Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2020, 10:21   #211
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
- Nie po to przeszliśmy taki kawał, by zawracać niemal u celu. - Marcus też nie był zadowolony z całej tej sytuacji, ale wracać z niczym też nie zamierzał. Skoro trafili w końcu na coś godnego zainteresowania to należało to sprawdzić. - Sprawdzimy most i to co jest za mostem. W razie czego jesteśmy podróżnikami, którzy zabłądzili na to zadupie i szukamy schronienia na noc oraz informacji. Innymi słowy udajemy głupich i nic nie wiedzących o tym całym czołgu. - rzekł ciszej do reszty uchyliwszy na chwilę maskę, by mogli go zrozumieć. Od razu też poczuł smród powietrza i założył z powrotem swoje jedyne cenne znalezisko na twarz. Nigdy nie podejrzewał, że ten kawałek dawnej technologii znaleziony niegdyś w ruinach może się do czegoś przydać. Nie licząc w miarę czystego powietrza jakie wdychał to maska miała więcej wad niż zalet. Ale przynajmniej jeszcze działała. Spojrzawszy jeszcze raz na swych towarzyszy znów ruszył naprzód, obserwując okolicę przed sobą i boki. Oraz zaglądając odruchowo do dwóch, trzech wozów w nadziei że coś ciekawszego znajdzie a tutejsi nie wygrabili wraków do cna.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 01-04-2020, 23:56   #212
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 66 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wielkie miasto; początek mostu
Warunki: jasno, żar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszała osada i dżungla,



Marcus



Tropiciel w gazmasce nie znalazł nic wartego zabrania w przerdzewiałych wrakach. Jak coś tu kiedyś było do zabrania to albo ktoś to już dawno zabrał albo przegniło, przerdzewiało i rozpadło się w pył. Pozostali towarzysze po chwili dyskusji postanowili przystać na jego propozycję chociaż bez wyraźnego entuzjazmu.

Ruszyli dalej na drugi kraniec mostu. Który okazał się tak samo bezludny i zagracony jak ten pierwszy. Woda na dole okazała się być szeroka na jakieś ćwierć kilometra. Tak mniej więcej. Więc gdyby nie ta cholerna, dusząca mgła pewnie bez kłopotu byłoby widać oba brzegi rzeki. A tak to już na takie odległości niemożliwością było coś dostrzec.

Po drugiej moście zaczynał się podobny, długi i łagodny podjazd jak z tej pierwszej. Tylko tym razem z niego schodzili. Chociaż dalej trasa wiodła szeroką estakadą ponad poziomem gruntu. Widać to kiedyś musiała być jakaś główna arteria miejskiej metropolii. Teraz zaś dominowała nad zalewowym terenem poniżej. Właściwie na dole wody było tyle, że nie do końca było pewne gdzie się kończy rzeka a zaczyna stały ląd. Co prawda woda sądząc po wrakach, znakach i budynkach chyba nie powinna być zbyt głęboka. Raczej powinno dać się ją przejść. Z drugiej okolica sprawiała jeśli nie bagienne to podmokłe wrażenie.

Przeszli tą estakadą z jakiś kwadrans. Może trochę mniej lub więcej. Most i rzeka już dawno stracili z oczu. I przez ten czas miejski, bezludny krajobraz porzuconego na pastwę losu, pogody i dżungli miasta był podobny do tego z poprzedniego brzegu rzeki.

Chociaż właśnie na tym mostowym kawałku i tej estakadzie które tak nie tonęły w wodzie jak droga którą do tej pory szli Marcus natrafił na ślady otarć na jednej z betonowych otulin na krawędzi tej estakady. A przy niej kawałki karoserii. Zdarta nawierzchnia betonu wyglądała na względnie świeżą. Co prawda mogła powstać zarówno z kilka minut, godzin czy dni temu. Tego nie był pewny. No ale była względnie świeża. Resztę śladów niestety zatarły padające praktycznie codziennie deszcze. Więc trzeba by dużego farta by jakieś ślady na błocie czy piasku miały szansę się ostać bo z reguły zmywał je pierwszy deszcz. A to mocno utrudniało tropienie takich śladów. Niemniej był to chyba pierwszy jakikolwiek dowód, że ktoś materialny jeździ w tym mieście duchów jakimś samochodem. Nawet jeśli nie natrafili na tego kogoś i jego samochód.

