. Budynki były dobrze oznakowane i nie trudno było znaleźć numer 35 bis.

Deszcz już nie padał. Niebo miało kolor jasnoszary, przez który, przebijało lekko żółtawe światło, co pozwalało się spodziewać słońca w ciągu dnia.

Ulica Douai była pusta. Tylko w bramie jednej z kamienic stała dozorczyni. Margot zatrzymała się przed wymalowanym na bladofiołkowy kolor sklepikiem, nad którym wisiał napis: „Panna Irena”. A niżej, mniejszymi literami, ,,Modne, eleganckie suknie”.
Na zakurzonej wystawie wisiały tylko dwie sukienki, biała, naszywana cekinami, i koktajlowa z czarnego jedwabiu.

Nacisnąwszy klamkę stwierdziła, że drzwi nie puszczają, ale nie są już zamknięte na zatrzask. Było wpół do siódmej. Przykleiwszy twarz do szyby Margot zobaczyła, że w pokoju za sklepem się świeci i zaczęła pukać.

Przez kilka minut nikt nie reagował na hałas, jakby nie było żywego ducha.

W końcu w drzwiach prowadzących na zaplecze sklepu zjawiła się jakaś postać. Była to dość młoda dziewczyna w czerwonym szlafroku, który przytrzymywała na piersiach. Przyjrzawszy się Margot zniknęła, zapewne poszła powiadomić kogoś, potem pojawiła się znów, przeszła przez zawalony sukniami i płaszczami sklep i wreszcie zdecydowała się otworzyć.
O co chodzi? — spytała patrząc nieufnie na Daneuve, a potem na paczkę.

- Dzień dobry, posterunkowy Deneuve – Margot przedstawiła się niezbyt głośno, swobodnym tonem, by nie przyciągać zainteresowania dozorczyni czy ewentualnych innych osób postronnych. Zwykle nie wywoływało to pozytywnych reakcji. Jednocześnie zerkając nad ramieniem kobiety omiotła spojrzeniem wnętrze sklepu – Możemy porozmawiać w środku? Chciałabym zadać Pani kilka pytań dotyczących Państwa domniemanej klientki. Czy zajmuje się Pani interesantami sama?

Dziewczyna nie okazała ani zdziwienia, ani strachu. Z bliska zorientowaliśmy się, że nie ma jeszcze osiemnastu lat. Była albo zaspana, albo odznaczała się wrodzoną powolnością.
Pani do Panny Ireny. Zaraz zobaczę — powiedziała zwracając się w stronę drugiego pokoju.
Słychać było, jak rozmawia z kimś cicho. Potem rozległ się odgłos, jakby ktoś wstawał z łóżka. Upłynęły dwie albo trzy minuty, zanim panna Irena przejechała grzebieniem po włosach i włożyła szlafrok.
Była to niemłoda kobieta, o bladej cerze, wielkich niebieskich oczach i przerzedzonych blond włosach, które zaczynały siwieć u nasady. Najpierw wsunęła tylko głowę, aby im się przyjrzeć, wreszcie zjawiła się z filiżanką kawy w ręku.
Pani do mnie? Proszę.
Cofnęła się, by Margot mogła wejść do środka.
- O co chodzi? – zadała identyczne pytanie co młoda dziewczyna.
- Dzisiejszej nocy w okolicy zginęła młoda dziewczyna - po powtórnym przedstawieniu się kontynuowała Deneuve przechodząc bezpośrednio do celu swojej wizyty. Zresztą fakt ten i tak wraz z porannym wydaniem gazet miał stać się powszechnie znany. - Najprawdopodobniej przebywała ona w ostatnim czasie w tej dzielnicy i była Pani klientką. - kontynuowała wyciągając podobiznę ofiary i podsuwając ją właścicielce sklepu- Czy rozpoznaje Pani tą dziewczynę? Prosiłabym także o próbę zidentyfikowania w jakim mniej więcej czasie mógł nastąpić zakup należącej do niej sukni. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że z pewnością przez Pani sklep przepływa ich spora ilość, ale gdyby po kroju lub stanie materiału udało się Pani rozpoznać choć przybliżony czas, byłoby to bardzo pomocne- Margot mówiąc ostatnie słowa obserwowała reakcję kobiety na portret , po czym zajęła się wyciąganiem mocno sfatygowanej sukni z paczki.
 
MagMa jest offline  
Stary 22-10-2015, 10:24   #15
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Hotel Vintimelle mieścił się w narożnej XIX wiecznej kamienicy. Liczył sobie cztery piętra i wysokie poddasze. Znajdował się u zbiegu ulic Vintimille i Ballu. Sprawiał wrażenie całkiem przyzwoitego, choć niezbyt ekskluzywnego.
Roztaczając swój czar przed recepcjonistą, starszym panem z siwym wąsem, Tony dowiedział się, że klientelę stanowią głównie turyści z Ameryki i Anglii. Owszem zdarza się, iż czasami któryś gość przyprowadza sobie panienkę z kabaretu, lecz nie stanowi to reguły i w żadnym wypadku hotel nie był domem schadzek. Te znajdują się znacznie bliżej placu Pigalle i bulwaru de Clichy. Mimo szczerych chęci recepcjonisty niewiele więcej mógł pomóc.
Nie słyszał w nocy co działo się dwie przecznice dalej na placu, gdzie znaleziono ciało dziewczyny.
Tony lubujący się w samotnych włóczęgach po mieście przeszedł się na plac Vintimille, który ogarniała już poranna krzątanina.


Sam plac otoczony był wianuszkiem kamienic. Każda posiadała dozorczynię, która dbała o porządek i zwykle była niewyczerpalną skarbnicą plotek o mieszkańcach i wydarzeniach z okolicy. Tony poświęcił sporo czasu na ich przepytywanie. Niestety dowiedział się mnóstwa plotek, ale nic związanego ze sprawą. Większość wysnuwała podejrzenie, że zamordowana była prostytutką, którą załatwił brutalny klient.
Brak informacji, też była informację. Dziewczyna była zupełnie nieznana w okolicy. A przynajmniej w najbliższej okolicy placu. Tony spojrzał na zegarek. Miał jeszcze trochę czasu do południa. W południe komisarz Lebret zwykle urządzał odprawy i oczekiwał obecności swych podwładnych.

***

Nieopodal na ulicy de Douei Margot przesłuchiwała Pannę Irene. Gdy pokazała jej niebieską sukienkę i spytała, czy ją poznaję kobieta nie zrobiła nawet kroku, by się lepiej, przyjrzeć, i bez wahania odparła:
— Oczywiście.
— Kiedy ją pani sprzedała?
— Nie sprzedałam jej.
— Ale pochodzi z pani sklepu?

