Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2019, 11:44   #171
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - Blask ozonu

Marian i Koichi



Strefa zmienną jest. Polak i Japończyk a także reszta z pozostałej grupki hibernatusów mogli się przekonać o tym po raz kolejny. Marian z Koichi którzy przeszukiwali okoliczne ruiny i w końcu nawet coś znaleźli co wyglądało obiecująco zorientowali się, że stracili z oczu swoich towarzyszy. A także orientację co do kierunku z jakiego przyszli. Wydawało się, że kontrolują sytuację, odmierzają kroki, czas, zapamiętane hałdy i co bardziej charakterystyczne elementy gruzów. Że ledwo co i zaraz kawałek dalej są ci dla których szukali schronienia. Ci którzy mieli świece i proszek jaki para amatorów wycieczek po strefie im zostawiła. Tylko podczas nurkowania w kolejne hałdy i kupy gruzów kompletnie stracili poczucie czasu i przestrzeni. Gdy wyszli w górę na jakąś kupę gruzu widzieli tylko inne, mniej lub bardziej sąsiednie kupy gruzów. Wszelkie punkty charakterystyczne jakie zapamiętali albo wydawały się być podobne do innych albo w ogóle stracili je z oczu. I przez tą cholerną, czerwoną mgłę trudno było złapać dalszą perspektywę. Ile mogli przejść? Kilkadziesiąt metrów? Kilkaset? Więcej czy mniej? Gdzie jest reszta hibernatusów? Schowali się gdzieś, że ich nie było widać czy też czasoprzestrzeń jaka ich oddzielała już uniemożliwiała kontakt wzrokowy? Ale to, że nie byli tu bez reszty grupy nie oznaczało, że są tu sami. Nie, zdecydowanie nie. Odgłosy dochodzące z ruin jednoznacznie wskazywało, że jak zwykle, toczy się tu strefowe życie i strefa załatwia tutaj swoje strefowe sprawy. Nie było tylko wiadomo kiedy sami staną się integralną częścią tego ekosystemu.


---




Sigrun, Mervin, David i Joe



Poszli i poszli. Najpierw stalkerzy a potem Marian i Koichi. I tak jedni i drudzy nie wracali. W strefie jak zwykle trudno było określić upływ czasu. Odległości zresztą też. I kierunku. Właściwie jakakolwiek orientacja była mocno utrudniona. Ale wydawało się, że minęło no “trochę” czasu. Pewnie parę fajek. Albo paręnaście. A może trochę więcej. Albo niecierpliwili się i niepokoili to wydawało się dłużej. W każdym razie ani jedna dwójka ani druga nie wracała. Stalkerów zniknęli im z oczu niewiele wcześniej niż buszująca po ruinach para zwiadowców. Po prostu po jakimś czasie zorientowali się, że ani jednych ani drugich już nie widzą przemykających między ruinami. Nie było słychać żadnych krzyków, strzałów ani nic takiego co by wskazywało na jakiś gwałtowny przebieg wydarzeń. Jedni i drudzy zdawali się zniknąć w tym morzu ruin jakby ich nigdy nie było i mieli nigdy nie wrócić.


---



Wszyscy



Marianowi sprzyjała jednak fortuna i trochę na czuja, trochę zdając się na swój fart udało mu się rozpoznać drogę do pozostawionej grupki hibernatusów. Japończykowi pozostało zdać się na niego. Wreszcie więc gdy wynurzyli się zza kolejnej hałdy ujrzeli dalej grupkę czekających hibernatusów. Tym razem się udało jeszcze raz oszukać los i strefę. Co by było gdyby rozdzielili się na dalej czy dłużej lepiej było nie myśleć.

Droga do znalezionej kryjówki okazała się niewiele łatwiejsza. Przeszli za dwójką zwiadowców jaką hałdę, jakiś załom, fragment zawalonej ściany, kikut narożnika przy okazji Mervin w ostatniej chwili zdołał złapać się jakiegoś pręta by kolejne osuwisko nie pochłonęło go całego w swoje czeluści jak niegdyś czeluści katedry nie pochłonęły Mariana. Znaczy tego nieprawdziwego Mariana. Ale w ostatniej chwili zdołał się chwycić jakiegoś pręta i odskoczyć. Co za zdradliwy teren! Każdy krok mógł być ostatnim. Pod każdą kupą gruzów mogła kryć się jakaś czeluść, co chwila wydawało się że pręty, druty, rozerwane rurki tylko czyhają aby rozerwać żywe ciało i napić się czerwonej posoki. A poza tym powietrze na dalszych odległościach wydawało się drgać jak przy upale albo fatarmorganie.

Polak z Japończykiem znów musieli ze dwa razy przystanąć i zastanowić się gdzie iść. Pozostali czekali aż wskażą odpowiedni kierunek. Niby szli tędy dopiero co a jednak trudno było rozpoznać charakterystyczne detale. Te resztki drzwi na jednym zawiasie. Były? Tak chyba były. Ale tutaj? Czy gdzie indziej? Gdy przechodziło się przez strefę wydawało się, że jeszcze nie jest tak źle. Ale gdy człowiek chciał trafić w konkretne miejsce to zaczynały się schody. I te resztki stopionej latarnii. Mijali je wcześniej? Czy podobne? Były po tej samej stronie ulicy? Czy nie? Cholera! Szału można było dostać, nic w tej cholernej strefie nie działało jak należy! Ani narzędzia, ani zmysły, ani teren! Nawet hałdy przemielonego terenu wydawały się układać w podobne wręcz wąwozy i do którego by nie skręcić to wydawał się równie zły czy dobry jak sąsiedni.

