|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-12-2007, 11:10 | #121 |
Reputacja: 1 | Na Leracher, Malwin i Renwald skinęli nieznacznie. To się rozumiało samo przez się. - W takim razie skoro nikt nie ma obiekcji, mogę zakończyć rozprawę. Przypominam że do południa wszyscy panowie macie być gotowi do wyjazdu. Proszę o stawienie się na tarasie parkowym zamku na 10 minut przed południem. Tymczasem macie jakieś 2 godziny na przygotowania. Jeśli któryś z was będzie czegoś proście lokai, którzy nas tutaj obsługiwali. Oni będą wiedzieć jakie prawa wam tu przysługują i postarają się udostępnić wam wszelkie możliwe udogodnienia. - Alusair popatrzyła jeszcze chwilę na zebranych którzy wciąż na nią spoglądali. - Możecie się rozejść. - Nikomu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Uczestnicy zaczęli się podnosić, niektórzy szybciej inni wolniej. Malwin i Renwald podeszli do Leracher zamienić kilka słów na temat ekwipunku, a reszta udała się do wyjścia. |
23-12-2007, 22:30 | #122 |
Reputacja: 1 | Alusair popatrzyła jeszcze chwilę na zebranych którzy wciąż na nią spoglądali. - Możecie się rozejść. - Nikomu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Uczestnicy zaczęli się podnosić, niektórzy szybciej inni wolniej. Malwin i Renwald podeszli do Leracher zamienić kilka słów na temat ekwipunku, a reszta udała się do wyjścia. Gnom wyszedł z sali i spojrzał przez okno na zamkowe ogrody. Gdy w jego kierunku szedł Elarldur wskazał palcem na nie mówiąc.- To dobre miejsce na rozmowę. Po czym stuknął palcem Purchawka w dziób, dodając.- Poszukaj jakiegoś porządnego miejsca na pogaduszki. - Się robi.- rzekł kruk, dodając.- Krraa…- dla formalności. Po czym wyleciał, przez otworzone przez gnoma okno. Nie czekając na odpowiedź elfa, Volstagh zszedł na po schodach kierując się na owe ogrody widziane z okna w korytarzu. Ogrody urządzone były ze smakiem i przypominały układem te we Wrotach Zachodu. Widać Cormyr czerpał stamtąd wzory ogrodnictwa. Kruk już siedział pod gałęzią ogromnego drzewa. Gnom pogłaskał chropowaty pień po czym oparł się o niego, nasunął kapelusz o szerokim rondzie,na twarz i zapadł w lekką drzemką. Krótką wszakże, bo kilkunastu minutach Purchawek zaskrzeczał.- Elf nadchodzi. Rzeczywiście… słychać było kroki barda. Nie podnosząc kapelusza i nie próbując nawet spojrzeć na Elarldura, Volstagh rzekł.- Podobno, my gnomy, w lasach się lubujemy. Nie wiem czy to prawda, niemniej uważam szum drzew za kojący. Czekał przez chwilę, aż elf coś rzeknie w odpowiedzi, po czym kontynuował.- Przejdźmy do istoty sprawy. Otóż wy bardowie, macie… że tak powiem … odpowiednie podejście do dziewoi. Może byś zdradził parę sztuczek z uwodzenia, koledze po fachu?
