Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2008, 20:48   #411
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Stabilna Czerń... Interesujący twór powstający właśnie na jego dłoniach. Początkowo przypominał pojedyncze włókna pajęczyny, ale po każdym złączeniu dłoni i przełożeniu palców, włókien przybywało, aż pojawiło się coś, co dla postronnego obserwatora mogłoby być wyjątkowo dużym nagromadzeniem pajęczyn. Swego rodzaju pajęczą metropolią, jednakże na tym się nie skończyło, gdyż Ravist złączył dłonie, przytrzymując je przez chwilę...
Nagle rozbłysło białe światło i nagle stwierdził, że znajduje się w swoim ciele. Uśmiechnął się, po czym zrzucił z siebie postać, która narzuciła mu Kejsi, a następnie kontynuował. Dalej miał złączone dłonie, spomiędzy których czarna substancja zaczęła... właściwie nie da się określić co się działo. Parowała, sączyła się, kruszyła się... żadne z tych określeń nie było właściwe, gdyż to nie miało stanu skupienia. Kiedy zaś rozłożył dłonie, substancja otoczyła dłonie Tygrysa, który uśmiechnął się triumfalnie.
-Co do twojego pytania... Aby przejść z Wymiaru do Wymiaru zawsze trzeba otworzyć bramę Międzywymiarową. Myślałam, że taki inteligent o tym wie-rzekła Mistress, zaś Rakszasa uśmiechnął się tylko pobłażliwie.
-Oczywiście, że wiem... Chodziło mi bardziej o sposób przedostania się tam, czyli w jaki sposób otworzyć Bramę-westchnął. Khemetra podsunęła mu odpowiedzi, które miały sens, a jednocześnie potwierdzały jego plan oraz zamysł.
-W takim razie musi się to udać. Dziękuję za odpowiedź i życzę zbawienia duszy-uśmiechnął się, po czym zniknął.
Pojawił się przy drużynie.
-Sirfaldirze-mruknął od niechcenia, zaś obok niego pojawił się Dżin.
Nagle Tev zobaczył znajomego Anioła, więc wyszczerzył się do niego. Obok niego stał znajomy Nekromanta i jakiś rycerzyk.
Kawałek dalej powstało kłębowisko czarnej mgły i biała łuna. Z jednej uformowała się Mistress, zaś z drugiej Almanakh. Ta pierwsza zaczęła mówić, objaśniając swoje plany zgromadzonym członkom drużyny.
Ravist słuchał uważnie, tworząc w umyśle wizje rozpościerane przez kobietę i stwierdził, że są jak najbardziej realne. Ponadto stwierdził, że Mistress zauważyła to, co on już od dawna wiedział, pomiędzy ścierającymi się Bielą i Chaosem, jest ogromna moc. Szarość. Właśnie z niej zamierzała skorzystać Mistress, zaś Ravist zastanawiał się czy pozwolić na czerpanie z tego źródła istocie Chaosu, jednakże stwierdził, że bez tego nie powstanie Piąty Wymiar, a w ostatecznym rozrachunku nie powinno to zakłócić równowagi.
Zestawienie argumentów za i przeciw wyłoniło, iż korzystniej będzie opowiedzieć się zdecydowanie za, więc skinął głową z aprobatą.
-Wasza decyzja?-zapytała, a Tev uśmiechnął się.
-ZNISZCZYYYĆ!!!!-wrzasnął, po czym zachichotał.
Jednak dalsza część rozmowy nie ułożyła się tak różowo, gdyż Mistress stwierdziła, że umarli! Ponadto zagroziła, że zabije ich, jeżeli oni nie zabiją Astarotha, zaś jeżeli on nie da się zabić, oni zginą.
Dalej wszystko działo się szybko. Śmiech Astarotha, łzy Barbaka, niedowierzanie Kejsi, wyznanie Ray'giego, względny spokój Levina w obliczu podłego zachowania Mistress, słowa Waldorffa. Do tego wszystkiego oni, Tev, Ravist i Sirfaldir, dolączali wymowne milczenie.

W umyśle Tygrysa rozległy się dwa dźwięki. Jednym z nich był wrzask furii Teva, zaś drugim histeryczny śmiech Ravista.

Nagle Czerń z łap Tygrysa, przybrała postać Półelfa z kosturem. Otaczała go czerń. Owy Półelf zrzucił kaptur, przyglądając się uważnie dwóm przedstawicielkom swojej rasy.
-Dla was śmierć jest łaską, której nie powinnyście dostąpić. Waszym przeznaczeniem powinna być śmierć w męczarniach, którą jestem w stanie wam zgotować. Igrać czyimiś duszami to bardziej niż podłe, szczególnie wtedy, kiedy jest to coś, dla czego żyło się i wiązało nadzieje na lepsze zycie po śmierci-wysyczał zajadle, po czym spojrzał wymownie na drużynę.
-Nie zależy mi na mojej duszy, gdyż jest ona bezpieczna. Szkoda mi jedynie życia dusz takich osób jak Waldorff, Barbak, Kejsi... Oni nie zawinili... Kejsi zawierzyła ci-rzucił z niewysłowioną pogardą, w stronę Almanakh.
-Kierowała się twoim słowem, a teraz została zdradzona. Przez własną wiarę!-zagrzmiał.
-Miałem rację od samego początku... Bogowie to bujda! Są tylko podstępnymi stworzeniami grającymi na istotach, które im ufają!
Dusze to coś, czego się nie dotyka. Nawet najplugawsze stworzenie ma dla nich poszanowanie
-warknął, zaś twarz ściągnęła się w niewysłowionym gniewie, a oczy płonęły.
-Wiedz jednak, że nie przechytrzyłaś wszystkich. Popełniłaś jeden mały błąd, który teraz owocuje.
Rakszasa nie zdradza towarzyszy i oczekuje tego samego, a teraz ci coś wyjaśnię
-warknął.
-Ja jestem Ravist, alter ego Teva z bytu równoległego, przybyły by połączyć się ze sobą samym z tego Wszechświata równoległego.
Być może i Tev zginął, jednakże zapomniałaś o jednym. Tev to Ravist, a Ravist to Tev. Jesteśmy jedną osobą w dwóch postaciach, więc z chwilą, kiedy przybyłem, ofiarowałem mu swoje życie na wspólne posiadanie i to właśnie na nim egzystujemy. Ponad to z chwilą naszej syntezy moja dusza stała się jego duszą, a więc to znaczy, że mamy duszę, której ty nie zabrałaś. Skoro więc jesteśmy jednym, dusza Teva uległa odtworzeniu, więc masz ją zarówno ty, jak i my, jednakże to nie ma najmniejszego znaczenia. Nawet jeżeli odebrałabyś tą, którą jesteśmy aktualnie, jesteśmy w posiadaniu kilku… że tak powiem… egzemplarzy tej samej duszy, a wszystkie ukryte i zabezpieczone
-uśmiechnął sie perfidnie.
-Powstały one nie od duszy, którą ukradłaś, ale od naszej duszy-rzekł w zamyśleniu, zastanawiając się ile ujawnić.
-Co sie tyczy ciebie Astarothu... Gdybym chciał, dałbym radę pokonać cię razem z Tevem nawet z artefaktami, ale Rakszasa nie zdradza. Poza tym w tej chwili próbujesz przekonać nas, byśmy cię zabili, by nas ochronić... Jednakże ja postaram się coś wymyślić-rzekł, kończąc tajemniczym uśmieszkiem, a następnie rozpłynął się, ponownie wchodząc na łapy Teva, u którego widniał podobny uśmieszek.
Tygrys opierający się o Ilontha stał obok Sirfaldira, który założył ręce na piersiach, oczekując każdego ruchu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 13-11-2008 o 22:11. Powód: Błąd przy fragmencie o reakcji Levina :D
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 14-11-2008, 13:09   #412
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
-Aye, demonie. Mogłem się spodziewać że znów nas poświęcisz. Raz już kiedyś zdradziłeś.... Pamiętamy.
Fungrihmm zmitygował się i dodał.
-Znaczy mnie nie bo wtedy mnie nie było. Ale Oni – Tu wskazał na Vriess’a i Extremala. – Już tak.
-Przy okazji Sorry że się nie przywitałem zgodnie ze zwyczajem. Chyba towarzystwo elfów, drowów i orków rujnuje moją kulturę osobistą.
Swoją drogą prawie kwadratowy karzeł z kolorową grzywą włosów i łańcuszkiem łączącym lewe ucho oraz największy warkocz z brody musiał dawać pejoratywne skojarzenia. I to bynajmniej nie z kulturą.

