Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2021, 16:49   #41
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dalsze obozowe czynności przerwał nagle odległy wrzask… Eda(?) i strzał broni palnej. Coś się kurde działo, coś chyba niedobrego. Pobladła Oriana momentalnie założyła szybko swoją kamizelkę kuloodporną, a Bob ściągnął z ognia garnek i chwycił za swoją strzelbę gładkolufową.
- Co jest? - Mruknął, wyręczając wszystkich innych wypowiedzeniem tego samego.
James zostawił w spokoju namiot i chwycił sztucer.
- Lucas, zostań tu z Orianą - powiedział, po czym ruszył w stronę, skąd dobiegł wrzask i strzał.
- Zakładam kamizelkę i lecę za tobą z Orianą. Nie wiadomo co się tam dzieje wszyscy mogą być potrzebni. - Lucas podbiegł do swoich gratów i nerwowo zaczął zakładać kamizelkę taktyczną. Gnata miał zawsze przy sobie więc zamierzał wspomóc kompanów. Tym bardziej, że jedynie on i Oriana mieli szansę uratować kogoś gdyby dostał poważniej.
- Ja pierdolę! - Fuknął nagle Bob - Ja chciałem zostać, przecież ktoś musi pilnować obozu, jeszcze nas ktoś tu podejdzie, i coś zapierdoli, albo coś…
- Ummm - Oriana spojrzała po towarzystwie, zakładając pasek z kaburą i pistoletem, prosto na... szorty. Nie było czasu.
Lucas szybko się zreflektował i spojrzał na Orianę.
- Możesz zostać z Bobem to nie jest zły pomysł. - powiedział telepata.
- Dobrze - Nastolatka minimalnie się uśmiechnęła - Ale w razie czego wołajcie, będę czekała z apteczką.
James nie oglądał się za siebie, szybkim krokiem podążając kierunku, gdzie Ed zmagał się z kłopotami. Prawdopodobnie.
Lucas po założeniu kamizelki podążył za Jamesem. Przy czym bacznie się rozglądał by uniknąć pułapki lub wypatrzeć napastników.
A wtedy, prosto na nich, przytuptała naga(!), zapłakana Amy, trzymająca swoje ubrania w rękach.
- Ratuuuujcie mojego tatusiaaaa! - zawodziła z daleka.
James zatrzymał się na moment, nie wierząc własnym oczom.
- Uratujemy go! - zapewnił, potem ruszył dalej. W końcu były ważniejsze sprawy, niż goła, ciężarna nastolatka, z której to nagości nic nie wynikało.
- Młoda idź do obozu. Tam zajmie się tobą Oriana i Bob. - powiedział Lucas gdy i on dobiegł do Amy. Następnie ruszył dalej za Jamesem.

Gdzieś w oddali rozbrzmiał kolejny strzał. I następny. I znowu wrzask Eda.
Do czego on strzela?, pomyślał James nie zwalniając kroku. Na oko (a raczej na ucho) wyglądało, że wszystkie padły z tej samej broni, z Desert Eagle eks-gliny.

Kolejne dwa strzały, i krzyk Eda. Po kilku sekundach znowu dwa huki broni. Co tam się do cholery działo??
James przyspieszył, równocześnie rozglądając się na wszystkie strony i patrząc pod nogi. Tak by nie było - nie była to miejska promenada i w każdej chwili coś mogło wyskoczyć zza krzaków, lub jakieś 'uczynne' drzewko mogło mu podstawić swój korzeń.
Lucas starał się dogonić Jamesa. Biegnąc nerwowo się rozglądał.
I znowu było słychać dwa strzały, krzyki Eda, i… jakieś zwierzęce warknięcia? Byli już blisko. Może jeszcze jakieś 30 metrów przez gęste zarośla i wysoką, mocno powyżej metra, trawę.
- Gdzieżeś polazł... - mruknął James. Nie zatrzymywał się jednak, tylko przedzierał się przez zarośla, rozglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństw.
Lucas z gnatem w ręku był z kolei cicho. Kontynuował bieg i rozglądanie.

Po chwili obaj usłyszeli kolejne strzały, masę strzałów, i krzyk Klary, wymieszany z jakimś rykiem.
- Tygrys!!
- Niech to...! - James przyspieszył kroku. - Zaraz będziemy! - krzyknął.
Lucas przeszedł z biegu do sprintu. Wiedział, że starcie z Tygrysem nie należało do przyjemnych i łatwych. Więc spodziewał się ciężkich ran u towarzyszy w starciu z bestią.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-06-2021, 18:11   #42
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Po tym, jak naga Amy potuptała do obozu, wytatuowana kobieta była gotowa do działania. Pochwyciła oba swoje pistolety w dłonie, i z początku pobiegła w stronę dźwięku strzału i krzyku, będąc trochę bliżej zwolniła, uznając, że stosowniej będzie się cichutko zakraść i ocenić najpierw niebezpieczeństwo i szanse na sprostanie mu.
Po chwili padły dwa strzały, i rozległ się kolejny krzyk Eda. Była już blisko, chyba jeszcze jakieś 50 metrów… dużo krzaków, trawa wysoka aż do pasa, zarośla.

I znowu dwa strzały, po nich nieco cichszy już krzyk bólu Eda, i jakby… zwierzęce warknięcie. 20 metrów.
Klara kontynuowała podróż, jakby nie patrzeć zamierzała spróbować pomóc Edowi. Po kilku sekundach uważnej obserwacji, dostrzegła w wysokiej trawie ślady jakby się ktoś przez nią przedzierał… po chwili i krew. I w końcu i Eda. Leżał na ziemi, paskudnie zmasakrowany w wielu miejscach, nawet na twarzy. Nie poruszał się. Ślady pazurów, postrzępione ciało, wszędzie pełno juchy. Ledwie zaś metr obok ex-gliny leżał nieruchomo… podziurawiony kulami, najprawdziwszy, pieprzony tygrys!
Klara podbiegła do Eda żeby sprawdzić czy mężczyzna żyje. Podbiegając obserwowała tygrysa, czy ten na pewno się już nie poruszy, szkoda jej było kul na dobijanie, jeśli nie było to konieczne.
- No dalej Ed, córka na ciebie czeka - powiedziała kucając przy mężczyźnie.
Martwy tygrys, był martwym tygrysem… a Ed nagle drgnął, i zabulgotał krwią. Mężczyzna w sumie żył, chociaż ledwo ledwo. I nie poruszył się więcej niż centymetr...
Klara zaczęła przekładać go na bok, żeby nie zakrztusił się własna krwią.

***

Gdy w końcu przybiegł James i Lucas, obaj panowie zastali nietypowe widoki. Dwa martwe, podziurawione tygrysy, martwy(?), zmasakrowany pazurami Ed, i dosyć mocno zraniona w udo Klara, z dymiącymi Glockami…
Słowa 'co tu się stało' byłyby bez sensu, więc James zadał pytanie całkiem inne.
- Ed żyje, czy...? - Nie dokończył. 'Lepiej on, niż my', pomyślał, równocześnie zastanawiając się, czy w tym gorszym wypadku zwali im się na kark ciężarna nastolatka.
- Przed chwilą jeszcze charczał - Powiedziała Klara, przewiązując udo zranione pazurami jakąś chustą.
James pozostawił w rękach Lucasa ratowanie Eda, sam rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu kolejnego niebezpieczeństwa.
- I lepiej by było dla wszystkich, żeby żył - dodała czerwonowłosa dziewczyna.
Lucas omiótł wzrokiem sytuację i natychmiast podbiegł do Eda.
- Ubezpieczajcie nas. - powiedział do Klary i Jamesa.
- Skąd przylazły? - James, stale obserwując okolicę, zwrócił się do Klary.
Klara wskazała trawę z której wybiegł tygrys używając do tego jednego z pistoletów, które miała w dłoni.
- Z tego miejsca drugi, a pierwszy już tu był kiedy dobiegłam.
- A myśleliśmy, że tu jest bezpiecznie... - James spojrzał we wskazanym przez Klarę kierunku.

