Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2009, 11:09   #1
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
[Wolsung] Czas Bohaterów

Czas bohaterów.




Nie przegap takiej szansy!!!
Sir Timmoty Graff
Zaprasza na wykład o Hesbelgu
Tajemniczej wyspie,
jej mieszkańcach i tajemnicach.

17 maj 1899
godzina 15:00
rezydencja szlachetnej rodziny Graffów

Osoby bez zaproszenia wpuszczane tylko w wypadku, gdy pozostaną wolne miejsca.





Na miejscu okazało się, że rezydencja, to nie tylko sam dom poza miastem, ale również, olbrzymie tereny w około. Zważywszy, że otrzymałeś wcześniej zaproszenie, mechaniczny kamerdyner, poprowadził cię do sali balowej, gdzie miał odbyć się wykład.

Sala miała około, czterdziestu metrów długości, co najmniej połowę z tego szerokości i z osiem wysokości. Od strony, którą wprowadzał cię kamerdyner było jeszcze troje podwójnych drzwi, a na przeciwległej ścianie, znajdowało się podwyższenie. Na ścianie po lewej wisiała mnóstwo obrazów, prawdopodobnie przodków Sir Graff'a, a na prawej ścianie, znajdowało się piętnaście szerokich okien. Okna te były w pewnym sensie, jednocześnie drzwiami na taras, i sięgały od parkietu prawie pod sam sufit, gdzie kończyły się łukiem. Idąc za kamerdynerem minąłeś, mniej więcej jedną trzecią okrągłych stolików na osiem osób, po czym zostałeś skierowany do stolika w pobliżu okien, przy części stolików siedzieli już ludzie, cześć była pusta. Kamerdyner zaprowadził cię do stolika, gdzie siedziało już trzech gości, mężczyzna, w którym rozpoznałeś, znanego na Heimburg profesora Eddinga, znawcę rzadkiej botaniki, obok niego siedziała, młoda dziewczyna, o nosie bardzo podobnym do profesora, trzecim siedzącym przy stole był elf w białym garniturze, siedział dość sztywno, i obracał się co chwila, w stronę drzwi, aby patrzeć kto wchodzi. Nie było Ci dane jednak, przyglądać mu się za długo, bo profesor Edding zagadnął miło, przedstawiając siebie i swoją, jak się okazało siostrzenicę Katrinę, studentkę geografii i fascynatkę kontynentu Atlantydy.




 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 23-10-2009 o 14:10.
deMaus jest offline  
Stary 19-10-2009, 17:12   #2
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację

Mało brakowało, a spóźniłby się na pociąg do Heimburga. Zadziwiające jak małą uwagę przykładano tu, w Lyonesse, do punktualności. Gerhard dla pewności, ponownie wyciągnął z kieszeni marynarki swój połyskujący srebrem, westryjski zegarek. Nie mylił się, wskazówki jednoznacznie wskazywały pierwszą piętnaście. Pociąg ruszył o trzy minuty za wcześnie! "Hah! I to ma być stolica cywilizowanego świata!" - wykrzyknął poirytowany w myślach, poszukując wzrokiem numeru swojego zarezerwowanego przedziału.

W Alfheimie gościł krótko, akurat by wziąć udział w programie corocznego Kongresu Thaumatologicznego. Jak zwykle wykorzystano tę okazję, by uhonorować pracę kilku obiecujących naukowców, w tym jego nową teorię Korpuskularnego Zakrzywienia Wolnych Thaumicznych Rodników, którą w praktyce zastosował w swojej eksperymentalnej broni łowieckiej. Poza tym nie wydarzyło się tam nic przełomowego. Jak zwykle, przedstawiono tylko parę dopracowanych wersji projektów, których teorię znał już z fachowej prasy i rozmów z naukowcami Politechniki Heimburskiej. Mimo wszystko, nie był to jednak czas stracony. Gerhard otworzył neseser, spoglądając na pliki kart wizytowych naukowców i organizacji thaumatologicznych z całej Wanadii. Dobre kontakty w świecie nauki były na wagę złota, a to była najlepsza okazja by je zdobyć, bądź odświeżyć. Lekko znudzonym ruchem, przekartkował też najnowsze broszury wanadyjskich uczelni technicznych. Ze zdziwieniem odkrył nieaktualną już gazetę sprzed paru dni, zalegającą między promocyjnymi stronami. Musiał zabrać ją z Heimburga i zapomnieć.


Pociąg z głośnym wizgiem przekładni wjeżdżał właśnie do podziemnego tunelu, łączącego Alfheim z Akwitanią. Przez godzinę jazdy pod dnem morza nie zazna widoków za oknem, więc równie dobrze mógł wziąć się za lekturę nieaktualnych już zapewne wieści. Mała lampka, oświetlająca wnętrze przedziału dawała akurat wystarczająco światła by rozpoznać pisany maszynowo tekst. Od niechcenia przerzucał strony z informacjami, które w większości poznał już w czasie dyskusji w kuluarach Kongresu. Liczył na coś, co zdoła go jeszcze zainteresować...