Zresztą sam klan zabójców miał swój własny kodeks postępowania. Kluczowe tu były przykazania. Giń śmieciu, To jego problem, Gdzie moje pifo oraz DIE, DIE, DIE,DIE. Komuś kto z góry wie że nie pożyje dostatecznie długo by wyprać skarpetki trudno przychodzi okazać szacunek innym. Zwłaszcza takim które uważają się za kogoś lepszego i/lub twierdzą że dany zabójca jest w ich władaniu. To całkiem jakby rozjuszonego byka prosić by nie tratował bratków.

-Będzie co ma być. To czy się dołączę do planu niszczenia światyń będzie tylko zależało od Was. – Tu spojrzał na Siostry.
-Za długo żyję na tym i innych światach by działać jak byle gówniarz. Pośpiech jest potrzebny w łapaniu elfów. To czy ja dobrze rozumiem, chcecie zniszczyć kult MORADINE?
 
Vireless jest offline  
Stary 14-11-2008, 13:40   #413
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Złość i kolejne spazmy targały ciałem Babraka, klęczał i był jedynie cieniem samego siebie. Był cieniem postaci, którą był jeszcze przed kilkoma chwilami. Paradoksalnie upadł z bardzo wysoka. Przed kilkoma chwilami przybrawszy postać smoka zdawał się być kimś dumnym, kimś kto zdolny jest do podejmowania decyzji. Ważnych decyzji. Kim jednak był? I czy naprawdę mylił się aż tak bardzo? Czy przypadkiem bardzo żywe emocje nie zagrały w jego sercu pierwszych skrzypiec?

Pogrążony w swych własnych rozmyślaniach przysłuchiwał się jednym uchem temu co mówiła drużyna. Temu co swą postawą wyrażała Kesji. Chimerka wciąż wierna swym ideałom. Wciąż wierna Almanakh. A on? W co teraz wierzył? Komu był wierny? Co winno liczyć się najbardziej? W nim, w jego sercu? Czym był on? Czym było całe jego życie? Dla kogo je przeżył? I czy przypadkiem pytania o niego samego były tu aby najważniejsze?

Zaskoczyło go podejście jego przyjaciela. Fungrimm jak zawsze stał twardo na ziemi. Zdawać by się mogło nie liczyły się dla niego ideały. Dążył do swego najważniejszego celu, samozagłady. Im bardziej spektakularna by ona była tym lepiej. Jednak czy aby tylko? Co nim powodowało aż tak bardzo? Co dokładnie rodziło się teraz w jego kolorowej, wyłysiałej, okolczykowanej i na pewno skopsanej głowie?

– Za dużo pytań na raz. Za dużo spada na moja głowę. Palladine! Błagam Cię dopomóż.

Barbak nie robiąc sobie absolutnie nic z obecności drużyny przeniósł się do miejsca gdzie mógł przez krótką chwilę kontemplować w samotności. Przeniósł się do planu powietrza gdzie jeszcze niedawno Tevonrel niósł mu pomoc. Był tam sam, miał przynajmniej taką nadzieję.. tylko on, jego myśli... i jego wiara. W co? To było jedno z tych pytań na które winien sobie odpowiedzieć w pierwszej kolejności. Czym jest on i czym jest jego życie.

Ukląkł a przedramiona krzyżem złożył na swym torsie. Pogrążył się w chyba najgłębszej modlitwie w jaką mógł się do tej pory wprowadzić... a modlił się tak:
Wrzuta.pl - DANZEL - WHAT IS LIFE - djpartyman.wrzuta.pl
//Nie ważny jest beat i otoczka. Zwróćcie proszę uwagę na same słowa i wyobraźcie sobie pogrążonego w głębokiej modlitwie orka //

Katharsis, Nirwana, czy jakby to inaczej nazwać jest tym co zazwyczaj uderza w głowę z siłą rozpędzonego nosorożca, albinosa. Uderzenie to zwykle powoduje nie tylko potężnego siniaka ale układa też jeszcze klepki w głowie. Układa je tak zazwyczaj niesymetrycznie, rzec by można wręcz chaotycznie. A to dlaczego zawsze dają one pewien klarowny obraz nie wie chyba nikt. Barbak również nie wiedział, ale owo olśnienie było zapewne tym czego potrzebował.

Teleportował się na powrót do przyjaciół, a konkretnie z plecy swego karłowatego przyjaciela właśnie w chwili, gdy ten zaczynał mówić o niszczeniu kultu Boga Kowala. Barbak pewnie, szybko i zdecydowanie położył mu prawicę na ramieniu, przyklękając przy tym za jego plecami i zadając sobie w duszy pytanie dlaczego karły muszą być takie karłowate.
- Hooold. było jedynym co wydobyło się z jego ust.