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 23-12-2007 o 22:35. |
27-12-2007, 11:35 | #123 |
Reputacja: 1 | Jak on nie lubił tych ciągłych odpraw, tego wzywania i odsyłania, zwlekania i oczekiwania na wyjazd. Cóż bowiem ma robić przez dwie godziny czasu? Posłał spojrzenie dyskutującym w komnacie osobom- było w nim trochę zazdrości, ale przede wszystkim zdziwienie. Zawsze przed wyruszeniem na jakąkolwiek akcję Splamiony nie bawił się w rozmowy. Starał się skoncentrować, odpocząć, najeść się- kto wie, kiedy będzie do tego najbliższa okazja... Poderwał się z fotela i ruszył w kierunku swej komnaty, skinięciami żegnając się z napotykanymi po drodze istotami. Postanowił raz jeszcze zażyć odrobiny luksusu, nim przyjdzie mu spać na bagnach i pożywiać się tym, co upoluje. - Jadła i balii z wodą gorącą!- zawołał, gdy przechodził obok niego jeden z dworskich służących. Cóż, prędkość cormyrczyków zasługiwała na pochwałę- nie zdążył nawet odpiąć miecza po wejściu do swej komnaty, gdy na stole pojawiła się taca z przekąskami na tyle lekkimi, by nie czuć się po nich zbyt "pełnym" i na tyle pożywnymi, by głód przez długie godziny był tylko niemiłym wspomnieniem. Nim zasiadł do posiłku, drzwi otworzyły się kolejny raz- tym razem dwóch sługów wnosiło ogromne wazy, wypełnione niczym innym jak gorącą wodą. Cóż, dla Splamionego był to niepotrzebny przepych, lecz przepych całkiem przyjemny do oka. Na przyjemnościach dostatniego życia spędził elf ostatnie godziny w pałacu. Gdy tylko nadszedł odpowiedni czas, zerwał się z łóżka, na którym przeleżał ostatnie pół godziny, i popędził w kierunku tarasu.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
03-01-2008, 13:28 | #124 |
Reputacja: 1 | Malwin byl roslymm dobrze zbudowanym mezczyzna, jego krotkie przystrzyzone na wojskowo wlosy byly koloru czarnego.Lewa dlon mial jakby poskrecana i rzadko nia ruszal. Na odprawie ubrany byl w swoj "oficjalny ekwipunek" - poplytowa zbroje purpurowych smokow, helm na ktorego szczycie jest zdobiona figurka puprpurowego smoka. Przy pasie widnial doskonalej jakosci miecz poltora-reczny i z ktorego emanowala aura magii ( dla tych co to widza takie rzeczy). W czasie rozprawy nie odzywal sie prawie wcale, poza kilkoma przytaknieciami i werbalnymi wyrazami aprobaty. Dla Malwina sprawa byla latwa : jest rozkaz od korony - nalezy go wykonac. Nie widzial potrzeby zadawania zbednych pytan. Irytowalo go lekko cale to czekanie i zbedne dyskusje- wszak liczy sie kazda minuta. Po odprawie powiedzial poprostu : -Do zobaczenia za dwie godziny. Poczym podszedl do Leracher : -A wiec Pani tym razem pracujemy inkognito ? Cale szczescie ze Wojenni Czarodzieje nigdy nie dotykali swoimi paluchami mojego wyposazenia.- usmiechnal sie lekko po czym dodal Jak zwykle prosze sie nie klopotac mna, sam wszystko przygotuje Nastepnie sklonil sie lekko i ruszyl ku swoim kwaterom. Kwatery chociaz spore uzadzone byly prosto - ot poslanie, biurko, szafa i stojaki na bron i pancerze. Szybko sciagnal swoj oficjalny ubior i zalozyl zwykla pospolita lekko poobijana poplytowke. Cieszyl sie ze jego bron nie byla nigdy sygnowana przez Wojennych Czarodzieji inaczej musial by ja zostawic. Rekojesc "Zabojcy Zdrajcow" owinal mocno kawalkiem materialu bez wiekszych ceregieli odrzucil zdobiona pochwe i wsadzil miecz do zwyklej skurzanej. Nastepnie ztarl z tarczy wymalowanego tam purpurowego smoka i pomagajac sobie umocowal ja na swojej lewej rece- nie poraz pierwszy od pamietnego dnia przeklinal orkow za to co zrobili z jego lewa dolnia. Na plecy zarzucil zwyklu szary plaszcz z kapturem.Nastepnie zszedl do magazynu gdzie zostal zaopatrzony w zelazne racje zywnosciowe, line, kociolek i koc. Nastepnie zszedl do stajni. Tam chlopcy stajenni pomogli mu zapakowac wszystko na konia.Sam Malwin przygladal sie im krytycznie poczym pozostawil im instrukcje by jego wieszchowiec zostal doprowadzony na miejsce. Po przygotowaniu wszystkiego ruszyl na miejsce spotkania. Tak oto zacny oficer purpurowych smokow przeksztalcil sie w zwyklego wojownika jakich wiele na traktach Cormyru. Ostatnio edytowane przez Marcellus : 03-01-2008 o 20:34. |