Irytujące albo i niepokojące było to, że nie byli tu sami. To było pewne. Przez ciężkie oddechy, osuwający się spod butów gruz jaki każdy but wzbudzał przy każdym kroku, zduszone przekleństwa, pulsowanie krwi w uszach słyszeli to. Że nie są tutaj sami. Strefa żyła. Nawet wydawało się, że ta dobra pogoda o jakiej mówił Nick rzeczywiście wzmaga aktywność strefy. Słychać było jak gdzieś w okolicy też się osuwa gruz. Jakby tamtędy coś czy ktoś przechodziło. Słychać było skrzeki, charkoty, piski, warkot. Nic z tego nie brzmiało ani kojąco. Raczej obco i podejrzanie. Szarpało nerwy nienazwaną grozą, nie zidentyfikowanym zagrożeniem.

Na poprzednio odnalezioną kryjówką natknęli się prawie takim samym przypadkiem jak dwaj zwiadowcy znaleźli ją poprzednio. To tutaj?! Cholera a wydawało się, że to trzeba iść jeszcze zdrowy kawałek dalej. No ale w końcu była ta bryła popękanego budynku, z czterema mniej lub bardziej ocalałymi klatkami schodowymi i tam, w tej ostatniej co powinien być ten cudem ocalały salon.

Strefa zaatakowała tak jak to miała w zwyczaju. Zjadliwie, podstępnie i bez ostrzeżenia. Już byli prawie “w domu”. Japończyk z Polakiem już znów byli przy wejściu do kryjówki jaką po takim trudzie ponownie udało się im odnaleźć. Jeśli w strefie poruszanie i nawigowanie bez magicznych pomocy i umiejętności stalkerów było tak trudne to gdyby nawet chcieli wrócić teraz do katedry czy rzeki chyba musieliby zdać się na fart. O planowaniu trasy nie było co marzyć skoro na tak niewielkiej czasoprzestrzeni strefy z trudem udało im się dotrzeć z jednego punktu do drugiego i wrócić. Nikt z hibernatusów tak naprawdę nie miał pojęcia gdzie jest w tej chwili rzeka, Westminster Bridge czy katedra gdzie odpoczywali w kryjówce stalkerów.

Marsz w trudnym terenie poszatkował ich grupkę. Rozpełzli się w luźny peleton czy raczej poszarpaną, nieregularną linię. Australijczyk podążał prawie za plecami Polaka i Japończyka. Szwedka i Brytyjczyk nie byli tak sprawni w łażeniu po wertepach więc zostali trochę z tyłu. Za nimi jeszcze szedł wielkolud Joe który na ochotnika zgodził się iść na końcu i ubezpieczać tyły. Trzeba było zacząć rozsypywać proszek i rozstawiać świeczki jakie dostali od stalkerów. Ostatnia trójka pokonywała zagruzowaną hałdę. Szwedce dopisało szczęście. Pijackie szczęście. Wprawne oko dostrzegło spośród wielu kanciastych kształtów ten jeden, znajomy. Przysypany pyłem, częściowo zagrzebany w gruzie ale… Tak! Butelka! I to pełna bursztynowych promili!

Joe chyba chciał coś powiedzieć. Otworzył już usta i uśmiechnął się pewnie by coś powiedzieć coś zabawnego. Ale nagle otoczyła go aura błyskającego światła, powietrze zatrzeszczało palonym ozonem, Mervin i Sigrun którzy stali najbliżej poczuli smród ozonu. Widzieli jak ta poświata błyska, jak na twarzy Joe pojawia się wyraz całkowitego zaskoczenia i już. Już było po wszystkim. Joe zniknął razem z tym błyskiem jaki go pochłonął. Nie było już nic. Tylko gruzy, kupa bezimiennych gruzów, trójka hibernatusów stojących przed klatką i dwójka tuż przy miejscu w jakim przed chwilą stał wielkolud. A teraz nie było już nic. Zapach spalonego ozonu drażnił nozdrza ale już się rozchodził. Zupełnie jakby Joe nigdy tutaj nie było. Nie pozostał po nim żaden namacalny ślad. Ani ciała, ani krwi, ani nic. Pozostała strefa. Strefa pełna skrzeków, osuwających się kawałków gruzu i podejrzanych, niebezpiecznie brzmiących warkotów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-05-2019, 20:55   #172
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Sigrun na początku zwątpiła. Siedząc na czymś, co być może kiedys było parapetem z okna, a teraz kawałkiem ruiny z wykrzywioną framugą okna i wystającymi drapieżnie prętami zbrojeniowymi, pety pojawiały się wokół glanów Sigrun miarowo, jak gwiazdy na nocnym niebie.

- Kurwa – rzekła w końcu dziewczyna, wzdychając. - Powinniśmy ruszyć dupy i założyć naszą kryjówkę sami. Jestem pewna, że Koichi i Przypała nie żyją, rozpierdoleni przez pomiot Cthulhu.

Pstryknęła niedopałkiem, który potoczył się na ziemię pełną odłamków i rozbitego szkła.

