|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-03-2007, 18:13 | #51 | |
Reputacja: 1 | Cytat:
- Jeśli było dla ciebie obrazą Feanimie to, że stwierdziłem, że masz coś wspólnego z planem demonicznym, to wybacz, ale nie była to złośliwość, tylko niewiedza. Nigdy nie spotkałem istoty podobnej tobie Po czym, musnąwszy jeszcze raz wzrokiem plażę zniknął w swoim wymiarze w poszukiwaniu odpowiedzi
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett | |
28-03-2007, 18:51 | #52 |
Reputacja: 1 | Astral (Feanim) Cień kota podbiegł do mężczyzny, by go obwąchać. W międzyczasie, pantera biegnąc niedaleko za Sangre, wciągnęła nosem powietrze, jakby obwąchiwała kogoś. Cień cofnął się, przysiadł parę kroków od ciała. Spoglądnął na Tomasa, machając powoli ogonem.
__________________ Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje: Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji Shiro Tengu Kosaten Shiro |
28-03-2007, 20:05 | #53 |
Reputacja: 1 | -Wiem Astralu, też go zauważyłem.-Podszedłem do ciała-To mężczyzna i do tego młody-stwierdziłem lekko zdziwiony-Żyje. To dobrze, muszę go obejrzeć. Obróciłem chłopaka i sprawdziłem starannie czy nie jest poważnie ranny. -Kilka zadrapań i siniaków, nic więcej. Pewnie tak samo jak my, rozbitek. Trzeba go stąd zabrać. Powiadomił byś resztę? Albo, o ile wiesz, zaprowadź mnie do białego kota.-Poprosiłem cień. Sądziłem, że on i Biała Pantera są połączone jakąś więzią i wie gdzie dokładnie jest Pantera. Nie wiele myśląc podniosłem chłopaka i czekałem na reakcję cienia. Ostatnio edytowane przez Panda : 28-03-2007 o 20:06. Powód: ehh ta stylistyka :/ |
28-03-2007, 23:57 | #54 |
Reputacja: 1 | Astral (Feanim) Podczas gdy cień pracowicie wyskrobywał na piasku słowa Pomoc nadchodzi, Astral mruknął i ruszywszy ku grupie rzucił od niechcenia: - Na brzegu powinno być więcej rozbitków. Część pewnie w gorszym od nas stanie. Wiem o jednym, który jest nieprzytomny.
__________________ Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje: Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji Shiro Tengu Kosaten Shiro |
29-03-2007, 16:32 | #55 |
Reputacja: 1 | Jak to dobrze że mam niezły refleks. No i, że, w swej mądrości spodziewałem się, że ten gnom będzie próbował wywinąć mi jakiś numer. Jak każdy stwór pozbawiony honoru chciał mi strzelić w plecy i w sumie, to do dzisiaj nie wiem dlaczego puściłem płazem taką zniewagę... Przecież mógłbym go wykończyć jednym słowem. Być może jednak słodki szum dżungli był mi milszy niż wizja spalonych, skwierczących i śmierdzących resztek "łowcy czarownic i innego pomiotu". Z naciskiem na "pomiotu". Myślałem, że będę mógł tutaj spokojnie zastanowić się nad tym czemu nie wącham kwiatków od spodu ale całkiem żywo maszeruję po tym nienajlepszym ze światów. Niestety, "nienajlepszy ze światów" udowadniał mi coraz dobitniej, że jestem jeszcze całkiem żywy - stada komarów wypijały ze mnie hektolitry krwi, plątaniny chwastów przeszkadzały mi w wędrówce. No i wszędzie pełno zwierząt, plumkających, śpiewających, wyjących. Byłem już zmęczony widokiem żywych. Mógłby tak się jakiś cmentarz nam trafić po drodze, albo co... Nagle