Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2009, 22:05   #11
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Blaze Ballsky & John Armone

Blaze

Prowadziłeś omijając sprawnie długie sznurki samochodów. Po jakichś dziesięciu minutach takiej jazdy, wymijanie przestało być zabawne, więc dodałeś gazu i jechałeś 'na klaksonie' dając znak innym kierowcom by zachowali szczególną ostrożność. Niektórzy z nich zjeżdżali wystraszeni na pobocze. Mimo prędkości nie byłeś jakoś specjalnie skoncentrowany na jeździe, taka prędkość bowiem, była dla Ciebie rzeczą całkiem normalną.
-Sprawdź schowek, może jest tam coś dla nas. - powiedziałeś i za chwilę ostro hamowałeś, gdyż jedno z aut raptownie skręciło na lewo. Zakląłeś siarczyście.

John

Otworzyłeś schowek od niechcenia, jednak w środku niczego nie było. Byłeś pewien, że Clemenza będzie miał dla Was odpowiednie wyposażenie. Koniec końców nawet nie wiecie jaki typ zadania ma dla Was Capo. W czasie jazdy czułeś prędkość auta ale przy prowadzeniu Blaze'a czułeś się całkiem komfortowo. Mimo prędkości, auto nie skręcało gwałtownie i nie było zbędnych 'turbulencji'. Poza tym podobało Ci się, że gość nie pali w aucie, tak jak go prosiłeś.

Razem

Wjechaliście na Brooklyn. Blaze znalazł miejsce zamieszkania Clemenzy po opisie bez większych problemów. Staliście przed jednym z niewielkich domów osiedlowych. Do drzwi wejściowych prowadziły do góry nieduże schodki. Dach domu opadał w stronę ulicy, z tyłu był położony płasko. Naokoło domu stał pomalowany na biało, drewniany płotek z niewielką furtką. Garaż usytuowany był w głębi małego zaplecza podwórkowego. Zanim dobrze rozprostowaliście nogi, Capo już wychodził z mieszkania rzucając Wam powitanie skinięciem głowy. Podszedł do Was po chwili i pierwsze co zrobił to uścisnął Wasze dłonie. Kolejną czynnością było, ku niezadowoleniu Johna, wyciągnięcie paczki papierosów i poczęstowanie Was.
- Cześć dzieciaki - rzucił na początek Clemenza - jesteście teraz moimi wspólnikami. Don wybrał was na to stanowisko i przyznam, że podoba mi się jego wybór. Widziałem jak prowadzisz - zwrócił się do Blaze'a - i przyznam, że mi to zaimponowało. Ty natomiast - wskazał Johna - ty też mi się do czegoś przydasz. Don mówił ,że ponoć całkiem nieźle się bijesz... - zaciągnął się dymem papierosowym i nie siląc się na jego wypuszczenie, ciągnął dalej - ...to się dobrze składa bo mamy na dziś taką ciekawą robotę. Mówię o co chodzi, córka grabarza - Bonasery została ciężko pobita przez dwóch śmieciów...to jeszcze dzieciaki, chodzą do koledżu. Tak czy inaczej musimy ich nauczyć ogłady. Będę was potrzebował, bo chcę załatwić to szybko - Ty - spojrzał na Blaze'a - Zawieziesz nas na skrzyżowanie przy dwudziestej czwartej, a ty - położył rękę na ramieniu Johna - wyskoczysz z auta przy samym koledżu, zaczekasz na tych dwóch szczeniaków i nauczysz ich jak traktować damę.
Patrzyliście na Clemenzę z uwagą słuchając jego wskazówek.
Poznasz ich po tym, że zgasimy silnik auta, gdy tylko ci dwaj przejdą koło Ciebie.
Po tych słowach Clemenza zrobił zamaszysty gest, jak gdyby zaganiał kury do kurnika. Gest ów miał oznaczać, że wszyscy wsiadacie do auta. Po chwili już jechaliście. Blaze jechał powoli i ostrożnie, bowiem Clemenza chciał mieć jeszcze czas na omówienie z Wami wszelkich szczegółów. Gdy zajechaliście na miejsce, stanęliście zaraz przy chodniku, od którego szła ścieżka prowadząca prosto pod drzwi budynku koledżu.
- To tutaj, panowie - powiedział Clemenza i sięgnął za tylne siedzenie, po chwili podając na przednie siedzenie, na którym siedział John, klucz francuski. Dasz im radę sam, ale masz to, żeby nie połamać sobie kostek - zarechotał - schowaj za pas spodni i przykryj marynarką. Stań przy schodach i obserwuj auto, gdy umilknie silnik - rób swoje.
Tak też się stało. John stał przy schodach trzymając ręce w kieszeni, serce biło mu trochę szybciej i chciał żeby już było po wszystkim.
Dobra, młody - rzekł Clemenza w aucie do Blaze'a wskazując palcem na dwóch uczniaków idących schodami - To tamci dwaj, gaś auto, a on już będzie wiedział co ma robić.