- Aaaaalbo... Czujecie, zostali rozpierdoleni przez nagle uświadomione gejowskie wkręty. Wyobraźcie sobie, dwóch pięknych chłopców, morze ruin, nie masz ni chuj nadziei na lepsze jutro, co robisz? Przecież to oczywiste, odreagowujesz cały ten horror w cichym, odludnym zakątku. Jeden wielki jak ciężarówka, drugi zwinny jak pierdolony ninja. To nie jest sesja erpegie dla wygłodniałych lasek, to jest jebana rzeczywistość. Ha-ha-haaaa!

Roześmiała się, odpalając kolejnego. Z jakiegoś powodu, humor jej nie opuszczał. Z drugiej strony, sytuacja nie była najgorsza. Mimo tego, że paru z nich zginęło, powoli poruszali się w stronę upragnionego lotniska. Perspektywa nagłej śmierci z powodu nieznanych warunków Strefy była chyba jedynym konkretnym powodem, dla którego nie warto było brać tego wszystkiego na poważnie.

Zachowaniu Sigrun przeczyły jednak nerwowe spojrzenia, które rzucała w zasadzie wszędzie. Strefa wydawała się żyć i nie wiedzili, czy nagle spod ziemi nie wyrośnie nagle coś, co będzie miało realną szansę wykończyć ich wszystkich. Pozostało im tylko czekanie, jednak Szwedka nie zamierzała się dać zabić, więc trzymała posterunek czujnie. I tylko stosik papierosów rósł pod nią.

Ostatecznie jednak dwójka powróciła, a oni sami podjęli marsz. Sigrun zrezygnowała z docinków o gejowskim seksie dwóch mężczyzn, choć krążący po jej ustach uśmieszek wskazywał, że wcale ta perspektywa nie odeszła z jej myśli. Idąc, wypatrywała tego, co wszyscy, czyli niebezpieczeństwa. Które, na szczęście, tym razem nie nadeszło.

W gruncie rzeczy, Sigrun czuła niepokój, który próbowała nadrobić brawurą. Zastanawiała się, jakim cudem to wszystko wyglądała tak, jak wyglądało. Stalkerzy nie oferowali zbyt wielu informacji na temat pochodzenia Strefy, a ruiny także nie mówiły niczego. Co tak naprawdę się stało? Jaka była jej historia? Rozgryzanie tego wydawało się bezsensowne bez konkretnych informacji.

W końcu doszli, a Sigrun zamierzała pomóc reszcie rozsypywać proszek i rozkładać świece. Pozostało zamelinować się i czekać na powrót stalkerów.

Sigrun, dostrzegłszy butelkę, uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Modlitwy do Lemmy'ego i wszystkich bogów bourbona zostały wysłuchane, kurwa. Hej...

Zaczęła iść w stronę butelki, ale nie dokończyła. Nagle, wielkolud Joe zniknął. Wyglądało to tak, jak piorun w biały dzień. Dosłownie.

Sigrun wykrzyczała wyjątkowo wymyślną wiązankę przekleństw, w której znalazł się jednocześnie Joe, jego matka, Wietnam, ciężarówka, piorun i ozon.

- ...widziałeś, widziałeś, kurwa!? - wykrzyknęła, przejęta. - Był i nie ma, kurwa! Kurwa! To jest Strefa, kurwa!

Szwedka wzięła głęboki wdech, odkręciła (z jakiegoś powodu nawet nie napoczętą) butelkę i wzięła potężny łyk. Etykietka była porwana z butelki, ale smakowało jak Jim Beam.

- Okej, zajebiście – skomentowała nieco bardziej ponuro Sigrun. - Więc teraz może być tak, że ujebie cię bez ostrzeżenia. Żadnych świecących meduz, żadnego tałatajstwa, bam, nie żyjesz. Zajebiście.

Pokiwała głową i skrzywiła się.

- Nie wiem jak wy, panowie, ale ja pierdolę iść na czczo do końca tej wycieczki.

I pociągnęła z gwinta raz jeszcze.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 13-05-2019, 16:32   #173
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Poszli... i zniknęli.
Teoretycznie miało tak być, że pójdą, znajdą i wrócą, ale okazało się, że Marian i Koichi zniknęli nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie.
David miał świadomość tego, że w Strefie czas płynie nieco inaczej, ale ile w końcu można było czekać? Może Sigrun miała rację i Strefa zeżarła tamtych? A może "zwiadowcy" postanowili ratować się na własną rękę, stwierdziwszy (całkiem logicznie), że dwie osoby będą się cieszyć mniejszym zainteresowaniem Strefy i jej mieszkańców, niż sześcioosobowa grupa?

- Dobrze, że Zapała cię nie słyszy... - Skrzywił się, słysząc seksualne rozważania dziewczyny. - Pewnie by się poczuł dotknięty w swej męskiej dumie. I by pomyślał, że nie doceniasz tego, iż taki z niego macho.


Okazało się jednak, że wbrew ponurym przypuszczeniom Szwedki para wróciła cało i zdrowo. No i na parę połączoną jakimiś erotycznymi więzami też nie wyglądali.
Ale okazało się też, że Strefa nie przepada za wędrowcami i krzyżuje i plącze ich ścieżki.

- Trzeba by strzałkami oznaczać trasę - powiedział David na pół serio. - Albo chodzić z nitką, jak w labiryncie - dodał.

W jaki sposób stalkerzy odnajdywali tu drogę? Nie miał pojęcia. Może wykształcili sobie jakiś kolejny zmysł. A jak niby mieli ich odszukać? Idąc po śladach, czy po zapachu?
Na wszelki wypadek przed wyruszeniem w drogę wyrysował na ziemi strzałkę, wskazującą kierunek, w jakim chcieli ruszyć.