Tymczasem Lucas będący przy Edzie przyłożył rękę do zakrwawionego chłopiny i skupił swoją moc by go uzdrowić. To był zawsze dla niego dziwny moment, smutny bo nie lubił jak jakiś jego towarzysz mniejszy czy większy obrywał… Jednocześnie euforyczny, bo on Lucas zwykły chłopak mógł dotknięciem ręki i odrobiną skupienia ratować ludziom życie. Czuł się z tym zajebiście nie należał do skromnych.
Zakrwawiony i zmasakrowany Ed odkaszlnął krwią, po czym zaczął jakby spokojniej oddychać, łypiąc jednym, zdrowym okiem(tygrys mu i pazurami gębę rozorał) na Lucasa… moce psionika chyba podziałały.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-06-2021 o 18:14.
Wila jest offline  
Stary 03-06-2021, 18:15   #43
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Aż tu nagle…
- Tatusiuuuu!! Gdzie jesteś?! - Rozległy się całkiem bliskie okrzyki Amy.
- Lucaaaas! - Zawołała i Oriana. Wychodziło więc na to, że obie nastolatki zwiały z obozu za resztą…
- Co za idiotka - skomentowała Klara, jej zdaniem bardzo głupie zachowanie ciężarnej, wychodząc z założenia, że Oriana poszła po prostu za nią.
- Dobrze, że nie było trzeciego tygrysa - dorzucił James, mający o przychodzących podobne zdanie.
- Dziewczyny miło, że się martwicie ale ciszej do cholery. A jak coś zajebie Boba to będzie was straszył w nocy. Zobaczycie… - Lucas trochę pomarudził na zachowanie nastolatek.
- Dobra Ed nie będę ci tu bajek opowiadał bo za stary jesteś. Potrafię leczyć w niezwykły sposób więc cię tu jakoś zaraz poskładam. Lucas widział, że mężczyźnie część ran się zabliźniła. Był jednak cały we własnek krwii i psionik nie był do końca pewny stanu ex-gliny. - kątem oka zobaczył Oriana podchodzi coraz bliżej więc zwrócił się i do niej.
- Zobacz nogę Klary też oberwała. Zabandażuj - ostatnie słowo dziwnie podkreślił. Chyba nie chciał by Oriana również zdradzała się ze swoją mocą. Zabandażowana noga uleczona mocą jego dziewczyny nie wzbudzałaby już jednak takich podejrzeń.
- To tylko draśnięcie - Powiedziała Klara do zbliżającej się Oriany - Zajmij się Edem.
- Tatusiu? - Zaskomlała Amy, na widok zmasakrowanego ojca, i zaczęła płakać, przystawiając obie drżące dłonie do ust - O Boże, tatusiu…


Obie nastolatki, ubrane już całkiem zwyczajowo, i nawet uzbrojone(Oriana ma swój pistolet, Amy M16), "skoczyły" ku Edowi. Amy uklęknęła z jednej strony mężczyzny, łapiąc go za dłoń, i szlochając, co wywołało minimalny uśmiech na gębie ojca, Oriana z drugiej strony, rozkładając swoje przybory, po czym zabrała się do roboty. I po kilku dłuższych chwilach, przykładając gdzie trzeba gazy i opatrunki, spojrzała na Lucasa, i pokręciła przecząco głową.
- James zabierz młodą - skinął głową na Amy - Dziewczyno zajmiemy się nim z Orianą ale musisz pomóc Jamesowi rozglądać się czy nikt nam tu za moment tyłka nie rozszarpie.
- Chodź, Amy. - James podszedł do nastolatki. - Oriana i Lukas zajmą się twoim tatą. A my musimy dopilnować, by im z kolei nic się nie stało.
- Nie - Syknęła nagle ciężarna, a w jej wolnej dłoni, pojawił się nie-wiadomo-skąd nagle mały rewolwer. A Oriana głośno wciągnęła powietrze, nie poruszając się o milimetr.
- Opiekujcie… się… moją... córką… - Wychrypiał nagle Ed, kładąc swoją zakrwawioną dłoń na brzuszku nastolatki.
- Ona jest nad wyraz samodzielna - wycedził James. - A ja nie lubię, gdy ktoś wymachuje mi bronią przed nosem. - spojrzał na Amy. - A on z tego wyjdzie.
- Daj spokój James, emocje. Amy, możesz schować broń, nic ci nie grozi i nikt nie zabierze cię stąd siła- wtrąciła się Klara, która bacznie obserwowała okolicę a nie towarzyszy.
- Amy - powiedział Lucas spokojnym tonem choć zachowanie gówniary go wkurwiło nie na żarty. - Musimy go ratować pomogę mu z Orianą ale ty pomóż nam. Schowaj tę spluwę pomóż Jamesowi a my go uratujemy. Chcę jednak czuć się bezpieczny, upewnij się że nic nam nie grozi.

Nastolatka spojrzała na Lucasa, uśmiechnęła się… i rozległ się huk rewolweru. Oriana skoczyła w bok. Kula była jednak przeznaczona dla Eda, trafiając go w tors. Po chwili, wśród sporego szoku wszystkich zebranych, Amy wypaliła do swojego ojca jeszcze raz, po czym naj(nie)normalniej w świecie odrzuciła niedbale rewolwer na bok, i wstała.
- Dobrze - Powiedziała do Lucasa… i zaczęła sobie iść gdzieś w bok. Ed był martwy.
- Jasna cholera... - wyrwało się Jamesowi, który dopiero po paru sekundach otrząsnął się z szoku na tyle, by móc ruszyć za Amy.
- No ja pierdole znowu! - spojrzał instynktownie na Klarę - Czy wy czasem nie jesteście spokrewnione? Ed zaraz się okaże pewnie kawałem skurwiela nie mniej czy wy czasem - wodził palcem od Oriany do Klary - Nie miałyście jej zapytać czy wszystko gra? Bo jak dla mnie to chyba średnio. - wzniósł wzrok w stronę nieba i planował wziąć kilka głębszych wdechów.
Klara przewróciła oczami na pytanie o spokrewnieniu.
- Próbowałyśmy - odparła krótko na pytanie Lucasa, po czym zerwała się żeby ruszyć za Jamesem i Amy, ale zranione udo przypomniało o sobie przy pierwszych krokach.
- James? Pomożesz? Też chciałabym z nią pomówić - zapytała.
- Spróbuję ją zatrzymać - odparł, przyspieszając kroku, by dogonić nastolatkę. W tym czasie, Oriana głęboko odetchnęła, po czym spojrzała na Lucasa… ze łzami w oczach. Lucas przytulił dziewczynę.
- Już po wszystkim - powiedział cicho telepata.
- Co… co to miało być? - szepnęła w niego wtulona.
- Szczerze? - Lucas westchnął - To gość mógł być skurwielem i dziewczyna ma traumę albo jest wariatką. Nie wykluczyłbym żadnego scenariusza. Trzeba będzie ją rozbroić na początek i pomału dojść do prawdy. Przyda się tu ktoś wygadany subtelny lekarz. Nie znasz jakiegoś - zapytał lekko łobuzerskim tonem.
- Jej rewolwer leży tam, a karabin tam - Wskazała Oriana paluszkiem obie bronie należące do Amy - Ale chyba ma i jakiś nóż… - Zerknęła w kierunku oddalonej nastolatki, pocieszanej przez Klarę.
- Od łatania ciał jestem, nie duszy… - Dodała po chwili, z jakby na moment smutnym uśmiechem.
- Skoro jesteś poetką - rozwichrzył jej włosy na głowie szybkim ruchem ręki. - To i może zapytasz ją subtelnie. Facetów może nie lubić a Klara… to Klara. Sama ma za sobą jakieś ciężkie przejścia. Potrzeba kogoś wygadanego i subtelnego mogę na ciebie liczyć? - Lucas zapytał z lekkim uśmiechem. - Zajmę się nogą Klary w obozie daj mi jakiś bandaż dla niepoznaki.
- Nie jestem ani wygadana, ani subtelna - Oriana pokazała Lucasowi język, po czym zaczęła zbierać swoje manele na powrót do torby lekarskiej, i po chwili rzuciła mu bandaż.
- Umówmy, że zrobisz to jakkolwiek. Chciałbym wiedzieć czy ma traumę czy jest psychiczna. Ewentualnie jedno i drugie. Nigdy nie zyskamy pewności, bo - Ed machnął głową na trupa. - już nic nam nie powie. - skrzywił się - To może bardzo biedna dziewczyna albo bardzo niebezpieczna. - Lucasowi cała sytuacja nie pasowała. Wstał i zaczął zbierać zostawioną przez Amy broń oraz przeszukał ciało Eda. Dwa tygrysie ciała to było też sporo mięsa w kalkulacjach Lucasa no i ładne dywaniki czy co tam można z nich zrobić mimo dziur po kulach. Do tygrysów potrzebny był jednak pickup a i tu nie był pewien ile auto dźwignie.
- Może nam coś sama powie… -mruknęła Oriana, patrząc jakoś tak niechętnie na ciało Eda - Może go jakoś pochować?
- Na razie wracamy do obozu. Jak będą chętni wrócimy tu i go pochowamy. Póki co trzeba się trzymać razem i zająć dziewczyną. Uważaj na Amy, bardzo uważaj dobrze kochana? Ona wcale nie musi być córką Eda. Okłamała was ciebie i Klarę. Chciała abyśmy go szukali i ratowali i nagle pstryk coś się przestawiło i go zabiła. Tacy ludzie są niebezpieczni. Niezależnie od wieku, płci czy stanu błogosławionego. Wiem, że masz dobre serce i nie chce żeby nas wykorzystała. Jak jego - wskazał na ciało Eda.
 