Na kolejny natknęli się trochę później. Tym razem bez większego trudu zorientowali się wszyscy. Mimo duszącego powietrza i żaru lejącego się ze słonecznego nieba z wymarłego miasta doszły ich niskie, rytmiczne dźwięki. Jak jakieś pomruki. Niosły się gdzieś z tej mgły. Trochę jak jakiś duży mechanizm czy maszyna. A trochę jak jakieś bębny. Nie było tego słychać aż tak wyraźnie ale na szczęście dźwięki się powtarzały w dość regularnych odstępach więc można było spróbować je namierzyć.

Ale by chociaż zlokalizować z kierunek z jakiego dochodzą te dźwięki to już był spory kłopot. Stracili dobre parę chwil chodzenia w tę i nazad po tej estakadzie oplecionej przez pnącza dżungli i czasem nawet wydawało się, że dźwięki ustały albo odeszli zbyt daleko by je słyszeć. Przynajmniej Ricardo tak twierdził. Bruce w pewnym momencie zorientował się jak i pozostała trójka, że zaszli zbyt daleko i muszą się wrócić bo te dźwięki słabiej słychać. Ale jak się wrócili to znów nie bardzo był pewny skąd one dochodzą. Will gdy się wrócili wskazał lewą stronę drogi. Że to chyba gdzieś stamtąd. Ale nie był pewny. Przeważyło zdanie Marcusa który też był zdania, że to gdzieś z lewej strony. No to poszli w tą lewą stronę.

Chociaż nie tak od razu. Ponieważ estakada była dość wysoka, zbyt wysoka by skakać na niepewny grunt poniżej. Więc musieli dojść do zjazdu z estakady nim zejść na poziom niżej i wreszcie wrócić w tą płytką, bagienną wodę. Przynajmniej przez filtr gazmaski nie dolatywał jej bagienny zaduch. Chociaż w tym tropikalnym kotle i tak człowiek gotował się we własnym sosie. Pozostała trójka kaszlała i pluła coraz bardziej. Zwłaszcza Willowi dokuczało to powietrze no ale jeszcze jakoś się trzymał.

Na dole wyszli obok dawnego salonu Chevroleta. Obwieszczał to przewrócony, potężny znak który sądząc z wysokości dawniej pewnie był widoczny z estakady. A dziś porasta go bluszcz, zielenił mech i kto wie co jeszcze ale mimo to nazwa dawnej marki była jeszcze rozpoznawalna. Na parkingu dawniej pełnym nowiutkich samochodów teraz panował chaos porzuconych, zgniłych, zardzewiałych i porośniętych mchem i glonami wraków. Widać klimat mocno nie służył tutejszej motoryzacji i może dlatego w wiosce Johansena nie widać było żadnego sprawnego pojazdu.

A do tego ten parking jak i zakład był całkiem spory. Normalnie jak jakaś fabryka. Może to nawet była jakaś fabryka samochodów. Trudno było to zgadnąć jak się szło chlupocząc butami po zalanym parkingu. Wreszcie jak go po dobrych kilkuset metrach przeszli to już chyba wszyscy zdołali się zorientować, że raczej się zbliżają niż oddalają od źródła tych dudniących dźwięków. Przeszli przez zawalony, zardzewiały płot tego parkingu który gdyby był trochę wyższy mógłby obecnie spełniać rolę drucianych zasieków. Wyszli na kawałek nieco mniej mokrej drogi i zaraz potem dostrzegli coś dziwnego.

- Co to jest? - zdumiał się Ricardo. Z tej mgły bowiem z każdym krokiem stopniowo wyłaniało się coś ogromnego. Szli przez jakiś fabryczny albo magazynowy sektor. No ale to coś co zaczęło majaczyć we mgle było ogromne. To musiał być jakiś ogromny budynek. A z każdym kolejnym kawałkiem jaki się do niego zbliżyli robił się coraz dziwniejszy.