Po dwóch dniach jazdy, pociąg zagłębił się w przemysłowych przedmieściach Heimburga. Specjalna maszyneria uniosła wagon z ziemi i zaczepiła go na miejskim systemie kolejki metropolitarnej, pozwalając pasażerom na obserwacje miasta z perspektywy lotu ptaka.


Do domu przybył późnym wieczorem. Zmęczony podróżą, nie miał nawet siły, by wypytać służbę o stan jego interesów w czasie nieobecności. Postanowił, że następnego dnia uda się na wykład Sir Graffa, o którym wzmiankę znalazł w gazecie. Po całym tym technicznym gadaniu miał wielką ochotę na lekkie sprawozdanie z egzotycznych przygód. Musiał się jednak uprzednio porządnie wyspać. Po szybkiej toalecie, zagłębił się w morzu świeżej, pachnącej bzem pościeli.

Rezydencja Sir Graffa robiła wrażenie. Widać było, że gospodarz pochodzi z prawdziwie szlachetnej rodziny i mimo podróżniczego życia nie pozwala sobie na zaniedbanie obowiązków pana domu. Gerhard cenił ludzi, którzy są w stanie zadbać o odpowiednia równowagę w życiu, z tym większym zaciekawieniem zapragnął więc poznać osobiście sławnego odkrywcę. Przy wejściu uważnie przyjrzał się golemicznemu służącemu, który za zadanie miał doprowadzić go do stołu. Widać było, że gospodarz niestety nie korzystał w domu z wyrobów wotańskiej myśli technicznej. Inżynier na pierwszy rzut oka wykrył trzy usterki, które w modelach wotańskich już dawno usunięto. "Cóż... nie każdy jest idealny" - Wzruszył ramionami i zbliżył się do obsadzonego już połowicznie stolika.

- Guten Tag - zagaił uprzejmie, zdejmując melonik i witając się z obecnymi, zaczynając od siedzących przy stoliku dam.
- Pozwolicie Państwo, że się dosiądę. Nazywam się Gerhard ven Hosenstrom. Zaszczycony jestem, że przyjdzie mi słuchać wykładu w tak szacownym gronie.
Po odczekaniu przepisowej chwili na skinięcia zgody zgromadzonych, zasiadł wygodnie na krześle i nienachalnie omiótł wzrokiem obecnych.
- Proszę wybaczyć mi, że wypytuję tak na wstępie... - zmrużył lekko oczy, spoglądając na rosłego jegomościa, odzianego w garnitur o piaskowej barwie.
- Wydaję mi się, że skądś Pana kojarzę... Czyżby Herr Blackwatch? Czytałem ostatnio artykuł o Pana przygodach w "Heimburger Zeit". Widzę, że poznamy tu dzisiaj więcej niż jednego sławnego podróżnika. Znają się Państwo z Herr Graffem może osobiście? Przyznam, że nie jestem zapoznany z dokładnym charakterem odkryć naszego gospodarza. Może Pan wie coś więcej o tej tajemniczej wyspie?
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 19-10-2009 o 22:29.
Tadeus jest offline  
Stary 20-10-2009, 19:21   #3
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
- Sir...
- Słucham Janie? -
Gnom ostrożnie złożył na czworo Lyonesse Crystalograph.
- Miałem panu przypomnieć o spotkaniu u Sir Timmothego Grafa.
- Pamiętam doskonale Janie, o 13 prawda?
- Nie Sir, o 15.
- Mówię wyraźnie Janie że o 15, prawda? -
McArthur spojrzał gniewnie na kamerdynera.
- Oczywiście Sir, proszę o wybaczenie, nie dosłyszałem Sir.
- Zdaje się że powinniśmy już lecieć...
- Poczyniłem odpowiednie kroki, myślę że przed 12 dotrzemy do Heimburga.
- Doskonale, doskonale.
- Zadowolony gnom pokiwał głową i powrócił do czytania aktualnej rubryki "Who is who?"

Cumy zostały rzucone i "Betty Lou IV" pomału podniosła się z ziemi kierując się na południe, w stronę rezydencji Graffów. Większość pracy wykonywał Jan przy pomocy dziesiątek przeróżnych przekładni, wichajstrów, tajemniczych przycisków i chaotycznych wskaźników, McArthur natomiast rozsiadł się wygodnie w fotelu, poprawił binokle, zadzwonił miedzianym dzwoneczkiem po herbatę i zagłębił się w lekturze "Monologów" profesora Graffa. W końcu do niewielkiego gabinetu wszedł Jan z tacką na której stał niewielki dzbanuszek oraz filiżanka.

- Co zajęło ci tak długo Janie? I zmuszony jestem przyznać z przykrością że wyglądasz jak siódme nieszczęście. - Rzeczywiście, śnieżnobiała wcześniej koszula była upaćkana smarem, podwinęte rękawy ukazały podobnie ubrudzone ręce, spodne natomiast zostały poszarpane przez zębatki systemu sterowania.

Kilka godzin później, jeden z portów Heimburga

- Janie, muszę stwierdzić że nie jest to główny port...
- Prawda, ale podczas przelotu nad Centralnym zauważyłem "Betty Lou II, co oznacza że Lady Mabbel...
- Wyraz twarzy Howarda nagle się zmienił, kolor skóry przeszedł przez różne stadia czerwieni aż do purpura, a z ust wydostało się wściekłe sapnięcie.
- Tej Kobiety Janie, Tej Kobiety - Niesamowite ile gniewu i nienawiści może przekazać w głosie niewielki gnom.
- W każdym razie stwierdziłem że przed spotkaniem wszelkie ... dysputy z Ma... z Tą Kobietą byłyby niewskazane.

