|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-10-2018, 02:46 | #11 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR Ostatnio edytowane przez Amduat : 19-10-2018 o 00:53. |
19-10-2018, 20:00 | #12 |
Reputacja: 1 |
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
19-10-2018, 20:20 | #13 |
Reputacja: 1 | Piątek, wieczór Anka wstała, oburzona zachowaniem Vesny. Sięgnęła po chusteczki z ławki i zaczęła pomagać Colonelowi się wycierać. - Ciekawe, co ty byś zrobiła, gdybyś miała odmówić Vegas, siedząc zamknięta w ich bagażniku! Colonel nie miał innego wyjścia i sam tego nie odkręci. - Po tym zniżyła głos, by kontynuować znowu konspiracyjnym tonem. Mimo iż w środku panował istny hałas, wywołany imprezującym tłumem, to nie chciała by wszyscy wszystko usłyszeli. - Jeśli tak bardzo nie chcecie robić zlecenia dla Vegas, to sprawmy chociaż, żeby myśleli, że się zgodziliśmy, okej? Jeśli teraz im odmówimy, nie pozwolą nam nawet opuścić Nice City. A jak już zdobędziemy, o ile zdobędziemy, ten czołg, będziemy mogli wykonać woltę. I nie musimy z nimi walczyć osobiście, możemy wykorzystać do tego którąś z innych stron. Na razie jednak dalej nie zdecydowaliśmy, komu innemu mielibyśmy dostarczyć ten czołg. Akiro chciałby pomóc swemu rodowi z Appalachów i nie chciałby przeciwko nim walczyć, Daniel ma znajomych z Nowego Jorku, a Colonela zmusiło Vegas pod groźbą śmierci. Jeśli dobrze rozumuję, ludzie z Nowego Jorku chcieliby wykorzystać ten czołg do walki z Molochem, pozostali nie wiadomo po co go potrzebują, więc jeśli mielibyśmy się kierować ideami, to powinniśmy pomóc NY. Ja osobiście nie kieruję się ideami, chyba że idą w parze z dobrym zarobkiem… Drugi fakt jest taki, że tylko Teksańczycy albo Nowojorczycy byliby nas w stanie obronić przed zemstą Vegas… ale tylko do momentu, gdy nie oddamy im czołgu. Jeśli zostaniemy w Teksasie, to ci mafiozi będą mieli do nas diabelnie blisko ze swoim płatnymi zabójcami. A do Nowego Jorku jest do przebycia cały kontynent. Na razie widzę tu dwa punkty dla Nowego Jorku. Ktoś ma jeszcze coś do dodania albo z czymś się nie zgadza? Akiro odpowiedział Annie - Twoje argumenty za Nowym Jorkiem powinny przekonać moich ziomków, tylko muszę unikać okolice Apallachów dopóki nie wykonamy tego zlecenia i nie odbierzemy nagrody, abym mógł się podzielić moją działką z moim klanem. - i zaczął się patrzyć po reszcie rozmówców. - Gdybym was sprzedał Vegas tfarda panjenko z Detu. - głos Henry’ego ociekał wręcz sarkazmem i ironią. - To byś się o tym nie dowiedziała. Ale co ty wiesz o życiu co? W mieście chronił cię tatuś, tu chowasz się za plecami Alexa, a kolejny gach lepi się do twej rączki. Łatwo zgrywać twardziela kryjąc się za plecami kolejnych amantów. Ale wiesz, co… twoja dobra passa może się skończyć. I wtedy zobaczymy czy naprawdę jesteś twarda, gdy nie będzie zauroczonych tobą rycerzy księżniczko z Det. - skłonił się w parodii ukłonu przed nią. - Ale spełnię twoje życzenie i jak będzie okazja powiem Straussowi że wypinamy się na niego. A jak potem wpadniemy w gówno z tego powodu, to będziesz miała satysfakcję z tego że sama je wysrałaś. - Po tych słowach, wściekły jak szerszeń Colonel opuścił lokal. Vesna obserwowała rozbawiona jak wychodzi i nawet tego nie ukrywała. Przypominał pekińczyka, irytującego kundelka znanego z tego że jest głośny i nic poza tym. - A mówią że to kobiety walą fochy o byle gówno jak cioty dostaną - parsknęła, kręcąc głową z krzywym uśmiechem - Niech idzie, zjedzie na ręcznym po raz kolejny i wróci z opowieścią jaki nie jest z niego ruchacz. Czyli