Po pierwsze nie było widać żadnych okien. Chociaż musiał mieć przynajmniej kilka pięter wysokości. Jawił się jak masywna, pionowa ściana przynajmniej od dołu porośnięta bluszczem. Ale ten sięgał tylko drobnej części tego czegoś, góra była zrudziała, z jakimiś plamami ale jednak coś okien za bardzo nie było widać.

Drugi detal ujawnił się trochę potem. Bowiem okazało się, że to coś jest okrągłe. Ale jeśli całe było okragłe to średnica musiała być ogromna. Ćwierć setki kroków, może pół setki. No spora. I wysoka na kilka pięter.

Kolejne detale okazały się jeszcze dziwniejsze. Na samym szczycie dostrzegli ruch. Z początku wydawało się, że to może jakieś ptaki ale jednak nie. To wyglądało na ludzką sylwetkę. Z chociaż po skosie i od dołu widać było tylko górną część sylwetki. Więc widać było tylko górną połowę ludzika kilka pięter wyżej i kilkadziesiąt metrów dalej.

- No to kogoś znaleźliśmy. Co teraz? - zapytał Ricardo trąc mocno zaczerwienione od tego szkodliwego powietrza oczy. Will nic nie mówił bo właśnie zbierał flegmę z gardła aby ją wypluć. Bruce miał chociaż gogle to z oczami miał spokój. Ale też zakaszlał obserwując z ukrycia to wielkie coś i sylwetkę na szczycie tego czegoś. Sylwetka sprawiała wrażenie jakiegoś obserwatora czy wartownika. Ale chyba też ta mgła pewnie nie pomagała wypatrywać czegoś czy kogoś z kilometrowych odległości. No ale pytanie patykowatego młodzieńca wydawało się w sam raz jakie kroki należy teraz podjąć.



---


Mecha

- Przeszukiwanie wraków na moście (suk 1-3/k20): http://kostnica.eu/roll/5e8502353a550/
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-04-2020, 00:39   #213
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Most i droga były użytkowane zatem byli coraz bliżej. Tutejsi dokładnie jednak wyczyścili wraki co z niechęcią musiał przyznać Marcus. Szli dalej, uparcie z nadzieją że natkną się w końcu na coś co byłoby warte tej całej wyprawy na te mokradła.
Wielki i okrągły budynek zdawał się być tym czego szukali. Lokalna enklawa, gdzie można by się czegoś dowiedzieć o okolicy i zaopatrzyć ewentualnie w jakieś zapasy.
- Idziemy znaleźć jakieś wejście. W końcu zabłądziliśmy tutaj i szukamy informacji gdzie jesteśmy i jak stąd trafić w bardziej cywilizowane rejony. - rzekł do reszty rzecz dla niego oczywistą. - Jak zdobędziemy przy okazji jakieś leki czy żarcie to też nie będzie takie złe.
Ruszył też dalej świadom, że te kaszlenie jego towarzyszy prawdopodobnie już musiało zaalarmować strażnika na górze. Ten pewnie wypatrywał zagrożeń czy bestii, wiec kilku podróżników nie mogło być niebezpiecznych. Tak przynajmniej zakładał Marcus. Gotów był jednak w razie czego zareagować samemu na atak czy pułapkę z odpowiednią siłą.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 10-04-2020, 02:23   #214
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 67 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wielkie miasto; brama obozu
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,



Marcus



Po kilku mlaszczących błotem i kałużami krokach w samotności Marcus usłyszał jak jego towarzysze podążają za nim. Długo na reakcję tej postaci na górze nie czekali. Uszli może kilka kroków otwartego terenu gdy na górze zapanowało ożywienie. Tak dokładniej sylwetka na górze podbiegła do barierki pewnie aby im się lepiej przyjrzeć.

- Jesteśmy tu jak na strzelnicy. - Will odezwał się stłumionym przez chustę głosem by wyrazić swoje wątpliwości. No rzeczywiście. Musieli zaufać obcemu. Że ich nie zdejmie z góry jednego po drugim. Cztery cele na jedną lufę to było trochę sporo. Ale pewnie jeśli miał celne oko to miałby okazję do kilku strzałów. Jeśli celnych to pechowcom wśród ich czwórki nie wyszłoby na dobre. No ale tamten na górze chociaż chyba miał broń na plecach to jednak po nią nie sięgnął. Tak całą czwórką doszli w pobliże podstawy tego wielkiego czegoś.