Następnie omiótł swym spojrzeniem całą drużynę. W kącikach jego ust pojawił się słaby uśmiech, jego oczy nie były już przeszklone, nie wyrażały nienawiści, zawodu czy zwątpienia. Zielony umysł był teraz czysty, kto wie czy nie najczystszy od samego zarania jego żywota.
Jego tarczą, ostrzem, jego życiem, a kto wie może i przyczyną jego śmierci była jego wiara. Teraz wiedział o tym doskonale. Wiedział też w co naprawdę wierzył.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 14-11-2008, 13:50   #414
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Dużo się działo, wymiana zdań, przekonywanie. Jednak dla Levina kluczowym elementem było co innego, żywy ogień. Najwyraźniej nikt nie chciał go wziąć. Barbak preferował łuk a drow był drowem i Levin nie zamierzał go dozbrajać. Nie chodzi o to, że mu nie ufał. Ufał mu na tyle, żeby obrócić się do niego plecami podczas walki z Astem. Jednocześnie nie miał zamiaru dawać dla kogoś kto mógł być wrogiem potężnej broni. Zanim po nią sięgną naprostował Fungrimma.
-Z tego co zrozumiałem chcą zniszczyć świątynie ale nie wiarę. Czyli wiara będzie dalej ale bez budynków. Pozostaje jeden problem. Co się stanie gdy ktoś później wybuduje świątynie?
Gdy uzyskał odpowiedź podszedł do miecza i złapał za rękojeść. Musiał solidnie szarpnąć by go wyciągnąć.
-Jasne. Dajcie ślepcowi miecz.
Wyprowadził kilka niezdarnych cięć, owszem potrafił walczyć ale kijem.
-Może od razu dajcie mi łuk? Jak to działa?
Levin czuł, że prędzej się pokaleczy niż kogoś zabije. No ale on nie był od walki.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 14-11-2008, 14:49   #415
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
-Stary może i masz rację. To będzie tylko burzenie świątyń. Ale mi się to nie podoba. I to baaardzo. I twoje pytanie też jest dla mnie ważne. Co będzie później? Ludzie, elfy, dwarfy i inni mają zostać tam gdzie są bez swoich religi??? Jakoś tego nie widzę.

-Chciałbym się dowiedzieć co ma nas i nasze światy czekać PO. Niezbyt mnie interesują ogóły i banały. Chcę konkretów zawsze taki byłem i taki już zostanę do końca życia...

Karzeł uśmiechnął się na widok Levina z bronią.
-Ta broń nie była moja to i po nią nie wyciągam rąk. Niech ktoś inny ją weźmie...
 
Vireless jest offline  
Stary 14-11-2008, 16:38   #416
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
- Miałem rację od samego początku... Bogowie to bujda! Są tylko podstępnymi stworzeniami grającymi na istotach, które im ufają !

Ray'gi spojrzał swymi ciemnymi, zimnymi oczami na transformację Tevonrela. Jak sam nieznajomy się przedstawił - Ravista." A kiedy wszystko będzie zbliżać się ku końcowi, każdy z nas rzuci karty na stół." Uśmiechnął się do siebie. "Szkoda, że niektórzy z nas mają pochowane asy w rękawach." Zmierzył od góry do dołu alter-ego Tevonrela wzrokiem i pokręcił głową.

- Mój drogi - Ray'gi strzelił palcami i wskazał Almanakh oraz Mistress - Może to prawda, że te dwie nie są na prawdę bóstwami... Może to prawda, że one dwie są tylko nędznymi karykaturami bogów, wreszcie, tak, może rzeczywiście to prawda, że bogowie przyglądają się również im i ślą pobłażliwe uśmiechy, widząc, żałosne próby zawładnięcia planami - Ray'gi zrobił pauzę i zachichotał - Ale czy to naprawdę najlepsza pora na robienie sobie wrogów...?
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 14-11-2008, 20:23   #417
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Czerń rozlała się na postać Tygrysa i jego broń, zaś cała postać przekształciła się w Półelfa z kosturem, który słuchał spokojnie, z tajemniczym uśmiechem na twarzy, słów Mrocznego Elfa.
Miał ochotę roześmiać się, jednakże rozmyślił się, kończąc na tymże uśmiechu, z którego nie dało się wyczytać nic. Wielu powiadało, że oczy są zwierciadłem duszy, zaś oni potrafią z nich czytać. Taka osoba, nawet mówiąc prawdę, nie dałaby rady wyczytać nic z oczu Ravista. Były podobne do luster, za którymi czaiła się ciemność, której nie da się rozświetlić.
Jego antracytowe oczy nie mówiły niczego, mięśnie twarzy nie zdradzały emocji, tak jakby był z nich całkowicie wyprany. Poniekąd była to prawda, jednakże nie zmieniało to istotnego faktu.
Słowa Drowa potwierdziły przypuszczenia Ravista. Połknął haczyk.
-Całkiem zgrabnie obraziłeś dwie przedstawicielki ras z założenia potężniejszych od nas, ich stworzeń. Z założenia. Dostrzegam jednak nieścisłość w twym toku myślenia. Bogowie nie istnieją, jednakże to tylko drobna skaza na twych słowach-rzekł Półelf, po czym uśmiechnął się radośnie. Udawał czy rzeczywiście się cieszył? Jeżeli się cieszył to z czego? Jeżeli nie to jaki miał w tym cel?
-Jednakże ośmielę się przytoczyć pewną przypowieść. Był Mag, który zwał się Astrin Ejmrae. Jako dziecko miał pseudonim Chytrus i nikt go nie lubił, lecz miał talent do magii. Rozpoczął od zarabiania na sztuczkach iluzjonistycznych. Później, kiedy odbył podróż tak długą, że mogli ją odbyć tylko nieliczni, dostał się na studia magiczne, a kiedy rzucił zaklęcie, nauczyciel zdziwił się, gdyż wydawało mu się, że uczeń przełamał jego zaklęcie. Kiedy zaś posiadł wiedzę oraz doświadczenia nauczyciela, wyruszył zabić Smoka w jego własnej grocie, gdyż zagrażał on drugiemu Smokowi i wzajemnie. W trakcie zorientował się, że nie może tego zrobić. Dlaczego nie mógł tego zrobić? Brakowało mu mocy? Nie. Odwagi? Zdecydowanie nie. W takim razie co? Dostrzegł coś, czego wczesniej nie widział...-rzekł Ravist milknąc z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 14-11-2008 o 20:26.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 14-11-2008, 20:53   #418
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
zostały 4 dni...

Wrzuta.pl - Within Temptation - Ice Queen
~według wielu moich przyjaciół to dobry opis Almeny

Devil_Eye.jpg (image)

„Almena...?”
”Can you see it?”
“Dimly…”
“How dimly?”
“It`s moving and shaking all the time”
“It`s not ready yet, but try to find the center of it”
“It`s impossible. Should I send a signal anyway?”
“Yes, lets see how it works”
* * *

Levin;
Uniosłeś Żywy Ogień. Był ciepły. Przyjemnie ciepły. UH?! Stanął w płomieniach!...
Co lepsze, wcale cię nie poparzył! Był wciąż pryzjemnie ciepły! Miecz niby topiąc się przeobraził się w dlugi, prosty, płonący kostur! No! Tym umiesz walczyć!