jak zwykle - parsknęła jeszcze raz i wróciła uwagą do pozostałych przy stole. Zaczęła od Indianki - Co bym zrobiła gdyby ktoś zapakował mnie do bagażnika i pod groźbą śmierci gdzieś wywiózł? Przede wszystkim bym myślała i nie przyklaskiwała wszystkiemu co powiedzą. Niestety ciężko teraz wyhodować jaja, ale modne są atrapy - rozłożyła ręce bezradnie - To że mu grozili pod karą śmierci wiemy od niego, więc nie ma gwarancji że to nie kolejna wygodna bajeczka. Co bym zrobiła, gdyby się okazało że jednak nie ma wyjścia? To chyba oczywiste - przestała się uśmiechać i zamiast tego zmrużyła oczy - Nie pieprzyłabym bzdur, ani z nikogo ze swoich nie robiła debila, wmawiając i strasząc że oto jest tylko jedna słuszna droga. Zaczęcie od “wybaczcie, ale”... tak. Tak bym zaczęła, bo nie lubię decydować za innych. I nie lubię gdy ktoś to robi za mnie. Colonel wpierdolił nas w kłopoty i z uśmiechem próbuje się leszcz wywinąć, że to niby nie on. A najlepiej, zwalić winę na kogoś innego. Ma do mnie ból dupy bo nie tacy próbowali mnie bez skutku wyfrajerzyć, jego problem. Chcecie dać mu się robić w wała, wasza sprawa. Jesteście dorośli - machnęła ręką kończąc ten wątek i zaczynając kolejny - Tak, mam coś do dodania. Jutro się okaże kto wygra mapę, chcecie podpinać się pod Nowojorczyków? Idźcie jutro z nimi zagadać, spytać o warunki. Nie my to znajdą kogoś innego. Takich leszczy do roboty jak my będzie tu na pęczki. - patrzyła na Annę i Akiro - Byliście u tej Federatki, wiecie gdzie jej szukać. U niej też można wypytać co i jak z płacą. Daniel zna kogoś z NY, więcej ugra. Każdą stawkę można negocjować, bez względu na to czy negocjuje się z betonowymi butami czy w wygodnym fotelu. Tylko idiota zgadza się na deal w ciemno. Jeżeli się rozdzielimy więcej się dowiemy i więcej załatwimy. Ja biorę na siebie CSA. Chcecie NY idźcie do NY, ale serio, o Fedkę też warto zahaczyć. Będzie pełny obraz. W niedzielę możemy skleić co się uda wywiedzieć do kupy i pomyślimy na trzeźwo, z pełnym pakietem danych co dalej… i wiedzą kto wygra mapę. Mapę którą można ukraść albo zrobić zdjęcie, albo skopiować. Ten kto ją wygra nie musi od razu być jedynym kto pozna jej treść. Coś jeszcze? - spytała zakładając ręce na piersi i unosząc jedną brew. - Nie, już nic… - westchnęła cicho Anka. Przesiadła się bliżej Daniela, bodła go łokciem pod żebrami. - Daniel, opowiedz coś więcej o Nowojorczykach i o tych twoich znajomych mechanikach. - Oferują dobrą zapłatę za wykonanie misji, oczywiście nie oczekują że dowieziemy im czołg do samego miasta, a raczej jak reszta graczy chcą mieć go w połowie drogi do siebie. - Daniel zamyślił się nad dalszą odpowiedzią i pogłaskał Szarika za uchem. - Dodatkowo jeśli dobrze się z nimi rozmówimy to zaoferują ciepłe posadki, chociaż mi i Saszy bardziej przypadło do gustu propozycja objęcia dowództwa nad odnowionym czołgiem, może tym razem coś ugramy, ale sam nie wiem. - A jeśli czołg nie trafi w ich ręce, tylko do kogoś innego… Myślisz, że będą dalej się upierać, żeby go zdobyć, choćby go mieli wyrwać komuś z rąk? Byliby zdolni nas zaatakować, gdybyśmy ten czołg zawieźli powiedzmy do Teksasu zamiast im? - drążyła dalej Anne. - O ile wiem to w przeciwieństwie do Vegas niczym nam nie grozili. - Upił długi łyk z kufla i rzucił kość Szarikowi do podgryzania. - Ale mogą nam zacząć grozić, jeśli pojedziemy z czołgiem w swoją stronę. No dobra, pogadam jeszcze z Amari. Nowojorczyków nie ruszam, żeby mnie nie kojarzyli. Dalsza rozmowa nie przyniosła niczego nowego. Do stolika przysiadali się jedni ludzi, odchodzili następni. Anne