Droga do najlepszych nie należała (co dla Strefy było, niestety, typowe), na dodatek mogło się wydawać, że "zwiadowcy" błądzili po omacku, chociaż ponoć przeszli już raz tę drogę. Wyglądało na to, że Strefa niezbyt ich polubiła...
Na szczęście - jakimś cudem - nic ich nie zaatakowało, chociaż David miał stale wrażenie, że słyszy jakieś głosy. Do Joanny d'Arc było mu bardzo daleko, więc owe 'głosy' mogły oznaczać coś niezbyt przyjemnego.

W końcu jednak dotarli do celu. Cało i zdrowo. Tak się przynajmniej Davidowi wydawało.

- Gdzie jest Joe? - spytał, spoglądając na Sigrun i Mervina, którzy szli razem z Xero. - Gdzie go zgubiliście?
 
Kerm jest offline  
Stary 14-05-2019, 22:04   #174
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Przemykanie się zrujnowanymi ulicami, spowitymi czerwoną mgłą, zawalonymi gruzem, fragmentami konstrukcji żelbetonowych i pordzewiałymi wrakami samochodów było czymś, co sprawiało Koichiemu niejaką radość. Dobrze było rozprostować kości i nieco się poruszać. Gorzej było niestety z decyzją gdzie iść. Krajobraz wszędzie wyglądał tak samo. Jedne cegły nie różniły się zbytnio od innych i dlatego ciężko było odnaleźć właściwą drogę. Karmazynowy opar nie ułatwiał sprawy. Cały czas się poruszał, oszukiwał, mamił.
Wspólnie z Marianem odnaleźli towarzyszy i ruszyli w drogę powrotną ulicą, którą dopiero co przeszli. I wtedy zaczęły się schody, bo teren wyglądał jakby inaczej. Koichi widział załomy i gruzowiska, których nie było w drodze w tamtą stronę. Nie znalazł też kilku landmarków, na których polegał poprzednio. Może schowały się za gęstą mgłą, może je przeoczył. Może strefa bawiła się z hibernatusami, oferując grę, której zasad nie rozumieli.

Japończyk wraz z Marianem szli na szpicy i gdy już doszli do kryjówki, usłyszeli dziwny dźwięk dobiegający gdzieś z tyłu, tam, gdzie znajdowali się Sigurn, Mervin i Joe. Po kilku niepewnych chwilach ze szkarłatu wyłonili się jedynie dwie postacie. Joe gdzieś zniknął. Według słów ocalałej dwójki – dosłownie. Koichiemu nie podobało się to. Zawsze mierzył się z materialnymi przeciwnikami. Zagrożenia strefy były niematerialne, z rzadka dawało się z nimi walczyć stalą. Trzeba było być gotowym na wszystko, szczególnie że wokół dało się słyszeć dziwne dźwięki. Z jednej strony Koichi był bardzo ciekawy co się właściwie stało i wręcz ciągnęło go do zrobienia zwiadu bliższej okolicy, aby przekonać się, czy Joe nie leży gdzieś ranny. Z drugiej strony, zgubienie się w tym terenie równało się tragicznej i nieprzyjemnej śmierci.
-Wejdźmy do środka, zapalmy świece i rozsypmy proszek gdzie będzie trzeba. I lepiej się przy tym pośpieszmy. – powiedział spokojnie do Szwedki i Brytyjczyka.
Leila, Keira, Michael, Joe – cztery żywota pochłonięte przez strefę. Prawie połowa grupy. A do muru zostało jeszcze tyle, że nawet stalkerzy nie wiedzieli, kiedy tam dotrą.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 21-05-2019, 12:12   #175
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Szukając ponownie drogi do schronu Marian zastanawiał się nad naturą Strefy. Nie był w stanie przypomnieć sobie żeby czytał o czymkolwiek podobnym w czasach swojej młodości. Fakt, że nadal miał problemy z pamięcią po przebudzeniu nie pomagał. Ilekroć próbował skupić się na dawnych księgach, rytuałach, czy znaleziskach internetu zawsze czuł pustkę jakby tych wspomnień po prostu nie było...


Dwa razy musiał się cofać i wskazywać inną drogę zanim wreszcie dotarli pod właściwe drzwi. Jakim cudem stalkerzy orientują się w terenie? Skąd Nick ma takie "super moce"? Czyżby "wymienił" się ze strefą oddając część siebie w zamian za wstępną "akceptację" ze strony tego miejsca? Możliwość patrzenia oczami strefy?
A może Nick to zwykły klon, tak jak "jego", co podobno zdechł w poprzedniej kryjówce?



Doszli w końcu pod właściwy adres. Marian uśmiechnął się odwracając do reszty:

- Widzicie, mówiłem, że znaleźliśmy kryjów... - głos mu zamarł mu w gardle. Joe zniknął. Z tego co usłyszał od naocznych świadków, po prostu kurwa zniknął. Zapała poczuł bezsilną złość. Zacisnął z całych sił pięści, zęby zgrzytnęły w ściśniętej szczęce...
- Kurwa... - wyrzucił z siebie razem z całym powietrzem z płuc. Przepuścił wszystkich wskazując miejsce gdzie powinni się zatrzymać, po czym jeszcze raz rzucił okiem na okolicę. Zrobił nawet kilka kroków wokoło patrząc jednak by cały czas mieć drzwi na oku. Nigdzie go nie było....