wpadłem w plątaninę lian z której ledwo się wyplątałem (klnąc przy tym szpetnie). Dalej było jeszcze gorzej - na szczęście rycerzyk ze swoim mieczem się do czegoś przydał; "w sumie atakowanie mieczem roślin ma już przećwiczone" - zachichotałem w myślach, przypominając sobie jego halucynacje jakie objawiły mu się podczas wędrówki do Groty. Nagle zza liścia wyłoniła się, może i tajemnicza acz całkiem nadobna postać. Założę się że Avalanche'owi ślina pociekła po zbroi. zresztą nawet i mnie chyba pociekła bo poczułem że coś mi koszula zawilgotniała. Ale może to głód tak na mnie działał. Tak, ewidetnie, to musiał być głód! Stanąłem w miejscu i stałem nieruchomo dopóki postać nie przemówiła do nas. Wysłuchawszy ją, odpowiedziałem: - Nazywam się Vriess - tu skłoniłem się lekko - Ja i moi towarzysze będziemy Ci bardzo wdzięczni jeżeli zabierzesz nas do swojej wioski. A mnie przedstawisz waszemu wioskowemu magowi. W sumie było to jakieś wyjście z sytuacji. Oczywiście mógłbym zadać sakramentalne pytanie: "a co będziecie z tego mieli?", jednakże tubylcy nie wyglądali mi na tak pazernych jak większość wieśniaków ze znanych mi królestw. Zresztą w razie czego najwyżej się ich wyrżnie... Poza tym, wpadłem na pewien pomysł - być może to jakiś miejscowy znachor bawił się we wskrzeszanie nieznanych rozbitków. Chociaż raczej nie. No, ale może będzie przynajmniej coś wiedział. - I nie przejmuj się, proszę tymi na plaży - dodałem po chwili - nie są tego warci. - po czym wyminąłem postać, cały czas badawczo się jej przyglądając.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. Ostatnio edytowane przez Chrapek : 29-03-2007 o 18:13. Powód: Albowiem gdybym mówił językami aniołów a miłości nie miał byłbym jako ta miedź brzęcząca albo rydzyk brzmiący |
29-03-2007, 17:19 | #56 |
Reputacja: 1 | - Ciekawe, ciekawe... Po czym gnom syknął do paladyna i powiedział szeptem: - Khym, khym mogę się mylić, ale może to być pułapka, nigdy nie wiadomo jaki numer mogą nam wykręcić tubylcy... Pamiętam jak kiedyś właśnie na takiej wyspie, plemię wyrżnęło mały oddział zakonników... oczywiście oddali życie drogo, ale zawsze trzeba się upewnić, że nie są wrogo nastawieni...
__________________ Młot na czarownice. |
29-03-2007, 21:53 | #57 |
Reputacja: 1 | Vriess, Feanim, Avalanche - poczuliście w swoich umysłach, najpierw delikatną mackę, a później przekaz myślowy od Astarotha. Najpierw zabrzmiał głos ,,To, żebyście nie mieli wątpliwości co do szczerości moich intencji" a później szerego obrazów, które mimo wszystko, nie zakłócały wzroku ani myśli. Po prostu, jakbyście mieli dwie świadomości, jedna obserwująca ,,realny" świat, a druga poczynania demona Gdy Astaroth zniknął drużynie z oczu, rozpływając się w powietrzu niczym mgła, tak naprawdę wykonał po prostu krok, krok w przestrzeń, ale nie krok „do przodu”, lecz krok w inny wymiar. Istota nie będąca demonem, która nigdy nie podróżowała pomiędzy wymiarami, nie jest w stanie wyobrazić sobie jak można „wykonać krok siłą woli”. Pojawił się w świecie fioletowego mroku, w świecie chaosu. Niebawem udało mu się odnaleźć Asgaravahilla. To on przekształcił go w demona, więc widmo jego