Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2009, 15:13   #21
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Gulio Riccardoni & Roberto Di Lauro

Ostateczną decyzję o podjęciu konkretnego działania przypieczętowało jednoczesne skinienie głów. Wyszliście z kancelarii i wsiedliście do auta. Roberto za kółkiem, Gulio na siedzeniu pasażera. Jadąc na wyznaczone miejsce, do knajpy w Midtown milczeliście. Każdy z Was rozmyślał tylko i starał się skupić na solidnym wykonaniu zadania. Musieliście wykazać się profesjonalizmem, nie tylko dla tego, żeby Don był zadowolony (choć to zapewne liczyło się przede wszystkim na obecną chwilę), ale także dlatego, by samemu pozostać przy życiu. Jadąc szeroką drogą przez centrum, dostrzegliście dwa samochody policyjne, które stały na sygnałach przed bankiem. Policjanci wyprowadzali na zewnątrz człowieka z pończochą na głowie. Od celu dzieliło Was już tylko kilka minut drogi.
Jadąc obserwowaliście okolicę dochodząc do wniosku, że jakoś nadzwyczaj sporo kręci się tu dzisiejszego dnia policji...jak na złość. Roberto zaparkował przed samym wejściem do knajpy, stając dwoma kołami na chodniku, by nie utrudniać ruchu pozostałym. Wkroczyliście do baru. Był to, zgodnie z planami które oglądaliście, niewielki acz przytulny pokój. Przy samym wejściu po lewej znajdowały się wieszaki, po prawej był bar.
- Witam panów. - przywitał Was młody barman - proszę sobie wybrać stolik i namyślić się co do zamówienia, a ja za chwilę przyjdę by je odebrać. - uśmiechnął się serdecznie i kontynuował wycieranie kieliszków...

***

John Armone

Biłeś młodych łobuzów bez opamiętania, z każdym ciosem gniew wzbierał w Tobie coraz to mocniej. 'Francuz', którego dostałeś od Clemenzy był ufajdany krwią. Przestałeś bić łajdaków dopiero wtedy, gdy nie byli już zdolni czuć bólu. Najzwyczajniej w świecie pomdleli. Dysząc ciężko i sapiąc, trochę ze zmęczenia, trochę z gniewu, patrzyłeś przez chwilę na swoje ofiary. Jeden miał chyba wybitą szczękę i zgubił sporo zębów. Drugi leżał na wznak z twarzą poobijaną tak, że własna matka nie powinna była go teraz poznać. Wtedy odezwał się warkot silnika. Ruszyłeś w kierunku samochodu.

John Armone & Blaze Ballsky

John szybko wskoczył do samochodu, Blaze cisnął pedał gazu do samego końca. Auto ruszyło z piskiem opon. Clemenza przybliżył się do przedniego siedzenia, na którym siedział John i poklepał go po ramieniu, mówiąc:
- Dobra robota młody. Teraz Blaze dowiezie nas bezpiecznie pod mój dom i będziecie mieli za sobą zadanie, które zdecyduje o waszym być albo nie być w rodzinie.
Auto prowadzone przez Blaze mknęło jak szalone, omijając sprawnie sznurki samochodów. Obyło się bez większych problemów i po niedługiej przejażdżce byliście już na Brooklynie pod domem Clemenzy.
- Chodźcie, napijemy się czegoś - rzucił Capo i wszyscy wyszliście z auta. Weszliście do domu i rozgościliście się w dużym pokoju. Clemenza podał Wam whiskey i postawił na małym, drewnianym stoliku dwie szklanki.
- Dobra robota, na prawdę nieźle się spisaliście. Osobiście zdam z tego relację Donowi. Gdy już odpoczniecie sobie tutaj, udajcie się do Little Italy i pozostańcie w posiadłości do mojego przyjazdu