05-01-2008, 19:17 | #125 |
Reputacja: 1 | Sabah wszedł po cichu do swojego pokoju. Pomieszczenie nie różnił się zbytnio od pozostałych komnat przeznaczonych dla służby. Posiadało w miarę miękkie łóżko pozbawione robalowatych mieszkańców, prosty, ale porządny, stół wraz z krzesłem nadjedzonym przez korniki i gołe kamienne ściany z dwoma dziurami – jedną większą na drzwi, a drugą mniejszą na okno. Chłopak rozejrzał się i z zadowoleniem zauważył, że podczas jego nieobecności żaden z przedmiotów w jego tymczasowym gabinecie nie zmienił położenia. Zresztą kto miałby niby przeszukiwać pokój jakiegoś podrzędnego sługusa w noc po tej całej rozróbie? Sabah podszedł do okna otwierając je oraz odciągnął szmaciane zasłony. Niebo było jeszcze zalane smołą nocy, jednakże horyzont zaczynał już powoli świecić, obwieszczając światu, że za chwilę rozpocznie się nowy dzień. Służący wpatrywał się w widnokrąg próbując oszacować ile czasu pozostało mu do świtu, a wiatr w tym czasie uspokajająco muskał jego bladą twarz. Nie trzeba było posiadać jakiś specjalnych umiejętności, by stosunkowo szybko wywnioskować, iż chłopak niezbyt często się ze słońcem widywał. A wiadomość, że ta kulka zaraz wszystkich pobudzi i po nocy pełnej wrażeń Sabah nie będzie miał nawet chwili na odpoczynek niezbyt poprawiała mu humor. Który swoją drogą i tak już był zły. Bardzo zły. Nic jak na razie nie działało się po myśli chłopaka. Skrzynia, nie licząc kilku śmieciowatych przedmiotów, była pusta, a na dodatek jej przeklęty właściciel postanowił się wybrać na jakąś misję ratunkową… jakby nie mógł siedzieć na tyłku w zamku, uśmiechać się sztucznie do wszystkich zapewniając ich jednocześnie o swoim pełnym poparciu oraz robić inne bzdety za które mu płacą. Bladolicy odwrócił się zasłaniając z powrotem okno, jednocześnie stwierdzając z zrezygnowanie, że nie ma już w tym miejscu nic więcej do roboty i najwyższa pora się wynosi. Wyciągnął więc spod glinianego dzbanka stojącego na stole małą białą szmatę, której przeznaczeniem było udawanie serwetki, a z torby leżącej obok kałamarz i pióro. Chłopak possał przez chwilę koniec pisadła, po czym zaczął pisać. Droga EliSabah skończył pisać i od razu w jego umyśle pojawiło się pytanie, czy aby przypadkiem ta lafirynda, która była adresatką, w ogóle umie czytać. Miał on jednak szczerą nadzieję, że nie pozostanie tu tak długo, by poznać odpowiedzi. Gdy ta myśl, podobnie jak każda inna, która szybko i niespodziewanie pojawiała się w umyśle chłopaka, równie szybko z niego wyleciała, bladolicy ocenił swoje wypociny. Nie miał teraz za bardzo siły, czasu, ani chęci do pisania miłosnych poematów, co dawało chyba o sobie znać. Lecz dla większości zaskoczeniem pewnie będzie sam fakt, iż ten ciamajdowaty sługus w ogóle umiał pisać. Chusteczka wylądowała na środku stołu, a prześcieradło zwinięte w linę zawisło na łańcuchu, który kiedyś miał podtrzymywać żyrandol (lub więźnia jeśli komnata robiła za celę). Sabah zawiązał pętelkę na końcu pościeli, po czym otworzył drzwi, co by go szybciej znaleźli – czas był tu bardzo ważny. Następnie stanął na krześle, przełożył głowę przez pętelkę, spojrzał w dół, uśmiechnął się krzywo i powiedział jedynie cicho do siebie. - Żegnaj okrutny świecie. A potem skoczył.