***

Mike Woodfield

Rozmowa zbiegała na coraz luźniejszy, a może i nawet coraz bardziej flirtowy, ton. Leżeliście już oboje na sofie. Szklanki whiskey po jakimś czasie zostały opróżnione a Wy leżeliście tak coraz bliżej siebie...W końcu doszło do niewinnych pocałunków, które wkrótce przerodziły się w finalne zbliżenie. (Wiadomo o co chodzi, nie będę się rozpisywał w opisie owego zjawiska )
W Twojej głowie krążyły co chwile myśli, czy to na pewno w porządku...robicie to w końcu w gabinecie ojca Sary. Starałeś się oddalać od siebie te myśli. Póki co nikogo poza Wami nie było więc mogłoby to trwać i trwać w nieskończoność. W końcu oboje usiedliście i nalaliście sobie jeszcze po szklance whiskey.
- Lepiej się ubierzmy - rzuciła Sarah uśmiechając się.
Ledwo jednak zdążyła to powiedzieć i rozległo się pukanie do drzwi...
Ufff, całe szczęście nie Consigliere - pomyślałeś z ulgą - gdyby to był on, na pewno nie pukałby do swojego gabinetu.
Chwileczkę - rozległ się głos Sary.
Szybko się uwinęliście i razem ubraliście. Wtedy Sarah otworzyła drzwi, a w nich stał nieco już znudzony Alessandro Di Copo, jeden z ludzi Capo Straccich. Wyszukał Cię on wzrokiem i rzucił:
Chodź, jest robota.
Pożegnałeś się z dziewczyną i wyszedłeś za Alessandro. Wyprowadził Cię na zewnątrz, na parking. Przy bramie stał szeroki stolik, podeszliście do niego.
- Bierz to co ci pasuje i jedziemy sprzątać.
Zaczynałeś rozumieć...Na stoliku leżały kolejno od prawej: colt 45, rewolwer python, sprytnie przerobiony Tompson, ze skróconą lufą i składaną kolbą, z bębenkowym magazynkiem (tak przerobionego Tommy guna jeszcze nie widziałeś), i obrzyn. Po dokonaniu przez Ciebie wyboru wsiedliście do auta i ruszyliście do parku w New Jersey.
- Dobra, młody. Don powiedział mi wprost - jeśli zrobisz to - jesteś w rodzinie.
Zacząłeś być coraz bardziej zainteresowany zadaniem.
Tam na ławce, naprzeciwko fontanny. Tak, ten facet w białym garniturze z różami. Czeka na pewną kobietę. Ma się nie doczekać. Rozumiesz?
Pokiwałeś głową
- Nie! Nie rozumiesz - szybko zrugał Cię Alessandro - To nie on ma być martwy...ja nawet nie gaszę auta, rób co należy i wracaj natychmiast.
Wyszedłeś zmieszany z auta, broń stała Ci się nagle bardzo ciężką za połami marynarki. Wolałbyś wiedzieć czym kobieta zasłużyła na śmierć, ale chyba nie było w tym momencie dyskusji. Usiadłeś na sąsiedniej ławce, zaraz koło faceta. Jest! Idzie jakaś kobieta ubrana w biały, elegancki kostium, z kremowym kapeluszem z ozdobnym piórem. Usiadła koło mężczyzny. To na pewno ta...