- Eejj tyy! Gdzie tu jest jakieś wejście! - Ricardo zawołał do góry. Było na tyle wysoko, że trzeba było krzyczeć do siebie by być zrozumiałym. Tamten na górze chyba nie miał ochoty na się wydzierać bo gestem wskazał im kierunek.

- Dzięki. - mruknął Ricardo już bardziej do siebie i towarzyszy bo tamtemu na górze odpowiedział gestem podziękowania. A sam rozkaszlał się od tych krzyków i dodatkowych porcji powietrza drażniącego śluzówki gardła.

- Co to za jedni? Znasz ich? - Will zagadną Bruce’a wskazując kciukiem w górę i trochę za siebie gdy ruszyli w dalszą drogę. Tubylec z wioski Johansena jednak tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową na znak, że nie wie.

- Cholera ile ich jeszcze będzie? - zapytał kaszlący Ricardo. Szli tak od jednego masywnego budynku do kolejnego. Wszystkie chyba były takie same. Wysokie na dobre kilka pięter. Okrągłe jak jakieś wieże dawnych zamków. Tylko pewnie na trzy czy cztery tuziny kroków średnicy. A wszystkie były połączone ze sobą jakąś plątaniną mostów, lin czy co to tam było. Przez załzawione oczy lub niezbyt przejrzyste wizjery gazmaski nie było łatwo dostrzec tych detali w tej mgle. Przynajmniej zgubić się nie można było bo te ogromne budynki były ustawione szeregowo. Więc wystarczyło iść wzdłuż nich. Od czasu do czasu widzieli na górze sylwetkę jaka ich obserwowała z góry. Ale już bez tego ożywienia w zachowaniu jakie zdradzał pierwszy obserwator. A ponieważ ta mgła wydawała się gęstnieć coraz bardziej to gdy mijali jedną z tych budowli następna zaczynała majaczyć ale ile ich jeszcze skrywa mgła to nie było wiadomo. Za to chyba gdzieś się zbliżali. Bo te dudniące dźwięki słychać było jakby wyraźniej.

No ale w końcu gdzieś doszli. Najpierw trafili na dawną ulicę, dla odmiany w poprzek tego szeregu obłych budynków. A zaraz za nią wznosił się wał ziemny zwieńczony ogrodzeniem. Ogrodzenie składało się z takiego misz maszu jak te wokół wioski Johansena. I wielu innych powojennych konstrukcji o podobnym charakterze. Tylko wykonane zostało z większego budżetu to i rozmach miało większe. Wał wznosił się gdzieś do wysokości pierwszego piętra. U jego nasady było powbijane jakieś pale, głazy, stalowe szyny nadając mu bojowego i odstraszającego wyglądu. A na szczycie była jeszcze ta ściana z siatki, cegieł, blach, worków z piaskiem, desek i pewnie tego co się dało uzbierać z okolicy.

Te pomosty jakie biegły od jednego budynku do kolejnego przechodziły ponad ulicą i ogrodzeniem gdzieś do środka tego obozu, bazy czy co to tam było. Ale ten wał bliżej a mgła nieco dalej skutecznie przesłaniały widok co jest wewnątrz. Na tym pomoście stała kolejna sylwetka w luźnym płaszczu i chyba w gazmasce. Przez ramię miała przewieszona jakąś broń ale widocznie czuła się bezpiecznie na swoich wysokości bo w ogóle nie zwracała na nią uwagę. Za to dla odmiany chyba z ciekawością spoglądała w dół na czwórkę przybyszów.

- Ej! Gdzie jest wejście!? - Ricardo już trochę znużony tym wypytywaniem krzyknął po raz kolejny to samo pytanie. Ten na górze wskazał gestem kierunek. Mieli skręcić w swoje lewo według tego wskazania. No jeśli ten mur biegł wzdłuż drogi tam dalej tak samo jak tutaj to pewnie wystarczyło iść wzdłuż niego by dotrzeć do jakiejś bramy.