Nie poprosiła Margot, aby usiadła, nie wyglądała na poruszoną ani zaniepokojoną.
— I co dalej?
— Kiedy widziała ją pani po raz ostatni?
— Czy to ważne?
— Może okazać się bardzo ważne.
— Wczoraj wieczór.
— O której?
— Trochę po dziewiątej.
— Ma pani otwarte po dziewiątej wieczorem?
— Nigdy nie zamykam przed dziesiątą. Prawie codziennie zdarzają się klientki, które kupują coś w ostatniej chwili.
— Mam wrażenie, że pani klientela to prostytutki i artystki kabaretowe?
— Nie tylko. Niektóre wstają dopiero o ósmej wieczór i zawsze brakuje im czegoś z garderoby: pończoch, paska, stanika… Albo nagle stwierdzają, że poprzedniej nocy podarły suknię…
— Przed chwilą powiedziała pani, że nie sprzedała pani tej sukni.
— Wiwiano! Daj mi jeszcze kawy —
zwróciła się do dziewczyny stojącej w progu drugiego pokoju.
Dziewczyna z niewolniczą usłużnością wzięła od niej pustą filiżankę.
— To pani służąca? — spytała Margot odprowadzając ją oczami.
— Nie. Po prostu się nią zajęłam. Kiedyś wieczorem zjawiła się, ot tak sobie, i już została.
Nie zadawała sobie trudu, by coś wyjaśniać.
— Wracając do wczorajszego wieczoru… — rzekła Margot.
— Zjawiła się…
— Chwileczkę. Pani ją znała?
— Widziałam ją jeden jedyny raz.
— Kiedy?
— Może miesiąc temu.
— Kupiła kiedyś od pani suknię?
— Nie. Tylko pożyczyła.
— Wypożycza pani garderobę?
— Zdarza się.
— Podała pani swoje nazwisko i adres?
— Chyba tak. Musiałam to zapisać na jakimś świstku. Jak pani chce, mogę poszukać…
— Za chwilę. Kiedy zjawiła się po raz pierwszy, chodziło o suknię wieczorową?
— Tak. Właśnie o tę.
— Czy także tak późno przyszła?
— Nie. Zaraz po kolacji, koło ósmej. Mówiła, że musi mieć wieczorową suknię, ale nie może sobie na nią pozwolić. Pytała, czy to prawda, że ja wypożyczam.
— Nie wydało się pani, że ona jest inna niż wszystkie klientki?
— One zawsze zaczynają od tego, że są inne. Po kilku miesiącach wszystkie są jednakowe.
— Znalazła pani coś odpowiednich rozmiarów?
— Tę niebieską, którą pani trzyma. Model numer czterdzieści. Pamięta wiele nocnych eskapad z „dziewczynkami” z tej dzielnicy.
— Wzięła ją?
— Za pierwszym razem —
tak.
— I następnego dnia oddała ją rano?
— W południe. Byłam zaskoczona, że przychodzi tak wcześnie. One przeważnie śpią cały dzień.
— Zapłaciła należność?
— Tak.
— I potem już jej pani nie widziała aż do wczorajszego wieczoru?
— Już pani mówiłam. Było trochę po dziewiątej, kiedy zjawiła się i zapytała, czy mam jeszcze tę suknię. Powiedziałam, że tak. Wtedy zaczęła mi tłumaczyć, że tym razem nie może mi dać kaucji, ale —
jeśli mi to odpowiada — zostawi to, co ma na sobie.
— Przebrała się tutaj?
— Tak. Potrzebowała także butów i płaszcza. Wyszukałam jej aksamitne wdzianko z kapturem, które mogło ujść za płaszcz.
— Jak ona wyglądała?
— Jak ktoś, kto koniecznie potrzebuje wieczorowej sukni i płaszcza.
— Inaczej mówiąc, było to dla niej bardzo ważne.
— Dla nich to jest zawsze bardzo ważne.
— Odniosła pani wrażenie, że szła spotkać się z kimś?

Panna Irena wzruszyła ramionami i wypiła łyk kawy, którą przyniosła jej Wiwiana.
— Pani podopieczna ją widziała?
— Pomagała jej się ubierać.
— Czy ona mówiła może coś, co zwróciło pani uwagę? —
spytała Margot patrząc na dziewczynę.
Szefowa wyręczyła ją w odpowiedzi.
— Wiwiana nie słucha, co do niej mówią. To ją nic nie obchodzi.
Rzeczywiście, dziewczyna wyglądała, jakby żyła w jakimś niematerialnym świecie. Jej spojrzenie nie wyrażało nic. Poruszała się bezszelestnie, a zwracając się do tęgiej właścicielki Sprawiała wrażenie niewolnika, a raczej psa.
— Wyszukałam dla niej buty, pończochy i wyszywaną srebrem torebkę. A czy coś jej się przytrafiło?
— Nie czytała pani gazet?
— Leżałam jeszcze, kiedy pani zapukała. Wiwiana robiła mi właśnie kawę.

Wiwiana usłużnie wyciągnęła gazetę. Panna Irena spojrzała na fotografię, nie okazując zdziwienia.
— To ona?
— Tak.
— Nie dziwi to pani?
— Już od dawna przestało mnie dziwić cokolwiek. Czy suknia jest zniszczona?
— Zamokła na deszczu, ale nie jest podarta.
— Dobre i to. Domyślam się, że chce pani, żebym wydała pani jej rzeczy? Wiwiano!

Dziewczyna zorientowała się o co chodzi, i otwarła szafę, w której wisiały suknie. Położyła na ladzie czarną wełnianą sukienkę i Margot natychmiast zaczęła szukać firmowej metki.
— Sama ją sobie uszyła — rzekła panna Irena. — Przynieś jej płaszcz, Wiwiano.
Płaszcz, również wełniany, beżowy w brązową kratkę, był drugiego gatunku; zakupiono go kiedyś w wielkich magazynach przy ulicy La Fayette.
— Taniocha, sama pani widzi. Buty niewiele więcej warte. Tak samo bielizna.
Lada zapełniła się rzeczami. Następnie niewolnica przyniosła czarną skórzaną torebkę zamykaną na zatrzask z białego metalu. W środku był tylko ołówek i para zniszczonych rękawiczek.
— Mówiła pani, że pożyczyła jej pani torebkę?
— Tak. Chciała zatrzymać swoją. Zwróciłam jej uwagę, ze nie pasuje, i wyszukałam małą wieczorową torebkę wyszywaną srebrem. Przełożyła do niej kredkę do ust, puderniczkę i chusteczkę.
— Nie miała portfela?
— Może i miała. Nie zwróciłam uwagi.
— O której stąd wyszła?
— Przebieranie trwało około kwadransa.
— Spieszyła się?
— Wyglądało, że tak. Dwa czy trzy razy sprawdzała, która godzina.
— Na swoim zegarku?
— Nie zauważyłam, żeby miała. Zegar wisi nad ladą.
— Kiedy wychodziła, padało. Czy wzięła taksówkę?
— Tutaj nie ma postoju. Poszła w stronę ulicy Blanche.
— Czy i tym razem podała pani swoje nazwisko i adres?
— Nie pytałam jej o to.