__________________ To była długa (i kosztowna) awaria... Ostatnio edytowane przez Mettalium : 05-01-2008 o 19:20. |
06-01-2008, 03:52 | #126 |
Reputacja: 1 | Elaraldur odetchnął z ulgą na ostatnie słowa Alusair. Wyprostował obolałe, niewyspane, a na dodatek dręczone wczorajszymi zakwasami ciało i poprawił dublet. Rozejrzał się po wychodzących gościach porozumiewawczo łapiąc wzrok gnoma. Wyszedł z sali razem z nim. Volstagh szybko pokazał mu miejsce rozmowy i poszedł śmiało do ogrodów. Bard nie zwlekał długo i podążał za nim, mając jednocześnie przeczucie, że ten coś knuje. Jednak jego myśli schodziły bardziej już na spotkanie z Elią. Jakże zraniona musi być teraz po śmierci matki... "Należało by ją jakoś pocieszyć" pomyślał Elaraldur i automatycznie się uśmiechnął do siebie na te kosmate myśli. Ale nie zamierzał tego robić. Chciał się raczej skromnie pożegnać i poćwiczyć w zacisznym pokoju na nowej lutni. Nawet nie zauważył gdy znalazł się w ogrodzie. Widział już takich krocie. - Podobno, my gnomy, w lasach się lubujemy. Nie wiem czy to prawda, niemniej uważam szum drzew za kojący.. - Zaczął Volstagh Elaraldur zaskoczony tak niemalże lirycznym początkiem rozmowy podjął szybko Kojący, bądź skrywający tęskne zawodzenie, niosący niepewność, czasem mrożący strach, zależy o której porze wejdziesz do ów lasu. - uśmiechnął się widząc, że gnom załapał delikatny dowcip przesycenia wypowiedzi. - Przejdźmy do istoty sprawy. Otóż wy bardowie, macie… że tak powiem … odpowiednie podejście do dziewoi. Może byś zdradził parę sztuczek z uwodzenia, koledze po fachu? Na twarzy Elaraldura było widać od razu, że nie pierwszy raz ktoś zadaje mu to pytanie i że już wie co powiedzieć ale nurtowało go jedno... - Nie pierwszy raz słyszę to pytanie i zaraz je wyjaśnię. Interesuje mnie tylko dlaczego "kolega po fachu" Też pan... znaczy ty, studiowałeś historię sztuki? Bo chyba nie zajmujesz sie muzyką? No cóż, wróćmy do sprawy. Nie Tobie jednemu wydaje się, że bardowie są strasznymi kobieciarzami. Podróżnych owszem, częściej się to tyczy, ale ja znów nie mam takiej chuci, żeby co noc spać trzema innymi paniami. Wszystko zależy od dwóch spraw: którą i po co? Widzisz, jeśli chcesz ją mieć na jedną noc to zdradzę, że w środowisku moich kolegów mało kto bawi się w podchody. Wystarczy sprytnie ulokowany w miejscu i czasie czar, by dziewczyna robiła dla ciebie w łóżku nawet "Amnijskiego Smoka"... i to do góry nogami. To zależy jedynie od wytrzymałości takiej dziewki na twą magię. Ci mniej ambitni wybierają iluzję, ale uważaj, można się uzależnić! A jeśli chciałbyś ją naprawdę uwieść... musisz ją poznać. Niektórzy patrzą na kobietę i wiedzą jaka jest, a niektórzy potrzebują czasu... Są różne sposoby w tym zupełnie mi nieznane... Ale grunt to wyczuć, czego taka kobieta oczekuje i wcielić się w taką rolę. Należy też posiadać, ekhm, pewne warunki fizyczne do tego. Ogólnie okazywać wiele uwagi i pokazywać, że zajmuje oczywiście najwyższe miejsce w twej liście osób, słuchać tego, co mówi, parafrazować to i udawać zasłuchanego w jej słowa. Jeśli zaś naprawdę Ci na niej zależy... To sprawa którą trzeba czuć... Ja tego nie wyjaśnię... A kogo masz na myśli jeśli można wiedzieć? Tu żadnych gnomek nie widziałem, chyba, że się ogólnie pytasz. Czemu teraz? Gdy ważą się losy całego Cormyru? Ostatnie słowa wypowiedział z wyraźną ironią. Ostatnio edytowane przez Elaraldur : 06-01-2008 o 16:17. |
07-01-2008, 22:08 | #127 |