***

Mike Woodfield

Długo się namyślałeś jak i czy w ogóle podjąć się wykonania zadania. W końcu, gdy zdawało się, że już za późno i kobieta pożegnawszy się z mężczyzną zamierzała odejść, Ty podbiegłeś do niej i przystawiłeś jej lufę do pleców. Dobrze znałeś się na broni palnej, wiedziałeś jak i gdzie wycelować by uszkodzić płuco. Tak było najpewniej, bo strzał w głowę zrobiłby za duży bałagan. Kobieta padła na ziemię. Ciemna czerwień zaczęła obejmować jej biały kostium...
Wykonawszy swoje zadanie z zaciśniętymi zębami, ruszyłeś do samochodu i cały w nerwach, krzyknąłeś:
- Kurwa, gaz do dechy!
Allessandro jechał szybko ale ostrożnie. Dysząc ciężko zakryłeś twarz dłońmi.
Cholera - pomyślałeś zrobiłeś to, nie ma już od tego odwrotu.
Byłeś rozdarty, bo z jednej strony postąpiłeś zgodnie z życzeniem Rodziny, z drugiej zaś, postąpiłeś wbrew moralności, nawet jeśli chodzi tu o 'moralność mordercy'. Di Copo uśmiechnął się paskudnie po jakimś czasie i rzekł:
- Nie miej wyrzutów sumienia, postąpiłeś słusznie. Kobieta była tylko sznurkiem, za który musieliśmy pociągnąć. Miała pecha. Jej facet, ten którego widziałeś w parku, to gość, który obraca wielkimi pieniędzmi. Odbiera transport ze statków w porcie w Midtown. Nie chciał z nami współpracować, więc musiał dostać to, co właśnie zrobiłeś. Gdyby zginął on, interes dostałby się jakimś brudnym urzędasom, a wtedy już nie byłoby tak łatwo się do tego dobrać.
Słuchałeś tego co Ci mówił człowiek Straccich, podczas gdy pędziliście prosto do posiadłości. Na miejscu kazano Ci iść bezpośrednio do pokoju przyjęć. Poszedłeś tam i...zastałeś wszystkich najważniejszych członków rodziny - Capo, jego żołnierzy, ludzi od haraczy...wszystkich. Wielu z nich nie znałeś. Był oczywiście i Don. Podszedł do Ciebie i podał Ci swoją prawą dłoń, którą ucałowałeś:
- Witaj w rodzinie, Mike - usłyszałeś od Dona...

***

Alessandro Botticelli & Tony Luciaveze

Wyszliście razem na zaplecze. Alessandro zdawał się być bardzo podejrzliwy, co można było poznać po jego minie, gdy otwierał drzwi na zewnątrz. Po szybkim szarpnięciu klamki, niemalże wyskoczył na zewnątrz. Tony zaraz za nim, spokojniej, z przekonaniem o tym, że nic złego Was nie czeka. Staliście między ścianami dwóch budynków - knajpy, w której byliście i jakiegoś hotelu.
Wyszliście z wąskiego przejścia na chodnik. Alessandro rozejrzał się uważnie, ale nie dostrzegł tamtych trzech mężczyzn, którzy tak go zaniepokoili, ani też nikogo innego kto wyglądał by w jakikolwiek sposób podejrzanie. Bez słów, z wzajemnym zrozumieniem, ruszyliście piechotą na w stronę posiadłości, łapiąc po drodze taksówkę. Po kilku minutach byliście na miejscu - w posiadłości Cuneo. Alessandro podał taksówkarzowi plik pieniędzy, który zawierał dużo więcej niż mu się należało:
- prezent od Cuneo - rzekł z uśmiechem, podczas gdy razem wysiadaliście z auta. Alessandro został przy drzwiach wejściowych zaczepiając jednego z patrolujących ludzi capo i wdając się w przyjacielską rozmowę.
Chyba się znają - pomyślał Tony i ruszył do gabinetu Dona.