— Mogłaby pani odszukać ten kawałek papieru, na którym pani to wtedy zapisała?

Z westchnieniem obeszła ladę naokoło i wysunęła szufladę wypełnioną po brzegi notesikami, rachunkami, ołówkami, próbkami materiałów i mnóstwem najrozmaitszych guzików. Grzebiąc w tym bez przekonania mówiła:
- Pani rozumie, przechowywanie ich adresów na nic się zda, na ogół mieszkają w wynajętych pokojach, które zmieniają częściej niż bieliznę. Kiedy już nie mają z czego płacić za komorne, ulatniają się i… Nie! To nie to. Jeśli dobrze pamiętam, to było gdzieś w tej dzielnicy. Znana ulica. Nie mogę znaleźć. Jeśli pani na tym zależy, poszukam jeszcze i zatelefonuję do pani…
— Bardzo panią proszę nazywam się Margot Deneuve. Proszę dzwonić na numer komisarza Lebreta w Quai des Orfèvres

Margot owinęła wszystko w ten sam szary papier.
— Nie zostawi mi pan niebieskiej sukni?
— Nie w tej chwili. Odeślemy ją pani później.
— Jak pani sobie życzy.

Szła już do wyjścia, gdy przypomniała jej się jeszcze jedna sprawa.
— Kiedy zjawiła się wczoraj wieczorem, prosiła panią o jakąkolwiek suknię czy o tę, którą już raz miała?
— O tę, którą już raz miała.
— Sądzi pani, że gdyby tej nie było, wzięłaby jakąś inną?
— Nie wiem. Pytała właśnie o tę.
— Dziękuję pani.
— Nie ma za co.

Po wyjściu Margot poczuła jak płoną jej policzki. A więc ruszyli. Wreszcie ruszyli i to dzięki niej. Nie mogła się doczekać południowej odprawy, gdy podzieli się zdobytymi informacjami.

***


Około południa wszyscy z wyjątkiem Dodiera, który wedle słów komisarza musiał wziąć wolne z powodu pilnych spraw rodzinnych, zebrali się w gabinecie Lebreta na Quai des Orfèvres, który już wyspany z papierosem w ustach słuchał uważnie co ustalili.
- Znakomicie Deneuve. Świetna robota. – uśmiechnął się do Margot.
Rzucił okiem na dostarczone fotomontaże zdjęć. Jedno szczególnie przypadło mu do gustu. Był to prawdziwy majstersztyk.


Komisarz pokiwał tylko z uznaniem poklepując poufale Toniego po ramieniu. Zaciągnął się papierosowym dymem.

Zmarszczył brwi, zdziwiony i zawiedziony. Od czasu, kiedy zdjęcie ukazało się w gazetach, minęło dobrych kilka godzin.
— Nikt nie dzwonił? – spytał Janviera, który trafił do biura najwcześniej.
— Tylko w sprawie kradzieży sera w halach targowych.
— Mówię o dziewczynie, którą zamordowano tej nocy.
— Nic a nic.

Raport doktora Garrela leżał na biurku; wystarczył rzut oka, aby stwierdzić, że nie zawierał nic więcej ponad to, co lekarz sądowy powiedział im poprzedniej nocy
— Możesz mi przysłać Lapointe’a? – rzucił Lebret do Janviera.
Czekając porozkładał na fotelu całą garderobę zamordowanej i przypatrywać się uważnie to ubraniu, to fotografii dziewczyny.
— Dzień dobry, szefie. Ma pan coś dla mnie?
Lebret pokazał mu zdjęcie, suknię i bieliznę.
— Najpierw zaniesiesz to wszystko Moersowi na górę i powiesz, żeby zastosował normalną procedurę.
Znaczyło to, że Moers włoży wszystko do papierowego worka, dobrze potrząśnie, aby wytrzepać kurz, który następnie wsadzi pod mikroskop i podda analizie. Czasem dawało to rezultaty.
— Niech zbada także jej torebkę, buty i wieczorową suknię. Dobra?
Gdy Lapoint wyszedł, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zadzwonił telefon. Wszyscy aż podskoczyli, tak nagły i głośny był dzwonek. Słuchawkę podniósł Lebret.
- Do ciebie. – przekazał słuchawkę Moutierowi.
W tym samym momencie Janvier włączył głośnik, by wszyscy mogli słyszeć rozmowę.
- Inspektor Moutier? – rozległ się męski głos – Tu Gaston Rocher. Pamięta mnie Pan? Taksówkarz. Rozmawialiśmy na placu Blanche. Wie Pan nie dawała mi spokoju ta sprawa. No i faktycznie. Ktoś ją widział. Znaczy tę dziewczynę … co to w gazetach … no wie pan. Chłopaki mówią, że Leon Zirkt ją podwoził. Mieszka w Levallois–Perret, przy ulicy Carnot 4. Muszę kończyć.
Usłyszeli trzask odkładanej słuchawki. Nie zdążyli ochłonąć, gdy rozległ się kolejny dzwonek i w głośniku usłyszeli głos:
— Halo. Do komisarza Lebreta. Ktoś, kto nie chce podać swojego nazwiska, pragnie mówić bezpośrednio z panem — oznajmił funkcjonariusz obsługujący centralkę.
— Proszę połączyć.
Z aparatu rozległ się głos tak krzykliwy i ostry, że wprawiał w drżenie membraną słuchawki, głos osoby nie przyzwyczajonej do rozmów telefonicznych.
— Czy to komisarz Lebret?
— Tak, to ja. Kto mówi?

Cisza.
— Halo! Słucham.
— Mogę panu coś powiedzieć o tej dziewczynie, którą zabili.
— Tej z placu Vintimille?

Znowu cisza.
— Proszę mówić. Pani ją znała?
— Tak. Wiem, gdzie ona mieszkała.

Byli przekonani, że długie przerwy między zdaniami, które robiła rozmówczyni, nie wynikały z wahania, ale z wrażenia, że rozmawia przez telefon. Zamiast zwyczajnie mówić, krzyczała i zanadto przybliżała usta do tuby. Gdzieś niedaleko grało radio. Dosłyszał też płacz niemowlęcia.
— Gdzie to jest?
— Ulica Clichy 113 bis.
— Kim pani jest?
— Jeśli pan potrzebuje informacji, wystarczy tylko zapytać tej starej z drugiego piętra, wołają ją pani Crêmieux.

Posłyszał jakiś inny glos, który wołał:
— Róża! Róża! Co ty tam …
Potem niemal natychmiast odłożono słuchawkę.