Nie zwarzając na pełne nagany spojrzenie Jana Howard zarzucił na plecy stary, wytarty trencz. Obwiązał szyję białym szalem, chwycił neseser i wyszedł na ulice Heimburga gdzie czekała wynajęta dorożka. Po drodze na peryferie jeszcze raz szybko przekartkował książkę autorstwa Sir Graffa. Rogi były niemiłosiernie pozaginane, skórzana okładka przetarta miejscami do tektury, a wewnątrz nie było wcale lepiej. Wyblałke pismo, ślady wilgoci, dziura na przestrzał po grocie strzały wojownika mesejków. Czy wypada dać do podpisu sławnemu profesorowi coś takiego? Ahh... "Monologi", gdy "Betty Lou III" rozbiła się w głębi Atlantydy przez kilkanaście miesięcy błąkał się po dżungli mając w plecaku tylko tą książkę... Inna sprawa że zapasy żywności, wszelkie potrzebne (i nie tylko) narzędzia oraz kufer ubrań na przeróżne okazje nosiła dwójka rosłych, orczych tragarzy. Wstyd przyznać ale ten egzemplarz "Monologów" nie posiadał kompletu stron, niestety nieco czasu zajęło w odmętach Atlantydzkiej dżungli odnalezienie liści o odpowiedniej fakturze, twardości i nie powodujących wysypki.

Golemiczny kamerdyner przyprowadził do stolika kolejnego gościa, elegancko ubranego, niemłodego już gnoma. -Pani, Panowie. Howard McArthur, do usług.- Ukłonił się głęboko przed damą i skinął uprzejmie głową każdemu z mężczyzn siedziących przy stoliku.

Podchodząc do stolika McArthur dosłyszał pytania zadane przez wotańczyka. Nie wtrącając się do rozmowy odebrał od kolejnego kamerdynera kieliszek szampana i zaczął się przysłuchiwać z nadzieją na ciekawą odpowiedź. Jego obszar zainteresować niestety nie pokrywał się z tematem dzisiejszego wykładu.
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 20-10-2009 o 19:30.
Potwór jest offline  
Stary 21-10-2009, 11:15   #4
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Lyonesse, posiadłość Blackwatcha.

George przypomniał sobie dlaczego tak źle czuł się czasami przebywając w dużych metropoliach. Wszechobecny zgiełk, hałas i zabieganie nużyło go bardziej niżeli długotrwała jazda konna, czy piesze wędrówki. „No cóż nie zawsze robimy to na co mamy ochotę…” – skwitował w myślach refleksyjnie Blackwatch.

Przebywał już Wanadii drugi miesiąc. W pierwszej kolejności odwiedził swoją posiadłość pod Lyonesse. Nie było go już w domu od roku, uzupełnił swoją kolekcję trofeów myśliwskich i zbiór broni białej. Z zadowoleniem stwierdził, że dom jest prowadzony wzorowo przez służbę. Zresztą odbiegał zachowaniem od typowego alfheimskiego zamożnego przedsiębiorcy. Większość czasu spędzał w podróży, w które zabierał tylko swojego ogrzego sługę. W stosunku do służby nie był wymagający, czy uciążliwy… nie odczuwał takiej potrzeby.

Wolny czas poświęcił na spisanie swoich dotychczasowych obserwacji i odkryć. Interesował się kulturą i społecznością dzikich plemion orczych w Lemurii. Zbierał ich podania i legendy. Zresztą nie tylko z Lemurii. Zdarzało mu się już polować na bizony w Winlandii, czy na irbisy na wschodnich kresach ogromnej Morgowii. Polowania i podróże, to był sens jego życia. Był niespokojnym duchem, który nie potrafił usiedzieć na miejscu.

*****

Królewski Ogród Zoologiczny w Lyonesse.

Niestety czekały go także interesy. Odwiedził Królewski Ogród Zoologiczny w Lyonesse, gdzie z elfim dyrektorem baronetem Dawlishem, podpisał kontrakt na parę olbrzymich goryli, z Malezjani – wyspy na południowym – wschodzie Sunniru. To było duże zlecenie, dlatego wynegocjował długi czas realizacji. Teraz była tam pora deszczowa, wyjątkowo nie sprzyjająca łowom. Poza tym Dawlish musiał zorganizować transport i ludzi, co zajmie mu kilka miesięcy.

Towarzystwo Kolonialne Hagenbecka.