Icarius jest offline  
Stary 03-06-2021, 19:28   #44
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Ciężarna daleko jednak nie odeszła, ledwie kilkanaście kroków, po czym oparła się o jakieś drzewo swoim bokiem, i zaczęła znowu szlochać, nerwowo pocierając swój kark.
Klara podreptała powoli w stronę dziewczyny, w końcu stanęła obok niej.
- Przytulić cię? - zapytała. Zapłakana Amy spojrzała na Klarę… i sama się do niej mocno przytuliła, chlipiąc jej w biust.
Czerwonowłosa spojrzała znad niej na Jamesa. Nic co prawda, nic nie powiedziała, ale wyglądała na kogoś, kto nie lubi smarków w biuście. Poklepała Amy po plecach, odwzajemniając przytulenie.
- Spokojnie dziecino… - szepnęła.
James głęboko odetchnął. Najchętniej potrząsnąłby dziewczyną, by wydusić z niej przyczyny takiego postępowania, ale jednak się powstrzymał.
- Powiedz, to ty chciałaś żeby ratować tatusia? Czy nie chciałaś? Czy sama nie wiesz? - podpytała delikatnie Klara, wciąż przytulając Amy do biustu. Odpowiedzią było jednak jedynie minimalne, przeczące pokręcenie głową nastolatki.
- Nie chciałaś go ratować? - spytał cicho, i w miarę delikatnym tonem, James.
Odpowiedzi jednak się nie doczekał, więc spojrzał na Klarę, wzruszył ramionami i odszedł parę kroków w bok.
Klara zaś postanowiła na razie o nic nie pytać i dać się Amy po prostu wypłakać i uspokoić. Kiedy uznała, że minęło wystarczająco wiele chwil, zapytała:
- Wrócimy teraz do Boba, do obozu?
- Ok… - Burknęła Amy.
- Będziesz musiała mi trochę pomóc i pójdziemy tak powolutku - powiedziała Klara, lekko odsuwając od siebie Amy, tak by móc na nią popatrzyć.
- Ok - Odparła znowu tak wyjątkowo krótko nastolatka, przecierając oko, i patrząc Klarze w twarz.
Klara pokusiła się więc, by wytrzeć jej drugie oko.
- W takim razie chodźmy - powiedziała, powoli ruszając w stronę gdzie powinien być obóz. Nie miała zamiaru iść w milczeniu, ale póki co czekała czy nastolatka ruszy z nią. Ruszyła.
James trzymał się z dala od obu pań (tej starszej i tej młodszej), obserwując tylko, czy nie zagraża im jakieś niebezpieczeństwo.
- Jak się teraz czujesz? - zapytała Klara ogólnikowo, już w drodze, nie chciała naciskać za bardzo na Amy. Nastolatka spojrzała na wytatuowaną rozmówczynię, a w jej oczach znowu zebrały się łzy.
- A jak… się mogę... czuć? - Wydusiła z siebie.
- Ty mi powiedz - Klara dodała do tego lekkie uniesienie brwi. - Nie wiem, czy podjęłaś trudna decyzję pod wpływem chwili, czy było to coś co planowałaś czekając na okazję. Nie wiem czy dało się inaczej, czy nie. Więc nie wiem, czy czujesz ulgę i spokój, czy rozpacz i niepokój.
Amy nie odpowiedziała nic, i przez dłuższą chwilę milczała, przygryzając od czasu do czasu własną wargę. Obie tak więc po prostu szły w kierunku obozowiska… w końcu nastolatka zerknęła na moment do tyłu.
- To jego dziecko - Powiedziała nagle szeptem, nie spoglądając na Klarę.
- Rozumiem - powiedziała Klara, nie wyglądając jakby doznała szoku. Po pierwsze bowiem, wypowiedzi Amy stwarzały u Klary od początku nie do końca zrozumienie czyim tatusiem jest "tatuś". Po drugie, Ed umierając dotknął brzucha Amy i poprosił o opiekę nad córką, co wyglądało z punktu widzenia Klary jakby mówił o dziecku w brzuchu. Po trzecie zaś, Klara wiele już widziała i słyszała, wychodziła z założenia, że świat w którym obecnie żyją jest tak powalony, że prędzej zdziwiłoby by ją dobro wypływające z czystego serca, niż to co złe, zboczone czy nie mieszczące się w ogólnie przyjętych kiedyś normach społecznych. - chciane przez ciebie czy nie bardzo? - dopytała.
- Któregoś dnia mi zaczął rosnąć brzuch, a… - Amy przetarła nową łezkę lecącą jej po policzku - ...a tatuś był bardzo szczęśliwy…
- Hmmm… - Klara zamyśliła się na chwilę. - A dlaczego nazywasz go tatusiem?
- No… eee… bo to mój tatuś? Znaczy się, ojciec. On tak lubił…
- Czyli był zarówno twoim ojcem jak i ojcem twojego dziecka? - Klara chciała się upewnić, że dobrze rozumie.
- No przecież gadam. Tak - Mruknęła Amy.
- Masz jakieś rodzeństwo albo kogoś bliskiego? - zapytała szybko Klara, która wolała nie komentować, tego co teraz przyznała Amy, zwłaszcza, że gotowało jej to krew w żyłach.
- Nie, nikogo… - Powiedziała smutnym tonem nastolatka.
- Ale gdzieś wcześniej razem mieszkaliście z Edem, prawda? - Klara przystanęła na moment, żeby oprzeć się o jakieś drzewo, po krótkim odpoczynku ruszyła dalej.
- To tylko poznani ludzie byli… żadna tam rodzina - Odparła Amy.
- Opowiesz coś więcej? - Klara wysiliła się na lekki uśmiech.
- Później…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-06-2021 o 19:35.
Wila jest offline  
Stary 03-06-2021, 19:41   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po kilku minutach, po kolei, towarzystwo zeszło się ponownie w ich obozie. Bob chował się za drzewem ze strzelbą. Oczywiście zasypał ich tuzinem pytań, co się działo, kto strzelał, do czego, gdzie Ed… a wtedy Amy znowu się rozryczała.

- Uch… - Mechanik podrapał się po gębie, gdy w końcu mu (po cichu?) wyjaśniono, co z Edem.
- Dobra… to ten… chcesz zupki? - Pierdolnął Bob pytanie jak z kosmosu, a ciężarna nastolatka spojrzała na Klarę, jakby u niej szukając odpowiedzi na to banalne pytanie.
- Idealna propozycja Bob - powiedziała Klara - dobrze będzie coś zjeść przed drogą.
- Ok - Zgodziła się więc króciutko Amy.

James, który w wyjaśnianiu sprawy niezbyt się udzielał, zabrał się za kontynuowanie zwijania obozowiska.
Jako ostatni, w obozie zjawili się Lucas i Oriana. On miał strzelbę ojca Amy przewieszoną przez ramię, a ona M16 ciężarnej, oraz dziwnie mocno wypchaną torbę z medycyną…