Lebret powoli odłożył słuchawkę i spojrzał na zebranych wyczekująco.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 02-11-2015, 08:54   #16
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Na posterunku
Śledztwo ruszyło, co dla Moutiera stanowiło dodatkowy bodziec. Nowe elementy układanki zaczęły się pojawiać na stole. Nowe fragmenty, a tak że informacje na temat zmarłej, i tego gdzie ją widziano. Gdy dwie rozmowy telefoniczne nastąpiły po sobie, przed detektywami pojawiły się dwa wyjścia.
-Może podzielmy się. Jedna grupa pojedzie na Clichy 113 bis, a druga na Carnot 4. Skoro ja zacząłem sprawę z taksówkarzami, mogę pojechać i porozmawiać z Leonem Zirkt’em. - spojrzał na resztę, oczekując od nich deklaracji.
- Właśnie szefie. - zwrócił się Janvier do Lebreta - Dokończmy tych taksówkarzy póki trop świerzy.
Zadeklarował się zapalając papierosa. W pokoju zaczęło się robić siwo od dymu.
- To może ja wybiorę się na Clichy 113 bis. Nie sądzę bym nadawał się do wzbudzania strachu u potencjalnego podejrzanego.- zasugerował z uśmiechem Tony.
- Jadę z Tobą do tego mieszkania. - rzuciła Margot do Lebreta. Nie było większego sensu w jechaniu do taksówkarza całą grupą. Poza tym mieszkanie zapowiadało się znacznie ciekawiej. W końcu dowiedzą się więcej o dziewczynie. Kim była? Czym się zajmowała? Może nawet gdzie wybierała się wczorajszego wieczoru? Deneuve nie dawało spokoju pytanie, czy dziewczyna znała wcześniej swojego mordercę, a od rozmowy z panną Irene zastanawiała się czy to nie z nim spotkała się wcześniej, w tej samej sukni.
- Będzie mi miło mieć towarzystwo podczas pierwszego przesłuchania. Tylko nie oceniaj mnie surowo.- zażartował Tony słysząc jej słowa

Levallois–Perret

Leon Zikrit był ponad pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Zastali go w mieszkaniu przy ul. Carnot. Był zaspany, nieogolony, w podkoszulku, piżamowych spodniach i przydeptanych kapciach. Śmierdział potem.
Wpuściła ich żona, która posadziła ich przy stole w jadalni.
- Panowie do mnie? Marie zrób kawę. – rzucił do krzątającej się po kuchni żony.

Moutier gdy tylko wszedł grzecznie przywitał się a potem usiadł na przeciwko Leona. Z kieszeni wyjął zdjęcie dziewczyny i położył zdjęcie przodem do mężczyzny.
-Podobno podwoził ją Pan wczoraj? - zaczął powoli. Delikatnie wręcz.
Mężczyzna wziął zdjęcie do ręki.
- No tak. To było ostatniej nocy. Stałem na postoju nieco przed północą naprzeciwko „Romea”, nowego lokalu nocnego przy ulicy Caumartin. Tej nocy wyjątkowo „Romeo” był zamknięty dla bywalców, bo sala została wynajęta na przyjęcie weselne. No więc z kilkoma swoimi kolegami po fachu stałem na postoju. Zaczynało mżyć. Tak mniej więcej piętnaście minut po północy jakaś dziewczyna w niebieskiej wieczorowej sukni i w czarnym płaszczu z kapturem wyszła z lokalu i zaczęła iść chodnikiem. Zaczepiłem ją, czy chce taksóweczkę, ale tylko potrząsnąwszy głową i poszła dalej. To była ona. Dość nędzną miała tę sukieneczkę.
Postukał palcem w fotografię dodając z przekonaniem:
- To była ona. Szkoda taka ładna.
Pokiwał smętnie głową wzdychając i spoglądając z ukosa na krzątającą się w kuchni żonę.

Moutier zaczął powoli rozglądać się po mieszkaniu. Szukał wzrokiem balkonu, na którym można było by zapalić. Ruszył powoli w jego kierunku mówiąc:
-Mogę - pokazał papierosa i dał znak taksówkarzowi że chętnie go poczęstuje
Gdy znaleźli się na balkonie zapytał ściszonym głosem:
-A chłopaki mówili, że ją pan podwoził? Jak to było. To ważne. O nic nie oskarżam pana, ale im więcej szczegółów się dowiem tym lepiej… - rzekł przyjacielskim tonem.

- To nie ją. Tylko tą parę co potem wyszli z “Romea”. Kazali się zawieźć na plac Etoile. Kiedy przejeżdżałem przez plac Saint–Augustin, spotkałem tam znowu tę dziewczynę. Szła szybko przez plac w stronę bulwaru Haussmanna, jak gdyby mieszkała na Champs–Elysées. Mówiłem o tym chłopakom i musieli coś przekręcić.
Leon poczęstował się papierosem.
- Z podziękowaniem. - zasalutował palcem do czoła. - Potem jak już podwiozłem tą parkę, co ją wziąłem i wracałem, to zobaczyłem ją ponownie na rogu bulwaru Haussmanna i ulicy Saint–Honoré. Dochodziła pierwsza. Wiem bo spojrzałem na zegarek.*

- Była sama, czy ktoś jej może towarzyszył? - padło kolejne pytanie, a zaraz następne - Czy wyglądała na trzeźwą czy raczej pijaną?
- Szła sama i nie wyglądała na pijaną. - odpowiedział taksówkarz.*

Moutier zadumał się. Wyglądało na to że taksiarz mówił prawdę.
- Gdy ją Pan ponownie zobaczył, to miała na sobie tą samą sukienkę czy może wyglądała jakby się przebrała? Ile mniej więcej czasu zajął Panu powrót z Etoile do Haussmanna ?
- Cały czas miała niebieską sukienkę i ten płaszcz, a ile czasu? Trudno powiedzieć, może z kwadrans.

Zdawało się, że niewiele więcej wie, więc Moutier pożegnał się kulturalnie i opuścił domostwo. Gdy znaleźli się z Janvierem na ulicy rzucił do niego:
-Czyli ktoś pomiędzy pierwszą a drugą ją upił, zabił, przebrał i porzucił - to było bardziej pytanie, niż stwierdzenie.