energii było wyczówalne z daleka Na widok Astarotha wydał dziwny odgłos. To chyba nie było zadowolenie. Astaroth jednak, nie zrażony ukłonił mu się i powiedział - Serdeczne podziękowania za dotrzymanie obietnicy mistrzu. Jestem tak zadowolony z tej zmiany, że postanowiłem kontynować dalej swoją misję. Zawiodłem cię, ale postaram się nie dać Rithowi zbyt długo cieszyć się niezasłużonym zwycięstwem. Odnalazłem drużyne śmiertelnych, którzy do tego doprowadzili, ale mam zamiar im pomóc naprawić błędy i załatwić Ritha. Jednak, wybacz mi, o lordzie potrzebuję znowu twojej nieskończonej mądrości. Czy mógłbyś mi powiedzieć coś więcej o tym amulecie, który on stworzył, oraz o tym, czy da się zniszczyć demona raz na zawsze? Wyrzuszę z nimi, by zniszczyć Ritha za to, że ośmielił się rzucić ci wyzwanie Demon, ukazując kły odparł Tak, ta „drużyna” może przydać się jeszcze do czegoś... Jeśli chodzi o twoje pytania, znajdź Valgaava. – rzuca krótko i znika ci z oczu. Chyba nie jest w nastroju. Tudzież Rith był bardziej wyrozumiałym stwórcą. Cóż. Valgaav. Nie znał nikogo takiego. Astaroth snuł się w zamyśleniu wśród kłębów fioletu. Z wszechotaczajacej mgły wyłoniły się trzy dziwne istoty. Stworzenia wielkości dzika, które też dziki przypominają pokrojem ciała. Zamiast ryja z kłami mają jednak potężny dziób, a zamiast racic łapy z niewiarogodnie długimi, prostymi pazurami Zwierzaki wyglądają jakby straciły mnóstwo sierści – miejscami są zupełnie goły czy wręcz odarte ze skóry. Krótkie ogony, podobny do końskich, niespokojnie uderzają o chude boki stworów i wystające wyraźnie żebra, z których część jest widoczna na zewnątrz – ale nawet te żebra są czarne, czarne jak cała ta pokraczna istota. Małe głowy, z niewielkimi dziurkami w czaszce zamiast uszu, i... oczy, zielone, błyszczące... Znał je. To ścierwojady tego świata. Zabijają wszystko co słabe i ranne. Aż dziwne, że paladyn z drużyny jeszcze nie skończył jako ich pokarm. Pewnie ma szczęście Skupił swoją mroczną energię, by skontaktowała go z kolejnym demonem. Tamci na pewno obijali się na plaży, podczas gdy on musiał narażać się tutaj na niezbyt miłe spotkania. To, czego później doświadczył utwierdziło go w tym przekonaniu. Demon, którego wezwał na pomoc, nie dość, że szkaradny, to również niekulturalny. Zamiast uprzejmego powitania - atak. Ledwo udało mu się utrzymać w tym wymiarze. Pewnie znowu trafiłby do Limbo, jak przy pierwszych próbach skoku. Co rpawda, tamtejsze speluny były świetne, jednak rasistyczne teksty biesów i zapędy nożowników zniechęciły go do pobytu tam. Astaroth, zadał ponownie swoje pytania, jaka zwykle uprzejmie, choć, po prawdzie chętniej załatwiłby tego pseudodemona. Jednak najprawdopodobniej tylko on mógł mu opowiedzieć o tym amulecie
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett |
29-03-2007, 21:55 | #58 |