Reputacja: 1 | - Nie pierwszy raz słyszę to pytanie i zaraz je wyjaśnię. Interesuje mnie tylko dlaczego "kolega po fachu" Też pan... znaczy ty, studiowałeś historię sztuki? Bo chyba nie zajmujesz sie muzyką? No cóż, wróćmy do sprawy. Nie Tobie jednemu wydaje się, że bardowie są strasznymi kobieciarzami. Podróżnych owszem, częściej się to tyczy, ale ja znów nie mam takiej chuci, żeby co noc spać trzema innymi paniami. Wszystko zależy od dwóch spraw: którą i po co? Widzisz, jeśli chcesz ją mieć na jedną noc to zdradzę, że w środowisku moich kolegów mało kto bawi się w podchody. Wystarczy sprytnie ulokowany w miejscu i czasie czar, by dziewczyna robiła dla ciebie w łóżku nawet "Amnijskiego Smoka"... i to do góry nogami. To zależy jedynie od wytrzymałości takiej dziewki na twą magię. Ci mniej ambitni wybierają iluzję, ale uważaj, można się uzależnić! A jeśli chciałbyś ją naprawdę uwieść... musisz ją poznać. Niektórzy patrzą na kobietę i wiedzą jaka jest, a niektórzy potrzebują czasu... Są różne sposoby w tym zupełnie mi nieznane... Ale grunt to wyczuć, czego taka kobieta oczekuje i wcielić się w taką rolę. Należy też posiadać, ekhm, pewne warunki fizyczne do tego. Ogólnie okazywać wiele uwagi i pokazywać, że zajmuje oczywiście najwyższe miejsce w twej liście osób, słuchać tego, co mówi, parafrazować to i udawać zasłuchanego w to co mówi. Jeśli zaś naprawdę Ci na niej zależy... To sprawa którą trzeba czuć... Ja tego nie wyjaśnię... A kogo masz na myśli jeśli można wiedzieć? Tu żadnych gnomek nie widziałem, chyba, że się ogólnie pytasz. Czemu teraz? Gdy ważą się losy całego Cormyru?- elf odpowiedział długa tyradą. - Na razie Cormyr jest bezpieczny…A nawet jeśli nie jest. To i tak nie mamy na to wpływu. „A jak się nie na coś wpływu, to nie trzeba się tym martwić, chyba że tym czymś są uzbrojeni po zęby zbóje za naszymi plecami”- jak wujcio Arnulf zwykł mawiać. Co innego gdy już dojedziemy do punktu docelowego naszej wyprawy.- rzekł gnom nie wstając.- Wtedy to pewnie nasza dzielna zakuta w zbroje część drużyny obmyśli kilka planów oblężenia. Szlachetne rycerstwo nie docenia plebejskich metod jakim są przebrania, włamania i nie zwracanie na siebie uwagi…I tu pojawiają się rolę dla naszej dwójki. Istot, że tak powiem, bardziej subtelnych w działaniu, nieprawdaż? -A co do mojego pytania…Cóż, nie myślałem o rozkochaniu kobiety, a używanie magii do zaciągania niewiast do łóżka, uważam za obrzydliwe.- grymas niechęci na twarzy gnoma potwierdzał wyrażoną słowami niechęć do takich praktyk.- Nie myślę tu o romansie…Widzisz, będę jechał u boku niewiasty, i to bardzo blisko. I wolałbym żeby ta podróż była przyjemna, dla obojga z nas. Więc myślałem że mógłbyś poradzić mi parę prostych sztuczek, dzięki którym spojrzałaby na mnie przychylnym okiem…I by ta podróż przebiegła w miarę miłej atmosferze. Uwieźć to mi się jej nie uda, ale przyjemniej się trzymać radosnej kobiety niż mruka. W dłoni gnoma znienacka błysnęła moneta, potem przemieszczała się pomiędzy jego palcami…Aż nagle Volstagh wykonał gwałtowny ruch dłonią i moneta znikła, a gnom rzekł.- Co prawda śpiewać nie umiem , drogi elfie. Ale podczas moich wielu wojaży, trudniłem się różnymi zajęciami. A jednym z nich była branża rozrywkowa. Jak widzisz, łączy nas więcej niż się z pozoru wydaje. -Schował ją w rękawie…Moneta w rękawie.-Purchawek odezwał się znienacka psując efekt. -Hej, widownia nie podpowiada!- krzyknął odruchowo lekko poirytowany dziki mag.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 28-01-2008 o 09:43. |
