Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2014, 02:08   #1
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
[Dni bez Słońca] Oświecenie - SESJA ZAWIESZONA


Cytat:
Z Daemonum,

I Lucyfer, wygnany z domu Ojca, stworzył Piekło na wzór i oblicze swoje.
I z nienawiścią, i z zawiścią patrzył w górę, ku Niemu i Stworzeniu jego.
I wołał ku Niebiosom: “Skąd w Tobie, Ojcze, tyle miłości do Człowieka? Czyż nie jest on zaledwie cieniem łaski, którą mnie wypełniłeś? Czy nie jest z prochu ulepiony i czy, po stokroć, w proch się nie obróci, podczas gdy ja stał będę w wiecznej chwale u Twych stóp, Ojcze?”
Ale Pan nie raczył odpowiedzieć Lucyferowi.
I Lucyfer uniósł się dumą, i rzekł: “Nie będzie Człowiek zasiadał po prawicy Ojca. Gdy objawią się jego ułomności, zostanie strącony w Czeluść, jako i ja zostałem strącony w Czeluść.”
I stał się Lucyfer cieniem w ciemności i szmerem w ciszy. Kroczył między ludźmi, a przed nim sunął strach, a za nim podążała śmierć. Lecz człowiek nie odwrócił się od Ojca w swoim przerażeniu, a skrzesał ogień i wybudował palisady by odgrodzić się od mroku.
Tak, pierwsza myśl Lucyfera nie przyniosła owocu.
Wrócił więc Lucyfer do Czeluści i tam zgotował ludziom ból - chorobę. I wypuścił je na Plemię Ludzkie, by w męczarniach własnego ciała Człowiek odwrócił się od Ojca. Człowiek jednak zebrał zioła, które Pan posiał na ziemi i wyrwał korzenie, które Pan rozpostarł pod ziemią i odgonił wrzody, i uciszył cierpienie.
I tak druga myśl Lucyfera nie przyniosła owocu.
Ukrył się więc Lucyfer jeszcze głębiej w Czeluści i umilkł, choć oczy miał szeroko otwarte i uszy wyczulone. Słuchał więc i patrzył na Plemię Ludzkie, aż pojął największą słabość Człowieka.
I znów opuścił Lucyfer Czeluść, i kroczył między ludźmi piękny i słodki, jakim go sobie zamierzył Ojciec. I spotkał Lucyfer kobietę, a kobieta spotkała Lucyfera. I spaczył Lucyfer kobietę i nazwał ją Lilith. A Lilith ruszyła pomiędzy plemię ludzkie i zadawała ból, i zabijała, i niszczyła. A ten kogo dotknęła Lilith, zadawał ból, zabijał i niszczył.
I wskazał Lucyfer na Lilith, i zakrzyknął: “Patrz na Człowieka. Oto do czego zdolny jest Człowiek.”
A Pan spojrzał na dzieło Lucyfera i zapłonął w gniewie.
Posłał Michała z niebios do Czeluści by zwojował Lucyfera. Długo trwały zmagania, a całe Stworzenie drgało w posadach. Wulkany pluły lawą, a morza zalewały kontynenty. Wreszcie ziemia pękła na pół, a Michał przekuł Lucyfera Włócznią i wepchnął go do Klatki. Zebrało się sześć zastępów anielskich i zapieczętowało Klatkę, by nigdy Wąż nie wypełzł znów na ziemię, pośród ludzi.
Spóźnił się jednak Pan w swoim gniewie, i spóźnił się Michał ze swoją włócznią, i anieli z sześciuset sześćdziesięcioma sześcioma pieczęciami. Albowiem zło zostało zasiane i zrodziły się z ludzi demony. A gdy ich ojciec rozerwie wreszcie swe kajdany, z niebios spłynie ognisty deszcz, słońce wzejdzie na zachodzie, a ziemia strząśnie Plemię Ludzkie ze swojej powierzchni.
I tak trzecia myśl Lucyfera przyniesie owoce.
Jelena


To był gówniany rok, a szczerze mówiąc gówniane kilka lat. Ile dokładnie, trudno stwierdzić. Liczyła, ale jakoś niezbyt dokładnie.
Jakoś tak pięć lat temu zgasło słońce i piekło wypełzło na ziemię. Włącznie z nią, ona też była kawałkiem piekła. Takim trochę niertodooksyjnym, trochę rockandrollowym, ale jednak mordującym nieopatrznych wędrowców potworem.
Potworem, któremu towarzyszył zakonnik od Świętego Michała.
Który to zakonnik dał się opętać.
Który to zakonnik dał się opętać demonowi z misją zabicia wszystkich skrzydlatych aniołków, które spadły z nieba na ziemię.
No kto daje się tak opętać? Kto? Daniel się daje, zupełnie nie pytając jej o zgodę. Skurwiel. I zaraz zaczyna gadać coś o jakiejś książce. Kogo obchodzą książki, kiedy na każdym kroku można nadziać się na coś co z chęcią cię zje, zamorduje albo zgwałci? Daniela, Daniela obchodzi bardzo. A może raczej to coś, co się w nim zagnieździło i coraz częściej wyłazi na wierzch? Coraz głębiej zapuszcza korzenie w duszę Jaśnie Oświeconego Pana Zakonnika?
I tylko “Veritatem Signorum! Veritatem Signorum! Gdzie, ach gdzie jest, Veritatem Signorum?!