- Mają rozmach skurwysyny. - rzekł Will gdy tak szli tym asfaltem pełnym błota i wody, wzdłuż tego wału. Szli tak chyba z kilka minut. A z mgły wyłaniał się kolejny fragment pstrokatej ściany a za plecami znikał ten który właśnie przeszli. Przez co pewnie wydawało się, że idą bardzo długo. Ale w końcu dostrzegli jakieś większe coś. Co po parunastu krokach okazało się konstrukcją bramy wjazdowej.

- O cholera… Myślicie, że są prawdziwe? - szepnął nerwowo Ricardo pewnie na widok “ozdób” jakie dało się dostrzec nad i wokół bramy. Coś co w tej mgle, przez załzawione, piekące oczy i zmatowiały plastik wizjerów maski wydawało się jakimiś detalami gdy zbliżyli się na jakieś trzy tuziny kroków okazało się czymś bardzo podobnym do czaszek. Ludzkich czaszek. Były wbite na pale wokół bramy jak jakieś totemy. Inne były przybite do framugi bramy. A nad bramą widać było sylwetki w płaszczach ochronnych i chyba w gazmaskach. Nie zdradzały śladów niepokoju czy nerwowości.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-04-2020, 00:48   #215
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Obchodzenie cholernie wielkiego muru trochę im zajmowało, a strażnicy zdaje się nie kwapili do ewentualnej pomocy podróżnikom zwykłymi ruchami wskazując gdzie może być brama.
- Skoro zbudowali taką enklawę na takim zadupiu to można się czuć szczęśliwym. Lub wyjątkowo pechowym. - parsknął spod maski spoglądając na mijane ozdoby. Przez kilka chwil niemal czuł się jak w domu widząc te wszystkie trofea i znaki ostrzegawcze. Tutejsi chyba mieli wyjątkowe poczucie humoru i gusta skoro tak rozstawiali czaszki. - Coś czuję, że będzie tutaj mi się podobać. - dodał po chwili gdy zbliżali się już do bramy. Nie zdradzał żadnego wahania podchodząc do strażników przy wejściu.



- W końcu jakaś enklawa na tym odludziu. Już myślałem że nigdy nie trafimy na jakieś ślady zamieszkania. - rzekł machnąwszy ręką na powitanie w kierunku tutejszych przy bramie, po czym dodał - Znajdzie się tu miejsce byśmy odpoczęli chwilę i uzupełnili zapasy?
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 17-04-2020, 19:20   #216
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 68 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wielkie miasto; brama obozu
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus



- A mnie w ogóle. Spadam stąd. Poczekam na was tutaj. - Bruce miał chyba nieco inne gusta niż Marcus. Zszedł z drogi odłączając się od pozostałej trójki i szybko zniknął im z oczu. Dwaj młodzieńcy z załzawionymi oczami popatrzyli niepewnie to na plecy odchodzącego to na idącego z nimi Marcusa. Ale po chwili wahania zostali z tym drugim. Chociaż spojrzenia mieli niepewne a te czaszki i trofea przy bramie chyba ich niepokoiły. Wodzili nerwowym spojrzeniem po blankach wieży i murów oraz tych kilku widocznych strażników owiniętych pelerynami i w gazmaskach. Teraz podeszli już na tyle blisko by mieć pewność, że tamci podobnie jak Marcus mają gazmaski.

- Jasne! Wchodźcie! A tamten gdzie polazł? - strażnik wychylił się z wysokości pierwszego czy drugiego piętra by spojrzeć w dół na podchodzącą do bramy trójkę. Pytał o Bruce’a widząc pewnie z wieży jak gdzieś odchodzi. Miał chrapliwy głos dodatkowo wytłumiony i zniekształcony przez gazmaskę. Marcus sam nie do końca był pewny jak jego własny głos brzmi dla innych przez własną gazmaskę.