Tony Luciaveze

Zapukałeś...
Otwierając drzwi gabinetu trochę się denerwowałeś. W środku urządzone było w klasycznym stylu - dużo czerni i dębowego drzewa. W fotelu siedział Don rozmawiając z kimś przez telefon. Gestem ręki zaprosił Cię do siebie. Wziąłeś stojące w rogu krzesło i przeniosłeś przed biurko Dona. Usiadłeś i czekałeś aż Don skończy rozmowę.
- Tak, tak. Dwadzieścia milionów, nie mniej nie więcej. - chwila przerwy, podczas której Don zrobił zdziwioną minę, która następnie przerodziła się w rozczarowanie, a potem w lekką irytację:
- Nie chcę o tym słyszeć. Muszę kończyć, oddzwoń, gdy wszystko będzie gotowe.
Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Ciebie:
- Witaj. Alessandro miał dobry pomysł z wkręceniem Cię do naszego interesu. Od lat współpraca między nami układała się świetnie, więc myślę, że nadajesz się do naszej Rodziny. Staw się jutro z samego rana u mnie, muszę opracować parę szczegółów i wtedy cię wtajemniczę. Póki co idź na górę, pokój naprzeciw schodów jest twój. Prześpij się, odpocznij trochę.
Pogodziwszy się z faktem, że nie powiedziałeś ani słowa, a wyszedłeś z kancelarii Dona wiedząc tyle, co zanim tam wszedłeś, udałeś się do wskazanego pokoju. W środku znajdowała się szafka z barkiem, w niej dużo whiskey i parę szklanek. Było też duże łóżko zaścielone białą pościelą. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Wkroczył Alessandro by dać Ci znać, że jego pokój w posiadłości to ten zaraz za ścianą...

***

UWAGA do wszystkich!

Po napisaniu postów, proszę o umieszczenie informacji co postać robi nadchodzącej nocy, gdyż chciałbym wprowadzić pory dnia równocześnie, tak by wszystko działo się równolegle. W ten sposób unikniemy chaosu. Tak więc piszecie post w odpowiedzi na rozwój akcji plus to co robicie przez noc (np. spanie)
 
Ra6nar jest offline  
Stary 21-02-2009, 13:23   #22
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Drzwi otworzyły się z hukiem pod naporem mięśni, Alessio wyskoczył na zewnątrz nerwowo się rozglądając. Jeszcze kilka spojrzeń nikogo już tam nie było. Szybko złapali taksówkę i już byli w posiadłości Cueno. Tony ruszył do Dona. Czas dowiedzieć się co się tu do cholery dzieje. Zahaczył znajomego Pedro. Pedro był starym znajomym jedną z wielu wtyczek z którymi w ciągu tego czasu współpracował Alessio. Był inteligentny i dobrze wiedział że Alessio ma jakieś buntownicze plany i że nie pasuje mu Don i jego postawa. Mimo to lubili się i nie raz pomagali sobie, do czasu aż Pedro awansował, teraz widują się raz, dwa w tygodniu wieczorem przy pokerze lub przypadkiem.

- Pedro. Coś się tu działo ?
- A no działo się działo tyle że nikt nic nie mówi. Don był wściekły rzucał czymś i ogólnie zdemolował połowę pokoju w którym akurat wtedy siedział. Nie wiem co mu powiedzieli ale doszły do mnie informacje o jakiś zamieszkach i chyba byli w to zamieszani nasi chłopcy ogólnie coś mi się zdaje, że zapowiada się niezły bałagan.
- My spotkaliśmy trzech, w kawiarni raczej szykowali coś ale chyba nas poznali. Wiesz coś o tym ? – mówiąc to Alessio wyciągnął cygaro i poczęstował Pedro.
- Nie ale dowiem się i dam Ci znać. A ten co wszedł to nowy ?
- Tak
- I jak się zapowiada ?
- Całkiem dobrze. Dobra muszę lecieć dowiedz się co się dzieje i kim byli Ci kolesie, juto jak zwykle poker ?
- No jasne muszę się odkuć za poprzedni tydzień.
- Weź tego nowego o ile będzie chciał do nas dołączyć –
krzyknął Pedro gdy Alessio już odchodził.