Następnie udał się do Heimburga. Podróż koleją trwała dokładnie cztery dni. Długie cztery dni, które spędził na czytaniu i nabieraniu informacji o czekających go wkrótce podróżach. Listę potrzebnego ekwipunku miał już ułożoną i już na dworcu w Heimburgu, wysłał ja telegrafem do Lyonesse, przynajmniej część papierkowej roboty miał już za sobą. U Herr Hagenbecka został przyjęty tak ja zawsze, po przyjacielsku i rubasznie. Blackwatch musiał przyznać, że lubił tego obrotnego przedsiębiorcę. Był konkretny i szczery, co w branży handlowej było wyjątkowo rzadkie. Jego kontrakt był mniej wymagający, chciał tylko dwie pary rzecznych hipopotamów i kilkanaście okazów ptactwa południowej Lemurii. Z jego obliczeń wynikało, że bez problemu zdąży wykonać to zamówienie jeszcze przed wyjazdem do Malezjani.

Heimburg, hotel Grand Helton.

Zostało mu kilka dni wolnego przez powrotem do Lyonesse, ucieszył się więc, kiedy jego heimburski pracodawca wręczył mu zaproszenie na wykład Sir Timmotego Graffa. Odczyt tak znamienitego podróżnika, na pewno był rzeczą godną uwagi. O wspomnianej w tytule zaproszenia wyspie słyszał dużo plotek i chętnie zapoznałby się z relacją kogoś, kto już ją zwiedził.

*****

Heimburg, posiadłość Graffów.

Posiadłość Graffów była zaiście okazała. George musiał przyznać, że zarówno ogród, w którym zauważył kilka rzadkich okazów roślin, jak i sama rezydencja doskonale się ze sobą komponowały. Mimo większego obycia z dżunglą i stepem, niźli ze sztuką i najnowszymi trendami, Blackwatch potrafił docenić piękno i kunszt.

Ubrał się na ten wieczór w gustowny, piaskowy garnitur z delikatnej wełnianej tkaniny. Do tego w koszulę o takim samym kolorze i może trochę nie pasujący, skórzany kapelusz, z którym się nie rozstawał a do którego miał spory sentyment.

Broni ze sobą nie zabrał, nie wypadało przecież na tak oficjalne przyjęcie obnosić się z rewolwerami czy strzelbą, nie mówiąc już, że było by to wykroczenie przeciw prawu. Swoje Colty i potężny sztucer kalibru czternaście zostawił pod opieką sługi w hotelu.

Wytwornie ubrany lokaj zaprowadził go do stolika, przy którym wedle zaproszenia miał siedzieć. Przywitał się ze wszystkimi obecnymi, nie zaniedbując wynikającej z zasad dobrego zachowania kolejności.

- Moja godność George Blackwatch, bardzo mi miło państwa poznać. Jeżeli wybieraliście się kiedyś państwo w jakąś egzotyczną podróż, czy safari na lemuryjskich sawannach, to bardzo prawdopodobne, że się spotkaliśmy.

Usiadł i zamówił u kelnera whiskey z lodem, w oczekiwaniu na ciekawy wykład, umilał sobie czas rozmową.

- Proszę wybaczyć mi, że wypytuję tak na wstępie... Wydaję mi się, że skądś Pana kojarzę... Czyżby Herr Blackwatch? Czytałem ostatnio artykuł o Pana przygodach w "Heimburger Zeit". Widzę, że poznamy tu dzisiaj więcej niż jednego sławnego podróżnika. Znają się Państwo z Herr Graffem może osobiście? Przyznam, że nie jestem zapoznany z dokładnym charakterem odkryć naszego gospodarza. Może Pan wie coś więcej o tej tajemniczej wyspie?

Na zadane przez nowego przybysza pytanie odpowiedział:

- Tak to ja, a o do przygód, to niech mi Pan wieży, dziennikarze lubią przesadzać i koloryzować fakty, ale to najmniejsza ich wada – zażartował. – Nie, niestety nie znam pana Graffa osobiście. Czytałem jednak kilka jego relacji z wypraw, między innymi do północnego Heimhorstu, czy w dolinę rzeki Gabon w środkowej Lemurii. Dokładność faktów i rzetelne ich podawanie to plusy jego relacji. Również, jak Pan, ciekaw jestem co nam dziś opowie o Hesbelgu.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 21-10-2009, 16:56   #5
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
Fabryka Wolf-Wagena na przedmieściach Heimburga