Reputacja: 1 | Akrenthal A więc w końcu wyruszyliśmy. Razem z paladynem, nekromantą oraz dreptającym za nami gnomem weszliśmy w głąb puszczy. W niczym nie przypominała ona jednak tej cudownej radosnej puszczy, o której nie raz można usłyszeć we wszelakich opowieściach. Albo inaczej, owszem przypominała - ale konkretniej jej parodię, stworzoną przez sadystycznego szaleńca. W opowieściach w każdej porządnej puszczy były piękne kolorowe zwierzęta, rośliny i tym podobne atrakcje. Tu też były - choć zwierzęta to w większości komary wielkości krowy, oraz srające gdzie popadnie papugi (oczywiście kolorowe, a jak by inaczej...). Rośliny - a jakże - mnóstwo. Przede wszystkim wszelakie bardzo skutecznie utrudniające poruszanie się zielsko, oraz plączące się we wszystko liany. Innymi słowy totalna porażka. Dobrze, że chociaż paladyn był tak łaskawy i torował nam swoim mieczem drogę, albowiem inaczej przejście tędy było by rzeczą prawie, że niewykonalną. *** Nagle paladyn zatrzymał się niespodziewanie, co zaowocowało tym, iż zderzył się z nekromantą. Pragnąc spostrzec powód tego niespodziewanego postoju przedarłem się do przodu. I mym oczom okazał się całkiem przyjemny widok. Ze zdumienia otworzyłem usta. Szybko jednak opanowałem się. Co ona tu robi - przeszło mi przez myśl. - Musicie być kolejnymi rozbitkami. Czy są wśród was ranni? Nie, całe szczęście. Wyglądacie znacznie lepiej niż reszta... o wiele lepiej... Dwaj zostali jeszcze na plaży...? Powinniście udać się do wioski, zbierają się tam wszyscy ocaleli za statku. Wyruszyłam właśnie na poszukiwania rozbitków. Mogę odprowadzić was do osady, jeśli nie znacie terenu. No tak. Normalnie jak gdyby ta urocza puszcza nie wystarczała sama w sobie. Niezbędna była mi teraz jeszcze cała wioska wieśnioków goniących mnie z widłami i pochodniami, krzyczących: "Aaaa!!! On ma zieloną skórę trzeba go spalić!!!". Szybko narzuciłem kaptur na głowę. Z drugiej strony całkiem prawdopodobne wydawało się, że jest to pułapka. Był jednak tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić... Zamykając oczy próbowałem z całej siły wyobrazić sobie, że jestem napotkaną osobą. Mym oczom okazał się gładki ocean jej myśli... Delikatnie (nie było w końcu potrzeby głębokiego sprawdzania myśli) zanurzyłem się w nim i... Nie, na pewno nie chciała nas oszukać. Przynajmniej nie wprost i w sposób oczywisty. Naprawdę chciała nas zaprowadzić do wioski. Nadal nie byłem jednak pewien, czy przychodzenie tam jest dobrym pomysłem, lecz postanowiłem zaryzykować. - A więc... prowadź. - powiedziałem i udałem się za nekromantą. Ostatnio edytowane przez Vimes : 29-03-2007 o 21:57. Powód: Dowiedzenie się od mg o efekcie umiejętności |
29-03-2007, 22:04 | #59 |
Reputacja: 1 | Astaroth; wyruszyłeś do planu astralnego i tam zaczynasz poszukiwania informacji... Astral; kazałeś przekaz cieniowi wieści „pomoc nadchodzi”. Cień zrobił to, po czym zniknął, wyczerpała się jego „moc”. Thomas; Cień Astrala obiecał, że nadchodzi pomoc, więc postanawiasz na nią poczekać. Kładziesz nieprzytomnego na piasku w cieniu palm i lepiej go oglądasz. Po jakimś czasie pomocy nadal nie widać. Młodzieniec tymczasem odzyskuje przytomności stękając siada na pisku, masuje sobie obolałą głowę. - Gdzie...? Ojcze...? – rozgląda się z zagubieniem. Widząc „bezludną”, nie licząc siwego starca plażę, chłopak popada powoli w histerię. - Kim jesteś?! Gdzie... gdzie są wszyscy?! Gdzie statek, gdzie mój ojciec?! – rozpacza w