***

Michael Tattaglia

Wypiłeś wodę i posiedziałeś jeszcze chwilę przy ladzie. W sumie nic ciekawego w tym lokalu się nie działo, nie widziałeś tu też zbyt wielu oprychów. Chyba mogłeś być spokojny o Wasz jutrzejszy pobyt z Carro w tym miejscu. Wróciłeś więc do swojego domu, położonego niedaleko posiadłości Tattaglia. Nagle uświadomiłeś sobie, że powinieneś jutro zabrać do lokalu jakąś broń. Na pewno coś znajdziesz w posiadłości. Przez chwilę rozmyślałeś czy załatwić to jeszcze dziś czy jutro, ale po chwili zrobiłeś się tak senny, że nie miałeś na to dziś sił...istotnie...zrobiłeś się naprawdę senny. Tak senny, że aż Cię to zdziwiło. Starałeś się na siłę utrzymać przytomność, jednak to uczucie okazało się silniejsze. Bałeś się, wiedziałeś, że coś jest nie tak, nie wiedziałeś o co chodzi - byłeś na pewno za młody na zawał, zwłaszcza, że w miarę o siebie dbałeś. Milion myśli na raz krążyło Ci po głowie, w końcu stanęło na głosie słodkiej blondynki z lokalu:
- Nie, te drzwi prowadzą na ulicę...
Pogrążyłeś się we śnie...

***

Roberto Di Lauro & Gulio Ricccardoni

Roberto Di Lauro

Myśl o pierwszej w Twoim wykonaniu egzekucji odstraszała Cię trochę, cały dzień rozmyślałeś o tym jak to będzie. Poszedłeś do piwnicy i wziąłeś sobie colta 1911. Wypróbowałeś go na tamtejszych tarczach. Strzeliłeś kilka razy, było różnie, stwierdziłeś jednak, że zabiłbyś człowieka tymi trzema strzałami nie skazując go na większe cierpienia. Dwa pierwsze strzały poszły w imitujące klatkę piersiową pole na tarczy, ostatni w szyję. Pogładziłeś lufę broni i włożyłeś ją za pazuchę. Wyszedłeś na zewnątrz rozmyślając nad jutrzejszą robotą...miałeś jeszcze sporo czasu. Mogłeś lepiej poznać kręcących się tu wszędzie ludzi Dona. Przy bramie stało dwóch Ludzi w czarnych garniturach z czerwonymi krawatami. Na głowie mieli czarne kapelusze. Naokoło willi chodzili ludzie z Tommy gunami... Wtedy Gulio rzucił pomysł ze zdobyciem papierów odnośnie budowy knajpy. Spodobało Ci się to i za chwilę siedziałeś już w aucie gotowy prowadzić...

Gulio Riccardoni

Twoja praca jako urzędnika prawnego dawała Ci spore możliwości, z których nie omieszkałeś skorzystać. Najpierw powiedziałeś Robertowi, żeby podjechał pod sąd, skąd bez problemu wyciągnąłeś potrzebne dane. Następnie ruszyliście do Twojej kancelarii. Wewnątrz obaj zrzuciliście marynarki i powiesiliście na wieszaku. Zakasałeś rękawy koszuli do łokci i rozłożyłeś papiery na biurku. Schemat był prosty - duży budynek, z czego większość zagospodarowana była na zaplecze. Drugą komorę stanowiło mniejsze pomieszczenie, które było samym lokalem. Trzecie i najmniejsze to z pewnością toalety wraz z łazienką...
Duże zaplecze - pomyślałeś to daje pewne możliwości

***

Tony Luciaveze & Alessandro Botticelli

Tony Luciaveze

Byłeś raczej spokojny o własne życie. Znałeś mafijną zasadę o niezabijaniu glin. To bardzo obniża reputację danej Rodziny i wręcz prowokuje pozostałe Rodziny do obrócenia swoich stosunków w negatywne, wobec Rodziny, której członek dopuściłby się takiego morderstwa. Alessandro od razu postanowił zająć się sprawdzeniem tego, czy to aby nie zasadzka. Osobiście uważałeś to wszystko za lekką przesadę, ale kto wie, różnie się zdarza. A potrafi dziać się naprawdę niespodziewanie...zwłaszcza jeśli jesteś na usługach mafii, więc nigdy nie wiadomo. Siedziałeś przy stoliku, podczas gdy Alessio oddalił się na chwilę w celu wybadania całej sprawy. Wyjąłeś na chwilę odznakę i spojrzałeś na nią jeszcze raz...znów z tym dziwnym, na wpół sentymentalnym uczuciem...