Wszedł przybity do kryjówki i w milczeniu pomógł zabezpieczyć miejsce.
 
psionik jest offline  
Stary 21-05-2019, 23:11   #176
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Mervin nie miał zamiaru nigdzie się ruszać i zrezygnował z eksploracji okolicy. Czekanie nie było jednak relaksem, co mógłby pomyśleć jakiś obserwator. To była przecież strefa... Brytyjczyk nagle poczuł się, jakby stał na wysokim klifie, patrząc w dół druzgocącego morza. Zastanawiał się o dlaczego tu zesłał go los? Nieznany podmuch, ponieważ nie był pewien, czy mógł nazwać to zjawisko wiatrem, podsycał smutek, niewyraźny grymas - cień uśmiechu przemknął po jego brodatym obliczu, ale nie z uczucia radości, że nadal żył.

Umysł krzyczał cicho. Skrzydła mew z łopotem śmierci szturmowały zmysły. Słońce zachodzi, morze wrze dla gorąca, skały pękają... Osuwa się w nicość niesiony przez lawinę... Ginie! To strefa!

Ta linia prawdziwego życia z granicą uplecioną z koszmarów. Nieskończony czas, nieskończoność przed jego oczami, w środku na granicy życia i śmierci pozostanę. Jak nazwać to trwanie? Czarny smutek połykał wszystko. Słońce już zaszło, brak nadziei, morze ruin wrze...

Ocknął się. Pomachał głową z lekka otumaniony. Nie pojmował, co zesłało te projekcje. Dojrzał Sigrun nerwowo palącą kolejną fajkę. Wielkiego Joe, który chyba był najbardziej rozjuszony przez strefę i cudem hamował emocje. Davida zgrywającego twardziela, lecz tkwiącego tak, jak oni wszyscy w uścisku i niewoli tego miejsca. Reszta nadal nie wracała. Krótki zwiad przerodził się w coś niepokojącego. Biolog zaczynał mieć złe przeczucia. Na szczęście wygasły one, w momencie niespodziewanego powrotu piechurów. Po prostu objawili się zza jakiejś hałdy kamieni, bez choćby odgłosu kroków. Byli chyba nie mniej zaskoczeni, niż ich ekipa "postojowa" . Dostrzegł wysiłek i uczucie niewysłowionej ulgi malujące się na ich twarzach. Pytania były zbędne...

Ruszyli wspólnie. Marsz przypominał mu drogę z klonem Mariana - tworem Strefy. To samo morze ruin, niemal bez punktów odniesienia. Zawieszone w czasie, wrogie, nieprzychylne i obce. Starał się iść ostrożnie, pomny tego, jakie pułapki czyhały po drodze. Kolejny krok.. i następny...
Ruiny zawrzały... niczym fala tsunami przetoczyły się z hukiem pod jego stopami. Towarzysze byli za daleko... Nogi zapadały się w otchłań, kamienie uciekały spod stóp... Wygięty pręt zbrojeniowy był jedynym zbawczym elementem krajobrazu. Chwycił go oburącz w odruchu rozpaczy. Znalazł oparcie dla stóp metr dalej. Szczęśliwie pręt okazał się fragmentem większej konstrukcji, gdyż w innym wypadku przypieczętowałby tylko los Anglika.

Nie musiał się wysilać, aby usłyszeć echa tego miejsca. Tak jakby oprócz ich grupy ścieżkami wokół wędrowały inne byty. Stopniowo przyzwyczajał się do ich obecności, lecz stale budziły niepokój i obawy. Niezgłębiona natura strefy, zagadka do której rozwiązania hibernatusi nie zbliżyli się nawet o krok. Czymże jesteś? -pomyślał, kiedy podchodził do ruin kryjówki. Wtem drganie powietrza i na wpół widzialne wyładowanie oślepiło go. Rzucił się na nasyp z kamieni w geście obronnym. Myśli wyparowały z głowy. Był tylko zapach ozonu, jak po burzy. Podniósł głowę i popatrzył do tyłu. Słyszał bluzgi Sig. Joe zniknął, ot tak... po prostu... wedle tutejszych prawideł. W zasadzie nie wiadomo dlaczego on, a nie ich cała trójka? Wilgraines nawet nie potrafił cieszyć się z tego, że przeżył... Co też strefa zafunduje jemu? Odebrał flaszkę z rąk Szwedki, zrezygnowany upił solidny łyk. Miał ochotę cisnąć butelką, ale wiedział, że piekielnica Sigrun nie wybaczyłaby mu tego...Zresztą i on sam, by sobie nie wybaczył... - Przynajmniej nie cierpiał.. - skomentował ponurym głosem. - Nie wszystkim było i będzie to dane... Pociągnąwszy jeszcze raz oddał butelkę dziewczynie. Strefa rządziła niepodzielnie, kolejno posyłając ich w niezbadane czeluście. Doktor po raz pierwszy pożałował, że stalkerzy go wybudzili. Po stokroć wolałby wyśnić swój własny koszmar...