Echo i Ezekiel


Uszy Echa rozbrzmiewały zebranymi przez Ezekiela nawoływaniami.
Veritatem Signorum, jakiś diablik ma Veritatem Signorum” - pełen oburzenia kobiecy głos wrzeszczał tysiącem zbolałych gardeł.
Co to jest? Cóż potrafi?” - zupełnie gdzie indziej pytał suchy jak papier głos starca, uczonego, fanatyka wiedzy, coraz głośniejszy, niczym dźwięk rozdzierania bezcennych pergaminów - “Nigdzie… nigdzie… nic… nigdzie… nie mogę nic znaleźć! Co to jest? Veritatem Signorum…
Pan kazał szukać starych ksiąg” - słaby głos nastoletniego dziecięcia na skraju wyczerpania, głos blady, pozbawiony krwi, pozbawiony serca, głos niewolnika - “Nie wiem jak starych… bardzo starych, z łaciną… napisał nam na kartce… Veritatem Signorum.
Głosów było tak wiele, że zlewały się w jeden, chaotyczny jęk pożądania, powtarzający nieustannie “Veritatem Signorum, Veritatem Signorum, Veritatem Signorum.
Aż nagle Ezekiel zamilkł i w umyśle Echo zakwitł jeden ostatni głos, cichy, spokojny, pewny - “Veritatem Signorum należy zwrócić Zakonowi.


Anthony Marching


-Tony, Tony, Czarujący Tony - śmiała się Victoria Pasquale, niegdyś wielka łowczyni wampirów, dziś pijaczka i hazardzistka, szukająca schronienia w lokalach uczęszczanych przez demony i diabły. Z nimi przynajmniej nie miała na pieńku i zawsze mogła mieć nadzieję, że któryś z potępieńców ochroni ją w razie gdyby jakiś spragniony zemsty krwiopijca pragnął jej szyi.
Victoria lubiła pokera i czasami nawet wygrywała. Była też dość miłym, ciepłym i miękkim towarzystwem. Nie wzdragała się też przed ostrzejszymi zabawami, co sprawiało że była dość popularna wśród Dzieci Niosącego Światło i Upadłych Aniołów. Poza tym, oferowała też wiedzę.
Zgarnęła ze stołu spory kopczyk żetonów z kapsli po piwie i wygraną w postaci zwiniętych z trupów fantów. Złoto, srebro i platyna podzwaniały, gdy próbowała je ułożył w pokaźny stosik.
A ty nie wybierasz się na poszukiwania? Podobno wasza Królowa wyznaczyła nagrodę za głowę tego, który położył łapę na tej książczynie. Podobno można wygrać własne piekło. Nie chciałbyś być Księciem? Mieć własny legion?
Anthony Marching dobrze wiedział jaka jest stawka. Ten kto znajdzie Księgę zostanie trzecim po Lucyferze, który i tak jest wiecznie nieobecny, a więc gdyby ktoś taki, jak Tony złapał winowajcę i dostarczył łup Lilith mógłby liczyć na szybki, a nawet gwałtowny awans do pierwszej ligi.
A jednak problem polegał na tym, że jakoś nikt nie mógł jednoznacznie stwierdzić, co to za beletrystyka, ani gdzie można zacząć jej szukać.
- Lubię cię Tony - Victoria przetasowała karty wprawnym ruchem, lecz zamiast rozdawać do pokera rozłożyła je w wachlarz. Przesunęła dłonią nad stołem i wyciągnęła jedną z kart. Spojrzała na nią, uśmiechnęła się i wyłożyła wierzchem do góry - Więc zdradzę ci pewien sekret - powtórzyła proces. Druga karta wylądowała obok pierwszej - Ale nie za darmo.
Jeszcze raz i jeszcze raz sięgała po karty, aż leżały przed nią cztery uśmiechnięte damy.
- Chcesz znać ten sekret Tony? - uśmiechnęła się szeroko. Piąta dama talii.