Alessio ruszył do swojego świetnie wystrojonego pokoju. Purpurowe zasłony, duże zaścielone niebieską pościelą łóżko, dębowe biurko na którym leży pióro i masa karteczek. Po przeciwnej stronie okien z zasłonami znajdowała się wypełniona garderoba i półka z książkami wszelakiej treści wszystko oczywiście idealnie wkomponowane z dębowym biurkiem łóżkiem. Na podłodze duży zdobiony dywan. No i skarb Alessio za który chyba tylko jest wdzięczny Donowi. Stara hiszpańska sklejana gitara. idealnie wyprofilowana z pięknie lśniącymi nylonowymi strunami i z masą zdobień na kołeczkach. Alessio zagrał kilka żwawych kawałków z nutą flamenco i kilka wolniejszych włoskich. Potem wybrał się do Tonego by poinformować go gdzie znajduje się jego pokój :

- Mój pokój jest zaraz za ścianą. Mam nadzieję że nie przeszkadzają Ci dźwięki gitary radzę Ci położyć się wcześnie a i mam nadzieję ze lubisz Pokera jutro powiedziałem znajomym że dołączysz do nas. Pogadamy jutro rano.

Czekając tylko sek. na potwierdzenie bądź zaprzeczenie wyszedł i położył się spać czując że tej nocy coś się stanie i prawdopodobnie nie będzie miał dużo czasu na sen.
 

Ostatnio edytowane przez Eravier : 24-02-2009 o 18:00.
Eravier jest offline  
Stary 23-02-2009, 13:47   #23
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Obudziłem się przed południem. Strasznie bolała mnie głowa, ale dałem radę wstać, przebrać się i zjeść śniadanie.
-To już druga? - spytał sam siebie patrząc na zegarek. Ubrałem się wziąłem kluczyki od auta i wyszedłem z domu. Byłem zwyczajnie ubrany - czarny kapelusz, płaszcz. Na schodach minąłem jednego z sąsiadów. Kiwnąłem mu głową i zszedłem na sam dół. Mieszkałem na 2 piętrze. Wsiadłem do wozu, odpliłem go i ruszyłem do Willi Tattaglia. Z racji tego że willa była dość blisko dojazd zajął kilka minut, zważając również na to że jechałem szybko mijając inne samochody.
Kwadrans po drugiej byłem już w willi. Zaparkowałem i wysiadłem z wozu. Przy bramie spotkałem Alexa.
-Sie masz Alex. - powitałem go podchodząc bliżej.
-Witaj Mike. Zadzwoniłem do Carro. Powiedział że będzie czekać.
-Świetnie. Dzięki. Masz jakąś broń na składzie? Jak mam go ochraniać to przydałyby się jakieś dwa rewolwery.
-Coś się znajdzie. - odpowiedział i poprowadził mnie w głąb willi.
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 24-02-2009, 16:07   #24
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dwa policyjne samochody, które minęli po drodze nakazały mu zachowanie jeszcze większej ostrożności. Wciąż dobrze pamiętał co powiedział im Vincenzo nim opuścili posiadłość Dona Barzini, mieli za wszelką cenę unikać spotkania z funkcjonariuszami prawa.

Kiedy dotarli do restauracji Roberto opuściły nagle wszystkie dołujące myśli, sam zresztą nie wiedział czemu jego nastrój tak nagle się poprawił. Uśmiechnięty wszedł do środka wraz z Ricardonim i od razu zaczepił ich wyjątkowo uprzejmy barman.

- Witam panów, proszę sobie wybrać stolik i namyślić się co do zamówienia, a ja za chwilę przyjdę by je odebrać.

Figgitivo miał prawdziwą ochotę zająć jedno z miejsc i w spokoju delektować się serwowanymi potrawami oraz atmosferą restauracji, doskonale znał jednak cel dla którego tu przybyli. Z trudem postanowił odłożyć przyjemność na później.

-Gulio, pójdę odcedzić kartofelki - rzekł do swego towarzysza wskazują palcem na korytarz prowadzący do toalety.