- Dobrze, że jesteście - powiedział James. - Powinniśmy stąd jak najszybciej odjechać.
Nie spodziewał się kolejnych drapieżników, ale miejsce było najwyraźniej pechowe.
Lucas podszedł do Jamesa, żeby zamienić z nim kilka zdań.
- Zabraliśmy od Eda co się dało. Moim zdaniem młoda jedzie z nami - wskazał na ciężarną - ale miejmy ją na oku. No i z daleko od broni, noży bo niezależnie od jej historii może być skłonna do różnych głupstw. Zabrałbym też tygrysy. To dużo mięsa można osuszyć czy inaczej zabezpieczyć jak się na tym znasz. Taka skóra tygrysa dla kolekcjonera też może być coś warta. Przed nami długa droga trzeba gromadzić fanty, żeby mieć co wymieniać na paliwo. - telepata podsumował jak widzi sytuację. Po czym spojrzał na konie i chwilę się zastanowił. - Je też bym zabrał - wskazał głową na zwierzaki. - Jak pojedziemy wolno to można je z tyłu przywiązać. Sprzedamy w najbliższym możliwym miejscu. Co sądzisz o sprawie Amy w perspektywie powiedzmy długoterminowej? - Lucas chciał przedyskutować ich dalsze kroki.
- Zostawić jej tu nie możemy - odpowiedział James - ale nie bardzo sobie wyobrażam daleką podróż z panną w ciąży. Z czasem będzie coraz gorzej. Wtedy będziemy musieli zawrócić. Chyba że znajdziemy miejsce, gdzie będziemy mogli ją zostawić.
- Amy jest dość bogata - mówił dalej - ale i tak trzeba będzie zadbać o jej dalszy los. Dlatego musimy zabrać konie. Ale tygrysów nie. Za dużo ważą, skóry z niech nie zdejmę w kilka minut, a jej wyprawienie... Nie masz o tym pojęcia, prawda? To by trwało bardzo, bardzo długo i niekoniecznie by się udało. A mięsa nie polecam, chyba że umierasz z głodu. Nie należy do najsmaczniejszych.
- Stan psychiczny Amy to inna sprawa - wrócił do tematu nastolatki - ale i tak nie możemy zrobić nic wbrew jej woli. Niech więc Klara lub Oriana spróbuje z nią porozmawiać i coś ustalić na dalszą przyszłość.
- Zdaje sobie sprawę, że to co powiem może być niepopularne ale ja bym nią nią uważał. Klara i Oriana rozmawiały z nią dokładnie pod tym kątem. Czy jest z Edem z własnej woli czy nic jej nie grozi? Jak baby z babą. Nic nie mruknęła. A jak facet nie mógł się bronić ani fizycznie ani słowami załatwiła go na naszych oczach. Teraz to każdą bajkę może opowiedzieć. Bo młoda, bo w ciąży no i łzawa historia. Równie dobrze Ed mógł ją przygarnąć kazać jej udawać jego córkę a przy okazji robili inne rzeczy. Nic nam gość już nie powie. - Lucas skrzywił się i małolata niezależnie od powodów mu się nie podobała. - Oddamy jej cześć rzeczy Eda albo całość to jest do przegadania. Nie mniej pierwsza nadarzająca się okazja i jej się pozbywamy. Nie można jej zaufać a to w drodze podstawa, brzuch to oczywiście dodatkowy argument.
- Gdyby miała do niego jakieś... pretensje... to by się o niego nie bała, nie prosiłaby o ratowanie go - odparł James. - Raczej wyglądało to na jakąś umowę między nimi. On się z nią wyraźnie żegnał, nie zauważyłeś?
- Zauważyłem ale lepiej wybadać nastawienie rozmówcy nim zacznie mu się gadać za dużo. - Spojrzał w oddali na Klarę. - Myślisz, że Klara łyknęła tę bajkę? Gość był pewien, że umrze prosił by zaopiekować się jego dzieckiem i dotknął brzucha. Nie wskazał Amy, nie powiedział nawet zajmijcie się nimi. Nie... mówił tylko o nienarodzonym dziecku. Prawdę powiedziawszy tylko ono sprawia, że nie pozbywam się małolaty jak stoi. Ostrzeż może też Boba, opowiedz mu jak było. Obserwujemy i spławiamy przy pierwszej okazji. - Lucas rozmawiał z Jamesem dogadywał szczegóły, żeby potem mieć sojusznika do pozbycia się dziewczyny.
- A Ed, w ramach przebłysku jasnowidzenia, wiedział, że to dziecko jest dziewczynką. - James nie krył wątpliwości. - Nie potrafię zajrzeć do głowy Amy, więc nie znam jej motywów - dodał - ale, jak na razie, mamy na karku ciężarną dziewczynę i prośbę umierającego. Bob już wie, że Amy zastrzeliła swego tatusia - dodał.
- Przebłysku jasnowidzenia znaczy zgadywał? - Lucas na chwilę pozostał przy temacie Boba. Gdy używa się takiego doboru słów przy telepie, można być pewnym zwrócenia jego uwagi.
- Tygrys na pakę nam wejdzie jakbym bardzo chciał zabrać jednego?
- Z płcią dziecka to, jak mawiano, na dwoje babka wróżyła - odpowiedział James. - Dopóki dziecko się nie urodzi, to nie wiadomo, czy syn, czy córka. No chyba że gdzieś w większych miastach...
- Jeden wejdzie, owszem, oby tylko wiatr nie wiał w stronę koni. - Nawiązał do propozycji Lucasa. - A drugiemu powybijaj kły, zabierz pazury, utnij uszy i fiuta. W niektórych kręgach uważany jest za rewelacyjny środek na potencję. Z pewnością ktoś go kupi - dodał po chwili.
- Jeśli znasz się na wycinaniu tych wszystkich rzeczy żeby nie uszkodzić, to ja chętnie popatrzę i pomogę. No i może byśmy wykopali jakiś choćby płytki dołek dla Eda. - Lucasowi nie bardzo się chciało ale pamiętał, że Orianie zależało więc był skłonny to zrobić. - Mówiłeś, że Bob już wie o numerze jaki wycięła Amy. Opowiedziałeś mu całość kontekstu ostatnie słowa Eda, dziwne zachowanie dziewuchy i tak dalej?
- Tak, tak... - potwierdził James. - Ale Ed mógł podkreślić to, że mamy się nią zająć ze względu na jej ciążę. - Wskazał na inny powód takiego czy innego postępowania Eda. - Czy potrafisz wykryć, czy ktoś kłamie? Moglibyśmy ją wypytać, jak już się uspokoi.
- Nie. W małym miasteczku przyszło mi rozwinąć inne zdolności. Teoretycznie mogę poznać charakter właściciela przedmiotu. Inną aurę mają ci dobrzy a inną ci o zepsutym charakterze. W naszej sytuacji jednak - Lucas się lekko skrzywił - niewiele to da. Chyba że okazałaby się kwintesencją dobra. Wtedy możemy założyć, że nie robi nas w balona. Tylko takich ludzi w czasie apokalipsy prawie nie ma. Przeogromna większość jest neutralna lub zepsuta bo i nasz świat jest zepsuty. Mógłbym ją oczarować i namówić na zwierzenia ale nigdy nie ma pewności czy powie całą prawdę. Ja bym zakładał najgorsze i się jej pozbył przy pierwszej okazji. Obciążeniem jest dla nas niezależnie od motywów a gdy ich nie znamy jest też zbędnym ryzykiem. Śmiesznie będzie jak zbajeruje Klarę. Ostatniej kobitce Klara wpakowała kulę w łeb dla jej dobra. A jak na jej oczach dziewczyna zabiła niby to rodzonego ojca. To reakcja była jakby mniej gwałtowna. Jak tu nadążyć za babami?
- Za babami nigdy nie nadążysz - stwierdził James. - W jednej chwili kobieta ciągnie cię do łóżka, w drugiej rzuca w ciebie wazonami. Albo w odwrotnej kolejności... Oczaruj ją. Zobaczymy, co ciekawego powie.
- To już jutro. Niech dziewczyna trochę odsapnie. Idę podleczyć Klarę powiedz Bobowi gdzie są tygrysy po drodze to zawiniemy jednego. Pochowamy też Eda i powoli z koniami przywiązanymi do auta ruszymy w stronę miasteczka.
- Na razie nic więcej nie możemy zrobić. - James skinął głową. - Więc się zbierajmy.

* * *

Klara miała zamiar wcisnąć w siebie trochę zupy Boba, miała też nadzieję, że ciężarna również się posili, cukier wskoczy jej na miejsce i może przestanie już ryczeć. Lucas był zajęty rozmową z Jamesem, wobec czegoś Klara zwróciła się do Oriany:
- Mogłabyś opatrzyć moją nogę? - zapytała bacznie przy tym obserwując czarnowłosą nastolatkę.
- Ja też umiem! - Ożywiła się nagle Amy, zanim Oriana zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
- O proszę, dobrze wiedzieć - odparła Klara. - Jednak teraz tobie należy się odrobina odpoczynku, a przy Orianie już ściągałam spodnie, więc wolę oddać się teraz w jej ręce.
- Ok - Stwierdziła Amy, i wróciła do wmuszania w siebie zupy. W tym czasie, w końcu przy Klarze zjawiła się i Oriana, i zabrała ją na bok, celem opatrzenia uda…

Klara porozbierała się powoli, żeby Oriana miała dostęp do nogi, a także przy okazji mogła skontrolować gojący się bok. Była obolała i zamyślona, może trochę bardziej niż Klara na codzień.
- I nad czym tak ciężko główkujesz? - Spytała w pewnym momencie lekarka.
- Myślę o Amy - odpowiedziała krótko Klara, zerkając na Orianę. - Jak ta noga?
- Nie jest źle… - Odparła dziewczyna, opatrując ranę na udzie - I co wymyśliłaś? Bo Lucas jej nie ufa nic a nic, i chce jej się pozbyć przy pierwszej możliwej okazji…
Klara pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Póki co? Za mało o niej wiemy, jestem za znalezieniem jej jakiegoś bezpiecznego miejsca. Kimkolwiek ona jest, pod sercem nosi coś niewinnego, zasługuje na bezpieczne schronienie.
- Wykorzystała swojego niby ojca, a teraz chce wykorzystać nas? - Powiedziała Oriana.
- Niekoniecznie. Nie znasz jej historii, tak samo jak ja jej nie znam. Amy twierdzi, że Ed był jej ojcem oraz ojcem jej dziecka, które zrobił bez jej zgody - powiedziała Klara, niby obserwując nogę, ale kontem oka Orianę… która uniosła brwi, na takie wieści, i aż spojrzała na Klarę.
- Ojciec z własną córką?? - Szepnęła przejętym tonem - To nie jest… normalne - Dodała - I z reguły i dzieci się nie rodzą normalne - Skierowała wzrok gdzieś w ziemię.
- Zupełnie nienormalne - przyznała Klara. - Chociaż kiedy Amy mówi, że był jej ojcem, dodaję, że lubił być nazywany tatusiem, zastanawiam się, czy jest pewna, że był jej rodzonym ojcem czy opiekunem. Tą część historii pewnie trzeba by wybadać. Amy to dużo niewiadomych. Póki co nie mamy wyjścia, prawda? - tym razem Klara spojrzała na Orianę. Ta z kolei skończyła bandażować nogę kobiety, po czym powoli chowała rzeczy do torby… nagle zrobiła dziwną minę. Spojrzała Klarze prosto w oczy.
- Możesz ją zastrzelić, jak tamtą wtedy Bogu winną dziewczynę - Powiedziała nad wyraz twardym tonem jak na nastolatkę.
- Nie - odpowiedziała Klara - bo dla niej widzę nadzieję.
Czerwonowłosa wstała, by zacząć się ubierać. Oriana z kolei nie odpowiedziała już nic na ten temat, pakując manele.
- Bok goi się dobrze - Dodała jedynie, i tyle… opieka medyczna zakończona.