Sword by ~guyfromczech on deviantART

- Chcecie stworzyć utopie? Nie rozumiecie jednego, utopia może powstać tylko wtedy gdy nie będziecie się mieszać w sprawy ludzkie.
Almanakh chciała się odezwać, ale Mistress była szybsza.
- Ludzkie? – prychnęła z ubolewaniem. – Uważasz że ludzie są bytem wyższym? Od dwarfów, elfów, chimer, od zwierząt, od roślin, od nas? Nie bądź śmieszny. Rzeczywistość jest jak ogród. Tacy Jak Ja są jak ogrodnicy. Wy jesteście jak rośliny, które spontanicznie rozsiewają się w ogrodzie i myślą że ogrodnicy istnieją tylko po to, by je pielęgnować, że ziemia jest dla nich, że woda się im należy, że słońce świeci specjalnie by mogły rosnąć i żyć. Macie prawo żyć. Jeśli przeznaczenie wam na to pozwoli. Macie prawo wyrosnąć na chwasty. Mamy prawo was wyrwać lub pozostawić, byście zaśmiecali ogród. Wasze sprawy nie są ważniejsze od naszych. Wszyscy żyjemy w tym samym świecie. My mamy na niego większy wpływ. Tak zdecydowało przeznaczenie. Albo to respektujecie albo nie. To wasza wolna wola i wasz problem. Poniesiecie jednak konsekwencje. Jak my wszyscy.
- Mam zabić demona?
- Twój wybór. Twoja wolna wola.
- W sprawie burzenia świątyń szczerze mówiąc trochę się pogubiłem.
- Rozumiem. Powiem jaśniej. Jesteście teraz w planie astralnym Wolf Pack Island i wszystko na niej to moje dzieło. Ludzie, elfy, wszyscy, których spotkaliście, umarli dawno temu. Ich dusze błąkały się po tym planie, gdyż za życia zgrzeszyły ciężko przeciwko Światłu i nie dostrzegali drogi w mroku. Nadałam ciała tym duszom, dając im szansę na odkupienie. Nie wiedzieli, że nie żyją. Ci, którzy nawrócili się i ujrzeli Światło, będą mogli iść za Światłem na wieczny spoczynek. Ci, którzy ukłonili się chaosowi, staną się moją przekąską. Co chaos tknie, zamienia w chaos. Co Światło przygarnie, odchodzi w Biel. Dlatego... – spojrzała na Astarotha. – Almanakh próbowała zabić Kirennę. Chciała ją przygarnąć. „Zabita” przez światło zostałaby zbawiona. Tak jak elfy i smoki, które „ujrzały Oko Światła”. Teraz.... Nie jesteście w planie materialnym, rozumiesz, Levin? Tam, w planie materialnym, jest wiele świątyń. Nie mogą istnieć, jeśli chcemy skupić węzeł energii w jednym miejscu. W waszej świątyni. Trzeba je zburzyć. Wszystkie. Almanakh musi tam iść i je zniszczyć.
- Z tego co zrozumiałem chcą zniszczyć świątynie ale nie wiarę. Czyli wiara będzie dalej ale bez budynków. Pozostaje jeden problem. Co się stanie gdy ktoś później wybuduje świątynie?
- Ustabilizowany Filar będzie silną podporą, a mieszkańcy Wymiarów dowiedzą się do czego służy, czym grozi zawalenie go, i z pewnością zrozumieją.

Popatrzyła na Barbaka.
- Barbaku... pamiętasz tego kowala? Sądziłeś, że umarł. Że Astaroth go zabił, że umarł ci na rękach. Pamiętasz co wtedy powiedział ci.... Palladine?

Barbak;

- Barbaku... Nie płacz.
- PALADINE!!! Zwierzęcy niemal wrzask wyrwał się z zielonego gardła. - Dlaczego?
Mistess przyglądała ci się, jakby nie usłyszała.
- Obiecałeś coś Valgaavowi – szepnęła Mistress. – Lavenderowi. Nie płacz.
- A powiedz mi... - Rzekł przełykając własne łzy do Almeny.
- Barbaku. Pamiętasz tego kowala? Sądziłeś, że umarł. Że Astaroth go zabił, że umarł ci na rękach. Pamiętasz co wtedy powiedział ci.... Palladine?

...... huh...? A tak, ten kowal, który zamienił się w biały pył kiedy go dotknąłeś...? To było dziwne... Palladine...? Powiedział....!

- Wiem, że pomogłem temu człeczynie. Wytłumacz jednak czemu pomimo świadomości, iż zrobiłem coś właściwego, dalej w mym sercu panuje rozterka?
- Ponieważ sądzisz, że go uśmierciłeś. Tak nie było – rzekł pocieszająco.
- Czemu ta zmora panująca w mym jestestwie spuszcza z powiek, czarną łzę? Uważam, że mogłem zrobić dla niego coś jeszcze.
- Nie mogłeś nic zrobić – szepnął. – Zrobiłeś dokładnie to, co miałeś zrobić. Jedyne, co mogłeś zrobić. Jedyne, co mogło się z nim stać.

- Tak, Barbaku – uśmiechnęła się Mistress. – Wojowniku Światła. Twoja Biel, twoja modlitwa, sprawiły, że ten człowiek, ta dusza, nawrócił się. Uwolniłeś go. Ocaliłeś.
- Jaka jest różnica w tym co zrobię? Jeśli stanę naprzeciwko Ciebie, naprzeciwko Ast’a przegram.
- Tak uważasz? – Mistress gniewnie zmarszczyła brwi.
Wyraźnie się wkurzyła.
- Jeśli nie stanę też przegram.
- Tak uważasz? – powtórzyła zimnym głosem.
- Słowem tak czy inaczej przegrywam, czy może raczej przegrałem już dawno.
- Uważasz zatem że każda istota która umiera przegrywa?
- Dziwię się jedynie dlaczego Ci, których uważałem za największych Wojowników Światła, nie zakończyli mojego życia wcześniej.
Almanakh jęknęła cicho, boleśnie. Mistress odparła bezlitośnie:
- Też się dziwię.
- Winni to zrobić widząc szerzej.
- Winni – poparła ze złośliwym uśmiechem Mistress.
- Winni mnie zgładzić zanim zrobiłem to wszystko, zanim wyrządziłem tak wiele złego w imię tak szczytnych celów.
– Almanakh!? Palladine?! Valgaavie!? Khemetro?! Czy tak chciało światło? Być narzędziem w jej rękach? Rozumiem już te smutne spojrzenia pod moim adresem.
- Hm;3

Violet eye image by london_lover_ar on Photobucket

- Wiem. Wyglądam jak ktoś kto odbierze wam wszystko. Almena próbowała pokrętnie udowadniać swoje racje.
– Odbierze? Już to zrobiłaś!
Spojrzenie Mistress bardzo ci się nie spodobało.
- Zależy... na czym komu zależy...! – warknęła, gwałtownie wyciągając dłoń w twoim kierunku.
Zakręciło ci się w głowie. Nagle wszystko zniknęło, a przed sobą ujrzałeś lewitujące lustro w ramie z fioletowych mgieł! Przejrzałeś się w nim... WTF?! O___O’