Janvier stał opierając plecy o samochód. Wyrzucił peta dotąd przyklejonego do ust.
- Nie tyle przebrał, co nie zabrał wszystkich ciuchów. Nie miała torebki, buta i czarnego płaszcza. Niebieska sukienka od panny Ireny została. Ciekawe co robiła w “Romeo”. Skoro była w środku na weselu, to może była zaproszona.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia.
- Może ktoś tam już się kręci? - rzucił spoglądając na Moutiera

Ten tylko przytaknął i ruszył w kierunku samochodu. Trop prowadził dalej, i był świeży w miarę. Trzeba było to wykorzystać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 03-11-2015, 12:25   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post wspólny Margot & Tony

Przy ulicy Clichy 113 bis stała zwykła czynszowa kamienica, jakich wiele znajdowało się w tej dzielnicy. Dozorczyni zamiatała przy wejściu; była to kobieta około czterdziestki, powitała ich nieufnym spojrzeniem.
- Państwo do kogo? – spytała.
- My do pani Crêmieux.-rzekł z uśmiechem Lebret.- Jestem Antoine, a to jest moja przyjaciółka Margot. Przyszliśmy w sprawie prywatnej.
Wolał bowiem nie wyskakiwać od razu z policyjną odznaką, tym bardziej że jej nie miał takiej przy sobie. I nie był pewien czy Margot ma.
- Drugie piętro na lewo. - rzuciła zdawkowo.
Wyglądało na to, że tu też nie dodarły jeszcze wieści z gazet. Może to lepiej. Ludzie łatwiej dzielą się swoimi przypuszczeniami, czy plotkami z przypadkowym przechodniem niż z policją. Jakby bali się, że powiedzą zbyt dużo, bezpodstawnie. Na przesłuchanie przyjdzie jeszcze czas.
Margot skierowała się w stronę wejścia. Pytanie teraz o ofiarę byłoby nienaturalne, a nie chciała jakimś nieostrożnym zdaniem ściągnąć im na kark dozorczyni, szczególnie, że Tony także najwyraźniej starał się tego uniknąć. Tak może uda się na spokojnie porozmawiać z sąsiadami dziewczyny.
Tony podziękował kobiecie za pomoc i ruszył za Deneuve, szarmancko otwierając jej drzwi i przepuszczając pierwszą. Podążał z początku za nią, ale gdy już weszli na drugie piętro, wyprzedził Margot i zapukał ostrożnie.- Pani Crêmieux? Możemy zająć chwilę?
Po tamtej stronie zapanowała dość długa cisza, po czym do uszu Margot doleciał szept:
- Chwileczkę…
Znów kroki; z pewnością poszła, aby się nieco ogarnąć. Gdy wracała, odgłos kroków był już zupełnie inny, widocznie zmieniła ranne pantofle na twarde obuwie. Otwarła niechętnie, spoglądając na przybyłych małymi, świdrującymi oczkami.
- Niech państwo wejdą. Jeszcze nie skończyłam sprzątać.
Mimo to jednak była w czarnej dość eleganckiej sukni i starannie uczesana. Mogła mieć sześćdziesiąt pięć albo siedemdziesiąt lat; była drobna, szczupła, obdarzona zadziwiającym wigorem.
Wprowadziła ich do salonu dość dużego, ale do tego stopnia zagraconego meblami i bibelotami, że ledwie można się było w nim poruszać.
- Niech państwo spoczną. Czego państwo sobie życzą?
Usiadła z godnością, nie mogąc jednak opanować nerwowego zaciskania palców.
- Chcielibyśmy porozmawiać na temat znanej pani osoby.- rzekł ciepłym tonem Tony siadając.- Widziała pani zapewne dzisiejsze wydanie “Le Figaro”?
Starsza Pani rzuciła okiem na artykuł.
- Być może. Czy Państwo są z Policji?
- Nie wstrząsnęło to panią, ani nie zaskoczyło. Czyżby się pani spodziewała takiego obrotu spraw?- zapytał Tony widząc brak jakiegokolwiek szoku na twarzy kobiety.
W pokoju nie było żadnej gazety. Mieszkanie było duże. Zbyt duże na samotną starszą panią. Kilkupokojowe. Urządzone ze smakiem i dostatnio. Wręcz z przesytem.
- Zatrzymała się u mnie na kilka dni … no powiedzmy tygodni. Czasami zdarza mi się kogoś przyjąć i ofiarować mu nocleg. Dwa dni temu poprosiłam, by się wyprowadziła. Po prostu powiadomiłam ją, że oczekuję przyjazdu krewnej z prowincji i potrzebny mi jest pokój.
Milczała przez chwilę po czym spytała.
- Państwo nie są z urzędu skarbowego?
- Nie, nie jesteśmy z urzędu skarbowego. Posterunkowa Deneuve - przedstawiła się Margot. Nie ich obawiała się kobieta, a po tak bezpośrednim pytaniu nie było sensu ukrywać swego pochodzenia i intencji. Ich rozmówczyni zaskakująco dobrze zniosła informację o śmierci swojej nielegalnej lokatorki. Przynajmniej nie trzeba jej pocieszać i uspokajać, ale brak reakcji kobiety uderzył nawet Margot, nienależącą do osób zbyt uczuciowych. Czyżby w ogóle nie zżyła się z dziewczyną mieszkając z nią?
- Jak zareagowała ona na tę informację? - spytała doszukując się w potencjalnych problemach z wyeksmitowaniem dziewczyny przyczyny zachowania Pani Crêmieux.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-11-2015, 11:41   #18
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Starsza Pani odpowiedziała chłodno i z właściwą sobie godnością:
— Powiedziała tylko: „dobrze!”. One wszystkie na początku wyglądają bardzo porządnie, są potulne i uprzedzająco grzeczne. Spytałam ją, czy często wychodzi wieczorami; odpowiedziała, że nie.
— Wie pani, gdzie ona pracowała?
— Zdaje się, że w biurze, ale nie wiem, w jakim. Dopiero po kilka dniach zrozumiałam, co to było za ziółko.
— Ziółko?
— Okropnie skryta, z tych, co to jak sobie postanowią nie otwierać ust…
— Nic pani o niej nie wie? W ogóle z panią nie rozmawiała?
— Jak najmniej. Zachowywała się, jakby mieszkała w hotelu. Rano ubierała się i wychodziła, zadowalając się zdawkowym „dzień dobry”, kiedy mnie spotykała.
— Wychodziła zawsze o jednej porze?
— O właśnie. To jest to, co mnie zaskoczyło. Z początku przez dwa czy trzy dni wychodziła o wpół do dziewiątej; wywnioskowałam z tego, że zaczyna pracę o dziewiątej. Potem przez kilka dni z rzędu znikała dopiero kwadrans po dziewiątej i wtedy spytałam, czy zmieniła pracę.
— I co pani odpowiedziała?
— Nic. To było w jej stylu. Jak nie chciała odpowiedzieć, udawała, że nie słyszy. Wieczorem starała się mnie unikać.
— Czy aby dostać się do swojego pokoju, musiała przechodzić przez salon?
— Tak. Najczęściej przesiaduję tutaj. Proponowałam jej, aby sobie wzięła krzesełko i napiła się ze mną kawy lub ziół. Jeden jedyny raz zgodziła się dotrzymać mi towarzystwa i pamiętam, że przez godzinę powiedziała może pięć zdań.
— O czym panie rozmawiały?
— O wszystkim. Usiłowałam się czegoś dowiedzieć.
— Czego?
— Kim była, skąd pochodziła, gdzie dotychczas mieszkała.
— I nic pani z niej nie wyciągnęła? Jak się nazywała?
— Ludwika Laboine.
— Tak było napisane w dowodzie?
— Nie widziałam go na oczy. Tak mi podała, kiedy się tutaj zjawiła.
— A więc pani nie wie, czy tak się naprawdę nazywała?
— Nie miałam żadnego powodu, aby coś podejrzewać. Wiem tylko, że znała Południe. Opowiadałam jej o Nicei, gdzie co roku spędzaliśmy z mężem dwa tygodnie, — zauważyłam, że ona też tam musiała być. Kiedy ją zapytałam o rodziców, zrobiła minę kogoś nieobecnego. Żeby pani widziała te miny, też straciłby pani cierpliwość.
— Gdzie jadała?
— W zasadzie na mieście. Nie pozwalałam gotować w pokoju ze względu na niebezpieczeństwo pożaru. Z tymi ich prymusami nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić, nie mówiąc o tym, że mam tutaj same antyki dużej wartości, które odziedziczyłam po rodzinie. Wszystkie jej wybiegi nie zdały się na nic, i tak znajdowałam w jej pokoju okruszyny chleba, a raz usiłowała spalić jakieś zatłuszczone papiery, na pewno po wędlinie.