Alessandro Botticelli

Nie spodobały Ci się te typy. Myśl o tym, że mogli się czaić akurat na Was, sprawiła, że postanowiłeś to dobrze sprawdzić zanim opuścicie lokal. Podszedłeś do jeszcze trzęsącego się ze strachu barmana i zapytałeś zdecydowanym tonem:
- Jest stąd jakieś tylne wyjście?
Barman zakrył twarz ręką jak małe dziecko, które obawia się tego, że zaraz dostanie w twarz. Wkurzało Cię to niemiłosiernie zwłaszcza, ze wyobrażałeś sobie, że ci wszyscy ludzie, którzy siedzą w lokalu myślą sobie, jakie to groźby teraz rzucasz barmanowi. Rzuciłeś mu wzrok, który miał odebrać jako rozkaz do uspokojenia się, jednak ten nie przestawał się trząść. Po chwili jęknął niepewnie:
- Tak. Za barem, te drzwi za mną. Prowadzą na zaplecze, a dalej kolejne, którymi wyjdziecie na ulicę...
 
Ra6nar jest offline  
Stary 16-02-2009, 22:46   #12
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Barman zlany potem, drgawki i triki widoczne nawet w rozmowie z Alessio spowodowały małe zamieszanie. Psia krew ogarnij się człowieku. Wzrok wyjaśnił szybko sprawę. Uspokoiło się trochę a ludzie przestali się gapić, możliwe że w obawie o swoje zdrowie kto by to wiedział. Alessio pewnym i szybkim krokiem, ruszył za lśniący i pełen wszelakiej maści trunków bar, mijając po drodze kelnerów i kelnerki. Spokojnie nie dając niczego po sobie poznać otworzył drzwi i ruszył na zaplecze. Zaplecze pełne było pudeł i rupieci, jeszcze tylko drzwi i ulica. Oddech wyrównany gotowy do gwałtownych ruchów w razie wypadków.
 