Szedł powoli, w końcu nigdzie mu się nie śpieszyło. Już po chwili znalazł się w przeciętnej restauracyjnej ubikacji, niezbyt schludnej co prawda, ale to już tylko drobny szczegół. Szybko załatwił potrzebę i opuścił toaletę. Wtem jego oczom ukazał się filigranowy kelner, który najwyraźniej zmierzał w kierunku zaplecza. Di Lauro nie namyślając się zbyt długo postanowił ruszyć za mężczyzną, utrzymując oczywiście nie wzbudzającą podejrzeń odległość. Jego ostrożność najwyraźniej nie była aż tak potrzebna bowiem na zapleczu były tylko dwie osoby, zbyt zresztą zajęte swoją pracą, by w ogóle zwrócić na niego uwagę. Roberto przez chwilę przyglądał się pomieszczeniu po czym szybko wrócił do Ricardoniego.

-Może przysiądziemy na moment? I tak wypadałoby jeszcze sporo obgadać. - powiedział Fuggitivo.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 24-02-2009, 20:01   #25
Anzaku
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
John rozluźnił się trochę po wypiciu kilku szklaneczek whisky. Był z siebie bardzo zadowolony. Pierwsza misja dla rodziny Corleone zakończona sukcesem. Bardzo chciał szybko awansować w hierarchii rodziny i ta robota była bardzo dobrym początkiem do osiągnięcia tego celu.

Z Clemenzą rozmawiało mu się bardzo dobrze. Może to wszystko przez te whisky. Gdy zapadł juz wieczór, John poczuł, że alkohol zaczyna mu już powoli uderzać do głowy. Zdecydował, że pójdzie do domu ponieważ nie chciał robić bydła przy capo. Gdy wyszedł z domu Clemenzy chłodne, wieczorne powietrze uderzyło go w twarz. Wziął głęboki oddech, lekko zakręciło mu się w głowie. Nigdy nie pił aż tak dużo. Odruchowo sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów. Przypomniał sobie nagle, że jednak nie znajdzie jej w kieszeni. Wykończy mnie to rzucanie.- pomyślał John i powoli zaczął iść w stronę domu.

Gdy wrócił do domu, zajrzał jeszcze na chwile do sypialni rodziców, żeby zobaczyć czy z matką wszystko w porządku. Później nawet nie rozbierając się, rzucił się na łóżko i zasnął.
 
 
Stary 25-02-2009, 10:19   #26
 
Crassus's Avatar
 
Reputacja: 1 Crassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnie


Wykonawszy swoje zadanie z zaciśniętymi zębami, Mike ruszył do samochodu i cały w nerwach, krzyknął:
- Kurwa, gaz do dechy!
Allessandro jechał szybko ale ostrożnie. Mike dysząc ciężko zakrył twarz dłońmi.
Cholera - pomyślał - Zrobiłeś to, nie ma już od tego odwrotu.
Woodfield był rozdarty, bo z jednej strony postąpił zgodnie z życzeniem Rodziny, z drugiej zaś, postąpił wbrew moralności, nawet jeśli chodzi tu o 'moralność mordercy'. Di Copo uśmiechnął się paskudnie po jakimś czasie i rzekł:
- Nie miej wyrzutów sumienia, postąpiłeś słusznie. Kobieta była tylko sznurkiem, za który musieliśmy pociągnąć. Miała pecha. Jej facet, ten którego widziałeś w parku, to gość, który obraca wielkimi pieniędzmi. Odbiera transport ze statków w porcie w Midtown. Nie chciał z nami współpracować, więc musiał dostać to, co właśnie zrobiłeś. Gdyby zginął on, interes dostałby się jakimś brudnym urzędasom, a wtedy już nie byłoby tak łatwo się do tego dobrać.
Mike słuchał tego co Ci mówił człowiek Straccich, podczas gdy pędzili prosto do posiadłości. Na miejscu kazano mu iść bezpośrednio do pokoju przyjęć. Michael poszedł tam i... zastał wszystkich najważniejszych członków rodziny: Capo, jego żołnierzy, ludzi od haraczy... wszystkich. Wielu z nich nie znał. Był oczywiście i Don. Podszedł on do Mike'a i podał mu swoją prawą dłoń, którą ucałował:
- Witaj w rodzinie, Mike - usłyszał od Dona...
Jest! Jest! Jest! Jestem w Rodzinie!!! Mike nie potrafił opanować euforii i podniecenia. Po chwili rozmowy z każdym z członków rodziny i uściśnięciu ręki Mike udał się poszukać Sary. Odnalazł ją w kuchni posiadłości przy rozmowie z kucharką. Gdy Sarah spostrzegła Mike'a przerwała rozmowę i podeszła do niego. Mike złapał ją za uda i podniósł do góry.
- Teraz jestem w Rodzinie! - powiedział pełen radości.
Sarah przez chwile nie mogła opanować zaskoczenia i niedowierzania. Po chwili wpatrywania się w siebie nawzajem "odłożył" Sarę na ziemię i zaprosił ją na kolacje. Sarah pobiegła do swojego pokoju wzięła kilka drobnych przedmiotów i zbiegając ze schodów wpadła na ojca.
- Saro! Gdzie tak pędzisz?
- Przyjęliście Mike'a do Rodziny. Chyba mogę się już z nim spotykać.
Ojciec chwilę się zastanowił, spojrzał na Mike'a, a potem na Sarę.
- No dobrze... Tylko żebyście nic nie zrobili głupiego. Mogę ci zaufać Mike?
- Tak jest, proszę pana! - odpowiedział stając niemal na baczność Michael.
Następnie złapali taksówkę i pojechali do najbliższej restauracji na kolację. Po udanej kolacji mają zamiar pojechać do domu Woodfield'a.
 