z otwartością witała zarówno znajomych jak i obcych. Mimo że mieszkała w tym mieście ledwo parę tygodni, zdążyła się już zapoznać z wieloma osobami. Przybyło też sporo ludzi z okolicy oraz dalszych krain, wśród których również pojawiły się pewne znajome twarze. Praca kurierki i otwartość indianki miały swoje zalety. Miały też swoje wady, niemal z każdym Anka uchylała szklanicę jakiegoś trunku. Rozcieńczała jak się dało, ale i tak poczuła na sobie silne działanie alkoholu. Powoli zatracała kontakt z rzeczywistością, przestawała panować nad swoimi czynami. Nim było za późno, opanowała się i uciekła przed towarzystwem do swojego pokoju na piętrze. Sobota, rano Anne po piątkowej imprezie wstała dosyć późno, przespała konkurs pieczenia ciasta oraz jego usilnej konsumpcji. Jakaż szkoda. Zastanawiała się czy wziąć udział w wyścigach, w końcu była zawodowym kierowcą, ale wolała nie prowadzić na kacu, tym bardziej że nawet nie wiedziała czy do końca wytrzeźwiała. Rzadko piła, właśnie ze względu na pracę, ale jak już zaczynała, to nie umiała przestać. Brakowało jej pewnych hamulców. Zwłaszcza, gdy miała dobre towarzystwo. Miała wyrwy w pamięci po dzisiejszej nocy, ale raczej niczego głupiego nie zrobiła. Za bardzo przejęta była walką o czołg. Miała ciężki orzech do zgryzienia. Osobiście nie miała nic do Vegas i nawet chciałaby tam pojechać, zobaczyć tę metropolię, która ponoć w większości ostała się nienaruszona po apokalipsie. A po zdobyciu czołgu nie musiałaby się szczególnie bać. W głębi duszy wiedziała jednak, że to trochę igranie z ogniem. Nie wiadomo, kiedy takiemu gangsterowi coś odbije. I nawet w Vegas mogłaby się w końcu znudzić. A wyrwać się z takiego środowiska to nie łatwa sprawa. Nie mogłaby tak łatwo wrócić do swoich poprzednich zajęć. Vegas ciągnęłoby się za nią już całe życie. Nie, to nie było dobre rozwiązanie sprzymierzać się ze Straussem... Teksańczycy byli dla niej nudni. Uczciwi, ale nieciekawi. Gdyby miała skorzystać z ich przywilejów i dostać okazję wypasania bydła, prowadzenia własnego rancza... Nie bardzo ją to ciekawiło. Sama zapłata też wymagała wielkich zabiegów, żeby ją dobrze spieniężyć. Dostałaby to, co w Teksasie najpospolitsze, a więc i mało warte na miejscu. Musiałaby przejechać spory kawał Stanów, żeby to sprzedać w dobrej cenie. Niewątpliwie dużo by zarobiła, ale prościej było przyjąć coś drogocennego z Nowego Jorku albo Appalachów. Ostatecznie dała się przekonać Akiro, by jednak spróbować rozmów z Lady Amari. Nowy York był silny i wydawał się być najlepszym wyborem, ale mimo wszystko Anne poczuła pewną więź z Appalachami. Nie miała szczególnie dobrych wspomnień z rodzinnymi stronami, ale może dałoby się to jeszcze naprawić? Jej ród nigdy nie był zbyt ważny i nie czuła się szlachcianką, ale może gdyby związała się z jakimś innym rodem? W końcu była panną, a po przywiezieniu czołgu zdobyłaby pewną sławę. Chyba znaleźliby się chętni na małżeństwo... Na przykład... Akiro? Anne wybiła sobie z głowy tę myśl. Ciężko jej było sobie wyobrazić, by jej relacje z jakimkolwiek przyjacielem miały się zmienić w małżeńską miłość, a co dopiero z Akiro. Zresztą... za dużo myślała. Najpierw trzeba było się zdecydować dla kogo pracować i w ogóle znaleźć ten czołg. A więc tak - trzeba porozmawiać z Lady Amari. |
19-10-2018, 20:35 | #14 |
