Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2009, 23:26   #1
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
[Średniowiecze XVw.]"Ad maiorem Dei gloriam?"

„Koniec świata w Roku Pańskim 1420 nie nastąpił. Choć wiele wskazywało na to, ze nastąpi.
Nie sprawdziły się mroczne proroctwa chiliastów, przepowiadających nadejście Końca dość precyzyjnie — na rok mianowicie 1420, miesiąc luty, poniedziałek po świętej Scholastyce. Ale cóż — minął poniedziałek, przyszedł wtorek, a po
nim środa — i nic. Nie nastały Dni Kary i Pomsty, poprzedzające nadejście Królestwa Bożego. Nie został, choć skończyło się lat tysiąc, z więzienia swego uwolniony szatan i nie wyszedł, by omamić narody z czterech narożników Ziemi. Nie
zginęli wszyscy grzesznicy świata i przeciwnicy Boga od miecza, ognia, głodu,
gradu, od kłów bestii, od żądeł skorpionów i jadu węży. Próżno oczekiwali wierni
nadejścia Mesjasza na górach Tabor, Baranek, Oreb, Sion i Oliwnej, nadaremnie
oczekiwało powtórnego przyjścia Chrystusa quinque civitates, przepowiedziane
w Izajaszowym proroctwie pięć miast wybranych, za które uznano Pilzno, Klatovy, Louny, Slany i ˙Zatec. Koniec świata nie nastąpił. Świat nie zginął i nie spłonął. Przynajmniej nie cały.
Ale i tak było wesoło”*

Wrocław, wieczór 22 czerwca, Anno Domini 1422.


Gwar miasta powoli ucichał. Zjeżdżający od kilku dni goście wprowadzali sporo zamętu w i tak niespokojną egzystencję stolicy Śląska. Zajazdy pękały w szwach, a każda najmniejsza izdebka była na wagę złota. Również strażnicy miejscy stali się bardziej aktywni. Zazwyczaj ich służba przy bramach i patrolach na mieście, ograniczała się do włóczenia się i prób wyłudzenia jakiejś łapówki w postaci połcia boczku, czy mile wyglądającego gąsiorka z mniej lub bardziej zacnym napitkiem.

Nastroje mieszkańców na wieść o zbliżających się rozrywkach i widowiskach poprawiły się nieco, aczkolwiek przybywający z południowych szlaków byli kontrolowani z całą surowością. Strach przed husytami, który cały czas podsycali możni i duchowni, nieco opadł. Wprawnemu oku stałego mieszkańca, nie umknęło jednak to, że po ulicach kręciły się oddziały biskupich najemników, a także knechci i czeladź podlegająca Inkwizycji papieskiej. Wiele czujnych uszu skwapliwie czekało, aż ktoś wsączy w nie donos. Donos warty uwagi… był wynagradzani. Może nie zbyt hojnie wynagradzany, ale zawsze.

Zajazd „Pod Pieczonym Prosięciem”, nie należał może do nazbyt wytwornych. Omijały go poczty co znaczniejszych gości i możnowładców, jednak schludność, przyzwoita strawa i zimne piwo miały swoich amatorów. Przy takim tłoku w mieście, nikt pomniejszy, nie wydziwiał na lokum. Mieścił się on na narożniku ulic Nowego Targu, zajmował cały kwadrat działki, a obszerny i duży wjazd pozwalał dostać się na dziedziniec, na którym mieściły się stajnie. Budynek był składał się z parteru, gdzie mieściły się alkowy zajazdu, szynk, kuchnie, magazyny i stajnie, na pierwszym piętrze, gdzie izby były obszerniejsze zatrzymywali się możniejsi goście, ci ubożsi, waganci, żacy lub pielgrzymi, wybierali zazwyczaj drugie piętro.

Dwie mniejsze i jedna przestronniejsza alkowa, tworzyły przestrzeń karczmy. Mocne dębowe stoły i i ławy wypełniały miejsca pod ścianami, nad głowami paliły się dymiąc sufit na czarno, liczne świece. Szynk udawała wysoka ława, która oddzielała wejście na zaplecze od reszty lokalu. W izbach było gwarno, a w powietrzu unosiły się wszystkie znane języki. Głównie niemiecki, ale dało się także słyszeć polski, którego głośno używali dość zamożnie ubrani kupcy. Nieco ciszej czeski, którego zazwyczaj używano niechętnie, bo wiadomo, że ostatnio, wszystko co czeskie to podejrzane. Węgierski, którym posługiwała się grupa siedzących przy wejściu służących, zamożniejszego zapewne jakiegoś kupca, który już udał się do swojego lokum na piętrze.