Demon wolf image by Zecret_inc on Photobucket

- Nie doceniałeś potęgi Wolnej Woli, Barbaku – usłyszałeś głos Mistress. – Nie doceniałeś tego, że twoje czyny były twoimi czynami, płynęły z twojej wolnej woli. W sieci chaosu czy nie, były twoje. Teraz. Będziesz siadał i warował, kiedy ci każę. Będziesz otwierał pysk i wydobywał z gardła żałosny skowyt tylko wtedy, kiedy ci każę. Będziesz chodził tam gdzie cię poślę. Będziesz gryzł tych, których ci wskażę. Nie obsikasz jednego zakichanego drzewa, jeśli ci na to nie pozwolę! – wycedziła wściekle. – Skąd to zdumienie? Skąd ten bunt?
Próbowałeś zapiszczeć, wrzasnąć, poderwać się i uciec, płakać, protestować, gryźć, atakować, ale nie mogłeś nawet mrugnąć!
- Pozwoliłam ci na to? Nie przypominam sobie! Po co te nerwy? Przecież sam powiedziałeś, że to co robisz nie ma znaczenia, że twoje wybory nie mają sensu, że nie ma sensu walczyć, gdyż i tak przegrałeś.
Znów zakręciło ci siew głowie, lustro zniknęło, ujrzałeś znów drużynę, gapiącą się na Mistress jakby nic się nie stało, i Almenę, gniewnie wpatrzoną w ciebie.
- Stworzyłaś iluzję. Mistrzowską iluzję, bowiem iluzją tą jest cały otaczający nas świat.
- To prawdziwe dusze, iluzją są ich żywe ciała.
- I co uważasz, że pomogę Ci stworzyć kolejną iluzję?
- Niczego nie żądam, Barbaku – odparła poważnie. – Twoje przeznaczenie przygnało cię tutaj. Wciąż masz wolną wolę. Szedłeś za nią.

– Pamiętasz co Ci obiecałem? Gardzę Tobą. Gardzę Tobie podobnymi.
- To nie jest wina...! – upomniała cicho Almena. – On nie miał pojęcia, że energia waszych dusz została wszczepiona w jego chaos. O tym akurat nie wiedział. Oh. Jak na Wojownika Światła, zaskakująco szybko zmieniasz sojuszników, kiedy się sparzysz ;3
Almanakh ocierała ukradkiem łzy z oczu.
- Wspominasz, jak to było z Verionem? – uśmiechnęła się Mistress. – Ile razy on cię okłamał?
- Wierzyłam w niego...
- Widzisz? – mruknęła Mistress. – Tacy są Wojownicy Światła. Dążą do samounicestwienia. Lavender najwyraźniej się mylił. Ty nie lubisz, kiedy ciebie boli w imię wyższej idei – uśmiechnęła się zaczepnie do Barbaka.
- Nie jesteś wart nawet splunięcia i nie zasługujesz na spotkanie na ubitej ziemi. Jednak się z Tobą spotkam. Wiesz dlaczego? Bowiem gardzę również samym sobą.
- Cóż...
- Mówiłam ci – szepnęła zbolała Almanakh do Mistress. – Mówiłam, że postradają zmysły!...
- To ich problem – ucięła Almena. – Ich problem, co odbiorą sobie sami z tego co im pozostało.

– Za dużo pytań na raz. Za dużo spada na moja głowę. Palladine! Błagam Cię dopomóż.
– Barbaku. Ostrzegałem cię. Jako Wojownik Światła sam musisz podejmować takie decyzje. Pewnych wojen nie można wygrać walcząc. Są tylko dwa wyjścia. Albo musicie mieć pewność, ze uda się wam nie doprowadzić do podjęcia próby stworzenia Piątego Wymiaru, albo musicie mieć pewność, że stworzenie go przebiegnie bez zakłóceń mogących wywołać zniszczenie wszystkich Wymiarów. To pierwsze moglibyście osiągnąć tylko w jeden sposób. Zabijając Shabranido, Mistress, Reznora i obrońcę Wymiaru Pustki, albo przynajmniej trzech z nich. Aby osiągnąć to drugie musicie dokończyć budowę świątyni i zniszczyć pozostałe. Nie wiem co powinieneś uczynić. Wiem co ja bym uczynił. Zaatakowałbym Shabranido. Tak mnie wychowano. Tak broniłbym Światła. Zapewne poległbym i nie osiągnął nic w ten sposób. Ale to uspokoiłoby moje sumienie. Nie potrafiłbym inaczej. Teraz jednak, Barbaku, nadchodzi nowa era, nowy ład. Idź za Światłem. Nie oglądaj się na mnie. Zginąłem w walce z demonem, tak jak nakazywał mi dawny ład...