__________________
Wolność gospodarcza: 63
Tradycjonalizm:-37
Wolności obywatelskie:54
Najbliższa Ci ideologia to: Libertarianizm

Ostatnio edytowane przez Crassus : 25-02-2009 o 10:21.
Crassus jest offline  
Stary 25-02-2009, 16:27   #27
 
Roslin's Avatar
 
Reputacja: 1 Roslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwu


Wchodząc do baru Gulio zdjął płaszcz i szarmanckim ruchem powiesił go na wieszaku. Podszedł kilka kroków, spojrzał od razu na barmana i nie opuszczał spojrzenia idąc w jego kierunku. Tamten spuścił wzrok… -Dzień dobry, my z federalnej służby bezpieczeństwa – Barman pobladł, a rozmówcą uśmiechnął się wprost proporcjonalnie – Nie będę owijał w bawełnę, wiemy DOKLADNIE, co tam się dzieje na zapleczu…, -Gulio ściszył glos i wykonał gest zapraszający do cichszej rozmowy - JEDNAK, jeśli nam pomożesz. Nie przyjdzie tu nawet sanepid sprawdzić czy szczury przypadkiem się nie zaległy. W końcu każdy ma swoje małe sekreciki… Jedyne, co zrobisz to dodasz ten o to specyfik do drinka {takiego, a takiego mężczyzny. Żeby tam nie przedłużać opisem}To bardzo groźny bandyta, najpewniej będzie miał ochroniarzy, a my musimy mu złożyć propozycje nie do odrzucenia. Środkiem przeczyszczającym wykurzymy go do toalety i unikniemy strzelanin. Przecież nie chcesz kłopotów w swojej knajpie prawda? – Wyjmuje buteleczkę z kieszeni (arszenik, bardzo silna trucizna) chcesz podaje ja barmanowi. –Rozumiemy się?- Nie wypuścił buteleczki z dłoni dopóki nie dostał twierdzącej odpowiedzi.

(jak nie to coś będziemy dalej kombinować..)
 