11-01-2008, 00:47 | #128 |
Reputacja: 1 | Sabah Ciało wisiało na prowizorycznej szubienicy pewien czas. Chociaż było już dawno po pobudce służby, nikt do środka nie zaglądał. Służący ledwie wyrabiali z obowiązkami. W zamku musiało się stać coś nieprzewidzianego. Wielu gości postanowiło zostać na dłużej niż przewidywali. Dopiero po jakichś dwóch kwadransach, kogoś zainteresowały otwarte drzwi. Nie był to nikt inny tylko sam Amanty, szef oddziału służby do którego został przydzielony nieszczęśliwy kochanek. Ojciec Amanty jak mawiali na niego wśród znajomych był zawsze oschły i zimny, ponoć zaczęło to się kiedy był w klasztorze. Jednak dotykając ciała stwierdził, że ten jest znacznie zimniejszy. "Pewnie powiesił się dobre kilka godzin temu" przemknęło mu przez myśl. Tymczasem do pokoju zakradł się niepostrzeżenie Tytus, młody pomocnik ojca Amantego i jego siostrzeniec zarazem. - Ojcze co się stało? Co on nieżywy? Powiesił się? Zakochał się i powiesił? Głupek! - wykrzykiwał podniecony młodzieniec - Tak - rzekł wolno i niezwracając uwagi na młodzieńca ojciec Amanty. - Patrz! Patrz! List! List! - wołał skacząc wokół mężczyzny młodzieniec. Amanty dopiero po chwili spojrzał w dół. Coś mu nie do końca grało z tym trupem, nie widział żeby specjalnie zalecał się do tej poczciwinki, Eli. Amanty wyrwał młodemu list z ręki i szybko przebiegł po literkach. - Idiota - skwitował treść oddając liścik - Zanieś Elii ale dodaj ode mnie, że idiota. Potem poleć Nestorowi posprzątać idiote i zanieść do świątyni funeralnej. Niech sie tylko szybko uwinie bo mamy dużo roboty. - Już lecę. - Ojciec Amanty spojrzał na Sabaha. "Czy on nie miał głowy przechylonej w drugą stronę?". Coś tu jest bardzo nie w porządku. Zaczął mu się przyglądać ze wszech miar dokładnie. Obszedł go kilka razy. Teraz utwierdził się w swych przekonaniach. Szybkim ruchem wyciągnął z cholewy sztylet. Wskoczył błyskawicznym ruchem na biurko i machnął sztyletem przecinając płótno. Sabah z hukiem spadł na ziemie. - Ehh, idiota... - powiedział Amanty wychodząc z pokoju po tym jak złożył ciało na łóżku i odwiązał z szyi prześcieradło. *** Podróż taczką w worku była bardzo nieprzyjemna. Myślałeś o tym jak podle traktuje się zmarłego. Pamiętałeś też jak za "życia" przyjemny był dla Ciebie Nestor, a teraz rzucał Tobą gorzej niż workiem ziemniaków. Wreszcie usłyszałeś krótką rozmowę z poczciwym braciszkiem w świątyni przycmentarnej. Braciszek obył się z Tobą już nieco lepiej. W końcu położył Cię na zimnej posadzce w jakiejś wielkiej sali po czym wyszedł. Przez płócienny worek dobrze czułeś swąd trupów i to w różnych fazach rozkładu. Najwidoczniej grabarz nie nadążał z kopaniem grobów. Teraz więc zostałeś sam, nie licząc otaczających Cię worków z innymi ciałami. |
19-01-2008, 06:13 | #129 |
Reputacja: 1 | Sabah przesunął lewą rękę na obolały kark i zaczął go rozsmarowywać. Wiszenie tak długo na szyi bynajmniej jej nie zrelaksowało. Ulga przyszła już po chwili pozwalając umysłowi chłopaka oderwać się od napastliwego bólu i zaplanować dalsze poczynania. Po przeprowadzeniu pierwszej pomocy uciekinier rozejrzał się wokoło. Dokładna obserwacja otoczenia ujawniła dziurę w płótnie w okolicach prawego uda. Sabah postanowiwszy poszerzyć wyłom, wyciągnął dłoń w tamtym kierunku i syknął z bólu. Podróż w taczce Nestora okazała się być o wiele bardziej niewygodna niż się początkowo wydawało. Wgniecenie w kończynie nie było może poważne, ale zdecydowanie uniemożliwiało