— Czy wieczory spędzała sama?
— Najczęściej. Wychodziła dwa, trzy razy w tygodniu.
— Przebierała się przed wyjściem?
— W co mogła się przebierać, skoro miała wszystkiego jedną sukienkę i jeden płaszcz, które musiały starczyć na każdą okazję? W zeszłym miesiącu stało się to, co przewidywałam.
— Co pani przewidywała?
— Że pewnego dnia nie będzie miała z czego zapłacić za komorne.
— Nie zapłaciła?
— Dała mi sto franków zaliczki, obiecując resztę pod koniec tygodnia. Przy końcu tygodnia próbowała mnie unikać. Zagrodziłam jej drogę. Powiedziała, że za dzień lub dwa będzie miała pieniądze. Niech pan nie sądzi, że jestem skąpa i myślę tylko o pieniądzach. Oczywiście, potrzebuję ich tak samo jak wszyscy. I gdyby ona zachowywała się jak normalny człowiek, zdobyłabym się na większą cierpliwość. Ale nie, więc jej wypowiedziałam.
Pani Crêmieux z godnością wygładziła ubranie.
- Przypuszczam, że zechcecie Państwo obejrzeć jej pokój.


***


Załatwiwszy przesłuchanie Leona Zikrita śledczy udali się na ulicę Coumartin pod nowo otwarty przybytek „Romeo”. Drzwi do lokalu były uchylone, a jakiś mężczyzna o zmęczonym wyglądzie zamiatał schody.
Janvier podszedł do niego i bez ceregieli pokazał odznakę.
- Dzień dobry policja.
Mężczyzna rzucił okiem na odznakę.
- Do mnie? A o co chodzi? – spytał zdziwiony.
- Jest Pan z obsługi „Romea”?
- Można tak powiedzieć. Pełnie zaszczytną rolę naganiacza i zamiatacza, jak panowie widzą. –
uśmiechnął się przybierając minę cwaniaczka.
- Jak się Pan nazywa? – rzucił Moutier.
- Gaston Rouget.
- Był Pan przed lokalem wczoraj wieczorem?
- A jakże. Całą noc.

Janvier wyciągnął zdjęcie dziewczyny.
- Widział ją Pan?
Rouget wziął zdjęcie do ręki i przyjrzał mu się uważnie.
- Taak. – kiwnął głową – Przypominam sobie. Widziałem ją jak wchodziła do lokalu tuż przed północą, kiedy dopiero co zaczęto tańczyć. Nie wyglądała na stałą „klientkę”, więc wpuściłem ją. Pomyślałem, że to jakaś przyjaciółka panny młodej. Bo mieliśmy tu weselicho. Normalnie sprawdzałem zaproszenia, ale potem dałem sobie spokój. Wiecie co Panowie. Popytajcie barmana. Mieszka nad główną salą. Może będzie wiedział coś więcej. Zaprowadzę was. Wchodzi się od zaplecza.
Mężczyzna zamknął wejście na klucz i poprowadził ich na tył budynku do niewielkich, drewnianych drzwi. Nie były zamknięte. Otworzył je i krzyknął w górę schodów.
- Marcel! Panowie do Ciebie.
Kiwnął im ręką zachęcająco. Na górze drzwi były otwarte na oścież. Gdy wchodzili do niewielkiej służbówki mignęły im nagie plecy i pośladki kogoś znikającego w łazience. Wkrótce usłyszeli szum wody z prysznica. W głębi w pokoju nieogolony mężczyzna w samych gatkach ubierał właśnie koszulę. Miał około trzydziestki i wąsik nad górną wargą. Był dobrze umięśniony.
- Co jest? – spytał zaspany i rozdrażniony. Spoglądając mało przytomnym wzrokiem.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 20-11-2015, 09:11   #19
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Barman w Romeo

-Inspektor Moutier i Janvier, z policji kryminalnej - bez dalszych ceregieli podszedł do mężczyzny i wręczył mu zdjęcie zamordowanej- -Poznajesz? - padło pytanie, które sugerowało że glina nie zamierza być aż nadto uprzejmy.

Barman jakby lekko zesztywniał. Rzucił okiem na zdjęcie:
- Pierwsze widzę. Pańska córka? - spytał krzywo się uśmiechając.

Moutier uśmiechnął się tylko a potem grzmotnął mężczyznę w brzuch. Uderzenie miało być szybkie i zaskakujące, tak by policjant mógł uderzyć kolanem albo w twarz albo w krocze cwaniaczka.
-A teraz sobie przypominasz? - padło pytanie, gdy barman znalazł się na ziemi.

Mężczyzna zgiął się w pół wypuszczając ustami powietrze. Uderzenie kompletnie go zaskoczyło. Przez chwilę jęczał trzymając się za brzuch i próbując wstać. Gdy wreszcie odzyskał oddech łypnął wściekle oczyma na Moutiera.
Janvier chwycił go za ramiona, podniósł i pchnął na krzesło, które zaskrzypiało od nagłego ciężaru.
- No? - rzucił ponaglająca podsuwając mu pod nos fotografię.
Marcel spojrzał jeszcze raz na fotografię, tym razem uważniej.
- Była. Rozmawiała z panną młodą. Dobrą chwilę, ale pan Santoni im przerywał ze dwa razy zniecierpliwiony, potem mi zniknęła z oczu.
Usłyszeli skrzypienie otwieranych drzwi od łazienki i obaj śledczy jak na komendę odwrócili się. Z łazienki wyszedł młody, dwudzietokilkuletni mężczyzna przepasany jedynie ręcznikiem.
- Wszystko w porządku Marcel? - spytał niepewnie.