Klara po ubraniu się wróciła do reszty, badając sytuację, jak bardzo gotowi są do drogi. Pytanie Oriany zdenerwowało ją wewnętrznie, czego oczywiście bardzo nie chciala dać po sobie poznać.
- Skoro Oriana się tobą zajęła - powiedział James - to możemy się do końca spakować. A potem pogrzeb i ruszamy w drogę.
Lucas stanął niedaleko Klary spojrzał na nią i na nogę. Zakładał, że dziewczyna świetnie pamiętała jak ją ostatnio poskładał.
-Jak noga pomoc jeszcze trochę? - zapytał zmęczonym głosem.
- Wyglądasz na zmęczonego - stwierdziła Klara, sądząc po tonie głosu Lucasa - więc jak sam czujesz, nie jest najgorzej a nie wiadomo co nas jeszcze dziś czeka, możemy spróbować jak odpoczniesz - odpowiedziała cicho.
- Zjem coś i pomogę Amy się spakować - powiedział James. - Bo nigdy nie wyruszymy...
Ruszył w stronę nastolatki. Ta siedziała zaś przed swoim namiotem na ziemi, wmuszając w siebie każdą łyżkę zupy. Wpatrywała się również przed siebie "pustym" wzrokiem…
James darował sobie "Smacznego", które wyglądałoby raczej na ironię.
- Pomóc ci w spakowaniu rzeczy? - spytał, przysiadając obok Amy. - Ta zupa nie jest aż taka zła - dodał ciszej.
- Umm, co? - Nastolatka zamrugała oczami, spoglądając na Jamesa.
- Czy pomóc ci się spakować? - powtórzył. - Niedługo wyruszamy.
Wpatrująca się w niego nastolatka westchnęła "drżącym tonem", po czym wbiła wzrok w ziemię. Pokiwała potakująco głową.
- W takim razie... - James spojrzał na trzymane przez dziewczynę naczynie - dokończ tę zupę, a ja się wszystkim zajmę. Ale potem będziesz musiała mi pomóc przy koniach.
- Mogę jechać z wami? - Szepnęła nagle, spoglądając prosto w jego oczy. W jej, migotały znowu łzy.
- Chyba że bardzo nie chcesz - odparł. - Przecież nie zostawimy cię samej. Pomożemy ci znaleźć sobie jakieś miejsce, gdzie będziesz mogła bezpiecznie wychować dziecko. To będzie chłopiec, czy dziewczynka? - spytał.
- Nie wiem. Nikt nie wie… bo jak to sprawdzić? Kiedyś były jakieś maszyny, co do brzucha zaglądały, teraz wszystko popsute… - Amy wzruszyła ramionkami.
- Wioskowe babki różne rzeczy plotą. - James uśmiechnął się leciutko. - Niektóre nawet wróżą z takich czy innych objawów. Żadna nie próbowała?
- Tatuś gadał, że… - Ciężarnej załamał się głos, i po jej policzkach znowu poleciały łezki. Pokręciła przecząco głową, i wbiła spojrzenie tym razem w zupę, do której kapały jej łzy.
- Przepraszam... - James leciutko dotknął jej ramienia, a Amy zadrżała na całym ciele. Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć lub zrobić w takiej sytuacji. - Będzie dobrze - zapewnił. Miał nadzieję, że tchnął w te słowa odpowiednią ilość przekonania.
- Ok… - Padła cichutka odpowiedź z jej strony. Dziewczyna nie spojrzała na niego, nie poruszyła się, wpatrywała jedynie w miseczkę z zupą trzymaną w dłoniach.
- Spróbuj zjeść wszystko - powiedział, po czym wsunął się do namiotu, by spakować dobytek dziewczyny i rzeczy jej ojca.

- Yo! J! Mam do ciebie sprawę! - Usłyszał nagle głos Boba, tuż obok namiotu.
- Zgłaszasz się do pomocy? - James wystawił z namiotu plecak Amy i wysunął, przy okazji, głowę.
- Sama pochowam… - Burknęła nagle nastolatka, biorąc plecak z dłoni Jamesa. Bob zaś kiwnął głową chcąc chyba kumpla "na stronie".
James nie przejął się burknięciem, uznając że lepiej będzie, jeśli Amy zacznie cokolwiek robić, niż by miała siedzieć i pogrążać się w niewesołych myślach.
- W razie czego zawołaj - powiedział do dziewczyny, po czym podszedł do Boba.
- Zapraszasz na śniadanie? - spytał, z odcieniem ironii w głosie.
- Taaa… - Parsknął Bob - Dobra, słuchaj, chodzi o to, że mnie już dupsko boli od tego jeżdżenia. W drodze wyjątku, może chcesz się karnąć Harleyem?
James zastanawiał się przez niedługą chwilę.
- Harleyem, powiadasz? - Przyjrzał się uważnie przyjacielowi. - Zgoda... Ale może przy okazji poprosisz Orianę, by ci coś przepisała? Albo zrobiła masaż? - zażartował. - Obiecuję, że nie uszkodzę twojej ukochanej maszynki - zapewnił.
- Ha...ha… - Bob lekko rzucił mu kluczyki od motoru. - I zostaw małą w spokoju… czy jesteś chętny do pakowania jej majtek? - Dodał z głupim uśmieszkiem.
- Przynajmniej zaczęła coś robić, zamiast ronić łzy nad twoją zupą - odparł cicho James, chowając kluczyki.
- Mi to tam phhh… - odparł mechanik - Jak jej nie smakuje, to niech se zrobi lepszą.
- Zaraz się przekonamy, jakich szczytów sięgnęły twe kulinarne możliwości - stwierdził James.
- Pieprz się J. To zupa z puszki. Z puszki - zarechotał Bob.
- Och, jakie rozczarowanie - James westchnął z udawaną rozpaczą, po czym zostawił Boba, by zabrać się za spóźnione śniadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-06-2021 o 14:24.
Kerm jest offline  
Stary 05-06-2021, 19:55   #46
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- To zmęczenie sytuacją. Chodźmy na bok zajmę się raną. - Lucas wskazał mały pniak z dziesięć metrów od nich i ruszył w jego stronę oglądając się jedynie czy Klara ruszy z nim.
Klara poszła razem z Lukasem, usiadła na wskazanym przez nim pniaku. Póki co nic nie mówiąc, tylko obserwując zamiary Lucasa.
Lucas jak i poprzednim razem po prostu Klarę dotknął. Energia przepłynęła od niego do kobiety sprawiając, że rany zaczęły się zasklepiać.
- Opatrunek od Oriany noś na wszelki wypadek nie wspominaj o moich mocach Amy. Nie ufam jej - podkreślił Lucas.
Klara najpierw pokiwała głową ze zrozumieniem, a później dopiero powiedziała:
- Dobrze. Ciężko z niej wyciągnąć coś więcej - spojrzała wtedy krótko na Amy, do której dosiad się James. - Jakąś teoria skąd wzięły się tu tygrysy?
- Po niebie latają anioły mordujące ludzi. Więc tygrysy na wolności wcale nie są takie niezwykłe. To zresztą chyba nie ważne zwijamy się stąd zaraz. - Lucas odpowiedział Klarze.
Po chwili oboje zauważyli, iż do Amy przysiadł się James, a i po kilku dłuższych chwilach pojawił się tam i Bob. Hmmm…
- Dziękuję za nogę - powiedziała Klara. - Skoro są tu tygrysy, to kto wie co jeszcze może się trafić - dodała. Nie lubiła za długo zostawać w miejscach w których "coś się wydarzyło", zupełnie jakby to pozostanie zbyt długo było kuszeniem dalszego losu. - Trzeba jeszcze zakopać ciało - mówiąc to obserwowała Jamesa i Boba którzy dosiedli się do Amy.
- Dołączmy do reszty i zabierajmy się stąd w takim razie. - Lucas po zajęciu się ranami Klary i krótkiej rozmowie wrócił do pozostałych.
James poszedł do ogniska, gdzie zabrał się za jedzenie zupy, Amy pakowała swoje rzeczy wewnątrz namiotu, a Bob zbierał to tu, to tam, walające się klamory od wszystkich. Czas ruszać w drogę…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 05-06-2021 o 20:10.
Wila jest offline  
Stary 05-06-2021, 20:17   #47
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Droga do Decatur


Po spakowaniu maneli, i pogrzebaniu Eda(Amy ryczała jak bóbr, na tym małym “pogrzebie” swojego ojca), opuszczono w końcu miejsce obozowe, ruszając w dalszą drogę. Konie przywiązano do Forda, a ciężarną nastolatkę zabrano ze sobą.