używanie jej w najbliższym czasie. Po tym, jak przez umysł Sabaha przelała cię cała rzeka miej i bardziej wymyślnych przekleństw dotyczących tego cholernego hipokryty, chłopak powrócił do poszerzania dziury. Druga ręką, choć też z paroma siniakami, jednak sprostała zadaniu i już po kilku chwilach bladolicy mógł w pełni docenić aromat panujący w świątyni. Nie wiedział tylko co daje intensywniejszy smród – przebudzające się powoli zombi, czy też pleśń, która wygrała już z tynkiem wojnę o ściany. Sabah jednak szybko (jak na niego) oderwał się od rozważań na temat fauny i flory w pomieszczeniu i pozbierał z ziemi worek, z którego się wykluł. Brak jednego zagranicznego klienta mógł nie zwrócić niczyjej uwagi, ale pusta pseudo-trumna pewnie szybko, by kogoś sobą zainteresowała. Tak więc, wylądowała w miejscu, gdzie spokojnie mogła się ukryć w tłumie sobie podobnych - na górze różnorakich śmieci ułożonych przez grabarza (lub innych mieszkańców cmentarza) z tyłu sali. Jednak aby wysokość stosu pozostała niezmienna, Sabah pożyczył sobie z niego na stałe płaszcz jednego z nieoddychających już tubylców. Chłopak wymknął się cichociemnie z świątynie omijając zapracowanego kapłana i wyszedł na ulicę. I już Sabah skryty pod kapturem jakości nie pozwalającej wątpić, iż właściciel jest żebrakiem, szedł możliwie najszybszym krokiem nie wzbudzającym podejrzeń w stronę północnej bramy.
__________________ To była długa (i kosztowna) awaria... |
24-01-2008, 18:08 | #130 |
Reputacja: 1 | Bard wysłuchał uważnie gnoma. I uważnie obejrzał trik z monetą uśmiechnąwszy się na podpowiedzi ptaka. To nie był pierwszy raz, kiedy Elaraldur spotykał się z mówiącym chowańcem. Po chwili zastanowienia, a może konsternacji sytuacją, człowiek jął odpowiadać. -Co do tych subtelnych działań, znając metody Cormyryjczyków, chyba nie będzię zbyt dużo patyczkowania się. To zadanie typu "znajdź i zniszcz", choć kto wie, kiedy będą mogły przydać się umiejętności godne mistrzów szpiegostwa. Bard zaśmiał się serdecznie, po czym jego oblicze po raz kolejny zmieniło się w zastanowieniu. -No cóż, właściwie sam nie wiem co mógłbym ci poradzić... Mówię o tej podróży. Uśmiechaj się, bądź pomocny i nie zapominaj się obmyć od czasu do czasu. Mimo to jestem pewien, że wycieczka minie nam w dość miłej atmosferze... na tyle miłej jaka może być podczas akcji specjalnej. Zobaczymy kawałek nieskażonego cywilizacją świata, z dala od tych dworskich snobów (pewnie teraz ktoś to słyszy, cały pałac jest omotany magią). Poznamy się lepiej mości gnomie. -Co do zauroczeń - dodał po chwili- nie dziwi mnie, że się tym brzydzisz, to niezbyt wysublimowany sposób, ale prawda jest taka, że w wielu przypadkach kobieta i tak chce, tylko trzeba jej "pomóc". Sam nie stosuję tych metod (żebyś sobie nie myślał), ale nie podchodzę do nich też z jakimś obrzydzeniem. Zdarzały sie wręcz sytuacje, że dziewczyny same chciały zostać omotane magią... No ale wszystko zależy od takiego magika, który stosuje ten czar. Wiadomo, że są ludzie kulturalni, a są i sucze syny... Czas naglił, Elaraldur nie chciał spędzić całego czasu na przygotowania w ogródku. -Jestem pewien, że porozmawiamy do woli podczas podróży. Wybacz, ale będę musiał już cię na razie pożegnać. Mam jeszcze kilka spraw... Bard miał zamiar się pożegnać i oddalić do kwater Elii, by zamienić z nią kilka pożegnalnych słów... tylko słów. Później do swojego pokoju starannie oporządzić się do podróży, tak by zdążyć jeszcze ograć nową lutnię. |