Moutier uśmiechnął się tylko na widok drugiego mężczyzny. Wskazał mu ręką najbliższe krzesło i rzucił tylko:
-Siadaj. Janvier sprawdź jego dokumenty - a potem zwrócił się do “Marcela” -O której godzinie widziałeś ją po raz ostatni? Dużo wypiła? Panna młoda zdawała się ją znać dobrze? - posypał się grad pytań.

- Nie licz na to, że będę go przeszukiwał. - prychnął Filip Janvier.
- Gdzie masz ciuchy chłoptasiu? - spytał.
Mężczyzna zarumienił się niczym panienka i pokazał na marynarkę przewieszoną przez krzesło. Janvier wyciągnął dokumenty.
- Alain Hollande. - przeczytał - Czym się zajmujesz?
- Jestem kelnerem w “Romeo”.
- Widziałeś ją? - Janvier pokazał zdjęcie dziewczyny.
Golas tylko kiwnął głową. Spojrzał na Marcela.
- Nic nie piła. - barman wzruszył ramionami - W ogóle nie podchodziła do baru. Alain z nią rozmawiał. Mów bo się nie odczepią.
Spojrzał ponuro na Moutiera.
- No widziałem ją, jak weszła do sali. Jakoś tak koło północy. Spytałem, czy szuka stolika. Powiedziała, że jest przyjaciółką panny młodej i przyszła tylko z nią porozmawiać. Potem nie zwracałem na nią uwagi. Roznosiłem napoje, ale jakiś kwadrans potem widziałem, jak wychodzi.
Zamilkł na chwilę, po czym dorzucił nieśmiało.
- Panowie, ja wiem jak to wygląda, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie chcę mieć żadnych kłopotów.

Moutier miał w dupie co obaj chłoptasie robili. Jego interesowało tylko jedno. Dziewczyna i jej zabójca.
- Wyszła sama czy z kimś? - zapytał -Kręcił się koło niej jakiś mężczyzna?

- Sama. Nie zauważyłem, by ktoś za nią szedł. - odpowiedział Alain.

-W takim razie życzę udanego dnia. Jakbyście sobie coś przypomnieli dajcie znać. Chyba lepiej byście sami dzwonili, niż my byśmy musieli tu przychodzić - rzucił ostrzegawczo tylko. Marcel myślał jeszcze przez chwilę, a potem wręczył zaproszenie na wieczorne wesele. Marco Santoni i Janina Armenieu. Nie powinno być problemu z ich znalezieniem.
-Jedziemy na bulwar Haussmanna. To tam ją widziano po raz ostatni raz żywą. Przejdziemy się stamtąd w kierunku Champs–Elysées - rzucił do Janviera gdy już wsiadali do samochodu.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 20-11-2015, 16:44   #20
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
- Tak… Byłoby dobrze obejrzeć jej pokój.- mruknął niewyraźnie Tony wyraźnie zafrapowany tym co usłyszał. Jeden płaszcz i sukienka? To… to nie miało sensu. Jak można żyć z tylko jednym kompletem ubrań? Kim więc była Ludwika Laboine? Kobieta bez ubrań i bez życia towarzyskiego? Bez pracy?

- Który pokój zajmowała dziewczyna? - spytała Margot wstając powoli i szukając wzrokiem drogi. Rozmowa z Panią Crêmieux prowokowała kolejne pytania bez odpowiedzi. Dlaczego dziewczynie tak bardzo zależało na zachowaniu informacji o sobie w tajemnicy? Czy podane przez nią imię i nazwisko jest prawdziwe? Co wydarzyło się w zeszłym miesiącu?
Stara dama wstała, ciągle pełna godności.

Proszę tędy. Przekona się pani, że nigdzie nie znalazłaby takiego pokoju jak ten.

Istotnie, pokój był obszerny, z dużymi oknami. Podobnie jak salon, utrzymany w stylu dziewiętnastowiecznym. Znajdowało się tu solidne mahoniowe łóżko, a między oknami stało empirowe biurko, które musiało niewątpliwie służyć samej pani Crêmieux, ale dla którego zabrakło miejsca gdzie indziej. W obu oknach wisiały ciężkie aksamitne kotary, na ścianach wisiały stare rodzinne fotografie w czarnych lub pozłacanych ramach.

Jedyna mała niedogodność to wspólna łazienka. Zawsze puszczałam ją pierwszą i nigdy nie wchodziłam bez pukania. Nic stąd nie zabrałam od czasu jej zniknięcia. Przejrzałam tylko jej rzeczy, gdy nie wróciła. Nie bardzo było co przeglądać. Poszłam tylko sprawdzić, czy je zabrała.

Na komodzie leżał grzebień, szczotka do włosów, tani komplet do manicure i pudełeczko pudru popularnej marki. Obok leżały dwie fiolki: w jednej była aspiryna, w drugiej tabletki nasenne.
Tony wyciągnął szuflady; było w nich kilka sztuk bielizny i owinięte w halkę ze sztucznego jedwabiu żelazko elektryczne.

A nie mówiłam! — zawołała pani Crêmieux.
Co?
— Uprzedziłam ją też, że nie pozwalam na żadne przepierki i prasowanie. I proszę, co robiła, kiedy wieczorem przesiadywała godzinami w łazience! Pewnie dlatego także zamykała pokój na klucz.

W następnej szufladzie leżał zwykły papier listowy, koperty, dwa czy trzy ołówki i pióro.
W szafie wisiał bawełniany szlafrok, a na dole stała niebieska fibrowa walizka, zamknięta na kluczyk.

- Rzeczywiście, bardzo elegancki pokój - Margot zwróciła się do pani Crêmieux rozglądając się wokół. Widząc, że Tony zajął się komodą zaczęła analizować pomieszczenie pod kątem ewentualnych kryjówek. Gdzie mógł znajdować się kluczyk od walizki? Wyglądało na to, że zamordowana dziewczyna wysoko ceniła sobie prywatność, była skryta, a także najprawdopodobniej nie spodziewała się ze strony swojej gospodyni dyskrecji. Podobno paliła papiery. Czy zachowała jakąś korespondencję? Jeśli tak, to gdzie ją ukryła? W pierwszym odruchu spojrzała pod poduszkę leżącą na łóżku. W końcu sama miała nawyk chowania w tym miejscu czytanych przed snem listów, notatek czy nawet książek. Następnie zaczęła przeglądać ramki fotografii.
Tony sprawdził jeszcze szuflady komody od dołu próbując wymacać czy coś tam nie jest po przylepiane taśmą. Znana sztuczka filmowych szpiegów. Pokój był w jego oczach anonimowy. Kilka gustownych sukienek, prosty zestaw do manicure, powszechne leki. Nic osobistego. Pokój każdej dziewczyny w Paryżu to zawierał. Jedynym śladem były owe ołówki i papiery. Z kimś musiała korespondować.