Do olbrzymiego gmachu w południowej części Heimburga zbliżał się czarny paramobil. Już z daleka było widać krzątających się wokół fabryki ludzi. Pozostało jeszcze sporo pracy, nim zakład będzie mógł pracować. W czasie wojny fabryka została zagarnięta i przystosowana do produkcji uzbrojenia. Należało się jednak cieszyć, że wciąż dochodziły do niej tory kolejowe, dzięki czemu cały sprzęt można było szybko i tanio dostarczyć na miejsce. Nawet w tej chwili, w obłokach pary, na fabryczny peron leniwie wsuwała się lokomotywa, ciągnąc za sobą kilka wagonów. Niektóre z nich były odkryte i z bliska można było zauważyć, iż zawierają części maszynerii, które w niedługim czasie staną się elementami nowej linii produkcyjnej Wolf-Wagenów. Gdy tylko pociąg zatrzymał się, robotnicy i tragarze zaczęli gromadzić się nieopodal, gotowi przystąpić do rozładunku. Tymczasem, zupełnie z drugiej strony fabryki, pod bramę podjechała czarna limuzyna z ciemnymi szybami. Strażnik podszedł do okna kierowcy i zamienił z nim kilka słów, po czym wóz ruszył w stronę największej z fabrycznych hal, ostrożnie manewrując pomiędzy krzątającymi się wszędzie ludźmi i ciągnikami parowymi, służącymi do transportu najcięższych maszyn i surowców. W końcu limuzyna zatrzymała się nieopodal wjazdu do hali, zatarasowanego jednak obecnie przez spory wagon, z którego kilkudziesięciu ludzi usiłowało wyładować walcowatą maszynerię naszpikowaną zaworami, mosiężnymi rurami i wskaźnikami.
- Ostrożnie! Nie w tę stronę panowie! O tak… teraz lepiej! Wy dwaj! Chwytać za liny i pomóżcie z drugiej strony! – Ubrany w szary, dwurzędowy garnitur, wąsaty gnom komenderował rozładunkiem, wydając rozkazy i wymachując palcem wskazującym prawej dłoni, niczym wprawny dyrygent batutą. Kiedy spostrzegł zatrzymujący się paramobil, natychmiast przekazał zamaszystym ruchem swój notes asystentowi. – Dopilnuj tego Hans. - Rzekł, po czym ruszył w kierunku limuzyny, z której wysiadał właśnie dość wysoki mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Gładko ogolony, ciemnowłosy, nienagannie, choć nieco zawadiacko uczesany, czarnooki dżentelmen nosił na sobie czarną koszulę, tego samego koloru krawat i ciemny, stylowy garnitur. W ręku trzymał ładnie zdobioną, stalową laseczkę o rękojeści przypominającej sylwetkę wyjącego wilka. Był to symbol doskonale znany, ponieważ podobne ozdoby montowano na maskach każdego Wolf-Wagena. Kiedy gnom zbliżył się na odległość pozwalającą na swobodne porozumiewanie się wśród wszechogarniającego zgiełku, kierowca limuzyny właśnie podawał swemu pracodawcy neseser z brązowej skóry.
- Herr Wolf! Jak to dobrze, że szanowny pan przyjechał! Jest tyle spraw do omówienia! Tyle decyzji! – Gnom musiał przekrzykiwać pracujący nieopodal silnik. – Proszę do mojego gabinetu, tam powinno być ciszej. – Wskazał zapraszającym gestem w stronę wnętrza hali.
- Dzień dobry, panie Heilmeister! Widzę, że praca wre! Bardzo dobrze… bardzo dobrze. – Odrzekł Raynard, kierując swe kroki za gnomem. – Czy wszystko odbywa się bez problemów?
- W gruncie rzeczy tak, panie Wolf, jednak mieliśmy mały kłopot z dostawcami stali. Sam pan wie, że nie wszyscy nasi stali kontrahenci sprzed wojny kontynuują swoją działalność. Tędy proszę. - Wskazał w kierunku schodków prowadzących do pomieszczenia na końcu, którego ogromne okna dawały widok na całą halę produkcyjną.
- Skontaktujcie się z Mitselbergiem. Rozmawiałem z nim wczoraj i był zainteresowany kontraktem. Otwiera nową hutę na południu i z pewnością będą mu potrzebni stali klienci. – Odpowiedział mu Raynard, kiedy mijali kilku ludzi zawieszonych na linach. Muskularny troll właśnie za pomocą korby windował ich pod sam sufit, gdzie mieli zamontować zawieszone na łańcuchach haki.
- Mamy też kłopot z dostawą skór z Akwitanii, miały być już wczoraj, a z tego co wiem, transport jeszcze nie wyruszył. – Poskarżył się gnom, zatrzymawszy się u stóp schodów by spojrzeć na pracujących na linach ludzi.
– Proszę zwrócić się do pani Dolores, będzie wiedziała co z tym zrobić.

- Do szanownej fraulein Dolores Wolf? – Ręce gnoma zaczęły lekko drżeć, zaś ton wypowiedzi wskazywał na dużą dawkę stresu, zmieszanie i lekka nutkę zaniepokojenia i przestrachu.
- Tak właśnie. – Oznajmił spokojnie Raynard, będąc już niemalże pewnym, iż gnom stanie na głowie, by załatwić sprawę bez konieczności zwracania się do kogokolwiek na wyższym szczeblu.
Chwilę później znaleźli się w gabinecie, gdzie Wolf wysłuchiwał żalów o kolejnych przeciwnościach, które spotykają lokalnego dyrektora w trakcie otwierania nowego przedsiębiorstwa. Po kilku godzinach rozmów, rozważań i dyskusji, większość wątpliwości została rozwiana, prawie wszystkie sprawy załatwione, zaś Raynard z okropnym bólem głowy mógł już wracać do swojej posiadłości, gdzie czekała go kąpiel, popołudniowa prasa, herbata i przygotowania do wieczornego bankietu. Mimo ciężkiego dnia, był zadowolony z obrotu spraw. Dodatkowym pocieszeniem było zaproszenie na wykład o Hesbelgu, przygotowany przez sir Graffa. Nazwisko profesora obiło mu się już o uszy, a w dodatku miał nadzieję, że będzie mógł spędzić trochę czasu w doborowym towarzystwie. Z innych źródeł wiedział również, że będzie tam obecna pewna szanowana dama, z którą zdążył się zapoznać na niedawnym wieczorku towarzyskim. Musiał przyznać, iż wpadła mu ona w oko i budziła spore zainteresowanie, oraz ciężką do opanowania chęć, by przed nią zabłysnąć. Tymczasem jednak trzeba wybrać odpowiednią marynarkę i krawat na bankiet…