panice. Vriess; spotkaliście piękną nieznajomą... - Nazywam się Vriess - tu skłoniłem się lekko. - Verai – skinęła przyjaźnie głową, chyba rozbawił ją twój urokliwy ukłon. - Ja i moi towarzysze będziemy Ci bardzo wdzięczni jeżeli zabierzesz nas do swojej wioski. A mnie przedstawisz waszemu wioskowemu magowi. - Chodźcie za mną – ruszyła przodem. – W naszej wiosce nie ma maga, jedynie szamanka. Nieopodal jednak zagnieździł się mężczyzna, który kazał zwać się „magiem”, i czasem czyni rzeczy ręcz nieprawdopodobne. Jest jednak złą istotą, Vriess. Odkąd się zjawił nad wodospadem, nasze plemię nie może czerpać z niego wody, gdyż on rzucił na nią klątwę – nie wytrzymując z ciekawości, pyta – Skąd wiedziałeś o magu, Vriess? Czy znasz jemu podobnych i nie lękasz się ich? Nie mów zaś, iż nie warto przejmować się tymi pozostawionymi na plaży. Kim są? Każde życie jest coś warte. Gengi, gnom, jest sceptycznie nastawiony do pięknej nieznajomej. Idąc w szeregu, ciągle podejrzliwie się jej przygląda. Wreszcie, docieracie do wioski położonej nad niewielką rzeką. Wpierw zauważcie tylko jeden „budynek” http://www.imagesofanthropology.com/...Re public.jpg Potem kolejny nad brzegiem rzeki i łódź http://www.eccoblue.org/images/jungl...olor%20web.jpg I kolejne budynki, w sumie jest ich kilkanaście i wyglądają podobnie jak ten „portowy” nad rzeką, choć jedna są większe, inne mniejsze. Początkowo zdaje się wam, że wokół nikogo nie ma, bo słyszycie tylko skrzeczenie papug i donośne wycie wyjców plus wrzaski innych małp skaczących gdzieś w konarach drzew nad waszymi głowami. Wasze przybycie nie pozostaje jednak niezauważone. Zjawia się miejscowa ludność. Ku waszemu zdumieniu, są to w przeważającej większości kobiety. No większość z nich to wyraźnie wojowniczki... http://img109.imageshack.us/img109/4...niczka07cm.jpg http://www.galeriaxena.za.pl/amazonki01%20(16).jpg Ale są też... druidki, zdaje się...? Ze dwie. http://img232.imageshack.us/img232/6379/567elf6sc.jpg Zjawiają się również „panowie”, aż... trzech. Dwaj to poważnie wyglądający wojownicy http://varvari-nz.hit.bg/metc.jpg Trzeci wygląda... łagodniej. http://sic.planetdiablo.gamespy.com/...n-ponytail.jpg W sumie w centrum wioski, zebrało się 15 osób, wszystkie wpatrzone w was w podekscytowaniu. Tłum szemra w podnieceniu, wskazując Astrala i Akrenthala. Jedna z wojowniczek, o rudych, lokowanych włosach, trąca łokciem koleżankę, wskazuje Vriessa i chichocze kokieteryjnie. Czujecie się trochę jak na jakiejś aukcji... Zjawia się jeszcze dwójka dzieci – chłopiec i dziewczynka, którzy jednak zostają szybko przegonieni przez matkę. Verai, która doprowadziła was do wioski, przemawia do pobratymców w rodzimym, niezrozumiałym dla was języku, i oznajmia: - Rozgośćcie się. Muszę teraz wrócić na plażę i poszukać innych. W całym zamieszaniu zdążyliście pobieżnie rozejrzeć się po wiosce. Zauważacie że w największym budynku, jedynym takiego kształtu, leżą na plecionych matach dwaj ranni i jakaś moda kobieta ich opatruje. Słyszycie jakiś rumor, czyjeś nawoływania; dziwne imię, którego nie możecie zapamiętać. Przez tłum przepycha się... centaurzyca?! http://www.messs.cc/albums/jujipaint...allversion.jpg - Przyszli nowi...?! – pyta gorączkowo, jąkając się. Wygląda jakby... była pijana. Nogi się jej plączą i omal nie upada. tłum stara się ją zatrzymać, ale centaurzyca zauważa was i w euforii stara się podejść jak najbliżej do was. - Przyszli!!! – wykrzykuje. - Wracaj! Nie powinnaś wstawać! Wracaj w tej chwili! – jedna z kobiet popycha ją tam, skąd centaurzyca przybyła, ale ta zażarcie się opiera i wykrzykuje: - Przynieśli kota! Przynieśli nam świętego kota! To pewnie ten zielony!... - Idźże, klaczo głupia! – wścieka się wojowniczka i z pomocą dwóch koleżanek wreszcie odciąga centaurzycę. – Chcesz się bardziej rozchorować?! - Kręci mi się w głowie!... – słyszycie jeszcze, jak stwierdza odprowadzana centaurzyca. Nagle cały tłum cichnie, rozstępuje się i z szacunkiem chyli głowy. Zbliża się ku wam starsza kobieta o przyjaznej twarzy, trzymająca pęk czerwonych i białych kwiatów. http://www.nierica.com/vitarose/imag...ansmission.jpg Przygląda się wam, dziwnie gestykulując rękoma i szepcząc: - Uuuułatasziła, uuuuanaka tsaaaame, uuuulatasziła nishikana!... USZKA MANANA SA!!! – wykrzykuje znienacka, zatrzymując się przed zielonoskórym Akrenthalem, który speszony aż drgnął. Tłum podsumował jego drgnięcie westchnieniem zgrozy. Szamanka uśmiecha się radośnie. - Witajcie, mów czego wam trzeba! – na co tłum odetchnął z ulgą, a dwie kobiety podbiegają wesoło do was, i zarzucają wieńce z kwiatów na szyję Akrenthala i Astrala, kłaniają się wam i wracają do reszty.
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |
29-03-2007, 22:24 | #60 |
Gdy Sangre po cichu skradając się dreptała niedaleko wspólnych przeżyłych miała łzy w oczach, kiedy patrzała jak postawny rycerz toruje, a raczej katuje rośliny by przejść. Sadysta przeszło przez myśl dziewczynce A wystarczyło by tylko ładnie poprosić, a rośliny odsunęły by się z drogi Agresja do paladyna wzbierała w dziewczynce. Zatrzymała się koło jakiegoś drzewa położyła na nim rękę, spuściła głowę. Włosy zasłaniały jej twarz, a łzy pociekły po policzku. Wyjęła z cholewy nóż myśliwski. I zaczęła dalej skradać się za grupą. Zobaczyła, że przystali na chwilę Co jest? podeszła bliżej. Zobaczyła jakąś bardzo roznegliżowaną blondynkę. A tej co, nie za ciepło jest? Siedząc za dużym liściem dużej tropikalnej paproci zrobiła złośliwy grymas twarzy. Siedząc za tym liściem zobaczyła, że piękna roznegliżowana zaczyna prowadzić paladyna, nekromantę i resztę gdzieś. Sangre dalej podążała za nimi, niezauważona. Dotarli do jakieś wioski. Sangre została pod osłoną lasu, nie wychodziła z jej zielonego sacrum. Dziewczyna zauważyła, że koło jej "towarzyszy" jest jakieś zamieszanie. Jakaś centaurzyca coś krzyczała, lecz Sangre nie byłą w stanie usłyszeć co takiego. Chyba coś o świętym kocie i czymś zielonym. Zielonym? O centaurzyca poszła...a ta co za sadystka...bidne kwiaty!Zbulwersowała się dziewczynka. Co ona wyprawia, jakaś popaprana czy co? Sangre widzi jak stara kobieta zaczyna dziwnie gestykulować i wydawać z siebie dziwne dźwięki, które ona w zielonych połaciach mogła usłyszeć. Zniewaga Ostatnio edytowane przez Nansze : 29-03-2007 o 22:33. | |