Eravier jest offline  
Stary 16-02-2009, 23:15   #13
 
Crassus's Avatar
 
Reputacja: 1 Crassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnieCrassus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozmowa przerodziła się w luźny flirt, a następnie w pełen podniecenia stosunek. W końcu oboje usiedli i nalali sobie jeszcze po szklance whiskey.
- Lepiej się ubierzmy - rzuciła Sarah uśmiechając się.
Ledwo jednak zdążyła to powiedzieć i rozległo się pukanie do drzwi...
Ufff, całe szczęście nie Consigliere - pomyślał Mike z ulgą - gdyby to był on, na pewno nie pukałby do swojego gabinetu.
- Chwileczkę - rozległ się głos Sary.
Szybko się uwinęli i razem ubrali. Wtedy Sarah otworzyła drzwi, a w nich stał nieco już znudzony Alessandro Di Copo, jeden z ludzi Capo Straccich. Wyszukał on wzrokiem Michaela i rzucił:
-Chodź, jest robota.
Mike pożegnał się z dziewczyną i wyszedł za Alessandro, który wyprowadził go na zewnątrz, na parking. Przy bramie stał szeroki stolik, Alessandro i Mike podeszli do niego.
- Bierz to co ci pasuje i jedziemy sprzątać. - rzucił bez uczuciowo Di Copo.
Mike zaczynał rozumieć...Na stoliku leżały kolejno od prawej: colt 45, rewolwer python, sprytnie przerobiony Tompson, ze skróconą lufą i składaną kolbą, z bębenkowym magazynkiem (tak przerobionego Tommy guna jeszcze nie widział), i obrzyn. Mike długo się nie namyślając wybrał ulubiony rodzaj broni - pistolet Colt 45. Następnie wraz z Alessandro wsiedli do auta i ruszyli do parku w New Jersey.
- Dobra, młody. Don powiedział mi wprost - jeśli zrobisz to - jesteś w rodzinie.
Mike zaczął być coraz bardziej zainteresowany zadaniem.
- Tam na ławce, naprzeciwko fontanny. Tak, ten facet w białym garniturze z różami. Czeka na pewną kobietę. Ma się nie doczekać. Rozumiesz?
Michael pokiwał głową.
- Nie! Nie rozumiesz - szybko zrugał go Alessandro - To nie on ma być martwy...ja nawet nie gaszę auta, rób co należy i wracaj natychmiast!
Przyszły członek rodziny wyszedł zmieszany z auta, broń stała się dla niego nagle bardzo ciężką za połami marynarki. Wolałby wiedzieć czym kobieta zasłużyła na śmierć, ale chyba nie było w tym momencie dyskusji. Usiadł na sąsiedniej ławce, zaraz koło faceta. Jest! Idzie jakaś kobieta ubrana w biały, elegancki kostium, z kremowym kapeluszem z ozdobnym piórem. To na pewno ona...
Kobieta przywitała się z mężczyzną i usiadła obok niego. Michael siedział na przeciwko nich, targały nim emocje. Z jednej strony wiedział, że musi to zrobić, z drugiej jednak... Zabicie kobiety, dodatkowo nie wiadomo czy niewinnej, nieświadomej interesów męża/kochanka było dla niego trudnym doświadczeniem. W ciągu kilku sekund przychodziły mu świetne plany na wykonanie zlecenia, w następnej chwili jednak były wypierane przez lepsze, albo spalane na panewce... Wpadał z jednej skrajności w drugą.
- Zabić zbira? Okey. Zabić kobietę. Możliwe, że niewinną... ? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. W końcu wstał i tak szybko jak wstał usiadł. Nie zwrócił tym uwagi kochanków na siebie, co go nawet zadowoliło. Spojrzał nagle na samochód, w którym spokojnie siedział Alessandro. Di Copo Nie dał mu żadnego znaku działania, zachęty, wsparcia czy nawet oznak współczucia. Nagle Mike spiął mięśnie, wyjął colta i schował go do kieszeni spodni. Miał już ustalony plan działania. Nagle jednak kobieta wstała, pocałowała mężczyznę w polik i ruszyła do wyjścia z parku. Szła brukowaną dróżką w stronę wyjścia, przy którym zaparkował Alessio. Michael nagle bez namysłu wstał i pełen spontaniczności ruszył za kobietą. Rzucił spojrzenie na mężczyznę, który zaczął coś podejrzewać - no bo dlaczego ten facet wstał tak szybko za moją kobietą ? Mike jednak nie przejął się nim. Kobieta na chwilkę zwolniła i zaczęła gmerać w małej, prostokątnej torebce pasującej do kostiumu, Michael zdążył w tym czasie ją dogonić trzymając już pistolet wychylający się powoli z kieszeni. Kobieta nagle zatrzymała się, a Mike nie zważając na ilość obecnych przytknął do jej pleców colta. Przestraszona kobieta zdążyła tylko usłyszeć " Przepraszam " od swojego zamachowcy. Ułamek sekundy po słowie padł strzał. Kula pod kątem mniej więcej 15 stopni przeszyła organy wewnętrzne i zatrzymała się w płucach. Kobieta powoli osunęła się martwa na ziemię. W tym czasie Mike dosłownie wbiegał już do samochodu.
- Kurwa, gaz do dechy! - I odjechali z miejsca zdarzenia.
Całe zajście trwało tak krótko, że Michael był już daleko nim przechodnie zdążyli zlecieć się do ciała i wezwać karetkę i policję. Mężczyzna dobiegł pierwszy do ciała kobiety i wziąwszy ją na ręce próbował szukać pomocy, a następnie położył ją na ławce i objął jej dłoń. Po chwili wpatrywania się w ranę zaczął mówić do niej mając nadzieje, że jeszcze żyje.
 
__________________
Wolność gospodarcza: 63
Tradycjonalizm:-37
Wolności obywatelskie:54
Najbliższa Ci ideologia to: Libertarianizm

Ostatnio edytowane przez Crassus : 17-02-2009 o 18:59.
Crassus jest offline  
Stary 16-02-2009, 23:37   #14
 
blaz11's Avatar
 
Reputacja: 1 blaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetnyblaz11 jest po prostu świetny
*Całkiem fajny domek* Pomyślałem wyciągając rękę na powitanie. Poczęstowałem się papierosem, grzecznie dziękując.
- ... Bonasery została ciężko pobita przez dwóch śmieciów...to jeszcze dzieciaki, chodzą do koledżu. Tak czy inaczej musimy ich nauczyć ogłady. Będę was potrzebował, bo chcę załatwić to szybko ,Ty Zawieziesz nas na skrzyżowanie przy dwudziestej czwartej, a ty wyskoczysz z auta przy samym koledżu, zaczekasz na tych dwóch szczeniaków i nauczysz ich jak traktować damę.
-To jeszcze dzieciaki, ale żeby tak bić kobietę? Nie dopuszczalne! Chętnie sam spuścił bym im łomot. Ale zostawię to mu bo lepiej mu to idzie... Powiedziałem to akurat gdy wsiadaliśmy do samochodu. Widząc nie zadowoloną minę Johna otworzyłem okno i wyrzuciłem papierosa za okno. Gdy dojechaliśmy na miejsce zaparkowałem blisko wyjścia, by dokładnie było widać te śmiecie i słychać samochód.
- To tamci dwaj, gaś auto, a on już będzie wiedział co ma robić. Usłyszawszy to adrenalina mi podskoczyła. Spojrzałem na twarze tych chłopaków... Mordy łobuzów jak nic, należy im się kara jednak czułem małe skrupuły. Jednak na szczęście to nie ja musiałem podejmować decyzję, ani załatwić to ja, miałem tylko prowadzić. Odczekałem aż podejdą do Johna na jeden metr i zgasiłem auto. Cały czas miałem ręce na kluczykach by szybko odjechać.
 