Funghrimm;
- Plan jest taki że stworzycie sobie nowy świat.
- Piąty Wymiar. Tak.
- Coś jak Eden, Raj, Walhalla.
- Nie nazywałabym tego w ten sposób. Każdy ma własny, inny raj. To będzie miejsce gdzie śmierć i ból nie będą istnieć.
- Oczywiście tylko dla wybranych.
Almena zaśmiała się cicho, dobrotliwie.
- Nie, Funghrimmie. Dla wszystkich. Dla każdej żywej istoty posiadającej umysł lub uczucia. Każda istota posiadająca umysł lub uczucia, z dowolnego z czterech istniejących teraz Wymiarów, będzie mogła przekroczyć próg Piątego wymiaru. Kiedy tylko zechce. I wrócić, kiedy tylko zechce. To wydaje się wam niemożliwe. Nie bójcie się wierzyć. To, że wasze rozumy nie potrafią wykreować pewnych rzeczy i pojąc ich, nie znaczy, że te twory nie istnieją.
- I to tych, którzy aktywnie staną po WASZEJ stronie.
- Nie, Funghrimie – Almena pokręciła przecząco głową. – Dla każdej istoty posiadającej umysł lub uczucia. Nieważne czy będzie to demon, anioł, człowiek, elf, ork, chimera, synteta, cień, asterion, ravynn, vyrmore, blitz, pitera, czy tylko duch zmarłej duszy. Nieważny plan astralny ani Wymiar.
- Ten twór, plan czy sfera będzie magicznie cudowna(a jakże) i co najważniejsze tam będziecie całkowicie nieśmiertelni.
- Nie rozumiesz, Funghrimmie. Ten Wymiar nie jest mnie potrzebny – rzekła dobitnie. – Ani Almanakh. ani Reznorowi. My mamy już nieśmiertelność. Która dobitnie nas nudzi. Tworzymy ten Wymiar dla tych, którzy stworzyć go nie potrafią. Jak ogrodnik tworzy grządki dla roślin. Nieśmiertelność jest niczym, kiedy czas stoi w miejscu. Kiedy nie można umrzeć, nie można żyć. Nie wiem jak opisać ci ten Wymiar – zasępiła się szczerze. – To jak opowiadać dziecku w macicy, jak przebiega fotosynteza.
- Ale wrócić w każdym momencie tu też będzie mogli???
- Tak. Moc Chaosu i Pustki, połączona, sprawi że będzie to wykonalne.
Soczysta flegma powędrowała pod nogi A&A.
- Cóż... – westchnęła Almena. – Trudno dziś o dobrych śmiertelnych współpracowników...
- Tia wiem że jestem nędznym tworem i że mnie utrzymujecie przy życiu i takie tam.
- Nie robię tego z łaski ani żądzy pastwienia się nad wami – mruknęła obojętnie, odwracając się do was tyłkiem – Takie było wasze przeznaczenie. Przez własną głupotę – warknęła. – Przez własną głupotę i nieudolność w walce bądź rozumowaniu, zginęliście. Nie ja was zabiłam. Uważasz się za lepszego? Biblioteka Thanów pod Black Mountain. Jesteś kimś, kto zabił dla książki. Odebrałeś życie bliskiej ci osobie dla pęku kartek papieru. Gdyby Taki Jak Ty stał przed tobą, co byś mu powiedział? Co byś z nim uczynił?
- Prawdziwym bogiem jest MORADIN, PALLADINE REORX. A wy jesteście tylko wyższymi demonami.
- Nigdy... nie... nazywałam... siebie... bogiem!!! – Almena odwróciła się z płonącymi qurwikami [copyright Holly] w fioletowych oczach. – How many times shall I repeat that?! Are you all even listening to me?! ARE YOU DEAF FORTHEFUCKINMERCYOFVIOLETMYSTS????!!!! – wrzasnęła wściekle. – DON`T... EVER... CALL ME A GODESS!!! – wycedziła przez zęby.
- Zniszczyć wszystkie stare świątynie. A potem co zakazać starych bogów spalić karczmy i wprowadzić higienę wśród orków?
- GAH!!! >_< - Almena westchnęła, znów odwracając się tyłkiem. - ARE YOU FUCKINDEAFFORTHELOVEOFCHAOS ???!!!! Khym!... Słyszałeś, co powiedziałam przed chwilą o Lolth? Czy może to zatykało ci uszy? – wskazała stopą na spienioną flegmę na ziemi. – Musimy zniszczyć te świątynie na czas tworzenia Filarów. Z czasem, kiedy Płaszczyzna się ustabilizuje, będzie można wznieść je na nowo. Zniszczymy świątynie, nie religie, nawet nie kapliczki. Bez obaw, Młot Moradina, który wykułeś przy Ditrojid nadal stoi i przetrwa – prychnęła.
Odezwałeś się do Astarotha.
- Skoro tak to dlatego że masz swój plan jak pokonać JĄ i JĄ. Co my będziemy mieli z tego że staniemy po twojej stronie?
Mistress wzruszyła na to tylko ramionami.
- Oczywiście. Podawajcie mu dłoń, plujcie mu pod nogi, walczcie u jego boku za nagrody.
- Wybacz, ale teraz gram w tej samej drużynie co ONE. Tak samo, jak dawniej grałem w tej samej drużynie co ty
- I know – Almena uśmiechnęła się słabo. – Ostatecznie, Chaos ma tendencje do kąsania ręki która go stworzyła. Zawsze tak było. Jesteś godzien. Godzien miana Pana Mgieł, godzien miana władcy Wymiaru Pustki, być może. Godność. Tego nigdy ci nie brakowało. Dlatego cię wybrałam. Jeśli kiedyś staniesz przeciwko mnie, będziesz godnym przeciwnikiem.

Spojrzała na dwarfa.
- I am eternal, Funghrimm. Nie można mnie zgładzić. Chaos jest samoodtwarzalny. Odrodzę się z Mgieł Chaosu prędzej czy później. Almanakh? – zachichotała. – Jasne. Zabijcie Wojowniczkę Światła! Najbardziej praworządną istotę w tym Wymiarze! Zabijecie ją ponieważ...? – ciekawsko oczekiwała na odpowiedź. – Hmmm może ona też zabrała ci jakąś biały-kruk-czytankę, KRASNALU?;3 Może za to że ocaliła wam wszystkim tyłki wieki temu, wygrywając Wielką Wojnę z Shabranido? Nie lepiej zabić Babrbaka?;3 On też jest Wojownikiem Światła, a nie zdążył ocalić tylu, ile ona, nie zdążył uleczyć tyle, ilu ona, nie zdążył zabić tylu demonów, co ona. Czym ona wam zawiniła? Tym, że jest moją siostrą? Za to też zabijacie?

Wszyscy; ...E? A to co?
Zjawił się dziwny elf!

Tev;
- Oh, hey there, sugar ;3 – mruknęła Mistress.
Almanakh była zbyt zdumiona żeby cokolwiek powiedzieć.
- Dla was śmierć jest łaską, której nie powinniście dostąpić.
Mistress sarkastycznie rozłożyła ramiona.
- Toteż jestem nieśmiertelna, długouchy kotku.
- Waszym przeznaczeniem powinna być śmierć w męczarniach, którą jestem w stanie wam zgotować.
Mistress uraczyła półelfa paskudnym wyrazem twarzy. Wyszczerzyła kły w szyderczym sado-uśmiechu, jej fioletowe ślepka błyszczały znów qurwikami [by Holly ]. Były to bardzo niepokojące sex-qurwiki.
- Czekam – powiedziała bardzo powoli, bardzo prowokująco.
- Igrać czyimiś duszami to bardziej niż podłe, szczególnie...!
- Oh bla bla bla, ucisz się, gadka, obelgi, groźby! – machnęła ręką Mistress. – Why don`t you do something?
- Ja jestem Ravist, alter ego Teva z bytu równoległego, przybyły by połączyć się ze sobą samym z tego Wszechświata równoległego.
- Masz boskie uszy – uśmiechnęła się rozbrajająco Mistress.
Zzieleniałeś. Sam nie wiesz, czy bardziej z gniewu czy ze zgorszenia całą sytuacją. Wredota. Po prostu wredota.
- Być może i Tev zginął, jednakże zapomniałaś o jednym. Tev to Ravist, a Ravist to Tev. Jesteśmy jedną osobą w dwóch postaciach, więc z chwilą, kiedy przybyłem, ofiarowałem mu swoje życie na wspólne posiadanie i to właśnie na nim egzystujemy.
- So what`s the difference? You think you can`t die NOW?;3 – uśmiechnęła się jeszcze paskudniej.
- Ponad to z chwilą naszej syntezy moja dusza stała się jego duszą, a więc to znaczy, że mamy duszę, której ty nie zabrałaś.
- Really? – Mistres uniosła jedną brew. – That’s so nice, sugar.

W jednej chwili widziałeś ją przed sobą, w drugim ułamku sekundy była już za twoimi plecami, przyciskała Ravista chciwie do siebie a jej dłonie błądziły po torsie pólefla.
- Czyli mamy dużo czasu dla siebie, hm?;3 – sparaliżowało cię, kiedy naraz zacisnęła lekko zęby na lewym uchu Ravista, zaczepnie je przygryzając. – Hm-hm-hm!;3 – zachichotała, nim zdążyłeś zareagować odepchnęła Ravista brutalnie od siebie, zderzył się z hukiem z zzieleniałym Sirfaldirem.
- You`re fuckin` disguisting!... – mruknęła wściekle pod nosem.