Salvador


Paryż był piękny. Paryż był wielki. Paryż łagodził obyczaje.
Trzy wielkie rody zagościły w Paryżu i podzieliły go niczym wielki tort między siebie.
W L'Hôtel des Invalides ulokowali się Drakulingowie pod wodzą pięknej Paz, Wielkiej i Ostatniej Narzeczonej Draculi Samego. Panował tam spokój, dobry smak i życie zdawało się pozornie nie być zbyt odmienne od tego sprzed śmierci słońca. Paz była tradycjonalistką, lubiła porządek i nie znosiła nieuzasadnionej przemocy. W życiu mieszkańców południowego brzegu Sekwany, prócz noszenia kolorowych wstążek z herbami tych wampirów, do których należeli, niewiele się zmieniło. No może jeszcze, obowiązek Donacji. Tak to nazywano w królestwie Drakulingów… tam wszystko nosiło pozór dobrowolności.
Jednak gdy wzięło się pod uwagę alternatywy, nawet ta obłuda wydawała się pociągająca.
Na wschodzie, wśród katakumb Pere Lachaise gnieździła się śmierdząca zgraja, brudnych dzikusów, jakby powiedziała Paz. Kolonia Nosferatu, jakby powiedzieli Łowcy wampirów. Brzydkie miejsce, dla brzydkich i w większości skupionych jedynie na piciu krwi drapieżników. Mieszkańcy tej części Paryża wyciągnęli w tym rozdaniu bardzo słabą kartę. Traktowani jak bydło, byli wręcz hodowani przez zgraję białoskórych, łysych wampirów. Nosferatu nie mieli przywódcy, żyli niczym jeden organizm, albo ul bardzo dziwnych pszczół.
Na zachodzie natomiast, w Ogrodach Trocadéro zebrała się ostatnia grupa, zwąca się Senatem Kainitów i odwołująca się jeszcze do starożytnych tradycji rzymskich. Senatowi owemu przewodził Primus Caius zwany również Lisem. Wbrew swemu zamiłowaniu do antyku nie był on aż tak stary, choć jego krew była czysta prawie jak łzy dziewic, którymi tak lubił się zabawiać. Trzeba było przyznać, że na Trocadéro dbano o kultywowanie najświetniejszych tradycji Starożytnego Rzymu - republika mieszała się tu z orgiami, a womitoria z zażartymi debatami. Nawet igrzyska rozgrywały się całkiem realistyczne. Jedynie zamiast wina lała się krew.
Cały Paryż podlegał tym trzem wielkim rodom. Prócz linii demarkacyjnej między wschodem, a zachodem, na której to linii znajdowała się skażona świętością ziemia niczyja z kościołem Sacre Coeur - dawną siedzibą Zakonu Świętego Michała Archanioła, do której nie miał dostępu żaden nieludzki stwór. Ziemia wkoło budynku przesiąknięta była solą, a mury żelazem. Od czasu gdy zagłodzeni przez wampirze oblężenie zakonnicy odebrali sobie życia w rytualnym samobójstwie nikt nie miał tam już wstępu.
To właśnie miejsce mamiło Salvadora nieodkrytymi tajemnicami i odpowiedziami na setki, a nawet tysiące pytań, o których zadaniu nawet jeszcze nie marzył. Problem polegał jednak na tym, że Salvador był miłym gościem Paz Drakuliny, a Sacre Coeur znajdowało się daleko za Sekwaną, pomiędzy dwoma gniazdami węży. Spotkanie między łowcą, a odpowiedziami nie było więc niestety tak oczywiste i nieuniknione, jak próbował sobie wmówić.



Miriam


Anioł Stróż był jednym z ostatnich swego rodzaju. Większość mu podobnych dawno już poddała się grawitacji, która ciągnęła ich ku ludziom. Większość z żalem, ale i ze szczerym przekonaniem o słuszności podjętej decyzji upadało by kroczyć wśród swych podopiecznych, służyć im pomocą i ochroną przed coraz bardziej okrutnym światem.
Ten jednak Anioł Stróż był wytrwały, a może raczej brak mu było przekonania, brak mu było determinacji. Może trochę się bał, a może potrzebował czasu by podjąć właściwą decyzję.
A może jego przeznaczeniem było zostać świadkiem niepokoju w niebiosach.
Dzwięk trąby jeszcze nie wybrzmiał, a zebrały się Zastępy niebieskie, a wśród nich był i Anioł Stróż, choć nie był ani wyjątkowo silny, ani wyjątkowo odważny, ani nawet trochę. Zastępy zebrały się w sali chwały, pod czujnym okiem wizerunków Archaniołów walczących z legionami piekielnymi, a zwłaszcza pod surowym spojrzeniem Michała, przydeptującego kark szatana do ziemi, który był też obecny we własnej świetlistej istocie.
- Bracia moi - zwrócił się do zebranych głosem złocistego młodzieńca - Wielki niepokój na ziemi i wielkie niebezpieczeństwo. Jedna z najświętszych ksiąg znalazła się w rękach niegodnego. Należy mu ją odebrać, nim pozna i użyje jej okrutnej mocy.
- Cóż to za moc, Michale? - zapytał jeden z tronów.
- Nie moja to sprawa by wam wyjawić - odparł złocisty.
- Czyja więc? - drążył wścibski Tron.
- Jedynego - uciął rozmowę archanioł. Wokół nastała cisza tak nieprzenikniona jak najodleglejsze zakątki kosmosu.
- Księgę należy odzyskać - kontynuował Michał - Więc wraz z mym zastępem zejdę na Ziemię i przeszukam każdy jej cal, a odnajdę wolumin i ochronię przed wścibskimi oczyma.
Cisza pogłębiła się, albowiem każdy z obecnych wiedział co stało się poprzednim razem gdy jeden z archaniołów postanowił upaść.