Motorem jechał dla odmiany James.

Pickupa prowadziła Klara, obok niej, na środkowym siedzeniu, siedziała Oriana, po prawej Lucas. Z tyłu z kolei Bob, oraz Amy, która ledwie w 10 minut jazdy zasnęła w aucie…

Amy od razu ściągnęła buty, pozostając w skarpetkach. Najpierw spała w pozycji siedzącej, po pewnym czasie bokiem oparta o drzwi, a w końcu i całkiem się położyła na siedzeniach (nieświadomie?) pakując swoje nogi na kolana Boba.

Dalsza droga była totalną męczarnią.

Trzeba było jechać bardzo wolno, mając na uwadze dreptające z tyłu konie, i mimo, iż towarzystwo miało zamiar ledwie wjechać do samego Decatur(na przedmieściach którego się praktycznie już znajdowali), celem zdobycia paliwa, i być może odstawienia tu gdzieś ciężarnej, podróż wlokła się niemiłosiernie.

40 minut cholernego “spacerku”, nie szybciej niż… 20km/h!!

Klara zerkając w lusterko wsteczne, w pewnym momencie zauważyła, iż Bob, siedzący z zamkniętymi oczami… co pewien czas gładził łapą łydki Amy, znajdujące się na jego kolanach.

….

Niezbyt głośne “Prrrr” rozległo się w pewnym momencie w aucie, a Bob cicho zarechotał.
- Pfuuu… - Oriana zatkała nos.
- To nie ja, to Amy - Powiedział szeptem mechanik, nadal mając ubaw, i otwierając swoje okno. A ciężarna spała w najlepsze...





Decatur


Im bardziej towarzystwo wjeżdżało w miasto, tym bardziej mieli dziwne wrażenie, iż chyba pakują się w kłopoty.

Tu i tam, wiszące na latarniach ludzkie szkielety. Sporo czaszek. Dziwne malunki na zniszczonych budynkach, głównie czerwoną farbą… bo to była farba, tak??

Hmmm.

W końcu i ujrzeli pierwszych ludzi. Ubrani w łachmany, często maski gazowe, uzbrojeni w różnorodną broń ręczną. Obserwowali kolumnę z dachów, okien, spomiędzy gruzu.

- Broń w pogotowiu, ale chwilowo niech tylko widzą, że ją mamy - Powiedział Bob łapiąc za swoją strzelbę - To wszystko może nic nie znaczyć… ot gapią się na nas… - Dodał z nadzieją w głosie.

Wkrótce kolumna dotarła do dużego skrzyżowania, i James się zatrzymał. Powodów mogło być kilka, zaczynając od faktu, iż po prostu nie wiedział, gdzie dalej jechać, do najważniejszego - Tu i tam, stało trochę miejscowych po prostu na ulicy, gapiąc się na nich…


Mężczyźni i kobiety, uzbrojeni w pręty, włócznie, kilku z pistoletami i strzelbami, ubrani w łachmany, własnoręcznie wykonane śmiecio-pancerze. Nigdzie nie było widać dzieci, nigdzie nie było choćby jakiegoś cholernego kundla. Oddaleni od pojazdów o jakieś 30 kroków.

- Czego chcecie?! - Krzyknął jeden z nich, z zarośniętą gębą.

- To co Lucas, handelek odnośnie paliwa? - Powiedział cicho Bob, jakby z lekkim przekąsem, kładąc dłoń na klamce auta, szykując się do wyjścia??

Amy siedziała już całkiem zwyczajnie na swoim miejscu, obserwując miejscowych przez szybę wzrokiem pełnym obaw.

Zresztą nie tylko ona… Oriana chwyciła w dłoń swojego Glocka 17.
- Nie podoba mi się to miejsce - Mruknęła lekarka.
- Witamy w apokalipsie - Zażartował głupio mechanik - Świat to nie zawsze niby mili i uśmiechnięci ludzie...






***

Komentarze za chwilę
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-06-2021, 14:41   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pakowanie, sprzątanie, zacieranie śladów pobytu.
Pogrzeb i zalana łzami Amy...
I w drogę.

Zdaniem Jamesa Bob aż za dobrze wiedział co robi, przesiadając się do forda. Jazda motocykla w tempie wędrującego konduktu była męcząca i dla kierowcy, i (zapewne jeszcze bardziej) dla harleya, którego licznik buntował przeciwko wskazywaniu takich małych wartości. Chcąc nie chcąc James wyprzedał forda o paręset metrów, zatrzymywał się, a gdy samochód go doganiał - ponownie ruszał naprzód.

Nic się nie działo - cisza (zakłócana warczeniem silnika) i nuda. Do chwili, gdy głębiej wkroczyli na tereny miasta.

- Robi się ciekawie - rzucił przez radio James. - Może trzeba było pojechać na jakąś wieś... - dorzucił zdecydowanie spóźnioną propozycję.

Miał cichą nadzieję, że wiszące tu i ówdzie szkielety mają odstraszać nieproszonych gości, a nie są zapowiedzią tego, co czeka nierozważnych wędrowców, którzy zawędrują w te strony.
Bardzo cichą nadzieję.

Gdy w końcu trafili na mieszkańców Decatur, humor Jamesa jeszcze bardziej się pogorszył.
Wyglądało na to, że wpakowali się w tarapaty, z których nie było szybkiego i bezpiecznego wyjścia.
Na szczęście tamci nie zaczęli rozmowy od strzelaniny.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-06-2021, 21:56   #49
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- W sumie to jak się mają na nas rzucić to i tak to zrobią. Zagadać można co nam szkodzi? - Lucas odpowiedział Bobowi. - Zresztą kurwa jak źle pójdzie to James na tym motorze jest odsłonięty. Wyglądają na gości którzy przejęli to miejsce siłą. Broń w pogotowiu ale nie róbcie nic gwałtownego. Każda napaść ma swoją cenę musimy wyglądać na takich których nie opłaci się zaatakować. Sam lekko uchylił drzwi wysiadając jako, że Oriana siedziała pomiędzy Bobem a Lucasem. Drzwi otworzył tak w ¾ więc osłaniały go częściowo ale wyszedł na zewnątrz. Banda przed nimi była na pewno liczba przez co i groźna. Telepata jednak nie był przerażony.
- Przejazdem jesteśmy. - odkrzyknął do brodacza Lucas - Jak u was z żarciem i paliwem? - dodał po chwili.

Klara zacisnęła palce na kierownicy.
- Oriana? Jak dobrze umiesz prowadzić? - zapytała, nie w porę Orianę. Tak sobie po prostu pomyślała, że lepiej przydałaby się jako strzelec. I zawsze na przyszłość warto wiedzieć.
- Kiepsko - Odparła nastolatka.

James czekał na odpowiedź domniemanego przywódcy 'tubylców', mając sztucer w pogotowiu, acz nie grożąc nim nikomu.

Bob wyszedł z forda całkowicie(!), nawet zamykając za sobą drzwi(!!), dwoma szybkimi susłami znalazł się jednak na pace pickupa. Demonstracyjnie przeładował swoją "pompkę".

- Żarcie… - Powtórzył w tym czasie zarośnięty miejscowy - Żarcie właśnie przyjechało… - Wyszczerzył popsute zęby.
- Jesteśmy lepiej uzbrojeni choć was jest więcej. Możemy wam oddać truchło tygrysa i powiedzieć gdzie niedaleko leży drugie. To od zajebania mięsa. Wystarczy dla was wszystkich i nikt nie będzie musiał zdychać dla żarcia.- Lucas podkreślił fakt, że walka to trupy po obu stronach zwłaszcza gorzej uzbrojonej. - Pełny brzuch to ważna sprawa niemal tak ważna jak cały brzuch. Dogadamy się? - telepata popatrzył na brodacza. Wymownie się w niego wpatrywał jakby podkreślił kogo wybiera na pierwszy cel gdyby zrobiło się gwałtownie.