Następnego dnia, w posiadłości Graffów

Posiadłość sir Graffa sprawiła na Raynardzie dobre wrażenie. Była urządzona z klasą, zaś przestronny ogród zawierał elementy, których wcześniej nie miał okazji oglądać. Podążając za kamerdynerem zastanawiał się, czy na pewno podjął dobrą decyzję, zabierając ze sobą swoją nieodłączną laseczkę, oraz pistolety ukryte w rękawach. Doszedł jednak do wniosku, że jest do tych rekwizytów tak przyzwyczajony, że nawet w trakcie ewentualnego tańca nie da po sobie poznać iż je posiada. Mogły być jednak przydatne, gdyby chciał po wykładzie porozmawiać na osobności z pewnym osobnikiem, który podczas wojny zaszedł za skórę służbom wywiadowczym CK, działając jako podwójny agent na rzecz wotańskiego reżimu. Z zaciekawieniem przyglądał się też gościom zgromadzonym w sali, kiedy golemiczny kamerdyner prowadził go w stronę stolika. Zauważył znajome twarze, więc skinął uprzejmie na przywitanie panu Ulrickowi Hochenfillerowi, znanemu potentatowi węglowemu, oraz pani Glucklichzeit, słynnej artystce i bywalczyni najbardziej wyszukanych salonów. Szukał wzrokiem także pewnej konkretnej osoby, jednak jak się okazało, nie dotarła ona jeszcze na miejsce. Nie zauważył także wśród gości wspomnianego wcześniej wotańskiego szpiega. Nie był jednak pewien, czy pojawi się on w ogóle na wykładzie, lecz dyrektywy dla wszystkich agentów w tym rejonie wyraźnie nakazywały go wypatrywać. Będąc już u celu, przywitał się z towarzystwem, z którym będzie miał okazję wysłuchać wykładu.
- Witam szanowną panią, oraz szacownych panów. – Skłonił się uprzejmie, po czym kontynuował - Nazywam się Raynard Wolf. Zawsze do usług. Możliwość wysłuchania wykładu w tak zacnym gronie to dla mnie zaszczyt.– Rzekł kurtuazyjnie, po czym zajął jedno z wolnych krzeseł i zamówił u kelnera kieliszek czerwonego wina.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"
Raghrar jest offline  
Stary 21-10-2009, 20:05   #6
 
Lenorelai's Avatar
 
Reputacja: 1 Lenorelai nie jest za bardzo znany
Heimburg, wynajęty apartament

-No może by ktoś zaświecił światło. -mruknęła. -Lisabett!! -służka ledwo biorąc wdech i sapiąc niczym parowiec, zajęła się rozświetlaniem pomieszczenia w którym tymczasowo zatrzymała się Vivien. Viv spojrzała karcąco na Lisę, a następnie na Lillien, która to właśnie zajmowała się wnoszeniem bagażów.
-LISABET! -podniosła wzrok obracając się zamaszyście, przez co suknia zafurkotała z wdziękiem, tak jak zawsze z resztą. Zielone oczy, w których migotały niebieskie odblaski spoglądały na czarnowłosą służkę.
-Tak panienko? -zapytała przełykając ślinę.
-Dlaczego wy to wnosicie? Dlaczego my nie mamy mężczyzn tutaj? -zapytała ją z wyrzutem.
-Bo panienka ich pozwalniała? -odpowiedziała rezolutnie. Elfka kilkakrotnie smyrnęła palcem swój spiczasty, niewielki nos.
-Racja. Daj ogłoszenie, ze poszukujemy lokaja.-powiedziała i zaczęła zdejmować rękawiczki oraz swój płaszcz, rzucając to wszystko na pobliską czerwoną kanapę.
Lisa jedynie westchnęła cicho.
-Tak prószę Pani.-wysapała. „ To już będzie 11 lokaj w tym miesiącu, a mamy dopiero 17-ego maja...” pomyślała, podbiegając do koleżanki, by jej pomóc z bagażami.

Heimburg, apartament panienki Jocien, godz. 10

-LISAAAAABEEETTTTTT!!!! -zawołała elfka podnosząc prawą nogę do góry. Z mokrej skory zaczęła powoli zjeżdżać piana, jak i woda. Dziewczyna zdyszana najpierw zapukała do łazienki, a potem weszła niosąc ze sobą ręczniki i szlafrok.-Ale Ty się grzebiesz...-warknęła elfka, wstając z wody i sięgając po podany ręcznik...

Pół godziny później

-O matko, matko, spóźnię się! -panikowała elfka. Obydwie służące biegały jak w ukropie przynosząc to coraz nowsze suknie, ozdoby, rzeczy do makijażu, buty, dodatki i tym podobne rzeczy. Na niektóre dziewczyna kręciła nosem, na niektóre przyklaskiwała z radości.