- Zabrała go strefa... - odpowiedział Davidowi, będąc jeszcze w szoku po zniknięciu wielkoluda. - Nie zdziwisz się kiedy powiem, że nie potrafimy tego wytłumaczyć, prawda? Minął mężczyznę i zajął się przygotowaniami do ochrony ich skromnej siedziby, czując że ten strefowy dzień wcale nie musi skończyć się na jednej śmierci... Im lepiej się przygotują, tym choćby minimalnie zwiększą szansę na ocalenie. Do czasu powrotu ich przewodników, to było głównym zadaniem.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 21-05-2019 o 23:13.
Deszatie jest offline  
Stary 28-05-2019, 23:17   #177
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - Pszczółki

Kryjówka w rozwalonej kamienicy




Zaskoczenie zniknięciem Joego przeszło w przygnębienie. Każdy z ostatniej piątki żywych hibernatusów radził sobie z tym na swój sposób. Co by jednak nie sądzili i jakby nie przeżywali to kryjówkę czyniły pozostawione przez stalkerów akcesoria. Czyli puszka chyba po jakiejś farbie w której był dziwny, szary pył jaki mienił się troszeczkę jakby był przemieszany z brokatem. Poza tym póki był w puszcze jakoś nie przejawiał specjalnych właściwości. Równie dobrze mógł być to przemielony popiół czy cokolwiek innego. A jednak gdy się go otworzyło i usypało linię prawie od razu zaczynał parować, utleniać się czy może nawet spalać niewidzialnym ogniem. Efektem tego był ten specyficzny, strefowy dym który unosił się tylko do góry tworząc jakby ściany, wewnątrz ścian. Ściany i sufit z dymu zamiast rozejść się równomiernie po całym pomieszczeniu i okolicy jak powinien się rozejść porządny dym. Przynajmniej taki dym z czasoprzestrzeni hibernatusów jaką pamiętali. Podobnie było ze świeczkami. Rozstawili je po kryjówce i wydawały się jako dość zwykłe świeczki. Tyle, że ręcznie robione przez co każda była trochę inna od sąsiedniej i nie były takie ładne i równe jak te które można było znaleźć w dawnych sklepach.

Kryjówka na piątkę osób z niewielkim dobytkiem okazała się niezbyt przestrzenna. Ot, jeden większy pokój dzienny na parterze jakiego cudem ocalałego fragmentu budynku. Resztki dawnej kuchni, drugiego pokoju już były częściowo zawalone. Podobnie jak inne mieszkania na tej czwartej z kolei klatce tego przemielongeo nieznanym kataklizmem budynku. Zostało każdemu nawet sporo miejsca jesli usiadł czy położył się ale gdy wszyscy z początku kręcili się przy zakładaniu kryjówki robił się chaos i dość ciasno. A potem nastąpiło to czego się można było spodziewać: czekanie.

Czekanie było o tyle deprymujące, że dym który miał ochronne właściwości dla ludzkiego wzroku też był nieprzenikliwy. Czyli widzieli otaczający ich kryjówkę dym i to co wewnątrz tego zagraconego pokoju. Nie widać było tej dziwnej, czerwonej mgły, hałd gruzów i bezludnego pustkowia strefy. Za to dym nie blokował dźwięków. Więc nadal słyszeli. Osuwające się kamienie jakby je ktoś czy coś poruszył. Skrzeki jak od jakichś stworzeń. Szmery jakby coś się gdzieś przesuwało czy ocierało o coś. Stukoty gdy coś tam się zderzało o coś. Szum podobny jak do wiatru. Chociaż mimo dziurawych okien do środka nie docierała żaden podmuch. Dym też wydawał się beznamiętnie płynąć leniwie do góry, pod sufit, gdzie tworzył sklepienie z dymu. No ale jak nie wiatr to co mogło tak szumieć na zewnątrz? No tak. Może byli tutaj ostatnimi ludźmi w tej strefie ale na pewno strefa nie była pusta.

Jak zwykle nie było nawet pewności czy stalkerzy wrócą a jak tak to kiedy. Znów był problem z odmierzaniem czasu. Trudno było oszacować kiedy się z nimi rozstali, gdzie a jak oszacować szanse na kolejne spotkanie to już była czysta loteria. Stalkerzy dali im wolną rękę w szukaniu kryjówki ale nie poczekali aż sobie coś znajdą tylko ruszyli po tą “kocimiętkę”. Można było mieć nadzieję, że jakoś wrócą i jakoś ich odnajdą.

Za to zyskali aż zanadto okazję to rozejrzenia się po tym pokoju w jakim przyszło im dzielić razem. Wyglądało na coś całkiem znajomego z ich czasu. Pewnie living room. Z sofą, stołem, krzesłami i olbrzymią plazmą na ścianie naprzeciwko sofy. Pod tv było pudło gier i pady do grania. Zupełnie jak w domu! No prawie każdym domu jaki pamiętali ze swojej przeszłości. Tym bardziej rzucał się w oczy poziom zaniedbania i dewastacji. Całe dekady destrukcji. Pył, błoto, pęknięcia, liszaje na ścianach, łuszcząca się farba. To jak bardzo odmienna jest strefa świadczyło to, że chyba przez tyle dekad a nikt tutaj sobie chyba za bardzo niczego nie przywłaszczył. Nawet śladów dzikich czy zdziczałych zwierząt nie było. Przynajmniej takich jakie znali ze swojego świata. A przecież natura ludzka była tak, że gdyby leżało sobie coś wartościowego czy fajnego bez żadnego właściciela to dlaczego sobie tego nie wziąć? A tu nie. Jak ktoś stąd coś zabrał to chyba jakieś drobiazgi. Reszta po prostu rozpadła się, zbutwiała, zardzewiała, spleśniała, złuszczyła się przez całe dekady wystawiania na warunki strefy. A jednak wydawało się, że wciąż można odczuć tutaj ducha ludzi którzy tu kiedyś mieszkali. To oni pewnie zostawili wciąż otwartą i do połowy napełnioną walizkę na stole. Gdzie się podziali? Uratowali się? Zginęli? Zostali w strefie? Tego nie szło zgadnąć. Ale w mieszkaniu nie znaleźli po nich śladu.