Ciężkie drzwi uchyliły się nieco. Odsuwały się w bok na małych kółkach ułatwiających jej przesuwanie. Tubylcom pewnie nie chciało się dla trójki pieszych otwierać bramy na całą szerokość to zrobili szczelinę na tyle wąską by mogli przejść pojedynczo. Brama wydawała się solidnie ufortyfikowana. Na jej szczycie były dwie wieże jak w jakimś forcie. A one były połączone pomostem jaki przechodzący pod bramą mieli nad sobą. W podłodze były widoczne niewielkie szczeliny pewnie by móc w razie potrzeby razić znajdujących się na dole napastników. Na wieżach zaś była zamontowane stanowiska ciężkiej broni chociaż z dołu nie bardzo było widać jakiej. Na górze było trzech, może czterech strażników.

Za bramą było dwóch. Jeden stał z automatem zawieszonym niedbale na ramieniu kilka kroków za pierwszą bramą. Drugi stał z łańcuchem przy samej szczelinie. Pewnie to ten łańcuch słyszeli przed chwilą podczas otwierania bramy. Teraz pewnie czekał by ją zamknąć gdy goście przejdą dalej. A dalej była druga brama. Tak na długość tira czy autobusu dalej. Też już była uchylona i pewnie przez nią weszli ci dwaj co na nich czekali. Ci też byli poubierani w sprzęt chroniący przed niezdrowym powietrzem jakie tutaj panowało. W gazmaski, peleryny i gumowe buty w zielonkawych barwach jakby dorwali się do jakichś zapasów dawnej jednostki od zwalczania skażeń.

- Oh… - Ricardo z załzawionymi oczami dostał kolejnego ataku kaszlu akurat jak mijał bramę. Na w pół po omacku wpadł na idącego przed nim Marcusa potrącając go i popychając na tego strażnika z łańcuchem. Więc by nie upaść mężczyzna z Kill One musiał chwycić się tego czego zdążył. Czyli gumiastego ubrania strażnika. Ten chyba był tak samo zaskoczony jak Marcus ale złapał go mocno za klapy i odepchnął przypierając go do ściany. Musiał być całkiem silny bo nie sprawiło mu to większych trudności.

- Przepraszam, to przeze mnie. Dusi mnie. - chudzielec wymamrotał przeprosiny przez chustę jaka nieco tłumiła jego głos. Uniósł dłoń w pokojowym geście.

- Dobra nic się nie stało! Właźcie dalej! - zawołał z góry chyba ten sam strażnik co przywitał ich wcześniej. Ale przez ten moment zanim facet trzymający łańcuch nie odepchnął go na ścianę, gdy odruchowo pochylił się nad nim by go równie odruchowo złapać przez ten moment Marcus mógł zajrzeć za wizjery gazmaski tamtego. Przez krople na swoich wizjerach i kroplach na wizjerach tamtego nie widział zbyt dokładnie. I tylko przez moment. Ale tamten nie miał brwi. Tylko nagi kawałek jakby stopionej skóry jaki deformował mu jeden z oczodołów sprawiając wrażenie jakby miał tam jakiś guz który przysłaniał mu część oczodołu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-04-2020, 10:07   #217
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Mutant. Tego Marcus się nie spodziewał. Z tego co słyszał, to nie było wiele miejsc, gdzie takich przyjmowali lub tolerowali. Heh, jego samego czasami brali za mutka z powodu wyglądu ale szybko zmieniali zdanie gdy przychodziło do ewentualnych problemów. Tak jak wtedy w Gravestone, gdzie napatoczył się nawiedzony wędrowny sędzia. Oceniając tylko po wyglądzie chciał podburzać lokalnych do linczu i zabicia mutanta. Zapomniał jednak, że do enklawy mutanci nie są wpuszczani co było jasne do zrozumienia dzięki tablicy przy bramie wjazdowej. "Buźka" wtedy słusznie z lokalnym prawem postąpił - gdy sędzia chwycił go i zaczął grozić bronią Marcus władował mu nóż w żebra i przekręcił, wypruwając mu flaki. Jedyną karą jaką wtedy zapłacił był stosik gambli za wszczynanie burdy i sprzątnięcie zwłok. Można by rzec, że "tanim" kosztem z tego wyszedł.


- Tamten? Sam chciałbym wiedzieć co mu do łba strzeliło że tak nagle się oddala. Pies go trącał, nie będę się nim przejmował. - wzruszył ramionami "Buźka", nie reagując w żaden sposób na widok strażnika. Skoro już się tutaj dostał to należało się trzymać lokalnych zasad, jak wszędzie.