Walerian


Anguis coraz częściej słyszał te dwa łacińskie słowa, głupi tytuł, głupiej księgi. Głupiej, bo zapewne zmyślonej, jako że jej zawartość, choć zawsze niesamowita i bezcenna, u każdego bajarza przybierała odmienny kształt.
A jednak wszyscy pojmani i nowi goście po równo powtarzali, jak zgrana płyta - “Veritatem Signorum.” Wąż nie mógł się pozbyć złego przeczucia, gdy tylko usta obcego układały się by wypowiedzieć ten tytuł.
Póki co, było to jednak jedynie irytujące mrowienie z tyłu oczu, lub nerwowy tik w kąciku ust. Nic z czym nie był sobie w stanie poradzić. Miał z resztą inne rzeczy na głowie. Na przykład znikające patrole na wschód od Walii, w starym lesie sosnowym, a właściwie jeden patrol i jeden oddział wysłany by odnaleźć poprzedników. Mijała już druga doba, a żadnej odpowiedzi, czy choćby znaku życia od jednej lub drugiej grupy nie było. Ludzie zaczynali się niepokoić. Takie rzeczy zdarzały się wszędzie, ale nie tak blisko Walii.



Plotka rządziła światem, zwłaszcza gdy brak było jakichkolwiek konkretnych informacji. Umysł ludzki, a nawet i nieludzki polegał na plotce, przekazywanej z ust do ust, przez uciekinierów, podróżników, przemytników, bo inne formy komunikacji dawno już stały się bezużyteczne.
Plotka głosiła, że to wampiry zgasiły słońce. Zawarły umowę z demonem, jednym z tych prawdziwych diabłów z rozdroży, które spełniają życzenia w zamian za dusze. To była bardzo dobra plotka. Wampiry od zawsze chciały kroczyć w pełnym słońcu, to była w końcu jedyna rzecz, która stała między nimi, a pełną kontrolą. Można było więc bez problemu przyjąć do wiadomości, że zawarły umowę z diabłem. Tylko, że wampiry nie mają duszy.
Więc plotka kłamała.
Chyba, że znało się prawdę kryjącą się za inną plotką. Diabły sprzedają życzenia za dusze. Oczywiście najczęściej tak właśnie się dzieje. Diabły lubią dusze, im więcej dusz, tym diabeł silniejszy, dlaczego więc miałby korzystać z innej waluty? Gdyby jednak chciał, gdyby mu zależało mógłby przyjąć coś w zamian, coś innego, coś emanującego mocą, artefakt, czar, ofiarę, starożytną księgę...
Veritatem Signorum, to za nie diabeł sprzedał wampirom wiedzę, jak zgasić słońce.
Ta plotka mroziła krew w żyłach tym nadnaturalnym, którzy jeszcze ją mieli. Legendarna księga zawierająca… tak właściwie to co? Jedni przysięgali, że metodę zabicia całych pokoleń wampirzego pomiotu za jednym zamachem. Inni, że straszliwą moc pozwalającą wiązać demony do woli jej posiadacza. Jeszcze inni wierzyli, iż na jej kartach zapisana jest droga do niebos. Każdy, miał na ten temat inne wyobrażenie. Każdy wierzył w to, w co chciał uwierzyć - że tajemnicza księga spełni jego najskrytsze marzenia, a może wręcz przeciwnie, jeżeli jej nie dostanie to ziszczą się jego najstraszliwsze koszmary.
Na tym etapie plotka zaczynała się sypać.
Do momentu, gdy nie dotarła do uszu piekieł i niebios zarazem. Do momentu gdy na pogrążony w ciemności świat nie zwróciły się płonące pożądaniem oczy. Trwający w niebiesiech Michał Archanioł wiedział czym było Veritatem Signorum. Ukryta śród piekieł Lilith wiedziała czym było Veritatem Signorum.
Oboje zapragnęli go z całego serca. Tak bardzo, że nawet chwili nie poświęcili by zadać pytanie, kto właściwie rozpowszechniał tę plotkę?


We all have a part of angels
And we fell from the same star
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 09-10-2014 o 11:59.
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172