---



Wydawało się, że czekali… no jak to w strefie. Nie wiadomo ile. Rzeczywiście jedynym miernikiem upływu czasu wydawał się stopień spalania świeczek. No to już trochę ich ubyło, tak może z palec, gdy usłyszeli kroki na korytarzu. Dwie osoby. Spokojny krok. Zmierzał prosto do kryjówki. Kroki zatrzymały się na chwilę przed framugą w której i tak nie było drzwi. I weszły do środka. Dwójka ludzi! Ale to nie był ani Nick ani Abi! Ale ubrani i wyposażeni podobnie jak oni. W mieszaninę ubiorów z wojska, surwiwalowców i mnóstwo jakichś talizmanów, przypinek, piór i grzyb wie czego jeszcze przez co tak samo jak “ich” stalkerzy psuli sobie wizerunek bo wojskowym czy innym służbom nie pasowały takie “magiczne ozdóbki”. Odbierały im powagi i autorytetu, sprowadzały do roli jakichś zabaw w cosplay.




- Widzisz? Mówiłam ci, że tu coś jest na rzeczy. Mam dobre oko. - odezwała się kobieta w kapturze i z półmaską na twarzy. Przez tą półmaskę jej głos był nieco wytłumiony i zniekształcony ale nadal zrozumiały. W dłoniach trzymała jakiś obły pojemnik. Może jakiś domowym sposobem robiony granat, bombę czy petardę. Trudno było zgadnąć co to jest ale wielkością był podobny do magazynka pistoletu tylko nie tak kanciasty. Nie wyglądało jednak na to by kobieta miała zamiar użyć tego czegoś. Druga postać bardziej jednak przykuwała uwagę.





- Tak, tak, mówiłaś, mówiłaś… - zza dziwnej maski doszedł poważnie brzmiący męski głos. Oboje przyglądali się piątce gospodarzy. Facet też coś trzymał w dłoni. Właściwie to coś unosiło mu się nad tą dłonią. I wyglądało jak mała pszczoła. Mała, żywa, bzykająca skrzydełkami pszczoła. Tylko z niewiadomego powodu owad unosił się trochę w tą lub tamtą ale cały czas nad otwartą dłonią tego obcego.

- Myślisz… - kobieta obserwując piątkę wewnątrz pomieszczenia zwróciła się do partnera ale ten jej przerwał gestem i słowem uciszając ją z miejsca.

- Ciii! Fifi coś mówi! - syknął na nią i uniósł dłoń do twarzy. Wyglądało jakby naprawdę słuchał albo obserwował co żółto - czarny owad ma mu do powiedzenia. - Co? Co mówisz Fifi? Tak? Naprawdę? Dzięki, że powiedziałaś. Kochana jesteś. - facet mówił pieszczotliwie do swojego maleństwa. Na koniec zrobił delikatny gest jakby chciał pogłaskać w nagrodę swojego ulubieńca. - Fifi mówi, że mają markera. Ktoś z nich. Może wszyscy. Trzeba by dokładniej sprawdzić. - facet zwrócił się tym razem do swojej ludzkiej towarzyszki i wskazał gestem na stojącą trójkę hibernatusów w której byli Sigrun, Koichi i David.

- Kurwa. A na co ma markera? - wzrok dziewczyny popatrzył z niechęcią a nawet złością na wskazaną trójkę.

- Na ciepło i życie. Może hellhound, może płaszczak, może jeszcze coś innego. Ale mają markera. Przynajmniej jednego. - facet zachrypiał przez swoją maskę patrząc chyba też na wskazaną trójkę.

- Myślisz, że to turyści? - dziewczyna zapytała bez żenady oglądając piątkę “turystów”. Facet pokiwał głową potwierdzając jej przypuszczenia. - Ale mają sktalkerską kryjówkę. Bez stalkerów. - powiedziała wskazując na dym i rozstawione świece.

- No to mieli przynajmniej jednego. Ciekawe który był tak durny aby ciągnąć taki balast. Pewnie jakiś świeżak. - facet wydawał się być leniwie zaciekawiony tym zagadnieniem ale tak luźno, jakby niekoniecznie musiał poznać odpowiedź na to pytanie.

- No. Pięcioro. To by cała ekipa musiała być aby ich wyciągnąć wszystkich. Nie słyszałam by teraz szykowała się jakaś większa ekipa. Pewnie jakiś świeżak. Chociaż świeżaki nie łażą do głębokiej. - dziewczyna też wydawała się być zaciekawiona tym problemem patrząc sobie na całą gromadkę w pokoju. W końcu chyba miała dość dywagacji bo zwróciła się do “turystów” bezpośrednio. - Kto jest waszym stalkerem? I co się z nim stało? - zapytała patrząc na ich twarze. Na co patrzył ten jej partner przez tą maskę trudno było stwierdzić ale też chyba na nich.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-05-2019, 19:26   #178
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Sigrun siedziała, pociągając co jakiś czas złoty napój w butelce. Znalezienie butelki Jim Beam w okolicznościach, jakich się znaleźli, było jak wyrzucenie oczu węża na dwóch kościach o stu ściankach. Bogowie alkoholu, jeśli istnieli (a do których grona niewątpliwie zaliczał się Lemmy, do którego muzyki Sigrun waliła głową o mur tyle razy), uśmiechnęli się do Szwedki nawet w tym zapomnianym przez Boga pustkowiu.