- Jakieś ważniejsze prawa tutaj obowiązują? Wolę wiedzieć na wszelki wypadek nim wpakujemy się w problemy.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 25-04-2020, 06:14   #218
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 69 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wnętrze osady; przy kontenerach
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus



- Zasady, zasady, dobrze, że o to pytasz przyjacielu. - ten wygadany strażnik zbiegł widocznie jakoś na dół. Chociaż ogrodzenie i wieża skryły przed wzrokiem podróżnych jak dokładnie. W każdym razie pojawił się przy tej drugiej, otwartej bramie. Ci dwaj co przywitali ich na początku zostali za plecami gości aby zamknąć zewnętrzną bramę. Rozległ się denerwujący zgrzyt i szczęk metali. A potem brzęk łańcucha jakim zakleszczono zamknięcie. No a w międzyczasie ten wygadny właśnie zszedł do ich trójki.

- No to zapraszam, pogadamy po drodze. - machnął ręką gdzieś przed siebie. Ale gdzie to przez tą cholerną mgłę trudno było się zorientować. Szedł pewnym krokiem obok Marcusa. Siłą rzeczy Will i Ricardo wciąż kaszląc, łzawiąc z oczu szli z drugiej strony. Z bliska okazał się wyższy o pół głowy od Marcusa. Ale przez te ochronne ubrania nie widać było żadnych detali. Był uzbrojony. Za pasem dało się dostrzec kaburę z jednej i jakiś nóż z drugiej strony. Na ramieniu miał zawieszony karabin ale trzymał go dość swobodnie chyba nie spodziewając się chyba kłopotów wewnątrz bazy. Zresztą o ile Marcus dobrze widział to chyba każdy z tych strażników na murach miał jakiś karabin czy coś podobnego. No a parę kroków za nimi zresztą szło dwóch z nich. Też mieli broń na ramieniu ale się nie odzywali zostawiając prowadzenie rozmowy temu co sam ją zaczął.

- A zasady skoro o to pytasz przyjacielu są całkiem proste. Nie rób bliźniemu co tobie nie miłe. Bo on lub jego bliscy zrobią to samo tobie. Chyba nie jest trudne do zapamiętania prawda? - zaśmiał się chrapliwie. Miał bardzo chrapliwy głos jakby coś tam w ustach czy gardle mu gulgotało albo miał jakąś wadę wymowy. No i pewnie gazmaska jeszcze dodatkowo przytłumiała jego głos. Teraz dopiero Marcus zauważył, że na piersi swojego skafandra ma napisany numer. Jakimś chyba ciemnym markerem albo czymś podobnym. Ale ciemny marker na niezbyt jasnym, zielonkawym kombinezonie był dość słabo widoczny dlatego czytelny był dopiero z bliska. 645. Takiej wielkości, że bez problemu dałoby się przykryć cyfry pudełkiem papierosów.

- No ale co dla gości to też mamy pewną zasadę. - przyznał już powazniejszym tonem. Brama już zdążyła im zniknąć w tej cholernej mgle ale chyba cały czas szli prosto, dawną asfaltówką. Niezbyt szeroką więc chyba nie była to jakaś główna droga. Gdzieś z tej mgły dobegały odgłosów jakieś tokari czy czegoś takiego kojarzącego się z jakimś warsztatem. Wirujący, metaliczny zgrzyt powtarzający się co chwilę. Jakby gdzieś cięto czy obrabiano jakiś metal.

- Jaką? - Ricardo wychrypiał gdy na chwilę odzyskał oddech na tyle by o coś zapytać. Ich przewodnik wskazał na wyłaniające się mgły jakieś kanciaste kontury.

- Musimy się upewnić, że nam nie zagrażacie. - odpowiedział poważnie ten co szedł obok nich. Obaj młodzieńcy popatrzyli ze zdziwieniem najpierw na siebie nawzajem, potem na swojego trzeciego towarzysza w gazmasce a w końcu na tego tubylca co szedł razem z nimi.