Tłum wypełniający karczmę, był wielonarodowy i wielo zawodowy. Wszystkiego dopełniał zapach palonych świec, pieczonego mięsiwa, piwa i kapusty.






Dwie dziewki, samotne, bez żadnej czeladzi wjeżdżające na dziedziniec „Pieczonego Prosięcia”, tuż przed zapadnięciem zmroku, sprawiły, że stajenni oniemieli i stanęli jak wryci. Niespecjalnie spieszyli się by złapać za tręzle uprzęży i rozkulbaczyć rumaki. Jednak strzał bicza Irminy i potok przekleństw, jakich nie powstydziłby się najplugawiej wyrażający się knecht, sprawiły, że wiedza odnośnie wykonywanych obowiązków, przywróciła do nich z całą siłą. Po chwili niewiasty zmierzały przez wjazd na dziedziniec do frontu zajazdu.

Wejście Irminy i Zuzanny do karczmy wywołało niemałe poruszenie. Objawiło się ono tym że wszyscy goście niemal zamilkli, wpatrując się w tak niecodziennych gości. Jednak pod wpływem hardego wzroku Irminy, wielu spuściło oczy i wróciło do dalszych zajęć. Kobiety ruszyły w stronę szynku, by wypytać się o możliwość noclegu i zamówić strawę.


Po chwili zasiadały przy świeżo uprzątniętym stole, czekając, aż pojawi się sługa ze strawą. Irmina wpatrywała się w towarzyszkę, która wyglądała na naprawdę zmęczoną.






„Pieczone Prosię” wydawało się odpowiednim miejscem na nocleg. Choć Jan z Michałem, musieli przyznać, że głównym kryterium w doborze lokalu, był fakt, że tylko tu znaleźli wolne miejsca, a stajnie zajazdu pomieściły ich rumaki i konie luźne. Jadło także było znośne a obaj mężczyźni nie odmówili sobie po kuflu miejscowego piwa. Jan po wieczerzy poszedł do izby na górze, Michał ciekawy nowego miasta i ludzi został w głównej alkowie pomieszczenia.

Przysłuchiwał się wielojęzykowemu tłumowi, wyławiając wykształconym uchem wiele znanych języków, jak również wiele takich, których nie znał. Zresztą jego niecodzienny akcent, w nie do końca doskonałym jeszcze polskim, od razu zdradzał w nim cudzoziemca.

Wejście do izby dwóch niewiast, ubranych w stroje podróżne zwróciło uwagę wszystkich, również Michała. Jednak jak dobrze wychowany gentelman, szybko odwrócił wzrok, nie gapiąc się bezwstydnie. Co nie przeszkadzało mu, zerkać od czasu do czasu na zajmujące miejsce przy stole białogłowy.

Krzyk i hałasy na zewnątrz zajazdu podniosły wszystkich z miejsc. Po chwili do środka wpadł ktoś z czeladzi służebnej, krzycząc:

- Zamordowano kogoś… tam… na targu!!! – wskazywał gorączkowo za siebie.








Rothaarig przemykał chyłkiem, przez pogrążające się w mroku uliczki Wrocławia. Miał ochotę napić się piwa, a jego ulubiony lokal dzisiaj, musiał omijać z daleka. Za niezapłacenie ostatniego rachunku Gruby Udo, na pewno załatwiłby mu niezły wycisk. Zresztą miał dziś ochotę, odwiedzić bardziej przyjazne ludziom miejsce, niż „Pod Złamanym Groszem”. Nie wiedział dlaczego wybrał akurat ten zajazd. Może dlatego, że z jego wynajmowanego mieszkania było blisko. Nowy Targ już był pusty, kupcy zwinęli swoje stragany, a sklepy były pozamykane. Gdzieniegdzie, z jakiejś okiennicy można było zauważyć blask światła, ale w gruncie rzeczy przestrzeń handlowa była spowita ciemnościami.

Dietwin miał właśnie zamiar wyjść spod podcienia jednego ze sklepów, by na przełaj przez targowisko, skrócić sobie drogę do „Pieczonego Prosięcia”. Odgłos marszu, kilku par stóp, sprawił, że dla bezpieczeństwa schował się za drewnianym rusztowaniem straganu. Zasłona z desek była raczej nikła, ale liczył, że w tych ciemnościach uda mu się pozostać niezauważonym.