Godzina 14.30


Ostatecznie wybrała niebieską ze złotymi wstawkami. Do tego czarne buty na obcasie, loki upięła do góry, popsikała się słodkim orientalnym zapachem.
-Moja limuzyna już jest? -zapytała krztusząc się nieco z powodu zapachu, który jeszcze nie wywietrzał.
-Tak.-nie dodała, że już od pół godziny.
-Dobrze! -powiedziała zabierając ze sobą zwiewne zielone nakrycie, do tego swój ulubiony wachlarz. Gotowa do wyjścia zeszła na dół, gdzie czekał na nią zamówiony samochód. Już wsiadała, gdy usłyszała za sobą wołanie „Panienkooo”. Z domu wypadła Lisa podając jej przez okno zaproszenie.
-Mądra dziewczyna.-wymruczała zabierając zaproszenie, po czym ruszyli w kierunku posiadłości.
Elfka przez pewien czas wpatrywała się w zaproszenie, które dostała. O dziwo ona, a nie jej ojciec, co ją cieszyło. Zresztą nie widziała możliwości, aby mogło być inaczej.
Zajechali przed rezydencję równo 14.50 skracając drogę jak tylko się dało. Dziewczyna odprawiła szofera, po czym udała się do Sali w której miał się odbywać odczyt. Można było powiedzieć, że oczy i uszy miała naokoło głowy. Starała się zobaczyć i usłyszeć wszystko, co tylko wydało jej się atrakcyjne. Sama rezydencja, mimo wszystko, zrobiła na niej wrażenie. Ten przepych, a jednocześnie klasyka, uderzała w jej drobne serce zmuszając czasem do szybszego bicia. Nie chcąc już tracić czasu na oglądanie zbytków, udała się do głównej sali, gdzie wypatrzyła już stolik... i znajomego. Naturalnym ruchem rozwinęła wachlarz zaczynając się nim wachlować. Zgrabnie lawirowała między stolikami, dochodząc w końcu do „ziemi obiecanej”.
-Przepraszam za spóźnienie. Pomagałam babci przejść przez drogę.-odpowiedziała z delikatnym uśmiechem patrząc się po zebranych. Jednego mężczyznę kojarzyła z gazet, lecz nie mogła sobie przypomnieć, o co chodziło, reszty kompletnie nie kojarzyła, choć wcale jej nie było z tego powodu przykro. Należało się niezwłocznie przystosować do sytuacji i jak najszybciej przejść do wariantu „znamy się już od lat, daj pyska do całusa...oj, zostawiłam ci szminkę na policzku...”. Lecz jedna osoba nie była jej obca tak bardzo.- Witam państwa, Vivien Jocien. -powiedziała dźwięcznym melodyjnym głosem dygając lekko, chowając wachlarz z powrotem. Nie miała zamiaru sama zasiadać do stolika, wszak któryś z dżentelmenów, powinien jej przysunąć krzesło...
 

Ostatnio edytowane przez Lenorelai : 21-10-2009 o 20:41. Powód: Zmniejszenie obrazka, dodanie kursywy
Lenorelai jest offline  
Stary 21-10-2009, 20:32   #7
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
- Witam szlachetną damę. Jestem pewien, że z ową babcią wszystko w porządku i dotarła bezpiecznie do celu. To doprawdy szlachetne z pani strony.- Raynard był niezwykle rad z pojawienia się znajomej damy, toteż przywitał ją lekkim pocałunkiem w dłoń, po czym pomógł usadowić się na miejscu. Miał przy tym jedynie nadzieję, że nie zacznie się czerwienić.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"
Raghrar jest offline  
Stary 21-10-2009, 20:47   #8
 
Lenorelai's Avatar
 
Reputacja: 1 Lenorelai nie jest za bardzo znany
Elfka delikatnie się zaczerwieniła. Należało docenić ów dżentelmeński gest, więc tak zrobiła.
-Mam nadzieję, że się nie spóźniłam? -zapytała siadając i z powrotem rozwijając wachlarz, aby zacząć poruszać nim rytmicznie.
 