Reputacja: 1 | - Z całym szacunkiem, Lady Amari, ale śmiem się nie zgodzić. Nie jesteście... jeszcze… najlepszą opcją. W mojej ocenie ryzyka Vegas może i nie jest teraz dla nas niebezpieczne, to tylko jeden samochód gangsterów. Ale jak nabroimy, to przyślą więcej i będą nas ścigać na drugi koniec kontynentu. A Teksas? Ich jest najwięcej, Nice city mają po sąsiedzku, dużo ich ludzi tu po prostu mieszka. A oni czują się wobec siebie solidarni. Jeśli dojdzie do walki z teksańczykami, to inni wstawią się za nimi, będziemy tu niemile widziani. Oni są uparci i zawzięci. A Nowy York? Mają najlepszych mechaników i speców. Może się okazać, że tylko oni będą zdolni do uruchomienia maszyny. Ale mam już plan jak utrudnić życie im, a ułatwić nam. Będziemy tylko potrzebować od was dodatkowego wsparcia na… ‘łapówki’, zdobycie sprzętu i na dozbrojenie. Jeśli nam to zagwarantujesz, zrobimy to dla ciebie i upewnimy się, że pozostałe ekipy nawet tego czołgu nie zobaczą. - Odważne słowa. Świadczą o wielkiej pewności siebie co do swoich możliwości. Albo wielkiej nieznajomości sytuacji. O brzydszych opcjach nie będę mówiła na głos. - odpowiedziała szlachcianka patrząc na milczącą dotąd kobietę. - Zaś co do potencjalnego zagrożenia ze strony innych grup masz rację. Są zagrożeniem. Dla was. Nie dla nas. Pracujcie dla nas to będziecie pod naszą ochroną. A raczej będziemy się wspólnie chronić nawzajem przed wspólnym zagrożeniem. Zwłaszcza jeśli wrócicie z nami do Federacji. - Amari widziała kwestię zagrożenia znacznie odmiennie niż przedstawiła to Anne. Ale prawdopodobnie ona i jej grupa, nawet na tak dalekim wyjeździe, miała znacznie większe możliwości niż grupka podróżująca jednym vanem. W końcu to szlachcice chcieli ich wynająć a w drugą stronę nawet nie było co marzyć o podobnym układzie. - Nie dam wam ani miedziaka w ciemno. Nie urodziłam się po to by wyrzucać złoto w błoto. - odpowiedziała poważnie szlachcianka lustrując wzrokiem parę po drugiej stronie stołu. - Dopóki nie podpiszemy umowy. Umowa oznacza, że pracujecie dla nas. Dla mnie. I jeśli nie przywieziecie mi tego czołgu albo poczujecie się na tyle swobodnie aby z nim zwiać czy opylić go komuś innemu no oczywiście wezmę to sobie do serca. Zastanówcie się czy chcecie abym taką zniewagę taka kobieta jak ja wzięła sobie do serca. I również polecam się zastanowić co taka kobieta jak ja może zrobić z wdzięczności dla ludzi którzy jej pomogą w potrzebie. I przemyślcie teraz sprawę czy mam kazać wołać o papier czy nie. - Amari popatrzyła na nich dwójkę na koniec wskazując głową na stojącego niedaleko kamerdynera. Anne uniosła brew i uśmiechnęła się w rozbawieniu. - Naprawdę potrzebny ci na to papier? Niech będzie. Podpiszemy umowę, ale jeśli najpierw wypłacisz nam pieniądze na start. Mogą być odjęte od ostatecznej nagrody, którą wypłacisz nam w Alabamie. Ale jeśli mamy zdobyć czołg, to potrzebujemy czegoś więcej niż nasz van. Mam znajomego mechanika, na pewno ma dźwig, jego mogę z własnej kieszeni przekonać. Ale gdy w grę wchodzą jeszcze trzy inne ugrupowania… ryzyko rośnie. A z chęcią wróciłabym do moich rodzinnych Appalachów, szczególnie z tą mechaniczną bestią, podobnie jak Akiro. Chyba możesz zaufać rodakom? - Moi rodacy zostali w górach. - odpowiedziała lakonicznie kobieta po drugiej stronie stołu. - I chyba się przejęzyczyłaś z tym stawianiem nam warunków. Najpierw spisujemy umowę a potem przechodzimy do kolejnych ustaleń. Na przykład zaliczki. I jeśli się dogadamy takimi sprawami jak dźwig czy inna siła robocza wasza dola to zorganizować to co wam będzie potrzebne do wyprawy po ten czołg. A płacić będę ja, jeśli uznam, że to co proponujecie jest sensowne. Wybijcie sobie z głowy, że wam dam w ciemno koszyk z diamentami. Jesteście zainteresowani współpracą na takich warunkach? - lady Amari okazała się twardym