Na słowa Lucasa, przez "porozrzucanych" tu i tam miejscowych, przeszedł szmer… a brodaty przywódca wyraźnie miał zaskoczoną minę. I w końcu się roześmiał, chrapliwie, idiotycznie.
- Huehuehue, ja pierdolę… - Mruknął, a i paru innych jego ludzi zarechotało.
- Dobra… ej ty, też tak myślisz? - Spytał nagle Jamesa.
- Jestem przekonany - odparł zagadnięty - że obie strony lepiej wyjdą na handlu wymiennym, niż na wymianie strzałów. - Spojrzał na brodacza, który z całą pewnością byłby pierwszą ofiarą strzelaniny. - Kupujemy paliwo i informacje. I mamy czym zapłacić... jeśli handel będzie uczciwy.

- Lucas, co ty robisz… - Syknęła nagle w aucie Oriana - Ma być handel, a nie groźby…
- To jest handel. Właśnie go rozpoczęliśmy- wyszeptał Lucas do dziewczyny. Nie mając czasu na dłuższe rozmowy.
- Ja chcę stąd jechać… - Pisnęła nagle cichutko, na skraju płaczu, Amy.
- Ciiii… cichutko - powiedziała Klara - najlepsze i jedyne co teraz możecie zrobić to zachować ciszę, Amy nie pokazuj się, pewnie cię nie widać na tylnym siedzeniu.

Lucas spojrzał wymownie na Orianę a potem na Amy.
- Oriana będzie przy tobie młoda nic się nie martw. Musisz być jednak cichutko. Mamy wyglądać na twardych jak zaczniesz płakać albo panikować cały plan w pizdu. Daliśmy radę już nie jednym takim. Spokojnie i zaufaj nam.

- Nie jestem idiotą. Mięso tygrysów możecie se w dupę wsadzić - Odparł twardo brodacz - Coś innego.
-Mięso to mięso. Mniej smaczne ale to nie są czasy na wybrzydzanie. - w końcu trwała apokalipsa zdaniem wielu zaświtało chłopakowi w głowie.
- Macie tu sporo ludzi do wykarmienia. - Lucas spodziewał się, że głód tej bandzie nie raz zajrzał w oczy. Brak dzieci a nawet psów wyraźnie na to wskazywał - Mamy też konie, żywe więc mają szersze zastosowanie. Co wy macie na wymianę? - Mckenzi nim zaoferuje coś więcej chciał usłyszeć drugą stronę.
- Wreszcie młody zaczynasz trochę rozumieć. Weźmiemy konie, dostaniecie paliwo - odparł brodacz.
- No to porozmawiajmy o szczegółach - zaproponował James. - Ile oferujecie?
- Więcej niż te konie są warte. Będzie z 50 litrów. Co macie więc jeszcze? - Brodaty wbił wzrok w auto, gapiąc się chyba na siedzące z przodu dziewczyny.
Klara odpowiedziała krótkim spojrzeniem bez wyrazu. Negocjacje już dawno postanowiła zostawić chłopakom, więc nie odzywała się.

Lucas niechętnie patrzył na oddanie tej bandzie broni. Stąd on nie zamierzał być tym który ich dozbroi. Nawet gdyby wymyślono jakiś bezpieczny sposób na wydanie jej gościom którzy mogli jej użyć przeciw nim.
- Kobitki zajęte. Tacy duzi chłopcy jak wy pewnie rzadko chorują ale wszędzie zdarzają się chorzy lub ranni. Znamy się na tym mamy medyka. Możemy pomóc za paliwo czy co tam ciekawego macie jeszcze. - Lucas kontynuował targi.
- Broni nie macie na sprzedaż? - Spytał brodacz - Trudno będzie dobić targu. Mamy więcej paliwa, niż te konie warte, i co teraz?
- Można by się jakoś dogadać - odparł James. - Ale sam wiesz, że handel bronią to ryzykowne dla obu stron zajęcie. A zaufanie zdecydowanie wyszło z mody.
- Macie może kogoś, kto zajmuje się wyprawianiem skór? - spytał. - Ciepłe futerko na zimne noce też się przydaje.
- Już wam gadałem, co se możecie z tymi tygrysami zrobić… - Warknął brodaty - Moja cierpliwość się kończy. Żarcie, czyli konie, i broń najlepiej, za paliwo, i tyle.

- Nawet jeśli uda im się dobić targu, lepiej żebyśmy nie wysiadały z auta, zwłaszcza Amy. Mam nadzieję, że to będzie szybka wymiana i jedziemy dalej - Klara szepnęła w tym czasie do dziewczyn.
- Ok... - Szepnęła przerażona wszystkim ciężarna.
- Za nic tam nie wyjdę - Powiedziała Oriana.

- To futro chciałem dla mnie - wyjaśnił James. - Do koni dorzucimy Winchestera 94 i Colta M1911 i garść amunicji do obu - zaproponował.
- Mało - Powiedział brodacz, i wymownie położył dłoń na jakimś pistolecie wetkniętym z przodu za pasek spodni.
- Gdy paliwo znajdzie się na pace, dorzucimy jeszcze Smith&Wessona 38 i Berettę 92F - zaproponował James.
- Nie - Rzucił oschle miejscowy, a wszystkim zjeżyły się włosy…
- Nie damy się wychujać. Wymiana będzie na waszej pace, a potem możecie spierdalać, gdzie tam chcecie. Tak, czy nie?
- Tak... - powiedział James. - Który z was zna się najlepiej na broni, byście byli pewni, że złomu wam nie wciskamy?
- Chuj ci do tego - Padła kolejna, elokwentna wypowiedź, po czym brodaty zwrócił się do jednego ze swoich ludzi - Niech przyniosą beczkę. Tą niebieską.

Słuchający przytaknął, po czym głośno gwizdnął, a dwóch innych gdzieś poleciało…
 
Icarius jest offline  
Stary 08-06-2021, 21:58   #50
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
To było naprawdę cholernie długie pięć minut oczekiwania, pełne nerwów i spoconych dłoni. Paru miejscowych zaś, zachowując bezpieczną odległość jakiś 10 kroków, zaglądało z boków do Forda… uśmiechając się, i oblizując. Amy cichutko szlochała.

Podczas tych długich minut, Klara jedną dłonią nadal mocno ściskając kierownicę odwróciła się lekko w bok, by móc spojrzeć na Amy.
- Spokojnie Amy - powiedziała łagodnie, po czym poklepała dziewczynę po kolanie, bo tam mogła sięgnąć najdalej.
- O...k… chlip… chlip… ale… wy mnie… tu nie… zostawicie? - Wydukała nastolatka.
Lucas wsadził na chwilę łeb do środka.
-Ile mamy miejsca w baku pustego. W sensie ile litrów nam tam teraz wejdzie. - telepata zadał szybkie pytanie.
Oriana spojrzała na niego, jak… podobnie Amy. A Klara… spojrzała na licznik paliwa.
- Mamy teraz ponad pół baku powiedziała niezbyt głośno, w sumie wolała, żeby ta informacja nie była znana szerokiej publiczności. - Czyli wejdzie nam z jedenaście, może dwanaście jednostek do pełna. Motor pewnie podobnie z pół baku, ale mniejsza pojemność.
- Dzięki Klara, bądź czujna. - Lucas ruszył pomóc przy koniach.
Klara wróciła wzrokiem do Amy, ale tylko na chwilę, wolała bowiem obserwować sytuację w około nich.
- Amy, daj spokój, na pewno nie - zapewniła dziewczynę - nikt z nas nie chciałbym tu zostać nawet na chwilę, obiecaliśmy znaleźć dla ciebie bezpieczne miejsce, a nie takie. Musisz wiedzieć, że nie jesteśmy ze złota, ale staramy się nie być gnojami, tak w skrócie mówiąc. Prawda Oriano?
- Hm? Co? Tak… - Mruknęła lekarka, zajęta obserwacją okolicznych "drabów".
- Dziękuję Klaro - Powiedziała cichutko Amy, na chwilę kładąc jej dłoń na ramieniu. Klara na moment przytrzymała jej dłoń lekko ściskając. Kciuk ciężarnej nastolatki na drobny moment pogłaskał dłoń wytatuowanej kobiety, a następnie Amy cofnęła rękę...

W końcu zjawiła się i beczka, wieziona na jakiejś pieprzonej taczce.