Ostatnio edytowane przez Lenorelai : 21-10-2009 o 20:51.
Lenorelai jest offline  
Stary 23-10-2009, 14:12   #9
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po kilkunastu minutach kiedy wy jeszcze rozmawialiście, sala jak i stolik był pełny, na podniesienie wszedł Sir Graff, rozmowy dość szybko ucichły, a profesor powiedział.
- Niezmiernie miło mi powitać was... - Ale w tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy równocześnie.
Po pierwsze rozległ się olbrzymi huk, i wszystkie szyby wleciały do środka razem z podmuchem ognia i odłamkami ram, po drugie przez drzwi wbiegło około dwudziestu ludzi w maskach gazowych i ciemno niebieskich mundurach, którzy rzucili granaty w stronę stolików, i natychmiast podnieśli automatyczne karabiny, tworząc jednolity mur. Od strony okien wbiegło następnych dwudziestu żołnierzy. Gdy się rozejrzeliście większość gości tak jak i wy upadała wraz ze stolikami na podłogę w trakcie wybuchu, do tego zaczął roznosić się gaz z granatów. Właściwie każdy czół, że powinien coś zrobić, w tym momencie, jeden z troli na którego gaz najwyraźniej nie zadziałał, poderwał się i uderzył zamaszystym ciosem jednego z żołnierzy. Osiągną dwie rzeczy, po pierwsze wytracił przeciwnikowi broń, która upadała pod nogami, elfa w białym garniturze i druga rzecz jaka uzyskał troll, to honorowa śmierć, bowiem jak tylko wziął ponowny zamach, trzech z żołnierzy rozstrzelało go bez skrupułów.
- Mam nadzieję, że to kończy bohaterskie akcje na dziś - powiedział wysoki troll, wchodzący do sali, miał na sobie taki sam mundur jak reszta, jednak przy boku miał oficerską szablę, a na twarzy tylko czarną opaskę, chroniąca od gazu.
Kilku żołnierzy przebiegło, po miedzy stolikami, i po chwili wrócili ciągnąc między sobą, nieprzytomnego profesora Graffa. Gdy wyszli z sali, oficer, powiedział do swoich ludzi.
- Weź, troje ludzi i skończcie tu, zostawię wam mój paromobil, poczekamy na was na stacji przy Harison Strasen, Nie spóźnijcie się, bo będziecie szli na piechotę do Czarnoboru. - Skinął na resztę ludzi, a ci wyszli za nim sądząc tak ja dowódca, że większość jest nieprzytomna po działaniu gazu.


Wyznaczeni żołnierze, rozeszli się po sali, po czym nagle rozpoczęli systematyczne rozstrzeliwanie nieprzytomnych, i okradanie ich z kosztowności. Jak się okazało, nie wszyscy byli odurzeni gazem, bo kilkanaście osób poderwało się do ucieczki, ale szybko zostali rozstrzelani. Nagle elf odezwał się do was szeptem.
- Słyszałem o was, słuchajcie mnie dokładnie. Nazywam się Albert Ferozo, agent w służbie Jej Królewskiej Mości, - mówiąc to podał wam odznakę JKM i portfel. - odwrócę, uwagę tych zbirów, i spróbuję ocalić jak najwięcej z tych ludzi, ale wy musicie ruszyć za profesorem. Nie mogą go dostać. Musie zapobiec nowej wojnie. - i z tymi słowami poderwał spod nóg, karabin. Zanim w pełni podniósł się na nogi już zastrzelił jednego z napastników, następnie pobiegł jak najdalej od was, skupiając na sobie strzały i uwagę, pozostałych jeszcze na nogach, trzech napastników. Dało wam to wspaniałą okazję, do ucieczki przez okno, i choć pragnienie pomocy było wielkie, to nikt z was nie był teraz wstanie w żaden sposób pomóc agentowi.

Gdy przebiegliście przed budynek, udało wam się ujrzeć tylko tył ciężarówki, wyjeżdżającej przez główną bramę, przed rezydencją, było zaparkowanych kilkanaście pojazdów, w tym jeden sportowy paromobil, z otwartymi drzwiami kierowcy.
 
deMaus jest offline  
Stary 25-10-2009, 21:15   #10
 
Lenorelai's Avatar
 
Reputacja: 1 Lenorelai nie jest za bardzo znany
Huk jaki towarzyszył wybuchowi i wtargnięciu całej brygady, ogłuszył nieco elfkę. Zamroczona z trudem odzyskiwała swoje zmysły. Czy się bała? Można powiedzieć, ze bardziej była zdezorientowana i zdenerwowana, niż naprawde odczuwała lęk. Widząc tylu mężczyzn wokół, ufała temu, iż zawsze się będzie mogła ktorymś zasłonić... w razie czego. Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem po sali , próbując sie w miare szybko pozbierać, a przede wszystkim oczyścić się z kurzu i resztek szkła. Nie spuszczając z oczu całej sytuacji, czyściła włosy powoli. Nawet nie próbowała się poprawiać, i tak lusterka nie miała.
Dopiero serce żywiej zabiło jej, gdy usłyszała słowa agenta. Nieśmiało się uśmiechnęła, a na jej policzkach wykwitły małe pączki rumieńców. "Gdyby nie ta parszywa sytuacja" pomyślała wydostając się na zewnątrz, gdy tylko okazja ku temu była dogodna. Nie chciała aż tak często polegać na innych,wszak nie była z tych dziewcząt, które od schodzenia po schodach miały pęcherze na nogach.
Chwyciła mocniej swój wachlarz, potem swój zielony duży szal i zaczęła chyłkiem wydostawać się przez rozbite okno, które doprowadziłoby ją na zewnątrz. Co chwilę syczała, gdy natrafiała na szkło. Nie podobała się jej cała ta sytuacja, lecz co trzeba było przyznać krew w niej wrzała. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić, czy to z powodu buzującej adrenaliny, emocji, czy wściekłości za zrujnowanie wieczoru, sukni i fryzury. Rachunek się wydłużał coraz bardziej...
-Ja wam jeszcze pokażę...-wymamrotała. Licząc na to, że mężczyźni, którzy byli z nią przy stole, dadzą sobie sami radę, uparcie brnęła w kierunku wolności.
Gdy w końcu dotarła przed budynek, wzrok jej utkwił na sportowym paramobilu.
-Umie ktoś tym jeździć?
 
Lenorelai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172