negocjatorem realnie oceniającymi otaczający ich świat. Za pustosłowie o rodakach z gór od dwójki obcych osób nie miała zamiaru otwierać portfela. Za swoich rodaków pewnie podobnie jak Akiro, uważała szlachetnie urodzonych ze swojego klanu i nie poczuwała się do patriotycznych związków z innymi rodami. Zwłaszcza, że dwójka obcych jej ludzi mogła być skądkolwiek bo bynajmniej nie wyglądali jak standardowi przedstawiciele szlachty z Federacji. Brakowało im choćby świty obsługi i ochrony, herbów w widocznych miejscach albo szlacheckiego stylu ubierania się tak popularnego w Federacjach. Czyli tego wszystkiego co nawet na tak odległym wyjeździe, prezentowała sobą lady Amari. Wyglądało na to, że bez spisania umowy, negocjacje będą miały trudności aby ruszyć dalej. - Nie podpiszę żadnej umowy, jeśli nie zagwarantujesz nam w niej wypłaty zaliczki na zorganizowanie wyprawy. To chyba jasne, że najpierw ustala się warunki, a potem spisuje na umowie, hę? Jeśli się nie zgadzasz, trudno, mam jeszcze trzech innych zleceniodawców od których mogę przyjąć pracę. - Anne beznamiętnie wzruszyła ramionami. Było jej to teraz tak obojętne dla kogo wydobędzie ten czołg, że nie widziała żadnej potrzeby ulegania wobec Amari. - Jak dobrze rozmawiać z weteranem podpisywania umów. - powiedziała szlachcianka spokojnie wpatrując się w rozmówczynię. Dała jakiś znak i ten facet który ich przyjmował i anonsował podszedł do jakiejś teczki i z nią wrócił do stołu stawiając ją obok swojej szefowej. Lady otwarła neseser i chwilę w nim czegoś szukała. - Oczywiście, że w umowie będzie mowa o zaliczce. Umowa jest też pokwitowaniem odbioru zaliczki. - powiedziała zaczynając coś pisać piórem na kartce. Pisała sprawnie i bez wahania. - Jak się nazywacie? Pełne imiona. I imiona tych których macie w bandzie. Jeśli coś się zmieni to wprowadzimy odpowiednie poprawki. - mówiła nie przerywając pisania. Anne podała imiona wszystkich pięciu członków zespołu. - Te osoby będą brać całą odpowiedzialność. Pozostałe osoby, które będą nam towarzyszyć, potraktujemy jako pomoc i my ich rozliczymy sami. Nie wiadomo jeszcze ilu nam będzie towarzyszyć. - Anne rozmyślała już jak zorganizować wyprawę, przez chwilę była nieobecna, aż Akiro musiał ją szturchnąć, by przypomnieć, że rozmowa się jeszcze nie skończyła. - Ach! Cóż… myślę, że to wszystko, mi również dobrze się rozmawiało z tak sprawną negocjatorką, myślę, że do czasu aukcji ustalimy wszystkie koszta wyprawy. Akiro zadba też, by nasi rywale nie mieli zbyt łatwego startu. - Kurierka uśmiechnęła się szelmowsko. - Ale nie będziemy wnikać szczegóły. - I nie interesują mnie one. Tylko ten czołg mnie interesuje. - lady Amari machnęła lekceważąco ręką zbywając wszystko inne w niebyt. Wstała ze swojego miejsca i podała im zapisaną właśnie kartkę papieru. Nie było tego wiele, ot tyle, że niżej wymieniona z imienna piątka, zobowiązuje się do dostarczenia lady Amari z Asheville czołg w terminie do 30 dni od daty podpisania umowy. Do Nice City lub w nieprzewidzianej sytuacji do Baton Rouge. Naturalnie to lady ustalała kiedy owa nieprzewidziana sytuacja miała mieć miejsce. Umowa potwierdzała też odbiór 5 złotych pierścieni które na zakończenie negocjacji szlachcianka wręczyła w małym woreczku dwójce negocjatorów. Chwilę jeszcze trwało sporządzenie drugiej kopii umowy po czym jedna została u wynajemcy a druga u wynajmowanych. - Więc powodzenia życzę. I chciałabym was jutro widzieć przy sobie w tym klubie co ma się odbyć aukcja. - powiedziała o wiele przyjemniejszym niż do tej pory tonem na pożegnanie. - Oczywiście - odparła zdawkowo Anne, subtelnie pochyliła głowę na pożegnanie, po czym wyszła wraz z Akiro, w dłoni ściskając złote pierścienie. Jej pierwszy przystankiem będzie jakieś ustronne miejsce do rozmowy z wojownikiem, a potem jubiler. |