Ostatnio edytowane przez Roslin : 25-02-2009 o 16:29. Powód: kursywa :P
Roslin jest offline  
Stary 25-02-2009, 17:49   #28
 
blaz11's Avatar
 
Reputacja: 1 blaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetny


Przejeżdżając przez korek pomyślałem ,że lepiej z nim nie zadzierać, tym Johnem… Przecież widziałem co zrobił tym młodym. Gdy dojechaliśmy na miejsce i Calamenzo zaprosił nas na drinka od razu poczułem ulgę, wiedziałem ,że wszystko się udało. Rozsiedliśmy się wygodnie w pięknym salonie, meble z dobrego drewna, wygodne fotele i kanapa a także piękne obrazy nic tylko podziwiać. Osobiście bardzo pasował mi ten wystrój. Gdy dostaliśmy wiskhey spojrzałem na Capo i zapytałem się:
- Pan nie pije?
- Dzisiaj nie, muszę coś jeszcze załatwić.

Zabrałem szklankę i napiłem się wiskhey. Po jednej, nie pełnej szklaneczce uznałem ,że przecież muszę nas jakość dowieść do tej willi. Poczekałem aż John będzie już kończył pić, pożegnałem się z obojgiem i zanim,wyszedłem by zapalić na zewnątrz zapytałem się czy nie odwieść Johna do domu. Odmówił, twierdząc ,że ma blisko. Wsiadłem do samochodu i pojechałem w stronę swojego domu, jednak nie do niego. Po drodze zatrzymałem się przy pewnej restauracji gdzie Rodzina ma „rabaty”… Duże „rabaty”. Poprosiłem o stek z sałatą i piwo. Wszystko było pyszne, a jakże by inaczej, przecież nie chcą mieć 2 razy droższych „opłat”. Podziękowałem i wyszedłem na ulicę, było już ciemno, pewnie koło 22. Do domu miałem 5 minut samochodem i jakieś 15 minut pieszo, jednak nie chciało mi się rano zapierdalać przez ten tłok do samochodu zaparkowanego tutaj. Więc wsiadłem i podjechałem pod swój dom, zamknąłem auto i wszedłem do mieszkania, nie zbyt wystawnego ale przytulnego i miłego. Żaden luksus… Pomyślałem ,że przydałby mi się jakiś obraz bo coś pusto na ścianach. Rozebrałem się, załatwiłem potrzeby i umyłem i poszedłem spać, upewniając się ,że drzwi są zamknięte.
 
blaz11 jest offline  
Stary 25-02-2009, 22:33   #29
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu


Roberto zmarszczył brwi, gdy usłyszał słowa Ricardoniego. Gdzie podziała się dyskrecja? Już sam pomysł z trucizną nie przypadł mu za bardzo do gustu, a teraz jeszcze ta scena. Jeżeli Gulio na prawdę chciał "przekonać" jednego z pracowników by ten mu pomógł powinien to zrobić inaczej, a takie atakowanie barmana już na dzień dobry! było nad wyraz ryzykowne. Mieli szczęście jeżeli nikt nie usłyszał tej rozmowy.

-Nie wierzę! To jakaś parodia!

Fuggitivo był wściekły, chwycił Gulia mocno za rękę w której trzymał truciznę, po czym rozejrzał się nerwowo.

-Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - warknął przez zaciśnięte zęby.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 30-03-2009 o 20:39.
Bebop jest offline  
Stary 26-02-2009, 18:25   #30
 
bushido's Avatar
 
Reputacja: 1 bushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skał


Pokój rozmiarami przypominał mieszkanie Tonyego. Jedyną różnicą była jakość wyposażenia. Meble może nie były najwyższej jakości, ale na pewno o wiele lepszej niż jego własne. Rozebrał się płaszcza i przewiesił go przez oparcie małego krzesła stojącego przy biurku. Następnie podszedł do barku i przygotował sobie drinka. Zastanawiał się od kiedy picie stało się jego swoistym rytuałem. Nalał sobie whisky i z braku coli rozcieńczył ją lekko wodą. Przez chwilę patrzał jak ciecz krystalizuje się po czym lekko upił delektując się lekko słodkawym smakiem. Jeszcze raz przeleciał szybko wzrokiem po pokoju, był ładny ale bezosobowy. –Jeśli mam tutaj mieszkać muszę przynieść tutaj trochę swoich gratów.