- My? Niby jak? - zdziwił się Wil przecierając rękawem zaczerwienione oczy. A Ricardo znów dopadł atak kaszlu. Obaj wyglądali w tej chwili raczej nieporadnie niż groźnie.

- Jesteśmy dość wątłego zdrowia. - zaczął przewodnik gdy wciąż szli dalej i zbliżali się chyba do jakichś kontenerów stojących na ziemi. - Musimy się upewnić, że nie przynosicie z zewnątrz żadnej zarazy. Dlatego będziecie musieli spędzić jakiś czas w odosobnieniu. Jeśli nie będziecie zdradzać objawów żadnej choroby wtedy powitamy was jak pełnoprawnych gości. - zatrzymał się przy pierwszym kontenerze który był zamknięty. Ale tak go wskazał jakby właśnie o to chodziło jako miejsce na kwarantannę. Will i Ricardo popatrzyli na niego niepewnie. A dwaj jego towarzysze dalej stali kilka kroków za nimi przyglądając się temu wszystkiemu spokojnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-05-2020, 08:32   #219
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
- Zarazy? Jedyne co przynosimy to kaszel, którego się nabawiło w tej cholernej mgle. A co do choroby to owszem, noszę w sobie zabójczą chorobę. Nie leczona zabija skutecznie i w krótkim czasie. Na szczęście istnieje lekarstwo na nią. - odezwał się w odpowiedzi na zarzuty dotyczące zarazy, z niejaką nutką zastraszania czy też sarkazmu, trudno było wywnioskować na pierwszy raz, gdy się spotyka kogoś obcego. - Bez lekarstwa zamieniam się powoli w kamień, od twarzy zaczynając. Liczę, że zdobędę tutaj trochę dawek Tubokuraryny, Benzodiazepiny lub Progabidu bo moje zapasy się kończą a tutaj liczyłem je uzupełnić. - oczy Marcusa wodziły od jednego do drugiego - I ile niby mielibyśmy spędzić tutaj czasu, w tej beczce na izolacji? Od odpowiedzi zależy, czy w ogóle tutaj się zatrzymamy czy wyruszymy dalej.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 05-05-2020, 17:34   #220
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70 - IX.20; wt; południe

Czas: IX.20; wt; południe
Miejsce: wnętrze osady; przy kontenerach
Warunki: jasno, skwar, pogodnie, łagodny wiatr, opustoszałe miasto i dżungla,


Marcus


- Skąd wiecie, że nie macie żadnej groźnej dla nas zarazy? Nie wyglądacie zbyt zdrowo. A żaden z was nie wygląda mi na medyka. Zresztą możecie mieć coś co dla was jest niegroźne a nas może wybić do nogi. Dlatego nie możemy ryzykować. Przesiedzicie tutaj 3 dni, odpoczniecie i jak nic wam nie będzie to zostaniecie naszymi gośćmi. - ten wygadany pokręcił głową zakrytą gazmaską i okrytą gumowatym kapturem ubrania ochronnego. Mówił pewnie i bez wahania jakby nie pierwszy raz tłumaczył nowym tą kwestię.

- A te leki co mówisz. - wskazał palcem na Marcusa wracając do medykamentów o jakich ten wspomniał. - Nie wiem czy mamy coś takiego ale to sprawdzę. Jak mamy to ci tutaj przyniesiemy razem z jedzeniem. Z jedzenia są trzy posiłki dziennie. Żadne frykasy no ale my jemy to samo i jakoś u nas nikt nie grymasi. - rozłożył ramiona przyznając się, że tak z pamięci to nie wie jakimi dysponują zasobami leków no ale obiecał to sprawdzić. No i przy okazji gdy wyszedł temat posiłków to dorzucił jak to tutaj wygląda. Mówił głównie do Marcusa bo jego dwaj towarzysze rzeczywiście w tej chwili nie sprawiali okazów zdrowia. Załzawione i zaczerwienione oczy, kaszel, pot na skórze, częste wypluwanie flegmy można było bez trudu wziąć za objaw choroby. Ci dwaj milczący strażnicy nadal stali kilka kroków od ich czwórki i obserwowali całą scenę nie włączając się do dyskusji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172