19-10-2018, 21:51 | #15 |
Reputacja: 1 | Piątek w połowie upłynął Wierzbowskiemu na spotkaniu ze starym znajomym Saszą, który to umówił go z mechanikami chcącymi naprawić zapomniany przez wojnę i ludzi czołg i bezpiecznie dostarczyć go bezpiecznie do Nowego Yorku. Obiecywali wiele, posady państwowe, góry amunicji a nawet możliwość dowodzenia odzyskanym czołgiem. Sposób wykorzystania czołgu wydał się najodpowiedniejszy ze wszystkich na jakie mógł liczyć w tych czasach więc zgodził się na to by spróbować przekonać swoich towarzyszy do współpracy z Nowojorczykami. |
19-10-2018, 23:30 | #16 |
Reputacja: 1 |
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |
21-10-2018, 04:03 | #17 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 3 - VIII.28; nd; południe; arena w Nice City Sobota wieczór - koncert W Nice City, wieczór upłynął pod znakiem koncertu Kristin Black. Najulubieńsza w okolicy gwiazda estrady zdawała się przyciągać tłumy ludzi i rzesze fanów jak magnes opiłki żelaza. Im bliżej było areny tym harmider, tłum i odgłosy koncert gęstsze i wyraźniejsze. Nawet deszcz padający tego ciepłego wieczoru wydawał się nikomu nie przeszkadzać. Co prawda zmieniał ulice, trawniki i ziemię w mokrą breję ale też niósł przyjemną, oczyszczającą ochłodę po tym długim i ekscytująco wyczerpującym dniu. A poza tym spora część widowni areny była zadaszona jakimś chyba brezentem co chroniło i przed upalnym Słońcem w dzień i przed właśnie takim deszczem o dowolnej porze doby. Na dnie areny sporo było różnych stoisk, głównie z tanim mocniejszym i słabszym alkoholem a do tego w komplecie stoły z ochronnymi parasolami. No i sama scena też chroniła artystów przed deszczem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-10-2018 o 04:06. |
21-10-2018, 04:06 | #18 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Tura 3 - VIII.28; nd; Niedziela południe - pokój Kristin - Ves, co ty masz na twarzy? - poranek okazał się trudny, zwłaszcza dla Alexa. Był facetem w pełni sił ale wczoraj musiał się bawić iście po detroicku: szalona jazda bez trzymanki, na całego i bez oszczędzania. Od rana na nogach, kibicował Ves, potem wspólnie brali w emocjonującym rajdzie terenowym przez błotne bezdroża, a potem jeszcze wspólnie zapoznali się bliżej i dogłębniej z zawodniczkami mokrych i klejących konkursów w jakich startowała Vesna. No i jeszcze wyjarali, zwłaszcza Alex, cały wagon zielska ku pokrzepieniu serc i na pohybel reszcie świata. I jeszcze potem koncert i znów mnóstwo taniego wina i piwa. I już wtedy Runner mocno przysypiał. A teraz o poranku, który na standard i Det, i runnerowej dzielni był stanowczo za wcześnie, Vesna miała okazję podziwiać ruinę gangera. Wraz z całą skacowaną marudnością umęczonego i pochmurnego faceta. Reagował zdecydowanie wolniej i w mniej skoordynowany sposób. Nawet chyba tego całuśnego śladu na policzku Vesny tak patrzył jakby nie był pewny czy dobrze widzi.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-10-2018 o 04:10. |
25-10-2018, 02:24 | #19 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tWHp8F-dX-8[/MEDIA]
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR Ostatnio edytowane przez Amduat : 26-10-2018 o 01:34. |
26-10-2018, 01:36 | #20 |
Reputacja: 1 |
__________________ Coca-Cola, sometimes WAR Ostatnio edytowane przez Amduat : 26-10-2018 o 04:23. |