Wyjrzał ostrożnie ponad swoją osłoną. W z ciemności wyłaniały się cztery osoby, z których dwie niosły małe pochodnie, a trzecia podążała za nimi, prowadząc, a raczej ciągnąc czwarta osobę za sobą. Mężczyźni rozglądali się podejrzliwie wokół siebie, a ich, na to wyglądało – więzień - miał zakneblowane usta, a raczej miała, bo była to kilkunastoletnia dziewczyna, z wielkimi przestraszonymi i pełnymi łez oczami.

Scena jaka rozegrała się na oczach Rothaariga, przyprawiła go o ciarki na plecach i zduszony jęk zaskoczenia. Trzymający bowiem dziewczynę, uniósł do góry zdobiony sztylet, który błysnął purpurowo klingą, w nikłym świetle pochodni, by po sekundzie zawieszenia w nocnym powietrzu, rozciąć gardło niewiasty. Dietwin szybko skulił się za zasłoną… za szybko. Przewrócił beczkę, a hałas zwrócił uwagę mężczyzn. Wtedy też ujrzał i rozpoznał jednego z nich… von Tod…

Zauważyli go, a on rzucił się do ucieczki, zamieszanie jednak jakie zrobił, sprawiło, że spod „Pieczonego Prosięcia”, zaczęli na plac wylegać ludzie. Jego napastnicy zniknęli… a on sam słyszał za plecami nawoływani straży i krzyki postronnych.








Hugon ruszył ku klasztorowi franciszkanów. W całym zatłoczonym mieście, nie mógł znaleźć miejsca do spania, a poszanowanie dla mniszego habitu, znacznie zmalało w ostatnim czasie. Zwłaszcza, że był to buro – brązowy habit franciszkański, a nie budzący grozę, zwłaszcza przez związki z Inkwizycją biały habit dominikański.

Kroczył dostojnie, omijając końskie placki, kałuże gnojówki i pomyj, wylewanych, pomimo zakazów wprost na ulice. Choć był czerwiec i dni były długie, to jednak stracił trochę czasu obchodząc miasto i okolice jego Rynku. Także mrok zalegał nad miastem. Przyśpieszył kroku, do klasztoru franciszkanów, zostało mu jeszcze trochę marszu. Droga do niego wiodła przez okolice Nowego Targu. Przyspieszył kroku, a na głowę nasunął głębiej kaptur mniszej sukienki.

Nagle z bocznej uliczki, z ciemności wychynął szary kształt. Mnich nie zdążył uskoczyć, kiedy rozpędzony i oglądający się za siebie mężczyzna uderzył w niego z pełnym impetem, wywracając oboje w błoto i nieczystości ulicy.










Apteka „Korzeń Mandragory”, była miejscem uznanym przez mieszkańców Wrocławia. Znajdowała się blisko Nowego Targu a i do Rynku było niedaleko. Właściciel Jan Rotten posiadał rozległą wiedzę i naturalny talent do tworzenia leczniczych utensyliów i maści, a swojego fachu uczył się zarówno w aptece u słynnego Zachariasza Voighta, jak również na praskim uniwersytecie.

Milena dziękował Bogu, że przyjaciel jej ojca przygarnął ją po śmierci rodziny. Miała nadzieję, że tu we Wrocławiu prześladowca jej nie dopadnie. Chciała także odnaleźć Wilhelma, może tutaj się schronił po defenestracji praskiej? „Tyle odpowiedzi… tyle pytań” – myślała, siedząc w ciemnościach na parapecie okna izdebki, w której mieszkała u Rottenów. Lubiła patrzeć w ciemność nocy, podejrzewała, że to wpływ przekleństwa krążącego w jej krwi.

Nagle po drugiej stronie pogrążonego w ciemnościach placu rozbłysło światło otwieranych drzwi od gospody. Z oddali widziała jak wysypują się z niej ludzie, a na placu tworzy się zbiegowisko.

Tuż pod jej oknami, spokojnie jak gdyby nigdy nic przeszło trzech mężczyzn. Szli w całkowitych ciemnościach, nie śpiesząc się i nie zwracając niczyjej uwagi. Biegnący w kierunku zbiegowiska strażnicy miejscy nawet nie zwrócili na nich uwagi… zupełnie jakby tamci nie istnieli…

Magia… pomyślała Milena… zdążyła przyjrzeć się ostatniemu z nich. Wysoki… czarnowłosy… o bladej, pociągłej twarzy, czarnych włosach i… wejrzeniu diabła.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172