Wszyscy;
- Proszę...! – powiedziała cicho Almaankh. – Skupiliście się na walce z Astarothem! Czy zdajecie sobie sprawę, że wszystkie Wymiary mogą zostać zniszczone?! Co wam po zwycięstwie jeśli...?!
„A jak myślisz, po co cała ta rozkosz? – przerwała jej w myślach Mistress. – Ich uwaga tak łatwo ulega rozproszeniu.”
„Nie pozwolę ci...!”
„Nie zatrzymasz tego”.
„Posłużyłaś się nimi!”
„A co mogli lepszego uczynić w życiu...? Zabijać dla ksiąg, tłuc po mordach szczeniaków w burdelu, spłonąć na stosie, modlić się całymi dniami, latać za bestiami po lasach czy siedzieć w domu i klepać biedę?”
„Dobro ofiarowywane na siłę nie jest dobrem!”
„Więc przyjmijcie to jako zło. Wszystko mi jedno. Istoty w Wymiarze Pasm modlą się o Piąty Wymiar od wieków. Dla istot z Wymiaru Chaosu to jedyny sposób na ucieczkę od Odbicia. Chwilową, ale zawsze. Oczywiście, każdy medal ma dwie strony. Istota która się narodziła, doświadczyła największego cudu jaki istnieje, złorzeczy stwórcy, gdyż wie, że kiedyś umrze z racji tego, że żyje. Wszystko kiedyś się kończy. Oni o tym wiedzą, ale nie zgadzają się z tym. Czy to jednak coś zmienia? Czy ich groźby i wściekłość, ich łzy, zatrzymają czas? Wymarzą zło i niesprawiedliwość? Ich bezsilność doprowadza ich do szału. A Ritha, oszalałego ze strachu przed śmiercią, mieli za błazna.”
„Nie mówmy już o tym!!! Proszę... przekonaj ich... przestańcie!... Błagam cię! Jeszcze nie jest za późno!”
„I co mam zrobić? Wszcząć kolejną Wojnę? Mało ich było? Chcą tego, bo do tego przywykli.”
„Proszę”
Mistress wyciągnęła rękę do Almanakh.
- Pomóż mi – szepnęła Almena. – Chaos i Biel. Tego chciał Verion. Tego ty chciałaś.
- Nie w ten sposób!...
- A w jaki? – mruknęła Mistress. – Każda wielka idea wymaga wielkiego poświęcenia... i wielu ofiar! Didn`t you know that?;3

Nagle na niebie pojawiło się coś dziwnego!



WTF?!?!
- To jest sygnał, o którym wspominałam. Sygnał z Wymiaru Pustki.
Promień przeszył niebo, mknąc gdzieś ku horyzontowi i zniknął.
- Próbują namierzyć położenie Filaru. Waszej świątyni. Aby powstał czworobok, wszystkie tunele czterech Bram muszą się stykać. Jedna musi wyjść ze świątyni, druga musi wejść dokładnie w to samo miejsce. Granicą błędu jest szerokość Bramy. Świątynia nie jest gotowa, nie skupia energii, dlatego jej nie widzą.

Mistress obejrzała się na Almanakh i Kejsi.
- Lets go – powiedziała niemal bezgłośnie.

Wrzuta.pl - Three Days Grace - I Hate Everything About You

Blue eye image by TearMelo on Photobucket

- Chodźmy... – szepnęła Alamankh.

Wszyscy; Mistress, Alamankh i Kejsi zniknęły. Nawet Astaroth utracił z nimi nagle wszelki ‘wyczuwalny’ kontakt.

* * *
- Słyszałeś coś...?
- Co to za szmery?
- Ćśśś cicho!...
- Coś tu jeeeAaaaaaaaRGGHH!!!
- Święta Khemetro!!! – mężczyźni zerwali się na równe nogi, tłocząc się w wąskim tunelu kopali.
http://img87.imageshack.us/img87/1986/werewolf2ti5.jpg

* * *
Astartoh;
Azmaer zjawił się na wezwanie.
- Znalazłem owoce podziemnych roślin, wilki je aportowały.

- Azmaerze... Byłeś mi przyjacielem. Teraz oddaję ci pieczę nad fioletem.
- Nad...? – oczy Azmaera zrobiłeś się wielkie jak talerze.
- Jesteś od tej chwili nowym panem mgieł i mam nadzieję, że będziesz o nie dbał lepiej niż ja to robiłem...
Azmaer zaniemówił.
- Ale... As..Astaroth...?! - niedowierzał z lękiem. – NIE!!!... Znaczy... – zmieszał się. – Panie...! Ja... nie, Astaroth...! – z rozpaczą kręcił przecząco głową. – Ty jesteś Panem Mgieł! Nie... to nie tak, przecież to nie tak! – zaśmiał się drwiąco, spoglądając na resztę. – Oni cię nie pokonają! Nie przegrasz, Astaroth, nie możesz przegrać! – jęknął z bólem i wyrzutem. – Zabiję ich!!! Pozwól mi ich zabić!!! – warknął. – Astaroth! Ty nie zginiesz...!
Zdziwiłeś się, kiedy Azmaer z bólem zacisnął powieki, mocno chwycił cię za ramiona i z żalem, z jękiem, przyklęknął przed tobą na jedno kolano, jak wojownik żegnający towarzysza broni.
- Uczynię o co mnie prosisz, ale to nie będzie konieczne – odparł ponuro. – Nie przegrasz.
Zmierzył drużynę wściekłym, mściwym spojrzeniem, i zniknął.
Wybrałeś się zaś do Khemetry. Wciąż tam była, przy swoim grobowcu.