Z braku jakiegokolwiek zajęcia na noc rozsiadł się wygodnie na łóżku z szklanką w jednej dłoni a butelką whisky w drugiej i pogrążył się w rozmyślaniu nad życiem. Jeśli miał jutro spotkać się ze swoim nowym szefem z rana musi dobrze wyglądać. Oznaczało to, że dzisiaj jego jedynym towarzyszem była butelka alkoholu.

- Czyli nic się nie zmieniło… Od bardzo, bardzo dawna- uśmiechnął się do siebie jakby był to jego własny prywatny żart po czym wyjął swoją odznakę. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się złotej blaszce z jego numerem służbowym i nazwiskiem. Jeszcze raz poczuł żal, że ją straci.

***

Brooklyn NY rok 1945

Pierwszy dzień pracy dla młodego policjanta to zawsze wielkie wydarzenie. Młodzi nie mogą się doczekać swojego pierwszego dnia pracy jako pełnoprawni policjanci. Każdy z nich zadaje sobie pytanie: jak to jest naprawdę być stróżem prawa? Bo trudno rok spędzony na ulicy jako kadet nazwać prawdziwą służbą. Nowych charakteryzują trzy cechy: ciekawość co do ich przyszłej pracy, niezrozumiały wręcz pośpiech aby się o tym przekonać i niesamowite niemal nasycenie ideami i cnotami co do ich roli, którą przyjdzie im spełniać. Taką właśnie osobą był Tony Luciaveze stojący teraz w korytarzu jednego z Brooklyńskich komisariatów. Naprawdę wierzył ,że od dziś zaczyna walkę z przestępczością na ulicach Nowego Yorku. Wierzył także, że strony tego konfliktu są jasno wytyczone: dobra- policjanci i zła- bandyci.
Z akademii wyniósł niezbędną wiedzę, która miała się mu przydać aby przetrwać na ulicy i zasady które miały ukształtować w nim ducha dobrego gliny. Przez chwile popatrzał po kilku towarzyszących mu kolegach. Szybko zorientował się, że z kilkunastu osób z akademii zna tylko jedną a także, że jest jedynym Włochem w tym towarzystwie. Uśmiechnął się do stojącego obok chłopaka aby dodać mu otuchy. Prawdziwe mundury nie różniły się zbytnio od tych z akademii, ale sam fakt, że tak było sprawiał, że Luciaveze czuł się wyjątkowy.

Od dzisiaj jestem prawdziwym policjantem.

Stali tak stłoczeni w grupce czekając na wezwanie do pokoju w którym mieli odebrać broń i odznakę. Tego właśnie nie mógł się doczekać najbardziej. Po chwili zdającej się trwać wieki Tony usłyszał swoje nazwisko. W malutkim pokoiku za biurkiem oddzielonym od reszty pomieszczenia szybą stał stary policjant. Formalności zdawały się trwać równie długo co samo czekanie. Tysiące podpisów i denerwujące żółwie tempo wydającego. Po kilkunastu minutach dostał to na co czekał- służbową broń i srebną odznakę z jego numerem służbowym i nazwiskiem. Poczuł rozpierającą go w środku dumę.

***

Hell’s Kitchen NY rok 1955

Tony ważył w rękach odznakę i myślał nad tym jak lata pracy w policji go zmieniły. Z młodego wyidealizowanego młokosa z akademii, stał się postrachem ulic, którego bali się i bandyci i jego współpracownicy. Jego metody pracy były dobrze, znane,. Nic mu nie mogli jednak zrobić, gdyż miał dobre wyniki, lepsze od innych. Jednak problem rozwiązał burmistrz miasta wpadając na wspaniały pomysł uzdrowienia nowojorskiej policji. Redukcje kadr szybko wykorzystali jego przełożeni. Rzucił odznakę na biurko i przypomniał sobie gdzie się znajduje. Posiadłość Cuneo robiła wrażenie. Tony przypomniał sobie rozmowę dona o 20 milionach dolców. Tak astronomiczna suma robiła wrażenie.

-Chyba nie będzie mi tutaj źle. W końcu będę robił cały czas to samo, tylko po stronie, która więcej zarabia.
 
bushido jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172