Ostatecznie jednak, powstrzymała się od wychylenia całej butelki od razu, jak miała to w zwyczaju robić przez wszystkie lata przed byciem zapuszkowanym w lodowej trumnie. Picie na umór było dla niej normą, ale w każdym momencie przez niewidzialną zasłonę mógł wychynąć kolejny stwór, a Sigrun wolała być w takim momencie w miarę trzeźwa. To znaczy, trzeźwa na jej własny sposób, bowiem procenty w jej krwi były tak normalne, niczym trupy i gówno w Gangesie.

Sigrun pogrążyła się w ponurych myślach. Nagłe zniknięcie Joe było... Cóż, było czymś nowym. Nagle okazało się, że Strefa nie oznajmi grzecznie zagrożenia – nawet, jeśli było absurdalne i kompletnie nie do uniknięcia. Teraz można było umrzeć bez niczego. Było to przygnębiające.

Rozważając nad tym, niewiele mówiła. Być może Strefa w końcu zaczęła działać nawet na nią.

Nagle, do ich kryjówki weszło dwóch nieznajomych, którzy pogadywali sobie, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście wyglądali jak wariaci. To znaczy, stalkerzy.

- A kim wy jesteście i co tutaj robicie? - ręka Sigrun instynktownie skierowała się w stronę Glocka, ale postanowiła nie być tak niecierpliwą jak w przypadku sklonowanego Zapały. - I sorry, że spytam, ale jaki wasz interes jest w tym, żeby pytać? – dziewczyna ruszyła znacząco brwiami.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 01-06-2019, 19:48   #179
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bezpieczeństwo nowej kryjówki Dawid uważał za dość iluzoryczne, ale nie da się ukryć - nic lepszego nie mogliby znaleźć, przynajmniej bez współpracy doświadczonych stalkerów. Tych jednak pod ręką nie było no i, nie da się ukryć, lepszego wyboru też nie było.

Trzymanie warty zdało się Davidowi czynnością pozbawioną sensu, jako że w czerwonej mgle niewiele można było dostrzec. Siadł więc w kącie, po czym zabrał się za jedzenie.
Owszem - zniknięcie Joego popsuło wszystkim humory, ale to nie znaczyło, że można było się z rozpaczy zagłodzić. Trzeba było jeść, jeśli się chciało mieć choćby cień nadziei na ucieczkę z tej przeklętej strefy.



Czas płynął, do roboty nic nie było, a że Dawid nie miał ochoty na rozmowy z pozostałymi, sięgnął do plecaka i pogrążył się w lekturze.
Enklawa z "Adepta" w niewielkim co prawda stopniu przypominała londyńską Strefę, ale parę podobieństw by się znalazło. A to, co wyczyniali stalkerzy, od magii niewiele się różniło. Przynajmniej dla niezorientowanych.

Lektura była ciekawa, ale nie na tyle, by uwadze Dawida umknął odgłos zbliżających się kroków.
Szybko schował książkę i (na wszelki wypadek) przygotował się na nieprzyjemne niespodzianki. I odetchnął z ulgą, gdy gośćmi okazali się stalkerzy.
Tyle tylko, że nie byli to Nick i Abi, trudno więc było powiedzieć, co z tego spotkania wyniknie. I jak się ono skończy.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-06-2019, 23:18   #180
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Koichi siadł w seiza na resztkach czegoś, co pewnie kiedyś było dywanem, wyciągnął notes i pióro i kontynuował notowanie wszystkich spostrzeżeń o strefie. Szczególnie dużo miejsca poświęcił złudnemu wrażeniu, że idąc tą samą drogą, wszystko będzie takie jak kiedyś. Kiedy wyruszyli z Marianem na poszukiwanie kryjówki, myślał, że będzie to klasyczny zwiad, jednak strefa szybko zredefiniowała znaczenie słowa klasyczne. Jakoś tu nie pasowało, jakby całe terytorium składało się z takiej liczby zmiennych, że ze świecą szukać czegoś stałego, na czym można się oprzeć.

Kiedy Japończyk skończył staranną kaligrafię, dokładnie zabezpieczył notatnik przed zamoczeniem, zakręcił skuwkę na korpus pióra i schował przybory piśmiennicze do kieszeni.
Może w tym zapomnianym przez bogów miejscu czas płynął inaczej, jednak było coś, co mogło posłużyć za wskaźnik upływających minut. Ciało człowieka. Co określoną liczbę godzin potrzebowało jedzenia i snu. Koichi, przyzwyczajony do niemal idealnej dziennej rutyny treningowej, starał się wyczuć ile czasu minęło od założenia kryjówki. Skupił się na oddechu i na odczuciach płynących z ciała. To powinno być lepszym zegarem, niż dymiące świece nieznanego pochodzenia.

Długo nie medytował, kiedy na zewnątrz dało się słyszeć kroki. Chwilę później do środka weszli stalkerzy. Jednak nie ich, tylko inna para. Bez przesadnych grzeczności czy kurtuazji zarządzali informacji o przewodnikach grupy hibernatusów. Niemal powielali schemat zachowania Nicka i Abi – aroganccy, wszechwiedzący, traktujący innych ludzi - ‘turystów’ - jako zło konieczne.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 06-06-2019 o 10:32.
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172