blaz11 jest offline  
Stary 17-02-2009, 11:45   #15
 
bushido's Avatar
 
Reputacja: 1 bushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skał
Tony przyglądał się działaniom Allesandro. Jak podchodzi do rozgorączkowanego barmana i po krótkiej wymianie zdań wychodzi na zaplecze. Teraz rozumiał zdenerwowanie i nerwy podczas ich spotkać gdy był jeszcze policjantem. Chłopak był po prostu napaleńcem. -Zła cecha w dzisiejszych czasach. Upił łyk whisky, jego szklanka była opróżniona do połowy. Nie potrafił sobie przypomnieć dokładnego momentu w którym zaczął nadużywać alkoholu. –Nadużywać- na dźwięk tego słowa się uśmiechnął. Nie, nie był jak te mendy żebrujące o kilka centów aby się nachlać i zasnąć we własnych wymiocinach. Nie robił awantur rodzinnych, nie bił żony. [b]–Czemu więc ode mnie odeszła?[/]- alkohol dawał mu ukojenie, był jedyną sensowną drogą na ucieczkę od zła i przemocy jakie widywał w pracy. Często był ich częścią, tak wielką, że z czasem zaczął przejmować cechy ludzi z którymi walczył. Przez chwilę podniósł szklankę i patrzał jak wiruje alkohol. –Dlaczego znowu pcham się w to całe bagno? Chyba nie potrafię żyć inaczej, przecież nie zostanę jakimś ochroniarzem za marną pensję.- wspomnienie siedzącego naprzeciw niego Aleksandro w dobrze skrojonym, firmowym garniturze przeważyło szalę- Za pieniądze które dostawałem nigdy nie mógłbym sobie takiego kupić. W zasadzie będę robił cały czas to samo z tym, że teraz będę po drugiej stronie barykady. Bardziej ryzykownej i o wiele lukratywniejszej.- Dopił do końca swojego drinka i poszedł za Allesandro, był on jedyną osobą, która mogła doprowadzić go do dona, co za tym idzie jedynym powiązaniem z rodziną Cuneo. Gdy powoli przemieszczał się przez lokal czuł ciężar odznaki. Dawała pewność i poczucie siły. Nie potrafił tego zrozumieć, ale posiadanie jej było swoistym immunitetem przed zbrodniami i złem skierowanym w niego. Wierzył, jak setki innych policjantów, że posiadanie jej zwiększa jego szanse na przeżycie. Mijając kelnerkę zatrzymał się i położył na tacy kilka banknotów napiwku. Uśmiechnęła się i podziękowała mu. Miała śliczną twarz. Przez chwilę napawał się jej widokiem i zapachem. Wyglądali jak dwójka nastolatków, która nie potrafi wykrztusić do siebie ani słowa, mimo, że oboje wiedzą, że się sobie podobają. Kobieta spojrzała szybko na tace pełną talerzy jakby chciała przeprosić za to, że musi się oddalić po czym ruszyła ku stolikom roznieść zamówienia. Tony odprowadził ją przez chwilę wzrokiem podziwiając krągłości bioder i zgrabne nogi. Uśmiechnął się do siebie szczęśliwy, że kobiety nadal działają na niego tak pobudzająco po czym poszedł na zaplecze. Widok jaki ujrzał kontrastował z czystym i schludnym lokalem. Pełno pudeł z towarem poukładanych bez żadnego ładu. Wiele z nich pokrytych grubą warstwą kurzu. Po etykietach na kilku skrzyniach doszukał się kilku markowych rodzajów win i alkoholi. W rogu zauważył kilka mopów i szczotek rzuconych niedbale koło sterty śmieci. Przez chwilę zastanawiał się jak wyglądać musi kuchnia tego lokalu. Spojrzał ku tylnym drzwiom przy których stał Botticelli. Sprawdził czy pistolet dobrze leży w kaburze po czym ruszył ku wyjściu. –Powinieneś zastanowić się nad pracą policjanta skoro tak lubisz łapać przestępców- uśmiechnął się zaczepnie po czym otworzył drzwi wychodzące na podwórze pozwalając promieniom słońca dostać się do środka i rozjaśnić brudne i ponure wnętrze magazynu.
 