- Bob, sprawdzisz? - James zwrócił się do kumpla.
- Poproszę beczkę na pakę, celem kontroli - Powiedział Bob do dwóch typków ją transportujących… tyle że, konie były na drodze. Ech fuck.
Lucas podszedł do koni i je odczepił starał się oba trzymać jedną ręką za uzdy licząc, że nie będę się specjalnie wyrywały. Drugą rękę miał wolną.
- Bob broń nie nabita a iglice każdej sztuki daj im do łapy. Ostrożności nigdy za wiele. - Lucas nie był zachwycony tym, że James w ogóle wspomniał o nadmiarowych sztukach. Mogli próbować ugrać połowę beczki a nie uzbrajać bandę zwyrodnialców. Która zresztą może im jeszcze zagrażać. - Dobra to wymiana na pace. Broń niech ktoś od was sprawdzi ale przed oddaniem wyjmujemy amunicję i iglice damy wam je do łapy. Sam rozumiesz ostrożność. No i nie chcemy was wydymać ale i sami nie lubimy być dymani.
- Pierdolenie… pierdolenie młody. Widać, żeś cwaniak, a ja takich nie lubię. Jak więc nie chcesz kulki w tą rozgadaną gębę, proponuję, żebyście po prostu chwilowo wyciągnęli z broni amunicję, a nie grzebali przy samej broni… - Powiedział brodaty, nieco zachodząc auto z boku - My nie będziemy machać łapami, wy też nie, i za chwilę będzie po handelku.
Lucas należał do narwanych ludzi. Zawsze tak było po prawdzie był gotów zaryzykować życie żeby jebnąć brodatemu chujowi z gnata w twarz. Nie był jednak sam, co go powstrzymywało. Na twarzy Lucasa jednak zagościł cyniczny uśmiech z gatunku “pierdol się”.
- Włożenie kulki do gnata nie zajmuje dużo czasu. Chyba sam rozumiesz obawy, wszyscy chcemy żeby nie było problemów. Iglica na waszych oczach - ponownie zaproponował Lucas. Nie ufał brodatemu złamasowi. Jak zresztą nikomu innemu. Danie im jedynie rozładowanej broni było proszeniem się o kłopoty jeszcze przed wyjechaniem z miasteczka. Lucas spojrzał też na Jamesa w oddali.
James tylko skrzywił się i pokręcił przecząco głową. Nie miał pojęcia, skąd w Lucasie wziął się talent do robienia sobie wrogów z napotkanych ludzi. Najpierw z redneckami, teraz tu.

Klara wzięła głęboki oddech, miała szczera nadzieję, że tym razem James i Lucas nie skoczą sobie do gardeł pokazując tym typom ich najsłabszy punkt - niezgodę w grupie. Szło dobrze, póki ich telepata nie wkroczył do akcji.
- Amy połóż się - szepnęła Klara, po czym otworzyła drzwi auta, żeby wyjrzeć.
- Hej, Lucas! Zastąpisz mnie za kierownicą? - poprosiła uprzejmie kolegę. - Pomogę Bobowi z tą bronią - poprosiła, nie opuszczając jednak stanowiska, póki Lucas nie zgodzi się na zamianę.
Lucasowi nie był zdziwiony, że James zdradził fakt posiadanie przez nich nadmiarnej ilości broni. Nie był też zdziwiony, że najpierw się wygadał a potem jakoś dziwnie przycichł. Ciekawe co by zrobiła jego kompania gdyby zbiry okazały się zbirami i broń po prostu załadowały i skierowały przeciwko nim? Broń którą właśnie im oddawali. Najwyraźniej tylko jemu przeszkadzało dozbrajanie zbirów, bez kompletnie żadnego zabezpieczenia. Propozycję Klary potraktował jak wybawienie.
- Oczywiście - poszedł zamienić się z dziewczyną na miejsca. Obrał jednak kierunek ze swojej strony auta i najwyraźniej zamierzał wsiadać do samochodu od swojej strony. Spodziewał się kłopotów jak wszyscy, rękę trzymał blisko broni.

Handelek, negocjacje, prężenie muskułów… pyskowanie, groźby. Nie tak to miało wyglądać. Sytuacja zaostrzała się z sekundy na sekundę, i było coraz gorzej. Nie ustępował brodaty, nie ustępował Lucas. Ten ostatni, ruszył w końcu, by wsiąść na powrót na własne miejsce(?), i gdy już w sumie wchodził do wnętrza Forda, padł pierwszy strzał.

Wszystko zwolniło do pojedynczego uderzenia serca.

Herszt tej bandy popaprańców strzelił z pistoletu wsiadającemu Lucasowi w plecy.

Szok. Wrzask Amy. Ryk tłumu, unoszone lufy…

Kula z rewolweru przebija pod kątem przednią szybę auta, przelatuje dalej, centymetry między głową Oriany i Klary.

Jeden z popaprańców po prawej od Jamesa, szybkim ruchem unosi lufę obrzynu, i wali z obu rur. Mężczyznę na motorze zalewa chmura śrutu. Obrywa po prawym kolanie, po prawym boku, po prawej części twarzy… nie przewraca się. Jest jednak poważnie ranny. Jakaś pizda stojąca niemal na wprost Jamesa, unosi w jego kierunku coś jakby Uzi. Wrzeszczy, by się poddał. Mężczyzna słyszy ją jak przez grubą ścianę… jest w sporym szoku po otrzymaniu ran. Kolejny drab wali z M16, “z biodra”. Na szczęście pocisk mija o cal ciało Jamesa, wprost pod jego pachą, przelatując jednak dalej, wbija się w grill auta.

Jakiś “rewolwerowiec” wali do Klary. Kula jednak nie przebija drzwi, za którymi jest kobieta.

Następny z tego tłumu, napierdala z “pompki” do Boba na pace. Mechanik obrywa w bok, zalewa się krwią, nie pada jednak.

Jeden z tych, co podwozili beczkę na taczce, wyciąga rewolwer i strzela… na linii strzału są jednak spanikowane konie. Kula trafia jednego z nich w zad.

Otaczający śmiałków tłum wrzeszczy i strzela, konie zrywają się ze sznurków. W stronę Forda lecą kamienie i cegły… spora część bandy zrywa się do ataku wręcz, by zrobić użytek z różnorodnej broni.

James stał jak ogłuszony. Zdawał sobie co prawda sprawę, że nagle wszystko się porypało, ale kto do niego strzelił i co chce od niego jakaś baba, nie miał pojęcia. Jedyne, co mógł zrobić, to spróbować nie upaść razem z motocyklem, bo z ziemi już by się nie podniósł.
Odruchowo niemal strzelił do grożącej mu baby, a potem upuścił sztucer i dał gazu, chcąc przebić się przez otaczający ich tłum w miejscu gdzie, jeśli dobrze widział, nikogo prawie nie było.
- Jebany brodaty chuju! Nie masz jaj twarzą w twarz - Lucas najwyraźniej mimo śmiertelnego zagrożenia zareagował furią i nienawiścią. - Zdechniesz, żryj to - równocześnie z wykrzykiwanymi hasłami Lucas rzucił granatem obok brodacza tam by eksplozja objęła również trzech jego przydupasów. Sam wskoczył do auta by zyskać chwilową osłonę.
Kiedy Lucas znalazł się w aucie Klara zamknęła swoje drzwi, odpaliła auto i ruszyła czym prędzej za Jamesem.
- Oriana schowaj się - chciała powiedzieć, ale z przejęcia było to bardziej krzyknięcie - jeśli dasz radę otwieraj okno, żeby Lucas miał jak strzelać. Guzik, obok ciebie - dodała na wypadek, gdyby dziewczyna straciła głowę i zapomniała.

James strzelił do kobiety z uzi, trafiając ją w środek torsu, zabijając na miejscu. Następnie… po prostu upuścił ukochany sztucer na ulicę. Potrzebował obu rąk do prowadzenia Harleya, a nie było czasu na jakiekolwiek gimnastyki z zakładaniem broni na plecy. Albo sztucer, albo życie. Ruszył z piskiem opon, mocno skręcając w lewo…

Lucas rzucił granatem, i ten ładnie wylądował, gdzie chciał, a eksplozja i fala ognia rozrzuciły na boki trzech pomagierów, i samego głównego szmaciarza, szatkując ich i paląc.

W tym samym momencie konie rozpierzchły się na boki, uciekając na oślep prosto w eksplozję, i jeden z nich również został nią powalony.

Klara wyrwała w końcu i ostro do przodu Fordem, aż Bob na pace się wypierdolił prosto na gębę… zaliczając owym pyskiem tylną klapę.

Kilku ćwoków będących tuż tuż pickupa od jego lewej strony, zdążyło raz go “drasnąć” bejsbolem, tasakiem, czy i maczetą, był to jednak pic na wodę. A Amy, leżąca na tylnych siedzeniach, cały czas krzyczała, zasłaniając głowę rękami.

Oba pojazdy pognały kolejną ulicą, oddalając się od zjebów… kilku z nich wybiegło na nią, strzelając za uciekinierami. Strzał z M16 niecelny, z rewolweru przydzwoniło w tylną pakę, śrut “pompki” przeleciał po Fordzie, drapiąc lakier…
- Ja nie chcę umierać!! - Wrzasnęła Amy, kładąc dłoń tym razem na prawym ramieniu Klary.

Strzał z rewolweru.

Dziurawiona tylna szyba.

- Ja… - Nastolatka nagle zamilkła, i osunęła się w bok.

Klara przełknęła siarczyście, ale nie obejrzała się, skupiona na jeździe i celu: ucieczce z tego miejsca. Podążała za motorem.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 08-06-2021 o 22:03.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172