- Przychodziły do niej jakieś listy? A może pani widziała jak… takie listy pisała?- mruknął Tony sięgając po kartkę i ołówek i marząc po nim grafitową końcówką w nadziei, że Ludwika Laboine pisała swoje listy na stosie kartek i odcisnęła na pierwszej z góry ślad swego pisma. Też… pomysł z filmu, a może książki? Strzał na ślepo.
- Nie wiem, czy możemy… ale, chyba moglibyśmy wyłamać zamek w walizce denatki?- spytał na koniec zerkając na Margot. To ona w końcu tu była szefową.

Margot podeszła do walizki i potrząsając ją próbowała sprawdzić czy coś jest w środku. Nie była to metoda idealna, w końcu lekkie przedmioty nie czyniłyby we wnętrzu walizki rumoru, ale dawała przynajmniej ogólny pogląd na możliwą zawartość. - Przejrzyjmy jeszcze raz dokładnie jej rzeczy.- mruknęła rozwijając jedną ze sztuk bielizny - Może wplątała gdzieś pomiędzy nie ten kluczyk i jeszcze go znajdziemy, a wolałabym nie psuć zamka niepotrzebnie. Jeżeli nie to rzeczywiście będzie trzeba otworzyć walizkę siłowo.
Walizka była lekka i pomimo potrząsań nic nie było słychać. Dopiero po podważeniu zamka scyzorykiem Toniemu udało się ją dość łatwo otworzyć. W środku była … pusta.
Również oględziny nic nie dały. Nie znaleźli nic.

- Tylko raz do niej telefonowano. - powiedziała gospodyni ciekawie zerkając do środka walizki.
Kiedy to było?
— Jakieś dwa tygodnie temu. Nie. Więcej. Może miesiąc. Kiedyś wieczorem, gdy siedziała w swoim pokoju, ktoś do niej zadzwonił.
— Mężczyzna?
— Kobieta.
— Czy pamięta pani dokładnie, co mówiła?
— Powiedziała tak: „Zastałam pannę Laboine?” Odpowiedziałam, że chyba tak. Zapukałam do jej pokoju, „Panno Ludwiko, telefon!” „Do mnie?”
— zdziwiła się. „Tak, do pani”. „Już idę”. I wtedy odniosłam wrażenie, że płakała.
— Zanim odebrała telefon czy potem?
— Nim wyszła z pokoju.
— Była całkiem ubrana?
— Nie. Była w szlafroku i bez pończoch.
— Słyszała pani, co mówiła?
— Prawie nic… tylko: „Tak… tak… dobrze… tak… być może…” Na końcu Opowiedziała: „Do zobaczenia za chwilę”.
— I wyszła?
— Tak, za jakieś dziesięć minut.
— O której wtedy wróciła?
— W ogóle nie przyszła na noc. Zjawiła się dopiero o szóstej nad ranem. Czekałam na nią, zdecydowana wymówić jej z miejsca. Powiedziała mi, że musiała spędzić noc u chorej kuzynki. Nie wyglądała na kogoś, kto wraca z zabawy. Poszła zaraz do łóżka i przez dwa dni nie wychodziła z pokoju. Zanosiłam jej jedzenie i kupiłam aspirynę. Skarżyła się, że ma grypę.
— Jak spędzała niedziele?
— Rano długo spała. Już w pierwszym tygodniu zauważyłam, że nie chodzi do kościoła. Spytałam, czy jest katoliczką. Odparła, że tak. Rozumie pani, powiedziała tak na odczepnego. Czasami wychodziła z domu dopiero koło pierwszej albo drugiej. Przypuszczam, że do kina. Przypominam sobie, że raz znalazłam w jej pokoju bilet, ale nie pamiętam do jakiego kina. Nie mogłam jej rozgryźć, rozumie pani? Z niektórymi wiadomo od razu, czego się trzymać. Z nią nie. Nie miała żadnego akcentu. Nie wyglądała także na dziewczynę ze wsi. Mam wrażenie, że była wykształcona. Gdyby nie jej zwyczaj nie odpowiadania na to, co się do niej mówiło, i ciągłe unikanie mnie, można by nawet powiedzieć, że była dość dobrze wychowana. Tak, mam wrażenie, że otrzymała staranne wychowanie. Kiedyś w jej torebce zauw …

Pani Crêmieux ugryzła się w język i zamilkła wyraźnie zmieszana.
- Proszę kontynuować, cokolwiek pani wie lub się domyśla, może to tylko pomóc w śledztwie.- rzekł zachęcającym tonem Lebret.- Co pani zauważyła?
- Cóż … zajrzałam kiedyś do jej torebki. Całkowicie przypadkiem. Miała tylko kredkę do ust, puderniczkę, chusteczkę, klucze. Klucz, od pokoju, który ode mnie dostała, i od swojej walizki. Miała tam także zniszczoną portmonetkę i jakieś zdjęcie. Mężczyzny. Ale nic z tego, o czym pan myśli. To była fotografia przynajmniej sprzed piętnastu lat, pożółkła, połamana; mężczyzna około czterdziestki. Bardzo przystojny, elegancki. Uderzyło mnie, że miał na sobie bardzo jasny garnitur, może płócienny, taki, jaki często widziałam w Nicei. Pomyślałam akurat o Nicei, bo z tyłu za nim widać było palmę.


Tony zamyślił się zaintrygowany tą informacją. Dziewczyna najwyraźniej nie szukała pracy w Paryżu, a osoby ze zdjęcia. To miało sens. Ale też… co by Lebret zrobił na jej miejscu? Z pewnością wynająłby prywatnego detektywa. Więc należałoby się wśród nich rozejrzeć.
- Potrafiłaby pani go opisać naszemu… rysownikowi? Muszę przyznać, że ma pani niezwykły talent… tak dobrą pamięć do szczegółów.- zapytał Tony, przy okazji dodając komplement, co by kobiecinę pozytywnie nastawić do tego pomysłu.
- Sądzę, że tak. W ogóle nie był podobny do niej. - stwierdziła Pani Crêmieux.

Tony zaś zastanowił się nad kolejnymi posunięciami. Nie musiał tak jak jego partnerka nadzorować dochodzenia i zamierzał wykorzystać tą wolność po swojemu. Dlatego też mógł podzwonić po prywatnych detektywach Paryża i popytać, czy któryś nie został zatrudniony przez Ludwikę Laboine.

Margot sięgnęła po jedną z leżących w szufladzie kartek i ołówek, po czym zwróciła się do kobiety - Pozwoli Pani, że zajmę jeszcze trochę czasu i od razu wykonam portret pamięciowy? Jak wyglądał ten mężczyzna?- W jej głosie słychać było wyraźne ożywienie. W końcu mogła zająć się tym, co naprawdę lubiła. Wprawdzie narzędzia były trochę improwizowane, ale załatwienie sprawy na miejscu pozwoli zaoszczędzić czas.
 
MagMa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172