bushido jest offline  
Stary 17-02-2009, 17:45   #16
 
Roslin's Avatar
 
Reputacja: 1 Roslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwu
Zamiera chwilkę nad planami i pociera żuchwę w geście zamyślenia. Podchodzi do jednej z szaf i wyciąga mapę miasta i podaje ja kierowcy – Pomyśl którędy będziemy się wycofywać po całym zdarzeniu, to musi być dopięte na ostatni guzik, na tych planach mam cala knajpę, widzisz te zaplecze? –Kreśli okrąg palcem wskazującym nad papierami- Jestem pewien, ze jest tam jakąś dziupla. Tylko pytanie ktoś pilnuje tych towarów. Trzeba było by tam podjechać i sprawdzić… Jak dla mnie to można by było zrobić to tak: Zamaskowani wyciągamy jednego z kelnerów przed praca i odpowiednio go motywujemy by dosypał trucizny napoju tego człowieka, Ja siedzę w lokalu i pilnuje żeby wszystko poszło zgodnie z planem, kiedy środek zadziała. Wyjdę z knajpy to wystarczy jako demonstracja siły. Ty czekasz na zewnatrz i odjeżdżamy. Tylko trzeba będzie zrobić to jeszcze dziś wieczór.
 

Ostatnio edytowane przez Roslin : 17-02-2009 o 17:48.
Roslin jest offline  
Stary 17-02-2009, 20:49   #17
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
W końcu dotarli do kancelarii Riccardoniego, Gulio otworzył teczkę i położył jej zawartość na stoliku. Roberto nie był znawcą architektury, ale nawet dla takiego laika plany wydawały się nad wyraz proste. Sporych rozmiarów zaplecze, mniejsze pomieszczenie zapewne będące już właściwą częścią lokalu, gdzie czas spędzali klienci, natomiast ostatnie z komór były dość małe więc musiały to być toalety. Znając rozkład restauracji Di Lauro wiedział mnie więcej którędy mogliby uciec po wykonaniu zadania, lecz nic więcej. Tymczasem Gulio wyglądał na podekscytowanego, widocznie podczas analizowania planów coś wpadło mu do głowy, nagle poderwał się z miejsca i z szafy wyciągnął mapę miasta, która chwilę potem wylądowała na stole.

-Pomyśl którędy będziemy się wycofywać po całym zdarzeniu, to musi być dopięte na ostatni guzik, na tych planach mam całą knajpę, widzisz to zaplecze? Jestem pewien, ze jest tam jakaś dziupla. Tylko pytanie ktoś pilnuje tych towarów. Trzeba było by tam podjechać i sprawdzić… Jak dla mnie to można by było zrobić to tak: Zamaskowani wyciągamy jednego z kelnerów przed pracą i odpowiednio go motywujemy by dosypał trucizny do napoju tego człowieka. Ja siedzę w lokalu i pilnuje żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Kiedy środek zadziała, wyjdę z knajpy. To wystarczy jako demonstracja siły. Ty czekasz na zewnątrz i odjeżdżamy. Tylko trzeba będzie zrobić to jeszcze dziś wieczór. - rzekł Gulio.

-Sam nie wiem, musiałbym trochę pokręcić się w pobliżu tej knajpki, wolałbym rzucić okiem jak ta ulica wygląda w rzeczywistości - odpowiedział Fuggitivo dokładniej przyglądając się mapie - A poza tym, sądzisz, iż o taki rodzaj śmierci chodziło Vincenzo? Nie wiem czy będzie to dla niego właściwa demonstracja siły... - zrobił krótką przerwę jakby się nad czymś zastanawiał po czym kontynuował - Nawet jeśli nastraszymy tego gościa, to nie mamy pewności czy akcja się powiedzie, kelner może wszystko spieprzyć, a co w tedy? Tradycyjne metody? Wielka rozróba? Zresztą ja tylko głośno myślę, ale jedno jest pewne: powinniśmy to wszystko dokładnie rozważyć.