* * *
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 14-11-2008 o 20:55.
Almena jest offline  
Stary 14-11-2008, 21:29   #419
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
- Ludzkie? – Almena prychnęła z ubolewaniem. – Uważasz że ludzie są bytem wyższym? Od dwarfów, elfów, chimer, od zwierząt, od roślin, od nas? Nie bądź śmieszny. Rzeczywistość jest jak ogród. Tacy Jak Ja są jak ogrodnicy. Wy jesteście jak rośliny, które spontanicznie rozsiewają się w ogrodzie i myślą że ogrodnicy istnieją tylko po to, by je pielęgnować, że ziemia jest dla nich, że woda się im należy, że słońce świeci specjalnie by mogły rosnąć i żyć. Macie prawo żyć. Jeśli przeznaczenie wam na to pozwoli. Macie prawo wyrosnąć na chwasty. Mamy prawo was wyrwać lub pozostawić, byście zaśmiecali ogród. Wasze sprawy nie są ważniejsze od naszych. Wszyscy żyjemy w tym samym świecie. My mamy na niego większy wpływ. Tak zdecydowało przeznaczenie. Albo to respektujecie albo nie. To wasza wolna wola i wasz problem. Poniesiecie jednak konsekwencje. Jak my wszyscy.
-Ciągle nam trujesz o wolnej woli a sama ją w nas zabijasz? Nie rozumiesz tego? Nie stawiam ludzi nad innymi rasami ale dostrzegam coś czego Wy nie dostrzegacie. Ludzie nie są biali jak elfy nie są fioletowi jak demony. Są szarzy, wszyscy bez wyjątku. Wśród ludzi nie ma białych i fioletowych są tylko jasno i ciemno szarzy. Dlatego tylko oni nadają się stworzenia utopi. Tylko, że w tej utopi nie powinno być bytów nadrzędnych. Powinniśmy mieć wolną wolę, móc zanieczyszczać swój ogród. Może ludzie sami zobaczą, że źle robią, że dążą do zniszczenia świata a jak nie... Jak nie to sami się unicestwimy. Sami, nie będziemy mogli nikogo innego obdarzyć winą. Nie rozumiesz tego? Jedynym dobrym rozwiązaniem jest stworzenie planu tylko dla ludzi.
- Proszę...! – powiedziała cicho Almaankh. – Skupiliście się na walce z Astarothem! Czy zdajecie sobie sprawę, że wszystkie Wymiary mogą zostać zniszczone?! Co wam po zwycięstwie jeśli...?!
-Owszem wymiary zostaną zniszczone a wraz z nimi ja, Barbak, drow, Ast i Wy. Więc w Waszym interesie jest by nie zostały zniszczone. A może niech wszystko się unicestwi. Idealny ład, bez życia tylko pustka. To byłaby utopia.
Levin po ostatnich słowach się roześmiał.
-Tego pragniesz Almeno? Zakończenia swojej nieśmiertelności? Niestety mi to nie pasuje. Mam proste cele, ja i moi przyjaciele mają to przeżyć. Dlatego chce walczyć z Astarothem. A świątynie pozostawiam Wam. Jeżeli chcesz unicestwić wszystko to Twoja wolna wola.
Druid wyjątkowo mocno zaakceptował ostatnie dwa słowa.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-11-2008, 15:32   #420
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Tego pragniesz Almeno?
Kejsi skupiła się na słyszanych wciąż słowach Levina.
- Zakończenia swojej nieśmiertelności?
- Głupiec – westchnęła na głos.
Oczywiście że tego chciała. Bez Wymiarów nie ma Mgieł Chaosu, nie ma jej egzystencji.
- A świątynie pozostawiam Wam. Jeżeli chcesz unicestwić wszystko to Twoja wolna wola.
- Czy on tego nie rozumie? – Kejsi spojrzała smutnie na Almanakh. – Wybudowanie świątyni było naszym zadaniem, naszym, naszym! Nawet tego nie chce im się zrobi a wszystkich wokół się czepiają! Nie przypominam sobie żeby Levin akurat zrobił cokolwiek aby świątynia stanęła! Nawet Tev zdobył plany świątyni, a to on ciągle powtarza że jest neutralny!
Almanakh milczała, ale uśmiechnęła się.
- Oni nie są z Wymiaru Bieli – machnęła łapką Kejsi. – Nie potrafią poświęcać się w imię Światła! Obchodzi ich tylko to czy przeżyją czy nie! Inni nic ich nie obchodzą! Jeśli umrę ale zdążę wybudować świątynię i dzięki temu Filar stanie a Piąty Wymiar powstanie bez przeszkód, to byłoby takie wspaniałe! Inne Wymiary ocalałyby i powstałoby coś nowego! Może Astaroth miał rację...? Wiesz... zaczynam go podziwiać. To co robił! To że był taki! Najmniej gadał, najmniej marudził, znikał gdzieś, ale stale działał! Był konsekwentny! Właściwie... nie chce mi się z nimi gadać...! – Kejsi smutnie spuściła głowę, wywijając kocim ogonem.

* * *

Kejsi wróciła, pojawiając się z dala od drużyny, przy świątyni, wielkich białych zrośniętych drzewach. Stwierdziła że świątynia wygląda pięknie ale jest bardzo niedopracowana.
Wokół wciąż krążyło wiele demonicznych wilków.
- Przyjaciele! – odezwała się do nich spokojnie Kejsi. – Wiem że wasz pan Verion umarł i winicie nas za to, ale próbowaliśmy go ratować, naprawdę, naprawdę, naprawdę! Potrzebuję waszej pomocy! Nie chcę z wami walczyć! Siad! Siad, Flafi!

Kejsi pomyślała że kocia postać jest prowokująco dla wilków więc przybrała bardziej wilczy wygląd!



- Siad! – powtórzyła. – SIT, NOW!!!
Wskoczyła na gałąź białego drzewa.
- I SAID SIT, STUPID DOGS!!! NOW!!!
Wilki warcząc i strosząc się krążyły wokół drzewa.
- You wanna mess with me, hm?!
Kejsi zeskoczyła z drzewa tuż przed najbliższym wilkiem, złapała go za futro na karku i trzasnęła go w tyłek, sadzając warczące wściekle bydlę. Pochyliła się nad nim, niemal dotykając nosem jego pyska.
- I said SIT!!! – warknęła.
Pozostałe wilki jeden za drugim przysiadły.
- Teraz lepiej! – ucieszyła się Kejsi.
Wskoczyła znów na gałąź. Obejrzała sadzawkę świątynną, wielkie bajorko z błotem.
- Wyłożymy dno kamykami i posadzimy trzciny i tatarak albo moczarkę żeby to się oczyściło. Aport, aport, aport! – rzuciła kamykiem w las. – Przynieście takie! Ty! Flafi 18! – wskazała jednego z wilków. – Fire!
Filk podniósł łeb i zawył przeciągle.



Z nieba strzelił piorun, podpalając krzak w okolicy. Kejsi podbiegła do niego, jak do ogniska. Widziała świątynie Bieli przed chwilę, spytała kapłana jak zrobić pływające lampki z czerwonego wosku. Zaczęła przetapiać go na lampki nad ogniskiem, robiąc knoty z giętkich pędów krzaka. Wilki przynosiła kamienie merdając ogonem i wrzucały je do sadzawki.

Kiedy lampki były gotowe, Kejsi przypomniała sobie plany budowy świątyni.
- Paskudne, paskudne, paskudne! – weszła do świątyni przez szparę miedzy zrośniętymi pniami. – Come here boy, come Flafi 9! Zrobimy drzwi! Wygryź tu dziurę, bierzcie drzewo, gryźcie!!!
Wilki wściekle wbiły kły w drzewo, szarpiąc i wyrywając kawałki drewna. Kejsi pilnowała żeby drzwi wyglądały jak drzwi a nie wielka brzydka dziura. Wilki szybko wygryzły dziurę i wskoczyły do środka.
- Tu tu i tu, okna. Gryźcie! Good Flafis! Tu tu i tu, drzwi! Tu okno! A tu z tych splątanych konarów i pni wygryziecie schody! Good Flafis! – poklepała pracującego wściekle wilki, merdające ogonami radośnie dlatego że mogły gryźć i niszczyć cokolwiek. – Bite, bite, bite! Zaraz wrócę!
Kejsi zniknęła znów.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172