-Niesamowite, że w ogóle o czymś takim rozmawiam, dawniej morderstwo nawet przez myśl by mi nie przeszło, a teraz? Czy rzeczywiście muszę płacić aż tak dużą cenę by dostać się do Rodziny?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 17-02-2009, 22:19   #18
Anzaku
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
John stał przy schodach, serce biło mu co raz mocniej. Oparł się o ścianę i wziął głęboki oddech. Spokojnie, to przecież łatwa robota.- pomyślał. Z niecierpliwością czekał aż Blaze zgasi silnik. Musi zapalić, tak dla uspokojenia. Jak nie zapali to... Nagle gdy dwóch studentów przechodziło obok niego, auto zgasło. -A więc to oni. No to do roboty.

Armone stanął za nimi -Hej chłopaki. Co tam słychać?- powiedział spokojnym tonem, młodzi odwrócili się w jego stronę. -Czego chcesz koleś?- powiedział jeden z nich. John podszedł do niego, stanął twarzą w twarz i powiedział chłodno -Panna Bonasera przesyła pozdrowienia.- z całej siły zamachnął się i uderzył w twarz. Chłopak upadł na ziemię. John poczuł lekki ból w dłoni. Gdy zobaczył, że drugi z uczniów rzuca się na niego, szybko wyciągnął klucz od Clemenzy i z całej siły uderzył go w twarz. -Zachciało się bić dziewczyny?!- krzyczał do nich John -Spróbujcie mnie pobić, jak jesteście tacy twardzi! Podszedł do leżącego chłopaka, którego uderzył jako pierwszego i kopnął go w twarz a potem zaczął kopać w brzuch. Jeszcze raz... o tobie... usłyszę... a...zabije cię!- John wpadł w furię, teraz już nic się dla niego nie liczyło, nie obchodziło go to, że w oknach pojawili się ludzie, nie obchodziły go głośne jęki cierpiących z bólu chłopaków, nic i nikt nie mógł go teraz powstrzymać. Podszedł do drugiego chłopaka, podniósł jego głowę za włosy i zaczął z całej siły uderzać nią o chodnik. Chłopak stracił przytomność, John złapał i pociągnął go do siebie za ramiona a nogą przyciskał plecy. Usłyszał lekkie chrupnięcie. Podniósł głowę drugiego chłopaka i jego otwartą buzię położył na schodek i mocno stanął mu na głowę. Można było zbierać jego żeby z ziemi. Każdy z młodych dostał jeszcze kopniaka w brzuch na pożegnanie.
 
 
Stary 18-02-2009, 18:19   #19
 
Roslin's Avatar
 
Reputacja: 1 Roslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwuRoslin jest godny podziwu


-Skrzywił się na słowo straszenie- My nie będziemy go straszyć. Wmówimy mu, że jesteśmy ludźmi z dochodzeniówki i potrzebujemy pomocy, ponieważ ten człowiek jest bardzo niebezpiecznym przestępcą. Ma wokół siebie samych ochroniarzy i trzeba mu dosypać środka na przeczyszczenie żeby wyszedł do toalety, bo tylko w ten sposób będziemy mu przedstawić nasze ultimatum. Na pewno będzie zachwycony, ze będzie mógł zrobić cos dobrego dla świata, jeśli nie … najpierw damy mu 50$, a jeśli znów odmówi zwyczajnie opowiemy mu, jakie rzeczy przytrafiają się nie pomocnym ludziom. –Uderzył dłonią w stół- Musimy dziś pojeździć i złapać kogoś, teraz już nie ma miejsca na strach –Zimne kropelki potu zaczęły się pojawiać na jego czole…
 
Roslin jest offline  
Stary 19-02-2009, 20:12   #20
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu


-Dla Ciebie wszystko jest takie proste? - spytał Roberto podnosząc wzrok z nad stosu papierów - Dobra, nie możemy tak siedzieć z założonymi rękami.

Po chwili zdjął z wieszaka swoją marynarkę i zaczął się przygotowywać do wyjścia. Roberto raczej nie palił się do tej akcji, za to Gulio wprost przeciwnie. Di Lauro odniósł nawet wrażenie, iż jego wspólnik z chęcią angażuje się w to zadanie, ale mogło to być oczywiście uczucie mylące.

-To jak? Jedziemy?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172